Mauria[Posiadłość Turillich] Czy tak wygląda przyjaźń

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

[Posiadłość Turillich] Czy tak wygląda przyjaźń

Post autor: Nikolaus »

        W posiadłości nie spodziewano się tak wczesnego powrotu generała z balu, lecz taki zwrot akcji nie wywołał wśród służby specjalnego popłochu - wszyscy doskonale znali swoje priorytety i obowiązki, więc gdy tylko strażnicy na bramie dali sygnał, że pan domu wrócił, część służby rzuciła swoje dotychczasowe prace i wyszła mu na spotkanie. Pierwszy przy drzwiach wejściowych znalazł się dobiegający czterdziestki mężczyzna z gładką, formalną fryzurą i nienagannie ogolonym obliczem - główny lokaj Jair - by powitać Nikolausa i zebrać od niego wszelkie nowe dyspozycje. No i przy okazji oczywiście poznać powód tak wczesnego powrotu, oczywiście dyskretnie tylko podpytując. Gdyby zapytano go w tym momencie o zdanie, zakładałby, że Turilli wracał do domu z kobietą, zapewne z tą adiutantką, do której się ostatnio tak intensywnie zalecał… Do posiadłości generała nie dotarły wszak jeszcze żadne wieści na temat tego co wydarzyło się na balu u lisza, nikt nie spodziewał się co tak naprawdę wkrótce zobaczą.
        - Panie?! - Jair nie krył swojego zaskoczenia, gdy po otwarciu drzwiczek karety Nikolaus nie wyszedł z typową dla siebie godnością i wyprostowaną sylwetką, lecz prawie runął na wybrukowany dziedziniec, ledwie trzymając się na własnych nogach. Lokaj w mgnieniu oka doskoczył i podtrzymał lorda, a w ślad za nim poszedł jeden z chłopaków, którzy mieli zająć się powozem i końmi. We dwójkę wsparli go pod ramiona, dopiero w tym momencie Jair dostrzegł wyraz osobliwej boleści wymalowany na twarzy Turillego.
        - Wejdźmy do środka - sapnął Nikolaus z wyraźnym wysiłkiem. Jair nie odezwał się słowem i nie drążył, choć minę miał nietęgą. Podniósł na moment wzrok na resztę stojącej w osłupieniu służby i kazał im kontynuować co zaczęli, sam zaś poprowadził wampira po schodach prowadzących do wejścia. Czuł, jak każdy krok stanowi dla Nikolausa spory wysiłek, jak ciężko stawia stopy, a jego kostki drżą nieznacznie, walcząc z chybotliwą podporą w postaci obcasów.
        - Panie? - zwrócił się do niego gdy byli już prawie przy drzwiach. Chciał wiedzieć co dalej, jakie są dyspozycje, bo przecież oczywiste było, że sytuacja była raczej wyjątkowa i nie należało traktować jej w typowy sposób.
        - To osłabienie - powiedział na wstępie generał, by uniknąć tych pytań w przyszłości. - Tylko to. Nie jestem ranny. Zaprowadź mnie do moich pokoi… I wezwij służbę z paktem. Trójkę - sprecyzował.
        - Kogoś powiadomić? - upewnił się Jair, mając na myśli przede wszystkim współpracowników, którzy mogli chcieć przyjść do posiadłości z rana po instrukcje. Nikolaus pokręcił głową.
        - Alvarez się wszystkim zajęła - wyjaśnił. To Jairowi wystarczyło, resztą zajął się już bez zbędnych konsultacji i pytania o każdy detal, bo znał swoje obowiązki. Telepatycznie wydał dyspozycje, wzywając do pokoi lorda służbę, zarówno tę z paktem, jak i bez. Kazał napalić we wszystkich kominkach i zapalić świece, przygotować dla Nikolausa odzież i wino, generalnie zapewnić mu wszystko, czego potrzebował w momencie rekonwalescencji. Gryzło go co też mogło być przyczyną tak złego stanu wampirzego arystokraty, lecz myśl ta szybko wyleciała mu z głowy, gdy mordował się, aby wprowadzić Nikolausa na górę, do jego apartamentu. W duchu przeklinał, że najbardziej reprezentacyjne pokoje są zawsze tak strasznie daleko… W końcu jednak dotarli. Jair pocieszał się, że jeszcze tylko kawałek, lecz Turilli sprawił mu miłą niespodziankę wypowiadając jedno słowo - “salon”. No tak, jasne: skoro był tak słaby wolał zlec w pierwszym lepszym pokoju, niż wlec się jeszcze dalej do łóżka. W tym momencie lokaj pogratulował sobie w duchu, że nie kazał skupić się na sypialni, tylko zająć się całym piętrem.
        W salonie było jakieś pół tuzina osób. Trójka nosiła tuniki bez kołnierza, po których poznawało się osoby związane z Turillim paktem krwi. Przy kominku stała wysoka blodynka z wodnistymi błękitnymi oczami, ubrana w czarną suknię z białą zapaską - Landra, zarządczyni posiadłości, nadzorując pracę reszty. Zarówno ona jak i główny lokaj mieli kołnierzyki przy swoich ubraniach. Kobieta ukłoniła się gdy tylko zobaczyła swojego pana i zaraz podeszła, by zwolnić holującego go Jaira i koniuszego. Mimo swej kobiecej sylwetki była silna i przez te kilka stóp mogła utrzymać Nikolausa, odprowadzając go do kanapy, na którą generał ciężko padł. Landra zaraz się nad nim nachyliła, szybkimi ruchami luzując mu kołnierzyk koszuli i rozpinając marynarkę. Pomogła zdjąć wszelkie niewygodne elementy ubioru, w tym nawet pasek do spodni.
        - Buty też - zastrzegł Turilli. Z tym pomógł mu jeden ze służących, mocno zapierając się nogami, gdy zdejmował generałowi jego oficerki.
        - Landra i wy - zwrócił się do trójki osób z paktem. - Zostajecie. Reszta wyjść.
        Klaus odczekał, aż cała reszta się oddali nim zdecydował się odezwać.
        - Landra, potrzebuję spokoju - oświadczył. - Nie chcę nikogo widzieć do jutrzejszego zmierzchu. Odwołaj wszelkie moje spotkania, przeproś i wyjaśnij, że jestem niedysponowany. Pewnie wszyscy domyślą się przyczyny… Nie przyjmuję nikogo przez ten czas, żadnych odwiedzin, żadnych raportów, absolutnie nikogo. Niech nikt tu nie wchodzi jeśli nie wezwę. Na wszelkie pytania odpowiem później, teraz nie zawracajcie mi głowy.
        - Tak jest, panie - zapewniła Landra bardzo profesjonalnym tonem, a gdy Nikolaus odprawił ją gestem, ukłoniła się i wyszła. Teraz Turilli zwrócił się do pozostałej w salonie trójki służących.
        - Potrzebuję dużo krwi - zastrzegł. - Gdybym miał któremuś z was zrobić krzywdę, mówcie od razu. Mogę sam nad sobą nie zapanować, lecz posłucham głosu z zewnątrz. Po wszystkim idźcie do domu, będziecie potrzebowali odpoczynku.
        Służący przyjęli rozkazy i bez zadawania zbędnych pytań zajęli się spełnianiem swoich obowiązków. Po kolei, jeden po drugim, siadali obok generała, by ten nie musiał wstawać, i odchylali głowy, by ułatwić mu dostęp do tętnic. Wbrew swoim ostrzeżeniom Turilli ani razu nie posunął się za daleko i żadnej osobie nie stała się krzywda, nawet nie słaniali się na nogach. Dlatego potrzebna była aż trójka - pewnie generałowi wystarczyłaby krew jednej osoby, lecz wypita do ostatniej kropli, a on nie praktykował takiego posilania się, było to jasno określone w pakcie, które podpisały obie strony.
        - Odejdźcie - padło na koniec, a gdy tylko drzwi zamknęły się za służącymi, Turilli z jękiem padł na kanapę. Bose stopy wyłożył na jeden z podłokietników, a głowę oparł na poduszkach po drugiej stronie. Bardzo powolnymi ruchami lekko drżących rąk zdjął z pustego oczodołu opaskę, którą nie zajęła się Landra, a która teraz mu przeszkadzała. Zdrowym okiem zapatrzył się w płomienie trzaskające na kominku, walcząc z ciężką powieką i nieprzyjemnym uczuciem zupełnego osłabienia, które nadal go trzymało, choć już czuł pierwsze nieśmiałe oznaki regeneracji po niedawnym wypiciu krwi. W końcu jednak poddał się i zamknął oko, skupiając się tylko i wyłącznie na odpoczynku. Czuł w środku dojmującą pustkę, która nie odpuszczała od momentu, gdy jego ciało uległo dezintegracji w posiadłości nekromanty. Ból, który temu towarzyszył, był nadal żywym i jaskrawym wspomnieniem w jego głowie, a wszelkie późniejsze wydarzenia wydawały się nierealne, lecz czuł w fizyczny sposób, że to wydarzyło się naprawdę. Szczęśliwym zrządzeniem losu odzyskał swoje dawne ciało, lecz wydawało mu się ono przejmująco puste i nie wiedział, czy to kwestia perspektywy, jakiej nabrał pod wpływem magii Visatuliego, czy też działanie klątwy rzuconej na posiadłość, a może tego, że otrzymał pustą, niepełną skorupę… Targały nim czarne myśli i tępy ból, lecz on cały czas liczył na to, że wszystko przejdzie gdy tylko krew zacznie regenerować jego martwe tkanki.
Elleanore
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Elleanore »

        Nogi prawie same niosły wampirzycę. W momencie, gdy tylko dowiedziała się co się wydarzyło, rzuciła wszystkie dokumenty i jak najprawdziwsza burza, równie jak ona złowroga, wypadła z biura wprost do holu. Dalej już nie zawracała sobie głowy spacerkiem. Gdy tylko znalazła się w miejscu nie chronionym przed magią, znikła równie gwałtownie jak się zjawiła.
Nikt nie musiał o nic więcej pytać. Instrukcje były proste i niezmienne od lat i Ell nie musiała ich powtarzać. Strzec domu i decydować za nią w kwestiach niezbędnych. Sprawy zależne tylko od wampirzycy miały poczekać na jej powrót. Żadnych odstępstw ani zmian. Dlatego też życie w kamienicy toczyło się zwykłym stabilnym rytmem, niepomne na nietypowe u Ell wzburzenie.

        A zapowiadał się dzień pracy nie różniący się niczym od poprzednich. Spokojna rutyna miło wypełniała chwile wszystkich mieszkańców. Do czasu aż wilki przyniosły niepokojące wieści.
Plotki w Maurii rozchodziły się wcale nie wolniej niż w innych miastach, wystarczyło tylko umieć słuchać i wiedzieć gdzie oraz kiedy to czynić. Tak też podczas załatwiania zwykłych, codziennych spraw, dwójka zmiennokształtnych zasłyszała dość niepokojące informacje.
Nie znali szczegółów, ale podobno podczas balu u jednego z bardziej znaczących mieszkańców wyniknęły drobne komplikacje. Zawirowania okazały się na tyle znaczące, iż podobno generał Turilli opuszczał posiadłość ledwo o własnych siłach. Samo nazwisko docierając do uszu wilkołaków, skłoniło je do dokładniejszego słuchania. Informacje o kłopotach jakie mógł mieć wampir, doprowadziły do natychmiastowej reakcji. Jeden z nich bez najmniejszego zastanowienia popędził do szefowej w roli posłańca.
Skoro ulubiony pies szefowej został ranny i to chyba poważnie, to powinna się o tym dowiedzieć natychmiastowo. Mogli go nie lubić. Mogli się nie zgadzać z względami jakimi wampirzyca darzyła kundla, ale szanowali szefową i był to argument zbijający wszystkie inne.

        Znalazła się od razu u drzwi posiadłości Turillego i bez zbędnych subtelności załomotała kołatką. Otworzył znany jej już lokaj, ale nie zaszczyciła go dłuższym spojrzeniem. To nie była kurtuazyjna wizyta i wampirzyca nawet nie słuchała co ten do niej mówił.
Weszła, czy może wepchnęła się przez drzwi, co w żaden sposób nie przystało damie. Kobieta nawet nie miała specjalnej świadomości czy Jair próbował ją zatrzymywać. Chyba miał dość rozsądku by pozostawać przy werbalnych argumentach. Ruszyła długim hallem do wtóru stukotu obcasów.
Wiele nie uszła, gdy na ratunek mężczyźnie przybyła zarządczyni posiadłości. Oboje prosili, przepraszali i nalegali. Oboje również mieli dość rozumu by nie zrobić nic więcej, a Elleanore całą poświęconą im uwagę przeznaczyła na kilka piorunujących spojrzeń.
Nie złościli jej, wykonywali swoją pracę, a jednocześnie próby powstrzymania jej wtargnięcia uznawała za wielce nieudolne. Leonore nie zamierzała żałować tego jakie poniosą konsekwencje za niewykonanie zadania. Jeśli sprawa miałaby się z jej wilkami, prędzej padłyby trupem na placu boju w korytarzu, niż wpuściły kogoś pod jej zakaz. No chyba, że ten ktoś miał nakaz i straszył konsekwencjami. Nieumarłej nie było jednak do śmiechu i nawet anegdotka z przeszłości nie poprawiła grobowego nastroju Elli.
Znalazła Klausa bez większego trudu. Orientacyjnie znała posiadłość i mniej więcej wiedziała gdzie go szukać. Dokładną lokalizację wyczuła, szukając jego aury. W razie konieczności również węch mógł służyć za wsparcie godne każdego drapieżnika.

        Właściwe drzwi rozwarły się z rozmachem, którego nie powstydziłoby się interweniujące wojsko. Wszystko oczywiście przez służbę, która ostatnim rzutem próbowała powstrzymać wampirzycę, na co Elleanore odpowiedziała jeszcze większa stanowczością.
        - Skończyliście swoje zadanie - odezwała się po raz pierwszy i jedyny do sług. Głos wampirzycy był niepokojąco chłodny i spokojny. Każdy, kto znał Ell wiedział, że nie wróżyło to nic dobrego. Im większa była wściekłość kobiety tym wyglądała na spokojniejszą. Podsumowując swoje polecenie, trzasnęła drzwiami zamykając je równie delikatnie jak otwierając, zmuszając służbę do cofnięcia się lub hamowania wrót i wtargnięcia do salonu.
Dla Ell byli w tym momencie równie ważni jak tłum na miejskim deptaku.
Między wejściem do komnaty a ruszeniem w kierunku generała nie było najmniejszej pauzy. Elleanore szybkim krokiem przemierzyła krótki odcinek dzielący ją od kanapy. W drodze zmarszczyła wąskie brwi, a rzęsy przysłoniły nieco wściekle przymrużone oczy, podczas gdy wampirzycy zaświtała jedna myśl - ona go kiedyś zabije, zanim on sam tego dokona.
Turilli zdążył zebrać się względnie do kupy, a Ella była tuż przy nim i brutalnie popchnęła go z powrotem na kanapę. Był tak słaby, że nawet nie stawił oporu.
Wojnę o tę nieszczęsna „lady” sobie darowała. W takiej chwili nie zamierzała drzeć kotów o drobnostki. Ale tego, że znali się trzy wieki a ten półgłówek zrywał się do pionu wiedząc, że ledwo stoi, Ell nie zamierzała darować.
Plecy Klausa zdążyły dotknąć obicia, a wampirzyca wymierzyła mu policzek. Dość mocny by można potraktować klepnięcie jako uderzenie, nie dość silny by zrobić mu krzywdę czy nawet zostawić zarumieniony ślad. To był bardzo czytelny przekaz, co Ell sądziła o takim zrywaniu się na nogi. Jeśli jednak klepnięcie nie było wystarczającym sygnałem, słowa jakie padły w trakcie nie pozostawiały najmniejszego miejsca na domysły i nadzieje.
        - Idiota - powiedziała chłodnym i niebezpiecznie spokojnym tonem.
        - Widzisz tu kogoś? - Machnęła ręką, aż szponiaste palce przecięły powietrze ze świstem. Zamaszystym gestem wskazała pusty salon. Chodziło jej o brak świadków klausowego nietaktu w postaci leżenia gdy kobieta stała czy jak Ell wolała to określić, bezbronności. Tak jak ton wampirzycy zdradzał jej wściekłość tylko bliskim znajomym znającym Ell wystarczająco dobrze, tak rozszerzone do granic możliwości źrenice były znacznie lepszym dowodem na skrajne wzburzenie Leonore. W tym momencie jedynie wąska srebrzysta obwódka otaczała czarny niebyt, jak u polującej sowy.

        W trakcie wyrażania swojego niezadowolenia, hrabina zdążyła się już rozpatrzyć w sytuacji. Nie stwierdziła na Klausie poważnych obrażeń. Miał wszystkie kończyny, nie krwawił, oko było na swoim miejscu. Był cały. Detal w postaci iż nie mógł utrzymać się na nogach, nie był według niej tragedią, pewnie nie tak wielką jak w oczach Turillego, którego duma zapewne ucierpiała.
Ell jednak uznała, że generał jest cały i zaczęła się wyraźnie uspokajać.
        - Dobrze, że nic ci nie jest - odezwała się dużo łagodniejszym głosem, delikatnie głaszcząc policzek, który chwilę temu klapnęła.
Usatysfakcjonowana i ukojona wstała i skierowała już dużo lżejsze i zrelaksowane kroki w stronę barku. Wyjęła jedną kryształową szklaneczkę, nalała whisky i wróciła na kanapę, siadając przy nogach generała.
        - Jak sam się nie zabijesz, to ja to zrobię, zaręczam ci - przemówiła, patrząc na Klausa łagodnie. Cały absurd sytuacji polegał na tym, że była zła ponieważ ryzykował swoje życie, ale jednocześnie nie mogła się o to wściekać. To właśnie był Turilli. Dlatego ją urzekł mimo bycia podłym kundlem.
Wypiła niewielki łyk alkoholu. Nie należała do koneserów whisky, wolała wino. Ale na to co zafundował jej ten uparciuch, wino było stanowczo za słabe.
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        Nikt nie spodziewał się pukania do drzwi - w końcu kto miał zostać powiadomiony, ten został i wszyscy uszanowali prośbę lorda o nienękanie go przez tą jedną noc. Jair zastanowił się przez moment czy przypadkiem nie pominął kogoś, lecz zaraz uznał tę myśl za niedorzeczną - w końcu nawet gdyby nie on, to Landra na pewno wychwyciłaby takie niedopatrzenie i zaraz je poprawiła. Tym bardziej jednak lokaj pośpieszył, by otworzyć, bo może akurat stało się coś naprawdę ważnego i niespodziewanego - może jakieś następstwa wydarzeń na balu, o których już zdążył dowiedzieć się od woźnicy, który był tam z Turillim…
        - Och, lady Mesteno - zreflektował się widząc wampirzycę stojącą na progu posiadłości. - Proszę o wybaczenie… Lady?!
        Wzięty z zaskoczenia lokaj dość łatwo pozwolił się usunąć z drogi wzburzonej kobiecie. Nie spodziewał się po niej takiego wtargnięcia, a gdy już oprzytomniał, było za późno by zastąpić jej drogę bez szarpaniny i bycia niegrzecznym. Może w stosunku do kogo innego Jair wykazałby się większą stanowczością, lecz wiedział jak bliską przyjaciółką generała była Mesteno i jak ważną osobistością w Maurii - gdyby podpadł jednocześnie jej i jemu, mógłby się pożegnać z pracą, a może nawet z życiem…
        - Lady, proszę o wybaczenie, lecz generał nie przyjmuje dzisiaj gości - próbował do niej przemówić, cały czas idąc jej śladem prosto do apartamentów pana domu. - Bardzo nam przykro, że fatygowała się lady taki kawał drogi na daremno, lecz lord Turilli nie chce dzisiaj nikogo widzieć…
        Wszystkie wypowiedziane przez lokaja słowa pozostawały bez najmniejszego echa, jakby mówił do ściany, on jednak nadal próbował. Nie miał za bardzo innej możliwości, bo jeszcze tego by brakowało, by szarpał się z arystokratką! W sukurs pośpieszyła mu wkrótce Landra, zwabiona hałasami, które niosły się w korytarzach. Wyszła akurat z jednego z pomieszczeń tuż przed wampirzycę i przywitała się z uprzejmym uśmiechem, nim jednak zdążyła przejść do meritum, Elleanore minęła ją jakby była zwykłym meblem.
        - Lady Mesteno! - Ton zarządczyni był dużo bardziej stanowczy niż Jaira, lecz niestety to wcale jej nie pomagało. - Lord Turilli wiele przeszedł tej nocy, potrzebuje odpoczynku, proszę przyjść jutro…
        Wszystko na nic. Na dodatek oboje tylko się ośmieszali goniąc za wściekłą wampirzycą i prośbą próbując ją przekonać do zmiany planów. Im jednak wcale nie było do śmiechu…

        Turilli nie zwracał uwagi na hałasy, zdawały mu się takie odległe… Leżał bez ruchu na kanapie, wspierając jedną dłoń na czole, a drugą trzymając swobodnie na piersi. Na jego palcach nadal widoczne były blade ślady po pierścieniach, które dopiero przed chwilą zdjął. Choć gdyby chcieć być całkowicie szczerym, Nikolaus sam w sobie był bledszy niż zazwyczaj - solidnie dostał w kość podczas tego upiornego balu, a jego regeneracja działała jeszcze bardziej opieszale niż turmalijska służba celna. W tym tempie mógł się nie pozbierać do następnego zmierzchu…
        Jego przemyślenia przerwał huk wyważanych drzwi. A przynajmniej tak mu się zdawało, gdyż łomot był naprawdę głośny wśród ciszy, jaka go ogarniała do tej pory. Zaraz otworzył zdrowe oko i skupił spojrzenie na wejściu do salonu. Widok Mesteno niezwykle go zaskoczył, lecz jednocześnie sprawił, że generał zadziałał instynktownie.
        - Lady Elleanore… - zwrócił się do niej, co miało stanowić uprzejme powitanie, lecz i tak dało się w nim usłyszeć wyraźne zaskoczenie. Zaraz podniósł się by wstać jak kultura nakazała, lecz momentalnie poczuł jak zaczyna mu się kręcić w głowie i robi się ciemno przed oczami. Był jednak zawzięty, a gdy chodziło o okazanie szacunku przyjaciółce, nie zamierzał sobie pobłażać, zacisnął więc zęby i w końcu wstał. Krótki był jednak jego tryumf, bo gdy podniósł wzrok na wampirzycę, ta była już przy nim - poruszała się tak szybko w porównaniu do ślamazarnych ruchów jego osłabionego ciała… Zaraz pchnęła go z powrotem na kanapę, a Klaus nie był w stanie utrzymać się na nogach, runął więc jak długi. I nim zdążył się odezwać, poczuł specyficzny piekący ból na twarzy. Ell go spoliczkowała. Ten akt tak niezmiernie zaskoczył generała, że nie był w stanie zrobić nic poza podniesieniem na nią spojrzenia, w którym widoczny był cały jego szok. Dawno nie znalazł się nikt, kto śmiałby uczynić coś takiego, od setek lat ani jedna osoba nie podniosła na niego ręki, bo każdy bał się konsekwencji. Mesteno jednak najwyraźniej to nie obeszło - może była tak pewna swojej pozycji… Nie. Generał zaraz dostrzegł to w jej oczach - Elleanore była wściekła. Dlaczego jednak? Znała go przecież dobrze, wiedziała jak bardzo trzymał się zasad, etykiety i litery prawa. To było po prostu silniejsze od niego, jego specyficzny sposób okazywania szacunku, względów, sympatii.
        Po chwili Mesteno dotknęła jego twarzy w dużo łagodniejszym geście. Lord w milczeniu patrzył jej w oczy czekając jak też sytuacja rozwinie się dalej. Na swój sposób go to bawiło - najpierw kij, potem marchewka, tak? Na dodatek ta troska… To było kolejne zaskoczenie, dawno nie słyszał podobnych słów skierowanych pod własnym adresem.
        - Jestem w jednym kawałku - przyznał. Odczekał chwilę, pozwalając Elleanore podejść do barku i się obsłużyć. - Więc to cię tutaj sprowadza? Plotki w tym mieście rozchodzą się niespodziewanie szybko…
        Generał poczekał, aż Elleanore usiądzie. Sięgnął po swoją opaskę na oko, bo jednak trochę źle się czuł prezentując się w aż tak nieformalnym stroju przed swoją przyjaciółką, dłonie jednak miał nadal tak słabe, że aż drżały - nie dałby rady zawiązać rzemyków. Dlatego odpuścił i tylko wspierając głowę na dłoni zasłaniał pusty oczodół palcami w dość naturalny sposób, jaki mogła wypracować osoba żyjąca z takim defektem już setki lat.
        - Nie mogłem postąpić inaczej - powiedział tonem, który nie brzmiał jak usprawiedliwienie, a raczej stwierdzenie oczywistego faktu. - Nie było cię tam… Stawka była duża, nie mogliśmy grać zachowawczo. To co działo się w tej posiadłości, ile osób zginęło, ile postradało zmysły… Jeszcze długo będą się za nami ciągnęły skutki tej nocy. Straż będzie miała pełne ręce roboty do samego ranka, a może nawet i przez dzień nim uprzątnie ten bałagan. Ale gdybyśmy z tym nie walczyli, skończyłoby się dużo gorzej. Nie wiem jakie wieści do ciebie dotarły, ale znasz mnie. Za ten kraj oddałbym życie, stoję na straży prawa i spokoju obywateli Maurii. Musiałem podjąć tę walkę - powiedział z naciskiem. - I tak nie skończyło się źle. Znowu jestem we własnym ciele. Tylko… Jakby nie było moje. Pusta skorupa. W posiadłości utraciłem zupełnie zdolność regeneracji, a teraz jakbym nie potrafił jej na nowo wzbudzić w stopniu, w jakim działała do tej pory. Nie, by wcześniej nie można było jej tego i owego zarzucić - sarknął na koniec, bo przecież nie od dziś było wiadomo, że skazą jego krwi była niemożliwość leczenia własnych ran bez posilania się na bieżąco.
Elleanore
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Elleanore »

        Nie wykazała się ani szczytem taktu ani subtelności, jeśli jednak chodziło o Nikolausa zeszły one na drugi plan. Od pewnego czasu czuła dziwny niepokój. Zazwyczaj nie zwracała uwagi na takie przeczucia. Jeśli coś działo się wilkom, po prostu wiedziała. W tym wypadku było to mało określone odczucie, dość silne by utrudniać kobiecie skupienie się na pracy, co już samo w sobie było stresujące. Gdy więc tylko usłyszała strzępek plotki, jako że wilki informacje podawały w dużym skrócie, a miasto wciąż nie znało szczegółów, Ell nie była zbyt optymistycznie nastawiona. Była przekonana, że odejście generała wyczułaby, ale nie znaczyło to, że nie konał w tej chwili. W ten właśnie sposób służba Turillego miała okazję pierwszy raz w życiu ujrzeć tak niespodziewany widok jak lady Mesteno nie tylko spieszącą się gdzieś, ale wręcz idącą z subtelnością barbarzyńskiej hordy i podobną do niej determinacją, tylko gracji jej nie ubyło.
Działaniom Ell w tych chwilach brakowało zwykłej przemyślności. Wyjątkowo rzadko się to zdarzało, publicznie nigdy, ale w momencie gdy Nikolaus postanowił wstać słaniając się na nogach to było zbyt wiele. Kobiecie zwyczajnie puściły nerwy.
Wytrzymała zaskoczone spojrzenie Nikolausa. Skoro do zawziętego trepa nie trafiało normalne tłumaczenie, uskuteczniane przez prawie trzysta lat, to może w ten sposób do niego dotrze. Tolerowała jego upór, ale to była jawna głupota, a ona nie podlegała pod taryfę ulgową. Nie gdy doprowadził się do takiego stanu. Może nie czuła się dobrze z takim potraktowaniem przyjaciela, ale na pewno nie pożałowała klepnięcia generała. Należało mu się.
Dopiero widząc, że jest względnie cały poczuła prawdziwą ulgę. Szczerze się o niego martwiła. Tak więc jak policzek był działaniem pod wpływem impulsu, brakowało w tym jakiegokolwiek planu, tak samo było z drobną czułostką, chociaż tego typu postępowanie zdarzało jej się częściej.
Dopiero dopełniając przywitania przymknęła oczy przyjmując stwierdzenie Klausa i czując się jak u siebie, wstała po alkohol.
Wracając wampirzyca przechyliła głowę na bok, posyłając mężczyźnie bardzo wymowne spojrzenie. A cóż innego mogłoby ją tu ściągnąć? O tej godzinie? W taki sposób? Pożar nie wygoniłby Elleanore tak łatwo z jej posiadłości. Wilki czasami złośliwie mówiły, że nawet zakup atramentu planowała z dokładnością do jednego pacierza. Spontaniczność nie należała do dominujących cech hrabiny i było to bardzo eufemistyczne stwierdzenie.
Za całe złośliwości musiał wystarczyć wzrok, gdyż Leonore nie zamierzała ich werbalizować. Opowiedziała jedynie spokojnie:
        - Wystarczy uważnie słuchać, a miasto potrafi działać lepiej niż najszybszy posłaniec.
Taktownie udała, że nie widzi jak Nikolaus myśli o założeniu opaski, a potem jak dłonią zakrywa okaleczoną część twarzy. Nawet nie zwróciłaby uwagi na blizny. Klaus był jej przyjacielem takim jakim był. Upierdliwym służbistą, bez oka, który do tej pory nie mógł się nauczyć mówić jej po imieniu. Którego podstępem musiała zmusić do przyjęcia powitania jakim obdarowywała bliskich. Jeśli trzeba by było, podpaliłaby dla niego Maurię i nie tylko, a on się przejmował opaską. Myśli znów zostawiła dla siebie, uznając je za zbędne.
        - Wiem - odpowiedziała cicho, przymykając oczy w jeszcze wyraźniejszym potwierdzeniu.
        - Nie cieszy mnie to. - Spojrzał prosto na niego. - Ale szanuję twoje decyzje i je rozumiem.
Nie musiał jej tego tłumaczyć. Wampirzyca chcąc nie chcąc akceptowała wybory Turillego. Nie mogła potępiać go za te same cechy, którymi budził jej szacunek. Robiła to jednak z bezsilnym bólem jaki potrafiła czuć tylko osoba, której ktoś bliski regularnie ryzykował życie.
Westchnęła głęboko, delikatnie masując nasadę nosa, gdy słuchała dalszego opowiadania. Nie dopytywała o szczegóły. Klaus opowiadał to co mógł lub co miał ochotę i nie zamierzała ciągnąć go za język, nie było to celem jej wizyty. Nie leżało też w charakterze hrabiny.
Darowała sobie okrutny komentarz - “Tym razem”, który sam aż cisnął się na usta. Nie należała do osób, którym ulgę przynosiło wyżywanie się na innych, ani nie pomogłoby to Klausowi, który ze swoją słabością czuł się gorzej niż ona patrząc na kondycję przyjaciela. Pozwoliła więc by skończył i dopiero odezwała się delikatnie, prawie szeptem.
        - Ale wszystko ma swoje granice. Jeżeli ty zginiesz, razem z tobą odejdą twoje ideały… Maskotka przejmie twoje dzieło? - bez ogródek mówiła o Evie Alvarez. Znając tendencje Ell do złośliwych komentarzy gdy nie obowiązywał protokół i oficjalna okazja, generał szybko powinien zorientować się o kogo chodzi.
        - Fierenzza ma za małe poparcie - tłumaczyła jakby rozmawiała z dzieckiem, jednocześnie sącząc whisky. Choć nie nawiązała do dziwnego samopoczucia, o którym opowiedział Turilli, nie umknął jej ani jeden fragment wypowiedzi i nietypowe objawy niepokoiły ją nie mniej niż jego. Chciałaby mu pomóc, tylko jeszcze nie wiedziała jak. W znajomości magii opierała się na konkretnych dziedzinach. O czarnych gałęziach wiedziała bardzo niewiele, ale efekt, który właśnie oglądała, nie podobało się wampirzycy w najmniejszym stopniu.
        - To prawda, nawet w tej materii jesteś wybrakowany. - Uśmiechnęła się delikatnie, uszczypliwie odpowiadając na auto sarkazm generała. Serce pękało (nawet jeżeli większość świata twierdziła, że Ell zamiast serca miała wypolerowany na wysoki połysk zimny marmur) gdy na niego patrzyła, wyglądał jak ostatnie nieszczęście. To już we krwi prezentowałby się lepiej niż taki blady, prawie przejrzysty. Słaby i bezbronny jaki Klaus nigdy nie powinien być. Choć Ell przyglądała mu się uważnie zastanawiając się intensywnie, zmieniła na chwilę temat na lżejszy, by na spokojnie pozbierać myśli.
        - Ale jeśli myślisz, że dostałeś w pysk za to jak się urządziłeś, to się śmiertelnie obrażę - powiedziała już bardziej żywiołowo, gestykulując wolną ręką, w drugiej pilnowała resztki zawartości szklanki. Zachowywała się tak jedynie przy najbliższych i był to raczej dobry znak. W spojrzeniu wciąż przebijała się troska, ale Leonore była już wyraźnie spokojniejsza.
        - Klaus, ile jeszcze lat będziemy o to walczyć? Naprawdę wiele rozumiem, ale tu nie ma nawet zakichanego pająka. Świat nie runie tylko dlatego, że nie ruszałbyś swojego zadka z kanapy. Jakbyś mi się tu rozciągnął na podłodze, byłoby bardziej kulturalnie? - westchnęła, teatralnie wskazując dywan. Zaraz wstała, odnosząc opróżnioną właśnie w tym momencie szklankę.
        - Doprawdy gorzej niż z dzieckiem - zamruczała wracając na swoje miejsce, zwracając się w stronę Klausa. Ramię i głowę wsparła na oparciu, gdzie normalnie powinny układać się plecy. Trochę ocierała się o nogi generała, ale nie uciskała ich, by nie sprawić mężczyźnie dyskomfortu.
        - Jadłeś, prawda? - zapytała łagodnie, przypatrując mu się szukając w pamięci rozwiązania czy choćby cienia wspomnienia czegoś podobnego.
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        Pytanie generała było z natury retoryczne. Znał swoją przyjaciółkę na tyle by domyślić się, że tylko koniec świata sprawiłby, że zrobiłaby coś niezgodnie z harmonogramem i tak spontanicznie, z takimi emocjami. Ciekaw był tylko jakie wieści do niej dotarły: czy że kona, czy już nie żyje.
        Uwaga Ell na temat ciągłości działania straży w tej formie, w jakiej była ona obecnie, należała do tych celnych i odrobinę bolesnych. Faktem było, że chociaż znakomita większość podwładnych zgadzała się z poglądami generała - w przeciwnym razie nie posłużyliby pod nim zbyt długo - tylko nieliczni mieli dość silny charakter, by móc przejąć po nim schedę i generalski tytuł. Fierenzza tak, nadawał się jeśli chodzi o wierność ideałom, lecz niestety nie był dość popularny i ludzie by za nim nie poszli. Na dodatek jako szpieg nie znał wszystkich niuansów rządzących głównym trzonem straży i pewnie nim by je wszystkie połapał, mogłoby dojść do rozluźnienia w szeregach albo nawet w skrajnym przypadku do rewolty… Alvarez zaś nie nadawała się ze względu na charakter - była zbyt wybuchowa i zbyt agresywna, chętnie uciekała się do przemocy i destrukcji. Niemniej ją strażnicy lubili, może nawet trochę za bardzo zważywszy jak potrafili się spoufalać. I nie była to opinia wynikająca z zazdrości generała, lecz czysto profesjonalnej oceny. Jeśli jest się za blisko z przełożonym, przestaje się go odpowiednio szanować, kropka. Na stanowisko generała ze względu na osiągnięcia mogłoby aspirować jeszcze kilku oficerów straży, lecz tych Klaus nigdy nie brał pod uwagę - gdyby było inaczej, już teraz wdrażałby któregoś z nich, by w razie czego mógł w każdej chwili przejąć jego obowiązki.
        Klaus nie wypowiedział swoich myśli na głos, uśmiechnął się jedynie krzywo do wampirzycy, przyznając jej w ten sposób niechętnie rację.
        - Muszę jednak stanowić dla nich przykład, wymagać od siebie tyle samo co od nich… Nie da się mnie tak łatwo zabić - dodał z lekką kpiną w głosie, odruchowo odsłaniając pusty oczodół, widoczny przykład tego jak zawziętym wojownikiem potrafił być. Lambert nie dał rady go zabić, choć w pojedynku ewidentnie górował nad swoim młodszym bratem. Nawet teraz, gdy magia pustki pozbawiła go ciała, jego duch był dość silny, by odczynić działanie klątwy przy pomocy magii szalonego czarnoksiężnika… Elleanore zdawała sobie z tego pewnie sprawę, choć odpowiedziała mu w dość kąśliwy sposób, nazywając go wybrakowanym.
        Turilli uniósł brwi jakby był lekko zaskoczony powodem, dla którego Mesteno podniosła na niego rękę. Był przekonany, że oberwał za swoje niefrasobliwe narażanie życia i wynikłe z tego plotki, bo mógł się założyć, że po Maurii już krążyły historie na temat balu i jego uczestników, w tym również jego, bo widział te wszystkie ciekawskie spojrzenia, którego go śledziły gdy wsiadał do powozu. Nie wiedział jakiej natury domysły mogły się narodzić w głowach gapiów, dlatego to w nich dopatrywał się powodu wzburzenia Ell - tak było mu najłatwiej. Na dodatek nie był teraz w nastroju ani nawet w stanie by się nad tym zastanawiać. Wampirzyca jednak szybko skorygowała jego tok myślenia i gdy tylko do Klausa dotarło za co tak naprawdę oberwał, odetchnął lekko i pokiwał głową. Wrócili do starych, oklepanych tematów.
        - Dobrze wiesz, że to kwestia szacunku - powiedział trochę zmęczonym tonem, bo już tyle razy wałkowali ten temat. - Szanuję cię i chcę to okazywać, gdy zobaczyłem cię w progu to było silniejsze ode mnie. Nie jestem tak nowocześnie wychowany jak ty - dodał z lekko kpiarską nutą żartu. - Poza tym gdybym się faktycznie przewrócił, byłaby to dla mnie dobra nauczka, nieprawdaż? I prawdopodobnie całkiem zabawny widok - zauważył, wyobrażając sobie jak nagle przewraca się niczym ostatnia ofiara. On, generał straży, mężczyzna teoretycznie nienagannej kondycji, silny i sprawny. Wiele osób miałoby używanie, a może nawet i on po czasie by się z tego śmiał.
        - Nie wstaję przed służbą i podwładnymi i nie chcę cię z nimi zrównywać, bo jesteś dla mnie ważna, dużo ważniejsza od nich.
        Turilli mówił nawet gdy Ell wstała i podeszła do barku, a gdy skończył, po prostu patrzył na nią jak szła wdzięcznym krokiem przez jego salon. Nawet się nie wzdrygnął, gdy siadając dotknęła nogami jego ud - to nie był dotyk, który by go gorszył, na pewno nie w tych okolicznościach i nie w chwili, gdy sytuacja między nimi była jasna.
        Ostatnie pytanie rozbawiło generała do tego stopnia, że nawet lekko parsknął. Choć nadal pozostawał blady, teraz wyglądał nieco lepiej - jak wiele mimika jest w stanie zmienić w odbieraniu drugiej osoby…
        - Posiliłem się, ale dopiero w posiadłości, dość niedawno… Choć nie jestem pewny rachuby czasu - przyznał. - Poczułem, że coś we mnie drgnęło, lecz wszystko idzie tak wolno. Z drugiej strony nigdy nie odniosłem takich… obrażeń. Moje ciało uległo całkowitej dezintegracji w wyniku działania magii pustki. To… można powiedzieć, że jest nowe - powiedział z kpiną i co więcej postanowił ciągnąć żart, pokazując jej drżące dłonie. - Ale niespecjalnie im wyszło, parę rzeczy jeszcze nie działa jak trzeba. I mogli przy okazji zrobić parę poprawek. Nowe oko na przykład…
        Generał łypnął na swoją przyjaciółkę ciekawy jej reakcji. Widać było zmęczenie w jego spojrzeniu, które w końcu sprawiło, że Nikolaus nagiął swoje zasady. Odsunął się od Elleanore kawałek, nadal jednak pozostając na kanapie.
        - Wybacz, muszę… - mruknął, lecz nie dokończył. Po prostu położył się, zasłaniając dłonią oko jak osoba cierpiąca na migrenę. Skulone nogi wciągnął na kanapę i oparł je o oparcie, by nadal móc patrzeć na twarz Ell, gdy będą ze sobą rozmawiali.
        - Czego byś ode mnie oczekiwała? - zapytał nagle. - Bym mówił do ciebie po imieniu? Bym nie wstawał, nie kłaniał się? Jak byś chciała bym cię traktował? I dlaczego? - dodał na koniec. Tyle razy mówił jej o szacunku i etykiecie, wiedziała jak ważne były dla niego zasady. Teraz jednak był w nastroju, by o tym podyskutować. Może ta rozmowa nic między nimi nie zmieni, ale szczerość jeszcze nikogo nie zabiła.
Elleanore
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Elleanore »

        Celowo wytoczyła praktyczne argumenty. Nikolausowi do woli można było by prawić o śmierci, ale przecież zgon w obronie ojczyzny był wspaniałym końcem, czymże się więc martwić. Wiadomo, że musiał od siebie wymagać tyle samo, a wręcz więcej, bo przecież generał miał świecić przykładem. Tak, Ell znała te argumenty i spokojnie mogłaby powtarzać je razem z Klausem. Jedynie dobro Maurii i jej mieszkańców docierało do tej zakutej głowy. Czasami miała wielką ochotę potrząsnąć mężczyzną, nawet jeśli wbrew pozorom rozumiała jego pobudki.
Podobno miłość i nienawiść dzieliła cienka granica. Za każdym razem gdy spierała się o coś z Turillim, wampirzyca dochodziła do wniosku, że ona nie istniała. Jak można było kogoś cenić i wręcz nie znosić zarazem. Otóż Elleanore mogła, choć sama była tym nie raz zdziwiona. Nawet jeśli sam fakt, że utrzymywała jakiekolwiek nieformalne kontakty z wojskowym był kuriozalny.
Oczywiście, że nie pojął swojego błędu. Lord był przekonany, że zmyła mu głowę za narażanie życia. Wampirzyca ledwie powstrzymała się od wywrócenia oczami. Czy nie zdążył jej poznać na tyle by wiedzieć, że albo kogoś akceptowała, albo nie. Nie próbowałaby go zmieniać dla własnej przyjemności, no prawie. Czasami po prostu były kwestie, na które się nie godziła, ale wiązały się bezpośrednio z jej osobą.
Może to dlatego, że choć znali się prawie pół życia Nikolausa, to w efekcie nigdy nie mieli dość czasu by spędzić go w spokoju, nie poganiani obowiązkami… Konkluzja była jedna, jednak powinna się obrazić, więc tylko westchnęła widząc zdziwioną minę generała. Oczywiście on znów wywlókł ten swój szacunek, czekający zawsze na podorędziu niczym wojsko na rozkazy. Jeszcze zrobił to tak, że prawie poczuła się winna, że znów czepiała się drobiazgów, zamiast być wdzięczną jego poświęcenia. Pewnie gdyby trafiło na kogoś mniej upartego, Klaus dopiął by swego, jak zawsze zresztą. Niestety nie trafiło. W taki właśnie sposób, niczym stare i ograne przedstawienie teatralne, co jakiś czas wracał temat zachowania, zbyt sztywnego i zbędnego w nieoficjalnych sytuacjach według Ell, a właściwego według Klausa.
Tylko jak tu polemizować, gdy generał zaraz wytoczył ciężką artylerię, nie to by była ona nowa, stawiając sprawę ze służbą jako przykład. Co miała powiedzieć? Przestań mnie szanować?
Jak wytłumaczyć zatwardziałemu służbiście, że ona już trochę inaczej patrzyła na całą etykietę. Była niezbędna i była środkiem koniecznym do osiągania swoich celów. Była potrzebna w sytuacjach służbowych. Na co dzień bardziej ceniła szczerość. Nie było winą Nikolausa, że nauczonej doświadczeniem Elleanore ciągłe zachowywanie pozorów kojarzyło się z obłudą. Nie podejrzewała go o kłamstwo, ale podświadoma antypatia pozostawała. Dodać do tego spędzanie wielu lat w otoczeniu wilkołaków, które raczej należały do prostolinijnych i bezpośrednich stworzeń, skutkowało takimi a nie innymi tendencjami.
Pozwoliła Klausowi mówić, chwilowo poddając fort. Prychnęła tylko gdy lord wytknął jej nowoczesne wychowanie. Proszę, kto by uwierzył. Generał Turilli dowcipkował, świat się kończył. Tylko, że wciąż wcale nie było jej do śmiechu, nawet jeśli przyjęła jego ton, obracając wszystko w żart.
        - Lubię mieć mężczyzn u stóp, ale nie w taki sposób - skwitowała krótko, nie mając zbyt wielu kontr argumentów.
Może rodzinę, z którą Nikolaus miał na pieńku, wywrotka dowódcy straży by rozbawiła, osobom jemu przeciwnym z pewnością przypadłoby to do gustu. Może nawet generał by z tego żartował, prawie jak teraz. Ell jakoś to nie bawiło. Nie wspominając już o fakcie wątpliwej nauki. Przecież oboje dobrze wiedzieli, że jeżeli Klaus odebrałby jakąś lekcję, to tylko jak być bardziej zawziętym i nie dopuścić do kolejnego upadku, zupełnie nie zmieniając swojego postępowania.
Odpowiedź na swoje pytanie przyjęła jak zwykle ze spokojem, nawet jeśli Klaus kpiąco bagatelizował swój stan. Pewnie lepsze było to niż użalanie się nad sobą. Nie mniej, Leonore miała problem by przestać się martwić. Magia pustki, całkowita dekompozycja? Wspaniale, po prostu cudownie. A ona się dziwiła, czemu miała złe przeczucia.
Mimo to jednak widząc, jak brunet spogląda w jej stronę, poczęstowała go odpowiedzią adekwatną do jego wygłupów.
        - Nowe oko nic tu nie pomoże, jak śliczny byś nie był, uroda nie zrównoważy twojego uciążliwego charakteru i oficerskiego tupetu - mruknęła złośliwie, odwdzięczając się bezczelnym spojrzeniem, które Turillemu raczej rzadko fundowano.
Zaraz potem westchnęła ponownie, czując się jakby zatoczyła pętlę za własnym ogonem. Wepchnęłaby mu to „wybacz” w gardło. Pewnie odpuściłaby marudzenie, z uwagi na samopoczucie Klausa, ten jednak zaskoczył ją pytaniem. Spojrzała na niego lekko zbita z tropu. Właśnie próbował zmusić wampirzycę do dyskusji, której taktownie starała się uniknąć.
Skoro wciąż tego nie pojmował, jak miała mu wytłumaczyć? Co miała powiedzieć? „Mam gdzieś szacunek, jeśli przez to leżysz facjatą w glebie”? Jednak pochorowałaby się chyba, gdyby zwyczajnie miała przyznać lordowi rację dla świętego spokoju, gdy się z nim nie zgadzała. Spojrzała w płomienie kominka, milcząc chwilę. Starała się zebrać myśli jak wytłumaczyć chorobliwemu służbiście, temat dla niego wyraźnie abstrakcyjny. W końcu wróciła spojrzeniem w stronę wampira, rozpoczynając swoją tyradę. Chciał rozmowy proszę bardzo.
        - Przepraszasz ponieważ musisz się położyć, zupełnie jakbyś był na oficjalnym spotkaniu z obcymi. Czuję się jakbyś mi nie ufał dość, by na moment odpuścić. Nie Klaus, nie czuję się wyróżniona, jeśli ranny narażasz się na kolejny niepotrzebny wysiłek. Przyszłam ponieważ się martwiłam, ale zamiast choćby odrobiny ulgi, jedynie przysporzyłam ci więcej cierpienia, tak to widzę. - początkowo mówiła poważnie, by za moment odrobinę złagodzić ton wypowiedzi.
        - Ale znaj moją łaskę, nie jestem kłótliwa. Szczekaj sobie tę swoją „lady”, wstawaj i kłaniaj się do woli. Możesz nawet zacząć dygać, jeśli tego będzie wymagała etykieta. Już nie będę się z tym spierać. Gdy jednak jesteśmy sami, nie podskakuj na baczność, nie gdy jesteś w takim stanie - dokończyła cicho i mniej rezolutnie niż zaczynała, ale wyraźnie podkreślając ostatnią część wypowiedzi. Widać było, że temat nie tyle stresował Elleanore, co zwyczajnie ją wyczerpywał. Jakby tłumaczenie tak oczywistej kwestii było bolesne. Do tej pory przez Ell nie przebijał cień litości, a troska. Teraz jednak dodatkowo wyglądała, jakby to ona dostała w twarz, a nie generał.
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        - Zabolało - powiedział Nikolaus, choć wcale nie było widać, by specjalnie przejął się uwagą na temat swojego charakteru. Musiał się do tego przyzwyczaić, bo dla wielu był nie do zniesienia, ale to właśnie dzięki temu tupetowi i uciążliwej osobowości zaszedł tak daleko i utrzymywał się przy władzy. Jednak kto inny mógłby otrzymać w tym momencie ostrzeżenie, by nie przeginać, a tymczasem Mesteno uszło to na sucho.
        Można powiedzieć, że generał prowokując dyskusję o etykiecie właśnie odsłaniał przed Elleanore brzuch, miękką tkankę swojej osobowości. Mieli tę jakże rzadką do wygospodarowania chwilę rozmowy sam na sam, która nie dotyczyła interesów albo miała miejsce tylko przy okazji innych zdarzeń. Oboje byli zajęci swoimi sprawami - ona bankiem, a on strażą - już dawno ustalili czego jedno po drugim może się spodziewać i od tamtego momentu praktycznie nic się nie zmieniło. A jednak było coś, co uwierało wampirzycę bardziej niż Klaus byłby skłonny przypuszczać, była więc dobra okazja by porozmawiać o tym tak naprawdę na poważnie, a nie przejść przez rutynową wymianę ciosów i wrócić do normalności. Jednak Ell wydawała się jakaś taka… nieobecna. Turilli powiedziałby, że wyglądała na smutną, lecz to nie byłaby do końca prawda. To zresztą nie pasowało mu do niej, była z natury twarda i na pewno nie dałaby się wyprowadzić z równowagi tylko takim postawieniem sprawy… Z drugiej strony przecież przed chwilą puściły jej nerwy. Nikolaus chyba w głębi ducha chciał, by ten cios był za to jak się naraził w posiadłości lisza. Że przyczyna była inna, cóż… Teraz trzeba było to rozwiązać, może nawet raz a dobrze.
        Mesteno obróciła na Turillego wzrok, zwiastując w ten sposób początek słownego pojedynku. Klaus od razu wyłapał jak nieprzychylnym spojrzeniem go obdarzyła i był po części na to przygotowany. Z drugiej jednak strony przemknęło mu przez myśl, że mógł sobie jednak darować takie rozmowy teraz, gdy najchętniej po prostu zamknąłby oko i nie otwierał go aż do następnego zmierzchu.
        Cios, jaki nadszedł z drugim zdaniem, mocny i bezpośredni zarzut, Turilli poczuł niemal jak fizyczną ranę. Generał był z natury ostrożny, a swoim zaufaniem nigdy nie szastał. Były też słowa, których używał z rozwagą, wśród nich była między nimi przyjaźń i wszelkie jej pochodne, a jeśli chodziło o relację łączącą go z Elleanore, była ona bez dwóch zdań jego przyjaciółką, tego nigdy by się nie wyparł. Darzył ją ogromnym zaufaniem, szacunkiem i szczególnymi względami… A jednak to nie było dość. Przecież znała go już kilka stuleci, czy nie dał przez ten czas dość dowodów tego kim dla niego była? Klaus był bliski tego by jej przerwać i odpowiedzieć na jej zarzuty, lecz zacisnął zęby tak mocno, że aż uwydatniły się jego stawy żuchwowe i słuchał dalej. Z czasem jego animusz przygasł, a na koniec czuł się, jakby faktycznie zranił Ell swoim zachowaniem. Momentalnie rozbolała go od tego głowa, odruchowo przycisnął więc nasadę dłoni do skroni i przymknął oko. Sapnął.
        - Nie można ganić psa za to, że na widok lubianej osoby merda ogonem i chce się przywitać… Nawet jak jest ranny i wie, że to mu zaszkodzi, to i tak to zrobi. Taki już jestem, to silniejsze ode mnie. Ale wiadomo, psa można nauczyć nowych sztuczek. Jestem starym kundlem, ale może jeszcze czegoś się nauczę - odpowiedział, a po jego tonie trudno było określić czy aby przypadkiem sobie nie kpił, bo słowa by to potwierdzały. Jednak nie jego wzrok, bo oko miał matowe, nieruchome, mówił więc absolutnie poważnie.
        - Twoja wizyta sprawiła mi radość… Choć dostałem od ciebie w twarz - zastrzegł. - I może liczyłem, że dostałem za to jak się narażałem… Nie wiem jak ci to powiedzieć. Nie było nigdy osoby, przed którą zachowywałbym się inaczej niż zgodnie z zasadami. Taki jestem od kiedy pamiętam. Nie byłem inny przed braćmi, rodzicami, przed jedną czy drugą Evą. Nie chcę… się zapomnieć, za bardzo rozluźnić, bo wiesz do czego prowadzą ustępstwa. Powstanie precedens, nagle na jaw wyjdą dwuznaczności, których wcześniej nie było… Nie chcę niedomówień między nami. Nie chcę pozwolić sobie na zbyt wiele. Mogę na następny raz dokładniej mierzyć siły na zamiary, lecz nie wiem co dalej, nie wiem co z resztą.
        Klaus mówił, jakby był słaby i zmęczony, monotonnym głosem, często robiąc dłuższe przerwy między słowami.
Elleanore
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Elleanore »

        - Miało zaboleć - fuknęła w odpowiedzi na wyrzut wampira, który jednakowoż nie wczuwał się w niego jakoś szczególnie. - Na co liczyłeś gadając głupoty - dopowiedziała nawet jeszcze nie szykując się na trudniejszą część rozmowy, która nieoczekiwana nadeszła moment później. Widziała jak przyjaciel szykuje się do odbicia zarzutów. Skoro jednak już zmusił ją do pełnej szczerości, bez półsłówek, żartów czy gierek, uparcie kontynuowała licząc się z rychłym przerywnikiem, który ku jej zdziwieniu nie nadszedł. Nikolaus nie tylko pozwolił jej dokończyć, ale chyba dała mu do myślenia, sądząc po wyrazie boleści na jego twarzy. Nie wpatrywała się w mężczyznę, wyczekując odpowiedzi. Od razu popłynęła wzrokiem w ciepłe płomienie kominka, które były wyjątkowo dobrą ucieczką. Zazwyczaj Elleanore przyszpilała wzrokiem swojego rozmówcę. Dziś dość często szukała niszy, na której mogłaby się skupić w zamian.
Wtedy właśnie, obserwując pełgające po polanach jasne płomyki, na moment Ell przemknęło przez myśl, że nie powinna przychodzić. Gotowa była uznać, że było to zwykłym egoizmem. Prawie pomyślała, że należało zaczekać aż sprawa się wyjaśni, umówić planowane spotkanie, a nie wpadać do domu Turillego, tylko dlatego, że się martwiła. To co dla niej było oczywistym i naturalnym przejawem troski dla niego mogło być uciążliwym najazdem. Zostawiła ogień, dopiero słysząc wzmiankę o psie, a kącik ust wampirzycy drgnął odrobinę. Klaus sprytnie przemycił swój punkt widzenia w analogiach, a choć robił to lekko żartobliwym sposobem, widziała nie tylko jego szczerość ale i powagę. Więcej, podstępny dyplomata, właśnie osiągnął to, z czym częściowo walczyła cały pobyt. Generał skutecznie wpędził hrabinę w wyrzuty sumienia. Subtelne, ale było to nie lada osiągnięcie, gdyż Elleanore nie zwykła żałować swoich decyzji. Może wciąż nie zmieniłaby swojej reakcji, ale pożałowała jej trochę bardziej.
Patrzyła na lorda spod rzęs, lekko przymrużonymi oczyma, słuchając go tak, jak on chwilę temu wysłuchał jej. Zerknęła odrobinę uważniej, gdy przyznał iż ucieszył się z wizyty, a zaraz później umknęła wzrokiem w stronę upatrzonego kominka, gdy wypomniał jej policzek.
        - Przepraszam - fuknęła cicho, ale nie rozzłoszczona zwróceniem uwagi, co koniecznością przyznaniem się do błędu. Zmusić Ell do podjęcia decyzji, którym nie była przychylna, było niemożliwością. Skłonić do zmiany zdania, rzadko się udawało. Nakłonić hrabinę do uznania swojej pomyłki, również było nie łatwo, pewnie głównie dlatego, że Elleanore prawie się nie myliła. Turilli właśnie uzyskał w zasadzie wszystkie z trzech rzeczy, razem zdających się być całkowicie nieosiągalnymi.
        - Nie raz chciałabym upomnieć cię za zbytnie szastanie swoim życiem, ale nie mogę - odpowiedziała łagodnie i zgodnie z prawdą. Ładny wieczorek sobie zorganizowali. Takie sprawy należałoby załatwiać przy większej ilości alkoholu, by przynajmniej udawać, że nie robi się tego na trzeźwo.
        - Jak bardzo bym się nie martwiła, nie mogę krytykować cię za to kim jesteś i za to czym mi imponujesz. Mam wpływ tylko na to co bezpośrednio dotyczy mnie z czym mam prawo się nie zgadzać. Poza tym pozostaje mi jedynie mieć nadzieję, że bogowie wojny wciąż będą ci przychylni - dokończyła delikatnym głosem, by zaraz potem hamować parsknięcie śmiechem.
        - Zmartwię cię, już jest stanowczo za późno - odezwała się rozbawionym tonem.
        - Cała ta znajomość sama w sobie jest precedensem - uśmiechnęła się łagodnie - Spytaj kogokolwiek, kto zna mnie choć trochę. Nie zadaję się z mundurowymi. Nie rozmawiam z nimi dłużej niż to konieczne, nie wspominając o przyjaźni. Do czego to doszło - zadrwiła lekko, po chwili spoglądając na Klausa wciąż rozbawionym wzrokiem. - Ty zaś leżysz bezczelnie, a przyzwoitki nigdzie nie widać, koniec świata jest blisko - pogodnie, dokończyła swoją kpinę.
Mimo żartów, rozmowa wciąż utrzymywała niespotykaną dotąd prostolinijność. Wcześniejsze zdenerwowanie powoli opuściło Ell, sprawiając, że zarówno głos brzmiał cieplej, jak i twarz wampirzycy nabrała łagodniejszego wyrazu.
        - Nie ma niedomówień, których nie da się wyjaśnić, co właśnie widać. Zajęło nam to co prawda trochę czasu... - zażartowała. Tę rozmowę spokojnie pewnie powinni przeprowadzić dawno temu, uniknęliby przeciągania racji, każde w swoją stronę. Doprawdy, żyli tyle lat, a potrzeba im było tak drastycznej sytuacji by zwyczajnie i otwarcie porozmawiać.
Niezupełnie potrafiła sobie wyobrazić jak Klaus mógłby posunąć się za daleko, przechyliła więc głowę na bok, przyglądając mu się uważniej. Co takiego Turilli mógł zrobić, co podchodziłoby pod definicję „pozwolić na zbyt wiele”. Z jego zamiłowaniem do zasad i etykiety?
Jej częściej wytykano zbyt swobodne zachowanie. Oczywiście czynili to ci, mający okazję poznać tę stronę Ell. Najwięcej zawsze gderał Casjus. Ile to się zdążyła nasłuchać, że takie niepoważne postępowanie nie przystoi damie w jej wieku i była to bardzo oględna parafraza. Nie trudno też się domyślić, że wampirzyca rozbawiona wilczym oburzeniem chętnie robiła na przekór.
Pod koniec przytaknęła mężczyźnie, przymknięciem oczu. Mierzenie sił na zamiary może nie było wielką deklaracją, ale brzmiało obiecująco.
        -Tego nikt nie wie - odpowiedziała płynnie na równie enigmatyczne zwieńczenie wypowiedzi. Odetchnęła spokojnie, zamykając oczy, wspierając głowę o oparcie kanapy. Nie ruszając się, odezwała się po kilku uderzeniach serca.
        - Jak w marnej operze mydlanej, każdy chce dobrze, tylko wychodzi na opak - podsumowała ich wzajemne nieporozumienia. Nikt nie miał złych intencji, a jakimś sposobem całkiem skutecznie ranili się nawzajem.
        - Mogę ci jakoś pomóc? - zapytała otwierając oczy i spoglądając na Klausa.
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        Elleanore i Klaus patrzyli na siebie tego wieczoru w sposób szczególny - brońcie bóstwa nie z czułością, bo nie byli nastolatkami sam na sam tylko dorosłymi ludźmi zajmującymi się poważnymi sprawami, zarówno ogólnie jak i w tym konkretnym momencie. Jednak ona nie próbowała napastliwym wzrokiem wymusić od niego odpowiedzi, a on nie szukał w jej oczach kłamstwa, nie stosował tej swojej znamiennej sztuczki z naruszaniem przestrzeni osobistej i górowaniem nad ofiarą. Dawali sobie wzajemnie czas i swobodę, bo przecież wiedzieli, że druga strona nie będzie oszukiwać i nie będzie robić uników. Że oboje będą ze sobą szczerzy, bo zawsze tak było.
        Nikolaus jednak cały czas kontrolował emocje na twarzy lady Mesteno, gdy sam tłumaczył jej swoje racje. Widział, że słowa dobierał celnie, może nawet odrobinę zbyt celnie, bo efekt go zaskakiwał - atmosfera między nimi zaczynała robić się ciężka i wręcz nieznośna. Generała to jednak nie zrażało, gdyż był głęboko przekonany, że właśnie dążą do oczyszczenia relacji ich łączących, nawet jeśli przez moment miało boleć. ”Zawsze bolało”, taka idea mu przyświecała. Każdemu ważnemu wydarzeniu w jego życiu towarzyszył ból, każde osiągnięcie było okupione cierpieniem, jakby kosmiczna sprawiedliwość sprawdzała, czy był godny nagrody. By zostać głową rodu stracił oko i brata, by móc sięgnąć najwyższych zaszczytów stracił syna, żonę… Przykłady były ekstremalne, ale stanowiły dobrą ilustrację pewnego schematu. Dlatego teraz się nie zrażał. Chociaż może jednak widok zachmurzonego oblicza Ell również jego wprawiał w znacznie gorszy nastrój, niż skłonny byłby przypuszczać.
        I nagle padło to jedno znamienne słowo - “przepraszam”. Klaus słysząc je aż podniósł się do pozycji siedzącej, choć nie spuścił jeszcze nóg na ziemię. Nie spodziewałby się usłyszeć to z jej ust… Nie, by uważał Mesteno za zadufaną w sobie i niezdolną do przyznania się do porażki, lecz wiedział, że trudno było doprowadzić do sytuacji, w której musiałaby to powiedzieć. Była podobna do niego - zawsze panowała nad sytuacją, ważyła słowa, planowała z wyprzedzeniem, choć umiała też błyskawicznie reagować na nagłe zmiany sytuacji…
        Zaskoczenie jednak szybko poszło w niebyt, bo oto Elleanore powiedziała słowa, które sprawiły generałowi dużą przyjemność. Imponował jej męstwem (graniczącym z głupotą, jak pewnie sama by zaraz zaznaczyła), czyż mogły istnieć milsze słowa wypowiedziane pod adresem mężczyzny, który poświęcił życie armii albo, tak jak w tym przypadku, straży miejskiej? Później zaś było już tylko lepiej, atmosfera wyraźnie się rozluźniła, wampirzyca zaczęła się śmiać i uśmiechać, nawet żartować.
        - Lubię, gdy tak do mnie mówisz - wyznał prawie niesłyszalnym szeptem. Chodziło mu przede wszystkim o barwę głosu, lecz również o wypowiadane słowa, bo chociaż dawno zmieniła temat i zaczęła opowiadać o tym jak bardzo ich znajomość była nietypowa, dla niego to nadal było miłe.
        - Właśnie o to w tym chodzi - zgodził się, gdy Ell przyznała, że nieporozumienie istniało i to całymi latami. - Proszę, nie gniewaj się za to co teraz powiem, ale nie obawiasz się plotek? Jesteśmy na językach cyklicznie co kilka lat, od kiedy tylko się poznaliśmy, choć trzymam się etykiety jak pijany płotu, a ty pozwalasz sobie względem mnie tylko na bardziej poufałe powitanie. Jak mówiłem, precedens może prowadzić do kłopotów… Chcesz ryzykować? - zapytał. - To ty wiesz najlepiej jak wiązanie cię ze mną może wpłynąć na ciebie i twoje interesy. Jeśli o mnie chodzi, nie obawiam się tego, co mogliby mówić o mnie: jestem mężczyzną w tradycyjnym społeczeństwie, a swoją pozycję zdobyłem przez rozlew krwi, słowo mi już nie zagrozi. Ale ciebie mogą chcieć w ten sposób pogrążyć - tam gdzie w grę wchodzą pieniądze zawsze ryzyko jest większe… Każde twe słowo przyjmę z pokorą.
        Klaus zachował dla siebie to, że popuszczenie cugli może obudzić w nim dawne nadzieje. Był pewien, że ta myśl pojawiła się w jego głowie przez to, że był wykończony, a tematy robiły się zbyt ciężkie.
        - Dobrze, że żyjemy tyle lat, bo moglibyśmy sobie tego nigdy nie wyjaśnić - podłapał jej żart o taniej powieści obyczajowej.
        Bezpośrednie ostatnie pytanie Ell było bardzo miłe, lecz przy tym zaskakujące - generał przez chwilę je przetrawiał nim odpowiedział.
        - Oprócz tego, że mogłabyś mi nalać wina to chyba nie - odpowiedział bez żartów i bez kpiny, zupełnie szczerze. - Wiem, że to brzmi niepoważnie, ale po prostu nic mi nie przychodzi do głowy… Gdybym chociaż miał pewność co mi jest, mógłbym być precyzyjniejszy… A poza tym wystarczy mi, że ze mną posiedzisz. Dobrze mi robi twoje towarzystwo.
        Generał na chwilę zamilkł. Tak, nie musieli nawet rozmawiać, wystarczyło mu, że Ell była gdzieś blisko niego. Nawet nie liczyło się teraz, że wtargnęła do jego posiadłości, choć wydał wyraźne instrukcje, chociaż…
        - Czy Jair i Landra gonili cię przez całą posiadłość? - zapytał nagle, gdy tylko w jego głowie pojawiła się ta myśl. Teraz, gdy zdawało mu się, że już wszystko sobie wyjaśnili, wolał skierować rozmowę na zdecydowanie lżejsze tory.
Elleanore
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Elleanore »

        Nigdy nie pretendowała do miana osoby dobrej. Była rzetelna i słowna, a to, że nie raz określano Ell kobietą zimną i bez serca, nigdy nie zajmowało uwagi wampirzycy. Ale by posądzać ją o bicie cieszącego się psa... Przecież nawet ona nie była dość bezwzględna. A jednak podsumowując rozmowę, oskarżenie przybierało właśnie taki obraz. Gdyby pies się nie wygłupiał, mimo iż tak często rozmawiali, to by nie dostał. Pewnie przywitałaby go nie mniej emocjonalnie, ale w sposób, za który nie musiałby potem przepraszać. Za klapsa początkowo również nie planowała poczuwać się do winy. Wyszło trochę inaczej. Nawet jeśli to właśnie pies zawinił, Leonore odczuła wyrzuty sumienia nawet jeśli silnie się przed nimi wzbraniała. Kolejny paradoks, ponieważ wciąż część jej uważała, że Klausowi się należało. Jednak to jak mówił w połączeniu chyba z bezsilnością mężczyzny doprowadziły hrabinę do wniosku, że mogła zareagować inaczej.
Wampirzyca aż westchnęła i wywróciła oczyma, gdy Klaus zerwał się słysząc przeprosiny. Doprawdy może nie płaszczyła się przed wszystkimi i nie szastała przeprosinami na lewo i prawo. Może faktycznie nie miał jeszcze okazji słyszeć akurat tego szczególnego słowa, ale żeby się tak podrywać? Bez przesady, umiała się przyznać do błędu, nawet jeśli zdarzały się rzadko. Mina była jednak bardziej rozbawiona niż obrażona, będąc wprowadzeniem do bardziej spolegliwej kontynuacji rozmowy

Nie skomentowała ledwie słyszalnych słów lorda, w zamian obdarzyła go ciepłym spojrzeniem. Tego dnia twarz wampirzycy wyjątkowo nietrudno było rozgryźć. Lubiła móc tak do Nikolausa mówić. Troskliwe i przyjazne traktowanie najbliższych było jak najbardziej w naturze Ell. Znacznie trudniej było jej zachowywać dystans, gdy wcale nie uważała, że powinna.
Los jednak chciał, że zwykle albo nie miała okazji ani możliwości by tak traktować Klausa. Chociaż tyle, że z ich dwójki w podobnie swobodnych chwilach, nie czuła się ograniczona etykietą. Gdyby nie to, już w ogóle pozostałaby zimna kaplica miast przyjaźni.
Równie łagodnym spojrzeniem przywitała prośbę o nie żywienie urazy, zastanawiając się co znów gryzło generała.
Słuchała go spokojnie z pobłażliwym wyrazem twarzy i rozbawieniem w oczach, zastanawiając się kiedy ten mężczyzna nauczy się mniej przejmować bzdetami? Kiedy wreszcie zrozumie, że szkoda na nie życia, że ludzie zawsze będą plotkować. Nie mając powodów do wymysłów, stworzą go sobie. Nie przerywała póki Klaus nie skończył. Dopiero słysząc, że każde słowo przyjmie z pokorą, nie wytrzymała i uśmiechnęła się szczerze, delikatnie głaszcząc generała po ramieniu.
- Ale co ryzykuję Klaus? Mam się bać plotek, że jesteśmy kochankami? - zapytała, nie podejmując markotnej atmosfery.
- Klientów to nie interesuje. Liczy się bezpieczeństwo i zyski, nikt mi do alkowy nie zagląda. A złośliwi od lat mają mnóstwo różnych pomysłów na temat mojej relacji z wilkami. Porównując plotki, to co przypisują nam jest najmniej gorszące - mówiła rozbawiona, z pogodnym nastawieniem, w pełni bagatelizując rozterki Turillego.
- Jeśli miałabym się tym przejmować, to już dawno powinnam sobie odpuścić biznes. - Pokręciła głową z przymkniętymi oczami, ciągle nie traktując poważnie problemów Nikolausa i dochodząc do wniosku, że jeśli nie miałby żadnych, jakieś zaraz by sobie znalazł. Słowa nie były jednak drwiną i nie zamierzała wyśmiewać troski o siebie, wręcz przeciwnie, był to uroczy gest, doceniony przez Elleanore. Dlatego też kontynuowała, by chociaż trochę uspokoić służbistyczne sumienie generała.
- Wątpię by ktoś był dość głupi by zaryzykować oszczerstwa mogące wpłynąć na moje interesy. A nawet jeżeli, to nie sądzę by robił to z uwagi na ciebie mam dość własnych fanów. Chyba, że rozmawiamy o twoich zazdrosnych kochankach, których się obawiasz? - zażartowała by ułagodzić niekoniecznie przyjemny temat. Ona się nim nie przejmowała nawet krztyny, ale Klaus traktował poważnie, jak wszystko zresztą.
- A nawet jeśli ktoś byłby dość głupi, wierz mi szybko nabierze rozumu - zakończyła z drapieżnym uśmiechem. Była dużą dziewczynką i ze swoimi przeciwnikami potrafiła rozprawiać się nie mniej bezwzględnie niż generał Turilli, z niewielką różnicą, że czyniła to bezkrwawo.
- Bez urazy - celowo podłapała przepraszający ton Klausa - Z tradycyjnymi społeczeństwami użerałam się gdy jeszcze nie było cię na świecie - uśmiechnęła się prawie uroczo, tylko, że taki uśmiech mógłby wywołać ciarki na plecach istot, które mogły posłużyć za wampirzy obiad.
- Już dawno przestało mnie ruszać uprzedzenia i zaściankowe poglądy.
Gdy jako młoda wdowa odziedziczyła posiadłość, nikt jej nie wspierał ani nie obierał jej strony. Rodzina męża z chęcią zagrabiłaby włości dla siebie, Elleanore traktując jak pionka. Niestety zapis prawny był nie do ruszenia, podobnie jak się zaraz okazało i wampirzyca. Charakterna kobietka ani myślała słuchać innych, czyniła to co sama postanowiła i co więcej robiła to dobrze. Włości rozkwitły pod rządami kobiety, która zaczynała wojując z rodziną, ze szlachtą, ziemianinami a czasem nawet i służbą wyższego szczebla. Gdyby wtedy zaczęła martwić się, że jako niewiasta jest na przegranej pozycji, co wielokrotnie słyszała niczym mantrę, nie osiągnęła by w życiu nic, poza wyjściem za mąż i owdowieniem i może później ponownym zamążpójściem. Nigdy nie krytykowała takiego postępowania. Każdy powinien sam decydować o własnym losie. Sama mierzyła wyżej i osiągała swoje cele z uporem, cierpliwie i za wszelką cenę, nie dość rozumnych ignorując, bądź niszcząc.
- Poza tym wścibstwo jest nieodłączną przywarą szlachty. Plotkują, ale wyobrażasz sobie jak te małe złośliwe żuczki muszą drżeć na samą myśl o takiej koalicji - uśmiechnęła się wesoło - Niewiadoma ich przeraża, dlatego tym chętniej gadają. Jedyne czego naprawdę mogę się obawiać, to braku zaproszenia na herbatkę. Jakoś to przeboleję - zaśmiała się lekko, później już tylko zerkając na Klausa z sympatią.
Uśmiechnęła się też delikatnie widząc jego konsternację. Czy to było takie dziwne, że chciała mu pomóc. Pewnie Klaus nie przywykł do takiego zachowania. Jeszcze ma czas by go do niego przyzwyczaić, o ile idiota się wcześniej nie zabije, prychnęła w myślach, wstając z kanapy.
- Picie jest dla zdrowych - zakpiła złośliwie udając się w stronę barku.
- Zostanę aż poczujesz się lepiej lub zaśniesz - odpowiedziała cichym głosem, nie przerywając czynności, najpierw nalewając a później niosąc alkohol. Sobie znów zaserwowała whisky, dla Klausa przyniosła wino o które prosił, wypełniając kieliszek do połowy i wróciła na swoje miejsce.
Najchętniej podkuliłaby nogi na kanapie, ale oficjalny strój niestety nie sprzyjał. Butów nie zwykła układać na obiciach. Musiała więc radzić sobie inaczej. Usiadła lekko bokiem, kolana kierując w stronę Klausa, a nogi krzyżując w kostkach. Łokieć ułożyła na oparciu pod plecy, a na grzbiecie dłoni wsparła głowę. W ten sposób mogła wygodnie popijać alkohol i jednocześnie widzieć bruneta. Otworzyła szerzej oczy, słysząc lekko niespodziewane pytanie i zaraz odpowiedziała nonszalancko, jakby mówiła o sadzeniu kwiatów na wiosnę.
- Jair od drzwi, Landra dołączyła chwilę później. Ale faktycznie prawie całą drogę plątali się pod nogami jęcząc, lamentując i rozpaczając - odparła zerkając w bursztynowy płyn, który właśnie popijała.
Nie miała nic do służby Klausa, może nawet mogłaby obdarzyć ich pozytywnymi uczuciami, ale jakoś nie zastanawiała się nad sympatią bądź jej brakiem. Brutalną prawdą było, że raczej się nie spisali.

Chwilę później chyba przyszła kolej na Elleanore by zadawać trochę nieoczekiwane pytania. Spojrzenie kobiety wyraźnie zbystrzało, jakby właśnie coś istotnego zaprzątnęło jej myśli. Jak nie mogła wcześniej o tym pomyśleć?
- Jak działa na ciebie krew pierwotnych? - zapytała zupełnie bez związku z poprzednimi rozmowami. Nie nowiną było, że krew wampirów czystej krwi zawierała w sobie silną magię. W końcu zdolna była przemieniać w nieumarłych inne istoty. Posilanie się na poślednim wampirze zawsze było mniej wartościowe niż zwykły posiłek, ale z czystymi sprawa się miała trochę inaczej. Z wiekiem wampir zyskiwał siłę. Pożywiać mógł się znacznie rzadziej niż młodsze wampiry, zyskiwał na odporności.
Zazwyczaj był to jednak mało wygodny temat. Zdarzały się wampiry żerujące na innych krwiopijcach, ale było to bardziej upodobanie i fetysz niż rozsądek, gdyż raczej nie zdarzało by starszy wampir dawał się kąsać młodzikom.
Wątpliwe by jej krew mogła zaszkodzić Klausowi. Szanse, że miał jeszcze inny defekt krwi były znikome, ale niczego nie można było wykluczyć. Bardziej jednak chciała możliwie delikatnie poruszyć tę kwestię bez jednoczesnego owijania w bawełnę.
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        Klaus już podejmując temat plotek widział w oczach Ell, że spudłował, lecz to nie powstrzymało go przed tym, by dokończyć to co miał do powiedzenia i dopiero wtedy przyjąć to, co ona miała mu do powiedzenia. Temat poruszył z troski o swoją przyjaciółkę i wcale tego nie żałował, teraz tylko kwestią użytych przez nią argumentów było to jak długo potrwa ich dyskusja… Elleanore zaczęła jednak od dość zaskakującego gestu - czułego głaskania generała po ramieniu. Turilli poczuł się w tym momencie, jakby był znacznie młodszy niż w rzeczywistości, wyczuł lekką pobłażliwość przemawiającą przez wampirzycę. Chociaż nie, może raczej czułość? Gubił się w tych sygnałach, nie wiedział co było prawdą, a co tylko jego imaginacją. Całą winę za swoje niezdecydowanie zwalał na zmęczenie wywołane powrotem do zdrowia po ciężkim boju, lecz może nie była to taka do końca prawda.
        Nikolaus nie powstrzymał parsknięcia na wzmiankę o plotkach jakoby Ell łączyło coś z jej wilkami. Pomysł był kuriozalny i w wyjątkowo złym guście - gdyby ktoś powiedział coś podobnego w jego obecności, z pewnością żądałby satysfakcji, nie zważając nawet na to, że czysto teoretycznie nic go z lady Mesteno nie łączyło. Faktem było jednak, że w porównaniu z TYM potencjalne plotki jakoby oni byli kochankami, wyglądały wyjątkowo błaho.
        - No tak, masz rację - zgodził się z krzywym uśmiechem, bo faktycznie wampirzyca umiała się sama bronić, środkami które były jej dostępne i do niej pasujące, zupełnie inaczej niż on. Zresztą, podchodziła do tematu lekko i z wdziękiem, sprawiając, że generał faktycznie przestawał się tym przejmować. A jej kąśliwe uwagi były niezwykle skuteczne.
        - Moich kochanek nie ma powodu się obawiać - zapewnił. Turilli w sferze romansowej miał dwie główne zasady: był wierny i nigdy nie pozwalał na robienie kariery przez jego łóżko. W drugą stronę działało to dość często i Klaus spotykał się z oficerami straży albo adiutantami, tak jak teraz zalecał się do Evy Alvarez, chociaż ta z uporem wodziła go za nos. Czasami wytykano mu, że po owdowieniu przez jego alkowę przewinęło się wyjątkowo wiele osób, lecz to nie zszargało jego opinii. Wiedział jednak, że były osoby, z którymi byłby kojarzony na zupełnie innych zasadach - Ell należała właśnie do takich osób. Dobrze, wręcz bardzo dobrze urodzona wampirzyca czystej krwi o wysokiej pozycji i silnym charakterze… Na pewno nie zostałaby uznana za byle jaką kochanicę generała jak całe rzesze kobiet wcześniej. To byłaby plotka o wiele grubszego kalibru.
        - No tak - uznał, gdy Ell już skończyła mówić. - Przemawia przeze mnie doświadczenie gracza, który zaczynał z zupełnie innego poziomu i zbyt długo był ostrożny. Wiesz zresztą jak wyglądała moja kariera i pięcie się na szczyt. Przeklęte samobójstwo Evy cofnęło moje starania o dobrych kilkadziesiąt lat, a mój udział w tym też był tylko plotką. Szczęście, że wcześniej kilkukrotnie dałem dowód tego, że jestem ulepiony z innej gliny. - Klaus miał oczywiście na myśli wojnę z Czerwonymi oraz wcześniejszą egzekucję własnego syna i walkę z bratem. Nie nazwał tych czynników po imieniu, bo niektóre z nich wcale nie były przyjemnymi wspomnieniami. Nie żałował niczego co uczynił i z pewnością drugi raz podjąłby te same decyzje, co nie znaczyło, że dobrze je wspominał.
        Temat szybko został uznany za niebyły, na szczęście dla Klausa, który pogrążyłby się w swoim pesymizmie.
        - Może mój organizm nabierze się, że wino to krew i w końcu łaskawie zacznie się regenerować - odpowiedział generał, nie obrażając się o wytykanie swoich słabości. Tym bardziej, że nie wiązało się to z odmową. Ell wstała z kanapy i z wdziękiem przemieściła się w stronę barku, odprowadzana sennym spojrzeniem pojedynczego oka barwy stali. Turilli czuł lekki dyskomfort na myśl, że nie sprawdza się jako mężczyzna i gospodarz, bo to przecież w jego gestii było dbanie o trunki, ale uznał, że jest to jedno z tych ustępstw, na które nalegała jego przyjaciółka. Sam zresztą ją o to poprosił, może po wyraźnie zadanym pytaniu, ale jednak. Czuł, że trudno będzie mu się do tego przyzwyczaić… Ale może nie było to aż takie niemożliwe.
        - Dziękuję - mruknął, gdy Mesteno wręczyła mu keliszek. Spostrzegł, że wina nalała szczodrze, znacznie więcej niż wymagała tego etykieta, ale o to nigdy nie miał pretensji… Teraz tylko trochę bardziej musiał uważać by nie rozlać, a najlepszym sposobem, by temu przeciwdziałać, było jak najszybsze zmniejszenie ilości alkoholu w szkle. Turilli zaraz przytknął więc brzeg kieliszka do warg i bardzo powoli zaczął pić. Czerwone, mocno garbnikowe malbec, które faktycznie czasami można było pomylić z ludzką krwią…
        Klaus lekko parsknął, wyobrażając sobie Jaira i Landrę próbujących odwieść Elleanore od wparowania do jego apartamentów. Gdyby miał obstawiać, zakładałby, że to zarządczyni posiadłości miała większy dar przekonywania, ale i tak wiedział, że nawet największy dar przekonywania nie dałby rady w konfrontacji z uporem Mesteno - to była twarda kobieta z charakterem. W gruncie rzeczy generał nawet się na nich nie gniewał, że zawiedli… Ale to nie znaczyło, że obejdą się bez chociażby nagany. W końcu rozkaz był jasny.
        Zmiana tematu przez wampirzycę była dla Klausa bardzo zaskakująca - weszli na kompletnie inny grunt, dość skomplikowany i z pewnością niecodzienny, co więcej o takich rzeczach nie rozmawiało się z byle kim… Oczywiście Ell nie była dla generała “byle kim” i mogła sobie pozwolić na znacznie więcej - czego dowód dała tego dnia już niejednokrotnie - niemniej pytanie było zaskakujące. Turilli odpowiedział na nie od razu, lecz widać było że waży słowa.
        - Nie wiem - przyznał na samym wstępie. - Wiesz jak jest z naszym rodem, czystość krwi okupujemy ułomnościami, a mój przypadek jest jeszcze bardziej specyficzny, bo jestem uzależniony od krwi obcych. Biorąc to na logikę wydaje mi się, że krew starożytnego powinna być wręcz lepsza niż zwykłego śmiertelnika, lecz jak będzie naprawdę… Nie jestem w stanie tego przewidzieć. Nigdy tego nie próbowałem, sama wiesz, że to nie jest zwykła przysługa, o którą można poprosić znajomego tylko po to by się przekonać. Nikogo z rodziny również bym o to nie zapytał, właśnie przez naszą skazę, bo kto wie jak mogłoby się to skończyć. Nigdy zresztą nie było takiej potrzeby, znając swoją ułomność otaczam się odpowiednimi ludźmi… Elleanore, może nadinterpretuję, ale czy to jest propozycja? - zapytał po dłuższej przerwie. Dało się poznać jego wahanie, wynikające zarówno z tego jak niestosowne było samo pytanie, jak i z tego, że chyba po raz pierwszy od trzystu lat zwrócił się do niej po imieniu, bez nazwisk i bez tytułów. Nie czynił tego wbrew sobie, lecz była to dla niego zupełna nowość, zrobił to jednak dla niej.
Elleanore
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Elleanore »

        Elleanore nawet nie przejmowała się zaległościami, które będzie później musiała nadrobić. Czas spędzała z Klausem coraz przyjemniej, nawet jeżeli okoliczności do sielankowych nie należały. Były to zupełnie inne warunki niż oficjalne bale czy spotkania odbywane w biegu pomiędzy jednymi obowiązkami a kolejnymi zobowiązaniami. Turilli również nie wyglądał na zmartwionego odwiedzinami, co tylko potwierdzał słowami. Zabawny jedynie był szczegół bardziej odpowiedni dla krótko żyjących istot. Czy naprawdę potrzebowali tak silnej sugestii od losu, by zatrzymać się na moment i poświęcić sobie nawzajem krótką chwilę? A może właśnie jako istoty długowieczne, swobodniej i z większym dystansem podchodzili do kruchości żywota. Z arogancją typową jedynie dla nieumarłych wierzyli, że wciąż mają mnóstwo czasu i drobiazgi mniej pilne niż praca odkładali na inny bardziej dogodny moment?
Tak czy inaczej wieczór nie zapowiadał się szybko skończyć. Dryfowali od niewygodnego tematu do kolejnego poważnego, jakby w jedno spotkanie zamierzali nadrobić wszystkie zaległości nagromadzone przez trzy wieki.
Przymknęła oczy przytakując. Nie miała zamiaru dyskutować z Nikolausem, o tym jak idiotyczne plotki próbowały obsadzić go w roli mordercy. Nie był to temat ani przyjemny, ani niezbędny. Tak jak pomówienia na swój temat ignorowała póki były nieszkodliwe lub gasiła w zarodku, gdyby miały jej zaszkodzić. Tak samo bezwzględnie podchodziła do informacji o rzekomym zabójstwie Evy Turilli. Dla Elleanore trzeba było być całkowitym bałwanem by posądzać Turillego o planowane morderstwo lub spowodowanie go przypadkiem. Ten mężczyzna zsiadał z konia i zostawiał go na postoju zgodnie z przepisami, a miałby zabić żonę? Nigdy nie kryła się ze swoją opinią. W tej sprawie jednak niewiele mogła zrobić.
Problem polegał właśnie na różnicy w piastowanym stanowisku. Ona najpierw była zwykłą arystokratką, teraz posiadała własną firmę. Nie zależała od nikogo i nikomu nie podlegała. Jeżeli ktoś chciał jej coś zarzucić musiał to udowodnić by przynieść odczuwalną szkodę. Gdy jej ktoś zarzucał zabójstwo męża odpowiadała, że całe szczęście kretyn zabił się sam, ale w innym wypadku faktycznie rozważyłaby równie pomysłowy krok. Zazwyczaj podobnie odważne deklaracje zamykały wszystkim usta.
Turilli nie mógł sobie pozwolić na podobną nonszalancję. Chciał uchodzić za tak nieskazitelnego jaki był. Nie mógł zezwolić nawet na pomówienia, gdyż i bez nich więcej możnych było przeciw niemu niż za.
Ell nie chciała ciągnąć tematu, rozdrapując rany, tylko po to by zapewniać, że mu wierzy. Nie sądziła iż powinna. Nigdy nie dała powodów do wątpienia w stanowisko popierające wersję generała. Do tego w towarzystwie wymsknęło jej się (celowo, gdyż u Ell przypadki się nie przydarzały), gdy ktoś poruszał podobny temat, jakie mniemanie ma o inteligencji intryganta. Podsumowała jedynie fragment wypowiedzi, z którym się nie zgodziła, a przynajmniej nie całkiem.
        - Zwyczajnie nie możesz sobie pozwolić na nierozważne kroki - Leonore nie uważała, żeby Nikolaus był zbyt ostrożny. Z wyjątkiem tej swojej etykiety wobec niej, ale temat został zamknięty i nie zamierzała doń wracać.

        Zmarszczyła lekko brwi w rozbawionej naganie, słysząc jak Klaus parska znad swojego kieliszka.
        - Nie wiem czy jest się z czego śmiać - uszczypliwie zauważyła - Nie zatrzymali jednej bezbronnej niewiasty, szczeniak spisałby się lepiej niż ta dwójka - celowo drwiła ze służby lorda. Nikolaus nigdy nie krył swojego braku sympatii wobec jej wilków, czemu więc nie miałaby odwrócić sytuacji kpiąc z jego służby. Tym bardziej, że wampirzyca honoru swojego stada zmiennokształtnych gotowa była bronić równie mocno, jak Klaus trzymał się konwenansów.

        Przechyliła nieznacznie głowę, co zwykła czynić, zastanawiając się nad czymś lub słuchając uważnie. Widziała jak przyjaciel ostrożnie manewruje, jakby stąpał po kruchym lodzie. Było to zrozumiałe. Pojawił się kolejny nielekki temat, w niektórych kręgach podchodzący pod tabu. Pewnie powinni porozmawiać o pogodzie lub roczniku podawanego wina, choćby dla rozluźnienia atmosfery. Jednak całe piękno ich relacji polegało na wspólnej szczerości, nawet w niewygodnych sprawach. Na podwieczorku organizowanym przez arystokrację, można było do woli konwersować na trywialne tematy. Elleanore zwykle szkoda było czasu do marnotrawienia, zapewne Klaus uważał podobnie. Nie było też tajemnicą, że kobieta chciała w jakiś sposób ulżyć i pomóc przyjacielowi. Gdy więc tylko dość oczywisty pomysł rozjaśnił jej myśli, nie zwlekała.
Słysząc swoje imię Ell przywdziała uśmiech, który lepiej niż słowa mówił - „widzisz, nie bolało tak bardzo”. Nie dało się nie zauważyć, że to jak brunet się do niej odezwała, sprawiło hrabinie przyjemność.
        - Nie nadinterpretujesz - odpowiedziała spokojnie, odstawiając pustą już szklankę na ławę.
        - Pytanie tylko brzmi, czy przez całą tę swoją etykietę… - „której trzymasz się jak pijany płotu” zawiesiła głos, w myślach przypominając sobie zdanie, które setnie ją ubawiło - Nie jesteś psem, który nie gryzie… - w drapieżnym uśmiechu, odsłoniła kły. O ile na co dzień Elleanore nie uśmiechała się prawie wcale, tak podczas dzisiejszego spotkania zdążyła przedstawić cały wachlarz jaki obejmowała jej mimika.
Najwyraźniej wampirzyca całkiem dobrze bawiła się grając generałowi na nerwach. Tym bardziej, że nikomu innemu raczej nie uszłyby na sucho. Do tego żartami chciała odrobinę załagodzić osobliwą rozmowę.
Oczywiście, że to była propozycja. Szczerze pragnęła by Klaus poczuł się lepiej i utrata odrobiny krwi nie zdawała się być wielkim poświęceniem.
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        Ell dobrze wyczuwała potrzeby i myśli generała - nie potrzebował zapewnień, że mu wierzy, on to po prostu wiedział, bo gdyby miała wątpliwości, wygarnęłaby je wprost. Nie broniłaby go zresztą gdyby sama nie była przekonana o jego niewinności. Znała go dobrze - Klaus był gotów trwać w małżeństwie na odległość i wiążącym się z tym celibacie po kres czasu, gdyby Eva Turilli nie wyzionęła przedwcześnie ducha. Szczęściem dla niego już kilkaset lat był wdowcem, a do ponownego małżeństwa było mu bardzo daleko.
        Przytyk co do kompetencji służby w posiadłości pan domu zbył kpiarskim uśmiechem. Napił się łyk wina nim udzielił odpowiedzi na postawiony zarzut.
        - Może i by się spisały, ale dobrze wiesz, że ty masz w tym domu specjalne względy - zauważył. - Pewnie bali się, że bym im urządził piekło na ziemi gdyby zastosowali wobec ciebie siłę… Słuszne obawy - przyznał, upijając kolejny łyk.
        Turilliemu nie umknął uśmiech, jakim Ell go obdarzyła tylko za to, że zwrócił się do niej po imieniu. Uznał, że może nie będzie aż tak trudno wyrobić w sobie ten nawyk, jeśli za każdym razem będzie w ten sposób nagradzany - w końcu tak tresowało się psy, dając smakołyki za dobrze wykonane polecenie…
        I nagle atmosfera gwałtownie się zmieniła. Generał nie powstrzymał gniewnego grymasu, który pojawił się na jego twarzy, tego zmrużonego oka i ściągniętych brwi, lekko zaciśniętych szczęk. Ell właśnie zarzuciła mu mentalną impotencję, pewnie z pełną premedytacją go prowokując. Cóż, udało jej się go trochę zdenerwować, a ze względu na okoliczności Turilli nawet tego nie ukrywał. Zaraz jednak jego wargi rozciągnęły się w krzywym uśmiechu.
        - Nie prowokuj psa, jeśli nie chcesz, by cię pokąsał - upomniał Mesteno, również odstawiając swój kieliszek na stolik. Musiał się do tego lekko wychylić, a gdy się prostował, nie oparł się wcale o kanapę jak wcześniej. Wsparł się na kolanie i od razu nachylił w stronę Elleanore. Jedną rękę oparł na siedzisku kanapy, tuż obok jej biodra, drugą zaś dotknął jej barku. Chłodne palce generała od razu przesunęły się wyżej, na jej kark, pod warstwą miękkich, srebrzystych włosów. Subtelnym ruchem ręki sprawił, że przechyliła głowę na bok, tak by odsłonić szyję. Zaraz się nachylił, lecz nie wbił w nią kłów jak wygłodniałe zwierzę. Ell mogła poczuć, jak generał przytulił twarz do jej skóry, jaki był zimny w dotyku, nawet jak na nieumarłego. Głęboko wciągnął powietrze nosem, bezczelnie delektując się zapachem jej skóry i ciężkich korzennych perfum. Dopiero moment później, gdy już wygodniej usiadł tuż przy Ell i objął ją w pasie, rozchylił wargi i wbił zęby w jej tętnicę. Nie był brutalny, ale też się nie cackał, bo to wcale nie pomagało - jego ruchy były pewne i dało się w nich poznać wprawę wampira, który posilał się znacznie częściej niż by musiał. Jednocześnie w jego ruchach była pewna nieuchwytna intymność i delikatność, bo kto znał generała ten wiedział, że on tak nie obejmował osób, z których tylko się posilał. Na żadnym etapie nie trzymał jej na tyle mocno, by nie mogła go odepchnąć, nie dał się zaślepić. Pił w równym tempie, dobrze oceniając moment, gdy wampirzyca w jego ramionach zaczęła słabnąć, nawet jeśli dla niej nie było to jeszcze uciążliwe i mogłaby go przekonywać, że może się jeszcze napić. Zaraz wycofał kły, wargami ściągając z jej szyi ostatnie krople krwi w imitacji pocałunku, który trwał odrobinę dłużej niż w przypadku pierwszej z brzegu ofiary. Nim wypuścił ją z ramion, spojrzał jej w oczy z niemym pytaniem “czy właśnie tego chciałaś?”. Nie dało się jednak ocenić co on sam czuł po tych wydarzeniach. Usta miał lekko rozchylone, źrenicę wąską, oddychał jak po lekkim biegu i tylko to jedno pytanie malowało się na jego twarzy. Co działo się pod czarną czupryną kręconych włosów, to już była jego sprawa. A działo się naprawdę wiele. Pożałował, że dał się ponieść emocjom, lecz jednocześnie czuł pewną satysfakcję, że to się wydarzyło naprawdę. Zastanawiał się przez moment, dlaczego nie mógł zachować się jak zawsze, dlaczego nie zachował swojego profesjonalizmu… Ale to była pewnie kwestia zmęczenia… I…
        Generał nawet nie dokończył myśli, gdy zakręciło mu się w głowie. Uczucie było podobne do tego, które śmiertelni odczuwali zbyt gwałtownie wstając, Turilli pod jego wpływem aż zamknął oko i przechylił się do tyłu, padając na kanapę. Jedną ręką przycisnął do czoła, a drugą wyciągnął w stronę Ell w powstrzymującym geście.
        - Nic mi nie jest - powiedział. Bo faktycznie nic złego się nie działo. Chłód rozlewający się po jego ciele był orzeźwiający a nie wysysający siły, gdy dotarł do głowy rozjaśnił jego myśli. Lekka niemoc nadal trzymająca go w swoich szponach już była do zniesienia.
        - Pomogło - szepnął. - Już jest lepiej, jakby w końcu moje ciało się obudziło… Dziękuję - powiedział na koniec, nim po raz kolejny westchnął i w końcu zabrał dłoń od twarzy. Położył się wygodniej, wzrok skupiając na Elleanore. Na jej smukłej szyi nadal widział dwa czerwone punkty po jego kłach - kuły w oczy jak niemy wyrzut.
        - W tamtym stoliku są chustki - mruknął, wskazując niewielki mebel tuż przy podłokietniku kanapy. - Przepraszam, zachowałem się jak smarkacz… Jak się czujesz? - upewnił się, bo wydawało mu się, że raczej nie przeholował, ale chciał to usłyszeć z jej ust by mieć czyste sumienie.
Elleanore
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Elleanore »

        Swoista gra w drobne złośliwości, sprawiała wampirzycy przyjemność znaczniejszą niż można by przypuszczać. Klaus mówiący, że urządziłby służbie piekło na ziemi, jeszcze większą. Zamruczała cicho w odpowiedzi, którą można było odebrać zarówno jako pytanie oraz jako aprobatę. Była zaś jednym i drugim. Pytanie spowodowała nie do końca oczekiwana deklaracja lorda, nawet jeżeli przywileje nie były tajemnicą, iż przyczyną zadowolenia były właśnie względy jakimi ją darzono, nie trudno było się domyślić.
Późniejszy srogi wzrok Turillego nie stłamsił dobrego nastroju wampirzycy. Podpuściła go w pełni świadomie z całkowitą premedytacją. Obawiała się, że na prośbach i kontr argumentach mogli spędzić wiele czasu, przeciągając rację każde w swoją stronę i pozostając w sytuacji patowej przez następne lata.
        Złośliwie zaczepna mina nie zniknęła z twarzy Elleanore ani w momencie ostrzeżenia, ani gdy wampir przysunął się bliżej, jakby cały czas niemo szeptała „czy na pewno odważysz się spróbować?”.
Nie miała problemów z bliskim kontaktem i dotykiem. Często sama go prowokowała, nie mając jednocześnie nic zdrożnego na myśli, czasem tylko drocząc się z osobami z którymi mogła pozwolić sobie na bardziej swobodne relacje.
Nie poruszyła się więc, gdy Klaus znalazł się tuż obok, rękawem koszuli ocierając się o jej suknię. Również nie drgnęła gdy dotknął jej ramienia. Jak w tańcu poddała się przyjemnie chłodnej dłoni, wyginając szyję w ruchu tak dobrze znanym wszystkim wampirom.
Zamknęła oczy gdy policzek Klausa dotknął jej szyi. Poufały dotyk zakrawający na pieszczotę, był intrygująco przyjemny, a moment dość intymny, że ręce Ell same chciały otoczyć plecy bruneta. Bezczelny oddech mężczyzny nie ułatwiał zakwalifikowania kontaktu do zwykłego przyjacielskiego posiłku dla szybszej kuracji.
Ell szybko uznała, że złośliwiec specjalnie odgrywał się za wątpienie w niego jako mężczyznę i celowo nie spieszył się, zmysłowo grając na emocjach ich obojga. Jeżeli liczył, że w ten sposób ukaże lub zniechęci Ell, pomylił się poważnie.
Kobieta przyjęła grę z upodobaniem, jak już chyba nawet wieloletniej przyjaciółce nie przystało. Rękę spoczywającą na oparciu kanapy, tam pozostawiła. Drugą by zająć ją możliwie nieszkodliwą czynnością, nie dodającą już więcej dwuznaczności do i tak nieścisłej sytuacji, delikatnie wsparła się o pierś Turillego. Kameralna atmosfera, dotyk chłodnych ust na szyi nie pomagały.

        W tej chwili ambiwalencja nie opuszczała Elleanore nawet przez chwilę. Na jednonocne przygody miała swój sposób i odmienny smak. Nie szukała też partnera na krótko ani na dłużej. Przeklętej pamięci mąż wciąż dawał jej się we znaki jeśli tylko go wspomniała. Zbyt wiele osiągnęła i zbyt dobrze sobie radziła by komplikować sobie życie drugim takim jegomościem. Musiałby się trafić jakiś ideał.
I tu pojawiała się ciekawa komplikacja w tym momencie trochę mieszająca w głowie nieumarłej. Odrzucenie Klausa lata temu, nie znaczyło, że jej się nie podobał, wręcz przeciwnie, mimo jego wrednej profesji. Przez lata polubiła go, nawet bardzo. Tak naprawdę nawet nie tyle odrzuciła jego zaloty, co zwyczajnie nigdy nie brała generała pod rozwagę, tylko i wyłącznie przez prowadzone wówczas interesy. Później wszystko sobie wyjaśnili i obojgu było dobrze w takim układzie, chyba…
Ból przy ugryzieniu chociaż niewielki, z przyjemnością już nie miał nic wspólnego. Sytuacja zbyt kojarzyła się ze znienawidzoną i aż nazbyt dobrze znaną bezradnością i bezbronnością. Odruchowo zacisnęła dłoń na oparciu kanapy, ale szybko racjonalizując sytuację wyciszyła wewnętrzny niepokój. Nic dziwnego, że bycie gryzionym nie było często poruszanym tematem. Dla kogoś nienawykłego do odsłaniania swoich słabości, jednocześnie łowcy, który polował a nie był ofiarą, bycie gryzionym było delikatnie mówiąc niewygodne.
Darzyła jednak Klausa zaufaniem i była przekonana, że z jego strony nic jej nie grozi. Nie zmieniłaby też zdania z uwagi na niewielki dyskomfort, jeśli mogła pomóc przyjacielowi.
Rozluźniła dłoń i szybko wyhamowała myśli zaraz w zarodku. Nie miała pojęcia jak może zadziałać podobna więź, nawet jeżeli była tylko chwilowa. Klaus władał potężną magią umysłu, ona również posiadała pewne zdolności. I choć nie miała tajemnic przed mężczyzną, nie znaczyło, że chciałaby opowiadać o całej swojej przeszłości. Poza tym przede wszystkim nie chciała by niewłaściwie poczytał jej niepokój. Nie jego zachowanie miało wpływ na krótki napad lęku, a zwyczajnie gwałtowny napływ nieprzyjemnych wspomnień, których Leonore nie spodziewała się w tym momencie.
Wampirzyca zaraz skupiła się na pozytywnych myślach. Przypomniała sobie jeden z wielu wieczorów na plaży, gdy słońce bezpiecznie już skryło się za horyzontem, pozostawiając niebo w szkarłacie powoli niknącym pod woalem granatu. Fale z szumem rozbijały się na brzegu usianym kamieniami. Rześki zapach słonej wody zmieszany z wonią iglastych drzew porastających klify i krańce plaży od strony lądu. Czuła jak piasek przesypywał się pod bosymi stopami, podobnie jak w klepsydrze, tak samo jak powoli ziarenko po ziarnku ubywało jej sił.
Raczej nie zapowiadała się na zwolenniczkę podobnych praktyk, ale obiektywnie musiała przyznać, że moment był jedyny w swoim rodzaju i satysfakcjonująco czuły, szczególnie wieńczący go pocałunek.
Czując jak Klaus wypuszcza ją z objęć, ostrożnie zsunęła rękę z jego koszuli. Nie nagabywała, nie zmuszała do przedłużenia posiłku. Sam fakt, że udało się Klausa nakłonić do czegoś tak… niecodziennego, było sukcesem. Teraz pozostało czekać efektów.
Otwierając oczy napotkała spojrzenie Turillego, któremu raczej nie udzielał się stoicyzm wampirzycy. Nie miała pojęcia co kotłowało się w głowie mężczyzny, w tym momencie ciężko było go rozgryźć, ale dostrzegała pytanie i jakby szok. Z jej oczu przebijał się jedynie spokój i zadowolenie. Krótka bliskość wywołała wiele różnych emocji w wampirzycy, ale witała je z pewnym zaciekawieniem. Nawet chciała odgarnąć ciemne włosy i wyszeptać, że wszystko jest dobrze, ale powstrzymała się by nie pogarszać sytuacji i nie mącić jeszcze bardziej w i tak już zawiłej sytuacji. Ciągłe przekraczanie podstawowych granic, mogłoby doprowadzić do czegoś, czego by później żałowali. Najbardziej obawiała się o mężczyznę, który mógłby nie łatwo darować sobie chwilę słabości. Wystarczyło widzieć teraz tę trudną do odczytania maskę.
Nagle urwany kontakt wzrokowy i to jak generał zatoczył się do tyłu, nie lada wystraszyło Elleanore. Przed zerwaniem się z miejsca, powstrzymała ją jedynie wyciągnięta ręka.
        - Cieszę się - odezwała się pogodnie, na powrót sadowiąc się wygodniej.
Zaraz też zerknęła w kierunku wskazanym przez Turillego. Placem starła krople krwi, które zdążyły jeszcze wypłynąć, nim rany się zabliźniły. Zlizała zebraną odrobinę szkarłatu i przechylając się sięgnęła po chusteczkę, którą wytarła dłoń i szyję.
        - Smarkacz czy mężczyzna jeden kłopot - wyszeptała prawie mrucząc - Rozmawiać trzeba z waszym ego, wtedy dużo łatwiej osiągnąć to co się zamierza. Inaczej do przyszłego wieczora bym prosiła i przekonywała, czy może się mylę? - zapytała z wesołą nutą. Wypowiedź pozbawiona była drwiny. Była ciepła i podszyta sympatią, tak że nawet chcąc, ciężko było odebrać ją negatywnie.
        - Wszystko dobrze. Dziwne to uczucie, ale nic mi nie dolega - pogłaskała Klausa po nodze która akurat miała pecha być najbliżej i wstała zabierając szkło do barku. Uzupełniła alkohol i postawiła napełniony kieliszek, tam gdzie Klaus go odstawił, szklaneczkę zabierając ze sobą na kanapę.
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        Tak, Klaus celowo trochę za bardzo angażował się w akt picia krwi - uwaga Ell go ubodła i dał się ponieść nerwom… I głęboko skrywanym pragnieniom. Na dodatek Mesteno bardzo mu to ułatwiała - nie spięła się, nie odsunęła nawet o włos, współgrała z nim jak w tańcu, poddając się każdemu ruchowi. Położyła dłoń na jego torsie, a gest ten generał poczytał niestety chyba zupełnie niezgodnie z intencjami kobiety. Dla niego służył on utrzymaniu dystansu, był niemym “nie pozwolę ci na więcej”. Dogodna pozycja, by w każdej chwili bez najmniejszego problemu go odepchnąć. ”Na cóż innego liczyłem?”, zapytał samego siebie z kpiną, gdy już zatopił zęby w jej szyi. Trzysta lat temu granica została jasno nakreślona, ich wzajemna relacja nazwana i tego się trzymali. Turilli był psem, ale był również mężczyzną, który nie skamlał o uwagę za wszelką cenę. Pogodził się z tym, że ta konkretna kobieta pozostawała poza jego zasięgiem, chociaż ponoć tak do siebie pasowali…
        Podczas tego ugryzienia był jednak moment, gdy wampir był gotów odpuścić - dokładnie wtedy, gdy Elleanore spięła się zaraz po ugryzieniu. Poczuł to pod swoimi dłońmi, pod wargami, na które lekko nacisnęło uwydatniające się ścięgno - Ell zaciskała szczęki. Czy sprawił jej ból? Czy ją upokorzył? Czy zawiódł jej zaufanie? Nie mógł jej o to zapytać, nie mógł też dowiedzieć się odczytując jej myśli: nigdy w życiu nie posunąłby się do czegoś takiego. Była to granica intymności dla niego absolutnie nieprzekraczalna - gdy komuś ufał, nie pchał się z czarami do jego głowy. Był już prawie gotów odpuścić, lecz wtedy Mesteno powoli się rozluźniła. Jej napięcie było jednak głównym powodem, dla którego później zapytał ją o samopoczucie - martwił się, czy się nie zraziła.

        Gdy już całe ciało generała ogarnął specyficzny chłód płynący od wypitej krwi, jego ciałem wstrząsnął krótki dreszcz. Odruchowo przycisnął ręce do tułowia, chociaż przecież nie marzł w sensie fizycznym - to było coś z jego głębi, coś, co właśnie z niego wychodziło, jakby przechodził bardzo gwałtowne odtruwanie organizmu. Przymknął oczy, bo obraz przed nim zaczynał się lekko kołysać. Nadal jednak wyglądał na spokojnego, rozluźnionego - w gruncie rzeczy czuł, że zdrowieje, a dyskomfort z tym związany był możliwy do zniesienia. Wszystko było kwestią odpowiedniego nastawienia i chociaż Turillego trudno było nazwać optymistą, też nie można było powiedzieć, by się nad sobą użalał. Stąd brał się jego spokój w tym konkretnym momencie.
        Pogodny ton, jakim odezwała się do niego Ell, sprawił, że z jego piersi spadł spory ciężar. Teraz miał jasność: wiedział, że nie przeholował, że nie przekroczył granicy między nimi. Mesteno by nie udawała. A gdy na nią spojrzał spod na wpół przymkniętej powieki, widział jak była rozluźniona, z jakim spokojem się poruszała. A sposób, w jaki zlizała krew z palca… To podziałałoby na każdego zdrowego mężczyznę. Klaus na ułamek sekundy się zagapił. ”Jak jakiś smarkacz”, skomentował z dezaprobatą w myślach własny brak opanowania. Na ziemię sprowadził go komentarz wampirzycy. Zupełnie nieumyślnie włożył jej do ręki broń, którą mogła go bodnąć z typowym dla siebie wdziękiem. Było to jednak na swój sposób zabawne, poprawiało humor i sprowadzało na ziemię. Późniejsze słowa nie były już jednak śmieszne. Turilli poczuł się lekko urażony - aż tak nisko go ceniła? Nie spuścił jednak przez to gardy i nie obraził się jak smarkata królewna.
        - Odmawiam zeznań bez postawienia mi zarzutów - odpowiedział śmiało, posiłkując się zapisem z prawa mauryjskiego, które potrafił recytować jak modlitwę. Gdyby Ell faktycznie należała do straży i chciała go przesłuchać, mogłaby w tym momencie poprosić o odczytanie jego myśli, a w przypadku odmowy wejść do jego głowy siłą… Ale przecież tylko się droczyli, to nie było przesłuchanie.
        - Nie wiem - przyznał jednak po chwili. - Pewnie bym się wzbraniał… Udało ci się mnie sprowokować - zauważył z podziwem. Niewiele osób to potrafiło, choć wielu próbowało, by pozbyć się go w bezpośrednim starciu bądź też podkopać jego autorytet, podważyć kompetencje do piastowania stanowiska generała straży. Problem polegał jednak na tym, że to on stworzył straż w takim kształcie, w jakim funcjonowała ona od dziesięcioleci, stanowiła ona odbicie jego przekonań, więc jakim cudem miałby do niej nie pasować?
        Klaus w milczeniu obserwował jak Elleanore najpierw głaskała go niczym wielkiego kota, a potem tak po prostu wstała i poszła uzupełnić swój kieliszek. Nawet nie zwrócił uwagi, że wzięła również jego - i tak przez pewien czas nie zamierzał brać niczego do ust. Nie chciał psuć sobie smaku…
        - Nie dam ci się przyzwyczaić - oświadczył, obracając się na bok. - To była wyjątkowa sytuacja… Ale to ci pewnie nie przeszkadza, bo to oznacza poniekąd, że będę na siebie bardziej uważał… A przynajmniej postaram się. Trzymanie w ryzach miasta śmierci jest prawie jak hazard: nigdy nie wiesz, któremu nekromancie coś odbije i nagle uzna, że jest w stanie zaprowadzić tu własne rządy.
        Nikolaus prychnął z lekceważeniem. Takie indywidua zdarzały się raz na kilka, kilkanaście lat, zawsze powodując zamęt na ulicach, zniszczenie, śmierć, której nie dało się już cofnąć oraz straty, których przychodziło żałować. Turilli był osobą, która starała się ograniczyć te straty, z reguły wykorzystując miażdżącą siłę swojej armii, skromnie i jednocześnie bardzo niedokładnie nazywanej jedynie strażą miejską.
Elleanore
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Elleanore »

        Srebrnowłosa wampirzyca prychnęła prawie jak kotka, gdy Klaus odmówił zeznań. On i jego prawo, zawsze po jednej stronie barykady. Mimo wszystko nie złościła się, a była bardziej rozbawiona, szczególnie oburzeniem mężczyzny. Widok lekko nastroszonego generała straży Ell uznała wręcz za urokliwy. Nic dziwnego. Rzadko zdarzało się by ktoś bezkarnie zachodził lordowi za skórę, a tym bardziej tak często tego samego dnia. Jeszcze rzadziej by ktoś próbował nim manipulować, a prawdopodobnie dawno nie zdarzyło się by taka próba się powiodła. Dlatego też Leonore wyczekała spokojnie aż generał odezwał się ponownie. Później pokiwała głową z aprobatą, mrucząc pod nosem.
        Właśnie… prawdopodobnie by się wzbraniał. Nie chciała marnować czasu na sprawdzanie słuszności swoich teorii. A uprzedzony wcześniej pies byłby znacznie czujniejszy i na pewno nie dałby się podejść w tak łatwy sposób. Zamiast więc poczuwać się do winy, hrabina rozkoszowała się małym zwycięstwem i skutecznością pomysłu o swojej krwi, bo chociaż początkowo Turilli nie wyglądał najlepiej, powoli na jego twarzy pojawiała się ulga podobna do fizjonomii zmarzniętego człowieka wchodzącego do gorącej kąpieli.
- Nikomu nie powiem, że jest to w ogóle możliwe - powiedziała prawie niewinnym tonem, ale mina wampirzycy z niewinnością miała niewiele wspólnego. Lubiła droczyć się z Klausem, czego nawet nie starała się kryć, a lord miał okazję w pełni korzystać z bycia obdarowywanym tego typu łaskami.
        Gdy tylko wróciła na kanapę, uśmiechnęła się kątem ust. Turilli musiał mieć ostatnie zdanie i nie mógł darować sobie walki o zasady.
        - Nawet bym nie śmiała - zakpiła lekko - Tylko nacieszę się harcami, póki stróżujący pies niedomaga - wymruczała, bystrzejąc na moment jak tylko usłyszała mało przekonującą deklarację.
        - Poniekąd - przeciągnęła słowo jakby je smakowała - Nie brzmi to zbyt obiecująco, ale jednocześnie daje jakąś nadzieję… - odpowiedziała popijając alkohol - Powinieneś zostać prawnikiem.
Wsłuchując się w komentarz o Murii, westchnęła głęboko, ale nie przerywała mężczyźnie. Zaczekała aż skończy i dopiero wyraziła swoją opinię.
        - Szalone miasto… - odezwała się z pełną dezaprobatą i niekrytym brakiem sympatii wobec nekropolii. Nic w Maurii nie leżało w gustach wampirzycy. Zaczynając od dość drętwego by nie powiedzieć zionącego śmiercią klimatu, poprzez lokalizacje i otaczającą ją naturę, na mieszkańcach kończąc. Jedynie architekturę uważała za obojętną.
        - Zupełnie nie wiem co cię w nim trzyma. Wiecznie jest tu ciemno. Dziwadła na każdym rogu. Co i rusz jakiemuś nekromancie odbija, tylko całe szczęście rzadko kiedy dość poważnie, byś musiał interweniować - mruczała słowa z pewną pogardą wobec Maurii i jej autochtonów.
        - Nawet morza nie ma - na moment nostalgia zabarwiła głos wampirzycy. Jeśli Elleanore cokolwiek i kiedykolwiek prawdziwie kochała, to właśnie morze. Żywioł równie piękny co kapryśny. Potrafiło być łagodne i spokojne, kojąc swoim sięgającym horyzontu absolutem. Usypiając melodyjnym brzmieniem rozbijających się o brzeg fal, bielą piany omywając brzeg i rozrzucone wzdłuż niego kamienie. Wzburzone jednak nie miało sobie równych w swym gniewie, a przy nim nawet życie nieśmiertelnych zdawało się niewielkim ziarnkiem złotego piasku. Morze, którego tak dawno nie miała okazji widzieć.
        - Za to macie bagna - dodała kąśliwie, a krótka melancholia szybko się ulotniła.
        - Szalone i mało urokliwe… - zakończyła przyglądając się w zawartości szklanki, trochę jakby prowadziła monolog.

        Ellanore powoli szykowała się do wyjścia. Nie chciała by wizyta przekształciła się w nużące nagabywanie generała, ale jeszcze moment pragnęła zostać. Dobrym argumentem ku temu była wcześniejsza prośba Turillego. Skoro zaś miała jeszcze trochę czasu poświęcić mężczyźnie, zaczęła mościć się nieco wygodniej. Nie byłaby sobą, gdyby w podobnej sytuacji wciąż siedziała jak w biurze.
Wsparła plecy wpół na oparciu, a w połowie na podłokietniku przybierając pozycję bardziej zbliżoną do leżącej niż siedzącej. Skroń podparła na wolnej dłoni. Drugą bawiła się szklaneczką z whisky, powolnymi łyczkami dopijając drinka. Długie włosy rozsypały się na siedzisku i podłokietniku kanapy, niektórymi kosmykami sięgając ziemi. Na koniec założyła nogę na nogę odsłaniając but i kostkę zwisającej swobodnie stopy. Nic w porównaniu z podobnym gestem wykonywanym w jednej z ulubionych sukni z głębokim rozporkiem, nie mniej poza była mało formalna. Całości dopełnił trudny do odgadnięcia uśmiech, który wykwitł na ustach hrabiny, gdy zauważyła, że Nikolaus nie tknął wina.
Zablokowany

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości