Mauria[Kamienica Elleanore] Jedna decyzja, trzy konsekwencje.

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
Awatar użytkownika
Daro
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 56
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Włóczęga , Żebrak , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Daro »

        Było całkiem nieźle. Jak na siebie Kiki wykazywała się matczyną wręcz cierpliwością w słuchaniu jego bredzeń, po drodze tak tylko rozwalając pościel i czyniąc inne dziwactwa (czy naprawdę siostra musiała być jedyną dziewczyną bawiącą się w jego łóżku? To już bolało…).
Wyjaśnianie wszelkich zawiłości historii jego i świata poszło jednak sprawnie. Młoda wewnętrznie na pewno się przejęła (ta, akurat), na zewnątrz pozostając bystrą jak październikowa rzodkiewka, a w uwagach podobnie ostrawa. Choć na nią to i tak było nic.
- A skąd ja mam wiedziecć czemu się tak nazywają? Zakładam, że po to, by pierwsze litery tego wszystkiego tworzyły jakieś fajne skróty. Stąd DARO. - Wzruszył ramionami, ale zadowolony był ze swojej bystrości. Tak, wiekowy ród wampirów na pewno na tym się skupiał nazywając pociechy i przyszłych dziedziców majątku, krwawo-niewolniczego imperium. (Hmm, w sumie sam mógłby takie mieć…)
- Nie kombinowałem za bardzo, chciałem coś krótkiego, co mi się spodoba. - Obruszył się z lekka uwagą na temat imion (tym razem tych, które sam wymyślił), ale bardziej skupiony był na usilnym ratowaniu twarzy. Rio i Aim… zawsze uważał je za świetne, choć Ryszard i Zygfryd niewątpliwie bardziej różniły się od ich oryginalnych. No ale… nie mógł sobie przecież nadać takiego miana! Nikt by nie uwierzył, że wampirzy młodzieniec z tak cudnym licem jak on ma jakieś "ry" czy "szard" w imieniu. No i nie pasowało mu do torebki i tukanów.
- Rio i Aim, i zamknij się. - Uprzedził jej ewentualną docinkę i zmarszczył ostrzegawczo brwi. Niby miał się z nią nie tłuc, ale podduszenie kołderką się chyba do tego nie zaliczało? To prawie jak przytulenie (z jej perspektywy pewnie jeszcze gorsze od bójki, ale tym lepiej).
- Bo się zaczyna od milczenia i słuchania czy starszyzna coś ma do ogłoszenia, a nie wlatuje się z przywitaniami! ,,Kiyorin, Amerin, braciszkowie!”, co to miało być!? - parsknął i udawał, że chce uszczypnąć ją w policzek, ale w porę zabrał rękę, by pacnąć ją z zaskoczenia po łapach. Ech, chyba też się stęsknił. Dawniej zwyczajnie cieszył się, że pchełka jest niedotykalska i szwenda się w stosownej odległości. Ale teraz sam zrobił się bardziej tulaśny, już starszy, a do tego zbity i nadgryziony przez życie i Darcia. Ale na razie wystarczy pieszczot. Jak będzie chciał się z kimś tarmosić to pójdzie po jakąś panienkę, a potem z płaczem wróci do braci i da im się wygłaskać. W męskim gronie zawsze obyczajniej.
- Jak to co!? Mózg sprzedałaś za korale!? Jak się dowie, będę na jej łasce! Jej albo Orvallo… ale raczej jej, bo jak mnie wyda to już na łaskę nie ma co liczyć… - Znów zaczął się gibać, tym razem bardziej nerwowo, wręcz nienaturalnie. - Pokroją mnie na plasterki, posolą i usmażą… - Chyba chciał się rozkleić, ale następne słowa siostrzyczki wyhamowały go i zmusiły do normalnego siedzenia i poważnej odpowiedzi.
- Tobie? Pazury? Chyba na piętach - prychnął patrząc z irytującą wyższością na jej niedorosłe ciałko. Chciałaby pazurów! Ha! Jeszcze tego brakowało. Prywatnym zdaniem wampira pazury u wampirzycy musiały pasować do jej figury i obfitości biustu, dlatego Elcia miała wielgachne, a Kiki takie rodzyny. On też miał całkiem długaśne, ale u mężczyzny to co innego oznaczało. Mógł być z siebie dumny.
Rozmarzony niechętnie powrócił do czarnej rzeczywistości, gdy młoda nagle dostała wytrzeszczu i szarpnęła nim w sposób wybitnie bezdotykowy. Skupił na niej zdezorientowane spojrzenie przepięknych ślepi (których na pewno nie doceniała jako osoba z nim dość blisko spokrewniona) i uniósł brew. No więc co takiego mog…
… CO ŻE NIBY!?
Odskoczył jak dziki kocur w odpowiedzi na jej odskoczenie i niemal się zjeżył. Patrzył na nią dziko kiedy się uzewnętrzniała, ale po głowie i tak obijały mu się jedynie bezkształtne echa. Co oni chcą zrobić!? Że ją!?
Nagle jakoś historia jego życia skurczyła się do rozmiarów mało znaczącego podpunktu na liście klęsk rodzinnych, a wieść od Kiki krwistymi szlaczkami zajęła uprzywilejowaną pozycję.
Ha! Ale ją załatwili!
- To okropne! - zawył, biorąc jej stronę i stając na równe nogi. - Skandaliczne! Nie wiem co oni sobie wyobrażali! Tak bez pytania! Bez uprzedzenia! Czym im podpadł, że tak chcą go pokarać? Biedny głupek. - Gdyby zignorować koślawy uśmieszek i łzę rozbawienia, Rio mówił nawet poważnie. Swatanie kogoś z Kiki było szaleństwem. Jako substytut walki w klatce - zamknąć obydwoje i robić zakłady, kto pierwszy padnie. Ale poważnie… ktoś na to poszedł? Mieli dłużnika? Szkoda, że o tym nie wiedział, wykorzystałby go wcześniej!
Kiedy Kiki się wyciszyła, on też. Zerknął z braterskim zrozumieniem w jej szkaradną mordkę podstępnego uroku i pokiwał głową.
- Spokojnie, Kiki - pocieszył ją. - Założę się, że on też nie chce być twoim mężem. - Uśmiechnął się i mentalnie poklepał ją po kudłach.
No masz, gmatwało się jeszcze bardziej… może powinien się z nią zamienić? Ona zostanie tu pod czujnym okiem kundli i Elleanore, a on ożeni się z tym tam amantem? Gość z nim na pewno byłby szczęśliwszy, w końcu on rozumie czego potrzebuje prawdziwy mężcz… chwila, nie! Co się działo w jego umyśle! Rio, ty bęcwale, zejdź na ziemię i zapnij spodnie, jesteś porządnym wampirem!

W pokoju obok, inny porządny wampir skrobał w ścianę, by usłyszeć o czym szurają braciszek i siostrzyczka(?). Ściana jednak okazała się być gruba i niechętna do współpracy, trzeba więc było się nieco powysilać i samemu dogrzebać się do informacji, a przy okazji upiększyć smętne wnętrze pokoiku bezładnym stosikiem zdrapanej farby, tynku, zaprawy i kamienia. Daro był jednak cierpliwy i wykazywał się posłuszeństwem wyższego stopnia, bo nawet nie myślał użyć magii. Właściwie w ogóle nie myślał. Do czasu aż wpadł na pomysł.
To był dobry pomysł.
Wysmyknął się do kwatery Aima, przebił przez zamknięte drzwi (potem je braciszek i tak naprawi, zdolniacha) po czym zażądał stworzenia czegoś narzędziowego, twardego i podłużnego z ostrym na końcu. Napracował się nad tym opisem, więc nie widząc reakcji siedzącego tyłem wampirka powtórzył życzenie głośniej i ze zniecierpliwieniem. Jeszcze raz i wkurzony nie certolił się, lecz szarpnął brata za ramię. Aim oparł się bez sił na jego ramionach, błogie, nic niewidzące spojrzenie kierując w sufit. Był w błogostanie. Czuł, przez skórę czuł, że ktoś w tym domu się kąpie! O wszyscy czyści - czuwajcie nad tym domostwem! Nie dajcie tej chwili odejść!

Daro już wiedział, że kontakt z bratem będzie niemożliwy przez parę chwil. Ale spieszyło mu się. Posiedział przez chwilę, pokombinował, aż wpadł na kolejny (już drugi!) pomysł. Jak nie w taki to w inny sposób zrobi z Aima użytek. Wziął go pod pachę, wrócił do pokoju, trochę go naprostował i chwycił bladą dłoń - po czym zaczął nią skrobać w ścianę w zastępstwie narzędzia, którego nie otrzymał. On to był sprytny! A zanim Aim się wybudzi z zachwytu i zacznie ubolewać nad zanieczyszczoną łapą on już skończy i będzie mógł łypać na Riosia i Biedronkę przez bratoręcznie wykonaną dziurę!
Elleanore
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Elleanore »

        Ciemne materiały opadły na podłogę i zgrabna sylwetka kobiety zanurzyła się w gorącej i aromatycznej kąpieli prawie bezgłośnie. Ell ułożyła się wygodnie, a paznokieć bez pośpiechu czy pochopnych ruchów zaczął wędrować wzdłuż elegancko kaligrafowanych linii, kolumn i akapitów.
Wampirzyca siedziała zanurzona aż po obojczyki. Głowę miała opartą o brzeg wanny, a długie włosy srebrzyły się pływając w wodzie pachnącej różami. Mimo to ani kropla nie zachlapała ani jednej stronicy nie najmłodszego już tomu. Łokcie opierały się o ranty zdobionej balii trzymając dłonie hrabiny z dala od wilgoci, tym samym chroniąc przed zamoczeniem również księgę.
Za szponem wodziły czujne oczy, litera po literze, zdanie po zdaniu wyczytując to czego potrzebowały.
        Czyż nie był to ciekawy zbieg okoliczności, że dzieci rodziny de Ville znalazły się pod jej dachem? Może nie byli to spadkobiercy i może nie tęskniono za nimi zbyt intensywnie, fakt ten jednak nie pozostawał bez znaczenia. Sam ród sugerował by po dwakroć mieć się na baczności, nawet jeśli Elleanore każdego rozpatrywała w kategoriach wrogów i jednostek potencjalnie jej nieprzychylnych, i raz jeszcze przeanalizować co na tej sytuacji można zyskać. Każde przeczytane słowo analizowała wnikliwie i dokładnie, odnajdując w pamięci potencjalnie istotne wspomnienia i informacje, oraz snując potencjalne możliwości, jednocześnie zatracając poczucie czasu.

        Wampirzyca westchnęła cicho i zamknęła księgę, odkładając ją na toaletkę znajdującą się tuż obok wanny. Woda robiła się zimna.
Prawdopodobnie chłód raczej nie powinien doskwierać nieumarłej istocie o ciele znacznie chłodniejszym niż żywe ssaki, Ell była jednak istotą na wskroś ciepłolubną i nawet niewielkie ochłodzenie kąpieli przyjemny odpoczynek przeistaczało w dyskomfort, którego nie należało przedłużać.
Elleanore wymknęła się z wanny z charakterystyczną dla siebie gracją. Nigdy nie zawracała sobie głowy układaniem ręcznika obok. Na szafeczce zawsze znajdowały się świeczki i olejki, czasem podręczne rzeczy - jak tym razem księga - i brakowało na niej miejsca na ręczniki. Zawsze szła do szafki, w której one czekały, świeżo wyprane, puszyste i oczywiście nieskazitelnie białe. Tak uczyniła i tym razem.
Już gotowa, przemknęła z łazienki do sypialni zabierając ze sobą księgę, pozostawiając resztę powinności pokojówce. Blada skóra kobiety, owinięta niedbale miękką, bieluchną bawełną, w sukni z niemal białych włosów unoszących się za nią, na myśl przywodziła bajkową zjawę, która przybyła z sennych krain i zaraz zniknie trącona rzeczywistością.
Nimfa jednak nie zamierzała zniknąć.
Nieprzejęta niemal całkowitym negliżem przewędrowała przez sypialnię, jakby celowo unikając spoglądania w kierunku tajemniczego posążka, do garderoby. Dopiero tam zatrzymała się na dłuższą chwilę wyraźnie nad czymś dumając. Źrenice przewędrowały w półmroku po wiszących sukniach, od tych codziennych - służbowych, po bardziej odważne suknie wieczorowe, w tym takie, których do tej pory nie miała okazji założyć, aż do samej skrzyni. To na wiekowym drewnie spojrzenie utkwiło najdłużej i to właśnie w tamtym kierunku poszła wampirzyca.
        Był to doprawdy szalony dzień i uznała, iż zasługiwał na oryginalne potraktowanie. Myślami rzuciła swoim wilkom by jej nie przeszkadzać w pracy i wyciągnęła jedną ze zwiewnych jedwabnych sukni od razu dobierając do niej biżuterię.
Od obowiązków nie mogła uciec nawet gdyby chciała. Nie była tak niepoważna by wszystko rzucić. Gdyby nie potrafiła okiełznać własnych słabości, nigdy nie zaszłaby tak daleko i nawet jeżeli miała chwile wahania, nawet jeśli na moment zagubiła sens, absolutnie nie pozwoliłaby, by takie błahostki zrujnowały całe wieki pracy.
Zamierzała jednak pozwolić sobie na ułamek zapomnienia. Ubrana jak zwykła ubierać się w chwile poświęcane jedynie sobie, wręcz ostentacyjnie ignorując posążek z czarnego dębu, udała się do biura. Miała całe stosy dokumentów do przewertowania.
Herbarz powrócił na swoje miejsce, a wampirzyca zasiadła za biurkiem z mahoniu. Biel jedwabiu, jasna sylwetka odbijająca się w zużytym, ale wciąż lśniącym drewnie, białe złoto i wplecione weń szafiry nie mogłyby bardziej kontrastować z profesjonalnym na wskroś blatem.
Awatar użytkownika
Kiki
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kiki »

        Gdyby Kiki de Ville kiedykolwiek odczuwała coś w ogóle zbliżonego do poczucia wstydu, prawdopodobnie miałoby to miejsce właśnie teraz. Zamiast tego jednak, gdy w końcu powiązała fakty, to zamiast speszyć się swoją niedomyślnością, najpierw prychnęła śmiechem, a później przechyliła krótko głowę na bok. Dawid Amadeusz Rosic Orvallo…. D.A.R.O. Daro! Dobre! Zdecydowanie, całkiem cwane. Niestety we własnym przypadku jej brat nie wykazał się już taką przemyślnością i wymyślił imiona równie niewyględne, co on sam, i gdy tylko Kiki je usłyszała, drapieżny uśmiech odsłonił przydługie kiełki, gdy siostrzyczka szykowała się do riposty. Po przedstawieniu aliasów jednak natychmiast padł znajomy rozkaz i pełne usteczka domknęły się w pozornym posłuszeństwie, wciąż jednak rozciągając w szyderczym uśmiechu. „Rio i Aim”, też wymyślił. Surowo zmarszczone brwi czerwonowłosego były jednak aż nadto czytelnym przekazem i Kiki, z umiłowania dla własnej nietykalności, postanowiła chwilowo nie drażnić go bardziej niż zwykle. Przez moment oczywiście, bo ile można znosić tego klekoczącego marudnego pierdziela.
        - Zaczyna się od powitania, tukanie! – odszczekała, za nic robiąc sobie groźne miny brata i już chciała kontynuować pyskówkę, gdy zobaczyła dłoń, zbliżającą się z zastraszającą prędkością do jej twarzy. Wyciągnęła własną, by odtrącić natrętne paskudztwo, ale zamiast tego minęła się z Kyorinowymi paluchami i sama dostała po ręce. – Hej! – warknęła, już jawnie obnażając kły, co było jednoznacznym wstępem do walki. – Nie przeginaj! Cieszę się, że cię widzę, nie to co ty, zakuty łbie, ale połamię ci te łapy i będą ci z nich torebki spadać – fuknęła, tłumacząc groźbę na jedyny język rozumiany przez jej brata, czyli odwołując się do estetyki.
        - Trzeba mi było powiedzieć od razu, to nie moja wina! – upierała się przy swoim, splatając dłonie na piersi. – Milczenie, słuchanie, w łeb się trzasnąłeś drzwiami do banku? Gadasz jak nasz stary – prychnęła znowu, ale wciąż siedziała na swoim miejscu, słuchając tych bajań. No bo przecież brat, wiadomo, ma fory. Prawie wszystko dla niego zniesie, ale chyba jasne, że byłoby łatwiej, gdyby gadał do rzeczy, prawda?! Prawda. Na komentarz odnośnie jej pazurów wykrzywiła tylko usta i pokazała mu jeden z nich, na środkowym palcu. Osioł. Sam by takie chciał, już ona wie, bo przecież przyłapywała go, jak jej pilnik podkradał, więc niech teraz nie kpi.
        Zadowolona wydawałaby się dopiero z jego reakcji na jej złość, wściekłość, frustrację, poczucie zdrady i krzywdy oraz wszechogarniające niezrozumienie, jakie wyrażała opowiadając, o tym co miało ją czekać, ale się nie doczekało, bo uciekła. Ale wtedy wiadomo, była zajęta powyższym, więc tylko wewnętrznie doceniała, że Kyorin zrozumiał powagę sytuacji i zamknął dziób, słuchając jej bóli i trosk. A było ich wiele, więc opowiadała, gestykulując bogato, bo przecież to oczywiste, że wówczas treść bardziej dociera do rozmówcy, zwłaszcza gdy jest nim twój przytępawy i niezbyt zainteresowany brat. Dodatkowo napędzana pozornym wsparciem ze strony wampira niemal unosiła się ponad ziemią, przepełniona oburzeniem. Chwilę jej więc zajęło nim dostrzegła rozbawienie brata, który nawet nie starał się go ukryć, początkową troskę przemieniając nagle w jedną wielką kpinę.
        - KYORIN!!!
        Wrzask odbił się echem od czterech ścian, mogąc spokojnie wywołać lawinę w pobliskich górach, a w zamyśle miał przecież tylko zdmuchnąć tego czerwonowłosego pierdziela z powierzchni ziemi, jednak tylko sprawił, że śmiech wampira odbił mu się czkawką. Kiki usiadła w końcu spokojnie i łypała podejrzliwie na wciąż drażniącego ją brata, a zwłaszcza na ten tkliwo-kpiarski uśmieszek.
        - Pocieszaj mnie bardziej – poleciła surowo, wcielając się na powrót w rolę młodszej siostrzyczki. Tak przecież było dla niej chwilowo lepiej, później mu nastuka. – Czuję się zupełnie niepocieszona! – stwierdziła i po krótkim zamyśleniu wróciła do tematu głównego i palącego.
        - Nie wiem nawet czy on nie chce, cholera wie, no albo ojciec może wie, ale to w sumie to samo… w każdym razie dałam nogę zanim mu się dobrze przyjrzałam, nie wiem kto to – mruczała, wzruszając ramionami. – Ale przecież chyba do końca normalny to on nie jest, bo by tam nogi nie postawił w ogóle, nie? No, a postawił, i to dwie, tyle widziałam, kończyny ma chyba wszystkie na miejscu. Włosy miał ładne. Daro też ma ładne. Ale to facet i ja nie chcę. Kobiety też bym nie chciała, tak sądzę. Nie wiem, nie powinnam musieć wiedzieć czy chcę! – wrzasnęła znów i spojrzała nagle bystrzej na brata. – Ty coś wiesz. Wiesz, czemu oni mnie za mąż chcą dać, gadaj! I zrób coś z tym, bo przecież ja nie będę żoną! Wdową, co najwyżej, jak Kobieta, ale chcę inny powód, żeby tam nie wracać niż to akurat – zrzędziła, wwiercając się swoim skromnym ciałkiem w pufę, którą upolowała i która okazywała się wygodna akurat wtedy, gdy wampirka się od niej odsunęła.
        Nagle bowiem pochyliła się lekko, zupełnie tracąc wątek i przechylając lekko głowę, wbijała wzrok w ścianę. Zielone ślepia zmrużyły się podejrzliwie, a wampirzyca z nieprezentowaną wcześniej prędkością światła (tfu!), znalazła się nagle przy ścianie, przyglądając się jakiemuś punktowi w niej, z wyraźnym zafascynowaniem i groźbą w oczach jednocześnie. I właściwie nikogo kto ją zna by to nie zdziwiło, gdyż takie zachowanie nawet bez powodu było raczej normalne, jeśli chodzi o standardy tyczące się młodej de Ville, jednak tym razem o dziwo powód miała. Słyszeć go musiał również Kyoriś, chyba że z tej głupoty też ogłuchł, bo tylko takie byłoby wyjaśnienie, gdyby nie dotarło do niego dziwne chrobotanie w ścianie. Nie, to nie był szczur ani żadne inne dziwactwo, nasłuchała się już takich dźwięków i wiedziała, że to nie to, już pomijając ład panujący w kamienicy oraz obecność Amisia, który absolutnie nie dopuściłby to istnienia tu takich gryzoni albo sam padłby trupem. Było więc to coś innego, a gdy farba i tynk najpierw pękły, a później odpadły na ziemię, ukazując dziurę w ścianie, Kiki nie czekała aż tajemnicze coś samo ujawni swoją obecność, tylko dźgnęła w dziurę nożem.
Awatar użytkownika
Daro
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 56
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Włóczęga , Żebrak , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Daro »

        Było niezabawnie. Bardzo, bardzo niezabawnie. Właściwie coraz gorzej.
Jako jedyna myśląca istota z tego grona (to jest taka bez większych wypaczeń psychicznych i tików) mimowolnie czuł się odpowiedzialny za braci (starszych) i siostrę (nawet młodszą). O sobie samym nie wspominając. A tu plan mu się sypał, Elka była nieugięta, psy nudne jak samotne chrupki, a do tego przybyła mu kolejna sierota do ogarnięcia.
Co miał z tym teraz zrobić!?
Na gadulstwo Kiki już nic nie poradzi. Przynajmniej teraz została wtajemniczona. Może nie zrobi więcej wybitnych głupot.
Elka… nie był pewien czy zarejestrowała ich miana, a jeśli tak to czy będzie sobie zawracać tym swoją bankierzą główkę. Jeżeli jednak… chyba będzie musiał zwyczajnie uciec. Siostrzyczka nie widziała chwilowo w takim działaniu sensu, ale jeśli zrobi się niebezpiecznie z pewnością stanie po ich stronie i zrobią tu ładną demolkę nim znikną w mrokach nocy… właśnie, musi czekać na noc. Głupie uzależnienie!
I skoro już o głupocie mowa to co zrobić z Daro? W szlachetnym odruchu chciał go oddać rodzinie, ale teraz widział jakie podjął ryzyko. Przechadzanie się wśród wampirów w tym parszywym-cudownym mieście nie było jednak dla niego - nie póki zależało mu na bezpieczeństwie, nieposzlakowanej arystokratycznej opinii i dobrym samopoczuciu (żadnej z tych rzeczy w chwili obecnej nie posiadał).
Jak na wampira nie był stary, przeciwnie wręcz. Daleko mu było do znudzenia się bytowaniem w tym świecie - dopadały go jednak melancholia i zwątpienie kiedy przestawało robić się wesoło i powaga wdzierała mu się do życia.
Bo w poważnym świecie nie miał nic.

Teraz zastanowił się co Kiki ma. Była wariatką, to pewne - jej system wartości przypominał zmielone mięso i może guzik ją obchodziło, że jak podpadnie to świetny rodowód stanie jej przekleństwem. Może gdzieś miała rodziców i ich opinię (z tego co wiedział sympatią pałała jak już to do rodzeństwa, bo oni przeważnie nie mieszali się za bardzo w życie jakie sobie po omacku prowadziła). Nie czuł ani sił ani kompetencji by to zmieniać - ale ciekawiło go co wybierze. Póki co nawiała z domu, bo zapragnęli ją wyswatać - niejedna młódka by tak zrobiła. Ale nie planowała przypadkiem wrócić? Co niby ze sobą zrobi bez żadnego wsparcia? Była gotowa włóczyć się samotnie po świecie i zabierać te swoje szmatki z bezdomnych? Phi, pewnie tym gorzej dla świata i dla nich.
- Jak mam cię pocieszyć? Chciałaś to nawiałaś. - Rozpostarł bezradnie ramiona. - Ale głupio zrobiłaś, że się nie przyjrzałaś. To jedno mogłaś zrobić! Jak można uciec od narzeczonego nawet nie wiedząc jak wygląda!? - Nie umiał tego pojąć i widać to było po jego minie. On sam by zlustrował swojego amanta bardzo dokładnie nim zdecydowałaby się dać mu kosza. A nuż miałby ładne oczy?
- Dobra, nieważne, wiem o co chodzi. - Machnął na to wszystko ręką. - Pewnie nawet jakby był zabójczo przystojny, oczytany, pociągający, zabawny i Prasmok wie co jeszcze, tobie i tak nie zrobiłoby to różnicy. Wystarczy, że miałby ręce, którymi mógłby cię dotknąć - mruknął. Nie pojmował tego. Dotyk był przecież cudowny! Może nie każdy, to fakt, ale tej drugiej połówki… Choć jeśli chodzi o Kiki w zasadzie wszystko mu było jedno czy lubi być macana czy NIE, ZDECYDOWANIE NIE!!!, ale jakby się zastanowić kiedyś mogło jej to nieźle utrudnić życie. Może jak już podrośnie i zacznie czuć pociąg do przedstawicieli przystojnej płci?
Ale póki co nadal była szalonym smarkaczem.
- W sumie skoro nie poczekałaś, by się dowiedzieć to skąd wiesz… może umielibyście się dogadać? Jakbyś była dorosła tak byś zrobiła - powiedział zdecydowanie. - Jeżeli sam nie chce się żenić (a uwierz mi, nie chce) to razem moglibyście coś ustalić. Odwleczenie macierzyństwa na przykład - rzucił luźno, jakby Kiki w tej roli nie była wprost makabrycznym pomysłem, a droga do tego stanu nie była dla niej torturą. I dla tego durnia też.
Ale Rio miał coś więcej na myśli:
- Wtedy zadowolilibyście staruszków i na ileśtam setek mielibyście spokój. Wystarczyłoby od czasu do czasu rzucić, że chcesz tam nadal się uczyć czy coś… co tam robisz, pokazać się razem na kolacji i koniec. Nie musiałabyś plątać się po bankach (a ze wszystkich możliwych wybrać akurat tego!) i odstawiać tej całej szopki, nas przy okazji niemalże wyrzucając na słońce… I nie zwalaj na mnie. Ja nic nie wiem! Dla mnie to chore, żeby akurat ciebie… no, ale teraz jesteś tam tylko ty. - Spojrzał na nią smętnie. - Nic dziwnego, że chcą cię wydać. Ród zobowiązuje. A my… właściwie to co planujesz? - zmienił temat. Choć chwilowo i tak czekać mieli na decyzję Elci i przyszłość ich była niepewna to może Kiki o czymś jednak myślała.

Szuranie w sąsiednim pokoju nie zwróciło zbytnio jego uwagi - zbyt długo znał Darcia, by przejmować się każdym dziwnym odgłosem, który wydawał. Powinien za to lepiej pilnować siostry, bo ta patologiczna cholera zaraz po różowowłosym wpadała na najbardziej szajbnięte pomysły.
Tym razem nie zareagował na czas i oto efekt - kiedy tylko wesoła szmacianka kujnęła nożykiem w dziurę, rozległ się przejmujący wrzask. Wysoki jasny głos nie należał jednak do Darcia, a do Aima. Dało się to poznać od razu, a w razie jakichkolwiek wątpliwości niziołek uprzejmie służył pomocą:
- Y-Y! KREEEEW!!! K-KREEEEEEW!
Paniczny krzyk i echo walących się mebli zerwało Riosia na nogi. Popędził do sąsiedniego pokoju i wbił do środka, by zastać brata szlochającego już w koszulę Dawida. Różowowłosy siedział na podłodze przyciskając panikarza do siebie ni tuląc go ni krępując ruchy. Najwidoczniej zatrzymał go w biegu i teraz bał się puścić. Słusznie.
Okaleczoną dłoń trzymał Aim sztywno wyciągniętą za plecami Darcia i wciskając mu twarz w żołądek starał się na nią nie patrzeć. Choć regeneracja już zajmowała się raną, gęste stróżki krwi nadal brudziły dywan bezgłośnie wypływając z przeciętych żył. To było nie do zniesienia. Ta… ciecz! Chłodna, lepka, wampirza posoka… Amerin mógł o niej nie myśleć kiedy jej nie widział, ale teraz docierała do niego świadomość, że te ścieki pływają w całym jego ciele i brudzą, brudzą wszystko… WSZYSTKO!
Hamulce umysłu broniły go przed rozszarpaniem się na kawałki, ale już dostawał konwulsji. Daro współczuł mu i głaskał leciutko, jednocześnie z tępym zdumieniem patrząc na ścianę. Co prawda sam dosyć szorstko obszedł się z ręką brata, ale to ściana go zraniła! Była dziwna. Bo zwykle ściany nie atakowały tych, którzy w nich dłubali. Co najwyżej zawalały się na łeb. Ale ta stała. Stała i kuła, przeklęta. Zła ściana!
Daro wyszczerzył się i warknął w jej stronę, mocniej tuląc brata. Niech no tylko jeszcze raz go dotknie! Już on jej pokaże!
Elleanore
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Elleanore »

        Elleanore zasiadła do pracy z niemal buntowniczym nastawieniem, próbując nie zaniedbać obowiązków i walczyć z ostatnio spotykającym ją stresem w sposób odpowiednio oryginalny jak kłopoty, które ostatnio ją nękały. Dotyk jedwabiu na skórze uspokajał. Kojarzył się z domem, z jego ciepłymi, piaszczystymi wybrzeżami i pomarańczowymi gajami. Chociaż wiele lat z przeszłości, wiele wspomnień domu, do sielskich nie należało, Ell odcinała się od nich jakby dotyczyły zupełnie innego życia. Gdyby nie posążek, wiele ze wspomnień pozostałoby dalej zagrzebanych w zakątkach umysłu zapomnianych przez lata, pokrytych kurzem i pajęczyną niepamięci. Teraz chociaż rany przeszłego widma dały o sobie znać i dręczyły wampirzycę dodając swoje troski do już zgromadzonych ostatnimi dniami, suknia z delikatnego materiału i znajomy ciężar biżuterii nawet jeśli pochodziły z przeszłości, ich miejsce zawierało się w jej odrębnych rozdziałach, tym samym pomagały one uspokoić myśli hrabiny.

        Wypełniała dokumenty brzęcząc bransoletami, gdy do gabinetu wszedł Casjus donosząc kolejne pliki pergaminów. “Nie przeszkadzać” nigdy nie dotyczyło alfy oraz Lucki, lub wyjątków jak: dostarczenie ważnych dokumentów, sprawy nagłe, czy osobiste wezwanie szefowej. Wszystko oczywiście znacznie ułatwiała mentalna więź mieszkańców banku.
Korzystając więc z przywilejów Cas dostarczył kolejne papiery, po czym rzucił się na fotel z braku innych wygodniejszych mebli jak na przykład szezlong, który stał w prywatnej części, układając się w godnej pozycji, czyli jedną nogę przerzucając przez oparcie, podczas gdy druga spoczywała standardowo na dywanie. Łokieć podparł na przeciwległym podłokietniku, na pięści ułożył brodę, a żółte oczy wbił w sylwetkę siedzącej naprzeciw wampirzycy kulturalnie zajętej swoją pracą i nie zwracającej na niego uwagi.
        - Ell, musisz się wziąć w garść zamiast odstawiać cyrki rodem z kryzysu wieku średniego. Spójrz na siebie - burczał niskim głosem, łypiąc w wilczy sposób gdy Elleanore zaszczyciła go tylko krótkim spojrzeniem spod rzęs jakby prawił o pogodzie.
        - Figurki się nie czepiam, to nie moja sprawa - mruknął, jak nikt rozumiejąc, że w przeszłości się nie grzebało. Każdy miał swoje cienie i nie należało ich ruszać. Ale reszta wybryków była inną bajką.
        - Niemal adoptowałaś bandę jakichś nieudaczników - kontynuował.
        - Siedzisz w biurze w jakiejś halce. Ell, książki są tylko marną namiastką życia, podobnie jak stroje. Jeśli potrzebujesz odmiany, sięgnij po nią. Pieprz wszystko. Jedź nad morze. Odpocznij. Znajdź sobie kogoś, nawet może być to ten półślepy pies - wilkołak plótł swoje kazanie, stopniowo przyciągając coraz uważniejsze spojrzenie wampirzycy. W srebrnych ślepiach powoli pojawiało się ostrzeżenie, że wilk przekracza swoje kompetencje. Ale Cas niewzruszenie kontynuował. Nie bał się takiego łypania.
        - Albo zwróć mi moją szefową - zakończył dobitnie, na co Elleanore wywróciła oczyma i złożyła kolejny podpis. W tym momencie wybrzmiało pukanie do drzwi i nie czekając na zaproszenie, do biura wszedł Junior.
Ledwie zdążył przestąpić próg, a zamarł w półkroku, całkiem zapominając w jakim celu przyszedł. Casjus wskazał go wzrokiem, po czym wymownie spojrzał na Ell, pytając w myślach - "Widzisz o czym mówię?".
        Tymczasem Junior odstawiał własną pantomimę. Zerknął na alfę, powłóczył przeciągłym spojrzeniem do hrabiny i znów wrócił do alfy z niemym, ale wyjątkowo wyraźnym pytaniem “Co z nim było nie tak?”. Jakby samo pytanie potrzebowało wyjaśnienia czego się ono tyczyło, wilk wskazał wzrokiem nieumarłą.
Casjus był na granicy. Dosłownie warknął ponaglająco, co trochę otrzeźwiło nowego.
        - A tak, posłaniec przyniósł list. - Arthur nagle i z wsparciem alfy, przypomniał sobie przyczynę przybycia i podał zapieczętowaną kopertę.
        - Dziękuję - odparła Elleanore odbierając przesyłkę, bardziej rozbawiona sytuacją niż przejęta sugestiami Casa, podczas gdy Art stanął na powrót wlepiając się w szefową, oczywiście oczekując kolejnego zadania.
        - Spieprzaj - znów do rzeczywistości przywołał go walczący Casjus. Ell mrugnęła przytakująco, na co Juniorowi nie pozostało nic innego jak oddalić się, kłaniając się dworsko.
        - Tak nie może być - odezwał się brunet, jak tylko zamknęły się drzwi. - Takie zachowanie prędzej czy później będzie miało swoje konsekwencje - marudził, gdy kobieta zerkała na niego pobłażliwie znad otwieranej koperty. Przeczytała list z krótkim zastanowieniem i wróciła do papierów. I wtedy rozległ się ten nawet nie zwierzęcy wrzask. Aż stalówka zawsze kreśląca nienaganne linie, uderzyła w papier, zostawiając paskudny kleks. Tego było za wiele. Elleanore wstała gwałtownie, dosłownie odrzucając pióro do kałamarza i wypadła z biura odprowadzana warczeniem dowodzącego wilkołaka. - Ubierz się chociaż!
Biała zjawa pomknęła prosto do pokojów wampirków. Drzwi rozwarły się z hukiem, a smukła postać stanęła w pełnej swej gracji w progu, mając okazję do podziwiania kolejnej scenki rodzajowej w wydaniu ułomnych pijawek.
        - Co tu się do stu otchłani wyprawia? - zapytał perfekcyjnie oziębły głos.
Awatar użytkownika
Kiki
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kiki »

        Kiki cieszyła się na spotkanie braci tak, jak tylko stęskniona siostra potrafi, ale jak to bywa z rodziną - gdy minęła pierwsza euforia (jednostronna na dodatek) ze spotkania, zaczęły się problemy i drażliwość. Teraz wampirzyca wydęła usta z niezadowoleniem, a po chwili nadmuchała wręcz całe policzki, gdy słowa brata jedno po drugim uderzało w nią z rażącą siłą.
        - Brałam nogi za pas, póki mogłam! - odkrzyknęła w złości, już mając plan nigdy więcej się do niego odzywać, gdy ten wreszcie powiedział coś mądrego i wampirka otworzyła szerzej oczy. - No przecież właśnie! To, to jest właśnie ten problem no! - sapnęła już nieco bardziej uspokojona i przekonana, że bratu wracają zmysły. To był cały problem z męskimi rękami, one tak jakoś zupełnie dziwnie ciągle sięgały w jej stronę i Kiki nie mogła tego ani pojąć, ani zaakceptować, więc po prostu przed nimi uciekała, ewentualnie odgryzała.
        Dopiero po chwili uspokoiła się na tyle, by odgarnąć skołtunione włosy za ucho i lepiej słyszeć rady starszego brata. Zaczynając mówić brzmiał nawet jakby miał jakiś plan, więc spojrzała na niego z większym zainteresowaniem, ale po chwili zdębiała słysząc jedno z TYCH słów. “Macierzyństwo”. Przez moment Kyorinowi udało się doprowadzić do sytuacji mającej miejsce raz na kilkadziesiąt lat, czyli absolutnie nieruchomej i milczącej Kiki de Ville, która nawet nie drgnęła wpatrując się w brata pustym wzrokiem. Później… później wybuchła.
        Nieliczne obrazy wiszące na ścianach spłynęły po nich kolorowymi strugami, uderzone mackami chaosu, gdy te wystrzeliły z wrzeszczącej wampirki, która brzmiała jak wściekła kobra. Nieliczne słowa niezaliczające się do kategorii tych powszechnie uważanych za (wybitnie!) wulgarne nie składały się nawet na żadne bardziej sensowne zdanie, które można by bezpiecznie przytoczyć. Eufemistycznie rzecz ujmując Kiki dała swojemu bratu wyraźnie do zrozumienia, że jego pogląd na jej przyszłość jest co najmniej mylny, średnio inteligentny, podobnie jak on sam, oraz że wampir ma przestać ją drażnić, bo jej się zaraz cała tęsknota cofnie i ona go najzwyczajniej w świecie rozszarpie na strzępy. Później się obraziła i poszła do ściany, zaintrygowana nietypowym dźwiękiem oraz w nastroju do jak najszybszego uciszenia chrobotania. Nic tak nie poprawia dziewczynie humoru, jak lejaca się gęsto krew. Chyba, że to jej.
        Albo Amisia…
        - Amerin! - pisnęła, podskakując w miejscu, jak spłoszony kot, by po chwili z furkotem narzutki i koszuli wpaść za Kyorinem na korytarz, i z takim samym pędem wpaść do sąsiedniego pokoju.
        Tam zaś jej szlochający brat wtulał się w tego różowowłosego łypacza, z ręką wyciągniętą jak najdalej od ciała i chociaż po ranie nie było już śladu, jasną czyściutką skórę wampira wciąż znaczyły plamy krwi. Kiki zamarła. To on chrobtał w ścianie. DŹGNĘŁA AMERINA!
        Początkowo wystraszone, a później wściekłe spojrzenie Kiki spoczęło ciężko na Daro. To jego wina! Na pewno! Musiała być! Amiś w życiu by nie chrobotał w ścianie, to absurdalne w ogóle. Nie raz zawzięcie szorował tynk, ale na pewno nie kruszyłby sobie gruzem na podłogę, to było totalnie i zupełnie wykluczone, przecież znała swojego brata!
        Dopadła szybko do dwóch wampirków i wyczarowała niewielką ściereczkę, którą zaczęła czyścić dłoń wampirka, wzdrygając się tylko raz i hamując odruch wymiotny, gdy drżąca w konwulsjach kończyna brata trzęsła jej się w ręce. Ugh, ciało, bleh!
        - Amiś, ciii, nie cierp, zobacz, już nie ma krwi, już jest czyste! - mówiła do brata wyjątkowo spokojnym i miłym głosem, tak jak jej się to zdarzało, gdy zapomniała, że jest szurnięta.
        Wiedziała co prawda, że w kryteriach Amerina, tej ręce do czystości było jeszcze daleko, ale przynajmniej nie kapała już z niej krew, której najmniejsze ślady wampirzyca starła z wyjątkową starannością. Nie mogła nic poradzić na niewielką plamę cieczy, która zdążyła już wsiąknąć w perfekcyjnie czysty do tej pory dywan, więc tylko rzuciła na nią inną wyczarowaną szmatkę, by Amisia po oczach nie biła, dopóki wampir nie dojdzie do siebie na tyle, by zabrać się za sprzątanie.
        Gdy drzwi rozwarły się znów na oścież, Kiki nawet nie odwróciła spojrzenia w tamtą stronę. Świat w jej oczach był tak chaotyczny sam w sobie, że tak niewielkie zmiany, jak otwarte nagle wejście do pokoju przemykały praktycznie niezauważone, a na pewno zwyczajnie nie zdobywały zainteresowania wampirki. Dopiero nowy głos w pokoju zwrócił jej uwagę i czarnowłosa odwróciła się, spoglądając z zainteresowaniem na Kobietę.
        - Już nic. Am… Aim krwawił, ale przestał - rzuciła, wzruszając ramionami.
        Uśmiechała się jednak zadowolona, że zastosowała upośledzone przezwisko, nadane Czyścioszkowi przez ich upośledzonego brata. Na pewno nie doceni, ale już nie będzie mógł narzekać, jeden zero dla niej. Strzeliła jeszcze spojrzeniem w stronę warczącego na ścianę Daro, ale nie wiedziała o co mu chodzi, ani jej to nie interesowało, więc tylko znów wzruszyła ramionami, uznając całą tę sytuację zupełnie niewartą uwagi, jaką się jej poświęca. Po chwili też otworzyła buzię, jakby chcąc zadać jakieś pytanie, ale spojrzała na Kyorina i zamknęła usta, kręcąc nimi w wyrazie łaskawej ugody zmieszanej z niezadowoleniem, gdy postanowiła być grzeczna i się nie odzywać, skoro jemu tak to przeszkadzało. Poza tym, jak już przestanie się debil ślinić, to może ustali nieco ich status tutaj, bo jak mają robić tę demolkę to ona by chciała wiedzieć. A jeśli nie, to zdecydowanie powinna wiedzieć.
Awatar użytkownika
Daro
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 56
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Włóczęga , Żebrak , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Daro »

        Wpadka za wpadką. Kyorin czuł się jak rozpustny pomywacz w szkole dla dziewcząt. Tylko tu dziewcząt brakowało - byli jego stuknięci bracia, pechowy on, siostra (więc nie dziewczyna) i Elcia, która dla odmiany była kobietą, ale tak chętną do zabaw jak on do zjedzenia kaktusa. Wszystko było nie tak. Gdyby chociaż umiał się do niej przymylić, żeby chociaż jeden z tych kundli stał po ich stronie!
To było cholerne pole bitwy.
Nie - okopy.
Musieli chronić się jakoś przed najazdem wroga, a jakoś tak się złożyło, że stacjonowali na jego terenie. Tuż przy bazie. W sumie rozłożyli biwak pod samym nosem wrogiej armii i w najlepsze żartowali sobie o zwykłych męskich świństwach.
No, a Kiki im się wprosiła i nawet nie przyniosła zapasów i czystej bielizny na zmianę!
Podły świat i okrutny. Wcale niełatwo być wampirem… zwłaszcza takim młodym i przystojnym! To się wszystkim tylko tak wydaje - wielkie rezydencje, banki, wysokie stopnie wojskowe, piękne uległe służące, orszak sługusów, rozkochane dziewice, ponadprzeciętna siła, szybkość wściekłego borsuka i do tego ta przeklęta regeneracja, przez którą wąpierzy trudnej się pozbyć niźli kurzajek. Ale to nieprawda.
Wszędobylskie kazirodztwo, układy między rodami, surowe wychowanie robiące z dzieci niewolników lub przedłużenie ojcowskiej ręki, odtrącenie przez wszystkie inne możliwe rasy, samotność, problemy psychiczne i emocjonalne, kłopoty z łowcami, wydziedziczenia, zabójstwa i całe inne dworsko-intryganckie świństwo (które swego czasu uwielbiał) były krwią powszechną. A on padał tego ofiarą.
No, może nie wszystkiego, ale część na pewno go dotyczyła. Wampiry były okropnymi kompanami - zadufane w sobie, poważne czy chłodno-obojętne, sztywne lub uwielbiające wszystko rozwalać - taka była powalająca większość z nich. Mieli własne sprawy i interesy i ich się trzymali, jakby wszelka radość i przyjemności życia były im nie tyle zbędne co nieznane. No, Kiki przynajmniej miała fajne zainteresowania, ale poza tym była stukniętą ofiarą nieporozumień domowych. Ale to chyba nie to jej zaszkodziło. Ona musiała być taka od zawsze.
Z Amerinem też nie po kolei było od najmłodszych lat, zdaje się. Jedynie on, Rio, wyjątkowo długo się trzymał, ale ostatecznie jak wszystkie dzieci swego ojca - przegrał. Przynajmniej w wampirzym świecie.
Od tego czasu sporo się nauczył. Widział inne kultury - dzikie futrzaki wyjące do księżyca, zawadiackie kotki, prostych ludzi czy żyjących zgodnie z naturą opętanych elfów. I jakoś tak doszedł do wniosku, że chyba jednak podobają mu się oni bardziej. Nie tęsknił do krwi i ciemności - one towarzyszyły mu zawsze. Brakowało mu innych nieumarłych; podniosło-grożącej atmosfery Maurii. Ale teraz kiedy tu był, wreszcie zrozumiał swój błąd.
Wampiry były szalone. Znał doprawdy niewielu, którzy zachowywaliby się normalnie, i jeszcze mniej takich, którzy nie sprzedaliby go ojcu za garść fasolek. Nawet nie magicznych.
Teraz, kiedy Kiki zwiała sprzed ołtarza, Elcia siała terror, Orvallo wisieli mu nad głową niby cień słonecznej śmierci zapragnął tylko jednego - wrócić do beztroskiego życia gdzieś daleko stąd. Tak, tak, myślał o tym czy nie oddać by Darcia rodzinie, ale… TO BY BYŁO OKROPNE! Kto wie co by mu zrobili, jakie okropne zabawy urządzali sobie kosztem biednego głupka. No i… jego siła była Riosiowi przydatna. Może pochopnie chciał ulec namowom dobrego serca i pozbyć się takiej szansy… co niby zrobiłby sam z Aimem?
Razem przynajmniej dobrze się bawili.
Kurdupel w panice starał się zapomnieć o posiadaniu (tak brudnej) ręki, Darcio go obłapiał, Kiki o dziwo ratowała sytuację, a on stał i załamywał się w progu. Oni naprawdę (nie licząc Daro) żyli kiedyś pod jednym dachem?

Powrót Strasznej Szefowej odwrócił jego uwagę od rodzeństwa - z początku spiął się przerażony, ale gdy ją zobaczył - przeszło mu.
Jakim cudem tak sztywna decha miała tak wielki… i ubierała się jak prostytutka najwyższej klasy. Cholera, nie miał nawet tyle pieniędzy! Chociaż i tak by mu nie dała. Mógł jednakowoż popatrzeć i musiał przyznać: zrozumiał czemu stąd jeszcze nie uciekł - zostawić TO na pastwę przypadkowych drętwych ponuraków z majątkiem i charakterem? Gdzieżby śmiał!
- Mały wypadek; Kiki ma tendencję do rozkrwawiania przypadkowych osób w czasie rozmowy - wyjaśnił uśmiechając się uroczo, choć nie łudził się nawet, że takie wyjaśnienie będzie zadowalające dla starej Ell. - Bardzo przepraszamy za hała…
- TO TA ŚCIANA! - Daro nagle przejął pałeczkę, zrywając się z podłogi. Nadal trzymał w objęciach roztrzęsionego braciszka, ale wyglądał jakby nawet nie zarejestrował tego faktu - tyle tylko, że gdy zaczął gestykulować, to go upuścił.
- ELCIAAA! - jęknął przechodząc nad wybudzonym z popłochu Amerinem i o mało nie złapał jej za ramiona. Nachylił się konspiracyjnie, z pełną powagą na ładnej poniekąd buźce:
- Ona ugryzać Aima. Czemu trzymasz takie niebezpieczne w domu? Mogą zrobić komuś ała i zabić. Ja je zabiję pierwszy, dla ciebie - zaoferował się, gotowy z miejsca rozpirzyć cały budynek. Oczywiście intencje miał jak najlepsze - po prostu umiał wyobrazić sobie, że bank i cała kamienica nadal dobrze się dobrze trzymać bez krwiożerczych elementów konstrukcyjnych, nawet tych najbardziej podstawowych. Utrzyma je potęga wspólnej miłości i zrozumienia wszystkich mieszkańców!
To na pewno.
- To nie ściany przecież, to Ki… - wtrącił się Kyorin, ale zerknąwszy na małą gryzawkę postanowił darować sobie uświadamianie brata. Niech będą i ściany, byle nie rozwalił ich przed ucieczką.
- Ładne. - Daro na szczęście nie zarejestrował i już myślami (i palcami) błądził przy jedwabnej tkaninie okrywających ciało szanownej matrony. Złapał delikatnie fałdkę formującą się na wysokości jej talii i przyglądał się zafascynowany. Ładne i miękkie… lubił takie rzeczy. Ale jego koszula była chropowata, więc nie wymiział sobie nic ostatnio. Teraz miał okazję.
- Zostaw to! - Rioś znowu się wtrącił, ale zamiast odpędzić brata sam zaczął studiować materiał. - Ty, faktycznie… Elcia, skąd ty bierzesz takie rzeczy, przecież to jest cudne! - Spojrzał na nią już nawet bez śliny na wargach, a za to z cieniem inteligencji na buźce. W końcu moda wszelkiej maści była jego konikiem, nie mógł nie docenić samej wysokiej jakości ucieleśnionej tuż przed nim. Zwłaszcza, że nawet ten nieestetyczny tłuk się do niej uczepił.
- I czysta. - Nagle do chórku opiewającego gust Elki dołączył jeszcze jeden nieśmiały głosik. To Aim siedzący na (umytej!) podłodze utulił jedną z kobiecych nóg i z zachwytem upajał się wonią mydła. Oczywiście na suknię też zwrócił uwagę i nie omieszkał zerknąć czy nie czai się na niej jakaś zdradziecka plama, ale trudno było stwierdzić czy zajmuje go czystość skóry nieumarłej czy właśnie jej przyodziewku.
- Kiki, ty lubisz ciuchy, nie chciałabyś założyć dla odmiany czegoś takiego, z klasą? - zażartował najmłodszy z braci ciesząc się, że wszyscy już się pozbierali i starając się nie myśleć o nadchodzącym ścięciu. Bądź co bądź Elcia nie należała do klasy dających się obłapiać panienek, kara była nieunikniona.
No ale ten jedwab!
Elleanore
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Elleanore »

        Wpadła do części chwilowo okupowanej przez przygarnięte wampirki z pytaniem, ale w zasadzie nie była pewna jakiej odpowiedzi oczekiwała i czy w ogóle jej oczekiwała. W końcu kogo pytała… Tymczasem nawet czegoś zbliżonego do odpowiedzi dane jej było doświadczyć. Zbliżonego, gdyż pełnym wyjaśnieniem to nie było.
Aim krwawił, ale przestał. Też nowina. Był wampirem a to miało do siebie to, że zazwyczaj szybko przestawał krwawić. Tak było z większością wampirów. Pytanie bardziej brzmiało czemu niby broczył posoką. Ale od zielonookej bestyjki nie próbowała wyciągać szczegółów. W zamian jej uwagę przyciągnął konusowaty mądrala.
Zerknęła na niego z obojętnością, chociaż właśnie wydało się, że tajemnicze samoskrwawienie bez winowajcy nastąpiło przy czynnym udziale nadmiernie temperamentnej istotki. Przeprosiny już do skutku nie doszły. Ze swoimi wyjaśnieniami dobiegł do nich różowowłosy wampirek. Brew Elleanore drgnęła kilkukrotnie jako jedyny wyraz emocji.
Ściana, ściana ugryzła wampira... znaczy coś co teoretycznie wampirem było. Hrabina przez kilka uderzeń serca musiała się poważnie zastanowić czy Daro mówił serio, czy bezczelnie z niej sobie kpił. Te oczy jednak nie kłamały, a wampirek aż palił się do ratunku i pojedynku z krwiożerczymi murami, nawet i dla niej. Normalnie urocze. Ell prawie uśmiechnęła się pobłażliwie... prawie.
        - Najwyraźniej byliście niegrzeczni, one nie lubią być niepokojone, bo wtedy gryzą - wytłumaczyła spokojnie, zupełnie jakby mówiła o sprawie całkiem logicznej i normalnej.
        Do atencji płci przeciwnej względnie przywykła, chociaż chyba nie w takiej formie. Popatrzyła na zainteresowanego jej odzieniem przechylając głowę i pogłaskała różowe włosy, jakby chwaliła psiaka.
        - Ładne - przytaknęła. - Masz dobry gust. - Ten wampirek, mimo iż najmniej lotny umysłem ze wszystkich (chociaż jakby się głębiej zastanowić to ta teza mogła być błędna, i zależna od punktu patrzenia oceniającego) w każdym razie wydawał się najbardziej zdatny do tresury. Reszta rokowała już znacznie gorzej. Wzrok przeniosła na Rio, odpowiadając dopiero po chwili.
        - Od tkaczy zza morza - odezwała się, znacznie bardziej pogardliwy wzrok przenosząc na pełzającego krwiopijcę. Oziębłe oczy spojrzały z przyklejonego do jej pasa konusa na tego, który uczepił się jej nogi. Czyste… też wymyślił. Poruszyła kończyną zupełnie jakby sprawdzała bransoletkę założoną przed momentem. Szopka w najczystszej postaci. Żarty, żartami, rozmowy o garderobie rozmowami, ale nie dlatego tu przyszła. Z gracją tancerki wymknęła się z objęć wampirycznych namiastek i otaksowała czwórkę kolejnym chłodnym spojrzeniem.
        - Nie lubię się powtarzać - zaczęła. - A wy w tak krótkim czasie zmuszacie mnie do tego stanowczo zbyt często. Przepraszasz za hałasy? Po raz kolejny chyba chciałeś dodać - wytknęła bezlitośnie.
        - Lepiej wysilcie swoje makówki i podajcie mi chociaż jeden dobry powód, dla którego mam to dalej tolerować. Dlaczego mam zrezygnować z powiadomienia rodziny de Ville, że dwóch renegatów z ich krwi i jedna uciekająca panna młoda są pod moim dachem. Obawiam się, że i ród Orvallo byłby zainteresowany tematem. Myślicie, że tak łatwo rzucić fikcyjnymi nazwiskami by ukryć swoją tożsamość? - rzuciła retorycznym pytaniem, w końcu właśnie dała dowody przeciw. Ostatnimi czasy Ell nie próżnowała. Chciała wiedzieć kogo wzięła pod swój dach, nawet jeżeli głośno nikomu nie przyznawała racji. Wampiry nie lęgły się na drzewach. Mając odpowiednie kontakty i znając właściwych ludzi można było dowiedzieć się prawie wszystkiego. Informacje o zaginionych i poszukiwanych nieumarłych nie były najściślej strzeżonymi danymi, a oczekiwane wiadomości były właśnie w liście przyniesionym przez Arthura.
Awatar użytkownika
Kiki
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kiki »

        Kiki z wyjątkową i podejrzaną delikatnością opatrywała Amisia, gdy ten podstępny szczur nazywający się jej bratem od razu zaczął klepać na widok Kobiety. Kapusta! Wampirka warknęła i rzuciła go z miejsca wyczarowaną metalową kulką, która trzasnęła Kyorina w łeb i przerwała mu chociaż na chwilę, którą to niezwłocznie wykorzystał ten dziwny taki. Zielone oczy skoczyły do różowłosego, próbując pojąć co też ten najlepszego wymyśla, ale po chwili błysnęło w nich zrozumienie i brunetka wyszczerzyła kiełki w zadowoleniu.
        - Paskudna ściana – powtórzyła z niewinną minką najedzonego kota, który zaraz parsknął śmiechem, gdy Amiś z hukiem spadł na ziemię, rozdarty między dalszym krzykiem a próbą nadążenia za biegiem wydarzeń.
        Kyorin za to po raz kolejny próbował coś spieprzyć i Kiki spojrzała na niego znacząco, czyli z dzikim ogniem w oczach, zapowiadającym śmierć w męczarniach, jeśli natychmiast nie zamknie dzioba. Poskutkowało. Nie wątpiła co prawda, że Kobieta nie da się nabrać i wcale nie chodziło jej o to by się wybielić, bo losie, jak bardzo jej było z tego powodu wszystko jedno, ale uważała za przezabawne, że dorosły (mniej więcej) wampir, jest taką tępą pałką.
        Na materiałach za to się znał, a to ciekawostka. Kiki strzeliła spojrzeniem w stronę tulącego się do kobiecej sukni krwiopijcy. Phi! Ona nawet stąd widziała, że materiał jest cudowny! Ale nie był czarny, więc wiadomo, pozamiatane. Trzy przytępawe kurduple jednak tuliły się do tkaniny jak do panny… a zaraz… bo Kobieta w sumie była kobietą, to by wiele wyjaśniało z zachowania jej durnego, ale łakomego na wszystko co ma cycki, brata. Kiki prawie przywaliła sobie otwartą dłonią w czoło. To dlatego tu byli! Bo cycki! No przecież!
        - Czyś ty do reszty zdurniał? – prychnęła spoglądając na brata i suknię na zmianę. – Jeszcze czego! Jako szal co najwyżej! Bez obrazy, Kobieto, ładne to masz, ale widać… no w sumie prawie wszystko, no i nie jest czarne, więc wiesz... – Wzruszyła ramionami, przyglądając się białowłosej, gdy ta nagle zaczęła mówić.
        Początkowo Kiki niespecjalnie się przejęła groźbami, bo zwyczajnie nigdy tego nie robiła i stąd większość jej życiowych tarapatów, ale te nawet początkowo jej nie dotyczyły. Wtedy jednak padło hasło o uciekającej pannie młodej i wampirka zjeżyła się jak wystraszony kot.
        - Nie! Nie w tym nieżyciu – syknęła, cofając się o krok. – Ja nigdzie nie wracam, żoną nie będę, ile razy do cholery mam to wszystkim powtarzać! Ty Kobieto jesteś wdową, to powinnaś rozumieć, nie? Zaciukam go normalnie prędzej niż żoną będę! Jak nas nie chcesz to spadamy, tak Kyorin, nie ślep tu na mnie, serio mówię! Ja do domu nie wracam i ani ty, ani Kobieta, ani Moar mnie nie zaciągniecie! Tam jest ojciec i ten tamten, co to ja jego żoną mam być, mowy nie ma!
        Wampirka stanęła w pozycji absolutnie nieruszalnej, czyli splotła ręce na piersi i łypała groźnie, a każdego kto próbowałby ją siłą ruszyć pewnie rozszarpałaby na strzępy. A na pewno by próbowała.
        W swojej wypowiedzi oczywiście nie wzięła pod uwagę faktu, że zauroczony Kyorin może zwyczajnie posłać ją w diabły, a samemu wykonać każde polecenie Kobiety, bo przecież byli rodziną, nie? No dobra, u nich to akurat guzik znaczyło, ale z rodzeństwem zazwyczaj miała całkiem niezły kontakt, bo przecież ani się nie pozabijali nigdy, ani nie sprzedali, więc normalnie wzorcowe relacje. Moar zrobiła jej świństwo (wszystko przez tę wazę!), ale Kiki i tak zwalała winę na ojca, bo na pewno ją zmusił, żeby ją tak podstępem zaciągnęła, ona sama by tego na pewno nie zrobiła, bo też przecież żoną nie jest i powód jakiś pewnie jest! Więc mowy nie ma, ona prędzej tę budę rozwali, że kamień na kamieniu nie zostanie, ale do ojca to się nie zbliży na staję.
Awatar użytkownika
Daro
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 56
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Włóczęga , Żebrak , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Daro »

        Do tej pory szło dobrze. Znaczy - tragicznie źle, ale nie aż tak. Jakimś cudem mogli sobie tu nocować i ogólnie być i choć taka egzystencja była raczej mało ciekawa - to była. Na plan awaryjny nadawała się w sam raz, tym bardziej, że Rio miał w sobie niegasnącą nadzieję na romans z kuszącą, egzotyczną bankierką. Była jednak jedna rzecz, która w jednej chwili potrafiła przywołać go do porządku, i nie mowa tu o kulce od siostry. Kiedy Elcia odpowiedziała Daro w jego własnym niedorozwiniętym języku, kiedy odpowiedziała im (inteligentom wszechwampirzym), a nawet kiedy przypomniała srogo coś o powtarzaniu, nadal myślał, że wywinie się z tego jak zwykle. Już chciał sobie żartować, robić słodką minkę, kręcić - ale następne słowa zmroziły w nim całą krew. Na mrugnięcie oka jego twarz stała się wyrazem najwyższej zgrozy i przerażenia. Ale zaraz powróciła do poprzedniej rutynowej bladości, choć młodzieńczy blask łajdaka zniknął z niej już na dobre.
Na całe jego szczęście ani Aim ani Daro nie zareagowali tak gwałtownie jak on. Odlepieni od Elki popatrzyli na nią zaskoczeni, ale mało przejęci. Daro zwiększył swoją czujność, bo usłyszał rodowe nazwisko, a miał go nie używać, ale nie dotarł do niego ciężar spokojnej groźby. Aim natomiast doskonale wiedział w jakiej znajdują się sytuacji, ale… samo przyjście do Maurii wiązało się z ryzykiem i zwyczajnie się tego spodziewał. Jeżeli Rio się tego podjął to musiał mieć jakiś plan (a przynajmniej niziołek w to wierzył). Ostatecznie zresztą, choć przez rodzinę skreślony, nie był w takiej niełasce jak młodsze rodzeństwo, które albo to uciekło z premedytacją, albo zostało bez pardonu z dworu wykopane. Mieli go tam za umysłowo chorego i został wyciągnięty w świat niemalże wbrew woli. Może nawet mógł jeszcze wrócić.
Ale czy chciał?
Decyzję zostawił bratu. Czuł, że to w niego słowa Elleanore uderzą najmocniej i nie pomylił się. Rio miał nerwy ze stali jak trzeba było, ale właśnie stanął twarzą w twarz ze swymi dwoma największymi lękami. Dwa wampirze rody, których unikać powinien bardziej niż słońca - o których nie powinni nawet słyszeć, a którzy tym bardziej nie powinni słyszeć o nim. Doprawdy trzeba było być zdolnym, by w tak młodym wieku i przy tak niewielkiej pracy stać się wrogiem tak potężnych osób o mściwym usposobieniu i niezawodnej pamięci.
Rioś przełknął ślinę, ale zapanował nad gwałtownie rozdzierającą jego ciało paniką. I mniej się przejmą słowami Elleanore, tym mniej będą ją kusić by ze swej wiedzy korzystała. Potrzebował tylko paru godzin. Tylko kilku - aż do zachodu.
- Cóż… nadal nie wiem dlaczego zgodziła się pani nas przyjąć, więc może jakiś powód jest. - Starał się zażartować, ale zmiana w sposobie zwracania się do ,,Elki” już go w sumie zdradziła. Ale to nieważne. Już niedługo…
- Będziemy od tej pory grzeczni jak upadłe aniołki - zapewnił starając się odzyskać resztki panowania nad drżącym głosem. Nawet nie próbował dyskutować i się tłumaczyć z tej całej zamiany imion. Nie sprawa wampirzycy dlaczego je zmienił! Poza tym większość już wiedziała. Podłe wampiry; sami zdrajcy, szuje i kolaboranci. On też, ale siebie lubił. Znał swoje motywy i było mu z nimi jak najbardziej do twarzy.
- Myślę, że… trudniej niż sądziłem - dodał jednak, by nie zdradzić przynajmniej pośpiechu. Jedyne czego chciał, to by krwiopijczyni uznała ich za nieszkodliwych idiotów i poszła sobie, zabrawszy przy okazji swoją armię sierściuchów. Jeszcze kilka chwil temu zapewne starałby się dojść z nią do porozumienia, że przecież ona wie czemu się ukrywa i że w sumie czemu miał by nie u niej, ale… ona od początku w ogóle go nie szanowała. Ich. Nie szanowała, nie lubiła i o ile czegoś sobie wcześniej nie uknuła, faktycznie nie miała powodu z nimi tu siedzieć. A oni z nią. Może Kiyorinowi jej uroda imponowała, ale co mu z towarzyszki, która zwyczajnie… nawet nie jest towarzyszką? Nie lubiła ich to nie, mogą zniknąć, byle nie narobiła im więcej kłopotów niż oni jej. Teraz po prostu przestał się łudzić, że z tą babą mogą się…
Że niby liczył na przyjaźń?
Rio, młody idioto - nie łudź się! Masz tylko braci. Masz tylko tych, których sam wytresujesz. Tylko tych, którzy nie mają innego wyboru jak z tobą być. Tych co są zbyt głupi by pomyśleć czy to się im opłaca.
A, no i siostrę.

Mimo długo prowadzonego cyrku aktorskiego wampir nie był idiotą, a przede wszystkim - nie ufał innym krwiopijcom. Mógł tak jak Kiki prosić, by Elleanore puściła ich, ale czemu niby miałaby to zrobić? Pod groźbą rozwalenia banku? Mogli, mogliby spróbować, ale z zaskoczenia, a nie tuż pod jej okiem - byłaby w stanie mocno ich poturbować, nawet jeżeli wojaczka nie była jej typem zajęcia. Zbyt ryzykowne. Wolał więc ją zniechęcić do interwencji i zmniejszyć zainteresowanie całą sprawą. Niestety pewnie wiedziała jak wielkie może odnieść korzyści jeśli Daro wróci do rodziny… i dopadną też przy okazji jego, sprawcę wszelkich nieszczęść. Pewnie choć słabo związani z tym miastem obsypaliby ją kwiatami i przysłali jej Riosiowe szczątki, by zrobiła sobie z nich naszyjnik.
O nie.
Nie! Jeśli nie był z nią za nieżycia, to w drugim nieżyciu na pewno nie będzie go nosić! Nie pozwoli na to!

Długo trwał w niezręcznym milczeniu. Być może Elka łaskawie dała im parę chwil do namysłu, bo w końcu przestała naciskać tym swoim surowym spojrzeniem. Miała swoją pracę, więc ile mogła tu tkwić w towarzystwie niedorozwiniętych szubrawców. Rio uśmiechnął się przepraszająco i zamknął drzwi. Od wewnątrz oparł się o nie i osunął na (nadal czystą) podłogę. Błędnym wzrokiem powiódł po buźkach rodzeństwa.
- Wychodzimy - wyszeptał.
- Się przesuń - Daro na komendę chciał wyjść przez drzwi, ale mu głupek tarasował.
- Nie teraz! Jak będzie zachód! Nie zapominajcie, że nie każdy się może prażyć!… zresztą nieważne. Nie ruszajcie się. Nie zwracajcie na siebie uwagi. Siedzimy tu do zmroku i jeśli nikt się nie zjawi, zabieramy rzeczy i zwiewamy stąd jak najdalej. Jak będą czegoś chcieli rozwalcie gdy tylko przejdą przez ten próg.
- Nie przejdą, bo siedzisz.
- I dobrze!!! - Rio warknął szeptem na różowowłosego, ale to z nerwów. Dawno już nie widzieli go w takim stanie. Zwykle po prostu wszystko miał pod kontrolą i wydurniał jak mu się podobało. Teraz jednak zdjęty był paraliżem i wyglądało na to, że ma zamiar faktycznie wymusić na nich siedzenie w bardzo podejrzanym bezruchu.
Albo przynajmniej nie wypuścić ich z tego pokoju.

Szczęściem w nieszczęściu nikt nie przyszedł. Godzinę, drugą, trzecią. Rodzeństwo musiało tylko jakoś wytrzymać samo ze sobą. I ze ścianami. I niestety w całym planowaniu Rio przegapił ostrzegawcze błyski w bladych oczach Różaka. Normalnie dostrzegłby je bez problemu i odpowiednio pokierował wampirkiem, ale tym razem problemy zdecydowanie go przytłoczyły i pozostał ślepy na takie sygnały. Kiedy nadszedł czas wychylił się na korytarz i dał znak do grabieży. Sam wrócił na chwilę do pokoju, gdzie zwinął tyle rzeczy ile tylko mógł nieść, choć większość z nich i tak znalazła się w kamienicy za jego sprawą. Kosztownych mebli zabrać nie miał jak, choć zapewniłoby im to niezły zysk… ale nie, ucieczka ważniejsza. Po co komu zysk w lochach u Orvallo. Albo na ołtarzu w towarzystwie rodziny, jak w przypadku Kiki.

O ile wydawał polecenia, o tyle nie prowadził ucieczki - do wyjścia na ogród doprowadzili ich Aim i Daro. Obaj mieli niewiele łupów. Aim swoją torbę pełną mydełek i mikstur odkażających, a Daro kocyk, który mu się spodobał. Przełożył go sobie zresztą przez ramię i kiedy już wychodzili w pełnej konspiracji, zrobił coś do czego szykował się dłuższy czas. Nie miał nic za złe Ell, ale na poważnie potraktował jej słowa o ścianach. I przez ten szereg minut wysiedzianych w pokoju bardzo je znielubił. Podstępne i gryzące. Pewnie jak tylko oni wyjdą zaatakują wampirzycę i zrobią jej krzywdę. By do tego nie dopuścić, bez ostrzeżenia zrobił zamach i jednym pacnięciem przesączonym magią pustki wyeliminował jedną z wewnętrznych ścian nośnych, która pozostawiła po sobie tylko upadające na podłogę kinkiety i głuchy trzask stropu. Zaraz zaś potem przeciągły, złowieszczy jęk…
- DARO! - Zszokowano-karcący krzyk Riosia wmieszał się w agonalną pieśń kamienicy, która choć nie zawalała się, doznała właśnie poważnego uszkodzenia. Może można było to jeszcze jakoś naprawić, ale wampirki o wiele lepiej znały się na niszczeniu.

Pod ciemnym niebem na obrzeżach Maurii dało się dostrzec wariacko uciekającego bladolicego chudzielca ciągnącego za sobą kurdupla i mięśniaka, a w ich towarzystwie pomykającą drobną istotkę. I jeśli dobrze pójdzie żadne z nich nie pojawi się więcej w tym mieście. Za żadne skarby świata!


Ciąg dalszy - Daro
Elleanore
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Elleanore »

        W rozmowie z wampirkami Elleanore była równie lakoniczna jak zwykle, w najmniejszym stopniu nie ułatwiając Rio tłumaczenia. Reszta była dość błogo nieświadoma toczących się pertraktacji mogących zaważyć na ich przyszłym życiu.
Pokój wampirzątek opuściła nie wyjaśniając nic więcej, ani nie otrzymując ni jednego argumentu za utrzymaniem niedorobionych pijawek pod własnym dachem. Wróciła do dokumentów, które w przeciwieństwie do całej reszty nie były krnąbrne, nie powodowały problemów i były względnie zrozumiałe.
        Dlaczego ich przygarnęła? Dobre pytanie. Czyżby sądziła, że mogła mieć jakikolwiek dobry wpływ na marne i niegodne żywociki, że mogłaby wyciągnąć te podróbki na prawdziwe wampiry? Skąd w ogóle taki pomysł wziął się w jej głowie? Nigdy nie miała dzieci i zawsze nie tylko obce były jej podobne pragnienia, ale wręcz wstrętne, a nagle postanowiła niemalże adoptować trójkę wykolejeńców. Niedorzeczny i nietrafiony pomysł. Najwidoczniej nie nadawała się ani na niańkę ani na mentorkę, ponieważ wampirzęta ani myślały chłonąć właściwych zachowań zmieniając te własne i co najmniej niegodne.
        Właśnie podpisywała kolejną umowę utwierdzając się mentalnie by nigdy więcej nie popełniać podobnych błędów gdy dało się czuć delikatne drżenia. Wpierw ledwie odczuwalne, z każdą chwilą coraz wyraźniejsze aż tynk zaczął się osypywać na biurko. W pierwszej chwili Elleanore miała wrócić by ponownie zbesztać niepokorne niedojdy, gdy ściany dosłownie zaczęły się walić.

        Runęły wszystkie naziemne piętra kamienicy. Unicestwiona przez Daro ściana nośna pozbawiła oparcia powałę, która tąpnęła jako pierwsza. Potem wszystko zaczęło sypać się jak najprawdziwszy domek z kart, po pięknej i zadbanej kamienicy zostawiając jedynie smętne gruzowisko, niczym otwartą ranę pośród uporządkowanego mauryjskiego ciała.
        Kilku klientów i kilkoro wilkołaków zostało rannych. Na całe szczęście nikt nie zginął, ale sprzątanie pobojowiska, a dokładniej głównie wybieranie z niego ważnych dokumentów, które nie trafiły jeszcze do archiwów, i niektórych cennych osobistych rzeczy hrabiny, zajęło kilka godzin. Po wampirkach zaś nie pozostał żaden ślad.
Elleanore przyglądała się ruinie swojego domu i sporej części życia, stojąc niczym marmurowy posąg pośród wciąż unoszącego się kurzu. To były ostatnie chwile gdy widziano Ell i jedynie Casjus oraz Luca wiedzieli dokąd się udała. Bieżącymi sprawami banku zajęli się zaufani pracownicy. Niestety polegały one głównie na zamykaniu kont klientów i przenoszeniu ich do konkurencyjnych placówek. Po hrabinie zostały jedynie plotki opiewające dziwną tragedię i zniknięcie wyrazistej persony.

Ciąg dalszy - Elleanore
Zablokowany

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości