Góry Dasso[Gdzieś w górach] Dwa kroki za szczęściem

Rozciągające się od Równin Andurii aż po Równinę Maurat góry z wierzchołkami pokrytymi wiecznym śniegiem, przeplatane zielonymi dolinami i niebezpiecznymi przełęczami, zamieszkałe przez dzikie zwierzęta i legendarne potwory. Góry otaczają i chronią przed niebezpieczeństwami Szepczący Las, dając mu w ten sposób spokój.
Awatar użytkownika
Sillis
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sillis »

Nagły gest Nanwego uderzył ją niczym młot. Fizyczny kontakt z innymi nie był jej obcy, ale ona sama bardzo rzadko doświadczała go w takiej formie. Nawet nie poczuła lekkiego ukłucia bólu, gdy zahaczył ją jeden z rogów chłopaka - jej uczucia w tym momencie zawierały się głównie w zakłopotaniu, które sama poczuła. Ale potem sama go przytuliła, bo coś w głębi jej duszy jakby się złamało, a ona zaczęła zastanawiać się jakie podejście do niej ma smok. Mimo tego, iż chciała się z nim zżyć, równie mocno się tego obawiała - prowadziła niebezpieczne życie, a nie chciała narażać go na żadne z zagrożeń lub ranić swoją nieobecnością.
Chyba zaczynała rozumieć Jaśmin - jeśli nie zmieniła się od jej spotkania z ojcem, to nadal kochała przygody i to przejmujące uczucie, gdy coś groziło jej życiu. I zostawiła ją przez miłość, jaką ją obdarzyła, bo wierzyła że Adaidh zajmie się nią aż nadto dobrze. Nie mogąc zrezygnować ze swojej natury, odsunęła od niej całe ryzyko. Jeśli zmieniłaby swoje podejście do życia, to nie byłaby osobą, do której on poczuł tę gwałtowną namiętność mogącą przerodzić się w trwalsze uczucie gdyby tylko dać im trochę czasu. A brak takiej zmiany zmusiłby kobietę do życia wbrew sobie, co też nie było dobrym podejściem. Z jakiegoś powodu było w niej sporo dumy, że jej rodzicielka była w stanie podjąć racjonalną decyzję będąc targaną tak skrajnymi emocjami.

Obserwowała jego zmagania z dużym zainteresowaniem. Smok początkowo nie bardzo radził sobie z tym problemem, ale potem znalazł własne rozwiązanie. Jak na coś takiego, udało mu się to dość szybko - musiał najpierw zapanować nad tym co jej pokazywał, a potem starannie formować to w jakiś kształt. Oczywiście, jego wizualizacja także nie była najlepsza, ale to był jego pierwszy raz, więc nie mogła oczekiwać cudów.
– Widzisz? To nie było aż takie trudne. – Rozczochrała mu włosy na głowie. – A biorąc pod uwagę twoją zdolność, może przydać ci się całkiem często.

– Nanwe, spokojnie – powiedziała, gdy wyraził swoje wątpliwości. – Pierwszy krok może być naprawdę trudny. Trudniejszy nawet niż przemiana. Ja sama pierwszy raz użyłam magii po kilku tygodniach ćwiczeń, a wtedy i tak pomógł mi mój ojciec, pozwalając zaczerpnąć z siebie nieco energii.
Jednak to tłumaczenie było płonne - dotknął jej, a wtedy wokół jego sylwetki zebrała się mana. Na pewno było jej zbyt dużo jak na to, co próbował zrobić, ale też nie na tyle, aby czymkolwiek mu to groziło.
A potem stało się to, co chciał osiągnąć. Zupełnie jakby miał już doświadczenie w kierowaniu magią, a nie próbował posłużyć się nią po raz pierwszy w życiu. Przez moment patrzyła urzeczona na ten pokaz umiejętności, aż w końcu dotarło do niej to, że liście poruszają się tak, jak wtedy im kazała. Że on wcale nie rzucił zaklęcia, ale wlał swoją energię w jej własne. Na jej twarzy odmalowało się gigantyczne zaskoczenie, którego nie naruszyły nawet radosne okrzyki.
– Niesamowite… – szepnęła niemalże niesłyszalnie do siebie samej i dodała głośniej. – Możesz spróbować jeszcze raz?
Musiała sprawdzić, czy to prawda. Jeśli tak, to mały mógł korzystać z form magii poznanych przez innych, albo - co dla niej było zdecydowanie bardziej pociągające - posługiwał się Czystą Magią, albo przynajmniej czymś znacznie jej bliższym niż reszta świata. Niezależnie od tego która opcja była prawdziwa, chciała poznać więcej szczegółów, dlatego liczyła, iż zgodzi się na jej prośbę. Jeśli wtedy przez chwilę nie będzie mu się to na powrót udawało, tym razem to ona go dotknie i sprawdzi co się stanie.
Awatar użytkownika
Nanwe
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 103
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Uczeń , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Nanwe »

- Em... Siiis... Ale ja umiem zamieniać. Dlacego tak? - zapytał smoczek, kiedy czarodziejka powiedziała mu, jak trudna jest magia. Nanwe nie zrozumiał, ponieważ jego pierwsza w życiu przemiana nie sprawiła mu dużych trudności. Dlatego też sądził, że to chyba nie będzie aż tak trudne do zrobienia. Mimo to, wolał się upewnić, pytając o to kogoś, kto bardziej się na tym znał. I jak pomyślał, tak też zrobił. - Cyli ze będzie tludno? Cy nije będzie? A moze długo? A dobze to lobię?

Najwyraźniej jednak wszelkie jego obawy na ten temat nie były mu długo potrzebne. Ponieważ to, czego chciał dokonać, rzeczywiście się wydarzyło. Nanwe patrzył jak urzeczony na dzieło swoich wysiłków. Wcale jednak nie spostrzegł, że liście naśladowały ruch z wtedy, gdy to Sillis nimi poruszyła. Zresztą, nawet jeśli zauważył, to czy miało to jakiekolwiek znacznie? Przecież to nic się zmieniło, bo Nanwe tego chciał i tak właśnie zaczarował. Potem Nanwe przez dłuższą chwilę wpatrywał się w liście, dumny ze swoich możliwości.

- Siiis? Zijmno mi... - oświadczył smok, po czym zbliżył się do niej trochę. Kiedy już upewnił się, że nie zaprotestuje, wtulił się w nią, starając się jak najbardziej osłonić się przed zimnem. Nanwe zauważył, że zimno to pojawiło się dopiero wtedy, gdy zaczął czarować. Nie wiedział dlaczego, ale liczył, że Sillis mu to wyjaśni. Pokazał jej wtedy myśl, mówiącą o tym, kiedy zrobiło mu się zimno. Była ona trochę niekompletna i aż prosiła o uzupełnienie.

Nie była to jednak jedyna rzecz, która wydarzyła się zaraz po czarowaniu. Nanwe poczuł się zmęczony i bardzo chętnie by się teraz ułożył na swoim kamieniu. Niestety, w pobliżu nie było nic podobnego, dlatego okazało się, że musiałby spać na ziemi.
Oprócz tego zaczęło mu burczeć w brzuchu. Trudno powiedzieć, czy to z powodu magii, czy też najzwyczajniej w świecie dla małego smoka miska zupy to zbyt mało i było to tylko zbiegiem okoliczności. Tak czy owak, Nanwe poczuł się głodny, toteż wciąż wtulając się w Sillis, spojrzał tęsknym wzrokiem na kociołek. Było mu jednak zbyt zimno, żeby zdecydował się tam iść. Musiał poprosić o to Sillis. Spojrzał znów na nią, po czym oświadczył: - Jestem głodny. Das mi jeść?

- Chces jesce laz? - zapytał smoczek z niedowierzaniem. Nie spodziewał się, że usłyszy coś takiego. Po prostu dlatego, że Sillis już tak przecież potrafiła i potrafiła chyba to ocenić. W takim razie musiał wypaść wyjątkowo dobrze. Albo wyjątkowo źle. Nanwe nie był tego pewien, tym bardziej że w jego opinii jego zdolność do unoszenia liści jest raczej przeciętna. Skoro jednak Sillis go prosiła... To chyba mógł się tym zająć. Ale najpierw musiał zjeść, bo był pewien, że z pustym brzuchem czarować się nie da. - A moge najpielw jeść? - zapytał Nanwe.
Awatar użytkownika
Sillis
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sillis »

– Wszystko rozbija się o naturę przemiany. To coś bardzo skomplikowanego, magia zmienia wtedy wiele rzeczy. Jednak dla morfów jest czymś zwyczajnym, bo to natura i ich instynkt podpowiada im, jak to zrobić – zaczęła snuć swoje rozważania. Zdecydowanie nie pomagało jej w tym to, iż nie wiedziała na temat tego procesu praktycznie nic, choć zdążyła już postawić kilka najbardziej prawdopodobnych - jej zdaniem - teorii. Zdecydowanie wolałaby próbować wytłumaczyć mu cokolwiek innego, czego zasadę działania miała już rozpracowaną. Zamiast tego swoimi pytaniami Nanwe przyparł ją do muru i zmusił do umysłowej gimnastyki - nie żeby miała coś przeciwko temu ostatniemu - tylko że teraz ciekawość smoka dotykała dwóch tematów na które nie miała odpowiedzi. Przerwała na chwilę, myśląc nad tym, co chce dalej powiedzieć i jak to najlepiej wyrazić.
– Magia za to musi zostać użyta świadomie. Z jakiejś jej formy udało ci się przed momentem skorzystać. Wydaje mi się, że pomogła ci w tym twoja więź. Po pierwsze – zaczęła wyliczać – miałam okazję pokazać ci różne rodzaje czarów oraz mój sposób na tkanie zaklęć. Po drugie, coś stało się gdy mnie dotknąłeś. Nie mam pojęcia co, ale dzięki temu sięgnąłeś magią wstecz w czasie. Wydawało mi się, że tylko ja i moja matka jesteśmy w stanie dokonać czegoś takiego… – przerwała na moment, zastanawiając się nad naturą zdolności Nanwego. Pierwszy raz słyszała, aby ktoś mógł w taki sposób korzystać z czyichś magicznych umiejętności. Lecz po chwili odpędziła od siebie te myśli i uśmiechnęła się do niego. – Najwyraźniej pozbawiłeś mnie mojej wyjątkowości.
Przyznanie się do tego było dla niej bardzo zaskakującym doświadczeniem. Do tej pory uważała, że jest w pewien sposób wyjątkowa i niepowtarzalna, a teraz ten nastolatek zburzył jeden z fundamentów jej spojrzenia na świat. Owszem, odkrycie czegoś takiego było bolesne, ale to nie wszystkie uczucia które się z tym wiązały; ciekawość też miała w tym spory udział - jak spostrzegł kontrolę nad czasem? Pytała sama siebie o jego możliwości i ograniczenia. Czy były takie same jak jej? Jeśli tak, to czy czas - w przeciwieństwie do magii - dla wszystkich jest taki sam? A jeśli nie, to dlaczego ona doświadczała go w taki sposób? Zdecydowanie nie mogła zapomnieć o nadziei - czy zrozumiał jak to jest? Czy będzie pierwszą osobą w jej życiu, z którą będzie mogła o tym porozmawiać?
A w środku tego kalejdoskopu emocji był mały rudzielec którego chciała uchronić przed… przed czym właściwie? Przed spędzeniem samotnego życia w lesie? Przecież to nie było nic złego. Może to dlatego, że znów obudziła się ta jej cząstka, która pragnęła od życia czegoś więcej, niż tylko nieustannej pogoni za nieuchwytnymi mirażami?

Jednak w następnym momencie została na powrót wyciągnięta ze świata swoich myśli do rzeczywistości. I gdy się do niej przytulił, poczuła że rzeczywiście jest zimniejszy niż powinien. Dla niej nie byłoby to nic wielkiego - w końcu była już przyzwyczajona - ale on był smokiem, więc nawet najlżejszy chłód mógł być dla niego lodowatym mrozem. Potem znów dotknął jej umysłu, stawiając pytanie i czekając na odpowiedzi. Pokazała mu więc, jak zagłębiała się w czasie w najróżniejszych zakątkach Alaranii. W niektórych miejscach wszystko było nomralnie, w innych panował nieznośny gorąc, szalała ulewa, albo wył porywisty wiatr - pełen wachlarz pogody, od tej przeciętnej, aż po te najbardziej ekstremalne. Na sam koniec pozostawiła wspomnienie tego, jak spoglądała przez czas tutaj, w lesie - i przeszywającego zimna, które kłuło każdy cal kwadratowy ciała. Dała mu kilka chwil na przyswojenie tego, co przed chwilą zobaczył.
– Sama nie wiem dlaczego tak się dzieje. Wydaje mi się, że to po prostu natura czasu, choć tak naprawdę nie mogę mieć pewności…
Chciała nawet spróbować rozwinąć ten temat, lecz Nanwe sam odezwał się, zanim zdążyła wypowiedzieć którekolwiek ze zdań cisnących się na jej język. Z tego co dotychczas udało jej się usłyszeć na ten temat, miała wrażenie że smoki mają do dyspozycji więcej energii magicznej, niż przedstawiciele większości innych ras. Zatem najpewniej była to kwestia ściśle związana z wielkością ciała w ich naturalnej formie - taka teoria wydawała się mieć najwięcej sensu.
– Dobrze – powiedziała, przywołując kolejną miskę i sprawiając, iż napełniła się przygotowaną potrawką. Nie była już tak przyjemnie gorąca, ale nie sądziła aby to przeszkadzało nastolatkowi. Po chwili wisiała w powietrzu przed nim, czekając aż weźmie ją w ręce. – Spróbujesz kiedy indziej, powoli i tak robi się ciemno. Przenocujemy, bo jutro czeka nas podróż. Latałeś już kiedyś, prawda?
Awatar użytkownika
Nanwe
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 103
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Uczeń , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Nanwe »

Nanwe miał parę pytań. Kilka z nich na przykład dotyczyło tego, co to są te całe "morfy", gdzie je znaleźć, oraz parę podobnych. Kilka też dotyczyło wytłumaczenia Sillis na temat magii, które tak naprawdę niewiele mu powiedziało. Właściwie to smoczek nawet chciał je zadać, ale zmienił zdanie. To było trochę za dużo pytań jak na jeden dzień, a na dodatek zaczynało mu się już źle myśleć, co znaczyło, że jest zmęczony. Dlatego też stał po prostu, z poważną miną wysłuchując wszystkiego, co miała do powiedzenia.
Sillis mimo to, chyba zrozumiała jego pytanie z samego wyrazu jego twarzy, po czym zaczęła opowiadać mu o tym, co właśnie zrobił. Teraz, było to na tyle wyczerpujące wyjaśnienie, że Nanwe musiałby kłamać, gdyby twierdził że nic mu to nie wyjaśniło. Wręcz przeciwnie, powiedziało mu to bardzo dużo, tyle że jednocześnie namnożyło kolejnych pytań, których chyba nigdy nie miało zabraknąć. Zrozumiał na przykład, że w czarowaniu pomogło mu nic innego, jak dotknięcie Sillis.
Zrozumiał też, że istota nie wie jak to się stało. Na tej podstawie podejrzewał, że na pewno będzie chciała to sprawdzić. Co mogło dla niego oznaczać jeszcze więcej prób czarowania. W takim razie to chyba bardzo dobrze. Nanwe rzeczywiście chciał się nauczyć magii, a oprócz tego czegoś nowego dowiedzieć.
Nie zrozumiał natomiast, co zrobił wyjątkowego. Słowo "czas" przypadkowo zostało przez niego pominięte w nauce, przez co nie miał pojęcia, co może znaczyć to, co powiedziała Sillis. Tak samo z sięganiem wstecz. Przecież wcale się nie obrócił, a już tym bardziej nie łapał niczego za sobą. Przecież to trochę niedorzeczne. W końcu, on tylko podniósł liście... Natomiast, gdy istota oświadczyła, że pozbawił ją wyjątkowości, Nanwe spojrzał na nią, zdziwiony. Według niego wyglądała dokładnie tak samo, nic się nie zmieniło. Nie wydawało mu się, żeby zdołał przypadkiem coś zepsuć, ale za nim przecież przypadki i wypadki ciągnęły się bez przerwy. Przyjrzał jej się dokładniej, ale dalej nie spostrzegł, na o co mogłoby chodzić. Potem nagle spojrzał na siebie, spodziewając się, że może tu tkwił cały problem. Na szczęście jednak i tu wszystko było tak, jak powinno. Nanwe ponownie spojrzał na Sillis, pytającym wzrokiem.
- Cyli ze mam nije psytulać? - zapytał Nanwe, przypuszczając, że o to jej właśnie chodziło.

Nanwe czekał, oglądając wszystko to, co mu pokazywała. Były to przeróżne miejsca i krajobrazy, w których kiedyś była. Każde miejsce było inne, a oprócz tego bardzo ciekawe. W niektórych padało, a w innych nawet był śnieg! Nanwe czasami widywał coś takiego, ale tyle śniegu, ile mu pokazała, nie widział w całym swoim życiu. Nanwe mógł nawet poczuć zimno, które od niego pochodziło. Wzdrygnął się lekko i mrugnął parę razy, chcąc pozbyć się tego wrażenia. I tak było mu już wtedy zimno.
Właściwie to jego zdaniem wyglądało to wszystko bardzo ładnie, tylko nie bardzo wiedział, o co w tym wszystkim chodziło. Może chciała mu pokazać miejsca, do których kiedyś wybiorą się na spacer? A może będą po prostu tamtędy szli? A może chodziło o coś jeszcze innego, o czym Nanwe nie pomyślał? Możliwości było wiele. Nanwe jednak nie pytał się o co chodziło. Ziewnął przeciągle, podświadomie sygnalizując, że na razie mu wystarczy.

Sillis posłuchała go w kwestii jedzenia i nawet zgodziła się mu je podać. Nanwe uśmiechnął się do niej, kiedy zobaczył jak obok niego pojawiła się jeszcze jedna miska z parującą zupą. Smoczek złapał potrawkę w ręce, po czym zaczął jeść na stojąco, bo nie chciał już znowu siadać. Potem już by nie wstał, chyba nie dałby sobie z tym rady. Na początku starał się jeść palcami jednej ręki, ale wkrótce przypomniał sobie, jak powinno się jeść takie rzeczy, więc przystawił sobie miskę do ust i zaczął pić. Przy okazji znowu rozlał na siebie trochę zupy, ale zbytnio się tym nie przejmował. Przynajmniej było mu tam teraz przyjemnie ciepło. Gdy już skończył, grzecznie oddał Sillis pustą miskę, uśmiechając się. Teraz miał jeszcze pozostałości z zupy na twarzy, ale zorientował się, że mu się to nie podoba i starł je rękawem. Ponownie ziewnął głośno, przypominając sobie o tym, że już czas spać.
Nanwe podszedł powoli do pnia, zamierzając się na nim położyć. Wpierw podparł się rękami, potem usiadł, a następnie starał się wygodnie ułożyć. Jednak okazało się to wcale nie być takie łatwe. Cały czas coś go gniotło i było mu strasznie twardo. W pewnym momencie całkiem przypadkiem spadł z pnia, lecz na szczęście go to nie bolało. I wtedy Nanwe zorientował się, że właśnie tak, jak leży, jest mu dobrze i wygodnie. Ziewnął jeszcze raz, po czym zamknął oczy. Nie minęła chwila, a smoczek już spał, zmęczony po ciężkim dniu.
Awatar użytkownika
Sillis
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sillis »

Słysząc wniosek, który wysnuł Nanwe, Sìlis zaśmiała się.
– Nie, nadal możesz się do mnie przytulać, jeśli chcesz. Nie powiedziałam, że to jest coś złego.

Nastolatek był już wyraźnie śpiący. Czarodziejka nie chciała go przemęczać, więc oprócz krótkiego „dobranoc” mu nie przeszkadzała. Gdy po kilku minutach, gdy jego oddech był cały czas równy i miarowy miała już pewność, że zasnął, wyjęła z torby koc i nakryła go nim aby nie zmarzł. Górskie tereny nie cechowały się ciepłymi nocami, więc pozostając w formie człowieka mógł się łatwo przeziębić, w szczególności biorąc pod uwagę jego wiek. No i nie bardzo wiedziała jak to będzie z chorobami w jego przypadku - czy jego ciało było w stanie zwalczać dolegliwości tak dobrze, jak jego rówieśnicy, czy też musiało się dopiero tego w jakiś sposób nauczyć? To była otwarta kwestia, więc wolała zminimalizować ryzyko.
Sama przykryła się przywołanym pledem i czekała. Na noc, na sen… Sama nie potrafiła zdecydować co powitałaby z większym entuzjazmem. Miała jednak świadomość, iż musi podjąć decyzje i ułożyć plan, bo bez tego mogą zbyt daleko nie zajść. Gdyby podróżowała samotnie, poradziłaby sobie z większością rzeczy mogących stanąć jej na drodze, a przed resztą by po prostu uciekła. Niestety, w tym równaniu pojawiał się Nanwe - tak naprawdę nie wiedziała jak się zachowa w obliczu zagrożenia. Poza tym z tego, co udało jej się ujrzeć w jego wspomnieniach, nie panował dobrze nad swoim ciałem w którejkolwiek z form. To nie była jego wina i miała tego świadomość - do tej pory wiódł raczej beztroskie życie, gdzie refleks i koordynacja nie były czymś najpotrzebniejszym. A sama była przykładem, że można nad nimi pracować - całe lata zajęło jej dojście do takiej wprawy, lecz każda długa godzina ćwiczeń dały wymierne rezultaty.
Bała się zainteresowania bandytów oraz dzikich elfów grasujących po Szpeczącym Lesie. Mogła sobie z nimi bez problemu poradzić, ale nie była skłonna do rozlewania krwi na oczach małego. Dopiero co ją poznał i mógłby stracić do niej całe zaufanie. Albo, co gorsza, mogłaby dać mu zły przykład; smoki to potężne istoty, zdolne do siania zagłady. Pokazanie lekkości w odbieraniu życia jednemu z nich, w dodatku kiedy jego psychika się rozwija… Wolała nawet nie myśleć o tym, do czego mogłoby dojść, jednak jej wyobraźnia sama skrzętnie podsunęła odpowiednie obrazy. Chaos i zniszczenie, dopóki nie natrafiłby na kogoś zdolnego zakończyć jego żywot. Jeśli chciała pozostawić po sobie na tym świecie cokolwiek, to na pewno nie było to.
Pozostawała zatem teleportacja. Zastanawiała się, w jaki sposób Nanwe przyjmie tę wiadomość. Podejrzewała, że na wiadomość o tym będzie zaciekawiony takim sposobem wędrówki, ale nie mogła przyjmować tego za pewnik. Nie obawiała się, że po drodze jakaś obca magia zakłóci jej czar - miała wystarczająco doświadczenia, aby uniknąć takiego wypadku.
Pozostawała jeszcze sprawa nauki nastolatka. W tym temacie niestety musiała liczyć na pomoc Keany - jubilerki z Rapsodii - posiadającej rozwiniętą sieć kontaktów. Większość tych znajomości nie wiązała się z byciem bodajże najlepszą rzemieślniczką na kontynencie, lecz wcześniejszym żywotem prowadzonym przez przemienioną - awanturniczki wszędzie szukającej przygód, a często także zwady. Nigdy nie zwierzyła jej się z powodu, dla którego zrezygnowała z tego trybu życia, mimo licznych pytań i nagabywań - najwyraźniej miała powody, aby zachować to w tajemnicy.
Dopiero teraz zauważyła, że słońce już dawno zaszło za horyzont, a na niebie pojawiły się gwiazdy i mocno świecił księżyc. Powietrze zrobiło się znacznie zimniejsze, a fakt ten był spotęgowany dodatkowo przez wiejący wiatr. Nie była to porywista wichura, jednak tak czy siak czuła na skórze ukłucia chłodu. Poruszone nim liście szumiały hipnotyzująco, a wysoka trawa uginała się pod podmuchami, tworząc fantazyjne wzory. Tu i tam co pewien czas odzywały się jakieś ptaki - najwyraźniej żyjące nocą - i dodawały swój głos do tej pierwotnej symfonii. Nozdrza przepełniał zapach żyjącej natury - igliwie, zioła, zwierzęta… To w takich miejscach jak to rodzą się religie, filozofie oraz ideologie - gdy ludzie widzą takie pozornie bezdenne przepaście jak ta, niedaleko której leżała, ogarnia ich desperacka chęć wypełnienia całej tej przestrzeni czymś, do czego możnaby się odwołać, co czuwa nad żywotem innych. Takie momenty uświadmiają jak małe jest życie…
Nawet nie zorientowała się, jak zmęczenie wzięło górę. W jednym momencie snuła wyniosłe myśli, a w następnym była już pośród sennych marzeń swojego umysłu, wytworów wyobraźni oraz niejasnych przeczuć. I pomimo przeżywania wszystkiego tak, jak na jawie, już na drugi dzień miała nic z tego wszystkiego nie pamiętać. Potrafiła z niesamowitą precyzją odtworzyć każdy moment swojego życia, lecz nocne fantazje pozostawiały w jej pamięci tylko mętne wspomnienia emocji, przeżywanych podczas nocnych fantazji.
Awatar użytkownika
Nanwe
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 103
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Uczeń , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Nanwe »

Nanwe spał mocno i głęboko. Nim zasnął, był bardzo zmęczony, przez co nie miał żadnych snów, a przynajmniej takich nie pamiętał. Zresztą, kto by się przejmował snami? Przecież one pokazują zwykle to, co się nigdy nie zdarzyło i nie zdarzy. Jakie więc mogły mieć znaczenie?
Mimo wczorajszego zmęczenia Nanwe wstał bardzo wcześnie, zresztą mniej więcej o tej samej porze co zwykle. Oko Prasmoka dopiero wychodziło zza horyzontu, świecąc czerwonawym światłem. Najprawdopodobniej właśnie to go zbudziło, bo zawsze kiedy wstawał było w podobnym położeniu.

Nanwe zorientował się, że coś na nim leży. Nie miał pojęcia co to, ale było płaskie, miękkie i ciepłe. Było nawet przyjemne, ale Nanwe szybko zaczął się wyplątywać, w obawie że owo coś może mieć wobec niego nieprzyjazne zamiary. Gdy po dłuższej chwili nareszcie mu się to udało, okazało się, że niepotrzebnie spanikował. Ciepłe miękkie coś leżało teraz spokojnie, skłębione w kulkę i nie próbowało go gonić.
Smoczek zorientował się, że jest mu chłodno. W nocy najpewniej było zimno, nic więc dziwnego że dalej to czuł. Zastanawiał się nawet chwilę nad powrotem do ciepłego przedmiotu, ale uznał, że nie zamierza marnować wszystkich tych swoich wysiłków, które były potrzebne żeby się uwolnił. Poza tym, skoro już podjął jakąś decyzję, to przecież nie będzie nagle zmieniać zdania, prawda?

Sillis leżała, najwyraźniej jeszcze śpiąc. Nanwe wiedział, na czym polega spanie i rozumiał, że nie ma powodu żeby ją budzić. Sam bardzo nie lubił, kiedy coś przerywało mu drzemkę. Raz nawet musiał przeganiać irytującego go ptaka, który siadł obok niego i zaczął ćwierkać. Pamiętał, że był wtedy zmęczony i bardzo chciał dokończyć drzemkę. Dlatego też, nie zamierzał jej budzić, pozwalając by wypoczęła. Zauważył jednak, że musi jej być zimno, bo ona nie miała takiego samego przedmiotu jak on. Musiała zmarznąć. Dlatego też, Nanwe postanowił, że spróbuje coś z tym zrobić.

Rzecz jasna, nie zamierzał próbować jako dwunóg. Jeżeli chciał ją ogrzać, musiał przecież zanieść jej ten swój przedmiot, skłębiony w kulkę. Jak miałby to zrobić, idąc na dwóch nogach? Zresztą, nie sądził, by potrafił sam wstać. Mógłby próbować turlać to na miejsce, ale doszedł do wniosku, że najprościej będzie kiedy się zamieni. Wtedy dużo łatwiej mu pójdzie. Poza tym, Sillis mu na to pozwoliła, więc pomyślał, że warto by było jej pokazać, że nie zapomniał jak to się robi.
Nanwe zaczął przypominać sobie, jak to zrobił ostatnio. Znów zaczął rozmyślać o tym świetle, które wtedy tak go przepełniało. Starał się je przywołać do siebie, żeby do niego przyszło. Przypomniał sobie, jak wyglądał i jak się czuł jako smok. Bardzo chciał wrócić do swojej normalnej postaci, niesamowicie mu tego wszystkiego brakowało. Pragnął znowu zobaczyć i poczuć na sobie łuski, zamachać skrzydłami, ruszać ogonem...
I światło przyszło. Podobnie jak ostatnim razem, pojawiało się powoli i stopniowo. Tym razem również go łaskotało, ale Nanwemu to nie przeszkadzało. Był spokojny i nie przestawał, o nic się nie obawiając. Przecież już raz mu się to udało, a więc czego miałby się bać? Wkrótce światło było już wszędzie i emanowało z każdego fragmentu ciała smoka. Nanwe poczuł się bardzo dziwnie w tym momencie. Ubrania na krótką chwilę zrobiły się na niego zbyt ciasne, ale po chwili coś pyknęło i przestały mu przeszkadzać. Przez chwilę nie wiedział o co chodzi, ale przypomniał sobie jednak, co się właśnie dzieje, więc przestał się martwić. I rzeczywiście, kiedy w końcu światło znikło, Nanwe znów był małym, zielonym, łuskowatym smokiem.
- Ark! - skrzeknął Nanwe, ciesząc się z właśnie dokonanego czynu. Zrobił to co prawda ciut zbyt głośno, ale był z siebie tak bardzo dumny, że zapomniał przez chwilę o tym, że Sillis wciąż śpi. Na szczęście, gdy spojrzał w tamtą stronę, okazało się że jednak jej nie obudził.

Nanwe podszedł szybko do miękkiego, ciepłego przedmiotu, którym był okryty, po czym złapał go w zęby. Wtedy sobie przypomniał, że to coś nazywa się koc. Z ciekawości sprawdził jak smakuje, ale nie była to najlepsza rzecz jaką zdarzyło mu się zjeść. Było to dziwne uczucie, łaskotało go w język. Nanwe zaczął powoli podchodzić do śpiącej Sillis, tak żeby jej nie obudzić. Przypadkowo jednak potknął się, przewracając tuż obok niej. Nanwe szybko pozbierał się, po czym położył na niej już lekko obśliniony koc. Łapkami trochę poprawił, żeby wyglądał na bardziej rozprostowany, po czym lekko uklepał, tak na wszelki wypadek. Miękki przedmiot nadal co prawda wyglądał jakby został wyjęty smokowi z gardła, ale w sumie po części było to prawdą, więc chyba nie było na co narzekać. Potem Nanwe przysiadł w pobliżu, bawiąc się swoim ogonem, mając zamiar zaczekać aż Sillis się wreszcie obudzi.
Awatar użytkownika
Sillis
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sillis »

Nie odzyskała świadomości w jednym momencie, ale powoli do niej wracała. Najpierw poczuła otaczające jej ciało ciepło; leżąc na boku, instynktownie podwinęła sobie nogi bliżej klatki piersiowej, żeby tylko zatrzymać go przy sobie jak najwięcej. Potem w jej malutkiej, osobistej rzeczywistości miejsce zajęły rzeczy dające znać swoim dotykiem - ubrania, koce oraz trawa, łaskocząca odkryte fragmenty skóry. Następny był słuch - szelest liści, od czasu do czasu trzask gałązki bądź śpiew jakiegoś ptaka czy szum odległej rzeki lub wodospadu. Chwilę później jej nos wypełnił zapach leśnego poszycia w którym leżała. Wtedy właśnie dotarł do niej fakt gdzie dokładnie jest i w jakich okolicznościach się tutaj znalazła.
Otworzyła oczy żeby spojrzeć na koniec urwiska, z którego roztaczał się fantazyjny widok Szepczącego Lasu, na pozór nieskończonego, bo ciągnącego się aż po sam horyzont; gdzieniegdzie ten pejzaż poznaczony był wstęgami strumyków, wcześniej czy później łączących się z potężnym nurtem Anibii. Wiedziała, iż ta puszcza ostała się w nietkniętym stanie tylko dzięki kategorycznym sprzeciwom elfów na karczowanie czegokolwiek na ich terenach. Sami zdobywali drewno jedynie z obalonych drzew albo eksportowali do swoich osad z reszty świata. Nie pozwalali zabrać swojej krainie tego pierwotnego, nienaruszonego niczym piękna.
Odwróciła się na plecy, aby spojrzeć w niebo; było niemalże całkowicie czyste, zakryte tylko przez nieliczne obłoki. Ucieszyła się, jakby to stanowiło jakąś dobrą wróżbę. Wydostanie się - bo z jakiegoś powodu koce były dwa, mimo że zasypiała pod jednym - okazało się niejakim wyzwaniem, ale po chwili po prostu pozbyła się ich za pomocą magii. Ziewnęła, a za chwilę przeciągnęła się, chcąc pobudzić zastałe po kilku godzinach bezruchu mięśnie do pracy.
Rozejrzała się i zobaczyła Nanwego, który przemienił się z powrotem i najwyraźniej nie zauważył jej pobudki. W dodatku rozwiązała się zagadka dodatkowej derki - ta smoka zniknęła, więc nastolatek pewnie przykrył ją swoją, gdy już wstał.
Zaczynała żałować, że pozbyła się swojego okrycia - lekkie ubrania na pewno nie chroniły wystarczająco przed górskim zimnem - więc przywołała na swoje ramiona biały lniany płaszcz, długi do ziemi. Podejrzewała, że to będzie wystarczająło żeby uniknąć chłodnego powietrza.
Nie mogła jednak zmitrężyć wiele więcej czasu; musieli mieć go wystarczająco, aby przynajmniej zdążyła zorganizować jakikolwiek sensowny nocleg w Rapsodii, gdyż w innym przypadku albo będą musieli przepłacać - a nie była pewna, czy ma przy sobie wystarczającą ilość gotówki na takie zabawy - lub też nocować pod gołym niebem. Nie chciała decydować się na ten drugi scenariusz, bo w okolicach dużego miasta jest znacznie większa szansa nadziania się na bandytów, niż tu, w górach. Nie miała pewności, czy wytrzymałaby bez snu całą noc, w dodatku po użyciu - bądź co bądź - potężnej magii. Nie chciała ryzykować pobudki ze związanymi rękami, albo braku jakiejkolwiek pobudki w ogóle, a powierzanie tego zadania czarom było jeszcze bardziej karkołomne, ze względu na barierę otaczającą tamto miasto.
Wstała zatem i podeszła do swojego podopiecznego - bo tak zaczynała już go traktować i o nim myśleć - żeby się z nim przywitać. Miała nadzieję, że w tej formie będzie rozumiał chociaż część słów we wspólnym, ponieważ czuła teraz skargi swojego gardła, na próby mówienia czegokolwiek smoczym językiem. Kiedy była już za jego plecami, objęła tyle jego szyi, ile tylko potrafiła, a potem przytuliła się do niego.
– Cześć, mały. Gotowy do drogi?
Po chwili znów stała wyprostowana. Łuski smoka były szorstkie oraz twarde, lecz i tak musiała przyznać, że ich dotyk był w pewien sposób przyjemny i najchętniej spędziłaby całe dnie zachwycając się tym niesamowitym uczuciem, ale - jak już skonkludowała wcześniej - nie miała wiele czasu, przez co musiała z tego zrezygnować zaraz po swoim odkryciu.
Pamiętając bojaźliwą reakcję Nanwego, gdy wczoraj przywołała nóż, odsunęła się od niego na kilka stóp, żeby tym razem się nie przestraszył - przynajmniej na taki efekt swoich działań liczyła - a potem zabrała się za przygotowanie posiłku. Najpierw zmaterializowała wokół siebie różne warzywa, aby potem zabrać się za mięso. Tym razem jednak odkroiła od niego spory kawałek i przeniosła go praktycznie przed nos smoka.
– Smacznego – powiedziała, zabierając się za przygotowanie posiłku dla siebie. Mając do nakarmienia tylko siebie, nie zajęło jej to tak dużo czasu jak wczoraj. Gdy zaś wszystko już się gotowało, podeszła do swojej sakwy podróżnej aby uporządkować jej zawartość.

Po kilku minutach sama była gotowa - zjadła swoje śniadanie, a teraz czekała ją tylko rozmowa ze smokiem na temat podróży i utkanie czarów. Usiadła więc obok niego, chcąc usadowić się jakoś wygodnie na twardej ziemi. Kiedy nie udawało jej się to przez dłuższą chwilę, przestała próbować.
– Nanwe, chcę przenieść nas do miasta, w którym mogę znaleźć kogoś, kto pomoże ci nauczyć się podstaw… wszystkiego. A na pewno wie więcej na temat smoczej rasy. To, czy tak się stanie, zależy tylko od twojej decyzji.
Awatar użytkownika
Nanwe
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 103
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Uczeń , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Nanwe »

Jego ogon był dokładnie taki, jak go zapamiętał. Długi, oraz bardzo ruchliwy. Nanwe potrafił zapanować nad jego ruchami, jednak zwykle po prostu tego nie robił i tak właśnie było teraz, gdy przyglądał mu się badawczo. Teraz ogon zachowywał się trochę jak ryba wyjęta z wody, szorując w tę i we wtę po ziemi. Zabawne, ale Nanwe musiał na nowo przyzwyczaić się zarówno do niego, jak i skrzydeł, nad którymi panował teraz z lekkim trudem. Na szczęście, nie musiał robić nic skomplikowanego, co znaczyło, że nie będzie mu to w niczym przeszkadzać. Postanowił, że zanim Sillis się obudzi, to on przypomni sobie, jak powinien być smokiem.
Najpierw zaczął od ogona. Owijał go wokół różnych rzeczy, a czasami, gdy były lekkie to nawet je podnosił. Nie było to szczególnie trudne, a Nanwe wkrótce uznał, że jak na razie więcej przypominania w tej kwestii mu nie trzeba. Pozostały jednak jeszcze skrzydła, które smoczek chciałby rozruszać. Zanim jednak Nanwe w ogóle zaczął, odsunął się trochę od Sillis, żeby przypadkiem jej nie obudzić. Dopiero potem dość nieudolnie rozłożył skrzydła, którymi zaczął powoli machać. Niestety jednak, zanim Nanwe uznał na dobre, że już wszystko pamięta, zdążył się zmęczyć tak, że musiał sobie zrobić przerwę. Dopiero po chwili powrócił do przerwanej czynności, czyli wymachiwania skrzydłami.

Gdy Nanwe już na pewno wszystko umiał, zauważył, że Sillis powoli się budzi i wstaje. Z tego powodu usiadł w pobliżu, przyglądając się i wolnymi ruchami ogona zamiatając ziemię.
- Ark! - skrzeknął na powitanie, gdy Sillis miała już na sobie pojawiony nie wiadomo skąd płaszcz. Postarał się, żeby wyraz jego pyszczka był jak najmilszy, bo chciał pokazać Sillis, jak bardzo jest zadowolony. Zdążył się już do niej przywiązać, co znaczyło, że nie rozstanie się już z nią zbyt łatwo.
Istota, wstając, miała problem z wyjściem spod koca. Dla kogoś innego mógłby to co najwyżej być powód do żartów, ale kiedy Nanwe to zobaczył, to poczuł się z siebie dumny. On sobie przecież z czymś takim poradzi, wyplątał się sam. Znaczyło to chyba, że jednak nie był aż tak bardzo nieporadnym dwunogiem jak mu się wydawało.

- Mrrrrr... - zamruczał Nanwe gdy Sillis podeszła do niego i się przytuliła. Było mu bardzo miło i przyjemnie, gdy czuł na swoich łuskach jej dotyk. Smoczek nie wiedział nawet, z czym możnaby porównać to uczucie, ale również się do niej przytulił na tyle, na ile akurat mógł, żeby się nie wywrócić. Natomiast gdy Sillis zapytała go już, czy jest gotowy do drogi, Nanwe odpowiedział jej skrzeknięciem. On akurat zawsze był gotowy do drogi, szczególnie gdy chodziło o spacery. Bardzo lubił chodzenie, dlatego też chętnie przystał na jej pomysł, nawet specjalnie się nad nim nie zastanawiając.

Sillis odeszła kawałek, a potem, zupełnie tak jak ostatnio zaczęły się wokół niej pojawiać dziwne przedmioty. Nanwe, który był w stanie nazwać tylko marchewkę, podszedł do jednej, którą zauważył, a następnie złapał ją w szpony, co chwilkę mu zajęło. Kiedy już nareszcie niesforna marchewka nie próbowała mu uciec, to wyciągnął trzymającą ją łapkę w kierunku Sillis. Nanwe bardzo lubił być pomocny, dlatego też próbował w jakiś sposób pokazać jej to. Zaskrzeczał radośnie, oświadczając, iż jest gotów by podawać jej każdą marchewkę którą uda mu się znaleźć.

Najwyraźniej w nagrodę, za to że był tak miły i pomocny, Sillis dała mu pod nos spory kawał mięsa. Nanwe spojrzał na chwilę na nią, zastanawiając się, czy podała mu naprawdę, czy tylko przypadkowo, ale jej poza rozwiała jego wątpliwości. Złapał mięso w zęby, po czym oddalił się kawałek, żeby zwinąć się w wygodnej pozycji, po czym zaczął konsumować. I wtedy smoczek doszedł do wniosku, że jest to bardzo, bardzo dobre. Nie wiedział, czy nawet nie najlepsze jedzenie jakie miał już okazję jeść. Nanwe, rozkoszując się każdym kolejnym kęsem zjadł dopiero wtedy, gdy podeszła do niego Sillis.

Nanwe nie wiedział, co to jest miasto. Nie znał również tego kogoś, z kim Sillis chciała się zobaczyć. Mimo to, nie przeszkadzało mu to, skoro ona chciała tam iść. W takim razie było tam bezpiecznie i nie musiał się o to martwić. Nanwe owinął ogonek wokół jej nogi, po czym pokazał jej, że się zgadza. Następnie zapytał się, co to jest miasto, jak to wygląda i co tam się dzieje. No bo przecież, Nanwe chyba musiałby nie być sobą, żeby powstrzymać się od zadawania pytań, prawda?
Awatar użytkownika
Sillis
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sillis »

Słysząc w umyśle pytanie smoka, zastanowiła się chwilę, czy pokazywać mu miasto jako takie, czy Rapsodię samą w sobie. W końcu zdecydowała się na to drugie - wolała, żeby był lepiej przygotowany na swoją pierwszą wizytę tam, a o innych miastach dowie się w trakcie swojej nauki. Przywołała więc wspomnienia o swoich poprzednich wizytach w tym miejscu, chcąc przypomnieć sobie jak najwięcej szczegółów; wysokie mury sprawiające wrażenie iż dają bardzo solidną ochronę, tego jak gród wyglądał już po przejściu przez bramę, fantazyjnych budynków wybudowanych ze skrzącego się marmuru. Przedstawicieli wszystkich ras, którzy tłoczyli się na ulicach, towarzyszący temu zgiełk… Potem zaś skupiła się na rapsodiańskim porcie z przepięknym widokiem na jezioro, sięgające daleko aż za horyzont. Gdy uznała, że była już gotowa, otworzyła swój umysł po to, aby Nanwe sam mógł je zobaczyć.
Kiedy nie miała już mu co pokazać, wyplątała się z jego ogona i przytuliła się do smoka, aby móc chwilę później bezproblemowo przenieść ich w las otaczający Rapsodię. Wyglądał inaczej, niż ten w którym spędzili poprzedni dzień - rośliny były wyższe, smuklejsze, a większość z nich miała liście zamiast igieł. No i tutaj najwyraźniej był koniec wiosny, kiedy na niemalże drugim końcu Alaranii zaczynała się jesień.
Od razu przechwyciła ich grawitacja i opadli kilka cali na grunt. Sìlis najchętniej użyłaby magii teleportacyjnej w taki sposób, aby od razu przenieść się pod mury miasta, albo w jakieś zaciszne miejsce już za nimi, lecz niestety nie mogła - uniemożliwiała jej to magiczna bariera chroniąca metropolię. Przez cały okres jej życia, nie udało jej się zgłębić jak dokładnie działała, ale jedno było pewne - nigdy nie mogła skorzystać z magii przez jej granicę. Poza lub wewnątrz nie występowały takie kłopoty, jednak czary nigdy nie mogły przebiegać przez jej obwód.
– Stąd do samego miasta jest już tylko godzina, góra dwie drogi. – Spojrzała na niebo, oceniając czas. – Powinniśmy nawet zdążyć przed zachodem słońca, więc nie powinniśmy mieć żadnych kłopotów ze znalezieniem noclegu.
Zablokowany

Wróć do „Góry Dasso”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości