Góry Dasso[Okolice gór Dasso] Byle do Smoczej Przełęczy

Rozciągające się od Równin Andurii aż po Równinę Maurat góry z wierzchołkami pokrytymi wiecznym śniegiem, przeplatane zielonymi dolinami i niebezpiecznymi przełęczami, zamieszkałe przez dzikie zwierzęta i legendarne potwory. Góry otaczają i chronią przed niebezpieczeństwami Szepczący Las, dając mu w ten sposób spokój.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        Myśli chłopaka były teraz gdzieś indziej, nie obchodziło go to, co dzieje się wokół, nie zwracał uwagi na rozmowy towarzyszy. Siedział bez ruchu, oparty o ścianę. Wracał wspomnieniami na statek, na którym spędził młodzieńcze lata i na którym poznał Hektora. Stres i zmęczenie szybko dały się we znaki, Falkon szybko zasnął, wciąż siedząc w tej samej pozycji.


        — Falkon, chodź tu szybko! Byle cicho! — Głośny, basowy szept rozległ się z ładowni statku.
        Oparty o maszt chłopak schował nóż, którym przed momentem kroił na cząstki jakiś dziwnie wyglądający owoc.
        — O co chodzi, Hektorze? — zapytał, niechętnie odrywając się od swojego zajęcia.
        — Mówiłem, żebyś był cicho! Właź, pokażę ci coś. Tylko nikt inny ma o tym nie wiedzieć — wysyczał ktoś z ładowni.
        Chłopak przeciągnął się i szeroko ziewnął, po czym zaczął zmierzać powoli w stronę zejścia na dół. Po drodze wymienił się uśmiechami z przechodzącymi obok niego członkami załogi. Podszedł do zejścia i zaczął jeść ostatni kawałeczek owocu, uważnie rozglądając się, czy nikt nie zamierza za nim pójść.
        — No już, właź! — ponaglił go stojący na dole osiłek.
        Falkon wskoczył do ładowni, przeczesał ręką potargane włosy i zaczął przeciskać się za Hektorem, który z trudem mieścił się między stojącymi wszędzie skrzyniami, beczkami i workami.
        W ładowni było dosyć ciemno, jednak bez trudu dało się dostrzec cały ładunek. Było tam chyba wszystko - jedzenie, przeróżne alkohole, mąka, żywy drób, uzbrojenie, odzież, różne kosztowności, pieniądze. Zdawało się, że nic więcej nie da się już tam upchnąć, jednak piracka załoga doskonale radziła sobie z porządkowaniem łupów w taki sposób, aby zmieściło się ich jak najwięcej.
        — Dobra, siadaj — powiedział Hektor, podsuwając dwa małe taborety do wielkiej skrzyni, pełniącej rolę stołu. — Przypal jakąś świeczkę, bo nic tu do cholery nie widać.
        Falkon wziął dużą świecę, postawił ją na skrzyni i podpalił. Jego oczom ukazał się jakiś stosik starych, pożółkniętych dokumentów.
        — Co to? — zapytał, udając niezainteresowanie.
        — To — powiedział dobitnie Hektor, stukając palcem w papiery — to jest, mój przyjacielu, interes naszego życia.
        — Naszego? — Falkon uniósł brwi. — Jaki interes?
        — No bo widzisz — osiłek poprawił się na stołku, po czym oparł łokcie na skrzyni. — Ja i ty. Wiem, że się na tym znasz, razem będziemy stanowić duet idealny do takiej roboty. Oczywiście trzeba będzie poszukać kilku ludzi do pomocy, ale zostaw to mnie.
        Falkon zaczął ostrożnie przeglądać dokumenty. Na jego twarzy malowało się zdumienie, połączone z zadowoleniem.
        — Taki skok... nie sądzisz, że to zbyt niebezpieczne?
        — Nie ma ryzyka, nie ma zabawy — zaśmiał się Hektor. — Poza tym jest o co ryzykować. Wyobraź sobie to wszystko... bylibyśmy ustawieni do końca życia. Nie mówię, że nie podoba mi się aktualna robota — zarechotał, sięgając po butelkę wina — ale wiesz, jest spora różnica. Masz, napij się.
        Chłopak złapał butelkę i wypił połowę jednym tchem.
        — Skąd ty to wytrzasnąłeś? — zapytał, podnosząc plik kartek.
        — Można powiedzieć, że wygrałem. W ostatnim porcie. Ale czy to ważne? Gdy znów dobijemy do brzegu - za tydzień lub dwa - zrobimy ten skok. Niech odpływają bez nas, dla mnie to nie ma znaczenia. Sam też zaczynasz chcieć się stąd wyrwać, więc...
        — Wchodzę w to! — Falkon prawie krzyknął.


        Trzask zamykanych drzwi obudził chłopaka. Uniósł głowę i rozejrzał się. Liois właśnie wychodziła z domu, w którym leżało ciało Hektora. Jej szmaragdowozielone oczy przeszyły Falkona na wylot. Poczuł coś dziwnego, jakieś przeczucie. Nie ufał jej. Coś musiało się stać.
        — Co tam robiłaś? — zapytał od niechcenia.
        — Trzeba go pochować — odpowiedziała, jakby unikając tematu.
        — Gdzie Teus i Alestar? — Dopiero teraz zorientował się, że w pobliżu nie ma jego towarzyszy.
        Dziewczyna wzruszyła tylko ramionami, po czym poszła gdzieś, znikając między małymi budynkami.

        Falkon wstał, z trudem utrzymując się na ścierpniętych nogach. Otworzył drzwi i wszedł do domu. Ciało Hektora leżało w tym samym miejscu.
        W głowie chłopaka wciąż rozbrzmiewały słowa przyjaciela, nadal miał przed oczyma przywołane w śnie wspomnienie. Żałował, że plan osiłka nie wypalił, po części z jego winy. Może gdyby w obozie zgodził się na propozycję Hektora, to nic by mu się nie stało?
        — Wybacz, Hektorze. To moja wina. Najpierw uciekłem ze statku, a teraz...
        Drzwi skrzypnęły, do środka weszła Liois.
        — Oh, tu jesteś. Ma coś dla ciebie. Najwidoczniej zgubił je podczas walki z tym czymś. Przed śmiercią powiedział, żebyś je wziął. — Podała Falkonowi dwie szable Hektora. — Chciał też, żebyś zaopiekował się jego koniem.
        — Dziękuję — szepnął chłopak, patrząc w oczy elfki. Już otworzył usta, by powiedzieć coś więcej, ale dziewczyna szybko odwróciła się i wyszła.
        Spojrzał jeszcze raz na zwłoki przyjaciela. Znów poczuł ukłucie żalu, jednak wiedział, że musi się wziąć w garść.

        Po jakimś czasie Falkon znalazł dobre miejsce. Znajdowało się kilkanaście sążni za wioską, na fragmencie płaskiego, pozbawionego wysokiej roślinności terenu. Chłopak już zaczął układać drewno, patyki, liście i gałęzie w zgrabny stos.
        — Tak właśnie chciał być pochowany Hektor — powiedział, widząc zbliżającego się Teusa. — Widziałeś gdzieś jego konia? Wziąłbym go ze sobą.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        Sen niczym nieprzerwany był rzeczą, której potrzebował najbardziej. Wypoczęty podniósł się z posłania, rozciągnął i potężnie ziewnął. Rzucił okiem na otoczenie, któremu nie mógł bliżej się przyjrzeć ostatniej nocy. Chata niczym nie wyróżniała się od znanych mu standardów. Spał na drewnianym łóżku z pościelą wyłożoną słomą. Przed nim stał wyciosany z drewna stół i dwa pniaki zastępujące krzesła. W kącie stała mała szafka, z której ktoś w pośpiechu pozabierał przedmioty. Teus miał nadzieje, że temu komuś udało się stąd wydostać, zanim poczwara, z którą się zmierzył rozpoczęła łowy. „Nie widać tutaj żadnych trupów, może więc tak też się stało”.

        Nie marnując czasu strzelec opuścił mieszkanie i ruszył sprawdzić, co też dzieje się z jego wierzchowcem. Płotka energicznie potrząsnęła grzywą i prychnęła na jego widok.
        - Wybacz, byłem wczoraj bardzo zmęczony i na śmierć o tobie zapomniałem. – Teus chciał pogłaskać klacz, lecz ta odsunęła się od niego i znowu potrząsnęła bujną grzywą.
        - Phi! Kobiety. Obiecuję ci to jakoś wynagrodzić. Postawię ci worek paszy! Co ty na to? – Płotka przez chwilę bacznie przyglądała się Teusowi, który starał się wyglądać najniewinniej jak tylko potrafił i po chwili trąciła go pyskiem. – Wiedziałem, że się jakoś dogadamy – odparł zadowolony.

        Po zażegnaniu konfliktu Tousend postanowił sprawdzić, co też dzieje się z Falkonem. Chłopak na pewno przejął się śmiercią towarzysza. Uznał, że pierwszym przystankiem poszukiwań powinien być dom zielarza. Po drodze wydawało mu się, że słyszy ciche rżenie. „Chyba koń Alestara również czuję się zaniedbany”. Teus chwycił już za klamkę, lecz zauważył w oddali powoli tworzący się stos.
        - Cóż, chyba znalazłem to, czego szukałem.

        Po krótkim czasie łucznik znalazł się w pobliżu Falkona. Stos zdawał się już być ukończony, więc nie miał tu już nic więcej do zrobienia.
        - Po drodze coś dawało jakieś znaki życia, nie wiem tylko czy nie był to koń naszego zwalistego kolegi. – Teus uśmiechnął się lekko. – Długo go znałeś? Wydawaliście się dobrymi kuplami – kiwnął w stronę martwego przemytnika.
Ostatnio edytowane przez Teus 9 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

         Długi i spokojny sen po dniu pełnym wrażeniem był najlepszą rzeczą jaka mogła spotkać Alestara. Mężczyzna powoli wstał, uważając na bolącą kostkę i rozejrzał się po mieszkaniu. Wnętrze nie wyróżniało się od innych domostw. Jedyną rzeczą wartą uwagi była drewniana laska, której trzydziestolatek zamierzał użyć, by odciążyć jedną nogę. W podłodze była jeszcze klapa, a otwierając ją łowca zobaczył trochę mięsa, wody i warzyw schowanych w beczkach.

        Kusznik opuszczając chatę został powitany przez czekającego pod mieszkaniem swojego konia. Zenemar zbliżył się do niego, poklepał po masywnym boku i przytulił się. Zefir, wtedy odwrócił łeb i spojrzał wzrokiem, który mógł oznaczać tylko jedną myśl: „Czy wszystko z tobą w porządku?” Gdy koń został oswobodzony z uścisku, brunet postanowił odnaleźć resztę kompanii.
Przechadzając się między domami zorientował się, że sporo się oddalił od miejsca śmierci Hektora i znalezienie przyjaciół nie będzie najłatwiejsze. Idąc dalej do przodu, łowca zobaczył Liois niosącą coś zawiniętego w szmaty.

— Witaj, Liois. Co tam niesiesz, może ci pomogę? — spytał Alestar
— Nie, nie trzeba, to tylko zioła, korzonki, takie tam. — elfka odpowiedziała z wahaniem w głosie
— A, właśnie coś sobie przypomniałem. Wiesz może, gdzie jest miejsce zwane dębem na skalnych rozstajach?
— Tak, rośnie on w Smoczej przełęczy. To potężne drzewo, którego korzenie rozciągają się miedzy jedną półką skalną a drugą, a sam pień wydaje się przez to rosnąć w powietrzu. Wiosną jest tam pięknie. A, po co ci to? — odpowiedź złotowłosej bardzo przysłużyła się trzydziestolatkowi
— Słyszałem o tym miejscu i tak spytałem. Idziesz ze mną szukać Falkona?
— To nie będzie konieczne. Już widzę pogrzebowy stos Hektora. — Liois zakończyła rozmowę

        Gdy tylko kusznik przywitał się ze swoimi przyjaciółmi, od razu powiedział:

— Widzę, że czekaliście z ceremoniałem na mnie. To dobrze, lubiłem Hektora, ktoś w końcu mógł ze mną mierzyć się wzrostem.

        Po chwili przy stosie znalazła się Liois, a wtedy pirat zapalił stos, odsyłając swojego przyjaciela w zaświaty. Gdy wszyscy się zaczęli rozchodzić, ktoś zapytał o śniadanie, a wtedy Zenemar powiedział:

— O śniadanie nie ma co się martwić, tam, gdzie spałem, zostało nieco jedzenia i wody, będzie i na śniadanie i na uzupełnienie zapasów.

        Brunet zaproponował, że przyniesie co potrzebne i po kilkunastu minutach niósł już porcje na poranny posiłek. Cała czwórka siedząc w jednym z domostw zajęła się pałaszowaniem posiłku.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        — Pytając o śniadanie nie myślałem nawet, że uda nam się znaleźć coś tak dobrego — wybełkotał Falkon, pałaszując niezbyt świeży posiłek.
        Skutecznie udawał, że wszystko jest w porządku, jednak w głębi duszy czuł ból. Wciąż widział unoszący się do góry dym - obraz, który pozostanie ostatnią pamiątką po Hektorze. Wracały wspomnienia, wspólnie przeżyte przygody i niebezpieczeństwa. Mogłoby być ich o wiele więcej, gdyby nie ta przeklęta kreatura.
        — Znałem go ponad sześć lat — powiedział do Teusa, przypominając sobie, że przybycie Alestara i Liois na pogrzeb przeszkodziło mu w odpowiedzi. — Na statku był moim najlepszym przyjacielem. Mieliśmy już nawet plany na przyszły wspólny... ekhm... interes.
        Po minach mężczyzn dało się poznać, że dobrze wiedzą, co chłopak miał na myśli. Jedynie Liois zdawała się nieobecna, jakby intensywnie nad czymś rozmyślała. Jedynie od czasu do czasu zerkała na Falkona, a on udawał, że tego nie widzi. "Może się jej podobam?" — pomyślał i zaśmiał się pod nosem, potrząsając głową w odpowiedzi na pytające miny towarzyszy.

        Po skończonym posiłku Falkon wyszedł z domku, nie myśląc nawet o sprzątaniu po sobie. Zaczął przechadzać się po opuszczonej wiosce w nadziei, że znajdzie konia Hektora. Albo chociaż swojego, o którym zdążył już zapomnieć. Uparciuch znalazł się dość szybko, niestety jego stan przeraził Falkona. Zwierzę ledwo żyło, leżało za jedną z chat z rozprutym bokiem. Na widok Falkona koń zarżał cicho, resztkami sił.
        — Ty też? — powiedział chłopak zrezygnowany, klękając przy wierzchowcu.
        Ślady wskazywały na spotkanie z tą samą bestią, która zamordowała Hektora. Falkon z trudem rozsiodłał leżącego konia, aby go nieco odciążyć. Wiedział jednak, że nic już się nie da zrobić.
        W drodze powrotnej chłopak znalazł sakwę, którą najprawdopodobniej zgubił rumak Hektora. "Chyba tylko tyle po nim zostało..."

        — Szykuje się nam drugi pogrzeb — powiedział Falkon, wchodząc do domu, w którym wcześniej jedli śniadanie. — Gdzie elfka? — zapytał, zastając jedynie Teusa i Alestara.
        Rzucił na ziemię zdjęty z konia rząd, wraz ze wszystkimi bagażami i podał Teusowi sakwę Hektora.
        — Po koniu Hektora ślad zaginął, znalazłem tylko to.
        Falkon opadł na krzesło, o mało go nie załamując, po czym wyjął z jednej z toreb dużą butelkę mocnego wina i przyssał się do niej, wypijając prawie połowę jednym tchem. Podał trunek towarzyszom, nadal czekając na odpowiedź.
Ostatnio edytowane przez Falkon 9 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        - Wnioskując po świeżości jedzenia – rzekł Teus z pełnymi ustami – można uznać, że ten stwór zagościł tu dosyć niedawno – miał nadzieję, że towarzysze zrozumieją cokolwiek z wypowiedzianych słów. Akurat teraz miał sporo do powiedzenia, a jednocześnie nie mógł oderwać się od przygotowanego posiłku. Przy okazji starał się odciągnąć Falkona od jego przykrych myśli. Choć czy wspominanie o stworze, który dopiero, co rozszarpał jego znajomka było dobrym pomysłem? Tousend postanowił jednak nie drążyć tematu. W takich chwilach zawsze wolał czyny od słów. Przykładem może być czas, gdy jego rodzice opłakiwali stratę córki, a on miast do nich dołączyć chwycił za miecz i ruszył na poszukiwania. Niestety teraz nawet najbardziej heroiczne czyny nie mogły przywrócić życia przyjacielowi byłego pirata. Choć kto wie? Nie wiadomo, na co pozwala dzisiejsza magia.

        Strzelec po wyrwaniu się z natłoku myśli, zorientował się, że Falkon zdążył już opuścić domostwo. Teus przez chwilę rozejrzał się nerwowo i przyciągnął tym samym uwagę elfki.
        - Wszystko w porządku? – Spytała troskliwym głosem.
        - Tak, zamyśliłem się. Dobrze przy okazji wiedzieć, że ktoś się o mnie troszczy – odparł uśmiechnięty Teus. – Jeżeli chodzi o Alestara i Falkona, to pewnie do tej pory sami mają ochotę skrócić mnie o głowę, szczególnie po tym, co dzięki mnie przeżyli. Czyż nie wielkoludzie?
        - Juliett zdążyła mi sporo opowiedzieć o waszych przejściach. No nie ukrywając, generalnie skupiła się na tobie, ale o reszcie też co nieco słyszałam. – Liois uśmiechnęła się kącikiem ust. - Przy okazji poprosiła mnie też o zatroszczenie się o twoją osobę – dodała udawanym, surowym tonem.
        - W takim razie zdecydowanie mogę czuć się bezpiecznie. Postaram się również nie dostarczać ci zbyt wiele okazji do amputacji, choć pewnie dałoby ci to wiele radości. – Teus uśmiechnął się szeroko, jak to miał w zwyczaju.
        - Postaram się jakoś przeżyć. Choć może twoi kompanii nadrobią za ciebie zaległości. – Elfka uśmiechnęła się i spojrzała na siedzącego niedaleko Alestara. – Rozumiem również, że niedługo ruszymy w drogę. Pójdę się więc spakować. – Liois podniosła się z krzesła i eleganckim krokiem opuściła mieszkanie, przy okazji przyciągając spojrzenie Teusa.

        - To chyba dobra chwila na odrobinę ćwiczeń – powiedział Tousend podnosząc się z krzesła i wyjmując jeden z wcześniej zakupionych noży do rzucania. Za cel obrał sobie stary obraz wiszący w rogu mieszkania. Zdecydowanie nie był dziełem wartym uwagi, a wystarczającym argumentem było pozostawienie go tutaj przez gospodarzy domu. „W takim razie nie powinni się obrazić” – pomyślał i rzucił pierwszym ostrzem, które po chwili z hukiem wbiło się w drewnianą ramkę.
        - Niezły wyczyn, jeżeli nie brać pod uwagę tego, że celowałem w sam środek – rzekł krzywiąc się przy tym ze średnio udanego rzutu.

        Po kilkunastu seriach do mieszkania wtargnął Falkon, a efektem była prawie ścięta czupryna Alestara.
        - Hej! Mógłbyś jakoś ostrzec mnie, że wchodzisz! – Teus podskoczył jak oparzony. Skupił się tak bardzo na miotaniu nożami, że aż przestał zwracać uwagę na otaczający go świat. – Mogłeś na przykład krzyczeć z drugiego krańca wioski, że idziesz – dodał już z uśmiechem na ustach.

        - Liois poszła szykować się do drogi. Jeżeli w grę wchodzi również pudrowanie noska, to pewnie mamy czas do południa. A kogo tym razem chowamy? – Spytał strzelec, lecz zaraz zwrócił uwagę na przyniesione juki i zrozumiał, o co też chodzi. – Może przynajmniej jest tu coś interesującego. - Teus miał się już zabrać za przeczesywanie torby, ale przypomniał sobie o pewnym fakcie i ponownie zwrócił się do towarzyszy. - Uprzedzam od razu, że jeżeli chodzi o jedzenie koniny, to ja zdecydowanie odpadam. Płotka by mi tego nie wybaczyła - dodał już ciszej.

        Wypił spory łyk podanego trunku i zabrał się za przeszukiwanie sakwy. Znalazł tam trochę prowiantu, osełkę, zapasowe buty, trochę paszy dla konia, mapę, która przedstawiała nieznany mu kawałek terenu i złoty pierścień. W oczy rzuciła mu się obłożona skórą książka, choć jeżeli chodzi o rozmiary, to można było śmielej przyrównać ją do notatnika. Teus zaciekawiony jej zawartością zajrzał do środka. Szybko przewertował strony, które ku jemu zdziwieniu okazały się puste. Miał już odłożyć notatnik na miejsce, gdy nagle zauważył ślady pisma na pierwszej stronicy, choć mógłby przysiąc, że wcześniej ich tam nie było.

        „Poszukiwacz nie zatrzymując się ni na chwilę przekroczył granicę zielonych równin i pustynnych wydm. W końcu znalazł tych, których szukał, lecz tej, po którą wyruszył z nimi nie było. Szał, rozpacz i mrok nocy ścięły czerep ozdobiony rogami, choć nie tylko on pokrył się krwią i zasmakował stali dnia tamtego.”

        Teus nie wiedział jak długo wpatrywał się w zapisaną kartkę, lecz w końcu uwagę na to zwrócili jego kompani. Uznał, że to, co trzyma w dłoniach nie może wpaść w niczyje ręce. Musiał więc jakoś odwrócić uwagę Falkona i Alestara.
        - Chyba znalazłem jego notes – odparł i sięgnął w głąb torby. Zauważył wcześniej kolejny notatnik, a ten mógł się akurat przydać. Wyjął go i rzucił piratowi, a tajemniczą książkę zachował dla siebie, chowając ją w wewnętrznej kieszeni płaszcza, gdy pozostali zajęci byli badaniem otrzymanego notesu.
        - Poza tym nie ma tu już nic bardziej godnego uwagi. No jest jeszcze jego pierścień, może robić za pamiątkę, a poza tym możecie sprawdzić tą mapę, chyba że ktoś ma również ochotę na nowe buty. No i pozostaje jedna drobna kwestia. Rozumiem, że zamierzasz truchtać za nami aż do samego wybrzeża - odparł Teus szczerząc się do Falkona.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        — Wygląda znajomo — wybełkotał Falkon, biorąc do ręki notatnik. — Popatrzcie...
        Przez moment wahał się przed otwarciem notesu, widząc zaciekawienie Alestara. Doskonale wiedział co tam znajdzie. Mimo wszystko nie było już sensu nic ukrywać. Otworzył zeszycik, wysypując z niego plik jakichś papierów, a po chwili namysłu sięgnął po mapę, kładąc ją obok. Pierścień, którego nie widział nigdy wcześniej u Hektora, wsunął do kieszeni, nie przywiązując do niego zbytniej uwagi.
        — Co... co mówiłeś? — przypomniał sobie słowa Teusa. — Aa, tak. To znaczy nie! Nie będę truchtał, on pewnie żyje. Znaczy się koń.
        — Książę — rozległ się głos Liois, która weszła niepostrzeżenie do pomieszczenia. Oczy trójki zdziwionych przyjaciół od razu się na nią skierowały.
        — Jaki... Książę? — zapytał zdezorientowany Falkon, wytrzeszczając oczy.
        — Ten koń. Ma na imię Książę. Lub miał — odparła, lekko się uśmiechając.
        — Aa... aha. Skąd to wiesz? — Chłopak nie rozumiał już co się dzieje.
        — A czy to ważne? — żachnęła się elfka. — Lepiej szykujcie się do drogi, czas nagli.
        Drzwi trzasnęły, zanim ktokolwiek zdążył coś więcej powiedzieć. Falkon popatrzył pytająco na towarzyszy, jednak wydawali się oni tak samo zdziwieni i zdezorientowani jak on.
        — Ona jest jakaś dziwna — stwierdził. — I nadzwyczaj ładna... Ale wracając do tych zapisków — powiedział powoli, rozkładając kilka kartek na stole — to jest zbiór niezwykle cennych dokumentów i notatek, część naszego... eee... interesu, że tak powiem. Bo widzicie, gdy żeglowałem, Hektor zdobył to w jednym z portów. Przynajmniej tak twierdził. Miało nas to ustawić na całe życie. Nas dwóch, ale... we trzech też nieźle się obłowimy — wyszczerzył się do kompanów.
        Podejrzliwe miny towarzyszy ostudziły nieco jego zapał. Wziął plik kartek do ręki i przewertował go, wyjmując kilka wybitnie zniszczonych i zżółkniętych okazów.
        — Tak, chodzi o napad. Kradzież. Rabunek. Ale taki rabunek to co innego, mamy tu do czynienia z odebraniem majątku ludziom bogatym, którzy dorobili się go poniekąd na krzywdzie tych biednych... rozumiecie. Niestety te najważniejsze arkusze — pomachał podniszczonymi kartkami — nie są spisane we Wspólnej Mowie. A to one zawierają informacje o tym w jaki sposób dostać się do skarbca. Przynajmniej tak mi się zdaje...
        Milczący towarzysze patrzyli na chłopaka z dziwnymi minami.
        — No dobra, nie chcecie to nie. Ale i tak liczę na waszą pomoc, przynajmniej ze znalezieniem kogoś, kto mógłby pomóc w zrozumieniu tych zapisków. I mapy, jej też nie rozumiem. Mimo, że kawał świata zwiedziłem. Ale na razie dość o tym — westchnął, widząc brak aprobaty ze strony kompanów. — Teraz spakujmy rzeczy i poszukajmy... Księcia — podsumował, wypowiadając uroczystym tonem imię konia. Wziął papiery, wypił resztkę wina i wstał powoli z krzesła.
        — Swoją drogą, Teusie — dodał, podnosząc ze stołu jeden z noży do rzucania — ciekawe te twoje obieraczki do ziemniaków.

        Po kilkunastu minutach Alestar i Teus byli niemal gotowi, zapasy zostały uzupełnione niezbyt świeżym prowiantem "pożyczonym" z jednego z domostw, a rzeczy Falkona przepakowane do juków Płotki i Zefira. Tymczasem chłopak siedział przed domem, oglądając szable Hektora. A było co oglądać - porządna piracka broń starej roboty, nieco toporna z wyglądu, jednak wykonana z przyzwoitych materiałów, zadbana i wygodna. Aż dziw, że przetrwała tyle czasu w takim stanie, będąc we władaniu kogoś takiego jak Hektor.
        — Piękne — powiedziała Liois, znów zjawiając się nie wiadomo skąd. — Ale może tamto bardziej cię zaciekawi. — Uśmiechnęła się lekko i skinęła głową.
        Falkon podniósł się i spojrzał we wskazane miejsce. Daleko, po drugiej stronie wioski, przy jednym z domów stał osiodłany kary ogier ze srebrzystą grzywą i ogonem. Na pęcinach miał białe "skarpetki", a na głowie plamę w kształcie odwróconej kropli.
        — Książę? — zapytał elfki ze zdziwieniem, na co ona odpowiedziała kiwnięciem.

        Po kilku chwilach już wszyscy byli gotowi do drogi, a Falkon dosiadał swojego nowego rumaka.
        — Wiecie — powiedział podekscytowany — niezły spadek odziedziczyłem. A co do biedaka "Uparciucha"... nawet nie zdążyłem się do niego przyzwyczaić.
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

         Znaleziony prowiant szybko rozszedł się jako poranny posiłek, po którym każdy z kompanii rozszedł się w innym kierunku. Alestar został w domu, opierając się o ścianę. Chciał pozwolić odpocząć nodze i musiał przemyśleć jak wykorzysta nowo zdobyte informacje.

        „Idziemy w kierunku Smoczej Przełęczy, dzięki czemu będę miał wsparcie towarzyszy. Tylko co będzie mnie czekało pod samym dębem? Pewnie stawiają tam kogoś nowego z bandy, który codziennie wyczekuję Jevana. Przyszły bandyta ma test i … właśnie on jest młody! Wyciągnięcie z niego informacji nie będzie trudne, o ile nie czeka on ukryty, bo wtedy sam mogę zginąć. To musi być też ktoś nowy, kogoś zasłużonego nie postawią na nudne czekanie, ale…”

        Przemyślenia trzydziestolatka zostały przerwane przez świstający nad głową nóż. Zszokowany tym mężczyzna podniósł go i powiedział do Teusa:

— Dlaczego chciałeś mi zepsuć moją świetną fryzurę?

        Odpowiedzią na pytanie było tylko radosne pogwizdywanie łucznika. Brunet nie skorzystał z podawanego wina, bardziej był zainteresowany sakwą znajdująca się na stole. Jej zawartość nie okazała się tak ciekawa. Oprócz niezrozumiałej mapy i kilku notatek nie było w niej nic ciekawego. Ale to właśnie te notatki i mapa były kluczowe. Według słów Falkona zawierały informacje o skarbcu wypełnionym sporą sumką ruenów. Niestety, pochodzenie tych monet niekoniecznie musiało być zgodne z dawnymi opowieściami Hektora, które teraz prezentował były pirat.

— Ktoś zapisując notatki i mapę w innym języku chce coś ukryć przed większością ludzi, bo liczy, że nikt inny tego nie odnajdzie. A co do samych pieniędzy, to słyszałem o osobach, którzy zabierali bogatym, którzy podobno wzbogacali się na krzywdzie tych biednych. Jedna z takich grup z nieznanych mi powodów spaliła mój rodzinny dom i wymordowała moją rodzinę. Hektor mógł mówić to, co słyszał, pytanie, czy znał prawdę? Póki nie będę nic wiedział, na żaden skarbiec napadać nie będę.

        Po tych słowach kusznik wyszedł z domu, szykując się przy okazji do drogi. Konia Hektora nie było widać, więc część pakunków musiał na swoje barki wziąć Zefir co wcale go nie ucieszyło. Kiedy już byli prawie gotowi, koło jednego z domów pojawił się Książe, bo tak nazywał się wierzchowiec martwego przemytnika. Pojawienie się zwierzaka spowodowało, że znowu trzeba było przenosić pakunki Falkona, tym razem na jego nowego konia.

— Rzeczywiście spadek niezły. Szczególnie, że wymieniłeś ten swój scyzoryk na dwie porządne szable. Ale ostrzegam tym można się porządnie skaleczyć — Zenemar zażartował.

        Gdy kompania, tym razem czteroosobowa była gotowa do drogi, wyruszyli naprzód w kierunku Smoczej Przełęczy.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        - W końcu. Zaczynałem mieć już dość tej wioski. Gdyby chociaż mieli czynną karczmę – rzekł Teus, który nie mógł ukryć zadowolenia dalszą podróżą. Nie chciał tracić tu czasu wiedząc, że jego cel z każdym dniem się oddala. Mając na uwadze swoje poprzednie doświadczenia Tousend tym razem postanowił nie pozbawiać się możliwości skorzystania z łuku. Przywiązał go przy jukach, nie zdejmując z niego cięciwy.

        Drużyna powoli ruszyła w drogę, a strzelec cmoknął na Płotkę. Ta jednak, wbrew oczekiwaniom nie ruszyła się z miejsca. Odwróciła łeb i potrząsnęła grzywą.
        - Oj przestań! Gdzie ja ci tu znajdę worek pełen paszy? – Klacz nadal nie zamierzała się ruszyć. Reszta kompanii również przystanęła i z uśmieszkami na ustach oczekiwała na dalszy przebieg wydarzeń.
        - Obiecałem, a wiesz, że nie rzucam słów na wiatr. Musimy tylko znaleźć się w jakimś większym mieście. – Zdawało się, że Płotka zastanawiała się chwilę nad usłyszanymi słowami. W końcu jednak żądza nagrody wygrała, a klacz powoli ruszyła przed siebie.
        - Negocjuje się z nią trudniej niż z oficerami straży – rzucił Teus w stronę towarzyszy i odetchnął z ulgą.

        Kompania w końcu ruszyła w stronę przełęczy. Jak na razie pogoda im sprzyjała, na niebie nie było widać nawet jednej chmurki. Droga prowadziła ich niespiesznie okolicznymi równinami. Tousend co jakiś czas spoglądał za siebie. Nie mógł przyzwyczaić się do braku jakiegokolwiek pościgu, w końcu do tej pory co chwila musiał się przed kimś kryć. Uznał również, że nie zamierza spędzić całej drogi w ciszy.

        - Pytałeś mnie Alestarze, gdzie też nauczyłem się tak walczyć. – Teus nabił fajkę i zaciągnął się, niczym bajarze, których to tyle razy widział po karczmach. Siadywali na swoich bujanych fotelach i opowiadali niestworzone historie swej małej widowni. Co prawda aktualna różnica polegała na słuchających – mieli paręnaście lat więcej. „Dużo bym dał za takie bujane krzesło” – przeszło mu przez myśl, a siodło wbijające się w siedzenie łucznika jeszcze bardziej podwyższało cenę fotela.

        - Co prawda taka historia powinna zacząć się od wspomnienia dzieciństwa jakiegoś chłopca, który to zapragnął zwalczać przestępczość i stać się bohaterem. No cóż, w każdym razie moja historia jest tego całkowitym przeciwieństwem. – W powietrze uniosło się kolejne kółko z fajkowego zioła. – Jako mały obszczymur byłem bardzo… hymm… impulsywny. Raz doszło do bójki, po której mój przeciwnik skończył ze złamanym nosem, a na moje nieszczęście był to syn mistrza cechu mojego ojca. Choć nie da się ukryć, że otrzymałem manto, które pamiętam do dzisiaj, to jednak mój tata wiedział, że to na pewno nie wystarczy. Dziwnym zbiegiem okoliczności w Fargoth pojawił się stary żołnierz. Oczywiście każdy go miał za takiego, ale nie jestem pewien, czy zwykły żołnierz byłby w stanie rozłożyć wszystkich okolicznych szermierzy. Powiedział mojemu rodzicowi, że jest w stanie pohamować moje nerwowe zapędy, a zrobi to dzięki długim i męczącym treningom. Oczywiście wizja uspokojenia mnie i dodatkowo zapewnienia mi przy tym przydatnych zdolności bojowych skusiła rodzinę do opłacenia mojego szkolenia. – Teus rozejrzał się po towarzyszach, upewniając się przy tym, że jeszcze nie śpią.

        - Tak więc stary dziadyga zabrał się za ujarzmienie małego szczyla. Początkowo średnio nam się układało. Mój mistrz zauważył też moje tendencje do włażenia na każde wystające drzewo i kawałek muru. Starał się mi to wybić z głowy, ale nie otrzymał żadnych efektów. Raz, starając mu się coś udowodnić, wspiąłem się na same mury miasta. Choć, co prawda, strażnik okropnie mnie zwyzywał i miał już do mnie strzelać, to jednak do dnia dzisiejszego jestem z tego wyczynu znany w moich rodzinnych stronach. – Teus uśmiechnął się szeroko do słuchających kompanów. - W końcu mój nauczyciel postanowił połączyć moje wybryki z jego tokiem nauczania i zamiast skoncentrować się określonym stylu walki, stworzyliśmy swój własny. Koniec końców poczciwy dziadek zmarł, ale jeszcze przed śmiercią dopiął swego, a ja już nie wpadałem przy każdym konflikcie w szał bojowy. Niestety nie udało mi się dowiedzieć kim też tak naprawdę był mój mentor, bo to że nie był zwykłym żołdakiem można było wyczuć od razu. No dobra teraz wasza kolej na opowiastki. Macie okazję, żeby się wykazać, bo zdaje mi się, że jeszcze minie trochę czasu zanim coś będzie chciało nas zeżreć na tym trakcie.
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

         — No, nie spodziewałem się, że zadając jedno krótkie pytanie, dostaną jako odpowiedź historię twojego życia. Ale rzeczywiście, ten twój mistrz był kimś wyjątkowym. — Alestar tymi słowami skomentował barwną opowieść Teusa.

— Widzę, że ty Falkonie poza historiami, które nam już opowiedziałeś nie masz już nic do dodania, także ja was trochę zanudzę. — trzydziestolatek zakomunikował, że on teraz będzie opowiadał. Mężczyzna przy okazji poprawił unieruchomioną nogę w strzemieniu, wyprostował się podziwiając słoneczne przedpołudnie i wziął głęboki wdech. Po tym małym przygotowaniu, kusznik rozpoczął swą opowieść:

        — Mój wuj był łowcą potworów, mój ojciec najpierw był zwykłym myśliwym, a potem zabijał potwory, więc i mi było pisane eliminować przeróżne monstra. Zanim do tego doszło, wiele mnie spotkało. Wuj, który po wypadku nie mógł już dalej wykonywać zleceń uczył mnie wszystkiego czego umiał. On wraz z matką zajmował się domem i hodowlą koni. Ojciec cały czas był w pracy, a ja się poznawałem tajniki strzelania z kuszy, walki mieczem i zapamiętywałem słabe strony każdego z potworów. Ogólnie mówiąc zamiast ganiać się z kolegami, powtarzałem gdzie uderzyć kuroliszka by szybko padł lub inne podobne rzeczy. Pewnego dnia jadąc po ojca do klasztoru, gdzie był leczony, trafiliśmy na bandytów, wtedy to zabiłem pierwszego człowieka. Pierwszym zabitym potworem była wiwerna, miałem wtedy dwadzieścia lat... jak dawno to było. — brunet na chwilę przestał opowiadać, przenosząc się wspomnieniami w przeszłość.

— Od tego czasu zlecenia wciąż pojawiały się, ja zarabiałem, aż mogłem się wyposażyć w obecny oręż. Na dwudzieste piąte urodziny, z domowej hodowli został mi przeznaczony mój obecny koń – Zefir. Wszystko szło dobrze, ale około pół roku temu, wracając do domu, zobaczyłem spalone zgliszcza, wymordowaną rodzinę i liścik od bandyty, który to zrobił. Szukałem go, ale ktoś mnie ubiegł, ja wykonywałem zadanie i nie mogłem patrzeć jak herszta i jego zastępcę wieszają. Jednak ostatnio okazała się, że przydupas bandyty jeszcze żyje, a ja dzięki temu mogę wymierzyć sprawiedliwość. Zemsta mnie nie zaślepia, jednak cały czas przypomina, że muszę pomścić rodzinę. No, i to by było na tyle mojej historii. Mam nadzieję, że nikt nie usnął — łowca nagród zakończył swoją opowieść.

        Potem członkowie kampanii opowiadali żarty i dzięki dobremu nastrojowi, droga wyjątkowo szybko mijała. Powoli zaczęło się ściemniać, a w oddali było widać kilka pojedynczych drzew i większych skał. Gdy zbliżyli się do tego miejsca, trzydziestolatek zaproponował:

— Myślę, że to dobre miejsce na rozbicie obozu, kilka drzew pozwoli rozpalić ognisko, a te skały ochronią nas od niepotrzebnych czyichś spojrzeń.
Członkowie grupy nie protestowali i już po chwili w wybranym miejscu pojawiła się namiastka obozu.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        Po rozpaleniu ogniska, rozsiodłaniu zmęczonych koni i zabezpieczeniu bagaży, podróżnicy resztę wieczoru spędzili na wesołych rozmowach i opowieściach. Jedynie Liois siedziała bez słowa, nie okazując zbytnio emocji. Co chwilę zerkała na Falkona, a gdy ten odpowiadał na jej spojrzenie, natychmiast odwracała głowę.
        — Zrobię coś do jedzenia i pójdziecie spać, ja obejmę wartę — powiedziała w końcu.
        — Sama? Możemy cię zmienić — odparł Falkon, zdziwiony propozycją elfki.
        — Nie trzeba, nie jestem senna.
        Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, wstała i podeszła do juków. Zajęła się przygotowywaniem i dzieleniem posiłku, a Falkon kontynuował rozmowy z przyjaciółmi.
        — Wiecie, nie byłem jeszcze na Przełęczy. Może to wydawać się dziwne, w końcu niezły ze mnie podróżnik, ale tak wyszło. Ciekawe co nas tam czeka. Może upolujemy jakiegoś niespotykanego zwierza! Znam pewnego kupca interesującego się rzadkimi trofeami, to byłby interes!

        Elfka rozdała porcje jedzenia, po czym sama usiadła przy ognisku i zaczęła powoli jeść. Po kilku chwilach miski były puste, wszyscy grzecznie podziękowali i oddali je dziewczynie. Falkon sięgnął do jednej z toreb i wyjął z niej sporą butlę jakiegoś mocniejszego trunku. Odkorkował, wypił kilka łyków i odwrócił się do towarzyszy.
        — Trzymajcie, na lepszy sen.
        Dopiero teraz zauważył, że Alestar i Teus spali już jak dzieci, cicho chrapiąc.
        — Cóż, więcej dla mnie — stwierdził, biorąc jeszcze kilka łyków.
        — Widocznie byli bardzo zmęczeni. Ty pewnie też jesteś, połóż się i odpocznij — powiedziała Liois, siadając obok Falkona.
        — To miłe, że się o mnie troszczysz — odparł chłopak, szczerząc zęby. — Mimo wszystko nie potrzebuję jeszcze snu. Chętnie zająłbym się czymś bardziej pożytecznym — powiedział, obejmując elfkę.
        — Na przykład czym? — zapytała, nawet nie próbując uwolnić się z uścisku.
        — Mogę dotrzymać ci towarzystwa podczas warty — szepnął jej do ucha.
        — Skoro tak mówisz... — Uśmiechnęła się lekko, zakładając mu ręce na szyję.
        Falkon poczuł bolesne ukłucie w kark. Chwilę później stracił przytomność.

        Rozchybotane światło pochodni przywitało budzącego się chłopaka. Leżał pod kamienną ścianą, obolały i oszołomiony. Próbował wstać, jednak ręce i nogi miał przywiązane grubą liną do drewnianej kłody.
        Było zimno i cicho. Niezbyt duża, okrągła jaskinia, oświetlona jedynie pochodnią, posiadała jedno widoczne wejście, znajdujące się po przeciwnej stronie - ciasny, ciemny tunel, który przypomniał chłopakowi wydarzenia w kanałach. Strach... Ciemność... Kultyści... Obrazy wirowały mu przed oczami. Więzienie... Handlarz... Krew... Wspomnienia wracały, wypełniając umysł Falkona. Potwór... Rana... Kryształ...
        — Co tu się dzieje, do cholery?! — krzyknął, wierzgając panicznie i próbując się uwolnić.
        "Kryształ" — przypomniał sobie nagle, próbując łączyć fakty. "Ona go zabrała... tylko po co? To ona mnie tu zaciągnęła?" Ostatni zapamiętany obraz wiązał się właśnie z elfką. Wiedział, że to musiała być jej robota.
        — Gdzie ja kurwа jestem?! — wrzasnął, a echo poniosło jego głos tunelem.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        Słońce boleśnie przypominało o swojej obecności nawet przez zamknięte oczy. Ból głowy był nie do zniesienia, a gardło potrzebowało w trybie natychmiastowym choć kropli wody. Teus podniósł się powoli i jęknął. Delikatnie uniósł powieki i rozejrzał się dookoła. Nie do końca do niego docierał, co też działo się ostatniego wieczora. Alestar leżał niedaleko martwy jak kłoda, a po Falkonie i Liois ślad zaginął.

        Tousend niczym na potężnym kacu po kilku nieudanych próbach w końcu wstał i zachował jako taką równowagę. Piekielne dolegliwości powoli mijały, a strzelec próbował rozeznać się w sytuacji. „Podział na warty, tak?” – Uśmiechnął się kącikiem ust i uznał, że nie będzie przeczesywał pobliskich zarośli w poszukiwaniu zagubionej dwójki. Jego uwagę jednak zwróciło całkowicie wygaszone ognisko. Ewidentnie dawno w nim już nie palono. Teus rozglądając się dalej spojrzał w niebo i stanął jak zamurowany. Słońce widniało idealnie nad nim, a to oznaczało, że spał do samego południa! Począł zastanawiać się, co też mogło powstrzymać pirata i elfkę przed ich obudzeniem. „Może poszli zapolować?” – wydawało się to dość inteligentną odpowiedzią, dopóki wędrowiec nie zorientował się, że Falkon uzbrojony był wyłącznie w nóż i oręż Hektora, a Liois choć posiadała łuk, to jednak do Tousenda nie przemawiał widok elfa polującego na leśną zwierzynę, tym bardziej elfki. Do tego też otrzymał wystarczające dowody na silny związek uzdrowicielki z naturą podczas pobytu w jej domu.
        - Coś mi tu nie gra. Wstawaj łowco, zgubiliśmy dwie ptaszyny. – Szturchnięciem buta dał znać Alestarowi, że najwyższy czas wstawać. – Rozejrzę się po okolicy.

        Poszukiwacz uznał, że przeczesanie zarośli będzie jednak dobrym pomysłem. Szukał przez dobre pół godziny, gdy natknął się na coś, co raczej nie miało związku z poszukiwaniami. Niedaleko przy linii drzew i małym urwisku leżał trup. Nieszczęśnik odziany był w stare, zdarte ubrania, a ręce związane miał grubym sznurem. Teus ruszył w jego kierunku, gdy nagle kątem oka zauważył dwa kształty. Zza drzew wysunęły się dwie postacie odziane w czarne szaty pokrywające niemal całe ciało. Na twarzach mieli maski, a w dłoniach dzierżyli krótkie miecze. Zdecydowanie nie mieli pokojowych intencji. Pełnym pędem ruszyli na Tousenda, a ten nie doszedłszy jeszcze do pełnej sprawności, nie do końca wiedział, co się dzieje. Zrozumiał to, gdy jeden z napastników zamachnął się na niego bronią. Strzelec ledwo uniknął trafienia odchylając się w bok, a ostrze prawie skróciło mu nos. Szum w głowie nie pozwalał na skuteczną obronę, ale wiedział, że jeżeli nic nie zrobi to prawdopodobnie skończy tak jak wcześniej widziany trup. Chwycił za miecz i odbił następne uderzenie. Dźwięk spowodowany tarciem stali o stal wywołał istną eksplozję bólu. Teus złapał się za głowę i stracił na chwilę kontrolę nad starciem. Zanim poprzedni ból ustąpił pojawił się nowy, a Tousend uderzony rękojeścią padł na ziemię. Wręcz odruchowo odturlał się od miejsca upadku, a wymierzone pchnięcie trafiło zaraz obok. Przestając na chwilę zwracać uwagę na ból strzelec błyskawicznie skoczył na nogi i ciął z półobrotu w krtań jednego z napastników, a ten zaskoczony tak szybką reakcją padł na kolana i zachłysnął się krwią. Drugi nie zwracając uwagi na śmierć towarzysza z całej siły pchnął Teusa, a ten pod wpływem wcześniej zignorowanego bólu spadł z urwiska. Nie spodziewał się, że stoi tak blisko niego, a efektem tego było bolesne lądowanie w małym strumyku.

        Przez upadek stracił na chwilę przytomność, a ocknął się dopiero, gdy dopłynął do brzegu. Powoli wygramolił się z wody i usiadł na trawie.
        - Doskonale – stęknął trzymając się za głowę. Ból na szczęście dość szybko ustępował ku wielkiej uciesze Teusa.
        - A już myślałem, że tym razem po tobie. – Zza pleców rozległ się chłodny głos, na którego sam dźwięk ciarki przebiegły po plecach Tousenda. Strzelec obejrzał się za siebie i ujrzał czarną, zakapturzoną postać, która siedziała na pobliskim kamieniu.
        - Cholera, aż tak mocno się uderzyłem? – Przetarł oczy, lecz nie dało to żadnego efektu. Widziany osobnik nadal tam był. – Jak to tym razem? I kim ty w ogóle jesteś?
        - Zadajesz tyle pytań, jakbyś nigdy w życiu śmierci nie widział. Po pierwsze – owszem. Po drugie – formalnie już nie żyjesz. I po trzecie - jestem kostuchą, mrocznym żniwiarzem, łapaczem dusz, królikiem wielkanocnym… to zależy od wierzeń i wymiaru. Ty akurat wyobrażasz sobie mnie w tej postaci. – Teus przez chwilę patrzył otępiale, a właśnie usłyszane słowa nie do końca do niego trafiły.
        - Yyyy…
        - Pytania masz opanowane, teraz poćwicz na odpowiedziami.
        - Tooo… czemu niby mam nie żyć? – Aktualnie czuł się nad wyraz żywy, a ból głowy i reszty kończyn skutecznie mu o tym przypominał.
        - Gdy byłeś w tych katakumbach pod wcześnie odwiedzanym miastem natknąłeś się na pewien kryształ, prawda? Oczywiście, że tak. Niczym dziecko widzące nową zabawkę, nie zastanawiając się złapałeś za błyskotkę, a zaraz po tym pojawiłeś się na mojej liście jako martwy. Gdy pojawiłem się na miejscu okazało się, że, a jakże, dalej dychasz, a ja mam nowy problem, bo przecież czemuż by nie utrudniać mi pracy.
        - Świetnie, dostaję ochrzan od śmierci. Pochwalę się kolegom, a oni pewnie przygotują mi jakiś elegancki stosik.
        - Wtedy też pewnie zginiesz.
        - Wiesz, trudno nawiązuje się znajomości z osobami, które na każdym kroku życzą ci śmierci. – Teus spojrzał krzywo na kostuchę.
        - Co poradzę, taką mam pracę. – Zakapturzeniec wzruszył ramionami. – Poza tym możesz przekazać Falkonowi moje kondolencje z powodu śmierci jego przyjaciela. Przynajmniej ta elfka szybko ukoiła jego ból.
        -CO?!
        -W gruncie rzeczy i tak by mu nie pomogła. Hymm, zabawne. Dobiła go lekarstwami. Wy śmiertelnicy to dopiero macie poczucie humoru. A jeżeli chodzi o ten kryształ, to jesteś poszukiwany przez tym miłych panów, którzy dopiero co chcieli cię ukatrupić. No i niestety im się nie udało. Wcześniej wspomnianego klejnotu też szukają. Jak go zdobędą to dopiero rozkręci się zabawa, a twój przyjaciel ma w planach zostać gwoździem programu.
        - Cholera! Falkon miał ten kryształ! – Tousend podskoczył jak oparzony. – Pewnie teraz myślą, że to on pierwszy go dotknął! – Strzelec pełnym pędem ruszył w stronę obozu.
        - Hej! Nie skończyłem się jeszcze żalić! – Usłyszał z tyłu. Nie miał jednak już czasu na wysłuchiwanie kosiarza. Nie mógł pozwolić sobie na chwilę zwłoki.

        Gdy dotarł na miejsce, zobaczył Alestara, który już widocznie niepokoił się jego nieobecnością. Teus w skrócie wytłumaczył łowczemu, co też zdążył się dowiedzieć i natychmiast zabrał się za zwijanie małego obozowiska. Po chwili obaj stali już przy koniach, gotowi do drogi. Zabrali ze sobą również wierzchowca Falkona, który w odróżnieniu od pirata nie został porwany. Strzelec postanowił rozejrzeć się po obozowisku. Teraz, gdy posiadał już potrzebne informacje, mógł właściwie odczytać widziane znaki. Zauważył ślady ciągnięcia, Liois na pewno nie mogła unieść złodziejaszka. Trop urywał się przy miejscu, gdzie wcześniej stał przywiązany koń elfki. Stamtąd ślady kopyt ciągnęły się w stronę lasu.
        - Postarajmy się ich przekonać, że nas nie docenili. – Na twarzy myśliwego pojawił się paskudny uśmiech.
        - Czas na łowy.
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

         Długi sen był rzeczą, o której w ostatnich miesiącach Alestar zapomniał, jednak budząc się, czuł się bardzo kiepsko. Pobudkę sprawił mu Teus, który wspominał o tym, że się przejdzie. Gdy trzydziestolatek się wyprostował, uświadomił sobie, że jest już południe, co oznaczało naprawdę długi odpoczynek. Wokoło nie było widać również Falkona i Liois, co według kusznika oznaczało, że też przeszukują pobliskie zarośla.

        Po długim śnie organizm domagał się porcji żywności i by temu zaradzić, Zenemar skorzystał z zapasów zabranych z opuszczonej wioski. Po posiłku należało również załatwić potrzeby fizjologiczne. Brunet szukając ustronnego miejsca, był mocno zaskoczony, gdy zobaczył dwa trupy pozbawione szat, jeden miał związane ręce, a z drugiego człowieka w masce ulatywały ostatnie krople krwi z rozciętej krtani. „Co tu się stało kilkanaście minut temu?” – Alestar zastanowił się nad sytuacją i chciał się dowiedzieć, gdzie reszta jego kompanii. Mężczyzna rozglądając się dostrzegł pojedyncze ślady prowadzące wzdłuż urwiska. Kusznik nie zastanawiając się długo załatwił wszystkie potrzeby, uzbroił się i był gotowy do tropienia.

        Ślady były bardzo delikatne, ale wciąż widoczne i po kilku minutach można szybkiego marszu można było dostrzec poruszającą się postać w oddali. Trzydziestolatek przyśpieszył jak mógł i ruszył w stronę tajemniczego osobnika, jednak gwałtownie się zatrzymał, gdy dostrzegł, że ta postać jest ubrana cała na czarno. Osobnik odwrócił się i wtedy trzydziestolatek dostrzegł, że ma on taką samą maskę jak jeden z niedawno znalezionych trupów. Tajemnicza postać po chwili wyciągnęła miecz i stała się przeciwnikiem. Wróg był na straconej pozycji, dzieląca odległość spowodowała, że brunet bez problemu załadował kuszę i z pomocą jednego bełta zakończył życie oponenta.

        Do Zenemara szybko dotarło, że dalej nie wie, gdzie podziewa się Teus i reszta grupy. Wracając łowca natknął się na ślady ciągnięcia przy obozowisku, a po chwili ujrzał samego Tousenda.

— Gdzie byłeś, gdzie reszta, kim byli ci czarni zamaskowani, czemu jeden z nich żył, co teraz? – Alestar widząc przyjaciela zarzucił go lawiną pytań. Odpowiedzi jakie otrzymał, były szokujące.
— Twierdzisz, że Liois porwała Falkona? Nie wiem skąd masz takie informacje, ale niedawno spotkane ślady świadczą, że możesz mówić prawdę.

        Kilkanaście minut wystarczyło, by dwuosobowa kompania była gotowa do drogi. Jedynym sposobem, by można było znaleźć elfkę i pirata było powolne podążanie za śladami końskich kopyt, co w przypadku talentu do tropienia nie musiało być trudne. Powoli z każdym krokiem byli coraz bliżej odnalezienia przyjaciela, tylko co wtedy stanie się z lekarką.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        Trawa, wzgórza, potrącone gałęzie, ze wszystkiego można było wyczytać historię porwania Falkona. Kawałki układanki powoli prowadziły Teusa do celu. Czasem jasno wskazywały kolejne kroki, czasem wodziły tropiciela i wyprowadzały go na manowce. Ten jednak nie dawał za wygraną i kontynuował grę, w którą od wieków grali myśliwi, a ich przeciwnikiem była sama natura. Dodatkowym plusem było duże doświadczenie Tousenda. W wolnym czasie, gdy akurat nie zajmował się wspinaniem na miejskie domy, polował na rozległej równinie, bądź też odwiedzał pobliskie lasy. Teraz jednak stawka była wyższa niż trofeum z jelenia lub dzika, w końcu chodziło o jego towarzysza podróży, starał się więc dać z siebie wszystko. Widać było również, że Liois starała się zatrzeć za sobą ślady, jednak z marnym skutkiem. Być może uznała, że posłanie dwóch zbirów zakończy sprawę.

        Poszukiwania trwały do samego wieczora, a skończyły się one u stóp potężnych gór. Ślady prowadziły wprost do wejścia jednej z górskich jaskiń. Przed grotą rozbity był mały obóz, a w nim można było zauważyć kilka ludzkich sylwetek, które pod wpływem rozpalonych ognisk sprawiały, że na kamiennych ścianach odbywał się prawdziwy spektakl cieni. Tousend postanowił nie rozpoczynać akcji odbicia zakładnika od frontalnego ataku i dał sygnał Alestarowi, by ten zachował ciszę oraz pozostał na miejscu. Sam zaraz po tym udał się w stronę obozu, korzystając przy tym z każdej możliwej osłony. W krótkim czasie zakradł się prawie pod same ogniska, wychylił się lekko i rozejrzał po obozowisku. Rzeczą, która najbardziej go zastanawiała była absolutna cisza panująca wśród strażników. Siedzieli oni na swych miejscach, bądź też patrolowali okolicę. Wyglądem od razu przypominali wieśniaków, a poczciwy mieszkaniec wsi jest wręcz przeciwieństwem milczenia. Byli też uzbrojeni, a kolczaste pałki i długie noże zdecydowanie nie pasowały do ich ubioru. „Nie wyglądają na w pełni świadomych tego, co robią. Mam nadzieje, że żaden z nich mi się nie nawinie.

        Teus wrócił na miejsce pobytu Alestara i pokrótce streścił mu aktualną sytuację. Przed samą jaskinią przebywało dziewięciu napastników. Jeżeli we dwóch rozpoczęliby atak od ostrzału z dystansu, prawdopodobnie pozbyliby się trzech lub czterech, następnie w walce wręcz mogliby powalić resztę, o ile zdolności ich przeciwników rzeczywiście byłyby na poziomie wieśniaków. Nie mogli być jednak pewni umiejętności strażników groty, a Teus miał wątpliwości, czy aby na pewno ich śmierć byłaby odpowiednim rozwiązaniem.
        - Proponuję zakraść się do środka. Nie powinno być to szczególnie trudne, a przynajmniej unikniemy rozlewu krwi.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        Czas mijał powoli, wokół panowała tak głęboka cisza, że Falkon słyszał jedynie swoje szybko bijące serce. Zrezygnował już z szarpania się, więzy były zbyt mocne, by mógł się z nich oswobodzić. Kończyny zaczynały mu powoli drętwieć, obolałe żebra i kręgosłup dawały o sobie znać przy każdym ruchu, a dopiero co wyleczona rana na ramieniu znowu piekła i swędziała. Mimo wszystko chłopak nie tracił trzeźwości umysłu i ciągle starał się zrozumieć, co się stało. Wiedział, że nie zostawiono go tutaj na śmierć, że ktoś miał jakiś cel, wrzucając go spętanego do jaskini. Wiedział, że ktoś tu po niego przyjdzie. Nie mylił się.
        — Liois! — krzyknął, widząc elfkę, skradającą się bezszelestnie tunelem. — O co chodzi? O co tu kurwа chodzi?! — wychrypiał, znowu próbując się uwolnić.
        — Milcz — odpowiedziała spokojnie, sprawiając wrażenie lekko wystraszonej. — Nie możemy rozmawiać.
        — Jak to? Porwałaś mnie! Uśpiłaś! Po co?
        Liois skutecznie powstrzymywała emocje, które zdawały się rozrywać ją od środka. Podeszła ostrożnie do szarpiącego się Falkona i kucnęła przy nim, zachowując bezpieczną odległość. Spojrzał w jej soczyście zielone oczy - było w nich coś dziwnego, jakby strach, dziwna niepewność. Jej blada twarz, oświetlona chybotliwym światłem płomienia, zdawała się być maską, ukrywająca jakąś straszną prawdę.
        — Musisz zginąć.
        Falkona przeszył mroźny dreszcz przerażenia. Przez chwilę wpatrywał się w elfkę milcząc.
        — Co powiedziałaś? — spytał szeptem.
        Liois wstała i powoli ruszyła w stronę wyjścia z jaskini.
        — Hej, zatrzymaj się! Wyjaśnij!
        Elfka nie zwracała uwagi na krzyki chłopaka.
        — Chodzi o kryształ?
        Stanęła. Zawahała się przez moment, po czym odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem podeszła do Falkona.
        — Co o nim wiesz? — spytała nieco roztrzęsionym głosem.
        — Nic, do cholery! Nic! To jakaś pieprzona błyskotka, dla mnie warta tylko garść ruenów! Ale rozumiem, że ty coś o niej wiesz, mam rację? To przez nią to wszystko! Przez jeden cholerny kryształ! Co to jest? I co ja mam z tym wspólnego?! Przecież go wzięłaś! Tak, na pewno go wzięłaś! Po co jeszcze ja jestem ci potrzebny?! Masz go! Masz kryształ! Twój skarb! Nie potrzebujesz ani mnie, ani mojej śmierci! Nic o nim nie wiem, nikomu nic nie powiem! Zatrzymaj go, a mi daj święty spokój!
        — Nie rozumiesz! — przerwała mu krzykiem. — To nie jest żadna głupia błyskotka! To magiczny przedmiot, bardzo silny i niebezpieczny! Doświadczyłeś jego działania, związałeś się z nim! Oni muszą się tobą zająć, odprawić rytuał... muszą cię zabić. Bo już jesteś martwy. — Kipiące emocje znalazły swoje ujście w pełnych tajemniczej grozy słowach. — Nie żyjesz, Falkonie, nie powinno cię tu być...
        Oczy elfki wypełniły się łzami, ale twarz nadal nie wyrażała emocji. Była jak z kamienia. Jak zaklęta. Chłopak nie rozumiał nic, nie wiedział jak zinterpretować usłyszane słowa. Jego umysł ogarnęła pustka, fala zimna zmroziła go od stóp po czubek głowy. Nie wiedział co powiedzieć.
        — Nie jestem twoim wrogiem. Po prostu tak trzeba. Tak będzie lepiej dla nas wszystkich. — Głos dziewczyny znów stał się chłodny i poważny. — Tu masz wyjaśnienie tego, co chcesz wiedzieć. Wybacz mi. — Położyła przed leżącym Falkonem jakiś papierek, po czym wyszła, zanim chłopak zdążył się odezwać.

        Gdy Falkon ochłonął i pozbierał swoje myśli, zabrał się za czytanie dziwnego listu, zostawionego przez elfkę. Było to niezwykle trudne, gdyż więzy uniemożliwiały mu podniesienie kartki, musiał więc znaleźć na tyle komfortową pozycję, by leżąc mógł odczytać nabazgrane na papierze słowa.

        "Do Liois:

Tak, to my ich porwaliśmy. Są bezpieczni, ale do czasu. Wykonuj polecenia, nie próbuj robić nic innego. Jeśli nie, ucierpią nie tylko oni.

Wiem, że masz wskazówki. Wiem, że znajdziesz to, czego potrzebujemy. Nikt inny nie może o niczym wiedzieć, więc nie szczędź trupów. Ten, który dotknął kamienia ma zginąć, a kamień ma wrócić na swoje miejsce. Przyprowadź Martwego, odnajdź i zwróć nam kamień. Będziemy czekać do najbliższej pełni.

Pamiętaj, że los twojej rodziny zależy od ciebie. Twój los również.
Nie zawiedź."



        List nie był podpisany. Jednak nie miało to żadnego znaczenia. Falkona oświeciło, przynajmniej w pewnym stopniu. "Ktoś ją szantażował, porwał jej rodzinę... wykonywała tylko czyjeś rozkazy. Ale o co chodzi z tym kryształem?" Spojrzał jeszcze raz na kartkę. "Ten, który dotknął kamienia ma zginąć, a kamień ma wrócić na swoje miejsce... Dotknął kamienia..."
        — Teus — szepnął.
        Wszystko stało się jasne. Przecież to Teus pierwszy dotknął kryształu, gdy znalazł go w kanałach, w dziwnym pomieszczeniu jakichś kultystów. To on stracił przytomność. To on powinien zostać pojmany...
        — Cholerny dzikus! Wszystko przez niego! Ciągle przynosi jakieś kłopoty!
        Falkon znów zaczął się rzucać jak opętany, próbując się uwolnić z więzów. Czuł złość i bezradność. Nie wiedział co go czeka, ale rozumiał jedno - może zginąć bez żadnego powodu, jedynie dlatego, że niepozorna uzdrowicielka znalazła przy nim jakiś kawałek błyszczącego kamienia. Nie wiedział już kogo winić - siebie, że zabrał ten kamień, chcąc zarobić? Nie znającą prawdy elfkę, która pod przymusem postanowiła go odnaleźć i porwać, by chronić rodzinę? Czy może Teusa, który dotknął kryształu i nieświadomie sprowadził kłopoty na nic nie podejrzewającego chłopaka, który owy kryształ zabrał? Tak, to na Teusa należało zrzucić wszelką winę. Przynajmniej Falkon był tego zdania. "Wszystko przez niego! Jak zawsze! Odkąd się pojawił przynosi same kłopoty!" Chłopak zaczął jeszcze mocniej wierzgać i krzyczeć.
        — To jego wina! Jego cholerna wina! To on powinien tu leżeć!
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

         Opis sytuacji, który przedstawił Teus, niekorzystnie ukazał obecne okoliczności. Duża ilość osób pilnujących wejścia sprawiała, że misja uratowania Falkona znacząco się komplikowała.

— Ty może dasz radę się przekraść, ale ja widzę inną szansę dla siebie. — Alestar wskazał łucznikowi zamaskowaną, ubraną cało na czarno osobę, która właśnie wyszła z jaskini i najprawdopodobniej zaczynała patrol.
— Ja użyje przebrania, a ty swoich umiejętności. Dzięki temu mogę również łatwiej uwolnić Falkona — kontynuował i po cicho dostał się i ukrył za większą skałą.

        Teraz wystarczyło zwabić strażnika w odpowiednią stronę i zdobyć jego strój. Gdy trzydziestolatek zauważył, że Tousend przekradał się do jaskini, łowca rzucał kamykami w pobliskie krzaki, by zwrócić uwagę strażnika. Po kilku rzutach, można było usłyszeć ciche kroki i słowa:

— Jak się okaże, że to jakiś mały zwierzak, a ja tu idę na marne, to wracam do jaskini. Niech inni patrolują.

        Gdy kroki było słychać już znacznie bliżej, brunet wyciągnął sztylet i przesunął się za mniejszy bok skały. Po chwili było słychać, jak strażnik przeczesuje krzaki. Zenemar wtedy uderzył kamykiem o blok skalny, by w to miejsce zwrócić uwagę tajemniczego osobnika. Kusznik po kilku sekundach wychylił się i używając ciężaru całego ciała, powalił nieświadomego sytuacji oponenta. Cięciem w krtań szybko zakończył życie przeciwnika.

        Gdy minęło kilka minut, Alestar miał na sobie czarną szatę i maskę, a kusza leżało z boku, lekko zawinięta w jego szaro-zielony płaszcz. Ukochaną część swojego oręża, mężczyzna ukrył w krzakach, a trupa zostawił za skałą. Chcąc uniknąć wykrycia, brunet ruszył dalej wokół przestrzeni przed jaskinią. Z tej odległości, nikt się „nowym” strażnikiem nie interesował, ale pozostawało pytanie, co będzie, gdy łowca nagród zechce znaleźć się w jaskini. Pod koniec pierwszego okrążenia, z groty wyszedł kolejny zamaskowany mężczyzna odziany na czarno.

— Po co szedłeś tak daleko? — powiedział nieznajomy.
— Ja… zdawało mi się, że coś widziałem. – Trzydziestolatek przestraszony myślą, że zaraz zostanie zdemaskowany, z trudem odpowiedział mężczyźnie.
— Nowi. – Mężczyzna prychnął z pogardą, po czym kontynuował — wam zawsze się coś zdaję, że kogoś widzieliście. Do środka, już!

        Po tych słowach, w ciszy i spokoju Zenemar wszedł do jaskini, która na pierwszy rzut oka, rozciągała się na odległość kilku sznurów.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        W jaskini znów było cicho, dało się słyszeć jedynie miarowy oddech leżącego na ziemi chłopaka. Zdążył się już uspokoić, słusznie twierdząc, że tak impulsywne okazywanie swojej złości w niczym tu nie pomoże. Nadal czuł rozgoryczenie, jednak teraz dusił je w sobie, leżąc bez ruchu od dobrych kilkunastu minut. Odczuwał co raz większy dyskomfort, ból skrępowanych kończyn nasilił się dodatkowo przez jego dzikie wierzganie. Próbował nie zwracać na to uwagi, jednak największym problemem była niewygojona jeszcze rana lewego ramienia, która znowu dawała o sobie znać.
        Falkon poruszył się z trudem, nie mogąc znieść leżenia w tej samej pozycji. Wyglądał jak upośledzona dżdżownica, przesuwając się mozolnie z przywiązaną do rąk i nóg drewnianą belą. Spostrzegł leżący na ziemi przedmiot, który najwidoczniej wypadł mu z kieszeni podczas szamotania. Złoty pierścień leżał teraz obok jego głowy, a on mógł mu się lepiej przyjrzeć. Gdy Teus znalazł go w torbie Hektora, Falkon nie zwrócił na niego zbytniej uwagi. Dopiero teraz go skojarzył. Był to sygnet Siwobrodego, kapitana pirackiego szkunera, na którym niegdyś służyli Falkon i Hektor. Tylko skąd osiłek miał go przy sobie?
        "To ja miałem go dostać" — przypomniał sobie chłopak "To ja miałem być nowym kapitanem. Nie Hektor. Ale ja uciekłem... a Hektor został. Tylko czemu teraz o niczym mi nie powiedział? Czemu umarł tak wcześnie...?" Falkon zamknął oczy. Wspomnienia znów odżyły.


* * *

        — Hektorze! — głośny szept wydobywał się gdzieś spod stołu. Wokół panowała ciemność, w malutkich oknach niewielkiego kubryku widać było zachmurzone, nocne niebo. — Hektorze, obudź się. Mamy okazję. Wszyscy inni śpią — syknął chłopak, wynurzając się spod stolika.
        — Co... okazję? — zapytał osiłek przepitym głosem, podnosząc się powoli z podłogi.
        — Tak, to właśnie teraz. Ty i ja, nasz plan, bogactwo...
        Chwilę później byli już na pokładzie. Reszta załogi spała, upojona alkoholem. Nawet kapitan nie dawał znaków życia, zamknięty w swojej kajucie. Zachmurzone niebo zdecydowanie nie wróżyło nic dobrego. Wzmagały się podmuchy wiatru, woda stawała się niespokojna.
        — Stary miał rację — powiedział Falkon. — Będzie sztorm. Musimy się pospieszyć.
        — Przyjacielu... nie mogę. Zostaję tu. — Hektor odwrócił się, unikając spojrzenia chłopaka.
        — Ale jak to? Przecież chciałeś tego, tak samo jak ja! Pamiętasz z jakim zapałem pokazywałeś mi te plany i mapy? Interes naszego życia - tak to nazwałeś! — Pełne wyrzutu słowa wylały się ciurkiem z ust młodzieńca.
        — Nie rozumiesz. To nie czas, przynajmniej dla mnie. Poza tym pamiętasz, o czym mi mówiłeś? O planach kapitana? Nie wolisz tego od powrotu na ląd? Na twoim miejscu...
        — Ale nie jesteś na moim miejscu! Nie wiesz wszystkiego. To nie takie proste, on zażądał ode mnie czegoś w zamian. Czegoś, na co nie potrafię się zgodzić... nie chcę o tym rozmawiać. — Falkon potrząsnął głową. — Nie gadaj głupstw, znikamy stąd, póki pogoda na to pozwala, a brzeg jest jeszcze blisko.
        — Nie, Falkonie. Nie mogę. Nie chcę. Tak na prawdę to nawet nie wiedziałbym jak się do tego zabrać. Bo widzisz... nie rozumiem nawet tych zapisków. Jest za wcześnie na to wszystko.
        Chłopak zmarszczył brwi. Spojrzał ze zdziwieniem na Osiłka, wyglądającego teraz jak dziecko, które coś nabroiło i próbuje tłumaczyć się rodzicom.
        — Nie wierzę, że to mówisz... Przecież damy jakoś radę, znajdziemy gdzieś pomoc!
        — Przykro mi przyjacielu, nie mogę. Jeśli jednak chcesz to idź sam. Od dawna tego chciałeś...
        — To mi jest przykro. Ale masz rację, w przeciwieństwie do ciebie zrobię to, co postanowiłem. Nie chcesz płynąć ze mną, trudno. Tak, tu się rozstaniemy. Poradzę sobie bez ciebie i bez twojego planu na życie.
        Młodzieniec obrócił się na pięcie i ruszył do ładowni. Po kilku minutach wyszedł, niosąc w ręku mały pakunek, solidny sztylet i butelkę. Przeszedł obojętnie obok stojącego wciąż w tym samym miejscu osiłka i skierował się w stronę jednej z szalup.
        — Jesteś pewien? — spytał Hektor, gdy chłopak chciał już wskoczyć do łódki.
        — A ty? — odpowiedział Falkon pytaniem na pytanie, zatrzymując się. Jego głos był pełen wyrzutu.
        — Tak — odparł spokojnie osiłek.
        Po kilku chwilach wahania młodzieniec odwrócił się. W oczach miał łzy. Jego frustracja momentalnie minęła. Uścisnął serdecznie mężczyznę, wzdychając ciężko.
        — Mam nadzieję, że nie będziemy tego żałować, przyjacielu — powiedział. — Stary się wścieknie.
        — Wiem — uśmiechnął się Hektor. — Zabije nas.
        Obaj roześmiali się cicho. Chłopak wskoczył do łodzi i już po chwili odpływał od statku.
        — Mam nadzieję, że szybko się spotkamy — powiedział do wychylającego się przez burtę Hektora.
        — Na pewno. Powodzenia, chłopcze.
        — Tobie również.

        Deszcz zaczął padać nagle i bez ostrzeżenia. Po niedługim czasie rozwinęła się burza. Mała łódeczka zdążyła na szczęście odpłynąć, zostawiając daleko w tyle piracki szkuner i kierując się w stronę brzegu. Chłopak spojrzał przez ramię. Sztorm przybierał na sile, bujając czarno-czerwonym statkiem, ledwo już widocznym na horyzoncie. Dziwny smutek ogarnął samotnie dryfującego młodzieńca, który czuł się teraz tak, jakby popełnił największy błąd w życiu. Jednak butelka rumu i widok zbliżającego się lądu powoli rozwiewały smutki, a wizja nowych perspektyw dodawała otuchy. Gdy w końcu postawił stopę na twardej ziemi wiedział, że tak było trzeba.

* * *


        Falkona z zamyślenia wyrwały odgłosy kroków. "Już po mnie idą, gnidy." — pomyślał. Spojrzał w ciemność tunelu i nasłuchiwał uważnie, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
Zablokowany

Wróć do „Góry Dasso”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości