Mauria[Ulice miasta] Kości rzucone na bruk

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
Zablokowany
Awatar użytkownika
A'mel
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Mag , Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

[Ulice miasta] Kości rzucone na bruk

Post autor: A'mel »

        Elf bywał uparty, czasem trudno było nakłonić go do zmiany zdania, lecz przyrównywanie go do osła, będącego symbolem tej ciężkiej cechy charakteru, byłoby daleko krzywdzące. Przede wszystkim dlatego, że potrafił, choć niechętnie, przyznać się do błędu i zrobić to, co w danej chwili należało. Przepełniony magią śmierci, spotkany głęboko między drzewami okaleczony trup był dla niego wystarczającym bodźcem do porzucenia ambitnego pomysłu dojścia do miasta nieumarłych na własnych nogach i tuż po wydostaniu się z zaciemnionego lasu, gdy tylko nienaturalny mrok zaczął ustępować, w biegu wypowiedział odpowiednie formuły i poczynił gesty mocy, by wzbić się w powietrze. Nie ograniczył się jednak do zwykłego lotu, wznosił się, pozwalając by jego stopy minęły wierzchołki drzew, wznosił, aż jego spojrzenie ogarnęło horyzont i rozległe, pokryte gęstą, niemal nieprzeniknioną mgłą bagniska, na których wielu straciło życie i postradało zmysły, wdychając trujące wyziewy błotnistej brei, pełnej napęczniałych topielców. Wiedząc, że na tej wysokości nie straszne mu ofiary bagnistej wody, ani jej wapory, ustabilizował swą pozycję, obrał kurs na widoczną w oddali Maurię i mając wicher za towarzysza, ruszył ku niej.

        Nie minęło wiele czasu, gdy spostrzegł, jak podmokła ziemia ustąpiła miejsca solidnemu podłożu, a spośród kamieni i traw wykreował się trakt, od pewnego momentu przechodzący w brukowaną drogę, znak cywilizacji. Pamiętał, że prowadziła ona do strzeżonej bramy, gdzie zaraz za nią zaczynały się mauryjskie ulice, otoczone przez mieszkalne domy i przybytki różnorakich, typowych dla tego miejsca usług. Niejednokrotnie, na przestrzeni lat odwiedzając to miasto, podziwiał jego architekturę i zabudowania. Nie jednak ich formę, czy specyficzną, cmentarną estetykę, która była kwestią gustu, a samo jej istnienie i proces powstawania.
        - Któż by pomyślał, że zimne, martwe dłonie mogą wznieść zigguraty sięgające nieba... - spytał sam siebie, patrząc na strzeliste wieże, do których wejścia obcym zabraniało surowe, mauryjskie prawo. Jakie sekrety kryły w swych ciemnych wnętrzach? Czyż były tak przerażające, że tylko nekromanci mogli na nie spoglądać swymi pozbawionymi życia oczyma? Czy to właśnie one sprawiały, że magowie ci, wybrali śmierć, zamiast życia? Pytania tego typu zawsze wypełniały jego głowę, gdy tylko zbliżał się do tego, uważanego przez wielu za przeklęte, miasta-państwa. Skorygował swój lot i zaczął zmniejszać wysokość, by móc wylądować. Będąc już blisko ziemi zauważył na niebie ludzką sylwetkę i wielkie, białobrązowe skrzydła, zbyt duże i rozłożyste jednak, jak na zwykłego ptaka. "Anioł? Tutaj?" Zdziwienie, jakie ogarnęło go na ten, bądź co bądź, niecodzienny dla tego miejsca widok, spowodowało, że poczynił dłońmi zbyt gwałtowny ruch, zaburzając proces wygłuszania zaklęcia, a co za tym idzie, bezpiecznego lądowania. Wicher, który nim szarpnął i cisnął w kierunku gruntu, był zbyt gwałtowny i nieoczekiwany, by mógł go opanować. Matka Natura dbała jednakże o swego niepokornego syna, sprawiając, że uderzając o bruk, nie zabił się, ani nie uczynił sobie żadnej większej krzywdy, poza kilkoma stłuczeniami i otarciami.

        - Moje kości... - stęknął, próbując się podnieść. Nie było mu to jednak dane, bowiem jego pojawienie się wzbudziło zainteresowanie strażników bramy, którzy w mig się przy nim znaleźli i używając ostrzy halabard, skutecznie dali mu do zrozumienia, że nie powinien się ruszać.
        - A'mel Doeru Aarne - przyjemny dla ucha głos, jednocześnie przesiąknięty cynizmem i wyższością wprawił elfa w konsternacje. Ktoś znał jego personalia? Dźgany między łopatki szpicem halabardy, ostrożnie wykręcił głowę, by móc spojrzeć w twarz mówiącego. - Czy magowie twojego pokroju, nie potrafią rzucać zaklęć w sposób kontrolowany? Jeśli uszkodziłeś drogę, zostaniesz obciążony kosztem jej naprawy. Lub użyte zostaną do tego twoje własne kości. Puścić go. - Gdy straż, jak elf się szybko zorientował, złożona z ożywieńców, odstąpiła z orężem, z bólem podniósł się z drogi i otrzepał płaszcz, patrząc w twarz bladego, ciemnowłosego młodzieńca, ubranego po wojskowemu, lecz w niepozbawiony szyku i elegancji sposób.
        - Znacie mnie, Panie?
        - Znamy, magu. Znamy i zapamiętujemy każdego obcego, który odwiedza nasze miasto. Zwłaszcza takiego, który półwieku temu spalił na popiół kilku naszych... obywateli.
        Wtedy A'mel zrozumiał skąd mężczyzna go znał. Musiał to być ten sam wampirzy nekromanta, którego ożywieńców zmuszony był unicestwić podczas ostatniej wizyty w Maurii.
        - O ile pamięć mnie nie myli, owi "obywatele", przez zaburzenia we fluktuacji magicznej, wyrwali się spod kontroli i mnie zaatakowali. Zostałem sądownie oczyszczony z zarzutów, a winni niedopilnowania ich, ponieśli stosowną karę. Także, jeśli nie macie nic przeciwko, Panie, udałbym się do miasta - powiedział, przyjmując na twarz najbardziej nieszczery uśmiech, jaki miał w zanadrzu, na co wampir zazgrzytał tylko zębami. A'mel przypuszczał, że grzywna, bądź inna kara jakiej krwiopijca doświadczył, nie była wysoka, ale i tak ugodziła jego nadmierne wydumane ego. Wiedział też, że gdyby nie wykupił swojego uniewinnienia przekazaniem mauryjskim władzom inkantacji i formuły zaklęcia wewnętrznego samozapłonu, jakiego użył do zniszczenia ożywieńców, dziś pewnie byłby jednym z mauryjczyków. Z tym, że bezmyślnym i rozkładającym się.
        - Zezwalam - mruknął tylko i obracając się gwałtownie, jakby nie mógł już znieść widoku elfa, skierował się wraz z nieumarłymi w stronę bramy. Magowi nie pozostało nic innego, jak uczynić to samo i zagłębić się w uliczki i zaułki miasta trupów.
Awatar użytkownika
Eris
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Włóczęga , Bard
Kontakt:

Post autor: Eris »

        Niebo pokrywał szczelny koc jasnoszarych obłoków, co prawda nie zwiastowały deszczu przez najbliższe kilkanaście godzin, jednak skutecznie utrudniały promieniom słońca przedostanie się w swojej pełnej okazałości. Eris leciał już od dłuższego czasu trzymając się granicy chmur, niemal ocierając się o znajdujące na nieco niższym poziomie cięższe kłęby pary. Szybował spokojnie wykorzystując w głównej mierze prądy powietrzne i kominy termalne, a kiedy musiał już uderzyć skrzydłami, by skorygować tor, strzepywał z nich osadzające się krople wody. Dzięki tej technice, mógł pokonywać dłuższe odległości, bez nadmiernego zużycia energii. Pomimo panującego na tym pułapie zimna, niskiego ciśnienia i zmniejszonego stężenia tlenu w powietrzu, czuł się, nomen omen, o niebo lepiej, niż na twardym gruncie. To właśnie tu, na dużych wysokościach miał swoją domenę, w końcu, czy gdyby było inaczej, urodziłby się ze skrzydłami?

        Z tej wysokości doskonale widział jak zmienia się poniższy krajobraz. Rozległe, do tej pory, posępne moczary zaczęły ustępować stabilnej ziemi i bujniejszej roślinności, wśród której dostrzegał co jakiś czas drobne punkty, będące z pewnością żywymi istotami. Miła odmiana po pełnych rozkładających się ciał bagnach. Widoczne dotychczas na linii horyzontu miasto, Mauria, stawało się coraz większe i wyraźniejsze. Eris już wcześniej słyszał o tym miejscu wiele niepochlebnych plotek. Mieszkańcy Alaranii twierdzili, że to miasto umarłych, gdzie chodzące zwłoki postrzega się jako obywateli, a kości służą za budulec. Ponadto parę osób wspominało o kanibalizmie mieszkańców. Fellarianin przyjmował te słowa z dozą ostrożności, postanowił na własną rękę sprawdzić ile było w tym prawdy, a ile wybujałej wyobraźni.

        W pewnym momencie zauważył poniżej wyróżniający się z całego otoczenia dziwny kształt. Coś jakby sylwetka ludzka, unosząca się w powietrzu bez użycia dostrzegalnych skrzydeł. Zaintrygowany niecodziennym obrazem zniżył lot, by się lepiej przyjrzeć. Jednak kiedy Eris był już na wysokości pozwalającej widzieć więcej szczegółów obserwowanego ,,obiektu”, ten nagle runął w dół jak postrzelona kuszą kaczka, uderzając z hukiem o bruk. Fellarianin skrzywił się, niemal odczuwając ból nieznajomego. Postanowił jak najszybciej wylądować. Strażnicy miasta zapewne jeszcze jego będą próbowali zestrzelić, jeśli zbliży się na podobną odległość co tamten nieszczęśnik.

        Bijąc znacznie szybciej, lecz delikatniej, wylądował na trakcie idącym w kierunku Maurii. Wiedząc z doświadczenia, że ludzkie miasta mają zdecydowanie zbyt wąskie uliczki, schował skrzydła zaraz po wylądowaniu. Strzepał z siebie resztkę kropel i poprawił ubranie, w końcu trzeba trzymać jakiś poziom! Idąc w stronę bramy dostrzegł, że nieznajomy przeżył upadek oraz domniemane zestrzelenie, ba! Stoi teraz o własnych siłach i dyskutuje o czymś ze strażnikami. ,,Pewnie wykłóca się o fatalne potraktowanie”. Postanowił przybrać postawę, która jak najbardziej emanowałaby pewnością siebie.

        Kiedy dotarł do bramy nieznajomy już zdążył ją przekroczyć. Eris chciał za nim pobiec, lecz gwardziści zdążyli mu zablokować drogę halabardami. Wzrok mieli pusty, a twarze blade pozbawione wyrazu, sine wargi części z nich były zaciśnięte jak przy szczękościsku, zaś u reszty rozluźnione, jakby mięśnie żuchwy nie były już w stanie utrzymać opadającej szczęki. Ich postawa przypominała marionetki na sznurkach. Nie minęła chwila, gdy Eris spostrzegł z czym ma do czynienia. Po jego plecach przeszły ciarki, ale ani na moment nie stracił postawy, która teraz zaledwie udawała pewność siebie. Jedyny ,,żywy” strażnik rzucił na niego pełne pogardy spojrzenie, lecz tylko pouczył go jak ma się zachowywać w mieście i by nie pchał się tam gdzie nie powinien. Najwidoczniej był czymś zbulwersowany przez co nie miał ochoty użerać się z nowo przybyłym. Przez cały czas monologu gwardzisty, Eris wyglądał za niego, obserwując wchodzącego w głąb miasta nieznajomego, w którym rozpoznał elfa. Strażnik z pewnością to dostrzegł, jednak nie skomentował, najpewniej szkoda mu było strzępić języka nawiązując rozmowę z kimś tak mało znaczącym.

        Po wysłuchaniu, co prawda mało uważnym, ostrzeżeń o surowych karach za wykroczenia, fellarianin w końcu minął bramę. Po przejściu paru kroków usłyszał jak strażnik mówi sam do siebie, coś o przerośniętych wróblach i o tym, że w tych czasach byle włóczęga może wejść do Maurii, jednak nie zamierzał się wykłócać. Miał nadzieję dogonić tajemniczego elfa, by spytać go, jak to możliwe, że latał bez użycia skrzydeł. Udał się więc w kierunku uliczki, w którą niedawno skręcił nieznajomy.
Awatar użytkownika
A'mel
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Mag , Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: A'mel »

        Przenikliwy ból, rozchodzący się od kręgosłupa, przez prawe ramię, aż do mocno obitego łokcia, dawał mu się dotkliwie we znaki, przez co, gdy tylko skręcił w jeden z zaułków, znikając tym samym z pola widzenia strażników bramy, oparł się o ścianę budynku i dłuższą chwilę, cicho, aczkolwiek plugawie klął. Nie przyniosło ulgi, lecz przynajmniej zachował twarz przed tą snobistyczną, krwiożerczą gnidą. Tylko tego mu brakowało, by wampir miał satysfakcję z jego cierpienia. Odetchnął i rozejrzał się wkoło, zastanawiając się, czy znieczulenie się butelką, a może nawet dwiema, tutejszej anyżówki, to dobry pomysł. Z jednej strony, plecy i ręka przestałyby go boleć, z drugiej to właśnie od wódki zaczęły się jego problemy poprzednim razem. Gdyby był wtedy trzeźwy, to pewnie by po prostu unieruchomił tamtych szalejących ożywieńców, a nie spalił ich, zapewniając sobie tym nocleg w mauryjskich lochach i nieprzyjemną rozprawę sądową.
        - Puchar malbec będzie musiał mi wystarczyć - mruknął sam do siebie, wiedząc, że spicie się, miałoby kolejne negatywne konsekwencje.

        Odkleił się od ściany i ruszył przed siebie, zastanawiając się, jak bardzo negatywna energia spotkanych w lesie dzikich nieumarłych i przebywanie w mroku, który, dałby sobie obciąć za to lewe ucho, był z nimi związany, na niego wpłynęły. Przecież jakoś musiały. Inaczej nie potrafił wyjaśnić tego karkołomnego lądowania, jakie miało miejsce przed kilkunastoma minutami. Latał przecież i walczył w znacznie gorszych warunkach, wychodząc z tego bez szwanku. "Lub jestem po prostu beznadziejnym magiem. Gdzież mi tam, bogu ducha winnych ożywieńców o własne niepowodzenia oskarżać. Wiejską dzieciarnie i pachołków mi bawić na dożynkach, a nie księgi spisywać i świat zmieniać." Zbeształ się w myślach i zatrzymując się, spojrzał na rozchodzące się ulice. Gdzieś tam była karczma, a w niej wódka... wróć, puchar wina. I może kacze piersi pieczone z rzepą? Z dodatkiem siekanych, młodych buraczków? Mauryjska kuchnia i przyprawy nie umywały się do tego, co zwykł jadać w rodzinnych górach, ale ich ostre marynaty mile łechtały jego usta i podniebienie, wywołując przyjemne pieczenie. Poza tym od niemalże miesiąca nie jadł nic porządnego; upolowana, upieczona w ognisku sowa, zagryziona brudnymi korzonkami, niedźwiedzim czosnkiem i jagodami to miało być jedzenie? Wzdrygnął się na myśl, że jego kuzyni, którzy wybrali za swój dom Szepczący Las zapewne jadali tak na co dzień. Przynajmniej ci, mieszkający poza Kryształowym Królestwem.
Awatar użytkownika
Eris
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Włóczęga , Bard
Kontakt:

Post autor: Eris »

        Wchodząc w uliczkę dostrzegł, w mniej więcej jej połowie, nieznajomego, którego szukał. Ruszył żwawo w jego stronę, jednak nim zdążył przejść parę kroków, zderzył się z mężczyzną wychodzącym w pośpiechu z budynku. Opatulający go szczelnie czarny płaszcz wykonany został z wysokiej jakości, lśniącego materiału, a na jego pulchnej twarzy widniał elegancko przycięty, zadbany zarost. Z pewnością nie należał do tutejszej biedoty
        - Uważaj co robisz prostaku! – warknął z pogardą mauryjczyk i aż zaczerwienił się z gniewu. – Ciesz się, że jestem zbyt zajęty by się z tobą użerać. Ale jeśli jeszcze raz wejdziesz mi w drogę, to twoje truchło będzie czyścić szalety miejskie, dopóki się nie rozłoży! A teraz zejdź mi z oczu!

        Nie mógł ocenić na ile te słowa były tylko czczym gadaniem bez pokrycia, a na ile realną groźbą. Jednak nie miał zamiaru tego sprawdzać. Kiedy oburzony mauryjczyk oddalił się szybkim krokiem, Eris dostrzegł, że jego cel w międzyczasie dotarł do rozwidlenia dróg. Nie chcąc go stracić z oczu, co mogłoby poskutkować ostatecznym zgubieniem, fellarianin ruszył truchtem w jego kierunku.
        - Hej! Poczekaj, chcę cię o coś spytać - zawołał, chcąc zwrócić na siebie uwagę.
Awatar użytkownika
A'mel
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Mag , Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: A'mel »

        Stał na rozstaju ulic, głęboko zastanawiając się, gdzie powinien udać się na posiłek i spoczynek. Z początku chciał wybrać tą wykwintną, piętrową austerie, ale szybko zrezygnował z tego pomysłu. Po pierwsze, przy jego zasobności sakiewki, nabyłby tam pewnie jeno drwiący śmiech i pogardę. Po drugie, prowadzona była przez wampiry, a za krwistymi potrawami nie przepadał. Z oczywistych powodów odpadał także "Złamany Kościec", właściciel na pewno nie patrzył na niego przychylnie po ostatniej awanturze, a i mógł podburzyć przeciwko niemu gospodarzy "Czerwonej Szubienicy" i "Krzyczących Owiec", z którymi był podobno w dobrej komitywie. Zresztą karczmarz "Krzyczących Owiec" sprawiał dziwne wrażenie... Rozmawiał z nim tylko raz i podczas tej rozmowy ocenił go, jako człowieka wybitnie inteligentnego. Światowy, obeznany, przyjemny w konwersacji, a jednak czyniący niezwykle zawiłe aluzje odnośnie kuchni i potraw w swoim przybytku. Ponadto jego wzrok, zimny i nieruchomy, jak u czekającego na atak gada, przeszywający, nieprzyjemny. Własnie przez takich ludzi, jak on, krążyły plotki o kanibalizmie mauryjczyków.

        "Swoją drogą... kto im wymyśla te nazwy?" Pokręcił głową z niezrozumieniem i postanowił znaleźć coś nie wyróżniającego się, małego i spokojnego, takiego, jak... jak... jak "Czarna Róża"? "Nieee, jedzenie słabe, a i będące tylko przerwą w chędożeniu, w końcu mają zamtuz na piętrze." Dawno nie miał kobiety, ale nie przeszkadzało mu to jakoś specjalnie. Już dawno wyzbył się tego, jak sam zwykł nazywać, Seksualnego Spięcia, jakim cechowały się górskie elfy i podchodził do zbliżenia z kobietami w znacznie lżejszy sposób, niż jego krewniacy. Co prawda w "wyzbyciu się" pomógł mu gąsior przedniego samogonu, kopa siana i dwie przaśne dziewki w jednej ze wsi, którą odwiedził lata temu. Mara i Trzcinka pokazały mu rzeczy, jakich w żadnej księdze magicznej nie widział. Dziś pewnie były już staruszkami i bawiły wnuki i prawnuki opowieściami o tym, jak ongiś do ich sioła zawitał wielki, elfi mag, który pomógł im z problemem wody w zatrutej studni lub o tym, jak to wilcy zaatakowali, a on je ogniem magicznym przegonił. Piękne czasy, któż by pomyślał, że z nieporozumienia wyjdzie coś takiego? Szukał wtedy wsi Krasne Doły, ale przez nieznającego dobrze wspólnej mowy kmiota, trafił do Czarnych Wołów. Ale nie żałował. Niczego.

        Odwrócił lekko głowę, mając wrażenie, że ktoś coś do niego krzyknął. Tak, rzeczywiście do niego. Jakiś młodzieniec kierował się w jego stronę, wyraźnie mając jakieś zapytanie. Zwrócił się w pełni w jego kierunku i poczekał, aż się zbliży. Po chwili zorientował się, że to, co początkowo wziął za poły płaszcza, było skrzydłami. Wielkimi, białobrązowymi skrzydłami. Uniósł brew zastanawiając się, czegóż to Matka zsyła na niego anioła, przez którego prawie połamał sobie kręgosłup. Bo i aniołem rzeczywiście mógł być, taki młodziutki, ładniutki gładysz, jakich było wielu w szeregach niebian.
Awatar użytkownika
Eris
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Włóczęga , Bard
Kontakt:

Post autor: Eris »

        Zatrzymał się parę koków od nieznajomego. Nie za blisko, by w razie potrzeby mieć możliwość sprawnej ucieczki. Zauważywszy, że elf górował nad nim wzrostem, wyprostował się i lekko uniósł skrzydła, próbując sprawiać wrażenie wyższego niż w rzeczywistości. Uważnie mu się przyjrzał, czarne jak dno studni oczy i takież włosy, bladawa cera. Mroczny efekt potęgowało słabe oświetlenie w zaułku. Przez chwilę zawahał się, czy przypadkiem nie miał do czynienia z nieumarłym, co w tym mieście jest niewykluczone. Jednak jakby nie wytężał wzroku nie dostrzegał żadnych skrzydeł.
        - To ty przyleciałeś do tego miasta przede mną? – spytał, a jego spojrzenie, wciąż taksowało nieznajomego. – Jak to możliwe? Przecież nie masz skrzydeł… Prawda? To jakiś rodzaj magii? Jak wysoko potrafisz się wznieść? Jak długo możesz lecieć? Męczysz się przy tym? Jeszcze nigdy nie widziałem czegoś takiego. Kim jesteś? Czarownikiem? Co jeszcze potrafisz? Umiesz oddychać pod wodą? Albo po niej chodzić?
        Przerwał swój słowotok, kiedy zorientował się, że w całym zaaferowaniu zapomniał się przedstawić. Jak zwykle, coś go zaintrygowało i zupełnie stracił głowę, chcąc dowiedzieć się jak najwięcej. Zdążył już ocenić, że elf nie jest raczej wrogo nastawiony, a nawet jeśli zechciałby zaatakować, ból po upadku utrudniłby mu to na tyle, że Eris łatwo mógłby się wymknąć. Podszedł krok bliżej i szybkim ruchem wyciągnął przed siebie dłoń w geście powitania.
        - Tak w ogóle to jestem Eris. Podróżnik.
        Nie uważał podawania większej ilości informacji o sobie za konieczne. Jego tożsamość nie mogła być w końcu większa niźli bagaż, inaczej mogłaby się okazać zbyt ciężka. Sprowadzał ją zaledwie do paru określeń, ,,Eris”, ,,podróżnik”, ,,fellarianin”. Czasem też ,,odkrywca” lub ,,badacz”, ale to zbyt górnolotne określenia, żeby korzystać z nich na co dzień, zostawia je na szczególne okazje. Od nazwiska już dawno się odciął, gdyż nie czuł z nim żadnego powiązania. Postrzegał je jako zbędny balast, kotwicę przytwierdzającą go do przeszłości. A przecież on sam należał do ,,tu i teraz”, względnie ,,jutro”, a nie ,,kiedyś, dawniej”.
Awatar użytkownika
A'mel
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Mag , Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: A'mel »

        Stał niewzruszenie, pozwalając młodzieniaszkowi na te bezczelne oględziny. Skrzydlaty chyba nie wiedział, że w niektórych kręgach towarzyskich, za tak intensywne przyglądanie się czyjejś twarzy, można łatwo dostać czymś twardym w swoją własną. Na jego szczęście nie należał do osób agresywnych, ani szukających bitki. Poza tym wciąż diabelnie rwał go kręgosłup i łokieć. Bawiło go to, jak ptaszek usilnie wyciągał szyję patrząc mu ponad ramiona, jakby czegoś szukając, brakowało tylko, by obiegł go kilka razy wokół, jak pies i obwąchał.

        - To najpotężniejszy z rodzajów magii, jaki istnieje, drogi chłopcze. To magia miłości - powiedział poważnym głosem i mówił dalej, patrząc na rosnące niedowierzanie chłopaka. - Nie jestem czarownikiem, choć ciało mam elfie, duch mój, należy do natury. Matka ma, wychowana w wysokich górach, często sama spacerowała po ich szczytach. Tam też pewnego dnia zstąpił na nią boski wicher, a w podmuchu tym, dziesiątki duchów wiatru spółkowało z nią. Oni to bowiem są moimi ojcami, dzięki nim potrafię latać, łączyć się z obłokami i spadać na ziemię, jak grad, co zapewne widziałeś niedawno. - Uścisnął wyciągniętą dłoń, potrzymał chwilę i... buchnął gromkim śmiechem, nie mogąc dłużej wytrzymać. Twarz chłopaka wyrażała taki bogaty wachlarz emocji, niedowierzanie, zmieszanie, niepewność. Wszystko wyglądało tak pięknie na jego niewinnym liczku, że po prostu nie wytrzymał.
        - Poniechaj z tym spojrzeniem, bo nie zdzierżę - porechotał jeszcze chwilę i otarł łzę, która spłynęła po policzku. - No, będzie tego. Tak, jestem czarownikiem. Poza lataniem potrafię jeszcze przyrządzić całkiem znośną jajecznicę z sowich jaj i rozmawiać z kamieniami. Tylko nigdy nie chcą mi odpowiadać, prostaki.
        - Erisie Podróżniku, jam jest A'mel Doeru Aarne. - Chciał skłonić się teatralnie, lecz bolący kręgosłup pozwolił mu tylko na coś, co wyglądało, jak wiejska parodia dygnięcia pijanej szlachcianki. Wyprostował się z grymasem cierpienia na twarzy, któremu zawtórował akompaniament ze strzelających nieprzyjemnie kręgów.
Awatar użytkownika
Eris
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Włóczęga , Bard
Kontakt:

Post autor: Eris »

        Stał przez chwilę ze zmieszaniem wymalowanym na twarzy. Lekko zmarszczone brwi, szeroko otwarte oczy biegnące to na A’mela, to w bok, jakby szukając wyjścia z niezręcznej sytuacji i delikatnie rozwarte usta, istotnie potrafiły wywołać uśmiech. Jednakże czystość i niewinność tych emocji nie pozwalały, by rozbawienie było przepełnione szyderczością. Wręcz przeciwnie, nacechowane raczej serdecznością, a w najgorszym razie pobłażliwością. Zorientował się, że cała budowana przez niego iluzja pewności siebie została brutalnie zburzona, zamknął pośpiesznie usta i z powrotem wyprostował, tym razem nieco zbyt mocno, upodobniając się tym do karykatury gwardzisty. Zdecydowanie nie lubił, gdy ktoś z niego kpił, co jednak nie przeszkadzało mu stroić sobie żartów z innych.

        Na samo wspomnienie o jajecznicy, Erisowi zaburczało w brzuchu. Cóż w końcu nie jadł od ładnych paru godzin, a i tak jego posiłek składał się zaledwie z paru sucharów i leśnych owoców. Do tego dobrze byłoby znaleźć jakiś tani nocleg. Nie jest bardzo wymagający, zawsze może znaleźć jakąś stajnię lub stodołę i zaszyć się w sianie, byle żadnego robactwa w legowisku nie zaznał oraz miał nad głową dach. Eh, ale dobrze co jakiś czas spędzić noc w prawdziwym łóżku, z dala od koni czy innej rogacizny.

        Patrzył na niezdarnie kłaniającego się elfa, gdy usłyszał chrupot jego stawów, przez twarz fellarianina przeszedł grymas, który jednak szybko ukrył. Zdecydowanie zbyt mocno uderzył w ziemię.
        - Wystarczy Eris. Tak więc Amelu Doru Arne – zaczął powoli nie będąc pewien, czy dobrze zapamiętał wszystkie obce słowa, alboż nie są one kolejnym, żartem elfa. – Znasz przypadkiem jakiś przybytek, gdzie można, się posilić i odpocząć w rozsądnej cenie?
        Wypowiadając te słowa próbował w myślach rozsądnie rozdysponować posiadane rueny. ,,Dwa na posiłek, trzy za nocleg, do tego prowiant na drogę… Jak długo chcę tu zostać? Chyba tutejsi nie przepadają za ulicznymi grajkami, tak nie zarobię. Odsprzedam te cynkowe łyżki z Rododendronii, albo któreś z guzików, może nawet udałoby mi się za nie coś wymienić. Albo kogoś obrabuję. W pióro! Chyba lepiej będzie spać na tym sianie”. A może, jeśli dobrze to rozegra, uda mu się nakłonić nowo poznanego elfa na sfinansowanie paru jego wydatków. W końcu ten nie wygląda na ubogiego.
Awatar użytkownika
A'mel
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Mag , Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: A'mel »

        Ból, ból, ból. Posiadanie ciała miało tak wiele wad, ale bycie niematerialną zjawą, zapewne jeszcze więcej, więc nie narzekał na to co go spotkało. W końcu gruchnął o ziemię przez własną głupotę. Może i po mistrzowsku opanował magię dziedziny wiatru, lecz wciąż była ona delikatna i wymagała precyzji oraz subtelności, dużo większej niż takie ciskanie głazami, czy soplami lodu.

        "Że niby jak? Amel Doru Arne?" Wielokrotnie słyszał, jak przekręcano jego miano, ale żeby aż tak? Młodzieniec zapewne nigdy nie miał styczności z delikatną mową elfów, stąd to pokaleczenie wymowy. Niestety jego imię i dwuczłonowe nazwisko nie miało odpowiednika we Wspólnej Mowie, co by ułatwiało wiele rozmów. Chociaż miało to także pozytywne strony, gdyby dało się je przetłumaczyć, mógłby się pewnego dnia dowiedzieć, że jest Głupią Białą Gęsią lub Toczącym Się Koniem.
        - A'mel. Wiesz co to jest przegłos, chłopcze? Doeru Aarne. Źle intonujesz, skracasz i prostacko gubisz dźwięki. Aparat mowy masz ludzki, więc na pewno jesteś w stanie prawidłowo wymawiać różne słowa. Wystarczy trochę praktyki i gimnastyki języka - powiedział poruszając głową na boki, czując lekkie odrętwienie w szyi. Pomyślał, że skoro anioł miał problem z elfickim, to mowę prastarych odebrałby pewnie jako niezrozumiały, szalony bełkot.
        - I tak, wiem. Właśnie wybierałem się do jednego z nich, uroczego miejsca o nazwie "Gnijąca Dłoń". Mniemam, iż skoro pytasz, nie rozeznajesz się w mieście i zechcesz mi towarzyszyć? - Wybór tego lokalu był niejako przymusem. W tej części miasta znajdował się on najbliżej, a i ceny były rzeczywiście rozsądne. W innych karczmach nie był mile widziany, a do niektórych nie miał zamiaru się nawet udawać.
Awatar użytkownika
Eris
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Włóczęga , Bard
Kontakt:

Post autor: Eris »

        Fellarianin drapał się po głowie słuchając przemowy lingwistycznej elfa. Szczerze mówiąc nie wiedział nawet, które z trzech słów to imię, a które nazwisko lub przydomek. A może wszystkie składają się na jedno imię? Kiedy nowo poznany towarzysz powtarzał owe tajemnicze słowa, Eris rzeczywiście dostrzegł parę swoich błędów. ,,Doeru”, nie ,,Doru” i ,,Aarne”, ale wciąż pozostało tajemnicą jak poprawnie wymówić ,,A’mel”. Jednak postanowił starać się jak najmniej kaleczyć te, przypominające tajemnicze zaklęcie, słowa. W końcu przed nim jeszcze wiele lat tułaczki i z pewnością kiedyś dojdzie do sytuacji, w której małe przejęzyczenie niosłoby ogromne konsekwencje. W dodatku nie wszędzie będzie mógł z łatwością porozumieć się we Wspólnej Mowie, dzięki bogom nie zaniechał jej w swojej edukacji, a tym bardziej po fellariańsku. W tym momencie przyszło mu na myśl, by nauczyć się w stopniu komunikatywnym, choć kilku najczęściej występujących w Alaranii języków. ,,Może powinienem robić jakieś notatki?”.

        Nazwa ,,Gnijąca dłoń” nie napawała zbytnim entuzjazmem, a wręcz uciszała wesołą orkiestrę kiszek, ale cóż począć? Nie znał miasta, a mając niewielki zasób ruenów, nie mógł sobie pozwolić na eksperymenty. Poza tym z tyłu głowy, wciąż podrygiwała myśl o posiadanych przez elfa monetach.
        - Z największą przyjemnością ci potowarzyszę czarowniku – powiedział i uśmiechnął się najniewinniej i najbardziej urzekająco jak tylko potrafił. – Proszę prowadź.
Awatar użytkownika
A'mel
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Mag , Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: A'mel »

        Odwrócił się na pięcie i zaczął wolno iść przed siebie, dając tym samym do zrozumienia Erisowi Podróżnikowi, że powinien postąpić za nim. Nie sprawdzając nawet, czy ten ruszył i dobrze go słyszy, zaczął mówić o mieście, głównie o jego architekturze. Wskazywał od niechcenia mijane budynki, z rzadka zatrzymując się przy którymś z bardziej interesujących. Opowiadał o zdobieniach na ich frontach i rzeźbionych gzymsach, na których przysiadły rzygacze o obliczach szkaradnie wyszczerzonych. Spoglądały na nich z góry całe zastępy złośliwych demonów, przebiegłych chochlików i posępnych gargulców. Czy artysta je tworzący wzorował się na realnych istotach? Nie wiedział, ale niezbyt go to interesowało. Podobnież, jak zabudowania i sposób ich zdobienia. Jednakże mówił, nie miał oczywiście nic przeciwko ciszy i milczeniu, lecz wolał sam wybrać temat rozmowy, przeczuwając, że młodzieniec znów zasypie go bezsensownymi, nieskładnymi pytaniami. Rozmowa z dzieckiem może być zabawna, ale im dłuższa, tym bardziej nużącą się staje.

        - A posąg kobiety tej, mojej rasy, jak mniemam po szpiczastych uszach, wykonany jest w całości z kości - powiedział, patrząc się bez krępacji na obnażone piersi rzeźby młodej dziewczyny. - Możesz to rozpoznać po kolorze i fakturze, jeśli wiesz na co zwracać uwagę. Zresztą nie trzeba być ekspertem w tej dziedzinie, w Maurii często natkniesz się na ozdoby tego typu, więc można łatwo nabrać wprawy.

        - Tą szeroką ulicą, dojdziesz do Trupiej Wieży, siedziby jednego z mauryjskich włodarzy. Nawet widać jej szczyt ponad dachami. Widzisz? To ta jasna, tak, także wykonana z kości. Ale nie blednij tak - zaśmiał się. - Z kości słoniowej, nie wiem ilu ludzi trzeba by uśmiercić, żeby zbudować cały budynek. I to tak okazały. Przyjmijmy, że SPORO. Chodźmy dalej.

        - Tam są jatki - rzucił, nie wdając się w szczegóły. Niski, drewniany budynek nie wyglądał zachęcająco, podobnie wystawione na zewnątrz ciężkie ławy, czarne od zakrzepłej posoki. Wśród walających się wokoło nich resztek mięsa i odrąbanych kości biegało robactwo i głodne szczury, lecz był to widok typowy dla rzeźni. Mieszczanie już od dawien dawna przywykli do czegoś takiego i nie wywoływało to na nich żadnego wrażenia. - Pewnie wonieje stamtąd krwią przeokrutnie. Na szczęście Matka nie obdarzyła mnie czułym węchem, ale niektórzy z moich leśnych braci, womitowaliby zapewne po samym przekroczeniu progu.

        Po kilkunastu długich minutach wędrówki głównymi ulicami i kilkoma ciasnymi zaułkami, które wybrał dla skrócenia drogi, dotarli do małego placu, na którego drugim końcu znajdowała się karczma, do której zmierzali.
        - A o to i "Gnijąca Dłoń" - powiedział, przystając i patrząc na brzydki budynek. - Jadło i napitek najlepsze z najgorszych, żebraków na uprzednio obitą mordę za próg wyrzucają, a w łożu pluskiew i innych krwiopijców nie uświadczysz. Chyba, że uda ci się afekt u młodej wampirzycy wywołać, a ta urzeczona przyssie się do ciebie w pewnych rejonach - posłał Erisowi bezczelny, lubieżny uśmiech, zupełnie nie licząc się z tym, jak, w jego mniemaniu, niewinny chłopiec, to odbierze.
Awatar użytkownika
Eris
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Włóczęga , Bard
Kontakt:

Post autor: Eris »

        Udał się w ślad za swoim nowym towarzyszem. Ucieszył się, iż ten sam z siebie przybrał rolę przewodnika i zaczął opowiadać o cudach tego miasta. Z zafascynowaniem przyglądał się mrocznym zdobieniom budynków, stworzonym ku czci śmierci i istot rodem z zaświatów. Niektóre z kościanych ornamentów, tak bardzo przykuły jego uwagę, że gdyby nie były przytwierdzone na stałe, z przyjemnością dołączyłby je do swojej kolekcji. Może udałoby się niektóre z nich podważyć nożem i odłupać? Czuł silną potrzebę, by chociaż je dotknąć, co robił, gdy napotykał niżej umieszczone zdobienia. Jedyne co budziło w nim pewną dozę niepokoju, był materiał, z którego zostały one wytworzone. Ile z kości należało kiedyś do zwierząt, a ile do istot jemu podobnym? I czy zostały one odebrane siłą, czy zebrane po naturalnej śmierci?

        Przechodząc obok niskiego budynku rzeźni, całe jego ciało przeszył dreszcz. Owszem to miejsce nie należało do cudów tego miasta i zapewne przyprawiało wiele osób swoim wyglądem o mdłości, ale to co poczuł Eris było czymś innym. Dziwne ukłucie strachu, zupełnie nie współmierne do ujrzanego widoku. Miał wrażenie, że czyha tam nieokreślone zło. Jego intuicja wręcz krzyczała ,,uciekaj od tego jak najdalej!”. Poczucie to minęło dopiero, gdy oddalili się od budynku na tyle by zniknął na dobre za zakrętami uliczek. Jednak kiedy był jeszcze choć trochę widoczny, fellarian co chwila zerkał za siebie, mając wrażenie, jakby drewniana konstrukcja miała nagle okazać się bestią, która po wybudzeniu ze snu rzuciłaby się za nimi w pościg.

        Dotarli do celu. Zerkał na karczmę naprzeciwko, której zatrzymali swój marsz. Z wierzchu prezentowała się nie najgorzej, w porównaniu do nor, w których zdarzało mu się sypiać w okresach swojej największej biedy. Miał nadzieję, że i w środku nie będzie tragicznie.
        - Takie nie są w moim typie. – Tekst o wampirzycy nie zrobił na nim większego wrażenia, zapewne ku zaprzeczeniu oczekiwań elfa. – Nie lubię trupiego chłodu – dodał, po czym prawy kącik jego ust powędrował ku górze w lekkim uśmieszku.
Awatar użytkownika
A'mel
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Mag , Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: A'mel »

        Posłał skrzydlatemu szczery uśmiech. Zripostowanie jego wzmianki o hedonistycznych praktykach z młodą wampirzycą było szybkie i błyskotliwe. Być może źle ocenił ślicznego młodzieńca, a za tą gładką twarzyczką i chudym ciałkiem kryło się coś więcej, niż tylko naiwny, dziecięcy umysł?
        - Chodźmy więc. Zmierzcha, a włóczenie się nocą po ulicach tego miasta, to niezbyt dobry pomysł. - Ruszył raźno przez plac, już niemalże czując w ustach smak marynowanej kaczki i pieczonej rzepy, zapitej tutejszym winem. Tuż za nim podążył Eris.

Ciąg dalszy: A'mel, Eris
Zablokowany

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości