Góry Dasso[Gdzieś w górach] Dwa kroki za szczęściem

Rozciągające się od Równin Andurii aż po Równinę Maurat góry z wierzchołkami pokrytymi wiecznym śniegiem, przeplatane zielonymi dolinami i niebezpiecznymi przełęczami, zamieszkałe przez dzikie zwierzęta i legendarne potwory. Góry otaczają i chronią przed niebezpieczeństwami Szepczący Las, dając mu w ten sposób spokój.
Awatar użytkownika
Nanwe
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 103
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Uczeń , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Nanwe »

Nanwe z niemałą trudnością podniósł się, ale to tylko dzięki pomocy Sillis, która podała mu rękę i pociągnęła w górę, a potem nie puszczała. Dzięki temu zdołał stanąć, ale wciąż było to bardzo niesamodzielne. No, ale jak inaczej miał się nauczyć chodzić sam? Tak przynajmniej szedł... potykając się na każdej możliwej nierówności terenu. Nie było jednak w sumie tak źle, bo jakoś utrzymywał równowagę i nie przewracał się. Spróbował pocieszyć Sillis myślą, że jako smok wcale nie radził sobie z nierównościami wiele lepiej, co dobitnie zademonstrował pokazując jej swoje liczne upadki.

Sillis zaczęła mówić i mówiła dużo. Bardzo dużo, ale smoczek niewiele potrafił z tego zrozumieć. Nie znał części z tych słów, przez co nie potrafił ich zinterpretować. Mruknął niezadowolony z tego faktu. Zrozumiał jednak, że Sillis nie zna odpowiedzi na pytanie i podsuwa mu różne opcje. Mówiła mu, że może o rogach zapomniał, albo tak sobie siebie wyobraził i dlatego je ma. Albo cośtam nie mógł, co też mogło być tego powodem. Zrozumiał również, że Sillis nie pozwoliła mu, żeby się zmieniać, chociaż nie miał pojęcia dlaczego... Ale... Nie mógł się zmieniać? A co z... co z ogonem i łuskami? Co ze skrzydłami? A co będzie, jeżeli zapomni jak wcześniej wyglądał i już nigdy nie będzie mógł się zmieniać? Przecież to by było okropne!
- Ale... luski... skrydla... ogon? - próbował zaprotestować. Nanwe pamiętał, że Sillis chciała od niego, żeby dużo mówił, więc zrobił tak jak tego od niego chciała.
Nanwe, zmuszony do wysłuchania do końca, nie zdążył zadać jej zamierzonego pytania, toteż czekał, aż Sillis skończy. Nie wiedział tylko, kiedy może coś powiedzieć. Nie miał też pojęcia, jak powinien zasygnalizować, że ma coś do powiedzenia. Znowu spróbował mruknąć, aby zwrócić jej uwagę, ale wyszło z tego to samo co ostatnio, czyli niewiele. Zamiast tego, dotknął jej lekko, jakby zaczynając przekaz, ale pamiętał co mówiła i zamiast tego zaczął mówić. - A kto to? Cyli ze... - zawahał się, co mogło być odebrane jako szukanie słowa, ale w rzeczywistości nim nie było. - ten co... mnje plowadzjsz... To smok?

Nanwe wzdrygnął się, przez co po raz kolejny zdołał się potknąć. Nie chciał iść do smoka. On widział smoka... W tym śnie... Nanwe był pewien kto to i jak on wygląda. Ale bynajmniej nie zależało mu na tym, żeby doszło do takiego spotkania. Biały był straszny, wręcz przerażający. Nie mógł go spotkać, bo wtedy na pewno znowu zobaczy Igneę, która go odrzuciła. A co jeśli się mu nie spodoba? Widział we śnie, co się stanie. Smok nawet na niego nie spojrzał, wyrzucił go wysoko w powietrze jednym uderzeniem ogona... Nie, Nanwe ani myślał o tym, żeby do niego iść. Już wolał trenować tutaj, choćby i nie wiadomo jak trudne i skomplikowane to było. A to "zamienianie" wcale nie było aż takie złe.

Dalej jak się okazało, to co mówiła Sillis było coraz gorsze. Chyba chciała, żeby biegał... A jak on miał biegać w tym stanie? Przecież... No nie da się! Nanwe wiedział, jak to się skończy i wcale mu nie było spieszno, żeby się za to zabrać. Sillis chciała też żeby ułożył "zdanie". Czym ono było? Co robiło? Smok rozejrzał się, poszukując części do tego całego "zdania" i nie znajdując zupełnie nic. I gdzie on teraz znajdzie coś takiego? Kolejne słowa Sillis, których tym razem nie poskąpiła, również nie brzmiały dobrze, ale nie zrozumiał ich znaczenia. Poza tym, nagroda wcale a wcale mu się nie podobała. Wcale nie chciał do smoka, bo... bo bał się, że to ten, a wtedy... I co on miał teraz biedny zrobić? Sillis chciała, a on nie chciał... Posłuchać jej, czy... czy odmówić? Ostatecznie, dylemat ten pochłonął go tak, że zapomniał w ogóle odpowiedzieć i gapił się tępo w przestrzeń. Po dłuższej chwili dopiero spojrzał na nią ponownie i powiedział, cicho, jakby bojąc się własnych słów: - Ja nje chcem do smoka...

Obawiał się, że Sillis nagle go puści, a on nie zdoławszy utrzymać równowagi upadnie. A potem zostawi go tutaj samego, bo usłyszała że się jej sprzeciwił. Co ona teraz zrobi? Będzie na niego zła? Nie chciał, on naprawdę nie chciał... Ale... Co miał jej teraz powiedzieć? Był teraz smutny, naprawdę smutny... No bo co będzie, jak zostanie tutaj sam, samiutki? Może nawet nie poradzić sobie znowu z zamienianiem, a wtedy... Wtedy będzie głodny, bardzo głodny. I co wtedy?
Sillis chyba nie była zła. Chyba, bo nie widział, ale może mogła być. Nie wiedział, co ma jej powiedzieć. Przeprosić, czy może dalej trwać w tym, że nie chce iść do Białego? A może...
Sillis wyręczyła go, bo sama zadała pytanie. I było to chyba jedyne, co go ostatnio z jej słów nie zmartwiło, bo mówiła że chce go nakarmić. A jak się okazało, Nanwe był głodny, tylko przez te wszystkie sensacje o tym zapomniał. Ale właściwie to bał się odpowiadać, żeby czegoś przypadkiem nie zepsuć. Skinął tylko głową i czekał przestraszony na to, co Sillis za chwile mu powie...
Awatar użytkownika
Sillis
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sillis »

– Powoli, malutki. Wszystko w odpowiednim czasie wróci na swoje miejsce. Łuski, skrzydła i ogon, które są dla ciebie tak drogie. Po prostu zanim nie spotkamy kogoś naprawdę znającego się na rzeczy, to nawet o tym nie myśl. Wystarczy już, że raz zaryzykowałeś, drugi raz nie mam zamiaru ci na to pozwolić.

– Smok. Albo smoczyca, bo jeszcze nie wiem kogo uda mi się znaleźć. – Spojrzała na niego i zobaczyła strach. W jego oczach, na twarzy… nie panował jeszcze nad mową swojego ciała tak, jak ona. Zaczęła myśleć, zastanawiając się jaka może być tego przyczyna, bo nie przypominała sobie we wspomnieniach smoka nic, co mogłoby usprawiedliwiać taką reakcję. Owszem, Ignea go zostawiła, ale wtedy okazywałby raczej niechęć, a nie przerażenie. Kolejne słowa też były niepokojące, więc zatrzymała się, chwytając go za przedramię, spojrzała mu w oczy i podjęła wątek bez chwili zwłoki. – Hej, co się stało? Boisz się swoich pobratymców? Spokojnie, znajdę ci kogoś, kto cię nie skrzywdzi. – Tego akurat mogła być pewna. Osoby z którymi rapsodiańska jubilerka załatwiała swoje niejasne interesy może i były w większości niebezpieczne, ale znały się na swojej pracy i kierowały się swego rodzaju honorem i poczuciem sprawiedliwości. Najwyraźniej to, że często pomagali pośpiesznie i przedwcześnie przedostać się innym na tamten świat, nie kłóciło się z ich systemem wartości. Może to był nawet według nich dobry uczynek, możliwość szybszej akomodacji na miejscu - błysnęła jej pełna wisielczego humoru myśl.
– Zresztą – podjęła temat krótką chwilę później, bo byli z powrotem przy jej torbie, zalążku przyszłego obozowiska – opowiesz mi o tym za chwilę, przy jedzeniu.
Cały czas trzymając go za rękę, zanurzyła się w czas, szukając wzrokiem jednego elementu otoczenia, który przykuł jej wzrok już wcześniej. Ścisnęła nieco mocniej widmową dłoń Nanwego. Mimo tego, że czuła dotyk jego ręki, on był tutaj nieobecny, więc wolała go nie zgubić, bo mogłaby wyglądać jak lunatyczka. Już i tak nagłe zziębnięcie jej skóry będzie dla smoka zastanawiające. Potem przywróciła jedną z dużych kłód do teraźniejszości, a sama powróciła do normalnego postrzegania świata.
Nigdy nie udało jej się dostrzec żadnych zależności wyglądu oraz pogody tam, gdzie czas stanowił tylko wskazówkę, a nie prawo. Początkowo sądziła, że wszystko zależne jest od miejsca, ale szybko przekonała się, iż jest inaczej. Jej kolejne myśli dotyczyły najróżniejszych anomalii i ich kombinacji - od siły i natury tła magicznego, przez jej humor podczas otwierania przejścia, aż po wypaczenie warunków meteorologicznych z normalnej płaszczyny wymiarów.
Przeteleportowała kłodę zaraz obok nich i pomogła młodzieńcowi na niej spocząć. Następnie chuchnęła kilkakrotnie między splecione dłonie tak, aby trochę je rozgrzać. Sama usiadła na trawie, a zaraz potem zabrała się do przekopywania się przez całą zawartość swojej sakwy. W końcu z triumfalnym uśmiechem wyciągnęła kilka pasów suszonego mięsa i pojemniczki na przyprawy.
– Jak na razie masz tylko tyle, a ja za ten czas chyba zdążę coś przygotować – powiedziała, podając mu je. Sama zatrzymała dla siebie tylko dwa najkrótsze i zabrała się do ich przeżuwania.
Potem skrzyżowała nogi i zamknęła oczy. Trudno byłoby komuś stwierdzić, że kobieta śpi - jej szczęki poruszały się miarowo, najpierw rozmiękczając posiłek, a potem gryząc go i połykając. Od czasu do czasu sięgała do ust, żeby wziąć kolejnego gryza i myślała, tworząc przed sobą obiad.
Najpierw pojawiła się gruba, ociosana deska o okrągłym kształcie. Opadła ułamek cala, opierając się o wewnątrzną część jej ud. Chwilę później na niej zmaterializował się dość pokaźny kawał surowego mięsa, a wokoło na ziemię upadło kilka jarzyn. Na koniec stworzyła jeszcze kociołek na trójnogu, napełniony nieco wodą i stojący nad zgrabnie przygotowanymi do rozpalenia ogniska szczapkami. Pokiwała głową, zadowolona z rezultatu, a potem otworzyła oczy.
Mogła oczywiście zrobić sam posiłek za pomocą magii, ale istniały trzy powody, które przekonały ją do takiego postępowania. Po pierwsze, nie do końca jej to wychodziło - ugotowane kurczę mogło mieć tendencję do pozostania w stanie ugotowanym tylko na zewnątrz, istniało prawdopodobieństwo, że zupa nie będzie zupą, ale mieszanią składników oraz wody, która nie chce stworzyć jednolitej zawiesiny… Drugim powodem było to, że nawet jeśli coś się w stu procentach udało, posiadało w sobie pewien nieuchwytny smak, przywodzący na myśl stare pergaminy. Po trzecie, po prostu lubiła zająć się tym sama, a już dawno odkryła, że po solidnym przegotowaniu, posiłek nie sugerował kubeczkom smakowym biblioteki.
Najpierw zajęła się samym mięsem, siekając i krojąc je na drobniejsze kawałeczki za pomocą przywołanego noża. Dopiero potem dodatkami, z których miał powstać sos. Na sam koniec zajęła się przyprawianiem. Kiedy czekali, aż potrawa będzie gotowa, czarodziejka postanowiła przerwać ciszę.
– Więc? Dlaczego boisz się innych smoków?
Awatar użytkownika
Nanwe
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 103
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Uczeń , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Nanwe »

- Nie... ja nie chce do smoka... - wymruczał ponownie Nanwe, gdy Sillis zapytała się go, czy się boi. Smoczek nie tylko się bał, ale i miał nawet dobre powody, by nie chcieć napotykać smoków. Ale nie miał pojęcia, czy chce się do tego przyznawać. To było dość skomplikowane, a takim przynajmniej się jemu wydawało. Nanwe mruknął, nie wiedząc co zrobić. Istota jednak wyciągnęła go z tych kłopotów, powiedziawszy, że opowie jej, kiedy już będą jedli. Nanwe skinął głową, zgadzając się. Przynajmniej znajdzie sobie troszkę czasu, żeby samemu to sobie ułożyć w głowie. Był wdzięczny Sillis za to, że dała mu czas do namysłu, oraz że nie chciała tej odpowiedzi tak od razu. To, co musiał powiedzieć, było wyjątkowo trudne i chyba nie będzie mogło obejść się bez pokazywania wszystkiego takim, jakim widział. Smoczek jednak już zaczął układać sobie w głowie słowa, nie chcąc robić Sillis zawodu. W końcu, przecież właśnie tak ona chciała to usłyszeć.

Na szczęście stali w miejscu, bo smoczek pewnie z miejsca by się przewrócił. Dłoń Sillis nagle zrobiła się zimna, tak jakby zaczęła nagle zamarzać. Nanwe z miejsca, nawet się nie zastanawiając, wysłał pojedynczy impuls z zapytaniem, czy wszystko w porządku. Nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Za to miał wrażenie, jakby ten mróz zaczął wspinać się również po jego dłoni. Nagle jego własne zapytanie wróciło doń, ale kompletnie zmienione. Porwało go ze sobą w czysty chaos, gdzie dół nagle stawał się górą, błyskały pioruny, a deszcz zaciekle siekł w lewą stronę. Nanwe nie zobaczył już nic więcej, ale nie ryzykował kolejnych prób. Na szczęście, kiedy to zrobił, to Sillis go trzymała, więc nie wywrócił się z wrażenia. Stał tam jeszcze chwilkę, łapiąc oddech, po czym również i Sillis pojawiła się z powrotem, co wywnioskował z jej nagłego ruchu. Zresztą, wtedy pojawiła się nie tylko ona, zaraz za nimi znikąd zmaterializowała się kłoda, która jeszcze chwilę temu nie istniała. Nanwe poszedł za wskazówkami istoty, siadając obok niej.

Potem, Sillis zabrała się za oglądanie tego przedmiotu, który leżał tuż obok, szczególnie od środka. Mimo to, wydawała się tam nawet nie spoglądać. Po chwili wyciągnęła dziwnie wyglądające paski w kolorze jakby różowym. Wręczyła mu kilka takich, nawet nie próbując mu wytłumaczyć co to. Może i dobrze, bo tego Nanwe wiedzieć nie chciał. Dopiero po chwili zorientował się, że ona zaczęła to jeść. Powąchał na próbę, ale nie pachniało to ani normalnie, ani dobrze. Nie bardzo chciał jeść coś takiego, ale chyba nie miał wyboru. Chwilkę zajęło mu zorientowanie się, w jaki sposób doprowadzić jedzenie do swoich ust, przy czym najpierw próbował jeść jak zwykle, czyli pochylając głowę ku jedzeniu. Ten sposób jednak był do niczego, więc Nanwe musiał podpatrzeć, jak robi to Sillis i spróbować samemu. Na szczęście, nie smakowało tak źle jak pachniało. Po namyśle wsadził sobie do ust wszystkie na raz, ale miał problemy z pogryzieniem. Te zęby były chyba jakieś inne i mało skuteczne. Ostatecznie sam się z tym uporał, wyjmując część i jedząc wszystko na dwa razy.
Już chwilę potem, z prawie równym tempem, oraz przy równym zadziwieniu smoka zaczęły pojawiać się kolejne rzeczy. Najpierw było to coś czego Nanwe nigdy w życiu nie widział i czego raczej nieprędko zobaczy. Coś było brązowe, przypominało z wyglądu pień drzewa od środka, było twarde, a do tego idealnie okrągłe, zupełnie niczym słońce. Potem na jej środku pojawiło się normalne jedzenie, tylko że bez krwi. Nanwe, który wiedział już jak powinno się jeść, chciał zademonstrować to Sillis na przykładzie, ale istota mu na to nie pozwoliła. Szkoda. Potem, w powietrzu zaczęły pojawiać się różne dziwne rzeczy, których smoczek jeszcze nie widział. Jedna z nich spadła mu na nogi - była pomarańczowa, w kształcie jakby była ostra, a na górze było coś zielonego, co wyglądało mu na liście.
- Co to? - zapytał, ciekawy odpowiedzi, pokazując Sillis przedmiot, żeby wyraźniej widziała.
Potem, przed nimi pojawił się jakiś dziwny, duży, lekko okrągły, szary przedmiot, pod którym leżały jakieś gałęzie. Gdy Nanwe przyjrzał się dokładnie, zobaczył w środku wodę.
- Woda! - oświadczył pokazując, licząc, że Sillis mu pomoże. Sam nie umiałby wstać, bo w końcu był tylko małym smokiem, a nie człowiekiem. Chciał wykorzystać wodę, żeby zobaczyć Odbicie. Ciekawiło go ogromnie, jak on teraz wygląda.

Sillis nagle stworzyła jeszcze coś, czym zaczęła kroić mięso. Nanwe wiedział dobrze, co to jest. I wcale się nie spieszył, żeby się upewniać.
- Stylet! Spon! - oświadczył, odsuwając się na krawędź pnia, chcąc znaleźć się od niego jak najdalej. To właśnie widok tego przedmiotu sprawiał, że jeszcze niedawno smoczek gotów był uciekać daleko, daleko. Teraz nie umiał uciekać, ale na szczęście, wiedział, że w dobrych rękach sztylet też jest dobry. I tak był przestraszony i nie chciał się przysunąć z powrotem.

- Ja sie nie boje... Nje wsystkich. - oświadczył Nanwe po dłuższej chwili, gdy Sillis go zapytała. - Ja... nje chcę ich widzieć...
Nanwe wiedział, że więcej jej nie powie, bo nie znał na to żadnych odpowiednich słów. Nie chciał jej rozgniewać, ale już nic nie mógł na to poradzić i musiał zacząć jej pokazywać. Dopiero teraz się przysunął i delikatnie, jakby ostrożnie dotknął ręką Sillis.
Potem pokazał ptaki. Po części było to wspomnienie, chociaż lekko ubogacone na potrzeby sytuacji. Ptaki były dwa, ubarwione na szaro i siedzące razem na jednej gałęzi. Potem poleciały, aby nazbierać sobie gałęzi na gniazdo. Gdy już zbudowały, siedziały w nim, aż zniosły jajka. A wtedy oba wstały i wypchnęły jedno jajko poza gniazdo, które spadło na ziemię, ale na szczęście się nie potłukło. Na tym Nanwe zakończył pokazywanie.
- Ja nje chcę do smoki... Nje lubie ich.
Awatar użytkownika
Sillis
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sillis »

Próbowała poukładać sobie to wszystko jakoś w głowie. Wizja, którą ukazał jej mały była bardzo klarowna, choć czuła, że nie jest prawdziwym wspomnieniem. Ale nie dziwiła mu się, zarówno w kwestii prezentacji swoich emocji - w końcu nie mógł pamiętać tak wczesnych zdarzeń ze swojego życia - jak i samej ich genezy. Mimo, że jej sytuacja była identyczna pod względem braku matki w życiu, ona nie darzyła jej taką niechęcią. Rzadko kiedy zdarzało jej się w ogóle myśleć o niej z takim nastawieniem. Może to dlatego, że Adaidh nie pozwalał jej na rozgrzebywanie tego tematu, gdy była jeszcze smarkulą, zdolną patrzeć na wszystko tylko ze swojego punktu widzenia? Najprawdopodobniej tak.
Teraz szukała Jaśmin dlatego, iż chciała ją poznać, porozmawiać. Jednak nie potrafiła dojść sama ze sobą do ładu w kwestii stosunku do niej. Czasem wydawało jej się, że darzy matkę prawdziwą miłością - pomimo faktu, że nigdy jej nie spotkała; z tegoż powodu dla tej racjonalnej części duszy było to przynajmniej naiwne - i bardzo jej brakuje. W innych momentach życia czuła się jedynie zaciekawiona przez jej osobę. A i to tylko dlatego, iż najprawdopodobniej będzie w stanie udzielić jej wielu odpowiedzi - i często dotyczyłyby tego, o co nawet nie przyszłoby jej do głowy zapytać. Sama nie wiedziała, która postawa powinna ją bardziej martwić. Czy pierwsza jest bezsensowana ze względu na charakter rodzinnej więzi, czy też może druga, przerażająco zimna, wręcz kalecząca ostrzem chłodnej logiki. Jedno było pewne - przeważnie trwała zawieszona gdzieś pomiędzy nimi oboma, wewnętrznie rozdarta pomiędzy dwiema postawami swego charakteru.
Lecz jego nikt nie powstrzymywał przed myśleniem o tym. W całej swojej dziecięcej naiwności znalazł taką odpowiedź i wiedziała, że teraz będzie jej niezmiernie trudno jej zmienić jego zdanie.
Lecz niezależnie od tego, postanowiła spróbować jakoś wykorzystać przeżycia i doświadczenia, aby przekonać smoka. Ale najpierw zamieszała potrawkę, powoli dodając do niej kolejne pokrojone warzywa.

– To marchewka – wyjaśniła mu po chwili spokojnie, zabierając ją od niego. Po chwili, rozdrobniona w kostkę także trafiła do kociołka. Odczekała kilka sekund, nie chcąc sprawiać wrażenia zbyt natarczywej, a potem postanowiła postawić wszystko na jedną kartę. – Wiesz, sama nie spokałam swojej matki. Lecz wytrwale wędruję po świecie jej śladami już setki lat, z nadzieją, że kiedyś nie rozminę się z nią o kilka dni drogi. Tu prawie mi się udało, było już tak blisko… Ale nie zdążyłam, odeszła stąd, chyba nawet niczego nie podejrzewając. Więc niedługo podążę dalej, mając przed sobą jakiś cel. Może i marny, może i nieuchwytny, może i pojawiający się i znikający jak widmo, jednak jakiś cel. Rozumiem cię; ty nie jesteś gotowy na spotkanie ze swoją rodzicielką. Nie mogę ganić cię za coś takiego, bo masz ku temu swoje powody. Ale… nie możesz zamykać się całkowicie na zewnętrzny świat. Owszem, jest pełen niebezpieczeństw, złych ludzi o podłych charakterach oraz trudności, które będą spadały przed twoje nogi na każdym kroku. Ale oderwany od świata, przestajesz być jego częścią. A świat i tak prędzej czy później znajdzie cię i upomni się o swoją należność. Lecz wtedy ceną może być nawet twoje życie. Już nawet nie wspomnę, że smoków na świecie nie przybywa, bo tu chodzi o ciebie, a nie o gatunek. Nanwe jest tylko jeden, więc jesteś winny światu zadbanie o to, abyś nie wymarł, nie sądzisz? Dlatego proszę cię, żebyś się zgodził. To może być trudne… cholera, ja nawet wiem, że takie będzie. Jednak na dłuższą metę tak nie da się żyć, bo nie można pozbyć się trudności. Możesz przed nimi uciekać, ale wcześniej czy później cię dopadną. Po prostu lepiej się na nie przygotował. Osoba do której cię zabiorę… nie znasz jej. Nie wiesz, czy ją polubisz, a już rezygnujesz.
Spojrzała mu w oczy, z niemym pytaniem. Nie była pewna, że zrozumie o co jej chodzi, ale wierzyła w jego domyślność.
Awatar użytkownika
Nanwe
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 103
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Uczeń , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Nanwe »

Nanwe zauważył, że Sillis chyba nie bardzo się spodobało to, co jej pokazał. Ale nie był pewien, co pokazał źle. Nanwe przypuszczał, ba, nawet był pewien, że u smoków jest tak samo jak u ptaków. W końcu też znoszą jaja, to pewnie zawsze muszą być dwa. W takim razie, dlaczego nikogo przy nim nie było? Czekał tam, w tamtym miejscu tak długo... no i żaden z nich nie przyszedł, nawet po to, żeby go zobaczyć. Dlatego Nanwe czuł się niewymiernie smutny. Przecież tyle razy widział malutkie ptasie pisklęta, które miały i mamę i tatę, a on? On nie miał nikogo. Na pewno, jak go teraz zobaczą, to również go nie zechcą. Na pewno nie! Inaczej by go nie zostawiali samego!
Mimo to, Sillis chyba coś się w tym nie podobało. Nanwe nie miał pojęcia, czego oczekiwała, ale takie było jego zdanie. Nie zamierzał go zmieniać, bo taka była przecież prawda. Wcale nie chciał się oszukiwać, a tak na pewno by było, gdyby zmienił sposób w jaki o tym myślał. Nanwe spoglądał na istotę, zastanawiając się, oraz czekając czy coś na to odpowie. Nie pomylił się, Sillis po chwili robienia czegoś przy tych dziwnych przedmiotach, które się pojawiły, zaczęła mówić.

Mówiła długo. Używała dużo trudnych słów, których Nanwe nie znał i nie rozumiał. Gdy zorientował się, że nie zdoła z tego zrozumieć zupełnie nic, wydał z siebie odgłos, który miał być skrzeknięciem, ale znowu mu nie wyszło. Chciał zaprotestować i powiedzieć, żeby zwolniła, ale nie potrafił znaleźć do tego odpowiedniego słowa. Spróbował lekko szturchnąć istotę, z zamiarem wytłumaczenia jej tego w jakiś sposób. Lecz gdy dotknął, z jakiegoś powodu poczuł, że rozumie. Nie słowa, a obrazy. Czyli coś, co łatwo zrozumieć.

Zobaczył dwie istoty, z góry, zupełnie jakby leciał. Nie szły razem, były daleko od siebie. Jedna szła gdzieś, nie wiadomo gdzie, a druga wyraźnie jej szukała. W tej drugiej rozpoznał Sillis.
Podobny obraz. Tylko tym razem to było tutaj, poznawał po charakterystycznym układzie drzew, oraz po krawędzi przepaści tuż przy nich. Może trochę też po tym, że obok Sillis teraz był ktoś jeszcze, który miał długie, czerwone coś na głowie, w kim poznał samego siebie. Przy tym obrazie sam poczuł potrzebę, żeby pójść i poszukać tej drugiej.
Potem zobaczył siebie, a raczej tak mu się wydawało, ale miał poczucie, że to się nie może zdarzyć. Tak jakby nie powinno. Był tam w swojej normalnej postaci, a przed nim był inny smok, dużo większy od niego. Zrozumiał, że to jest ktoś, kto ma z nim związek. Teraz tym bardziej sądził, że to się wydarzyć nie może.
Potem znowu zobaczył siebie, tym razem samego. Nie wiedział gdzie. Widział jak wchodzi gdzieś, ukrywa się. Nie chciał pokazać się, ani nawet wyściubić stamtąd nosa. Czuł, że Sillis nie chce, żeby tak się stało. On też tak nie chciał.
Potem już nie było obrazów. Było tylko uczucie, uczucie które mówiło do niego i prosiło, żeby on się zgodził. Nanwe wiedział, czego chce Sillis. Ale jak miał się zgodzić? Przecież nie będą go chcieli... Na pewno!
- Ja nije chce do Bialego! Tam bedzie Igea! A ona mnje nije chce. - oświadczył Nanwe, pewien swojego zdania. Potem jeszcze zaczekał chwilę, dobierając odpowiednie słowa, żeby sformułować resztę wypowiedzi, na temat innej, do której Sillis chciała prowadzić. - Nije znam jej? Ale ona mnie nije zechce... Nikt nije chce... A ja zawse jestem sam...

Nanwe był smutny. Już od jakiegoś czasu tak było, ale nie znalazł na to lekarstwa. Wszystko było takie trudne, takie skomplikowane... Dlaczego nie mógł mieć rodziców, tak normalnie? Czy naprawdę to było aż tak wiele? I dlaczego go zostawili? Mruknął coś smutno, wyraźnie sygnalizując, że nie wie, co ma zrobić. Nie umiał sobie sam z tym wszystkim poradzić. Dlatego też, uznał, że nie może tego tak zrobić i ktoś musi mu pomóc.
- Ale... jak chces... Bo mozes zde...cydować... - powiedział, uznając, że Sillis dobrze wie, co jest dla niego dobre. - Mozes mnjie plowadzic... Tam gdzie chces...
Awatar użytkownika
Sillis
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sillis »

– Ja cię chcę – powiedziała, zanim zdążyła się powstrzymać. Cholera, kobieto, co ty wyprawiasz?!, wykrzyczała racjonalna część jej charakteru, ale już o to nie dbała. Teraz kierowała się ta dziwną mieszaniną instynktu, tęksnoty, żalu oraz ciekawości, więc wiedziała że na ten moment nie ma odwrotu. Dopóki nie domknie tej sprawy, będzie się czuła nieswojo. – Nie będzie tam ani Białego, ani Ignei – zapewniła go. – Nawet nie wyobrażasz sobie, jak wielki jest świat i jak łatwo jest unikać innych. – Sama była zdziwiona, że te słowa rozbrzmiewały nie gorzkim smutkiem, a nadzieją dla skołatanego umysłu smoka. Zastanawiała się, jak musiał się czuć; zagubiony i opuszczony, tyle lat w samotności. A potem coś takiego. Dla jego psychiki to na pewno był wielki cios, który mógł grozić jakąś traumą.

– Dobrze. Zatem cię poprowadzę. Ale najpierw… – zamieszała ostatni raz w kociołku, a potem na udeptanym kawałku trawy obok niej pojawiły się dwie miski i łyżki. Wzięła jedną z nich i napełniła ją większością tego, co było w kociołku. Postawiła ją tak, aby Nanwe mógł bez problemu sięgnąć do niej rękami, a potem wygrzebała dla siebie resztę. – …zjedz. Smacznego. Jedz powoli, bo jeszcze jest gorące.
Sama zabrała się do pałaszowania potrawy. Może i nie była najwybitniejszą kucharką, a jej posiłki ogarniczały się do kilku prostych kombinacji, smakowała jej własna kuchnia. Nie wymagała wiele więcej od swojego życia; czasem nawet wydawało jej się, że skomplikowane dania, na które często kusiła się w mistach - bądź też prawdziwe uczty dla podniebienia, jakimi raczył ją Adaidh ze swoim niespełnionym zacięciem do gotowania - były jakoś nie na miejscu. Chociaż przeważnie i tak była odległa od takich wątpliwości.
Otrząsnęła się z bezsensownej dygresji i skierowała swoje myśli na pożyteczniejsze tory; to, co Nanwe był w stanie zrobić było bardzo zaskakujące. W jakiś sposób, potrafił także ją przeczytać, choć tutaj jego możliwości były znacznie bardziej ograniczone i nie tak inwazyjne jak w przypadku odwrotnej wymiany. Udało jej się subtelnie przejąć kontrolę i pokazać mu tylko tyle, ile mógł zobaczyć. Sìlis może i zachowała się wobec niego szlachetnie, ale nie zawsze okoliczności tak wyglądały; była istotą długowieczną, a przez te wszystkie lata często nastawano na jej życie.
Czasem… pojawiały się wspomienia wraz z wyrzutami sumienia; twarze ludzi, którzy po spotkaniach z nią nosili blizny, wizerunki tych, którym nie robiły one żadnej różnicy, bo dla nich czarodziejka była - w zależności od wiary – ostatnią, bądź też przedostatnią spotkaną osobą.
Przerwała swoje rozmyślania - najwyraźniej Nanwe podziałał na nią tak, że nie bardzo panowała nad swoim umysłem. To wszystko było dawno temu. Już długi czas nikt jej nie groził, a ona nie musiała korzystać z prawa do obrony. Miała nadzieję, że to po prostu szczęście.
Spojrzała na słońce chylące się ku zachodowi. Pora nie była najlepsza, ale patrząc na małego rudzielca, coś w głębi jej duszy nie pozwalało jej długo czekać.
– Wstawaj – rzuciła z uśmiechem. – Jutro będzie nowy dzień, a ty musisz być gotowy. Pokażę ci, jak się biega.
Awatar użytkownika
Nanwe
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 103
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Uczeń , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Nanwe »

- Na...naplawde? - zająknął się Nanwe, mocno zaskoczony jej słowami. Smoczek nie spodziewał się czegoś takiego, a jeżeli już, to bardziej od Ignei. Trudno mu było uwierzyć, że słyszy to od Sillis. Patrzył na nią przez chwilę, zupełnie zaskoczony taką kolejnością zdarzeń. - naplawde mnjie chces?
- Njie? Njie bedzie? - mruknął smok, po czym zaczął się zastanawiać. Jeżeli ich tam nie będzie, to bardzo dobrze. Naprawdę nie chciał ich spotykać. Wystarczy już, że zrobił to we śnie i nie skończyło się to dla niego zbyt dobrze. Prawdę mówiąc, to gdyby to nie był sen, to teraz leżałby w miejscu, nie mogąc niczym poruszyć i piszcząc z bólu. Dlatego też chciał sobie oszczędzić takich spotkań.

Sillis zakończyła temat na tym, że powiedziała, iż go tam zaprowadzi, gdziekolwiek by nie było to "tam". Smoczkowi jednak taka informacja w zupełności wystarczyła, potrząsnął tylko lekko głową na znak że się zgadza, na wszelki wypadek, żeby nie było nieporozumień.
Zaciekawiło go jednak, co Sillis chce najpierw. Obok pojawiły się kolejne dziwne przedmioty, których to teraz już w ogóle było tu pełno. Te nowe były gładkie i drewniane, a przynajmniej na takie wyglądały. Nanwe nie miał pojęcia do czego mogą służyć, ale wiedział, że już zaraz się tego dowie. Sillis wypełniła przedmioty wodą z tego innego, a potem jeden postawiła obok niego, mówiąc, żeby jadł. Jeść? Nanwe przyjrzał się dokładnie, domyślając się, że ta woda w środku została jedzeniem. Według niego, była to tylko woda, z pływającymi w środku kolorowymi rzeczami i marchewką. Mimo to spróbował jeść, starając się palcami uchwycić coś z parującej wody, jednak nic mu z tego nie wyszło.
- Cieple. - oznajmił spokojnie, po jakimś czasie trzymania palców w wodzie. Nawet nie przypuszczał, że dla człowieka taki wyczyn jest prawie niemożliwy, jednak smoczek w zasadzie nie odczuł nic szczególnego. Potem Nanwe spojrzał na Sillis, próbując podpatrzeć, jak ona je swoją porcję. Jej sposób polegał na nabieraniu wody z mniejszego przedmiotu w większy, po czym wkładania do ust. Smoczek próbował zrobić podobnie, jednak dziwne jedzenie stawiało opór w bardzo wielu kwestiach. Najpierw miał problem ze złapaniem tego przedmiotu, potem, kiedy już podpatrzył u Sillis jak to zrobić, woda cały czas wypadała mu z powrotem, często nawet uciekając dalej i mocząc ubranie. Nanwe w końcu nie wytrzymał i postanowił zrobić to po swojemu. Chwycił ten większy przedmiot, w którym woda jeszcze parowała, i zrobił z nim tak jak wcześniej z tym mniejszym, przystawiając do ust i pijąc. Jak się okazało, woda była całkiem smaczna, ale wciąż trochę brakowało jej do pysznego mięsa.

- A moze... moze pójdziemy od lazu? Bo... bo ty sie... bo... - Nanwe zablokował się na chwilę, nie umiejąc znaleźć słowa. - bo ty sukas i...
Nanwe przez chwilę miał problemy ze wstaniem, ale złapał się Sillis i jakoś utrzymał się na nogach, po czym mruknął cicho. Zaczekał chwilę, aż nogi mu się przyzwyczają. Chciał jej czymś zaimponować, no bo w końcu ona chciała coś zobaczyć. Kiedy uważał, że jest gotowy, puścił się istoty i zachwiał, ale nie przewrócił. Ręce rozłożył, machając nimi na boki, dzięki czemu jakoś utrzymał się w pozycji stojącej. Kiedy już się jakoś ustabilizował, uśmiechnął się szeroko, po czym oznajmił:
- Pacz! Siiis! Pacz! Umiem!
Awatar użytkownika
Sillis
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sillis »

– Naprawdę. I nie mam powodu, żeby cię okłamywać – rozwiała jego wątpliwości, przy okazji mierzwiąc jego burzę rudych włosów. Przypomniała sobie, że Adaidh zawsze tak robił, kiedy się z nim przekomarzała. Nagle ogarnęła ją tęsknota za dzieciństwem, które tak dawno jej minęło. Nawet jeśli w jej przypadku trwało dłużej, niż odbywało się to u innych, mniej długowiecznych ras. Przezwyciężyła powiększającą się wciąż falę nostalgii. To uczucie rzadko się u niej pojawiało, ale prawie zawsze kończyła wtedy zapłakana. Po części przeszczęśliwa, że jej życie ułożyło się tak, jak się ułożyła, a po części ze smutku - że te wszystkie lata miała już dawno za sobą i jedyne co mogła robić, to wspominać.
To zawsze świetnie jej wychodziło - posiadając w tej kwestii pamięć niemalże absolutną, obrazy z lat zanim stała się dorosła były nadzwyczaj wyraźne. To też zawsze miało sporą część udziału w jej ckliwych reakcjach na tęsknotę; kiedy przeżywasz chwilę tak mocno, jakby właśnie się działa, trudno jest się nie poddać emocjom.
Nagle jej myśli przeskoczyły na zupełnie inny tor - tak świetna pamięć mogła ją kiedyś doprowadzić do tego, że zamknie się w sobie otoczona przeszłością - jeszcze bardziej, niż to było normalnie - i odetnie się od świata teraźniejszego… A może już to zrobiła, a teraz o tym nie pamięta? Na jej ustach niemalże wykwitł szyderczy grymas - kłopot z potęgą polegała na tym, że doprowadzała do cienkiej linii oddzielającej normalność od szaleństwa. W dodatku kazała skakać przy tej granicy na jednej nodze, coraz bardziej się rozpędzając; nawet najmniejszy bodziec mógł okazać się tym, który wywróci jej stabilnością psychiczną.

Wyrwała się z kontemplacji, nie chcąc rozważać czarnych scenariuszy. Akurat w porę, aby zobaczyć - ale też uzmysłowić sobie - to, co robił smok. Jej skrócona koszula, którą miał na sobie była mokra, a on sam pił potrawkę z misy. Dopiero wtedy do jej świadomości dotarł fakt, jak trudnego zadania się podjęła. Musiała nie tylko położyć fundament pod wychowanie tego dziecka, ale także zrobić coś z jego ucywilizowaniem i zdolnościami motorycznymi. Jednakże w tej kwestii podłoże nie było nawet twardym gruntem, więc pierwszą rzeczą przed przygotowaniem podstaw musiało być wysuszenie bagna, na którym miały stanąć.
O ile fizycznym aspektem rozwoju chłopca zajmie się smok - bądź smoczyca - znaleziony przez Irlene, tak ona musiała zrobić cokolwiek w kwestii ogłady i obycia. Jej samej nauka etykiety przydała się w życiu dziesiątki, jeśli nie setki razy, a wiedziała jak bardzo jej nie cierpiała. Niestety, nie będzie w stanie przekazać chłopcu choć cząstkę swojej wiedzy na temat świata, ale mogła spróbować dać mu coś cenniejszego - sposoby, jak tę wiedzę zdobywać.

– Oczywiście, że umiesz. Gdyby to było trudne, ludzie czołgaliby się całe życie - powiedziała, mając na twarzy uśmiech pełen radości. Jednak jej umysł był napięty niczym cięciwa, zdolna zerwać się w każdym momencie - czuwała, będąc gotowa na podtrzymanie małego dziedziną przestrzenii, jeśli tylko zacznie upadać. Spojrzała na chybotliwą sylwetkę. – Umiesz już pewnie stać na nogach, to teraz zrób z nich jakiś większy użytek. Idź.
Małe magiczne pchnięcie w plecy zmusiło go do postawienia pierwszego niepewnego kroku. Ulżyło jej, gdy ustał i tym razem samemu wyciągnął nogę dalej. Do tej pory bała się, że skręci sobie kostkę i będzie odczuwał ból. Zajęłaby się tym jak najszybciej by mogła - czyli pewnie od razu - ale i tak nie chciała na nic go narażać. Ale wiedziała, że najgorsza była pierwsza próba. Jeśli raz mu się to udało, to kolejne pokonane odcinki będą coraz łatwiejsze. Wybrała coś takiego, wiedząc że to ułatwi sprawy w przyszłości.
– Jutro chyba pożałujesz tego, że mnie poznałeś – powiedziała, śmiejąc się. Zanim jeszcze zdążył jej rzucić swoje bojaźliwe spojrzenie tych jego oczu, pociągnęła wątek dalej. – Strasznie seplenisz. Rozumiem, że smoczy to dialekt będący pełen syków, warków oraz ryków, ale, co może zaskakujące, na świecie wykorzystuje się jeszcze inne głoski i dźwięki, do których zdolne jest ludzkie gardło. Popracujemy nad twoimi zdolnościami lingwistycznymi, wyjaśnię ci, jak działa świat… Jakie w ogóle znasz rasy? O ilu miastach Alaranii coś słyszałeś? Dotarły do ciebie jakiekolwiek mity i legendy? – zaczęła strumień pytań gdy był już kilka sążni od niej i nie mógł wykorzystać swojego talentu, aby znaleźć odpowiedzi w jej umyśle.
Awatar użytkownika
Nanwe
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 103
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Uczeń , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Nanwe »

- Eee... Umiem? - zapytał smoczek, usłyszawszy co powiedziała Sillis. Nie bardzo zrozumiał co miała na myśli, ale poddało to w wątpliwość fakt, że rzeczywiście umie robić tak, jak dwunogi. Z tego właśnie powodu miał zamiar się upewnić, bo w sumie i tak chyba będzie musiał się tego nauczyć. Jednak kiedy zobaczył, że Sillis się podoba, również się uśmiechnął. Nie wiedział tylko jak długo uda mu się tak utrzymać. Ręce miał rozłożone szeroko, ale nie wiedział na ile mu to pomoże. Nie chciał próbować iść, bo przecież jeszcze nie potrafił. Musiał być ostrożny, w końcu nie wiedział, co będzie kiedy się przewróci. Zwykle przewracał się ze trzy, cztery razy na dzień, ale teraz nie wiedział, czy nie zrobiłby sobie krzywdy.
- Siiis! Co telaz? - zapytał Nanwe, lekko się chwiejąc. Nie bardzo chciał znowu siadać, bo nie wiedział, czy uda mu się potem z powrotem wstać. A poza tym, już był na nogach, co było dla niego dużym wyczynem, którego nie chciał tak po prostu zaprzepaścić. A z drugiej strony obawiał się, że jeżeli postawi choć jeden krok, to na pewno się przewróci. Przecież był tylko małym smokiem, a małe smoki chyba nie umieją dobrze chodzić, a już na pewno nie tak! Nanwe był pełen niepewności i właśnie dlatego pozwolił, żeby to Sillis zadecydowała za niego.

- Au! - pisnął Nanwe, chociaż wcale go nie zabolało. Po prostu nagle poczuł, jak coś go popchnęło od tyłu a on zachwiał się, tracąc równowagę. Zamachał rękami, ale jakimś sposobem zdołał się utrzymać na nogach. Przestawił jedną z nich do przodu. I chyba tylko dlatego się nie przewrócił.
- Co to? Co to? - zapytał, z trudnym do określenia dźwiękiem poprzedzającym te pytania. Nanwe bowiem obrócił głowę do tyłu, ale niczego nie zobaczył. Nie podobało mu się, że miało na niego wpływ coś, co zwykle się nie działo a na dodatek go nie było widać. Spojrzał na Sillis z lekkim przestrachem w oczach, po czym znowu spojrzał za siebie. Mimo iż nic tam nie było, Nanwe nie chciał być tak blisko niebezpiecznego miejsca więc ponownie zrobił krok do przodu. Jak się okazało, zrobienie tego nie było aż tak trudne, jak mu się to wcześniej wydawało. Nanwe momentalnie zapomniał o tym, co mu się przed chwilą przytrafiło i uśmiechnął się do Sillis, zaaferowany swoim kolejnym osiągnięciem.
- Pacz! To tez umiem! - oświadczył, demonstrując kolejny krok, którym oddalił się trochę od Sillis. Chwiał się już odrobinę mniej, toteż odważył się nawet iść troszkę szybciej. Zatrzymał się niedaleko, po czym odwrócił się powoli, żeby się nie potknąć.

Sillis znowu zaczęła niezrozumiale mówić. Nanwe zrozumiał jedynie tyle, że chodziło jej o mówienie, ale co dokładnie miała na myśli, tego nie potrafiłby powiedzieć. Chyba miała też na myśli, że mu się to nie spodoba. Nanwe do końca nie zdążył wyrazić na ten temat swojej opinii, gdy już mówiła dalej. Chciała go uczyć. Znał to słowo, nawet mu się to podobało. Nie miał pewności czego dokładnie, ale uczyć się przecież warto.
- Eee... Ty dwónóg... Ja smok... - zaczął wymieniać Nanwe, ale jak zaczął tak skończył. Próba odpowiedzi na pytanie Sillis była wyjątkowo krótka, ale Nanwe tylko tyle na ten temat wiedział. - Miasta? Alalania? Ja znam las... Ten... Ten las...
- Ja... Nie wijem... Ale wijem ze gwijazdy to duse tych co odesli za daleko... A to na góze to oko... - opowiedział Nanwe, odpowiadając na kolejne pytanie. Nie umiał opowiedzieć więcej, bo po prostu nie rozumiał do końca o co mogło chodzić. A to co opowiedział, właściwie tylko przypadkiem częściowo było odpowiedzią na pytanie. Nanwe mruknął coś do siebie, po czym dodał: - Nije lozumiem...
Awatar użytkownika
Sillis
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sillis »

– Mhm, umiesz – zapewniła go jeszcze raz, tym razem bez ogródek. – Masz zaległości w dziedzinie ironii i sakrazmu. To też trzeba będzie nadrobić, bo dla mnie stały się niczym język ojczysty… – westchnęła cicho, przypominając sobie górzeste tereny, z których pochodziła. Rozmarzyła się, gdy wspomniała wszystkie swoje wędrówki, lekcje z Adaidhem i rozmowy z tamtejszymi mieszkańcami. Czasem zastanawiała się, czy potrafiłaby prowadzić takie życie, jak jej ojciec. Teraz nie bardzo sobie to wyobrażała, jednak wiedziała z jego opowieści, iż z nim było dokładnie tak samo - aż w końcu któregoś dnia podjął decyzję o ustatkowaniu się. Zajął się pracą badawczą na miejscu, a od czasu do czasu urządzał wypady po nowe zwoje oraz rękopisy do przestudiowania.

– To tylko ja – powiedziała, żeby go uspokoić. – Popchnęłam cię, żebyś zaczął iść. Najtrudniejszy jest zawsze pierwszy krok. Dosłownie i w przeności. – Zastanawiała się chwilę, czy rozwinąć temat, ale decyzja nadeszła szybko. – Zrobiłam to za pomocą magii. Wiesz cokolwiek na jej temat?
Najważniejszą kwestią było zapewnienie Nanwemu chociaż podstawowej ogłady wymaganej przez cywilizację. Zanotowała w pamięci, aby zwrócić mu uwagę na nieustanne dziwienie się wszystkim. To nie było nic palącego, bo podczas wędrówki po mniej zaludnionych terenach nie stwarzało żadnego zagrożenia, lecz później, w większych miastach mogłoby sprowadzić im na głowę niemałe kłopoty.
Nie mogła też zaniedbać jego sprawności fizycznej - może i nad tym tak czy siak będzie pracował więcej wraz ze swoim przyszłym trenerem, albo trenerką, ale i tak musiała postarać się, aby osiągnął obsolutne minimum - chociaż tyle mogła mu dać, sama nie będąc najsilniejszą osobą pod słońcem. Tak naprawdę to plasowała się poniżej przeciętnej, jednak mogła chociaż spróbować przyrównać chłopaka do swojego poziomu.
Kolejną rzeczą, która nie mogła wymknąć się jej umysłowi był fakt, że miała sporo wiedzy do przekazania. Smok żył w izolacji przez kilkanaście lat - najzwyczajniej w świecie nie była w stanie nadrobić tego w ciągu paru tygodni wędrówki spod Gór Dasso do Rapsodii. Znajomość świata i praw nim rządzących to nie jest rzecz, którą da się przekazać od tak. Oczywiście, zawsze było jeszcze jedno, dodatkowe wyjście - otworzyć na niego swój umysł, aby mógł przejąć informacje z jej umysłu, lecz wtedy mógł natknąć się na wspomnienia, których nie powinien ujrzeć. Całość nie rozbijała się już o sytuacje bardziej personalne, ale o te, gdy nie zachowywała się jak osoba którą znał. Nie chciała go spłoszyć świadectwem tego, że czasem życie stawiało ją pod ścianą i dawało tylko jedną drogę ucieczki. Nagle spomiędzy jej myśli wyrwał ją entuzjastyczny krzyk.
– To jeszcze nie wszystko. Idź dalej i szybciej, oswój się trochę ze swoim ciałem, a pokażę ci jak się biega. – Uśmiechnęła się do niego zachęcająco

– Nie dwunóg. Ja jestem czarodziejką. Moja rasa, tak jak i twoja, wywodzi się z pradawnych czasów pełnych magii i niezwykłych zdarzeń. Są jeszcze elfy, demony, niebianie, piekielni, naturianie i wiele, wiele innych… Przy okazji są też różne rodzaje morfów. Tak jak ty, potrafią zmienić zmienić kształt swojego ciała. Część przybiera formę wilka, część zamienia się w drapieżne koty, część w różniejsze, często także bardziej egzotyczne stworzenia. Świat jest różnorodny, a dzięki wpływowi magii, istoty świadome były w stanie się do tego dostosować. A ten las… w centralnej części kontynentu jest największy. Ale na pewno spodobałyby ci się ciągnące się niemalże w nieskończoność połacia drzew iglastych na północnych tajgach, albo nieprzeniknione dżungle dalekiego południa. Kto wie, może kiedyś je odwiedzisz..? Jak na razie przejdziemy przez pół świata po to, żeby znaleźć ci dobrego nauczyciela, co ty na to?
– Chociaż tyle. Prasmok jest prawdziwy, ale nie wiem jak z gwiazdami i czy to naprawdę dusze. Ale widzisz, może to tylko opowieści, ale opowieści które wypada znać. Jak wiele będę mogła, tak wiele ci na ich temat przekażę, ale czekają cię długie miesiące nauki. Może nie prowadzonej przeze mnie, ale na pewno potrzebnej. Mniejsza o większość. Jak się czujesz w nowym ciele?
Awatar użytkownika
Nanwe
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 103
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Uczeń , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Nanwe »

Cyli ze muse umieć to co ty? - zapytał Nanwe, usłyszawszy co powiedziała. Zrozumiał tylko tyle, że chce go nauczyć czegoś tylko dlatego, bo sama to umie. Nie wiedział, czy to dobrze, czy źle, ale to ciągłe mówienie o uczeniu się różnych rzeczy, nagle uświadomiło mu, jak niewiele umie. On ledwo rozumiał połowę z tego, co do niego mówiła, a był prawie pewien, że te słowa oznaczają jeszcze coś trudniejszego. A już szczególnie te długie. Nanwe chciał, żeby zwolniła trochę z tym wszystkim, bo trochę dziwnie czuł się, pozwalając na to by mówiła coś co tylko ona sama rozumie. Przecież to bez sensu, mówić do siebie... - Siiis... ty mówić... Eee... - Nanwe nie znał odpowiedniego słowa, toteż wykonał bardzo powolny ruch ręką, licząc że Sillis zrozumie. Jak do tej pory nie najlepiej sobie radził z interpretacją jej słów. - Ja nie lozumiem...
- To ty? Ja... nie widzialem... A... a kto to ta magija? - zapytał Nanwe, który pierwszy raz usłyszał takie słowo. - Gdzie ona? Ja... nije widze...

Nanwe rozglądał się jeszcze chwilę, ale niczego nie zobaczył. O więcej pytać nie chciał, no bo przecież, skoro nie było widać, to nic tu nie było. To przecież logiczne. Nie wątpił też, że Sillis uważa podobnie i pytanie jej o coś, czego nie widać uważał za trochę dziecinne i niedorosłe. Może jednak wcale nie był taki mały, bo miał swój rozum i potrafił zrozumieć tak proste rzeczy.
- Ja... Ja nije umijem sybciej... Ja umijem tak... - powiedział smoczek, po czym ostrożnie postawił parę kolejnych kroków. Chodzenie było nawet znośne, ale nie podobało mu się, że ta trawa tak bardzo kłuje w stopy. Jako smok nigdy nie miał takich problemów, a teraz było to bardzo, ale to bardzo nieprzyjemne. Zastanawiał się, czy nie opowiedzieć o tym Sillis, no ale, co ona mogłaby na to poradzić? Nanwe nie potrafił sobie wyobrazić, co mogłaby zrobić w tej kwestii.

Sillis znowu mówiła dużo. Nanwemu się to nie podobało, tym bardziej, że rozumiał tylko przez chwilę. Smoczek patrzył gdzieś w bok, przyglądając się drzewu na którym przysiadł jakiś ptaszek. Nie bardzo słuchał, co Sillis do niego mówiła, bo było to trudne i niezrozumiałe. Jeżeli chciała go uczyć, to niech zacznie od tego, co znaczy to wszystko co mówi. Nanwe nie bardzo się przejmował. Dopiero gdy usłyszał znane już sobie pytanie: "Jak się czujesz", do którego Sillis coś dodała, odwrócił głowę w jej stronę i odpowiedział zgodnie z prawdą:
- Zle. Nije... podoba mi się to. To takije... nijefajne... - powiedział Nanwe, wskazując na siebie. Zdecydowanie wolał być smokiem. Wtedy przynajmniej potrafił sobie radzić sam, bez niczyjej pomocy, a tak musiałby chyba za każdym razem czekać aż ktoś mu w czymś pomoże. Wolałby to zmienić, nie podobało mu się to. - A... moge się... zamieniać? - zapytał, licząc na to, że Sillis jednak zmieni zdanie.
Awatar użytkownika
Sillis
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sillis »

– Bynajmniej. Jestem od ciebie… – chwilę pomyślała, oceniając ile Nanwe może mieć lat. W końcu przyjęła dość bezpieczną miarę. – …jakieś sto razy starsza. Ale zdecydowanie postaram się, żeby nie ominęły cię najważniejsze mądrości z mojego życia.
To, co powiedział potem bardzo ją zaskoczyło. Nie swoją treścią, ale tym, że tego nie zauważyła
– Masz rację, nomenklatura którą się… – przerwała od razu, uświadamiając sobie swój błąd. – Na pewno używam zbyt zaawansowanego słow… – zakaszlała, aby ukryć zakłopotanie i dać sobie chwilę na znalezienie odpowiedniego słowa… Słowo - dokładnie tego potrzebowała! – Trudne słowa. Tak mocno się do nich przyzwyczaiłam, że używam ich… sama z siebie, no.
Uświadomiła sobie, że być może zbyt bardzo na niego naciska. To, co chciała mu przekazać, to jakieś trzy lata solidnej nauki i piętnaście lat obycia ze światem, a miała na to zaledwie kilka tygodni. Z jednej strony to ją usprawiedliwiało, ale z drugiej… Chciała, żeby zapamiętał ją inaczej, niż jako ciągle strofującą ją kobietę, której wymaganiom umysłowym nigdy nie sprostał.
Zdecydowała, że zamiast próbować dokonać niemożliwego, porwie się na możliwe. To będzie od niej wymagało jednak całkowitego odwrócenia swojego podejścia.
– Magia to… hm, żeby chociaż spróbować ci to wytłumaczyć, musiałabym użyć trudnych słów. Bo chodzi o to, że nikt nie wie na pewno czym jest magia. I nie widać jej, jeśli tego nie chcę. – Pstryknęła palcami i część liści leżących na ziemii podniosło się, a potem zaczęły krążyć, otaczając ją zwartą linią. Przedstawienie jednak zakończyło się tak samo szybko, jak się zaczęło, a liście nieskładnie opadły na ziemię, gdy tylko wypuściła je spod kontroli swojego umysłu. – Pozwala… robić rzeczy. Różne rzeczy, niektóre piękne, a niektóre nie. Może ty też masz do niej talent, kto wie? – zapytała, uciekając myślami ku temu, co zobaczyła w jego umyśle i próbując orzec czy rzeczywiście mały smok potrafił zapanować nad magią. jego pobratymcy rzadko mieli z tym problemy, ale nie mogła wykluczyć nawet takiej ewentualności. Lecz nic, co tam zobaczyła, ani nie potwierdzało takich przypuszczeń, ani im nie zaprzeczało. Nie miała najmniejszego pojęcia, jak…
Nagle jednak wpadła pewien pomysł. Dla niej, jak dla większości magów i magiń które spotkała, umysł był najsilniej strzeżoną twierdzą. Trzeba było utalentowanego człowieka, aby przełamać jej bariery. Gdyby jednak odpowiednio je przygotowała… Zaczęła więc od osłabienia części mentalnych murów, wznoszących się ponad jej myślami. Podzieliła swój umysł na trzy części; jedną, w której pozostała większość myśli i wspomnień, chroniona tak samo, jak wtedy gdy Nanwe ujrzał jej odczucia; druga, strzeżona na tyle mocno aby oparła się zdolności posiadanej przez smoka, ale nie wytrzymała jakiegokolwiek naporu ze strony i zawierającą jej zasób słów; do ostatniej dostać się mógł każdy. Jak na razie jednak pozostawała pusta - czarodziejka nie bardzo wiedziała, co mogła by tam umieścić. Nic nie wydawało się odpowiednie. W ostateczności mogłaby po prostu z nim porozmawiać, ale wtedy to wszystko najprawdopodobniej zdałoby się na nic.
– Dobrze – uspokoiła go, kładąc mu rękę na ramieniu. Nie wiedziała, czy podeszła do niego normalnie, czy też skorzystała z magii, aby przenieść się ten dystans. Miałaby nadzieję, że to ta pierwsza możliwość, gdyby nie fakt, że cały jej zapas przeznaczyła na to, aby Nanwe w ogóle ją zrozumiał. Nie miała teraz głowy, aby szukać prostszych zamienników słów - wolała skupić się na powstrzymaniu się od mówienia w swoim ojczystym języku. – Przepraszam. Nie powinnam była tak cię naciskać. Usiądźmy – powiedziała, siadając na trawie ze skrzyżowanymi nogami.
A potem dał jej to, czego potrzebowała. Wiedziała już, co pokaże mu jako pierwsze - przemianę. Najpierw to, jak przebiegła, a dalej jak może przebiec odwrotnie. Niepewność co do tego, czy wszystko pójdzie zgodnie z jego oczekiwaniami, wskazując na rogi, które nie opuściły go w ludzkiej postaci.
Zaakcentuje to jak mało wie na ten temat, początkowo pokazując biegłość z jaką posługiwała się normalną magią - broń bogowie manipulacje czasem - i porównując ją do pustki w kwestii zmiennokształtności.
– Co do przemiany… dotknij mnie swoim umysłem. Pokażę ci. – Starała się, aby jej głos nie brzmiał desperacko. Ledwo potrafiła nad wszystkim zapanować, a w dodatku gdzieniegdzie na swoim ciele czuła ukłucia chłodu. Kilka minut w takim stanie, a wyląduje całkowicie po drugiej stronie, poza czasem. Lecz na szczęście komunikacja nie będzie trwała w rzeczywistości długo. Owszem, dla umysłu wyrwanego z oków ciała może trwać godzinami, ale tak naprawdę wtedy liczy się prędkość myśli, więc czas ulega rozciągnięciu.
Teraz pozostawało czekać. Jeśli Nanwe ma magiczne zdolności, pozna jej zasób słów, nawet nie zauważając bariery. Jeśli jednak jest inaczej, to sama uwolni przed nim tę wiedzę.
Tylko proszę, szybko. Zdecyduj się szybko – błagała w zaciszu swojego umysłu.
Awatar użytkownika
Nanwe
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 103
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Uczeń , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Nanwe »

- Tludne. - skomentował smok, gdy tylko Sillis coś powiedziała. Bo oczywiście, znowu nic nie zrozumiał, a to zaczynało już być męczące. No bo, jak miał z nią rozmawiać, jeżeli nic nie rozumiał? Dobrze, że chociaż ona rozumiała jego. Przynajmniej tak to wyglądało z jego strony, ale mogła przecież po prostu mówić cokolwiek trudnego, tak żeby nie zrozumiał, że ona nie rozumie. Kiedy Nanwe o tym myślał, wydawało się to być jeszcze bardziej skomplikowane, niżby to miało być w rzeczywistości. Tak czy owak, nie podobało mu się to. Zadecydował, że dopóki Sillis będzie tak mówić, to on nie będzie jej słuchać. No bo w końcu jak?
- Cyli nije wies kto to? - zapytał, kiedy Sillis odpowiedziała mu na inne pytanie, tym razem zrozumiał jednak o co chodziło. - A cemu nije chces, albo chces? I po co?
- Arwghk! - znów zaskrzeczał, tym razem ze zdziwienia. Sillis zrobiła z palcami coś dziwnego, co wydało głośny dźwięk, a zaraz potem coś się wydarzyło. Niektóre liście uniosły się, po czym niczym pchane wiatrem zaczęły krążyć wokół niej, ale w sposób jakiego Nanwe jeszcze nigdy nie widział. Każdy leciał jeden za drugim, w dodatku bardzo dokładnie. Nanwe patrzył ze zdziwieniem, nie mogąc oderwać wzroku od dziwnego zjawiska. Nawet kiedy liście spadły z powrotem na ziemię, smoczek patrzył na nie, jakby nie wiedząc, czy zaraz się nie podniosą i nie zaczną znowu wirować. Dopiero wtedy Nanwe zorientował się, że cały ten czas miał otwartą buzię. Szybko zamknął ją, po czym potrząsnął głową. Smoczek wysłuchał co Sillis miała mu do powiedzenia, po czym spojrzał znów na liście. Czyżby miała na myśli, że on też tak może potrafić?
Nanwe nie zamierzał na nic czekać. Przypomniał sobie, jak wyglądało to, co zrobiła Sillis, po czym dokładnie ułożył rękę tak jak ona. Jednak, jak się okazało, dziwny gest nie był aż taki prosty jak mu się wydawało. Potem z dużym zacięciem na twarzy smoczek usiłował powtórzyć wyczyn z palcami, mając nadzieję, że gdy już mu się uda, to liście rzeczywiście się uniosą. Jednak pomimo prób, niestety nic z tego nie wyszło. Nanwe mruknął niezadowolony.
Sillis chyba chciała pokazać mu coś innego. Nie odpowiedziała mu, czy pozwala mu się znowu zamieniać. Zamiast tego poprosiła go żeby usiadł obok niej. Siedzieli tak przez krótką chwilę w milczeniu, podczas gdy Nanwe przyglądał się jej zamyślonej minie. W końcu, smoczek doczekał się odpowiedzi. O dziwo, Sillis chciała mu pokazać, a nie powiedzieć. Może dlatego, że były tam trudne słowa i nie chciała go nimi męczyć? A może... chodziło jej o coś innego? Chciała coś sprawdzić? Nanwe nie zrozumiał. Ale po co miał rozumieć, skoro ona chciała pokazywać? Przecież to łatwe!

Nanwe złapał ją za rękę, żeby poczuć ten impuls, co zawsze. Potem spróbował zobaczyć to, co chciała mu pokazać. Przez chwilę czuł się dziwnie, jakby coś go zatrzymywało. Nanwemu się to nie spodobało, ale jeszcze nie zobaczył niczego, co znaczyło, że musi pójść dalej. Już po chwili znalazł się tam, gdzie miał się znaleźć.
- Ojej... - mruknął zaskoczony. Nanwe zobaczył wspomnienie, bardzo świeże. Zobaczył siebie, który się zamieniał. Wyglądało to... bardzo dziwnie. Nanwe skrzywił się trochę. Z jego perspektywy wyglądało to dużo lepiej, bo nic nie było widać. Potem zobaczył coś innego, co wyglądało podobnie, ale za to efekt był odwrotny. Nanwe czuł, że ona się na tym nie zna. Coś podpowiadało mu, co ma zrobić, tak też więc uczynił.
- Nije maltw się o mnije. Ja umiem zamijenijać. - oświadczył Nanwe, uspokajając Sillis. Zrozumiał, że po prostu się o niego martwiła, ale uważał, że całkowicie niepotrzebnie. No bo w końcu, ostatnim razem przecież mu się udało.
- Siiis? A co to? - zapytał, kiedy nagle w jego głowie pojawiły się dziwne kombinacje dźwięków. Nanwe miał wrażenie, że rozumie znaczenie prawie wszystkich. Nie cichły one, ale było ich dużo, bardzo dużo i smoczek był prawie pewien, że ich wszystkich nie zapamięta. Nanwe chciał żeby Sillis troszkę zwolniła, więc trochę się przesunął. Nagle natrafił na blokadę, jeszcze silniejszą niż ta, którą wyminął. Spróbował się przez nią przedostać i przez chwilę nawet wydawało mu się, że to się uda, ale nie wyszło mu to.
- Siiis? Co to za... - smoczek zatrzymał się na chwilę, gdy nagle do głowy wpadło mu odpowiednie słowo, choć chyba nigdy go nie słyszał. - Baliela?
Awatar użytkownika
Sillis
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sillis »

Na jej twarzy pojawił się uśmiech, gdy patrzała na starania Nanwego. Zauważył, że zrobiła coś z palcami, a potem stało się coś niezwykłego, więc próbował ją naśladować. Jednak jej potrzebne było to tylko po to, żeby zwrócić jego uwagę, bo sama od dawno posługiwała się dziedzinami tylko za pomocą woli i nie potrzebowała żadnych gestów do skanalizowania energii.
– Zaraz ci wytłumaczę.

Wyrwała się spomiędzy swoich myśli. Dla smoka tego typu kontakt był pewnie naturalny, ale ona zbytnio przyzwyczaiła się do słów, a mówienie do kogoś innego samym umysłem nie było częścią jej codzienności. Spróbowała więc zwizualizować sobie siebie samą, aby móc posłużyć się tym wyobrażeniem jak szmacianką, w którą doświadczony lalkarz wkłada głos i tym samym ożywia.
Zastanawiała się, co może zrobić; podejrzewała, że nastolatek i tak przemieniłby się, gdyby w jakimś momencie go nie upilnowała. Nie chciała ryzykować teraz, ale nie mogła pozwolić sobie na ryzyko później, kiedy nie będzie na nie przygotowana.
– Rozumiem. Ale jesteś pewien? Nie wiem, czy będę mogła ci pomóc, jeśli coś pójdzie nie tak.
Spróbowała mu pokazać swój niepokój i troskę. Nie do końca wiedziała jeszcze jak posługiwać się tą więzią w ten sposób. Podejrzewała, że dla smoków było to znacznie łatwiejsze, bo nawet znaczenie słów w ich języku zależało od odpowiedniej intonacji i jaszczury były przyzwyczajone do wywierania znacznie większego nacisku na emocje. Pewnie dlatego Ignei tak łątwo było się do tego przyzwyczaić. Lecz wydawało jej się, że poszło całkiem dobrze.
W dodatku, przypuszczenia się sprawdziły - Nanwe miał w sobie coś z maga. Nie wiedziała jak wiele, ale przynajmniej tyle była w stanie osiągnąć swoim eksperymentem. Teraz pozostawała tylko nadzieja, że nie dopadnie jej ból głowy - chyba już nigdy więcej w życiu nie zdobędzie się na tak wielki wysiłek. A już na pewno nie tylko po to, aby zwyczajnie zaspokoić swoją ciekawość. Nawet biorąc pod uwagę jej uwarunkowanie, wspomnienia dopiero teraz zaczynały do niej wracać. Początkowo samo wrażenie tego, że nie może sięgnąć swoim umysłem w przeszłość było zwyczajnie porażające - w końcu nie odczuwała go od setek lat.
– To reszta moich wspomnień i myśli. Jest ich bardzo dużo, szczególnie tych pierwszych, bo żyję dużo dłużej niż ty. – Pokazała mu na powrót to, co wcześniej powiedziała o swoim wieku - teraz mógł ją zrozumieć, więc nic nie stało temu na przeszkodzie - i zaczęła tłumaczyć; na szczęście sa dostarczył jej odpowiedni powód, aby się usprawiedliwić takim działaniem. – Przed chwilą… To była moja wiedza na temat tylko jednego języka. Wystarczyło, aby cię przytłoczyć. A znam ich znacznie, znacznie więcej. Poza tym, niektóre momenty w moim życiu byłyby dla ciebie naprawdę dziwne.
W tym momencie pokazała mu wspomnienie, jak szukała śladów swojej matki na polanie. Najsilniejsze bodźce były wywołane tym, co działo się tam teraz, a im dalej w przeszłość, tym bardziej bledniały i słabły. Pozostawały jednak, a kołysząca się trawa była jednocześnie deptana przez nogi oddziału elfich zwiadowców, trawiona pożarem, moczona deszczem i doświadczała tysięcy innych rzeczy. Zaraz jednak stłamsiła całą scenę, nie chcąc zbytnio oszołomić Nanwego.
– Chyba już rozumiesz, dlaczego oddzieliłam to wszystko? Poza tym, jesteś u siebie. W umyśle nie ogarnicza cię twój język, więc możesz mówić normalnie. Wiesz już, jak te słowa powinny brzmieć. Spróbuj tylko. A, i jeszcze jedna sprawa… mógłbyś się tu pojawić? – Rozejrzała się wkoło. – Dziwnie mówi mi się do takiej pustki, nie jestem przyzwyczajona.

– Magią można dokonać wielu, naprawdę wielu rzeczy. Tak naprawdę większość magów i magiń ograniczona jest głównie przez wyobraźnię. Ich zasoby energii nie są wielkie, ale i tak dają spore możliwości. Są różne rodzaje magii, które mogą wydawać się bardzo podobne. Czasem nawet rzeczywiście tak jest - domen dobra i harmonii – wymieniając kolejne nazwy, pokazywała mu podstawowe informacje na ich temat – można użyć, aby dokonać tych samych zmian. Albo gdy dziedziny życia i śmierci, tworzenia i iluzji; kontrolują ten sam aspekt istnienia, lecz z dwóch różnych stron. I nikt nie wie dlaczego. Albo czym jest moja zdolność do panowania nad czasem? Nie wpisuje się w absolutnie żadną z nich, a z tego co wiem, tylko ja i moja matka potrafimy zrobić coś takiego. Słyszałam o czarodzieju, który ma kontrolę nad dźwiękiem. Dlatego uważam, że to my sztucznie dokonaliśmy podziału. Gdzie tylko jestem, szukam zapisków na temat Czystej Magii, ale większość z nich już dawno została zapomniana. Nawet ja nie mogę szukać czegoś, o istnieniu czego nikt nie wie…
Następnie przyszedł najtrudniejszy moment - w jakiś sposób przedstawić mu magię. Same efekty do których osiągnięcia ją wykorzystywała to byłoby za mało, zatem posłużyła się tym, co zrobiła jeszcze przed chwilą. Pokazała mu, jak wybrała liście, a potem podniosła je z pomocą zaklęcia przestrzenii. Gdy miała je już w swojej władzy, po prostu skierowała je wokół siebie.
– A nie wszyscy korzystają z niej tak, jak ja. Są istoty, które potrzebują słów i gestów, aby wywołać jakąkolwiek reakcję. Przeważnie są potężni i potrafią dokonać niezwykłych rzeczy, ale ten sposób tkania czarów jest mało elastyczny. Jeśli nie znają zaklęcia, które pozwala im to osiągnąć, są po prostu bezsilni. – Po tych słowach pokazała mu człowieka, który kilkoma słowami obalił drzewo, potem pociął je na szczapy i rozpalił ognisko z pomocą paru stanowczych ruchów ręką.
– Inni zaś mogą korzystać z pomocy natury do zmieniania świata i odprawiają rytuały. Ci mogą najwięcej, ale każda pomyłka może ich wiele kosztować - od czasu, aż po życia. – Tym razem wyciągnęła wspomnienie druidów z jej ojczystego kraju, którzy na łąkach zmieniali pogodę, zmiatali topiący się na wiosnę śnieg ze szczytów, zapobiegając lawinom. Potem jednak przywołała wspomnienie zapisków na temat Nanher, a dokładnie jej pochodzenia.
– Istnieją też tacy, którzy nie do końca panują nad swoimi zdolnościami. Właściwie to nie tyle czarują, co czynią, kształtując świat emocjami i zachciankami. I są równie silni, co nieprzewidywalni – utworzyła wizję, gdzie najpierw płmień pojawia się na skrzętnie ułożonym ognisku, a potem w jednym momencie ogarnia cały las.
Awatar użytkownika
Nanwe
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 103
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Uczeń , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Nanwe »

- Ale... Siiis... Ja nie dwunóg... Ja smok... I ja chcę... - zaczął argumentować Nanwe, gdy Sillis mówiła że się o niego obawia. No ale przecież nie mogła mu kazać tak zostać... Czy mogła? W każdym razie, Nanwe zdążył już mocno zatęsknić za łuskami. Nie zamieniał się jeszcze tylko dlatego, że chciał jeszcze zadowolić istotę, a ta wyraźnie wolałaby, żeby zostało tak jak jest. Nanwemu jednak bardzo się to nie podobało. Było mu zimno, a oko, które tak dobrze go zwykle ogrzewało, nie dawało mu wystarczająco dużo ciepła. Natomiast ubrania, które dostał od Sillis, wydawały mu się zarówno zbyt cienkie, oraz zbyt niewygodne. Podczas poruszania się, w niektórych miejscach było mu zbyt ciasno, a w niektórych zbyt luźno. Na dodatek ogólnie miał już dość chodzenia na dwóch nogach. - Siiis... Mogę? Ploszę... Ja baldzo chcę...

Nanwe czuł się bardzo dziwnie w tamtym miejscu. Mimo początkowego chaosu spowodowanego słowami, umysł ten wydawał się okropnie pusty i uporządkowany. Według niego było to bardzo dziwne doznanie, bo zwykle wydawało mu się, że różne myśli gonią się nawzajem jak szalone. Może to po prostu kwestia tego, że Sillis tak zrobiła? W każdym razie, u niego na pewno panuje dużo, dużo większy chaos. Teraz, kiedy już zdołał zapamiętać chociaż część ze słów, zrobiło się tu bardzo pusto.

W pewnym momencie pojawiła się również sama Sillis, która wyglądała trochę... nienaturalnie. W jego opinii dużo lepiej wyglądała na zewnątrz, chociaż smoczek nie potrafiłby powiedzieć na czym polega różnica. Istota zaczęła tłumaczyć mu, że to co pokazała mu wcześniej było tylko na temat jednego języka. Języka? Zaraz... Chodziło o taki zwyczajny, różowy... Czy może... A, chodziło jednak o to, czym się mówi. Może i pokazała mu słowa, ale takie rozbieżności były dla niego problematyczne. Potem istota znowu tłumaczyła mu, że jest od niego dużo starsza, zupełnie tak jakby tego nie zrozumiał już wcześniej. Przecież on, Nanwe, był najmłodszą istotą jaką znał.
Sillis pokazała mu potem jakieś wspomnienie, a przynajmniej tak mu się wydawało. Było jednak tak chaotyczne, że nie zobaczył właściwie niczego. Było tam całe mnóstwo różnych rzeczy, o których Nanwe w zasadzie nawet nie słyszał, o oglądaniu już nie wspominając. Potem Sillis powiedziała mu, że właśnie dlatego nie pokazuje mu innych wspomnień, oraz dlatego, że mogłyby mu się wydawać dziwne. Choć to ostatnie akurat smoczkowi nie przeszkadzało, to mruknął potakująco, na znak, że się zgadza. Chciał zobaczyć, co to, ale jeżeli wszystko tam wyglądało w ten sposób, to lepiej było sobie odpuścić.
- Poja...wić? - zapytał Nanwe, ale nie do końca był pewien, czy mówił naprawdę, czy tylko pokazał dźwięk. O co mogło chodzić z tym pojawianiem? Przecież był tutaj, tuż obok... Czyżby Sillis go nie widziała? Przecież on ją widział i to doskonale! I to zarówno tu, jak i tam... Ach, no właśnie! Nanwe miał pojawić się tam! Nie zrobił tego wcześniej, bo nigdy nie przypuszczał, żeby to było możliwe... A zresztą, przecież chyba wcześniej mu to nie było potrzebne, więc nic dziwnego. Nanwe skupił się i... uświadomił sobie, że nie wie, jak wygląda. W zasadzie to on widywał tylko Odbicie, który uparcie papugował jego ruchy pod wodą, ale to przecież nie to samo, prawda? Widział przez chwilę wspomnienie Sillis z samym sobą, ale już nie pamiętał... Co on miał teraz zrobić?

Nanwe nie wiedział, że Sillis słyszała każdą jego myśl. Nawet jeżeli to podejrzewał, to nie zwrócił na to większej uwagi. No bo i po co? Przecież po to właśnie się łączył, żeby pokazywać wszystko co mu wpadnie do głowy. Dlatego też, nie musiał nawet zadawać Sillis pytań, bo ona doskonale wiedziała, co nurtuje małego jaszczura. Szybko więc zaczęła opowiadać mu o tej niezwykłej sile, którą nazywała magią. Nanwe słuchał uważnie i starał się zapamiętywać. Problemem jednak okazało się to, że magia sama w sobie jest dość niezrozumiała, a już na pewno dla małego smoczka, który dopiero co uczył się mówić.
- Sillis? A ja też tak potrafię? - zapytał w pewnym momencie smok, kiedy istota skończyła już mu pokazywać, jak ta magia wygląda. Mniej więcej wyczuł w jej umyśle, co należałoby zrobić. Może warto było spróbować? - A mogę sprawdzić? A pomożesz mi w tym? - zaczął pytać Nanwe, prosząc ją o szczegóły.
Awatar użytkownika
Sillis
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sillis »

– Możesz. Jeśli lepiej będziesz się czuł w ciele smoka, to jak najbardziej, nie będę ci tego zabraniać. – Taką decyzję podjęła już wcześniej, ale czując uczucia Nanwego tylko utwierdziła się w jej słuszności. W ciele człowieka czuł się źle i nie bardzo mogła mu się dziwić - w końcu całe dotychczasowe życie przeżył jako smok. Sama też nie bardzo wiedziała jak przekonać go do takiej formy, bo sama nigdy nie doświadczyła innej; dla niej to było naturalne, bo ludzkie ciało było z nią od zawsze, a jego słabe i mocne strony były dla niej codziennością.
Zawsze pozostawało jeszcze ryzyko i wątpliwości, ale czuła jego pewność - nie tylko wierzył, że potrafi się zamienić, ale chyba odnalazł w sobie instynkt podpowiadający mu jak to zrobić dobrze. Na własnym przykładzie wiedziała, że czemuś takiemu można zaufać - koniec końców sama poradziła sobie ze swoimi zdolnościami. Porady oraz wskazówki dawane przez Adaidha były bardzo ogólne - tak samo jak pasowały zarówno do posługiwania się magią, jak i w poszerzaniu swojej kontroli nad czasem. To, że nadal nie potrafiła okiełznać przyszłości świadczyło albo o niemożliwości dokonania czegoś takiego, albo ona po prostu podchodziła do tego od złej strony.
Kilkukrotnie zastanawiała się, czy to nie jest powód braku kontaktu ze storny Jaśmin. Może jej matka czeka, aż poradzi sobie z tym problemem samodzielnie, żeby ją jeszcze sprawdzić? Jednak wtedy nie byłaby tak nonszalancka w kwestii spotkania z nią. Do tej pory za wszystkie przegapione okazje była odpowiedzialna Sìlis, a rodzicielka nie robiła nic po to, aby utrudnić jej poszukiwania. Może więc sama nie była w stanie tego dokonać?

Poczuła jego niepewność. Przez chwilę zastanawiała się co mogło ją wywołać, jednak kolejne myśli nastolatka rozwiały jej wątpliwości. Przywołała z pamięci jego sylwetki - najpierw smoka, a potem człowieka - i pokazała mu je.
– Sam wybierz którą z nich wolałbyś przybrać. – Rzuciła. Podejrzewała, że taka sztuka będzie dla niego trudniejsza - może i miał doświadczenie w umysłowych kontaktach, ale po jej stronie stały całe lata posługiwania się magią. Dzięki reakcji Nanwego była świadoma faktu, iż wykreowany przez nią wizerunek trącił sztucznością, ale to było wszystko co mogła mu na ten moment pokazać. Żeby osiągnąć coś bardziej przekonywującego, musiałaby poświęcić jakiś czas oraz uwagę tylko na to, a wolała spożytkować swoje siły na coś bardziej pożytecznego.

– Spokojnie, nie wszystko na raz! Jestem prawie pewna, że potrafisz. Sprawdziłam to w pewien sposób – pokazała mu, jaki był cel słabszej mentalnej bariery, którą przełamał. – To stanowi prawie wystarczające potwierdzenie, bo nie podejrzewam aby twoja zdolność przekazywania myśli na to pozwalała. Możesz, jeśli chcesz. Tylko radziłaby teraz, bo nie wiem jak to z posługiwaniem się magią w formie smoka. Wydaje mi się, że może być trudno, ale to tylko moje przypuszczenia. Pomóc mogę ci tylko w jeden sposób – po tych słowach przywołała jeden z tych licznych momentów w swoim życiu, gdy korzystała ze swoich magicznych uzdolnień. Skoncentrowała się na samym sposobie w który czarowała - wizualizacji efektów i wymuszania przejścia świata z jednej formy do drugiej, za pomocą siły swej woli. Po chwili sprawiła, iż wspomnienie to wypłynęło z otchłani pamięci tak, aby smok mógł je zauważyć. – Ja tak sobie radzę z magią.
Zablokowany

Wróć do „Góry Dasso”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości