Góry Dasso[Kilka dni drogi od Ekradonu] Nie taki znowu koniec

Rozciągające się od Równin Andurii aż po Równinę Maurat góry z wierzchołkami pokrytymi wiecznym śniegiem, przeplatane zielonymi dolinami i niebezpiecznymi przełęczami, zamieszkałe przez dzikie zwierzęta i legendarne potwory. Góry otaczają i chronią przed niebezpieczeństwami Szepczący Las, dając mu w ten sposób spokój.
Awatar użytkownika
Nilsa
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Niegdyś czarodziejka, jednak wyp
Profesje:
Kontakt:

[Kilka dni drogi od Ekradonu] Nie taki znowu koniec

Post autor: Nilsa »

Po wielu próbach, czarna ziemia otoczona runicznymi kręgami zaczęła emanować białym światłem. Runy zapalały się, gdy Nilsa dostarczała im energii. Nieustannie mamrotała coś pod nosem, pod adresem "za dużych skrzydeł", czy też "pieprzonego ogona". Cała ta jej przygoda z demonem miała fatalny wpływ na jej nastrój, z kilku przyczyn.
Po pierwsze, mimo iż pokonała Kitviego, to nie zrobiła tego sama. Poza tym demon na swój honor poprzysiągł jej wierność, czemu było jej głupio się sprzeciwić, wiedząc ile znaczy honor dla demona. Wcześniej miała zamiar go unicestwić, by już nigdy nie powrócił, ale kiedy stał się jej sługą, to po prostu nie wypadało, a Kitvi tak bardzo wtedy przypominał siebie, z czasów gdy dopiero co się poznali.
A po drugie, udało jej się, ale jakim kosztem? Na pewno nie przewidziała, co zrobi gryf, o czym też powinna pomyśleć. Gdy została zepchnięta prosto do wyrwy w ziemi, a portal zaczął koncentrować odbijaną energię, wydawało jej się, że świat zaraz się skończy. Wszechświat jednak nie zakończył swojej egzystencji, a z tego, co było jej wiadome wynikało, że ta właśnie magia w jakiś sposób połączyła jej ciało z ciałem gryfa. Stała się teraz jakimś dziwadłem, niepodobnym chyba do niczego innego. Miała nadzieję, że jest to jedynie efekt tymczasowy, a oba ciała da się jeszcze rozdzielić.

Nim jeszcze portal w pełni się uaktywnił, Nilsa zaczęła się zastanawiać. Przecież nie mogła w takim stanie się pokazać w żadnym mieście, czy wiosce, a przecież do siedziby czarodziejów też nie mogła wrócić. Mogli ją uznać za niewiadomo co, a przez to, albo przepędzić, albo próbować zabić. Miała wątpliwości co do tego, czy przedstawienie się, cokolwiek da. Nie, powrót był bardzo kiepskim pomysłem.
Mogła też ukryć się pod iluzją samej siebie, ale przypomniała sobie, że nie potrafi tworzyć iluzji. Zresztą, nic by jej to nie przyniosło, tak na dłuższą metę. Pokładała więc nadzieję w samej sobie, że z pomocą tej samej magii, która jej to zrobiła, uda jej się odczynić zaklęcie.

Gdy portal był już gotowy, by przez niego przejść, Nilsa spojrzała jeszcze na otaczający ją krajobraz otchłani.
- Jak te demony tu wytrzymują? - mruknęła sama do siebie. Następnie, zachowując ostrożność zeszła dość powoli do środka magicznej wyrwy, a potem już jej tam nie było. Sama wyrwa również poczęła się kurczyć, aż znikła zupełnie, a na ziemi pozostały tylko koślawe runy.


Wyjście z portalu okazało się być całkiem blisko miejsca, w którym dopiero co przywoływała Kitviego. Jednakże noc, która jeszcze wtedy trwała, teraz ustąpiła przed jasnymi promieniami słońca.
Nilsa wręcz wyleciała z środka portalu. Upadek, bo z dość sporej wysokości, lekko ją oszołomił. Jednak po chwili zauważyła, że coś, co powinno mocno zaboleć, po prostu odczuła jako nieprzyjemne. Mało odporna osoba skacząc z wysokości sześciu stóp mogłaby się zabić. Ona jeszcze do niedawna sama należała do tamtej grupy. Teraz jednak, niemal nic nie poczuła. Już wiedziała dokładnie, dlaczego Erkadończycy trenowali wojowników właśnie na gryfach. Istoty te niemal nie czuły bólu i nie odnosiły zbyt łatwo obrażeń. Było to swego rodzaju plusem dla tego, czym się stała, co jednak nie zgasiło pragnienia, by rozdzielić ciała.

Zrobiła sobie trochę wolnego miejsca, tuż przy miejscu, gdzie spała ostatniej nocy. I wtedy uświadomiła sobie, że nie ma pojęcia jakich run i zaklęć użyć. Nie miała pomysłów w jaki sposób rozdzielić siebie i gryfa. I stała tak przez chwilę, myśląc intensywnie. W końcu, gdy nie wpadła na żaden pomysł, pomyślała, że skoro już jest wolna, to może spokojnie się przespać. Sen ponoć bardzo pomagał w myśleniu, a dawno już nie mogła naprawdę się wyspać.
Ułożyła się na ziemi, a skrzydła położyła po sobie. Ogon podwinęła, i ułożyła się we w miarę wygodnej pozycji. Chciała już w tej chwili spróbować, jak to jest, gdy podczas snu nie trzeba obawiać się nagłej i bolesnej śmierci. Ale nie umiała zasnąć na zawołanie i leżała tak przez dość długi okres czasu. Już prawie udało jej się odpłynąć, gdy poczuła w powietrzu zapach czyjejś aury.
Uniosła się na cztery łapy. Jedną z przednich uniosła i przygotowała zaklęcie.
- Kto tam jest?! Wyjdź, chcę cię zobaczyć! - powiedziała władczo, lekko zaspanym głosem. Rozłożyła skrzydła, choć była to tylko reakcja odruchowa. Kimkolwiek by nie była ta osoba, powinna już wiedzieć o jej obecności. To nie mógł być Kitvi, który przyszedł ignorując jej rozkaz. To musiała być inna istota. Tylko... kto zapuszcza się w te okolice?
Ostatnio edytowane przez Cerau 8 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Powód: Poprawa tytułu tematu - literówka.
Awatar użytkownika
Derogan
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Derogan »

Derogan silnie uderzył o ziemię, wydając z siebie syknięcie bólu. Otworzył oczy i ku swemu największemu zdumieniu ujrzał nad sobą gwiazdy. Najprawdziwsze alarańskie gwiazdy, nie jakieś tam magiczne iskierki. Wstał powoli, starając się ignorować ból w kręgosłupie. Rozejrzał się zdezorientowany. Początkowo myślał, że to czarodziejka wydostała ich z jaskini, w końcu sama ich wcześniej przeniosła, ale, ku swojemu wielkiemu zdziwieniu, tuż obok zauważył jedynie dwóch idiotów. Wtedy boleśnie odczuł brak swojej broni. Na całe szczęście, leżała opodal, młodzieniec doskoczył do niej i podniósł, kierując ostrze w stronę dwóch wstających braci.
- Ani ważcie mi się drgnąć! - warknął. - Czy choćby otworzyć usta, chyba że wam na to pozwolę.
- A jeżeli...
        Derogan machnął ostrzem, odcinając palec jednego z mężczyzn. Nie potrafił ich rozróżnić, wiedział tylko tyle, że ten z tarczą przynajmniej stara się ukrywać swoją ułomność umysłową. Palec stracił jego brat.
- Następnym razem będzie to cała dłoń – zagroził młodzieniec. ”Cholera, zdecydowanie zbyt długo już nie odpoczywałem. To ciągłe zagrożenie sprawia, że zaczynam siec wszystko na swojej drodze. Niedobrze”.
~To jak najbardziej pożądane zjawisko. Po co rozwiązywać problemy, skoro można się ich pozbyć jednym machnięciem miecza?
~Może i paladyni zwykli tak działać, ale nie ja.
~Nie jesteś teraz ze mną szczery.
~Ostatni dzień się nie liczy. To wszystko jest zbyt dziwne.
~A...
~Nawet nie mów mi o moich ofiarach. O nich już rozmawialiśmy.
~Z tobą o czymś porozmawiać...

        Młodzieniec był zadowolony, że anioł zdecydował się siedzieć cicho. Derogan przymknął oczy i spróbował to wszystko poukładać sobie w głowie. Pamiętał smocze cmentarzysko, swoich towarzyszy, kłótnie, zabójstwo gada, no i pojawienie się tego drugiego. I wtedy coś go wciągnęło. Sądząc po tym, że znajdował się w zupełnie innym miejscu, najpewniej był to portal. A jako, iż on sam ze strachu przed straszliwym smokiem go nie stworzył, a razem z nich było tylko tych dwóch, była to zapewne ich sprawka. W sumie, rozwiązywało to dużo problemów. Ale po drugiej stronie został człowiek, który miał mu udzielić tak potrzebnych informacji! Derogan zaklął pod nosem i otworzył oczy, przyglądając się dwóm czarodziejom.
- Gdzie, do cholery jasnej, jesteśmy?
        Mężczyzna z obciętym palcem zdawał się nie zwracać uwagi na nic innego poza swoją zubożałą dłonią, jedynie drugi rozejrzał się z wyraźnym zdziwieniem i podrapał się po głowie.
- Nie mam pojęcia.
- Jak to „nie masz pojęcia”?! - wrzasnął Derogan. - Otwierasz portal i nie wiesz, dokąd on prowadzi?
- Cicho, kiepie! - Ton czarodzieja wydawał się zanadto wzniosły, ale zmienił się, kiedy czubek ostrza zbliżył się do jego głowy. - Atakowała nas bestia! Nie miałem czasu dokładnie określić, dokąd mamy się udać, rozumiesz? A teraz oczekuję podziękowań za uratowanie twojego życia.
        Derogan prychnął. Po części mężczyzna miał rację, ale młodzieniec nie mógł tego ścierpieć. Postanowił, że musi rozejrzeć się po okolicy. Nie miał zamiaru brać ze sobą dwóch idiotów, tylko by mu przeszkadzali. Ale zostawić ich samych nie mógł, bo by pouciekali, a byli mu jeszcze potrzebni.
- Macie może linę?
- Ja mam! - zawołał radośnie mężczyzna z dziewięcioma palcami.
        Zostawiając czarodziejów solidnie związanych i zakneblowanych (aby przypadkiem nie wyczarowali kolejnego portalu), Derogan ruszył przed siebie w celu eksploracji terenu. Oczywiście uprzednio schował swój miecz do pochwy. Chciał, aby to on obserwował, a nie jego, a wielkie, świecące ostrze nie było nazbyt dyskretne. Szybko zorientował się, że nie znajduje się w pobliżu jakiegoś osiedla ludzkiego. Nigdzie nie było widać żywej duszy, nawet zwierząt nie można było uraczyć, co bardzo niepokoiło młodzieńca. No i jeszcze coś dziwnego, wiszącego w powietrzu. ”Może to coś wszystko wystraszyło? Ale co to jest? I czym spowodowane?” Naraz usłyszał... ruch. Gwałtowny ruch czegoś wielkiego. Nie zdążył zlokalizować źródła tego dźwięku, a już alarmował go jego magiczny zmysł. W pobliżu ktoś używał magii. No i jeszcze ten kobiecy głos...
- Ja – odpowiedział młodzieniec. Swojego imienia wolał nie zdradzać, jeszcze doprowadziłby do śmierci bądź tortur owej kobiety, a nic lepszego nie przychodziło mu do głowy. Wyciągnął miecz z pochwy, a ten zalśnił białym blaskiem, podobnie jak oczy Derogana, czyniąc go widocznym jak na dłoni. Wolał nie sprzeciwiać się komuś, kto szykował jakieś paskudne zaklęcie. Rozejrzał się i zobaczył coś, przez co na chwilę zaniemówił.
~Co do... E... Deroganie, czy myśmy trafili do Otchłani?!
~Nie wiem... Niby wszystko wygląda normalnie, ale w sumie nie wiem, jak... tam wszystko wygląda.

- Wybaczy pani to najście – rzekł Derogan, kiedy po chwili oprzytomniał. Oparł miecz o ziemię i wykonał niewielki ukłon. - Obawiam się, iż wskutek niefortunnego biegu wydarzeń trafiłem do zupełnie nieznanego mi miejsca. Raczy mi pani powiedzieć, jak zowie się ta kraina?
~Przy każdej okazji chwalisz się, jak to bardzo jesteś wychowany.
~Po coś przecież się tego wszystkiego uczyłem. Zresztą, kobiety lubią, kiedy się je tak traktuje.
~Powiedział szlachcic, którego to jedyną miłością...
~Hagryvd!
~W porządku, w porządku. Ale myślisz, że to coś można nazwać kobietą?
~I mówisz mi, że to ja nie znam się na kobietach? Gdyby słyszała...
~Nie każ mi sobie tego wyobrażać.
Awatar użytkownika
Venetia
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir, wcześniej człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Venetia »

- No, dalej! - warknęła. - Dalej!
Wyciągnęła przed siebie dłoń i wlepiła w nią pełen oczekiwania wzrok. Jednak nie ujrzała nawet najmniejszej iskierki. Och, to przecież nie może być aż tak trudne. Próbowała zrozumieć i nauczyć się tej dziedziny magii od dnia, w którym stała się wampirzycą. Podróżowała, uczyła się nowych sztuczek, poznawała najróżniejsze magiczne stworzenia - dobre i złe - oraz nowe miejsca. Tego jednak za nic nie potrafiła rozpoznać. Porzuciła na razie nadzieję na wyczarowanie płomieni i spróbowała sobie przypomnieć, w jaki sposób się tu znalazła. Jej umysł pracował ospale, przewijał wspomnienia jak klatki filmu.


Z nieba sączyła się nieprzerwana zasłona wody. Zmarszczyła nos, naciągnęła na głowę czarny kaptur i szybko ruszyła przed siebie, omijając kałuże, w których odbijało się blade światło księżyca. Zatrzymała się przy niewielkiej drewnianej chałupce, wyglądającej jak ostatnia ludzka osada w tych stronach. Z dachu zwisała tabliczka z napisem "Karczma Pod Tępą Podkową". Wzięła głęboki oddech, otarła z twarzy krople deszczu i popchnęła drzwi. Wnętrze było w podobnym stanie - spomiędzy drewnianych belek, stanowiących imitację ścian, wystawały kępy siana. Zapewne znalazły się tam po to, by zapchać dziury, których nie brakowało również w suficie. Jej przybycie sprawiło, że wszyscy obecni - około 6 osób - ucichli i wlepili w nią wzrok. Zbliżyła się do pierwszego z brzegu mężczyzny i uprzejmie zapytała, czy zna te okolice. Po otrzymaniu pozytywnej odpowiedzi, spytała:
- Wie pan może, w którą stronę iść, żeby dotrzeć do najbliższej - szukała odpowiedniego słowa - cywilizacji?
- Lewo. - Lekceważąco machnął ręką.
- Konkretne - mruknęła, po czym odwróciła się napięcie w stronę drzwi.
- Przy okazji... - zaczął mężczyzna.
Zatrzymała się z ręką na klamce.
- Niedawno ktoś tutaj był - kontynuował - mówił, że cię szuka.
- Kiedy? - zainteresowała się.
- Góra dwa dni temu. - Jego towarzysze przytaknęli. Jeden z nich dodał:
- Mówił, że to coś pilnego.
- Przedstawił się?
- Stwierdził, że zorientujesz się, o kogo chodzi.
"Bennet" - to imię od razu pojawiło się w jej myślach, jej serce zabiło mocniej. Jednak po chwili dotarło do niej, jak wiele czasu mięło od ich ostatniego spotkania. Nie, Bennet na pewno jej już nie pamięta. Któż inny, w takim razie? Podczas swoich licznych podróży poznała wiele osób, ale nie potrafiła sobie przypomnieć nikogo, kto miałby jakikolwiek cel w szukaniu jej. Chyba, że... ten drań Galleron jakimś cudem przeżył pożar i nagle uznał, iż wypadałoby się zemścić. Mało prawdopodobne.
- Czy ten osobnik miał szkarłatną pelerynę? - zapytała dla wszelkiej pewności, chociaż szczerze wątpiła w to, że to właśnie on jej szuka. Jej rozmówca zmarszczył brwi, po czym wzniósł wzrok ponad jej ramię:
- Taką? - spytał, a w jego głosie dało się słyszeć wyraźne zdziwienie.


Tak, to pamiętała. Założyła srebrną maskę, dającą chwilową niewidzialność i uciekła. Zgubiła pościg, ale jak widać, zgubiła też siebie. Mimo to, iż dołożyła wszelkich starać, by kierować się w lewo, wokół nie było ani śladu owej "cywilizacji". Cudownie. W dodatku zaczęło jej doskwierać pragnienie i głód. Miejsce, w którym się znalazła wyglądało na całkowicie opuszczone, więc nie będzie nawet na co zapolować. Po prostu cudownie.
Usłyszała jakieś głosy. Przybrała postać kruka i wzniosła się do góry, starając się znaleźć ich źródło. Wkrótce ujrzała dwie postacie. Jedna z nich to na pewno człowiek, ale druga... Widziała takie stworzenie pierwszy raz w życiu. Można by powiedzieć, że gryf, ale... to było coś innego. Zaintrygowana postanowiła się zbliżyć. Przysiadła na gałęzi pobliskiego drzewa. Na tyle daleko, aby zbyt bardzo nie rzucać się w oczy, jednak na tyle blisko, by móc słyszeć ich rozmowę. Mężczyzna wspierał się na lśniącym mieczu, uśmiechał się, a jego oczy miały zielony kolor. Ten sam uroczy zielony kolor, który widziała ilekroć wspominała Benneta. Wsłuchała się w konwersację.
Awatar użytkownika
Nilsa
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Niegdyś czarodziejka, jednak wyp
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nilsa »

Wydawać by się mogło, że zawołanie to nie przyniesie żadnych skutków, zupełnie niczym słowa rzucone na wiatr. Okazało się jednak, iż jest to błędne przekonanie, gdyż po chwili odezwał się męski głos: "ja". Słowo to jednak nic jej nie mówiło i na pewno nie zdradzało kim był ów intruz.
Zza bariery drzew powoli wysunął się przystojny, brązowowłosy chłopak, mający góra dwadzieścia parę lat. Miał bardzo ładne oczy, w kolorze głębokiej zieleni, dużo głębszej niżby mogło się wydawać. W ręku miał miecz, który emanował białą poświatą, strasząc samym swoim wyglądem, nie mówiąc już o sile aury samego przedmiotu.
Młody mężczyzna, gdy tylko spojrzał w jej kierunku, jakby się zawiesił. Nie wypowiedział ani słowa, gdy tak gapił się w czarodziejkę. Nilsa, gdy tylko zobaczyła jego minę, miała przemożną ochotę go zamordować. Nie dość, że nie zachował tego widoku dla siebie, to jeszcze niemal jawnie wyśmiewał się z tego co się jej przytrafiło. Nie chciała puścić mu tego płazem, lecz udobruchał ją fakt iż wojownik zreflektował się i powitał ją w dworskim akcencie.
- Możesz darować sobie ukłony. - oświadczyła, bezwiednie kołysząc ogonem na boki. - Ale szpikulec możesz schować, nie przyda ci się. - Nilsa, na dowód przynajmniej w miarę pokojowych zamiarów schowała zaklęcie. Złożyła i rozłożyła skrzydła, wskazała łapą kierunek, po czym oświadczyła: - Jeżeli szukasz ludzi, to idź w tamtą stronę. Na pewno trafisz.

Mruknęła coś pod nosem. Czuła się rozbudzona, pełna sił i wigoru, mimo iż nie zdążyła zasnąć, na co miała wielką ochotę. Jednak musiała sobie to na razie odpuścić i zabrać się za nakreślenie kręgów runicznych, które wspomogłyby ją w rytuale. Miałby on na celu rozdzielenie tych dwóch ciał. Był tylko jeden poważny problem. Nie wiedziała co ma narysować. Wtem jej wzrok padł na chłopaka.
- Znasz się na magii i runach? - spytała. Wiedziała, że jeżeli poprosi go o pomoc będzie musiała mu wytłumaczyć co się z nią stało, lecz wolała już o tym opowiadać, niż dalej tkwić w tym ohydnym ciele hybrydy.
Awatar użytkownika
Derogan
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Derogan »

Derogan poczuł rozbawienie oraz usłyszał śmiech Hagryvda. Musiał się powstrzymać, aby samemu się nie roześmiać, w tak silny sposób działały na niego emocje anielskiej duszy. Na szczęście zdołał nie okazać po sobie najmniejszych oznak wesołości. Ostatnio przydarzało mu się to zdecydowanie zbyt często. Najwyższy czas wziąć się za siebie i nie pozwolić, aby anioł dyktował mu jego zachowanie.
~Myliłem się, mlekożłopie, jak bardzo się myliłem!
~Hm?
~To zdecydowanie można nazwać kobietą. Ta wzniosłość... Daj mi chwilę, zaraz zdołam się opanować.
~Aż tak cię to bawi? Mnie nieszczególnie.
~Ty to masz kaprawe szczęście do kobiet!
~Czemu?
~Najpierw pół wąż, teraz pół gryf. Co będzie następne? Pół pająk?
~Cholera, rzeczywiście. Eugonę natychmiast zastąpiło to... ta kobieta. Zadziwiające.
~Los robi sobie z ciebie takie żarty! Nie wytrzymam, zaraz pęknę ze śmiechu.
~Nie masz ciała.
~Nieistotny szczegół.

        Młodzieniec postukał palcami o rękojeść, zastanawiając się. Powinien chować miecz? Nie był pewien. Z jednej strony jego zmysł magiczny się uspokoił, z drugiej jednak zaklęcie można było rzucić o wiele szybciej niż wyciągnąć ostrze i zamachnąć się. No i ona miała jeszcze pazury. I skrzydła. Dodatkowo Derogan poczuł, że jest zdecydowanie nazbyt zmęczony, aby móc puścić rękojeść. Póki ją trzymał, płynąca przez nią energia pozwalała mu funkcjonować jak po kilkugodzinnym śnie, ale wątpił, aby bez niej był w stanie przejrzyście myśleć.
- Nie służy tylko do kłucia – mruknął dostatecznie głośno, aby ta... kobieta była w stanie go usłyszeć. Nie chciał zbywać jej słów milczeniem, zawsze lepiej powiedzieć cokolwiek, niż sprawić wrażenie, jakby się zupełnie ignorowało rozmówcę. Nawet jeśli ów postępował całkowicie przeciwnie.
        Derogan spojrzał w stronę wskazaną przez kobietę. Czy szukał ludzi? Cóż, póki co przede wszystkim szukał jakichś informacji na temat miejsca, w którym się znajdował. Owszem, mógł ich w sumie o to zapytać, ale przecież tuż przed nim znajdowała się rozumna istota. Powinna przecież móc mu powiedzieć, gdzie tak właściwie są. Derogan nie widział sensu w traceniu czasu i sił.
~Deroganie!
~Co takiego?
~Spójrz na księżyc!
~I?
~Pamiętasz, jaki był w Karnsteinie?
~Był... inny.
~Właśnie!
~Ale przecież... nie byliśmy w Samotni aż tak długo!
~Nie wiemy nic o tamtym miejscu. Czas może tam płynąć zupełnie inaczej!
~Chcesz powiedzieć, że minęło pół miesiąca, odkąd tam wyruszyliśmy?!
~Cholera, może nawet więcej! Spytaj o to kobietę!

- Wybacz mi, ale którego dzisiaj? - zapytał. Już nie chciał się dowiedzieć, gdzie jest, wszystko wskazywało na to, że wciąż są w Alaranii. A jeżeli odpowiedź kobiety Derogan będzie w stanie zrozumieć, upewni go w tym przekonaniu. A wtedy będzie mógł stwierdzić, że wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Póki co zbytnio się z tym wahał.
        Derogan zmarszczył brwi, gdy padło pytanie o magię. Bardziej jednak martwiło go o dotyczące run. Zerknął na ostrze swojej broni, przyglądając się skomplikowanemu pismu runicznemu. Kobieta znała się na magii, inne osoby nie pytałyby o to. A to już było powodem do niepokojów. Młodzieniec nieco obawiał się magów, Hagryvd już dawno uświadomił mu, że miecz byłby bezcenny dla każdej ambitnej osoby zajmującej się magią.
- Trochę – powiedział, myśląc o magii. Słowo to zaskakująco idealnie oddawało poziom jego zdolności.
Awatar użytkownika
Venetia
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir, wcześniej człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Venetia »

Rozbawiły ją miny rozmówców. Człowiek starający się ukryć widoczne rozbawienie widokiem niezwykłej hybrydy oraz ona, kierująca na niego groźne spojrzenie. Gdyby umiała uśmiercać wzrokiem... Venetia zaśmiała się sama do siebie. Jednak w postaci kruka nie było to łatwe. Śmiech brzmiał raczej, jak właściwe tym stworzeniom skrzeczenie. Przekrzywiła małą, ptasią główkę na bok, starając się zrozumieć jak najwięcej z ich rozmowy. Szum wiatru skutecznie to utrudniał. Początkowo wychwytywała tylko pojedyncze zwroty. Coś o magii i runach... Niedobrze. Venetia nie bardzo znała się na magii, a obecność czarodziejów ją onieśmielała.
W gruncie rzeczy, mogłaby się udać we wskazanym przez pół gryfa kierunku. Nie wiedziała, jednak jak daleko znajdują się jakieś ludzkie siedziby, a każdy postój w drodze zmniejsza odległość między nią a pościgiem. Chyba że, jakimś cudownym przebłyskiem szczęścia, "szkarłatne peleryny" zaniechały już prób poszukiwań. Szczerze w to wątpiła.
Nie pozostawało jej, w takim razie, nic innego, jak przyłączenie się do człowieka i pół gryfa. O ile również planują dotrzeć do jakiejś cywilizacji. Dzięki swojej złodziejskiej karierze - jeszcze przed przemianą w wampira - nauczyła się, że przy uciekaniu przydaje się wszelka pomoc. A owe istoty sprawiają wrażenie całkiem rozsądnych.
Chciała jeszcze przez chwilę posłuchać ich rozmowy - nie była jeszcze pewna jakie mają zamiary - jednak wiatr hulał jak dzikie zwierzę, które przez wiele miesięcy przetrzymywane było w klatce, a teraz, kiedy je wypuszczono dawało pokaz swojej siły. Z sykiem porywał kolejne liście z drzewa, na którym siedziała Venetia, trzęsąc przy tym niemiłosiernie gałęzią.

Sfrunęła na ziemię. Przybrała swoją normalną postać. Przeczesała ręką jasne włosy, targane przez wiatr i szybkim krokiem, w którym widoczna była jej ogromna pewność siebie, zbliżyła się do istot. Nie bardzo wiedziała, jak rozpocząć rozmowę. Zawieranie znajomości szło jej niezwykle opornie.
- Witam - zaczęła, skinęła głową.
Nie mogła na razie wymyślić niczego ambitniejszego. Wykrzywiła usta w uśmiechu, ukazującym jej dłuższe niż u przeciętych ludzi kły.
Awatar użytkownika
Nilsa
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Niegdyś czarodziejka, jednak wyp
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nilsa »

Po tym, gdy udzieliła mu już porady, w którą stronę powinien się udać, odwróciła się od niego, by zacząć poważnie zastanawiać się nad przeciwzaklęciem. Jednak po chwili zorientowała się, że wojownik ani trochę nie ruszył się z miejsca. Było to może trochę niedorzeczne, ale ta świadomość skutecznie przeszkadzała jej w myśleniu. Odwróciła się z powrotem w jego stronę, w samą porę by zobaczyć jak zadaje jej pytanie o dzień.
- Czy ja wyglądam na kalendarz? Cholera, sama chciałabym wiedzieć jaki dziś dzień. Dopiero co wróciłam z małej wycieczki do otchłani i nie mam zielonego pojęcia. Chyba po gwiazdach można sprawdzić, ale z tym to na pewno nie do mnie.
Opuściła wzrok na ziemię i przymusiła się do rozpoczęcia przygotowań do desperackiej próby odwrócenia stanu rzeczy. Był jej potrzebny idealnie sformułowany ciąg skomplikowanych i zaawansowanych runów, żeby chociaż mogła zacząć zastanawiać się nad inkantacją. Najgorsze było to, że jej wiedza nie sięgała aż tak daleko, co oznaczało, że na pewno nie przygotuje rytuału w odpowiedni sposób. Spojrzała na wojownika, jeszcze raz zastanawiając się, na ile przydatny może się okazać.
- Trochę powiadasz? - spytała, a w jej głosie dało się wciąż wychwycić tę nutkę jadu, z którą już wcześniej dość niesłusznie odnosiła się do chłopaka. Zmierzyła go wzrokiem, szczególnie skupiając się na twarzy, lecz wojownik nie wyglądał jakby kłamał. Zaklęła cicho, lecz nie była pewna czy to usłyszał. - To trudno... A tak właściwie to... - zaczęła. - Podejdź no tu. Może się nadasz... - Po tych słowach wskazała łapą na jeden z gotowych runów. Był to w miarę podstawowy znak, który dało się rozłożyć na mniejsze i bardziej skomplikowane, a znaczył mniej więcej tyle co natura. - Wiesz co to za znak? Jak nie, to nie mamy nawet o czym rozmawiać. Chyba że znasz kogoś, kto specjalizuje się w runach i w miarę dobrze zna się na demonach i magii przestrzeni. - spojrzała na niego, lekko powątpiewającym wzrokiem. Ech, czego ona się po nim spodziewała? Przeciętny rycerzyk, który prawie w ogóle nie interesuje się magią. Czego ona w ogóle od niego oczekiwała? Westchnęła cicho i odwróciła się doń bokiem.

Wtem spostrzegła jeszcze jedną postać, która pewnym krokiem zbliżała się w ich stronę. Na sobie miała długą, czarną pelerynę i dość bogaty strój. Miała krótkie, rozwichrzone, białe włosy, czerwone usta oraz białe, podkrążone oczy. Miała ze sobą jakąś maskę, a za pasem długą, ostrą szpadę.
- Chyba tylko ja nie mam w tym towarzystwie żadnego ostrego szpikulca... - mruknęła cicho, zanim jeszcze kobieta się do nich zbliżyła.
Nilsa oceniała jej magiczne zdolności na dość niski poziom. Widać nie trenowała wiele, albo nie miała dobrego nauczyciela. Może jedno i drugie. Tak czy siak, osoba pod tym względem nie stanowiła poważnego zagrożenia.
- Witaj. - powiedziała po prostu, zastanawiając się nad intencjami kobiety. Nie umknęły jej uwadze dwa duże kły, które dość dobrze było widać gdy tylko otworzyła usta. Była wampirzycą. Ciekawe tylko, co taki wampir robi na pustkowiu takim jak to... Postanowiła jednak tego nie komentować, oraz zaczekać chwilę na rozwój wydarzeń...
Awatar użytkownika
Derogan
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Derogan »

Derogan uniósł brwi. Nie spodziewał się tak ostrej odpowiedzi. Teraz zrozumiał, co wcześniej miał na myśli Hagryvd. Chociaż nie, „zrozumieć” to złe słowo. Raczej sam zauważył, że rzeczywiście tak jest. Zaskoczyło go, że nie tylko on przed chwilą wrócił z miejsca, w którym przebywanie sprawiało wątpliwą przyjemność.
- A ja wracam z miejsca gorszego niż Otchłań – odparł, w sumie też nieco zbyt ostro. Chyba udzielał mu się nastrój tej... kobiety. - Z łaski swojej okaż jakieś chęci do współpracy, to może obydwoje na tym skorzystamy.
        Denerwowało go nieco, że traktuje go z taką ignorancją. W końcu nie usłuchał jej polecenia i ciągle stał z wyciągniętą bronią, w każdej chwili mógł zaatakować. Już to samo w sobie powinno zwrócić na niego uwagę kobiety.
~Ciekawe...
~Co jest takie ciekawe?
~Ty.
~To ma być komplement.
~Nie, fakt. Przez to, że ściga cię tak wpływowa organizacja przywykłeś do tego, że wszystko kręci się wokół ciebie. Teraz, gdy jedyna osoba w pobliżu cię ignoruje, czujesz potrzebę, aby znaleźć się w centrum jej uwagi. Lubisz w nim być, Deroganie.
~Wcale nie... chociaż...
~Zastanowiło cię to, przynajmniej tyle dobrego.

        Odezwała się do niego ponownie i wciąż się nie poprawiała. Derogan westchnął. Nieco zdziwiony spełnił jej polecenie i zbliżył się, wciąż z obnażonym mieczem. Ciągle wydzielał z siebie jasne światło, dzięki czemu młodzieniec mógł dokładnie przyjrzeć się znakom stworzonym przez kobietę. Choć dla niego było to zbiorem jakichś bazgrołów.
~Wiesz może, co to znaczy.
~Oczywiście.
~Trudno... czekaj, co?
~Znaj wroga swego. Kiedy jeszcze żyłem i polowałem na heretyków, nieraz natrafiałem na runy. Wiele nauczyłem się w końcu na pamięć i nieraz się przydały.
~To miła odmiana. W końcu się na coś przydasz.

- Wiem – mruknął, ale gdy powiedziała o kimś, kto znałby się na magii przestrzeni i demonów, nagle przypomniał sobie o pewnej osobie. - Ależ znam! - Szybko przypomniał sobie jednak jeszcze jedną rzecz. - Ech, ale on... ona najpewniej jest teraz trawiona w żołądku smoka. Albo kupką popiołu... albo krwawą miazgą... - Akurat jej Deroganowi było żal. Podobnie jak eugony. Smokokobieta i stary zgreda mogli iść do piekła, ale tamta dwójka... nie zasłużyła na coś takiego.
        Usłyszał kroki. Obejrzał się i dostrzegł kolejną osobę, która pojawiła się jakby znikąd. Szybko się jej przyjrzał, po czym westchnął. Wyglądała na kogoś, komu towarzyszą kłopoty. A od tych młodzieniec chętnie by odpoczął. Dostatecznie dużo rozwiązał w przeciągu ostatnich kilku godzin.
- Masz za to pazury – odmruknął do kobiety, po czasie zdał sobie sprawę, że to mógł być nie najlepszy pomysł. Z tego, co Derogan zdołał zaobserwować, mogłaby zdenerwować się na tyle, że zechciałaby ich użyć. Ale cóż, słowo się rzekło, teraz już nic nie mógł na to poradzić. Kiedy druga kobieta zbliżyła się i uśmiechnęła, młodzieniec dostrzegł jej długie kły. ”Kolejny wampir? Nie, tylko nie to... „
~Ściąć jej głowę?
~A ty wciąż swoje?
~Powiedz mi, jak ty to robisz, że ciągle na swojej drodze spotykasz nieumarłych?
~Pewnie ty ich przyciągasz. Przecież też nie żyjesz.

- Znowu się zaczyna, prawda? - spytał, spoglądając na wampirzycę. - Ostrzegam, tym razem żadna siła nie zaciągnie mnie do portalu.
Awatar użytkownika
Venetia
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir, wcześniej człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Venetia »

Wyglądali na rozsądnych, to prawda. Sprawiali nawet wrażenie osób, które w razie czego mogłyby udzielić jej pomocy albo chociażby drobnej przysługi... Niczego więcej nie oczekiwała. Onieśmieliły ją z lekka ich pełne powątpienia spojrzenia. Kobieta potraktowała ją jak, coś niewartego poświęcenia większej uwagi, a mężczyzna zadał to dziwne pytanie. Portal. Rzecz jasna, chodziło mu o otchłań. Czy ona naprawdę wygląda, jak coś nieumarłego, co przed chwilą wypełzło z otchłani? Zabawne. Zawsze myślała o sobie tak, jak przed przemianą. Jakby w ogóle nic się nie stało... Zorientowała się, że nadal nic nie powiedziała. Stała tak, trochę onieśmielona i wpatrywała się w runy... tak, tak to nazwali... nabazgrane na ziemi. Ciekawe, do czego im runy. Znaki, pomimo panującej wokół ciemności, były bardzo dobrze widoczne dzięki jasnemu blaskowi bijącemu z broni mężczyzny. Fakt, że byli uzbrojeni był również niezbyt pocieszający. On miał ten dziwny miecz, a ona pazury. I skrzydła. Venetia dyskretnie przysłoniła szablę peleryną. Nie chciała być postrzegana jako zagrożenie.
- Nie planuję nikogo zabierać do portalu, wręcz przeciwnie - zaczęła, kierując wzrok na mężczyznę.
Ponownie uderzyło ją jego podobieństwo do Benneta. Te zielone oczy...
- Właściwie... chciałam poprosić o pomoc - wypowiedzenie tych słów przyszło jej z niemałą trudnością. Obecnie bardzo rzadko, prawie w ogóle, zdarzało się jej tracić panowanie nad sytuacją albo zostać dościgniętą przez niezamknięte sprawy sprzed przemiany. Uważała, że proszenie o pomoc jest znacznie poniżej jej poziomu. Niemniej, wolała to niż spotkanie ze "szkarłatnymi pelerynami" wysłanymi przez Gallerona. - Chodzi o to, że nie mam pojęcia jak się tu znalazłam, na ogonie mam pościg i potrzebuję jakiegoś bezpiecznego miejsca. Kryjówki. Oraz pewnego rodzaju pomocy w dotarciu tam. Wiem, że to brzmi dość niedorzecznie... W każdym razie - ta jedna, drobna przysługa, a potem znikam z waszych żyć. Oczywiście, odwdzięczę się...
Spojrzenia się nie zmieniły. Pochmurne, sceptyczne i wciąż pełne powątpienia. Planowała już odejść - czy też odlecieć jako kruk - kiedy usłyszała ciężkie kroki. Odwróciła się. Daleko na horyzoncie dostrzegła pięciu... sześciu mężczyzn w pelerynach koloru szkarłatnego. Zadrżała. Przeklęła pod nosem. Odwróciła się ponownie do człowieka i pół gryfa.
- Nie zamierzałam nikogo w to wciągać - wyszeptała szybko - Nie walczcie z nimi. Mają maki, dające niewidzialność. Wybaczcie - dodała po chwili, robiąc dwa kroki do tyłu.
Awatar użytkownika
Nilsa
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Niegdyś czarodziejka, jednak wyp
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nilsa »

- No dobrze, w porządku. - odparła protekcjonalnym tonem. - W takim razie objaśnij mi proszę, obustronne korzyści z takiej współpracy. A raczej, czego ode mnie oczekujesz? - spytała, starając się zachowywać się w miarę spokojnie. Doszła do wniosku, że jedynym słusznym sposobem by cokolwiek z takiej współpracy wynikło, musi trochę stonować, gdyż w innym wypadku rycerz tylko by jej przeszkadzał. Może i był drugą najbardziej irytującą osobą jaką poznała, lecz możliwe było, że naprawdę do czegoś mógłby się przydać.
W tym przekonaniu tylko utwierdziła ją jego odpowiedź na pytanie o run. Mógł wiedzieć co nieco. Miała nadzieję, że nawet trochę więcej, bo w tym momencie potrzebowała wręcz mistrza w tej dziedzinie. Jak się nawet okazało, nie brakowało mu chyba ciekawych znajomości, bo i na drugie pytanie odpowiedział twierdząco. Jednak po chwili dopowiedział, że ta osoba najpewniej jest martwa, co albo było pospieszną wymówką, albo w miarę pewnym stwierdzeniem. Nilsa mruknęła niezadowolona, ale nic więcej nie dopowiedziała, podobnie postąpiła również z jego komentarzem, który po prostu zignorowała. Tylko gdyby ktoś uważnie się jej przyglądał, dostrzegłby gwałtowne machnięcie ogonem, sygnalizujące wysokie zirytowanie jego właścicielki.

Tymczasem wampirzyca podchodząc do nich, niczym nie kryjąc swych prawdziwych intencji, poprosiła ich o pomoc. Chciała znaleźć bezpieczną kryjówkę, gdzieś w okolicy. Normalnie najpewniej wskazałaby jej kierunek, a nawet objaśniła drogę, ale dziś nie był normalny dzień.
- Nie znam tych okolic. - oświadczyła prosto, nie widząc sensu we wdawaniu się w dalsze dyskusje, a już tym bardziej w kłótnie. I na tym by się tak naprawdę skończyło, gdyby nie jeden istotny szczegół. Mianowicie nagle stało się wiadomym dlaczego wampirzyca szuka pomocy. Najwidoczniej była poszukiwana przez szóstkę mężczyzn, którzy powoli zbliżali się w ich stronę.
- Powiedzcie proszę, że to są cholerne żarty... - mruknęła. Nie wiedziała, czy rozsądnie byłoby jej pomagać, ale... mówiła przecież że się odwdzięczy. Może jednak było to tego warte... - Schowaj się gdzieś, może cię jeszcze nie zobaczyli. - zwróciła się do niej, a następnie skierowała wzrok na rycerza. - Schowaj ten miecz, może nie będzie trzeba się bić.
Miała spore wątpliwości, co do swego stanowiska w nadchodzącym spotkaniu. Zamierzała spróbować uniknąć starcia, a jednocześnie naprowadzić grupę na fałszywy trop. Jednakże... jej obecna forma mogła jej poważnie zaszkodzić, ponieważ jako taki stwór mogła niewiele mieć do powiedzenia. Posiadała nawet sporą dozę charyzmy, jednak zignorowanie jej słów mogło przecież być dla tych ludzi dziecinnie proste. Pozostawało tak naprawdę mieć nadzieję, że rycerz zachowa się w porządku wobec tamtej kobiety i nie zdradzi jej obecności.
Awatar użytkownika
Derogan
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Derogan »

Wampirzyca w pierwszej kolejności odparła, że nie zabierze go do portalu. Niby właśnie coś takiego spodziewał się usłyszeć, jednakże tak czy owak zabrzmiało to dla niego dziwnie. ”Powiedziała <<portalu>> zamiast <<jakiegoś portalu>>. Czyżby myślała o jakimś konkretnym? Gdzieś tutaj jest portal? Byłby to świetny sposób na ucieczkę. Bo póki co wszystko układa się dokładnie tak, co ostatnio. Zaraz, co było dalej...?”
~Ludzie, którzy chcieli cię zabić.
~Ano tak, już pamiętam. Potem podpaliłem stary dom i to mnie uratowało. Wiesz może, o co jej chodzi, kiedy mówi „wprost przeciwnie”?
~Hm, pomyślmy. Oskarżyłeś ją o zaciągnięcie do portalu, ona odparła, że chce zrobić coś przeciwnego. Czyli najpewniej nie zaciągnąć cię do portalu.
~Gdzieś już coś takiego słyszałem...
~Niemożliwe. Wymyśliłem przed chwilą.

        Poprosiła ich o pomoc... Derogan nie pamiętał już, kiedy ostatni raz ktoś coś takiego zrobił. Chyba ostatnimi czasy zadawał się ze zdecydowanie zbyt dumnymi ludźmi, którzy kłócili się zamiast współpracować nawet w obliczu nieuchronnej zagłady. Kiedy jednak wampirzyca zdradziła, jak miałaby wyglądać ta pomoc, młodzieniec nieco się nachmurzył. Miał nadzieję, że będzie w stanie spełnić tę prośbę, jednakże wyglądało na to, że cała ich trójka nie miała pojęcia, gdzie się tak właściwie znajduje. ”Pięknie. Ciągnie swój do swego.”
- Mnie tu wyrzuciła niewidzialna ręka przeznaczenia, zresztą razem z dwoma idiotami, więc także nie mogę pomóc. Przynajmniej w pierwszej części. Chętnie bym pomógł ci się tam dostać, byłoby to lepsze niż stanie w miejscu jak teraz, ale wiedzą się nie przysłużę, nie mam najmniejszego pojęcia, gdzie jesteśmy. Ani kiedy.
        Wyglądało na to, że kolejny punkt z listy można było odhaczyć. Może i nie był to tak wielki tłum, co ostatnio, jednakże wyglądali na takich, którzy z największą chęcią pozbyliby się Nosiciela Dusz z tego świata. Ale gdy wampirzyca powiedziała o ich maskach...
- Pokonywałem gorsze rzeczy niż jakichś tam niewidzialnych drani – mruknął Derogan z lekkim uśmiechem. Choć czy rzeczywiście miał zamiar z nimi walczyć? Mieli przewagę liczebną, no i jeszcze tę niewidzialność. Poza tym nawet nie znał ich motywacji. Z wampirzycą łączyło go tylko to, że nie wiedział, gdzie tak właściwie się znajduje. Tworzyło to pomiędzy nimi jednak dosyć dziwną więź i Derogan prędzej zaufałby wampirzycy niż osobom, aż nazbyt przypominających mu czarne płaszcze.
        A ta... kobieta znowu chciała, aby schował miecz. Zdenerwowało go to nieco. Wampirzyca była pewna, że za chwilę rozpęta się tu piekło. Co takiego ich dwójka wiedziała, aby móc się sprzeciwiać tej pewności? On sam nie mógł swej broni mieć cały czas wyciągniętej, w przeciwieństwie do czarodziejki.
- Znasz coś takiego jak łagodna perswazja? - spytał kobietę, chwytając mocniej rękojeść. Co prawda ciężko zastraszać przy takiej przewadze liczebnej, ale... cóż, przynajmniej pokazywał, że w przypadku ataku jest gotów zabić co najmniej dwóch. To powinno raczej utemperować ich zamiary. Skoro aż w sześciu rzucali się w pogoń za jedną osobą, to pewnie spodziewali się, że otoczą ją i zatłuką jak psa przy zerowych stratach. Chociaż te maski mogłyby dodać im trochę werwy...
~Nic się nie martw, jeśli nagle znikną, ja przejmę sterowanie nad tą łódką.
~Co?
~Uczyli mnie do takich walk. Chociaż nie, uczyli mnie walki po ciemku. Tutaj to trochę niesprawiedliwe, bo oni mogą zobaczyć twoje ciało, ale cóż... sądzę, że raczej dam sobie z nimi radę.
~Mi na to nie pozwolisz?
~Jasne, że nie. Żyję dziesięciokroć dłużej, a mieczem to walczę z pięćdziesiąt razy dłużej.
~Coś w tym jest.
Awatar użytkownika
Venetia
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir, wcześniej człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Venetia »

Ani mężczyzna ani pół gryf nie wiedzieli, gdzie się znajdują. Z resztą, czego ona oczekiwała? Bynajmniej, nie spodziewała się, że problem sam się rozwiąże, a wrogowie znikną. Wiedziała, że szukają jej nieustannie od dnia, w którym ukradła maskę. Że nigdy nie przestaną. Oraz że prędzej czy później ją znajdą. Liczyła jednak na to, że jej zdolności oraz niemałe szczęście, które pojawiło się z nikąd w czasie jej podróży i sprzyjało jej w najróżniejszych sytuacjach, przechylą szalę w stronę „później”. Powoli zaczynała nawet wierzyć, że nie stanie się to w ogóle. Może po drodze o niej zapomnieli… albo kto wie. Zastanawiało ją również, jakim cudem Galleron przetrwał pożar i czemu, do licha, przywiązuje tak ogromną wagę do tej parszywej maski. Sam ma ich jedenaście. Plus dodatkowo tę specjalną, która sprowadziła smoka. Może potrzebuje wszystkich trzynastu, by...

Venetia spojrzała przez ramię za siebie. Szkarłatne peleryny – jak zwykła ich nazywać - wciąż były jeszcze dość daleko. Przemieszczali się jednak szybkim marszem. Jeśli utrzymają tempo, będą tu lada chwila. Miała jeszcze nadzieję, że jej nie zauważyli. To by dużo ułatwiło. Rozejrzała się. Byli na kompletnym pustkowiu. Nie widziała żadnego miejsca, w którym mogłaby się schować. Gorączkowo rozważała wszystkie opcje. Mogłaby założyć własną maskę. Szybko wykluczyła ten pomysł. Gdyby tak nagle znikła za sprawą maski - zupełnie tak, jak prawdopodobnie zrobią to peleryny – pół gryf i ten mężczyzna z pewnością uznaliby ją za jedną z nich. A wtedy nici z pomocy. Tak, maskę, a chociażby jej właściwości, trzeba ukrywać. Spuściła wzrok, zatrzymując go na runie, nabazgranym przez kobietę. Myśli tłukły się w jej głowie. Peleryny zbliżały się. Z tej odległości na pewno ją już widzą, możliwe jednak, że wciąż jej nie rozpoznali. Mężczyzna zacisnął dłoń na rękojeści miecza. Venetia prawie niezauważalnie pokręciła przecząco głową. Nie ważne jak bardzo jest uzdolniony, w walce z sześcioma niewidzialnymi przeciwnikami jest skazany na porażkę.

Zegar tyka. Upływają cenne sekundy. Venetia otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale nie mogła z siebie wydobyć ani słowa. Spojrzała tylko na pół gryfa i mężczyznę. Bała się, że jeśli przyjdzie co do czego, będzie miała na sumieniu kolejne osoby. Przybrała postać kruka. Leciała tak blisko ziemi jak tylko było to możliwe. Odwróciła swoją ptasią główkę za siebie. Słudzy Gallerona stali już przed tą sympatyczną dwójką. Zadawali pytania.
Awatar użytkownika
Nilsa
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Niegdyś czarodziejka, jednak wyp
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nilsa »

- Jeżeli do tej pory nie załapałeś, to wcale nie musimy się z nimi bić. - po raz kolejny starała się wytłumaczyć mu swoje zdanie. - Jak im po prostu nakłamiemy, to sami sobie pójdą, a nas zostawią w spokoju.
Tylko westchnęła, gdy rycerz mocniej zacisnął palce na rękojeści. Takiemu, to choćby wbijać do głowy młotkiem, to i tak nie zrozumie. Albo był głupcem, albo szukał przedwczesnej śmierci. Ale jeżeli był to ten drugi powód, to nie rozumiała, czemu do tej pory nie przebił się własnym mieczem. Mógłby choć raz na jakiś czas pomyśleć.
- Ach tak, łagodna perswazja? - mruknęła, mając ochotę walnąć go w łeb, byle mocno. - Ja będę mówić. A ty masz stać i czekać, chyba że oni zaatakują. Ale jak ich sprowokujesz, to nie licz nawet na moją pomoc, gdy będą cię kroić na kawałki.

Wpatrzyła się w nadchodzące postacie w szkarłatnych płaszczach. Wszyscy byli średniego wzrostu i dobrze zbudowani. Peleryny okrywały posiadane przez nich lekko zużyte pancerze płytowe. Wszyscy mieli przy sobie broń podobną do tej, którą miała wampirzyca. Każdy z nich miał również maskę, która rzekomo dawała niewidzialność. Skupiła się przez chwilę, przymykając oczy. Niestety, to co poczuła nie napawało optymizmem. Każda z masek rzeczywiście bardzo mocno emanowała energią. Ludzie na szczęście byli zdecydowanie niemagiczni, czego nie można niestety było powiedzieć o niektórych przedmiotach, które mieli ze sobą. Na przykład szczególnie dobrze czuła moc emanującą z pierścienia jednego z nich, możliwe, że przywódcy. Pozostali też mieli magiczne przedmioty, lecz o znacznie mniejszej sile.
Spojrzała za siebie, lecz wampirzycy już tam nie było. Przynajmniej znalazła sobie kryjówkę na tyle dobrą, że nie da żadnemu z potencjalnych przeciwników powodu do ataku. Przecież to jej szukali, a nie rycerza oraz dziwadła. Wystarczyło tylko przekonać ich, że nic na jej temat nie wiedzą i problem się rozwiąże.

- Kim jesteście i co robicie na tej ziemi? - spytał ochrypłym głosem najbardziej wysunięty naprzód. Wyglądał jakby nie miał dziś najlepszego humoru.
- Moglibyśmy was spytać o to samo. - oświadczyła dumnie. Ważne było, by nie myśleli o nich jak o kimś gorszym. Nie mogła okazać uległości, bo doszłoby najpewniej do przesłuchania.
- Żarty zostaw sobie na później, stworze. Pytałem jego. - oświadczył, kiwając głową w stronę rycerza.
"Tylko nie to..." - pomyślała. Wystarczyło jedno spojrzenie na chłopaka, by zobaczyć, że gotów jest w każdej chwili zacząć machać mieczykiem na prawo i lewo. Małe szanse by udało mu się powiedzieć coś, co nie wpakuje ich w kłopoty. Ona była w kropce - cokolwiek by nie powiedziała, zostałoby to zwyczajnie zignorowane. Mężczyzna wyraźnie nie uznawał jej za istotę inteligentną. Jeżeli dojdzie do konfrontacji, na co najwyraźniej się zanosiło, udowodni mu jak bardzo się myli...
- Gdzie jest tamta dziewczyna, która była z wami, co? - warknął mężczyzna.
- Jaka dziewczyna? - spytała, starając się wyglądać na zaskoczoną.
- Jego pytałem, stworze. - powiedział, na co ona zacisnęła wargi i machnęła nerwowo ogonem. Spojrzała na rycerza, bo to od niego teraz wszystko zależało.
Awatar użytkownika
Derogan
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Derogan »

~Są coraaz bliiiiżeeeej.
~Widzę przecież. Patrzysz w końcu moimi oczami.
~Tak tylko przypominam. Napięcie rośnie jak w jakiejś niezłej nowelce, aż jestem ciekaw, jak to się wszystko skończy.
~Mam nadzieję, że jak najszybciej. Ostatni raz miałem chwilę spokoju przy tamtej bramie, nie mam nawet pojęcia, jak dawno temu. I dlaczego wszyscy sądzą, że jeżeli mam wyciągniętą broń, troszcząc się o swoją poszukiwaną głowę, to od razu chcę się bić ze wszystkim, co się rusza?
~To pewnie coś z twojej twarzy im to podpowiada.
~Ech, ta kobieta coraz bardziej mnie irytuje. Zdecydowanie muszę się przespać. A mówię to, trzymając w rękach źródło energii.
~Tak, to już zaszło za daleko.

        Po wampirzycy widać było, jak zaczyna panikować. Druga kobieta zaczęła nim dyrygować, widocznie też była zdenerwowana. Derogan zauważył, że on sam zachowuje nadzwyczajny spokój w obliczu zagrożenia. A nie udałoby mu się to, gdyby nie miał porównania do swoich towarzyszek, o ile mógł je tak nazwać. Najwidoczniej ostatnie wydarzenia były na tyle dramatyczne i niebezpieczne, że spotkanie z jakimiś tam niewidzialnymi wojownikami wydawało mu się być miłą odmianą. A może obojętniał przez to, że był wykończony?
        Wampirzyca zamieniła się w jakiegoś ptaka, chyba kruka i śmignęła w ciemność. W sumie bardzo dobrze. Niedługo potem zaś zbliżyli się mężczyźni. Przy okazji młodzieniec zauważył, że ostrze jego miecza bardzo powoli staje się coraz jaśniejsze, jakby wlewało w Derogana coraz więcej energii. Ten nie zdziwiłby się, gdyby rzeczywiście tak było. Zachowywał jasne myślenie najpewniej tylko i wyłącznie przez to ostrze, ale temu najwidoczniej coraz trudniej było utrzymać go w takim stanie. Zmiana była tak powolna, że niezauważalna gołym okiem, ale blask stopniowo zaczynał być rażący. W sumie to lepiej chyba być nie mogło. Gdyby nawet doszło do walki, cienie przeciwników powinny być doskonale widoczne. O ile ta ich niewidzialność ich także nie usuwała, ale Deroganowi wydawało się, że nie powinna.
        Jeden z mężczyzn w pelerynach wyszedł przez szereg i zadał im pytanie. Młodzieniec, zgodnie z nakazem milczał. Kobieta jednak powiedziała coś, przez co Derogan powstrzymał się od jęknięcia. Niby nie chciała walki, a pyszniła się zupełnie, jakby to ona dyktowała warunki. Młodzieniec dostatecznie brał udział w dworskiej grze aby wiedzieć, kiedy należy mówić takim tonem. Zdecydowanie nie w takiej sytuacji. W dodatku mężczyzna nie chciał jej słuchać, co nieco rozbawiło Derogana. Znalazł się w centrum uwagi. I nie został natychmiast rozpoznany! Odetchnął w duchu. Oznaczało to, że od potyczki w Samotni nie minęło dostatecznie dużo czasu, aby rozesłano za nim listy gończe z jego aktualnym rysopisem.
- Ja jestem Haqern Feniks, syn Kargra Feniksa, który włada takim ładnym hrabstwem na równinie Maraut – przedstawił się Derogan. Bardzo się cieszył, że już o wiele wcześniej przygotował się na taką sytuację. A zrobił to bardzo wcześnie zważając, że swojego imienia nie może podać nikomu, nie ryzykując jego życiem. Gdyby miał wymyślać coś na poczekaniu, pewnie nie przyszłoby mu do głowy podawać się za swojego kuzyna, a było to nad wyraz wygodne. Zawsze mówiono, że są podobni, przynajmniej tak było siedem lat temu. W dodatku Haqern żył, był z nim spokrewniony od strony matki, więc uniknął pogromu całego rodu Derogana. - Staram się zorientować, gdzie tak właściwie się znajduję. Zostałem porwany przez pewnych ludzi, uciekłem przez portal, ale teraz nie mam pojęcia, gdzie jestem, to coś także nie wie. Może wy bylibyście w stanie udzielić mi odpowiedzi na to pytanie?
        Dwór szlachecki to miejsce, gdzie kłamie każdy i ma w tym zazwyczaj niezłą wprawę. A Derogan był przecież szlachcicem. Nigdy co prawda nie kłamał tak dobrze, jak jego brat Nagored, który to potrafił okłamać nawet wuja Yrna, uznawanego za mistrza dworskich intryg, ale w tym przypadku jego umiejętności powinny starczyć aż nadto.
- Tamta anarchistka? - mruknął młodzieniec. - Ach, pojawiła się znikąd, w dodatku nam groziła. Śmiercią, pogryzieniem, a potem znowu śmiercią. Gdy was spostrzegła zmieniła się w czarnego ptaka i odfrunęła w tę stronę. - Derogan wskazał rzecz jasna kierunek odmienny od tego, który wybrała wampirzyca. Miał nadzieję, że nie ma prawdziwego pecha i kobieta nie zakręciła tak, że wskazuje teraz dobre miejsce. Choć w sumie wtedy i tak nic by mu się nie stało. - Ale muszę wam podziękować za odstraszenie jej. Co by się mogło wydarzyć, gdybyście się nie pojawili, najpewniej w swych snach jedno Prasmok widzi.
~Nie najgorzej, mlekożłopie.
~Och, dziękuję.
~Ale wiesz, ja bym im wręcz pomógł. Nie cierpię nieumarłych.
~Tak, wiem.
~Cóż, przynajmniej poszło ci lepiej, niż gdyby zrobiła to ta... kobieta. Rety, nawet mi wyszłoby lepiej niż jej.
~Nie przesadzaj.
~Chyba masz jednak rację. Ja bym ich po prostu poćwiartował. Rzecz jasna gdybym nie mógł im pomóc.
Awatar użytkownika
Venetia
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir, wcześniej człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Venetia »

Skrzydła zaczynały powoli odmawiać jej posłuszeństwa, mimo to leciała wciąż przed siebie. Starała się frunąć mniej więcej w kierunku, który ta kobieta wskazała wcześniej, mówiąc, że tam znajdzie cywilizację. Uparcie trzymała kurs, ale silny w tych stronach wiatr targał nią na wszystkie strony jak piórkiem. Balansowała niewielkimi skrzydłami, które zaczynały już boleć z wyczerpania. Kręciła swoją czarną ptasią główką w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby posłużyć za schronienie. Miejsce, w którym się znalazła było zupełnym pustkowiem. Tak też z kryjówki nici. Mogła co najwyżej przysiąść w wysokiej trawie. Była już prawie pewna, że jej szczęście postanowiło zrobić sobie wolne, kiedy nagle jej wzrok padł na niewielką drewnianą chatkę. Wyglądała jak coś, opuszczonego już dawno temu. Jej serce zabiło trochę mocniej, uśmiechnęła się sama do siebie – co z kruczym dziobem nie było takie proste – i wleciała do środka przez otwarte okno. Przybrała swoją normalną postać. Usiadła na podłodze, opierając się o ścianę. Odetchnęła głęboko. Teraz wystarczy już tylko czekać.
Myśli tłukły się w jej głowie. Mogła przecież od razu uciec do tego miasta czy czegokolwiek, co zasłużyło na miano „cywilizacji”. Człowiek i pół gryf poradzą sobie z pelerynami w walce słowem, jeśli przyjdzie do ostrych, bardziej materialnych, przedmiotów – będzie gorzej. Ale… czy naprawdę zależało jej na ich losach? Oczywiście, będzie im wdzięczna, jeśli odstraszą peleryny, ale z pewnością nie uda jej się namówić ich na kolejną przysługę. A to znaczy, że ich rola w jej życiu się skończyła. Tak, najlepiej będzie ich zostawić. Nie będzie musiała im niczego tłumaczyć. Z tym, że przez to całe krążenie Venetia nie miała pojęcia, w którą stronę powinna lecieć. Ani też, z której przyleciała.
Zamknęła oczy. W mroku nie znajdzie drogi, najlepiej będzie wyruszyć o świcie.

Niedługo później, zanim jeszcze zdążyła popaść w głębszy sen, usłyszała w pobliżu jakieś głosy. Męskie, niskie głosy. Venetia wstrzymała oddech i spojrzała przez niewielkie okno. Peleryny całą piątką mijały chatkę w sporej odległości. Nie wyrazili nią zainteresowania. Odetchnęła z ulgą. Zaraz, zaraz… piątką? Gdzie, do cholery, jest szósty? Na odpowiedź nie musiała długo czekać. Podłoga zaskrzypiała złowrogo. Venetia przykucnęła w cieniu. Bezgłośnie wyjęła swoją szablę. Jeden szybki ruch i ostrze znalazło się tuż przy szyi mężczyzny, który właśnie wszedł do środka.
- Wiedziałem, że tutaj będziesz – mruknął zimnym, pozbawionym emocji głosem.
- Istotnie, masz powód do radości – warknęła ironicznie – Skąd Galleron wie, gdzie jestem?
- Galleron? Żartujesz chyba. Galleron zginął w pożarze blisko sto lat temu.
Odpowiedź zupełnie zbiła ją z tropu, mężczyzna kontynuował:
- Potrzebujemy wszystkich trzynastu masek, aby odpędzić smoka, który nieustannie napada na nasze wioski. Po prostu ją oddaj i rozejdziemy się w swoje strony.
- Wymyśliłeś to wszystko na poczekaniu, prawda?
- Każde słowo jest prawdziwe. Z resztą, nie tak łatwo cię znaleźć, nasze wioski są już pewnie w ruinie. Oddaj maskę, trzeba to wreszcie zakończyć.
- Wszyscy jesteście kłamcami. Przekaż Galleronowi, czy dla kogokolwiek pracujesz, że nie zdobędziecie maski tak łatwo.
To mówiąc wbiła swoje kły w jego szyję. Nie zdążył krzyknąć, osunął się bez przytomności na ziemię.
Jedną z nielicznych zasad, których Venetia się trzymała było to, że nie uśmiercała swoich ofiar. Wypijała tylko tyle krwi, ile mogła, by pozostawić je przy życiu. Tak było i tym razem. Nasunęła na twarz mężczyzny jego własną, dającą niewidzialność, maskę i w postaci kruka wyfrunęła przez okno.
Awatar użytkownika
Nilsa
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Niegdyś czarodziejka, jednak wyp
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nilsa »

Na szczęście, okazało się, iż nie jest aż tak źle jak się wcześniej wydawało. Rycerz jednak potrafił wysłowić się dużo lepiej niż się tego po nim spodziewała. Wpierw przedstawił się jako syn jakiegoś hrabiego, po czym w miarę przyzwoicie spytał o to, gdzie oni aktualnie się znajdują. Ale mylił się, stwierdzając, że nie wiadomo jej gdzie są. Była pewna, że gdyby tylko musiała trafić na przykład do Erkadonu, to bez większego trudu znalazłaby drogę. Tyle że, po którą cholerę miałaby tam leźć?
Patrzyła, jak dowódca peleryn spogląda na wojownika, próbując dojść do tego, czy to co mówi jest prawdą.
- Parę dni drogi z tąd masz Erkadon, konno można tam być w jakieś trzy dni. - odparł mężczyzna na pytanie o ich aktualne położenie. - Jak chcesz to za pięćset ruenów mogę sprzedać mapę tej okolicy.
Gdy tylko usłyszał, co rycerz powiedział o wampirzycy, zmarszczył brwi. Wydawałoby się, że w tej kwestii nie do końca im ufa. Może to również trochę z tego powodu, iż to co powiedziała, nie do końca wydawało się być zgodne z tym co przekazał rycerz. Na szczęście jednak nie dopowiedziała wtedy nic więcej, toteż nie dostarczyła żadnych następnych powodów do podejrzeń. Ostatecznie mężczyzna westchnął i już odwracał się by wydać rozkazy swoim ludziom. Widać było, że im uwierzył. Zresztą, chyba nie miał w tej kwestii dużego wyboru.
- Zaczekaj. - powiedziała Nilsa. Mężczyzna obrócił się i spojrzał na nią. Widziała, jaką niechęć do niej żywił. - Czy ty, albo jeden z twych ludzi, zna się na runach magicznych, lub rytuałach? Bardzo potrzebna mi teraz pomoc kogoś takiego.
- Nie. Jak chcesz kogoś, kto się zna, to niedaleko Erkadonu mieszkają czarodzieje. Może oni ci pomogą. - powiedział, choć widać było iż do zachowania pozornego spokoju się przymuszał. Gdy tylko to powiedział, odwrócił się ponownie do swoich żołnierzy.
- Ale ja o tym wiem! - warknęła sfrustrowana. Problem polegał na tym, że pomocy potrzebowała już, nie cierpiała żadnej chwili zwłoki. Na dodatek nie wiedziała, czy tamtejsi czarodzieje będą chcieli jej pomóc.
- To po cholerę głowę człowiekowi zawracasz? - odpowiedział, nawet się nie odwracając. Powiedział ściszonym głosem dwie komendy, po czym żołnierze, oraz ich dowódca podzielili się na dwie grupy, z których jedna pobiegła w stronę, którą wskazał rycerz, natomiast druga obrała kurs bardziej na lewo. Nie minęło dużo czasu, a już prawie nie było ich widać.
Nilsa nie zamierzała długo czekać. Rycerz nie wydawał się być ani trochę pozytywnie nastawiony względem niej, toteż zaczęła przypuszczać, że nie zamierza jej pomóc. Z jakiegoś powodu stwierdziła, że powrót do siedziby może nie być aż takim złym pomysłem. W końcu lepiej późno, niż wcale. Miała zamiar pójść tam, choćby i od razu, ale wpierw chciała się upewnić, że wojownik jej nie pomoże. Spojrzała w jego stronę, chcąc ocenić, czy warto choćby się o to pytać.
Zablokowany

Wróć do „Góry Dasso”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości