Góry Dasso[U podnóża gór] Podróż w nieznane

Rozciągające się od Równin Andurii aż po Równinę Maurat góry z wierzchołkami pokrytymi wiecznym śniegiem, przeplatane zielonymi dolinami i niebezpiecznymi przełęczami, zamieszkałe przez dzikie zwierzęta i legendarne potwory. Góry otaczają i chronią przed niebezpieczeństwami Szepczący Las, dając mu w ten sposób spokój.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Siofra
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Elf lodowy
Profesje:
Kontakt:

[U podnóża gór] Podróż w nieznane

Post autor: Siofra »

Tego dnia poranek zapowiadał się pogodnie. Lekki wiatr wiejący od szczytów delikatnie orzeźwiał powodując, że nawet najbardziej zaspani wędrowcy się budzili. Małe, strzępiaste chmury lekko sunęły po niebie, a słońce leniwie wschodziło ponad horyzont, jakby chciało nasycić się pięknym widokiem na cały dzień. Ptaki świergotały radośnie, informując wszem i wobec o porze odpowiedniej, by zacząć pracowity dzień.
- Mogłabym tak leżeć cały dzień... - odparła Siofra. - I patrzeć na te cuda, które się tu tworzą.
Elfka zrobiła małe, dobrze ukryte pośród krzewów "obozowisko". Miejsce na ognisko osłoniła z jednej strony gałęziami, a po drugiej stronie ułożyła kawałek uschniętego drzewa. Tuż obok wyścieliła z mchu i liści miejsce do spania.
- Graips tri huoe diu tiu reod low? - chrapliwym głosem odezwał się Vishnu. Chochlik jak zawsze mamrotał coś w zrozumiałym tylko dla siebie języku, co nawet elfce nieraz sprawiało problemy w zrozumieniu tego, co ten mały urwipołeć chce. Tak też było tym razem.
- Co ty, u licha, chcesz? - zapytała Siofra, ale chochlik nic nie mówiąc więcej poderwał się z ziemi i z impetem wleciał w pobliskie krzaki. Elfka tylko westchnęła, położyła się na trawie z rękami pod głową i wzrokiem szukała na niebie ptaków.
Awatar użytkownika
Aurora
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Zjawa - z Półelfki
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aurora »

        Aurora leciała sobie pomiędzy drzewkami, znowu znudzona. Brak potrzeby snu dawał jedynie wyzwanie żeby znaleźć coś interesującego. Teraz, kiedy już świtało mogła przynajmniej kogoś postraszyć. Leciała tak plecami do ziemi, oglądając niebo i wnętrza drzew na drodze. Ptaki głośno świergotały by pomóc zaspanym zwierzętom wstać i zjeść śniadanie. Gdzieś w oddali płynęła nawet rzeczka.
Zastanawiała się nad tym, co zrobić teraz. Mogła zawsze podlecieć na czyjś dwór i opętać szlachciankę. Ostatnio nudziło ją to jednak. Bycie w czyimś ciele nie jest równie przyjemne co swoje własne. Tym bardziej gdy właściciel stare próbuje cię z niego wypchnąć. Opętywanie zwierząt jest... dziwne. Mogła również powrócić do tradycyjnego planu i kogoś postraszyć. Mimo iluzji zabawy, bolało ją jednak gdy ludzie od niej uciekali. Czasami jednak tym sposobem natrafiała na guślarza. Oni mieli najczęściej jakieś pojęcie o zjawach i można było z nimi swobodnie porozmawiać. Dawali nawet wskazówki co do odzyskania wspomnień. Ostatnio jednak na takiego nie natrafiła.
        Nie mając pojęcia co ze sobą zrobić, nadal leciała przez las z głową w chmurach. Po jakimś czasie usłyszała jednak jakiś głos. Nie zrozumiała ani słowa z tego co powiedział. Pewnie gąszcze zagłuszyły. Bezgłośnie podleciała do istoty, czując już jej energię życiową. Zmaterializowała się tuż za, jak się okazało, chochlikiem. Wyglądał co najmniej śmiesznie. Taką nieproporcjonalną główkę miał, a te uszy! Nawet skórę miał taką dziwną. Roześmiała się lekko, na co chochlik zareagował przestraszony. Przed obrotem podciągnął szybko spodenki. Dlatego odszedł od tej drugiej istoty! Po spanku pewnie pęcherz miał pełen. Rozmyślania przerwał jego krzyk znowu w nieznanym języku. Co nieco skojarzyła z elfickim, ale to tyle. Zrobił coś czego nie spodziewała się Aurora, czyli skoczył na nią w pazurami. Podświadomie zasłoniła się rękoma, ale i tak przeleciał bezpośrednio przez nią i wpadł na drzewo. Zachichotała ponownie na widok chochlika szybującego w dół. Po chwili wstał i znowu próbował ją podrapać. Jedyne co osiągał to tylko się wychładzał, przelatując przez eteryczną postać. Gdy już jej się to znudziło ruszyła w stronę drugiego źródła życia. Kilka kroków dalej zobaczyła elfkę na trawie, zerkającą w stronę krzyków. Chochlik nadal próbował ją dotknąć.
- Ekhem... Mogłabyś go zabrać? Prędzej się zamęczy niż mi coś zrobi, a uparty jest - powiedziała, wychylając się nieśmiało zza drzewa.
Awatar użytkownika
Vess
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vess »

Uratowana przez nieznanego jej rycerza, Vess została zabrana od pisekielnych pomiotów i bezpiecznie odstawiona aż pod podnóża gór Dasso. Młodzieniec, choć nie da się pominąć faktu, że tchórzliwy - zjawił się w najlepszym, możliwym momencie. Gdyby nie on, kotołaczka zapewne zostałaby zabita przez jednego z potworów. Dziewczyna nigdy nie spotkała podobnych stworzeń i nie za bardzo wiedziała, jak sobie z nimi radzić. Przynajmniej była już bezpieczna.
Dziękując nieznajomemu za ratunek, Vess odłączyła się od niego i powędrowała w swoją stronę. Rycerzowi nie bardzo to odpowiadało i namawiał ją na podróż do jakiegoś większego miasta. Ona jednak odmówiła, a gdy on odjechał, ruszyła przed siebie.
Drzewa u podnóża gór były gęściej rozstawione, ich korzenie piętrzyły się nad powierzchnią i omijały wielkie głazy narzutowe. Konno nikt nie dałby rady tędy przejść. Na szczęście kotołaczka szła pieszo. Przeskakując nad kamieniami i lawirując między drzewami, Vess bardzo szybko pięła się coraz wyżej, wgłąb lasu. Szła bez wyraźnego celu, co raz bardziej zastanawiając się czemu odrzuciła propozycję rycerza, aż w końcu usłyszała szmer rzeki.
Odnajdując jej ciek, dziewczyna ruszyła wzdłuż niego, wyłapując kocimi uszkami najmniejszy dźwięk.
Pierwszy wyłapała już po paru minutach i jak to miała w zwyczaju, przylęgła do drzewa i wspieła się po nim, by ukryć się w koronach drzew i rozejrzeć się po okolicy.
Kawałek od niej stała tajemnicza elfka, przeciskająca się przez zarośla do drugiej, równie dziwnej postaci, wokół której skakał jakiś chochlik. Vess widziała obie z pomocą dobrego wzroku, ale była za daleko, by usłyszeć ich rozmowę. Ostrożnie zeszła za ziemię i korzystając z poduszek na łapach, zaczęła się bezszelestnie skradać.
Awatar użytkownika
Siofra
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Elf lodowy
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Siofra »

Nie było pisane elfce odpocząć spokojnie tego dnia. Nie minęło nawet parę chwil od zniknięcia chochlika w krzakach, a już wyskoczył z nich jak poparzony z krzykiem i zaczął rzucać się na jakąś istotę wyłaniającą się z zarośli. Siofra jedynie przyklękła odwracając się w stronę awantury, ale zauważyła, że jej mały towarzysz próbuje uszkodzić... ducha. Za pierwszym razem, gdy Vishnu przeleciał przez tą istotę, słychać było nawet tępe uderzenie jego głowy o pień, ale uparty stwór nic sobie z tego nie robił i dalej próbował dokonać niemożliwego. Elfka zaśmiała się w duchu, po czym wstała i jak tylko chochlik znalazł się koło niej chwyciła go w obie ręce. Mały jeszcze się wyrywał i chciał "dorwać" niedoszłą ofiarę, ale w końcu skończył i obrażony złożył na piersiach ręce.
- Torad hres pryt tryw klud jeer. A tfu! - krzyknął jeszcze i teatralnie zarzucił głową w bok.
- Przepraszam za niego, on nie zawsze taki jest - odparła Siofra. - Chciałabym pani powiedzieć, co ten wariat mówił, ale podejrzewam, że nawet jeśli bym go zrozumiała, raczej nie byłoby to zbyt przyjemne. Kim właściwie jesteś? - zapytała przybyszkę, chociaż miała wrażenie, że ma jakieś zwidy. Wtem chochlik zaczął przyglądać się jakiemuś kształtu trochę dalej w zaroślach, jednak elfka nie zwróciła na to uwagi.
Awatar użytkownika
Aurora
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Zjawa - z Półelfki
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aurora »

        Próbowała zrozumieć, chociaż część wypowiedzi chochlika. Udało jej się. "A tfu" niesie to samo znaczenie przez wiele języków i cywilizacji. Słysząc to, też teatralnie zarzuciła w bok głowę. W przeciwieństwie do niego po chwili odwróciła wzrok z powrotem na elfkę.
- Nie szkodzi, ten atak z zaskoczenia był nawet zabawny. Ja jestem... Jestem... - jak zwykle przy takich pytaniach się zawahała. Amnezja to dosyć uciążliwe schorzenie. Tym bardziej, gdy wiesz, że coś w głowie siedzi. Nie mogła jednak tego wydobyć. Natychmiast otrząsała się i odpowiedziała pewniej na pytanie.
- Jestem Aurora. Zjawa, jak widać. Spokojnie, wbrew stereotypom nie będę nikogo opętywać! No, może... A ty, jak cię zwą?
        Zauważyła, że chochlik wcale nie interesuje się ich rozmową, tylko uparcie czegoś wypatruje na drzewie. Z ciekawości sama tam spojrzała. Wyczuwała tam jakieś źródła życia. Uznałaby, że chochlik po prostu lubi oglądać ptaki, gdyby nie zdecydowanie silniejsza eminencja. "Cóż to może być? Niedźwiedź? Nie... Tutaj wspinające się na drzewa nie występują. Może małpka? Ale to też nie ten region... Mamy niedaleko miasto! Może coś uciekło z targu. Po prostu zobaczę"
Jak pomyślała, tak zrobiła. Wzniosła się płynnie nad ziemię i poszybowała w stronę punktu życia. W ogóle zaczynało robić się już tłoczno, a głód życia nigdy nie zamiera. W dodatku ten chochlik, przelatując przez nią narobił jej smaka. Odrzuciła szybko te myśli na bok. Nie chciała tak szybko odstraszyć nowo poznanych.
Gdy dotarła przed cel kotołaczce mogła wyjawić się eteryczna, uśmiechnięta na jej widok postać.
- Hej! Nie spodziewałam się tu kolejnej osoby! Zapraszam do reszty!
Awatar użytkownika
Vess
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vess »

Będąc niedaleko nich Vess mogła już rozpoznać niektóre słowa, które padały z ust dwóch rozmawiających kobiet. Jak już ustaliła wcześniej - jedna była elfką. Teraz Vess doskonale widziała jej białe włosy, szarawą tunikę i, co najważniejsze, przydroczony do pasa miecz. Na jego widok kotołaczka przełknęła głośniej ślinę i padła na wznak, gdy chochlik na rękach nieznajomych zaczął gestykulować i patrzeć w jej kierunku. Niech to, przeszło jej przez głowę,próbując się wycofać. Wtedy drogę zagrodziła jej druga postać - Aurora, która samej elfce przedstawiła się jako zjawa. Choć nie był to wyskok z niewiadomo skąd, Vess i tak uskoczyła w tył i naprężyła się jak kocur, obnażając drobne pazurki. Taka nagła bliskość ze zjawą trochę ją wystraszyła.
Kobieta nie wyglądała jednak na taką, która chce jej zrobić krzywdę. Nawet nie była uzbrojona. Odechnąwszy z ulgą, kotołaczka schowała pazury i wyprostowała się, zadzierając lekko otoczoną blond włosami główkę.
- Też się nikogo nie spodziewałam - powiedziała cicho, postępując kilka kroków do przodu. - Niedawno uciekłam jakimś demonom i myślałam, że to kolejne kłopoty spotykają mnie przypadkiem.
Awatar użytkownika
Siofra
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Elf lodowy
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Siofra »

Jesteś wytworem mojej wyobraźni? – dopowiedziała elfka w myślach, gdy duch zaczął się jąkać. Jednak gdy przybyszka przedstawiła się jako zjawa imieniem Aurora, Siofra odetchnęła z ulgą – eteryczna postać jednak nie jest wytworem jakichś chorych snów kobiety, co wydawałoby się dziwne jeszcze bardziej o tyle, iż chochlik pierwszy zauważył tę istotę. Elfka nie miała nigdy wcześniej do czynienia ze zjawami, jednak wątpliwe zapewnienie Aurory o braku chęci opętania ciała panny Thyen czy kogokolwiek innego wzięła raczej za ostrzeżenie, żeby się mieć na baczności. W końcu nie należała do osób narzucających swoją wolę innym, wręcz przeciwnie: należała raczej do osób, które wolą słuchać czyichś poleceń, niż je wydawać.
- Siofra. Mam na imię Siofra – odparła elfka. Zobaczyła wówczas, że Vishnu i zjawa patrzą w tym samym kierunku, przy czym Aurora całkiem odważnie skierowała się w pobliskie zarośla. Srebrnowłosa cofnęła się o krok, kładąc dłoń na rękojeści miecza, mając w razie złego rozwoju wypadków możliwość szybkiej obrony, bo w przypadku niespodziewanego ataku nawet zawziętość i odwaga chochlika by nie pomogły. Okazało się jednak, że osobą chowającą się dotychczas przed wzrokiem obecnych była całkiem niespodziewająca się kłopotów zmiennokształtna. Wydawało się wręcz, że gdyby Vishnu zaczął swoje dzikie podrygi wokół niej, bądź Siofra chwyciła rzeczywiście za broń mając nawet w zamiarze tylko obronę własną, kotołaczka czym prędzej odwróciłaby się na pięcie i uciekła tam, skąd przybyła, cokolwiek tam na nią czekało. Co ciekawe, Vishnu jakby wyczuł, co elfka ma na myśli i zamiast rzucać się tak, jak wcześniej na zjawę, spokojnie zszedł na ziemię i powoli podszedł do dziewczyny. Obszedł ją dookoła, ciekawie obserwując kotołaczkę z każdej strony, po czym stanął przed nią i szeroko się uśmiechnął pokazując szereg ostrych kłów. Bynajmniej nie była to jednak poza złośliwa czy atakująca, ale tym gestem chochlik próbował pokazać, że ma przyjacielskie zamiary wobec blondynki.
- Egro pashti vis ret maio rhu. Maua liste vaian ler – powiedział spokojnie. Gestami jednocześnie dawał znać o tym, co tylko było przypuszczeniami elfki.
- Witaj – odparła Siofra. – Vishnu może nie wygląda na godnego zaufania, jednak sądząc po całkiem łagodnym tonie tego, co powiedział i po gestach, nie masz się czego obawiać z jego strony. A ja tym bardziej nie mam zamiaru nikogo skrzywdzić – dodała, starając się dodać otuchy zmiennokształtnej. – A ciebie jak zwą?
Awatar użytkownika
Aurora
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Zjawa - z Półelfki
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aurora »

- Przed demonem? przygodowy z ciebie kociak jak widzę - Zażartowała z opowieści kotołaczki. - Spokojnie, nic ci się tutaj nie stanie. Przynajmniej na razie… Hahahahahahaha! - śmiech czystego złoczyńcy odbił się echem po lesie. Nuda robi z ludźmi niestworzone rzeczy.
- Ale tak na poważnie, współczuję.
        Dała chwilkę rozmowę elfki z kotołaczką i przedstawienie się. Wszystko fajnie, super, spotkania po latach. Aurora szukała jednak jakiejś rozrywki, a takie wesołe spotkania mimo że miłe, to były strasznie sztampowe. Gdyby przyleciał jakiś smok, albo golem! Taki zionący kwasem i plujący ogniem! Ahh… Zabiłaby za takiego golema! W sumie to zabiłaby za cokolwiek.Wybór zależy raczej od okazji.
        Już miała usiąść na pieńku i pusto przyglądać się na trójkę przybyszy. Miała, gdyby tylko nie przenikała przez wszystko co rzeczywiste. Podobno magiczne bronie mogą zranić upiory. Czy to też oznacza że upiory mogą na nich siadać? Pewnie dziwne byłoby to uczucie, niby móc lecieć w każdym kierunku, a nie móc poruszyć kawałka stali. Chyba że właśnie mogłaby złapać taki miecz. Głupio to by wyglądało gdyby stała się w dodatku niewidzialna. Jak inni reagowali by na latający miecz?
        Rozmyślała by tak dalej, gdyby nie kolejne silniejsze źródło życia w okolicy. Już z przyzwyczajenia uniewidzialniła się i podleciała do kolejnej osóbki. Im bliżej była, tym lepiej słyszała że to mężczyzna klący jak szewc. W końcu doleciała i zobaczyła poobijanego szlachcica. Przedzierał się niezdarnie przez rzadki lasek. Chyba nigdy nie wychodził poza pałacowy ogród. Postanowiła go opętać, ot tak sobie. W końcu kto jej zabroni. Wbiła się szponami w jego umysł, spychając siłą woli jego tożsamość do samych głębin umysłu. To, że te głębiny to esencja koszmarów i lęków to już nie jej wina. Taka budowa umysłu musiała przewidywać tego typu sytuacje, w końcu bóg stworzył ludzi. Umoszczając sobie miejsce między synapsami zajrzała do wspomnień gospodarza. Tak jak podejrzewała, zgubił się w lesie po ucieczce przed napastnikami… Napastnicy to chyba wieśniacy byli… Najwidoczniej wkurzyli się za kolejne podniesienie podatku…
Im głębiej wchodziła tym coraz więcej mrocznych sekretów odkrywała. Niby szlachcic, ale zachowywał się jak bezwstydna szumowina i złodziej! Przynajmniej ciuszki ma wygodne. Szkoda że za ukradzione pieniądze.
        Rozgrzała trochę tego tłuszczyku i wróciła do trójki, mając nadzieję że jeszcze nie poszli.
- Witajcie, oto przybyłem! Zwą mnie Ulfrich Demavend Frącek de Bolibrzuch cherbu Zielonej Pietruszki! - wypowiedziała przybierając jak najpoważniejszy i najdostojniejszy głos jaki tylko mogła. Czy raczej mógł.
- Jestem szlachetnym członkiem Zakonu Kawalerów Karczmowych! Przybywam oto w potrzebie, jakoby Panny potrzebowały wsparcia materialnego!
Awatar użytkownika
Vess
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vess »

- Jestem Vess - przedstawiła się kotołaczka i zatknęła palce za pasek, blisko sztyletu. Nie miała złych zamiarów wobec napotkanych kobiet, ale też nie wiedziała, czy może im w stuprocentach ufać. W końcu jedna z nich była zjawą, istotą eteryczną, która błąka się po świecie za grzechy, a druga była uzbrojoną w miecz elfką w dziwnym towarzystwie jakiegoś stworka. Obie nie wyglądały jakby znalazły się tu przypadkiem, Vess sama trafiła tu wbrew wlasnej woli, chcąc uciec przed demonami, w czym pomógł jej napotkany rycerz, ale też ciężko stwierdzić czego tu szukały.

- Miłe z jego strony - dodała po chwili, nachylając się lekko i wyciągając dłoń, by przywitać się z chochlikiem. - Z mojej strony też nie musi się niczego obawiać. Przeżyłam wśród elfek sporo czasu i tak jak one kocham przyrodę oraz wszystkie zwierzęta.
Później kotołaczka odwróciła się w stronę, gdzie jeszcze przed chwilą stała zjawa, ale teraz była tam pusta przestrzeń. Rozglądając się dookoła, Vess wyczuliła zmysły, ale nawet gdyby coś wykryła, nie wiedziała jak rozróżnić ruchy zjawy od pospolitej wiewiórki. Dopiero po chwili usłyszała kroki, wskazujące na jakiegoś mężczyznę, a zaraz potem ich oczom ukazał się szlachcic. Z jego stroju można było wywnioskować, że miał jakąś dziwną przygodę w lesie.

- Dziwny przydomek jak na możnego - skomentowała kotołaczka, lekko się uśmiechając.
Awatar użytkownika
Siofra
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Elf lodowy
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Siofra »

Chochlik, zadowolony z przyjaznego przyjęcia przez kotołaczkę, uchwycił jej dłoń i energicznie potrząsnął na przywitanie, szczerząc się nadal przy tym szeroko.
- Miło mi to słyszeć - odparła Siofra. - Przynajmniej ciebie nie atakuje. - dodała ze śmiechem. Tymczasem ani mały urwis, ani elfka nie zauważyli zniknięcia zjawy. Gdy tylko Vess zaczęła się rozglądać za duchem, elfka tylko się domyśliła, że Aurora przeszła do czynu. Może i nie "wyglądała" na szaloną, jednakże słowa temu przeczyły i było tylko kwestią czasu, gdy nieumarła coś wykombinuje. Wtem oczom podróżniczek pojawił się widok jakkolwiek dziwny - z lasu wyszedł szlachcic, o którym powiedzieć, że był poobijany, było mało. Po stanie jego ubrania jednak wnioskować można, że ktoś, kto go tak przyprawił zadbał też, by człek żywy jeszcze dotarł tam, skąd pochodzi.
- Witaj, Urlichu Demavend cośtam - powiedziała Siofra, kłaniając się przy tym tak nader teatralnie, że przywitanie w jej wykonaniu wyszło karykaturalnie, niźli z szacunkiem godnym kogoś utytułowanego. - Jakżem rada jest, że zaszczyciłeś nas swoją obecnością tu, mości Kawalerze herbu Zielona Pietruszka. Jednakże ja takowej pomocy, o której wspomniałeś, mości panie, nie potrzebuję, a jeśli już, nie rozgłaszałabym tego po karczmach. A ty, panienko? - dodała, wymownie patrząc na zmiennokształną. - W końcu marny koniec spotkałby taką damę jak ja czy obecną tu kotołaczkę, gdyby któraś z nas prosiła o taką pomoc w karczmach pełnych zbirów, jednak jeśli już nalegasz... Możesz co nieco podarować zagubionym duszyczkom - rzekła, delikatnie zbliżając się do szlachcica. Spojrzała raz jeszcze z góry na dół szlachcica, i tak jak się domyśliła - sakiewki na wierzchu brak, a jeśli nawet jakieś monety skrywałby gdzieś głębiej, elfka wolałaby nie spoufalać się aż do tego stopnia z tym szlachcicem. Nie leżało to w końcu w jej interesie, a nawet jeśli - wolała tego nie wypróbowywać tu i teraz, i tym bardziej na tym nieszczęśniku.
Awatar użytkownika
Aurora
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Zjawa - z Półelfki
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aurora »

- Witaj, Siofrzo. - Odpowiedziała na powitanie karykaturniejszym ukłonem. - Miło mi poznać kogoś znającego etykietę.
- No, oczywiście! Cieszę się że mogłem pomóc. - Po czym ściągnął buty i wyciągnął zza podeszwy weksel na sporą sumkę pieniędzy. Podała go Siofrze.
- Tak na prawdę, to ubrań też nie potrzebuję. Słyszałem że gdzieś niedaleko jest rzeczka. - Tym razem rozebrała się aż do bielizny, a ubrania również oddała Siofrze. Następnie pobiegła w stronę szumu wody. Ahh, jakie to przyjemne uczucie gdy trawa i gałązki delikatnie smagają o ciało. Gorzej, że jak się biegnie to te gałązki nawalają, a nie smagają. Pewien magik powiedział "Kiedy czuję ból, to czuję że żyję". Dodatkowo ten szlachcic też czuł że jeszcze żyje. Jeszcze.
Dobiegła w końcu do strumyka. Strumyk dosyć wąski, ale bardzo porywisty. No i co mogła wymyślić sobie w tym momencie pomyśleć Aurora? No oczywiście! Skoczę na bombę! Na tą decyzję złożyły się trzy argumenty. Pierwszy stwierdzał "Przecież to tylko zabawa!". Drugi "To w końcu nie twoje ciało!". Trzeci już tak ciszej wyszeptał "Dostanie to na co zasłużył". No to postanowione!
Przygotowała się do rozbiegu, wyskoczyła i odbiła od głazu prosto w bałwany. Następstwem zderzenia był krzyk radości i bólu jednocześnie. Radości, bo zderzenie z chłodną wodą jest przyjemne i orzeźwia. Bólu, bo chyba skręciła kostkę. "Ewakuacja, pora się zmywać!" Z gracją wyskoczyła z ciała, oddając z powrotem kontrolę gospodarzowi. Ten zaczął rzucać się i krzyczeć o pomoc. Po odpłynięciu kilku metrów złapał się jakiegoś kamulca i miał szansę na wydostanie się.
- Hahahahahaha NIE. - Aurora podleciała do niego i wbiła ręce w klatkę piersiową, wysysając większość energii życiowej. Kiedy bezsilny zemdlał i odpłynął w siną dal ona tylko przetarła ręce.
- Miło było, do zobaczenia! Mam nadzieję że już tu nie wrócisz! JEŚLI W OGÓLE PRZEŻYJESZ! - Ostatnie zdania już praktycznie wykrzyczała.
Awatar użytkownika
Vess
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vess »

Zachowanie spotkanego szlachcica mocno rozbawiło kotołaczkę, która powoli zaczęła kojarzyć co się tutaj wyprawia. Nikt normalny bowiem nie rozbiera się w środku lasu i nie idzie na odświeżającą kąpiel w górskim strumyku. Mężczyzną musiało coś kierować. Lub ktoś. Nieobecność zjawy od razu podsunęła jej, że to Aurora postanowiła sobie zażartować z niej i z elfki.
- Dziękujemy za wszelką pomoc - zawołała za nim Vess, kiedy możny zniknął za drzewami.
- Dokąd tak właściwie zmierzacie? - zapytała Siofrę, gdy zostały same z dziwnym chochlikiem. - Ja nie mam żadnego celu w podróży, próbowałam dogonić ukochaną, ale widać, że jej rodzina tego nie chce. Tak, więc zostałam sama, chociaż nie straciłam wiary, że ją odnajdę.
Mówiąc to kotołaczka cały czas kręciła naszyjnikiem, który dostała od elfki w ramach oświadczym, nie zważając na to, że zwierza się nieznajomej. Prawda jest taka, że poczuła się dość bezpiecznie w pobliżu drugiej, podobnej istoty. Elfy zastąpiły jej dom i Vess zawsze ciągnęło do lesnych domków lub elfich miast niż do przetłoczonych ludzkich metropolii.
- Mogę iść z wami? - zapytała po chwili.
Awatar użytkownika
Siofra
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Elf lodowy
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Siofra »

Siofrę zaskoczyło, gdy szlachcic odpowiedział na jej ukłon tym samym, bo uczyniła to tylko i wyłącznie mając za wyobrażenie, jak powinna się witać z kimś, kto prawdopodobnie jest panem okolicznych ziem. W końcu elfka nie zaznajomiła się nigdy ze sztuką etykiety dworskiej, co i tak przy jej nieokrzesanej naturze byłoby szczytem głupoty, gdyby ktoś zdołał ją tego nauczyć; a włościanin wydawał się równie wielkim gburem i chamem co kobieta. Dało jej to do myślenia, iż albo szlachcic nie jest tym, za kogo się podaje, bądź zjawa, która chwilę wcześniej zniknęła i nie raczyła się pojawić, nieźle się bawi. Siofra jednak od razu połączyła fakty, gdy tylko Urlich zaczął rozbierać się do rosołu. Z ironicznym uśmieszkiem odebrała od niego weksel i ubrania, a gdy pobiegł do rzeki po prostu wybuchła śmiechem.
- Powodzenia, dziwny człeku! - krzyknęła, kładąc ubrania mężczyzny na ziemi. Dokładnie je przejrzała, upewniając się, czy szlachcic jeszcze czegoś nie miał za pazuchą. Przy okazji sprawdzała, czy któryś z elementów odzieży nadaje się jeszcze do wtórnego wykorzystania, w końcu tacy pazerni ludzie zawsze wydają fortunę na lepsze materiały, niż mieszczaństwo czy chłopi. Nie przejmowała się zbytnio losem Urlicha wiedząc, iż jeśli to Aurora dorwała się do jego świadomości, raczej nie zostawi go żywego czy nawet zdolnego do dalszej podróży.
Gdy kotołaczka spytała ją o cel podróży, elfka spojrzała na nią z lekkim zamyśleniem. Zwierzenia Vess zdumiały ją nawet, w końcu ledwie chwilę temu się poznały, a zmiennokształtna z początku była nawet więcej, niż nieufna wobec niej i zjawy. Jednak otwarcie się nowej towarzyszki elfka odebrała jako przejaw rodzącego się między nimi zaufania, o które siwowłosa w końcu nie zabiegała.
- Generalnie rzecz biorąc, nie znam tego terenu za dobrze, bo pochodzę z całkiem innych stron... Nie wiem w takim razie, czy przyda ci się moje towarzystwo. - odparła. Wtem usłyszała w oddali krzyki sporej grupki. Były to zapewne te same osoby, które doprowadziły szlachcica do tego stanu. Vishnu, który cały ten czas krążył nad głowami kobiet, zasyczał głośno. - Lecz jeśli mowa o podróży, to skoro mamy ten weksel, przyda nam nam się ciut wsparcia. Poza tym nie chciałabym natknąć się na tą bandę, bo raczej nie wyjdziemy z tego spotkania obronną ręką. - Po tych słowach udała się w przeciwnym kierunku, niż dobiegające z oddali głosy. Jedynym teraz problemem było znalezieniem domu szlachcica spod herbu Zielonej Pietruszki.
Zablokowany

Wróć do „Góry Dasso”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość