Mauria[Mauria i okolice] Zamknij oczy jeśli mi ufasz

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Wbrew wszelkiej opinii Aldaren o dziwo spał jak dziecko. Niewygodna pozycja i twarde, zimne podłoże nie powinny służyć porządnemu wypoczynkowi, a jednak. W sumie to była chyba jedna z cech charakterystycznych wampirów, trumny pierwotnie nie były raczej wyściełane gęsim pierzem, czy czym tam jeszcze, by było miękko i wygodnie. Choć jak może być wygodnie w ograniczonej, wąskiej przestrzeni? No i sam skrzypek nigdy nie spał w takiej trumnie. Faust był z tych "cywilizowanych". Co prawda zamykał swojego wychowanka dość często w podzamkowych lochach i tam dopuszczał się raczej barbarzyńskich, niż cywilizowanych czynów, ale to nie było to samo. Może nie było pewnie lepsze od spania w trumnie, ale to było co innego. Zupełnie. W każdym razie było mu niezmiernie przyjemnie, gdy tak spał przy Mitrze, trzymając go za rękę, a siedząc na podłodze, jedynie z policzkiem, torsem i ramieniem opierając się o bok łóżka, a zwłaszcza materaca. Miał przy tym bardzo błogi wyraz twarzy.
        I tyle by było chyba dobrego, bo nagła pobudka nie należała do najprzyjemniejszych. Kiedy Mitra ni to krzyknął, ni to szepnął, puścił partnera i oderwał się gwałtownie od łóżka jak oparzony. Przez to że miał głęboki sen, nie miał jednak zbyt dużej władzy nad ciałem w tej chwili i gdy tylko stracił stabilne podparcie, runął jak kłoda na podłogę, niemalże uderzając w nią twarzą. I to go chyba bardziej obudziło niż ostra reprymenda Mitry.
        - Nie zjadłem tamtych cukierków, słowo! - krzyknął z przerażeniem, od razu podnosząc się do pionu. Brzmiało to tak jakby nadal śnił, nie wyglądał by miał świadomość tego, że powiedział to głośno, a nie jedynie w swoim śnie. - Mitra? Co się dzieję? - zapytał zaraz dużo przytomniejszy. I przy okazji zaniepokojony, bo naprawdę nie wiedział o co chodzi.
        Ziewnął szeroko nie będąc w stanie zasłonić sobie dłonią całych rozdziawionych w tej chwili ust, po czym przetarł zaspane oczy dłonią.
        - Nie, nie całą - mruknął. - Chyba nie całą. - I zamyślił się nad tym, starając sobie przypomnieć kiedy tak właściwie położył się spać. W sumie... Co on do diabła robił na podłodze?! Niby się tak położył w tamtym dziwnym śnie, ale żeby rzeczywiście się tak położyć?
        Po chwili otworzył usta, by wyjaśnić Mitrze jak to z jego strony wyglądało i opowiedzieć o tamtym śnie, ale... Mitra oświadczył, że idzie się ubrać i kiedy Aldaren na niego spojrzał, nekromanta był już niemal przy drzwiach. Nabrał powietrza by za nim zawołać, ale powstrzymał się, nadal siedząc na podłodze jak ostatnie nieszczęście. Nie próbował go zatrzymać, w ogóle się nie starał nawet, wychodząc z założenia, że nekromanta chyba nadal jest na niego zły, za to co odwalił przed spaniem i najlepiej będzie mu po prostu dać spokój. Nie wchodzić w drogę, nie irytować, nie podnosić już bardziej ciśnienia.
        Było mu naprawdę niemożliwie wręcz przykro za to do czego doprowadził i nawet nie miał okazji tego naprawić. A przynajmniej nie w tej chwili i prawdopodobnie nie rozmową. Siedział jeszcze chwilę w tej żałosnej pozycji, po czym westchnął ciężko i w końcu wstał biorąc się w garść. Musiał jeśli chciał "być DLA Mitry".
        W pierwszej kolejności pościelił łóżko, a po tym ubrał się w przygotowane zeszłego wieczoru ubrania. Odpuścił sobie poranną toaletę na ten moment, nie chciał denerwować Mitry jeszcze bardziej, pukając do drzwi łazienki z zapytaniem czy mógłby chociaż wciąć sobie szczotę, alby jako tako doprowadzić do ładu włosy po nocy. Zamiast tego, gdy schodził boso na parter, przeczesał ciemną czuprynę dwa razy palcami, zgarniając kosmyki bardziej do tyłu i parokrotnie potrząsając energicznie głową, jakby to miało pomóc w ich ułożeniu. W kuchni zerknął na resztę wczorajszych zakupów przyniesionych przez manekina nim wyszedł z domu i nim zabrał się za szykowanie śniadania dla ukochanego, umył porządnie ręce w zlewie. Założył i zawiązał z tyłu uroczy fartuch, który kupił mu Mitra i dopiero po tym przystąpił do pracy.
        W prawdzie miał w planach upiec może jakieś ciasto pomarańczowe, ale na to jeszcze przyjdzie odpowiednia chwila. Obecnie wolał Mitrze przyrządzić coś sycącego i nie aż tak słodkiego jak ciasto, którego z resztą nie powinno się jeść na śniadanie, by może w ten sposób spróbować poprawić swojemu ukochanemu odrobinę humor. Z początku nie był tego świadom, ale po którymś razie przyłapał się na tym, że zdarzało mu się zerkać w stronę barku, na którym stały butelki z krwią. Był spięty, rozgoryczony i poddenerwowany. Z czystą przyjemnością by się teraz napił, by ukoić nieco nerwy, ale pewnie w oczach Mitry by się tylko jeszcze bardziej pogrążył, gdyby ten się dowiedział, że mimo własnego postanowienia wampir nie potrafi wytrzymać nawet jednego dnia i to nim głód w ogóle zaczął go męczyć. Dużo go kosztowało o tym nie myśleć, ale bardzo motywujące było by przygotować jak najlepsze śniadanie dla nekromanty. Nawet jeśli miały to być zwyczajne omlety z owocami, które już kilka razy zaserwował niebianinowi.
        O wilku mowa. Ledwo przełożył jajeczne placki na talerz i polał je karmelizowanym sosem z pomarańczy z kawałkami tychże owoców (bez dodatku likieru, bo go akurat nie miał to raz, a dwa - Mitra chciał iść do Zahiry sprawdzić jak się czuje i dobrze by było, by nie było czuć od niego nawet odrobiny alkoholu), gdy usłyszał, że jego partner zszedł właśnie na dół i zmierzał w tę stronę. Z doskoku położył przy talerzu sztućce i nalał ciepłego mleka z odrobiną miodu do kubka.
        - Ja... mam nadzieję, że będzie ci smakować - powiedział trochę nieśmiało, cofając się nieco by nie drażnić błogosławionego zbyt bliską, nachalną obecnością. No i by nie poddać się pragnieniu przytulenia go, bo wiedział, że to raczej niczego dobrego by nie przyniosło.
        - Mógłbym siedzieć w salonie, gdy będziesz jadł? - zadał może trochę głupie pytanie, ale naprawdę wolał być ostrożny. Nie potrzebował odbierać blondynowi apetytu siedzeniem z nim przy jednym stole i denerwować bardziej, niż zrobił to wczoraj. Mógłby się wytłumaczyć z tego co zaszło, ale tylko by się jeszcze bardziej zbłaźnił i jednoznacznie udowodnił jaki jest żałosny i egoistyczny. - Jeśli nie, mogę pójść do...hmm...swojego pokoju albo porzucać Żabonowi patyki na dworze - podsunął w razie jakiś wątpliwości. Chciał tym dać znać, że jeśli Mitra będzie potrzebował potrzebował przestrzeni i chwili samotności, to Aldaren mógłby mu to bez problemu zapewnić i uszanować jego wolę, nie zamierzając przy tym odchodzić na dobre, co już kilka razy zdarzało mu się rozważać w takich właśnie chwilach, po zrobieniu przez siebie jakiejś głupoty, która tylko rozgniewała nekromantę.
        - Jeśli mógłbym... - dodał jeszcze, starając się nie wgapiać bezczelnie w niebianina, ale... jakoś tak nieświadomie kątem oka przyglądał się nadgarstkowi ukochanego, jakby chciał się upewnić, czy nie zdjął przypadkiem otrzymanej od wampira bransoletki. Nie zdziwiłby się, gdyby Mitra tak zrobił i wcale nie miałby prawa być o to zły. Wiedział, że okropnie zawiódł i zranił swojego lubego, nawet jeśli ten przed pójściem spać odpowiedział, że kocha wampira. - Co chciałbyś zjeść na obiad i na którą godzinę ci go przygotować? - zapytał trochę spięty i zakłopotany tym pytaniem, ale naprawdę chciał być jak najbardziej "DLA Mitry". - W sumie też dawno ci niczego nie grałem... jeśli oczywiście miałbyś czas i ochotę - zastrzegł zaraz, posyłając mu serdeczny, subtelny uśmiech. Nie liczył na to, że dzięki niemu rozchmurzy nieco blondyna, bardziej chyba chciał samemu sobie przywrócić nieco pogody ducha. Będzie dobrze. Wierzył w to.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitrę trochę zatkało. Parsknął. O jakich cukierkach on mówił, na Prasmoka, co jemu się śniło? I czemu akurat śniła mu się kradzież cukierków?! Cholera, on czuł się tak podle, że pół nocy topił się we krwi walcząc z własną kołdrą, a jemu śniły się cukierki. Dupek.
        - Spałeś siedząc na podłodze obok łóżka - odpowiedział z wyrzutem. - Jest rano, obudziłem cię, gdy cię tu… znalazłem - wyjaśnił, wskazując na miejsce, gdzie przed chwilą skrzypek siedział.
        Z ulgą przyjął to, że później Aldaren nie był aż tak rozmowny - łatwiej było mu uciec z sypialni i uniknąć konfrontacji. Żałosne, bo przecież i tak go to nie minie. Liczył jednak, że gdy trochę odczeka to się uspokoi i będzie w stanie rozmawiać jak cywilizowany człowiek, a nie wszczynać awantury.

        Po wyjściu z łazienki Mitra zupełnie bezwiednie przystanął i zaciągnął się słodkim zapachem dobiegającym z kuchni. Nie rozpoznał od razu co to, poczuł pomarańcze i słodycz, ale nie skojarzył tego z tamtym omletem. Nigdy zresztą nie przyszłoby mu do głowy, że Aldaren zdąży przygotować tamte omlety, a co dopiero, że ma w domu składniki na nie. Trochę zaintrygowany zszedł więc na dół, a gdy stanął w progu kuchni, wyglądał na dziwnie zdezorientowanego. Od razu pomyślał, że to na przeprosiny, ale… Cholera, to za bardzo bolało, by wykpić się słodkim śniadaniem. To było miłe, ale nie równoważyło tego, jak poprzedniego dnia Aldaren go zranił. Nie i koniec.
        Słysząc głos skrzypka, nekromanta zerknął na niego krótko.
        - Dziękuję - mruknął, spuszczając wzrok. Podszedł do stołu i w pierwszej kolejności napił się mleka, po czym zabrał się do jedzenia tak, jakby nic się nie stało. Był głodny, a to pachniało wręcz wybornie i… jednak trochę doceniał to, że jego ukochany się stała jakoś zmyć swoją winę. To nadal nie była najlepsza metoda, ale może z czasem uda mu się sprawić, by błogosławiony odzyskał humor i zechciał z nim rozmawiać.
        - Bardzo dobre - pochwalił, bo to nie podlegało dyskusji: te omlety były naprawdę pyszne. W jego głosie nie było co prawda słychać specjalnego entuzjazmu, ale naprawdę mówił szczerze. Podniósł wzrok znad talerza, gdy nagle Al zapytał czy może siedzieć w salonie. Gapił się na niego jakby nie rozumiał o co w ogóle chodzi. Dlatego odpowiedział dopiero po tym, jak Aldaren rozwinął przed nim wizję rzucania patykiem Żabonowi na dworze. Gdyby nie był taki zły, mógłby odpowiedzieć, że tej małej łajzie przydałby się ruch, więc niech idą, ale to nie była pora na droczenie się, nie przeszłoby mu to przez gardło. Przełknął.
        - Siedź w salonie jak chcesz, mnie to nie przeszkadza - zgodził się, wracając do posiłku. Domyślił się co się za tym kryło: pewnie chciałby siedzieć przy nim, ale wiedział, że lepiej, by mu się na oczy nie pokazywał. Dobrze rozumował, bo gdyby został w kuchni i siedział z nim podczas posiłku, skończyłoby się to niechybnie kłótnią. Albo chociaż tym, że Mitra straci apetyt, przypominając sobie co zaszło. Już niewiele go od tego dzieliło.
        Chyba jednak Aldaren wcale nie chciał wyjść, bo wciąż był w kuchni. Uniżony i skruszony jak szczeniaczek złapany na gryzieniu butów. Mitra zaczynał tracić cierpliwość do niego. Chciał mieć spokój i przez chwilę na niego nie patrzeć… Chociaż i tak na niego nie patrzył, po prostu czuł jego obecność. Nie wiedział, że wampir cały czas mu się przygląda i że szuka, próbuje wypatrzyć jeden bardzo istotny drobiazg. Niestety nie było na to najmniejszych szans, bo Mitra miał naciągnięte rękawy aż do połowy dłoni, choć gdy podnosił rękę, materiał lekko opinał jego nadgarstki i subtelnie zdradzał, że tak, nekromanta nadal miał założoną tę zaręczynową bransoletkę. Nie zamierzał jej zdejmować, bo może był zły, ale nie aż tak, by posuwać się do tak dramatycznych gestów. Nadal kochał Ala i nadal chciał z nim być, choć teraz czuł się zraniony. Biżuterii pozbędzie się gdy naprawdę go znienawidzi, o ile kiedykolwiek coś takiego się wydarzy.
        Teraz jednak musiał mu odpowiedzieć, a pytania wbrew pozorom były trudne, bo zupełnie się ich nie spodziewał i nie miał głowy do myślenia nad takimi kwestiami. Jedzenie było być może proste, bo jakieś tam smaki miał, ale na którą godzinę? Być szczerym, miłym czy wrednym? Z jednej strony na końcu języka miał jakąś złośliwą odpowiedź, ale z drugiej wiedział, że to byłoby szczeniackie i przecież Ren starał się być miły, pewnie po to, by odpokutować. Tak miły, że zaproponował nawet koncert skrzypcowy - one zawsze tak bardzo poruszały Aresterrę… Chciałby usłyszeć jego muzykę, ale nie wiedział, czy teraz byłby w stanie ją docenić.
        - Może wieczorem - mruknął w końcu, nawet nie zastanawiając się nad tym, czy Aldaren zrozumie bez kontekstu, że chodzi o jego grę. - A na obiad zjadłbym kurczaka, takiego z chrupiącą skórką. Tylko… nie wiem o której wrócę - wyznał, decydując się w końcu na szczerość. - Chcę iść do Zahiry zaraz po śniadaniu, a potem muszę pójść do biblioteki Wieży, czekają tam na mnie księgi, których nie wydaje się nieumarłym sługom. Chyba to będzie raczej późne popołudnie. Piąta? Nie, raczej czwarta. O ile u Zahiry będzie wszystko w porządku - zastrzegł, zostawiając sobie taką furtkę na wypadek, gdyby nie ciągnęło go do domu.
        Mitra wciągnął całą swoją porcję i był po niej przyjemnie syty - gdyby Aldaren zaproponował mu dokładkę, odmówiłby, ale nie przez złośliwość. Swoim zwyczajem błogosławiony nie posprzątał po sobie po posiłku tylko zostawił brudne naczynia na stole. Wstał i wyszedł do przedpokoju, a gdy przechodził przez salon przelotnie zerknął na skrzypka. Podziękował mu za śniadanie, ale nawet się nie zatrzymał. W korytarzu już stała przygotowana jego torba lekarska, ale przed wyjściem wolał skontrolować jej zawartość - nie musiał wlec ze sobą pół szpitala tak jak poprzedniego dnia. Gdy upewnił się, że ma tylko potrzebne rzeczy, ubrał się do wyjścia. Już w płaszczu, z torbą na ramieniu, cofnął się do drzwi salonowych.
        - Wychodzę - oświadczył. - Będę po południu… Do zobaczenia - dodał, nie wiedząc w sumie jak się pożegnać. Już w biegu założył na twarz swoją maskę i wyszedł.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Nie masz mi za co dziękować, cała przyjemność po mojej stronie - odpowiedział pogodnie. Choć może nie dał tego po sobie poznać, to nadal się mocno denerwował, bardzo przejęty tym jak nie dolać już więcej oliwy do ognia.
        W końcu zapytał czy mógłby niby to towarzyszyć Mitrze podczas śniadania, ale tylko czysto teoretycznie, bo siedziałby przecież w innym pomieszczeniu, w znacznej odległości od ukochanego i... raczej by się nie odzywał. Nie wspominając o ograniczonym kontakcie wzrokowym. Dla Aldarena najważniejsza była możliwość posiedzenia z ukochanym. Bo nawet takie siedzenie w ciszy w innym pokoju było nieporównywalnie lepsze od bycia zbesztanym i wygonionym, choćby posłanym do takiego diabła.
        Kiedy ta kwestia została wyjaśniona, już chciał się zabierać z kuchni, gdy uświadomił sobie, że może wypadałoby wykorzystać jeszcze tę chwilę i zaplanować "wspólnie" obiad, nim zamilkną na wieki. Albo przynajmniej na najbliższych kilka godzin. Ciężko było nie zauważyć, jak wzbiera w nekromancie irytacja, z powodu traconej cierpliwości, ale dla wampira ustalenie co błogosławiony chciałby zjeść na obiad było niezwykle ważną kwestią. Bo mógłby stworzyć w głowie plan działania, no i wychodził z założenia, że Mitrze byłoby bardzo miło gdyby wrócił po pracy i czekałby na niego cieplutki obiadek, gotowy do spożycia. Gdyby Aldaren był człowiekiem, byłoby mu miło z takiego powodu. Późniejsza propozycja urządzenia mu dzisiaj skromnego koncertu wyszła jakoś tak sama. Chyba pod wpływem radości, jaka ogarnęła serce nieumarłego, gdy Mitra tak cierpliwie znosił jego kolejne pytania i nawet podał konkretną godzinę, o której spodziewałby się obiadu. To była dla wampira też subtelna odpowiedź na ukryte pytanie, jak długo nekromanta zamierzał być poza domem z dala od skrzypka. Z każdą chwilą wampir nabierał coraz to silniejszej nadziei na to, że uda mu się jakoś pogodzić z Mitrą, że ten nadal go kocha i nie zamierza wywalić go za drzwi i zapomnieć, że kiedykolwiek był z takim ćwierćmózgim dupkiem.
        - Chrupiący kurczak na czwartą. Przyjąłem - podsumował pogodnie i dał już po tym spokój blondynowi, opuszczając kuchnię bez ociągania. Życzył mu jeszcze tylko smacznego, a po tym już siedział cicho na kanapie i udawał powietrze, by Mitra mógł się czuć jak najswobodniej.
        Od czasu do czasu zerkał w stronę kuchni i na swojego ukochanego z pełnym czci i oddania, maślanym spojrzeniem, przez co faktycznie mu bliżej było do merdającego ogonem z radości szczeniaka, niż krwiopijczego nietoperza, ale chyba najważniejsze było to, że był cicho i w dość znacznej odległości od błogosławionego. Już pomijając, że ani razu się tak perfidnie nie gapił na Mitrę, gdy wiedział, że ten mógłby zaraz na niego zerknąć. Był cichutko jaka mysz pod miotłą, zastanawiając się nad zażyczonym przez Mitrę kurczakiem z chrupiącą skórką. I choć wydawało się to prostym daniem, wampir miał zagwozdkę jakich mało. Niby widział oczami wyobraźni wsadzonego do pieca kurczaka i wyjętego po jakimś czasie, ale to mu się wydawało takie...zbyt proste. Jak Mitra wyjdzie z domu, od razu przejrzy swoją książkę kucharską, może tam znajdzie rozwiązanie swojego problemu.
        Może okaże się, że chrupiący kurczak nie jest tak prostym daniem jak mu się wydaje. Albo gorzej! Pod hasłem "chrupiący kurczak" będzie znajdowało się coś zupełnie odmiennego do jego wizji chrupiącego kurczaka. Na przykład taki świeży chleb, wydrążony w środku, nafaszerowany mięsem kurczaka z przyprawami i niewiadomo czym jeszcze i zapieczony z serem. Kurczak w środku, chrupiący chleb na zewnątrz i z lekko przypieczoną złocistą skórką z roztopionego sera. Mitra dałby radę zjeść na raz cały bochenek? A co jeśli to nie jest jakiś tam zwykły chleb, a specjalnie upieczony pod to konkretne danie? Taki kurczak oblepiony ciastem jak na chleb... Albo w jakimś innym cieście żeby był chrupiący!
        Wampir był przerażony, tak wiele niedopowiedzeń kryło się pod "kurczak z chrupiącą skórką" i tak wiele mogło pójść nie tak. A bardzo chciał by Mitrze smakowało i by się nie zawiódł, że "konkretnie" powiedział co chciałby zjeść, a Aldaren jak zwykle coś źle zrozumiał i nie wpasował się w oczekiwania ukochanego. Niewiele dzieliło go od rwania sobie włosów z głowy.
        - Udanego dnia mój najdroższy - życzył mu z entuzjazmem Aldaren, zatrzymując się w połowie drogi do progu salonu, jakby na odległość odprowadzał Mitrę do wyjścia.
        A gdy został już sam poszedł od razu do kuchni po książkę kucharską. Musiał się dowiedzieć jak się robi tego przeklętego kurczaka i czy czasem "kurczak z chrupiącą skórką" nie jest niepozorną nazwą jakiegoś wybitnie egzotycznego, ekskluzywnego, ekstrawaganckiego i nie wiadomo "eks-jakiego" dania jeszcze. I tak mu minęła pierwsza godzina. Na bezowocnych poszukiwaniach misternego "kurczaka z chrupiącą skórką". Znaczy, nie żeby nie znalazł przepisu na coś takiego, ale wydawało mu się to tak prozaiczne, że aż żałosne. Poczuł się nawet jak idiota, gdy przypomniał sobie, że myślał o zapieczeniu całego kurczaka w chlebie z jakimiś egzotycznymi przyprawami. Przez swoją dumę, nie dopuszczał do wiadomości tak łatwego rozwiązania jak wepchnięcie drobiu do pieca i gotowe.
        W końcu doszedł do wniosku, że tę książkę pisał jakiś chłop ze wsi, który w ogóle nie zna się na życiu, a co dopiero na gotowaniu i postanowił samemu coś wymyślić. No i wtedy pojawił się tyciuteńki problem, bo uświadomił sobie, że we wczorajszej liście zakupów choć wziął pod uwagę składniki na wczorajszą kolację i dzisiejsze śniadanie (które w sumie miało być czymś innym, a pomarańcze miały być na ciasto), to w ogóle nie pomyślał o kupieniu czegoś na obiad. Choć po prawdzie było to zamierzone, bo mieli dziś z Mitrą wspólnie udać się na targ. Wątpił, aby nekromanta był w nastroju na wspólny spacer, ale mimo wszystko Aldaren wolał nie rezygnować z tych planów. Bo jak nie dziś, to jutro mogą iść na zakupy albo pojutrze. Nie zmieniało to jednak faktu, że raczej nie zrobi kurczaka, nie posiadając w domu żadnego, więc musiał wyjść, żeby kupić go na dzisiejszy obiad. Mitra nie powinien się o to chyba na niego gniewać? Wszak nie poszedł zaopatrzyć się w składniki, z których mógłby przyrządzić obiady na najbliższy tydzień, nie szedł by zrobić niewiadomo jakie zapasy i uzupełnić spiżarnię, a jedynie chciał kupić to, co mu będzie potrzebne tego dnia na obiad. Nekromanta będzie musiał mu to wybaczyć, a jak nie to trudno, i tak skrzypek sobie zasłużył na jego burę.
        Nim wyszedł wziął torbę i sprawdził co w domu jeszcze jest, a co powinien kupić oprócz kurczaka.
        Na targu było jak zwykle gwarno, ale bez problemu wampirowi udało się kupić czego potrzebował, choć... z samym kurczakiem miał problem. Niby z gotową do przyrządzenia tuszą poszłoby dużo szybciej, nie mógł mieć żadnej pewności co do jej świeżości, kupiec mógłby powiedzieć, że jeszcze dziś z rana ta kura biegała szczęśliwa po grzędzie, ale czy rzeczywiście tak było, Aldaren nie mógł potwierdzić, bo nie było go dziś rano w tym samym miejscu co ta kura. Największą pewność będzie miał, gdy sam taką ubije, ale z tym było strasznie dużo zachodu i babrania się. Skoro jednak chciał, by wszytko dziś było idealne, by Mitra był jak najbardziej zadowolony, chyba mimo swojej niechęci musiał się już psychicznie przygotować na oskubywanie kurczaka z piór. Chyba dobrze jednak, że Mitry nie będzie tak długo w domu.
        Jeszcze przez pół godziny tak kluczył po targu z żywą kurą w niewielkiej, wiklinowej klatce i ze wszystkim co potrzebował na obiad. Nie wracał jednak jeszcze do domu, zamiast tego zaintrygowany wszedł w pewnym momencie do sklepu z antykami, na którego witrynie zauważył misternie wykonaną, acz niezwykle fascynująco wyglądającą maskę z rogami i długimi kłami. Aż miał problem oderwać od niej spojrzenie.
        - Widzę, że zainteresowała pana Maska Demona - zaczepił wampira starszy, strasznie pomarszczony i nieco zgarbiony dziadek w zniszczonych przez czas jeszcze bardziej niż on sam, okularach.
        - Maska Demona? - Aldaren zainteresował się jeszcze bardziej, choć w tej chwili był bardziej ostrożny, niż dziecinnie zafascynowany.
        - Tak nazywano takie maski na dalekim wschodzie. To pamiątka po starych ludach zamieszkujących tamte tereny. Były bardzo popularne - podjął starzec, wietrząc potencjalnego kupca na to szkaradzieństwo.
        - Ciężko mi sobie wyobrazić, że całe wsie mogłyby nosić takie maski. Wygląda jak coś, czym można by straszyć dzieci - odpowiedział wampir, nie zamierzając tak łatwo się naciągnąć. Nadal jednak miał problemy z oderwaniem od niej wzroku. Była straszna, ale było w niej też coś co wręcz hipnotyzowało.
        - Te maski miały być straszne, by odpędzać od właściciela złe moce, odstraszać pecha i trzymać na dystans wszelakie bestie - poinformował serdecznie wampira starzec.
        No i w sumie to było najlepszym argumentem by Aldaren kupił tę maskę i kazał ją jeszcze ładnie zapakować. Niby jak wracał już do domu to bolała go świadomość wydania pół złotego gryfa na coś takiego, ale w sumie jeśli Mitrze się nie spodoba to będzie mógł sprawdzić na Xarganie czy faktycznie jej "właściwości" odpędzania złego działają... Albo da Żabonowi do zabawy.
        Mały demon jak się można domyślić, zainteresował się drobiem gdaczącym w wiklinowej klatce od razu gdy Aldaren wrócił do domu i usilnie starał się z zazdrości dobrać do nowego pupilka mężczyzn, a co najgorsze konkurencyjnej paszczy...dziobu do wyżywienia i chciał się ptaka najzwyczajniej w świecie pozbyć. Skarcony jednak przez rozpakowującego zakupy wampira musiał jednak sobie odpuścić, a przynajmniej na ten moment. Zaraz się jednaka rozchmurzył, gdy usłyszał, że ten nowy pupilek będzie na obiad i nawet przez myśl mu nie przeszło, że w sumie go mogłoby spotkać to samo. Najważniejsze dla niego było to, że jednak swoją miskę będzie miał tylko dla siebie. Nie był jednak w stanie odstąpić Aldarena na krok, gdy ten zabrał klatkę z kurą i wyszedł z nią za dom. Brzydal bał się cały czas, że wampir chciał go znowu oszukać jak zeszłego dnia. Kiedy jednak kura została uśpiona za pomocą magii przez wampira, położona na pieńku i pozbawiona głowy oraz łapek jednym, sprawnym uderzeniem niewielkiego toporka, nie tylko odetchnął z ulgą, ale również zapomniał dawne krzywdy i najszczęśliwszy na świecie zajął się obgryzaniem kurzych łapek i mieleniem w paszczy jej odrąbanego łba. Chwilę później do zestawu dorzucone zostały pióra, ale one się raczej do jedzenia nie nadawały o co był bardzo obrażony. Rozchmurzył się jednak, gdy rzucone zostały mu wnętrzności oskubanej kury, jeszcze godzinę temu kłócącej się z nim w swojej klatce. Z początku Aldaren myślał nad zrobieniem z serca i choćby wątroby pasztetu, ale było tych podrobów trochę za mało, nawet jeśli tylko Mitra miałby to jeść.
        Jakiś czas po tym gotowa tuszka siedziała w żeliwnym garnku w piecu wraz z mniejszą i słodszą odmianą pomarańczy, chyba mandarynki się to nazywało, młodą cebulką (choć wychodził z założenia, że czosnek mógłby się lepiej nadać, ale nie chciał denerwować Mitry) i masą aromatycznych przypraw. Nie zapomniał oczywiście o tym, że Mitra lubi raczej ostrzejsze dania, więc oprócz standardowo pieprzu, kura została obtoczona jeszcze specjalnie w suszonej, sproszkowanej pikantnej papryce. Kiedy obiad się piekł, skrzypek zajął się sprzątaniem, krew za domem zasypał piachem, pióra sprzątnął w jedno miejsce, by łatwiej wyrzucić, pozmywał naczynia, również te ze śniadania, posprzątał po wczorajszej wymianie szyby i jeszcze nim sam się wykąpał, postanowił umyć...Żabona.
        Paskuda nie była tym pomysłem zbyt zadowolona, nie wspominając już o fakcie, że tak się szarpał, że i wampir był mokry i cała łazienka razem z nimi pływała. Musiał więc ją po wszystkim posprzątać. Zszedł po tym na moment na dół, by nieco podlać woda kurczaka, aby mięso miał soczyste, a nie suche i gdy obiad się nadal piekł, Aldaren sam postanowił się umyć, przeprać swoje ubrania, by nie mieć później problemów z pozbyciem się plam krwi na nich. No i się przebrał w czyste, świeże i suche, decydując się na jedną z tunik, które kupił mu Mitra, związując na karku wilgotne włosy kawałkiem wygrzebanego skądś rzemyka.
        Zszedł po tym znowu na dół, gdzie z kuchni już w najbliższej okolicy było czuć kurczaka na słodko-kwaśno z mandarynką i pełnego różnego rodzaju ziół i czekał. Na przybycie ukochanego, na upieczenie się mięsa... Chyba najbardziej nie mógł się doczekać momentu, aż wręczy ukochanemu swoje prezenty. Miał szczerą nadzieję, że po tym Mitra będzie nieco przychylniejszy, gdy po obiedzie wampir wyjdzie z... pewnym zapytaniem do niego. Myślał o tym już wcześniej i nie był pewny, czy po tym co wczoraj odstawił Mitra się zgodzi (nie zdziwiłby się, gdyby nekromanta odmówił), ale to najwyżej załatwi to w inny sposób. Może zapyta kogoś innego. Chciał być jednak dobrej myśli.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra wyszedł z domu znowu nabuzowany. Aldaren go irytował. Potulny szczeniaczek, niech go szlag. Słodki, merdający ogonem. Szkoda tylko, że wczoraj ten szczeniaczek tak go użarł, że niemal mu odgryzł nogę… A teraz udawał, że nic się nie stało. Choć nie, nie udawał, że nic się nie stało, ale chyba myślał, że swoim urokiem osobistym zmaże swoje winy. Nie, nie było szans. Niebianinowi nadal było tak przykro, że nie zamierzał poddać się tym jego czułym zabiegom. Tak, miło mu było, gdy zobaczył to śniadanie, bo miał z nim związane miłe wspomnienia i zwyczajnie mu ono smakowało. Tak, docenił to, że Al nie siedział mu na głowie i dał zjeść w samotności, ale Mitra cenił swoje zaufanie wyżej, niż na porcję omletów z owocami w miłej atmosferze. A to zostało bardzo mocno zszargane, razem z jego pewnością siebie. Skoro jego ukochany wykpił coś, co do tej pory zdawało mu się takie ważne… Cholera, więc czym on był? Miał totalny mętlik w głowie, a co gorsza znowu zaczęły go swędzieć nadgarstki. Był na ulicy, nie mógł się temu poddać, choć strasznie, strasznie go korciło. Ze złości zaczął iść coraz szybciej, zaplatając ręce na piersi, jakby było mu bardzo zimno. Widać było, że był wściekły i chyba nawet strażnicy nie chcieliby go w tym momencie zaczepiać.
        Gdy jednak stanął na progu domu Zahiry i Lirantha, zdołał opanować swoje negatywne emocje. Odetchnął trzy razy i z namaszczeniem wypuścił powietrze przez nos, po czym zapukał. Otworzył mu kupiec, co wcale go nie zdziwiło - jego żona nie powinna jeszcze być w stanie się ruszać i przyjmować gości.
        - Dzień dobry - przywitał się Mitra całkiem miłym, a w każdym razie na pewno spokojnym tonem. - Przyszedłem sprawdzić jak się czuje Zahira… Mogę wejść?
        Liranth wpuścił go do środka i gestem zaprosił na piętro. Wyglądał na zgaszonego i przybitego, ale to nic dziwnego, wszak ledwie wczoraj stracili dziecko. Nekromanta mimo wszystko zastanawiał się czy nie było w tym chociaż drobnej zasługi magii Aldarena… Zaraz jednak odepchnął od siebie tę myśl - to nie było teraz ważne, nie po to tu przyszedł.
        Już na piętrze Mitra zapukał do sypialni Zahiry, po czym wszedł usłyszawszy słabe i trochę zaskoczone “proszę”.
        - Dzień dobry - przywitał się z nią łagodnie. - Przyszedłem sprawdzić jak się czujesz. Wszystko dobrze?
        Później pytania przybrały na szczegółowości - czy coś ją bolało, czy miała gorączkę, czy miała skurcze… Mitra zapytał, czy może ją obejrzeć, a Zahira się zgodziła - była dobrą pacjentką, najlepszą jaką można sobie wymarzyć.
        - Wszystko wygląda dobrze - zauważył z zadowoleniem niebianin, gdy już skończył ją badać. - Za dwa, trzy dni będziesz mogła już normalnie funkcjonować.
        Mitra nie od razu po badaniu zdecydował się wyjść. Posiedział jeszcze chwilę z Zahirą, a później dołączył do nich Liranth - niby pod pretekstem przyniesienia czegoś do picia, ale został już, by porozmawiać. Niebianin odpowiedział jeszcze na kilka pytań, które nurtowały oboje, sam zagaił jak tam dzieciakom podobały się otrzymane od niego maski i wysłuchał anegdotek o tym jak to pociechy pary je przyozdobiły i dlaczego akurat tak. To była zwykła, przyjacielska rozmowa, która dla Mitry była równie miła, co nietypowa. Z reguły musiał się bardziej pilnować i nie poruszał kwestii prywatnych, ograniczając się jedynie do tematów magii, badań i nekromancji. Tak by się tylko za bardzo nie odsłonić. Nie został przez parę zapytany o Aldarena i za to był im wdzięczny - nie wiedziałby co im odpowiedzieć, nie przygotował się na to. Pewnie rzuciłby tylko, że skrzypek był zajęty, może coś by wspomniał o szpitalu, bo to brzmiało jak dobre usprawiedliwienie, ale na pewno nie powiedziałby prawdy. Nie musieli wiedzieć ani o tym jak bliska była ich znajomość, ani o tym, że teraz byli pokłóceni. A raczej, że to nekromanta był zły na swojego ukochanego.
        Wizyta w końcu dobiegła końca. Mitra zapowiedział, że wpadnie jeszcze kolejnego dnia, ale wszystko zmierza w dobrym kierunku i nie ma czym się martwić. Życzył jeszcze obojgu zdrowia i powodzenia, po czym wyszedł, odprowadzony przez Lirantha do drzwi. Po wyjściu od kupieckiej pary Mitra odruchowo skierował kroki prosto do domu, jednak już po kilku krokach przypomniał sobie, że miał iść do Wieży. Sapnął, po czym zawrócił, by udać się w stronę siedziby nekromantów. Tak naprawdę nie musiał do nich zaglądać akurat dzisiaj. Nic by się nie stało gdyby odłożył to na później – bibliotekarz jedynie poinformował go o tym, że istnieją takie zbiory, które wydaje się tylko żywym, ale nie zastrzegł, że odłożył dla niego te księgi i dobrze, by błogosławiony jak najszybciej po nie przyszedł. Jednak Mitra potraktował to jako dogodny pretekst, by zostać dłużej poza domem. To było dla niego trochę dziwne, bo z reguły jak najszybciej chciał znaleźć się w znajomych czterech ścianach, ale… Tym razem musiał się uspokoić poza nimi. Mimo to znowu zaczął myśleć o Aldarenie – zastanawiał się co też skrzypek może teraz robić i czy nie będzie miał później pretensji, że Mitra poszedł bez niego do jego przyjaciół. W sumie mógł mu zaproponować, by poszli razem, on zająłby się Zahirą, a skrzypek pogadałby sobie z Liranthem, jednak chyba oboje wiedzieli, że to może doprowadzić do nieszczęścia. Skrzypek doskonale wiedział, że przegiął poprzedniego wieczoru, a błogosławiony nadal był na niego wściekły. Nie umiał tego maskować, więc zaraz pojawiłyby się pytania albo uszczypliwości. Taka chwila przerwy jeden od drugiego dobrze im zrobi.
        Biblioteka Wieży była Mitrze dobrze znanym miejscem – często chodził tu wysyłany przez Sarazila po odbiór ksiąg albo po to, by je zwrócić. Wampir zajmujący się zbiorami – flegmatyczny jak wszyscy bibliotekarze, nawet mimo swej drapieżnej rasy – miał nawet okazję widzieć błogosławionego bez maski, bo to były jeszcze czasy, gdy się nie ukrywał. On nigdy o nic nie pytał, wierzył na słowo, gdy Mitra przedstawiał się nazwiskiem swego mistrza. Nie pytał również o nic, gdy nagle błogosławiony zaczął ukrywać twarz i nigdy nie poprosił o zdjęcie maski dla potwierdzenia jego tożsamości. Teraz zaś Aresterra był rozpoznawalny właśnie dzięki temu, że nie pokazywał swojego oblicza, dlatego bibliotekarz zareagował na niego z uśmiechem, jakby witał znajomego.
        - Dzień dobry – odezwał się profesjonalnym szeptem. Mitra w odpowiedzi jedynie mu się ukłonił, ale że podszedł do lady, a nie wszedł od razu między półki, wampir tym bardziej się nim zainteresował. – Czym mogę służyć? – zapytał.
        - Dostałem wczoraj notkę od pana – oświadczył Aresterra, podając karteczkę, która była załączona do przyniesionych przez manekina ksiąg. – Interesują mnie te bardziej specjalistyczne pozycje.
        - Ach, tak. Proszę za mną.

        Wypad po księgi Mitra mógł uznać za owocny – tytuły, które pokazał mu bibliotekarz, były bardzo obiecujące. Co więcej błogosławiony miał chwilę, aby rozejrzeć się po półkach na własną rękę i skrupulatnie powybierał znajdujące się tam księgi o anatomii innych ras. Niebian nie znalazł – wcale go to nie dziwiło, choć chyba łudził się, że jednak na coś trafi. W jego ręce wpadły jednak tomy o zmiennokształtnych, naturianach, nieumarłych, nawet osobne opracowanie o wampirach. Logiczne, zważywszy ilu ich zamieszkiwało w tym mieście. Chętnie zabrałby ze sobą pół tego działu do domu, ale wiedział, że nie da rady tego udźwignąć. Ograniczył się do ośmiu ksiąg, które wypełniły całą jego torbę po brzegi. Na koniec, gdy już wychodził, bibliotekarz zażądał od niego – oczywiście profesjonalnie uprzejmym tonem – poświadczenia na piśmie, że księgi zwróci w nienaruszonym stanie. Normalnie coś takiego nie było wymagane, lecz Mitra pożyczył bardzo dużo specjalistycznych pozycji, co wymagało już pewnego zabezpieczenia. Zresztą Aresterra nie zamierzał robić z tego tytułu trudności – podpisał listę z oświadczeniem i załatwione, bo przecież i tak te tytuły zwróci.
        No i na tym skończyły się preteksty, dla których Mitra wyszedł z domu. Zastanawiał się, czy jeszcze gdzieś nie pójść, ale przecież powiedział, że będzie w domu o czwartej, a ta godzina chyba właśnie wybiła - technicznie rzecz biorąc był już spóźniony… No dobra, pora wracać. Niechętnie nekromanta skierował swoje kroki w stronę kamienicy. Szedł ze wzrokiem wbitym w ziemię i nawet się nie spostrzegł, gdy stanął na progu. Przypomniało mu się, gdy ostatni raz zdarzyło się, że wchodził do środka, a tam czekał na niego Aldaren i momentalnie ogarnęły go sprzeczne uczucia. Wtedy Al mu się oświadczył, ale ile wcześniej napędził strachu… A teraz, co zastanie? Skrzypek ze swoimi pomysłami bywał aż zanadto kreatywny. Tak jak poprzedniego wieczoru.
        Aresterra w końcu zdecydował się wejść. Nacisnął klamkę i wkroczył do środka, pozwalając by to kukła za nim zamknęła.
        - Wróciłem! - zakomunikował. Zdjął maskę i kaptur i dopiero wtedy poczuł unoszący się w domu zapach obiadu. - Co tak pachnie? - upewnił się, skonsternowany, bo woń była jak dla niego bardzo dziwna i niespotykana. Poprosił go o kurczaka i spodziewał się zwykłego pieczystego. On lubił taką prostą kuchnię i naprawdę wystarczyłoby natrzeć drób przyprawami i wrzucić do piekarnika, ale to wcale tak nie pachniało. Mitra powstrzymał jednak wilczy głód i ciekawość. Niech Aldaren nie myśli, że mu się upiekło.
        - Zaraz przyjdę, zniosę sobie tylko rzeczy do piwnicy - zakomunikował. Normalnie oddałby torbę manekinowi i to jemu kazał się wszystkim zająć, ale teraz wykorzystał przyniesione księgi jako pretekst do tego, by jeszcze przez chwilę móc unikać swojego partnera. Zszedł więc do swojej pracowni i tam wyłożył wszystkie księgi oraz to, co musiał zdezynfekować po wizycie u Zahiry. Nie przeciągał specjalnie, bo nie umiał tak, więc po chwili wrócił już na parter i udał się do kuchni.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Już tylko chwila została nim Mitra przekroczy próg drzwi wejściowych i zasiądzie do obiadu. Aldaren jakiś kwadrans wcześniej zgasił palenisko w piecu, by mięso się nie spiekło za bardzo, a doszło sobie na spokojnie. Gdy wybiła więc szesnasta, mógł wyciągnąć z pieca już gotowego kurczaka, nadal ciepłego i jednocześnie tak przestudzonego, że bez problemów mógł go poporcjować, by Mitra nie musiał się szarpać z całą tuszą. Tak mógł sobie od razu wciąć udko i pierś jeśli miałby na nie ochotę. Ładnie wyłożył poćwiartowane kawałki tuszki na znalezionym w szafce półmisku, którego niestety nie miał jak inaczej udekorować, jak tylko kawałkami cebuli i pomarańczy, które piekły się razem z mięsem. Nakrył dla Mitry, nic mu nie wkładając na talerz, by sam mógł zdecydować, który kawałek chciałby zjeść i nalał ulubionego koniaku nekromanty (nie pamiętał czy w domu jeszcze coś było, więc jak kupował kurczaka, od razu kupił i jedną butelkę tego trunku), do przyniesionego z barku kieliszka.
        Mitry jednak nie było widać.
        Aldaren wyjrzał przez okno wychodzące na drogę prowadzącą do kamienicy, spodziewając się nadchodzącego nekromanty, ale prócz zwykłych przechodniów, nikogo więcej nie było. Odczekał jeszcze chwilę, przeznaczając ją na posprzątanie w kuchni po przygotowaniu posiłku i znów poszedł zerknąć do okna. Kiedy i tym razem nie zauważył ukochanego zaczął się martwić i niepokoić. Nawet nie myślał o tym, że Mitra mógłby go oszukać i w ogóle nie przyjść, nie myślał o tym, że dostanie reprymendę za to, że idealny chrupiący kurczak będzie zimny i już nie tak smaczny. W tym momencie po prostu zaczął się obawiać czy nic złego jego ukochanemu się nie stało gdzieś po drodze. Czy nie został napadnięty, zabity, obrabowany, porwany... Z każdą kolejną chwilą ten niepokój zaczął przybierać tylko bardziej na sile aż skrzypek udał się dna drugie piętro by tam z okien wypatrywać błogosławionego, który może szedł okrężną drogą albo wracał nie z tej strony.
        I w końcu rozległ się dźwięk otwieranych drzwi i zaraz po tym kojący wszelkie obawy wampira głos Mitry. Aldaren szybko zleciał ze schodów tak szczęśliwy, że jego partner jest cały i zdrowy, że aż ciężko było mu opanować chęć wyściskania go na powitanie. W połowie jednak ostatnich, gdy już prawie zeskoczył na parter zatrzymał się nagle i cofnął kilka stopni, zaciskając dłoń na poręczy, by nie dać się ponieść emocjom i rzeczywiście nie przytulić nadal rozgniewanego niebianina.
        - Witaj w domu - przywitał go z ogromnym szczęściem rysującym się na twarzy i jeszcze większą ulgą. Ścisnął nieco mocniej trzymaną poręcz, aż mu lekko pobielały palce, by się powstrzymać przed podejściem. Starał się też za bardzo nie przypatrywać ukochanemu, ale z tym był problem. Zwłaszcza biorąc pod uwagę swoje wcześniejsze wizje tego jakie nieszczęścia mogły się błogosławionemu przytrafić, że przyszedł później niż zapowiedział.
        Kiedy usłyszał jego pytanie...trochę zwątpił.
        - To kur... Obiad... - poprawił się w porę i uśmiechnął łagodnie do blondyna. - Nie wiedziałem jak się robi chrupiącego kurczaka, więc...zrobiłem coś innego - wyznał niepewnie. Znów zaczęły nachodzić go obawy, ale tym razem związane raczej z tym, że zawiódł nekromantę, bo nie zrobił tego co on chciał. I że nie będzie mu to w ogóle smakować. Zaczął się obwiniać, że nie postarał się wystarczająco. Ale teraz było już za późno na ugotowanie czegoś innego by Mitra nie musiał dłużej czekać głodny.
        Kiwnął głową na oświadczenie partnera, że ten zaraz przyjdzie i odprowadził go spojrzeniem, aż blondyn nie zniknął na schodach prowadzących do piwnicy. W tym czasie zszedł już całkiem na dół i usadowił się na kanapie w salonie tak jak z rana. Korzystając z okazji, że niebianin jeszcze nie wrócił z piwnicy, posłał leżącemu na półmisku mięsu pełne nienawiści spojrzenie. Westchnął ciężko i spuścił głowę, nie mogąc uwierzyć w to, że właśnie kazał iść poćwiartowanemu kurczakowi iść do diabła. Jakby parujące mięso mogło się tym w jakikolwiek sposób przejąć.
        Kiedy usłyszał, że Mitra wraca, spojrzał krótko w jego stronę jakby chciał się upewnić, że to faktycznie nekromanta i się lekko do niego uśmiechnął, choć starał się tylko udawać wesołość i wcale tego nie krył. Wymuszona radość przeplatała się na jego twarzy ze zmartwieniem i rozdzierającym mu serce poczuciem winy.
        - Za wcześnie zabrałem się za robienie tego k...obiadu... Przepraszam, że nie będzie już zbyt ciepły - powiedział, gdy Mitra wszedł do kuchni, nie mając do nekromanty pretensji, że zeszło mu na mieście nieco dłużej niż zakładał, a biorąc winę za przestudzone mięso na siebie. - Mam nadzieję, że będzie chociaż zjadliwe... - mruknął pod nosem, spuszczając głowę tak, że opadające włosy zakryły całkowicie jego twarz.
        Kiedy Aldaren cierpiał w milczeniu na kanapie, Żabon tłukł się z głową kurczaka, której jeszcze nie zdołał zmielić do końca w swojej tajnej bazie - skrzyni po zaklętej zbroi, którą kilka dni temu wampir zamówił dla niebianina.
        - Gdybyś... czegoś potrzebował będę w pokoju na drugim piętrze - zakomunikował Mitrze w pewnym momencie, jakby już nie mógł wytrzymać tego napięcia. Choć wiedział, że Mitra go nie widzi, siedząc raczej plecami do wampira (a może właśnie dlatego), skłonił mu się z uniżenie z ogromnym szacunkiem i skierował się w stronę schodów na piętro. Wierzył, że jeśli będzie potrzebny to błogosławiony go zawoła, a na razie nich sobie je w spokoju. Chociaż tyle mógł dla niego zrobić.
        Na górze nie czuł się wcale lepiej i chyba nie było się czemu dziwić skoro był to kiedyś stary pokój Mitry. Oparty o zamknięte cicho za sobą drzwi, spojrzał na zabraną z dołu książkę i maskę, które chciał jeszcze chwilę temu podarować ukochanemu, ale teraz nie był już tego tak bardzo pewny. To była po prostu dziecinada mieć nadzieję, że tak bezwartościowymi rzeczami, które tylko wampirowi wydawały się ciekawe uda mu się załagodzić gniew nekromanty.         Westchnął i oderwał się od drzwi wchodząc w głąb pokoju. Maska z książką ostatecznie skończyły pod łóżkiem. Dziś nie był najlepszy moment na wręczanie czegokolwiek. Może innym razem, a jak nie to pająki i myszy się nimi odpowiednio zajmą. Otworzył okno i usiadł na parapecie w wykuszu patrząc z goryczą na panoramę rodzimego miasta. Aż dziw brał, że nadal je kochał, choć tyle przykrości doznał w jego murach. Najpierw jako sierota, po tym młody mężczyzna i ojciec, aż w końcu wampir, oddany sługa i kochanek swojego mistrza. W sumie chyba nigdy w życiu nie cierpiał tak bardzo jak od tego felernego wieczoru z Mitrą dzień wcześniej.
        Odetchnął głęboka po raz nie wiadomo już który i odchylił głowę do tyłu opierając ją o ramę otworzonego okna. Zamknął oczy, wsłuchując się w muzykę graną przez tętniące życiem miasto śmierci. Zaczął cicho nucić zatartą w swojej pamięci, a którą grał na skrzypcach Zarel w jego "śnie", łagodną i delikatnie melancholijną melodię, podobną do kołysanki. Starał się przy tym przypomnieć sobie, gdzie ją słyszał.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Szczeniaczek. Tak, Aldaren faktycznie zachowywał się jak szczeniaczek – rzucił się na powitanie tak, że aż było słychać jego dziki galop z drugiego piętra po schodach. Mitra aż trochę się zaniepokoił czy przypadkiem skrzypek na niego nie wpadnie i go nie zgniecie, bo nie wyhamuje. Wampir jednak zatrzymał się i nawet wycofał – czyżby dojrzał minę błogosławionego? To nie powstrzymało go przed radosnym tonem podczas powitania i dreptaniem w miejscu – naprawdę gdyby miał ogon, to by nim merdał aż by cały chodził.
        Mitra nie miał zamiaru z premedytacją gasić tej radości, choć faktycznie jego pytanie o zapach mogło trochę osłabić ten entuzjazm. Błogosławiony nie zamierzał jednak za to przepraszać. Nie został przeproszony za to co zaszło wczoraj, więc dlaczego miałby odzywać się pierwszy? I to jeszcze, gdy chodziło o taką pierdołę?
        - Pachnie tak… słodko – skomentował jedynie, by być może Aldaren zrozumiał, że to nie był zarzut, a wyraz zdezorientowania. Mitra nie znał się na wyszukanej kuchni i dla niego taki kurczak w mandarynkach stanowił czystą abstrakcję. On nawet nie wiedział co to są mandarynki! Nie spodziewał się zresztą, że jego prośba mogłaby być taka trudna do spełnienia i przez to Aldaren będzie musiał się ratować czym innym. Szkoda w sumie, że o tym wcześniej nie powiedział... Ale może to co zrobił będzie dobre.

        Po powrocie z piwnicy Mitra w końcu poszedł zjeść. Jego spojrzenie na krótką chwilę spotkało się ze spojrzeniem Aldarena siedzącego w salonie i wyłapał ten jego uśmiech zupełnie bez przekonania. Sam nie próbował nawet się uśmiechać - uciekł wzrokiem i uciekł też z pokoju, szybko wchodząc do kuchni. Widok dania go zaskoczył i przez to podszedł do niego niepewnie. Ponownie głęboko wciągnął jego zapach, próbując dojść czy ma na to ochotę. Nie znał takiego połączenia smaków i trochę się go obawiał. Był jednak tak głodny, że uznał, że zaryzykuje - w końcu kurczak to kurczak.
        - Ja też się spóźniłem, źle rozplanowałem sobie czas - oświadczył, zdejmując trochę winy z Aldarena, który wziął wszystko na siebie, choć oboje mieli swoje za uszami. Nie wdawał się jednak w szczegóły. Zasiadł do stołu i przyciągnął sobie bliżej półmisek z daniem. Chwilę przyglądał się kurczakowi, jakby szukał tego najlepszego kawałka. Ostatecznie padło na udko. Nekromanta przełożył je sobie na talerz i kulturalnie odkroił kawałek mięsa. Nim jednak wziął go do ust, Aldaren odezwał się do niego z salonu, by zakomunikować, że idzie do siebie. Mitra przyjął to jedynie z mruknięciem, po czym w końcu zjadł pierwszy kęs tego dziwnego dania. Kurczak totalnie go zaskoczył - był słodko-ostry i delikatny. Fakt, nie za ciepły, on wolał cieplejsze jedzenie, ale poza tym smak był bardzo dobry. Gdyby wrzucić go na chwilę z powrotem do pieca byłby idealny. Mitra jednak nie zamierzał wybrzydzać, bo tak naprawdę nie miał pańskiego podniebienia. Odłożył sztućce, by wziąć udko do ręki i obgryzać je tak, jak smakowało najlepiej. Pierwszą ćwiartkę zjadł niemal na raz, zostawiając tylko dobrze obgryzione kostki. Po chwili zastanowienia wziął z półmiska jedną z mandarynek i wyjadł z niej miąższ, bo uznał, że to powinno pasować... Ale jednak pieczony owoc był już zbyt zimny. Za to cebulka całkiem całkiem. Głodny jak wilk błogosławiony nałożył sobie jeszcze jeden kawałek kurczaka - tym razem pierś, dla równowagi.
        Jakiś czas później Mitra odsunął od siebie talerz pełen obgryzionych kostek i skórek tych małych pomarańczy. Da je później Żabonowi, bo pewnie łajza i to zje, nieważne, że błogosławiony prawie nie zostawił mięsa na kościach. Ale to później - na razie nekromanta jeszcze siedział i trawił w spokoju, popijając sobie koniak, który ponoć pomagał na trawienie. Nie wiedział czy była to jakaś ludowa mądrość czy też faktyczna medycyna, ale gdy już wypił to co miał nalane, faktycznie nie czuł się aż tak pełny jak wcześniej. Dodatkowo alkohol przyjemnie go rozgrzał - szkoda, że takie drobiazgi nie mogły poprawić humoru.
        Mitra wstał od stołu i obrócił się w stronę salonu, jakby spodziewał się tam kogoś zastać. Nikogo jednak nie było - nic dziwnego - a błogosławiony szybko obrócił się z powrotem w stronę stołu. Jeszcze trochę zamierzał przedłużyć swoją chwilę w samotności, dlatego zaczął sprzątać po obiedzie. Pozostałą połówkę kurczaka zgarnął z powrotem do brytfanki, w której mięso się wcześniej piekło. Do środka szurnął również cebulę i pozostałe mandarynki, a nawet zlał sok, który zebrał się na dnie półmiska. W końcu nakrył naczynie pokrywką i schował je w piecu - będzie ciepłe na później, jeśli jeszcze zgłodnieje pod wieczór. Teoretycznie to wszystko, co Mitra normalnie by zrobił… Ale tego dnia nie zamierzał na tym poprzestać. Zabrał więc ze stołu naczynia i wrzucił je do zlewu… po czym zaczął myć. Można powiedzieć, że zrobił to na złość Aldarenowi, bo przecież mógł to zlecić manekinom, a wynik jego pracy był delikatnie mówiąc fatalny - naczynia był źle opłukane i nieumyte od spodu.
        Nie mając już nic więcej do zrobienia Mitra nalał sobie kolejny kieliszek koniaku i poszedł usiąść przed kominkiem. Dziwnie mu było tak samemu, gdy jego ukochany siedział na górze, raczej nie zajęty czymkolwiek ważnym. Jednak nadal był zirytowany… Niech to, jak długo jeszcze? Jak długo mieli się unikać? Mitra czuł, że w ogóle mu nie przechodzi i bał się, że tylko zatnie się w tym gniewie, a to im na pewno nie pomoże. Powoli błogosławiony doszedł do wniosku, że to nie ma sensu. Odstawił niedopitą szklankę na stół i poszedł na górę.
        Dotarł w końcu pod drzwi pokoju Aldarena. Zatrzymał się tuż przed nimi, zawahał. Usłyszał jak jego ukochany nuci jakąś melodię i chciał ją lepiej usłyszeć, lecz głos skrzypka był zbyt cichy. Mitra wiedział, że choćby nie wiadomo jak się starał nie uda mu się nic więcej usłyszeć, więc sobie odpuścił. Zapukał.
        - Mogę wejść? - zapytał, choć wiedział, że Aldaren go wpuści. Wszedł i przyjrzał mu się uważnie.
        - Całkiem dobry był ten kurczak - oświadczył jakby nic się nie stało, choć unikał wzroku skrzypka. - Dobrze go przyprawiłeś, nigdy w życiu nie jadłem czegoś takiego.
        Po tych słowach błogosławiony zamilkł. Wyszedł na środek pokoju i rozejrzał się, jakby nad czymś głęboko rozmyślał. W końcu znowu na krótko spojrzał na Aldarena - tym razem w jego oczach widać było żal. Zaraz uciekł wzrokiem gdzieś w bok.
        - Chcesz mi coś powiedzieć? - zapytał tonem, który był wyjątkowo ostry jak na jego mowę ciała. - Jesteś słodki jak miód i jednocześnie mnie unikasz. Może powiesz mi… co się stało? I dlaczego? Dobrym obiadem i uśmiechami nie osiągniesz tego, że przestanie mi być przykro. A… naprawdę jest mi bardzo przykro. I ty dobrze wiesz dlaczego. To było dla mnie ważne, naprawdę bardzo ważne. Chciałem pokazać ci jak bardzo ci ufam. Chciałem pokazać ci jaki wyjątkowy jesteś, dać ci coś na dowód mojej miłości - coś, co jest dla mnie naprawdę ważne. Tak, mówiłem, że ich nienawidzę, ale są częścią mnie, bardzo ważną częścią i bardzo… wrażliwą. A ty… jak mogłeś to tak wykpić? - zapytał z ogromnym żalem w głosie. - To o tych włosach i że w ogóle nie patrzyłeś…
        Mitra nie powiedział nic więcej. Zacisnął wargi i pokręcił głową w mieszaninie niedowierzania i poddania się. Już nie patrzył na skrzypka tylko gdzieś w bok.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Aldarenowi nawet przez głowę nie przeszło by obwiniać Mitrę za spóźnienie, ale też nie zamierzał się kłócić. Obaj w tej akurat sprawie zawinili, choć z grzeczności i chciał wziąć winę na siebie, by chociaż tym nekromanta nie musiał sobie głowy zawracać. Ale już jak niebianin tam sobie wolał. Z resztą i tak wampir ewakuował się zaraz do starego pokoju Mitry na drugim piętrze. Po prostu nie chciał być przy tym, gdy Mitra spróbuje tego "chrupiącego kurczaka" i ten mu nie zasmakuje. W sumie to i tak nie miało już raczej znaczenia, skoro i tak nekromanta był zawiedziony tym daniem. I to na samym starcie, gdy zapach okazał się nie być tym, czego się spodziewał.
        No a poza tym, niebianin zasługiwał na chwilę spokoju. Na odpoczynek od wampira, który cały czas mu siedział na głowie, choć zachowując dystans. Aldaren rozumiał, że mogło go to jeszcze bardziej denerwować i był to kolejny powód, dla którego postanowił podarować mu - pewnie dawno upragnioną - chwilę samotności. A to, że niestety samemu się na nią skazywał i w przeciwieństwie do błogosławionego nie potrafił czerpać z niej żadnej przyjemności, nie miało najmniejszego znaczenia. Liczyło się wyłącznie szczęście jego ukochanego nekromanty.
        W normalnym wypadku szybko zaczęłaby doskwierać nieumarłemu nuda i po maksymalnie dwóch minutach wróciłby do salonu, by choćby popatrzeć w milczeniu na swojego partnera. W tym przypadku jednak doskwierała mu samotność, jak wtedy gdy na kilka dziesiątek lat został sam, bo Fausta zabili Łowcy. Tułał się bez celu po świecie, nie mogąc sobie nigdzie znaleźć miejsca i pozwalając by zamek się zapuścił i obrócił ostatecznie w ruinę. Tym razem co prawda jego podróż miała cel, ale miał wrażenie, że uczucie bezsensownej tułaczki w jej trakcie, będzie jego nieodłącznym towarzyszem. Wątpił, by Mitra nadal chciał się z nim wybrać. Mógł się o to założyć. Ale to chyba dobrze... Blondyn będzie miał wreszcie spokój i będzie mógł porządnie sobie odpocząć. Od skrzypka, który zaczął się zastanawiać nad wyruszeniem jak najszybciej. Choćby jutro z samego rana.
        Nucił cały czas w kółko tych kilka tonów tajemniczej melodii, która siedziała mu w głowie i patrzył bez życia na panoramę miasta, przykrywanego coraz cięższym cieniem nadchodzącej nocy. Nie wypatrywał tam niczego konkretnego, o niczym też nie myślał. Po prostu nucił i patrzył, zbytnio się tym nie przejmując, lecz nasłuchiwał przy tym, czy Mitra go może czasem nie woła, by skrzypek mógł choćby zmyć po obiedzie. Marne nadzieje, ale to chyba ostatnie co mu zostało, mającego związek z Mitrą. Niby głupie, tak wiele jednak znaczące dla wampira.
        Tego, że jednak niebianin postanowi do niego na górę się pofatygować, Aldaren w ogóle się nie spodziewał. Już się nawet zaczął zastanawiać czy może Mitra nie darł się już kilka razy wniebogłosy, a on niczego nie usłyszał, i teraz zdenerwowany przyszedł do wampira, by zarzucać mu kłamstwo, za niedotrzymane słowo. W sumie i taka bura się wampirowi należała. Westchnął cicho i przełożył znajdującą się po zewnętrznej stronie parapetu nogę, obie zresztą z niego zestawiając na podłogę, nie wstawał jednak.
        - Proszę - odpowiedział Mitrze, darując sobie dłuższe wypowiedzi, jak choćby "przecież to twój dom" i nadal siedząc na parapecie, choć tym razem o nic się nie opierając plecami i zwrócony frontem do drzwi od pokoju, a w tym wypadku również Mitry, na którego spojrzał uważnie, ale i ze skruchą.
        - Ale nie tego się spodziewałeś - mruknął wampir, wbijając wzrok w podłogę. Był szczerze zakłopotany. - Mogłem od razu powiedzieć, że nie wiem czym jest "chrupiący kurczak" i jak się go robi. Byłbyś wtedy pewnie i tak zawiedziony, ale mniej niż teraz po... tym... - zaciął się, szukając odpowiedniego słowa - ...obiedzie - dokończył, choć nie było to to słowo, którego szukał.
        Zerknął kontrolnie na ukochanego, a gdy zobaczył jego spojrzenie... swoje pełne skruchy wbił już na dobre w podłogę. A przynajmniej na ten moment. Czuł jak się robi coraz mniejszy przy Mitrze, z każdym kolejnym wypowiadanym przez niego słowem.
        - Wiem o tym - mruknął pod nosem tak cicho, że ledwo było słychać, jakby co najmniej mówił do siebie. Powtórzył słabo jeszcze kilka razy "wiem", zapadając się przy tym jeszcze bardziej w swoim poczuciu winy. - Bałem się... - wychrypiał, ale zaraz pokręcił głową, niepewnie ją podnosząc i patrząc szklistymi, pełnymi żalu oczami na niebianina. - Nie chciałem być jak ci co zrobili ci krzywdę... a założyłem, że niewiele by mnie od nich dzieliło, gdybym zaczął się zachwycać twoim ta... twoimi skrzydłami - powiedział już nie siedząc na parapecie, a z czystego szacunku stojąc przed Mitrą, gdy tylko zaczął wyrzucać z siebie co siedziało mu cierniem w boku i dlaczego.
        Ciężko Aldarenowi było utrzymać kontakt wzrokowy i żeby się przed tym powstrzymać, zaciskał z całej siły pięści, niemal wbijając sobie paznokcie w dłoń.
        - Poza tym... wiem, że to żadna wymówka, nie spodziewałem się, że będą czarne... Przypominały skrzydła tamtego anioła, którego znam... On...potrafi zmienić swoją postać, tak, że ciężko go poznać i zwyczajnie spanikowałem... - wydusił z siebie ze wstydem. Nogi się pod nim ugięły jakby był tym wszystkim tak przytłoczony, że nie mógł już dłużej znieść samej świadomości tego, że tak poważnie zranił swojego ukochanego, przez własne urojenia. Klęczał przed nekromantą ze spuszczoną głową. - A mogłem po prostu odpowiedzieć, że nie są tak piękne jak ty i zamilknąć na wieki - wyrzucił, bardziej do siebie niż kierując te słowa do niebianina.
        - Wiem, że to nic nie zmieni, ale naprawdę bardzo cię przepraszam, za to, że tak cię zraniłem. Nie zasługuję na miłość tak wspaniałej osoby jak ty - powiedział tonem pełnym goryczy, choć słychać było, że to drugie zdanie z trudem mu przeszło przez gardło. - Nie chcę cię stracić, ale jestem tak żałosny, że na pewno jeszcze nie raz cię zranię... Może lepiej byłoby gdybym był jak jeden z twoich manekinów... - mruknął, zgadzając się tym na bycie zwykłym, pokornym sługą, gdyby taka była wola blondyna.

        - Niby wiem, że nie powinienem cię po tym wszystkim o cokolwiek prosić, ale... - zaczął po dłuższej chwili, jakiś czas po tym, nieco skrępowany. Wyciągnął zza paska niewielki sztylet, który od czasu zaatakowania go przez Zabora, nosił cały czas przy sobie ukryty pod koszulą. Spojrzał niepewnie na niebianina wyciągając w jego stronę ostrze -...Czy zechciałbyś może pomóc mi w skróceniu moich włosów? - zapytał w końcu, bo przez to jak zaczął i jeszcze wyjmując wcześniej ostrze, można było nabrać różnych domysłów odnośnie jego prośby, a nie coś tak prozaicznego.
        Oczywiście nożem włosów się raczej nie ścinało, ale nie wiedział, gdzie Mitra mógł schować nożyczki. Choćby te, którymi się posługiwał gdy wampir był ranny. W sumie nawet gdyby wiedział, i tak by nie grzebał ukochanemu po szufladach. No a brzytwy nie mógł przy sobie nosić, poza tym jego przyszłość dzisiaj odnośnie nadal wspólnego mieszkania z niebianinem stała pod wielkim znakiem zapytania, a wystarczyło mu tylko miano żałosnego, chędożonego dupka. Nie potrzebował mieć jeszcze dodanego do tego tytułu "złodzieja".
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra machnął lekceważąco ręką, ucinając od razu temat tamtego kurczaka. Nie po to tutaj przyszedł. Nawet nie myślał teraz o tym jak rozminęły się jego kulinarne życzenia z rzeczywistością, miał po prostu ważniejsze sprawy na głowie, a wspomnienie obiadu miało służyć tylko temu, aby tak od progu nie zaczynać od ciężkich tematów. Tak, aby zdążyć podejść do Aldarena i rozeznać się w sytuacji. Później reszta przyszła łatwo – Mitra nigdy wcześniej nie mówił tak wprost o swoich uczuciach, choć nadal nie była to płynna, kwiecista przemowa. Wydawało mu się jednak, że przedstawił skrzypkowi wszystko, co leżało mu na wątrobie i to tak, by nie pozostawić niczego do domysłów.
        Aldaren wyglądał jednak podczas tej przemowy jak kupka nieszczęścia. Ze zwieszoną głową, unikając jego wzroku. Nie by błogosławionemu było łatwo patrzeć na skrzypka, ale zawsze wydawało mu się, że jego ukochany jest bardziej pewny siebie od niego. Może faktycznie wiedział, że nawalił i to całkiem mocno i to była skrucha? Na pewno. Wyglądał jakby był bardzo ostro rugany, choć Mitrze wydawało się, że wbrew pozorom nie był brutalny. Łagodny też nie, ale jak miałby być delikatny, skoro sprawa była poważna? Starał się po prostu zachowywać w miarę racjonalnie.
        Po wyrzuceniu przez Aresterrę wszystkiego, co miał do powiedzenia, przyszła pora na wyznanie Aldarena. Błogosławiony z zaskoczeniem przyjął jego pierwsze słowa – „Bałem się”. Czego on mógł się bać? Może gdyby zaproponował mu, że pójdą na całość, to mógłby się bać, ale takiego tylko pokazania skrzydeł? Mitra tego nie pojmował, aż nie usłyszał reszty. Wtedy westchnął ze współczuciem, pokręcił głową.
        - Oj, Ren… - mruknął, ale nie dyskutował, bo skrzypek jeszcze nie skończył mówić, a skoro on nie przeszkadzał jemu, to błogosławiony też nie zamierzał mu przerywać. Trochę go rozumiał i w sumie było mu miło, że tak wziął pod uwagę jego fobię, ale to nadal nie tłumaczyło wszystkiego. Ale cierpliwości, może w końcu dowie się o co chodziło z tymi głupimi żartami. Wcześniej padła jednak jeszcze jedna, dość zaskakująca kwestia. Mitra był bardzo zaskoczony i… trochę rozgniewany. Jakoś zabolało go to, że jego skrzydła przypomniały Aldarenowi jego poprzedniego ukochanego, ale… Z drugiej strony to nie były miłe wspomnienia. Jeśli dobrze go zrozumiał, wydawało mu się, że to jakiś podstęp, może zły sen, widziadło? Więc czemu był w sumie taki czuły? Albo po prostu to była kwestia skojarzeń, tylko tego - złych wspomnień, tak jak i w jego przypadku to bywało…
        Gdy skrzypek padł na kolana, nekromanta odruchowo wyciągnął do niego ręce, aby go asekurować, ale że nie do końca mu się to udało, po prostu sam przyklęknął przed nim. Przejął się tym, że ciężar tej rozmowy sprowadził jego ukochanego do parteru – gdyby Al spojrzał na niego w tym momencie, dojrzałby żal i troskę w jego niebieskich oczach.
        - Hej, nie mów tak… - sprzeciwił się cicho, gdy Aldaren powiedział, że powinien zamilknąć na wieki. Nie zgadzał się z nim. Ani z tym milczeniem ani z wieloma następującymi po tym zdaniami. Sapnął i wyprostował się, jakby ledwo panował nad gniewem, ale gdy już skrzypek wylał z siebie wszystkie emocje, on nagle jakby się rozluźnił. Pochylił się nad zmarnowanym wampirem i położył mu dłonie na ramionach. Jedną przesunął na jego podbródek i uniósł go, aby mogli spojrzeć sobie w oczy. Nadal miał trochę smutne, ale już łagodne spojrzenie. Powoli burzowe chmury zasnuwające jego spojrzenie się rozwiewały.
        - Nie chcę, byś był jak moje manekiny – oświadczył z przekonaniem. – Bo nawet jeśli czasami mnie urazisz, na każdy taki wypadek przypadają dziesiątki razy, gdy twoje słowa mi pomogły albo chociaż mnie rozweseliły. Więc chcę, byś się odzywał. Ja też nie jestem idealny i bez winy, nieraz cię skrzywdziłem… To tak działa, prawda? Jeszcze wiele o sobie nie wiemy i… oboje mamy za sobą dość trudną przeszłość. Ale to miłe, co mi teraz powiedziałeś – że jestem piękniejszy niż moje skrzydła. I dziękuję ci za to.
        Mitra pogłaskał Aldarena z czułością po policzku, po czym nachylił się i bardzo ostrożnie przygarnął jego głowę do swojego ramienia, prawie jakby się przytulali. Chwilę tak z nim siedział – to chyba najlepszy znak, że skrzypkowi zostało wybaczone.
        - Ale wiesz co – parsknął niebianin. – Jak spanikujesz robisz naprawdę dziwne rzeczy – oświadczył z czułym rozbawieniem. Zaraz westchnął i się uspokoił. - Rozumiem, Ren. Sam tego nie planowałem, mogłeś być zaskoczony… Na następny raz postaram się zrobić to… lepiej. A ty się nie martw, gdy robię takie rzeczy to wtedy, gdy jestem gotów. Nawet gdybyś mnie wtedy dotknął byłoby w porządku. Ufam ci, Ren. I kocham cię. Nie zmieniaj się, proszę. Nie chcę manekina tylko ciebie.
        I w końcu Mitra puścił Aldarena. Wydawało mu się, że było w porządku - usłyszał to, co chciał usłyszeć. Przeprosiny, miłe słowa, wyjaśnienia. Nie chciał, by jego ukochany się tak załamał, ale on był taki emocjonalny… może teraz, po tym, jak zostało mu wybaczone, odzyska humor?
        Wampir miał jednak inny - bardzo oryginalny - pomysł na zmianę tematu. Mitra w pierwszej chwili chciał mu zaprzeczyć i powiedzieć, że prosić może zawsze, bo jest między nimi zgoda. Jednak zabrakło mu słów, a gdy dostrzegł nóż w ręce ukochanego, szeroko otworzył oczy i momentalnie zbladł. Przez jego głowę przemknęły wszystkie najczarniejsze myśli i te wszystkie chwile, gdy Aldaren prosił go, by go zabił. Już nabierał tchu, by zrugać go za głupie pomysły i wybić mu to z głowy, ale wtedy on dokończył swoją prośbę. Mitra nie ukrywał ulgi - odetchnął z ręką na sercu. Przyjrzał się ukochanemu, jakby sprawdzał czy on tak serio pytał.
        - Oczywiście, że ci pomogę - zapewnił w końcu. - Ale nie tym - dodał, zabierając Aldarenowi jego sztylet i kładąc go gdzieś na bok. - I nie tu. Chodź, najlepiej pójdziemy do łazienki. Zmoczę ci głowę, mokre włosy się łatwiej tnie. Chodźmy, zajmę się tym. Fryzjer ze mnie żaden, ale sobie włosy sam podcinam więc i tobie dam radę.
        No tak, w sumie nic dziwnego - jak ktoś, kto boi się obcych spojrzeń i dotyku, mógłby dać się komuś obstrzyc? To też trochę mogło tłumaczyć półdługą fryzurę Mitry, bo coś takiego łatwiej jest utrzymać i zamaskować ewentualne błędy w cięciu.

        Mitra zabrał Aldarena do łazienki niemal natychmiast. Tam szybko się zakrzątnął, ustawiając na środku zydel, wybierając jakieś większe ręczniki i wyciągając z jednej z szuflad pod umywalką nożyczki do włosów.
        - Ren… - zagaił, gdy już sobie pozbierał szpargały. - Mogę ci umyć głowę?
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Aldaren mocno się obawiał, czy wspominanie o Gregeviusie nie pogorszy czasem całej sprawy, Mitra już mu wspominał, że bardzo nie lubił być porównywany do kogoś, ale ten czarny tatuaż skrzydeł na jego plecach... Nie ważne jak bolesna była prawda, zawsze była o wiele lepsza od słodkiego kłamstwa. I bez porównania mniej bolała. Nekromanta miał prawo, aby wiedzieć, dlaczego wampir nie był tak zachwycony jego gestem, jakby niebianin pragnął. No i z tego całego stresu jeszcze palnął taką głupotę - z tymi włosami na plecach... Gdyby tylko Zabor wiedział, że skrzypek sam potrafi się tak mocno upokorzyć, nie tracił by na uprzykrzanie mu życia swoich sił i cennego czasu. Bo po co, skoro wampir sam świetnie potrafił zrobić z siebie błazna? Tak bardzo było mu za to wstyd, że ciężko to sobie nawet wyobrazić. Zapadnięcie pod ziemię to było stanowczo za mało.
        Ale... chyba nie było to konieczne. Czy tylko wampirowi się wydawało, jakby błogosławiony złagodniał? Bał się podnieść na niego wzrok i to sprawdzić. Nie chciał widzieć tego jak bardzo Mitra był na niego zły, jak bardzo go zawiódł. Nie chciał też, aby nekromanta wybaczył mu z litości na widok łez, które ociężale i leniwie, spływały z jego oczu, jakby chciały zostać zauważone i tylko wykopać większy dół pod nieumarłym.
        Kątem oka dostrzegł jakiś ruch, ale nie domyślał się nawet co to mogło być, dopóki na podłogę, w którą się obecnie wpatrywał nie padł większy cień. No i zobaczył przy tym skrawek spodni nekromanty. Nim jednak zdołał zarejestrować, że Mitra dostosował się do jego poziomu, wyraził stanowczy sprzeciw, wobec słów, które przed chwilą padły z ust nieumarłego. Chwycił go również w tym czasie za ramiona i uniósł jedną dłonią lekko jego głowę, by ich spojrzenia mogły się skrzyżować. Boleść i wstyd w oczach skrzypka skutecznie zakrywały pod sobą zaskoczenie, jakie go w tym momencie dopadło. Mitra miał dobre serce, to fakt, ale od tego felernego wieczoru dnia poprzedniego był tak zły, że przecież cały dzisiejszy dzień się praktycznie unikali. Aldaren widział, że nadal nekromancie było przykro za to co mu wczoraj powiedział, ale jego gesty i postawa były raczej pozbawione tego gniewu. I to go właśnie dziwiło, bo wiedział, że nie zasłużył na wybaczenie niebianina. A przynajmniej jeszcze nie teraz. Dlatego był gotów z jego partnera zostać zwykłym służącym, nieumarłym służącym, ale Mitra miał co do tego inne zdanie.
        Nie ważył się mu przerywać, a przynajmniej na początku, bo gdy błogosławiony przypomniał, że przecież sam kilka razy zranił wampira, ten otworzył usta by się kłócić, albo przynajmniej zapewnić, iż to nic takiego i nawet nie pamięta tych przykrości (w ogóle nie pamiętał, by Mitra mu jakąś sprawił, ale pewnie była to kwestia tego, że z miłości do niego, od razu je wypierał ze swojej pamięci). Nie odezwał się jednak, zamknął usta i kiwnął lekko głową, przyznając ukochanemu rację, gdy ten zadał swoje pytanie, choć pewnie było retoryczne. Nie mniej Mitra miał rację. Wielu rzeczy o sobie nie wiedzieli, można by nawet powiedzieć, że nadal się praktycznie nie znali. No bo ile? Nim Aldaren wyjechał na miesiąc znali się półtora tygodnia? Dwa? A od jego powrotu do miasta minął raptem tydzień. Nie mówiąc o tym, że od powrotu wampira są parą. Może wiedzieli dużo więcej o sobie, niż gdyby nadal byli tylko znajomymi, ale nie zmieniało to faktu, że nadal rozciągał się ocean tajemnicy przed każdym z nich wobec tego drugiego. Nie był pewien czy kiedykolwiek je w pełni nawzajem odkryją, ale nie ważne jak długo miałoby to trwać, nie ważne jak wielu rzeczy miałby nie wiedzieć o Mitrze, nie zamierzał rezygnować z miłości do niego. Kochał go jak nikogo innego w całym swoim życiu i nic tego nie zmieni.
        - To miałem na myśli, gdy mówi... - zaczął, lecz zaraz przerwał, gdy dotarło do niego, że powtarzanie tego, iż skrzydła Mitry nie mają dla skrzypka znaczenia, może na nowo urazić Mitrę. Zamiast tego po prostu zamilkł i odetchnął głęboko, rozkoszując się bliskością ukochanego, gdy ten przygarnął do swojego ramienia głowę wampira.
        - Proszę nie przypominaj mi o tym - jęknął skamlącym tonem nadal czując wstyd i będąc poirytowanym na samego siebie, że palnął coś takiego. Tego upokorzenia chyba już nigdy nie zapomni. - Mogłem się domyślić, że wbrew sobie nie zrobiłbyś czegoś takiego. Będę pamiętał, obiecuję. I naprawdę wstyd mi za to co powiedziałem - powiedział nieco się odsuwając, by móc spojrzeć mu w oczy. Chciał, by Mitra wiedział, że skrzypek nie kłamał.
        Gdy się wszystko między nimi ułożyło i na powrót zapanowała zgoda, Aldaren postanowił niepewnie wyjść ze swoją prośbą. Rozumiał w sumie początkową obawę nekromanty, bo faktycznie ten sztylet w dłoniach skrzypka był raczej wymowny, ale nie tym razem. O czym błogosławiony miał okazję się zaraz przekonać, bo nieumarły nie zamierzał, go straszyć czy w ramach psikusa potrzymać go jeszcze chwilę w niepewności.
        Aldaren nie zamierzał się kłócić z nekromantą - co złego było w skracaniu sobie włosów nożem? - i nie utrudniał mu też, więc bez najmniejszych sprzeciwów udał się za nim do łazienki. W sumie to chyba pierwszy raz gdy będą w niej razem. Niby nic w tym dziwnego, skoro mieli ciąć wampirowi włosy, ale mimo wszystko fakt faktem. Skrzypek wydawał się wielce szczęśliwy z tego, że Mitra zechciał mu pomóc uporać się z przydługawą już czupryną nieumarłego. Z czystym zainteresowaniem przyglądał się błogosławionemu, jak ten kompletował wszelkie potrzebne narzędzia i aż ciężko mu było wyjść z podziwu. Choć w sumie nie było się czemu dziwić, skoro przynajmniej od kilkunastu lat niebianin unikał czyjegokolwiek dotyku.
        - Niby nie powinno mnie dziwić, że sam sobie tniesz włosy, ale mimo to i tak jestem pod ogromnym wrażeniem. Naprawdę jeszcze wiele mamy nawzajem do odkrycia - zagaił pogodnie, choć gdzieś tam nadal pobrzmiewało delikatne echo niedawnych smutków i trosk. W sumie obecnie był nawet nieco rozbawiony bo sobie właśnie coś uświadomił.
        - Ty masz osobistego kucharza, a ja fryzjera? - wyraził swoje myśli na głos, chcąc poznać osąd niebianina czy on widział to podobnie. Pobrzmiewało w tym pytaniu jednak sporo dumy, z tego, że mógł się chociażby poprzez kucharzenie jakoś przysłużyć blondynowi, ale i również czułości. Była w tym też ukryta obietnica, że nekromanta będzie jedyną osobą, której wampir kiedykolwiek będzie przygotowywał posiłki.
        Nie sposób jednak było ukryć zaskoczenia, gdy chwilę po tym błogosławiony zadał swoje dość...nietypowe pytanie.
        - Eee... - aż odebrało wampirowi na moment mowę. - Tak... Tak, proszę - powiedział zaraz otrząsając się z tego delikatnego oszołomienia. - Nie krępuj się - dodał posyłając mu czuły uśmiech, choć szybko odwrócił głowę, zdając sobie sprawę z tego, że się nieco zarumienił.
        Z czystą przyjemnością wykonywał polecenia ukochanego, tu schylić głowę, tu zaraz ją wyprostować i trzymać nieruchomo. Rozkoszował się przy tym bliskością Mitry i wszystkim co ten przy wampirze robił. Podczas gdy nekromanta mył mu głowę, choć bardzo się starał to tłumić, kilka razy zdarzyło mu się głośniej zamruczeć, co było jasnym dowodem na to jak miło mu było w tej chwili. Oddawał się przy tym rozmowie z nim, choć jeśli Mitra wolał milczeć, by móc się lepiej skupić, skrzypek nie zamierzał mu tego utrudniać. Zastanawiał się mimo wszystko czy i jemu Mitra pozwoliłby kiedyś chociaż rozczesać mu włosy. Umycie pleców błogosławionemu chyba stało się tak odległym marzeniem, że bardziej prawdopodobne było to, że Czeluści zamarzną, a Prasmok się zbudzi. I to w najbliższym czasie.
        - Pokażesz mi kiedyś jak się robi tego chrupiącego kurczaka? Albo to twoje ulubione danie? - zapytał nagle w którymś momencie, bo naprawdę swoimi kulinariami chciał zrobić Mitrze przyjemność, choć jak się dzisiaj okazało i tym potrafił blondyna zawieść. - Chciałbym jeszcze przed podróżą zrobić ci taką przyjemność - wyjaśnił, gryząc się w język by nie powiedzieć "SWOJĄ podróżą", bo myślał, że po tym co się stało nekromanta raczej postanowi mimo wszystko zostać. Nawet jeśli się względnie pogodzili.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra poczuł wielką ulgę, gdy się pogodzili. Fakt, że zależało to w głównej mierze od niego, bo to on był obrażony, ale i szczerość Aldarena była w tym momencie naprawdę ważna. Mogli już sobie patrzeć w oczy z dawną czułością i nawet ostrożnie żartować. Błogosławiony wiedział, że jego ukochany nie kłamie - to spojrzenie było na to wystarczającym dowodem, a jeśli ktoś był nieprzekonany, ton głosu już nie pozostawiał żadnych wątpliwości.
        - Dobrze, już nie będę o tym wspominał - zgodził się nekromanta, nim przeszli do tematu fryzury wampira.

        Już w łazience, przygotowując się do strzyżenia, Mitra na moment przestał się pilnować i nie zwracał uwagi na to jak skrzypek się na niego patrzył. Zwrócił na niego uwagę dopiero, gdy usłyszał jego komentarz - spojrzał na niego troszkę zaskoczony, mnąc w rękach ręczniki, które akurat wyjmował. W końcu uśmiechnął się blado.
        - Wiesz, kiedyś myślałem czy nie darować sobie obcinania włosów i ich nie zapuścić, ale same z tym kłopoty, kołtunią się pod ubraniem. Więc siłą rzeczy trochę nabrałem praktyki - wyjaśnił. A później ponownie subtelnie się uśmiechnął, znowu pod wpływem komentarza Aldarena.
        - Pasuje mi taki układ - zapewnił z zadowoleniem w głosie. Pomyślał nawet trochę egoistycznie o tym, że “osobisty” oznacza, że Aldaren będzie gotował naprawdę tylko dla niego i podobała mu się ta wizja, choć czuł, że może być trudna do zrealizowania. Jego ukochany miał tak dobre serce, że pewnie gdy już szpital się otworzy i zacznie działać również przytułek, prędzej czy później zawieje go do kuchni, by pomóc przy karmieniu biednych podopiecznych. Błogosławiony nie zamierzał mu mieć tego za złe, obiecał tylko sobie, że dobrze wykorzysta ten czas, gdy ma swojego osobistego kucharza naprawdę na wyłączność. Ale najpierw on miał się wykazać jako fryzjer.
        Pomysł z myciem głowy Aldarenowi przyszedł mu do głowy dość spontanicznie, ale nie zamierzał z tego rezygnować. I tak musiał mu zmoczyć włosy, więc mógł je trochę dopieścić przy okazji. No a skrzypkowi chyba się to podobało. Mitra udawał, że nie zwrócił na to uwagi, ale usłyszał w jego głosie pewne urocze skrępowanie, jakby robił coś, czego nie wypadało.
        - Zawiń sobie kołnierzyk i pochyl mi się nad wanną - poprosił go i gdy Ren wykonywał jego polecenia, on postawił sobie bliżej kosmetyki.
        Mitra nie był doświadczonym balwierzem i nie miał z tym zawodem za wiele do czynienia, ale przecież mycie włosów to żadna filozofia. Bez zakasywania rękawów - bo podświadomie wolał się zamoczyć niż odsłaniać przedramiona - nabrał ciepłej wody do naczynia i już prawie polał nią głowę ukochanego, ale w ostatniej chwili zrezygnował.
        - Pochyl się jeszcze troszkę - poprosił Aldarena, delikatnie palcami naciskając na jego skalp. - Nie chcę ci zalać oczu - usprawiedliwił się. Później już skupił się na swoim zadaniu, choć nie przypominał siebie w chwilach, gdy skupiał się na nekromancji albo medycynie. Wtedy był poważny, a teraz wyglądał na spokojnego - widać było, że czerpie z tego swego rodzaju przyjemność. Z namaszczeniem zmoczył Aldarenowi włosy, palcami rozdzielając ich pasma, aby woda dotarła aż do skóry. Był milczący, ale nie było to ciężkie milczenie. Namydlił dłonie mydłem do włosów i przysiadł na brzegu wanny.
        - Postaram się nie szarpać, ale mów gdybym cię ciągnął - uprzedził łagodnym tonem swojego ukochanego, po czym zabrał się do dzieła. Z przyjemnością wsunął palce między włosy skrzypka i zaczął wcierać w nie pianę. Zgodnie ze swoimi zapowiedziami starał się być delikatny, choć czasami jego palce natrafiły na jakieś splątane kosmyki. Nie sprawiał tym jednak specjalnie dużego bólu, wręcz przeciwnie - jego mycie przypominało raczej głaskanie czy pieszczoty, niż zabieg pielęgnacyjny. Po chwili zaczął coś pod nosem cicho nucić - była to ta melodia, którą Aldaren nucił wcześniej w swoim pokoju. Mitrze często się zdarzało, że niedawno zasłyszane melodie zapadały mu w pamięć i tak je podświadomie powtarzał.
        Pierwszy pomruk skrzypka błogosławiony uznał za przypadkowy, ale gdy ten się powtórzył, Mitra od razu wiedział, że jego ukochanemu jest przyjemnie podczas zabiegów. Jemu również zrobiło się z tego powodu cieplej na sercu i trochę z premedytacją zaczął szukać tych wrażliwych miejsc na jego głowie i ruchów swoich rąk, które to mruczenie wywoływały. Za każdym razem, gdy trafił, subtelnie się do siebie uśmiechał.
        - Byłem rano u Zahiry - zagaił w pewnym momencie rozmowę, bo pomyślał, że Aldaren mógłby chcieć to usłyszeć. - Czuje się dobrze i wygląda też całkiem nieźle. Dobrze się goi, nie ma nowej infekcji, a stara chyba już jest opanowana. Musi jeszcze odpoczywać i nabierać sił, ale Liranth się nią dobrze zajmuje. Był dzisiaj trochę zgaszony, ale bardziej… kumaty, niż wczoraj. Opowiadał mi nawet o wczorajszym wypadzie z dziećmi i o tym jak udekorowali maski.
        I tak mogli sobie rozmawiać. Mitra umył skrzypkowi włosy i w końcu je spłukał. Każąc skrzypkowi jeszcze chwilę siedzieć w tej samej pozycji, osuszył mu głowę jednym z ręczników i dopiero wtedy pozwolił mu usiąść na taborecie wystawionym na środek łazienki.
        - Jak chcesz bym ci je przyciął? - zapytał, zaczynając rozczesywać jego mokrą czuprynę. - Tylko skrócić? Ale wiesz, nie szalej z życzeniami - zastrzegł. A później zaczął ciąć, faktycznie z pewną wprawą, wiedząc jak sobie przytrzymać włosy by nie zrobić krzywdy ani sobie, ani wampirowi i by utrzymać odpowiednią długość, a nie robić “dziur” w jego fryzurze.
        - Nie zimno ci? - upewnił się, bo siedzenie z taką mokrą głową mogło wychłodzić, a on mimo niezłej techniki niestety nie był najszybszy.
        Pytanie o naukę gotowania było dla Mitry trochę zaskakujące, ale całe szczęście nie na tyle, by mu się nożyczki omsknęły. Uśmiechnął się do siebie dyskretnie nim odpowiedział.
        - Możemy jutro zrobić takiego kurczaka z chrupiącą skórką – zaproponował. – Ale na oba dania możemy nie mieć czasu przed wyjazdem. Jeszcze co prawda nie przeglądałem swoich rzeczy, ale pewnie będę musiał coś dokupić. No a skoro mamy wyjechać tuż po tym jak Zahira dojdzie do siebie… To wyjedziemy za trzy dni. Mówiłem ci, że naprawdę szybko wraca do zdrowia - dodał z pewną dumą. Przez chwilę skupił się bardziej na cięciu niż rozmowie, bo pracował przy uchu Aldarena i nie chciał mu zrobić krzywdy.
        - Ale wiesz… - zagaił po chwili. - Ten kurczak co go zrobiłeś był naprawdę dobry, mówiłem poważnie. Dziwny, nigdy takiego nie jadłem, ale smakował mi. Zjadłem połowę - oświadczył, aby nadać mocy swoim słowom. - Teraz trzymaj głowę prosto, nie chcę ci zrobić grzywki od garnka…
        Mitra nie musiał dodawać, że to oznaczało również chwilowe milczenie, bo przecież przy mówieniu głowa się ruszała. Stanął przed Aldarenem i wyczesał mu grzebieniem grzywkę, aby była równa, po czym z namaszczeniem ją skrócił, a gdy to było gotowe, zaczesał ją do tyłu, by woda z mokrych kosmyków nie kapała jego ukochanemu do oczu. Już miał się wyprostować, ale jego spojrzenie spotkało się ze wzrokiem Aldarena i przez chwilę nekromanta dał się złapać tym pięknym niebieskim oczom. Zapatrzył się w nie z czułością, nawet lekko się uśmiechając.
        - Już zaraz kończę - zapewnił szeptem, po czym wrócił do strzyżenia.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Doskonale cię rozumiem – powiedział szczerze, podejmując próbę rozwinięcia dłuższej wypowiedzi w tym temacie. – Elektryzujące się włosy, po założeniu ubrania to akurat żaden problem, gdy położysz się spać z mokrą głową, nie rozczesując przy tym włosów. A i tak z rana zawsze jest problem z ich rozczesaniem. Rozczesywanie długich włosów to chyba najgorsza tortura ze wszystkich, a te przecież od lekkiego podmuchu wiatru potrafią się tak splątać, że przy ich rozczesywaniu trzeba był albo masochistą albo zdecydować się użycie nożyczek do pozbycia się tych kołtunów, przy okazji skracając włosy – opowiedział z ciepłym uśmiechem, posyłanym niebianinowi.
        - Raz się zapuściłem dotąd – odwrócił się do ukochanego plecami i wyznaczył dłonią długość nieco poniżej swoich łopatek – i po tym musiałem cierpieć piekielne katusze, przez co obiecałem sobie, że już nigdy więcej – dodał z lekkim, raczej nieprzekonywującym uśmiechem. Niby teraz był rozbawiony, ale widać było, że jakby na nowo go bolało od rozczesywania swoich włosów w tamtym czasie.
        Te niezbyt przyjemne, choć zabawne wspomnienia odeszły jednak chwilę później w zapomnienie, gdy Mitra zgodził się z wampirem na to, aby niebianin został jego osobistym fryzjerem, podczas gdy nieumarły będzie jego kucharzem. Blondyn chyba nie miał pojęcia, jak bardzo skrzypka cieszyła ta wieść. Oczywiście nie miał pojęcia o gorzkiej refleksji ukochanego, że taki stan rzeczy raczej długo trwał nie będzie, więc nie mógł go zapewnić, że się mylił. Z drugiej strony w sumie Mitra powinien bardziej w nieumarłego wierzyć, bo ten przecież z własnej nieprzymuszonej woli i inicjatywy zakomunikował o tym, że będzie kucharzył wyłącznie nekromancie, a nie był przecież osobą rzucającą słowa na wiatr. Z resztą czas pokaże co z tego wyniknie. Nie mniej Aldaren zamierzał być w pełni wyłącznie dla Mitry i nic nigdy tego nie zmieni. Nawet gdy już szpital zacznie funkcjonować.
        - Aj, aj kapitanie – odparł z entuzjazmem wampir, gdy wydane zostało pierwsze polecenie ze strony nekromanty.
        Co prawda, żeby faktycznie nie pomoczyć ubrania, mógłby zdjąć koszulę, ale to chyba nie był najlepszy pomysł. Nie dzisiaj, nie w tej sytuacji, nie po tym co odwalił wczoraj przed pójściem spać. Inaczej Mitra nie starałby się jak najwięcej swojej skóry zakryć ubraniem. Jeszcze wczoraj nie miał problemów z paradowaniem przed wampirem z chociażby podwiniętymi rękawami, a dziś miał na sobie bluzę, którą bez przesady można by uznać stanowczo zbyt dużą jak na tego szczupłego mężczyznę. Przecież jego dłonie niemal całkiem chowały się w tych rękawach. Nie skomentował jednak tego w żaden sposób, nie dał po sobie również poznać, że w ogóle to zauważył, w sumie nie miał prawa zabronić tego ukochanemu. Mitra był dorosłym, wolnym człowiekiem, więc mógł robić i ubierać się jak mu się żywnie podobało i wampirowi nie powinno być nic do tego. Sam przecież niejednokrotnie był tak schowany pod swoim ubraniem, że mijające go osoby, mogłyby się zastanawiać, czy rzeczywiście mija ich człowiek, czy to nie jest czasem może kupa opętanego przez duchy odzienia. Trzeba się w końcu jakoś chronić przed słońcem. I musiał o tym pamiętać, gdy będzie opuszczał Maurię.
        Spełnił więc bez słowa sprzeciwu prośbę nekromanty, zawinął kołnierzyk praktycznie do środka, maksymalnie pod krawędź koszuli by jak najmniej przeszkadzał i pochylił się nad wanną. Otworzył usta, zerkając na ukochanego, by zapytać czy tak jest dobrze, ale ten nie tylko polecił jeszcze nieco bardziej się pochylić, co sam delikatnie naparł na głowę nieumarłego by najlepiej ją sobie ustawić. Aldaren oparł się dłońmi o krawędź wanny, by czasem nie stracić równowagi, a i jak najdłużej wytrzymać tę pozycję, ale… nie można było powiedzieć, że w pełni była niewygodna, bo przecież jak tylko Mitra naparł nagle, lecz ostrożnie na tył jego czaszki, wampir lekko się wzdrygnął. Gdyby został o to zapytany, nie dałby rady odpowiedzieć, bo nie rozumiał czemu jego ciało tak zareagowało. Zwłaszcza, że nie zostawiało to żadnego dyskomfortu, choćby psychicznego.
        - Nie musisz mi się tłumaczyć najdroższy – zapewnił błogosławionego łagodnie, z delikatnym uśmiechem na twarzy, którego Mitra chyba nie był w stanie dostrzec, gdy skrzypek się tak pochylał.
        Odetchnął głęboko i zamknął oczy, nim woda niczym skromna imitacja wodospadu spłynęła po jego głowie. Był bardzo spokojny, co mogło świadczyć o tym jak wielkie zaufanie miał do swojego partnera. A przecież w tej sytuacji nie tylko był bezbronny, co w ogóle nie spodziewał się jakiegokolwiek zagrożenia. Gdyby Mitra był osobą pragnąca śmieci skrzypka, w tym momencie miałby najlepsza ku temu okazję. Najłatwiejszą, najskuteczniejszą i dla siebie najbezpieczniejszą.
        - Dobrze – odpowiedział nekromancie, gdy ten poprosił o informowanie go, gdyby przez przypadek za mocno wampira pociągnął. Aldaren wolał sobie nie żartować, że Mitra mógłby go ciągnąć do woli. Postanowił bardziej uważać na słowa, a szczególnie w stosunku do nekromanty, którego tak łatwo było zranić, choćby głupim żartem. Więcej nie miał zamiaru popełniać tego samego błędu.
        Oczywiście, ani razu nie powiedział, że Mitra go ciągnie. Niebianin starał się być naprawdę delikatny, a że niesforne, mokre kosmyki lubiły się w swej naturze z sobą zaplątać, nie było winą blondyna. Fakt, skrzypek przy każdym pociągnięciu napinał mięśnie i mocniej zaciskał palce na krawędzi wanny, ale ani razu się słowem nie odezwał. Lepiej – cały czas pozostawał mimo to zrelaksowany, rozkoszując się samą bliskością ukochanego mężczyzny. A kiedy jeszcze z jego strony zaczął dochodzić to niebiańskie nucenie, nie było sposobu by się tym nie rozkoszować w pełni.
        Aldaren uśmiechnął się pod nosem, słysząc melodię, którą sam nucił jakiś czas temu i musiał przyznać – Mitra miał dobre ucho i pamięć. Aż przypomniał sobie ten jeden epizod, gdy pierwszy raz przyszedł do domu nekromanty przed ich wyprawą do Thulle i niebianin, zapominając się, że sam w swoim mieszkaniu tym razem nie był, zaczął nucić melodię, którą poprzedniego dnia grał na skrzypcach wampir. Wtedy ich relacja nie była zbyt pozytywna i skrzypek zwrócił mu trochę złośliwe uwagę, że w kilku miejscach blondyn przekręcił wtedy melodię, fałszując, ale tym razem nie zamierzał pouczać ukochanego. I to nie dlatego, by nie robić mu przykrości. Tym razem naprawdę nie było w jego wykonaniu nic, do czego Aldaren mógłby się przyczepić, choć może to była wina tego, że raczej pamiętał tę melodię jak przez mgłę i prawdopodobnie sam popełnił kilka muzycznych potknięć w jej odtworzeniu. Szczerze powiedziawszy tej raczej kołysankowej melodii słuchało mu się o wiele przyjemniej w wykonaniu nekromanty. Naprawdę w tej chwili zrobiło mu się nie tylko ciepło na sercu, ale i niezwykle przyjemnie. Jakby w tym jednym głosie słyszał cały chór aniołów. Zdecydował się nie mówić o tym Mitrze, nawet komplementując go w ten sposób, bo obawiał się, że nekromanta mógłby się zawstydzić i przestać nucić, a przecież było w tym słychać, że i jemu było miło. Aldaren naprawdę nie chciał odbierać ukochanemu tej przyjemności.
        No i w pewnym momencie zrobiło mu się tak błogo, że nie miał nawet świadomości tego, że było słychać jego pełne przyjemności mruczenie. To natomiast zachęciło nekromantę do poszukiwań wszystkich wyjątkowo wrażliwych miejsc na głowie wampira, którego raz za razem zaczęły przechodzić dreszcze i w pewnym momencie, nie mając o tym pojęcia, nawet zaczął się specjalnie głową nieznacznie nadstawiać, tylko po to by Mitra nie przerywał tego masażu.
        Oprzytomniał jednak, gdy Mitra podjął temat Zahiry.
        - I jak się czuje? Co z nią? – zapytał, otwierając oczy i wpatrując się w białą powierzchnię wanny, na której dno raz za razem spadała piana, której było za dużo na jego głowie, by mogła na niej dalej pozostać, nie poddając się sile grawitacji. Słuchał z uwagą fachowej relacji swojego partnera odnośnie stanu zdrowia żony kupca.
        - Pamiętaj, że najgorsze jest dopiero przed nią. Zdrowie może jej się na nowo pogorszyć podczas pogrzebu z powodu stresu i rozpaczy, więc jeszcze do końca nie możesz być niczego pewny, choć wiadomo zawsze lepiej być dobrej myśli – odpowiedział z pełną powagą, bo naprawdę, choć cieszył się, że Zahira wracała do zdrowia, to nadal się martwił o jej stan. Sam przecież był kiedyś rodzicem, doskonale więc rozumiał jak złe samopoczucie może się odbić na zdrowiu, nawet jeśli ból ojca po stracie dziecka, stanowczo się różni od tego co musi czuć matka. Mimo wszystko miał świadomość, że na tę chwilę najlepiej jest po prostu być przygotowanym na ewentualne pogorszenie się stanu kobiety.
        - Zaczynam mieć wyrzuty sumienia, że grzebałem mu w umyśle, nawet jeśli dziś był bardziej „żywy”, niż wczoraj – wyznał blondynowi, nieco tracąc humor. Naprawdę zaczynało mu być źle, bo wiedział, że przyjaciół nie powinno się tak traktować, choćby ci mieli wpaść w szał i zrobić komuś, bądź sobie krzywdę. To przecież definiowało wolność człowieka i jego wolną wolę, a wampir odebrał kupcowi prawo do odczuwania gniewu w tej, niewątpliwie trudnej dla ich rodziny, sytuacji.
        Westchnął jakby chciał się pozbyć w tym momencie dopadającego go poczucia winy i nieco pocieszył się myślą, o tym, że Liranth wspomniał Mitrze o tym jak i dlaczego w taki sposób, jego dzieci udekorowały podarowane przez nekromantę maski.
        - Gdybyś widział jak bardzo szczęśliwe były z tego prezentu. Paradowały w nich po całym lesie i się bawili w jakieś wymyślne potwory z Mrocznej Puszczy – wspomniał z bladym cieniem uśmiechu na twarzy. Był szczęśliwy, ale też po części zazdrosny. Liranth nawet nie wiedział jakim był szczęściarzem, a jedną głupią decyzją mógł tę całą sielankę zniszczyć. I to była jedyna wymówka, która nie pozwalała Aldarenowi tak do końca załamać się tym, że trwale namieszał kupcowi w głowie.
        - Layli natomiast tak radosnej i pełnej entuzjazmu w „życiu” nie widziałem. Uwierzysz, że ustawiała chłopców po kątach, bo mianowała się księżniczką potworów? – dodał z rozbawieniem, gdy sobie o tym przypomniał. To, że była niewidoma, wcale nie znaczyło, że była słaba i wampir wierzył, że dziewczynka mimo tego daleko zajdzie.
        Jakiś czas później wampir posłusznie wstał od wanny i usiadł na taborecie. Był trochę obolały od stania w tej niezbyt wygodnej pozycji, przez co gdy tylko się wyprostował, musiał się nieco poprężyć i porozciągać nim usiadł, ale ani słowem się na to nie skarżył.
        - Wiesz, to może ja bym prosił tu wydłużone, tu wycieniowane, a tu może ogniście czerwone pasemka. Ah nie zapomnij ich jeszcze wymodelować, by wiesz, były takie grau! Z pazurem – zażartował ostrożnie, bo w sumie ostatnie zdanie niebianina jakby tylko zachęcało do żartów.
        – Chciałem je jedynie skrócić do połowy karku, bo ani ciebie nie chce męczyć i zajmować ci czasu takimi rzeczami, ani siebie nie chcę męczyć z utrzymaniem w ładzie jakiś konkretnych fryzur. Poza tym ani nie mam pomysłu, ani nie widzę siebie specjalnie w jakiejś innej fryzurze. Życie jest stanowczo zbyt krótkie by bawić się w codzienne układanie włosów – powiedział i zdał się na łaskę Mitry uzbrojonego w nożyczki do strzyżenia.
        - Przy tobie nigdy nie będzie mi zimno – powiedział czule, choć wiedział, że może to być raczej oklepany komplement i niezbyt na miejscu po tym co wczoraj…
        Tych wyrzutów sumienia nie pozbędzie się nigdy, ale czemu się dziwić skoro przez to ich związek niebezpiecznie zawisł na cienkim włosku. Mimo wszystko mówił szczerze, bo przy Mitrze raczej nie zdarzało mu się myśleć o jakiś niewygodach czy to związanych z temperaturą, pozycją, czy też ograniczeniami narzucanymi przez nekromantę. Po prostu cieszył się z tego, że nekromanta w ogóle przy nim był. Że miał kogoś, kto mógłby go zawsze wysłuchać, zwrócić się po pomoc, czy po prostu posiedzieć obok w milczeniu, gdy byłoby mu źle, nawet jeśli nie mógłby się rzeczywiście bezpośrednio do niebianina zbliżyć czy go przytulić.
        By nie dać się pochłonąć nostalgii, choć w sumie też po części i przez nią, zapytał czy możliwość nauczenia go robienia tego kurczaka tak jak Mitra lubił, tak jak rzeczywiście chciał go dzisiaj zjeść oraz o tego, którego Mitra tak bardzo uwielbiał, że był jego ulubionym daniem i to z tych czasów, które niebianin raczej miło wspominał.
        Aldaren bardzo się na początku ucieszył, gdy błogosławiony zgodził się na to pierwsze danie, ale zaraz entuzjazm wampira opadł.
        - Oh, no tak… - zgodził się z odrobiną goryczy w głosie, gdy nagle sobie uświadomił co tak właściwie Mitra powiedział. Obrócił zaskoczony naglę głowę, by móc spojrzeć na partnera z szeroko otworzonymi oczami i nieco rozdziawionymi ustami. – Zaraz, to… będziesz chciał ze mną jechać? – zapytał i nie było w tym żadnej ukrytej złośliwości czy niechęci odnośnie tego pomysłu, bo przecież poprzedniego dnia tak bardzo się ucieszył na taką decyzję nekromanty. Jego zaskoczenie brało się po prostu z tego, że po tym jak bardzo ubodły niebianina wczorajsze słowa wampira, nieumarły zakładał, że przyjdzie mu wyjechać raczej samemu, a tu taka miła niespodzianka.
        - W takim razie nauka robienia twojego najulubieńszego dania może poczekać! – zakrzyknął z entuzjazmem jak małe dziecko i wyszczerzył przy tym swoje kły w szerokim, dowodzącym pełnej radości uśmiechu. Na moment się nad czymś zamyślił, ale zaraz znów żywo pokiwał głową zgadzając się na pomysł zarządzenie Mitry. Za dwa dni miał być pogrzeb córki Liranthów, więc będą mieli jeszcze jeden dzień na obserwację kobiety czy faktycznie wszystko z nią w porządku nim wyjadą.
        - Wybacz, już się nie ruszam! – niemalże zaskomlał i faktycznie, znów siedział prosto i bez ruchu, jakby kija połknął, gdy uświadomił sobie, że przed chwilą omal nie stracił ucha i jedynie utrudniał w ten sposób pracę ukochanemu. Nawet odpuścił sobie oddychanie, którego w sumie i tak do życia nie potrzebował, ale w sumie z przyzwyczajenia pozwalał sobie na tę przyjemność. W końcu lubił być bardziej ludzki, niż wampirzy.
        - Miło mi to słyszeć – odpowiedział nekromancie, nie tylko uprzejmie, ale i szczerze. Nawet posłał mu ciepły uśmiech. – Nie jestem jednak przekonany, by kiedyś jeszcze go powtórzyć, bo wolałbym jednak robić ci do jedzenia to co chciałbyś zjeść, a nie takie… niespodzianki – wyznał trochę ze wstydem i poczuciem winy, bo przecież obiecał ukochanemu zrobić mu dokładnie to, czego ten oczekiwał, a efekt końcowy raczej dość poważnie się z tymi oczekiwaniami minął. I szczere chęci nie miały tu nic do znaczenia. Miało być po prostu DOBRZE wykonane zadanie, a nie jedynie w jakimś tam odległym stopniu.
        Po zaleceniu blondyna, już siedział cicho, trzymał głowę w jednym miejscu i nawet palcem nie ruszył, wpatrując się przed siebie. I wydawałoby się to prostym do wykonania zadaniem, gdyby nie stanął przed nim Mitra, gdyby jego cudownie błękitne oczy w kolorze płatków bławatów nie utkwiły w spojrzeniu wampira.
        To… Było naprawdę ciężkie do wykonania zadanie. Mitra był taka blisko… Żal zaczął na nowo wzbierać w nieumarłym i będzie go to chyba dręczyć już do końca jego dni, nawet jeśli Mitra mu przecież względnie wybaczył. Aldaren walczył w tym momencie z sobą, by się temu nie poddać, by nie poddać się chęci chociażby wyciągnięcia dłoni, by pogładzić blondyna po policzku. Chciał głębokim oddechem, wyrzucić z siebie to wszystko co się w nim kłębiło w tym momencie, ale nie mógł się poruszyć. Nie chciał zepsuć całej pracy Mitry, jaką ten pieczołowicie włożył w staranne ostrzyżenie skrzypka. Wymagało to nie lada wysiłku i wyjątkowo silnej woli.
        Udało mu się jednak wytrzymać do samego końca, lecz nawet wtedy nie odetchnął, ani nie poddał się swym pragnieniom. Wolał zapewnić tego dnia ukochanemu maksimum wolnej przestrzeni, by ten mógł się czuć komfortowo i być może, by na nowo nekromanta mógł zaufać nieumarłemu.
        Strzepnął z siebie fragmenty ściętych włosów tyle na ile mógł nie pozbywając się ubrania i zabrał się za sprzątanie swoich kłaków z podłogi, Mitrze zostawiając doprowadzenie do porządku nożyczek i odłożenie na miejsce kosmetyków.
        Później wieczór minął im raczej spokojnie. Aldaren zrobił ukochanemu skromną kolację wykorzystując do tego pozostałego kurczaka, którego zwyczajnie obdarł z mięsa, układając je na kanapki. Nie darował też sobie obiecanego koncertu, po którym w sumie poszedł się przebrać do spania, a następnie ułożył się do spoczynku. Tak jak planował, cały czas miał na uwadze zapewnienie ukochanemu jak najwięcej komfortu i bezpiecznej przestrzeni, nie narzucał się mu, nie dążył do żadnej bliskości, choćby przytulenia się. Dał też jasno do zrozumienia, że jeśli Mitra nie jest jeszcze zmęczonym nie musi wcale kłaść się razem z nim. W nocy jednak, gdy tylko wyczuł nekromantę leżącego obok siebie, darował sobie bezpośrednie zbliżenie się do niego, by go przytulić, ale okazał swoją czułość w bardziej subtelny sposób, po prostu chwytając go delikatnie za dłoń, którą przez sen przez pewien czas łagodnie gładził kciukiem, nim zapadł w głębszy sen.
        I tak jakoś im upłynęło tych kilka dni. Następny był zwykły jak kilka ostatnich – Aldaren przyszykował śniadanie, dał Mitrze zająć się jego pracą, jeśli ten wyraził taką potrzebę, w tym czasie wampir sprzątnął, mogli udać się razem na zakupy, a po tym uczył się i kucharzył razem z Mitrą, przy przygotowywaniu kurczaka z chrupiącą skórką na obiad. Cieszyli się swoim towarzystwem, rozmawiali. Kiedy była taka konieczność, Aldaren zostawiał Mitrę samego, by ten mógł się skupić na własnych sprawach i albo w tym czasie wampir zajmował się Żabonem, albo grał cicho w salonie na skrzypcach, by nie przeszkadzać ukochanemu, ale może umilić mu choć trochę w ten sposób pracę.
        Następnego oczywiście udali się na pogrzeb, gdzie okazywali wsparcie wyrzucającej swoją rozpacz nad grobem dziecka kobiecie i jej rodzinie, pomogli ile mogli i wrócili do swoich sprawunków.
        Trzeciego dnia, obaj udali się sprawdzić stan Zahiry po czym skompletowali cały potrzebny do podróży ekwipunek. Aldaren jak zwykle zajął się przygotowaniem posiłku po powrocie do domu, sprzątaniem i opracował z Mitrą dokładny plan podróży, ostrzegając go, że będą musieli zatrzymać się w Nimerin, gdzie wynajmą pokój na noc, ale stamtąd ich droga będzie już stosunkowo szybsza.
        Kiedy wszystko było ustalone, oni byli spakowani, mogli bez większych przeszkód ułożyć się do snu. Aldaren nadal starał się mieć cały czas na uwadze komfort Mitry, więc gdy ten nie przejawiał żadnej chęci bliskości z wampirem, czy chociaż okazania nieumarłemu subtelnych czułości, ten ich na blondynie nie wymuszał. W końcu to do nekromanty miało należeć przesuwanie granic i chyba dopiero od tego felernego wieczoru przed czterema dniami Aldaren rzeczywiście zaczął się do tego układu stosować. Miał nadzieję, że dzięki temu Mitra lepiej się poczuje w ich związku. Wampir cały czas naprawdę się starał by wszystko było dobrze, mimo tego że zostało mu wybaczone. Po prostu, chciał dla ukochanego jak najlepiej, chciał by ten był naprawdę przy nim szczęśliwy i czuł się bezpiecznie, choć wątpił, by udało mu się na nowo odbudować zaufanie jakim jeszcze do niedawna nekromanta go darzył. W sumie dla skrzypka to nie było już aż tak ważne. Najbardziej liczyło się to by niebianin czuł się dobrze i był szczęśliwy.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Rozmowa o minusach długich włosów nie robiła na nekromancie jakiegoś dużego wrażenia i poza przytakiwaniem nie miał nic do dodania - wiele z tych informacji musiał brać na słowo, bo przecież nie miał za bardzo okazji doświadczyć targania włosów wiatrem. Zainteresował się jednak bardzo żywo, gdy Aldaren oświadczył, że kiedyś miał bardzo długie włosy - zapatrzył się na niego, ewidentnie próbując to sobie wyobrazić.
        - Wiesz co… - mruknął w końcu. - Nie wiem co cię do tego wtedy pchnęło, ale coś mi mówi, że to by ci nie pasowało. W krótkich wyglądasz… ładnie - wyznał. - Więc jak tylko się zapomnisz i zapuścisz, to ja cię będę gonił do strzyżenia - zadeklarował. - No, to chodź, zaczynamy, byś nie musiał już cierpieć takich katuszy.
        Ton błogosławionego był lekki, jakby nic między nimi wcześniej nie zaszło. Nie chował do ukochanego żadnej urazy, a że przy tym mimo wszystko odezwały się jego dawne fobie z odsłanianiem ciała… Cóż, to było silniejsze od niego. Nie dość, że tego nie kontrolował to jeszcze nawet tego nie zauważał - to działo się samo, jak przez te wszystkie poprzednie lata. Pocieszający mógł być jednak fakt, że równie naturalnie przychodziło mu przełamywanie niektórych barier, więc może nie będzie tak najgorzej z jego powrotem do dawnych czułości.
        Nieśmiałym początkiem takiego powrotu do normalności było już samo mycie głowy Aldarena, w którym to oboje odnajdywali swego rodzaju przyjemność. Mitra pozostawał mimo wszystko czujny i starał się wyłapać nawet najmniejszą oznakę tego, że robi swojemu ukochanemu krzywdę - domyślał się, że ten się nie odezwie wcześniej, niż w chwili, gdy błogosławiony będzie trzymał w garści wyszarpany przemocą z jego skalpu pęk włosów. A on naprawdę nie chciał mu robić nawet najmniejszej krzywdy. Wiedział, że to niemożliwe, bo fryzura Aldarena była dość poplątana, ale starał się z tym walczyć jak tylko mógł. Skupiony zaczął nucić, nawet nie przypuszczając, że skrzypkowi tak to się spodoba i jednocześnie przywoła wspomnienia dnia, gdy się poznali. Zdawało się, że to było tak dawno, tyle już razem w międzyczasie przeszli, tyle się wydarzyło… Mitra nie żałował ani chwili z tych spędzonych razem dni, żal mu było tylko tego okresu, gdy Aldaren wyjechał a on został w mieście. Gdyby mógł… Nie, chyba nie zmieniłoby decyzji. Kto wie co by się stało, gdyby skrzypek wtedy nie wyruszył. Może nie byłoby mowy o szpitalu, a młody lord wkrótce zostałby wplątany w polityczne intrygi, które rozdzieliłyby ich na dobre. No a na wspólną podróż tak daleko wtedy jeszcze nie był gotowy. Więc choć żałował, nie cofnąłby czasu i nie zrobił niczego inaczej. Tak było dobrze.
        Niech to, jaki Aldaren był słodki, gdy tak się nadstawiał na pieszczoty jak duży kociak… Jak można było się na niego gniewać? Nic tylko głaskać i drapać. Ale jednak błogosławiony się odezwał, bo i było o czym gadać - w końcu Zahira była ich wspólna znajomą, a dla skrzypka była wręcz przyjaciółką. No i wampir od razu udowodnił, że w istocie go to interesowało - zapytał co z nią, jak się czuje.
        - Tak, masz rację. - Mitra bez dyskusji zgodził się z nim, gdy ostudził jego entuzjazm, wspominając o pogrzebie. Brał to pod uwagę, choć może nie przywiązywał do tego takiej wagi jak wampir - to była kwestia doświadczeń. Niemniej nie zamierzał zostawić Zahiry samej sobie, tak nie robi ani dobry lekarz, ani dobry znajomy.
        - Dobrze zrobiłeś, nie przejmuj się. - Błogosławiony pocieszył ukochanego, gdy ten przyznał się do wyrzutów sumienia po sytuacji z hipnozą Lirantha. - Teraz jest już naprawdę dobrze.
        Historie o dzieciach im obu poprawiły humor - Mitra parsknął parę razy z rozbawieniem na wieść, jak to niewidoma dziewczynka rządziła chłopakami. Księżniczka potworów - to mogła wymyślić i zrealizować z taką gracją jedynie trzylatka.

        - Pff, tylko tyle? - zakpił błogosławiony, gdy jego ukochany zaczął pajacować z pomysłem na swoją fryzurę. - Jeszcze bym ci zrobił do tego grzywkę i zakręcił na końcach.
        Na wargach niebianina widoczny był subtelny uśmiech - ten żart i jemu się spodobał. Ale gdy Aldaren już powiedział co konkretnie chce, on potraktował to z całkowitą powagą. Kiwnął głową, na próbę tnąc nożyczkami powietrze.
        - Czyli mniej więcej tak jak miałeś tylko skrócić - podsumował. - Dobrze, siadaj.
        Czułe słowa po swoim pytaniu o to, czy Aldarenowi nie jest zimno, skomentował cichym, może troszkę skrępowanym “komplemenciarz”. Było mu miło i nawet nie komentował, że przecież nie o to pytał, ale skoro jego ukochanego trzymały się żarty to uznał, że nie mogło być źle. Kontynuował, rozmawiając z Alem o gotowaniu. Nie spodziewał się, że w tej całej dyskusji o kurczakach kryło się drugie dno i zakamuflowane wątpliwości skrzypka co do wspólnej podróży. Dlatego wyglądał na zdezorientowanego, gdy jego ukochany tak gwałtownie zareagował. Już prawie miał się oburzyć, że ten w niego wątpił, ale ta późniejsza fala entuzjazmu zgasiła focha, nim ten się rozszalał w tej kędzierzawej głowie.
        - No pewno, że nadal chcę, głuptasie - oświadczył mu. - A teraz się nie ruszaj, bo ci ucho utnę - zagroził w żartach i ponownie ustawił jego głowę prosto. Co nie przeszkadzało im dalej rozmawiać, wracając do tematu kurczaków.
        - Może kiedyś powtórzymy tego kurczaka w pomarańczach - zasugerował, myląc jednak składniki dania. - Wiesz, od czasu do czasu nie zaszkodzi mi, jak spróbuję coś nowego…

        - Gotowe - oświadczył jakiś czas później, gdy skończył strzyżenie. Bez słowa, ale w wyjątkowej harmonii dogadali się co do tego kto co ma sprzątnąć. Później zaś w zgodzie spędzili wieczór przy grze Aldarena, która bardzo uspokoiła Mitrę i pozwoliła mu się odprężyć. Jak zawsze był pod wielkim wrażeniem umiejętności skrzypka i nie potrafił wyrazić jak piękna jest jego gra. Trochę egoistycznie poprosił o bis nim oboje udali się na spoczynek. Choć wampir zasugerował mu, że może jeszcze posiedzieć jeśli ma ochotę, Mitra z tego nie skorzystał - był zmęczony po trochę nieprzespanej nocy i trudnym dniu, dlatego położył się do snu razem z nim. Choć nie zrezygnował z koszulki z krótkim rękawem, w której z reguły spał, tego wieczoru miał na sobie dłuższe spodnie, co w sumie i tak nie robiło dużej różnicy, gdyż Mitra i tak zawsze przykrywał się po samą brodę. Faktycznie zmęczony tym dniem, życzył swojemu ukochanemu dobrej nocy i niemal od razu zasnął. Gdy jednak Aldaren ujął go za dłoń, on podświadomie zacisnął palce na jego palcach. Był to gest subtelny, jak to przez sen, ale na pewno szczery. Mitra nie był już zły na Aldarena… Tylko trochę potrwa, nim ponownie zbuduje swoją pewność siebie, którą utracił poprzedniego wieczoru.
        Następnego dnia Mitra wybrał się ze swoim ukochanym na zakupy, aby zaopatrzyć się przede wszystkim w składniki do przygotowania chrupiącego kurczaka, na którego się umówili. Okazało się, że to bardzo proste danie z niewielką ilością składników - praktycznie tylko kurczak i trochę przypraw, z czego większość Mitra i tak miał w domu. Przy okazji kupili też zioła, które nekromanta uznał za przydatne w najbliższych dniach - chciał przygotować się do drogi i sporządzić kilka mikstur. Gdy już wrócili do domu i od razu zajęli się gotowaniem - pieczyste potrzebowało wszak sporo czasu w piecu - Mitra zarządził, że on będzie tylko stał i dyrygował, a Aldaren ma wszystko robić sam. Całe szczęście zadanie nie było trudne - wystarczyło oczyścić kurczaka i zarówno z zewnątrz jak i od środka natrzeć przyprawami zmieszanymi z olejem, a później zawiesić na ruszcie w piecu i reszta już działa się sama. Mając trochę czasu dla siebie, Mitra nieśmiało napomknął, że chciałby popracować, skoro mają wkrótce wyjechać. Zszedł więc do swojej piwnicy, gdzie zajął się warzeniem mikstur i siedział tam aż do obiadu. Ten udał się wprost znakomicie i błogosławiony bardzo chwalił zdolności kulinarne swojego ukochanego, nawet jeśli ten skromnie twierdził, że to nie jego zasługa.
        Po obiedzie Mitra wrócił do pracy, lecz nie minęło wiele czasu, gdy wrócił stamtąd z naręczem książek, które ostatnio przywlókł z Wieży. Usprawiedliwił się, że w sumie zamierzał teraz je przeglądać, więc jeśli jemu to nie będzie przeszkadzało, chętnie czytałby słuchając jego muzyki.
        No i tak to trwało - poza przygotowaniami do drogi Aldaren grał albo sprzątał, a Mitra się uczył, cały czas kręcąc się gdzieś obok. Choć nie zdarzały mu się takie zrywy namiętności jak przed niedawną kłótnią, nadal dawało się go od czasu do czasu przytulić, a i on zdobywał się czasami na pieszczoty - pogłaskał Aldarena po ramieniu, policzku, oparł głowę na barku, dał buziaka na dzień dobry. Cały czas nosił niestety przy tym luźniejsze, bardziej okrywające ubrania. Pewnym pocieszeniem było to, że ani na chwilę nie zdjął bransoletki zaręczynowej. Nie mieli jednak za wiele czasu, aby o tym porozmawiać czy próbować przełamywać ponownie lody, bo i tak w ich życiu wiele się działo. Choćby ten pogrzeb Aysu. Mitra w trakcie składania kondolencji pozwolił sobie na pokrzepiające położenie dłoni na ramieniu Zahiry i Lirantha - dla postronnych taki gest znaczył niewiele, ale w jego przypadku świadczył o dużym zaangażowaniu emocjonalnym i szczerości wyrażonego żalu. Do końca dnia był przez to nieco przybity.
        Gdy nazajutrz udali się ponownie by odwiedzić rodzinę kupca, Mitra był już w trochę lepszym nastroju, a to, że poza smutkiem Zahira nie podupadła na zdrowiu, przyjął z wielką ulgą. Dał jej jeszcze ostatnie zalecenia, by szybciej wracała do siebie, ale wiedział, że ran na sercu matki, która przedwcześnie straciła dziecko, nie wyleczą żadne lekarstwa. Tu potrzebny był czas i wsparcie bliskich - Mitra w duchu był przekonany, że i jedno i drugie uda jej się otrzymać, dlatego był o nią w miarę spokojny.
        Później, gdy już był z Aldarenem w domu, zdawał się być trochę spięty. Podczas rozmowy o podróży wyglądał jak uczeń podczas bardzo wymagającego wykładu, do którego nie do końca się przygotował, choć gdy zadawał jakieś pytania albo wtrącał swoje uwagi, były one konkretne i wypowiadane spokojnym tonem. Po wszystkim nekromanta ostatni raz sprawdził spakowane rzeczy, a później oświadczył, że chce jeszcze sprawdzić czy w pracowni nie zostawi sobie jakiejś niespodzianki na powrót - choćby gnijących składników - i poszedł do piwnicy, by to sprawdzić. Przy okazji dyskretnie upuścił sobie odrobinę krwi (co robił praktycznie codziennie od kiedy tylko znalazł się w posiadaniu magicznej butelki) i gdy szedł do sypialni, schował niepełne naczynie w swoich rzeczach. Tak by mieć ją na wszelki wypadek dla Aldarena…
        Już wieczorem, gdy położył się spać, przysunął się do swojego ukochanego i patrzył na niego tak, jakby chciał coś powiedzieć, ale jeszcze się do tego zbierał i potrzebował odrobiny czasu. Mogło się to wydawać trochę niepokojące, ale całe szczęście Aresterra nie trzymał swojego ukochanego długo w niepewności.
        - Ren… - zagaił w końcu. - Wiesz… Trochę się stresuję tą podróżą. Dawno nie opuszczałem Mrocznych Dolin ani nie opuszczałem domu na tak długo. Ale cieszę się, że jadę z tobą - zapewnił bardzo szczerze. Wysunął spod kołdry rękę i ujął nią dłoń Aldarena. Z lekkim wahaniem położył ją sobie na policzku, przymykając przy tym oczy.
        - Mogłem jechać z tobą wtedy za pierwszym razem - mruknął. - Wyobrażasz to sobie? Ale by było... - żartował, choć mówił jakby już w połowie spał. Tak chyba próbował maskować stres. - Ren... Pamiętasz jak kiedyś obiecałeś mi kołysankę? Mógłbyś mi coś zanucić? Boję się, że nie zasnę tej nocy - wyznał, w końcu wyrzucając z siebie to, co chciał powiedzieć już na samym początku, tylko brakowało mu trochę odwagi.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Tak...cóż... - mruknął z lekkim zakłopotaniem, drapiąc się palcem po policzku i patrząc przy tym nieco w bok. - Brak czasu, moje własne niedbalstwo, lenistwo - odpowiedział w końcu i zaraz był gotów spieszyć z wyjaśnieniami: - Wędrując od miasta do miasta nie ma się zbyt wiele czasu na tego rodzaju przyjemności, bo gdy po tygodniach wędrówki dochodzisz w końcu do miasta myślisz tylko o tym by zjeść coś ciepłego i porządnego, co nie jest żylastym,pozbawionym smaku dzikiem, którego z trudem udało ci się upolować. Choć taki posiłek w karczmie to praktycznie tylko formalność, bo myślami przeważnie człowiek jest już w miękkim i ciepłym posłaniu, w bezpiecznych czterech ścianach, w których nie trzeba się zrywać przez najcichszy szelest. Poza tym całkiem zapomniałem, że należałoby skrócić włosy, bo nie widziałem swojego odbicia, a Faust zdawał się mieć akurat takie rzeczy w nosie - dodał z rozbawieniem.
        - Miło mi to słyszeć, że w krótkich ci się podobam - powiedział z zadowoleniem interpretując komplement ukochanego oczywiście na swój sposób. Choć może i by się to zgadzało z tym co na myśli miał Mitra. - W takim razie nie zapomnę o tym, by regularnie obcinać włosy, a jeśli mi się zdarzy, będę ci niezmiernie wdzięczny za przypomnienie, gdy się zarosnę i przestanę być ładny - zażartował lekko, nie tylko posyłając niebianinowi szeroki uśmiech, ale i również puszczając mu oczko.
        Gdy już załatwili tę kwestię, Aldaren bez żadnego problemu dał sobie umyć głowę, czerpiąc przy tym niemałą przyjemność. Z resztą i Mitrze chyba było w tym momencie miło, bo raczej gdyby nie czuł się najlepiej, nie zacząłby nic nucić. I choć wampir chciałby, aby ta chwila nigdy się nie kończyła i trwała wiecznie, pozostawało kilka bardzo ważnych tematów, których nie wypadało nie poruszyć. Rozwinął się więc i wyczerpał temat związany ze stanem zdrowia Zahiry, z wzięciem pod uwagę tego, że może się pogorszyć podczas pogrzebu, po czym przeszli do dużo przyjemniejszej rozmowy o dzieciach kupca.

        - Jak w gratisie dorzucasz, to dawaj - zachęcił z rozbawieniem skrzypek, gdy Mitra zakpił z marnych życzeń wampira odnośnie tego, jaką chciał mieć fryzurę. W sumie to całkiem rzadko tak sobie żartowali, częściej właśnie to wampir się wydurniał i w większości przypadków kończyło się to podobnie jak zeszłego wieczoru - nieumarły coś palnął dla rozluźnienia uwagi i dla żartu, a w ostateczności okazywało się, że żart raczej kiepski, któremu bliżej do naprawdę podłej obelgi. Na szczęście postanowił z tym skończyć i miał do tego nawet bardzo dobrą motywację.
        - Nie zdążyłbyś go odciąć, bo już byś je przyszył - odparł z całą pewnością, co mogło również podchodzić pod komplement, tym razem wobec medycznych umiejętności blondyna. Dałby sobie rękę uciąć, że z obojgiem uszu na miejscu również wyglądał "ładnie" dla Mitry, więc nekromanta nie dałby skrzypkowi chodzić tak okaleczonym. W prawdzie na zapewnienie Mitry o tym, że chciał nadal jechać z nim, nic nie odpowiedział, ale radość skrzypka, jaka wstąpiła mu na oblicze, powinna najlepiej blondynowi uświadomić, jak bardzo wampir się cieszył na tę wieść i jak wielką ulgę odczuł po jej usłyszeniu.
        No a po tym przeszli do rozmowy o kurczakach.
        - Wolałbym jednak, byś mógł się zajadać tym, czego się spodziewałeś na obiad, niż ryzykować z nowościami. Zależy mi na tym by było ci dobrze i byś był zadowolony. Nawet z głupiego kurczaka w chrupiącej skórce - powiedział szczerze, przy czym tym razem to on przekręcił nazwę potrawy.

        I tak im jakoś zleciał wieczór i następnych kilka dni. Nie tylko w tym czasie spędzili z sobą trochę czasu na prozaicznych rzeczach jak choćby granie przez Aldarena na skrzypcach, podczas gdy Mitra studiował przyniesione z Wieży książki o medycynie. Załatwili również sprawy na mieście, byli na pogrzebie i dzień później sprawdzali jak się Zahira z Liranthem trzymają. A ponad to udało im się przygotować w większej mierze do podróży. Zostało co prawda jeszcze kilka spraw bardziej teoretycznych, jak sposób podróży, czas, droga... to, że będą przynajmniej jedną noc musieli przespać w karczmie. Aldaren widział, że Mitra jest trochę zestresowany, dlatego starał się wszystko wyjaśnić na spokojnie, wprowadzać zmiany w ogólnych zarysach swoich planów, tak by nekromanta nie czuł się aż tak źle, by wiedział, że w tym wszystkim również jego zdanie jest ważne i że Aldaren je respektuje, starając się dojść do najlepszego rozwiązania, które satysfakcjonowałoby ich obu.
        Podjęli również decyzję odnośnie Żabona, co zrobić z małym demonem, by nie czuł się samotny, nie narozrabiał sam w domu i (co dla brzydala najważniejsze) by nie padł z głodu. Ustalili, że najlepiej będzie dać go pod opiekę rodzinie Lirantha, gdzie dzieci polubiły maszkarę, a gdy będą zajęte opieką nad demonem, nie będą zbytnio siedzieć rodzicom na głowie. Gdyby Xargan miał się nim zajmować, Aldaren wątpił by mały demon to w ogóle przeżył, a jeśli tak, to bardzo możliwe, że po powrocie zastaliby po prostu mniejszą, brzydszą i bardziej cuchnącą wersję Xargana. W prawdzie zdemoralizowany demon podchodzi pod paradoks, ale wampir naprawdę by się nie zdziwił, gdyby coś takiego miało miejsce. Niby mogliby oddać potworka Liliannie, ale... skrzypek wątpił by nadal chciałaby z nimi utrzymywać jakiś kontakt, po tym jak Żabon zeżarłby z nudów czy przez zwykłą różnicę poglądów, połowę jej nieumarłego, kociego stadka. Definitywnie Liranth był najlepszą opcją jaką mieli.
        Gdy wszystko mieli już praktycznie ustalone, byli spakowani i gotowi do podróży, mogli bez wahania przygotować się do snu. Nie było to jednak takie łatwe jak mogło by się zdawać, wystarczyło jedynie spojrzeć na Mitrę. Był nieco poddenerwowany i wyglądał jakby nie wiedział czy rzeczywiście chciałby decydować się na tę podróż. Wyglądał jakby miał zaraz przeprosić, że jednak nie da rady i zostanie w domu. Aldaren nie miałby do niego o to żalu i rozumiałby w zupełności jego decyzję, ale...i tak musiałby wyjechać, choć bardzo by nie chciał zostawiać Mitry samego. Niestety później mógłby już w ogóle nie mieć czasu na wyjazd przez szpital, a przecież ta podróż miała rozwiązać kilka ważnych kwestii właśnie ze szpitalem związanych.
        Cisza się przedłużała, a wampir już był pewien swoich domysłów i tego, że przyjdzie mu jechać jednak samemu. Odetchnął głęboko i już otwierał usta, by zapewnić zestresowanego partnera, że rozumie jego decyzję, choć żadna z jego strony jeszcze nie padła, lecz w tym czasie odezwał się blondyn i rozwiał obawy nieumarłego. Choć w sumie Aldaren zaczął się przez to martwić o ukochanego i mieć wyrzuty sumienia, że chciał go tak ciągać przez kilkadziesiąt dużych smoków na jakieś wygwizdajewie dolne.
        - To zrozumiałe, że się denerwujesz, ale zapewniam, że wszystko będzie dobrze - obiecał łagodnym tonem, nie tylko gładząc blondyna po policzku, ale całując go również czule w głowę, jakby to miało ukoić jego nerwy. - Nic się pod twoją nieobecność nie stanie, a i wrócisz cały i zdrowy. Jedyne czego mógłbym się obawiać w twoim przypadku, to tego, że tak mogłoby ci się spodobać, że nie chciałbyś w ogóle wracać albo niedługo po powrocie, chciałbyś ruszyć gdzieś znowu - zapewnił z lekkim rozbawieniem, bo mogłaby zaistnieć taka sytuacja.
        - Oj, nie wiem czy Trytonia by się po czymś takim pozbierała - podjął żart, delikatnie się uśmiechając. Nie mógł oderwać wzroku od ukochanego, który próbował pogrążyć się we śnie. Nie spodziewał się jednak, że był to jedynie sposób na stres i nabranie nieco pewności siebie, by w końcu wyjść ze swoją prośbą. Aldaren był tym naprawdę wzruszony, ale i zmartwił się jeszcze bardziej.
        - Może wcześniej zaparzyć ci jakiś ziół na sen albo chociaż przynieść ci gorącego mleka, bo podobno pomaga jak ktoś nie może usnąć? - zaproponował z przejęciem. Nie była to jednak wymówka przed tym, by nic niebianinowi nie nucić, przemawiała przez wampira w tej chwili wyłącznie troska.
        Ostatecznie i tak zaczął nucić jakąś wolną, łagodną, nieco melancholijną melodię jakiejś starej, ludowej kołysanki. Wcześniej jednak poprawił się by na wpół siedzieć, aby wygodnie było mu nucić dla Mitry kołysankę. Cały czas gładził delikatnie niebianina po policzku albo po włosach i w kółko nucił tę samą melodię aż nekromanta rzeczywiście nie usnął. On sam chwilę jeszcze tak siedział, nadal głaszcząc ukochanego i po prostu myślał o tej podróży. Nie siedział jednak długo, poprawił się do pozycji leżącej i niemalże stykając się swoim czołem z czołem nekromanty, usnął.
        Z rana wstał dość wcześnie, ledwo zrobiło się jasno na dworze, a skrzypek już był umyty, ubrany i urzędował w kuchni, przygotowując błogosławionemu jedzenie. Niby zakupili wczorajszego dnia jakiś suchy prowiant na drogę jako przekąskę dla uciszenia głodu, ale nie zmieniało to faktu, że mógł przygotować coś dodatkowo. Później poszedł z ciepłymi grzankami i wodą z miodem na tacy do sypialni na górę, gdzie postawił śniadanie na szafeczce przy łóżku i usiadł na krawędzi łóżka, ostrożnie budząc ukochanego.
        - Mitro, mój kochany aniele, śniadanie do łóżka - powiedział łagodnie, melodyjnie i przyciszonym głosem, a gdy zobaczył, że nekromanta się przebudził, pocałował go czule w potarganą, złotą czuprynę, podając mu tacę z jedzeniem.

        Jakiś czas po tym, gdy już byli gotowi do podróży, Aldaren przywołał dwa demoniczne konie, do których juków przy siodłach spakował rzeczy, które brali na wyprawę. Nie dosiadał jednak swojego wierzchowca i prowadził oba konie za uzdy przez miasto. Musieli jeszcze zaprowadzić Żabona do Lirantha, który gdy wcześniejszego dnia napomnieli o takiej ewentualności, zgodził się zaopiekować małym demonem. Po tym udali się jeszcze w stronę szpitala, gdzie Aldaren chciał zawiadomić Xargana o ich wyjeździe i by demon trzymał tu nad wszystkim pieczę. Była to w sumie jedynie wymówka, bo... było coś, co chciałby pokazać Mitrze. Nekromanta kilka dni wcześniej podzielił się czymś ważnym dla siebie z wampirem, ale ten nie potrafił tego docenić i raczej źle to zinterpretował. Teraz przyszła pora na nieumarłego i w sumie nie robił tego, by jakoś zrewanżować się ukochanemu. Po prostu nie powinni mieć przed sobą żadnych tajemnic, a zwłaszcza powinni wiedzieć o tych najważniejszych sprawach związanych z ta drugą osobą. No i właśnie teraz Aldaren prowadził nekromantę sekretnym przejściem schodami w dół. Wcześniej posłał w ten ciemny korytarz niewielką kulę ognia, która zapaliła wiszące na ścianach pochodnie i rozświetliła całe pomieszczenie na samym ich końcu. Zeszli do dusznych, wypełnionych wilgocią lochów. Nie były one jakieś wielkie, bo Faust nigdy nie byłby w stanie zapełnić dziesiątek cel. Zazwyczaj przetrzymywał tu swoich "nowo przemienionych", porwane z okolicznej wioski osoby jeszcze przed podpisaniem Traktatu, by mieć pod ręką świeżą przekąskę, rzadziej lądowali tu za karę służący i byli przez niego głodzeni, aż nie nabrali nieco więcej ogłady. Jedna z cel jednak stanowczo wyróżniała się na tle innych, bo miała pojedyncze, ale niezwykle wygodne łóżko, ciężkie biurko z krzesłem, małą biblioteczkę i skromną szafę, nie wspominając o stojącej w kącie solidnej balii. Oczywiście ze ściany zwisały na łańcuchach kajdany i nie było tu żadnego dostępu do światła zewnętrznego, jedynie to co wpadało tu przez sekretne przejście u szczytu schodów. To właśnie przed tą celą Aldaren się zatrzymał i zaczekał aż Mitra się z nim zrówna.
        - Z początku nie chciałem ci tego miejsca nigdy pokazywać, w sumie sam się sobie dziwię, że nie kazałem go zasypać, albo jakoś przerobić na użytek szpitala... - zaczął nieco posępnie, trochę się denerwując. Odetchnął głęboko nie odrywając spojrzenia od zwisających ze ściany, zniszczonych kajdan, pod którymi część ściany i skrawek szarej posadzki miały ciemniejszy kolor od całej reszty. Rdzawy kolor. Oprócz niego widoczny był również gdzieniegdzie ciemny osad, coś jakby sadza z pieca. - Tutaj umarłem i tutaj narodziłem się na nowo... - mruknął ponuro widząc oczami wyobraźni pobitego i przykutego do ściany, zrozpaczonego siebie, gdy jeszcze był człowiekiem, a kiedy to Faust pierwszy raz był prawdziwie na niego wkurzony, za to, że Aldaren wolał żyć w zwykłej wiejskiej chacie ze swoją narzeczoną i małym synkiem, niż wrócić z wampirem do zamku, do prawdziwego i jedynego według niego domu lazurowookiego.
        - Nie rozumiem jak coś może być jednocześnie grobem i pokojem - westchnął, kręcąc przy tym głową, jakby nadal nie mógł w to uwierzyć. - Trzy lata po swoich "martwych" narodzinach tu siedziałem, aż nie udało mi się w końcu zacząć kontrolować tej krwiożerczej natury. Później lądowałem tu jedynie za karę, gdy zrobiłem coś nie po myśli Fausta albo mu się sprzeciwiłem. Uciekłem stąd, gdy stałeś pod drzwiami zamku, wtedy, gdy Zabor mnie złapał, a Faust miał poważnie zranioną twarz - przypomniał Mitrze.
        Chwilę jeszcze tak postał przed tą celą, aż w końcu poszedł nieco w głąb tej komnaty, by zaraz wrócić, pakując do zawieszonej na swoim ramieniu torby podróżnej kilka niewielkich fiolek z płynami i proszkami w różnym kolorze. Maść ochronna, zapobiegająca zakażeniom, proszek wzmacniający, środek przeciwbólowy. Same medyczne substancje, które mogłyby się przydać im w podróży. W którą zaraz po tym mogli wyruszyć, gdy opuścili lochy, a Aldaren odpowiednio zapieczętował na powrót wejście, by nikt nie mógł zejść na dół. Przekazał jeszcze koordynatorowi budowy, żeby w razie potrzeby rozmawiał z Xarganem. No a chwilę później mogli już dosiadać swoich wierzchowców i ruszać w drogę.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra starał się nie sprawiać kłopotów w trakcie przygotowań do podróży i o ile to możliwe podchodzić do wszystkiego zdroworozsądkowo. Nie mógł jednak udawać, że nie jest zestresowany - to było wykroczenie daleko poza jego strefę komfortu, dosłownie i w przenośni. Przywykł do siedzenia w Maurii i przywykł również do tego, że tutaj nikt nie zwracał uwagi na jego dziwny wygląd. Poza miastem umarłych… Nie wiedział jak będzie. Spodziewał się, że będzie przyciągał wiele spojrzeń i nie do końca wiedział jak sobie z tym radzić. Przygotował się na sprawdzanie różnych alternatywnych rozwiązań i po prostu zamierzał improwizować, bo chyba nie miał specjalnie innego wyboru. Całe szczęście jego niepokój nie był silniejszy, niż strach przed podróżą przeciętnego śmiertelnika - trochę dźwięczał z tyłu głowy, ale pozwalał normalnie funkcjonować.
        Kwestia Żabona pojawiła się stosunkowo szybko w ich rozmowie, gdy tylko demon pojawił się następnego dnia w zasięgu ich wzroku. Mitrze wydawało się, że maszkara powinna zostać w jego domu i ktoś powinien jej doglądać - myślał kogo poprosić o tego typu przysługę i najmocniej rozważał sąsiadów, bo Liranth teraz miał być zajęty rodziną. A może Katya byłaby taka miła… Jednak Aldaren zaproponował, by przenieść Żabona właśnie do domu kupca, na co nekromanta przystał dopiero, gdy usłyszał, że dzieci go polubiły. Fakt, bawiły się z nim, a demon o dziwo nie reagował wielkim sprzeciwem na wieść, że spędzi kilka dni w tym towarzystwie. O wiele bardziej bał się Xargana, który również został wymieniony w rozmowie jako kandydat na opiekunkę. Decyzja zapadła więc bez większych dyskusji.

        Wieczorem przed wyjazdem stres Mitry przybrał na sile. Chciał z początku poradzić sobie z tym sam, po prostu szybko zasypiając, ale wiedział, że to wcale nie będzie takie proste, czuł to gdy tylko zamknął oczy. A że po otwarciu powiek dojrzał zmartwione oblicze Aldarena, chciał mu szczerze powiedzieć co go dręczy i prosić go o pomoc… Tylko trochę się wstydził. Zaczął na okrętkę, ale to już trochę mu pomogło. Skrzypek był taki kochany, taki czuły - ten jego całus w czoło był naprawdę podnoszący na duchu.
        - Z tobą na pewno będzie - szepnął z przekonaniem w odpowiedzi na zapewnienia, że “będzie dobrze”. Ale to nie wystarczyło, naprawdę chciał wyrzucić z siebie wszystko co go gryzło. Musiał nauczyć się, by mówić o swoich lękach, bo w drodze może to być szczególnie ważne. W domu mógł sobie wybuchać, ale między ludźmi… Nie chciał sprawiać Aldarenowi kłopotu. Niech to więc będzie trening.
        - Wrócę czy nie, najważniejsze, byś ty był tam gdzie ja - oświadczył, choć może to nie była taka do końca prawda. Gdyby w drodze przyszło im do głowy, by porzucić życie w Maurii, Mitra na pewno solidnie by się nad tym zastanawiał. Wiele by za sobą zostawili, a najważniejsze, że zostawiliby za sobą szpital, który miał służyć mieszkańcom Maurii - tego błogosławiony na pewno by nie chciał. No i pozostawała kwestia przyjaciół, znajomych i tak dalej, i tak dalej… Jednak faktem było, że to bycie blisko z ukochanym byłoby najważniejszym argumentem. Teraz jednak nie było co nad tym gdybać - co najwyżej w drodze do tego wrócą, bo może faktycznie aż tak im się spodoba.
        - Nie - zaprotestował stanowczo Mitra. - Nie, proszę, nie idź nigdzie. Nie potrzebuję żadnych ziółek… Wolę, byś został przy mnie.
        Gdy Aldaren podniósł się do pozycji półsiedzącej, błogosławiony odrobinę się do niego przysunął, tak jakby chciał lepiej słyszeć. Piękny głos lazurowookiego muzyka sprawił, że nekromancie faktycznie po czasie zaczęły ciążyć powieki, aż w końcu całkowicie je zamknął. Później jego mięśnie się rozluźniły, a oddech pogłębił i wyrównał - zasnął. Przespał spokojnie całą noc i ani przez chwilę nie dręczyły go koszmary. Rano zaś nie obudził się nawet, gdy jego ukochany wstał i zabrał mu swoją rękę, w którą błogosławiony się wtulał. Po prostu zamiast ramienia wampira nekromanta zadowolił się rogiem kołdry i spał dalej. Nie obudził go nawet zapach jedzenia i to, jak Aldaren usiadł na łóżku obok niego. Dopiero to wezwanie…
        - Mmm… m? - zamruczał najpierw z dezorientacją, a później zainteresowaniem. Otworzył oczy i chwilę szukał sennym wzrokiem swojego ukochanego, lecz nim go zlokalizował, został pocałowany w czoło. Odruchowo na powrót zamknął wtedy powieki, ale nie zasnął ponownie. Na jego wargach pojawił się subtelny uśmiech.
        - Chcę tak częściej - wyznał zaspanym głosem. Ziewnął zasłaniając sobie usta dłonią, po czym podniósł się do pozycji siedzącej. Chwilę był skupiony na przecieraniu sobie oczu, po czym w porę się zorientował, by przyjąć od Aldarena tacę i położyć ją sobie na udach.
        - Dziękuję - oświadczył. - Jesteś cudowny - dodał, po czym dał ukochanemu buziaka i zabrał się za pałaszowanie słodkich grzanek. Był zachwycony: po raz pierwszy ktoś przyniósł mu śniadanie do łóżka, wcześniej nawet nie spodziewał się, że to może być takie miłe. Powiedział o tym wszystkim Aldarenowi między jednym kęsem a drugim.

        Dom Mitra opuścił w dość dobrym humorze zważywszy jak zestresowany był poprzedniego dnia. Jeszcze obszedł całe włości, by przekonać się, że nigdzie nie zostawił zapalonej świecy ani innego drobiazgu, który mógłby im po powrocie sprawić niemiłą niespodziankę, po czym zamknął drzwi na klucz i poszedł razem z Aldarenem. Był trochę milczący, ale nie było to ciężkie milczenie - po prostu wyglądał na zamyślonego. Czasami się jednak odzywał, a gdy zaszli do Lirantha to on wziął na siebie wydanie wszystkich instrukcji dla tymczasowych opiekunów Żabona - czym go karmić, jak często, na co mu pozwalać. Podziękował stokroć kupcowi i całej jego rodzinie, po czym wyszedł razem z ukochanym. Był trochę zaskoczony, że nie ruszają od razu tylko jeszcze idą do zamku, ale nie wzbudziło to jego podejrzeń - przypuszczał, że Aldaren chce wydać ostatnie instrukcje budowlańcom i Xarganowi. Nie spodziewał się, że skrzypek może mieć jeszcze jakieś plany, ale nie oponował, gdy został poprowadzony do piwnicy. Wyglądał na trochę zdezorientowanego i rozglądał się po lochach z odrobiną niepewności, ale szedł ufnie coraz głębiej.
        - Ren? - upewnił się, gdy przemierzali korytarz z pustymi celami. Nie otrzymał żadnej konkretnej odpowiedzi na to wezwanie, ale nie potrzebował jej - zrozumiał co się święci, gdy stanęli przed jednym wyjątkowym pomieszczeniem. Westchnął i wyglądał jakby zeszło z niego powietrze, bo naprawdę domyślał się co to za miejsce. Nieświadomie splótł dłonie i zacisnął palce gapiąc się w te meble, kajdany, ślady na kamieniu… Aldaren w tym czasie mówił. Mitra przeniósł na niego wzrok, ale niczego nie komentował - wydawało mu się, że gdyby się odezwał, popsułby nastrój i zburzył całą powagę tej chwili. Nie myślał w tej chwili o analogii do swojego odsłaniania skrzydeł, raczej zwyczajnie pojął, że jego ukochany podzieli się z nim wspomnieniami, które stanowiły bardzo wrażliwą część jego osoby. To bardzo go poruszyło. Stał i patrzył na niego, gdy odszedł po kilka rzeczy, które chciał jeszcze stąd zabrać, lecz gdy tylko wampir do niego wrócił, Mitra nie od razu poszedł do wyjścia. Spojrzał na niego przez otwory swojej maski - do tej pory tego nie zrobił, przez wzgląd na robotników - po czym zreflektował się i odsłonił swoje oblicze. Widać było na nim wyraźne współczucie, troskę… i odrobinę ciepła, bo w głębi duszy naprawdę radował się, że został obdarzony takim zaufaniem. Bez słowa komentarza objął Aldarena i przygarnął go do siebie. Stał z nim tak chwilę w całkowitym milczeniu, a gdy już się odezwał, mówił bardzo cichym szeptem, który i tak był dobrze słyszalny w tych zapomnianych lochach.
        - Dziękuję, że mi to pokazałeś, najdroższy - powiedział, mówiąc tuż przy jego uchu. - Już nigdy nie będziesz musiał tu wracać, nawet we wspomnieniach. To przeszłość. Obiecuję ci, że ze mną nic takiego cię już nie spotka… A to co mi powierzyłeś będzie przy mnie bezpieczne - dodał z przekonaniem, a dla podkreślenia, że mówi poważnie, spojrzał skrzypkowi w oczy. Uśmiechnął się do niego na koniec pokrzepiająco i pogłaskał go po policzku.
        - Chodźmy - zachęcił go. - Czekają teraz na nas wakacje - dodał, choć wiedział, że to nie tylko wyjazd dla przyjemności, ale przede wszystkim podróż, by rozwiązać pewne ich problemy.

Ciąg dalszy: Aldaren i Mitra
Zablokowany

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości