Góry Dasso[Okolice gór Dasso] Byle do Smoczej Przełęczy

Rozciągające się od Równin Andurii aż po Równinę Maurat góry z wierzchołkami pokrytymi wiecznym śniegiem, przeplatane zielonymi dolinami i niebezpiecznymi przełęczami, zamieszkałe przez dzikie zwierzęta i legendarne potwory. Góry otaczają i chronią przed niebezpieczeństwami Szepczący Las, dając mu w ten sposób spokój.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        W jaskini znów było cicho, dało się słyszeć jedynie miarowy oddech leżącego na ziemi chłopaka. Zdążył się już uspokoić, słusznie twierdząc, że tak impulsywne okazywanie swojej złości w niczym tu nie pomoże. Nadal czuł rozgoryczenie, jednak teraz dusił je w sobie, leżąc bez ruchu od dobrych kilkunastu minut. Odczuwał co raz większy dyskomfort, ból skrępowanych kończyn nasilił się dodatkowo przez jego dzikie wierzganie. Próbował nie zwracać na to uwagi, jednak największym problemem była niewygojona jeszcze rana lewego ramienia, która znowu dawała o sobie znać.
        Falkon poruszył się z trudem, nie mogąc znieść leżenia w tej samej pozycji. Wyglądał jak upośledzona dżdżownica, przesuwając się mozolnie z przywiązaną do rąk i nóg drewnianą belą. Spostrzegł leżący na ziemi przedmiot, który najwidoczniej wypadł mu z kieszeni podczas szamotania. Złoty pierścień leżał teraz obok jego głowy, a on mógł mu się lepiej przyjrzeć. Gdy Teus znalazł go w torbie Hektora, Falkon nie zwrócił na niego zbytniej uwagi. Dopiero teraz go skojarzył. Był to sygnet Siwobrodego, kapitana pirackiego szkunera, na którym niegdyś służyli Falkon i Hektor. Tylko skąd osiłek miał go przy sobie?
        "To ja miałem go dostać" — przypomniał sobie chłopak "To ja miałem być nowym kapitanem. Nie Hektor. Ale ja uciekłem... a Hektor został. Tylko czemu teraz o niczym mi nie powiedział? Czemu umarł tak wcześnie...?" Falkon zamknął oczy. Wspomnienia znów odżyły.


* * *

        — Hektorze! — głośny szept wydobywał się gdzieś spod stołu. Wokół panowała ciemność, w malutkich oknach niewielkiego kubryku widać było zachmurzone, nocne niebo. — Hektorze, obudź się. Mamy okazję. Wszyscy inni śpią — syknął chłopak, wynurzając się spod stolika.
        — Co... okazję? — zapytał osiłek przepitym głosem, podnosząc się powoli z podłogi.
        — Tak, to właśnie teraz. Ty i ja, nasz plan, bogactwo...
        Chwilę później byli już na pokładzie. Reszta załogi spała, upojona alkoholem. Nawet kapitan nie dawał znaków życia, zamknięty w swojej kajucie. Zachmurzone niebo zdecydowanie nie wróżyło nic dobrego. Wzmagały się podmuchy wiatru, woda stawała się niespokojna.
        — Stary miał rację — powiedział Falkon. — Będzie sztorm. Musimy się pospieszyć.
        — Przyjacielu... nie mogę. Zostaję tu. — Hektor odwrócił się, unikając spojrzenia chłopaka.
        — Ale jak to? Przecież chciałeś tego, tak samo jak ja! Pamiętasz z jakim zapałem pokazywałeś mi te plany i mapy? Interes naszego życia - tak to nazwałeś! — Pełne wyrzutu słowa wylały się ciurkiem z ust młodzieńca.
        — Nie rozumiesz. To nie czas, przynajmniej dla mnie. Poza tym pamiętasz, o czym mi mówiłeś? O planach kapitana? Nie wolisz tego od powrotu na ląd? Na twoim miejscu...
        — Ale nie jesteś na moim miejscu! Nie wiesz wszystkiego. To nie takie proste, on zażądał ode mnie czegoś w zamian. Czegoś, na co nie potrafię się zgodzić... nie chcę o tym rozmawiać. — Falkon potrząsnął głową. — Nie gadaj głupstw, znikamy stąd, póki pogoda na to pozwala, a brzeg jest jeszcze blisko.
        — Nie, Falkonie. Nie mogę. Nie chcę. Tak na prawdę to nawet nie wiedziałbym jak się do tego zabrać. Bo widzisz... nie rozumiem nawet tych zapisków. Jest za wcześnie na to wszystko.
        Chłopak zmarszczył brwi. Spojrzał ze zdziwieniem na Osiłka, wyglądającego teraz jak dziecko, które coś nabroiło i próbuje tłumaczyć się rodzicom.
        — Nie wierzę, że to mówisz... Przecież damy jakoś radę, znajdziemy gdzieś pomoc!
        — Przykro mi przyjacielu, nie mogę. Jeśli jednak chcesz to idź sam. Od dawna tego chciałeś...
        — To mi jest przykro. Ale masz rację, w przeciwieństwie do ciebie zrobię to, co postanowiłem. Nie chcesz płynąć ze mną, trudno. Tak, tu się rozstaniemy. Poradzę sobie bez ciebie i bez twojego planu na życie.
        Młodzieniec obrócił się na pięcie i ruszył do ładowni. Po kilku minutach wyszedł, niosąc w ręku mały pakunek, solidny sztylet i butelkę. Przeszedł obojętnie obok stojącego wciąż w tym samym miejscu osiłka i skierował się w stronę jednej z szalup.
        — Jesteś pewien? — spytał Hektor, gdy chłopak chciał już wskoczyć do łódki.
        — A ty? — odpowiedział Falkon pytaniem na pytanie, zatrzymując się. Jego głos był pełen wyrzutu.
        — Tak — odparł spokojnie osiłek.
        Po kilku chwilach wahania młodzieniec odwrócił się. W oczach miał łzy. Jego frustracja momentalnie minęła. Uścisnął serdecznie mężczyznę, wzdychając ciężko.
        — Mam nadzieję, że nie będziemy tego żałować, przyjacielu — powiedział. — Stary się wścieknie.
        — Wiem — uśmiechnął się Hektor. — Zabije nas.
        Obaj roześmiali się cicho. Chłopak wskoczył do łodzi i już po chwili odpływał od statku.
        — Mam nadzieję, że szybko się spotkamy — powiedział do wychylającego się przez burtę Hektora.
        — Na pewno. Powodzenia, chłopcze.
        — Tobie również.

        Deszcz zaczął padać nagle i bez ostrzeżenia. Po niedługim czasie rozwinęła się burza. Mała łódeczka zdążyła na szczęście odpłynąć, zostawiając daleko w tyle piracki szkuner i kierując się w stronę brzegu. Chłopak spojrzał przez ramię. Sztorm przybierał na sile, bujając czarno-czerwonym statkiem, ledwo już widocznym na horyzoncie. Dziwny smutek ogarnął samotnie dryfującego młodzieńca, który czuł się teraz tak, jakby popełnił największy błąd w życiu. Jednak butelka rumu i widok zbliżającego się lądu powoli rozwiewały smutki, a wizja nowych perspektyw dodawała otuchy. Gdy w końcu postawił stopę na twardej ziemi wiedział, że tak było trzeba.

* * *


        Falkona z zamyślenia wyrwały odgłosy kroków. "Już po mnie idą, gnidy." — pomyślał. Spojrzał w ciemność tunelu i nasłuchiwał uważnie, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        Skalna półka rozpoczynała się nad wejściem do jaskini i ciągnęła się wzdłuż ściany po lewej stronie strzelca. Zarys drogi prowadzącej do wnętrza jaskini powoli rysował się w głowie Teusa. Wiedział już jak się tam dostanie, teraz wystarczyło wprowadzić ten plan w życie.

        Tousend kiwnął głową czającemu się dalej Alestarowi i ruszył zaroślami wzdłuż skalistej ściany. Minął stojących na straży wartowników i dotarł do obranego wcześniej przez siebie miejsca. Nabrał rozpędu i błyskawicznie wdrapał się na pobliskie drzewo, a z niego zeskoczył na skalną półkę. Mrok powoli ogarniający okolicę zdecydowanie był na rękę Tousenda. Przekradł się nad samo wejście, dalej pozostając niezauważonym. Zeskakując stąd powinien bezpiecznie wylądować, a przy odrobinie szczęścia nikt nawet nie zwróci na niego uwagi.

        Zamaskowana postać nadal pozostawała przed grotą, a to mogło zrujnować szansę na bezszelestne prześlizgnięcie się. „Ha! Musiałem już przecież omijać znacznie groźniejszych delikwentów! Młynarz, kowal, kapitan straży… Choć nie ukrywam, ktoś mógłby się go pozbyć.” Myśliciel uznał jednak, że nie ma co tracić czasu. Nie miał pojęcia, co mogli oni aktualnie robić Falkonowi, a ta niewiedza najbardziej go przerażała. Nie wiedział nawet dokładnie, kim oni są. Nie tracąc już czasu na dłuższe przemyślenia, chwycił się krawędzi półki i zsunął się na dół. Wylądował idealnie przed wejściem, jednak żadne z ognisk nie sięgało tu swym światłem, a sam Teus nadal pozostawał niewidoczny. Do tego odgłos lądowania został zagłuszony przez trzaskanie pobliskich ognisk. Wtem usłyszał szelest w pobliskich zaroślach, a stojący w pobliżu strażnik poszedł zbadać źródło hałasu. „Teraz?! Naprawdę?!” – Tousend pokiwał głową. Nałożył kaptur, nasunął na twarz chustę i ruszył w głąb jaskini.

        Na pierwszy rzut oka było widać, że ten górski kompleks nie był do końca dziełem matki natury, a w jego budowie ewidentnie maczał palce człowiek. Ściany był poszerzone, widać było nowo wykopane wejścia do bocznych korytarzy, a jedynie sufit wydawał się w pewnej części nietknięty. „Gdzie w takim razie się podziewasz nasz piracie?” Zastanawiając się głębiej nad aktualną sytuacją, Teus uznał, że jest za nią odpowiedzialny. W gruncie rzeczy to on powinien być na miejscu Falkona. „Przecież nie kazałem zabierać mu tego kryształu!” – Wewnątrz nadal bił się z myślami. „Dobra, nie ma już co płakać nad rozlanym mlekiem. Teraz muszę go znaleźć.” Tousend stanął przy wejściu do jednego z korytarzy. Tak właściwie nie miał nawet pewności, czy poszukiwany towarzysz w ogóle tu jest. Począł rozglądać się za znakami, symbolami, jakimiś wskazówkami, co do rozplanowania jaskini. Po kilku chwilach musiał jednak przerwać poszukiwania, gdyż za swymi plecami usłyszał odgłosy zbliżających się ludzi. Wskoczył na pierwszą z brzegu ścieżkę i postanowił zdać się na ślepy los. „Może zdążę jeszcze zobaczyć Falkona w jednym kawałku.
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

        Jaskinia nie było mocno oświetlona, a pochodnie dawały raczej wrażenie przebywania w kaplicy niż w czymś na kształt domu. Na ścianach było widać ślady kilofa, a gdzieniegdzie można było dostrzec korytarze stworzone ludzką ręką. Alestar nie miał jednak czasu przyglądać się dziełom wroga, bo musiał znaleźć Falkona, o ile w ogóle wszedł do dobrej jaskini.

        Ból kostki wciąż dawał się we znaki, ale tutaj brunetowi się nigdzie nie spieszyło, bo i tak nie było wiadomo, gdzie jest porwany przyjaciel. Idąc powoli wzdłuż jednego z korytarzy, łowca zastanawiał się, po co Liois miałaby transportować złodzieja do jaskini opanowanej przez jakieś zamaskowane osobistości. „Dlaczego miałaby przyprowadzać go tutaj? Ona jest jedną z nich… nie wszyscy noszą maski. Oni ją zmusili, to jest bardziej możliwe. Tylko wtedy powstaje pytanie, na co im były pirat. Tym typkom chodzi o mapy, które ma Falkon? Nie, bo przecież wie o tym nasza trójka i duch Hektora. W takim razie ja nic nie wiem. I muszę go zna…”

        Przemyślenia Zenemara zostały nagle przerwane, bo mężczyzna osunął się na ziemię. Mózg nawet nie zdążył zarejestrować skąd padł cios. Wszystko działo się szybko, pochód przez korytarz, dawka przemyśleń i nagle dwumetrowy kusznik leży na zimnej skalnej posadzce. Zdawało mu się, że utrata przytomności nie była bardzo długa. Łowca nagród jak przez mgłę widział znajome rysy twarzy, albo to były halucynacje stworzone po upadku. Nic nie było pewne.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        Trafiony delikwent padł na ziemię jak kłoda. Na jego własne nieszczęście zamierzał dostać się właśnie tam, gdzie udawał się Teus, a jemu było to zdecydowanie nie na rękę.
        - No bratku, pośpij tu so… - Tousend nachylił się nad nieprzytomnym i siarczyście przeklął. – Alestarze, przyjacielu! Nic ci nie jest? – Łowca nie wydawał się zbyt rozmowny. Strzelec wymierzył mu więc parę policzków, a olbrzym po chwili zaczął coś bełkotać. – Uff. Przynajmniej żyje. No już wstawaj, wartownicy mogą się tu zaraz pojawić.

        Alestar z pomocą Teusa podniósł się na nogi i obaj ukryli się w jednym z zagłębień korytarza. O włos ominęli jeden z nadchodzących patroli, który na ich szczęście nie zawracał sobie głowy przeszukiwaniem ciemnych zakamarków.
        - Ten tego – zaczął Tousend, gdy wydawało się, że łowca odzyskał już pełną świadomość. – Miałeś szczęście, że byłem w pobliżu, bo w innym przypadku ten stwór nie zostawiłby cię żywego. – Alestar odpowiedział jedynie przeszywającym spojrzeniem. – Yyy… powiedziałem stwór? Miałem na myśli bandytę. Tak więc… pospiesz się, musimy znaleźć naszą zgubę. – Teus prędkim krokiem wymaszerował z kryjówki i ruszył dalej wzdłuż korytarza.

        Przeszedłszy parę kroków do jego uszu doszły odgłosy jednego z patroli. Dał znak wielkoludowi, aby ten się zatrzymał, a sam wsłuchał się w prowadzoną właśnie rozmowę.
        - … zbyt dużo. Więzień jest już na miejscu?
        - Tak, tak samo jak nasz jeniec. Jeżeli wszystko pójdzie po naszej myśli, to mistrz na pewno będzie zadowolony. Jak myślisz dostaniemy jakąś nagrodę?
        - Milcz! Dołączając do naszego bractwa nie powinieneś w żadnym przypadku myśleć o nagrodach! Sama możliwość służby jest największym darem, a ty dobrze o tym wiesz.
        - Oczywiście, wybacz.
        - Sprawdźmy, czy Martwy nie przysparza problemów.

        Po tych słowach strażnicy groty oddalili, a ich rozmowa dostarczyła Teusowi mnóstwo rzeczy do przemyślenia.
        - Jaki znowu Martwy i niby czemu trup ma sprawiać problemy? Czy my przypadkiem nie trafiliśmy na jakąś grupę nekromantów? Co o tym myślisz przyjacielu?
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

         Alestar nie spodziewał się, że twarz, która ujrzy po odzyskaniu przytomności, będzie należała do Teusa. Spodziewałby się każdego, ale nie jego. Kusznik nie mógł teraz o nic spytać, bo z pomocą Tousenda, ukrył się z nim w jednym z zakamarków. Trzydziestolatek chciał zadać kilka pytań, ale słysząc tłumaczenia łucznika, przeszył go tylko wzrokiem, zostawiając cięte riposty na inną okazje. Z jednej strony, był tylko sobie winien - nikt nie kazał ubierać się w ten dziwny strój.

        Po wyjściu z zakamarka i przemierzeniu kolejnej części korytarza, mężczyźni znów musieli się zatrzymać na dźwięk zbliżających się kroków. Na szczęście para strażników nie zmierzała w korytarz, gdzie byli strzelcy. Jednak najciekawsza była ich rozmowa. Słysząc pytanie Teusa, Zenemar odpowiedział:

— Walczyłem z wieloma trupami i wiem, że potrafią sprawić problemy. Dziwi mnie to określenie: Martwy, to brzmi trochę tak jakby go tytułowali. Może mają tu jakiegoś kościeja czy innego lisza, ale oni zostali tylko w legendach. Wiem za to jedno, skoro go gdzieś mają, to niedaleko tego umarlaka może być Falkon. Po co by mieli trzymać więźniów w różnych częściach jaskini? — Alestar przerwał na chwilę wypowiedź, rozglądając się wokół.

— Potrzebujemy planu, i ja chyba mam dobry. Przecież jako „strażnik” mogę tam w miarę spokojnie pójść, a ty będziesz skradał się za mną. Ja wychodzę do przodu, badam sytuację, macham ręką, ty idziesz, a kiedy pokazuję stop ty stajesz. Plan jest tak prosty, że pewnie i tak będziemy musieli wybić wszystkich w jaskini — kontynuował, na koniec mrugając.

        Plan został zaakceptowany, także wystarczyło, że Alestar dobrze zagra strażnika groty. Łowca uważając na bolącą lewą nogę, powoli przemieszczał się na przód. Teus również szedł do przodu, z tą różnica, że musiał zatrzymywać się co kilka metrów, ukrywając się lub przytulając do ściany by nie zostać wykrytym przez jakiegoś zabłąkanego strażnika. Po przejściu kilkunastu kolejnych kroków znów można było usłyszeć głosy strażników, którzy raz minęli strzelców.

        Kusznik i Tousend mieli to szczęście, że tuż przed miejscem, gdzie najprawdopodobniej było więzienie, w skale był wydrążony początek nowego tunelu. Nie zastanawiając się długo, ukryli się w nim, by przemyśleć kolejne kroki.

— Mogę tam wejść, dla nich będę jednym z nich. Jednak wtedy mogą się pojawić pytania, na które nie znam odpowiedzi. Ktoś z nas może się też wychylić i kątem oka ocenić sytuację. Ty możesz mieć swój wkład w tworzeniu genialnego planu uratowania Falkona — Alestar tymi słowami, wyraził swoją opinię na temat obecnych okoliczności.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        — Mam nadzieję, że nie będzie sprawiał problemów. Nie chcę się z nim użerać — powiedział jeden z mężczyzn, wyłaniających się z tunelu.
        Było ich dwóch. Obaj dość wysocy, ubrani w czarne, topornie zdobione złotymi wzorami i dziwnymi symbolami szaty. Na twarzach mieli proste, metalowe maski, posiadające jedynie otwory na oczy i usta, a ich głowy schowane były pod czarnymi kapturami. Ów wygląd mógłby budzić niepokój, gdyby nie dziwaczne zachowanie jednego z nich. Widać było, że to jakiś nowicjusz. Zachowywał się nieco nadpobudliwie, chrząkał, rozglądał się, a jego chód przypominał chód wyluzowanego wieśniaka. Drugi natomiast sprawiał wrażenie starszego i poważniejszego, zapewne był też wyższy rangą, jeśli jakieś rangi istniały w ich ugrupowaniu.
        — Ahoj, pajace. Pospieszcie się, bo mi nogi drętwieją — bąknął Falkon.
        — Milcz! — warknął ten poważniejszy, powstrzymując nowicjusza przed rzuceniem się na leżącego chłopaka. — Poleżysz tu jeszcze trochę. Rytuał musi odbyć się o odpowiedniej porze.
        — Jaki rytuał, do cholery? To nie ja wam jestem potrzebny do jakiegoś zasranego rytuału, gamonie! To Teus złapał ten kryształ! Taki zarośnięty dzikus w płaszczu, jego szukacie!
        — Nic ci to nie da. Jeśli myślisz, że nabierzemy się na twoje historyjki, to jesteś w błędzie. — Nowicjusz pokręcił głową i spojrzał dumnie na drugiego mężczyznę, najwyraźniej zadowolony z wypowiedzianych przez siebie słów.
        — Kim wy właściwie jesteście? I po co wam te maski? Pewnie jesteście tacy brzydcy, że wstydzicie się je zdejmować — powiedział Falkon szczerząc zęby.
        — Nie zasługujesz na rozmowę z członkami Bractwa. Poza tym twój umysł jest zbyt ciasny, by wszystko pojąć. — Poważniejszy mężczyzna znowu musiał powstrzymać nowicjusza przed atakiem na Falkona. — Cisza, ktoś się zbliża.
        Z tunelu wyskoczyła duża, ciemnozielona jaszczurka. Mężczyźni w szatach przyklęknęli i ukłonili się. Falkon od razu skojarzył co, albo raczej kto to jest.
        — Znam cię, magu — powiedział cicho, mrużąc oczy. — Uciekłeś w trakcie walki. Brak honoru. — Chłopak uśmiechnął się zadziornie.
        — Moim zdaniem żadnej walki nie było, młodzieńcze — wycedził zmiennokształtny, stojąc już w swej ludzkiej postaci.
        Miał na sobie czarną szatę, podobną do tych, w które ubrani byli dwaj zamaskowani, jednak o wiele ładniejszą i bogato zdobioną. Pod jego czarnym kapturem dało się dostrzec krótkie, siwe włosy. Nie nosił maski. Twarz miał szczupłą, pomarszczoną i pokrytą niewielkimi bliznami, jego bystre, jasnoniebieskie oczy były nieco zapadnięte. Z pewnością był kimś ważnym, co tylko potęgowało w Falkonie narastającą złość i chęć zemsty.
        — Zostawcie nas samych — rozkazał dwóm, nadal klęczącym mężczyznom, którzy od razu wstali i wrócili do ciemnego tunelu.
        — Możesz mnie rozwiązać? — spytał Falkon. — Strasznie mi niewygodnie w takiej pozycji.
        Mag nawet nie drgnął, rzucił mu tylko lekceważące spojrzenie.
        — Mów gdzie klejnot — syknął.
        — A skąd ja mam to wiedzieć? Chcesz się bawić ze mną w jakieś głupie rytuały to sam go sobie szukaj!
        — Nie ja zajmę się rytuałem, a Mistrz. Klejnot nie jest do tego potrzebny. Jest potrzebny mi, bo byłem jego strażnikiem.
        — Byłeś? — powtórzył chłopak. — A co, zabrali ci robotę?
        — Nie, zabrali mi klejnot, głupcze. Ty go zabrałeś. Jak mogę być strażnikiem kamienia, gdy nie ma kamienia?
        — Więc czemu nie odebrałeś mi go w kanałach?
        — Chciałem, żebyś mógł poczuć jego moc. — Szyderczy uśmiech wygiął wąskie usta maga. — Teraz nie jesteś już do niczego potrzebny, a klejnot musi wrócić na swoje miejsce.
        — To nie ja go dotknąłem! Podniosłem go, ale nie miał już żadnych właściwości! To Teus go złapał, sam widziałem! Coś huknęło, upadł na ziemię, a po chwili wstał, jak gdyby nigdy nic. To nie byłem ja, rozumiesz?
        — Mnie możesz próbować oszukać, ale śmierci nie oszukasz — powiedział mag. — Pewnie mijałeś się z nią wiele razy, czyż nie? Na jej liście jest twoje imię, niestety ze znakiem zapytania. Utrudniasz pracę śmierci, rozumiesz? Jedynie my możemy jej pomóc, gdyż sama nic nie może z tobą zrobić. Nawet nie wiesz jaki to zaszczyt pomóc śmierci.
        — O czym ty gadasz, do cholery? Jaka śmierć? Ja nie mam z tym nic wspólnego!
        — Gdzie jest klejnot? — zapytał spokojnie mag.
        Falkon nie zamierzał odpowiedzieć. Splunął mężczyźnie pod nogi i odwrócił wzrok, powstrzymując w sobie kolejny atak wściekłości. Mag również wyglądał, jakby zaraz miał wybuchnąć, ale po chwili odwrócił się i przemieniwszy w jaszczurkę wbiegł do ciemnego tunelu.
        Po kilku minutach z tunelu znów dało się słyszeć dźwięk kroków. Do jaskini weszło kilku zamaskowanych ludzi w czarnych szatach. Za nimi szedł wysoki mężczyzna w kruczoczarnych włosach sięgających do łopatek. Miał na sobie ciemnoczerwoną szatę z błyszczącymi zdobieniami. Jego twarz pokrywały namalowane czarną farbą wzory. W ręku trzymał jakąś księgę. Otaczało go kilku zamaskowanych, uzbrojonych w długie lance, zakończone złotymi grotami.
        — Witam wszystkich. Niestety zabawa odwołana, możecie już iść — powiedział Falkon, uśmiechając się głupkowato. W głębi serca miał nadzieję, że szczęście znów mu dopisze i ktoś przyjdzie na ratunek w ostatniej chwili.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        - Tak mi się wydaje, że… słyszysz te odgłosy? – Z głębi korytarza ewidentnie słychać było dźwięk kroków i zdecydowanie nie wydawała go jedna osoba. – Możesz spróbować wtopić się w ten tłum. Może z odrobiną szczęścia mamy z nimi po drodze. Chociaż jednak ciekawi mnie tamten tunel. – Teus wskazał na jedną z odnóg jaskini. – Wydaje mi się, że słyszę stamtąd jakieś odgłosy. Pójdę sprawdzić. – Tousend nie zważając na spontaniczną gestykulację Alestara, która to pewnie miała na celu zatrzymać strzelca, przeskoczył przez korytarz prawie przed czubkiem nosa nadchodzących ludzi. Ci na szczęście nie zauważyli, bądź też nie zwrócili uwagi na skaczącego akrobatę odwiedzającego ich jaskinię i dalej podążali do znanego tylko im miejsca. Przy okazji Teus usłyszał jakąś modlitwę, którą to właśnie wymawiali „pielgrzymi”. Najwyraźniej byli nią tak zajęci, że nie zwracali najmniejszej uwagi na otoczenie. „Dobra nasza” – pomyślał Tousend i aby upewnić się własnych domysłów, pomachał do jednego z mnichów.

        Przeszukiwany korytarz nie różnił się wcale od poprzednich. No może za wyjątkiem płaczu i krzyków słyszanych na samym jego końcu. „Mogliby zadbać tu trochę o wystrój wnętrz. Cała ta jaskinia nie zachęca do zwiedzania.” Widok czekający na końcu drogi nie zaskoczył Teusa. Oczom jego ukazali się kolejni więźniowie. Mężczyzna i kobieta siedzieli obok siebie skuleni, a ich ruch skutecznie utrudniał gruby łańcuch oraz dwóch strażników stojących nieopodal. Strzelec podkradł się pod oprawców i z całej siły huknął oburącz w kark pierwszego z nich. Drugi natomiast po chwili wylądował obok niego, uśpiony prawym sierpowym.

        Teraz dopiero Teus przyjrzał się bliżej parze więźniów. Oboje byli przedstawicielami rasy elfów i jak to naturalnie z tą rasą bywa, nie był w stanie określić wieku przetrzymywanych. Oboje aktualnie patrzyli na brodacza z lekkim szokiem.
        - Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. – W kieszeni jednego ze strażników Teus znalazł klucz. Miał nadzieje, że jest to właśnie klucz stojący więźniom na drodze do wolności. Szybko okazało się, że miał rację, a teraz już wolne elfy ocierały obolałe nadgarstki.
        - Nie wiem jak mamy ci dziękować – odparła kobieta. Tousendowi wydawało się, że widział już kogoś podobnego do tej elfki. Delikatna postura, szmaragdowe oczy. Teus mocno zmarszczył brwi, gdy usłyszał pytanie mężczyzny.
        - Co z Liois? Nie spotkałeś po drodze młodej elfki? Niewysoka blondynka, zielone oczy? – W oczach elfa widać było iskierkę nadziei, a strzelec nie mógł jej zgasić.
        - Taaak. Wydaje mi się, że u niej wszystko w porządku.
        - Była tu u nas niedawno. Mówiła, że już niedługa nas stąd zabierze – rzekła tym razem kobieta. – Na prasmoka, oby nasza córka wyszła z tego cała. – Kobieta łkając wtuliła się w ramie mężczyzny.
        - Yyy… spokojnie. Znajdę ją… tak myślę – odparł zakłopotany Teus. Czy dopiero nie miał się jej odwdzięczyć za te środki usypiające? – Nie wiecie… państwo… co tu przypadkiem się dzieje?
        - Ci kultyści zebrali się tutaj na jakiś rytuał – powiedział elf. – Mówili o składaniu jakiejś ofiary, a nasza córka miała im w tym pomóc – dodała już trochę uspokojona kobieta. – Mówili też, że po tym nas wypuszczą.
        - Kultyści hmm. – Teus zamyślił się na chwilę. – Chyba miałem już styczność z jakąś sektą. Tak czy owak, nie martwcie się. Postaram się odnaleźć waszą córkę, a wy w tym czasie postarajcie się znaleźć jakieś bezpieczne miejsce i siedźcie tam póki z nią nie wrócę.

        Teus miał już opuścić prowizoryczne więzienie, gdy uznał, że nie może zostawić tutaj tych dwóch nieprzytomnych drabów. Zakuł ich w łańcuchy, a usta zatkał kawałkami ich własnych szat. Teraz już nie powinni sprawiać problemów.

        Wychodząc usłyszał jeszcze słowa kobiety.
        - Postaraj się nie ranić tutejszych wieśniaków. Z tego co mówili strażnicy, wynikało że nie działają teraz świadomie. Przywódca tych bandytów rzucił na nich jakiś urok. Może da się go jeszcze odwrócić.

        Wszystko zaczęło się powoli układać w głowie Teusa. Uzdrowicielka widać działała pod przymusem, bo w końcu po co mieliby trzymać tutaj jej rodziców? Na myśl Tousendowi przyszła jeszcze jedna makabryczna myśl, lecz miał szczerą nadzieje, że się myli. Pozostawała jeszcze możliwość, że te elfy również miały być częścią rytuału. Nie wiadomo w jaki sposób przyjmowano tutaj nowych członków.

        Gdy znalazł się na drodze prowadzącej do tajemniczego „Martwego”, Alestara już tam nie było, a sam korytarz również świecił pustkami. Nie zwlekając Teus udał się do groty, w której zgromadzili się sekciarze. Nie mógł tak po prostu tam wparować, zdecydowanie wyróżniał się z tłumu, a to mogło spowodować niechciane obrażenia fizyczne. Postanowił więc znaleźć sobie miejsce, z którego mógłby wygodnie obserwować całe zajście i szybko znalazł to, czego szukał. Niedaleko rozciągała się skalna półka, wystarczyło się na nią wspiąć.

        Tousend zakradł się do punktu wydającego się idealnym do rozpoczęcia wspinaczki i począł piąć się w górę. W krótkim czasie znalazł się na górze, jednak po drodze strącił parę kamieni, które z kolei przyciągnęły uwagę jednego z modlących się. Ten na szczęście spojrzał tylko w górę i gdy nie zauważył tam nic interesującego zajął się dalej modlitwą.

        Przed strzelcem rozciągała się grota w całej swej okazałości. Na samym jej środku, przywiązany na kamiennym stole, leżał nie kto inny, a poszukiwany złodziejaszek. Otoczony był grupą kultystów, spośród których wyróżniał się długowłosy osobnik, będący pewnie ich przywódcą. Stał on aktualnie nad Falkonem i recytował jakąś formułkę. Teus zdjął z pleców łuk i nałożył strzałę na cięciwę. Nie mógł jednak strzelać na ślepo do okolicznych przeciwników, gdyż mógł przez przypadek trafić przebranego Alestara, a ten raczej nie przeżyłby celnego trafienia z jego broni. Obrał więc za cel przywódcę sekciarzy. Przynajmniej mógł być pewien, że trafi odpowiednią osobę.
        - Zawsze mnie uczyli… - Strzelec napiął cięciwę. - …że po wieczornym paciorku trzeba iść spać.

        Strzała ze świstem przeleciała nad głową celu, gdy ten z nadprzyrodzoną zwinnością uniknął trafienia.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        Tajemnicze mantry, mruczane przez uczestników procesji, która weszła do jaskini, z pewnością nie uspokajały Falkona. Kultyści stanęli niedaleko wejścia i nadal cicho recytując dziwne formuły wyciągnęli do przodu ręce. Na środek pomieszczenia wyszedł czarnowłosy mężczyzna w ciemnoczerwonej szacie. Falkon był niemal pewny, że to właśnie on jest owym Mistrzem, mającym dokonać rytuału.
        Mistrz otworzył swoją księgę i zaczął czytać z niej jakieś niezrozumiałe dla chłopaka zdania. Po chwili coś zgrzytnęło, ziemia lekko zadygotała, a z podłogi na środku jaskini wynurzył się kamienny stół.
        — Ooo, nie. Nie, nie, nie. Zostawcie mnie! — krzyknął Falkon, gdy dwóch zamaskowanych kultystów zbliżyło się do niego.
        Otworzyli mu siłą usta i wlali w nie jakiś gorzki płyn. Mimo, że Falkon wypluł wszystko, obryzgując schludne szaty mnichów, to substancja zadziałała. Chłopak poczuł mrowienie w całym ciele. Znów zaczął wierzgać, ale powoli tracił czucie w kończynach. Już po chwili był całkiem sparaliżowany. Obraz dwoił mu się w oczach, dźwięki dochodzące do jego uszu były dziwnie zniekształcone i rozciągnięte.

        Po paru minutach Falkon leżał na kamiennym stole, przywiązany do niego tak ciasno, że nawet gdyby nie był sparaliżowany, to nie mógłby się poruszyć. Nad nim stał Mistrz, nadal trzymając w ręku księgę i czytając na głos jej treść, spisaną w jakimś dziwnym języku.

        Działanie mikstury powoli przechodziło, najwidoczniej miała ona jedynie pomóc w bezproblemowym umieszczeniu chłopaka na kamiennym ołtarzu. Miało to jeden minus - ból kończyn i pleców znowu dawał się we znaki. Falkon miał już zasypać stojącego nad nim kultystę lawiną przekleństw, gdy ten nagle wykonał niezwykle szybki unik. Dopiero gdy rozległ się trzask strzały, uderzającej w kamienną ścianę, chłopak zrozumiał, co się stało.
        — Co tak długo? — krzyknął w stronę zeskakującego na ziemię Teusa.
        Przywódca bractwa i wszyscy obecni w jaskini spojrzeli na łucznika. Nastała dłuższa chwila ciszy, którą przerwał wreszcie krzyk Mistrza. Rzucił kultystom uzbrojonym w lance jakieś polecenie, wypowiedziane w swoim dziwnym języku. Nie trudno było się domyślić, o co chodziło - lansjerzy skierowali groty swych broni w Teusa, po czym równym krokiem ruszyli w jego stronę. Przywódca mruknął coś jeszcze i odsunął się nieco od kamiennego stołu, by lepiej widzieć poczynania swoich wojowników.

        Najwyższy z kultystów zdawał się niezbyt zainteresowany szykującą się bitką. Wyszedł z szeregu i podbiegł do leżącego Falkona.
        — Co do...? — Chłopak nie wiedział, czego spodziewać się po zamaskowanym. Ten jednak zrobił coś nieoczekiwanego - przeciął więzy, krępujące Falkona. — O cholera, Alestar! Niezłe wdzianko... — zaśmiał się chłopak, spadając z kamiennego ołtarza i chowając się za nim.
        Musiał zdać się teraz na umiejętności przyjaciół - sam nie był w stanie nawet podnieść się z ziemi. Wiedział, że Teus i Alestar raczej nie dadzą sobie rady z niewątpliwie potężnymi przeciwnikami, jednak samo ich pojawienie się było dla chłopaka cudem... może więc warto liczyć na kolejny?
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

         Wmieszanie się w tłum było dużo łatwiejsze niż obawiał się tego Alestar. Nie chcąc się wyróżnić stał na tyłach tłumu i powtarzał gesty po kultystach. Banda z jaskiń swoim tymczasowym zachowaniem przywoływała skojarzenia tylko z taką grupą. Dopiero w tej części groty, mężczyzna uświadomił sobie, że rytuały będą dotyczyć Falkona i to on najprawdopodobniej jest tym Martwym albo zaraz nim zostanie, jak się nic nie wydarzy. Teraz jednak nie można było się zastanawiać, o co tu będzie chodziło ani dlaczego Liois go porwała.

        Były pirat był przywiązany do kamiennego stołu - rytuał się rozpoczynał, a zamaskowani mężczyźni powtarzali niezrozumiałe mantry. Wraz z nimi wszystko powtarzał trzydziestolatek, chcąc jak najdłużej pozostać incognito. Cały ceremoniał na szczęście bajarza został szybko przerwany przez posłaną strzałę w kierunku mistrza. Jednak to nie rozwiązało problemów, kultysta się uchylił, a przez głowę łowcy nagród przemknęła jedna myśl. „To będzie ciężka walka.”

        Łucznik znalazł się na ziemi, a w jego kierunku ruszyła tylko piątka lansjerów. Chwilowe zamieszanie należało jak najszybciej wykorzystać. Trzydziestolatek podszedł do zaskoczonego złodziejaszka, przeciął mu więzy, a ten schował się za ołtarzem. Kusznik mógł się już ujawnić, ale mistrz uważnie patrzył na walczącego Teusa, co pozwoliło brunetowi przemknąć na przód tłumu biernych kultystów. Oprócz lansjerów nikt inny nie ruszył do walki, przywódca grupy musiał być pewny, że pięciu mężczyzn pokona jednego mężczyznę. Nie wiedzieli, tylko że przeciwnik jest bardzo dobrym szermierzem i świetnym akrobatą, co w tej chwili prezentował.

        Zenemar nie zamierzał jednak być dłużej bezczynny i nie mógł pozwolić, by wszystkie laury spłynęły na łucznika. Wyszedł więc z tłumu, czując wzrok kultystów na sobie. Zbliżył się do jednego z walczących lansjerów i szybkim ruchem zakończył jego żywot wbijając mu miecz w plecy. Gdy z ostrza kapała krew, wielkolud zrzucił z siebie płaszcz i maskę kultysty, ukazując swoje oblicze.

— Teraz przydałaby się moja kusza. I to, żebym stał na końcu tamtego korytarza. — Alestar mówiąc do Tousenda wskazał wyjście z groty.

        „Tylko muszę pamiętać by nie obciążać lewej nogi, a najlepiej jak najmniej się ruszać. Tylko jak ich wtedy pokonać?” Uwaga walczących przeniosła się na trzydziestolatka, który już po chwili musiał blokować się przed ciosem. Miecz bruneta uderzając zza głowy zbił pchnięcie lancą, którą lansjer natychmiast wykorzystał, uderzając kijem w lewy bok kusznika. On przesunął się w prawo, zadając cięcie z góry, a broń kultysty odbiła miecz łowcy na lewo, gdzie do walki dołączał się kolejny przeciwnik. Obydwaj wrogowie wykonali jednoczesne pchnięcie w stronę bruneta, jednak ten zamiast standardowego wycofania, ruszył do przodu, a lance oponentów skrzyżowały się tuż za plecami Zenemara, który ciął ich obu w bok.

        Alestar zaraz po ciosie, wyszedł kilka kroków na przód i obrócił się w stronę rannych lansjerów, którzy postanowili zajść go z przeciwnych boków. Trzydziestolatek nie mógł im pozwolić na tak swobodne działania. Gdy jeden kultysta okrążał go z lewej, a drugi z prawej strony, kusznik ruszył w stronę tego po prawej, trzymając miecz za głową. Kultysta chciał wykonać pchnięcie, a wtedy brunet przesunął się w prawo i opierając cały ciężar ciała na sprawnej nodze, ciął oponenta z góry robiąc mu ślad od lewego ramienia przez pół klatki piersiowej. Zwycięzca walki obrócił się patrząc na kolejnego lansjera, jednak zamiast ruszyć do walki skierował się w stronę korytarza. Tam tylko jeden człowiek z lancą będzie mógł zagrozić łowcy, o ile nic nie zaskoczy go z tyłu.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        - O nie! W takim razie nabluzgam mu prosto w twarz! – Teus był wściekły z powodu chybionego strzału i to tak bardzo, że nawet nie przejął się nadludzkim unikiem swojego celu. Wymierzył raz jeszcze i tym razem przebił na wylot jednego z sekciarzy. Kątem oka zauważył, że niektórzy łapali już w ręce kamienie, a przed takim orężem nie mógł się obronić. Przynajmniej nie na tej skale.

        Tousend zrzucił płaszcz i odrzucając na bok łuk zeskoczył na dół. W locie wyjął miecz i podparł się nim po wylądowaniu. Zaraz po tym przyjrzał się nadchodzącym napastnikom.
        - Lance? Naprawdę? A gdzie wasze rumaki? – Strzelec wyszczerzył się w stronę nadciągającej gwardii i zorientował się, że musi poprawić swoją chustę.
        - Mówiłem, że to zły pomysł – dosłyszał z wrogich szeregów.
        - No to zaczynamy – powiedział strzelec i machnął parę razy mieczem.

        Pierwszy z napastników próbował trafić go w tułów, lecz Teus półobrotem uniknął ciosu i znalazł się zaraz przy uchwycie lancy, w strefie, gdzie wróg nie mógł go już dosięgnąć. Wykorzystując nabraną prędkość z całej siły uderzył w kultystę stojącego obok i bezbłędnie trafił go w krtań, powodując wylew krwiście czerwonej fontanny. Kątem oka udało mu się też dostrzec zmierzającego do ołtarza Alestara. Wydawało się, że dzięki zaskoczeniu uzyskali chwilową przewagę. Napastnicy z lancami nie mogli sobie poradzić w tym ciasnym pomieszczeniu, a ich broń nie mogła się tu równać z ostrzem Tousenda. „Ciekawe jakby to wyglądało na otwartym terenie”. Teus wiedział, że w takim wypadku nie miałby za wielkich szans. Teraz jednak starał się wycisnąć wszystko z uzyskanej przewagi, a udowodnił to kolejną rozciętą tętnicą.
        - Nie można mieć wszystkiego! –Teus krzyknął do Alestara, próbując odpowiedzieć mu w amoku walki. Falkon był już wolny, pozostało jedynie zlikwidowanie długowłosego mistrza.

        Tousend odbił uderzenie jednej z lanc, a kultysta próbując nie stracić równowagi podparł się lewą stopą, wysuwając ją do przodu. Akrobata postanowił skorzystać z okazji i odbił się od wysuniętego kolana, a prawą nogę postawił na barku napastnika. W efekcie przeleciał nad nim i wykonując przewrót wylądował na ziemi. Widział, że łowca odwrócił uwagę atakujących i postanowił to wykorzystać. Nabrał rozpędu i rzucił się na przewodnika rytuału. Obaj starli się w walce. Teus wywijał młyńce, a mistrz kultystów z nadludzką zwinnością parował ciosy podłużnym sztyletem. Strzelec nie dawał mu chwili wytchnienia cały czas uderzając i markując ciosy. Ciął od lewej i jednocześnie z całej siły uderzył pięścią w twarz kultysty. Cios trafił prosto w szczękę długowłosego, a ten pod wpływem uderzenia wypuścił z dłoni trzymaną broń. Tousend miał już zakończyć starcie, gdy nagle sekciarz wyrzucił przed siebie dłonie i wykrzyknął zaklęcie, a strzelec pod wpływem magii poleciał do tyłu i łupnął plecami o ścianę.

        W głowie Teusa rozległ się szum, ale w amoku walki usłyszał też inne odgłosy. Zdawało się, że korytarzem prowadzącym do groty ktoś nadbiegał i to nie była jedna osoba. Wychodzi na to, że chłopi postanowili włączyć się do walki. „Nie jest dobrze. Oby zabicie tego czarownika nam pomogło”.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        Cała akcja toczyła się z dala od centrum jaskini, dzięki czemu Falkon miał chwilę wytchnienia, kryjąc się za kamiennym stołem. Rozmasowywał obolałe mięśnie i stawy, mając nadzieję, że szybko wróci do sprawności pozwalającej na ucieczkę. W tym stanie nie miał co liczyć na możliwość pomocy towarzyszom. Mógł jedynie mieć nadzieję, że cudem uda im się przetrwać tą walkę.

        Chłopak wychylił głowę nad kamiennym ołtarzem. Teus zajęty był walką z przywódcą kultystów, który niezwykle sprawnie władał swą bronią, zręcznie parując nawet najszybsze i najbardziej precyzyjne ataki brodacza. Jego wymalowana twarz była pełna skupienia, a bystre oczy bacznie obserwowały każdy ruch Teusa i przewidywały jego następstwa. Wreszcie kultysta popełnił błąd, którego efektem był potężny cios w twarz. Zatoczył się, prawie wpadając na kamienny ołtarz. Jego sztylet przeleciał tuż obok twarzy Falkona i odbił się z brzękiem od kamiennego podłoża. To jednak nie pomogło Teusowi - magiczne zdolności długowłosego okazały się potężne. Falkon przeklął pod nosem, widząc swojego przyjaciela uderzającego o ścianę. Chwilę później mag znów uniósł ręce, najprawdopodobniej chcąc dobić leżącego. "Chyba jednak do czegoś się przydam" — pomyślał Falkon, chwytając leżący obok sztylet kultysty. Napiął bolące jeszcze mięśnie i z całej siły wbił ostrze w łydkę mężczyzny. Ten krzyknął z bólu i zachwiał się na przebitej nożem nodze, a jego czar uderzył kilka stóp obok Teusa, wysadzając spore wgłębienie w kamiennej ścianie. Jaskinia zadrżała, z sufitu posypał się kurz, spadło kilka odłamków skały. Falkon obrócił sztylet, tkwiący w łydce maga, zadając mu jeszcze większy ból, po czym szybkim ruchem wyrwał ostrze razem z kawałkami ciała. Bryznęła krew, a kultysta aż przyklęknął, nie mogąc utrzymać równowagi. Zdawać się mogło, że szala zwycięstwa przechyliła się na stronę chłopaka, jednak mag okazał się być twardszym przeciwnikiem, niż ktokolwiek mógł sądzić. Podniósł się raptownie i ciężko dysząc spojrzał na Falkona przekrwionymi oczami.
        — Nie łudź się, że macie tu jakieś szanse — syknął, uśmiechając się złowieszczo.
        Do jaskini wbiegła banda rozjuszonych, jakby opętanych chłopów, którzy zdawali się być niewolnikami na usługach tego dziwnego bractwa. Jaskinia zaczęła drżeć, z sufitu odpadały co raz większe kamienie. Mag zaśmiał się, uniósł ręce w stronę Falkona i zaczął wypowiadać jakieś zaklęcie, jednak nie dane mu było go skończyć, gdyż wbity w plecy miecz przebił go na wylot, kończąc jego żywot.

        Z tłumu zamaskowanych rozległy się okrzyki przerażenia, zdziwienia i złości. Chłopi zatrzymali się w miejscu, jakby nie wiedzieli, co się stało. Ciało martwego przywódcy osunęło się na ziemię.
        — Na nich! — ryknął któryś z wieśniaków, wskazując na kultystów.
        — O kurwа — wybełkotał Falkon, patrząc, jak grupa rozjuszonych chłopów zmienia nagle cel ataku i rzuca się z krzykiem na zamaskowanych.
        Zaczęła się chaotyczna walka, której wtórowały dzikie wrzaski, brzęk żelaza i dźwięk tłuczonych kości. Kultyści rzucali zaklęcia, wieśniacy rzucali czym popadnie, a jaskinia rozsypywała się co raz bardziej.
        — Uciekać! Bo nas żywcem pogrzebie! — ryknął Falkon do kompanów.
        W obliczu zagrożenia chłopak odzyskał siły. Podniósł się na nogi i łapiąc leżącą na kamiennym stole książkę przywódcy kultystów rzucił się w stronę wyjścia, co chwilę potykając się o fragmenty skał. Zasłonił głowę księgą, chroniąc się przed spadającymi z sufitu kamieniami. Na szczęście walka przeniosła się bliżej ściany, pozwalając trójce przyjaciół uciec z jaskini.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        Obolałe plecy dawały o sobie znać, a Teus nie mógł powstrzymać się przed ich rozmasowaniem. Przez chwilę zdawało mu się, że jest w całkowicie innym miejscu. Wszystko było takie mgliste i głośne. Najdrobniejszy szczegół dzwonił mu w uszach. Na szczęście szybko opuścił ten idylliczny stan, głównie za sprawą potężnego wybuchu, który wysadził sporą dziurę zaraz obok niego.
        - Chciałeś mnie zabić?! – Krzyknął rozbudzony strzelec. – Jestem idiotą… - dodał zaraz po wróceniu do rzeczywistości.

        Podniósł się i zobaczył długowłosego kultystę, który właśnie stał nad Falkonem. Składał właśnie jakieś zaklęcie i można było wnioskować, że jeżeli mu się uda, to po towarzyszu Teusa zostanie jedynie mokra plama. Strzelec nie myśląc wiele podniósł swój miecz, nabrał rozpędu i z całej siły rzucił nim w stronę czarownika. Ostrze trafiło w plecy i przebiło kultystę na wylot.
        - No to po problemie – odsapnął brodacz. Jednak niedany był mu jeszcze odpoczynek.

        Zza pleców usłyszał kobiecy krzyk. Wykonał unik w ostatniej chwili, a ostrze noża odcięło jedynie kawałek jego koszuli. Zanim się zorientował Liois przymierzyła się do kolejnego ciosu i cięła go po ramieniu.
        - Poczekaj…- Nie zdążył skończyć, gdyż kolejny cios przeleciał zaraz obok jego twarzy. – Ale twoi ro… - Następne pchnięcie trafiło w brzuch, lecz kolczuga zatrzymała uderzenie. „W ten sposób się nie dogadamy”. Teus chwycił za nadgarstek dłoni, w której Liois trzymała nóż, drugą dłonią wygiął lewą rękę elfki za plecy i przycisnął ją do siebie. W takiej pozycji i z nożem przy gardle zielarka wydawała się bardziej rozmowna.
        - Przestań! Uratowałem twoich rodziców! – Miał nadzieję, że teraz jego zakładniczka będzie skakała z radości, a nie próbowała złożyć go w ofierze razem z jej rodziną.
        - Na… naprawdę? To na co czekamy? Wynośmy się stąd! – Elfka wyrwała się z uścisku Tousenda i pobiegła w stronę wyjścia z jaskini.
        - A chociaż jakieś przepraszam za to, że chciałaś mnie zabić? I jak tu je zrozumieć?
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

         Lansjer przed Alestarem był ostatnim z grupy osobistej straży mistrza kultystów. Gdy walka przeniosła się w stronę korytarza, to szermierz miał większe szanse, niż ktoś kogo broń może nadać się tylko do pchnięć. Walka jednak wcale nie była taka łatwa, kusznik musiał zbijać pchnięcia lancą, a przeciwnik wykorzystując uchwyt swej broni świetnie parował uderzenia miecza. Szala zwycięstwa nie przechylała się na żadną ze stron, bo każdy atak spotykał się obroną i zdawało się, że ten pojedynek będzie trwał wieki, gdyż starcie popadało w schematyczność. Gdy między trzydziestolatkiem a kultystą trwał zacięty, ale bezkrwawy pojedynek, to obok przez grotę przeleciał Teus. Nie była to część jakiejś skomplikowanej akrobacji, a efekt czaru rzuconego przez najważniejszego z sekciarzy. „Niech to się szybciej skończy. Jestem tam potrzebny.”

        Gdy tylko przez głowę bruneta przemknęła ta myśl, z tyłu dało się słyszeć krzyk tłumu. Przelatujący przez jamę Tousend i wbiegająca do środka banda chłopów sprawiły, że lansjer na chwilę zagapił się podczas walki. Miecz wielkoluda był akurat w takiej pozycji, że przeciwnik nie mógł stracić głowy, a dostał zaledwie płazem ostrza. Na szczęście to wystarczyło, przeciwnik stracił na chwilę przytomność, skulił się, a wtedy Zenemar ukrył się w bocznym korytarzu. Tłum przebiegł obok nie zauważając go, lecz celem tej rozjuszonej bandy nie byli kultyści, a łucznik i pirat. Szybko jednak się to zmieniło, sklepienie jaskini się trzęsło, okruchy skał zaczęły spadać, a zaklęcie rzucone na chłopów przestało działać i to kultyści stali się celem wściekłego tłumu. „Dobrze, że zrzuciłem tamten strój, inaczej też bym był celem.”

        Kolejne wydarzenia zlewały się w całość, wszystko działo się bardzo szybko. Przed nosem łowcy przebiegła Liois, którą Teus skutecznie zatrzymał, po czym ona wyrwała się z uścisku i wybiegła z jaskini. Alestar pomógł wyprowadzić Falkona, który był osłabiony ostatnimi wydarzeniami. Łucznik zaś zamykał pochód do wyjścia z jaskini.

        Przed pieczarą medyczka przytulała się do nieznanej kusznikowi pary elfów. Mężczyzna, zamiast czekać na konfrontacje blondynki ze złodziejem, ruszył spokojnym krokiem w stronę krzaków, gdzie zostawił kuszę. Po ciemku odnalezienie odpowiedniej kępy krzewów zajęło kilka minut. Najważniejsze jednak było to, że trzydziestolatek odzyskał swój ukochany sprzęt. Wracając do przyjaciół miał tylko nadzieję, że rozmowy między elfami a ludźmi nie będą trwały w nieskończoność.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        - A ty kto? – Ton głosu jednego z wieśniaków nie wróżył nic dobrego. Teus rzucił mu tylko przelotne spojrzenie i pobiegł w stronę skalnej półki. Za żadne skarby tego świata nie zostawiłby tutaj swojej ukochanej broni. Tym razem nieograniczony obecnością wroga, wspiął się błyskawicznie i zabrał swoje rzeczy. Zeskoczył zaraz przy wejściu i pobiegł tunelem prowadzącym do wyjścia.

        Walka nadal trwała i to nie tylko we wcześniej odwiedzanej komnacie. Chłopi i kultyści nie zwracali uwagi na uciekinierów, teraz jednak liczba sekciarzy mocno się przerzedziła. Niektórzy z wieśniaków podejrzliwie przyglądali się Tousendowi. Jeden z nich w napływie szału rzucił się na niego. Cios widłami mógłby być szczególnie bolesny, gdyby strzelec nie zauważył go z wyprzedzeniem. Zdążył odskoczyć w bok, a chłop wylądował na kamiennej ścianie.

        - Zabić psubratów! Śmierć czarownikom! – Choć te hasła wykrzykiwał wieśniak, który dopiero co rozpłaszczył się na kamiennej podłodze, to wiele podobnych stwierdzeń niosło się przez całą jaskinię. „Pachnie mi tu chłopskimi rewoltami. Na takie trzeba patrzeć z bezpiecznej odległości, a nie znajdować się w samym ich środku”. Strzelec wiedział już co nieco na ten temat. Wojny domowe nie były nawet w połowie tak krwawe jak chłopskie powstania. Masa uciskanych ludzi, którzy chcieli odegrać się na dręczących ich panach. Przekonywanie ich, że przed chwilą uratowałeś im życie nie miało sensu. Tutaj co prawda odbywała się miniaturowa wersja wyżej opisanych wydarzeń, jednak Teus nadal znajdował się w dużym niebezpieczeństwie.

        Zanim napastnik z połamanymi widłami zdążył się podnieść, Teus był już w następnym korytarzu. Cały czas mijał po drodze kolejne małe potyczki, a w każdej z nich dominację powoli przejmowali wieśniacy. „Pewnie to są ci ludzie z wioski, którą dopiero co mijaliśmy”. Tousend biegł co sił, lecz nagle stanął jak wryty. Przed nim stała dobrze mu znana postać zakapturzonego żniwiarza.
        - Nie powiem, narobiliście mi dzisiaj zajęcia. - Śmierć podwinęła rękawy, ukazując przy tym kościste ręce i ruszyła w głąb jaskini.
        -Tylko uważaj na widły – odparł Teus, gdy otrząsnął się z chwilowego szoku. Teraz już nic nie stało mu na drodze i wybiegł z kamiennej groty.

        Na zewnątrz zauważył cztery sylwetki, które rozpoznał dopiero po chwili, gdy jego oczy przyzwyczaiły się do nieoświetlonej przestrzeni. Zdawało się, że wszyscy z wyjątkiem Alestara znajdowali się już na zewnątrz. Tousend spodziewał się też, że zaraz wybuchnie istna burza komentarzy na temat zeszłej sytuacji, a przecież zaraz rozszalały tłum może wybiec z jaskini, którą przed chwilą opuścił.
        - Za nim cokolwiek powiecie, proponuję udać się w jakieś ustronne miejsce. Nie chcecie chyba skończyć z motykami w plecach, a zapowiada się, że ich właściciele zaraz tu będą. I gdzie podział się ten wielkolud?
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        — Hej, a gdzie moje rzeczy? — krzyknął Falkon, który dzięki pytaniu Teusa przypomniał sobie również o tym ważnym szczególe.
        — Miałeś przy sobie tylko sztylet, w kieszeniach nikt ci nie grzebał...
        Zanim Liois skończyła zdanie, Falkon już zdążył zawrócić, zamierzając puścić się pędem wgłąb jaskini, by odzyskać swój sztylet. Jednak po kilku krokach zorientował się, że w ręku nadal trzyma broń kultysty - długi na nieco ponad jedną stopę, solidny, ostry, zadbany nóż. "Cholera, co ja robię..." — pomyślał chłopak, przypatrując się całkiem niezłej broni. Co prawda zdążył się już przyzwyczaić do swojego starego sztyletu - w końcu wiązał z nim wiele ważnych wspomnień, ale...
        — Zadowolę się tym żelastwem. Nie będę życia narażał dla głupiego sentymentu — bąknął pod nosem, wracając do reszty.

        Alestar szybko dołączył do uciekinierów, zdejmując ze swojej kuszy płaszcz, którym ją owinął. Liois w pośpiechu odwiązała swojego konia i usadziła na nim dwoje nieznanych Falkonowi elfów.
        — Tak właściwie to kim oni są? — zapytał chłopak.
        — To moi rodzice — odparła elfka, przekrzykując odgłosy rozsypującej się jaskini i krzyki nielicznych walczących, którzy zdążyli wyjść z ruin i kontynuowali małą bitwę na zewnątrz. — Zaraz się tu zleci cała okolica. Później porozmawiamy, wsiadaj na konia!
        Dopiero teraz Falkon dostrzegł trzy ukryte w bezpiecznym miejscu wierzchowce. Najwidoczniej Alestar i Teus zadbali o wszystko. Liois, która swojego rumaka oddała rodzicom, wskoczyła razem z Falkonem na Księcia. Chłopak wpakował trzymaną nadal księgę do jednej z toreb przy siodle, a sztylet wsunął za pas. Po kilkunastu sekundach wszyscy pędzili już na koniach, o włos unikając bliższego spotkania z grupką rozjuszonych chłopów, którzy zdążyli ich dostrzec.

        Duży, okrągły księżyc rozjaśniał mrok nocy, umożliwiając szóstce uciekinierów znalezienie drogi. Całą kompanią przewodzili Alestar i Teus, nadając tempo i wyznaczając kierunek. Tuż za nimi jechał Falkon z Liois, która ciągle oglądała się do tyłu, patrząc na zamykających korowód rodziców.

        "Czy my codziennie musimy przed czymś uciekać?" — pomyślał Falkon, przypominając sobie wydarzenia z poprzednich dni. Po kilku chwilach Alestar i Teus zwolnili, jakby czytając mu w myślach. Zmęczone konie odetchnęły z ulgą, gdy po wyczerpującym biegu jeźdźcy wreszcie z nich zeskoczyli. Nadszedł czas na rozbicie obozu i zasłużony odpoczynek. Falkon został przy koniach, reszta zajęła się przygotowaniami prowizorycznego obozowiska.

        — Pewnie chcesz mnie zabić. Rozumiem to... — zaczęła Liois, podchodząc do Falkona, który właśnie zdejmował siodło ze swojego nowego wierzchowca.
        — Gdybym chciał, to już bym to zrobił — odparł, rzucając dziewczynie wymuszony uśmiech. — Nie mam do ciebie żalu, bo wiem, dlaczego to wszystko zrobiłaś. Też bym tak zrobił. Chyba. A teraz jest już po wszystkim, więc...
        — Nie jest po wszystkim. — Elfka spuściła głowę.
        — Jak to? — Falkon odłożył siodło na bok i przyjrzał się uważnie Liois. — Przecież ten cały Mistrz nie żyje, czyż nie?
        — Owszem. Mistrz. Jeden z wielu Mistrzów. Myślisz, że on był głową Bractwa? Nie. On był tylko jednym z arcykapłanów.
        — To znaczy, że nie zabiliśmy przywódcy tych wariatów, tylko jednego z jego przydupasów?
        Dziewczyna po chwili wahania pokiwała głową.
        — Świetnie. Wywijając się z jednych kłopotów wpadamy w następne. A wszystko przez...
        — To wcale nie wina Teusa — uciszyła go elfka, ściszając głos tak, by zajęty przygotowywaniem ogniska brodacz tego nie usłyszał. — Dobrze wiesz, że...
        — Tak, dobrze wiem — przerwał jej chłopak, podnosząc głos — że gdyby nie incydent w kanałach, to siedziałbym dziś w karczmie i opróżniał kufle w miłym towarzystwie!
        Nastała chwila ciszy, wszystkie spojrzenia zwróciły się w stronę Falkona i Liois.
        — Wybacz, nie chciałem. — Chłopak odwrócił się, nieco speszony. Znów podszedł do Księcia i zaczął go czesać znalezioną w jukach szczotką. — Jak mówiłem - nie mam do ciebie żalu. Ale byłbym wdzięczny, gdybyś wyjaśniła mi kilka rzeczy. I oddała kryształ.
        — Po co ci ten kryształ? Nawet nie wiesz czym on jest i jaką ma moc! — niemal krzyknęła dziewczyna.
        — To mi wyjaśnij — rzekł spokojnie Falkon.
        Elfka westchnęła zrezygnowana. Po chwili zastanowienia podeszła do chłopaka, trzymając bladoczerwony kryształ w dwóch palcach.
        — Widzisz? — Uniosła błyskotkę na wysokość oczu Falkona. — To słabe światło to moc. Moc, która została ukryta w tym kamieniu. Może wydawać ci się, że to tylko światło, nic nie znaczący ognik w jakimś bezwartościowym kawałku kryształu. Ale dla kogoś, kto potrafi wykorzystać jego moc, jest potężnym narzędziem. Sam zaznałeś jego mocy, prawda? Gdy byłeś w kanałach, gdy go dotykałeś. Twój zmysł magiczny jest nikły, nie potrafisz radzić sobie z takimi źródłami mocy. Miałeś szczęście, że kryształ nie przejął nad tobą władzy. A próbował, prawda? Na pewno próbował. Wysysał z ciebie emocje, starał się kontrolować twój umysł , prawda?
        — Tak, ale...
        — Ale to Teus go dotknął pierwszy, tak? I nic mu się nie stało?
        — Nie do końca. Huknęło, upadł, był nieprzytomny kilka chwil, a później po prostu wstał i...
        Liois podeszła do siodła Księcia i zaczęła grzebać w jukach.
        — Ej, co robisz? — oburzył się Falkon. — To tylko głupia książka, chyba mogłem ją wziąć? Chciałem tylko zasłonić się przed spadającym gruzem... — zaczął tłumaczyć, gdy dziewczyna wyjęła czarną księgę, należącą do martwego kultysty.
        — Nieważne. — Otworzyła książkę i zaczęła starannie wertować strony, mrużąc oczy. — Daj mi chwilę.
        Falkon zamilkł i zaczął wpatrywać się w czytającą elfkę. Imponowała mu jej zdolność widzenia w tak słabym świetle, chociaż wiedział, że to cecha większości elfów. On niestety musiał zadowolić się mdłym blaskiem księżyca, który nie pozwalał mu nawet dobrze przyjrzeć się ślicznej dziewczynie. Mimo wszystko dostrzegł, że zmieniła się od ostatniego spotkania. Uwolnienie jej rodziców całkiem ją odmieniło, nie wydawała się już taka zimna i poważna.
        — No tak. — Elfka zamknęła książkę i z dziwną miną spojrzała na Falkona. — Jest źle. Bardzo źle. Jeśli to Teus pierwszy dotknął tego kamienia — zerknęła ukradkiem na siedzącego przy ognisku Teusa — to znaczy, że to on jest martwy.
        — Jak to martwy, do cholery? Przecież on żyje! Dopiero nam ognisko rozpalił!
        — Tak, to prawda, ale powinien nie żyć... nie umiem tego wytłumaczyć. Ale ten rytuał miał służyć dokończeniu roboty, której Śmierć nie mogła dokończyć. Moc tego kryształu zabiła Teusa, ale nie udało jej się to do końca... więc Teus przeżył. Taki paradoks. Śmierć nie może go tknąć, ale jednocześnie nie może go zostawić przy życiu. Bractwo umyślnie chciało doprowadzić kogoś do takiej "półśmierci", jednak Teus sam się tego nieświadomie podjął.
        — Ale po co chcieli to zrobić? To daje nieśmiertelność? Chcieli kogoś uczynić nieśmiertelnym? Swojego... przywódcę?
        — Nie, nie wydaje mi się. To nie dałoby mu nieśmiertelności. Raczej sprowadziłoby masę kłopotów. W tej księdze jest wspomniane coś o pomocy Śmierci. Oni chcieli pomóc Śmierci, zabijając tego, kogo kryształ "trochę" zabije, gdyż sama Śmierć nie mogłaby tego zrobić. Rozumiesz?
        — Yyy... chyba tak, tak mi się zdaje. — Chłopak wpatrywał z głupią miną w elfkę, starając się zrozumieć jej słowa. — Ten zmiennokształtny mag z kanałów przyszedł do mnie, gdy leżałem w jaskini. Mówił, że był strażnikiem tego kamienia, teraz go szuka. Wspominał też coś o tej całej "pomocy Śmierci", tyle pamiętam.
        — No właśnie. To Bractwo to nekromanci, przywoływacze i inni tacy. Próbują zjednać sobie demony, podporządkować umarłych swoim rozkazom. Gdyby pomogli Śmierci, mieliby jej wdzięczność. Jej poparcie. Jej pomoc. Mogliby zdziałać o wiele więcej.
        — To ma sens — podsumował Falkon. — Ale nam udało się temu zapobiec. Przynajmniej trochę... bo przecież ten jaszczuroczłek będzie szukał tego kamienia. A Teus... No właśnie, co z nim? Chyba nie będziemy musieli go rytualnie zabijać...
        — Są dwie możliwości rozwiązania tego problemu. Pierwsza to śmierć Teusa, jak sam zauważyłeś. Ale tego chyba nie chcemy. Zostaje więc jeszcze jedna możliwość...
        — To znaczy? — Nieco wystraszony Falkon przeczesał włosy ręką, czekając z niecierpliwością na odpowiedź.
        Elfka otworzyła księgę, przewróciła kilka kartek i wskazała palcem na spisany w niezrozumiałym dla Falkona języku akapit.
        — Tu pisze, że drugim sposobem na przywrócenie normalnego porządku życia i śmierci jest zniszczenie owego kryształu.
        — Świetnie! — ucieszył się Falkon. — Czyli sprawa załatwiona. Daj mi go. — Chłopak podniósł spory kamień, chcąc go użyć do zniszczenia kryształu.
        Elfka spojrzała na niego z politowaniem.
        — Nie myślisz chyba, że da się go tak po prostu rozłupać kamieniem?
        — A co, nie da się? — Zapał Falkona nieco ostygł. — A jak to trzeba zrobić? Jakimś specjalnym magicznym młotkiem?
        — To jest właśnie największy problem. Nie mam pojęcia jak można go zniszczyć. W tej księdze ta kwestia zdaje się być zupełnie pominięta. W końcu to księga tych kultystów, a oni niszczyć kryształu nie chcieli... Ale będę musiała przejrzeć ją dokładnie, może coś znajdę. Tymczasem kryształu musimy strzec jak oka w głowie, bo gdy go stracimy...
        — Chyba trzeba komuś o tym powiedzieć — westchnął Falkon, ciskając trzymanym kamieniem w ziemię. Spojrzał na siedzącego przy ognisku uśmiechniętego Teusa, który właśnie coś opowiadał, żywo gestykulując. — Nie przypuszczałem, że czeka nas tyle trudów.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        - …uchylił się wręcz w ułamku sekundy! Wyobrażacie sobie? – Alestar nie koniecznie zwracał uwagę na opowiadanie Teusa. – Zachowujesz się jakbyś tam był. – Strzelec z uśmiechem na ustach skomentował poczynania łowcy. Za to rodzice elfki wydawali się być bardzo zainteresowani opowieścią strzelca, bądź tylko udawali z czystej grzeczności. Nie dało się też nie zauważyć rozmowy Falkona i Liois. Tousend przyglądał się im od czasu do czasu. „Przynajmniej nie pozabijali się do tej pory”. Zastanawiał się tylko, czemu na niego zerkają.

        - Jestem martwy, bo dotknąłem jakąś błyskotkę? A do tego polują na mnie nekromanci i czarnoksiężnicy. – Brodacz zrobił minę człowieka, który nie jest w stanie pojąć właśnie usłyszanych słów. Zaraz jednak uśmiechnął się szeroko. – Ja to wiem. Myślicie, że w jaki sposób byłem w stanie tak szybko was znaleźć? Bez pewnej drobnej pomocy dalej myślałbym, że spędzacie razem miło czas w pobliskim gaju. – Po tych słowach można było zauważyć lekkie zmieszanie na twarzach elfki i byłego pirata. Liois zarumieniła się, a Falkon uśmieszkiem próbował ukryć zakłopotanie.

        Tousend już podczas przesiadywania nad ogniskiem usłyszał, na jaki temat toczy się rozmowa. Falkon początkowo był dość oporny w dawaniu wyjaśnień, za to Liois była o wiele bardziej chętna do przemówień. W końcu oboje wytłumaczyli Teusowi szczegóły sytuacji, w której się znalazł, jednak poza sposobem wyleczenia nie dowiedział się nic nowego. Tousend zastanowił się jednak nad sensem szukania rozwiązania jego problemu. Jak do tej pory jego cel pozostawał taki sam i nie zamierzał zajmować się innymi, według niego mniej ważnymi rzeczami.
        - Nie musicie się mną przejmować, czuję się całkiem rześko jak na trupa. – Zdawało się jednak, że słowa te nie do końca przekonywały zielarkę.
        - Widziałeś już, co chcieli ci zrobić. Proszę cię, nie lekceważ sytuacji, w której się znalazłeś – odparła elfka.
        - Dziękuję za troskę, ale naprawdę nie musisz się tym przejmować. – Strzelec położył dłoń na jej ramieniu. – Wiem czym ryzykuję. Proszę was w takim razie o zwrócenie mi tego klejnotu. Przynajmniej nikt z was już przez niego nie ucierpi.
        - Nie ma mowy! – Zdecydowanie odpowiedziała zielarka. – Zatrzymam go i postaram się wybadać o co tak właściwie z nim chodzi. No co? U mnie będzie bezpieczny, tym razem możecie mi zaufać. – Teus zmierzył elfkę wzrokiem, jednak trudno było nie przyznać jej racji. Zachowywała się o wiele bardziej przyjaźnie i entuzjastycznie w porównaniu do dawnej Liois. Cała sprawa z porwania zdawała się być wyjaśniona, Tousend uznał więc, że może zaryzykować.

        - No dobrze, niech ci będzie – odparł strzelec, a specjalistka od magicznych artefaktów uraczyła go od razu szerokim uśmiechem. – A co do zniszczenia tego ustrojstwa nie macie jakiś pomysłów? Żeby tylko nie skończyło się to lataniem na bosaka po jakimś wulkanie.
Zablokowany

Wróć do „Góry Dasso”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości