Góry DassoSerce Gór

Rozciągające się od Równin Andurii aż po Równinę Maurat góry z wierzchołkami pokrytymi wiecznym śniegiem, przeplatane zielonymi dolinami i niebezpiecznymi przełęczami, zamieszkałe przez dzikie zwierzęta i legendarne potwory. Góry otaczają i chronią przed niebezpieczeństwami Szepczący Las, dając mu w ten sposób spokój.
Awatar użytkownika
Camelia
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wędrowiec , Mag
Kontakt:

Post autor: Camelia »

        Camelia drgnęła, kiedy tylko obok niej przeszedł Jonatan z tą niszczycielską włócznią w ręku. Wyglądał już normalnie, przynajmniej tak się jej wydawało. Mimo wszystko postanowiła być ostrożna. Nigdy nie wiadomo, czy nie rzuci w nią włócznią.
Zmierzyła go wzrokiem, kiedy tylko obrócił się i nakazał jej cofnąć wstęgi z szyi pokusy. Chciała się upewnić, że on już w stu procentach nad sobą panuje. Wcześniej Jonatan wyglądał, jakby mógł rozszarpać pierwszą lepszą napotkaną osobę...
        Zmarszczyła brwi. Nie podobało jej się, że kazał jej puścić kobietę, w końcu to jej ofiara. Miała ją zabić. Ale w sumie, przydałoby się wypytać ją o kilka drobnych informacji.
- Wątpię, że cokolwiek powie po dobroci – skomentowała, po czym poluźniła uścisk. Jednakże wstęga płasko krążyła wokół szyi blondynki. - Jeśli spróbujesz jakiś sztuczek, utnę ci łeb – rzekła groźnie, wpatrując się prosto w oczy swojego celu.
Wówczas Jonatan przyłożył włócznię pokusie go gardła. Camelia cofnęła się o kilka kroków, żeby przypadkiem nie zostać ofiarą tej destrukcyjnej mocy.
- Wolno? Wybacz, ale ja nie mogę na to pozwolić – powiedziała głośno. - Dostałam zlecenie, ta kobieta mordowała niewinnych mężczyzn i małe dzieci w tak okrutny sposób, żeby powiększyć siły rasy piekielnych. Jeśli teraz dam jej odejść, może zginąć więcej osób – zatrzęsła się. Nie wiedziała, czy to przez jej słowa, czy przez przeszywający chłód nocy.
- Nie jestem takim mordercą, za jakiego mnie można posądzać – założyła ręce na piersi. - Nie zabiję nikogo bez wyraźnego powodu. A tutaj, tych powodów mam aż nadto – dodała cichym, ledwo słyszalnym tonem. Dobrze wiedziała, że te słowa przeczą jej wcześniejszemu zachowaniu, lecz to była prawda.
        Pokusa, widząc wyraźną okazję, spróbowała się wydostać. Chciała uderzyć mężczyznę obok, lecz Camelia szybko zareagowała i oplotła jej dłoń. W tym czasie drugie pasmo jej artefaktu pofrunęło ku ręce kobiety i szybkim, precyzyjnym ruchem, odcięło jej palec wskazujący. Blond-włosa krzyknęła głośno, ukazując swój ból. Aidan jedna trzymała jej skrzydła, nie pozwalając jej na ucieczkę.
- Ostrzegałam – powiedziała Camelia obojętnie. - Za każdą próbę ucieczki pozbawię cię palca, co ty na to? – uśmiech wkradł się na jej twarz.
        Po chwili jednak podeszła bliżej i przykucnęła obok pokusy. Przestraszona kobieta skuliła się, lecz wstęga, która była zaczepiona o jej dłoń, w mocnym uścisku skierowała jej rękę w stronę Camelii. Maie objęła ją, po czym bez zbędnych ceregieli uleczyła. Odcięty wcześniej palec z powrotem wrócił na swoje miejsce. Oczywiście, jeśli pokusa będzie dalej stawiać opór, Camelia nie zaprzestanie powtarzać tej czynności, choćby w nieskończoność. A ból będzie, z całą pewnością, potworny.
- A teraz gadaj. Kim jest Murdoch?
Pokusa milczała. Maie uniosła wstęgę, pokazując tym, że może zrobić kobiecie kolejną krzywdę. O dziwo, podziałało.
- To smok! - pisnęła pokusa. - Przemieniony, jest teraz demonem... jest silny... bardzo silny... - Camelia drgnęła.
- To ktoś ważny? - dopytywała się.
- Jeden z władców piekieł... - wymamrotała w odpowiedzi blond-włosa. - On zostanie królem... na pewno...
Aidan prychnęła, po czym spojrzała na Jonatana.
- Czy teraz mogę już ją zabić?
Jonatan
Rasa:
Profesje:

Post autor: Jonatan »

Obserwował wszystko niewzruszony, nie spuszczając wzroku z pokusy, a tym bardziej nie opuszczając włóczni z pobliża jej gardła. Nie skrzywił się, gdy palec jasnowłosej upadł pod ich nogi. Zanim zdążył zadać jakiekolwiek pytanie, Camelia przeszła od razu do okrutnego przesłuchania. Drugi raz tego wieczoru zaczął myśleć, co też takiego uczyniła jej ta demonica. A wątpił, by tak sadystyczna osoba robiła to tylko z miłosierdzia.
Wysłuchał słów dziewczyny, jedynie marszcząc brwi. Przemieniony smok? Gady same w sobie były dużym wyzwaniem; nie bez powodu krążyły o nich legendy. Jonatan przez swoje życie skonfrontował się z kilkoma, jednak żadnego nie pokonał. To, że wyszedł żywo z tych starć, zależało jedynie od tego, że poszedł z każdym z nich na jakiś układ. Po przemianie w wilkołaka nie napotkał żadnego, i zaczął się zastanawiać, czy w przypadku walki, nie miałby teraz poważniejszych szans?
Zastanowiło go jednak sens tej przemiany. Jeśli to, co pokusa mówiła było prawdą, to była to nad wyraz potężna istota. Smok o mocy demona, na dodatek najwyraźniej ważna persona w hierarchii piekieł? Zadrżał. To coś, co o wiele przerasta możliwości zwykłego śmiertelnika. Z drugiej strony, nieraz słyszał historię, jak nawet najmniej znaczący ludzie stawali w samym środku największych wydarzeń, jakie spotkały te ziemie.
Zadrżał ponownie, jednak tym razem z gniewu. Jako że pokusa była dosyć mocno spętana - jak na razie - wyprostował się energicznie, postępując długi krok ku Camelii. Zagórował nad nią, stojąc z włócznią trzymaną niczym gotowy do sztychu miecz. Niebezpieczne ognie zapaliły się w jego oczach. A nawet jeszcze nie spróbował się przemienić.
- Nikogo dzisiaj nie zabijesz - warknął. - Nie obchodzą mnie twoje kontakty ani to, czy mi na coś pozwalasz czy nie. Są inne sposoby kary, które nie wymagają śmierci. Jeśli tak ci prędko mordowania, w czym jesteś lepsza od nich? - wskazał palcem za siebie, celując centralnie w patrzącą wyzywająco pokusę. - Tknij ją, a nie oszczędzę żadnego sposobu, byś gryzła piach - zasyczał. Zmierzył ją wzrokiem, po czym odwrócił się na pięcie, zaczepiając ostrze włóczni o pas. Złapał jedną z sieci, zarzucając ją sobie na ramię. Podniósł pokusę do góry, ściskając jej szyję. Oderwał irytująco nierozerwalne wstęgi swojej towarzyszki od ciała demona, a następnie ciasno skrępował jej wszystkie kończyny srebrną siecią. W usta wepchnął zwiniętą w kulkę szmatkę i zawiązał ciasny knebel. Tak spętaną, w rozdrażnieniu ponownie przycisnął do drzewa.
- Jest rytuał, który niektóre demony może zmusić, by zmieniły się w ludzką formę - mówił, przywiązując jasnowłosą do drzewa. - Na stałe. Wymaga to czasu i... sporo krwi, jednak jest wykonalne. I znam kapłana, który się tego podejmie. A odebranie demonowi jego wszystkich mocy i cech jest o wiele gorsze od zabicia. Bo z tym będzie musiał żyć do końca swojego i tak już marnego życia.
Skończywszy, spojrzał prosto na Camelię.
- Zamierzam ją tam zabrać. Pomóż mi ją tam dowieźć, a pierwsza będziesz mogła oglądać jej cierpienie. W innym razie - Położył dłoń na rękojeści włóczni. Tym razem pilnie obserwował wstęgi. - Będę zmuszony do bronienia jej.
"Czy tego chcę, czy nie" pomyślał.
Awatar użytkownika
Camelia
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wędrowiec , Mag
Kontakt:

Post autor: Camelia »

        Camelia wstrzymała oddech, kiedy tylko Jonatan stanął przed nią z włócznią w dłoni. Lecz nie dała po sobie poznać faktu, iż zlękła się go. Milczała jednak, słuchając jego słów.
„Niczym” odparła w myślach. Nie zamierzała z nim dyskutować, żeby przypadkiem go nie wkurzyć. „Ale mam w tym cel. Bardzo ważny cel” dodała. Westchnęła. Widząc, jak mężczyzna siłuje się z oswobodzeniem pokusy od wstęg Camelii, zabrała pasma, które ponownie owinęły się wzdłuż jej ramion.
- Tak, tak, przyjęłam – rzekła od niechcenia – Nie skrzywdzę jej, nie zabiję, nawet jej nie dotknę – mówiła, przyglądając się działaniom Jonatana.
         „Rytuał?!” niemal podskoczyła. Nie miała przyjemnych wspomnień z tym słowem... a samo wyobrażenie sobie tego wszystkiego, przyprawiało ją o dreszcze. Cofnęła się, obejmując swoje ramiona. Ogromna gula w gardle nie pozwalała jej nic powiedzieć, natomiast dopadło ją nagłe uczucie ciężkości, jakby właśnie połknęła kamień.
- Uważasz, że dla demona utrata swoich mocy jest czymś potwornym i gorszym niż śmierć? - wybełkotała ledwo słyszalnym tonem, lecz w ciszy nocnej wszystko to było wyraźnie słychać. „Ciekawe, bardzo ciekawe...”
- A skąd możesz wiedzieć, czy przypadkiem taki demon nie chce być tym, kim jest? Może właśnie pragnie powrotu do swojej ludzkiej powłoki? - kontynuowała. Zlustrowała mężczyznę wzrokiem.
- Z przyjemnością pomogę ci ją donieść do tego kapłana – oświadczyła z lekkim uśmiechem. - I tak nie mam co robić, nie mogę wrócić do tej wioski... dlatego proszę cię, przestać machać tą włócznią, obiecałam przecież, że nic jej nie zrobię. A tak się składa, że ja danego słowa dotrzymuję. - Wstęgi wokół jej ramion spokojnie wtopiły się, przybierając formę przedłużonych rękawów jej ubioru. Podniosła ręce, pokazując, że nie ma złych zamiarów. Powoli podeszła bliżej mężczyzny, stając obok niego.
        Ukradkiem oka dostrzegła coś, co ją zaintrygowało. Wcześniej nie zwróciła na to szczególnej uwagi.
- Pokaż mi swoje dłonie – nakazała. Nie czekała jednak na reakcję Jonatana, gdyż szybko chwyciła jego nadgarstek i spojrzała na zewnętrzną część jego ręki. Zauważyła rany, które wydawały się jej okropne. Co prawda krew zdążyła już, jakimś cudem, skrzepnąć, lecz mimo wszystko nie wyglądało to najlepiej. Camelia bez zbędnych wyjaśnień uleczyła je. Po krótkiej chwili po ranach nie było nawet śladu.
- To za opatrzenie mojej nogi – wymamrotała spokojnie. - Niezła ironia. Mogę leczyć inne istoty, ale nie dam rady sama siebie uzdrowić.
        W pewnym momencie zmierzyła go wzrokiem.
- Mogłabym ci zadać pytanie? - Zmarszczyła brwi, obserwując towarzysza. - Wcześniej nazwałeś mnie demonem - prychnęła. - Niech będzie, załóżmy, że nim jestem. Ale teraz intryguje mnie twoja osoba. Kim tak właściwie jesteś? Albo raczej; czym? Sądząc po twoim wcześniejszym pokazie siły, wykluczam możliwość, iż należysz do rasy ludzkiej. Elfy i nieumarli również nie pasują, mało jaka istota zmienia się w ciągu kilku chwil w kogoś, kogo nie sposób porównać do wcześniejszej postaci. Oświecisz mnie w tej kwestii, czy mam sama zgadnąć?
Jonatan
Rasa:
Profesje:

Post autor: Jonatan »

Nie przyznawał się do tego, ale w duchu westchnął z ulgą, gdy okazało się, że nie będzie musiał stawać z Camelią w szranki. Słusznie uważał, że ma z nią szansę, co jednak nie zmieniało tego, iż niechętnie spróbowałby ją skrzywdzić. Mimo dziwnych zapędów pałał do niej nie do końca zrozumiałą sympatią.
Gdy podeszła prawie tuż pod jego nos, mimowolnie zsunął się wzrokiem po jej ciele. W głębi uznał sytuację za dosyć kłopotliwą, jednak trwał zaparte, nie ruszając się nawet o krok. Była doprawdy urodziwą dziewczyną, niezależnie od jej... Pochodzenia? Rasy? Nie był pewien, jak to ująć. Niekoniecznie musiała od urodzenia być tym, kim jest, równie dobrze mogła zostać przemieniona. Zanotował w pamięci, by spytać ją o to przy najbliższej okazji.
Skinął z wdzięcznością głową, gdy rany na jego ręce zasklepiły się. Zasępił się jednak, słysząc kolejne pytanie. Wiedział, że w końcu będzie musiał wytłumaczyć się ze swojej natury, i odkrył, że podchodzi do tego bardzo niechętnie. Przez wiele lat nie musiał się nikomu zwierzać; zwykle przychodził, robił swoje, po czym wyruszał dalej, wymykając się tak, by nikt go nie zauważył. Nie pozostawiał za sobą nic oprócz przelotnego wspomnienia, które w końcu i tak utonie między codziennymi czynnościami. Teraz, ta sytuacja, była jednocześnie drażniąca, ale też intrygująca.
Gdy przez jego twarz przepłynęło już kilkanaście fal emocji, uśmiechnął się, lekko spuszczając spojrzenie.
- Chodź - powiedział ciepło, ujmując lekko jej dłoń, po czym poprowadził ją na drugą stronę polany. Dołożył szybko kilka drew do ognia, stając naprzeciw ogniska. Zerknął na wlepiającą w nich spojrzenie pokusę, wyraźnie nasłuchującą. Nie miał ochoty sprzedawać jej za nic dodatkowych informacji, chciał więc odejść na odpowiednią odległość. Stąd nie powinna słyszeć za dużo.
- Nawet jeśli chciałaby stać się zwykłym, śmiertelnym człowiekiem - zaczął od innego tematu. - to nie ma to znaczenia. Wtedy już nie będzie moim zmartwieniem, bo zwykli chłopi sobie już z nią poradzą - zwrócił ku dziewczynie spojrzenie, z którego zniknęły niedawne iskry. - To... trochę dziwne do opisania. Nigdy tego nie robiłem. To dłuższa historia.
Zorientował się, że wciąż trzyma jej dłoń. Puścił ją szybko, zakłopotanie chowając przez skrzyżowanie rąk na piersi.
- Grimm. Mówi ci coś ta nazwa? Noszę to nazwisko od urodzenia. Jestem z krwi i kości przedstawicielem jednego z najstarszych rodów łowców potworów, którzy prawdopodobnie byli tu podczas zakładania większości wielkich miast. Od małego szkolono mnie na niestrudzonego myśliwego, ustawiając za cel wszystkie istoty różne od ludzi. Trwało to bardzo długo, lecz wtedy... - Potarł skryty pod kurtką bark. - Jedna misja zakończyła się... dziwnie. Nie pamiętam jak przeżyłem, jednak wyniosłem z tamtej walki nie tylko rany. Odkryłem wtedy u siebie coś, co zmieniało mnie powoli w to, na co polowałem całe życie. Wszyscy obrócili się przeciwko mnie, gdyż w ich oczach byłem już stracony.
W jego słowach zabrzmiała gorycz. Opanował się jednak szybko, podejmując ponownie wypowiedź:
- Dotknęła mnie popularnie zwana klątwa lykantropii. Ale nie była ona taka, jaką każdy ją kojarzy. Ten wilk... to było coś ponad zwykłego wilkołaka. O wiele silniejsze. I wychodzi na to, że jego przekleństwo spadło na mnie, gdy wykończyłem go przy świetle księżyca. Wtedy dostrzegłem, jak to wszystko wyglądało z perspektywy innych. Jak bardzo myliłem się w swoich osądach. - Odetchnął, zamyślając się na chwilę. - Stałem się czymś pomiędzy. Ogniwem pomiędzy ludźmi a resztą istot. Dopuściłem się rzeczy, o których wolałbym nie pamiętać. Jednak dręczą mnie każdej nocy, gdy tylko zamykam oczy. Nie mogę już zmienić przeszłości, ale wciąż mogę ukształtować przyszłość. - Obrócił głowę. - Dlatego upierałem się, być zachować ją przy życiu. Ostatnio zapomniałem, po co w ogóle to robię. Jeśli ja nie znajdę miłosierdzia dla tych, którzy życzą mi śmierci, to kto za mnie to zrobi? To ścieżka nienawiści. Ktoś musi ją przerwać.
Gdy urwał, poczuł ciszę dookoła, przerywaną jedynie lekkim trzaskaniem ognia. Nawet jego wierzchowiec nie wydawał żadnego dźwięku, zajęty skubaniem trawy przy swoim drzewie.
- Tym więc jestem - podsumował. - Biegającym od tych do tamtych, ratującym kogo się da, a do którego nikt się nie przyznaje. Nie mam o to żalu, martwi mnie jednak, że może lata tradycji wyparły u wszystkich zdolność pogodzenia się z innymi. I dochodzi do takich sytuacji - wskazał ruchem głowy na demonicę.
- Satysfakcjonuje cię taka odpowiedź?
Awatar użytkownika
Camelia
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wędrowiec , Mag
Kontakt:

Post autor: Camelia »

        Spokojnie dała się poprowadzić bliżej ogniska. Kiedy chwycił jej dłoń, poczuła dziwną falę ciepła. Dopiero po chwili zrozumiała, że noc nie należała może do tych najzimniejszych, jednak chłodny klimat dawał się we znaki. Westchnęła, po czym wpatrzona w ognisko słuchała słów Jonatana.
        Złapała z nim kontakt wzrokowy. Zatkało ją, gdy mogła spokojnie stwierdzić, że jego oczy przestały ją przerażać. Nieco zdziwiona skupiła swoje spojrzenie na pokusie, znajdującej się kilkanaście kroków dalej. Mimo że jasnowłosa nie miała teraz jak się ruszyć, ciągle irytowała Camelię swoją obecnością. Z westchnieniem jednak postanowiła zignorować złowrogi wzrok pokusy i skupiła się na historii opowiadanej przez mężczyznę.
Przez większość czasu nie odzywała się. Bardzo dobrze kojarzyła nazwisko, jakim przedstawił się Jonatan. Ba, wiele osób w jej wiosce o tym słyszało.
        Widząc, jak mężczyzna z lekkim trudem zaczyna kolejną wypowiedź, zmarszczyła czoło. Zrozumiała przekaz tej opowieści, dlatego też położyła mu dłoń na ramieniu z zamiarem oznajmienia, że nie musi mówić jej więcej. Jednakże on uparcie zaczął opowiadać dalej. Zaimponował jej tym. Cofnęła rękę, po czym z uśmiechem przykucnęła bliżej ognia, aby móc się ogrzać.
- Satysfakcjonuje – powiedziała spokojnie po dłuższej chwili. - Nawet bardzo. Nie spodziewałam się, że tak dużo mi o sobie opowiesz – zaśmiała się. Po raz pierwszy, od dłuższego czasu, w jej uśmiechu nie było żadnej nutki szaleństwa, tylko szczerość.
- Wiesz, niektórzy mówią, że osoby walczące z potworami, prędzej czy później sami się nimi stają – skomentowała. - A jeśli chodzi o to nazwisko... chyba kiedyś spotkałam takiego kogoś. Chyba – podkreśliła. - Nie wiem, czy był Grimmem, czy nie, ale jego historie zawsze przedstawiały go jako jakiegoś łowcę. Jak byłam mała, opowiadał w wiosce o tym, w jaki sposób uśmiercił gryfa i wiwernę... Oczywiście teraz wiem, że większość jego historii była koloryzowana, gdyż również opisywał to, jak walczył z mantrykorą i ją zabił. A potem zginął w starciu ze zwykłym człowiekiem...
        Ponownie skupiła swój wzrok na tryskających płomieniach.
- Czyli w pewnym sensie jesteś osobą, która dąży do pewnego rodzaju „porozumienia” między rasami? - zapytała. - Jesteś chyba świadomy, że wiele innych istot zmierza właśnie do odwrotnego celu? - uśmiechnęła się krzywo.
- A tak właściwie, kiedy chcesz dostarczyć ją – wskazała ruchem głowy na spętaną pokusę. - do tego kapłana? I gdzie to konkretnie jest?
Jonatan
Rasa:
Profesje:

Post autor: Jonatan »

Był tego świadomy nawet za bardzo. Musiał się przed sobą przyznać, że robiłby to chociażby dla zasady. Nie było mu po drodze z myśleniem innych, to prawda.
Zdał sobie sprawę, że bardzo szybko zadecydował o swoich następnych krokach, nie do końca je przemyśliwując. Droga nie było długa, owszem, lecz obliczył ją dla jazdy konnej - zapomniał, że, w obecnym składzie, ma dwie dodatkowe osoby do podróży, z czego jedna, ze względu na spętanie, będzie musiała zajmować konia. To przynajmniej dwukrotnie wydłuży wędrówkę.
Spojrzał na pokusę, patrzącą ze złośliwym uśmiechem. Teoretycznie, jakby odwiązał jej nogi i kazał maszerować przed koniem z ostrzem włóczni przy boku...
Pokręcił głową. A miał to być taki spokojny wieczór.
- Zobacz - powiedział, klękając przy dziewczynie. Wygładził ręką ziemię, drugą łapiąc pobliski patyczek. Za młodu zwykł mieć wszystkie mapy okolicznych terenów w małym palcu. Wątpił, że przypomni sobie jakieś połacie przy zamku jego rodziców, jednak całkiem nieźle przypominał sobie niedawno czytaną mapę.
Płynnymi ruchami naniósł na ziemię linie, oznaczające drogi i rzeki, po czym półkola i kreski, mające zobrazować drzewa i góry. Znakiem płomienia zaznaczył ich aktualną pozycję, umiejscawiając ją w wielkiej literze U. Tym chciał zaznaczyć wejście do kotliny, w której przebywali.
- Tutaj - wskazał palcem - jest główny trakt, którym ja, a może i ty, tu przybyłaś. Jeśli ruszymy nim na południe, zależnie od tego kiedy wyruszymy, dotrzemy w południe lub o zmierzchu do rozstaju dróg. Jest tam coś w rodzaju przydrożnej karczmy, gdzie wymienimy wierzchowca, a może i załatwimy jeszcze jednego. Jeśli mam ją wieść ze sobą, będę potrzebował sporego rumaka. Mieszkańcy tych terenów hodują bardzo wytrzymałe konie; możesz je wyróżnić przez wzrost i długie włosie. Słowem, są dosyć - uśmiechnął się lekko - kudłate. To nam pozwoli ruszyć na zachód, poprzez wzgórza i wrzosowiska, do małej wioski, Highcliff. To małe miasteczko, utrzymujące się ze sporej ilości młynów. Większość okolicznych tam wyrabia mąkę, więc mieścinka dobrze prosperuje. Ale nas interesuje to. - Wbił kij kilka centymetrów od miasta. - Ostoja Światła. To mała świątynia, w której rezyduje mistrz Barjomel. Jest ostatnim z Malowanych Ludzi - zamyślił się. - Zobaczysz co znaczy ten tytuł, gdy go ujrzysz. A jest ostatnim, bo jego syn zmarł, nim przeszedł próby. Ale jego ojciec to bardzo oświecona osoba. Całe swoje życie spędził na walce z demonami, i dawno temu pochwalił mi się, że zna rytuał, o którym mówiliśmy. Tylko nie uściślił szczegółów...
Zamilknął. Przyjrzał się uważnie swojemu rysunkowi, po czym przeniósł spojrzenie na Camelię.
- Jeśli chcesz się ze mną wybrać, proponowałbym, byś ty użyła wierzchowca. Twoja rana może się otworzyć, zewnętrznie lub wewnętrznie, a wtedy nie będzie ciekawie. Demonica pójdzie pieszo; jako demon nie odczuje kilku dni pieszej wędrówki. Co o tym myślisz? Generalnie, gotowy jestem wyruszyć w każdej chwili.
Awatar użytkownika
Camelia
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wędrowiec , Mag
Kontakt:

Post autor: Camelia »

        Camelia uważnie słuchała Jonatana, aby nie pogubić się w jego tłumaczeniu.
Co prawda, nie miała zielonego pojęcia, skąd dokładnie tutaj przybyła. Została przywleczona przez pokusę, która obecnie była spętana kilkanaście kroków dalej.
„Malowanych ludzi?” pomyślała. Od razu nasunęło jej się jakieś skojarzenie z kapłanem, ubranym w dziwne łachmany z toną malowideł na twarzy. Musiała przyznać, że to wyobrażenie nieco ją rozbawiło.
        Westchnęła, gdyż znała się na mapach jak smok na uprawie ryżu. Spróbowała ponownie przeczesać wzrokiem narysowaną mapę, lecz tylko skrzywiła twarz. Lecz sama mogła stwierdzić, że wędrówka będzie trwać nie krótko.
- A co z tobą? Również pójdziesz pieszo? - zapytała, przenosząc wzrok na mężczyznę. Zmarszczyła brwi. Po chwili jednak stanęła na równe nogi, po czym uśmiechnęła się szeroko.
- Myślę, że nie potrzebuję wierzchowca – oznajmiła. - Pokażę ci, hm... pewną sztuczkę. Tylko obiecaj, że nie sięgniesz po tą włócznię, dobrze?
        Przełknęła ślinę, po czym cofnęła się o kilka kroków. Bez zbędnych, jej zdaniem, ceregieli, przemieniła się w swoją ukochaną zwierzęcą postać; kolibra. Oplótł ją dym w kolorze hebanu, osłaniający cały proces przemiany, który trwał zaledwie sekundę. Czarne stworzonko machało skrzydełkami w powietrzu, próbując się utrzymać. Camelia podleciała spokojnie bliżej Jonatana, po czym usiadła mu na ramieniu. Przechyliła głowę w geście zapytania. Szybko jednak, jako smuga czarnego dymu, opadła na ziemię i, teraz już jako wąż, podpełzła do pokusy. Jej kolejną przemianą był czarny koń. Czarna klacz przegalopowała teren wokół ogniska, po czym przyjmując formę jastrzębia, przysiadła na jednej z gałęzi pobliskiego drzewa.
        Mając widok z góry, Camelia powróciła do swojej ludzkiej postaci. Ponownie spojrzała pytająco na wilkołaka.
- Mogę polecieć wyżej sprawdzając, czy po drodze nie natkniemy się na jakieś niespodzianki. - Uśmiechnęła się lekko. - Co ty na to? Możemy wyruszać choćby i teraz.
Jonatan
Rasa:
Profesje:

Post autor: Jonatan »

Z podziwem śledził kolejne transformacje Camelii. Jej talent był dla niego niesamowity. Chociaż sam potrafił się przeobrazić, wolał nie używać tej zdolności pochopnie; nigdy nie był pewien, jak może się w niej zachować. Jej najwyraźniej nie sprawiało to trudności - uznał to za niebywałą okazję, by mieć oczy na dalekiej drodze przed i za sobą.
Gdy jako mały koliber dziewczyna usiadła na jego ramieniu, uderzyła go jedna rzecz - dokładnie tak by ją opisał. Od początku ich znajomości chodziło mu po głowie określenie jej, i teraz, gdy patrzył na jej kolejne transformacje, dalej widział w niej małego, szybkiego ptaka. Nie potrafił powiedzieć dlaczego, jednak to wydawało mu się właściwie.
Skinął głową, obdarzając ją jednym ze swoich niezwykle rzadkich serdecznym uśmiechem, po czym skierował się ku Nocnej Marze. Wyćwiczonymi ruchami załadował do siodła kołczan, powsadzał do niego pozostałe włócznie i sieci, a następnie przypiął do siodła resztę torb. Udał się następnie do pokusy, ponownie przybierając ponurą maskę. Bez zbędnych ceregieli odciął linę, którą przywiązana była do drzewa, i zarzuciwszy ją sobie lekko na ramię, zaniósł, wierzgającą, ku zwierzęciu.
Dobrych kilka chwil próbował starannie przypiąć ją do siodła, bezskutecznie jednak. Tracąc cierpliwość zdzielił ją w tył głowy, na miejscu nokautując demona. Rzucił spojrzenie Camelii, wzruszając lekko ramionami.
Bezwładne ciało było przywiązane do siodła, torby też. Jonatan uznał, że jest gotowy do drogi.
- Możemy ruszać - zawołał do dziewczyny. - Obacz drogę przed nami, ruszę główną ścieżką, powinnaś ją ujrzeć w świetle księżyca.
To powiedziawszy, trzymając wodze Mary, ruszył biegiem przed siebie, sporymi susami pokonując znaczne odległości.
Awatar użytkownika
Camelia
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wędrowiec , Mag
Kontakt:

Post autor: Camelia »

        Nadal siedząc na gałęzi jednego z drzew, odwzajemniła uśmiech, który posłał jej Jonatan. Szczerząc szeroko ząbki, ponownie przyjęła postać kolibra, zlatując na ziemię. Bardzo się ucieszyła, że nie uznał jej za dziwadło. Przemieniła się z powrotem w swoją ludzką postać, obserwując działanie mężczyzny.
        Jonatan ogłuszył pokusę, która głośno protestowała. Cóż, co się dziwić, w końcu wieźli ją na pewną zgubę, nieprzyjemny los. Camelia przez chwilę zaczęła jej współczuć, lecz to uczucie przeszło jej tak szybko, jak przyszło. Współczucie? Aż jej się śmiać zachciało. Powstrzymała się jednak.
        Kiwnęła głową, słysząc polecenie mężczyzny, który szybkim krokiem zniknął jej sprzed oczu. Starając się odwzorować wcześniej narysowaną przez niego mapę w głowie, przemieniła się w kolibra. W tej formie czuła się zdecydowanie najlepiej, poza tym, ciemność nocy nie stanowiła dla niej przeszkody. Wzbiła się wysoko w powietrze, po czym zaobserwowała biegnącego Jonatana. „Szybki jest...” przeszło jej przez myśl. Niedużo myśląc, podleciała dalej, oglądając ścieżkę. Nic nie wskazywało na to, że coś zakłóci podróż.
Jako czarny ptak zleciała niżej, zrównując się z postacią mężczyzny. Bez problemu dostosowała się do jego prędkości.
Leciała tak przez dłuższy czas, co chwilę jednak wzlatując wyżej i rozglądając się po okolicy. Jak na razie nie zapowiadało się na jakieś kłopoty. Camelia powoli zaczynała się nudzić. Dlatego nie ukrywała dziwnej radości, podczas przebudzenia pokusy. Spętana jasnowłosa z niezadowoloną miną spoglądała przed siebie. Maie cały czas, który spędziła na leceniu na równi z nimi, obserwowała zachowanie piekielnej. Co chwilę jednak, z powodu nudy, zaczepiała pokusę udając, że wplątuje się w jej włosy. Wkurzanie tej istoty urozmaiciło jej podróż, ale po krótkiej chwili zrezygnowała z zabaw, bojąc się reakcji Jonatana. Nie chciała ponownie mu podpaść, przeraźliwie obawiała się posiadanej przez niego broni.
        W pewnym momencie usłyszała coś dziwnego. Śmiech pokusy. Zdziwiona Aidan podleciała bliżej niej i zaczęła obserwację. Lecz dopiero potem zorientowała się, że przez dłuższy czas nie spoglądała na otaczający ich teren. Zganiła się za to w myślach, po czym wzbiła się wyżej. To, co ujrzała, przeraziło ją. Z lewej strony, nieco dalej od nich, nadciągała cała chmara piekielnych. Przejęła się, zlatując na dół. Parę razy zaczepiła Jonatana, latając wokół jego twarzy. Nie była pewna, czy takie coś zadziała, dlatego też kilkanaście kroków za nim przemieniła się w swoją ludzką postać i podbiegła do niego.
- Ta jędza ma kolegów! - krzyknęła. - Są jakiś kilometr stąd, zmierzają w tę stronę od lewej. Trzeba ich jakoś obejść...
Jonatan
Rasa:
Profesje:

Post autor: Jonatan »

Długimi susami pomykał przed siebie, równając się z poganianym koniem. Dzięki wilczemu niezmordowaniu dotąd nie złapał nawet zadyszki, choć jego płuca pracowały jak dwa ogromne miechy, wtłaczając litry powietrza do jego ciała. Choć nie znosił swojej klątwy, gdyż nie mógł sobie pozwolić na chwilę nieostrożności, to miała też swoje plusy; nie pamiętał, by z przyczyn naturalnych padł ze zmęczenia. Nocna Mara doskonale znała drogę do karczmy, gdyż to stamtąd ją wypożyczył; zajmował więc umysł myślami.
Zastanawiał się właśnie nad słowami Camelii. Gdy na to spojrzeć, miała rację stwierdzając, że polując na potwory, sam nim się stawał. Doszedł do ważnego wniosku, że tak naprawdę to cały czas wydaje nam się, że jesteśmy tacy sami, niezmienni. Dopiero patrząc na swoją przeszłość dostrzegamy, że byliśmy szeregiem różnych ludzi.
Może to prawda? Aż tak się zatracił, że jego podstawowe założenia wyblakły i wygięły się pod zupełnie innym kątem od zamierzonego? Jonatan zaczynał czuć, że ta świadomość może mu wiele pomóc. Powinien podziękować dziewczynie, gdy będzie ku temu okazja.
Po którymś razie przestał zwracać uwagę na latającą mu wokół twarzy Camelię; każdy zajmował czas na swój sposób, by nie dopadło go znużenie. Skupił się dopiero, gdy usłyszał dźwięk stóp, tuż za sobą. Odwrócił głowę, spoglądając za wskazaniem swojej towarzyszki. Zwolnił kroku, by ustabilizować sobie wzrok, a co najważniejsze ograniczyć hałas, by mógł cokolwiek usłyszeć.
Miała rację. Nie potrafił dokładnie określić, ale na oko coś powyżej tuzina demonicznych postaci pomykało w ich stronę. Jakim cudem nas znaleźli, wykrzyczał w myślach. Nie zostawiał za sobą wyraźnych śladów, tego był pewien. Obejrzał się na Camelię, zamyślając się and czymś, lecz szybko to porzucił ; założył, że jej ufa.
Wyszeptał coś cicho do konia, po czym strzelił go w zad ręką, posyłając wzdłuż drogi. Nie miał najmniejszego zamiaru uciekać. Zatrzymał się gwałtownie, szurając nogami o ziemię. Złapał wpadającą w tym momencie na niego dziewczynę.
- Leć - poprosił. - Ktoś musi pilnować pokusę. Dam im szansę, obiecuję.
To powiedziawszy, ruszył spokojnym krokiem w stronę cienkiej linii drzew, wychodząc na łąkę, widząc w niewielkiej odległości napierające demony. Zmodulował głos w sposób, jaki robią to dowódcy, by przekrzyczeć zgiełk bitewny.
- Macie szansę odejść! Darujcie sobie, a nie będę was ścigał. Nie zro... - urwał, gdy szeleszczący sztylet z czarnego metalu pomknął mu koło ucha. Odchrząknął, spoglądając na najszybciej zbliżającego się. - Macie ostatnią szansę. Odejdźcie, a...
Dziesięć kroków. Była to sytuacja bez wyjścia. Jonatan wierzył w drugą szansę, lecz nie w trzecią.
Jednym ruchem rozwiązał kurtę, zrzucając ją w chwili, gdy rzucił się do przodu. Nie było żadnego światła, dymu ani efektownych sztuczek. Przemiana była błyskawiczna.
Nim jeszcze dotknął ziemi, jego ciało zmieniło się w ciemną plamę, z której wynurzyły się ogromne, pazurzaste łapska, ogon długi niczym lanca i pysk na tyle szeroki, by odgryźć połowę rosłego człowieka na raz. Żółte, ogromne ślepia bez cienia litości rzuciły się na pierwszego śmiałka. Nie było wiadomo, czy najpierw uśmierciło go przygniecenie, rozerwanie czy wyprucie, jednak nim zdążył zrozumieć swój błąd, leżał rozorany na ziemii, a Wielki Zły Wilk rzucił się na jego towarzyszy. Przez drzewa poniósł się docierający do najgłębszych czeluści duszy ryk bestii.
Awatar użytkownika
Camelia
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wędrowiec , Mag
Kontakt:

Post autor: Camelia »

        Nieoczekiwanie Jonatan się zatrzymał, co poskutkowało tym, że ostatecznie na niego wpadła. Nakazał jej lecieć dalej i pilnować pokusy.
- Zamierzasz ich wszystkich wykończyć? - zapytała mocno zdziwiona. - Cóż... ale ich jest tam co najmniej setka! Bardziej martwię się o ciebie... - ostatnie zdanie bardziej wymamrotała, gdyż spostrzegła, jak mężczyzna biegnie w kierunku, z którego nadchodziła cała gwardia piekielnych.
Camelia westchnęła. „Faceci” pomyślała. Ponownie przyjęła postać kolibra i poleciała za pokusą. W powietrzu mogła dokładnie określić, gdzie znajduje się Jonatan. Specjalnie szybowała wysoko, aby mieć widok i na niego, i na pokusę. Obserwując jasnowłosą, Camelia dostrzegła biegnące ku niej postacie. Nie trudno zgadnąć, że były to osoby z tej samej rasy. „Czyli jednak chcą ją uwolnić...” Od razu na myśl przyszedł jej Murdoch, czyli smok, o którym ta pokusa wspomniała...
Istnieje duże prawdopodobieństwo, że to on nasłał na nich piekielnych. Maie sfrunęła niżej, po czym przemieniła się z powrotem w swoją ludzką formę.
        Używając wstęg, jednego z nich spętała i odcięła głowę, zsyłając okrutną śmierć, drugiego zaś pozbawiła życia w szybki sposób, przebijając mu pierś na wylot. Cóż, nie mógł się w sumie spodziewać czegoś takiego, po takiej broni... zlekceważył jej artefakt. I przez to zginęli oboje.
Camelia spojrzała na pokusę. Przez chwilę przeszło jej przez myśl, aby w tym momencie unicestwić swój cel. Jonatana tu nie ma, a gdy wróci i zastanie samego konia, ona będzie już daleko. To był dobry pomysł. No właśnie, był. Aidan szybko z niego zrezygnowała. Może i istniały spore szanse na to, że po tym incydencie będzie bezpieczna, ale nie chciała narażać się na gniew wilkołaka. Świat jest mały, kto wie, czy nie spotkałaby go i w najbliższej przyszłości.
        Drgnęła, słysząc ryk, który przestraszył okoliczne zwierzęta. Przyjęła postać kolibra, po czym wzleciała wysoko. Kątem oka ciągle spoglądała na pokusę, lecz nie leciała za nią. Jej wzrok przykuł wilk na dwóch łapach, szarżujący wśród grupy piekielnych. Zaciekawiło ją to. Zleciała niżej, obserwując walkę z bliska. Po raz kolejny Jonatan przeraził ją. Wyglądał jak nieokiełznana bestia, niczym nie przypominająca tego bardziej opanowanego mężczyzny, którego poznała.
Piekielnych jednak nie brakowało. Ich ilość przytłaczała. Dlatego również Camelia nie chciała odlecieć i dalej pilnować pokusy. Przecież jasnowłosa jest tak spętana, iż może tylko pomarzyć o ucieczce! Maie usiadła na gałęzi, na jednym z nielicznych drzew. W cieniu nocy niemal nic nie mogło jej tu dostrzec. Zaczęła również bawić się swoimi wstęgami i dokuczać biegnącym wokół piekielnym. Musiała przyznać, że ją to bardzo bawiło, lecz żeby nie zniszczyć swojej „kryjówki” powstrzymywała śmiech.
        Kilku z nich zabiła, kilku tylko nieco uszkodziła. Po pewnym czasie, by nie narazić się na gniew Jonatana, wróciła do ptasiej formy i poleciała z powrotem w kierunku pokusy. Na całe szczęście, jasnowłosa cały czas siedziała przypięta do grzbietu konia, i pędziła w jednym kierunku. Camelia powróciła do pewnego rodzaju „dokuczania” kobiecie.
Niespodziewanie coś zaskoczyło ją w locie. Coś ciężkiego natychmiast kazało jej sfrunąć na ziemię. Szybko przemieniła się w swoją ludzką postać, a to, co ujrzała, przeraziło ją. Coś o smoczych skrzydłach i człowieczym wyglądzie pchało ją w dół. Przez pierwszą minutę pomyślała, że to Murdoch, ale czy on nie miał być smokiem? Ten tutaj wyglądał bardziej jak smokołak.
        Została nagle przygwożdżona do ziemi, a uderzenie wyrwało jej powietrze z płuc. Zakaszlała, po czym spojrzała na biegnącego w oddali konia z pokusą na grzbiecie. Zwierzę zatrzymało się. „Pięknie...” pomyślała Camelia.
- Będzie z ciebie niezła karta przetargowa – oświadczył oponent, pochylając się nad maie. W tym momencie mogła mu się dokładniej przyjrzeć. Niewątpliwie to smokołak. Uderzająco przypominał człowieka, lecz jego skóra była pokryta licznymi, niebieskimi łuskami, natomiast jego skrzydła zasłaniały jej widok na nocne niebo.
- Kastar! - krzyk pokusy podrażnił jej uszy. Jednakże w oczach jasnowłosej nie było radości. Wręcz przeciwnie, wydawało się, że chciałaby skoczyć mężczyźnie do gardła.
Camelia zamierzała jakoś wykorzystać wstęgi, lecz ogromne smocze łapy uniemożliwiały jej jakikolwiek ruch, a pazury drażniły skórę za każdym razem, gdy tylko spróbowała skierować artefakt przeciwko oponentowi. „Szlag by to...”
Jonatan
Rasa:
Profesje:

Post autor: Jonatan »

Szał walki zaślepił go na długą chwilę, a wściekłość rosła z każdą kolejną śmiercią. Metodycznie rozpruwał kolejne demony, nie obawiając się skazy umysłowej; jego poczucie świadomości konkretnie się wyłączyło we wnętrzu jego głowy. Szał zabijania trwałby w najlepsze, gdyby nie niespodziewany dźwięk, który przebił się przez ryk kolejnych demonów. Słuch Jonatana, kilkakrotnie zwiększony po przemianie, wychwycił z dalekiej odległości odgłos głuchego opadnięcia na ziemię i krzyknięcia nieznanego mu imienia bądź nazwy. W jego ograniczonej przez klątwę postaci nie formował zwięzłych a tym bardziej racjonalnych wniosków, tylko dawał się prowadzić pierwszym przychodzącym do głowy myślom. A nie przypominał sobie, by spotkał ostatnio kogokolwiek, kto potrafiłby latać, oprócz Camelii.
Nie myśląc, z miejsca przeobraził się w ostatnią znaną mu formę wilkołactwa. Postać wilka zwiększyła się, a na ziemię opadły ciężkie niczym kowadła cztery łapy. Jonatan zamiatając ogonem pobliskie demony, obrócił się i pomknął za dźwiękiem, który nie dawał mu spokoju.
Ostatniej postaci bał się najbardziej, gdyż nigdy nie wiedział, czego się może konkretnie w niej spodziewać. Jednak z drugiej strony, powracała mu wtedy kontrola nad swoim umysłem, ponownie potrafił myśleć trzeźwo. Lecz czuł jednocześnie, że rozumowanie to jest dyktowane czymś innym, niż czym kieruje się człowiek. To było obce, inne... I uzależniające.
Z metodycznością dzikiej bestii przeskakiwał kolejne przeszkody, zauważając je w ostatniej chwili, lecz instynkt reagował błyskawicznie, dzięki czemu nawet na chwilę nie wytracił prędkości. Strach o przemianę minął w odmętach pogoni, teraz skupiał się na czym innym - na dotarciu do Camelii.
Wyczuł go, zanim zdążył zobaczyć; smokopodobna postać, przygniatająca dziewczynę. To mu wystarczyło. Wyskoczył z zarośli, taranując przy okazji niedawno uwięzioną przez niego pokusę, rzucając się na smoka. Zdziwił się, gdy kilka centymetrów od jego twarzy odbił się niczym od ściany, czując przy pysku gorące pasmo rozchodzącego się ciepła. Chwilę zajęło mu zrozumienie, że dostał, i to dość solidnie, skrzydłem smoka. Warknął, strząsając ból z pyska, zaczynając krążyć wokół nich. Przeciwnik najwyraźniej przyjął wyzwanie, gdyż nagle w jego dłoni zabłyszczał srebrzysty przedmiot. Jonatan w środku zmartwiał. Srebrne ostrze.
Gwałtownie stracił większość pewności, którą tu ze sobą przywiódł, zastanawiając się obecnie, jak ma z tego wyjść żywy. Nie było za dużo czasu na myślenie, musiał polegać wyłącznie na... szczęściu?
Rzucił się przed siebie, co też i zrobił smok. W ostatnim momencie skoku okręcił się wokół własnej osi, wykonując prawie udaną beczkę. Gruchnął ciałem niedaleko Camelii, wciskając pysk pod jej ciało. Zarzucił sobie ją momentalnie na barki.
- Trzymaj się - wysłał jej telepatyczną myśl, gdyż paszcza wilka niespecjalnie nadawała się do mówienia, po czym obrócił się i pomknął w przeciwnym do smokołaka kierunku, gnając z zawrotną prędkością poprzez pierwszą lepszą drogę, rzucając w cholerę konia, włócznie i pokusę. Te rzeczy nie są warte życia.
Odbiegli na ogromny dystans, niesieni wilkołaczym niezmordowaniem, i dopiero wtedy Jonatan zwolnił. Cały bieg starał się nie zwracać uwagi na podłużne cięcie na boku, zadane srebrem, jednak rana zaczęła rozrastać się żrąco na boki, wysysając z niego siły. Głupia przypadłość, niespecjalnie dająca się uleczyć nawet magią, zaczęła powodować u niego mroczki przed ślepiami. Doszedł do ukrytego za skałami strumyka, mało delikatnie, bo niezbyt skoordynowanie upuścił z grzbietu Camelię, po czym padł wykończony na ziemię, oddychając urywanie. Teraz to się wkopał.
Awatar użytkownika
Camelia
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wędrowiec , Mag
Kontakt:

Post autor: Camelia »

        Camelia wstrzymała oddech. Masywna stopa smokołaka przygniatała ją, nie pozwalając na swobodne oddychanie. Zazgrzytała zębami, poszukując jakiegoś rozwiązania. Jeśli tak dalej pójdzie, zginie z ręki wielkiego, smokopodobnego mężczyzny.
Wytężyła słuch. Nie mogła się mylić, gdy do jej uszu dobiegał dźwięk niezwykle szybkich, ciężkich kroków. Ktoś się zbliżał. „Jeśli to towarzystwo tej piekielnej, to po mnie...” pomyślała. Spojrzała na siedzącą nieopodal pokusę, która nie wyglądała na zadowoloną z przybycia mężczyzny. Coś tu ewidentnie nie pasowało...
Camelia nie mogła niestety dalej analizować sytuacji, gdyż zza krzaków wyskoczył ogromny wilk, który rzucił się na smokołaka, lecz został odtrącony skrzydłem. Maie spoglądała na niego ze zdziwieniem. „Jonatan?”
Niespodziewanie poczuła dziwną ulgę. Jej napastnik uwolnił ją, podchodząc bliżej wilka. Wówczas wyciągnął broń. Camelia podniosła się, opierając ciężar ciała na łokciach. Wreszcie mogła swobodnie oddychać! Chyba nigdy się tak nie cieszyła...
        Przyglądała się potyczce, wciągając łapczywie powietrze do płuc. Oboje, wilk i smokołak, rzucili się sobie do gardeł w mniej więcej tym samym czasie. Jednakże czarne zwierzę uskoczyło od ciosu oponenta i wylądowało tuż obok niej. Wilk podniósł ją i usadowił sobie na grzbiecie.
W tym momencie miała już pewność, że to Jonatan. Wiadomość telepatyczna, którą jej przesłał, utwierdziła ją w tym przekonaniu. Kiwnęła niezauważalnie głową, pozwalając mu odbiec jak najdalej od wroga.

        Zaczęła podziwiać wilkołaka. Szybko zareagował podczas walki i zachował się bardzo racjonalnie. Zapewne, gdyby nie on, Camelia próbowałaby ślepo stawić czoło smokołakowi. Jonatan po raz kolejny pomógł jej w trudnej sytuacji...
Dotarli do strumyka, który był ukryty za skałami, dzięki czemu nie musieli się martwić o nagły atak. Przynajmniej przez dłuższy czas. Wilk zrzucił ją z siebie, lecz dzięki szybkiej reakcji wylądowała bezpiecznie na nogach. Po tym Jonatan padł płasko na ziemię. Zdziwiona Camelia podeszła do niego bliżej, przyglądając się.
- Ej, czy... - Położyła dłoń na boku wilkołaka, głaszcząc jego czarne futro. - Wszystko w porządku?
        Z przerażeniem stwierdziła, że jest ranny. Futro lepiło się od krwi, która teraz również pojawiła się na jej dłoni, natomiast skaleczenie wyglądało potwornie. Maie od razu zareagowała, przykładając rękę do rozcięcia. Posłała w jej kierunku sporą ilość energii. Lecz wydarzyło się coś, co kompletnie zbiło Camelię z tropu; nic się nie zmieniło. Rana nadal była, choć może nieco mniej krwawiła. Zdezorientowana spróbowała ponownie, ale wszystko odniosło podobny skutek. Ręce jej opadły. Nie miała pojęcia, co dalej zrobić, jej dar nie działał. Rozejrzała się dookoła. Koń i pokusa pozostali dosyć daleko. Maie westchnęła.
        Spojrzała na leżącego Jonatana. To była jedna z tych nielicznych chwil, kiedy w jej sercu ponownie zagościła empatia. Wzdrygnęła się nieco, siadając na ziemi obok wilka.
- Wybacz – zaczęła smętnie. - Nie dam rady tego uleczyć, nie wiem czemu. I... jeszcze raz, dziękuję. - Odwróciła wzrok. Skrzywiła twarz w brzydkim grymasie. Niespecjalnie wychodziło jej okazywanie uczuć, dlatego też jej zachowanie mogłoby się niektórym wydać zabawne.
- Ale... - Położyła ponownie dłoń na futrze zwierzęcia. Małym palcem delikatnie najechała na skaleczenie, po czym używając magii emocji nagięła nieco ból i skupiła się na innych, bardziej pozytywnych myślach. Możliwe, że dzięki temu wilkołak odczuje przynajmniej chwilową ulgę.
- Nic więcej nie mogę zrobić – rzekła. - Na jakiś czas ból zniknął. Mogę powtórzyć ten proces później, lecz i tak trzeba to jakoś uleczyć. Nie wolno mi używać tego typu zaklęcia przez cały czas, gdyż twój umysł może się do tego zbyt przyzwyczaić i spotęgować potem powracający ból...
Jonatan
Rasa:
Profesje:

Post autor: Jonatan »

Palący żywym ogniem ból rozchodził się po trzewiach, a Jonatan zdołał jedynie zaskomleć. Srebro było dlań śmiertelne. Gorzej by było, gdyby odłamek ostrza utknął w ranie; padłby bez życia w połowie drogi. Był wdzięczny Camelii za nałożone na niego czary, jednak mimo chwilowego uśmierzenia bólu czuł, jak Śmierć wyciąga po niego swoje kościste ręce. Nie miał nawet siły przemienić się w człowieka, a choćby ruszenie pyskiem było sporym wyzwaniem.
Szlak trafił całe przedsięwzięcie. Choćby się uparł, wątpił, że odnajdzie pokusę po tej stronie kraju. Może to i lepiej; sam do końca nie wiedział w co się pakuje, a przebiegły Los i tak wyszedł na swoje.
Cierpiał i patrzył w milczeniu, jak życie z niego ucieka. Całe życie był taki pewien siebie, zawsze optymistycznie patrząc na przyszłość. Szaleńczo gnając naprzeciwko każdemu wyzwaniu, przeświadczony o swojej sile. A teraz? Pokonany, zaledwie draśnięty nożem. Ponoć gdy jest się blisko śmierci, człowiek pokornieje. Sam odczuwał to teraz wyraźnie.
Odgadując, co robi Camelia, starał się skupić na uśmierzaniu bólu, starając przypomnieć sobie cokolwiek, co go cieszyło. Ku swojemu przerażeniu, nie zdawał się pamiętać czegokolwiek takiego. Zmarkotniał, jeśli było to jeszcze możliwe, po czym naprężając jeszcze nie do końca osłabłe mięśnie, wsunął pysk pod rękę dziewczyny
" Tym razem chyba przesadziłem" zaśmiał się cicho w jej myślach. " Nie zaleczysz mnie żadną znaną magią. Ty jeszcze nie, ale ja słyszę w oddali dźwięki stóp uderzających o ziemię. Idą tutaj. Musisz uciekać, bo tym razem nie zapewnię ci ochrony. Żałuję, że nie mogłem zrobić więcej."
Kroki ucichły, co wskazywało na to, że demony zgubiły trop. Chwilowo.
Odsapnął, wypuszczając westchnienie z płuc niczym miechów. Czy to właśnie było zadośćuczynienie za jego błędy? Zapłata za zło, które uczynił? Jeśli tak, to przyjmie ją. Ale jeśli uratuje podczas tego chociaż jedno życie, to będzie warto.
Zawarczał, gdy skurcze targnęły jego ciałem, a postać wilka zaczęła zmniejszać się i rozmywać. Nie minęło dużo czasu, gdy na miejscu wilka spoczął Jonatan taki, jakiego Camelia ujrzała wcześniej tego wieczoru. Ubrania miał porwane, jednak spodnie trzymały się wciąż całkiem dobrze. Podziękował w myślach krawcowi, który uszył mu je z elastycznego materiału. Mimo rany, która wcale a wcale nie chciała przestać krwawić, bardzo chwiejnie wstał na proste nogi. Wzrok uciekał mu z jednego oka, jednak wciąż miał jako taki zmysł równowagi. Nie potrzebował wyczulonego słuchu wilka, by usłyszeć tupot bandy, depczącej im po piętach. Spojrzał na dziewczynę.
- Jesteś uparta jak nie wiem co, i nie mam pojęcia, czy uszczypliwą grasz czy taką jesteś, ale nie żałuję poznania cię. - Czując, jak się przewraca, szybko oparł się plecami o najbliższe drzewo. Przełknął gorzką ślinę.
- I chcę - podjął wątek, zaciskając dłoń przy boku. - Żebyś już poszła. Nic nie stracisz po życiu jednego marnego wilkołaka. Tylko mam prośbę - zerknął na nią inteligentnie, błyskając zębami na wierzchu. - Nie pamiętaj mnie jako Wielkiego Strasznego Wilka.
Awatar użytkownika
Camelia
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wędrowiec , Mag
Kontakt:

Post autor: Camelia »

        Camelia spoglądała na wilka, który wsunął pysk pod jej rękę i wysłał kolejną wiadomość telepatyczną.
- Umiem sobie poradzić. Może i nie sprawiam takiego wrażenia, ale dam sobie radę z niejednym przeciwnikiem. - Uśmiechnęła się szeroko, pokazując całkowity spokój. Nie obawiała się walki, zwłaszcza, że w każdej chwili mogła przemienić się w kolibra i uciec. Chociaż, dzisiaj zużyła więcej energii, niż zazwyczaj...
        Leczenie wcześniejszych ran Jonatana i liczne zmienianie matrycy postaci... musi przynajmniej przez dłuższy czas odpocząć, inaczej padnie nieprzytomna i niezdolna do niczego. A ta wizja nie należała do najprzyjemniejszych...
W tej chwili ujrzała, jak Jonatan powraca do swojej ludzkiej postaci. Zabrała dłoń, którą cały czas trzymała na pysku wilka, przyglądając się towarzyszowi.
- Nie powinieneś się przemęczać – powiedziała sucho. Cóż... nie wiedziała, jak winno zachować się w takiej sytuacji, po prostu mówiła, co jej ślina na język przyniosła. Rana wyglądała paskudnie. „Leczenie energią nic tu nie da..?” pomyślała, spoglądając niepewnie na Jonatana.
- Ej, ja poważnie mówię, usiądź, inaczej pogorszysz swój stan – rzekła, podchodząc do niego.
        Tym razem naprawdę nie wiedziała, co zrobić. Mogłaby przemienić się w konia i zabrać gdzieś Jonatana. Lecz nie mogła wykluczyć faktu, że smokołak może pójść w pościg, a wtedy ciężko będzie stawić mu czoło. Ale to na razie jedyny pomysł, jaki przychodził jej do głowy.
- Nie mów, jakbyś umierał – odparła, chociaż widziała, w jakim stanie jest wilkołak. - Czasem trzeba myśleć pozytywnie, nie waż mi się jeszcze poddawać! - Przekrzywiła usta, udając obrażoną.
W tym momencie nawet ona mogła usłyszeć dźwięk szelestu liści. Westchnęła i spojrzała na Jonatana.
- Dobrze, Wielki Straszny Wilku. Sam powiedziałeś, że jestem uparta. A dziś chyba wyjątkowo. - Nie tracąc czasu, szybko przekształciła się w czarny obłok dymu, po czym mignęła między nogami wilkołaka, zamieniając się w klacz o hebanowej maści. Mężczyzna – chcąc czy też nie – znalazł się na jej grzbiecie. Prychnęła, każąc mu przy tym się uspokoić.
        Po krótkiej chwili pogalopowała cicho, byleby być jak najdalej od smokołaka. Gdy tylko znalazła się na bardziej równym terenie, pobiegła szybciej. W głowie odwzorowywała mapę, którą wcześniej przedstawił jej Jonatan. Miała nadzieję, że uda jej się uniknąć kolejnej konfrontacji z wrogiem.
        Biegła już dłuższy czas, ciągle oglądając się za siebie. Wzrokiem wypatrywała jakiejś wioski, w której mogliby spokojnie się ukryć i, jakimś cudem, wyleczyć ranę Jonatana. Dlaczego zabrała ze sobą wilkołaka? Przecież sam kazał jej odejść... Można by rzec, że to pewna forma podziękowania. W końcu on ocalił ją, została przygnieciona przez smokołaka, i jeszcze przy tym ucierpiał...
Prychnęła, co w jej obecnej formie zabrzmiało, jakby się zmęczyła. Przyspieszyła.
Jonatan
Rasa:
Profesje:

Post autor: Jonatan »

- Jesteś... głupia... - mamrotał pod nosem, bezwładnie leżąc na grzbiecie Camelii. Nie byłby w stanie teraz dojrzeć choćby wyciągniętej przed sobą dłoni, a wszystkie bodźce docierały do niego z ogromnym opóźnieniem. Teraz to już na pewno nie zdążą uciec komukolwiek. Gdyby tylko posłuchała go...
Zrezygnowany postarał się objąć jej szyję, żeby beznadziejnie nie zlecieć na ziemię. Musiał przyznać przed sobą, że mimo próba odratowania ich obojga wciąż wydawała mu się lekkomyślna, dziewczyna zaimponowała mu uporem. Charakterna osoba.
Oddychał głęboko i szybko, żeby wprowadzić jak najwięcej tlenu do krwi. Zaczynało mu jej brakować, to chociaż wykorzysta ją jak najlepiej będzie potrafił. Przyniosło to znośny rezultat, gdyż zaczął już odróżniać kolory. Szczególnie wpadł mu w oko karmazyn płynący spod jego żeber, a lądujący na udach galopującego wierzchowca. Zachmurzył się. Raz w życiu raniono go srebrem, i jeśli dobrze pamiętał, to udało mu się tą ranę załatać. Naturalnie nie działała żadna z tradycyjnych metod leczniczych, gdyż była to rana przeklęta. Srebro wypalało otwarcie od środka, jednak nie tamowało krwotoku, a wręcz przeciwnie, sprawiało, że był jeszcze bardziej obfity. Było to jednak tak dawno temu...
Przebijając się przez zakamarki pamięci, odszukał to, co umysł chciał już schować. Zebrał się na uniesienie do góry, które odezwało się uczuciem rozdzierania w okolicach mostka. Spojrzawszy na drogę przed sobą, wydyszał Camelii do ucha:
- Teraz w prawo. Znajdź jezioro otoczone kręgiem kamieni, będzie na zachód od tej drogi. Wrzuć mnie do wody, całego...
Zablokowany

Wróć do „Góry Dasso”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości