Góry Dasso[U podnóża gór] Pomoc znikąd

Rozciągające się od Równin Andurii aż po Równinę Maurat góry z wierzchołkami pokrytymi wiecznym śniegiem, przeplatane zielonymi dolinami i niebezpiecznymi przełęczami, zamieszkałe przez dzikie zwierzęta i legendarne potwory. Góry otaczają i chronią przed niebezpieczeństwami Szepczący Las, dając mu w ten sposób spokój.
Awatar użytkownika
Vertan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vertan »

Nie od razu zdołał się w zupełności rozchmurzyć, ale skłamałby mówiąc, że zabiegi Melodii ani trochę na niego nie wpłynęły. Sam jej zapał w tym wszystkim był miły. Obserwował ją jednak znad ogniska raczej w sposób, w jaki robiłby to starszy człowiek obserwujący swoje wnuki – a więc owszem, z uśmiechem, ale i ze sporym wyrachowaniem, pozostając praktyczne biernym. Raz nawet parsknął krótkim śmiechem, choć milczał aż do momentu, w którym dziewczynka przyjęła od niego część jedzenia. Mogło to wyglądać dosyć dziwnie, ale sam poczuł się teraz prawie jak jej opiekun. Przynajmniej w duchu mógł chociaż na takiego wyglądać.
– Cieszę się, że ci smakuje – przyznał szczerze, ale jakoś wolał przemilczeć to, jak sam odbiera ten skromny posiłek. Zresztą, po takim czasie bez żadnego jedzenia nawet byle upolowany zwierzak nabierał całkiem innego smaku.
Vertan uniósł mimowolnie brwi, teraz wpatrując się w pegaza – czy też raczej: pegazicę – tak, jakby dopiero co się tu teraz pojawiła, a przez myśl natychmiast przemknęło mu, że to magiczne zwierzę musi być cokolwiek bardziej rozsądne, niż jelenia dzieweczka, z którą podróżuje. I może nawet domyślać się więcej, a to, na dłuższą metę, mogło mieć bardzo różne skutki. Z zamyślenia nad tą kwestią wyrwał go dopiero nowy pomysł Melodii.
Mało nie zakrztusił się mięsem.
– Jaskinię? – powtórzył takim tonem, jakby miał wielką nadzieję, że tylko się przesłyszał. Odruchowo musnął palcami rękojeść miecza. – Nie wydaje mi się, żeby był to dobry pomysł… Ee…
Ale teraz zbyt trudno było mu przegadać Melodię, bo na każde jego słowo przypadało jakieś dziesięć płynących od niej. Nawet jego uwaga w stylu „Prędzej coś nas pożre, niż zechce zawiązać znajomość” została chyba praktycznie zagłuszona. Nic więc dziwnego, że ostatecznie się zdenerwował, a gdy wreszcie doszedł do głosu…
– No chyba się zagalopowałaś, młoda panno! Robi się już późno, jutro też jest dzień na zabawę, choć o tym, że nie tylko zabawy winny ci być w głowie, już nawet nie wspomnę. Co by na to powiedzieli twoi rodzice? Gdzie oni właściwie są, co? Szczyt nieodpowiedzialności! Żebym to ja musiał się teraz martwić…
Awatar użytkownika
Melodia
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Jeleniołak
Profesje: Uzdrowiciel , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Melodia »

Melodie cieszyło wszystko, a to, że poprawiła humor księciu, ciągle to zwiększało. Nie ważna brzydka pogoda, nieważne niebezpieczeństwa, byle na twarzy gościł uśmiech a będzie dobrze, przynajmniej na coś takiego wskazywało zachowanie jeleniołaczki. Jednakże to wcale nie tak, że nie dostrzegała pewnych spraw. Nieco zdziwiło ją to, jak on na nią patrzył, jakoś tak poważnie, a jeszcze niedawno się ścigali, mając przy tym przedni ubaw, cóż za tajemnice krył w sobie ten młody książę?
To trzeba było odłożyć na później, teraz nastał czas posiłku, bardzo zacnego i sycącego, szczególnie dla tak drobnej dziewczynki, jak Mel. Właśnie za sprawą jedzenia nastała tak nieoczekiwana chwila ciszy, pozwalająca odetchnąć, pomyśleć na spokojnie. O ile pewnemu księciu nie przeszkadzała para wielkich, turkusowych oczu śledząca jego każdy krok i najdrobniejszy ruch, jakby był co najmniej jakimś drogocennym skarbem, z którego lepiej ani na moment nie spuszczać oczu.
Niestety ten względny spokój nie trwał długo, Melodia bardzo szybko się najadła i już była zwarta i gotowa do rozmowy i nowych pytań, przypuszczeń, pomysłów i czego się tylko da. Wystraszyło ją nieco to, iż kolega omal się nie zakrztusił.

- Oczywiście, że jaskinie! Jest taka fascynująca! Moja wioska leżała wszak w pobliżu gór, ale nigdy nie chodziłam do tamtejszych jaskiń… Trzeba to zmienić, mimo że tu to nie tam, ale i tak się liczy! Chciałabym… - zaniemówiła, słysząc ton głosu księcia, a jej jelenie uszka opadły znacznie w dół.

Spojrzała w bok skruszona niczym ganione przez rodzica dziecko. Czyżby faktycznie przesadzała? Była tak bardzo zafascynowana, że aż niepohamowana w swej ciekawości świata. Vertan miał rację, trzeba zostawić coś na inne dni.

- Moi rodzice? – była wyraźnie zaskoczona i zamilkła na dłuższą chwilę. – Przecież mówiłam, że jestem córką bogini Naturii… - zamyśliła się, miała teraz w głowie wiele pytań, to jej matka, gdzie jest? Czemu nigdy jej nie widziała? Może i bogini, ale… a ojciec? Kim był jej ojciec? Nawet nie znała jego imienia, nigdy też nie odczuła matczynej miłości. W myślach miała obrazy swoich przyjaciół z plemienia i ich rodziców, jak wołali ich na jedzenie, jak się z nimi bawili, jak kazali robić różne rzeczy w chacie… Ileż ona by dała, by móc poczuć się jak oni… Jak ci zwykli ludzie, ale z kompletnymi rodzinami.

Stało się. Uśmiech pozornie nie do zdarcia zniknął, a zastąpił go wyraz smutku, oczy zaś przybrały szklący odcień, a spojrzenie wciąż uciekało gdzieś w bok. Niebieska natychmiast podeszła i objęła dziewczynę skrzydłem, a na księcia patrzyła w taki sposób, jakby obarczała go winą za stan zmiennokształtnej. Nawet prychnęła, a z jej nozdrzy wydobyła się para, było chłodno i ciemno. Dobrze, że mieli ognisko.
Awatar użytkownika
Vertan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vertan »

Przez kilka długich chwil Vertan pozostawał w stanie, w który dopiero co wpadł, a który najtrafniej można określić jako szczere wzburzenie. Zupełnie, jakby wszystko to, co przeżył przez szereg ostatnich dni, zebrało się w nim teraz i koniecznie musiało się wydostać - jak zbyt długo wstrzymywana fala, która wzbiera, nabiera mocy, aż wreszcie rozbija nieprzyjazną tamę i niszczy wszystko, na co potem natrafi. Książę miał ochotę wykrzyczeć całą swoją gorycz i każdą porażkę: to, że gdyby wszystko poszło inaczej, to dzisiaj każdy w królestwie znałby jego imię, że nie musiałby być ciężarem dla rodziców ani udawać kogoś, kim nigdy nie był. Że tym, co naprawdę mu się należy, jest tron, porządny miecz i tarcza, albo nawet pole bitewne i namiot zwieńczony koroną, a nie surowa jaskinia i towarzystwo ludzi (i nie tylko), których nigdy nie znał, a którym musi jednocześnie ufać i być wobec nich bezpiecznie uprzedzony. Że tak naprawdę nie jest dzieckiem i nie znosi tego, jak wygląda - a więc że jego obecny kształt to najgorszy ze wszystkich możliwych przekleństw. Gdyby się teraz rozpłakał, to niewątpliwie nie byłby to łzy dziecka, tylko dorosłego, który nie widzi już dla siebie przyszłości. Jego tułaczka nie trwała długo, ale wciąż były momenty, kiedy przeklinał wszystko dookoła za to, co musi przeżywać. I nie ułatwiał mu tego fakt, że stale trafiał na kogoś, kto tak naprawdę niezupełnie potrafił mu pomóc. Był wściekły i wreszcie tego nie krył. Nie potrafił.
Ale przecież nigdy dotąd taki nie był. Owszem, ostatnimi czasy męczyła go nostalgia, ale tym, co zawsze cenił przede wszystkim, była szczerość serca i otwartość umysłu. Jak więc mógł być teraz tak głupi? Dotarło do jednak do niego dopiero po dłuższym czasie, kiedy zrobił kilka kroków wzdłuż ściany jaskini, byle nie patrzeć w oczy żadnej ze swoich towarzyszek. Bo kiedy wreszcie zerknął na Melodię, ostatecznie pojął, jak kretyński błąd popełnił.
Zatrzymał się, ściągnął brwi. Stał tak przez chwilę, a jego wydłużony cień zdawał się kpić z tego, jaki w rzeczywistości był mały.
- Nie powiedziałem ci całej prawdy - rzekł w końcu, a jego głos zabrzmiał dziwnie pusto. - Prawdy o tym, kim jestem. Powinnaś od razu wiedzieć. Może i mam twarz dziecka, ale wierz mi, Melodio, że żyje we mnie dusza dorosłego. Tak, to… skomplikowane. To kwestia magii. Bardzo czarnej, jak się okazuje, i starej magii, za sprawą której jestem uwięziony w swojej znacznie młodszej postaci. Nie chciałem sprawić ci przykrości, ale wydaje mi się, że to też pewna… pewna część klątwy, którą mnie obłożono. Moja poprzednia towarzyszka podróży zginęła. Nie wiem czy nie byłoby najbezpieczniej, abym dalej ruszył sam.
Zawahał się. Podniósł rękę w jakimś nieokreślonym geście, jakby chciał poprawić włosy albo sięgnąć przez ogień i dotknąć ramienia dziewczyny, ale ostatecznie nie zrobił ani tego, ani tego. W zamian odetchnął ciężko i przeszedł znowu kawałek, żeby wyjrzeć poza jaskinię. Zadrżał.
Arturion, nawet jeśli mógł być konikiem dosyć dzielnym, nie mógł być nieśmiertelny. A z tego, że właśnie leżał na boku, zamiast stać jak przedtem, jasno wynikało, że nocy raczej nie przetrwa. Przez umysł Vertana przetoczyła się nowa fala gniewnych epitetów.
- Ja, ee… - zaczął nieco bez pomysłu na to, co powiedzieć dalej i odwrócił się znowu do Melodii. Spojrzenie jej pegaza niemal parzyło. Odchrząknął. - Tak. Właśnie. Jestem zdania, że pomysł dalszego podróżowania razem nie jest najlepszy. Możecie podrzucić mnie gdzieś za te góry, dalej dam sobie niewątpliwie radę. I… będę pamiętał!
Awatar użytkownika
Melodia
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Jeleniołak
Profesje: Uzdrowiciel , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Melodia »

Melodia popatrzyła jak Vertan odchodzi kilka kroków dalej, jego wcześniejsza mimika twarzy nie wykazywała pozytywnych emocji, co martwiło dziewczynę. To, co powiedział, kompletnie ją zaskoczyło. Musiała minąć dłuższa chwila by jelonka przemówiła.

- Czyli… okłamałeś mnie? – patrzyła zaskoczona, wszak nikt nigdy jej wcześniej nie okłamał, a nawet jeśli to, to nie wyszło na jaw. – Jak nie masz pałacu i nie jesteś księciem, to nic nie szkodzi… - zaczęła, już nieco się uspokajając.

Nie dokończyła jednak, ponieważ chłopak mówił dalej i mówił rzeczy dziwne i nieprawdopodobne, na których dobre zrozumienie wymagało odpowiednie poukładanie sobie w głowie co i jak. Wszystko było takie skomplikowane i jak się okazało, w grę wchodziła czarna magia! Mel słyszała o niej i nie należało to do niczego dobrego.
Ale zostawić biedaka samego z klątwą? I jego poprzednia towarzyszka, cóż za okropieństwa przydarzyły się temu mężczyźnie
uwięzionemu w ciele chłopca. Zmiennokształtna chciała mu pomóc ze wszystkich sił i miała nawet pomysł.

- Współczuję ci bardzo, znam nieco magii, ale domyślam się, że to za mało by złamać taką klątwę, ale! Nie pozwolę ci ruszyć samemu, chce pomóc, a wiem, że szaman mojej wioski ma ogrooomną wiedzę. Na pewno znalazłby coś, co by ci pomogło, jakiś rytuał, eliksir, zaklęcie, cokolwiek! Nie ma rzeczy niemożliwych, gdy jest magia, nieprawdaż? – uśmiechnęła się ciepło, a wcześniejsze nieprzyjemne zaskoczenie jakby uleciało gdzieś w niepamięć.

Poczekała, aż zacznie coś mówić i sama też odetchnęła, musi się nauczyć wypowiadać mniej słów na sekundę. Pegazica zaś przebierała kopytkami nieco znudzona, ale też, żeby się rozgrzać.

- Podwieźć? On ma usiąść na moim grzbiecie? – Niebieska zdenerwowana spytała Mel. – Zresztą, ty chcesz go zabrać do wioski? A co z naszym zadaniem?
- Nie można przedkładać własnych spraw nad cudze nieszczęścia, Niebieska nie bądź niemiła – szepnęła do klaczy, po czym zwróciła się do księcia. – Mogłybyśmy zabrać cię do mojej wioski do Rikku, jeśli on nie da rady, w co wątpię, to zrobię wszystko by ci pomóc. W końcu po to przyleciałam w tę strony, by pomagać – powiedziała uparcie i zawzięcie.

Skrzydlata przewróciła oczami, Melodia naprawdę wierzyła, że to może być tak proste, młoda naiwna dziewczynka, z utopijną wizją świata i chęcią ocalenia go przed wszelkim złem. Klacz uważała to za coś pięknego, ale wiedziała, że kiedyś nastąpi brutalne zderzenie z rzeczywistością i wtedy ta beztroska jeleniołaczka może stać się kimś całkiem innym.
Nawet nie zauważyła, jak jej rogata przyjaciółka wyszła spod ciepłych piórek jej skrzydła i podeszła do księcia. Przytuliła go mocno i tak chwile trwali w uścisku.

- Będzie dobrze, zobaczysz – puściła mu oczko. – Swoją drogą to od dawna ta klątwa…? – spytała ostrożnie, była strasznie ciekawa, ale nie chciała zbytnio drażnić królewicza.
Awatar użytkownika
Vertan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vertan »

- Szaman? - powtórzył, jakoś dziwnie wybity z dotychczasowego rytmu. Co prawda ze wszystkich ksiąg, jakie pochłonął przez całe życie, niewiele było takich traktujących o jakichkolwiek rodzajach magii, ale jeżeli teraz się nad tym zastanowił, to jakoś nie widziało mu się, by mag związany z przyrodą mógł pomóc mu bardziej, niż ci uczeni znachorzy wynajmowani swego czasu przez jego rodziców. Ale może właśnie w tej nieoczywistości leżało rozwiązanie? Może tu chodziło o coś leżącego głębiej, czego zwykła magia nie mogła dosięgnąć. Ale, też coś. Należało odrobinę się w tym wszystkim uspokoić i najpierw szukać poważnych metod, a potem sięgać po inne, nie ważne jak beznadziejna wydawała się księciu jego obecna sytuacja.
Jakoś odruchowo przetarł twarz i nagle pomyślał, że na takie chwile najlepszy byłby solidny puchar wina albo nawet i cydru, który tak boleśnie upajał zmysły i stosowany był raczej mało popularnie na królewskim dworze. Od dawna nie miał nic podobnego w ustach, od zbyt dawna. Nawet nie wiedział, czy aby w tej formie jeden kielich nie okazałby się dla niego zupełnie otumaniającym. Westchnął pod nosem. Dlaczego w ogóle przychodziły mu do głowy takie myśli?
- Bardzo zdołałaś już mi pomóc, Melodio - odezwał się po chwili dosyć słabym głosem, ale chwilę potem został nagle przytulony i jakoś złagodniał. Poczuł się nagle tak zmęczony, jakby właśnie przyszło mu dźwigać cały ciężar nieboskłonu na barkach. Prawie zapadł się w ramionach dziewczynki. - Bardzo mi pomogłaś i jestem wdzięczny, a ta… ta klątwa właśnie… Trwa rok. Czasami zastanawiam się, czy nie dotyka ona boleśniej moich bliskich, niż mnie samego. Moi rodzice zachowują się tak, jakby stracili syna, rozumiesz… to dla nich prawdziwa strata. Nie potrafiłem już spojrzeć matce w oczy, dopóki byłem jeszcze w zamku, a potem… To samo stało się z moim rodzeństwem. Nie widzieli mnie tyle czasu. No i Sermina, moja towarzyszka… To niebezpieczne, Melodio.
Odsunął się na tyle, by móc spojrzeć jej w twarz. W jakimś nie do końca zrozumiałym, czułym geście odgarnął jej włosy z czoła.
- Przyjdzie taki dzień, że zobaczysz mnie znowu. Przyjadę do ciebie, na zdrowym koniu, w błyszczącej zbroi i z prawdziwym mieczem u boku. Zabiorę cię w takie krainy, o których nawet nie śniłaś albo jakkolwiek sprawię, że będziesz szczęśliwa. Gdyby nie ty, zginąłbym w tych górach i tyle by mnie było. Jeśli ruszysz dalej ze mną, nie będę w stanie w pełni cię ochronić. Ledwo daję radę z samym sobą. Niebieska dobrze się tobą zaopiekuje, wygląda na to, że masz najlepszą opiekunkę na świecie. Nie wpadaj w żadne tarapaty. Zgoda?
Awatar użytkownika
Melodia
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Jeleniołak
Profesje: Uzdrowiciel , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Melodia »

- TAK! Mówię, ci on wie chyba wszystko! Na pewno by ci pomógł, a przy okazji ja bym może się nauczyła przełamywać klątwy – powiedziała zachwycona możliwością upieczenia dwóch pieczeni na jednym ogniu, ale wciąż ją dręczył fakt, iż musiałaby wtedy tak szybko wrócić do wioski, czy nie okryłoby ją to nieco hańbą? Może powinna sama sobie poradzić, może to jakaś próba?

Zamyśliła się nad swoimi możliwościami i ewentualnymi wyjściami z sytuacji, książę również myślał i tak oboje milczeli w ciszy.

- Ale nie uwolniłam cię od zmartwień — nieco posmutniała — Tak długo? Naprawdę chciałabym zrobić wszystko, co mogę… Ale trochę nie rozumiem, czemu twoi rodzice tak się czują? Powinni szukać z całych sił lekarstwa na to, prawda? No i… niebezpieczne? Ja tam się nie boję! – zawołała żwawo, nieświadoma tak bardzo wielu strasznych rzeczy, jakie mogłyby ja spotkać.

Popatrzyła na niego swymi wielkimi, lazurowymi oczkami, gdy ten odgarnął jej parę niesfornych białych kosmyków z grzywki. Słuchała tego, co mówi, nie była smutna, ale też niewesoła. To brzmiało jak pożegnanie. Wszyscy nagle gdzieś znikają, a ona zostaje sama z Niebieską. Miała nieść pomoc, a tymczasem sama jej potrzebuje. Najwyraźniej nie wychodzi jej zawieranie trwałych przyjaźni.

- No dobrze… - spojrzała na Niebieską – Tak, jest najlepsza – uśmiechnęła się w stronę klaczy – W takim razie, podrzucę cię tam, gdzie chciałeś i… i będę kontynuować to, po co tu przyleciałam – uśmiechnęła się słabo i wsiadła na pegazicę, która grzecznie zaczekała, aż dosiądzie ją i chłopak.

Zgodnie z prośbą polecieli, aż za góry, Melodia starała się zachować pogodny wyraz twarzy, choć tak naprawdę czuła się kiepsko. Nawet już za dużo nie mówiła przez całą drogę. Jedynie pożegnała się krótko poprzez uściskanie Vertana i pomachanie mu, gdy odlatywała.
Teraz będzie musiała zacząć od nowa, po raz kolejny. Ale tym razem nie miała ochoty na żadnych przewodników, po prostu chciała zrobić, co trzeba, nawet jeśli nie bardzo wiedziała jak. Tak czy siak najpierw musiała znaleźć jakieś miasto, w miastach jest dużo ludzi i pewnie też duże zapotrzebowanie na uzdrowicieli.

Ciąg dalszy (Melodia):

http://granica-pbf.pl/viewtopic.php?f=1 ... 163#p79163
Ostatnio edytowane przez Melodia 5 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Vertan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vertan »

- Wierzę, że ci się uda - wyrzekł tak dobrodusznie, jak tylko potrafił, tak jak powinien to uczynić dobry monarcha wyprawiający swój orszak na bój, i wolno stwierdzić, że tym samym rzekł słowa pożegnania. Wiedział, że powinien podziękować, dziękować i przeprosić za trud, jaki sprawił. Zdawało mu się bowiem, że od pewnego czasu czyni wszystkim, którzy go otaczają, nic więcej, jak tylko trud właśnie - ale ku temu nie potrafił już teraz odnaleźć odpowiednich słów. Dziwne to było pożegnanie, bo zupełnie nie takie, jak w dumnych eposach rycerskich, których treść znał każdy szlachcic mieszkający w surowych murach zamku Nandan-Ther. Nie było tu damy, która u ramienia swojego rycerza przywiązuje chustę, by pamiętał o obietnicy wierności, właściwie nie było nawet rycerza ani damy. Jeszcze nie. Machając sobie na pożegnanie żadne jednak nie mogło wiedzieć, jak potoczą się ich przyszłe losy. Może stanie się tak, że Vertan w pełnej zbroi dosiądzie jeszcze konia i w bitewnym szale ruszy w cwał. Może imię Melodii znane będzie kiedyś każdemu, kto był w potrzebie i otrzymał pomoc, a jej dostojna postać wśród drzew stanie się symbolem nadziei. Teraz był tylko mały chłopiec, stojący na twardej ziemi pośród skał i traw kładzionych wiatrem, samotny i właściwie bezradny w tym, co chciał zrobić, oraz była mała dziewczynka, wzbijająca się w stalowo-błękitne niebo na wierzchowcu będącym jej prawdziwym przyjacielem i ochroną w świecie, gdzie zdecydowanie zbyt łatwo i zbyt głupio można krzywdzić. A więc byli nikim. Ale góry, które Vertan zostawiał za sobą, też były kiedyś tylko pagórkiem, równiną, ziarenkiem piasku. Ścieżki, na którą niedługo trafił, również kiedyś nie było. Ktoś ją wytyczył, teraz on sam nią podążył - w nadziei, że na jej końcu znajdzie coś, co wreszcie we wszystkim mu pomoże.
Po raz kolejny rozstawał się z kimś, kto najpewniej pokochałby go, gdyby to tylko było możliwe, a komu z własnej winy sprawiał zawód. Idąc tak, podparty na kijaszku znalezionym po drodze, zaczął się nawet zastanawiać, czy w tym wszystkim to nie on sam jest swoim największym wrogiem. Czy to nie w tym leży sedno klątwy - zbratać się ze światem i pozwolić na miłość, zamiast uciekać i ciągle działać na własną rękę. Tak, to było możliwe. Zupełnie tak samo, jak cały szereg innych opcji, innych zakończeń jego opowieści, do której nowego rozdziału zbliżał się teraz z każdym krokiem.

Ciąg dalszy:
Zablokowany

Wróć do „Góry Dasso”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości