Strona 4 z 5

Re: [Okolice gór Dasso] Byle do Smoczej Przełęczy

: Pon Paź 20, 2014 3:22 pm
autor: Teus
        - …uchylił się wręcz w ułamku sekundy! Wyobrażacie sobie? – Alestar nie koniecznie zwracał uwagę na opowiadanie Teusa. – Zachowujesz się jakbyś tam był. – Strzelec z uśmiechem na ustach skomentował poczynania łowcy. Za to rodzice elfki wydawali się być bardzo zainteresowani opowieścią strzelca, bądź tylko udawali z czystej grzeczności. Nie dało się też nie zauważyć rozmowy Falkona i Liois. Tousend przyglądał się im od czasu do czasu. „Przynajmniej nie pozabijali się do tej pory”. Zastanawiał się tylko, czemu na niego zerkają.

        - Jestem martwy, bo dotknąłem jakąś błyskotkę? A do tego polują na mnie nekromanci i czarnoksiężnicy. – Brodacz zrobił minę człowieka, który nie jest w stanie pojąć właśnie usłyszanych słów. Zaraz jednak uśmiechnął się szeroko. – Ja to wiem. Myślicie, że w jaki sposób byłem w stanie tak szybko was znaleźć? Bez pewnej drobnej pomocy dalej myślałbym, że spędzacie razem miło czas w pobliskim gaju. – Po tych słowach można było zauważyć lekkie zmieszanie na twarzach elfki i byłego pirata. Liois zarumieniła się, a Falkon uśmieszkiem próbował ukryć zakłopotanie.

        Tousend już podczas przesiadywania nad ogniskiem usłyszał, na jaki temat toczy się rozmowa. Falkon początkowo był dość oporny w dawaniu wyjaśnień, za to Liois była o wiele bardziej chętna do przemówień. W końcu oboje wytłumaczyli Teusowi szczegóły sytuacji, w której się znalazł, jednak poza sposobem wyleczenia nie dowiedział się nic nowego. Tousend zastanowił się jednak nad sensem szukania rozwiązania jego problemu. Jak do tej pory jego cel pozostawał taki sam i nie zamierzał zajmować się innymi, według niego mniej ważnymi rzeczami.
        - Nie musicie się mną przejmować, czuję się całkiem rześko jak na trupa. – Zdawało się jednak, że słowa te nie do końca przekonywały zielarkę.
        - Widziałeś już, co chcieli ci zrobić. Proszę cię, nie lekceważ sytuacji, w której się znalazłeś – odparła elfka.
        - Dziękuję za troskę, ale naprawdę nie musisz się tym przejmować. – Strzelec położył dłoń na jej ramieniu. – Wiem czym ryzykuję. Proszę was w takim razie o zwrócenie mi tego klejnotu. Przynajmniej nikt z was już przez niego nie ucierpi.
        - Nie ma mowy! – Zdecydowanie odpowiedziała zielarka. – Zatrzymam go i postaram się wybadać o co tak właściwie z nim chodzi. No co? U mnie będzie bezpieczny, tym razem możecie mi zaufać. – Teus zmierzył elfkę wzrokiem, jednak trudno było nie przyznać jej racji. Zachowywała się o wiele bardziej przyjaźnie i entuzjastycznie w porównaniu do dawnej Liois. Cała sprawa z porwania zdawała się być wyjaśniona, Tousend uznał więc, że może zaryzykować.

        - No dobrze, niech ci będzie – odparł strzelec, a specjalistka od magicznych artefaktów uraczyła go od razu szerokim uśmiechem. – A co do zniszczenia tego ustrojstwa nie macie jakiś pomysłów? Żeby tylko nie skończyło się to lataniem na bosaka po jakimś wulkanie.

Re: [Okolice gór Dasso] Byle do Smoczej Przełęczy

: Pon Paź 20, 2014 6:33 pm
autor: Falkon
        — Niedługo czeka nas przeprawa przez Przełęcz — zaczął Falkon, szperając w jukach w poszukiwaniu jedzenia. — Zaraz za nią Ekradon. Wspaniałe miasto! Mają tam pomarańczowe dachy z glinianych dachówek, cudownie to wygląda. Ale jeszcze lepsza jest armia! Jeźdźcy na gryfach! Widzieliście kiedyś cały oddział jeźdźców na gryfach? Sam kiedyś ujeżdżałem gryfa! Jeszcze jak byłem małym chłystkiem, mój ojciec wrócił kiedyś z wyprawy przyprowadzając gryfa i... No dobra, nieważne, już tłumaczę o co mi chodzi — dodał, widząc zażenowane miny Teusa i Liois. — Poznałem jakiś czas temu pewnego maga, będącego na usługach dowództwa wojsk Ekradonu. Był szpiegiem, albo kimś w tym rodzaju. Ale przede wszystkim nieźle znał się na magii, w szczególności na przeróżnych artefaktach. To była jego mania. Sam kolekcjonował jakieś magiczne rupiecie, niejednokrotnie narażał życie, aby znaleźć jakiś świecący naszyjnik czy inną magiczną zabawkę. Przypuszczam, że mógłby coś wiedzieć na temat takiego kryształu. Jeśli uda nam się go tam znaleźć, to pewnie da nam chociaż jakieś wskazówki. Jedynym problemem jest konflikt Ekradonu z Maurią - pewnie jako szpieg ma sporo do roboty, więc nie możemy być pewni, że znajdziemy go w mieście.
        — Warto spróbować — wtrąciła Liois. — Przy okazji odeskortujemy moich rodziców. Mamy w Ekradonie dobrych znajomych, na pewno ich przyjmą, chociaż na jakiś czas. Boję się o nich. — Dziewczyna spochmurniała, spoglądając na dwójkę gawędzących przy ognisku elfów. — Co jeśli ktoś będzie chciał znów ich porwać?
        Falkon stanął obok Liois i objął ją.
        — Nie martw się, zadbamy o ich bezpieczeństwo. A w Ekradonie nic im już raczej nie grozi — pocieszył dziewczynę. — No więc... trzeba coś zjeść i iść spać, nie sądzicie? To był bardzo męczący dzień... — Widząc uśmieszek Teusa odsunął się nieco od Liois.

        Po kilku chwilach wszyscy siedzieli przy ognisku i jedli resztki zapasów. Falkon był tak głodny, że nie zwracał uwagi na świeżość pożywienia, nie miał nawet ochoty na nic narzekać.
        Jedzenie zniknęło bardzo szybko i wszyscy zaczęli szykować się do spania. Rodzice elfki ułożyli się już na kocach, Alestar, Teus i Liois siedzieli po drugiej stronie ogniska, a Falkon grzebał za czymś w torbach.
        — Na rozluźnienie po ciężkim dniu? — zaproponował po chwili, niosąc butelkę rumu. — No co? Tyle mnie dziś spotkało, że chyba zasługuję na łyk czegoś mocniejszego. Poza tym sama wizja naszej dalszej podróży...
        — No właśnie, po co właściwie podróżujecie na południe? — zapytała Liois.
        — Oni niech ci wytłumaczą — odparł Falkon, pociągając kilka porządnych łyków alkoholu. — Ja już się położę, padam z nóg — dodał, po czym poszedł po skórzaną kurtkę, kupioną w Nowej Aerii i umościł się na niej wygodnie, zasypiając w kilka chwil.

Re: [Okolice gór Dasso] Byle do Smoczej Przełęczy

: Pon Paź 20, 2014 7:43 pm
autor: Alestar
        Mężczyzna bardziej był zainteresowany swoją lewą nogą, niż to o czym rozmawiają elfka, łucznik i złodziej na polance, niedaleko tworzonego obozowiska. Jak to będą ważne informacje, brunet i tak się dowie. Kwestia bolącej kończyny go tak intrygowała, że nie zwrócił uwagi na żywe reakcje przy wypowiedzi Teusa ani na rozpalające się ognisko. Gdy tylko kusznik podwinął spodnie by obejrzeć opatrunek przygotowany przez blondynkę, podeszła do niego matka medyczki.

— Widzę robotę córki. Mogę ci pomóc. Ty też miałeś swój wkład w nasze uratowanie, także chociaż tak ci się możemy odwdzięczyć. — Kobieta zasugerowała pomoc, rozcinając bandaże.
— Dziękuje, ale… — trzydziestolatek nie zdążył dokończyć, a już czuł miłe wibracje roznoszone po jego ciele. Znał skądś to uczucie, to Berni mu ostatnio leczył ranne ramię magicznym talizmanem. Tym razem dobroczynne działanie nie wypływało z jakiejś magicznej zabawki, a z rąk magicznie uzdolnionej elfki.

— Jeszcze raz bardzo dziękuje. — Po skończonym leczeniu, łowca podziękował elfom.
— To my ci dziękujemy. Bez twojego przyjaciela i ciebie, nie byłoby nas tutaj — tym razem do głosu doszedł mąż kobiety.
— I nie zapomnij: noga jest teraz w miarę sprawna. Z powrotem sobie zawiąż opatrunek, ochroni cię on przed mniejszymi urazami. A za dwa, trzy dni możesz już funkcjonować bez niego. Lecz kolejne nadwyrężenie w najbliższym czasie, a będziesz musiał porzucić walkę na kilka tygodni. — Wtrąciła na koniec elfka.

        Kilka chwil po uleczeniu nogi Zenemara i przygotowaniu zapasów do jedzenia, cała szóstka siedziała przy ognisku posilając się ciepłym posiłkiem. Po skończonej kolacji, Alestar zmęczony trudami obecnego dnia nie patrząc na proponowany rum i na innych położył się na swoim płaszczu i wręcz natychmiast usnął. Niestety wcześniej czy później musiał się obudzić, na szczęście było to o poranku, a nie w środku nocy, w celu pełnienia warty. Poranne słońce zapowiadało dobry dzień – coś dziwnego patrząc na kilka poprzednich.

Re: [Okolice gór Dasso] Byle do Smoczej Przełęczy

: Pon Paź 20, 2014 9:34 pm
autor: Teus
        - No cóż, najwyraźniej z tym trudnym zadaniem pozostałem sam. - Teus uśmiechnął się ciepło do elfki, która najwyraźniej była bardzo ciekawa całej historii. – W takim razie zacznijmy od początku. – Strzelec przygotowawczo pociągnął jeszcze jeden łyk rumu.

        - Pochodzę z Fargoth, a w tamtych okolicach rozciągają się wielkie równiny. Często tam polowałem, a od czasu do czasu zabierałem jedną ze swych sióstr. No i pewnego pięknego dzionka polowanie skończyło się tragicznie. Nomadzi z równin wytropili nas i porwali moją siostrzyczkę. – Tousend upił kolejnego łyka. – Wtedy też zaczęły się kolejne łowy, które trwają aż do teraz.
        - Jedziesz za nią od samego Fargoth? Przejechałeś już szmat drogi!
        - Nie przeczę. Na szczęście od pewnego czasu tych dwóch błaznów urozmaica mi drogę. – Strzelec uśmiechnął się szeroko mając nadzieje, że jego towarzysze jeszcze nie śpią. Niestety nie mieli nawet siły na złożenie jakiejś błyskotliwej riposty. – Dziwne, a wydawało mi się, że to ja najwięcej się dzisiaj napracowałem. Mam tylko nadzieje, że tym razem nie dosypałaś nam nic na sen?
        - Nie. Przepraszam raz jeszcze. Wiesz, miałam wtedy nóż na gar…
        - Wiem, rozumiem w jakiej byłaś sytuacji, nie musisz się tłumaczyć. Mogłaś jednak dać nam znać o tym wszystkim, moglibyśmy ci pomóc. Ale dobrze, mniejsza z tym, było minęło. – Brodacz zrzucił z ramion płaszcz, który już powoli zaczynał mu ciążyć. – Ooo, tak już lepiej.
        - Jesteś ranny! – Liois przysunęła się do Teusa i złapała go za ramię. Rzeczywiście, koszula była lekko zakrwawiona, jednak rana nie zrobiła za wielkiego wrażenia na Tousendzie, lecz elfka zachowywała się jakby zajście to wymagało natychmiastowej operacji. – Mogło wdać się zakażenie, a nie wiadomo czego używali ci sekciarze. Może to być jakaś trucizna! – Zielarka wydawała się „lekko” podenerwowana.
        - Ej, spokojnie, przecież nawet nic nie poczułem. – Argument zdawał się nie przekonywać Liois. – Naprawdę dziękuję za troskę. – Strzelec delikatnie odsunął elfkę. – Prześpię się, a z rana będę miał kolejną bliznę do kolekcji, zdążyłem się już przyzwyczaić.
        - Nie podoba mi się to, ale jak chcesz. Przynajmniej owiń to bandażem. – Zielarka podała opatrunek brodaczowi, a ten już dla świętego spokoju wykonał jej polecenie. – Nie wiesz czasami, czy… czy, Falkon ma kogoś?
        - Nie, z tego co mi wiadomo. – Teus uśmiechnął się szeroko. – A z tego co słyszałem, to prawdopodobnie spędzimy jeszcze sporo czasu w takim gronie. – Liois próbowała skryć twarz we włosach, z co prawda marnym skutkiem, jednak Tousend udał, że wcale nie zwraca uwagi na jej rumieńce.
        - No dobrze, kładź się spać, przed nami długa droga. Ja tu jeszcze posiedzę, wcale nie chce mi się spać.
        - W takim razie dobranoc. – Liois podniosła się z ziemi i zajęła jedno z wolnych miejsc obok swoich rodziców. – I dziękuję. Za wszystko.
        - Nie ma sprawy – odparł uśmiechnięty strzelec.

        Wszyscy zdawali się już smacznie spać, jedynie Teus dalej czyhał przy rozpalonym ognisku. Przez pewien czas przyglądał się szaremu portretowi, który i tak nie był w stanie w pełni odwzorować przedstawianej osoby. Była to niestety jedyna rzecz, która została mu w pamiątce po zagubionej siostrze. „No dobra, przecież nie będę tak cały czas siedział”. Tousend schował kawałek płótna i podniósł się z miejsca. Okrążył obóz parę razy i przyjrzał się okolicznemu terenowi. Wybadał też dopiero opatrzoną ranę i uznał, że dalej nie ma się czym martwić. Przez pewien czas ćwiczył miotanie nożami i ganił sam siebie, że nie wykorzystał ich podczas ostatniej walki. W końcu uznał, że najwyższy czas wybudzić kogoś ze snu i ruszył w stronę Falkona.
        - Wstawaj gołąbeczku – powiedział zaraz po tym, jak uraczył ujeżdżacza gryfów czubkiem buta. – Teraz twoja kolej, tylko nie skończ znowu w jakieś krypcie. Tym razem nie będzie mi się chciało za tobą ganiać – dodał z szerokim uśmiechem na ustach.

Re: [Okolice gór Dasso] Byle do Smoczej Przełęczy

: Czw Paź 23, 2014 11:17 pm
autor: Falkon
        Falkon pojęczał chwilę z niezadowolenia, ale w końcu podniósł się niechętnie i usiadł na ziemi, przecierając zaspane oczy.
        — Mało dziś nie umarłem na kamiennym ołtarzu, do tego wypiłem końską dawkę jakichś trucizn, a on mi każe stawać na warcie... zero wyrozumiałości — mamrotał pod nosem.
        Teus szybko uciekł przed narzekaniami chłopaka i położył się spać, więc poirytowany złodziejaszek musiał, chcąc nie chcąc, przejąć wartę. Przysunął się bliżej ogniska i począł dokładać drewienka, podtrzymując ogień.

        Noc była spokojna, błogą ciszę przerywały tylko ciche pochrapywania śpiących podróżników. Falkon siedział skulony na ziemi, wpatrując się w blask płomienia i podrzucając od czasu do czasu jakieś patyki. Czas mijał mu bardzo powoli, skłaniając do rozmyśleń. A było nad czym rozmyślać - miniony dzień niewątpliwie należał do najbardziej niebezpiecznych i wyczerpujących dni, jakie dane mu było przeżyć.
        Chłopak popatrzył na śpiącą obok swoich rodziców Liois. Zastanawiał się dlaczego w porę nie dostrzegł podejrzanych zachowań elfki i pozwolił jej dać się zmanipulować, narażając życie nie tylko swoje, ale też przyjaciół. "Ehh... Falkonie, co się z tobą dzieje?" — pomyślał, uśmiechając się lekko. "Wszystko dobrze się skończyło, nie ma co się martwić. Liois odzyskała rodziców, nie musi już wykonywać poleceń tych magicznych szajbusów, a pewnie w ramach zadośćuczynienia pomoże nam podczas wyprawy. Mam taką nadzieję..." Spojrzał raz jeszcze na śliczną blondynkę, uśmiechając się. Nadal nie był pewny, czy może jej całkowicie ufać, jednak na razie wolał nie zaprzątać sobie tym głowy.


        — Falkonie — rozległ się czyjś głos. — Falkonie, wstawaj!
        — Tak, tak. Spróbuję... — wychrypiał chłopak, otwierając oczy.
        Ujrzał stojącą nad nim Liois, która już wzięła zamach, chcąc obudzić pirata siarczystym policzkiem.
        — Co? Usnąłem?! — jęknął, podnosząc się raptownie. Ognisko zdążyło się już wypalić, było kilka, może kilkanaście minut do wschodu słońca.
        — Niepotrzebnie budzili cię na wartę po dniu pełnym wrażeń. Bądź cicho, to nikt się o tym nie dowie — zaśmiała się elfka, pokazując na śpiących jeszcze towarzyszy Falkona.
        — Gdzie twoi rodzice? — spytał chłopak, rozglądając się nerwowo.
        — Robią śniadanie — odparła z uśmiechem. — Wstawaj, trzeba się przygotować do dalszej drogi.

        Minęło jakieś pół godziny, zanim wszyscy zjedli przygotowany przez parę elfów posiłek, osiodłali konie i wyruszyli. Szykował się piękny dzień - niebo było czyste, a wschodzące słońce przyjemnie grzało w plecy jeźdźców. Wszystkich prócz Falkona, gdyż za jego plecami siedziała Liois, delikatnie go obejmując. Chłopak jednak zdecydowanie nie narzekał z tego powodu.
        Droga mijała bez żadnych komplikacji, wszyscy gawędzili wesoło o mniej lub bardziej ciekawych tematach, nie wracając do wydarzeń z minionych dni. Podróż wzdłuż gór powoli dobiegała końca - zbliżali się do przełęczy.
        — Powinniśmy dotrzeć tam jeszcze przed zmrokiem — stwierdził Falkon, przyspieszając tempa. — Ku przełęczy, załogo!

Re: [Okolice gór Dasso] Byle do Smoczej Przełęczy

: Sob Paź 25, 2014 4:57 pm
autor: Teus
        Drużyna ledwo zdążyła opuścić poprzednie obozowisko, a już napotkała kłopoty. No cóż, głównie Teus je miał.
        - Co jest mała? – Płotka stanęła jak wryta i najwyraźniej nie miała zamiaru się ruszyć. Odwróciła tylko łeb i przewierciła strzelca wzrokiem. – A no tak. Nie martw się, pamiętam cały czas, daj mi tylko dojechać do jakieś osady. Przecież nie upoluję na łące worka paszy. – Argument zdawał się nie przekonywać klaczy, ta jednak prychnęła i powoli ruszyła dalej. – Musimy odwiedzić jakieś miasteczko, inaczej grozi nam bunt na pokładzie.

        Droga mijała powoli i beztrosko, a Teus z fajką w ustach rozmyślał nad dalszą jej częścią. Zastanawiał się, co może spotkać ich po drodze i jak mógłby się na to przygotować.
        - Zamierzamy przejechać przez przełęcz tak? Nieważne, to rzecz oczywista. Chciałem jednak zwrócić uwagę na to, że nie będziemy mieli tam wielkiego pola do manewru, jeżeli chodzi o kwestię polowania. – Słońce górowało już w centrum nieboskłonu, można więc było przyjąć, że jest już południe. – Moglibyśmy się zatrzymać gdzieś w okolicy. Wy mielibyście czas coś upichcić, a ja odwiedziłbym ten lasek - kiwnął głową w stronę pobliskich zarośli.
        - Dobry pomysł, w drodze przez przełęcz może zabraknąć nam jedzenia – odparł ojciec elfki. – Zatrzymajmy się tutaj.

        Kolejne obozowisko rozbito w bezpiecznej odległości od lasu, a żeńska część kompanii zajęła się przygotowywaniem posiłku. Starszy elf, Alestar i Falkon zajęli się budową ogniska, a Teus przygotowywał się do wyprawy w las.
        - No cóż, powiedzmy, że nie jestem odpowiednio przygotowany - spojrzał na swój łuk i uznał, że nie może użyć go do polowań. - To jak czaić się na wiewiórki z balistą.
        - Użyj tego. - Liois podała mu swoją broń. Dzieło elfickich łuczarzy zdawało się lekkie jak puch i do tego bardzo delikatne. Tousend jednak odrzucił to ostatnie stwierdzenie zaraz po tym, jak napiął cięciwę. Co prawda łuk ten nie nadawał się do ostrzału opancerzonych celów, jednak do polowań pasował jak ulał.
        - To na pewno ułatwi sprawę, wielkie dzięki - doparł. Pozostawała jeszcze jedna kwestia. - Falkon, mógłbyś pożyczyć mi swoje buty? - Były pirat spojrzał na strzelca jak na idiotę. Zresztą tak samo jak reszta obozujących. - Wiesz, ciężko będzie w tym chodzić po lesie i nie spłoszyć wszystkiego. - Teus podniósł nogę i postukał w podkutą podeszwę. Kompan, choć nie chętnie, zgodził się na chwilową wymianę. Buty lekko piły myśliwego, jednak to było lepsze od pływania w „kajakach” Alestara. Łowca w końcu był gotowy do wyprawy, toteż udał się w stronę zarośli.

        Teus polowanie mógł uznać za udane. Początkowo czaił się na małe zwierzęta pokroju zająców i wiewiórek, jednak później trafił na przeciwnika o wiele większych gabarytach. Broń zielarki spisała się wyśmienicie, a zadowolony z łowów Teus wrócił do obozu dzierżąc dwa upolowane długouchy i jedną sarnę. Po powrocie starał się nie eksponować nazbyt swoich zdobyczy, w końcu znał elfie przywiązanie do natury, choć zastanawiała go postawa ojca Liois, który poparł go w sprawie polowania. „No cóż, dobro grupy ponad ideologie.”

        Sprawę patroszenia postarał się załatwić najszybciej jak mógł. Posiłek był już gotowy, więc postanowił zostawić na później zdobyte mięso. Podpiekł je trochę i posypał solą podarowaną przez matkę elfki. Następnie dołączył do reszty zajętej jedzeniem.
        - Wyśmienite, zapach czułem ze środka lasu - skomentował posiłek, mówiąc z pełnymi ustami. Dobrze, że nie musimy kontynuować podróży w trzech, inaczej potrulibyśmy się nawzajem.

        Po chwili obiad można było uznać za skończony, a drużyna zbierała się do dalszej drogi. Teus przed wyruszenie nakarmił również Płotkę, która ze wzgardą posiliła się mała dawką tego, co obiecał jej strzelec.
        - Miałem okazję wstąpić na pewne wzgórze i widziałem stamtąd mały strumyk. Moglibyśmy napoić tam nasze konie i uzupełnić zapasy wody.
        - Dobrze panie kwatermistrzu. - Liois widocznie bawił pragmatyzm Teusa.
        - Jeszcze mi podziękujesz - odparł uśmiechnięty.

        Wkrótce wszyscy byli napojeni, a strzelec nadrobił braki w zaopatrzeniu. Zaraz po tym przyjrzał się swojej broni i zbadał jej stan.
        - Powinniśmy też znaleźć jakiegoś kowala. Mi wystarczy tylko jakaś osełka, z resztą poradzę sobie sam. - Mógł oczywiście skorzystać jak zwykle ze swojej podręcznej ostrzałki, jednak ta profesjonalna dałaby o wiele bardziej satysfakcjonujące efekty.

        Nie zastanawiając się dłużej nad rzeczą, której i tak w najbliższym czasie nie może zdobyć, Teus zebrał swój sprzęt i popędził resztę ekipy. Po chwili wszyscy znowu siedzieli w siodłach i jechali dalej obraną drogą.

        Zanim się obejrzeli zastała ich noc i ponownie musieli rozbijać obóz. Zdawało się już, że przełęcz jest na wyciągnięcie ręki. „Oby tak dalej”. Tousend miał szczerą nadzieję na dalej tak bezproblemową podróż jak ta dnia dzisiejszego, jednak słowa Alestara wypowiedziane z samego rana wskazywały na całkowicie inny jej przebieg.

Re: [Okolice gór Dasso] Byle do Smoczej Przełęczy

: Sob Paź 25, 2014 5:03 pm
autor: Alestar
         Poranek we wczoraj rozbitym obozie zaczął się od śniadania, podczas którego Alestar wyjaśnił kilka ważnych kwestii towarzyszom:
— A co do przełęczy, to nie znacie pewnych ważnych szczegółów — zaczął brunet.

— Opowiadałem ostatnio, o tym, że jeden gość odnawia bandę, która zabiła mi rodzinę. Wiem o tym z listu, który znaleźliśmy w kanałach. Jak pamiętacie lub nie, pismo wypadło mi podczas walki. Informacje z korespondencji, powodują, że zahaczymy o jedno miejsce w przełęczy. Najpierw jednak kilka kolejnych szczegółów: Harvik, to ten co reorganizuje bandytów. Jevan to przywódca kultystów z kanałów, któremu, ty Teusie zepsułeś szyki dotykając kryształu. I teraz powoli dochodzimy do meritum sprawy, kultysta pewnie otrzymał list i będzie chciał się spotkać z bandziorem-prawnikiem. Do spotkania ma dojść w miejscu zwanym „Dębem na skalnych rozstajach”. Dzięki Liois, wiemy czego mamy szukać. — Trzydziestolatek wskazał ręką blondynkę, przerywając na chwilę opowieść.

         — To potężne drzewo, którego korzenie rozciągają się miedzy jedną półką skalną a drugą. I właśnie rośnie w Smoczej Przełęczy, a ja muszę wymierzyć sprawiedliwość. Harvik według dokumentów zawisł na stryczku razem z Wolfungiem – to on wcześniej przewodził bandzie. Jednak to co mówię i to co czytałem w liście dobitnie świadczy, że tak nie jest. Na miejscu będzie pewnie też Vivienne, partnerka nowego szefa bandy, o którą bardzo zazdrosny jest Jevan. Ja znam ją tylko jako podrzędną banitkę. By pomścić rodziców, wystarczy, że zobaczę turlające się po trawie głowy tych skurwieli, wcześniej ścięte moim mieczem. Jednak oprócz nich pewnie będzie kilku bandytów z obu grupek i dlatego potrzebuję waszej pomocy. Ty, Liois wraz z rodzicami będziesz z dala od tamtego miejsca, przypilnujesz obozu i koni, by w ostateczności Teus i Falkon mogli uciec. Ja kolejnej okazji na zobaczenie śmierci tych bandytów nie przepuszczę. Pomszczę rodziców albo zginę obrażając ich imię — tymi słowami kusznik zakończył opowiadanie swojej historii.

        Przełęcz była już trochę widoczna, rozciągała się między Górami Druidów, a pasmem Gór Dasso. Z jednej i drugiej strony ogromne masywy górskie, a między nimi rzeka – Dihar, płynąca wśród zielonej przestrzeni. Zbliżają się do siostry Teusa i jednocześnie będą tak blisko do zakończenia wendety Alestara.

Re: [Okolice gór Dasso] Byle do Smoczej Przełęczy

: Wto Paź 28, 2014 12:20 am
autor: Falkon
        — A miało być tak pięknie — podsumował Falkon, gdy Alestar skończył wreszcie swój zagmatwany monolog. — Ale spokojnie, pomożemy. Prawda Teusie?
        Brodacz nie zdążył nawet odpowiedzieć, gdyż chłopak znów zwrócił się do Alestara i z wyraźnym podekscytowaniem zaczął mówić dalej.
        — Trzeba się będzie porządnie przygotować. Obozu nie będziemy przenosić, zostanie tutaj. Wrócimy po Liois i jej rodziców, gdy tylko załatwisz swoje sprawy. Tak będzie bezpieczniej.
        — Może jednak pójdę z wami? Moje umiejętności...
        — Nie, zdecydowanie nie — uparł się Falkon, a inni zgodnie pokręcili głowami.

        Wesołe słońce wznosiło się powoli nad horyzontem, zwiastując kolejny pogodny dzień. Skryta w obłokach porannej mgły przełęcz wyglądała cudownie z tej odległości, jednak wszyscy wiedzieli, że to niebezpieczne piękno. Falkonowi nie dane było jeszcze poznać osobiście tego miejsca, jednak słyszał o nim w wielu opowieściach i legendach. Z pewnością były one wyolbrzymiane, ale przecież w każdej legendzie jest ziarno prawdy...

        Przygotowane przez elfy śniadanie dało wszystkim niezły zastrzyk energii. Nawet Falkon był pełen zapału do pracy, co nieczęsto się zdarzało. Mogło to się wiązać jednak z zachwytem, jaki wywoływał w nim nowy ekwipunek: dwa wspaniałe ostrza, które odziedziczył po Hektorze oraz zdobyty w jaskini sztylet kultysty. Zdążył już zapomnieć o swoim sentymencie do starego noża, który służył mu przez tak długi czas. Teraz siedział na miękkiej trawie i czyścił nowy nabytek ze śladów krwi, których nie zdążył jeszcze usunąć. Wreszcie miał okazję, by dokładnie obejrzeć nową broń. Sztylet był dość długi, lekko zakrzywiony. Trudno było zgadnąć, z jakiego materiału został wykuty - w dotyku przypominało to stal, jednak było sporo lżejsze i miało o wiele ciemniejszy kolor, połyskujący w słońcu całą tęczą barw. Rękojeść wykonana była z kości, pięknie rzeźbiona i zdobiona złotymi wzorami i małymi, kolorowymi łuskami. "Ciekawe ile jest warte to cacko" — pomyślał. Dostrzegł jeszcze jeden szczegół - na głowni wyryte były dziwne, małe symbole, jakby jakiś napis w obcym języku.
        — Hej, wiesz może co tu jest napisane? — spytał chłopak, podchodząc ze sztyletem do Liois.
        Elfka chwyciła sztylet i przyjrzała mu się dokładnie, obracając go kilkukrotnie w dłoniach.
        — Nie widziałam nigdy czegoś takiego, ale wydaje mi się, że to jakiś rodzaj klątwy, zaklęcia. Kolejny niebezpieczny przedmiot, Falkonie. Z tego co widzę, to bardzo lubisz takie zbierać — powiedziała z całkowicie poważną miną. — Powinieneś pójść z tym do kogoś znającego się na Magii Egzystencji i Piekielnej Magii. Albo najlepiej pozbądź się tego...
        — No co ty, to świetna broń! A mój sztylet przepadł. Przestań mnie ciągle straszyć magiczną mocą różnych przedmiotów. Jak na razie nic mi się nie stało. No, może z wyjątkiem dziwnego stanu w kanałach... ale z drugiej strony, gdyby nie ten kryształ, to nie wiem, czy dziś nie wąchalibyśmy kwiatków od spodu. Dzięki niemu powstrzymaliśmy jakieś dziwaczne monstrum, które...
        — Przestań, to bez znaczenia. Skoro mówię, że to niebezpieczne, to takie właśnie jest! Znam się na tym, w przeciwieństwie do ciebie, więc nie podważaj moich...
        — Nie wymądrzaj się! I tak nic ci to nie da! Teraz to mój sztylet i będę z nim robił co mi się podoba! — Krzyki Falkona znowu ściągnęły na niego i Liois wszystkie spojrzenia. Oboje obrócili się na pięcie i odeszli z obrażonymi minami.

        Po kilku minutach uzbrojona i pewna siebie trójka przyjaciół była gotowa do drogi. Falkon założył skórzaną kurtkę, by mniej odróżniać się od noszących lekkie zbroje kompanów. U pasa dyndały mu już dwie srebrzyste szable, zaraz obok nich tajemniczy sztylet, schowany w prowizorycznej, skórzanej pochwie, wykonanej przed momentem przez ojca Liois. "Kilka łyków rumu i ruszamy" — pomyślał chłopak, przechylając prawie pustą butelkę. Z grzeczności zostawił resztkę towarzyszom.
        — No więc chodźmy. Rozchmurz się, Alestarze, damy radę — uśmiechnął się, szturchając wielkoluda łokciem.
        — Powodzenia. Będziemy tu czekać — powiedział starszy elf.
        — Gdybyśmy nie wrócili przed świtem, to...
        Obrażona dotąd Liois poderwała się nagle z miejsca i podbiegła do Falkona, rzucając się mu na szyję.
        — Uważaj na siebie — powiedziała, nieco roztrzęsionym głosem. — Ee... wy też, rzecz jasna — dodała, widząc miny Teusa i Alestara.
        — Taki mam zamiar — odparł chłopak, przytulając elfkę. — Nie czekajcie z kolacją — rzucił z uśmiechem na odchodne, wsiadając na konia.

        Droga minęła w milczeniu. Żadnego ustalania, żadnego planowania. Mgła zdążyła opaść, a oczom wędrowców ukazała się Smocza Przełęcz, w całej swej okazałości. Widok budził jednocześnie zachwyt i grozę. Po dwóch stronach wartkiej rzeki Dihar piętrzyły się wysokie wzniesienia, a u ich stóp stały potężne, kamienne posągi smoków. Gdzieniegdzie rosły mniejsze lub większe drzewa oraz kępy górskich roślin. Dało się dostrzec sporo śladów toczących się tu walk, a liczne jaskinie i walające się wszędzie kości wywoływały ciarki na plecach. Cel od razu rzucał się w oczy - duże pęknięcie w skalistym zboczu po drugiej stronie rzeki, tworzące swoistą jaskinię między skałami. Nad owym pęknięciem rósł wielki, stary dąb, którego korzenie zdawały się trzymać razem obie krawędzie rozpadliny. Przed wejściem stało kilka koni i dosyć wysoki mężczyzna, zajęty ostrzeniem swojego miecza.
        Jeźdźcy zatrzymali się i zeskoczyli z koni, wciąż pozostając w odległości na tyle dużej, by tajemniczy osobnik ich nie zobaczył. Na drugą stronę rzeki prowadził jedynie stary, rozlatujący się most, jednak skorzystanie z niego nie byłoby dobrym pomysłem, gdyż od razu zostaliby dostrzeżeni. Należało zrobić to dyskretnie.
        — Jakieś pomysły? — spytał zamyślony Falkon, przeczesując włosy ręką. — Bo ja nie mam żadnych.



Alestar, Falkon i Teus wyruszają do: [Dąb na skalnych rozstajach] Zemsta?