Mauria[Mauria i okolice] Pragnienie

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra faktycznie odnajdywał pewną przyjemność w mówieniu, gdy był szczerze słuchany - rzadko zdarzała mu się ku temu okazja, więc pozwolił sobie z niej skorzystać, nie zatracił jednak z zasięgu wzroku celu, do jakiego powinna zmierzać jego wypowiedź. Miesiącami poznawał wszelkie dostępne informacje na temat Krazenfirów, ich otoczenia a nawet czasów, w których żyli, więc mógłby o nich opowiadać bez ustanku do rana, komu jednak chciałoby się tego słuchać? Nawet uprzejmość Aldarena miała swoje granice, a Mitra nie chciał jej testować - wolał nie odbierać sobie tych niewielkich przyjemności tylko przez to, że próbowałby ugryźć zbyt duży kawałek na jeden raz. Sprawnie przeszedł więc do meritum i prośby, którą miał do Aldarena, choć głos mu się zawahał, gdy zobaczył jego zamknięte oczy. Czyżby spał? Ale nie, otworzył je, więc może tylko odpoczywał… Miał za sobą trudny dzień - może nekromanta powinien być przez to dla niego łagodniejszy? Lecz otwarcia grymuaru odpuszczać nie zamierzał. To tylko kilka godzin, chwilę po północy może być już po wszystkim. Chyba skrzypek tyle wytrzyma, prawda? A może nie…
        - Jeśli to dla ciebie zbyt trudne, zrozumiem – zastrzegł niebianin bez cienia urazy, której można by się po nim spodziewać. Mitra jednak był osobą, która nade wszystko lubiła jasne sytuacje. Spodziewał się już wcześniej, że przerwanie rytuału może być dla Aldarena za trudne ze względu na jego wrażliwy charakter, ale chciał usłyszeć od niego, że nie da rady. Potrzebował prawdy, a nie fałszywej odwagi i pewności siebie.
        - Posłuchaj, istnieją inne sposoby na zabezpieczenie takiego rytuału – wyjaśnił mu, głosem nadal spokojnym i rzeczowym. – Wymagają dłuższych przygotowań, ale są dla mnie osiągalne. Zrozumiem, jeśli mi odmówisz i nie będę żywił urazy… O wiele cię poprosiłem - dodał. - Ale do północy mamy jeszcze czas - oświadczył na koniec, w ten sposób ucinając temat i pozostawiając wampirowi czas na przemyślenia.

        - Dziękuję… - mruknął Mitra przyjmując od skrzypka jego nowy instrument. Nie był jeszcze pewny chwytu swej prawej ręki, więc gdy tylko poczuł ciężar skrzypiec, dołożył drugą dłoń, by na pewno ich nie upuścić. Widać było, że trochę zaskoczył go wygląd tego tajemniczego daru. Nie był melomanem, ale wiedział jak powinny wyglądać skrzypce… Cóż, na pewno nie tak, niczym ledwo ociosany kawałek drewna. Niebianin ostrożnie powiódł palcami po ich powierzchni, starając się przesuwać palce wzdłuż słojów, bo był pewny, że jeden fałszywy ruch wystarczył, by wyciągać z ręki drzazgi.
        - Zaskakujące - mruknął jakby sam do siebie, po czym obrócił instrument tak, aby dobrze widzieć znajdujące się na nim inskrypcje. Lekko zmrużył oczy - pismo było skomplikowane, faktycznie przypominało raczej ornament niż napis, ale po przyjrzeniu się można było dostrzec pojedyncze litery. Mitra mistrzem pisma runicznego jednak nie był i były to dla niego naprawdę tylko oderwane od siebie litery. Nie wiedział, że faktycznie ornament nie niósł za sobą większej informacji.
        - Jednak nie jestem w tym najlepszy - wyznał. - Tu jest jedyny fragment, w którym widzę litery, ale składają się w słowo, którego nie rozumiem. Zarel. Być może to imię, a być może jakieś miejsce. Albo po prostu przypadkowy zlepek liter, którego nie rozumiem - przyznał się gorzkim tonem do własnej niewiedzy. - Ale jeśli dasz mi czas by się przygotować, przyjrzę się dokładniej całości.
        To powiedziawszy Mitra oddał Aldarenowi jego skrzypce, podając mu je gryfem do przodu, położone na otwartych dłoniach jakby był giermkiem, a instrument był mieczem jego rycerza. Nie przesadzał odgrażając się, że mimo ograniczonej wiedzy własnej może próbować dalej - w końcu skoro posiadało się taki księgozbiór jak on, na pewno znajdzie się w nim jakiś słownik runów. Mitra wstał więc, by go poszukać, co mimo panującego w pokoju bałaganu nie było aż tak trudne - z grubsza wszystkie dzieła były posegregowane według klucza tematycznego, więc teren poszukiwań był mocno zawężony. Aresterra podszedł do konkretnego regału i wodząc palcami po stosach książek szukał tych poświęconych runom. W końcu znalazł pierwszą z nich - od razu opasłe tomiszcze w grubej oprawie, prawdziwy leksykon poświęcony tej trudnej sztuce. Wyciągnął go spomiędzy pozostałych ksiąg, przecenił jednak siłę swojej prawej ręki, która dopiero od niedawna była ponownie sprawna, i przez to zaraz poszukiwany tom upuścił. Ten upadł na ziemię, wywołując konkretny łomot, po którym nastąpił od razu syk niezadowolenia Mitry i przebudzenie Żabona - mały brzydal zamajtał gwałtownie łapami w powietrzu, po czym z przeraźliwym, choć nie wiadomo czy groźnym czy też wystraszonym, skrzekiem zerwał się do pozycji stojącej.
        - Niech to… - mruknął Mitra, zupełnie ignorując wojowniczego demona na kanapie.

        - Dlaczego osobiste? – zapytał zaskoczony nekromanta, wracając na kanapę. – To bardzo prozaiczne pytanie, nie masz za co mnie przepraszać. Jeśli mi się uda i wszystko pójdzie dobrze, spędzę pewnie noc na sprawdzaniu czy to nie jest po prostu bardzo udany falsyfikat, a później się upiję, z radości albo ze złości, zależy co wykażą oględziny.
        Mitra mówił lekkim tonem, zupełnie się nie spodziewając, że za tym pytaniem stało coś więcej, że to wcale nie była odpowiedź, jakiej oczekiwał Aldaren. To była chyba kwestia pojmowania czasu, tak zależna od rasy i przeżytych lat. Aresterra był jeszcze młody, a jego rasa choć żyła dłużej niż ludzie, nie była też równie długowieczna co wampiry, dlatego też on jako jej przedstawiciel nie planował zbyt daleko, żył chwilą niczym śmiertelnik. Skrzypek planował w innych kategoriach i w znacznie szerszej perspektywie, takiej też odpowiedzi oczekiwał… Był jednak zbyt dobrze wychowany – czego cały czas dawał dowód – by nalegać, lecz mimo to Mitra zorientował się, że coś jest nie tak. Przez moment przyglądał się uważnie swemu przyjacielowi, aż nie dostrzegł drżenia jego rąk. Wtedy westchnął ledwo zauważalnie, a w jego oczach pojawił się żal.
        - Co chciałbyś ode mnie usłyszeć? – zapytał cicho, wychylając się do Aldarena. – Dlaczego cały czas czuję się, jakbyś chciał się ze mną pożegnać? – dodał nagle, opuszczając wzrok i mówiąc przez zaciśnięte zęby, bo dotarło do niego, że ta cała boleść, którą widział w jego oczach i którą słyszał w jego słowach składała się w jedną całość. Już wcześniej przedstawił wampirowi swoje obserwacje, może wręcz skryte obawy. Coś się w nim gotowało od kiedy tylko zaczął tę rozmowę z Aldarenem i choć uporczywie ignorował to uczucie, to wiedział, że jeśli znajdzie ono ujście, może to być naprawdę bolesne doświadczenie.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - "Jeśli to dla ciebie aż tak ważne, dopilnuję byś spełnił prośbę tego nekromanty i obiecuję, że nie zabiję go, chyba że będzie to konieczne do uszanowania jego wolo. W zamian jedynie proszę byś nie robił głupot i wyjechał w góry jeśli ci tu tak źle" - zaproponował Drugi starając się podejść wampira od drugiej strony, choć w jego słowach nie było słychać najmniejszego cienia podstępu.
        Był szczery i chyba po raz pierwszy Aldaren miał wrażenie jakby mieszkający w nim upiór naprawdę chciał mu pomóc. Co prawda nie można było powiedzieć, że mu ufał, bo cały czas chciał go nastawić przeciwko błogosławionemu, ale w tym wypadku aż nazbyt wyczuwał szczerość w jego głosie. Fakt, nie dziwił się takiemu zachowaniu demona, bo każdy przyparty do muru, w akcie desperacji jest zdolny do największych "poświęceń", dlatego nie tak łatwo było skrzypkowi odmówić propozycji Drugiego. W końcu jeśli Aldaren się zabije, upiór chyba również podzieli jego los, jeśli nie opuści jego ciała, prawda? Przynajmniej tak to wyglądało w przypadku Drugiego, który według skrzypka pojawił się znikąd, do przygód w Thulle epizodycznie się pojawiał i dość kurczowo trzymał się jego umysłu. Wampirowi się wydawało, że opuścił jego ciało, gdy otoczyli go przemienieni Fausta i wtedy upiór przejął kontrolę nad jednym z nich, a gdy tamten opuszczał ten świat, Drugi wrócił z powrotem do Aldarena...
        - "Kiedyś może ci to wyjaśnię. Skup się na obecnych sprawach, a nie na nic nieznaczących błahostkach" - zrugał go od razu, a nieumarły głośno westchnął, co mogło wyglądać jakby słowa Mitry trafiły w sedno. Podniósł na niego spojrzenie.
        - Wiem, że nie jestem do takich rzeczy odpowiednią osobą, lecz z równym trudem co spełnienie twojej prośby jest dla mnie odmówienie ci pomocy. Nie jestem zdolny zignorować czyjegoś cierpienia i nie zareagować, ale ty o tym wiesz... A jednak poprosiłeś mnie o coś takiego - odpowiedział z poważnym, zaciętym wyrazem twarzy.
        Nie spuszczał z niego wzroku, bo była to nazbyt delikatna sprawa by od tak się od niej zdystansować, można jednak było dostrzec, że sama myśl o spełnieniu takiej prośby sprawia skrzypkowi niemały dyskomfort, niemniej jednak widać po nim było szczerą chęć pomocy, nawet jeśli będzie musiała tak wyglądać. Nie wiedział, czy Mitra celowo tego właśnie żądał i starannie ukrył drugie dno tej prośby, czy po prostu nie miał innego pomysłu dla krwiopijcy by nie czuł się jak kula u nogi podczas rytuału. Bez względu na jego powody była w tym ukryta spora dawka zaufania wobec nieumarłego...
        Może miało to w jakiś sposób naprawić to, że Aldaren poważnie je nadszarpnął napadając na Mitrę w kryptach, może błogosławiony dał mu szansę odkupienia. Jedna prośba, a tyle wątpliwości i domysłów powodowała. Pewnym było to, że przynajmniej dla nekromanty wydawała się być niezwykle ważną, gdyż lazurowooki myślał o niej jedynie jak o chyba najcięższym sprawdzianie w całym swoim życiu. Sekunda wahania, jeden zły ruch z jego strony i wszystko mogło zostać przekreślone, a on albo żyłby dalej zżerany wyrzutami sumienia, albo zginąłby z Mitrą i nie wiadomo jaką ilością niewinnych osób. Mimo wszystko widać po nim było, że nie zamierzał rezygnować.
        - Wierzę, że wszystko się powiedzie i nie będę ci tak naprawdę potrzebny. Dodatkowe środki ostrożności mogą jedynie stracić twój cenny czas i nadwątlić siły, zaprzepaścić twoje marzenia, lub z góry skazać twoje starania na niepowodzenie jeśli tylko choć o uderzenie serca spóźnisz się z przystąpieniem do otwarcia księgi. Prosisz o wiele, a sama myśl o spełnieniu twojej prośby rozdziera mi serce, niemniej jednak będę z tobą i ją spełnię jeśli zajdzie taka konieczność. Zaufaj mi, przysięgam, że zaczekam do ostatniej chwili nim zainterweniuję i przerwę rytuał - odpowiedział ze stanowczością w głosie. Może była to decyzja, której będzie żałował do końca swych dni, ale skoro ten koniec nastąpi zaraz po rytuale nie było sensu tak naprawdę niczego żałować.
        - "Jeśli tego będzie wymagała sytuacja, a ja nie dam rady, pozwolę ci przejąć nade mną kontrolę, byś mógł spełnić wolę Mitry" - dodał zaraz w myślach Drugiemu w odpowiedzi na jego propozycję.
        Upiór był zaskoczony jego zgodą, ale miał wgląd do umysłu swojego naczynia, wiedział co wampir o tym myślał, przez co dużo łatwiej było mu pojąć jego wybór. Co prawda ostatnia część jego refleksji nie zgadzała się z zapłatą dla demona za pomoc, ale skoro ten będzie mógł przejąć wtedy kontrolę, nie będzie musiał jej wcale oddawać. Umowa, ani decyzja skrzypka nic o tym nie wspominały, więc taki obrót sytuacji wydawał mu się jeszcze bardziej na rękę, choć spowodowane to było niedopatrzeniem Aldarena i jego zmęczeniem, albo raczej skupieniem się na czymś zupełnie innym i dużo ważniejszym. Cóż... demon nie będzie z tego powodu ubolewał... Teraz tylko pozostawało mu trzymać kciuki za to by rytuał nie poszedł tak gładko jak brzmiał. O to czy Aldaren da radę się dostosować do woli nekromanty się nie martwił, bo aż nazbyt dobrze wiedział, że słaby nieumarły polegnie na całej linii.

        Później Drugi miał już niewiele do roboty, gdyż mężczyźni zainteresowali się bardziej tajemniczymi skrzypcami, więc jedynym co mu pozostało to czekanie i ewentualne kontrolowanie rozmów między nimi, by wampir nie popełnił żadnego głupstwa. Aldaren podał Mitrze skrzypce i wpatrywał się to na nie, to na śpiącego Żabona, to gdzieś w przestrzeń, albo w bok. Wszystko byleby nie na Mitrę, byleby nie myśleć o swoim zadaniu i... o tym co po nim.
        - Zarel? - zapytał wbijając w niego swoje spojrzenie, choć przez jakiś czas uporczywie tego unikał. Jego twarz ściągnął grymas poważnego zamyślenia, bo wydawało mu się, że coś kojarzył, ale na Prasmoka, nie miał pojęcia co to tak właściwie było. Zaraz przypomniał sobie jak skrzypce się w ogóle u niego znalazły i jakoś tak od niechcenia połączył fakty. - Może to on jest tym "Z" - podzielił się od razu swoimi podejrzeniami.
        Co prawda nie znał nikogo takiego, choć wydawało mu się, że właśnie wręcz przeciwnie - znał i to aż nazbyt dobrze tylko z jakiegoś powodu nie pamiętał, podobnie jak tego, jak w ogóle znalazł się u Fausta i być może tego co było jeszcze wcześniej. Był pewien, że rozwikłanie zagadki tajemniczych pakunków znajdowało się tuż za jego plecami, ale jednocześnie miał jeszcze więcej co do tego pytań i wątpliwości. Wśród znajomych Fausta i jego sług na pewno nie było nikogo o tym imieniu, nikt nie grał na skrzypcach, a instruktorzy, czy napotkani na wieczorkach grajkowie nie mieli by dostępu do księgozbioru niedawnej głowy rodu Van Der Leeuw, tym bardziej żaden z nich nie mógłby z taką dokładnością przypatrzeć się oglądanym przez Mitrę tytułom i nie zostać przez niego dostrzeżonym, a przecież niebianin wspominał, że wtedy nikogo nie było przy nim. Tak blisko, a tak daleko jak mówi stare porzekadło.
        - Mogę popytać, może ktoś o nim słyszał jeśli to faktycznie imię - mruknął nim to dokładniej przemyślał. Drugi był szczęśliwy z takiego pomysłu, bo jeśli jego plan się nie powiedzie to przynajmniej dłużej pożyją i może uda mu się jakoś zmusić Aldarena do zmiany decyzji.
        - "Nie zapomnij, że miałeś się skontaktować również z Ariszią" - przypomniał niewinnie, jakby przez przypadek i od niechcenia. Krwiopijca nie był w stanie zignorować jego uwagi, gdyż to również była sprawa najwyższej wagi.

        W tym czasie Mitra postanowił nie tracić czasu i dokładniej zapoznać się ze wzorami na skrzypcach, a nóż mogła być na nich zawarta jakaś istotniejsza informacja, tylko była zaszyfrowana w znakach, których nekromanta nie za dobrze znał. Gdy Aldaren zorientował się, że jego przyjaciel zniknął, zaraz powiódł spojrzeniem po pomieszczeniu w jego poszukiwaniu i dość szybko znalazł go przy regale z książkami.
        - Co ty...? Mitra, naprawdę nie musisz... - powiedział zaskoczony jego zachowaniem i chęcią jak najszybszego rozszyfrowania reszty znaków. Wyglądało jednak na to, że słowa wampira niezbyt docierają do blondyna, którego najsilniejszą cechą wydawał się ośli upór.
        Aldaren nie mając większego wpływu na to co robił nekromanta, postanowił po prostu mu na to pozwolić i zawiesił spojrzenie na pustych szklankach po koniaku, zastanawiając się czy ich nie uzupełnić, lecz wtedy doszedł go potężny huk. Od razu zerwał się na nogi i spojrzał w stronę jego źródła. Westchnął ciężko i skierował się w stronę biblioteczki i klnącego przy niej niebianina, głaszcząc Żabona po głowie by się uspokoił, gdy przechodził obok kanapy. Przy biblioteczce stanął nieco za Mitrą i naprawdę się zapominając położył mu delikatnie dłoń na ramieniu.
        - Pozwól... - powiedział jedynie i schylił się po upadły leksykon, który choć ogromny, dla wampira ważył jedynie tyle co przez cały czas niesiony w wewnętrznej kieszeni jego płaszcza, niewielki dziennik i położył tomiszcze na stoliku, wracając na swoje miejsce.
        Szczerze? Nie zarejestrował tego co zrobił, oprócz oczywiście pomocy przyjacielowi, gdyż jego myśli wypełnione były treściami związanymi z innymi kwestiami, choćby nieznany, a zarazem znany, ale zapomniany Zarel, jego skrzypce, powody dlaczego oraz sposoby jak przyniósł Mitrze interesujące go książki, bezpośrednia prośba do Ariszii o zaostrzenie prawa związanego z Kontraktami, wprowadzenie jakiejś kontroli i najważniejsze - rytuał, prośba nekromanty i... wieczny spoczynek.

        - Hmm... Ah, no tak... Rozumiem... - odpowiedział i się uśmiechnął z lekkim zakłopotaniem by ukryć to jak bardzo nie satysfakcjonująca była dla niego ta odpowiedź. Mógł się domyślić, że tak będzie wyglądała odpowiedź Mitry, że jego pytanie było zbyt...niedoprecyzowane, by żyjący z dnia na dzień śmiertelnik udzielił nieumarłemu prawdziwie interesującej go odpowiedzi. Ale... w sumie Aldaren sam był sobie winny. - Mam nadzieję, że okaże się prawdziwa - dodał by...by po prostu coś dodać więcej od siebie w odpowiedzi i może uchronić rozmowę przed wkroczeniem na niebezpieczny grunt, na który przynajmniej wampir nie chciał wchodzić.
        Po tym zapadła niezręczna cisza, która coraz bardziej zaczęła przytłaczać skrzypka, wywołując u niego zdenerwowanie, niepokój i niekontrolowane tiki, jak choćby drżenie rąk, na które, miał nadzieję, Mitra nie zwrócił uwagi. Jakże naiwnym był tak myśląc. Tym bardziej, że po niedługiej chwili nekromanta wyczuł, że coś może być nie w porządku i się odezwał. Aldaren nie podniósł już na niego spojrzenia, uporczywie wpatrywał się w swoje dłonie, które go zdradziły. Przez krótką chwilę, zaledwie uderzenie serca, wydawało mu się, że widział na nich krew, a od tego zrobiło mu się niedobrze. Do tego jeszcze miał nieodpartą ochotę rozszarpać sobie wszystkie żyły i wypłukać z nich tę odrażającą ciecz, która, miał wrażenie, że paliła go żywym ogniem i mąciła mu w głowie. Kilka razy rozprostował i zacisnął jedną z dłoni, po czym odetchnął głęboko. Nie mógł zignorować pytania Mitry, nie mógł mu niczego nie wyjaśnić, bo zasługiwał na wyjaśnienia... I tak wiszący w powietrzu konflikt z tego powodu był nieunikniony.

        - "Może w końcu ktoś ci przemówi do rozumu" - prychnął z obrazą Drugi.
        Było to poniżej jego godności, że jakiemuś nekromancie mogłoby się udać odwieść wampira od jego poronionego pomysłu, co jemu się nie udało, ale w sumie niewiele go to obchodziło. Był pewien, że i blondynowi się to nie powiedzie i z jednej strony było to pocieszającym faktem, w końcu byle błogosławiony nie będzie od niego lepszy, z drugiej jednak upiór naprawdę się niepokoił o to co jeśli wszystko się powiedzie i Aldaren dopnie swego?

        Skrzypek podniósł wzrok i nim odpowiedział uśmiechnął się ciepło, łagodnie i pokrzepiająco, jak z resztą za każdym razem w trudnej sytuacji by zapewnić, że wszystko będzie w porządku.
        - Drugi ma rację. Nie jestem nikomu do niczego potrzebny, a tobie jestem jedynie kulą u nogi. Może źle to odbieram, wybacz mi... Ale naprawdę nie mam już siły... Nie wiem co robić, a przez to nie widzę innej możliwości - zaczął, coraz to bardziej spuszczając z nekromanty wzrok na pilnującego go żabiego demona. Mimo to ten pocieszający uśmiech cały czas utrzymywał się na jego twarzy. - Masz przed sobą jeszcze kawał dobrego życia, jestem pewien, że znajdziesz w nim w końcu szczęście i stabilizację, pokochasz kogoś, ożenisz się... Znajomość ze mną, moja obecność mogą to jedynie zniszczyć i wprowadzić chaos... Naprawdę nie jestem nikomu potrzebny - prychnął z rozbawieniem, jakby faktycznie było się z czego śmiać, chciał tym jedynie zatuszować drżenie głosu i się uspokoić. - W kryptach powiedziałeś, że skoro nie ma już Fausta mogę w końcu być wolny i kroczyć przez życie własną ścieżką. Nie zrozum mnie źle, naprawdę się starałem, lecz obawiam się, że dotarłem do ślepej uliczki i jestem zbyt zmęczony by wrócić. Jeśli pójdę dalej, spadnę w przepaść, jeśli spróbuję przeskoczyć - również... Czego nie zrobię tak to się właśnie skończy, najwidoczniej zasłużyłem. - Znów się krótko zaśmiał i pokręcił głową.

        - Wybacz, nie powinienem był tego mówić, skupmy się na otworzeniu grymuaru, byś TY mógł iść dalej, w porządku? - zapytał łagodnie, podnosząc na niego zaszklone spojrzenie, grymas subtelny, wcale nie wymuszony grymas ani na moment nie zszedł z jego twarzy.
        - "Jesteś żenujący" - warknął z obrzydzeniem Drugi i postanowił przejąć kontrolę nad wampirem by i tym razem naprawić sytuację. Jakież było więc jego zaskoczenie, gdy... natrafił na blokadę wokół swojej postaci.
        - "Byłem uczony magi z dziedziny umysłu, w tym również ochrony własnego. Nie pozwolę ci znów się mieszać i wszystkiego popsuć" - zastrzegł łagodnie, choć z ukrywającą się pomiędzy, niepokojącą groźbą, która dodatkowo powstrzymała Drugiego przed realizacją jego planów.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Wyrzut wampira Mitra poczuł prawie w sposób fizyczny i ta świadomość wprawiła go w wielkie zaskoczenie, lecz zaraz zdołał się opanować. Przełknął ślinę, jakby zaschło mu w gardle.
        - To nie było złośliwe – zastrzegł cicho. Faktycznie, nie było. Nie zamierzał karać Aldarena za cokolwiek, szczerze powiedziawszy liczył nawet na to, że jego interwencja nie będzie potrzebna, bo gdyby wiedział, że nie ma cienia szansy, nie podejmowałby się tej próby. Gdyby chodziło tylko o popełnienie samobójstwa, wybrałby prostszy sposób – najpewniej podcięcie sobie żył, bo przecież w tym miał wprawę. Choć często myślał o swojej śmierci i planował ją na różne sposoby, nigdy nie uwzględniał w nich dobrowolnego udziału osób trzecich, więc nie było mowy, by chciał w ten sposób wplątać w to Aldarena. To był sposób na okazanie olbrzymiego zaufania, jakim go obdarzył – w końcu dał mu zgodę na to, by go zabił w chwili, którą uzna za stosowną…

        W trakcie rozmowy o inskrypcjach na skrzypcach, Mitra skinął z zadowoleniem głową.
        - Może to on – powtórzył prawie jak echo. Nie zapytał jednak nawet czy wampir mógł kogoś takiego znać, bo przecież gdyby znał, zareagowałby pewnie inaczej. Był to więc ślepy zaułek, a tymczasem Mitra bardzo chciał mu pomóc poznać tożsamość tajemniczego darczyńcy. Wydawało mu się, że to mogłoby wiele zmienić… I że była to osoba, której zależało na Aldarenie. Wszak dostał od niej skrzypce, a tak kochał muzykę. Siebie samego Mitra w tym równaniu nie uwzględniał, choć przecież również został obdarowany - na ten moment to skrzypek był najważniejszy, nekromanta chciał się postarać dla niego, zrobić mu przyjemność. Szkoda, że tak źle zaczął, upuszczając księgę i robiąc wokół siebie zamieszanie…
        Zupełnie niespodziewany dotyk sprawił, że Mitra wzdrygnął się i zerknął na dłoń, która spoczęła na jego ramieniu. Aldaren doskonale wiedział, że on tego nie lubi, ale jednak to zrobił – zapomniał się? Aresterra z zaskoczeniem spostrzegł, że właśnie takie było jego pierwsze podejrzenie – nie, że skrzypek chciał go zaatakować tak jak zrobił to w krypcie, łapiąc go w podobny sposób. Po prostu potraktował go jak każdą inną znajomą osobę… Czuł z tego powodu dziwną mieszaninę radości i niezadowolenia, które przerodziły się w bardzo osobliwy dreszcz. To go trochę zatrzymało w miejscu i sprawiło, że tylko patrzył tępo na wampira, który schylił się po jego książkę, podniósł ją i odniósł na stolik. ”Czy teraz właśnie tak będzie?”, zastanawiał się patrząc na plecy skrzypka, nim obrócił się do regału, wziął jeszcze dwie mniejsze książki i wrócił z nimi na kanapę. Nie wiedział, że czeka go za chwilę rozmowa, która to wszystko zrujnuje.

        Mitra nadal miał zwieszoną głowę, lecz podniósł wzrok na Aldarena – patrzył na niego czujnie spomiędzy opadających mu na czoło loków, jakby jednak zła odpowiedź miała sprawić, że się na niego rzuci. Było w tym trochę prawdy, bo gdyby skrzypek próbował go zbyć, Aresterra pewnie by nie wytrzymał i go zaatakował, werbalnie lub fizycznie, tego jeszcze nie był pewny. Wiedział jednak, że to udawanie że wszystko jest w porządku w chwili, gdy wampir wyglądał jakby go straż miejska torturowała przez okrągły miesiąc, przestało już być wiarygodne. A ten ciepły, pokrzepiający uśmiech… Mitra aż zacisnął zęby, by na Aldarena nie nawrzeszczeć. Dlaczego on cały czas chował się za tym uśmiechem? Coś było nie tak, a on nadal się uśmiechał.
        - Przestań proszę – powiedział ledwo poruszając wargami, choć niewiele brakowało, by po prostu skrzypkowi przywalił. Może by w końcu to zrobił, gdyby wampir nie zaczął mówić. Wtedy w końcu Aresterra podniósł głowę i spojrzał na niego normalnie. Wyraz twarzy miał bardzo neutralny, chłodny, lecz Aldaren nie musiał wcale mówić wiele, by ten wyraz spokoju zastąpił nerwowy tik. Wystarczyło, że zaczął drugie zdanie, a na twarzy Mitry pojawił się nerwowy spazm. Ten jednak zaraz złagodniał, a nekromanta nie okazywał już więcej niezadowolenia. Obrócił głowę patrząc gdzieś w bok, na jeden z wielu stosów książek, a jego spojrzenie było tak matowe, jakby zupełnie stracił kontakt z rzeczywistością. Wampir jednak tego nie widział – oboje na siebie nie patrzyli. Mitra zaczął ciężko oddychać, jakby z trudem tłumił emocje i zaraz miał się rozpłakać albo zacząć krzyczeć. Gdy jednak Aldaren skończył, nekromanta uspokoił oddech.
        - Znowu robisz to samo – oświadczył. – Znowu wkładasz w moje usta słowa, których nigdy nie powiedziałem, myśli, których nigdy nie miałem. Kulą u nogi? Ty? Gdybym cię za takiego uważał, powiedziałbym ci wczoraj to wszystko? Tyle znaczą dla ciebie moje słowa? I twoje własne? Zapewniałeś, że tak cię cieszy to co ci wyznałem. Ja mówiłem poważnie. Chciałem, byś stał się mi bliski, powiedziałem ci to, powiedziałem ci o sobie więcej niż komukolwiek innemu przez całe swoje życie. Pozwoliłem, byś widział mnie takiego, jakim nie widział mnie nikt przed tobą, słabego i kalekiego. Powierzyłem życie w twoje ręce i otworzyłem przed tobą drzwi swojego domu, lecz teraz twierdzisz, że jesteś tylko kulą u nogi? Dlaczego? W jaki sposób dałem ci to do zrozumienia?
        Mitra mówił coraz głośniej i głośniej, na koniec już krzyczał. Przerwał jednak gwałtownie, jakby wylewający się z jego ust potok żali coś mu uświadomił. Odchylił się do tyłu, mierząc Aldarena czujnie wzrokiem.
        - Brzydzisz się mnie – ni to oświadczył, ni to zapytał. – Właśnie przez to, co wczoraj powiedziałem. To twój powód? Więc powiedz mi to w twarz. Pozbaw mnie złudzeń, przestań mamić słowami, że świat jest piękny i dobry. Przestań okłamywać, że mogę zaznać uczuć i to da mi szczęście. Skoro sama myśl, że mógłbym cię kochać sprawia, że się mnie brzydzisz... Nigdy nikogo nie kochałem, nigdy! I nikt nigdy nie kochał mnie! Jestem plugawy i nie zasługuję na to! Nie zasługuję nawet na twoją przyjaźń.
        Mitra mówiąc wstał ze swojego miejsca i stanął naprzeciw siedzącego w fotelu Aldarena. Zaraz po nim wstał również Żabon, którego zaniepokoił wyczuwalny od Mitry gniew. Demon nie wiedział jednak co się dzieje i czy powinien bronić czy atakować, a jeśli tak to kogo? Wiercił się w miejscu i piszczał. Aresterra w tym czasie nachylił się nad Aldarenem, by ten musiał patrzeć tylko na niego.
        - Nie ufasz mi, więc co to za przyjaźń?! - kontynuował krzycząc. - Mówisz tak jakby chodziło o mnie, a tu chodzi o ciebie! Tak, mówiłem o twojej własnej ścieżce, ale nie o tym, że masz iść sam! Nie potrafisz iść sam, więc dlaczego próbujesz?!
        Mówiąc Mitra postawił stopę na siedzeniu przy udzie Aldarena i wbił kolano w jego splot słoneczny, by go unieruchomić. Znał ten chwyt z lazaretu. Wiedział, że jest skuteczny, bo nawet kiedyś poprosił innego felczera, by mu go zademonstrował - przekonał się, że od tego bólu naprawdę można zamrzeć i zaniemówić.
        - Dlaczego najpierw dałeś mi nadzieję, którą teraz odbierasz? - zapytał go, już nie krzycząc. - Odtrącasz moją rękę i jesteś głuchy na to co mówię... Jeśli naprawdę zamierzasz odejść, jeśli naprawdę uważasz, że jesteś dla mnie tylko narzędziem i jesteś tu po to, by wypełnić jakieś głupie zobowiązanie i nic dla mnie nie znaczysz, wynoś się. Natychmiast - wycedził przez zęby. - Moje słowo najwyraźniej nic dla ciebie nie znaczy.
        To powiedziawszy nekromanta puścił Aldarena i wyprostował się, a gdy ostatni raz spojrzał na wampira w jego oczach widać było żal tak silny, jak nigdy wcześniej. Zadziwiająco szybkim jak na jego stan krokiem wyszedł z salonu i udał się w stronę zejścia prowadzącego do piwnicy.
        - Van der Leeuw - warknął pod nosem, trzaskając za sobą drzwiami aż tynk poleciał ze ścian.

        "Czyż nie mówiłem, że będziesz żałował?"
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Niebo nad Maurią nigdy nie było pocieszające i choć opady były tu raczej umiarkowane, ponuro wiszące w tym rejonie chmury groziły częstszymi ulewami. Tego dnia jednak, gdy Aldaren szedł do Mitry, czy nawet jak pod wieczór do niego wracał, nie spodziewał się nadchodzącej burzy. Nie, nie nad miastem, ale nad domem błogosławionego nekromanty. A jeszcze z rana wszystko wydawało się takie proste i klarowne. Miał zapewnić Mitrze towarzystwo, miło spędzić z nim czas do północy, pomóc mu przy otworzeniu księgi i pożegnać się z życiem. Łatwy i przyjemny plan. No, przynajmniej dla niego, bo niebianinowi kwestia żegnania się nie przypadła szczególnie do gustu. Niestety im dalej w las tym więcej drzew i w tym przypadku również wszystko zaczęło się bardziej komplikować.

        Wampir odpowiedział na zadane pytanie, wyjaśnił nawet powody podjętej przez siebie decyzji i chciał porzucić ten temat, nie dopuścić by rozwinęła się jakaś dyskusja, bo przecież nie było o czym rozmawiać. Dla Aldarena kwestia swojego "odejścia" nie była tak ważna by się nią zająć i podjąć jakaś dłuższą rozmowę, gdyż ich uwaga, szczególnie Mitry powinna być skupiona na otworzeniu księgi, której czas zbliżał się nieubłaganie. Cóż, jak widać mieli odmienne zdanie w tej sprawie, a nekromanta... wydawał się jakby wpadł w swój osobliwy rozdaj szału. Wampir go jeszcze takim nie widział, ale w sumie znali się zaledwie od kilku dni i to tylko formalnie, bo przecież była jeszcze masa rzeczy, o których o sobie nie wiedzieli. Tym bardziej, że każdy z nich skrywał nie jedną tajemnicę. Teraz właśnie dopadły ich konsekwencje tego, że choć tyle z sobą rozmawiali, w rzeczywistości tak naprawdę jeszcze więcej milczeli, tuszując to jedynie mało znaczącymi pozorami.

        Gdy nekromanta zaczął się unosić w swojej wypowiedzi, coraz bardziej targany emocjami, skrzypek spojrzał na niego krótko, a po tym uciekł wzrokiem w bok, krzywiąc się i łapiąc za kark z zakłopotaniem. Na jego twarzy widać również było niezadowolenie spowodowane tym, że tak to wyszło, że temat, który miał się skończyć po jego monologu był kontynuowany i to z taką intensywnością. Przykro mu się tego słuchało, bo faktycznie mógł bardziej doprecyzować i zapobiec konfliktowi. Postanowił spróbować jeszcze wszystko naprawić i zakończyć w ostateczności neutralnym poziomem ich relacji.
        - Mitra - starał się wtrącić i przerwać jego wypowiedź, lecz niebianin chyba całkiem się zatracił i Aldaren nie był w stanie go przekrzyczeć, postanowił jednak kontynuować w trakcie jego wyrzutów. Może coś do niego trafi. - Posłuchaj mnie! Źle to powiedziałem, chodzi... ty masz własne życie, krwiopijca jest w nim zbędny... Zrozum, ja... boję się, że mógłbym cię skrzywdzić jak wtedy! - krzyknął, niestety wybrał na to nieodpowiedni moment, gdyż blondyn domagał się odpowiedzi, czemu wampir uważał się za kulę u nogi, po czym na moment zamilkł. Martwa cisza, choć w rzeczywistości krótka, zdawała się trwać wieki, a od ścian jakby odbijała się ostatnia część tłumaczeń Aldarena. To był jednak zaledwie wierzchołek góry lodowej.
        - Czek... C-co?! - Lazurowooki zamarł słysząc wytłumaczenie przyjęte przez niebianina. Poczuł się jakby smok uderzył go z całej siły swoim ogonem w brzuch. Zacisnął pięści i powstrzymał chęć szarpnięcia Mitrą za to co powiedział. Jak on... Czyżby tak myślał przez to, że Aldaren zwrócił jego krew? Ale... To nie miało najmniejszego sensu! I dlaczego on uważał, że to przez to co wczoraj wyznał nieumarłemu?! Przecież on nie powiedział nic takiego, przyznał się jedynie, że tak naprawdę lubi krwiopijcę. To skrzypek źle go zrozumiał i się wydurnił, to Mitra powinien się go brzydzić i bać, grajek nie miał ku temu powodów! Ale blondynowi najwidoczniej wydawało się inaczej... Dlaczego?!
        - Mit... czek... jak... ty... ko... CO?!
        Całkiem odebrało mu mowę. Czy Mitra właśnie...? Nie! Na pewno znów zrozumiał... Czy... czy on naprawdę nie rozumiał co mogły znaczyć takie słowa? Czy na prawdę nie umiał używać innych wyrazów, które lepiej by wszystko zobrazowały, a przy okazji nie były tak konfliktowymi? Czemu on coś takiego mówił? Czemu, do diabła stawiał "kochać" przy "przyjaźń"?! To było nie do pojęcia!
W wampirze rosła irytacja spowodowana dezorientacją. Miał ogromny mętlik w głowie, a to jeszcze wcale nie był koniec. Najbardziej frustrujące było to, że błogosławiony zdawał się go nie słuchać, ba! Nawet nie dawał mu dojść do słowa, uniemożliwił mu naprawienie sytuacji i wyjaśnienie tak drażniących jego towarzysza kwestii. Jeszcze chwilę starał się go przekrzyczeć, lecz zamilkł, gdy zobaczył, że nekromanta się do niego zbliża z niepokojącym wyrazem twarzy. Jego kolejne oskarżenia również powodowały, że słowa grzęzły skrzypkowi w gardle. Był w ciężkim szoku przez co w ogóle nie spodziewał się okrutnego ataku ze strony blondyna.
        Sapnął zduszenie, gdy poczuł silny ucisk na swój splot słoneczny, wbijający go w oparcie fotela. Ciężko mu było złapać oddech i chciał się uwolnić z tej pułapki, lecz... Czy jeśli odepchnie od siebie błogosławionego, będzie miał jeszcze szansę uratować ich przyj... relację, której Aldaren nie mógł zidentyfikować, bo dostawał dwa, odmienne od siebie sygnały ze strony blondyna. Do tego jeszcze pamiętał, że Mitra nie lubił być dotykany, przy czym, jeśli skrzypek go odepchnie, może się młodszemu stać krzywda... Zacisnął pięści i zęby, patrząc na gospodarza z niemałym bólem, zdziwieniem i pytaniem. Czemu niebianin mówił o kochaniu i jaki to miało związek z wampirem oraz ich przyjaźnią. Z trudem łapał oddech przez ten ucisk i nagle go wstrzymał, gdy nekromanta kazał mu się wynosić. Nieumarły przestał walczyć z bólem i o złapanie powietrza, odwrócił wzrok, w który zaczął się szklić. Może i nie rozumiał takiego zachowania blondyna, może nie rozumiał tego jak tak na prawdę wyglądała dla niego ich przyjaźń, ale... niebianin miał rację. Przez cały ten czas Aldaren myślał jedynie o sobie i sam siebie oszukiwał mówiąc, że robi to dla innych. Właśnie to do niego dotarło, bo przecież gdyby było inaczej nie chciałby się zabić od razu po rytuale. Musiał spotkać się z Ariszią, dowiedzieć się kim był tajemniczy Zarel i czemu zostawił im obu paczki, a co najważniejsze mieć na oku Mitrę, by nic mu się nie stało po otwarciu księgi.
        Był egoistą, słabeuszem i tchórzem, skoro przez zwykłe znużenie życiem i według niego, brak sensu istnienia chciał zakończyć swój żywot. Mitra naprawdę zasługiwał na lepszego przyjaciela niż on. Nie! To przez takie myślenie teraz są te wszystkie problemy. Nie mógł się poddać, wziąć do siebie tylko części, najbardziej raniących słów nekromanty i odejść. Nie może znów stchórzyć i uciec z podkulonym ogonem. Naprawdę nie chciał odchodzić, ale nie wiedział innego wyboru. Sądził, że jedynie będzie przeszkodą dla przyjaciela, ale najwyraźniej był idiotą myśląc w ten sposób, bez skonsultowania z nim czy mogłaby to być prawda. Może wtedy nie rozpętałaby się ta burza.

        Odetchnął głęboko i zgiął się w ataku kaszlu gdy blondyn go wypuścił i zaczął odchodzić w stronę piwnicy. Aldaren zerwał się na równe nogi i chciał go złapać, zawahał się jednak i stracił szansę na wyjaśnienie tego wszystkiego w tym pomieszczeniu. Westchnął ciężko i opadł z powrotem na fotel, łapiąc się wściekły za głowę. Nie wiedział jedynie jakie są powody jego gniewu. Na Mitrę nie miał prawa być zły bo to on był w tym wszystkim poszkodowany tak naprawdę. Na siebie również nie mógł, bo gdyby wtedy nie odpowiedział, zostawiłby nekromantę samego bez pożegnania i wiedzy, co też on do niego tak naprawdę czuł. A może jednak nie... Czy to nie była czasem jego własna nadinterpretacja? Czy naprawdę błogosławiony mógłby do niego coś czuć? Dlaczego? Na pewno wampir i tym razem źle zrozumiał jego wyznanie, chociaż raz w życiu powinien poprosić o wyjaśnienia.

        - "Nie oszukuj się" - prychnął upiór, który własnie wyswobodził się z więzienia wampira i zmaterializował przed nim jako cień, albo raczej czarny obłok dymu ze świecącymi czerwonymi punktami, najpewniej oczami. Demon rozejrzał się, spojrzał z pogardą na zdezorientowanego Żabona i "cupnął" sobie na kanapie w miejscu, z którego zerwał się Mitra w trakcie swojego wybuchu.
        - "Ta sytuacja jest ci z jednej strony na rękę, przyznaj to przed samym sobą. W takim rozrachunku co prawda nekromanta jest na ciebie wściekły, ale przynajmniej wie o twoim durnowatym pomyśle. Ty wiesz o tym co mu drażni śledzionę i mało znaczącym jest to, że nie do końca rozumiesz znaczenie jego słów. Gdybyś po prostu odszedł o niczym byś nie wiedział, tak jak on, a jego gniew zapewne by się ani trochę nie różnił od obecnego. Ty naprawdę się zastanawiasz czy teraz nie odejść, racja?" - zapytał z obojętnością w głosie. W prawdzie nie potrzebował odpowiedzi, bo aż nazbyt było to po krwiopijcy widać, ale dla dopełnienia formalności i być może wyperswadowania czegoś temu lazurowookiemu matołowi został do tego niejako zmuszony.
        Aldaren milczał i spuścił głowę.
        - "Posłuchaj no mnie uważnie. On jasno powiedział co sądzi o twoim pomyśle, co sądzi o powodach takiej decyzji, dlaczego wahasz się przed pójściem do niego i wyjaśnieniem tego? Dlaczego łamiesz przy okazji obietnicę, jaką mu złożyłeś - że pomożesz mu przy otwarciu księgi, że będziesz z nim w tym czasie. Nie mydl mi tu tylko oczu, że to nic nie znaczy i sam sobie poradzi, bo inaczej nie przyszedłbyś dziś z rana do niego, nie kupiłbyś mu tych chędożonych owoców i nie zostałbyś z nim wczoraj, po tym jak odstawiłeś go do domu, a co najważniejsze nie byłbyś teraz taki rozdarty." - Brak choćby najmniejszej reakcji ze strony skrzypka zaczynał działać Drugiemu na nerwy. - "Powiem po twojemu, bo obawiam się, że twój martwy mózg jest bardziej ograniczony niż u zombie. Idź do niego, wyjaśnij sprawę i staraj się do niej dostosować. Jeśli coś schrzanisz albo okaże się, że już schrzaniłeś i nie da się tego naprawić - mówi się trudno, możesz iść się zabijać bez skrępowania. A może wyjdzie wręcz przeciwnie i będziesz miał przy nim zostać? Ja ci za niego nie odpowiem, bo nie wiem, a po drugie mógłbym nie miałbyś pewności czy go nie wypowiadam się na jego niekorzyść. Dam ci w tym momencie wolną rękę i nie wtrącę się choćby słowem. Zostanę tu z tą obrzydliwą pokraką coby sprawa została między wami, ale w zamian będziesz moim dłużnikiem, a po spłatę długu zgłoszę się w swoim czasie." - Oparł się ze znudzeniem na oparciu, nie dając nawet możliwości na przedyskutowanie tego.
        Przynajmniej skrzypek w końcu zaskoczył. Westchnął ciężko i wstał z fotela. Nie wyglądał na nazbyt przekonanego i nastawionego optymistycznie, ale Drugi miał rację, jeśli tego nie wyjaśni, a skończy ze swoim żywotem wątpliwe by zaznał spokoju. Do tego jedynym co miał obecnie do stracenia było tylko to, że Mitra nie pozostawi mu decyzji o opuszczeniu jego domu, a najzwyczajniej w świecie sam go z niego wyrzuci. Że też wcześniej Aldaren był taki ślepy. Albo może chciał być ślepy... Obecnie były ważniejsze sprawy.
        - "Ty, pokrako! Weź się usuń, bo naruszasz moją przestrzeń osobistą" - burknął Drugi do Żabona i zwalił go z kanapy, by samemu się ułożyć po całej długości jak normalny człowiek, a nie cień otoczony czarnym dymem. Jeszcze żeby mu faktycznie takie wylegiwanie się było potrzebne, a nie jedynie pokierowane własnym kaprysem i pokazaniem mniejszemu demonowi, kto tu jest panem.
        Aldaren zerknął na nich kątem oka i pokręcił jedynie głową kierując się w stronę piwnicy.

        Zatrzymał się przed drzwiami i zawahał. Z jakiego powodu? Błahego! Zastanawiał się czy do zamkniętych drzwi od piwnicy w nieswoim domu również powinno się pukać. Westchnął zażenowany, gdy dotarło do niego jak irracjonalny problem sobie znalazł i chwycił za klamkę, by zaraz po tym zniknąć za drzwiami prowadzącymi na dół.
        - Masz rację. Jestem kłamcą i egoistą, wybacz mi - powiedział schodząc po schodach, pozwalając by niewielkie echo poniosło jego głos. Szczerze nie wiedział co powiedzieć i czy cokolwiek mówić póki nie stanie twarzą w twarz z Mitrą. Chciał się skonfrontować, teraz nie mógł od tego uciec, musiał stawić temu czoła i wszystko wyjaśnić, by ukoić gniew nekromanty i naprawić własny błąd. Tym bardziej, że w końcu do niego dotarło jak egoistycznie i lekkomyślnie chciał postąpić.
        Przystanął na płaskim gruncie i odetchnął głęboko patrząc na błogosławionego.
        - Może nie powinienem o nic prosić, przez to, że doprowadziłem cię do takiego stanu, ale proszę, zamknij oczy - powiedział łagodnie, choć w jego głosie pobrzmiewało zdenerwowanie. - Zamknij je jeśli mi ufasz i nie otwieraj, proszę - powtórzył, zbliżając się ostrożnie do niego. Wcisnął mu w dłoń sztylet spod swojego płaszcza, by Mitra nie czuł się bezbronny i zaraz zrobił coś na co niebianin najpewniej nie wyraziłby zgody gdyby wampir zapytał, ale przynajmniej krwiopijca tego potrzebował - objął i ostrożnie przytulił do siebie.
        - Ja swoje życie powierzyłem tobie już wczoraj - odezwał się miękko półgłosem. - Chciałbym jedynie byś zrozumiał, że naprawdę boję się, że mógłbym cię skrzywdzić, choć... już to zapewne zrobiłem. Wybacz mi - mruknął i przytulił go do siebie jeszcze pewniej.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra po zatrzaśnięciu za sobą drzwi wcale nie zszedł od razu na dół. Na wąskim podeście panował mrok, jego oczy musiały się dopiero przyzwyczaić, a drżenie kończyn musiało nieco ustąpić… Błogosławiony cały dygotał. Ze złości, frustracji, żalu, zmęczenia, zwykłej słabości. Przez krótki moment wahał się czy nie wrócić do salonu, ale nie wiedział nawet po co. By nadal na Aldarena wrzeszczeć? Na pewno nie by go przeprosić - za bardzo był na niego zły. A przynajmniej tak mu się wydawało, bo jednocześnie, choć kazał mu się wynosić, wcale nie chciał usłyszeć trzaśnięcia frontowych drzwi, zamykających się za skrzypkiem. Stał więc i nasłuchiwał, a ciszę piwnicy przerywał tylko jego oddech. W końcu jednak nekromanta syknął, uderzył mocno pięścią w ceglaną ścianę, co trochę przywróciło mu jasność myślenia, po czym zaczął schodzić.
         Dwadzieścia stopni - tyle miał do przejścia, przebył je jednak tak szybko, jakby nie schodził a spadał. Nie chciał już słyszeć dochodzących z parteru odgłosów - ponownie narósł w nim gniew. Było to zasługą uwagi jednego z braci Krazenfir, która była zaskakująco prawdziwa i tym bardziej bolesna.
        - Zamknijcie się - warknął. A mimo to Mitra jakby się poddał, bo w jego głosie brakowało zdecydowania.
        Wszedł do jednej z pracowni, którą na własny użytek nazywał “czystą”. Tutaj nie wnosił zwłok, nie przeprowadzał też żadnych reakcji chemicznych ani alchemicznych - tutaj rysował kręgi do rytuałów, planował eksperymenty, słowem robił wszystko, co nie brudziło rąk. W pomieszczeniu panował umiarkowany ład - na ciągnących się wzdłuż dwóch ścian blatach leżały równe stosy ksiąg, przyrządów piśmienniczych i tub ze zwojami, trzecią zaś zajmowały szafy i regały z różnymi magicznymi narzędziami, od wahadełek począwszy, na nożach skończywszy. Czwarta - ta z drzwiami - była pusta, nie licząc ustawionego w kącie manekina-służącego. Mnogość różnych akcesoriów powodowała wrażenie bałaganu, lecz wszystko było uporządkowane, poukładane i nigdzie nie znalazłoby się ani odrobiny kurzu. Taki był plus posiadania nieumarłych służących - sprzątali często, dokładnie i z bezmyślną pedanterią odkładali wszystko dokładnie tak, jak leżało wcześniej, nie ruszając przy tym tego, co do czego nie byli pewni.
        Mitra po wejściu pobudził wszystkie alchemiczne lampy, jakie tylko miał - były one w ciepłym, żółtym kolorze, imitującym w udany sposób światło świec. Gdy to zrobił, stanął na moment na środku pomieszczenia, zastanawiając się co dalej. Parsknął. Nadal był wściekły, dłonie mu drżały i nie mógł się skupić na pracy, choć zszedł tu z jasnym zamiarem przeprowadzenia rytuału samodzielnie, bez pomocy Aldarena.
        ”Aldaren…”. Mitra zacisnął wargi, oparł łokcie o najbliższy blat i wsparł czoło na dłoniach. Nadal go nosiło gdy przypominał sobie rozmowę przeprowadzoną w salonie. Pozwolił, by zaślepiła go złość i przez to nie pozwolił wampirowi mówić, ale pamiętał wszystkie jego słowa - te wypowiedziane i te ledwo zaczęte. Pamiętał również wyraz jego twarzy i to zdezorientowane, sfrustrowane spojrzenie, jakim na niego patrzył. Mówił, że boi się, że go skrzywdzić. Cholera, jakby już tego nie zrobił… Da się bardziej? Głupie pytanie, oczywiście, że się da, ale nie, Aldaren by tak nie potrafił. Tym bardziej Mitra uważał, że to tylko słaba wymówka, by jakoś wycofać się z tej przyjaźni. Pomyśleć, że tyle dla niego zrobił, tyle dla niego poświęcił - skrzypek nawet nie domyślał się, jak bardzo nekromanta się dla niego starał. Lecz pewnie znudził się tą wieczną pomocą, bo przez ostatnią dobę nic tylko coś mu przynosił, pomagał, podawał… Każdy by się zniechęcił. Szkoda tylko, że nie miał dość odwagi, by się do tego wszystkiego przyznać, tylko wymyślał jakieś mętne wymówki.
        ”Może więc teraz zamiast się nim przejmować skupisz się na chwilę na sobie? Dość już mu poświęciłeś… Nadaremno”, zauważył uprzejmie Marius.
        - Musisz wypominać? - warknął na niego Aresterra.
        ”Nie wypominam… Ale zastanów się czy nie wycierpiałbyś znacznie mniej, gdybyś tak naiwnie nie chciał wpakować mu się w ramiona”.
        Mitra zacisnął wargi. Duch ujął to w sposób bardzo dosadny, ale jednocześnie prawdziwy. Gdyby nie Aldaren, już dawno odzyskałby władzę w ciele, już dawno otworzyłby ten grymuar, bo pewnie to wszystko zrobiłby już w kryptach, wiedząc, że i tak nikt mu nie pomoże - po prostu by zaryzykował, a nie pieścił się ze sobą. Nie ciąłbym się z taką pasją poprzedniej nocy i nie przejmował tak bardzo cudzym zdaniem, tylko po prostu parł przed siebie.
        A jednocześnie gdyby nie Aldaren, już dawno by nie żył albo właśnie umierał, zależy jak długo chciałby się z nim bawić Faust…
        ”Nie bądź taki miękki”.

        Gdy Aldaren wszedł do pracowni w piwnicy, Mitra zaraz się wyprostował i szybko odwrócił, by stać twarzą w twarz z wampirem. Na jego obliczu nadal widać było złość, wyzwanie - był gotów kontynuować tę awanturę… Ale też przyjąć przeprosiny, tłumaczenia. Cokolwiek. Bo skoro skrzypek tu przyszedł, chciał doprowadzić tę rozmowę do końca i być może miał coś ciekawego do przekazania… Na razie jednak milczał. Oboje milczeli. Stali naprzeciw siebie i patrzyli sobie w oczy. W spojrzeniu Mitry widać było gniew i wyczekiwanie i naprawdę niewiele brakowało by krzyknął “no dalej, mów!”. Jednak na to, o co został poproszony, nie był przygotowany. Widać było, że to go zaskoczyło. Przestąpił z nogi na nogę, odsunął się nieco od stołu i założył ręce na piersi. Schowany za jego przedramionami naszyjnik jarzył się mdłym, błękitnym światłem.
        - O co… - zaczął, gdy już odzyskał język w gębie. Gdy jednak Aldaren powiedział o zaufaniu nekromanta nie miał już nic do powiedzenia. W końcu sam wcześniej na górze tyle mówił o tym, że Aldaren mu nie ufa, że gdyby teraz nie przystał na jego warunek, wyszedłby na hipokrytę. Poza tym… Chciał. Naprawdę chciał. Westchnął więc, jeszcze trochę manifestując swoje niezadowolenie, ale zamknął oczy, opuścił ręce i głowę. Usta lekko zacisnął - denerwował się, bo nie wiedział co kombinuje skrzypek. Słyszał jego kroki i wiedział, że podszedł do niego na wyciągnięcie ręki. Głęboko nabrał powietrza, gdy został złapany za rękę, a gdy poczuł na palcach rękojeść noża, prawie wyrwał dłoń, lecz Aldaren trzymał go na tyle pewnie, że nie było odwrotu. Aresterra zacisnął palce na uchwycie i już miał się odezwać, zaprotestować, zwyzywać skrzypka za to, że po raz kolejny chce popełnić samobójstwo jego rękami… Lecz wampir był szybszy z realizacją swojego planu niż on z wyrażeniem swojego oburzenia. Mitra lekko stracił równowagę, gdy został pociągnięty do przodu… i wpadł w ramiona Aldarena. Bardzo cicho jęknął, gdy otoczyły go ręce skrzypka. Co się działo? On… On go przytulił, nie tylko złapał by nie upadł. Objął i tak trzymał. Nie widział wyrazu twarzy Mitry, ale mógł poczuć, jak jego ciało zaczyna całe drżeć. Drżenie jednak ustało, gdy tylko Aldaren skończył mówić. Prawie jakby Mitra zemdlał z tych emocji… Nim jednak wampir zdążył się zaniepokoić, mógł poczuć na swoich plecach nieśmiały dotyk drżących dłoni nekromanty. Aresterra odwzajemnił jego gest - przytulił się do niego szczerze, lecz były to objęcia bardzo nieśmiałe, bez wprawy. Przywarł do niego jeszcze odrobinę mocniej, twarz chowając w zgięciu jego szyi. Z początku był przerażony taką bliskością, zamknięte oczy jedynie potęgowały doznania, którymi do tej pory tak się brzydził. Jednocześnie jednak - trochę ku własnemu zaskoczeniu - poczuł, że istniała różnica między tym jak obejmował go chociażby Sarazil, a tym jak robił to Aldaren… I to drugie było wręcz uspokajające. Nadal serce waliło mu jak oszalałe, ale może następnym razem będzie lepiej…
        - Co ty…
        ”Nie myśl, że będziesz ot tak zmieniał sobie zdanie”.
        Mitra chciał zapytać co wampir opowiada za głupoty, ale nie dokończył. Jęknął boleśnie, ale też cicho jakby zupełnie nie miał na to siły.
        - Odsuń się - wypluł z siebie pośpiesznie, ale wbrew swoim słowom przytrzymał Aldarena przy sobie. Jedną rękę odsunął od jego pleców - tę, w której nadal trzymał sztylet. Jakże skrzypek był głupi dając mu do ręki broń i dopuszczając go tak blisko siebie… Oby ten sztylet był srebrny. Chociaż nie, wcale nie musiał być - równie dobrze można było poprawić. Raz, drugi, trzeci. Jeśli Mitra by przy tym zginął… I tak było warto.
        Nóż jednak nie wbił się w plecy Aldarena. Z jakiś niezrozumiałych powodów nekromanta wyciągnął rękę przed siebie i ostrze przeszło na wylot przez jego dłoń, ale nie dosięgnęło ciała skrzypka. Bolesny krzyk Aresterry był tak podobny do tego, który wyrwał się z jego ust w kryptach - ból musiał być podobny.
        Nagle za plecami Aldarena rozległ się dziwny drewniany łomot. Coś szarpnęło go w bok. Kolejny rumor - Mitra pchnięty przez własnego manekina wpadł na zasłany księgami stół. Drewniana figura jednak na tym nie poprzestała. Złapała swego pana za szyję i docisnęła do ściany, przytrzymała go też za zdrową rękę - w drugą nadal wbity był sztylet. Widać było, że Aresterra walczył o oddech, lecz o dziwo w pewnym momencie bez trudu odepchnął manekina, który jakby stracił siły i wolę poruszania się. Mitra zaraz wyciągnął zdrową rękę w stronę Aldarena i wypluł z siebie jakieś słowo. Kołnierz wampira zaczął zacieśniać się wokół jego szyi. Lecz i tym razem rzucane przez niego zaklęcie przerwał manekin. Niezgrabnie, bo przecież nie znał się na walce, znowu rzucił się na nekromantę. Uderzył go w rękę, a Aresterra ryknął z bólu.
        - Aldaren, wiej! - krzyknął, nim po raz kolejny został przyduszony do ściany. Wierzgał nogami, jakby instynkt kazał mu się wyrywać, ale on wcale tego nie chciał.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Przez to co się stało i co jeszcze go czekało wampir był bardzo zdenerwowany i to wcale nie w tym negatywnym sensie. Po prostu czuł się przytłoczony tym wszystkim, ale nie mógł odejść. Nie chciał odchodzić, a Drugi miał całkowitą rację, choć bardziej niż o dobre relacje między mężczyznami martwił się o możliwość swojej dalszej egzystencji. Aldaren musiał porozmawiać z Mitrą i to wszytko wyjaśnić inaczej po śmierci na pewno nie zaznałby spokoju, o ile wampiry mogą odrodzić się jako zjawy. Co prawda nie miałoby to większego sensu, ale w Maurii różne dziwne rzeczy dość często lubią się dziać. To rodziło też pewną nutę niepokoju czy aby Faust nie mógłby tak powrócić do świata żywych. Nie była to pocieszająca myśl, ale skrzypek miał obecnie ważniejsze problemy na głowie. Poza tym w życiu oraz nie-życiu jeszcze nie słyszał o takim przypadku, więc szczerze wątpił w zaistnienie takiej możliwości. Nie było już Fausta, przez co lazurowooki był rzeczywiście wolny, nawet jeśli nie wiedział co począć z tą wolnością i jej nie do końca chciał; a co najważniejsze Mitra był bezpieczny. Przynajmniej dla nieświadomego kłopotów nekromanty wampira.

        Wchodząc do piwnicy Aldaren w ogóle nie był spokoju, choć tak bardzo się starał o to przed otworzeniem drzwi do pomieszczenia na dole. Do tego jeszcze nie do końca ufał zapewnieniom demona, że tę rozmowę będą mogli przeprowadzić w cztery oczy. W tym przypadku oboje - Aldaren i upiór - nie mieli najmniejszego pojęcia jak bardzo byli w tej kwestii naiwni. Nie było już jednak czasu na odwrót, przedstawienie się rozpoczęło.
        Schodząc ze schodów i mówiąc do Mitry, Aldaren całkowicie skupił się jedynie na postaci blondyna przez co cały wystrój wnętrz nie miał dla niego najmniejszego znaczenia i nie został w ogóle zauważony. Po chwili też i wahanie opuściło skrzypka, całkowicie zatraconego w swoich zamiarach i próbie pogodzenia się z nekromantą. Był durniem, że wcześniej nie zwracał uwagi na myśl, że Mitra był dla niego kimś ważnym i chciałby dla niego zrobić wszystko, czego dowodem mogło być to, że bez wahania w kryptach stanął po stronie niebianina i sprzeciwił się swojemu ojczymowi. W sumie nie miał za specjalnie czasu by o tym myśleć, gdyż jeśli blondynowi nie pomagał, nie dotrzymywał mu towarzystwa, to zaraz martwił się jego stanem, albo rozmyślał żałośnie o swoim wiecznym spoczynku, który miał niby wszystkich uszczęśliwić i przed wampirem uchronić. Jak widać temu, dla którego zrobiłby wszystko, daleko byłoby do bycia szczęśliwym gdyby krwiopijca się zabił, o czym Aldaren zdążył się już przekonać. Ale może to dobrze, że tak się sprawy potoczyły i dostał od niebianina reprymendę, choć trzeba przyznać, że to niezbyt zdrowy sposób na odbywanie rozmowy o tym co siedzi cierniem w boku.

        Gdy Mitra dał mu się przytulić, choć wbrew własnej woli i z zaskoczenia, skrzypek był naprawdę szczęśliwy, że tak to wszystko wyszło, bo inaczej może nigdy by się na coś takiego nie odważył. Owszem, miał świadomość, że po wszystkim najpewniej dostanie po głowie od nekromanty i więcej już nie zbliży się do niego na mniej niż odległość jednego łokcia, a może i sążnia, nie mówiąc już o dotknięciu go, ale czuł, że przynajmniej wciąż będzie miał w nim przyjaciela, którego będzie mógł zadowolić swoim towarzystwem i służyć mu pomocą. Nic więcej nie oczekiwał, bo i prawa by oczekiwać nie miał. Grunt to możliwość życia z nim w zgodzie i przyjaźni.
        - Chciałbym móc ci towarzyszyć do końca twoich dni, jeśli mi pozwolisz przyjacielu - szepnął do niego dalej tuląc z niemałym szczęściem i ulgą rysującymi się na jego twarzy, przez to, że Mitra odwzajemnił jego uścisk choćby tak niepewnie i zapewne również z rezerwą oraz dystansem. To i tak było już zawsze coś, tym bardziej, że wampir był bardziej niż pewien, że blondyn go przebije sztyletem, w końcu to przez mistrza Sarazila i jeszcze kilku innych z przeszłości nekromanty, doprowadziło do tego, że ten brzydził się teraz i bał dotyku.

        Bardzo ciężko było mu puścić niebianina, ale wiedział, że nie powinien przeginać, ani wystawiać na próbę jego cierpliwości oraz tolerancji. Poza tym przyszedł tu by porozmawiać i omówić... kilka niezrozumiałych dla niego spraw związanych z wcześniejszą wypowiedzią błogosławionego. Jego szczęście zostało ścięte jak mieczem, gdy doszło jego uszu polecenie Mitry, przez co wampir od razu się skruszył.
        - Ależ oczywiście... Wybacz i... zapo...
        Bardzo chciał uszanować jego wolę, ale jak, skoro teraz to niebianin nie chciał go puścić. Wampir starał się na niego spojrzeć, ale nie było to zbyt proste, a po chwili poczuł jak Mitra odrywa od jego pleców zaciśniętą na rękojeści ostrza dłoń. Westchnął nieco drżącym głosem pełnym zawodu i jednocześnie zrozumienia. Podejrzewał, że swoim wygłupem - tym przytuleniem - przekroczy niebezpieczną granicę i jak widać się doigrał, ale skoro nekromanta tego chciał... Z resztą skrzypek mu to już raz proponował, przytulił bardziej przyjaciela.
        - Mam nadzieję, że będziesz szczę...

        Wtem zapach krwi mężczyzny zaczął nagle wypełniać powietrze dokoła nich i niebezpiecznie drażnić nos krwiopijcy. Nieumarłego sparaliżował nagły przypływ dzikiego pragnienia i jednocześnie niewyobrażalne mdłości. Nie wiedział co się dzieje i co to wszystko ma znaczyć. Jego oczy zabarwiły się na czerwono, a on nieco odepchnął od siebie blondyna, by się uwolnić z jego objęć. Wtedy też został przewrócony przez drewnianego manekina.
        - Mitra, co ty...?! - krzyknął zbierając się z ziemi i znów zamarł widząc jak jeden z manekinów nekromanty go popycha i zaczyna dusić.
        Mimo Głodu Aldaren był kompletnie zdezorientowany, zareagował jednak gdy spostrzegł, że nekromanta wyciąga w jego stronę dłoń i próbuje coś z siebie wydusić. Nieumarły od razu wstał na równe nogi i był gotów skoczyć mu na ratunek, obronić go przez zbuntowaną kukłą, jednakże wtedy poczuł, że coś zaczyna go dusić. Padł na kolana starając się chwycić dłońmi tę marę i poluźnić uścisk, lecz nic nie było na jego szyi. Zaraz się zorientował, że to jego własny kołnierz został zaklęty i właśnie utrudnia mu złapanie tchu. Czyli Mitra jednak chciał go wykończyć, ale kukła z jakiegoś powodu mu to uniemożliwiała...
        - Drugi!!! - wysapał wściekle i znów się podniósł, gdy zaklęcie zostało przerwane.

        Wbrew jednak swoim domysłom upiór wcale nie opętał tej kukły i to nie on uniemożliwiał nekromancie wykończenie nieumarłego. Gdy po kilku uderzeniach serca blondyn do niego krzyknął, by uciekał, Aldaren miał już całkowity mętlik w głowie. Skrzywił się niemiło szczerząc groźnie do samego siebie nie do końca ludzkie uzębienie i w jednej chwili spalił manekina duszącego Mitrę. Wtedy też drzwi od piwnicy z trzaskiem się otworzyły, a na dół zbiegł pospiesznie manekin z parteru z niesionym za uszy Żabonem, trzymanym w jednej dłoni.
        - "Co ty do diabła wyrabiasz debilu?! Atakujesz nie tego!" - warknął na wampira upiór, który rzucił w błogosławionego małym demonem by ten odwrócił jego uwagę, a opętany manekin z parteru, zbliżył się do krwiopijcy i z całej siły walnął go w twarz, tak mocno, że drewniana pięść nieco się pokruszyła. - "Twój kochaś chce cię zabić wbrew swojej woli, został opętany..." - przerwał gdy jedno z zaklęć władających rzeczami nieumarłymi go trafiło, ale to jedynie rozsierdziło demona kontrolującego kukłę, gdyż on nie był powstrzymywany przez swojego obecnego nosiciela i przez to łatwiej było mu ochronić się przed tym czarem.
        - "Zdejm mu ten cholerny naszyjnik!" - polecił Aldarenowi, który właśnie został oświecony w sytuacji, acz szczerze mówiąc dalej niewiele wiedział.
        - "Ty kanalio!" - warknął w stronę Mitry, gdy ten uwolnił się od kąsającego go Żabona i wtedy sam Drugi stanął w szranki z nekromantą, by dać wampirowi szansę. Wiedział, że gdyby skrzywdził blondyna, skrzypek najpewniej nigdy by mu tego nie wybaczył, a to mogłoby się dla upiora źle skończyć, jednakże bez kilku uderzeń się nie obejdzie i lazurowooki będzie musiał mu wybaczyć.

        Aldaren zacisnął pięści i patrzył bez chwilę bezradnie na tę szamotaninę. Postanowił zaufać Drugiemu, zmienił się w kruka by mieć więcej miejsca do uników w tym pomieszczeniu i z pomocą Żabona spróbowali zdjąć z szyi Mitry przeklęty naszyjnik, jeszcze bardziej przeklętych braci.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitrze wydawało się, że był topiony. Duchy braci w pojedynkę były słabe, ale dobrze ze sobą współpracowały. Nekromanta choć stawiał im silny opór, co chwilę był spychany pod powierzchnię i to one przejmowały kontrolę nad jego ciałem. On jednak cały czas walczył. Gdy udawało mu się przełamać opętanie, czuł się jakby wypłynął na powierzchnię lodowatego jeziora. Ledwo nabierał tchu, szybko orientował się w sytuacji i robił wszystko, by pokrzyżować ich plany. Może gdyby skupił się na tym, by je od siebie odepchnąć, choć chwilę skupił się na tym opętaniu a nie na pomocy wampirowi, może wtedy przełamałby ich atak i zmusił do ustąpienia nie na chwilę, a na wieczność. Dla niego liczył się jednak tylko Aldaren. Już słysząc głos Mariusa wiedział co planują Krazenfirowie - że jego rękami postarają się zgładzić skrzypka, bo nekromanta na chwilę spuścił gardę. Musiał im to za wszelką cenę uniemożliwić, choć za pierwszym razem ledwo zdążył - dlatego został ranny. Później jednak działał metodycznie. Wiedział, że bliźniacy czarowali w bardzo klasyczny sposób, posługując się inkantacjami, które angażowały i słowa i gesty. Wystarczyło ich unieruchomić, zabrać im głos, a nie mogliby czarować. Dlatego tak skupiał się na tym, by swojemu manekinowi kazać blokować własne ręce, uniemożliwić mówienie… Chociaż ożywieniec mógł mu tylko zatkać usta. Mitra liczył jednak na to, że spanikowane duchy albo odstąpią od przejęcia duszonego ciała, albo zginą razem z nim. Dla niego oba rozwiązania były dobre. Byle Aldaren dał radę uciec i nic mu się nie stało, bo tego nigdy w życiu by sobie nie wybaczył. W krótkim, krótszym niż mrugnięcie przebłysku, wyobraził sobie, że gdyby teraz zginął, stałby się upiorem, którego w tym świecie uwiązałaby jedynie silna potrzeba chronienia skrzypka.
        A jednak po raz kolejny się ocknął. Tym razem czuł, że bolały go już obie ręce, tak cholernie bolały, że aż nie umiał powstrzymać krzyku. Zaraz jednak poczuł, że coś ciągnie go na dno, pod powierzchnię, że już woda się nad nim zamyka. Miał mało czasu na wydanie kolejnego rozkazu, a mimo to go zmarnował, bo zamiast skupić się na manekinie, spojrzał na Aldarena. Za wiele słów by go kosztowało wyjaśnienie tej sytuacji, lecz ostrzeżenie… To mógł zrobić. I jedynie liczyć, że wampir w jego oczach zobaczy, że nie żartuje. Może to sobie kiedyś wyjaśnią. A jeśli nie… Przynajmniej Aresterra będzie miał świadomość, że zrobił w tym momencie wszystko, by go ochronić. Gdy już prawie stracił kontakt ze światem zewnętrznym, zdołał wydać jedno polecenie - oszczędne w słowa, ale bogate w treść. “Duś”. Bo czyż nie jest to najlepszy sposób, by nie pozwolić komuś mówić?

        Kolejne przebudzenie było dziwaczne. Mitra gwałtownie nabrał tchu. Szyja go bolała, lecz już nie był duszony - jego manekin zamienił się w stertę popiołu i węgla drzewnego, a powietrze w piwnicy w jednej chwili zrobiło się duszne i gęste. Sprawka Aldarena, to było pewne. Co on tu jeszcze robił?! Nim jednak Mitra wyraził na głos swoje niezadowolenie, w drzwiach prowadzących do pracowni pojawił się kolejny manekin. To go przeraziło - wiedział, że w piwnicy znajdowała się tylko jedna taka lalka, kolejne były na wyższych piętrach, więc ten musiał pochodzić co najmniej z parteru… Bracia mieli tyle mocy, by działać na takim obszarze? To by oznaczało, że zdecydowanie ich nie docenił, a oni być może oszczędzali siły, choć byli zdolni do jeszcze większych czynów…
        Aresterra ponownie zapadł się w ciemność, w ostatnim przebłysku świadomości dziwiąc się co tu u licha robił Żabon. Mały demon tymczasem już leciał, rzucony w stronę swojego aktualnego pana. Wyczuł jednak najwyraźniej, że coś było nie tak, bo wcale nie kwapił się do tego by być dobrym demonem, a raczej zachowywał się jak wściekły kot. Szamotał się z Mitrą, jakby jednocześnie chciał uciekać i go atakować. Podrapał nekromantę po twarzy, gdy ten jęcząc boleśnie złapał go za futro na karku, by go z siebie zdjąć. Nie dał się! Spadł jednak na tors niebianina i uczepił się jego ubrania. Dziabnął dłoń, która próbowała go zabrać, wtedy z ust Mitry wydobyło się przekleństwo. Niezwykłe zjawisko, zważywszy, że błogosławiony nigdy nie przeklinał. Nikt z obecnych jednak się nad tym nie zastanawiał, nie było na to czasu.

        Po kolejnym odzyskaniu władzy nad ciałem Mitra nie zastanawiał się nad Żabonem, nad tym, że bolała go twarz i jeszcze bardziej ręka. Dostrzegł kukłę, która się tu pojawiła i niewiele nad tym myśląc zdecydował się z niej skorzystać - w końcu do tego była. Odebrać ją spod kontroli Krazenfirów, wykorzystać może, by w końcu wyrzucić z tej piwnicy Aldarena, który jak ostatni osioł nadal tu siedział… Ale gdy spróbował, napotkał opór tak silny, że nigdy by się tego nie spodziewał. Został momentalnie odepchnięty od manekina i ponownie wciągnięty w mrok.
        Opętany nekromanta w końcu zdołał zrzucić z siebie Żabona - złapał go ponownie za futro na karku i cisnął nim gdzieś w bok, niedbale, jakby był to jedynie mały worek ziemniaków. Już gramolił się na równe nogi, gdy został ponownie zaatakowany. Tym razem przez znacznie większy kaliber… Zgięło go w pół, gdy manekin z zadziwiająco dobrą techniką rąbnął go w brzuch. Poleciał do tyłu, zatrzymał się jednak na blacie roboczym i przechylił do przodu, rannymi rękami obejmując się w pasie. Zaraz podniósł na opętanego przez upiora manekina spojrzenie pełne nienawiści i już było widać, jak z najwyższym wysiłkiem próbuje złożyć dłonie do czaru, wydobyć z siebie odpowiednie słowa… Wtedy jednak dostał kolejny raz - jego przeciwnik musiał być doświadczonym bokserem, bo dopadł nekromanty i sprzedał mu kilka konkretnych ciosów pięścią w żebra. Bolało tak bardzo, że aż niebianinowi zrobiło się biało przed oczami…

        I wtedy do głosu znowu dotarł Mitra. On był bardziej odporny na ból niż bracia, dlatego łatwiej zorientował się w sytuacji. Choć i tak nie było łatwo. Lecz zrozumiał jedno: zasłużył na łomot, który otrzymał, bo on służył temu, by można mu było zdjąć naszyjnik. Tak, też na to w międzyczasie wpadł - to przez tę błyskotkę Krazenfirowie tak łatwo go dopadli. Zlekceważył ich, a teraz nie potrafił sam tego przerwać. Gdy więc zorientował się w sytuacji, po prostu pozwolił im działać. Nie stawiał oporu, podniósł głowę i opuścił ręce, lecz gdy nagle przestał trzymać się stojącego przed nim manekina, zrobiło mu się słabo i upadł na kolana.
        Bracia również wiedzieli, co się przeciwko nim kroi i to dodało im sił do walki. Po raz kolejny opętali Mitrę i próbowali się bronić. Ryknęli pośpiesznie formułowanym zaklęciem, ale jednocześnie manekin dał im w mordę otwartą dłonią, rozsmarowując krew po policzku, a Żabon ugryzł ich w dłoń, tym razem drugą, by równo puchło. Tak osaczeni Krazenfirowie nadal próbowali walczyć i ożywić cokolwiek, by sobie pomóc, ale już było za późno, musieli poddać się przewadze liczebnej przeciwnika i ograniczeniom tego ciała, którym dysponowali.

        W końcu w trakcie szarpaniny naszyjnik został Mitrze zdjęty, choć ten nawet nie wiedział czy zdjęto go jak należy przez głowę, zerwano łańcuszek czy może zniszczono medalion. Nagle jednak wynurzył się na powierzchnię świadomości i czuł, że już nic go nie wciągnie z powrotem. Wraz z odzyskaną świadomością wrócił jednak ból i to tym razem w całej krasie.
        - Stój! - zawołał, by nie oberwać po raz kolejny, bo wiedział, że już jest bezpieczny. Podniósł dłonie by się nimi zasłonić, w jedną jednak nadal miał wbity nóż, a druga wyginała się pod jakimś dziwnym kątem. Obie były pokąsane i strasznie bolały. Aresterra jęknął i rozejrzał się. Zrobiło mu się słabo, musiał oprzeć się o stół za sobą by nie upaść, lecz przytomnie nie wsparł się na dłoniach, a od razu na łokciach. Wtedy, zerkając kątem oka na pomieszczenie, w końcu się odezwał.
        - Przepraszam - jęknął jedynie chrapliwym głosem, kręcąc głową. - Przepraszam…
        Żabon, który do tej pory skakał wokół niego i skrzeczał groźnie, teraz jakby stracił cały animusz. Zatrzymał się i burcząc dziwnie zbliżył się do nekromanty, a gdy ten go nie kopnął ani nie odepchnął, klapnął zadkiem na ziemię, jakby zamierzał go pilnować.
        - Już… - Mitra ciężko przełknął ślinę. Gardło cholernie go bolało, mógł się wręcz założyć, że na szyi zaczęły rodzić mu się siniaki. - Już nikomu nic nie zrobię. Przepraszam… - powtórzył nim się rozkaszlał. - Aldaren… Muszę to wyjąć - powiedział, pokazując wampirowi swoją zranioną rękę. Mógł to zrobić sam, nie było w tym najmniejszego problemu, lecz pamiętając gwałtowną reakcję skrzypka z krypty wolał go uprzedzić, że poleje się krew.
        Nogi jednak nie chciały go słuchać i gdy tak stał, gapiąc się na swoją dłoń jakby wcale nie należała do niego, osunął się nagle na kolana.
        - On jest jadowity? - zapytał słabym głosem, patrząc na Żabona. Chyba miał to być żart, a jego niemoc brała się z nowych ran i nowej walki, która była prawie ponad jego siły. Chociaż kto tam wie: demon jakby rozumiejąc pytanie oblizał się dumnie.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Ciężko było Aldarenowi przyglądać się temu, jak Drugi okładał Mitrę i jeszcze na to z własnej woli pozwalać. A przecież chciał go chronić! To było dla wampira nie do zniesienia i przyprawiało go o szaleństwo wraz ze wszechobecną wonią krwi wypełniającą całą piwnicę, a do tego jeszcze ten mętlik w głowie. Skrzypek zacisnął zęby i pięści, spuszczając głowę. Nie mógł już dłużej wytrzymać tej niemocy, lecz nim całkowicie poddał się instynktom i ślepej furii, dotarło do niego polecenie upiora i prawdopodobna przyczyna takiego zachowania nekromanty. Albo raczej artefakt.

        Nie czekając ani sekundy dłużej, Aldaren przeobraził się w kruka i zaczął się siłować z łańcuszkiem by jakimś sposobem zdjąć go przez głowę, a nie brutalnie zrywać. Niestety sprzeciwiające się temu pomysłowi duchy bliźniaków nie ułatwiały mu zadania nawet jak Żabon z powrotem uczepił się ubrania blondyna i również postarał się zdjąć amulet. Nie było dobrze, zwłaszcza, że widząc ich bezcelowe starania, Drugi zaczął się niecierpliwić, co mogło się źle skończyć dla nich wszystkich tu obecnych, lecz ptakowi w końcu się udało.
        Z początku nie był pewny czy to coś w ogóle dało, dlatego poleciał za kukłę opętaną przez Drugiego i chwilę się unosił w powietrzu za jego plecami z naszyjnikiem w szponach. Na efekty jednak nie trzeba było długo czekać. Aldaren wrócił do poprzedniej postaci, a widząc w oczach Mitry poprawę, domyślił się, że to faktycznie podziałało. Upiór zdawał się jednak tego nie zauważać i już szykował się do zadania kolejnego ciosu, lecz skrzypek przytrzymał jego dłoń. Patrzył karcąco na drewnianą lalkę.
        - "Nie patrz tak na mnie! Dzięki mnie wszystko dobrze się skończyło!" - burknął z wyrzutem, lecz odpuścił kolejny atak. Zaraz obaj skupili się na blondynie.

        - W porządku Mitra, wszystko już jest dobrze - powiedział uspokajająco Aldaren, choć mógł obecnie wyglądać niepokojąco i niezbyt przekonująco przez wyraźne na twarzy oznaki boleści i strachu, że coś takiego przytrafiło się nekromancie, jak również zmartwienie. Szkarłatnoczerwone oczy natomiast przypominały ślepia wygłodniałej, może nawet oszalałej z głodu bestii.
        Skrzypek stąpał bo bardzo cienkiej linii i poważnie kusił los nadal dając się otumanić wypełniającej pomieszczenie woni krwi, choć ta jednocześnie stała się również powodem coraz to bardziej nasilających się mdłości u wampira. Naprawdę w chwili obecnej wyglądał okropnie i to może nawet jeszcze bardziej niż w trakcie poważnej rozmowy jaką między sobą nieumarły i nekromanta niedawno odbyli, a której skutki doprowadziły do tej sytuacji. Starał się jednak kontrolować najlepiej jak potrafił i zbliżył się o krok by pocieszyć oraz pomóc niebianinowi, jednakże kukła opętana przez Drugiego go powstrzymała.
        - "Idź się przewietrzyć, dobrze ci zrobi. Obiecuję, że nie zatłukę tego lalusia podczas twojej nieobecności. Jeśli nie dotrzymam słowa dam ci spokój i niech mnie Czeluście pochłoną" - powiedział, pokazując otwarte dłonie w uspokajającym geście, zapewniającym, że na pewno nic nie zrobi. - "Jeśli nie chcesz później żałować, rób jak ci mówię. Zaufaj mi, wiem jak to się skończy jeśli zbliżysz się do niego w tym stanie. Po stracie żony ledwo się pozbierałeś, a gdyby teraz historia się powtórzyła z udziałem twojego jedynego obecnie przyjaciela?" - dodał, a swoimi słowami trafił w punkt.
        Wampir, choć się wyraźnie spiął na to wspomnienie, a następnie wzdrygnął wyobrażając sobie, że mogłoby się to powtórzyć, westchnął ciężko i postanowił odpuścić, dostosowując się do rady - bo tak wypadałoby określić słowa Drugiego, przekazując mu amulet Krazenfirów, bo ciężko byłoby opętać, opętującego innych upiora prawda? Na demona moc bliźniaków mogła niemieć żadnego wpływu, albo mieć, ale nieszkodliwy. Wierzył, że Drugi najlepiej przypilnuje naszyjnika, by Mitra mógł go później wykorzystać do otwarcia grymuaru, choć zapewne już nie dzisiejszej nocy.

        - Poczekam na górze - mruknął ochryple i z ociąganiem opuścił piwnicę, zostawiając w niej Mitrę z kukłą i Żabonem.

        Nawet dobrze się złożyło, bo akurat jak Aldaren zamykał za sobą drzwi, nogi nekromanty odmówiły posłuszeństwa i się pod nim ugięły, a upiór był pewny, że gdyby tylko krwiopijca to zobaczył, nie chciałby tak łatwo opuścić pracowni niebianina i doprowadzić się do porządku. Drugiemu tak naprawdę nie podobała się sytuacja, w której się znalazł - najchętniej dobiłby błogosławionego, bo stanowił poważne zagrożenie dla naiwnego i nazbyt ufnego skrzypka, lecz nie mógł złamać danego słowa. Co prawda wizja skończenia w Piekle nie była aż tak zła, ale szczerze powiedziawszy nie zamierzał się jeszcze żegnać z tym światem, tym bardziej, że słaby stan psychiczny wampira utrzymujący się ostatnimi czasy, obudziła go z letargu.
        Potarł drewnianym palcem powierzchnię amuletu, gdyby go zgniótł nie byłoby już żadnego zagrożenia i problemu. Nie zrobił jednak tego - po pierwsze wolał poczekać na rozwój wypadków, może urodzi się z tego coś ciekawego albo korzystnego dla niego samego, a poza tym aż nazbyt dobrze pamiętał swoją egzekucję za niszczenie mienia...a może to było przez morderstwo? Kij z tym.

        - "Jeśli w ciągu ostatnich sześciu godzin nie żarł nic toksycznego to nie, nie jest... Poza tym czy błogosławieni nie są czasem odporni na trucizny i choroby?" - odpowiedział telepatycznie Mitrze i przeciągnął się ze znudzeniem. - "Rób co masz robić, najlepiej się pospiesz, a przez to nie gadaj za wiele. Jeśli będziesz tu zbyt długo siedział Aldaren przyjdzie sprawdzić czy nie dzieje się nic niepokojącego, a wierz mi smrodu krwi unoszącej się w powietrzu nie pozbędziesz się czarem regenerującym rany" - burknął oschle i z, delikatnie ujmując, nutą wrogości w głosie.
        Wraz z Żabonem pilnowali Mitrę, w razie konieczności pomógł mu stanąć na nogi i ewentualnie dojść do salonu.

***

        Aldaren po wyjściu z piwnicy przeszedł przez salon, w ogóle nie zwracając na otoczenie uwagi i od razu wyszedł z domostwa błogosławionego. Nie odszedł jednak daleko, ledwo schował się za rogiem budynku i od razu zgiął się wpół poddając się dręczącym go nudnościom.
        Dłuższą chwilę wyrzucał z siebie skromną zawartość żołądka i w większości wypity koniak, po czym nieco osłabiony i całkowicie skołowany oparł się o ścianę i usiadł na ziemi, pozwalając rozpoczynającej się ulewie i smagającemu go co jakiś czas wiatrowi ukołysać do snu jego wampirze instynkty, jednocześnie też pomagając skrzypkowi powrócić do psychicznej normy, odzyskać jasność umysłu i być pewnym, że ma całkowitą kontrolę nad sobą, że głód ani krwiożercza natura nie dojdą do głosu, gdy tylko zbliży się do Mitry, że wszystko z lazurowookim wróci do normy i będzie tak sprzed jego przemiany - dalej będzie mógł udawać zwykłego, nieszkodliwego dla innych człowieka.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Zaskakujące jak wiele znaczyły te słowa - “wszystko już jest dobrze”. W głosie Aldarena było coś, dzięki czemu Mitra naprawdę w to uwierzył i sprawiło mu to ulgę. Był przerażony, że gdyby tylko na moment odpuścił, Krazenfirowie mogliby osiągnąć swój cel i zabić Aldarena. Nigdy by nie przypuszczał, że posuną się do opętania i będą tak zawzięci. Teraz jednak zaprzepaścili wszelkie swoje szanse, bo Aresterra nie da się drugi raz nabrać na coś takiego, a co więcej teraz pałał do nich nienawiścią tak silną, że bracia powinni już drżeć ze strachu - on im na pewno nie odpuści, ale jak to mówią, zemsta najlepiej smakuje na zimno. Teraz były ważniejsze rzeczy do zrobienia.
        Mitra podniósł wzrok na skrzypka, a w jego oczach było widać boleść, nadal odrobinę zdenerwowania, ale też wyraźną wdzięczność. Czułość? Może bez przesady… Wszystko to jednak zastąpił niepokój, gdy dojrzał te czerwone oczy patrzące na niego z takim dzikim pragnieniem. Myślał, że już ich więcej nie zobaczy, a jednak… Spiął się odrobinę, ale nakazał sobie spokój. Jakimś cudem przeoczył to, że drewniana kukła powstrzymała Aladrena przed podejściem do niego. Później zaś naszła go fala słabości, nie zwrócił więc uwagi na to, że za namową ożywionego manekina skrzypek wyszedł z piwnicy. W sumie nawet dobrze, że to zrobił, bo przynajmniej nie nęcił go zapach krwi, której zresztą zaraz miało polać się znacznie więcej…

        Mitra podniósł na drewnianą kukłę wściekłe, nieprzychylne spojrzenie, zaraz jednak pojawiła się w nim doza uznania.
        - Masz rację - przyznał, nie wysilając się na ukierunkowywanie myśli do rozmowy telepatycznej. Nie kłopotał się również wstawaniem i po prostu tak jak klęczał, tak klapnął na tyłek, krzyżując przed sobą nogi. Patrzył na swoje ręce nadal tak, jakby nie były jego. Drżały, były blade, ale wbrew pozorom nie było najgorzej. Nóż jakimś cudem trafił między kości i nie dokonał aż tak wielkich zniszczeń jak mógł - dużo magii i nie będzie śladu, a dłoń zachowa sprawność. Druga… Mitra poruszył nią na próbę i dotknął jej, ale nie za mocno, bo przez ten wbity w rękę nóż wszystko go bolało. A potem zabolało jeszcze bardziej. Syknął.
        - A, cholera, złamana - ocenił szybko, choć już wcześniej coś czuł, że taka będzie diagnoza. Co więcej wszystko wskazywało na przemieszczenie… Ale to później, teraz ważniejsze było pozbycie się tego noża. Z racji tego, że Mitra nie miał ani jednej sprawnej ręki, Żabon był na to za głupi, a temu… czemuś… nie ufał za grosz, musiał to zrobić inaczej. Był jednak zawzięty, samodzielny i nieufny tak bardzo, że zaraz znalazł sposób, by sobie z tym poradzić. I tak jednak potrzebował małej pomocy, do której idealnie nadawał się równie mały demon.
        - Żabon - zwrócił się do niego. - Patrz na mnie i słuchaj uważnie. Skup się! W pokoju obok na stole jest niebieska skrzyneczka. Masz mi ją przynieść, ale niech cię ręka boska chroni byś tego nie upuścił, bo ci łeb urwę - ostrzegł go, a w jego spojrzeniu widać było tak sugestywne ostrzeżenie, że demon nie śmiał dyskutować. Zaskrzeczał z lekkim przestrachem i pokicał we wskazanym kierunku. Mitra został sam z… tym czymś. Oczywiście, że od razu sprawdził jego aurę. Silna, ale matowa, zimna jak powietrze w krypcie, rubinowa. Upiór… ”Bosko”, sarknął w myślach Mitra.
        - Kim jesteś? Skąd się tu wziąłeś? - zapytał, podnosząc na niego wzrok. Owszem, upiór kazał mu się jak najmniej odzywać, ale niech nie myśli sobie, że będzie rozkazywał panu tego domu. Wcześniej dał radę odeprzeć nekromantę by ten nie opętał jego kukły, ale gdyby teraz mieli walczyć, Aresterra już nie dałby się tak łatwo zepchnąć do defensywy, tym bardziej, że chciał usłyszeć odpowiedzi na swoje pytania, co do których miał już pewne przypuszczenia.
        Powrót Żabona zwiastowało dzwonienie szkła w niesionej przez niego skrzyneczce i skrzek, gdy już stanął w progu. Swoim kaczym chodem przydreptał do nekromanty i postawił przed nim skrzyneczkę, gdy ten wskazał mu miejsce.
        - Dobry demon - pochwalił go Aresterra. - Nagrodę dostaniesz później.
        W pudełku przedzielonym drewnianą kratownicą znajdowały się przeróżne eliksiry wzmacniające. Mitra nie musiał nawet patrzeć na etykietki, by wybrać te, których w tym momencie potrzebował. Wyciągnął więc trzy buteleczki i duszkiem wypił ich zawartość, uprzednio wyciągając zębami korki.
        - Przynieś mi jeszcze z tamtego pomieszczenia worek, który leży na najniższej półce zaraz obok drzwi. Migiem - rozkazał Żabonowi, by zabić czymś czas nim eliksiry zaczną działać. Wskazany przez niego worek był w gruncie rzeczy polową apteczką ze wszystkim, co było potrzebne do opatrywania ran, wliczając w to nawet igły chirurgiczne i skalpele. Z tych ostatnich Mitra co prawda nie zamierzał korzystać, ale wiedział, że na dłoń przyjdzie mu założyć kilka szwów, bo leczenie tej rany magią będzie musiało przebiegać w kilku etapach: nie był tak silnym i doświadczonym w tej dziedzinie magiem, by załatwić sprawę od ręki. ”Od ręki… ha ha ha”, pomyślał nekromanta w przejawie słabego poczucia humoru.
        Po powrocie Żabona przyszła kolej na tę najmniej przyjemną część - zajęcie się tą cholerną raną. Mitra w pierwszej kolejności przygotował sobie wszystkie opatrunki i nawlekł igłę do zszycia rany, co było nie lada wyzwaniem przy jego obrażeniach. Syczał pod nosem, ale nie odezwał się słowem, skupiony na tym co go czekało. Gdy wszystko było gotowe, obrócił dłoń z wbitym nożem tak, by jego ostrze było skierowane ku górze, po czym przytrzymując rękojeść między stopami wyszarpnął broń z rany. Krzyknął, bo to cholernie bolało, ale zaraz się opanował i dysząc ciężko oblał ją płynem dezynfekującym i zaczął szyć. Dwa szwy z jednej strony, dwa z drugiej - nie było źle. Zaraz też użył czarów, by w miarę zespolić tkanki - tak, by mógł bez bólu ruszać palcami. Po to wziął wcześniej te eliksiry, miały mu przywrócić siły magiczne. Gdy to już było gotowe, założył na tę dłoń prowizoryczny opatrunek, lecz zaraz po tym nie zabrał się za drugą rękę, lecz za twarz i zadrapania oraz ugryzienia będące dziełem Żabona. Je również obmył i posmarował maścią izolującą je od środowiska zewnętrznego, tak by nie wdała się infekcja. Została ta złamana ręka… Ale do niej Mitra potrzebował pomocy. Nie zamierzał przy tym prosić o nią tej kukły, a Żabon by sobie nie poradził. Wampir jednak mówił, że zna się na tradycyjnej medycynie, a że nie była to krwawiąca rana to powinien dać radę mu z tym pomóc…
        - Idę do Aldarena - oświadczył ożywionemu manekinowi gramoląc się z ziemi. - Odłóż ten wisior tu na stole i chodź, nie zostaniesz tu. Chyba, że chcesz sprzątać - dodał z przekąsem. - Żabon, idziemy - zwrócił się jeszcze do tego małego brzydala. Miał dość sił, by iść o własnych siłach, nie potrzebował asekuracji.
        - Aldaren! - zawołał, by namierzyć wampira, odpowiedziało mu jednak tylko echo. To go trochę zaniepokoiło. Jeszcze raz powtórzył swoje wezwanie, ale i tak bez rezultatu. Poczuł jednak aurę wampira gdzieś na zewnątrz i zrozumiał, że ten poszedł się przewietrzyć. Momentalnie się uspokoił. Przywołał jednego ze swoich manekinów i kazał mu posprzątać pracownię w piwnicy, a gdy ten zszedł na dół, nekromanta wyszedł na zewnątrz.

        - Aldaren?
        Mitra zerknął zza rogu na siedzącego na ziemi wampira. Padało, ale żaden z nich nie miał na sobie płaszcza, przez co mokli, ale najwyraźniej żadnemu z nich to nie przeszkadzało. Nekromanta był blady, a w jego oczach widać było pewien żal i ostrożność. Opatrzoną ręką przytulał do siebie tę złamaną.
        - Wracaj do środka, bo się zaraz rozpuścisz - odezwał się cicho. - Już się w miarę ogarnąłem, raczej nie będzie cię już męczył ten zapach… Wybacz to co zaszło… Wszystko ci wyjaśnię w środku.
        Mitra lekko zacisnął wargi i spuścił wzrok, po czym znowu podniósł go na Aldarena.
        - Pomożesz mi? - zapytał cicho, bo nie był przyzwyczajony o to prosić. - Mam złamanie z przemieszczeniem… Dam radę to opatrzyć, ale potrzebuję pomocy przy nastawianiu... mógłbyś? - upewnił się.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        W mitrowej piwnicy Drugi umierał z nudów, co prawda był z Mitrą, ale nie zwracał na niego większej uwagi, a jego słowa przelatywały przez niego jak woda przez palce. Nic go to nie interesowało czy nekromantę coś bolało, czy miał coś złamane, czy nie podać mu chusteczki na katarek. Po prostu zapewnił Aldarenowi, że zostanie z niebianinem, więc został, ale nie zamierzał przez to zacząć pałać do niego miłością. Szczególnie, że swoje przeżył i to w czasach, gdy tych obu w sumie jeszcze nawet w zamyśle nie było, a panowały wtedy cudowne wieki dla nieumarłych, czarnoksiężników, nekromantów. Dla dość sporego grona tych ostatnich zdarzyło mu się pracować, więc wiedział jakie z nich podstępne kanalie. Jak inaczej nazwać osobę, która najpierw płodzi dziecko, a po tym poświęca je w jakiś spaczonych rytuałach. Co prawda on sam nie był święty, bo zdarzało mu się poważnie zmasakrować małe twarzyczki, gdy miał ochraniać targu przed złodziejaszkami i kieszonkowcami, ale to nie zmieniało faktu.

        Po niedługim czasie skierował jednak gładkie, drewniane lico bez twarzy w stronę blondyna wydającego rozkazy mniejszemu demonowi, a następnie obserwował małą pokrakę, która żałośnie mu się podporządkowywała, a przecież nie był nawet nowicjuszem demonologii. Owszem rozumiał przychylność zaskarbioną przekupstwem, ale postępowanie tego małego coraz mniej przypominało to sprzed tych tysięcy lat, gdy upiór jeszcze był dychającym, cieszącym się życiem mężczyzną.
        - "Nie interesuj się, nekromanto" - burknął intonując to ostatnie z takim jadem w głosie, że najbardziej jadowite stworzenie na Łusce w mgnieniu oka by zdechło. - "I czyż nie mówiłem żebyś siedział cicho?" - upomniał wrogo, przyjmując pewną siebie postawę i zakładając ręce na piersi.
        Nie było wątpliwości, że gdyby opętał coś co mogłoby wyrażać emocje, czy mogło robić mimiki twarzy, najpewniej patrzyłby własnie na blondyna z pogardą i wyższością. Nie miał obowiązku z nim rozmawiać i szczerze nie zamierzał, jeszcze błogosławionemu przyjdzie do głowy jak wypędzić demona, czy zabezpieczyć Aldarena przed jego wpływem. Albo co gorsza namówi wampira by ten jako bardziej obeznany w dziedzinie demonologii, sam się pozbył nieproszonego gościa. Poza tym nie miał najmniejszej ochoty na podjęcie jakiejkolwiek dyskusji z nekromantą.

        Przyglądał się od niechcenia poczynaniom poszkodowanego właściciela tego domostwa i kręcącemu się w tę i z powrotem demonowi, który ślepo wykonywał każdą zachciankę niebianina. Na oświadczenie Mitry chciał wprost odpowiedzieć, że mało go to obchodzi i niech sobie idzie choćby do Prasmoka jeśli taka jego zachcianka, lecz zaraz nekromanta dodał swoją kąśliwą uwagę. Atmosfera wokół niego nieco zgęstniała i nie potrzebował twarzy, by pokazać światu, że się wnerwił.
        - "Zważaj do kogo mówisz nekromanto, jesteś zbyt słaby by się zregenerować magią, a założę się, że Aldaren nie zwróci uwagi czy przybyło ci kilka złamań i siniaków" - zagroził bez najmniejszego skrępowania, po czym odłożył naszyjnik we wskazanym miejscu i poszedł za Mitrą na parter.
        Gdy się tam znalazł, zaraz porzucił drewniane "ciało", które osunęło się bezwładnie po ścianie w kącie pomieszczenia i upiór z powrotem rozwalił się na sofie jako cień otoczony gęstym dymem. Przy tym na wszelkie sposoby uniemożliwiał złośliwie Żabonowi usadowienie się na tej kanapie.

        Ulewny deszcz, przez który po niedługim czasie zaczęło mu się lepić ubranie do ciała, był niezwykle kojący i odprężający. Pod jego wpływem Aldarenowi udało się dość szybko opanować mdłości i instynkt krwiopijcy, nakazujący mu cały czas, gdy był w piwnicy, by złapał osłabionego, bezbronnego niebianina i wbił kły głęboko w jego tętnicę. Na szczęście miał to już za sobą i jego myśli nie były ukierunkowane na te jedne tory. Przeanalizował po raz wtóry to co się stało w pracowni Mitry i do głosu zaczęła dochodzić troska o jego stan. Skrzypek czuł się już lepiej, mógł wrócić do salonu i służyć pomocą nekromancie jeśli by tego potrzebował oraz chciał, lub po prostu dotrzymać mu towarzystwa, może wyjaśnić to co zaszło, ewentualnie jeszcze wcześniejszą rozmowę, która do tego doprowadziła. Postanowił jednak jeszcze chwilę poddać się warunkom atmosferycznym. Nie było mu jednak dane spotkać się z Mitrą dopiero w środku, gdyż ten, prawdopodobnie zniecierpliwiony nieobecnością wampira, a ten stracił poczucie czasu, wyszedł do niego na zewnątrz.

        - Aż tak słodki nie jestem, żeby byle mżawka była w stanie mi zaszkodzić - odparł z rozbawieniem zerkając ciepłymi, lazurowymi oczami w stronę przyjaciela i zaraz przymknął oczy unosząc twarz ku niebu, by dać ulewie łatwiejszą możliwość zbombardowania jego skóry, lecz zaraz znów spojrzał na blondyna z delikatnym zakłopotaniem. - Nie powinieneś za nic przepraszać... W przeciwieństwie do mnie - mruknął przenosząc na moment wzrok na przestrzeń przed sobą.
        - Wybacz, że nie byłem w stanie ci pomóc w twojej pracowni i praktycznie bez słowa zostawiłem cię z Drugim. - Westchnął i spuścił głowę ze skruchą. Chciał również przeprosić za to, że jest wampirem i ta "kapka" krwi wywołała u niego taką reakcję, jednakże ostatnio dość często takie dodatki jedynie jeszcze bardziej pogarszały i komplikowały sytuację, więc zostawił tę drobinkę nadgorliwości wyłącznie dla siebie.
        - Oh, oczywiście! Wybacz... - Wstał na równe nogi, jakby właśnie ziemia zaczęła go parzyć, albo usiadł na czymś ostrym, a jego zażenowanie jedynie przybrało na sile. Jak on mógł tak po prostu wyjść i siedzieć sobie na dworze, gdy jego przyjaciel był ranny i omal nie stracił życia. Odetchnął głęboko nie pozwalając złości na samego siebie dojść do głosu i ruszył z niebianinem z powrotem do jego domu.
        - Wiesz... Nie musiałeś wychodzić przeze mnie na tę ulewę. Nie wyglądasz najlepiej i nie wątpię, że brakuje ci sił. Mógłbyś po drodze stracić przytomność i coś sobie zrobić... - zaczął jak jakiś dorosły karcący swoje dziecko za lekkomyślność, lecz w porę zdołał ugryźć się w język nim przybrało to formę prawdziwego kazania. Nekromanta był przecież dorosły, mógł doskonale samemu zadbać o siebie, a takie wytyki mogły zostać jedynie uznane za lekceważące lub złośliwe. - Dziękuję... - powiedział szczerze i przytrzymując drzwi od domu, przepuścił rannego gospodarza przodem.

        Drugi od razu zniknął jak tylko mężczyźnie przestąpili próg domu i na nowo zagnieździł się w umyśle skrzypka. Aldaren z przyzwyczajenia najpierw poszedł umyć ręce. Obejrzał ze skupieniem dłoń blondyna i delikatnie obadał kciukiem opuchnięte miejsce by wiedzieć jaki dokładnie jest problem. Nie to żeby nie wierzył słowom błogosławionego, po prostu stare przyzwyczajeni nie chciały zostawić skrzypka, choć ten od dłuższego czasu nie zajmował się już medycyną.
        - Może nalać ci odrobiny koniaku nim nastawię ci dłoń? - zaproponował z troską. Co prawda on jedynie za ludzkiego życia miał kilka połamanych, czy pękniętych żeber, ale pomagał w wiejskiej lecznicy, więc wiedział, że byle złamanie może nieść ze sobą niewyobrażalny, czasem nawet odbierający przytomność, czy powodujący mdłości ból, dlatego wolał się upewnić czy Mitra nie chciałby go w jakiś sposób złagodzić.
        - Mogę również ci ją po wszystkim opatrzyć i odpowiednio usztywnić, a także zrobić okład liści z Mroźnej Berwali... jeśli masz kilka listów na stanie i jeśli chcesz, żebym cię opatrzył - dodał z delikatnym zakłopotaniem uciekając wzrokiem w bok.
        - "Przestań się w końcu z nim ciaćkać! Przecież powiedział, że ty masz jedynie nastawić, a on się już resztą zajmie SAM!" - warknął drugi rozsiadając się wygodnie w umyśle krwiopijcy, a przecież było jeszcze przed chwilą tak miło, gdy Aldaren nie czuł w swojej głowie upiora.
        - Wiem, że zapewne nie będziesz zadowolony tym co powiem, ale wydaje mi się, że nie powinieneś już dzisiaj otwierać grymuaru a jedynie wypoczywać i regenerować na niego swoje siły - powiedział z troską.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Jak to mówią - krowa, która dużo muczy, mało mleka daje. Mitra rzadko przejmował się słownymi groźbami, zwłaszcza gdy mimo wszystko jego polecenie zostało przy tym wykonane. Owszem, ten upiór, który opętał jego kukłę, był potężny, ale każdego można zranić. Może później się zastanowi jak pozbyć się tego pomiotu. Na razie chciał przede wszystkim rozmówić się z Aldarenem, ale żeby to miało sens, w pierwszej kolejności musiał zająć się ranami, wśród których również miał swoje priorytety. Siniaki na żebrach i inne ślady po uderzeniach i duszeniu musiały poczekać, bo nie była to przerwana tkanka wymagająca szycia. Z najgorszą raną - tą kłutą - już sobie poradził, więc drugie w kolejności było złamanie, a kolejne najwyżej gardło, bo to go najbardziej bolało. Już w tym momencie przeczuwał, że czeka go cała noc wylizywania ran. Co za marnotrawstwo czasu…

        Mitra zachłysnął się własnymi słowami, gdy usłyszał niespodziewaną ripostę Aldarena. I jeszcze to spojrzenie jego lazurowobłękitnych oczu… Co miał mu odpowiedzieć? Że jednak jest słodki i ma nie dyskutować tylko włazić do środka czy wcale nie? Ale to prawie tak jakby pozwolił mu tu zostać, a to nie było jego celem. Jak w ogóle mógłby powiedzieć mężczyźnie, że jest słodki? Nawet jeśli by tak uważał, to przecież to pewnie raczej obelga niż komplement… Skrępowany własnymi myślami nekromanta w końcu obrócił głowę, lecz wampir tego pewnie nie widział, bo z ukontentowaniem wystawiał twarz na krople deszczu.
        - Domyśliłem się co tobą kierowało, nie chowam urazy – zapewnił skrzypka, gdy to on w ramach rewanżu zaczął go przepraszać. Niemniej może będą musieli o tym porozmawiać, bo widok czerwonych oczu Aldarena był dla Mitry niepokojący. Chciałby poznać przyczynę tej upiornej zmiany jego wyglądu… Ale to dopiero, gdy poskładają mu rękę i sam wyzna swoje grzechy.
        - Niepotrzebna troska. Ale dzięki – dodał, gdy wampir zaczął wypominać mu, że nie powinien wychodzić. Spuścił wzrok, powoli kierując się już do swojego domu. Miał szczęście, że mieszkał w raczej spokojnej i mało uczęszczanej części miasta, bo zdarzyło mu się wyjść bez maski – całe szczęście nikt go nie widział poza skrzypkiem oczywiście.
        - Jestem słaby, to fakt, ale raczej już nie omdleję. Wziąłem kilka eliksirów na przyspieszenie regeneracji i wzmocnienie. A po za tym również potrzebowałem świeżego powietrza – dodał w ramach usprawiedliwienia. Odchrząknął, bo gardło nadal go bolało po tamtym duszeniu. – Dzięki – mruknął jeszcze, gdy Aldaren przytrzymał przed nim drzwi. Był mu za to wdzięczny, bo nie chciał nadwyrężać rannych dłoni. Wszedł i kawałek za progiem poczekał na wampira.
        - W kuchni jest lepszy stół, chodźmy tam – zasugerował, bo faktycznie nad kawową ławą w salonie obaj musieliby się pochylać albo cały czas pracować w powietrzu, co mogłoby zrobić się uciążliwe. Oczywiście Mitra miał również stół sekcyjny, który byłby najlepszy do wszelkich medycznych zabiegów, ten jednak znajdował się w aktualnie intensywnie sprzątanej piwnicy, musieli więc zadowolić się dostępnymi środkami.

        Mitra gapił się na swoją spuchniętą rękę i dłonie Aldarena, które badały go z prawdziwą troską i wprawą. Nie mógł się nadziwić jak to możliwe, że mimo iż był w pełni świadomy tego, że ktoś go dotykał, nie potrafił się zdenerwować. Gdyby to był ktokolwiek inny, nie pozwoliłby nawet na tego typu obdukcję, a jednak skrzypek z jakiegoś powodu nie wywoływał u niego skrępowania. Czy to przez to, że przekroczyli już znacznie dalej postawioną granicę? W końcu Aldaren go objął. Nie skończyło się to dla nich dobrze, ale mimo wszystko się zdarzyło i Aresterra jakoś się wtedy przełamał. Zachodził więc w głowę czy to możliwe, aby wyplenił z siebie wstręt przed dotykiem, zaraz jednak sam uznał, że to niemożliwe. Wampir był po prostu wyjątkiem.
        - Nie, lepiej nie – mruknął nekromanta, wracając myślami na ziemię. – Straciłem przez ostatnie dwa dni tyle krwi, że nawet taka odrobina zwali mnie z nóg. Wytrzymam, spokojnie. Mogę krzyczeć, ale nie zemdleję.
        Mitra mówił bardzo spokojnym, jakby sennym głosem. Wspierał brodę na nadgarstku drugiej ręki, aby nie urazić sobie rany po nożu. Gdy teraz zaczął liczyć sam był zaskoczony ile krwi stracił od początku swojej znajomości z Aldarenem. Najpierw ukąszony, potem sam sobie porządnie krwi upuścił okaleczając się, a teraz ta szarpanina z Krazenfirami. Nawet on doszedł w tym momencie do wniosku, że jednak powinien trochę się oszczędzać.
        - Hm… Jeśli masz jakiś pomysł na zniwelowanie obrzęku to taki okład na pewno się nada - przystał na propozycję dodatkowej pomocy ze strony skrzypka. - Więcej raczej nie będzie potrzebne… Czujesz odłamki? – upewnił się, bo Aldaren nadal dotykał miejsca złamania. - Chcę to zrobić tak: ja teraz naciągnę rękę, a ty trzymaj mnie za palce i umieść odłamki na miejscu. Trzymaj jak najdłużej, postaram się od razu scalić kość czarami, liczę, że uda mi się to za pierwszym razem. Jeśli się uda, żadne dodatkowe usztywnienie nie będzie potrzebne, tylko odpoczynek. Wtedy będziemy mogli pogadać - dodał, cały czas mając na względzie, że obiecał skrzypkowi opowiedzieć co dokładnie zaszło w piwnicy.
        Na ostatnią uwagę wampira Mitra zareagował dramatycznym westchnieniem.
        - Już odpuść takie uwagi - zganił go, ale bez przekonania. Sapnął przez nos. - Przepraszam. Nie będę go dziś otwierał, obiecuję. Ledwo na nogach stoję, zresztą… Później ci opowiem - uciął, bo gdyby teraz przyznał, że przed otwarciem grymuaru chce sprawić jego twórcom męczarnie godne Pana Piekieł, musiałby już opowiedzieć wszystko o swoich kontaktach z Krazenfirami, a tym chciał się zająć później, leżąc w salonie i grzejąc sobie stopy przed kominkiem. Pomysł ten wydał mu się nagle tak bardzo kuszący, że zaraz wezwał jednego ze swoich sług i kazał mu rozpalić ogień na palenisku w salonie. Wszystko odbyło się jednak bez słów, jedynie za pośrednictwem wymownych spojrzeń, jakby niebianin kazał kukle wynosić się z kuchni.
        - Zaczynamy? - zwrócił się po tym do Aldarena. Odetchnął raz głęboko, po czym tak jak mówił, naciągnął rękę, by kość była idealnie prosto. Bolało. Cholernie bolało. Aresterra zgodnie z zapowiedzią krzyknął z bólu, lecz nie odpuścił. Nadal trzymając rękę napiętą przytrzymał ją jeszcze w nadgarstku drugą dłonią i skupił się na tym, by czarami scalić kość. Był bardzo zaskoczony, że szło mu tak sprawnie, bo złożone przez wampira odłamki bez większego wysiłku łączyły się z resztą i nim opadł z sił było po wszystkim. Wtedy rozluźnił się i opadł na blat ciężko dysząc.
        - Cała - sapnął, na próbę poruszając wszystkimi stawami w złamanej ręce. Jeszcze chwilę tak leżał dochodząc do siebie, po czym wstał.
        - Chodźmy do salonu - zarządził.

        Zagracona biblioteka wyglądała znacznie lepiej oświetlona ciepłym światłem trzaskającego na kominku ognia. Zrobiło się w niej cieplej, przytulniej, atmosfera sprzyjała ukojeniu nerwów. Mitra położył się na dwuosobowej kanapie stojącej przodem do paleniska, stulone dłonie złożył na poduszce obok swojej twarzy, a nogi podkulił. Sprawiał wrażenie jakby zaraz miał zasnąć, bo oddychał bardzo regularnie, lecz wzrok miał przytomny. Zbierał myśli.
        - To nie ja chciałem cię zabić - wyznał cicho. - To… Krazenfirowie. Nie mówiłem ci o tym, ale ukazywali mi się już w kryptach. Ignorowałem ich, to tylko duchy. Byli słabi, mogli jedynie na krótko mi się ukazać, gdy miałem przy sobie ich medaliony. Później zaczęli do mnie przemawiać… Próbowali mnie nastawić przeciwko tobie. Nienawidzą cię, bo jesteś synem Fausta, więc musisz być według nich taki jak on. Chcieli bym cię zabił. Wiele mi za to obiecywali. Przede wszystkim otwarcie grymuaru bez żadnych utrudnień, jakby to była zwykła księga. Pomoc w nauce ich sztuk. Ale odmawiałem, cały czas, za każdym razem. Nie mógłbym cię zdradzić, bez względu… Jesteś mi zbyt drogi… Rozumiesz? - zapytał Mitra, bo sam nie potrafił nazwać swoich emocji. - Byłem po prostu pewny, że oni mogą tylko gadać, bo ewidentnie nie mieli wpływu na świat materialny. Nawet gdy miałem oba ich wisiory na sobie, bo przecież nosiłem je w drodze do miasta. Ja ich po prostu ignorowałem, bo myślałem, że nic nie są w stanie zrobić… Może nawet wtedy w piwnicy nie daliby rady mnie opętać, ale straciłem czujność gdy mnie objąłeś, zapomniałem się tak bardzo i przez moment byłem chyba dość słaby, by im się udało… A gdy już raz złapali to trudno było się ich pozbyć, dlatego raz to oni władali moim ciałem a raz ja, dlatego to tak dziwnie wyglądało. Ale tego pewnie już się domyśliłeś, bo w końcu sam wpadłeś by zdjąć ze mnie ten naszyjnik… Ale Aldaren, dlaczego nie odsunąłeś się, gdy prosiłem? - zapytał nagle z żalem, nie patrząc już w ogień, a na wampira. - Dlaczego nie uciekłeś, gdy ci kazałem? Mogłem zrobić ci krzywdę. Mogłem… cię zabić - dokończył cicho, jakby razem z tym wyznaniem zeszła z niego cała energia. Chciał powiedzieć więcej, planował jeszcze ciągnąć te tłumaczenia, ale nie miał na to siły. Stać go było jeszcze tylko na jedno ciche zdanie.
        - Przepraszam, że do tego doprowadziłem i nic ci wcześniej nie powiedziałem...
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Wyjście nekromanty do niego w taką ulewę było bardzo miłe, a jego argument przeciwko takiemu moknięciu na deszczu niezwykle zabawne zważywszy na fakt, że takie choroby jak przeziębienie, grypa czy zapalenie płuc się zupełnie nieszkodliwe i niemożliwe do złapania przez nieumarłego. Również sam dobór słów wywoływał u wampira rozbawienie za każdym razem jak o nim pomyślał, więc nie mógł odpuścić sobie riposty jaką zaraz wypowiedział. Miało to rozluźnić atmosferę i nieco rozweselić blondyna, bo zdawał się być czymś przytłoczony. Cóż, wywołało to niezamierzony efekt w postaci zakłopotania Mitry i wzięcia słów krwiopijcy aż nazbyt dosłownie, w końcu były jedynie niewinnym żartem, ale oboje uciekli spojrzeniami, a może nawet i myślą gdzieś indziej niż ich rozmówca, przynajmniej Aldaren, przez co nie zauważył jakie zamieszanie wywołał tą "niewinną" ripostą. Ta na szczęście nie długo wisiała w powietrzu i pamięci blondwłosego mężczyzny, gdyż były ważniejsze sprawy, które nie cierpiały zwłoki. A te powstrzymały skrzypka, przynajmniej na tę chwilę, o rozmyślaniu na temat tego co nim kierowało czy to w kryptach, gdy dopuścił się napaści na Mitrę, czy to teraz w piwnicach, gdy zdołał się w porę powstrzymać, nie bez pomocy Drugiego, i ostatecznie skończył pod domem nekromanty nasiąkając wodą i pozwalając się biczować wietrznym podmuchom.
        - Eliksiry regenerujące? - zapytał z zaciekawieniem w oczach i delikatnym zdumieniem, ale zaraz uśmiechnął się sympatycznie i wstał z ziemi otrzepując siedzenie z ziemi i ewentualnych paprochów.
        - Chciałbym się przyjrzeć ich składowi i zobaczyć jak się je robi jeśli pozwolisz i chwila będzie bardziej sprzyjająca - oświadczył, już całkiem grzebiąc w odmętach zapomnienia swoje myśli sprzed chwili nim pojawił się nekromanta, a nawet te towarzyszące lazurowookiemu, gdy go przepraszał.

        Poszedł do domu wraz z przyjacielem i nim zdążył zamknąć za nimi drzwi, został poinformowany o tym gdzie przeprowadzony zostanie zabieg. W pełni rozumiał decyzję Mitry odnośnie tego, gdyż sprawa była niezwykle delikatna i wymagała precyzji. Ława w salonie była stanowczo za niska, chyba że usiedliby na podłodze, ale już samo nastawianie złamania jest mało komfortowe, a co dopiero siedzenie przy tym na kolanach na twardej ziemi. "Wiszenie" w powietrzu, czy pochylanie się w stronę blatu również były mało wygodne, a pewniej się odpowiednio zajmuje takimi obrażeniami, gdy ma się pewne podłoże, choćby by przytrzymać dłoń Mitry, gdyby jednak nie wytrzymał, albo z jakiegoś innego powodu chciałby ją zabrać, na przykład przez swoją hafefobię. Bez słowa więc udał się z nim od razu do kuchni, gdzie przystąpił do oględzin uszkodzonej dłoni nekromanty, przy czym zaproponował mu by nieco się znieczulił.
        - Rozumiem - odparł machinalnie skupiony na dokładnym przebadaniu złamania. Starał się być przy tym wyjątkowo delikatny i ostrożny, by nie sprawiać mu niepotrzebnego bólu, lecz musiał dokładnie znaleźć i określić ile było odłamków kości. Nagle jednak podniósł zaskoczone spojrzenie na Mitrę, jakby dopiero teraz dotarło do niego to co powiedział. - Zaraz... Jak to przez ostatnie dwa dni? Przecież ugryzłem cię przedwczoraj. Co prawda wczorajszy dzień niewątpliwie należał do męczących, ale mimo wszystko odpocząłeś, a twój organizm powinien w tym czasie uzupełnić niedobór krwi.
        Patrzył na niego cały czas z niezrozumieniem rysującym się na twarzy i zaraz się zamyślił, o cóż też mogło niebianinowi chodzić. Co prawda mogło mu chodzić o to, że naciął sobie skórę w kryptach, by sprawdzić czy dalej ma sparaliżowaną rękę, podczas gdy Aldarem rozglądał się po kryptach na wyższych piętrach czy nie czai się na nich żadne zagrożenie. Wtedy jednak wydawało się wampirowi, że błogosławiony dość szybko zaleczył swoją ranę i nie miała prawa ona poważnie krwawić, przez co bardziej określiłby ją jako nieszkodliwe skaleczenie. Wątpił więc, by to Mitra miał na myśli, sugerując, że ostatnio dość sporo krwi stracił. Czyżby coś mu się przytrafiło jak wczoraj Aldaren opuścił jego domostwo? Ale kiedy z nim rozmawiał nie wyczuwał niczyjej obecności, nawet gdy wychodził, po drodze nie minął go nikt zmierzający do domu błogosławionego. Nie było też żadnych śladów napaści, gdy przybył dzisiaj z rana. A może już wtedy został opętany i to co stało się dziś miało miejsce już wczoraj? Ale czy nie wyczułby wtedy choćby odrobiny woni krwi? Chyba że faktycznie przytrafiło mu się to w jego pokoju, albo ogólnie gdzieś na górze. Otworzył usta by o to zapytać, lecz dotarło do niego, że nie jest to najlepsza chwila, szczególnie, że Mitra wydawał się być raczej zdrowy, choć oczywiście osłabiony. Postanowił o to zapytać, gdy już zajmą się dłonią blondyna i jego przyjaciel nieco wypocznie, by nabrać sił.
        - W porządku, gdy skończymy wyślę demona do zamczyska po tę roślinę na okład, aby zeszła ci opuchlizna, albo sam się pofatyguję, byś w spokoju wypoczął - powiedział raz jeszcze sprawdzając położenie i ilość odłamków pod skórą, a gdy usłyszał pytanie niebianina pokiwał głową. Był też gotów poinformować go ile ich znalazł, choć nie miało to większego znaczenia, jednakże błogosławiony zaraz postanowił wyjawić mu swój plan działania.
        Aldaren westchnął ciężko. Nie miał nic do wtrącenia, bo wydawało mu się, że dla nekromanty liczyło się jedynie osiągnięcie zamierzonego efektu przy małej ilości czasu temu poświęconemu, przez co można by go zaoszczędzić na coś "ważniejszego", w tym wypadku taka wydawała się rozmowa. Wampir nie podzielał takich praktyk, gdyż w tym wszystkim blondyn najwyraźniej nie przykładał dostatecznej uwagi samemu sobie i własnemu zdrowiu, lecz cóż nieumarły mógł na to poradzić? Zostałby prawdopodobnie zbyty, albo nowa kłótnia wyrosłaby między nimi. Mitra nie należał do głupich, nie brakowało mu też rozsądku i był dorosły, był świadom swoich poczynań i ich konsekwencji, a takie lekceważenie swojego zdrowia i przyspieszanie wszystkiego mogło być fatalne w skutkach. Zniecierpliwiony w końcu zadał wampirowi pytanie, a ten nie miał innego wyboru jak tylko się zgodzić i kiwnąć głową, a następnie odpowiednio złapać dłoń niebianina i ją naciągnąć, a swoją drugą przytrzymać odłamki w odpowiednich miejscach i poczekać aż jego przyjaciel skończy scalać kość. Jego krzyk rozdzierał wampirowi serce, tym bardziej, że on sam również do niego doprowadził, w końcu trzymał dłoń Mitry. To była istna katorga, ale nie mógł w trakcie odpuścić i się poddać, robił to dla dobra przyjaciela, a czy z magią czy bez, i tak nastawienie i włożenie kawałków kości na ich miejsce było konieczne do poprawnego wyleczenia tego obrażenia. Na szczęście wszystko dość sprawnie przebiegło i Aldaren mógł w końcu puścić nekromantę, na którego patrzył przepraszającym spojrzeniem. Odetchnął głęboko by wyrzucić z siebie całe napięcie, a gdy usłyszał decyzję o przeniesieniu się do salonu udał się w ślad za gospodarzem.

        Tam zajął swoje miejsce w fotelu i kątem oka obserwował ze zmartwieniem niebianina, by się upewnić, że tego zaraz nie opuszczą siły, albo nie zaatakuje go nagły przypływ bólu odbierającego przytomność. Szybko jednak przestał mu się tak przypatrywać, gdyż w pozycji w jakiej się położył wyglądał tak niewinnie i bezbronnie, że zaraz wampira ogarnęła jakaś dziwna, acz niezwykle przyjemna fala ciepła. Najbardziej go jednak zaniepokoiło to, że pod nią ukrywała się jego krwiożercza natura, która właśnie postanowiła się zacząć przebudzać. Skupił się by nie stracić nad sobą kontroli i nie dopuścić instynktu do głosu.
        - "Jesteś odrażający. Faust zrobił z ciebie prawdziwego dewianta" - prychnął z obrzydzeniem Drugi, lecz to co powiedział nie miało dla Aldarena większego znaczenia. Zbył go skromnym acz treściwym "Milcz!" i skupił się na wyznaniu Mitry, gdyż ten zaraz zaczął mówić.

        Słuchał przyjaciela z należytą uwagą, gdyż wydawało mu się, że dla niebianina było to niezwykle ważne. Do tego nawet słowem podczas podroży z krypt do miasta nie wspomniał, że jest nawiedzany przez duchy właścicieli medalionów i książki. Jego zaciekawienie jednak szybko obróciło się w gorycz, gdy usłyszał, iż miałby być taki sam jak Faust tylko i wyłącznie przez to, że był przez niego wychowywany.
        - "Nie mogę się zgodzić, ale i też nie zaprzeczę." - Drugi pokiwał ze zrozumieniem głową w umyśle Aldarena.
        On natomiast czuł się obecnie jakby dostał kopa w sam żołądek. Co prawda wiedział, że nie Mitra tak o nim myśli tylko nieżyjący bliźniacy, ale jakby nie patrzeć sam fakt takiej opinii o nim się dla niego liczył. Czuł się paskudnie, choć kolejne informacje poważnie go zaskoczyły. Nie dość, że sam niebianinowi proponował by ten go zabił, to jeszcze nekromanta mógł otrzymać za to tak wielką "zapłatę" od duchów, a mimo wszystko blondyn tego nie zrobił. To było dla nieumarłego najbardziej zaskakujące, gdyż przez cały czas myślał, był całkowicie przekonany o tym, że póki co otworzenie księgi było dla jego przyjaciela najważniejsze w życiu. Zaraz też dowiedział się, jak bardzo się mylił w swoim myśleniu. To było naprawdę miłe.
        - Rozumiem, spokojnie - odparł i serdecznie się uśmiechnął do niebianina.
        Co prawda znów mógł opacznie go zrozumieć przez to, że blondyn miał poważne trudności w poprawnym określaniu i nazywaniu swoich uczuć, ale skrzypek nie chciał by ten przerywał swoją wypowiedź czy żeby zrobiło mu się przykro, gdyby Aldaren postanowił milczeć. Poza tym chciał jednocześnie uspokoić błogosławionego i okazać mu swoje wsparcie, gdyż jego wypowiedź zaczęła się stawać coraz bardziej dynamiczną i przypominającą raczej pełne desperacji zeznanie i przekonywanie o swojej niewinności w sądzie ze świadomością, że strażnicy już i tak zaciskają pętlę na jego szyi, a przecież lazurowooki nie zamierzał go za nic potępiać czy oskarżać. Dla niego to co się stało było już jedynie mało znaczącą przeszłością, którą nekromanta nie powinien się zadręczać, a jedynie odpoczywać. Niestety. To czego zaraz się dowiedział dotknęło go do żywego, w ogóle nie sądził, że to co się stało w piwnicy było tylko i wyłącznie jego winą.
        - Przepraszam... - powiedział cicho pod nosem. Spuścił głowę i już w ogóle nie patrzył na Mitrę, niczym zbity pies, który wiedział, że postąpił źle i teraz udzielana mu była reprymenda.
        Gdyby tylko wiedział, że doprowadzi do takiego zamieszania, jak tylko zejdzie tam do piwnicy... Gdyby się nie pojawił Mitra nie zostałby opętany, nie zostałby ranny. Gdyby tylko wampir postąpił jak prawdziwy, zdrowy mężczyzna, nic by się nie stało. Co prawda mógłby na zawsze stracić tak wspaniałego przyjaciela, ale ten wtedy nie zostałby ranny. Nie rozumiał czemu niesie ze sobą jedynie kłopoty i nieszczęście, ale najwidoczniej świat chciał mu jasno dać do zrozumienia, że wampir jest jedynie chodzącą udręką dla całego swojego otoczenia. Przecież wszystko co do tej pory się zdarzyło, klarownie sugerowało, że nie powinien zbliżać się do niebianina na odległość stai, a i to pewnie byłoby za mało. Drugi miał rację, był jedynie zepsutym do szpiku kości dewiantem i degeneratem zaburzającym wszechobecną harmonie. Mimo pochłaniającego go przygnębienia, zdołały dotrzeć do niego kolejne słowa wypowiedziane przez gospodarza. Pokręcił w odpowiedzi na nie głową.
        - To Drugi mi powiedział, że jesteś opętany i bym zdjął ci naszyjnik - powiedział całkowicie szczerze, bo jakiż sens miałoby obecnie ukrywanie prawdy i przyjmowanie zasług jakie mu się nie należały.
        Gdyby nie Drugi, zapewne dalej ochraniałby Mitrę przed opętanymi przedmiotami, nie wiedząc, że są przez niego kontrolowane, by powstrzymać siebie przed zabiciem wampira, a do tego by prędzej czy później doszło, w końcu znajdowałby się na wyciągnięcie ręki. Słysząc pierwsze pytanie jakie padło w jego stronę, podniósł na nekromantę swoje żałujące tego co się stało oblicze wraz ze zmętniałymi oczami.
        - Wybacz mi... Moim błędem było to, że w ogóle się zbliżyłem... Gdybym tylko wiedział, że tak o się skończy... - Prychnął na samego siebie ze wstydem i złością, znów spuszczając głowę. - Wciąż mnie trzymałeś, mimo tego, że kazałeś mi się odsunąć... - Przeczesał nerwowo palcami swoje włosy zgarniając je do tyłu. - Myślałem, że tego... - Pokręcił głową i westchnął ciężko. Był jedynie chodzącym zagrożeniem dla wszystkich tych, którzy byli dla niego ważni, dla wszystkich, którzy dla niego coś znaczyli, których kochał. Czyżby to była jakaś klątwa Gregeviusa? Kara za oszukiwanie, nawet nieświadomie, jego paktów? - Nie, tylko ja tego potrzebowałem... - odpowiedział szczerze, choć może chciał się jedynie jeszcze bardziej potępić za wszystko co spotkało z jego winy Mitrę. Poza tym, naprawdę wątpił by i nekromanta potrzebował takiego gestu jak bycie przez kogoś objętym i przytulonym. Jedynie traktował jako wymówkę, prawdopodobieństwo, że i blondyn mógł potrzebować tego typu pocieszenia, wychodziło na to, że wampir chciał jedynie zatuszować tym swój własny egoizm. Gdy to do niego dotarło miał wrażenie, jakby był największym i najgorszym ze wszystkich egoistów chodzących po świecie, który byli, są i będą jeszcze długo po nieumarłym.
        - Jestem pewien, że tak byłoby lepiej... - mruknął cicho, nie mając odwagi wypowiedzieć tego na głos, gdy Mitra zadał swoje drugie pytanie. Nie chciał wypowiadać tej uwagi otwarcie, gdyż wiedział, jak się skończyło ostatnie oświadczenie skrzypka o tym, że nie ceni wystarczająco swojego żywota i jedyne czego pragnie to śmierci, bo cóż światu i innym po nim? - Widziałem, że coś jest nie tak. Miałeś kłopoty, nie mogłem cię tak po prostu zostawić, tym bardziej, że nie wiedziałem co się dzieje - odpowiedział sztywno, choć znów zgodnie z prawdą.

        Słysząc zaraz przeprosiny z ust przyjaciela po prostu nie wytrzymał. Zacisnął pięści i podniósł się gwałtownie wbijając płomienne spojrzenie w gospodarza. W jego lazurowych oczach szalała okrutna burza, której gwałtowność urzeczywistniła się w postaci zbierających się w kącikach łez.
        - Do diabła! Przestań mnie w końcu przepraszać, bo to nie ty ponosisz w tym wszystkim winę! - uniósł się ze stanowczością i surowością w głosie, tak rzadko u niego spotykanymi, o niemalże mitycznym istnieniu, bo przecież praktycznie cały czas przemawiał przez niego spokój i łagodne usposobienie. - Nic by się nie stało gdybym nie zszedł wtedy na dół, gdybym nie kierował się jedynie swoim egoizmem, gdybym nie zdradził ci swoich zamiarów po otwarciu grymuaru! - warknął.
        Całe napięcie i gniew jakie się w nim kumulowały nie mogły znaleźć żadnego ujścia, ale Aldaren zaraz podszedł do jednej ze ścian domu i uderzył w nią, by tylko nie zrobić przez przypadek krzywdy Mitrze. Tym bardziej, że uderzenie było tak silne, iż powstało wgniecenie i posypały się drobinki nie tylko tynku, ale i głównego budulca domostwa.
        - Szlag! - ryknął przykładając czoło do chłodnej powierzchni.
        Cały drżał i zaraz też zaczął ronić łzy. Szał jaki pochłonął Aldarena, sprawił, że Drugi został wypchnięty z jego ciała, a może sam się ewakuował, by przez ten amok przez przypadek nie spłonąć. Obecnie stał jako czarny, widoczny dla obu mężczyzn cień obok fotela i wpatrywał się w dygoczące plecy swojego nosiciela.
        - "Przestań wariować i napij się krwi. Straszysz swojego kocha...Aaaaagh!" - Drugi nagle zajął się płomieniami, w których zaczął się wić z bólu, starać się przed nim uciec, ugasić go, nawet jeśli tylko dla niego był niebezpieczny i coś mu robił, ponieważ podłoga czy ława nie zaczęły się palić, a pod stopami upiora nie było nawet sadzy.
        - Milcz! - warknął na demona, od którego umęczonego krzyku zaczynała mu pękać głowa.
        - Nie ty ponosisz w tym wszystkim winę! - zwrócił się do Mitry, lecz jego zapał i złość zaczynały słabnąć, podobnie jak ogień trawiący zanikającą postać upiora. - Więc przestań w końcu do diabła przepraszać! Proszę... - mruknął spuszczając głowę. - Dlaczego obwiniasz się za coś czego nie zrobiłeś?! Przecież to wszystko przeze mnie... - bełkotał coraz bardziej zagubiony we własnej goryczy.
        Drugi znów się pojawił, leżąc na ziemi w tym samym miejscu, ale tym razem się nie palił i wyglądał jakby z trudem i bólem próbował wstać, z jego postawy można też było wyczytać, że się poważnie bał demonologa, który był w stanie w taki sposób połączyć swoje dwie, zupełnie różne dziedziny magii i przy tym nie wyrządzić żadnych fizycznych szkód otoczeniu.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        - Oczywiście, kiedy tylko będziesz miał ochotę – przystał na prośbę poznania składu i sposobu przyrządzania eliksirów, które zażył nie tak dawno. Istniał jednak pewien mały szkopuł… - Tylko nie wszystkie są mojej roboty. Część kupuję, bo mają zbyt skomplikowany skład. Sam sobie przyrządzam przede wszystkim eliksir regenerujący siły magiczne, by leczyć się czarami – to prostsza droga, lepiej mi znana. Wypiłem jednak prawie wszystko co miałem, więc będę musiał uzupełnić zapas, będziesz mógł mi przy tym towarzyszyć… I pomóc, gdybyś oczywiście miał ochotę trochę pobawić się alchemią. Może tobie też się takie eliksiry przydadzą - zasugerował, bo gdyby Aldaren był zainteresowany, nekromanta nie miałby większego problemu z tym, by podzielić się swoimi zbiorami.


        - O… - Mitra wyglądał na naprawdę zaskoczonego, gdy podczas obdukcji jego rany poruszony został temat alkoholu, jego anemii i problemu z rachubą czasu. – Faktycznie… Wybacz, straciłem rachubę dni. Przedwczoraj mówisz?
        Aresterra nie powiedział nic więcej, nie usprawiedliwiał się – miał taką minę jakby sam zastanawiał się jakim cudem było to możliwe. To nie do końca była gra, ale bardzo wygodne wytłumaczenie już owszem – faktycznie gdzieś zgubił się w liczeniu i wydawało mu się, że wydarzenia szybciej następowały po sobie. Nie dało się jednak ukryć, że po tym jak się wyspał, zjadł i tak dalej, powinien być w znacznie lepszej formie… Gdyby przez noc nie pociął sobie nogi niczym niewprawny rzeźnik. Lecz może kiedyś przyjdzie pora i na takie wyznanie: powiedzenie Aldarenowi, że tak bardzo nienawidzi swojego ciała, a ból daje mu takie ukojenie i spokój, że tnie się już od jakiś trzydziestu lat. Tym samym skrzypek stałby się pierwszą osobą, która by się o tym dowiedziała… A w każdym razie jawnie weszłaby w posiadanie takiej wiedzy. Mitra nie mógł wszak wykluczyć, że ktoś mógł wcześniej dostrzec krew na jego ubraniu albo jak chowa się gdzieś z nożem. Szczególnie prawdopodobne było to w posiadłości lady Danabelle, gdzie błogosławiony żył jak w złotej klatce, w której niby niczego mu nie brakowało, ale nie mógł odejść i był pod nieustanną obserwacją. A gdy tylko odkryto jego talenty i zalety, pilnowano go tym skrzętniej. Być może gdyby okaleczał się mniej wprawnie i nie leczył ran zaraz po akcie, ktoś by się tym wcześniej zainteresował… Nie było jednak co gdybać. Panował nad tym, nikomu nie szkodził, przynosiło mu to ulgę, więc nikt nie powinien mieć pretensji. ”Lecz Aldaren pewnie by się przejął… Może więc lepiej mu o tym nie mówić, a przynajmniej jak najdłużej zachować to w tajemnicy”, uznał nekromanta i była to jego ostatnia myśl krążąca wokół samookaleczania się, bo wkrótce zmienili temat rozmowy i trzeba było wrócić myślami na ziemię.
        - Nie… Wolałbym, byś został - wyznał mu, gdy skrzypek zaoferował się, że mógłby pójść do dworu po zioła na okład. - Chciałbym z tobą porozmawiać.
        No a potem nastawianie. Nieprzyjemne, ale skuteczne. Na dodatek na tyle absorbujące, że Aresterra nie zwrócił uwagi na to jak przejęty całym zabiegiem był wampir. Spodziewał się raczej, że on to dobrze zniesie, no bo przecież był świadomy, że to dla dobra błogosławionego, czyż nie? Nastawianie zawsze bolało. A Aldaren był świetnym pomocnikiem.
        - Heh… - sapnął Mitra w drodze do salonu, jeszcze próbując zginać nastawioną rękę. - Wiesz, chwyt masz bardzo pewny, bardzo dobrze ci poszło - zapewnił z nutą uznania.

        Mitra był pewny, że dobrze mu poszło. Że wyraził się jasno, konkretnie, że Aldaren go zrozumiał i że będzie dobrze. Wampir zapewnił wszak, że go zrozumiał, gdy padło takie pytanie. Coś tam trochę się krzywił, lecz może to tylko światło z kominka rzucało na jego twarz takie dziwne cienie. Aresterra zupełnie nie spodziewał się, że jednym zdaniem wszystko zniszczył, że wampir trochę źle go zrozumiał i bardzo przejął się swoją wersją wydarzeń. Mruknął pod nosem przeprosiny, co trochę zakłóciło pewność siebie nekromanty, ale ten nie zamierzał przerwać historii przed końcem. Już niewiele zostało.
        - Hmpf, detal - mruknął, gdy Aldaren próbował wyjaśnić, że to nie był jego pomysł ze zdjęciem naszyjnika. Skrzypek nie wierzył w siebie, ale nekromanta wierzył w niego i był przekonany, że również w końcu by się domyślił, a początkowy paraliż myślowy wynikał z bardzo osobistego podejścia do problemu.
        - Trzymałem? - Mitra sprawiał wrażenie zaskoczonego. - Och… Pewnie to już był moment gdy straciłem panowanie… - usprawiedliwił się, choć wcale mu się ta wizja nie podobała. Tak niewiele brakowało, by stracił Aldarena przez własną głupotę i upór… Ale to nadal nie była tak najgorsza część tych wyjaśnień: ta miała dopiero nadejść wraz z falą goryczy, która w końcu przerwała w Aldarenie jakąś granicę.

        Mitra przestraszył się reakcją Aldarena. Spodziewał się gniewu, spodziewał się żalu, wyrzutów, urazy, ale nigdy nie przypuszczałby, że będą one tak gwałtowne. To spojrzenie, te zaciśnięte pięści, napięta sylwetka gdy wstawał – Aresterra widząc to odruchowo osłonił głowę przedramionami. Był pewny, że oberwie. No bo co innego mogły zwiastować te ruchy? Zawiódł jego zaufanie, a skutki tego mogły być opłakane, był tego świadomy, ale po prostu w najśmielszych snach nie przewidziałby takiej reakcji skrzypka. Przecież on zawsze był taki łagodny, czuły, wręcz uległy… Nagle obudziła się w nim bestia. I co więcej nie miała ona czerwonych oczu, bo te nadal pozostawały niebieskie… I to było jeszcze bardziej przerażające.
        - Al! – próbował przywołać go do porządku, gdy zaczął w irracjonalny sposób obwiniać się o wszystko co złe między nimi. – Co ty bredzisz?!
        Nekromanta usiadł na kanapie, na razie jeszcze nie wstając, bo obawiał się, że to mogłoby doprowadzić do rękoczynów.
        - Al, Aldaren! - zawołał go po raz kolejny, gdy zobaczył jak wampir obraca się z podniesioną do ciosu pięścią. Podskoczył wręcz, gdy ten uderzył w ścianę.
        - Rozum ci odjęło?! - krzyknął i nie chodziło mu wcale o to, że spod jego ręki posypał się gruz i trzeba będzie łatać dziurę. Martwił się o to, że wampir mógł zrobić sobie krzywdę. Owszem, miał szybszą regenerację niż normalni śmiertelnicy, ale to nie sprawiało, że nie mogło go nic boleć. A tymczasem zrobił sobie coś tak głupiego, nieodpowiedzialnego… Z żalu, ze strachu, ze złości. Aresterra nie przypuszczał, że tyle złych emocji się w nim kotłowało. I że to on się do wielu z nich przyczynił. Bolało go serce, gdy słuchał tych wyznań, cały się wręcz gotował. Bez mrugania przyglądał się Aldarenowi, który po wybuchu gniewu zaczął się załamywać. Popłynęły łzy…
        Mitra wstał i zdecydowanym krokiem zbliżył się do Aldarena. W jego oczach błyszczała determinacja, która dla wielu byłaby zwiastunem tego, że niebianin zamierza wybić wampira ze stuporu. Dosłownie. Bo jeszcze poprzedniego dnia, ba, nawet jeszcze kilka godzin temu, właśnie to by zrobił – uderzył skrzypka z takim rozmachem w twarz, że kto wie, może nawet wybiłby mu jakiś ząb albo złamał nos. Tak byłoby kiedyś. Lecz tym razem Aresterra nawet o tym nie pomyślał. Gdy już zbliżył się do Aldarena - czego ten być może nie spostrzegł w porę przez to jak zwieszał głowę – nie uderzył go, lecz objął. Nieporadnie, widać było, że nie miał w tym zbyt wielkiej praktyki, bo przypadkiem zablokował skrzypkowi jedną rękę, dociskając ją do jego tułowia, ale na pewno niewymuszenie, zupełnie szczerze. Przytulił skrzypka i oparł policzek o jego ramię.
        - Dlaczego mówisz „przeze mnie” skoro to „dzięki tobie”? – zapytał go prawie szeptem. – Bo to dzięki tobie przez moment poczułem się tak bezpiecznie, że zapomniałem o wszystkim innym.
        Mitra odchylił się odrobinę, by móc spojrzeć na Aldarena. Nie uśmiechnął się do niego – chyba po prostu nie potrafił się uśmiechać – ale wyraz jego twarzy był łagodny, jakby zapewniał, że wszystko w porządku, że nic się nie stało, już jest dobrze.
        - Nie będę cię już przepraszał - obiecał. - Ale ty mnie też nie powinieneś, bo nie mam do ciebie o nic żalu. Bo niczego mi nie zrobiłeś. Bo troszczysz się o mnie cały czas, pomagasz, przynosisz wszystko czego potrzebuję, dotrzymujesz mi towarzystwa. Jesteś dla mnie naprawdę bardzo ważny i ufam ci bardziej niż komukolwiek w swoim życiu. Tylko tobie pozwoliłem się objąć… - zaczął niepewnie swoje wyznanie, lecz gdy dojrzał spływającą po policzku wampira grubą łzę, przerwał na moment, by dotknąć jego twarzy i zetrzeć ją kciukiem. - I tylko przy tobie poczułem, że to nie musi być złe. Bo gdy mnie objąłeś poczułem się tak spokojnie, bezpiecznie... Nigdy wcześniej tego nie doświadczyłem. Naprawdę nigdy...
        I w pewnym momencie wzrok Mitry zsunął się z jego oczu i utknął na ustach. Błogosławiony poczuł specyficzny, wbrew pozorom dość przyjemny dreszcz przeszywający jego ciało. Czuł to już wcześniej - gdy Aldaren spojrzał na niego z tym krzywym uśmieszkiem na ustach, wtedy czuł to samo. Niech to… Tak bardzo zapragnął go pocałować. Nawet nie zastanawiał się nad tym jak dziwne było to pragnienie, jak bardzo mu nie pasujące, po prostu... To było takie głupie, nielogiczne, ale tak trudno było się temu oprzeć. W ułamek sekundy stoczył zaciekłą walkę z własnymi myślami, pragnieniami. Bo może to wcale nie będzie przyjemne dla żadnego z nich. Może to nie było wcale jego pragnienie. Może tym razem Aldaren w złości uderzy jego a nie ścianę. On miał żonę, miał dziecko - był hetero. A w tej chwili pragnął go mężczyzna. Lecz czy to było prawdziwe pragnienie? Mitra był przekonany, że nie może czegoś takiego czuć. A jednak. Chyba. Może. Podniósł wzrok na jego oczy. I zaraz potem znowu uciekł spojrzeniem na wargi. Teraz albo nigdy?
        A jednak odsunął się. Nie mógł tego zrobić Aldarenowi. Nie mógł odkryć przed nim swoich plugawych żądzy, bo co wtedy by sobie pomyślał, jak by się poczuł? Mitra chciał dla niego jak najlepiej więc postanowił, że musi ukryć to, co tak niepokojąco zaczęło budzić się w jego wnętrzu. Liczył, że być może to przejdzie.
        - Pokaż tę rękę - poprosił łagodnym głosem, sięgając po dłoń Aldarena, którą ten przydzwonił z całej siły w ścianę. Jeśli nie pogruchotał sobie przy takiej sile kości to to będzie cud.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Rozumiem. Nigdy nie kupowałem potrzebnych mi mikstur czy leków, bo zdarzało mi się w wolnych chwilach narobić ich na zapas. Do tego ostatnimi czasy dość długo byłem poza domem, a później nie było chwili by móc poświęcić się alchemii - powiedział zaraz zaczynając się zastanawiać nad tym kiedy to ostatni raz siedział w swojej pracowni alchemicznej, czy na szybkiego w warunkach polowych tworzył jakieś napary czy maści lecznicze. - Wiesz, jestem starej daty i ciekawi mnie czy niektóre znane mi receptury pozostały niezmienne, czy dalej się opierają na tych samych głównych składnikach. Tych prawie pięć wieków temu sporym problemem była dla alchemika czy lekarza dostępność niektórych roślin, albo trzeba było je samemu znaleźć na drugim końcu łuski, albo wyjechać kilkanaście nieraz smoków od swojej pracowni. Wszystkie mikstury i medykamenty lecznicze i wspomagające regenerację tkanek miały w sobie kilka kropel wampirzej krwi, bo w tych okolicach najłatwiej dostępna, mikstury wzmacniające, czy wspomagające wojska opierały się na krwi demonów, piekielnych, te najdroższe potrafiły mieć w sobie mączkę z łuski smoka. Ciekawi mnie czy dalej jest to praktykowane, w co szczerze wątpię w dzisiejszej, bardziej cywilizowanej rzeczywistości - wyjaśnił, a po tym na niego spojrzał i się uśmiechnął sympatycznie.
        - To będzie dla mnie czystą przyjemnością móc podpatrzeć twoją pracę i ci pomóc. - Nie było żadnych wątpliwości co do tego, że Aldaren na pewno skorzysta z zaproszenia Mitry do wspólnego pokręcenia się po alchemicznej pracowni.
        W sumie... biorąc pod uwagę to jak wiele składników było dostępnych i to w śmiesznie niskich cenach na obecnym rynku, albo jak wiele jest mikstur o tym samym działaniu, choć ich skład drastycznie się różni od tego sprzed pięciuset lat, może udałoby się skrzypkowi stworzyć coś na swoje "dolegliwości" związane z pragnieniem krwi. Może dałoby radę stworzyć jakiś substytut, który nie wymagałby ani kropli krwi jakiejkolwiek żyjącej istoty, który tak samo niwelowałby głód jak bezpośrednie posilenie się z drugiej osoby. Albo lepiej! Coś co wyciszyłoby, lub całkiem zablokowało to pragnienie i zmusiłoby organizm do pobierania siły choćby ze zwykłych posiłków. To była myśl i będzie się musiał nad nią poważnie zastanowić w wolnym czasie, a później wszystko na sobie wypróbować. Dzięki temu nie dość, że miał jakiś cel, to jeszcze znalazł motywację by na nowo zagłębić się w tajniki alchemii. To był genialny pomysł, o którym wolał przyjaciela nie informować, bo jeszcze by się przestraszył go i chciał unikać, a tego skrzypek nie chciał.

        - Spokojnie, wybacz, że przypomniałem o tym... Ostatnio wiele się wydarzyło, więc rozumiem, że mógł ci gdzieś jeden dzień uciec - uspokoił go zaraz i sam siebie z resztą też.
        Zakończył przy tym ten temat, bo po co drążyć i rozpamiętywać nieprzyjemną przeszłość, skoro wszystko się wyjaśniło? Nie zorientował się przy tym, że i wczoraj faktycznie zasoby krwi płynącej w niebianinie zostały uszczuplone. Co prawda wyglądał słabo i jakby rzeczywiście bardziej anemicznie niż powinien, jednakże Aldaren sobie to tłumaczył tym, że silny stres również może doprowadzić człowieka do takiego stanu, a tego błogosławionemu w ostatnich dniach nie brakowało. Poza tym gdyby coś było nie w porządku najpewniej powiedziałby o tym wampirowi, prawda? Nie miał więc podstaw by cokolwiek podejrzewać i nie wierzyć przyjacielowi, tym bardziej w myśl, że blondyn mógłby się okaleczać dla odprężenia się i pozbycia napięcia.
        - W porządku, zostanę nawet tak długo jak nie będzie ci przeszkadzać moja osoba. Jeśli chcesz mogę dziś u ciebie zostać i czuwać gdyby coś miało być w nocy nie tak - odparł łagodnie, a po tym skupił się na odpowiednim nastawieniu ręki nekromanty.
        Nie raz zdarzało mu się nastawiać kość w lecznicy przy jednej z wiosek pod Maurią i za każdym razem krzyk rannego był trudny do zniesienia przez wampira, lecz ten wiedział, że nie ma innego wyjścia, z czasem zdołał się do tego przyzwyczaić, choć ten krzyk śnił mu się później po nocach i był jak wbijana szpilka w samo jego serce. Niemniej jednak było to łatwiej znieść w przypadku obcych, albo gdy tylko czuwał przy swoich znajomych, a zabiegiem zajmował się jego nauczyciel, nigdy nie robił tego osobiście osobom, z którymi łączyły go więzi koleżeńskie, czy nawet przyjaźń. Teraz w przypadku Mitry to był pierwszy raz, gdy nastawiał dłoń przyjacielowi i dlatego właśnie były to dla niego prawdziwe męczarnie, bo to on sprawiał swojemu przyjacielowi ból, a nie ktoś inny. To skrzypek był w tym przypadku tym złym. Na szczęście wszystko dość sprawnie poszło i szybko się skończyło.
        - A co? Wątpiłeś, że tak sprawnie pójdzie? - zapytał zadziornie, zerkając na niego z lekkim uśmieszkiem dla rozluźnienia sytuacji, a przynajmniej w jego przypadku dla rozluźnienia się.
        W między czasie, nim przenieśli się do salonu, Aldaren przywołał takiego demona jak ten, który w Thulle miał strzec Mitry podczas zwiadu wampira, i dał mu jasne instrukcje odnośnie jego zadania wraz ze wskazówkami jak roślina wygląda i gdzie przywołaniec może ją znaleźć. Gdy mieszkaniec Otchłani opuścił dom, skrzypek przeszedł za nekromantą do salonu.

        Jak się później okazało, trochę śmiechu się przydało, gdyż po niedługiej chwili nastał ten niezbyt przyjemny dla Mitry moment, w którym to miał Aldarenowi wszystko wyjaśnić. Dla wampira też nie była to najszczęśliwsza chwila w całym jego życiu. Prawdopodobnie znów źle zrozumiał, bo jedyne co nekromanta wyznał to, że się rozkojarzył po tym jak skrzypek go objął i przez to dał duchom Krazenfirów łatwiej opętać blondyna. Nie powiedział otwarcie, że to co zaszło było winą nieumarłego, nie powiedział też, że sobie w przyszłości czegoś takiego nie życzy, nie był też wcale zły, że krwiopijca się do niego zbliżył, dotknął i objął. Niebianin nie dał mu najmniejszej oznaki na to, że ma do Aldarena jakiekolwiek pretensje za to, że ten go przytulił, a mimo wszystko lazurowooki przeinaczył całą wersję wydarzeń na swoją niekorzyść. Nie przez swoją niską samoocenę, po prostu przeanalizował tak całą reakcję łańcuchową: zdenerwowanie Mitry i jego zejście do piwnicy - z winy wampira, opętanie blondyna po tym jak skrzypek go przytulił - z winy wampira, a co za tym idzie kolejne wydarzenia i to, że Mitra został ranny - także z winy wampira. Dlatego czara goryczy Aldarena się przelała, a cienka granica między stoickim spokojem i wyrozumiałością a amokiem została przerwana, gdy tylko błogosławiony przeprosił. Według krwiopijcy przepraszał za nie swoje grzechy i to było dla niego jak srebrny kołek prosto w serce.
        Od samego początku swojego wybuchu nie chciał skrzywdzić Mitry, nie mógłby nawet, gdyż nekromanta nie był niczemu winien, prędzej wampir własnoręcznie samego siebie rozerwałby na strzępy, dlatego wyładowanie się na ścianie wydawało się być najrozsądniejszym i najmniej krwawym sposobem na ukojenie swojej goryczy i jednoczesne ukaranie się za to co się stało. W całym tym gniewie kompletnie zapomniał, gdzie jest i że nie jest wcale sam, był tak zaślepiony, że nie docierały do niego żadne słowa Mitry. Nie było jednak wcale lepiej gdy złość przygasła, gdyż po niej po prostu się załamał. Już wcześniej uważał siebie za najgorsze zło na całym Prasmoku, ale teraz sądził, że jest jeszcze gorzej.
        Z pomocą jednak przybył mu Mitra i ku wielkiemu zdziwieniu, przytulił wampira. Co prawda skrzypek został niebyt komfortowo uwięziony, a konkretniej jego ręka między ich ciałami, ale nie był w stanie poczuć tego dyskomfortu przez szok jaki w nim wywołał gest nekromanty. Błogosławiony nie musiał go wcale bić by się opanować, gdyż ta nagła bliskość była dla niego jak policzek, albo kubeł zimnej wody ściągający na ziemię i wymuszający powrót własnej świadomości. Rozgoryczony skrzypek zaczął się uspokajać, tym bardziej po jego zaskakujących słowach, łagodnej reprymendzie. "Dzięki mnie?" - odbijało się echem w jego umyśle i zaczął sobie uświadamiać, że znów po prostu źle zrozumiał błogosławionego. Co prawda było w jego wypowiedziach dość sporo niedopowiedzeń rodzących właśnie błędny przekaz komunikatu, lecz i tu wina leżała po stronie wampira, bo zamiast się dopytać i wyjaśnić na spokojnie, działał tak impulsywnie, w ogóle nie panował nad własnymi emocjami.
        Słuchał uważnie tego co mówił i się wyraźnie uspokajał, choć wciąż ciężko mu było powstrzymać łzy uciekające mu z oczu przez istną burzę emocji, z której jeszcze przed chwilą nie był w stanie się skryć, nie mówiąc już o ujarzmieniu jej. W prawdzie milczał, ale to dlatego, że nie chciał Mitrze przerywać, tym bardziej, że z jego strony padało tak wiele miłych i szczerych słów, patrzył mu głęboko w oczy, nieco niepewnie. Niemalże panicznie bał się samotności, odrzucenia i tego, że ktoś mógłby go znienawidzić. W całym swoim życiu, jak i również tym już jako nieumarły, starał się robić wszystko by uszczęśliwiać innych, by mieć choć cień nadziei, że nie pozostanie zupełnie sam z pochodnią w dłoni pośród dopalających się zgliszczy wszystkiego co kochał. Przymknął oczy i odetchnął głęboko, może nieco smutno gdy nekromanta dotknął jego twarzy by zetrzeć spływającą łzę.
        - Naprawdę czujesz się przy mnie bezpiecznie? - spytał z nadzieją w głosie. Przyłożył do niej swoją dłoń jakby chciał sprawdzić, czy to nie jest aby sen.

        Czuł dziwną siłę przyciągającą ich obu ku sobie i jakieś wahanie emanujące od Mitry. Korciło go by wedrzeć się do jego umysłu i zobaczyć co mu nie daje spokoju, nie mógł jednak tego zrobić blondynowi. Zawiódłby go jedynie i straciłby jego zaufanie, a naprawdę zależało mu na przyjaźni nekromanty, przede wszystkim ze względu na niego. Chciał mu pokazać, że świat nie jest taki zły, że niebianin nie jest wcale zły czy zepsuty. Chciał mu pomóc odnaleźć radość życia, której złotowłosy mężczyzna być może nigdy nie doświadczył. Przez moment miał wrażenie jakby Mitra się czaił by go pocałować, co było pewnym zaskoczeniem dla Aldarena, czego nie pokazał po sobie, ale nie była to wcale nieprzyjemna wizja. Gdyby to od wampira zależało, mógłby trzymać w objęciach niebianina przez całe milenium, a nawet więcej, nie mógł go jednak do niczego zmusić, czy samemu wyjść z inicjatywą by pokazać mu że wszystko jest w porządku i błogosławiony nie ma się czego bać. Byłoby to jednak stanowczo za szybko, znali się zaledwie kilka dni to raz, a dwa choć skóra jest nieskazitelna i nie oszpecona choćby jedną blizną, jego psychika była zapewne cała w paskudnych ranach i bruzdach, których nie sposób będzie zaleczyć. Potrzeba będzie masę czasu i cierpliwości, ale jeśli tylko jest cień szansy, że samą swoją bliskością mógłby uszczęśliwić nekromantę, nie istniały dla niego żadne przeszkody, zrobi wszystko co tylko będzie konieczne by osiągnąć cel. Nie zakładał jednak, że to wszystko skończy się w wymarzony dla wampira sposób, że mogli by razem dzielić przyszłość, aż do ostatniego tchnienia, jeśli się okaże po drodze, że serce Mitry pragnie choć w drobnym stopniu kogoś innego, skrzypek nie zamierzał go zatrzymywać, byleby tylko ten był szczęśliwy.
        - Jesteś ostatnim człowiekiem na świecie, o którym pomyślałbym, że może mieć jakiś związek z aniołami. One nie dorastają ci nawet do pięt, wierz mi - powiedział rozchmurzając się i otarł twarz z resztek oraz zasychających łez.
        Co prawda znał jedynie Gregeviusa, ale w porównaniu do Mitry tamtemu bliżej było do demona czy piekielnego, skupionego jedynie na własnych obowiązkach, nie przejmującego się niczym ponad to. Kto by pomyślał, że tym, który wyleczy skrzypka z zauroczenia bezwzględnym niebianinem, będzie inny niebianin i to chyba najniższego możliwego sortu, gdyż błogosławieni mogli być uważani przez innych niebian za zwykłych mieszańców, jak na przykład spora część wampirów pomiatała i pogardzała dhampirami. Dla Aldarena jednak Mitra był najlepszą istotą na całej Łusce i nikt nie mógł się z nim równać.
        - Dziękuję ci i prze...praszam... Dziękuję, Mitro - uśmiechnął się do niego z niemałą wdzięcznością i skinął głową, sądząc, że położenie mu dłoni na ramieniu, czy uściśnięcie raz jeszcze, mogłoby być dla nekromanty już odrobinę za dużo jak na jeden dzień. - Obiecuję, że do rana nie zostanie po dziurze najmniejszy ślad - zapewnił, po czym z lekkim ociąganiem dał błogosławionemu swoją potłuczoną dłoń.
        Odwrócił spojrzenie i z zakłopotaniem podrapał się po karku. Kości praktycznie do połowy śródręcza były pogruchotane, skóra na kostkach niemal zdarta do nagiej kości, a do tego powbijane w nią były drobinki elementów ściany. Co jakiś czas poważny grymas bólu wykrzywiał twarz skrzypka, lecz ten cały czas starał się to wytrzymać, aż ręka sama się nie zregeneruje, co nastąpiło zaraz po uderzeniu, jednakże o dziwo wolniej niż powinno u normalnego wampira, nie mówiąc już o tych potężniejszych, z głównych rodów jak na przykład właśnie Aldaren.
        - Ona się zaraz zregeneruje, nie martw się - powiedział spokojnie, ale nie zabrał Mitrze swojej dłoni, gdyby chciał się zrewanżować dłoń za dłoń, również nie mógłby się temu sprzeciwić, jeśli tylko sprawi to niebianinowi przyjemność.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra lekko kiwał głową, gdy Aldaren wspominał o swoich doświadczeniach z warzeniem mikstur. Wbrew pozorom bardzo dużo się dzięki niej dowiedział… Na przykład dotarło do niego, że skrzypek był od niego jakieś dziesięć, może nawet jedenaście razy starszy, a tymczasem wyglądali, jakby dzieliło ich góra pięć lat. Uroki nieśmiertelnych ras. Na nekromancie zrobiło to wrażenie, ale tylko chwilowe. Dotarło do niego przy tym, że może się zdarzyć tak, że on zdąży się zestarzeć i umrzeć, a Aldaren może nadal wyglądać jak w dniu, w którym się poznali. To już nie była taka przyjemna refleksja, ale że nie dało się temu nijak zaradzić, Mitra nie zawracał sobie tym głowy. Szybko skupił więc myśli na tych ciekawostkach, które dotyczyły alchemii z dawnych lat. Jego uwagę przykuł jeden szczegół: wzmianka o krwi wampirów… Spojrzał czujnie na Aldarena. Pamiętał, że dostał od niego eliksir regenerujący. Ciekawe, czy on również był stworzony na jej bazie. A jeśli tak, to czyją krew wypił błogosławiony? Skrzypka? Może jego mistrza? Albo po prostu kogoś zupełnie obcego… Wolał chyba nie wiedzieć.

        Również w kuchni Mitra mówił niewiele, skupiony tylko na tematach związanych z wyleczeniem jego ręki. Chciał to po prostu mieć za sobą, bo gdy będzie dochodził do siebie, czasu na rozmowy będzie dość. Dlatego pominął milczeniem propozycję, że Aldaren może zostać nie tylko w czasie, gdy jego demon uda się do posiadłości po zioła, ale również dłużej, jeśli takie będzie życzenie nekromanty. Jedynym znakiem tego, że niebianin to w ogóle usłyszał, było jego zdawkowe kiwnięcie głową - przyjął do informacji, podziękował. Na odpowiedź należało poczekać. Tak samo jak na resztę mniej ważnych kwestii, które mieli do omówienia. Albo tych nawet bardzo poważnych, ale tego Mitra w tym momencie nie wiedział…
        - W ciebie nie wątpiłem ani chwili - odparł gdy już było po wszystkim a Aldaren zaczął go zaczepiać, dopasowując się do stylu wypowiedzi wampira. O dziwo nie brzmiało to tak sztucznie jak się spodziewał, ale też przekonujący był tylko umiarkowanie. Cóż, nie miał doświadczenia w takich wymianach zdań. A teraz na dodatek nie miał do tego głowy, bo myślami był już gdzieś dalej.

        I w końcu nadeszła burza - rozpętała się gwałtownie, była wyniszczająca, ale chyba już przeszła. Aldaren chyba już się powoli uspokajał - był roztrzęsiony, ale nie szalał, chyba docierały do niego słowa nekromanty i jego zapewnienia, że źle zrozumiał całą sytuację. Upewnił się, czy to co Mitra mówił o bezpieczeństwie na pewno było prawdą. Błogosławiony miał na to tylko jedną odpowiedź.
        - Naprawdę - odparł natychmiast, ale spokojnym tonem, bez nadmiernego entuzjazmu, który mógłby zabrzmieć nieszczerze. - Nie zwykłem kłamać w takich kwestiach - dodał, precyzyjnie dobierając słowa, bo jednak zdarzało mu się kłamać, lecz tylko wtedy, gdy miał mieć z tego zysk. W tym przypadku by mu się to nie opłacało: może i udobruchałby Aldarena, ale jednocześnie sam musiałby się później męczyć z sytuacjami, które nie były dla niego miłe, bo przyznałby, że nie ma nic przeciwko objęciom wampira. Całe szczęście taka była rzeczywistość i nie musiał się specjalnie starać by wymyślić jakąś przekonującą bajeczkę. Niemniej takie wyznanie też nie było dla niego najłatwiejsze - nie przywykł do mówienia o swoich uczuciach. Jednocześnie bał się, że jeśli nazwie to co czuje, zaraz wszystko trafi szlag. Że gdy wyzna Aldarenowi jak się przy nim czuje, ten pozwoli sobie na zbyt wiele albo zrozumie go w jakiś sposób opacznie i się wycofa. I jedno i drugie by go nie zadowoliło. Żałował, że nie był bardziej otwarty, by móc powiedzieć wampirowi tak wprost o wszystkim, by ich relacja mogła budować się szybciej, a nie jak zamek na bagnach, którego fundamenty wiecznie zapadają się w mokradle.

        Aldaren zdawało się, że nie dostrzegł tej chwili jego wahania, bo nie zdradził się ani słowem, ani gestem. To sprawiło nekromancie ulgę, bo głupio byłoby mu mówić o czymś, z czym sam jeszcze nie był pogodzony. Pewnie długo trawiłyby go wyrzuty sumienia, spekulacje i domysły, gdyby nie nagły komplement jaki powiedział mu skrzypek. Aż spojrzał na niego z zaskoczeniem, po czym odwrócił wzrok.
        - Dziękuję - mruknął cicho. Dotknął wierzchem dłoni policzków, bo był pewny, że dostanie od tego rumieńców, jednak najwyraźniej nadal pozostawał blady jak do tej pory.
        - Zabawne… - uznał na głos. - Tak cieszy mnie coś, co dla innych być może byłoby obelgą. W końcu anioły to taka chodząca doskonałość… Dziękuję, że dzielisz ze mną moje przekonanie - dodał i w końcu podniósł wzrok na Aldarena. Wrócił do tematu jego dłoni i wyciągnął rękę, by jej dotknąć. Zawahał się przez krótką chwilę widząc jej stan i od tego momentu postępował nieco ostrożniej, by nie pogłębić jej obrażeń.
        - Ale ją załatwiłeś - mruknął jakby trochę z podziwem, ale jednocześnie żalem. - Pewnie boli? Hm… - zamyślił się na moment, wyciągając spomiędzy kości fragment tynku, który mógł zarosnąć świeżą tkanką i zostać w ciele skrzypka już na zawsze.
        - Co…? Ach, nie przejmuj się - odparł trochę lekceważąco machnąwszy na rzeczona dziurę w ścianie. - Nie była nośna, więc może poczekać. Może to mnie zmotywuje by wyremontować tę ruderę.
        Fakt, od śmierci Sarazila posiadłość nie przeszła żadnych większych zmian. Mitra zaadaptował sobie tylko kolejne pomieszczenia na swój użytek, poprzenosił meble, połączył kilka pokoi by mieć większą pracownię i to było wszystko. Dawno nikt nie wymieniał tu tapet ani nie szlifował podłóg. Te ostatnie były co prawda regularnie zamiatane i myte, ale woskowane jedynie od święta, gdy Aresterra sam sobie przypomniał by wydać takie polecenie, nie wyglądały więc specjalnie reprezentacyjnie. Taka nora pasowała jednak nie tylko do stereotypów na temat nekromantów, ale również do upodobań tego konkretnego przedstawiciela tego fachu.
        - Zregeneruje może i owszem, ale trzeba ją oczyścić, by ci gruz w stawach nie gruchotał - skwitował stan obrażeń wampira. - Usiądź, wyjmę ci to…
        Aresterra wskazał Aldarenowi kanapę, na której chwilę wcześniej się wylegiwał, a sam poszedł do biurka, którego prawie nie było widać spod sterty ksiąg i papierzysk. Otworzył jedną z szuflad, która była chyba równie zagracona co blat, a po chwili przetrząsania jej zawartości wyjął pęsetę o zakrzywionych końcach, taką, jakiej używali chirurdzy. Patrząc na wątpliwy porządek panujący w tym pomieszczeniu można było nabrać obaw, czy dłubanie czymś, co tu leżało, w ranie jest aby na pewno dobrym pomysłem, lecz Mitra nie był taki niefrasobliwy, by zaczynać bez przygotowania. Ze swojego barku zabrał jedna ze szklanek do drinków i nalał do niej szczodrze przeźroczystego płynu z jednej z butelek. Podniósł wzrok na Aldarena, wrzucając pęsetę do szklanki niczym słomkę.
        - To spirytus - wyjaśnił. - Trochę przy okazji odkazi ranę.
        Aresterra uznał, że nie potrzeba więcej wyjaśnień. Usiadł obok wampira, w milczeniu wyciągnął do niego rękę, aby przytrzymać go za dłoń, po czym zaczął wyciągać spomiędzy zmiażdżonych tkanek fragmenty tynku, zaprawy i cegieł.
        - Strasznie to wygląda - ocenił szeptem, skupiony przede wszystkim na zabiegu. - Gdybyś był człowiekiem i to byłby lazaret pewnie kazaliby ci ją po prostu uciąć… Musiałeś być naprawdę wściekły - zauważył, wrzucając do szklanki ze spirytusem jeden z większych okruchów i płucząc w nim ząbki pęsety. - Boli, piecze? Wytrzymaj jeszcze chwilę… Spokojnie, zagoi się.
        Mitra był bardzo skupiony i spokojny. Jego nawiązanie do lazaretu okazało się o wiele bardziej trafione, niż sam się spodziewał, bo gdyby ktoś, kto go znał te prawie czterdzieści lat temu zobaczyłby go teraz, mógłby stwierdzić, że niewiele się zmienił. Dojrzał, owszem, bo gdy wzięto go do niewoli jeszcze rósł, ale wyraz jego twarzy się nie zmienił, tak samo ten spokój, którym emanował, gdy skupiał się na swojej pracy. Nic dziwnego, że lubiano, gdy to on zajmował się rannymi, bo naprawdę można było nabrać przekonania, że wszystko będzie dobrze.
        - Kim jest ten upiór, z którym mnie na dole zostawiłeś? - zapytał nadal tym samym spokojnym, troszeczkę nieobecnym tonem. - Nazywasz go Drugim? Nie był specjalnie rozmowny, gdy chciałem go o coś zapytać… I chyba, cóż, nie przepadacie za sobą? To z nim rozmawiam, gdy masz czerwone oczy? - upewnił się, na dosłownie moment podnosząc wzrok na Aldarena. Czy specjalnie pytał teraz, by skrzypek nie miał możliwości ucieczki i musiał w końcu wyłożyć karty na stół? Pewnie po części tak.
        - Proponowałeś, że możesz zostać u mnie na noc - zauważył, przeskakując na temat, który wcześniej nie został dokończony. - Chciałbym, byś został.
        Nie dodał na jak długo - na tę jedną noc, może na kilka, może jak długo on sam zechce. To był skomplikowany moment dla nich obojga, każdy z nich musiał poukładać sobie życie. Aldaren został jedynym spadkobiercą Fausta, miał całą posiadłość, którą musiał się zająć. Może jednak zechce tam wrócić. Mitra zaś przywykł do samotności. Obecność skrzypka w jego życiu była oczywiście całkiem przyjemna, ale pytanie na jak długo - czy na przykład za tydzień sam osobiście go nie wyrzuci, bo nie zniesie dłużej obcych kroków na korytarzu…
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Sytuacja w domu Mitry zaczynała się powoli uspokajać i stabilizować, podobnie jak emocje wampira, które doprowadziły do jego wybuchu. Nie często tracił kontrolę nad sobą, znaczy nad własnymi uczuciami, gdyż przez Drugiego niejednokrotnie władza skrzypka została zepchnięta na dalsze tory, a za sterami zasiadał upiór. Niemniej jednak do takich momentów jak ten z przed chwili dochodziło niezwykle rzadko. Przynajmniej na ogół. Ostatni okres nie należał do najlepszych w całym nie-życiu Aldarena i jego psychika poważnie na tym ucierpiała. Niemal ślepe zauroczenie pewnym niebiańskim Żniwiarzem, współudział w zabójstwie głowy rodu Mossów, przez to wrogość ze strony pobratymców, że zdradził swoją rasę, dziwna choroba atakująca wampiry, pojawienie się Drugiego, pogorszenie stosunków z Faustem, podróż do Thulle, zabicie Fausta, nienawiść ze strony tych, którzy zostali przez Fausta przemienieni. A to wszystko w przeciągu niespełna dwóch, może trzech miesięcy, nie powinno więc dziwić, że skrzypek nie był pod względem psychicznym w najlepszej formie, a fizyczna od ostatnich dni również zaczęła podupadać. Już przecież miał spowolnioną regenerację.

        - Wiesz, może nie powinienem wydawać otwarcie takich osądów, bo jak wspominałem, dopóki ciebie nie spotkałem znałem tylko jednego niebianina, a on... no cóż, nie należał do najprzyjemniejszych osób na świecie i miał wyjątkowo trudny charakter, lubił wszystko mieszać - westchnął ciężko z pewną nutą nostalgii. A jednak nie tak łatwo było mu się całkowicie odciąć od tego co czuł do Żniwiarza, był jednak pewien, że za jakiś czas już całkiem wyzbędzie się oznak zauroczenia jego osobą. Nie było innej możliwości, gdyż za każdym razem gdy go spotykał, miało to wyniszczające wampira skutki, choć ten mimo wszystko lgnął do niego jak ćma do ognia. Nie było wątpliwości, że gdyby dalej był w niego ślepo zapatrzony, najpewniej by ostatecznie spłonął i zakończył swój żywot. To nie była zdrowa przyszłość.
        - Jeśli jednak nie przeszkadza ci, że w swojej opinii opieram się tylko na tym jednym przykładzie, pozwól, że raz jeszcze powtórzę. Nie jesteś taki sam jak on, tamten, choć to anioł, nie dorasta ci nawet do pięt. Jak na anioła, potrafił nieść ze sobą niewyobrażalną ilość chaosu i zniszczenia, a ty jedynie chcesz żyć w spokoju nikomu nie wadząc i najlepiej stroniąc od wszystkich. Biorąc to pod uwagę, mogę z czystym sumieniem wywnioskować, że w przeciwieństwie do niego to ty masz dobre i szlachetne serce - powiedział ze szczerym, przyjaznym uśmiechem na twarzy. Nawet jeśli po chwili nie było mu już tak do śmiechu, gdy Mitra postanowił się odwdzięczyć i zająć dłonią skrzypka, jednakże cień poprzedniego grymasu dalej się rysował między kolejnymi pełnymi bólu skrzywieniami.

        - Boli? Jak cholera... - odparł z rozbawieniem i zacisnął zęby spinając się niemiło, kiedy nekromanta wyciągał kawałek ściany ze stłuczonej dłoni. Teraz kiedy wszystko się wyjaśniło, a ich znajomość była na dobrej drodze, Aldaren odzyskał dobry humor i nie ukrywał nadziei na to, że takie sytuacje, takie nieporozumienia już nigdy nie będą miały miejsca.
        - Jeśli będziesz potrzebował przy remoncie pomocy... - zaproponował choć nie dokończył, jasno dając do zrozumienia, że wampir, jego środki i znajomości są do usług niebianina, wystarczy tylko poprosić, gdyż nie zamierzał się z niczym narzucać.
        Nie mógł, bo jedynie skończyłoby się to złością Mitry i zaprzepaszczeniem tego co udało im się powoli budować, nie mógł na nic naciskać. Błogosławiony był przyzwyczajony i lubił samotność, był niezależny i samowystarczalny, inaczej nie stroniłby tak od wszelkiego towarzystwa, a z relacjami międzyludzkimi ograniczałby się wyłącznie do minimum i najpotrzebniejszych formalności. Może i Aldaren obchodził się z nim jak z jajkiem, ale miał doskonałą świadomość tego, że jednym małym błędem, zbyt szybkim i gwałtownym krokiem na przód może skończyć pod lodem, a Mitra zapewne "uciekłby" w popłochu jak dzikie zwierze, nie byłoby już drugiej szansy na spotkanie go i odbudowanie zaufania. Skrzypek liczył się z tym, dlatego postanowił się nie spieszyć i podchodzić do niego w indywidualny sposób, nie tak jak do wszystkich innych swoich znajomych - energicznie i beztrosko, jakby ciągle miał tych osiemnaście-dwadzieścia lat, gdy życie dopiero się zaczyna.
        - W sumie masz rację... - mruknął zerkając na swoją dłoń, której regenerująca się tkanka była co chwilę podrażniana i na nowo raniona, przez powbijane odłamki gruzu. - Byłbym wdzięczny za twoją pomoc - dodał z uśmiechem, może za bardzo akcentując "twoją", ale chciał by nekromanta nieco się rozluźnił i może rozweselił. Zaraz też spełnił jego prośbę i usiadł na kanapie.

        Z uwagą obserwował jak Mitra odchodzi w stronę zawalonego księgami biurka i spędza przy nim chwilę by ostatecznie, po zabraniu z barku szklanki i nalania do niej spirytusu, wrócił do krwiopijcy i usiadł obok niego. Uśmiechnął się delikatnie rozbawiony jego poinformowaniem, że naczynie wypełnia spirytus, ale nie powiedział nic w rodzaju, że się domyśli; wie, bo przecież sam był medykiem' czy po prostu wyczuł charakterystyczny zapach w powietrzu, którego nie da się pomylić z niczym innym. To było niezwykle miłe ze strony Mitry, że uważał wampira za zwykłego człowieka, może nawet pacjenta niezaznajomionego ze szlachetnym fachem jakim była medycyna. Gdy Aldaren nie ruszał dłonią, czuł jedynie znośny dyskomfort spowodowany drażniącymi go odłamkami tynku tkance, która nie mogła się zregenerować, za to krzywił się, spinał czy nawet zdarzało mu się syknąć czy prychnąć z bólu dopiero gdy jego dłoń opuszczały kolejne ciała obce.
        - Gdybym był człowiekiem najpewniej już bym nie żył albo nigdy byśmy się nie poznali - zauważył z wyjątkowo dobrym humorem jak na takie oświadczenie, w którym nie było ani grama złośliwości, a może ciutkę za dużo rozbawienia. I choć dalej bolało jak diabli, zawsze lepiej było się śmiać niż płakać. - Poza tym nie zrobiłbym ci dziury w ścianie i pewnie dałbym się rozsadzić emocjom byleby tylko nie uszkodzić żadnej ręki by móc dalej grać na skrzypcach. Niemniej cieszę się, że nie jestem człowiekiem, bo dzięki temu nasze drogi się przecięły - dodał szczerze i obserwował pracę błogosławionego. W pewnym momencie się poważnie zamyślił, a gdy się rozluźnił postanowił zażartować z teatralnym smutkiem na twarzy:
        - Szkoda tylko, że biedna ściana przy tym ucierpiała, choć nie pozostała, zadziorna, dłużna i mnie ugryzła. - Zaśmiał się wesoło i starał się już nie przeszkadzać przyjacielowi. To co robił, mimo nieznośnego bólu było naprawdę miłe, a samo obserwowanie jak był przy tym skupiony sprawiało wampirowi przyjemność. Mógłby jego pracę obserwować w nieskończoność, choćby i jako cień Mitry... Cień Mitry... Jakże mu zazdrościł. Uśmiechnął się rozbawiony do własnych myśli.

        - Szczerze? Nie mam pojęcia - powiedział od razu bez większego namysłu i zaraz nieco spochmurniał wiedząc, że nie takiej odpowiedzi Mitra oczekiwał i że nie będzie z niej zadowolony. - Mówię na niego Drugi, bo nigdy się nie przedstawił. Z początku myślałem, że to po prostu ja sam, wiesz pod wpływem ciężkich doświadczeń i ekstremalnej, może nawet traumatycznej sytuacji moja świadomość mogłaby wytworzyć alter ego by łatwiej sobie poradzić, ale to jedynie była jego sztuczka by przed wcześnie nie uświadomić mi, że zostałem opętany, bym nie mógł go wysłać z powrotem do Otchłani. Z dnia na dzień ja się czułem coraz gorzej, wierz mi ostatnich kilka miesięcy nie było dla mnie zbyt przyjemnych, on starał się jakoś "pomagać" bym utrzymał się przy życiu, a w niektórych momentach walczył o moje za mnie. Przyzwyczaiłem się do niego, on się zakorzenił i tak już zostało - zaczął opowiadać Mitrze jak to wygląda i choć niewiele, według Aldarena, mogło to pomóc, miał nadzieję, że choć w minimalnym stopniu usatysfakcjonuje nekromantę. - On... ma dość trudny charakter... Potrafi się rozgadać, ale nie wtedy gdy go o coś pytam, wtedy najczęściej słyszę "Nie twój interes" - powiedział starając się udawać zdarty wypitym alkoholem, twardy, nie znoszący sprzeciwu i pozbawiony jakiegokolwiek sumienia głos Upiora, na co ten wypełnił w niezadowoleniu umysł wampira obiecującą mord i zemstę na krwiopijcy, aurą. Aldaren zamyślił się i podrapał po karku zdrową ręką, by nie przerywać pracy blondyna.
        - Według niego nekromanci to największe zło tego świata, szczególne zagrożenie dla nieumarłych zwłaszcza wampirów, a ja nawet nie mogę się wampirem nazywać, bo jestem jedynie mięczakiem i żarciem dla psów, który traci zmysły gdy wyczuje choć kroplę, krwi, a zbliżenie się do niej czy zaspokojenie głodu od razu go odrzuca i wywołuje mdłości. Faktycznie mam niewielki problem ze swoim pragnieniem w obu przypadkach, lecz mimo to co Drugi o mnie sądzi i jaki jest, naprawdę potrafi pomóc. Ostatniej nocy na przykład uchronił mnie przed zlinczowaniem ze strony przemienionych Fausta. - Nie miał chwili zawahania gdy o tym wspominał postanowił był z Mitrą po prostu szczery, bo to przez niedopowiedzenia ostatnio ich relacja nie miała się najlepiej. - Gdy mam czerwone oczy nie zawsze to oznacza, że Drugi przejął kontrolę, gdyż nim się pojawił zmieniały kolor za każdym razem gdy wyczułem, albo spożywałem krew. Ostatnim razem, przed naszą wyprawą, stale miałem czerwone, bo nie byłem w humorze, a Faust, Zabor i Drugi jedynie potęgowali moją frustrację. Jednakże tak, za każdym razem gdy on przejmie nade mną kontrolę, zmienią mi się oczy... W kryptach to on mną władał, gdy cię ugryzłem, wierz mi, że starałem się jak tylko mogłem by go powstrzymać. Prze... To to już się więcej nie powtórzy, przysięgam ci na moją głowę - odpowiedział energicznie nie spuszczając spojrzenia z oczu przyjaciela i nie tracąc uśmiechu. Czuł się silniejszy, nie był już tak załamany i zmęczony życiem, więc bez trudu było mu zablokować swój umysł, by Drugi niczego nie zmajstrował.
        - Chciałby całkiem wyrzucić moją świadomość i przejąć całkowitą kontrolę nad moim ciałem, przejąć je na własność, ale wątpię by to się dobrze skończyło dla najbliższej okolicy, do czego nigdy nie dopuszczę - zapewnił z rzadką u siebie pewnością siebie.
        - Dziękuję ci. Jeśli Krazenfirowie znów coś wymyślą, albo twój stan się pogorszy, będę mógł natychmiast odpowiednio zareagować. Nie chciałbym by coś ci się stało przyjacielu - odparł z ciepłym uśmiechem i spojrzał w stronę otwierających się drzwi, w których stanął właśnie demon ze skórzanym rulonem jak od zwoju i kolejną przesyłką, acz o połowę mniejszą niż paczka z książkami dla Mitry.
Zablokowany

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości