Góry Dasso[Niedaleko Smoczej Przełęczy] Trakt wędrowników

Rozciągające się od Równin Andurii aż po Równinę Maurat góry z wierzchołkami pokrytymi wiecznym śniegiem, przeplatane zielonymi dolinami i niebezpiecznymi przełęczami, zamieszkałe przez dzikie zwierzęta i legendarne potwory. Góry otaczają i chronią przed niebezpieczeństwami Szepczący Las, dając mu w ten sposób spokój.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Auren
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

[Niedaleko Smoczej Przełęczy] Trakt wędrowników

Post autor: Auren »

Jarzębinowy Dwór nie wyróżniałby się na tle innych wiosek, gdyby polegać na opinii przeciętnego przechodnia. I w sumie nie byłoby to błędem, jednak o wyjątkowości tego miejsca świadczyło to, że prowadził przez nią jeden z głównych szlaków Alaranii. Cóż, może nie do końca- droga prowadził raczej bokiem, jednak trzeba być skończonym ślepcem, by nie dostrzec dróżki przybocznej, z której już początku widać wcale tak niedalekie budynki centrum Dworu.
Nie można było narzekać - lokalni mieszkańcy żyli w całkiem niezłej sytuacji. Wiadomo, jeśli się podróżuje traktem pomiędzy dwoma wielkimi pasmami górskimi, nieważne jak dobra byłaby droga, po nocy milej jest zadomowić się przy rodzinnym ognisku, niż na otwartej płaskiej przestrzeni, gdzie wiatr nie ma ni szacunku ni litości dla podróżnych. Wtedy z pomocą przychodzi przyjęcie do jednego z domów, za niewielką opłatą oczywiście. Aurena jednak mało interesowali obcy chcący noclegu. Jego interesowali ci noclegu nie chcący.
Dlatego właśnie, odkąd starożytne archiwa zostały pogrzebane pod korzeniami gór, jego najczęściej odwiedzanym miejscem stała się mała skarpa, nachylająca się nad głównym traktem łączącym Smoczą Przełęcz z Opuszczonym Królestwem. Była ona na tyle wysoka, że gdy siadał na jej brzegu tak, czubki jego butów, gdyby się postarał, mogłyby strącić czapkę z czubka głowy woźnicy przejeżdżającego wozu. Co naturalnie robił przy każdej możliwej okazji.
Znalazł sobie hobby. Obierał sobie za cel osobę, która wyłaniała się zza zakrętu, po czym zaczynał ją szkicować w swoim notatniku. Wyniósł z archiwów masę czystych i całkiem zdatnych do użytku notatników, a cienkie laski węglowe stały się powszechnie dostępne od wzmożenia ruchu podróżnych w okolicy. Używając tych rzeczy, starał się jak najwierniej oddać szczegóły każdej postaci która go zainteresowała, nim zniknie za drugim horyzontem. Zdarzało się, że gawędził z niektórymi osobami, niekiedy wręczając im skończone szkice. Niektórzy, mile połechtani swoimi podobiznami, obiecali podczas następnej wizyty przynieść mu farby, żeby mógł malować kolorami, a nie tylko czarno biało. Był tym mile zaskoczony, i łapał się na częstym czatowaniu na znajome twarze.
Nie inaczej było dzisiaj. Zapakował do plecaka kilka owoców i bukłak napoju, po czym usadowił się w swoim ulubionym miejscu. Zauważył, że tam, gdzie zazwyczaj przesiadywał, utworzyło się lekkie wgłębienie w kształcie jego tyłka. Mruknął coś pod nosem na myśl, że kiedyś wygrzebie swoją dolną częścią drogę na sam dół drogi. I jak wtedy będzie malował?
Otworzył swój najnowszy notatnik, przeglądając dotychczasowe szkice. Często się zastanawiał, jak udaje mu się tak szybko namalować dostatecznie wyraźne rysunki. Nie pamiętał za bardzo procesu ich tworzenia; zazwyczaj wybudzał się z rodzaju transu dopiero po jego skończeniu. Ciekawe, czy którykolwiek z jego rodziców też miał podobne objawy...
Z zamyślenia wyrwało go mignięcie w rogu oka. Spojrzał na horyzont, dostrzegając rysującą się na nim sylwetkę. Wygrzebał z torby jeden z rysików, a następnie zaczął czekać na jakiekolwiek szczegóły podróżnego.
Awatar użytkownika
Assiya
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Assiya »

Assiya szła pustym traktem prowadząc konia. Pod nosem śpiewała piosenkę w języku, który w dzisiejszych był już niemal zapomniany. Dziewczyna nie potrafiłaby się w nim nawet przywitać, ale za to pieśni znała wiele. Nigdzie jej się nie spieszyło, zaś dzień był całkiem przyjemny. W oddali było słychać ptasie trele, a wczesno-popołudniowe słońce grzało całkiem mocno i gdyby nie to, że jej tunika była bardzo przewiewna, już dawno zdjęłaby kurtkę.
Dziewczyna na wpół uważnie rozglądała się po poboczach w poszukiwaniu niepozornych, jasno żółtych kwiatów. Niedawno skończył jej się zapas podbiału, a jak znała życie, właśnie z tej okazji w następnym miejscu, w którym się zatrzyma trafi na epidemię chronicznego kaszlu. Raczej się nie spodziewała tego zioła znaleźć tak blisko drogi, gdzie gleba wyglądała na zbyt suchą jak dla tej rośliny, nie mniej jednak mogła się pomylić w swojej ocenie wilgotności gleby, a boże liczko jednak szkoda by było przegapić.
Gdy tylko zauważyła młodego mężczyznę siedzącego na skarpie jakieś półtora sznura od niej, natychmiast umilkła. Wydawał się on całkowicie pochłonięty rysowaniem. Rozejrzała się nieco wyżej, ogarniając wzrokiem całą okolice, ale widok ukazał się jej oczom niezbyt różnił się od tego, który towarzyszył jej już od kilku staji.
Ale któż zrozumie artystów? – pomyślała mimowolnie się uśmiechając.
Awatar użytkownika
Auren
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Auren »

Wyrwał się z transu, spoglądając na leżącą mu na kolanach podobiznę. Przedstawiała ona z półprofilu młodą dziewczynę, spoglądającą na niego z kart wzrokiem czegoś pomiędzy zaskoczeniem a ciekawością. Spojrzał na rysunek krytycznie, biorąc w zęby w połowie starty rysik, myśląc nad ewentualnymi poprawkami. Potarł w zamyśleniu policzek, nieumyślnie brudząc się od trzymania narzędzia w tej ręce, po czym uniósł wzrok, napotykając znane mu już spojrzenie. Tym razem było ono jednak prawdziwe.
Zacisnął szczęki, rozpylając sobie w ustach rysik. Zaczął gwałtownie odkasływać i wypluwać fragmenty węgla, starając się nie udusić. Gdy jako tako opanował sytuację swoich ust, spojrzał ponownie na drogę. Przeklął w myślach kupca, który przyobiecał mu farby; gdyby je miał, mógłby uwiecznić ognisty pomarańcz tych włosów. Jedyne co teraz dobrze odwzorował to kolor skóry. Wystarczyło zostawić białą kartkę taką, jaka jest.
Porwał kolejny rysik, i tym razem starając się go nie zagryźć ponownie, w szaleńczym tempie zaczął nanosić na szybko wymyślane poprawki, i równie szybko rezygnując z większości z nich. Wciąż uznając swoje dzieło za niedoskonałe, oderwał papier od notatnika, po czym zeskoczył na drogę, ledwo zdążając zgiąć nogi. Połamane kości to ostatnia rzecz, jakiej mógłby teraz potrzebować.
Stanął mniej na poboczu niż więcej na środku drogi, czekając na nadchodzącą dziewczynę... Po czym lekko zdębiał.
Kolor jej oczy wydawał mu się znajomy. Dałby sobie uciąć rękę, że ów kolor miały kamienie bursztynu, które kupcy przewozili znad morza wgłąb kraju. Był nawet pewien, że jeden z takich kamieni zdobi szyję pani Meliton, wioskowej guślarki. Ten jednak odznaczał się żarzącym w nich gorącem złota. Zmarszczył brwi, zastanawiając się, czy przypadkiem nie stał przed nim anioł. To znaczy, taki prawdziwy, a nie przenośnia boskiego piękna... Choć w sumie jedno tłumaczyło drugie. W KAŻDYM RAZIE, miał podejrzenia o niepochodzeniu tej istoty z ziemskiej sfery. Co by w takim wypadku tłumaczyło brak skrzydeł...?
Chwilę zajęło mu skontaktowanie, że stoi jak słup od kilku chwil, a jego twarz musiała być ciekawym odbiciem wszystkich myśli, które przebiegły mu przez głowę. Gdy tylko to zrozumiał, powrócił do rzeczywistości, trochę machinalnie wystawiając ku nieznajomej rękę ze złożonym na pół portretem.
- Um... To dla ciebie - powiedział, a chwilę później oblał go zimny pot. A co JEŚLI, to jest naprawdę anioł?
- E, to znaczy, dla pani - przymknął oczy z zażenowania. - Dla panny... panienki?
Poczuł, jak metaforyczne chmury zbierają mu się nad głową. Czy nie powinien zastosować jakichś zasad etykiety, nie wiem, może ukłon czy jak? Wiedział o istnieniu innych ras, jednak zasad wśród nich panujących nie sposób było doczytać w tych zatęchłych księgach.
W panice wykonał ukłon, może za głęboki, ale w tym momencie wątpił, czy byłby w stanie odpowiednio wyliczyć głębokość ukłonu, lub na przykład, dodać dwa do dwóch. Uznał po chwili, że to mogło zostać odebrane jako sarkazm, wyprężył się więc jak struna, i gdyby mógł spojrzeć z perspektywy trzeciej osoby na swoją twarz, zauważyłby jej uderzające podobieństwo do warzywa uprawianego w ogródku jego matki, burakiem zwanym.
Po tylu akrobacjach poczuł, jak coś ciężkiego spada z łomotem. Tak, to pewnie jego ojciec przewraca się w grobie.
Odchrząknął, zażenowany sobą do tego stopnia, że odważył się jedynie na wciśnięcie papieru w ręce lekko go onieśmielającej nieznajomej, po czym odwrócił się na pięcie i ze wzrokiem wbitym w ziemię zastanawiał się, jak tu najszybciej zniknąć z widoku.
Awatar użytkownika
Assiya
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Assiya »

Nagły kaszel mężczyzny zdawał się potwierdzać jej przypuszczenia na temat własnego szczęścia, jednak kasłał on z taką pasją, jakby za punkt honoru postanowił sobie wypluć własne płuca dlatego po chwili uznała, że najprawdopodobniej jednak się czymś zakrztusił. Nie wiedziała tylko czym.
Gdy była może jakiś sążeń od miejsca w którym siedział, mężczyzna zeskoczył ze skarpy, niejako zagradzając jej drogę. Gdyby się uparła, byłaby w stanie go wyminąć, droga na tyle szeroka że spokojnie zmieściłby się na niej dyliżans, ale wymagałoby to manewrowania, dlatego też przystanęła.
Wpatrywał się w nią bez słowa. Resztki uśmiechu znikły z jej twarzy, gdy w sercu dziewczyny zrodził się niepokój. Nie potrafiła odgadnąć motywów chłopaka, dlaczego zeskoczył akurat przed nią. Chociaż agresji z jego strony raczej się nie obawiała, nie wyglądał na uzbrojonego.
Po chwili mężczyzna jakby ożył i wystawił do niej rękę z kartką papieru
Ale zanim zdążyła się chociaż zastanowić czy ją wziąć, wykonał ukłon tak niski, że niemal zamiótł gościniec kosmykami włosów, co, biorąc pod uwagę jego wzrost, wyglądało całkiem imponująco. Jednakże, dopiero gdy się podniósł i praktycznie wepchnął w jej ręce tamten kawałek papieru, a ona zobaczyła, że chłopak był wyraźnie zaambarasowany, nieco się uspokoiła. Co więcej musiała sobie przygryźć policzek, aby się nie roześmiać z absurdu tej sytuacji. Zerknęła na kartkę, którą jej wręczył. Przedstawiała rysunek twarzy, którą już wiele razy widywała w lustrze. Mężczyzna musiał mieć całkiem dobry wzrok, nie wspominając już o talencie, skoro udało mu się uchwycić podobieństwo widząc ją jedynie z oddali. Zastanowiła się, jak należałoby zachować się w takiej sytuacji.
Na pewno nie roześmiać się biedakowi prosto w twarz” – pomyślała z przekąsem.
Zrobiła głęboki oddech, tak dla pewności, i uniosła wzrok, żeby zobaczyć plecy chłopaka, który już zdążył się odwrócić gotując się do odejścia.
- Panna, jak już.- odezwała się mając nadzieję, że nieznajomy się odwróci, skoro już miała konwersować, wolałaby nie rozmawiać z jego plecami - Choć raczej mało kto się tak do mnie zwraca…. – „Poza ludźmi którzy coś ode mnie chcą, znaczy się” dodała w myślach. Uniosła lekko rękę z kartką - Tak czy siak, dziękuje za rysunek, jest bardzo ładny – przywołała na twarz przyjazny uśmiech, a przynajmniej mała nadzieję, że tak to wyglądało.
Awatar użytkownika
Auren
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Auren »

Drgnął, słysząc jej głos. Odwrócił się z lekko zaskoczonym wyrazem twarzy. Dopiero teraz, gdy minęło pierwsze wrażenie, jego mózg ruszył ponownie z pełnymi obrotami, analizując błyskawicznie wszystkie informacje. Teraz zauważył to, co umknęło mu wcześniej. Głos jednak dalej robił wrażenie. Jedwab, czysty jedwab.
Opuścił wzrok, lustrując stojącą przed nim pannę.
- a Panna ma jakieś imię? - zapytał, odzyskując resztki śmiałości. Szybko jednak opuścił wzrok, znajdując kolejny obiekt zainteresowania.
- Twoje dłonie - powiedział, wskazując na nie brodą. - Nie drgają ci. Masz całkiem dobrze umięśnione palce, więc jesteś bardzo precyzyjna. A jednocześnie dbasz bardzo o siebie - dodał, mając na myśli zaobserwowane wręcz perłowe paznokcie. Zmarszczył brwi.
- Nie spotyka się kogoś takiego wśród chłopstwa, mało która osoba tak dba o te szczegóły. Wśród szlachcianek też, one są na to za kruche.
Zamrugał, przypatrując się ponownie jej oczom.
- Przepraszam - zreflektował się, pocierając kark. - Ta analiza mogła cię przestraszyć. Mało spotykam tu ciekawych przy... - ugryzł się w język. -... OSÓB, tak, osób, właśnie. Ciekawych, to znaczy - umilkł, lekko się szczerząc. - Nigdzie nie pasujących.
- Jedziesz z daleka, twój koń jest zmęczony - zauważył. Dba o zwierzę, a skoro zdecydowała się zsiąść z wierzchowca, musiała mieć spory kawałek drogi za sobą. Spodobało mu się to. - Nie chciałabyś może odpocząć w mojej wiosce? Na naszym... cóż, tak zwanym "rynku", można napoić zwierzę i coś zjeść. Z noclegiem też nie będzie problemu, jakby co. Wszyscy tu z tego żyją - zaśmiał się cicho pod nosem. Przypatrzył się swojej dłoni, czy nie jest ona aby brudna, choć i tak dla pewności wytarł ją o spodnie, po czym wystawił lekko przed siebie. - A tak w ogóle, jestem Auren.
Awatar użytkownika
Assiya
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Assiya »

„ No tak, udało mi się przedstawić do połowy” pomyślała słysząc pytanie o swoje imię, ale ledwo zdążyła otworzyć usta aby naprawić ten błąd, został jej przedstawiony pełen komentarz jej powierzchowności, a nawet ona wiedziała że coś takiego było faux pas, a przynajmniej wypowiadanie tego na głos. Czyjeś myśli nie podlegały ocenie, głownie dlatego,
że nikt oprócz myślącego ich nie słyszał. No może poza telepatami. Ale chwilę potem przeprosił za ten drobny słowotok, co chyba było dobrą rzeczą, ale słowa i czyny mężczyzny z każdą chwilą zdawały się jej coraz bardziej chaotyczne
i wprawiały ją w lekkie skonfundowanie.
Gdy wspomniał o koniu, zerknęła na Aswę. Klacz się nie odezwała, była dość małomówna. W rzeczywistości, to była cecha, która sprawiła że dziewczyna zdecydowała się na zakup tego a nie innego konia. Tego, którego zabrała z domu rodzinnego musiała sprzedać. Parsan był ogólnie bardzo sympatycznym ogierem ale niestety również bardzo gadatliwym,
a jego paplaniny nie w sposób było zignorować. O ile w domu konwersowanie z koniem, jeśli ktoś ją zobaczył, nie miało już jak zaszkodzić jej reputacji, to podczas podróży dość szybko się przekonała, że rozmawianie ze zwierzętami sprawiało, iż ludzie traktowali ją jak gdyby była niespełna rozumu, jako że w zestawie z tym darem nie miała szpiczastych uszu. Elfom najwyraźniej wiele dziwactw uchodziła na sucho. Tak czy siak, Assiya była przekonana, że gdyby jej klacz faktycznie była zmęczona, dałaby jej wtedy znać.
Uniosła wzrok z powrotem na mężczyznę, który stał z wyciągniętą ręką. Najwyraźniej gdy się zamyśliła on dalej mówił
i doszedł do jakiejś konkluzji. W lekkiej panice próbowała przywołać słowa które słyszała, ale nie do końca słuchała. Było tam coś rynku, wiosce, noclegu, najwyraźniej reklamował własną wieś i sądząc po wystawionej ręce właśnie się przedstawił. ” Tylko jak? Arvin, Aurel, Austin? Najlepiej będzie nie używać żadnego imienia, dopóki się nie dowiem na pewno”
-Assiya- przedstawiła się podając mu rękę- W sumie to nigdzie się nie śpieszę a sam postój jeszcze nikomu nie zaszkodził.
Spanie w lesie jej nie przeszkadzało, ale perspektywa miękkiego łóżka nieodmiennie była kusząca. Chociaż zdecydowała się tym razem raczej zbytnio nie afiszować swoją profesją, bo w ostatnim miejscu w którym się zatrzymała, miękkie łóżko magicznie się zamieniło w całonocne odbieranie porodu. Pomyślałby kto, że ludzie sobie z takimi rzeczami nauczyli się radzić, skoro stacjonarnego medyka nigdzie w pobliżu, a wieś nie wymarła.
- Daleko ta twoja wieś?- w zasięgu wzroku żadnych budynków nie było, ale jak już się zdążyła przekonać, góry pod tym względem były podstępne i jeśli nie zachodziło się od dobrej strony, człowiek mógł nie dostrzec wioski czy miasteczka, dopóki się nie zderzył z jakimś budynkiem.
Awatar użytkownika
Auren
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Auren »

Do konkluzji doszedł, jednak ta właściwa nie była wypowiedziana na głos. W duchu stwierdził, że gorszego pierwszego wrażenia jeszcze nigdy nie zrobił. A to wyczyn, bo gdyby przypomnieć sobie tego rycerza...
Z lekka już nadąsaną miną potrząsnął podaną mu dłoń.
- Zależy co uważasz za daleko - mruknął w odpowiedzi. Zerknął na drogę obchodzącą skarpę dookoła, prostującą się dopiero przy linii drzew.
-To ta droga - wskazał Assyi kierunek ręką. Myślał, czy by nie poprowadzić za nią jej wierzchowca, jednak po lekkim skurczu dłoni na lejcach, jaki zauważył gdy zdążył się nachylić w jej kierunku, zrezygnował z pomysłu. Westchnął i ruszył przed siebie, dając znak dziewczynie, żeby podążała za nim.
W połowie drogi przez las zorientował się, że nie wziął ze sobą swojej torby. Pewnie niezrozumiale dla jego towarzyszki wzruszył ramionami; nikt nigdy nie wchodzi na nią, nie zginie. Wróci po nią kiedyś indziej. Starał się opanować swój zazwyczaj szybki krok, żeby nie wyprzedzać Assyi za bardzo. Robił to ze względu grzeczności, ale też chciał mieć okazję do przypatrzenia się niecodziennemu zjawisku, jakim niezaprzeczalnie była. Przeszło mu przez myśl, że i tak nie powinien stroszyć piór, bo to kobieta z kompletnie innych sfer. Dosłownie świeciła niby jasna gwiazda na tle zachmurzonego nieba. Poza tym, ona w końcu odjedzie. A on tu zostanie. Nawet ten trochę wymuszony postój i tak był przypadkiem, mogłaby się tu nawet nigdy nie znaleźć. Co będzie dalej? Tego się zamierzał dopiero dowiedzieć.
Podczas spaceru niekiedy wskazywał na konkretne drzewa lub inne obiekty, albo wymieniając ich nazwę, albo zwięźle opowiadając historię z nim związaną. Podejrzewał, że pewnie nawet ją to nie interesuje, ale nawet sam Auren utracił dawno fascynację tego typu rzeczami, mówił więc bardziej dla zabicia czasu niż dla samego przekazu. Aż do pewnego rozdroża.
Po krótkiej podróży leśną ścieżką, otworzyła się przed nimi niewielka polana. Droga, oczyszczona z trawy, rozchodziła się w tym miejscu w dwie strony. Między nimi natomiast, stało ogromne drzewo, którego ciężkie, brunatne gałęzie rozpościerały się nieomal na obie odnogi drogi, którą dotąd podróżowali. Z tego miejsca dało się dojrzeć, iż podróżując w prawo dotrą do wioski, gdyż nie dalej jak sto metrów dalej zaczynały się pierwsze budynki, a w drogę zostały zakopane płaskie kamienie. Druga odnoga ruszała dalej w las, unosząc się regularnie do góry; ta droga prowadziła na same szczyty gór Dasso. Auren podejrzewał, że z zamkniętymi oczami potrafiłby ruszyć tą ścieżką, i bez oszukiwania dotrzeć aż do zawalonego wejścia Archiwów. Bardziej jednak w tej chwili interesowało go stojące na środku drzewo.
- Miejscowi nazywają je Drzewem Rozdroża - powiedział, kładąc dłoń na pniu. - Trafna nazwa, nie powiem. Ciekawe w nim są jednak przynajmniej dwa fakty. Po pierwsze - odwrócił się ku rudowłosej dziewczynie. - To gatunek drzewa, którego nie widziałem nigdzie indziej. Z ksiąg botanicznych które przeczytałem, nikt w Alaranii też nie. Jest całkiem prawdopodobne, że to jedyny egzemplarz na tym kontynencie - zamyślił się, po czym kontynuował.
- Drugim jest to, że to drzewo ma tyle lat co ja.
Zapadła lekka cisza, a Auren dopiero po kilku sekundach zajarzył, że czegoś faktycznie nie uściślił.
- Mój wiek mieści się w dwóch dziesięcioleciach, dla ścisłości. A jak na moją wiedzę, żadne znane mi rośliny nie urastają w dwadzieścia lat do przekroju pnia długości dwóch długich wozów - powiedział, po czym zmrużywszy oczy, dodał- Interesujące, prawda?
- W każdym bądź razie, jesteśmy już prawie na miejscu. Jakieś specjalne wymagania co do miejsca odpoczynku? Najbliżej rynku, na którym dzieje się najwięcej, mieszkają Umberowie, Baltorowie, Ghandi i Smollerowie. Harek też już ma chyba wolny pokój....
Awatar użytkownika
Assiya
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Assiya »

Widząc , iż mężczyzna zmarkotniał, pierwsza jej myśl była, że stało się to, gdyż zauważył jej chwilowe zamyślenie i wziął jej to za złe. Ale zaczął ją prowadzić w stronę swojej wioski, co osłabiło jej niepokój. „Poza tym, normalni ludzie nie obrażają się za takie drobnostki” – podpowiadała racjonalna część jej umysłu.
Ocena długości drogi była zawsze czymś relatywnym. To musiała mu przyznać. Dla niej samej ta droga okazała się być krótkim spacerem, jednak wiedziała, iż zdarzali się ludzie, którzy bez postoju nie przeszliby choćby jednej staji, nawet jeśli ich życie by od tego zależało. Chociaż, jeśli by być całkowicie szczerym, w większości były to osoby starsze i dzieci.
Mężczyzna podczas drogi przybrał rolę przewodnika. Assiya słuchała go bardziej z uprzejmości niż z zaciekawienia. Każda pojedyncza rzecz w całej Alranii okaże się mieć jakaś ciekawą historię, jeśli wysłucha się wystarczająco dużą ilość osób. Po jakimś czasie człowiek zauważał, że mało co jest tak naprawdę niepowtarzalne. A i tak zazwyczaj to własne uczucia i doświadczenia nadają danej rzeczy albo miejscu wyjątkowości.
Jej zainteresowanie przykuło dopiero drzewo na rozstaju dróg, które, jak twierdził mężczyzna, było ogólnie światu nieznane oraz rosło w zastraszającym tempie. Drzewa mają niewielki zastosowanie w ziołolecznictwie, dlatego rośliny powyżej sążnia wysokości nie były jej forte. Jednakże zawodowa ciekawość wygrała. Zerwała jeden z nisko wiszących liści, przyjrzała mu się a następnie rozerwała i powąchała. Pachniało trochę jak morwa, ale bez tej słodyczy. Niestety nawet z je nosem trudno było cokolwiek definitywnie stwierdzić na tej podstawie. Korciło ją aby rozgryźć ten liść. Była to całkiem skuteczna metoda zawężania wyników. Często tak robiła kiedy się jeszcze uczyła jak rozróżniać wszystkie zioła. Dopóki się nie zatruła kopytnikiem. Wzdrygnęła się na to wspomnienie. To ją nauczyło nie jeść nieznanych ziół lepiej niż jakikolwiek ojcowski wykład.
Spojrzała na pień, który chyba najbardziej wyróżniał to drzewo. gdyby mierzyć na oko to miał jakieś dwa sążnie średnicy, co by dawało prawie piędź przyrostu rocznego. Nie trzeba było być ekspertem, żeby wiedzieć iż to jest zdecydowanie za dużo, wystarczyło się przyjrzeć pierwszemu lepszemu meblowi. Samej naturze stworzenie czegoś takiego zajęłoby dobrych kilka setek lat. Przy takim wieku rośliny magia musiała być zamieszana. Być może było to jakieś zamorskie drzewo, które się żywiło magią w eterze, a być może to była sprawka jakiegoś maga. Co potężniejsi magie byli w stanie za pomocą magicznej mutacji tworzyć nowe gatunki. Ona sama była tego doskonałym przykładem. Być może, gdyby miała dość talentu mogłaby zerknąć na aurę tego wybryku natury i poznać przyczynę jego niezwykłości, ale niestety mogła polegać jedynie na swoich domysłach.
- Nie wiesz przypadkiem, czy nie kręcili się tutaj magowie, tam tych dwadzieścia lat temu? Gdyby któryś majstrował przy siewce, takie rozmiary drzewa jak najbardziej miałyby sens.- podzieliła się z mężczyzną efektem swoich rozmyślań. – A co do wymienionych nazwisk, jest mi zupełnie obojętnie gdzie się zatrzymam. I tak nie znam tych ludzi. Dopóki łóżko nie będzie zamieszkane przez pluskwy, będę zadowolona.
- Chodź – mruknęła do kobyłki kierując ją delikatnie w stronę drogi, na której końcu widniała wioska. Stanie po środku rozstaju dróg i wpatrywanie się w element flory wydawało się jej bezsensowne, zaś konwersować można było równie dobrze w ruchu jak i stojąc.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Przez krótką chwilę nic się nie działo. Dosłownie nic. Powietrze zdawało się zupełnie zastygnąć w bezruchu, cisza stała się wręcz namacalna. Lisołaczka zdążyła odejść zaledwie parę kroków, gdy drzewo nagle poruszyło się. Pień zadrżał lekko, a gałęzie potrząsnęły liśćmi ze złością. Oj tak, to była złość, można było wyczuć to w powietrzu. Po chwili drzewo przechyliło się na jedną stronę, jakby próbowało dosięgnąć dziewczynę gałęziami, lecz była ona poza ich zasięgiem. Nagle na ziemi pod jej nogami piasek zaczął się kotłować. Koń lisołaczki zarżał nerwowo i przebrał kopytami w miejscu, gdy ziemia wręcz ustępowała spod ich nóg, tworząc poszerzającą się czarną plamę. Dziewczyna stała jednak na niej wraz z klaczą, jakby była to tafla szkła. Plama rozszerzała się coraz bardziej, a jej nierównomierne brzegi pełzały po piasku, pochłaniając coraz większy obszar. Po chwili jednak czerń zamarła, a drzewo wróciło do swojej pierwotnej pozycji, gdzie nawet listek nie drgnął. Trwało to jednak zaledwie jeden oddech, gdy czarna plama na ziemi otworzyła się i pochłonęła Assiyę wraz z jej koniem. Zamknęła się zaraz nad ich głowami, pozostawiając po sobie jedynie zmierzwiony piach, jakby przebiegło tędy stado koni, i ciszę. A wszystko to trwało zaledwie kilka uderzeń serca.
Zablokowany

Wróć do „Góry Dasso”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości