Góry Dasso[Górskie zbocza] Przeprawa na południe

Rozciągające się od Równin Andurii aż po Równinę Maurat góry z wierzchołkami pokrytymi wiecznym śniegiem, przeplatane zielonymi dolinami i niebezpiecznymi przełęczami, zamieszkałe przez dzikie zwierzęta i legendarne potwory. Góry otaczają i chronią przed niebezpieczeństwami Szepczący Las, dając mu w ten sposób spokój.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Leśni z zaciekawieniem obserwowali rozwój wypadków, co rusz komentując albo śmiechem albo krzykiem. Nie tylko profesorowie przyjęli nokaut krasnoluda z aprobatą, Gotlandczykom również spodobało się to na tyle, że pochwalili smoka. Zdecydowanie ludzie potrzebowali takiego momentu odprężenia, całość przyniosła im niesamowicie dużo siły, a kiedy trzeba było ruszać dalej, przyjęli to z wielkim zniechęceniem i niezadowoleniem. Ale cóż, przecież nie mogli zostać tutaj wiecznie, mieli zadanie do wykonania, pora było porzucić ciepło i przyjazną atmosferę oraz stawić czoła zimnu.
Kiedy Dar podszedł do Loringa, z blondynem było już wszystko pozornie dobrze. Nie odczuwał żadnego bólu, a wzrok mu się ustabilizował, jednak uznał iż musi powiedzieć smokowi co się dzieje. Głównie dzięki niemu melmaro jeszcze żyje, to on postanowił mu towarzyszyć i pomóc zlokalizować Setiana.
- Słuchaj… Musimy porozmawiać… - Wojownik przywołał jeszcze do siebie gestem dłoni swych towarzyszy, tak by każdy miał okazję usłyszeć co ma do powiedzenia. Złotowłosy szczegółowo przedstawił im to co się dowiedział, że został mu tydzień normalności, że za dwa tygodnie przestanie być samodzielny, że jeśli za miesiąc nie znajdzie się w domu, zginie. Każdy słuchał w ciszy, jednak po skończeniu mowy na twarzach leśnych panował szok.
- Wracamy. – Odezwał się nagle Urgoth. – Wracamy do domu, zemsta nie jest warta twojego życia. Każdy zrozumie dlaczego to zrobiliśmy.
- Zgadzam się. – Przytaknął Pequris. – Twoje życie jest najważniejsze, nie można pozwolić by jego kosztem zginął Setian. Zbyt duże poświęcenie.
Każdy leśny zgadzał się z tymi słowami, każdy myślał identycznie, jednak nie Loring.
- Chcecie wracać? To śmiało, wracajcie. Jeżeli mam umrzeć, to umrę, trudno. Zrozumcie, że dla mnie zemsta jest wszystkim. Chcę chociażby spojrzeć mu w twarz i zapytać… Zapytać dlaczego zabił mi brata. Jeżeli tego nie zrobię to i tak moje życie straci dla mnie jakikolwiek sens… Rozumiem, że się o to troszczycie, ale odpowiedź brzmi nie. Nie możecie mnie zmusić. Musiałem wam powiedzieć ponieważ na to zasługujecie, jednak nic się poza tym nie zmienia. Wciąż naszym priorytetem jest odnalezienie zbrodniarza. Odnalezienie i jego ukaranie.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Dérigéntirh z uwagą wysłuchiwał słów Loringa. Niewątpliwie nie oznaczały one niczego dobrego, a wprost przeciwnie. Były powodem do wielkiego niepokoju. ”Musimy się spieszyć. Ma szczęście, że spotkał akurat nas. Normalnie nie miałby najmniejszych szans, sama droga zajęłaby mu o wiele więcej czasu. A tak może lecieć na smoku i zdecydowanie szybciej się przemieszczać. Największym problemem będzie wywróżenie, gdzie ów Setian się znajduje i znalezienie go w tym miejscu. Niestety Ilever nie lubi, gdy mu się daje ograniczenia czasowe. A może mu o tym nie mówić, żeby się nie stresował? Nad tym lepiej zastanowię się później.” Przysłuchał się jeszcze wymianie zdań pomiędzy Loringiem i pozostałymi melmaro. Ci stanowczo chcieli wracać do ich ojczyzny, ale sam Loring sprzeciwiał się temu. Rozumiał, dlaczego chce to zrobić. Sens życia daje posiadanie własnego celu, a jeżeli ten znajduje się poza zasięgiem i nijak nie można do niego dotrzeć, do robi się nieprzyjemnie.
- Jeżeli zostało siedem dni, w których będziesz posiadać pełną sprawność – powiedział Dérigéntirh – to powinniśmy czym prędzej wyruszać. Dzięki nam możecie w najszybszy możliwy sposób podróżować, oczywiście nie licząc teleportacji. Droga nie zajmie nam zbyt dużo czasu, jednak inaczej może być, kiedy tam dotrzemy. Dlatego czym prędzej idźmy dalej.
        To powiedziawszy, ruszył w stronę wyjścia z jaskini, dając znak towarzyszom, aby podążali za nim. Byli żegnani przez rozradowanych profesorów, pozbawionych dzięki nim kilku godzin marudzenia krasnoluda. Smok uważał, że nie powinni tak zostawiać tego wszystkiego, jednak przed wszystkim musieli się spieszyć. Zresztą, Weihlonder i tak nie zgodziłby się oddać mu srebrnego diademu. W sumie, Dérigéntirh także nie. Był dla nich zbyt cenny, aby mogli go oddać tak po prostu pierwszej lepszej spotkanej osobie. Smok nie przywiązywał się do przedmiotów, ale ten akurat był wyjątkowy. W dodatku to Weihlonder jakimś cudem zdołał przekraść się przez śpiącego starego smoka i odebrać mu skarb. To, co się stanie po jego przebudzeniu będzie prawdziwym piekłem. I najpewniej bez problemu domyśli się, kto mu mógł zabrać ów diadem.
        Szybko wrócili do rozdroża, gdzie już czekał na nich Weihlonder. Najwyraźniej już przeszła mu radość po odnalezieniu diademu, bo na melmaro nie zwrócił najmniejszej uwagi. Ruszył w jeden z korytarzy, zrównawszy krok z bratem, znowu wyprzedzając pozostałych.
- Po wydostaniu się stąd musimy na chwilę wpaść do Kryształowego Królestwa. Odrobinę nadrobimy drogi, ale przecież nigdzie nam się nie spieszy.
- Niestety, teraz już tak – przerwał mu Dérigéntirh. - Mamy siedem dni, aby odnaleźć człowieka imieniem Setian.
- Jak to? - zdenerwował się Weihlonder. - Mam spełniać kaprysy ludzi?
- To nie kaprys, to mus.
- Wiesz, w ogóle nie wiem, dlaczego tu jeszcze z tobą jestem. Przekazałem ci, co miałem do przekazania, a ty nic na to nie odpowiedziałeś. To niewątpliwie ważna sprawa, a ty się zajmujesz czymś innym.
- A masz jakieś tropy, cokolwiek, co doprowadziłoby nas do tego Mrocznego Władcy?
- Gdyby tak było, nie przychodziłbym do ciebie.
- Przykro mi, ale z niczego nie potrafię ci znaleźć drogę.
        Na chwilę zapadło milczenie, które przerwał Dérigéntirh:
- Proszę, sam ich nie dam rady szybko przenieść. Wiem, że chcesz się rozdzielić po wyjściu stąd, ale musisz mi pomóc.
- Niech ci będzie – westchnął Weihlonder. - Ale po tym wszystkim lecimy do Szepczącego Lasu.
- Tak zrobimy.
        Zdecydowanie sytuacja pomiędzy nimi zrobiła się napięta. Smoki potrafiły zmieniać samopoczucie w mgnieniu oka, od tak zachowywać się zupełnie inaczej. Dlatego też były niebezpieczne – przez swoją nieprzewidywalność.
        Obrana przez nich droga była na szczęście o wiele łatwiejsza. Już po kilku minutach na nowo pojawiło się światło, dzięki któremu Dérigéntirh mógł zgasić swój płonący miecz. Teren był zdecydowanie bardziej prosty, powoli robiło się coraz cieplej. Czuło się, że powoli zbliżają się do wyjścia.
- Ile trwa podróż z waszego domu do Alaranii tym sposobem, którym tu przybyliście? - spytał Dérigéntirh melmaro, kiedy tylko się z nimi zrównał. Wątpił, by taka podróż zajęła tylko trzy tygodnie. W końcu chodziło tu o przemieszczenie się pomiędzy łuskami Prasmoka, a to były już spore odległości.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Leśni nie byli zadowoleni z decyzji Loringa, jednak słowa smoka przyjęli z ulgą. Zdecydowanie bez nich mogliby jedynie pomarzyć o zdążeniu na czas, nawet gdyby w tej chwili wyruszyli w drogę powrotną. Cóż… Należałoby zacząć od tego, że nie odnaleźliby wyjścia z tego jakże skombinowanego podziemnego systemu.
- Aleś ty uparty. – Mruknął Bakvst, kiedy wszyscy podążyli już za bestią. – Obyśmy go jak najszybciej znaleźli i zabili, musimy bowiem zdążyć na czas wrócić do domu. Gdyby to się nie powiodło, cały ten trud poszedłby na marne, gdyż wszystko to nie jest ani trochę warte twojego życia.
- Dziękuję za to, że mnie rozumiecie i już nie negujecie mej decyzji. – Loring uśmiechnął się, po czym swe słowa skierował do smoka. – Kolejny raz mnie ratujesz… Nawet nie mnie, a nas. Nie wiem jak mogę ci się odwdzięczyć, cały czas zadziwia mnie twoje dobre serce. Myślałem, że smoki są inne, że ludzie ich nie obchodzą. Nie mam niczego co mógłbym ci ofiarować w zamian, a czego byś już pewnie nie widział…
Blondyn ucichł, rozmyślając. Tak, zdecydowanie Darowi należały się podziękowania, a w obecnej sytuacji również i jego bratu, lecz co on mógł im dać? Żadna rzecz materialna nie wywołałaby w nim ciekawości, na magii się nie znał…
Myślę, że ja mógłbym pomóc.” Wojownik przystanął, kiedy usłyszał w swej głowie znajomy już głos, jednak po chwili dołączył do reszty. Coraz mniej dziwiło go to nagłe wtargnięcie prastarego umysłu, coraz płynniej to znosił, i nie miał już takich problemów z odpowiedzią. „Ty, panie? Co masz na myśli…?” „Smoki to bardzo stare istoty, stworzenia które w swych żywotach widziały tyle, co niejeden wielopokoleniowy ludzki ród. Kiedy ktoś ma takie możliwości i perspektywy, przestaje w głównej mierze zwracać uwagę na rzeczy materialne, w tym skarby, a swą ciekawość kieruje ku rzeczom niematerialnym, niemożliwym do nawiązania kontaktu fizycznego. Wiedza, uczucia, wspomnienia – to są czynniki będące dla nich prawdziwym skarbem. Kraina w której żyjesz ma wiele tajemnic które z pewnością by poznał, jednak mam wrażenie iż jednym z zagadnień które go najbardziej zafrasują, jestem ja, a raczej trzymany w twej dłoni miecz. Mógłbym mu wiele rzeczy opowiedzieć. Jemu i Weihlonderowi, jeśli ten zechciałbym posłuchać. Jednak musisz przekazać moją propozycję sam, ja już nie będę ingerował w czyjąś świadomość.” „Dobrze…” Loring szczegółowo zastanowił się nad słowami które otrzymał i uznał, że mnóstwo w tym sensu.
- Dar, chcę ci coś przekazać, pewną… Ofertę nagrody… - Odezwał się melmaro, po czym przekazał wszystko szeptem smokowi. Leśni nie usłyszeli co prawda przekazu, jednak nie pytali, rozumieli, że niektóre rzeczy są prywatne.
Ostrą wymianę zdań między braćmi wojownicy przyjęli w ciszy, nie wtrącając się. Czuli się winni, jakby byli po prostu przyczyną ich waśni, jednak nie przeprosili obawiając się, że odezwaniem się jedynie bardziej zdenerwują starszego smoka. Dalsza droga okazała się zadziwiająco łatwa podług poprzedniej i wojownicy szybko znaleźli się na u wyjścia na zewnątrz. Gdyby wszystko szło tak z płatka, z pewnością wszystko poszłoby po ich myśli…
-Przybyliśmy konno, panie. – Odezwał się Urgoth. – A nasza podróż trwała około półtora tygodnia.
Loring nic nie dopowiedział, a jedynie potaknął głową na znak, że on sam przybył w ten sam sposób i jego droga również wyniosła koło półtora tygodnia.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Dérigéntirh nastawił ucho, kiedy odezwał się do niego Loring. Kiedy zaczynał mówić, uśmiechnął się ciepło, jednak pod koniec mowy melmaro jego uśmiech zniknął. Miał całkowitą rację, większość smoków pogardzała ludźmi jako istotami od siebie niższymi i traktowała je jak szkodniki, które należy tępić przy pierwszej możliwej okazji. Kilka z nich nawet organizowało sobie polowania na ludzi, żądni ich mięsa. ”Ja jednak jestem wyjątkiem od tej reguły, co doskonale pokazuje, jakie ten młodzieniec ma szczęście. Że spotkał mnie, a nie któregoś z moich pobratymców. Cóż, oczywiście jest tu jeszcze Weihlonder, ale jego potrafię kontrolować.” Zdziwiło go natomiast to, że Loring chciał oferować mu coś w zamian. Przecież chyba wyraźnie przedtem zaznaczył, że nie obchodzą go rzeczy materialne. Jednak melmaro miał całkowitą rację, nie posiadał najpewniej niczego, czym mógłby zainteresować smoka. Oczywiście oprócz towarzyszenia mu w dalszej podróży, która jak na razie była całkiem ciekawa.
        Zdziwiła go mocno odpowiedź melmaro na temat tego, w jakim czasie udało im się tu przybyć. Był przekonany, iż musiało im to zająć niebywale dużo czasu. ”Jeżeli dla koni jest to półtora tygodnia, to ciekawe, ile to dla mnie? Może nawet kiedyś bym odwiedził tę krainę, skoro znajduje się tak blisko. Ciekawie byłoby poznać zupełnie nowe miejsce. Tylko jak by tam zareagowali na moją obecność? Ale to najwyżej wtedy, kiedy już zyskam choć chwilę spokoju.”
        Tymczasem dotarli do wyjścia z jaskini, którą smok powitał z zadowoleniem. Może i bardzo lubił odwiedzać Góry Dasso, ale lot nad nimi był zdecydowanie bardziej przyjemny, niż zwiedzanie ich od środka. A teraz mogli się udać w dalszą drogę. Kiedy tylko wyszli na świeże powietrze, Weihlonder odetchnął. Znajdowali się na górskim stoku, po drugiej stornie Dasso. W górze ciągle szalała burza, więc nie straciliby ani chwili, gdyby zdecydowali się ją przeczekać.
        Propozycja Loringa mocno go zaskoczyła oraz zaciekawiła. Owszem, był bardzo ciekaw tego, co może mu przekazać pradawna istota. Nauczył się, że nawet zwykli ludzie mogli posiadać interesujące wspomnienia, a co dopiero tak wiekowy zbyt. Tak więc bez dłuższego zastanowienia zgodził się na jego warunki.
        Weihlonder tymczasem przybrał swoją prawdziwą postać, górując nad nimi. Położył się na ziemi, oczekując, aż skończą wszystko, co musieli. Przypatrywał się oddalonej wiosce, na tyle blisko położonej, aby można było bez trudu dostrzec sylwetki mieszkańców, przemierzających ulice. Znajdowała się u podstaw gór, więc mieli na nią doskonały widok z góry.
- Hm, co powiecie, aby na chwikę się tam udać? – spytał Dérigéntirh, czym zwrócił na siebie uwagę wielkiego smoka. – Szybko bym odwiedził sklep. Zajmie to najwyżej kilkanaście minut.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

- Nie mamy nic przeciwko temu. – Odparli zgodnie mężczyźni, próbując przyjrzeć się ledwo widocznemu dla nich miasteczku. Skoro miało potrwać to tylko chwilę, nie działało to im jakoś specjalnie na szkodę, a przecież nie mogą niczego zabronić smokowi. Zresztą… Nawet tego nie chcieli, zasłużył na wszystko co zechce.
Słyszysz mnie, Dérigéntirhu?” Cichy głos pradawnego dotarł do smoka, jednak nie rozległ się w środku jego świadomości, a gdzieś na uboczu, dużo słabiej słyszalny. „Tym razem nie będę wchodził w twe wnętrze, a zostanę na samej granicy, bylebyś mnie tylko słyszał. Jeśli dokładnie mnie rozumiesz, to mogę już przejść do tego co cię interesuje. Otóż z pewnością chcesz poznać tajemnicę Yogoturamy, miecza Loringa? Opowieść jest skomplikowana, a jej początek nie ma z tym przedmiotem nic wspólnego, jednak jest niezbędny do zrozumienia całości, tak więc wysłuchać będziesz musiał wszystkiego co uznam za potrzebne. Ale zanim zaczniemy, powinieneś wiedzieć, że oręż ten tak naprawdę nie zwie się „Yogoturama”, a jego prawdziwe miano brzmi „Vraelth uni Pequa Xia”. Jest to zapomniana już mowa którą aktualnie znam najprawdopodobniej tylko ja, a dosłowne tłumaczenie na używane języki brzmi „Mistyczny miecz stworzenia”. A teraz przejdźmy do wyjaśnienia tego co niewyjaśnione, rozproszenia zalegającą mgłę tajemnicy.
Jak już miałeś okazję słyszeć, moja kraina nie ma nazwy. Tak przynajmniej twierdzą jej mieszkańcy, lecz jest to nieprawda – ale sądzę, że doszedłeś od razu do takiego wniosku. Królestwo to ma nazwę, nazwę którą znam ja, jednak której nikomu nie powtórzę. Każda drobinka materii wchodzącej w skład całokształtu świata ma swoją nazwę i miejsce. Istnieją nazwy sztuczne, wymyślone przez ludzi, czego przykładem jest „Yogoturama”, lecz istnieją również miana prawdziwe, nazwy przepełnione mocą, tajemnicą i historią, istniejące w prastarych, przepełnionych potęgą mowach, tak jak rzeczywista nazwa tego oręża. Ludzie zamieszkujący mój dom są bardzo inteligentni, a przynajmniej specjalni magowie i myśliciele, którzy doskonale zdają sobie sprawę z podziału mian, co skutecznie rozpowiedzieli na całym jego terytorium. Ludzie przestali nadawać jej sztuczne miana, w poszukiwaniu tego prawdziwego, jednak ono wywodzi się z samego początku i przepełnione jest złem zdolnym doprowadzić do katastrofy większej niż wielka wojna, która prawie wyeliminowała cały gatunek ludzki mego domu. Ludzie potrafią być mądrzy, zbierać wiedzę, mieć w sobie „dar”, jednak nie wszystko da się osiągnąć pracą i ambicją. Niektóre elementy są niemożliwe do opanowania, mówię tutaj o wiedzy niesionej wiekiem oraz samą naturą istnienia. Poza tym ja stworzyłem gatunek ludzki, a raczej zaopiekowałem się jego pierwszymi przedstawicielami i pomogłem im się ukształtować na styl mi odpowiadający. Rozumiem, że wiele rzeczy może być sprzecznych z twoją wiedzą i poglądami, jednak nie zapominaj, że cały czas mówię o swoim „świecie”. Pamiętaj: Świat ma jednego stwórcę i jest nim prasmok, jednak każda jego łuska posiada własnego ojca któremu zawdzięcza to i owo. Wracając do sedna postaci – prawdziwa nazwa zmienia się tak jak ludzie, rzeczy, natura. Wszystko podlega działającym na nie czynnikom które kształtują na swą chęć. Najwyższa pora podjąć się czegoś niezwykle trudnego, niemożliwego dla jednego – nie ważne jak potężnego – maga, czyli odnalezienia prawdziwego miana krainy. Tego nowego, będącego sednem obecnego królestwa, nie symbolem zamierzchłej przeszłości.
By zrozumieć czym jest „Vraelth uni Pequa Xia”, musisz chociaż trochę pojąć to czym jestem ja. Otóż kiedy zaczynał powstawać świat, energia wyzwalana przez prasmoka i wszystkie duchy stworzenia była tak olbrzymia, że jej część została w strukturach ziemi, swym istnieniem zakłócając porządek i harmonię. Nadnaturalna esencja musiała być kontrolowana, w innym przypadku działy się katastrofalne w skutkach rzeczy. Tak stało się chociażby w mym domu. Ziemia stała się matką przeraźliwych kreatur składających się w całości z przesiąkniętej mrokiem energii, opętanych i zniewolonych czarnymi więzami upiorów. Potwory te niszczyły wszystko na swojej drodze, każdą roślinę, każde życie, z czasem nawet zaczęły atakować siebie nawzajem.
I wtedy narodziłem się ja, zmaterializowany dowód nieustannego dążenia do równowagi – podstawowej zależności świata. Jeżeli miałbym ci przedstawić jakoś mój wygląd, moją postać… Kazałbym ci sobie wyobrazić smoka – gdyż porównując do żyjących obecnie istot, właśnie jego najbardziej przypominałem -, lecz nie identycznego z tobą. Nie posiadałem łusek, nie potrafiłem latać, ziać ogniem ani wnikać w umysły innych. Przynajmniej na samym początku, dopiero z czasem wszystko zaczynałem opanowywać. Od moich pierwszych dni wszystkie złe istoty dostrzegły we mnie zagrożenie i zaczęły na mnie polować, na szczęście i na to wszechmatka znalazła rozwiązanie – przyspieszyła bowiem moje dorastanie, czyniąc mnie osobnikiem w pełni rozwiniętym. Poza tym od innych istot różniłem się czymś do tej pory niespotykanym. Otóż moje ciało w całości składało się z nienazwanego – bowiem tylko ja jeden takowy posiadałem – materiału, który mogłem dowolnie kształtować, rozrastać i kurczyć. Do czego zmierzam? Mogłem stać się z małej istotki podobnej rozmiarami do człowieka wielką bestią której kontury zasłaniały słońce. Nie potrafiłem się zmieniać swej postaci na ludzką tak jak dzisiejsze smoki – a raczej Alarańskie, gdyż moje nadal tego nie potrafią – jednak me ciało pozwalało przyjmować mi człowieczą formę przy zachowaniu wszystkich atutów.

Pradawny umilkł na dłuższy czas, pozwalając smokowi zastanowić się nad tym co usłyszał, może nawet przekazać bratu. Poza tym możliwe, że Dar zechce następnej części wysłuchać dopiero po załatwieniu swych spraw w miasteczku, kiedy znów znajdzie się w przestworzach i będzie miał mnóstwo czasu na uważne słuchanie i analizowanie tego co usłyszy.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Ucieszył się, że melmaro wyrazili zgodę na krótką przerwę w dalszej podróży. Musiał coś zdobyć w tym sklepie, a wątpił, by coś takiego sprzedawano gdziekolwiek indziej, niż tutaj, u podnóży Gór Dasso. A przynajmniej w tak dobrej formie. W końcu musiał zdobyć jakiś prezent dla Ilevera, aby przekonać go do odprawienia tej wróżby. Doskonale wiedział, jakie ma podejście do tego typu ludzi. Ale sądził, że jeżeli otrzyma ten przedmiot, raczej nie będzie zbyt wybredny. Ruszył więc górskim szlakiem, ciągnącym się wzdłuż góry. Podążanie nim powinno go szybko doprowadzić do wioski. Obrócił się jeszcze i zapytał Weihlondera:
- A ty? Zostajesz tutaj?
        Wielki smok potrząsnął głową, spojrzał na niego przenikliwym wzrokiem i odpowiedział w Mowie Smoków:
- Nie, nie zamierzam znowu na ciebie czekać. Zapoluję trochę, od jakiegoś czasu nie miałem niczego w ustach. A przynajmniej niczego dobrego.
        Dérigéntirh przytaknął, a jego brat wzbił się w przestworza, znikając z oczu, zanim zdołali dostrzec, gdzie leci. A przynajmniej dla melmaro. Wzrok złotego smoka potrafił przejrzeć iluzje, więc zobaczył, że Weihlonder kieruje się na zachód. Wzruszył ramionami, po czym machnął ręką do melmaro, aby podążali za nim. Jednocześnie usłyszał głos pradawnej istoty, dochodzący do niego z pogranicza jego umysłu. Od razu mu odpowiedział <<Tak, słyszę i wsłuchuje się.>> Sądził, że miło będzie iść, jednocześnie słuchając tego, co ma mu do opowiedzenia pradawny. Szedł w dół szlaku, w stronę wioski, jednocześnie zważając na to, co słyszy.
        Niewątpliwie to, co mówiła mu owa istota było niezwykle wręcz ciekawe. Zafascynowały go jego słowa, a w tym samym czasie uważał, aby iść odpowiednią drogą. Doskonale zdawał sobie sprawę, że każda z łusek Prasmoka jest oddzielnym światem, każdy z własną historią, religią i kulturą. Dlatego właśnie to życie było takie niezwykłe. Nawet, jeżeli poznał już niemal wszystkie tajemnice Alaranii, to nadal pozostawała niezliczona liczba innych łusek, tylko czekających na to, aby je zbadać. Dla Dérigéntirha, który pragnął tylko i wyłącznie wiedzy, nowych doświadczeń i pomocy dla innych, był to prawdziwy raj. Dlatego też był w życiu taki zadowolony – dla niego było ono niemal idealne.
        To, że w końcu poznał istotę bycia tej niezwykłej istoty, bardzo go ucieszyło. Zdecydowanie przez najbliższy czas będzie jeszcze bardziej szczęśliwy, niż zazwyczaj, zwłaszcza, że pradawny najwyraźniej pragnął się z nim podzielić jeszcze większą ilością informacji. Ale te chciał zachować na dalszą podróż, kiedy będzie mógł się rozkoszować zarówno lotem, jak i zbiorami całkowicie nowych historii. Tak więc teraz odpowiedział pradawnemu swoją myślą <<”To wszystko jest doprawdy niezwykłe, sprawia to rozkosz moim myślom, jednakże wolałbym, abyś w obecnej chwili powstrzymał się od tego. Muszę teraz znaleźć przedmiot, którego łatwo nie będzie znaleźć. Jeśli zapragniesz, resztę tej historii wysłucham później.”>>
        Zbliżyli się do wioski, była już na tyle niedaleko, aby móc bez problemu ją ujrzeć w całej okazałości.
- Tak właściwie, to gdzie leży ta wasza kraina w odniesieniu do Alaranii – spytał ich.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

W porządku, zajmij się pierw tym co nie wymaga zwłoki.” Odezwał się pierwotny, po czym całkowicie zniknął ze strefy pozwalającej Darowi wyczuć jego obecność.
Leśni nie zdziwili się na nagłe zniknięcie Weihlondera, po prostu już do tego przywykli. W czasie podróży w stronę miasta rozmawiali ze sobą i podziwiali widoki, ciesząc się z tego, że droga nie jest już tak niebezpieczna jak wcześniej.
- Może pogramy w skojarzenia? – Odezwał się nagle Vernary, mając na myśli jedną z gotlandzkich, słownych gier na zabicie czasu. – Nie pamiętam kiedy już ostatni raz to robiłem, a wy? Albo nie, zagadki! Tak, zagadki to coś w czym nie macie ze mną szans!
Pozostali melmaro skwitowali to jedynie śmiechem, ochoczo zgadzając się na propozycję. Tak, w tej chwili nie potrzebowali niczego tak bardzo jak zapomnienia. Zajęcia miejsc przy ognisku i rozkoszowania się towarzystwem, śmiejąc się, pijąc i bawiąc. Nie potrzebowali niczego tak bardzo, jak tego by po prostu było jak dawniej, jak w domu…
- Często chodzi z głową w chmurach, jednak pracuje pod ziemią, w rurach. – Powiedział Loring uśmiechając się.
- Oj weź, nawet dziecko by to wiedziało! – Urgoth zrobił imitację obrażonej miny. – Przecież to oczywiste, że chodzi ci o Baltazara! No to teraz ja, specjalnie dla ciebie. Mimo jednej nogi, a rąk czterech, nikt jej nie dogoni, ma kolorowe rogi.
- Nie kłam, ugua nie ma kolorowych rogów. – Zaśmiał się Bakvst. – Poza tym kiedyś się z nią ścigałem, nie pamiętasz?
- I przegrałeś. – Skwitował z szerokim uśmiechem Pequris, na co obruszył się adresat jego słów.
- Tak, ale brakowało mi tak niewiele, jak jeszcze nikomu przedtem!
Pozostała część drogi upłynęła wojownikom wesoło na rozmowie i śmiechach, a kiedy dotarli do celu wędrówki, zaciekawieni wojownicy uważnie przyglądali się roztaczającemu się przed nimi miastu.
- Nasz dom znajduje się na północny zachód od waszej krainy. – Odezwał się Loring w odpowiedzi na zadane przez smoka pytanie.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Dérigéntirhowi spodobała się gra w zagadki, którą melmaro zdecydowali się umilić sobie czas. Sam osobiście także je uwielbiał i najpewniej dołączyłby się do gry, gdyby nie to, że większość zagadnień używana przez ludzi była mu całkowicie nieznana, takich nazw nigdy wcześniej nie słyszał w swoim długim życiu, co doskonale przedstawiało to, że nadal jest wiele rzeczy, o których nic nie wie. ”Specyfika występowania wielu światów. Posiadamy rzeczy, jakich nie ma ten drugi świat. To bogactwo jest niezwykłe i żadna istota nigdy nie zgłębi wszystkich sekretów. No, może nie licząc Prasmoka, ale on jest pogrążony w głębokim śnie.
        Zamiast więc zgadywać razem z nimi, zajął się sporządzaniem w głowie mapy prądów powietrznych. Był w tym dobry, więc już po chwili miał w umyśle przypuszczalną trasę, którą udadzą się do ich celu. Dosyć precyzyjnie ją określił, jako że doskonale znał występujące w tamtych rejonach wiatry, przelatywał tamtędy wiele razy. Z jego obliczeń wynikało, że powinni tam dostrzec w ciągu kolejnej godziny, oczywiście, jeżeli wszystko ułoży się jak najlepiej. W najgorszym razie podróż zajęłaby im jedynie kilka godzin, co zważywszy na tę odległość było całkiem niezłym osiągnięciem. Pieszo melmaro musieliby najpewniej iść kilka tygodni. ”Hmm, Loring chyba nie musi się aż tak bardzo obawiać, że nie zdąży na czas. U Ilivera spędzimy pewnie dzień lub dwa, ale raczej nic ponad to. Pozostanie tylko udanie się do owego miejsca, co naturalnie nie zajmie nam zbyt dużo czasu i odnalezienie w owym miejscu tej osoby, co także nie powinno nam sprawić większych kłopotów. O ile ten się gdzieś nie przyczaił, ale każdego można jakoś wywabić.”
        Idąc, zaczął wygwizdywać wesołą melodię pochodzącą z pieśni „Białe Kwiaty”. Lubił tę piosenkę, zawsze pozwalała mu odzyskać dobry humor i zadowolenie. W tej chwili co prawda nie było takiej potrzeby ale szczęścia nigdy nie było zbyt dużo. ”Trzeba się nim cieszyć, ile tylko można, bo szybko można je stracić.”
- Północny-zachód – zamyślił się smok. - Interesujące...
        Dlaczego spytał? Może kiedyś by się tam wybrał, gdyby dopadł go problem egzystencjalny. W przeszłości już nieraz tak było, wtedy bywał dosyć... niekontaktywny, co było niezwykle irytujące dla otaczających go ludzi. A teraz po prostu mógłby zerknąć na tę ich bezimienną krainę. Choć z drugiej strony takie problemy nie dotykały go nazbyt często, może uda się do Gotlandu za jakieś... pięćdziesiąt lat? Czas pokaże.
        Tymczasem zeszli już z górskiego zbocza i wioskę mieli centralnie przed sobą. Dzieliła ich od niej tylko niewielka równina, którą szybko przebyli. Wkrótce znaleźli się pomiędzy drewnianymi zabudowaniami. Domy nie były nazbyt porządnie zbudowane, w przeciwieństwie do magazynów, których żelazne okucia mocniały całą konstrukcję. Nie było wątpliwości, że znajdują się w górniczej osadzie. I takiej właśnie Dérigéntirh potrzebował. Na ulicy nie było dużo przechodniów. W większości byli to ludzie, choć znalazło się także kilka elfów. Wszyscy tylko obrzucali ich krótkim spojrzeniem, po czym mijali ich, zajęci własnymi sprawami.
- Wypatrujcie sklepu – nakazał im melmaro. - Im szybciej go znajdziemy, tym prędzej będziemy mogli ruszyć dalej.
        Jednocześnie zaczął przeszukiwać torbę, szukając swojego mieszka z pieniędzmi. Znalazł go jak zwykle spoczywającego na samym dnie, w kącie torby. Wyciągnął go i zważył w rękach. Miał tam dostatecznie dużo, aby pozwolić sobie na niemałe wydatki. A nawet, gdyby zabrakło mu funduszy, to zawsze mógł wrócić do swojej ukrytej jaskini i sprzedać jakiś złoty kielich wysadzany diamentami sprzed dziewięćset lat. Torbę z powrotem zamknął, a mieszek pozostawił w dłoni. Razem z melmaro wypatrywał sklepu, chcąc jak najszybciej zakończyć tę sprawę.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Wojownicy z ciekawością przysłuchiwali się śpiewanej przez Dara piosence. Może różniła się znacznie od tych wywodzących się z ich domu, jednak była ciekawa i miła dla ucha. No i zawsze dobrze było poznać coś odmiennego.
Wojownicy spokojnymi krokami poruszali się za smokiem, zmierzając do wciąż przybliżającej się osady. Gdy znaleźli się już na miejscu, mieli okazję dokładnie przyjrzeć się stojącym tutaj zabudowaniom i panującej atmosferze.
- Czy w całej Alaranii miasta i osady przypominają tą tutaj oraz Fargoth? – Zapytał Urgoth, marszcząc delikatnie brwi. – Pytam, ponieważ u nas skupiska ludzkie są bardziej… wspaniałe. Oczywiście nie mam na celu obrażenia twego domu, panie. Po prostu jestem ciekaw.
Loring oraz pozostali melmaro musieli zgodzić się z przedmówcą. Zdecydowanie Alarania była piękną krainą, a przynajmniej piękne były niektóre jej obrazy. Jak bowiem mogli oceniać królestwo którego tak naprawdę nie znali? Mimo wszystko w głębi serca byli przekonani o tym, iż ich dom swym blaskiem dałby radę przyćmić ich obecne miejsce pobytu, ale temu nie ma się co dziwić, przecież każdy będzie miał swój dom za ten najbardziej doskonały, prawda?
Brakowało im tutaj namacalnej więzi z naturą, z przyrodą. Tutaj również było pełno niesamowitych stworzeń, jednak wszystkie były im obce, nieznane. W domu znali dokładnie każdą istotę, a w okolicy Klanu czuli się niczym na rajskiej łące. Trochę inna sprawa miała się z ludźmi, owszem. Każdy kto wiedział, że są melmaro – a takich było tylko kilku – traktował ich z dystansem. Zresztą, oni również nie spoufalali się z każdym, wewnątrz-klanowe społeczeństwo wystarczało im w zupełności. Czy przez to wcale nie zwiedzali swego kraju? Ależ skąd, wręcz przeciwnie. Niejednokrotnie Gotlandczycy wysyłani byli w misjach dyplomatycznych w różne części państwa, a kiedy działo się naprawdę źle, działali jako Wykwalifikowana Grupa Elitarnych Tropicieli – WGET. Oczywiście jaka sprawa by to nie była, zawsze działali w przebraniu, przecież nikt nie musiał wiedzieć, że tak naprawdę stoi za tym Gotland, prawda?
Mężczyźni nie byli dokładnie pewni tego jak owy sklep ma wyglądać, stąd ich początkowe skonfundowanie, jednak po chwili ich uwagę przyciągnął jeden z budynków przez wzgląd na to, iż dużo osób do niego wchodziło i wychodziło.
- Dar, o ten budynek ci chodzi? – Zapytał blondyn, dłonią wskazując na wspomniany obiekt.

*****

- Daleko jeszcze? – Rozległ się szorstki, ochrypły głos, głos który wydobył się spod czarnego materiału skutecznie zasłaniającego twarz mówcy. Czarna szata skutecznie skrywała ciało i chroniący je ubiór przed wzrokiem innych, a maska odsłaniała jedynie oczy, nie pozwalając na określenie kim tak dokładnie jest mówiący.
- Nie wiemy, zrozum B. – Odpowiedział inny, tak samo ubrany. Nie tylko oni dwaj skrywali swe oblicze przed światem, poza nimi tak samo prezentowało się jeszcze dwóch osobników. – Wytropienie go jest bardzo trudnym zadaniem, do tej pory maskował swoje ślady, jednak z nieznanych nam powodów przestał tak bardzo się tym zajmować, przez co dotarły do nas szczątki informacji o jakimś jego powiązaniu z rebelią w mieście zwącym się Turmalia, dlatego też od tamtej lokacji musimy zacząć i tam się właśnie udajemy. Powinniśmy być na miejscu za kilka dni, jednak staramy się dotrzeć jak najszybciej, by nie zdążył opuścić miasta – o ile faktycznie w nim jest.
- Myślicie, że będzie chciał współpracować? – Głos trzeciego osobnika do złudzenia przypominał dwa poprzednie. Dlaczego oni wszyscy brzmią tak samo? – Może się stawiać.
- Niby dlaczego miałby to zrobić? Oferujemy mu życie i ochronę przed Gotlandzkim ścierwem. Nie spodobać może mu się jedynie przetransportowanie z powrotem do krainy, jednak musi to przeżyć, tylko tam stanie się jednym z nas.
- Jednym z nas… - Wreszcie i czwarta persona postanowiła się odezwać, poprawiając w międzyczasie swe ułożenie na końskim grzbiecie. – Czy on w ogóle wie kim jesteśmy?
- Nie może wiedzieć, bo jeśli wie, to wie również cały Gotland. – Skwitował surowo B. B, czy aby na pewno? Każdy był identyczny… - Pamiętajcie, że jesteśmy jak oni – niewidzialni, nikt o nas nie wie. Jednak trzeba przyznać, istniejemy tak długo jak oni, a ostatnie tysiąclecia były dla nas okresem wegetacji… Dobrze, że pan wreszcie nas przebudził i nakłonił do działania. Kiedy tylko Setian do nas dołączy, staniemy się gotowi, a Gotland zaleje się krwią, po czym padnie przed nami na kolana.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Wypatrywanie budynku przerwało pytanie jednego z melmaro. To pytanie trochę go zdziwiło, lecz odpowiedział szybko.
- Alarania jest bardzo różnorodnym miejscem – odrzekł smok, zastanawiając się, jakie miejsca mógłby podać za przykład. – Na południe od nas znajduje się Szepczący Las, w którym mieszkają elfy. Tam zdecydowanie znajdują się budynki wspanialsze od tych, które zobaczycie tutaj. Zwłaszcza Kryształowe Królestwo jest doprawdy pięknym miejscem, gdzie budynki jak z kryształów współgrają z przyrodą. Jest także Efne, tam miejscowi dekorują niemal każdy budynek. Posiadamy zarówno budynki praktyczne, proste, jak i wzniosłe, udekorowane. To zależy, na jakim regionie Alaranii się aktualnie znajdujesz.
        Może i nie musiał tego tak rozlegle opowiadać, ale przecież po coś zwiedził tę swoją krainę wzdłuż i wszerz. Był w niemal każdym miejscu, tylko Pustynia Naher pozostawiała dla niego wciąż miejscem nieznanym. Planował tam się wkrótce udać, aby móc się w końcu chwalić, że widział na własne oczy całą Środkową Alaranię. W dodatku jego smocza pamięć zapewniałaby mu to, że mógłby opisać każde z tych miejsc tak, jakby widział je wczoraj. Niewątpliwie taka umiejętność byłaby czymś niezwykłym.
        Kiedy Loring wskazał mu jeden z budynków, Dérigéntirh uśmiechnął się, widząc znajdujący się nad nim szyld, przedstawiający mieszek z pieniędzmi. Dosyć prosty to był znak, ale przecież nie można było oczekiwać, że najpewniej jedyny kupiec w okolicy będzie się starał nad stworzeniem własnego. W końcu nie miał tu żadnej konkurencji, nie musiał się wyróżniać z tłumu, który nie istniał.
- Tak, to zdecydowanie sklep – powiedział, kierując się w tamtą stronę. – Dobry masz wzrok.
        Gdy zbliżył już się do samych drzwi, otworzył je i wszedł do środka, przepuszczając wcześniej jakąś elfkę o długich, jasnych włosach i zielonych oczach. Wewnątrz znajdowało się dość sporo osób, więc kolejka do lady sklepikarza także była nielicha. Dérigéntirh westchnął. On sam posiadał dość dużą cierpliwość, zwłaszcza miarą ludzką. Mógł czekać nawet kilka godzin i nie dostrzegłby tego, ile już minęło. Ot, specyfika jego długiego życia. Natomiast nie wiedział, jak sprawa ma się z melmaro. Zależało im na pośpiechu, a tutaj mogą jeszcze przebyć nie kilkanaście, lecz kilkadziesiąt.
- Wybaczcie, nasz pobyt tutaj może się trochę wydłużyć – powiedział do towarzyszy na tyle cicho, żeby tylko oni mogli to usłyszeć.
        Jednak nie udało mu się to do końca, bo jego zdanie usłyszała jeszcze owa elfka, która stała przed nimi w kolejce. Obróciła głowę i zlustrowała ich spojrzeniem swych zielonych oczu. Złociste oczy Dérigéntirha niewątpliwie ją zdziwiły, lecz jeszcze bardziej – zbroja Loringa. Odezwała się do nich równie cicho, co smok:
- Nie wyglądacie na tutejszych. Co was tutaj sprowadza i skąd?
        Dérigéntirh uniósł brwi. Nie spodziewał się, że losowo spotkana osoba znikąd zacznie wypytywać ich o takie rzeczy. Z drugiej strony, sam nie miał nic do ukrycia, chętnie by się nią podzielił tym, skąd przybywają, lecz nie wiedział, jak to jest z melmaro. Przeniósł więc na nich pytający wzrok, dając im do zrozumienia, że jeśli nie maja nic przeciwko, to może to powiedzieć.
        Tymczasem gdzieś w kolejce wybuchła kłótnia o rzecz, którą w takiej sytuacji można było się jak najbardziej spodziewać – o to, kto był przed kim. Gniewne okrzyki i wymachiwanie rękami szybko przerodziły się w bójkę pomiędzy człowiekiem i mrocznym elfem. Człowiek posiadał duże umięśnienie, lecz elf był zdecydowanie szybszy. Okładali się pięściami, turlając się po ziemi. Dérigéntirh przeniósł ponownie wzrok na melmaro:
- Pomożecie?
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

- To nic, zaczekamy. – Odpowiedział w spokoju Loring, zajmując miejsce w kolejce. Swoją drogą wojownicy byli bardzo ciekawi co też takiego może kupować smok w zwykłym na pozór sklepie. Gotlandczycy rozglądali się ciekawo po wnętrzu budynku, a kiedy odezwała się do nich elfka, uważnie zlustrowali ją wzorkiem. Nie dało się ukryć, że zbroja blondyna – nawet częściowo zniszczona – przyciągała na siebie uwagę.
- Lubimy podróżować. – Odparł Vernary zauważając, że kobieta zwróciła się do nich na „ty”, przy okazji swą ciekawością wykazując się małym taktem, jednak skoro pozwalała sobie na tyle, to czemu on miałby być gorszy? – A dlaczego pytasz i skąd jesteś?
Bójka była czymś co wojownicy oglądali sporadycznie. W klanie nie było nawet mowy o tego typu zachowaniu, a jeśli nawet doszło do zwaśni, konflikt bywał rozstrzygany na zasadzie Gotlandzkiego pojedynku. Ludzie wyznawali zasadę, że lepiej komuś częściowo ustępować siłą, za to znacznie nadrabiać zwinnością i szybkością – co potwierdzała walka. Początkowo i człowiek i długouchy wydawali się być sobie równi, jednak z biegiem czasu siłacz zaczął się męczyć i po prostu nie mógł trafić elfa, który atakował słabiej, jednak znacznie częściej.
- Mamy przerwać bójkę? – Zapytał Loring niepewny intencji Dara. – To jest ich sprawa, dopóki wszystko jest w porządku, nie ma się co wtrącać.
Melmaro uważali, że nie powinno się przerywać walczącym mężczyzną o ile jest sprawiedliwość. Pojedynek był wyrównany, z czego dopiero później zaczął dominować elf, więc ludzie nie widzieli powodu do interwencji. Przynajmniej do momentu, kiedy długouchy zrobił zgrabny unik i mocnym kopnięciem pozbawił mężczyznę przytomności, kładąc go „na deskach”. Gotlandczycy myśleli, że to będzie na tyle, a oni sami będą mogli skinąć z aprobatą głowami dla zwycięstwa osobnika, jednak ten zachowywał się jak gdyby nie widział, że walka już się skończyła, a przeciwnik jest nieprzytomny, raz za razem kolejne ciosy spadały na twarz człowieka, wyzwalając następne potoki krwi.
- Hej, przestań, on jest nieprzytomny, nie widzisz? Wygrałeś. – Odezwał się głośno Urgoth, a w jego głosie słychać było powoli narastający gniew. Podszedł do elfa, a kiedy ten wciąż nie reagował, złapał gotową do następnego ciosu pięść.
- Wygrałeś, wystarczy, nie słyszysz?!
Melmaro nie spodziewał się tego co zrobił długouchy, dlatego nie miał jak się obronić. Elf mocnym ruchem wykręcił Urowi rękę, podniósł się i sprzedał mu porządne uderzenie w szczękę, posyłając na ziemię.
Widząc to, leśni ruszyli agresywnie do przodu i najprawdopodobniej w kilka sekund zatłukliby istotę na śmierć, gdyby nie Loring, który spokojnie zagrodził im drogę ręką. Blondyn skupił wzrok na elfie, mrużąc przy tym groźnie oczy, co było znakiem tego, że chłodno lustruje osobę i dostrzeże każdy nie planowany ruch.
Tymczasem Urgoth podniósł się, wypluł na bok zgromadzoną w ustach krew i rozmasował miejsce w które dostał, skupiając się na elfie, po czym powiedział zimno.
- Wyjdziemy na zewnątrz?
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Dérigéntirh spojrzał z namysłem na Loringa, gdy ten mu odpowiedział. Niewątpliwym było, że niezbyt często miał okazję oglądać sytuację tego typu, więc nie wiedział także, jak to się najpewniej skończy. Jednak może melmaro potrzebowali zobaczyć to na własne oczy? Oczywiście, mógłby ich uprzedzić, ale zastanawiał się, czy nie lepiej będzie to zostawić tak, jak jest teraz. Ludziom potrzebne są doświadczenia, zwłaszcza, że mają tak mało czasu, aby je przeżyć. Nie mógł im czegoś takiego zabronić.
- Wasza wola – powiedział spokojnie. - Poczekamy, zobaczymy, choć według mnie lepiej byłoby działać z przyspieszeniem. A słowo „dopóki” zostało tutaj wprost idealnie użyte.
        Smok obserwował bójkę kątem oka, bardziej skupiając się na zupełnie czymś innym. Otóż owa elfka, która wprost zadała im swoje pytanie, nie dołączyła się do reszty i nie dopingowała walczących. Odsunęła się na ubocze, mierząc Loringa dziwnym wzrokiem. Najwyraźniej nie miała zamiaru odpowiadać na zapytanie melmaro, dotyczącej jej samej. Nie było to zbyt przyzwoite, ale smok nie miał zamiaru robić z tego jakiejś awantury. Wpatrywał się tylko w jej nietypowe spojrzenie, starając się zgadnąć, co takiego może oznaczać. Nie podobało mu się to, w jaki sposób patrzyła na złotą zbroję melmaro.
        Tymczasem walka dobiegła końca, a zaczęło się zwyczajowe obijanie pokonanego przeciwnika. Dérigéntirh spodziewał się, że w takiej wiosce coś podobnego się stanie. Nastroje mieszkańców nie były najlepsze, magazynowali w sobie złość, która gotowa była się uwolnić w każdej chwili. Było to spowodowane tym, że pracowali ciężko w kopalniach, a żyli, jak widać, dosyć marnie. Najpewniej ich wynagrodzenie nie było najlepsze, co było widać po ich odzieży. Nic więc dziwnego, że musieli się jakoś wyżyć, a to był jeden z najprostszych, aczkolwiek najpaskudniejszych sposobów.
        Smok spojrzał na melmaro jednoznacznym wzrokiem. Jeden z nich zareagował natychmiast, a widać było, że jest zezłoszczony zachowaniem elfa. Jednak pomimo jego działań, długouchy nie zaprzestał okładania pięściami nieprzytomnego przeciwnika. Dopiero wtedy, kiedy człowiek chwycił go za rękę, przestał to robić, ale za to przeniósł swoją agresję na melmaro. Gdy tylko ludzie usłyszeli jego pytanie, podniósł się wielki wrzask.
- Walka! - krzyczeli ludzie, po czym ruszyli w stronę wyjścia.
        Wielki tłum porwał zarówno elfa, jak i melmaro, nie dając im żadnych szans na podjęcie decyzji. Dérigéntirh zdołał tego uniknąć tylko dlatego, że stał na uboczu. Zamiast tego został kilkakrotnie brutalnie popchnięty tak, że w ostateczności skończył przyparty do ściany z obolałą szczęką i ręką.
        Gdy w końcu sklep opustoszał, smok stanął solidnie na drewnianej podłodze i sprawdził, czy z ręką wszystko w porządku. Kość była ustawiona dobrze, więc nie miał się czym martwić. Obrażenia wewnętrzne szybko się zregenerują, pozostawał tylko tępy ból, jaki odczuwał w tym miejscu. Rozejrzał się. W sklepie pozostał tylko on, sklepikarz oraz owa elfka, patrząca na puste wnętrze wzrokiem, który świadczył o tym, że nadal nie rozumie, co się stało. Jakimś sposobem zniknął nawet pokonany mężczyzna, który nie tak dawno leżał nieprzytomny na ziemi.
- Trzeci raz w tym tygodniu – westchnął sklepikarz, choć w jego głosie dało się wyczuć radość. - W czym mogę służyć?
- Pani była tu pierwsza – powiedział Dérigéntirh, spoglądając na elfkę, która wreszcie odwzajemniła jego spojrzenie.
- Nie, ja zaczekam. Ty pierwszy idź – powiedziała stylem równie pozbawionym manier, co przedtem.
        Dérigéntirh podszedł do lady. Uważał, że melmaro poradzi sobie z mrocznym elfem, wszak był szkolonym wojownikiem. Nie pomagał im równie dlatego, że obecna sytuacja umożliwiała mu o wiele szybsze opuszczenie miasteczka i udanie się w dalszą drogę. Postawił więc na ladzie sakiewkę, przyglądając się kupcowi.

        Tymczasem na zewnątrz tłum ludzi, elfów i krasnoludów uformował krąg, w środku którego znajdywał się Urgoth i mroczny elf, który patrzył na niego z wściekłością. Zostali wypchnięci tam niemal natychmiast po „wyjściu” z karczmy, zanim zdołali cokolwiek zrobić. Wokół nich znajdował się wściekłe zbiorowisko kilku ras, które ciągle się zwiększało. Przybywali wszyscy z najbliższej okolicy, byle tylko móc obejrzeć, jak ktoś inny zostanie porządnie pobity. Krzyczeli głośno, dopingując dwójkę do walki. Pozostali melmaro znajdowali się w drugim rzędzie areny stworzonej z ludzi, bez problemu mogli więc z bliska przyglądać się temu, co się działo z ich towarzyszem.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Melmaro zdumiała szybkość reakcji tłumu. Wystarczyło, by tylko Urgoth zapowiedział swoje zamiary względem elfa, by ludność natychmiastowo nakręciła się na kolejną bitkę. Czyżby tak bardzo się nudzili na co dzień, że każda bójka była dla nich niczym woda na popękane usta? Gotlandczycy nie zamierzali się opierać woli większości i próbować zostać w sklepie – zresztą nawet nie byli w nim potrzebni, smok doskonale poradzi sobie w pojedynkę z załatwieniem tego co chce.
Kiedy tylko każdy znalazł się na zewnątrz, od razu sformowane zostało koło z dwójką przyszłych walczących w środku. To jak zgrabnie zostało wszystko zrobione jedynie było swoistym dowodem na to, iż sytuacja taka nie zdarzyła się po raz pierwszy.
- Myślisz, że da sobie radę? – Do uszu mężczyzn napłynęło pytanie zadane w gronie obserwujących.
- No coś ty, głupi? Nie widziałeś jak elf zmasakrował tamtego? A przecież tamten miał trochę mięśni, to tutaj to jakieś chucherko, walka szybko się skończy.
- Mają rację, walka szybko się skończy. – Powiedział spokojnie Loring, obserwując brata. – Urgoth pewnie nawet nie zdąży się rozgrzać.
Owszem, Loring był dość przeciętny jeśli chodziło o walkę wręcz i wielokrotnie przegrywał kiedy pojedynek przenosił się na tą płaszczyznę, jednak leśni byli znacznie zwinniejsi od niego oraz przystosowani do walki kontaktowej, a z tym równała się nie tylko umiejętność walki sztyletem. Zdecydowanie żaden z nich nie dorównywał Setianowi jeżeli chodziło o starcie bez żadnych broni, szatyn bez większego trudu najprawdopodobniej wyeliminowałby elfa, jednak nie czyniło to leśnych słabymi zawodnikami. Walczyć potrafili, a każdą rysę nadrabiali gotlandzką walką do końca.
Urgoth uważnie przypatrywał się przeciwnikowi, a kiedy to co ujrzał go zadowoliło, wolnym krokiem zaczął przybliżać się do elfa z zamiarem sprowokowania go. Może i długouchy potrafił się bić, jednak był przyzwyczajony do pojedynków rodem z karczmy, na zasadzie „kto więcej ciosów wytrzyma”. Walka z leśnym była na całkowicie innym poziomie i jeżeli będzie trzeba, skończy się śmiercią jednego z nich. Człowiek widział jak zręczny jest rywal, było to normalne w przypadku elfów, a przynajmniej logiczne. Dodatkowo był dłuższy i miał odrobinę dalszy zasięg, jednak wszystko to było szczegółem który przestanie się liczyć w walce.
Zniecierpliwiona publiczność zaczęła ich poganiać krzycząc gniewnie i dopingując. Zdecydowana większość – o ile nie każdy z wyjątkiem melmaro – był za nie-człowiekiem. Ten, najprawdopodobniej uwielbiając być w centrum uwagi – rzucił się do przodu, atakując prawym sierpowym głowę Gotlandczyka. Publiczność zawrzała z radości, kiedy wreszcie doszło do otwartej konfrontacji. Leśny odskoczył do tyłu robiąc unik i sprawiając, że pięść przeciwnika przecięła jedynie powietrze, po czym wyprowadził kopnięcie na żebra, jednak elf tak samo wykonał unik. Walczący zaczęli krążyć twarzami do siebie, badając przeciwnika i próbując wymyśleć odpowiednią taktykę. Jednak leśny zdążył już zauważyć, że elfa łatwo sprowokować i zrobił to znów, kolejny raz z sukcesem. Długouchy rzucił się do przodu z zamiarem wgniecenia nosa Ura w czaszkę, jednak ten tym razem nie zamierzał robić całkowitego uniku, a wręcz odwrotnie, swym ciałem przylgnąć do nie-człowieka. Manewr z łatwością zakończył się sukcesem, a leśny wykorzystał impet rozpędzonego ciała do przerzucenia go przed bark. Minęła może sekunda od chwili uderzenia pleców długouchego o twardą ziemię, kiedy Gotlandczyk znalazł się na nim okrakiem i zaczął okładać pięściami jego twarz. Walka skończyła by się już w tym momencie, gdyby nie to, że elfowi instynktownie udało się zrzucić z siebie Urgotha. Jednakże ledwie wstał, a już otrzymał cios w szczękę. Cios potężny, bowiem leśny rozpędził się i dodatkowo wybił jedną nogą w powietrze, przez co impet posłał długouchego dwa metry dalej, oczywiście po ziemi.
Obserwatorzy ryczeli dziko z radości, wszakże mieli doskonałe widowisko, jednak jak widać elfa znali doskonale i woleli, by wygrał swój, gdyż w momencie kiedy walczący stali oddaleni od siebie i ruszyli do ponownego starcia, ktoś rzucił między nich długi sztylet. Elf od początku znajdował się bliżej niego niż człowiek, więc udało mu się pochwycić oręż i od razu zamachnąć w kierunku leśnego, który zdołał odskoczyć. Publiczność ryknęła dziko, a później zamarła, obserwując w skupieniu jak walczący stali oddaleni o kilka metrów od siebie, z czego jeden z nich trzymał w dłoni sztylet – na ugiętych nogach, przyczajony, gotowy do zadania trującego ciosu niczym wąż.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Szybko udało mu się zdobyć pożądany przez niego przedmiot. Okazało się, że miał niezwykłe szczęście, bo pozostał ostatni z całego asortymentu. Gdyby nie to, że większość ludzi została wywabiona na zewnątrz z powodu okazji do bitki, to mogło się zdarzyć tak, że nie zdążyłby już go kupić. Dérigéntirh wziął starannie zapakowany prezent i schował w torbie, aby nie został nawet w najmniejszym stopniu uszkodzony. Ilever miał nad wyraz rozwinięty wzrok, zwłaszcza, jeżeli chodziło o detale podarków, co było niezwykle frustrujące dla każdego, kto chciał w ten sposób mu się przypodobać. Owinął go dodatkowo w kawałek futra, który z niewiadomych przyczyn znajdował się w jego torbie, o wiele pojemniejszej, niż można by sądzić. Wątpił jednak, czy zdołałby zmieścić tam cokolwiek więcej, może oprócz mieszka z pieniędzmi, który wrócił do niego znacznie lżejszy. Sprzedawca wysoko wycenił towar, co jakoś niezbyt go dziwiło, zwłaszcza, że przecież był on ostatnim.
        Smok spojrzał przez okno na ulicę, gdzie niezwykle wielki tłum ludzi i nie tylko zasłaniał mu widok na walkę. Zdołał dostrzec tylko mignięcie pięści, gdy jeden z wysokich elfów, znajdujących się w ostatnim rzędzie, kichnął, tym samym odsłaniając mu na moment niewielką część pola walki. Jednak szybko jego głowa wróciła na miejsce, ponownie odgradzając jego spojrzenie od melmaro. Dérigéntirh zaczął się zastanawiać, czy rzeczywiście powinien wyjść na zewnątrz. Owiście, był winien troszczyć się o swoich towarzyszy, ale wątpił, czy przed końcem walki zdołałby się dopchać odpowiednio daleko, aby móc coś dostrzec. Może i był dosyć wysoki, ale znajdujący się tam ludzie także. Oprócz tego nie lubił, gdy dwoje ludzi, bądź nieludzi, biło się ze sobą zupełnie bez lepszego powodu, tak przynajmniej wynikało z obserwacji smoka. Po co spowodowało to wszystko? Miejsce w kolejce do sklepikarza.
        Postanowił na razie zostać w sklepie, gdzie był stosunkowo bezpieczny od rozszalałego tłumu. Podszedł do ściany obok wyjścia i oparł się o nią, spoglądając na elfkę. Ta czyniła podobnie, lecz w sporym oddaleniu od niego. Nie odwzajemniła spojrzenia, więc Dérigéntirh przeniósł je na sklepikarza i powiedział:
- Nie przeszkodzi wam chyba to, że przez chwilę tutaj zostanę? Niezbyt uśmiecha mi się przebijanie się przez tłum, blokujący całą ulicę, byle tylko udać się dalej, nabawiwszy się przy okazji kilku sińców.
        Sklepikarz wysoko uniósł brwi, najwyraźniej zaskoczony tak rozbudowanym pytaniem. Potaknął głową.
- Oczywiście – powiedział. - Nie robi mi to żadnej różnicy. I wątpię, czy uda ci się choćby otworzyć drzwi. Ulica jest mała, pewnie wszyscy wypełniają całą wolną przestrzeń. Jesteśmy tu uwięzieni, dopóki nie wrócą, zapełniając całe pomieszczenie. Cieszmy się wolną przestrzenią, póki możemy.
        Dérigéntirh uśmiechnął się, gdy wyobraził sobie, jak to będzie wyglądać. Wszyscy będą starali się jak najszybciej wrócić do sklepu, by zająć lepsze miejsca w kolejce. Niedługo zrobi się tutaj tak tłocznie, że będzie musiał przebijać się na zewnątrz. Najpewniej wybuchnie też kilka kolejnych bójek, możliwe, że jeszcze bardziej zawziętych. ”Chociaż, może wypalą się ze złości po tej walce? Ech, kogo ja chcę oszukać, to ich tylko nakręci!” Dostrzegł przy okazji, że w oczach elfki pojawił się dziwny błysk.
- A ty, pani? - odezwał się do niej. - Nie chciałaś przypadkiem czegoś kupić?
        Wiedział, że wykazuje się dość sporym nietaktem, ale teraz akurat zbytnio się tym nie przejmował. Zauważył, jak elfka drgnęła i spojrzała na niego nieco spanikowanym wzrokiem. Przez krótką chwilę milczała, po czym odpowiedziała, nie tracąc z nim kontaktu wzrokowego. I to był jej błąd.
- Przyszłam tutaj tylko po to, aby obejrzeć towary. Chciałam wiedzieć, ile muszę zebrać, aby kupić pewną rzecz.
        Jej ton głosu i mimika była nienaganna, jakby mówiła szczerą prawdę. Ale Dérigéntirh czuł, że kłamie. Po prostu ta spoglądała mu w oczy, dając pole do działania. To był błąd, którego nie można było uniknąć. W końcu ile osób mogłoby poznać, że jest smokiem, a ilu wiedziało, że może wzrokiem wykrywać kłamstwo? Tak, czy owak, zastanowiła go postać elfki. W jego głowie narastało już przypuszczenie, kto to taki może być, ale nie chciał od razu wyciągać błędnych wniosków.
        Opierał się o ścianę karczmy, co chwilą spoglądając przez szybę na ośnieżoną ulicę, czy aby walka się już nie skończyła. Miał nadzieję, że melmaro zdołają szybko załatwić swoje porachunki i będą mogli ruszyć w dalszą drogę, kiedy tylko Weihlonder wróci z polowania, co najpewniej długo nie potrwa. W końcu był mistrzem w tej dziedzinie.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

- Co to ma znaczyć? Na srebrny księżyc, cholerni oszuści! – Warknął gniewnie Pequris i przepchnął się do przodu z zamiarem przedostania na arenę, jednak pozostali melmaro go zatrzymali. – Ur też ma sztylet, Ur, wyciągnij sztylet i naucz ich, że z nami się nie zadziera!
Urgoth na krzyk towarzysza jedynie uśmiechnął się skupiony i pokręcił głową. Obserwował uważnie elfa. Nie bał się, choć w jego świadomości była myśl, że to taka chwila w której może umrzeć, jednak szkolenie brało górę. Trening i spokój ducha, jakże ważny w takich chwilach.
- Odłóż to, chyba, że chcesz zginąć. – Odezwał się cicho do przeciwnika, zawierając w tym poważne ostrzeżenie. – Nie chcę zrobić ci poważnej krzywdy, co innego walka na pięści, a co innego na śmierć i życie.
- Nie słuchaj go, boi się! – Ryknął ktoś z tłumu, czym wzbudził głośny aplauz i głośne skandowanie imienia elfa. – Wypruj przybłędzie flaki!
Gotlandczyk zmrużył jedynie oczy darując sobie dalsze próby pertraktacji. Wiedział, że to już nie możliwe, że długouchy woli zginąć starając się zabłysnąć przed innymi, niż po prostu posłuchać rozsądku i odpuścić. Nie-człowiek rzucił się biegiem do przodu i wyprowadził proste pchnięcie w kierunku szyi obcego osobnika, który zgrabnie przekręcił się przez lewy bark i uderzył wierzchem dłoni w plecy agresora. Gdyby to do czegoś porównać, najtrafniejszym byłoby chyba zestawienie torreadora i byka.
Sztylet obrócił się w dłoni i znów pomknął do przodu, jednak kolejny raz nie udało mu się sięgnąć celu, tym razem po prostu jego nadgarstek stał się niewolnikiem żelaznego uchwytu dłoni leśnego. Walczący zaczęli się ze sobą mocować, w akompaniamencie dzikich ryków obserwatorów, których niedawna cisza najwyraźniej była tak ulotna jak czas.
Loring w spokoju analizował walkę, bez żadnego wahania wierząc w brata, jego umiejętności i wyszkolenie. Doskonale zdawał sobie sprawę, że gdyby to on był na miejscu Urgotha – wyciągnąłby miecz w chwili dobycia przez tamtego oręża, po prostu nie czuł się na tyle pewnie, by próbować pojedynkować się bez broni z kimś kto ją posiada. Ale cóż, leśny byli na takie sytuacje w końcu szkoleni.
Mimo swego pochodzenia i wrodzonych cech rasowych, elf nie był żadnym szanowanym żołnierzem czy też magiem, a zwykłym mieszkańcem dla którego bitki były codziennością. Jednak nawet najbardziej zaprawiony w miejscowych bójkach nie miałby szans z wojownikiem wyszkolonym tak jak melmaro. Długouchu po prostu atakując skupiał się na jednej części ciała – zarówno swojej jak i przeciwnika.
- Rzuć ten sztylet, daję ci ostatnią szansę. – Mruknął wojownik patrząc swemu oponentowi w oczy, wciąż się z nim siłując, jednak ten ani myślał się poddawać. – W porządku, twój wybór.
Zamiast pchać w drugą stronę, jak to do tej pory miało miejsce, leśny pociągnął nie-człowieka w swoją stronę, przy okazji padając na plecy i kopiąc w brzuch przeciwnika, czego końcowym efektem było przerzucenie rywala za siebie.
Nie dało się nie zauważyć, że człowiek był znacznie lepszy, jednak publiczność była równie tępa co jej przedstawiciel – nie umieli się poddawać i dostrzegać swych słabości, najważniejszym dla nich było pokazanie innym swej przewagi.
- Aghr! – Zaryczał wściekle elf i ruszył do ataku, wykonując zamach. Leśny do ostatniej chwili się nie ruszał, po czym wszedł z boku elfa, przy jednoczesnym strąceniu dłoni ze sztyletem i zablokowania jej pod swoją pachwiną. Krótkie szamotanie chcącego uwolnić rękę za dużo nie dało, natomiast Gotlandczyk swą drugą ręką – bowiem elf atakował w amoku i nie myślał logicznie, upierając się ciągle przy jednym rozwiązaniu, nawet jeśli te zawodziło – wyszarpał ostrze, wykonał obrót za plecami długouchego, na końcu znajdując się przy jego drugim barku, i wbił sztylet w szyję przeciwnika, zagłębiając klingę tak, że jej czubek wyszedł z drugiej strony szyi.
Publiczność zamarła, a elf zdążył jedynie wycharczeć coś niezrozumiale, po czym padł martwy na ziemię.
- Nie szukam kłopotów. – Powiedział spokojnie Urgoth i rzucił pod nogi tłumu sztylet, wbijając go w podłoże. – Oddaję co wasze, po prostu się broniłem.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Dérigéntirh, siedząc wewnątrz sklepu, nasłuchiwał tego, co działo się na zewnątrz. A pocieszająco to to nie brzmiało, tyle musiał nawet on przyznać. Słyszał jakieś krzyki, coś o sztylecie, chyba skierowane do jednego z melmaro. Powtarzające się wrzaski tłumu o wyrywaniu flaków także nie należały do zwiastujących miłe zakończenie. ”Tak to jest, jak się bójkę chce pokonać kolejną bójką. Zamiast przeszkodzić niepotrzebnemu rozlewowi krwi, jeszcze bardziej się go potęguje. Następnym razem trzeba od razu działać, a nie czekać, aż wściekły tłum wypchnie przeciwnika z pomieszczenia, zanim zdoła się go sparaliżować. Mam tylko nadzieje, że za chwilę nie przerodzi się to w dziką rzeźnię.”
        Nagle poczuł znajomą obecność w umyśle. Ucieszyło go to, albowiem mogło to oznaczać, że opuści to miejsce zdecydowanie szybciej. ”<<Weihlonder?”>> Nie musiał czekać zbyt długo na odpowiedź, jego brat był blisko, wyraźnie dało się to wyczuć. Nawet bardzo blisko. ”<<Co się tutaj stało? Co to za dzikie tłumy i dlaczego jeden z tych ludzi walczy z elfem ze sztyletem?>>” Dérigéntirh zawahał się przed odpowiedzią. Jak mógłby krótko i zrozumiale wyjaśnić to Weihlonderowi, tak, aby ten dobrze wszystko zrozumiał? W końcu niezbyt był przyzwyczajony do ludzkich bójek. ”<<Hm, to nieco skomplikowana historia, opowiem ci kiedy indziej.>>” ”<<Jak tam sobie chcesz. Ale ciebie jakoś tu nie widzę, gdzie się podziałeś, na Prasmoka? Przecież czuję, że jesteś pode mną. A wzrok mam przecież dobry.>>” ”<<W zadbanym budynku, zostałem tutaj uwięziony z elfką i sprzedawcą, wściekły tłum tarasuje drogę.”>> ”<<Więc dlaczego się nie zmienisz i nie zabierzesz tych ludzi?”>> ”<<To także skomplikowane. Czy mógłbyś, proszę, nieco przestraszyć ten tłum, abym mógł wyjść z tego budynku?>>” Odczekał chwilę, zanim usłyszał odpowiedź brata. Nie spodobał mu się ton, jakim wyraził się smok. ”<<Z najczystszą przyjemnością.>>”
        Dérigéntirh pokręcił z dezaprobatą głową, zapominając, że nie jest w tym pomieszczeniu sam. Jego niespodziewany gest zwrócił uwagę zarówno elfki, jak i sklepikarza. Spojrzeli na niego pytająco, z lekką obawą, że nie jest zbyt zdrowy psychicznie.
- Mam dobry słów – powiedział wyjaśniająco. – Słyszę dokładnie to, co się dzieje na zewnątrz.
        Sklepikarz skinął na niego ze zrozumieniem i współczuciem, ale elfka ponownie mu się uważnie zaczęła przyglądać. Zaczynał podejrzewać, że zwracają większą uwagę, niż mogłoby się zdawać. ”Będzie trzeba niedługo naprawić tę zbroję Loringa. Nadal będzie zwracać na siebie uwagę, ale przynajmniej będzie lepiej wyglądać.

        Tymczasem na zewnątrz tłum kipiał wściekłością. Zabity mroczny elf co roku był ich reprezentantem na okolicznym turnieju zapaśniczym. Dlatego patrzyli na melmaro, jak na najgorszy pomiot piekielny.
- Samoobrona?! – zawołał ktoś. – To po co było go zaczepiać?!
        Reszta mieszkańców natychmiast pochwyciła okrzyki jednego z nich, ukryty wśród innych ruszyli na melmaro, z chęcią zamordowania ich gołymi rękami. Tym pewnie udałoby się umknąć, zważając zwłaszcza na fakt posiadania przez Loringa swego potężnego miecza, ale na szczęście nie było takiej potrzeby. Wielki, złoty smok nagle pojawił się znikąd, pikując na tłum. Dopiero przed samą ziemią wyrównał lot, rycząc wściekle.
        Mieszkańcy poszli w rozsypkę, z wielu budynków zaczęli uciekać, przerażeni wielkim stworzeniem. Nawet w Fargoth jego dwukrotnie mniejszy brat siał panikę, a co dopiero on, w miejscu, w którym niemal nie było straży. Smok wylądował przed melmaro, nie górując nad okolicznymi budynkami.

        Dérigéntirh spokojnie wyszedł ze sklepu, spoglądając na uciekający tłum, a następnie przenosząc wzrok na Weihlondera i melmaro.
- Chyba wszędzie, gdzie się nie udamy, będziemy na siebie zwracać uwagę – westchnął. – Lepiej czym prędzej stąd się oddalmy. Zmienię się, a następnie odlecimy do Leonii, gdzie postaramy się być bardziej dyskretni – zwrócił się głównie do Weihlondera. – A teraz chodźmy, zanim ściągną tu te osławione katapulty niebotycznych rozmiarów.
        Ostatnie zdanie rzecz jasna było żartem, w końcu chociaż żyły tu krasnoludy, to raczej wątpliwie by posiadali katapulty, tak typowe dla nich.
Zablokowany

Wróć do „Góry Dasso”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości