Mauria[posiadłość nekromanty] Danse macabre

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        Generał Turilli miał nerwy ze stali i władał magią umysłu w stopniu mistrzowskim, który był oczywisty ze względu na jego pochodzenie. Gdy więc demon zamieszkujący czarnowłosą kobietę zaczął się na niego wydzierać i ewidentnie próbował go przepędzić, on nawet na moment się nie zawahał - skupił na nim na moment swoją uwagę, po czym wrócił do przerwanego odczytywania myśli jego żywicielki, dając mu tym samym do zrozumienia, że nie ma ona dla niego żadnego znaczenia. Gdyby mentalne przesłuchanie się przedłużało, a ten głos nie dawałby za wygraną, Klaus mógłby jednym zaklęciem odciąć się od niego barierą taką samą, jaką magowie ochraniali własne umysły, z tą jedną różnicą, że on postawiłby ją w głowie kogoś obcego. Ot, przez lata można nauczyć się naprawdę wielu sztuczek. Ewentualne przepychanki a może nawet walka w umyśle nieznajomej mogłyby być na pewno widowiskowe z punktu widzenia uczonych magów… Lecz jednocześnie ze wszech miar niebezpieczne dla umysłu, który stanowił ich arenę, lepiej więc nie ryzykować, bo generała prawo obowiązywało tak jak każdą inną istotę stąpającą po ziemiach Maurii. Gdy więc odnalazł w głowie dziewczyny wszystko czego potrzebował, wycofał się nie czyniąc jej żadnej szkody, może poza zranieniem jej dumy, tego jednak jeszcze w tym momencie nie wiedział…

        Po powrocie do rzeczywistości Turilli z pewnym zadowoleniem przyjął to, że panna Alvarez jak zawsze byłskawicznie i należycie zajęła się przygotowaniem dalszych działań: skontaktowała się z obecnymi w posiadłości strażnikami i przywołała ich do siebie, zebrała raporty, które jednak niestety nic im nie dawały… Klaus nasłuchiwał rozmów i dotarła do niego informacja, że stracił jednego strażnika. Na wszelki wypadek sam spróbował go poszukać, gdyż ze wszystkich tu zebranych miał najlepsze predyspozycje do telepatii, jednak faktycznie nie usłyszał nawet najcichszej odpowiedzi. On nie miał takich wątpliwości i nadziei jak jego adiutantka - od razu postawił krzyżyk na Sandersie. Szkoda. Generał nie był jednak osobą, która okazałaby, że w jakikolwiek sposób go to obeszło. Swą uwagę poświęcił więc na powrót nieznajomej kobiecie - zapytał ją o imię. Jednocześnie bacznie jej się przyglądał, gdyż nurtowało go, czy jego dotyk niszczy jedynie broń, czy również uszkadza żywą tkankę, zdawało się jednak, że na jej skórze nie ma nawet śladu zaczerwienienia. To dobrze, nie chciałby przypadkiem zrobić komuś krzywdy samym złapaniem go za rękę.
        Generał nie wiedział, że jego spojrzenie i wyraz twarzy stały się jeszcze bardziej nieodgadnione niż zwykle - nawet gdy poruszał gałką oczną, przez jej jednolitą barwę i strukturę nikt nie widział gdzie on tak naprawdę patrzy. Na jego jednolicie czarnej, aksamitnej skórze, prawie nie odznaczała się żadna mimika, a co więcej nie miał on powieki ani brwi. Gdyby Turilli uprawiał hazard, forma którą aktualnie przybrał bardzo by mu w tym pomagała. Do przesłuchań również była idealna, zwłaszcza w takiej sytuacji jak teraz, gdy stał wyprostowany, z rękami założonymi za plecami i jedynie z lekko opuszczoną głową, by móc patrzeć jej w oczy. Wyglądał, jakby nie dało się wyprowadzić go z równowagi i może w istocie właśnie tak było. Obrócił lekko głowę, gdy obok Esmeraldy zmaterializował się jej dziki lokator… Lokatorka. Na dodatek bardzo głośna, jeszcze głośniejsza niż w głowie dziewczyny. Ciekawe tylko jak się poczuła teraz, gdy wampir nawet przez moment nie okazał, że jej wrzaski go obchodzą? No bo gdyby generał dawał się tak łatwo sprowokować pierwszej lepszej krzykaczce, to jak prowadziłby przesłuchania?
        - To generał Nikolaus Santi Turilli, dowódca mauryjskiej straży - zaszemrało stworzenie z wieloma parami skrzydeł i ciałem pokrytym wielobarwnymi oczami bez powiek. - I radzę nas nie znieważać, gdyż jesteśmy na służbie, a jeśli generał wyda stosowny rozkaz, karą za zniewagę strażnika na służbie jest obcięcie języka. Jak trafiłaś do miasta, skoro o tym nie wiesz? - dociekał Fierenzza.
        - Wleciała, nie przeszła przez bramy - odpowiedział generał, bardzo skutecznie ignorując latającą wokół niego Irę. Właśnie oglądał wnętrze swojej dłoni, na którym widniał ślad po ugryzieniu. Zdawało mu się, że widzi wokół rany delikatne smugi czarnej mgły, nie był jednak przez moment pewny czy to nie jest złudzenie.
        - Panno Alvarez - odezwał się do swojej zastępczyni, dając jej tym samym przyzwolenie do opuszczenia sali i ignorując ranę. Nawet jeśli faktycznie coś wokół niej dostrzegł, nie było powodu do obaw. Nikolaus dobrze znał samego siebie i wiedział, kiedy może zaufać przeczuciu.

        - Pułkownik Antoine Fierenzza - w międzyczasie skrzydlate stworzenie przedstawiło się Esmeraldzie, składając przed nią regulaminowy ukłon. - Skoro więc nie poinformowano cię o prawach tu obowiązujących, pozwolę sobie uczynić to teraz, niemniej w okrojonej formie, czas nagli - wytłumaczył. - W przypadku każdej wykrytej zbrodni straż ma prawo zatrzymać osoby podejrzane do wyjaśnienia sytuacji w areszcie oraz w przypadkach naglących doprowadzić do natychmiastowego przesłuchania z użyciem telepatii, o ile nie dojdzie przy tym do uszczerbku na zdrowiu przesłuchiwanego. Urażona duma się nie liczy - dodał, a przez jego szeleszczący głos nie sposób było stwierdzić, czy była to uwaga uprzejma czy wyrażona z przekąsem. Zaraz zresztą kontynuował.
        - Morderstwo, współudział, podżeganie bądź zatajenie informacji o takowych czynach podczas przesłuchania karane jest śmiercią. Otwarty atak na strażnika bądź nieuzbrojonego cywila karany jest śmiercią. Przekroczenie granic obrony koniecznej prowadzące do śmierci napastnika karane jest śmiercią…
        - Po prostu współpracuj i nie rób głupot - wtrącił się jeden z pozostałych wampirów, przerywając recytację Fierenzzy. - Proszę o wybaczenie, pułkowniku.
        Antoine bez słowa skinął głową podwładnemu, który wszedł mu w słowo.
        - Czas nagli - powtórzył się. - Wszystkim nam zależy na tym by się stąd wydostać, więc chyba lepiej działać razem.

        - Torhe.
        - Tak jest, generale?
        - Jeśli będziesz miał w stosunku do tej kobiety chociaż cień podejrzeń, zezwalam ci na zgładzenie jej. Mamy powody by jej nie ufać.
        - Rozkaz, generale.


        Z sali balowej egzotyczna zbieranina ocalałych trafiła do westybulu, pustego i cichego jakby posiadłość była opuszczona. Generał Turillli pozwolił swojej adiutantce prowadzić, ukradkowymi gestami wskazując jej w razie czego dalszą drogę. Rozglądał się nieustannie, by nie pozwolić się zaskoczyć żadnemu przemienionemu stworzeniu. Na długo zapatrzył się na ogromnego czarno-złotego motyla, który przysiadł na rozecie nad wejściem do posiadłości, jakby był to odpowiadający mu rozmiarami kwiat. Generał zastanawiał się przez chwilę na kogo tak naprawdę patrzy - czy jest to dyplomatka, nekromantka, uczona, czarodziejka? Spodziewał się, że to kobieta, gdyż to raczej one wybierały motyw motyla do swych przebrań.
        Po przejściu przez krótki korytarz grupa przeszła przez dwuskrzydłowe drzwi, za którymi powinien znajdować się jeden z wielu saloników posiadłości... Trafili jednak z powrotem do westybulu. I nieważne ile razy próbowali, za każdym razem wracali w to samo miejsce, a upiorna muzyka grała coraz to głośniej.
Awatar użytkownika
Eva
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Żołnierz , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Eva »

        Eva szła mniej więcej na czele orszaku, oglądając się raz na jakiś czas na Turillego, by upewnić się co do dalszej drogi. Wyprzedzało ją znacznie jedynie dwóch jej strażników oraz Liam o raptem pół kroku, by być pod ręką swojej pułkownik, a jednocześnie zdążyć zareagować, gdyby natknęli się na jakieś niebezpieczeństwo. Mimo zdawkowych rozmów pomiędzy obecnymi panowała raczej pełna oczekiwania cisza. Jedynymi głośniejszymi dźwiękami było niezwykle irytujące darcie się Iry, jak przedstawił się demon, którym opętana była nowo poznana kobieta – Esmeralda, oraz rytmiczny stukot obcasów wampirzycy, tłumiony czasami przez rozwinięte w niektórych miejscach dywany. Chociaż oblicze Alveraz nie wyrażało w tej chwili żadnych emocji, jej iskrzące spojrzenie oraz energiczny krok wskazywały na lekkie rozdrażnienie, ale też podekscytowanie. Mimo wysokich szpilek sprawnie dotrzymywała kroku swoim strażnikom, a obecny wciąż na dłoni kastet, błyszczący w świetle pochodni niczym oryginalna biżuteria, sugerował, że jest gotowa do walki w każdej chwili, nie zważając na balową suknię, czy rozsypane na plecach i ramionach włosy.
        Gdy zbliżyła się do niej Przemieniona z dziwnie zawoalowaną uwagą, Eva spojrzała na nią z wyraźnym dystansem. Od początku uważała obecność kobiety za podejrzaną, a jej pyskówki w stronę Klausa i ten irytujący demon raczej nie pomagały Esmeraldzie w zyskaniu sympatii wampirzycy. Właściwie mało kto ją zyskiwał. Stwierdzenie o jej „normalnym wyglądzie” uznała za wyjątkowo durne i niegodne odpowiedzi, jednak ostatecznie stwierdziła, że lepiej uświadomić dziewczynę, nim przybędzie im jeden groteskowy potwór więcej.
        - Ty również wyglądasz normalnie, to cię nie intryguje? – parsknęła, odwracając spojrzenie znów przed siebie. I chociaż mogło się zdawać, że temat został zakończony, wampirzyca znów się odezwała, tym razem już normalniejszy tonem.
        – Z jakiegoś powodu przemiana objęła tylko te osoby, które miały wówczas na sobie maski. Na moje szczęście, chwilę przed tym niefortunnym zdarzeniem moja maska została mi odebrana przez jakąś wariatkę. Chłopcy natomiast nie uczestniczyli w balu, więc nie byli zamaskowani – wskazała ruchem głowy strażników. W międzyczasie usłyszała również polecenie przekazane mentalnie przez jej przełożonego do Torhe, uwzględniające likwidację problematycznej demonicy w razie konieczności. Nie widziała przeszkód.
        - Dlatego, jeśli cenisz sobie swój normalny wygląd, nie zakładaj maski – mruknęła na koniec, dopiero teraz spoglądając krótko na dziewczynę nim przyspieszyła kroku, zrównując się z Liamem.
        - Nie byliśmy już tutaj? – zapytała szeptem, zerkając na obrazy na ścianach. Mimo że ostatnie kilka chwil pogrążona była w rozmowie, nie mogła nie zauważyć, że tego grubaśnego, łysego dyplomatę z wielkim kinolem mijają już po raz trzeci. A wątpiła by ktoś tak upodobał sobie jego wizerunek, by porozwieszać portret mężczyzny po całym korytarzu.
        Szybko stało się jasne, że ich mała grupa ratunkowa nie tyle krąży w kółko, co w jakiś magiczny sposób ciągle powraca do tego samego miejsca, mimo że skręcali raptem dwa razy i to w przeciwne strony. Wampirzyca zgrzytnęła zębami i zatrzymała się gwałtownie, a słysząc urywający się stukot obcasów, strażnicy przed nią również stanęli, czekając na polecenia. W międzyczasie dogonił ich Luthro, a na pytające spojrzenie swojej pułkownik pokręcił przecząco głową. Eva zmięła w ustach przekleństwo. Sanders do nich nie dołączy.
        - Koniec tej zabawy w kotka i myszkę – mruknęła rozglądając się po korytarzu. Gdzie się nie ruszyli, wciąż towarzyszyły im jedynie lite ściany wzbogacone o malowidła i płaskorzeźby, jednak nigdzie ani jednego pokoju. Wampirzyca zastanawiała się chwilę, gdyż przyszedł jej do głowy pomysł, który miał być niezwykle skuteczny, ale stworzyć też małe zamieszanie. Jednak jako że Alvarez była raczej kobietą czynu, podjęła decyzję, która jeśli spotka się z niezadowoleniem jej przełożonego, będzie mogła zostać łatwo przywrócona do stanu poprzedniego. Nawet jeśli początkowo będzie to wyglądało na niemożliwe. Odwróciła się w stronę Klausa.
        - Proszę o wybaczenie generale, po wszystkim wyślę tu ludzi i nie będzie po tym śladu – powiedziała enigmatycznie, nie wyjaśniając jednak, co dokładnie ma na myśli. Zwróciła się za to do Liama, który spoglądał na nią z ciekawością. Uśmiechnęła się do niego wesoło.
        - Chciałabym przejść na sąsiedni korytarz – powiedziała spokojnie, z satysfakcją obserwując jak początkowo zdezorientowane spojrzenie bruneta przekształca się w pełne radości oczekiwanie. – Byłbyś tak dobry? – dodała, wskazując głową na ścianę obok nich. I chociaż nie miała w zwyczaju rzucać w stronę swoich podwładnych tak niewiele mówiącymi hasłami, jak ma to w zwyczaju Turilli, widziała że Roston doskonale wie o co jej chodzi. Nieraz zdarzało mu się iść przed Evą, by wyłamywać drzwi po drodze, a chociaż nie widział tu teraz żadnych, znał ją na tyle dobrze, by odpowiednio zinterpretować błysk w jej oku. I chyba za tą prowokacyjność i nieszablonowość ją tak uwielbiał.
        - Tak jest! Z przyjemnością. – Strzelił obcasami i cofnął się, z zadowoleniem charakterystycznym dla polującego drapieżnika przyglądając się ścianie naprzeciwko niego. Eva również zrobiła kilka kroków w tył, to samo polecając gestem osobom za nią. Z lekko uniesionym kącikiem ust obserwowała jak jej sierżant formuje kulę energii, która wyglądała w jego dłoniach jak zamknięta w szklanej kuli błyskawica, rozbijająca się i błyskająca o ścianki naczynia. Wampir zamachnął się i z całej siły cisnął energią w ścianę.
        Cóż można powiedzieć. Huk, łomot sypiącego się gruzu i chmura pyłu, która zniknęła jednak zaraz, rozwiana ruchem ręki Pietry. On i Rille przeszli przez wyrwę pierwsi, z dłońmi na rękojeściach mieczy rozglądając się po korytarzu, do którego się przebili. Gdy okazało się, że był pusty, do dziury zbliżył się Liam, szarmancko podając Evie dłoń. Wampirzyca skorzystała z pomocy i podtrzymując suknię drugą ręką, przeszła ostrożnie na drugą stronę.
        Korytarz wyglądał niemalże bliźniaczo podobnie do tego, z którego przed chwilą się wydostali, jednak tutaj na przeciwległej ścianie co kilka metrów znajdowały się drewniane, dwuskrzydłowe drzwi. Wszystkie identyczne, rozmieszczone w równych odstępach i niestety żadne nie opisane. Alvarez powstrzymała się jednak chwilowo od wydawania rozkazów, czekając aż wszyscy przejdą na tą stronę. Możliwe było również, że chciała dać chwilę swojemu generałowi na zmycie jej głowy za rozwalenie ściany w domu gospodarza balu. Widać było jednak, że jest na to gotowa i z bury sobie wiele nie zrobi. Nie decydowałaby się bowiem na taki krok, gdyby nie była pewna, że wszystkie zniszczenia zostaną naprawione. Liam bowiem tak samo świetnie rozwalał rzeczy w drobny mak, jak później składał je z powrotem. W milczeniu więc obserwowała jak wspomniany sierżant pomaga również Esmeraldzie przejść przez dziurę w murze, a później jak w korytarzu pojawiają się Luthro, jej przemieniony generał i takiż, dodatkowo prychający z oburzenia, Fierrenza. A bujaj się Chudzielcu.
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 408
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

Ira była coraz bardziej wściekła, a niestety własnym gniewem się nie pożywi… tak liczyła na zdenerwowanie tego wampira. Próbowała wszelkiego rodzaju rzeczy, darła się jeszcze głośniej, materializowała mu się przed oczami, niczym święta krowa, zagradzając drogę.

- Miło pana poznać, generale… Choć w sumie niezbyt miło – stwierdziła Esme i ziewnęła słysząc paplanie Fierenzza na temat nieznieważania ich… a ją to sobie mogą znieważać…

Esme skrzywiła się jeszcze bardziej, gdy Nikolaus wspomniał o tym, iż wleciała do miasta. Naprawdę przejrzał ją na wylot, aż poczuła się, jakby była naga. Gdy Antoine się jej przedstawił nawet wysiliła się na uśmiech, ale on znowu zaczął mówić o prawach, przewróciła oczami. Przez tyle lat robiła co chciała, że ciężko jej było akceptować jakieś nie jej zasady.

- Dużo kar śmierci… Pewnie wiele pogrzebów się tu odbywa – westchnęła znudzona i ucieszyła się jak inny wampir przerwał to wymienianie, za co się tu idzie na stryczek. – Dobrze, postaram się, ale nic nie obiecuję.

Ira tymczasem zostawiła w spokoju generała i postanowiła spróbować dobrać się w taki sam sposób do Fierenzzy, wkurzając, obrażając, irytując… Bardzo liczyła na choć drobną negatywnych emocji, tak bardzo miała ochotę spróbować swojego ulubionego przysmaku w wersji wampirzej.
Przemieniona zaś póki nikt nie grzebał jej w głowie ani nie próbował pojmać, rozglądała się. Miała chwile wątpliwego spokoju, która jednak była lepsza niż przymus ukrywania się w dziwnych tajnych pomieszczeniach w tych murach. Podobnie jak Turilli spostrzegła motyla, ale nie poświęciła mu zbyt wiele uwagi. Przyglądała się każdemu stworzeniu, nie chcąc żadnego pominąć. Oceniała możliwość ataku ze strony każdej z kreatur. Nawet tych, z którymi rozmawiała, a co do tej jedynej normalnej… Jej też nie ufała, nikomu nie mogła, zresztą przeczuwała, iż ich stosunek do niej jest podobny. Nie dziwiło ją to. Wparowała im przecież nieproszona na bal z demonem u boku akurat, gdy zaczęło się dziać coś bardzo dziwnego i nadnaturalnego. Słyszała odpowiedź Evy, ale ją zignorowała, w końcu i tak chwilowo była zajęta Irą latającą wokół, przemykającą tu i ówdzie jak cień, dopiero później wampirzyca zaczęła mówić coś sensownego. Dostała odpowiedź na swoje pytanie, po czym przytaknęła skinieniem głowy, po chwili jednak coś sobie przypomniała.

- Jakiś czas temu widziałam człowieka, chyba człowieka, który zakazał mi nosić maskę, jakby coś wiedział… - powiedziała na głos to, co pomyślała, bo wydało jej się to ważne.

Nastąpiła chwila ciszy i dalej szła za nieumarłymi, jednak co chwile trafiali do punktu wyjścia, co oznaczało, że coś ich nie chce wypuścić.

- Utknęłyśmy tu – pomyślała Es.
- Nie biadol, zawsze możesz rozwalić ścianę. – Ira wróciła zrezygnowana do swojego przytulnego mieszkanka w umyśle czarnowłosej.
- Mhm… Dlaczego mam wrażenie, że za to mogłaby mnie czekać kara śmierci?
- A nie chciałabyś… No wiesz…
- Na pewno nie w tym wymiarze.

I wtem całe towarzystwo się zatrzymało. Oni także spostrzegli problem, który przydałoby się rozwiązać w trybie natychmiastowym. Wyglądało na to, że wampirzyca ma jakiś plan. Przemieniona z niecierpliwością, której jednak nie uzewnętrzniała, czekała na to, jak to wszystko się potoczy. Wyglądało na to, iż jednak rozwalenie ściany wchodzi w grę. Ciekawe czy jakby sama to zrobiła, to też spotkałoby się to z ciepłym przyjęciem? Rozmyślała nad tym wnikliwie, mimo iż w praktyce znała odpowiedź.
Tak jak reszta cofnęła się, aby nie zostać przypadkiem staranowaną przez magiczną kulę energii. Znała dobrze ten rodzaj magii, sama się nią posługiwała, miała niezrozumiałą ochotę dotknąć tej skumulowanej siły, na szczęście nadal myślała racjonalnie i jedynie spoglądała na to tęsknym wzrokiem.
Esmeralda przymknęła oczy, by uchronić je przed kurzem ze zniszczonej ściany. Po chwili można już mogła normalnie oddychać i przejść przez dziurę. Cicho westchnęła widząc tę całą dostojność i grzeczność, chciała wejść tuż po Evie nie zważając na nic i nikogo, jednakże ten cały sierżant postanowił i jej pomóc, co było bardzo uprzejme z jego strony, ale Esme poczuła się nieco niekomfortowo i dziwnie, nie była na to gotowa. Dlatego, gdy tylko dostała się do drugiego korytarza, przybrała niezwykle poważną minę i utkwiła wzrok na jednych z drzwi do pomieszczeń.
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        - Ależ - odpowiedziało skrzydlate stworzenie na insynuacje Esmeraldy w kwestii częstych pogrzebów i tym razem w jego głosie dało się słyszeć coś na kształt rozbawienia. - Ciała po egzekucji są ożywiane i wcielane do armii, oddawane szkołom nekromancji albo rodzinie poszkodowanego do rozporządzenia wedle ich woli. W naszym mieście śmierć to w dużej mierze tylko etap przejściowy - dodał już z prawdziwą satysfakcją i dumą w głosie. Było to coś, na co bardzo czekał, gdyż nie było żadną tajemnicą, że z generałem Turillim łączył go Kontrakt Krwi, na mocy którego miał zostać kiedyś przemieniony przez niego w wampira.
        Fierenzza nie był tak bezkrytycznie niewzruszony jak generał, lecz gdy zaistniała taka potrzeba, potrafił się zdyscyplinować. Tak było i tym razem - wystarczyło, że Nikolaus przywołał go do siebie, by szpieg przestał zwracać uwagę na demona, który już powoli zaczynał go irytować.
        - Panie, ten człowiek… - zaczął Antoine, gdy Esmeralda wspomniała o nieznajomym, który zakazał jej nosić maskę. Przerwał, gdy tylko spostrzegł, że Turilli kiwa głową.
        - Widziałem go w jej wspomnieniach - przyznał. - Ale twarz pozostawała zamazana. Za jakiś czas spróbuję ją ponownie ujrzeć.
        Szpieg zgodził się cichym “oczywiście, panie”, po czym wycofał się na swoją pozycję, pozostawiając generała sam na sam z jego myślami. Turilli jednak w tym momencie wcale nie snuł wielkich planów na zaradzenie sobie z tą sytuacją - ze względu na niewielką ilość informacji jakie posiadali, musieli reagować na bieżąco w nadziei, że wkrótce pojawi się jakiś na tyle dobry trop, by opłacało się nim podążyć. Tamten nieznajomy ze wspomnień Esmeraldy zdawał się być całkiem niezłym początkiem, o ile udałoby się go zidentyfikować. Twarz pozostawała jednak zagadką, w sylwetce nie było nic charakterystycznego, a głos również należał do tych raczej nijakich. Instynkt kazał jednak generałowi myśleć o nim jak o kimś spoza Maurii, co więcej, jak o najemniku, który wykonuje robotę dla kogoś, a nie dla siebie. Ale czy miał rację - o tym się dopiero przekona…
        Turilli z pewnym zadowoleniem patrzył na kroczącą przed nim Evę i za każdym razem, gdy ona na niego spoglądała, z aprobatą kiwał jej głową i ewentualnie wskazywał kierunek, w którym powinna podążyć. Podobało mu się ta mieszanka determinacji i elegancji, jak pięknie chodziła w szpilkach, a jednocześnie z jaką siłą zaciskała pięść zwieńczoną kastetem. W takich sytuacjach utwierdzał się w przekonaniu, że dobrze zrobił czyniąc z niej swoją główną adiutantkę. Redpike był prawdziwym głupcem, skoro sam nie dostrzegł jej zalet i tak chętnie odstąpił ją wampirzemu lordowi. ”Swoją drogą, ciekawe w co też przemieniło tego starego głupca…”
        - Luthro - generał przywołał do siebie wampira, który dopiero do nich dołączył. Młodzieniec przeniósł wzrok na swojego dowódcę, skinął mu głową i zaraz podszedł, spodziewając się już czego będzie oczekiwał od niego Turilli.
        - Mów co widziałeś - nakazał Nikolaus. Meritum sprawy w ogóle nie trzeba było poruszać, gdyż lord już dawno wiedział co usłyszy, chciał jednak poznać szczegóły. O raport poprosił na głos, aby Luthro odpowiedział mu również werbalnie, a nie w myślach. Chodziło o to, by wszyscy słyszeli, gdyż wystarczyło spojrzeć w oczy strażnika by domyślić się, że będzie to bardzo pouczająca historia.
        - Na schodach prowadzących do katakumb znalazłem ciało Sandersa. Szczątki - poprawił się zaraz młodszy wampir, patrząc na oblicze swego dowódcy w znaczący, bardzo poważny sposób. - Niewiele z niego zostało… Jakby dopadła go sfora wściekłych psów, jego ciało zostało rozczłonkowane, brzuch rozpruty. Ale… chyba niewiele zostało zjedzone - dodał z wahaniem. - Trudno było stwierdzić, czy coś przepłoszyło te “psy” czy po prostu same porzuciły ofiarę.
        - Sanders się nie bronił? - dopytywał Turilli.
        - Jego miecz był w pochwie.
        Generał skinął głową i gestem pozwolił Luthro odejść. ”Ciekawe… Szkoda, że mnie tam nie było, mógłbym go ożywić i odczytać jego ostatnie wspomnienia… Co grasuje po tej posiadłości, że było w stanie zaskoczyć mojego strażnika? Sanders nie był pierwszym lepszym ulicznym, miał już pozycję, umiejętności i byle psy by go tak nie urządziły. To musiało być coś znacznie gorszego”.
        Przemyślenia generała przerwała Eva Alvarez, zwracając się bezpośrednio do niego. Jej wypowiedź była dość lakoniczna, ale zrozumiała - na pewno bardziej niż to, jak Turilli zwracał się do niej samym nazwiskiem oczekując, że jego piękna adiutantka domyśli się jakie ma intencje na podstawie samego tonu głosu. O dziwo z reguły jej się udawało.
        - Skoro tak, proszę - zgodził się zachęcając Evę gestem. Gdyby wampirzyca nie zobowiązała się do naprawienia szkód, jakie wyrządzi, mogłaby zapomnieć o aprobacie generała, gdyż ten poczytałby to za akt wandalizmu. W tej sytuacji jednak Turilli nie zamierzał stawać jej na drodze, dosłownie i w przenośni. Cofnął się o krok i cierpliwie czekał na to co konkretnie zarządzi panna Alvarez. Nie zdziwiło go, że do brudnej roboty wykorzystała Liama - trudno, by sama próbowała przebić ścianę w swojej balowej sukni.
        Gdy nastąpiła eksplozja, generał osłonił twarz uniesioną dłonią, by pył nie wpadł mu do oka. Dostrzegł przy tym, że stojący obok Fierenzza otulił się skrzydłami jak szczelnym kokonem, co było bardzo sprytne i wcale nie dziwiło wampira - w końcu jego szpieg nie miał powiek.
        - Barbarzyńska siła - sarknął Antoine pod nosem, otrzepując skrzydła. Fakt, to nie był sposób działania, jaki aprobował, w końcu gdyby lubił wybuchy, nie zajmowałby się szpiegostwem i działaniem w kuluarach. Można powiedzieć, że wolał bardziej wysublimowane metody.
        - Skuteczna - orzekł generał ruszając w stronę przejścia. Dla niego każda metoda była dobra, o ile pozwalała osiągnąć cel bez łamania prawa. Może nawet lubił czasami odrobinę przemocy - wszak gdyby był pacyfistą, nie nadawałby się na swoje stanowisko, które wymagało czasami bardziej brutalnych rozwiązań…

        Po przekroczeniu wyrwy w ścianie obaj przemienieni mężczyźni przystanęli, wyraźnie zdezorientowani. Generał spojrzał wzdłuż korytarza w jedną i drugą stronę, obrócił się by sprawdzić jakie obrazy wiszą na ścianie. Fierenzza nie musiał się obracać by również spostrzec, że coś tu się nie zgadza. W końcu obaj znali tę posiadłość i wiedzieli, że wcale nie wylądowali tam, gdzie powinni.
        - Panie… - zaczął Antoine, lecz Turilli go nie słuchał. Obrócił się w stronę rzędu dwuskrzydłowych drzwi i ruszył w ich stronę. Bez cienia wahania złapał za klamki i otworzył na oścież przejście do jednego z pomieszczeń. Wkroczył do niego bez zastanowienia i nie kłopocząc się sprawdzaniem, czy coś się tam nie czai. Stał na środku małego saloniku urządzonego w myśliwskim stylu - na ścianach wisiały poroża i głowy ubitych stworzeń z okolicznych lasów, gdzieniegdzie w towarzystwie sztuk broni bądź też skór, które zostały sprowadzone z dalszych okolic Alaranii, ewidentnie w celach pokazowych.
        - Zachodnie skrzydło - zauważył Fierenzza, wchodząc do saloniku za swoim przełożonym. Nie poruszał głową, widać było jednak jak poruszają się wszystkie jego oczy, lustrując zgromadzone w pokoju trofea.
        - Wyrzuciło nas na drugi koniec posiadłości - uzupełnił generał niezadowolonym głosem. - Najważniejsze jednak, że wydostaliśmy się z tego zapętlenia.
        Turilli gestem wyprosił Antoine na korytarz i zamknął za sobą dwuskrzydłowe drzwi. Gdy większość spojrzeń była w nim utkwiona w nadziei, że zaraz wyda jakieś rozkazy i zaradzi tej dziwnej sytuacji, on milczał. Stał z rękami założonymi za plecami jakby dokonywał przeglądu wojsk. Myślał. Sprawdzał. Magią umysłu sięgnął do najbliższej okolicy by sprawdzić co się tam czai… I nagle dosłownie poczuł w głowie jak coś rzuca się w dziki pościg. ”Psy”, przypomniał sobie porównanie jakie rzucił Luthro.
        - Mamy towarzystwo - oświadczył. - Panno Alvarez!
        Generał nie czekał aż reszta skonsultuje się między sobą co też ich dowódca miał na myśli tylko od razu ruszył biegiem w stronę, gdzie trafił na tamte plugawe umysły, bo wiedział, że one i tak wyjdą im naprzeciw. Uczucie obcowania z tymi jaźniami było ze wszech miar niepokojące. Czysta agresja, żądza krwi i głód, pragnienie, którego nie dało się niczym zaspokoić. Nie chodziło o brak pokarmu, a palące uczucie pustki. Cokolwiek to było, kompletnie zdziczało. Lecz wśród nich pojawiły się krótkie, trudne do zidentyfikowania przy tak powierzchownym spojrzeniu myśli, które zwiastowały, że jest tak ktoś… coś rozumnego.
        Odpowiedź na pytanie co to nadeszła zaskakująco szybko. Na końcu korytarza pojawiły się nagle dwa czarne kształty, które ze skowytem rzuciły się w stronę biegnącej w ich stronę grupy. Będący na przedzie generał gwałtownie zwolnił do szybkiego marszu i skupił na nich swój wzrok. Nie patrzył, nie przyglądał się, bo nie była mu wcale potrzebna wiedza z czym ma do czynienia. Z pomocą magii umysłu zaatakował kreatury nie bawiąc się w półśrodki. Najpierw fala strachu - to było najłatwiej wywołać, gdyż odwoływało się do najbardziej pierwotnych i najgłębiej zakorzenionych instynktów. Gdy zaklęcie odniosło skutek, a piekielne ogary skuliły się i bezbronne zaczęły skomleć, generał podporządkował je sobie i uczynił bezwolnymi kukłami.
        - Dalej jest więcej, jazda! - zawołał do reszty. Dwa piekielne ogary mu podporządkowane miały rozmiary małych niedźwiedzi, ich pyski wyglądały jakby obdarto je ze skóry, długie i ostre jak brzytwy kły raniły dziąsła, a w wyłupiastych oczach czaił się obłęd. Turilli nie miał zielonego pojęcia czym mogły być wcześniej. Spróbował sięgnąć do jądra ich jaźni, by to odkryć, lecz napotkał obraz podobny do tego, jaki zostawiał on sam w głowach osób, które podczas przesłuchania stawiały zbyt silny opór. Osobowość tych stworzeń została rozerwana na strzępy, nadal jednak krwawiła i dawała cień szansy, że będzie możliwe jej przywrócenie.
        - To są ludzie! - przypomniał Turilli, by któryś ze strażników przypadkiem nie zaczął bezmyślnie mordować tych stworzeń. Faktem było, że w tych okolicznościach uśmiercenie któregokolwiek z nich byłoby aktem obrony koniecznej, ale nie trzeba było im o tym przypominać - jeszcze próbowaliby naginać ten przepis do własnych potrzeb, uznając słowa generała za przyzwolenie nie wypowiedziane wprost.

        Na końcu korytarza znajdowała się spora klatka schodowa wyłożona białym marmurem. Aktualnie jednak większość powierzchni pokrywała czerwień - krew spływała po ścianach i stopniach, jej smugi zdobiły podłogę w miejscach, gdzie ofiary próbowały przeczołgać się na bok. Wszystko to miało jedno źródło - kłębiącą się u dołu schodów sforę psów próbujących dopaść… Cerbera. Wielki trójgłowy wilk miał w kłębie lekko siedem stóp wzrostu, a jednym kłapnięciem szczęk byłby w stanie przepołowić przeciętnego mężczyznę. Piekielne ogary wyglądały przy nim jak szczeniaki, były jednak zajadłe i nie odpuszczały, kąsając go po nogach i próbując dobrać się do szyi i miękkiego podbrzusza. Zdawało się, że kłębią się ich tu jakieś trzy tuziny.
        - Panno Alvarez, kupcie mi trochę czasu - rozkazał generał, gdy już wzrokiem ogarnął całą sytuację. Pozostawił swej adiutantce dowolność w kwestii tego, jak będzie dowodziła podległymi jej ludźmi i nie precyzował co ma zrobić z Esmeraldą. Czy ją wykorzysta czy nie to jej sprawa. Fierenzza oczywiście nie był podległy pannie Alvarez, on działał samodzielnie, czego dowód dał wzbijając się w powietrze natychmiast po przekroczeniu progu klatki schodowej. Jakiś wilczur chciał skoczyć i go dopaść, lecz wtedy rzucił się na niego podległy Turillemu ogar.
Awatar użytkownika
Eva
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Żołnierz , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Eva »

        Eva początkowo uśmiechnęła się z zadowoleniem, gdy udało im się wydostać z tego przeklętego, zapętlonego w jakiś sposób korytarza. Teraz jednak kąciki jej ust opadły z powrotem, gdy zobaczyła po Fierenzzie i Turillim, że coś jest nie tak. Rozejrzała się wokoło ich śladem, jednak była w tym zamku po raz pierwszy i samo wnętrze nie mówiło jej nic, poza tym, że gospodarz miał raczej średni gust i skłonności do przepychu. Dopiero, gdy generał szybkim krokiem i zupełnie bez przygotowania wpadł do jednego z pomieszczeń za dębowymi drzwiami, wampirzyca przeklęła pod nosem i gestem wysłała Pietrę za przełożonym, sama nie ruszając się z miejsca. Zagrożenia żadnego nie było, więc i jej interwencja była zbędna, aczkolwiek nie lubiła, gdy Klaus biegał sam, gdzie mu się podobało, nawet jeśli był najsilniejszy w tym całym towarzystwie. Wampirzyca ze splecionymi na piersi rękami czekała na jakiś werdykt generała, który przyglądał im się właśnie badawczo. Nawet z ciałem obleczonym czarnym aksamitem wydawał jej się tak samo majestatyczny jak zawsze, a bijąca od niego aura władzy nie zmalała nawet odrobinę.
        Subtelną zmianę w zachowaniu Turilliego i znajomy błysk w jego oku zauważyła ułamek chwili przed tym, jak padło jej nazwisko. Wówczas ruszyła biegiem za generałem, nie oglądając się nawet na swoich ludzi, którzy już na samym początku służenia pod nią uczeni byli głównej zasady: „jeśli nie rozkażę inaczej, to gdy ja biegnę, wy biegniecie za mną”. Zazwyczaj nie miała czasu szukać wszystkich wzrokiem, liczyć ich i sto razy powtarzać to samo. Dlatego teraz nie musiała kłopotać się rzucaniem rozkazów i po prostu dogoniła Klausa, niemal wpadając na niego, gdy zwolnił. Jej oczy rozszerzyły się lekko, gdy zobaczyła zmierzające w ich stronę ogary, jednak widziała również jak zmienia się ich zachowanie, ze skrajnej agresji, aż po całkowite poddaństwo. Kątem oka zerknęła na swojego generała, po raz kolejny będąc pod ogromnym wrażeniem siły jego umysłu, zwłaszcza gdy znała własne ograniczenia. Nie ukrywała nigdy, że chętnie by swoje umiejętności podszkoliła, ale nigdy wprost nie poprosiła Klausa o pomoc, była na to zbyt ambitna. Jednak obraz potęgi, jaką posiadał mężczyzna obok niej, był coraz bardziej kuszący i wampirzyca podejrzewała, że przy następnej możliwości schowa dumę w buty i poprosi o szkolenie. Wyraźnie urzeczona obserwowała jak psy połykają własny warkot i tocząc ślinę z pyska schylają potulnie łby, podbiegając do Turilliego, by maszerować u jego boku.
        Ich orszak powiększył się więc o dwie bestie piekielne, a przypomnienie im wszystkim, że to wciąż są ludzie, wcale nie poprawiło nastrojów. Większość przemienionych, których widziała, mimo swojej przemiany, zachowało względnie humanoidalny kształt, podczas gdy te psy nie miały już w sobie nic z człowieka, nie licząc tego, co Klaus musiał dostrzec w ich umysłach. Evę niepokoiła różnorodność przemian, gdyż nie mogli się w związku z tym na nic przygotować, pozostając zmuszeni do działania poza schematami. I chociaż wampirzyca nie miała z tym nigdy problemu, gdy gra toczyła się o życie kilkuset dyplomatów, działanie w szarej strefie było jeszcze bardziej ryzykowne. Posłuszna jednak poleceniom generała nawet nie wyciągała noży, gdyż tylko kusiłoby ją, by z nich skorzystać, a wówczas nie byłoby już czego ratować z ich ewentualnych przeciwników.
        Wielki trójgłowy wilk na klatce schodowej, chociaż był jedną z ostatnich rzeczy, której by się w tej chwili spodziewała, wywołał u wampirzycy jedynie ciche westchnienie. Poziom atrakcji w dniu dzisiejszym ciągle wzrastał i nawet rozrywkowa zawsze brunetka zaczynała nieco powątpiewać, czy uda im się z tego wszystkiego wyjść bez szwanku. Na przykład taki Sanders już nigdy nigdzie nie wyjdzie. Z tego co usłyszała, jego ciało nie nadawało się nawet do wskrzeszenia, a szkoda. Nie był to jednak czas na rozmyślania. Eva skinęła generałowi, odprowadziła odlatującego Chudzielca wzrokiem i odwróciła się tyłem do klatki, spoglądając na swoich trzech czterech strażników i Esmeraldę.
        - Nie zabijać. Ogłuszać lub unieruchamiać. Osłaniać generała. Pytania? – rzucała szybko, spoglądając od jednego do drugiego, dochodząc też do błękitnookiej.
        - A Fierenzza? – rzucił Liam z szerokim uśmiechem, nieudolnie usiłując stłumić go nieco, gdy wampirzyca rzuciła w niego morderczym spojrzeniem.
        - No na pewno nie macie go rzucać im na pożarcie – syknęła cicho, starając się nie śmiać, gdy chłopcy rechotali pod nosem. Zaczęli milknąć jeden po drugim, gdy napotykali wzrok swojej pułkownik.
        - DO ROBOTY PSIAMAĆ! Czego się gapicie na mnie, ruchy na sprzęcie! – wydarła się, sypiąc iskrami z oczu za zrywającymi się do walki strażnikami, po czym skoczyła za nimi w stronę schodów.
        Rozproszyli się po klatce niczym szarańcza, mimo że była ich zaledwie szóstka przeciwko trzem tuzinom wściekłych psów. Agresywny trzygłowy wilk początkowo potraktował ich, jako kolejnych napastników, kłapiąc szczękami i próbując uderzyć ich potężnymi łapami, jednak widząc, że przybyli atakują jedynie piekielne ogary wycofał się i pozwolił im walczyć, sam wciąż usiłując pozbyć się natrętnych zwierząt.
        Eva nie miała czasu oglądać się na poczynania swoich podwładnych, gdyż sama miała pełne ręce roboty. Gdy zabroniono jej zabijać, musiała z żalem przyznać przed samą sobą, że nie pozostało jej zbyt wiele opcji. Jej magia umysłu nie była na tyle silna, by podporządkować sobie zwierzęta, a swoją ingerencją jedynie zwracała na siebie ich uwagę. Udało jej się uśpić kilka sztuk nim do niej dopadły, część z nich przekonała, że walka z nią nie jest warta ich wysiłku, przed resztą salwując się ucieczką wielce widowiskową, zważywszy na obcasy, które wciąż miała na nogach. Walka na pięści z tymi cholernymi psami raczej nie wchodziła w grę, podobnie jak rozoranie im gardeł.
        Widząc nadchodzącą na nią kolejną bandę psów cofnęła się kilka kroków i rozłożyła szeroko ręce, a w jej dłoniach pojawił się ciężki łańcuch. Później zaczął się taniec, gdy starała się jednocześnie ogłuszyć zwierzęta ciosami metalowych ogniw, jednocześnie nie pozwalając na pozbawienie się kończyn. Nie uniknęła jednak licznych ukąszeń ostrych jak brzytwa kłów i chociaż rany goiły się na niej momentalnie, ból był na tyle uciążliwy, by ostatecznie zmusić wampirzycę do cofnięcia się. Robiąc jednak kilka kroków w tył rzuciła łańcuchem w kierunku zbliżających się bestii, a ten nie opadł na ziemię, lecz kierowany wolą Evy oplatał kolejne, obdarte ze skóry szyje ogarów. Bardzo starała się ich nie podusić, więc gdy tylko udało jej się objąć kilka sztuk, z wysiłkiem kierowała wolą łańcuch w stronę poręczy schodów i zaplatała go wokół balustrady tak, by zwierzęta się nie uwolniły. Po czym zajmowała się następną partią, podczas gdy kolejny łańcuch rodził się w jej dłoniach.
        Co jakiś czas rozglądała się za Klausem, starając się nie zgubić go z oczu. Poza nim widziała jedynie krążącego w powietrzu Fierenzzę i ciskających psami o ścianę Liama i Pietrę, którzy posłusznie starali się jedynie ogłuszyć zwierzęta. Z tego, co zdążyła zauważyć szło im wszystkim całkiem nieźle i miała nadzieję, że to wystarczy do tego, co planował generał. W międzyczasie ozdabiała dalej balustradę schodów przepiękną girlandą z połączonych łańcuchami, wściekłymi jak sam diabeł ogarami, nucąc pod nosem jakąś skoczną melodię w ojczystym języku.
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 408
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

Esmeralda westchnęła w myślach. To oznaczało, że i tu ludzie czy inne istoty nie mogą zaznać spokoju po śmierci. Nie skomentowała już tego, nie miała ochoty. Nie chciała nawet próbować tego zrozumieć, śmierć to śmierć, wieczny odpoczynek z naciskiem na odpoczynek. Coraz mniej jej się tutaj podobało.
Przemieniona wspomniała o zamaskowanym mężczyźnie, chcąc jakoś pomóc, by szybciej rozwikłać całą aferę, ale szybko poczuła się zmieszana, gdy generał przypomniał jej o bezczelnym grzebaniu w jej myślach. Cudem opanowała negatywne emocje, ku niezadowoleniu żarłocznej Iry.
Czarnowłosa pogrążona w myślach częściowo przysłuchiwała się rozmowom wokół, próbując zapamiętać kto jest kim. Normalnie na wieść o zagryzieniu jakiegoś strażnika przez dzikie psy czy cokolwiek innego nie wzruszyłaby się, ale z każdą chwilą czuła, że w tym wymiarze wcale nie jest tak potężna jak na Ziemi. Zastanawiała się również czy mowa o tym samym strażniku, na którego głowie ów morderca roztrzaskał wazon.
Następnie akcja potoczyła się dość destrukcyjnie, rozwalenie ściany było dobrym pomysłem. Było trochę kurzu i huku, ale się opłaciło, przynajmniej już nie chodzili w kółko. Mimo to nadal coś było nie tak. Szła więc za pierwszą lepszą osobą, którą w tym momencie okazał się generał, oczywiście w odpowiedniej odległości tak jakby od niechcenia. Przyglądała się wnętrzu pomieszczenia z zaciekawieniem, ale do niego nie wchodziła. Zaskoczyło ją to, co mówił Turilli, nadal jednego nie ukazywała emocji, na razie nie miała nic do powiedzenia, a wystarczyło, że już Ira zrobiła niezłą scenkę.

- Towarzystwo? – Es nie bardzo rozumiała o jakie „towarzystwo” chodzi, więc rozglądnęła się bezwiednie, ale tak na wszelki wypadek wyciągnęła miecz.

W końcu dało się coś zobaczyć, jakieś ciemne sylwetki… przemieniona nie była pewna co do tego, czy są ludzkie, nie dało się z tej odległości stwierdzić. Szybko okazało się, iż to jakieś… piekielne psy czy coś w tym rodzaju. Niebieskooka westchnęła, gdy generał tak łatwo sobie z nimi poradził, miała ochotę się wyżyć, nawet jeśli miałoby być ciężko, a on tak po prostu sprzątnął jej okazję sprzed nosa. Dodatkowo Ira doskonale znając myśli swej żywicielki, wyśmiewała się z tej sytuacji. Jednak przestała, a humor Esmeraldy szybko się poprawił na wieść, iż tych bestii jest więcej. "Ludzie…?" – Es się skrzywiła, a demonica powróciła do swego ulubionego zajęcia, czyli irytowania strażniczki.

Przemieniona spojrzała na krew i na istoty będące w jej pobliżu. Całkiem upiornie, ale ciekawszym zjawiskiem okazały się psy atakujące… wręcz mityczną istotę, o której Esme słyszała jedynie w legendach. Nie miała pojęcia co robić, niby ludzie i lepiej ich nie zabijać, ale to, co się działo… nie wyglądało najlepiej. "Nie zabijać… " - powtórzyła w myślach słowa Evy i przeanalizowała swoje umiejętności magiczne. Jak na złość do głowy przychodziły jej jedynie pomysły jak użyć mocy żywiołów by zabić. Westchnęła, ale w końcu wpadła na jakiś dobry pomysł.

Po wydaniu rozkazu przez wampirzycę, przemieniona odczekała moment i dopiero raczyła ruszyć. Nie chciała, by wyszło na to, iż od razu się jej podporządkowuje. Na jej plecach pojawiła się para czarnych, pierzastych skrzydeł. Na szczęście nie było tu zbyt ciasno, więc mogła wznieść się w powietrze i z pomocą dziedziny energii osłabiać wszystkie te psiska, musiała tylko pilnować, by nie odebrać zbyt wiele energii, co mogłoby skutkować ich śmiercią, a to nie należało do pożądanych efektów. Spoglądała na szał walki z góry i westchnęła z ulgą. Przestała się czuć taka słaba i uparcie utrzymywała się w powietrzu, odbierając tyle energii tym ogarom, aby nie miały siły walczyć, niektóre nawet zasypiały czując wyczerpanie.
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        Fierenzza jako szpieg często był ignorowany i wyśmiewany przez strażników, którzy mieli ku temu kilka powodów: jednym była jego przynależność rasowa, drugim jego sposób działania, który oni uważali za tchórzliwy i “babski” w najgorszym tego słowa znaczeniu, a ostatnim powodem było jego skrajnie służalcze podejście do Turilliego. Elf przywykł więc do tego i nauczył się nie reagować na śmiechy za swoimi plecami, zwłaszcza gdy był zajęty działaniem i mógł udowodnić swoją wartość. Na dodatek w tej misji cieszył się wyjątkową wolnością, bo jedyną osobą, która mogła wydać mu rozkaz, którego musiałby posłuchać, był generał Turilli, z którym to dogadywał się praktycznie bez słów.
        Po wzbiciu się w powietrze Fierenzza nie kłopotał się obracaniem w żadnym kierunku - oczy pokrywające całe ciało pozwalały mu patrzeć wszędzie wkoło, wyłączając tylko niewielkie pole w miejscu, gdzie poruszały się skrzydła. To bardzo zaskakiwało Antoine’a - władał tym ciałem, jakby miał je od zawsze, nie zastanawiał się nad mechanizmami jego działania, nie miał problemów z tym dziwnym postrzeganiem jednocześnie tego co było z przodu, jak również tego co było z tyłu, na górze, na dole i po bokach. Było to jednocześnie fascynujące i przerażające. A teraz przydatne, bo gdyby nie miał (dosłownie) oczu z tyłu głowy, zderzyłby się w powietrzu z Esmeraldą. Zrobił więc zgrabny unik i wziął się do roboty. Czuł narastającą wokół Turilliego aurę magii umysłu i wolał nie wchodzić mu w paradę i nie rwać tkanych przez niego zaklęć, wybrał więc drugą dziedzinę, która mu służyła: emocje. Przy tej ilości bestii i sojuszników nigdy nie miało się wszystkich wrogów przed sobą, więc Fierenzza osłaniał plecy tym na dole, wywołując obezwładniający strach w bestiach, które próbowały rzucić się na strażników z zaskoczenia. Nikt tego pewnie nie był świadomy, lecz szpiegowi nie zależało na tym, by poczuli do niego sympatię…

        W tym czasie Klaus wcielał w życie swój plan opanowania tego chaosu. Gdy on tkał swoje zaklęcie, a strażnicy byli zajęci pacyfikowaniem watachy wściekłych bestii, strzegły go dwa ogary, które sobie podporządkował: zmusił je do tego zaklęciem, bo gdy już raz podporządkowało się sobie taki słaby umysł, sterowanie nim było dziecinnie proste. A on nie miał czasu i okazji pilnować czy coś nie próbuje go zaatakować. W tej plątaninie ciał i jaźni wyłapywał tylko dzikie umysły przemienionych stworzeń, które postrzegał jako jarzące się na czerwono punkty, gdy już je pochwycił. Zupełnie jakby dostał do rozwiązania węzeł spleciony z kilkudziesięciu lin, na który istniała tylko jedna metoda: w jednym momencie pociągnąć tylko za wybrane z nich. W przeciwnym razie zacisnąłby się… na jego szyi. Tak dokładnie mogło się skończyć nieudane podporządkowanie własnej woli tych wszystkich stworzeń - mogły wpaść w szał i rzucić się na niego, a przed tak zmasowanym atakiem pewnie by się nie obronił albo wyszedł z tego ciężko ranny. Mógł próbować łapać je pojedynczo, ale trwałoby to za długo, a to zaś mogło prowadzić do ofiar. Jeszcze chwila, jeszcze tylko kilka sztuk…
        - Panno Alvarez! - zawołał. I o dziwo nie ograniczył się tylko do tego, bo tym razem nikt nie mógłby zgadnąć co generał miał na myśli. - Pilnuj tego wilka!
        To była jedyna niewiadoma w planie Turilliego - jak zachowa się cerber, gdy zaklęcia pójdą w ruch. Jego jaźń zdawała się być bardzo świadoma, ale jednocześnie przerażona i ogarnięta szałem walki. Mógł w porę się opamiętać albo w szale zabijać i kaleczyć dalej. Dlatego najlepsze co mógł w tym momencie zrobić Nikolaus, to powierzyć go pod ochronę osoby, do której miał zaufanie i pewność, że sobie poradzi.
        - Wszyscy się cofnąć! - ryknął nagle Turilli, gdy jego zaklęcie było gotowe i zdołał uchwycić wszystkie wątki. Puścił je w ruch w tym samym momencie, gdy wampiry odstąpiły od walki. Osoby wrażliwe na magię mogły poczuć tchnienie, które rozeszło się od generała - jakby ktoś nagle otworzył drzwi do starej kaplicy. Wyimaginowany powiew był chłodny i suchy, nie kojarzył się z zawilgoconą kryptą a prędzej czymś wzniosłym, chociaż trochę przerażającym. To magia umysłu, użyta z siłą dostępną mistrzom tej dziedziny. Generał podporządkował sobie nią wszystkie bestie, które były jeszcze przytomne. Ogary opierały się zaledwie mgnienie oka nim stanęły w miejscach spuszczając ponuro łby. Wyglądały jak kukły.
        - Roston - odezwał się generał do strażnika, który stał najbliżej niego. Jego głos był lekko nieobecny, gdyż skupiał się na utrzymaniu zaklęcia. - Cofnij się w korytarz i otwórz pierwsze drzwi na oścież.
        Liam nawet nie potwierdził, że usłyszał rozkaz, tylko od razu wziął się za jego wykonanie. Spoglądając na kołyszące się nieprzytomnie ogary podszedł do Turillego i minął go, by wejść do korytarza, którym trafili do tego miejsca. Wskazane przez generała drzwi prowadziły do pomieszczenia, które wyglądało jak sypialnia gościnna dla tych mniej znaczących gości - nie była specjalnie bogato urządzona, a jej umiejscowienie również zostawiało trochę do życzenia. Trudno było określić co chciał osiągnąć Nikolaus wydając rozkaz otwarcia tych drzwi Rostonowi, ale wystarczyło patrzeć, by się przekonać. Generał zaczął się cofać wolnymi, drobnymi krokami, a ogary podążały za nim jak za szczurołapem z magicznym fletem. Wlokło się nawet kilka takich, które wcześniej były półprzytomne albo ranne - te ostatnie zostawiały za sobą krwawe smugi na marmurowej posadzce. Turilli przywoływał je do siebie, lecz gdy minął otwarte przez Liama drzwi, ogary zaczęły skręcać do pomieszczenia i gromadzić się tam na wszystkich wolnych przestrzeniach, wliczając w to łóżko, stolik oraz stojącą w okiennym wykuszu kanapę.
        - Zamknijcie i zaryglujcie - rozkazał Nikolaus, a zebrani wokół strażnicy na wyścigi zaczęli szukać czegoś, czym można by zablokować drzwi. Turilli spuścił jednak zaklęcie, gdy tylko Roston przekręcił znajdujący się w zamku klucz. Wtedy z wnętrza pokoju dało się słyszeć warczenie i drapanie pazurów po drewnie.
        - Może wytrzymają… - uznał na głos Turilli.
        - Panie, wasza ręka! - odezwał się nagle Fierenzza stając w progu korytarza. W jego głosie słychać było autentyczny szok, a gdy generał sprawdził co też miał na myśli szpieg, również był zaskoczony. Stracił dłoń. Rękę, w którą został wcześniej ukąszony, spowijał gęsty czarny dym zamazujący wszelkie kształty. Turilli na próbę sięgnął drugą ręką do miejsca, gdzie powinien mieć dłoń, lecz jego palce przeczesały jedynie pustkę. Odebrało mu mowę.

        Cerber, gdy tylko odstąpiły od niego piekielne ogary, runął na ziemię tak jak stał. Ciężko dyszał po stoczonym boju, a z jego ran płynęły strugi krwi.
        - Alvarez… - odezwał się dziwnym na wpół zwierzęcym głosem. - Eva Alvarez…
        Wampirzyca mogła w tym momencie poznać, że ma przed sobą wilkołaka, z którym wcześniej rozmawiała w trakcie balu.
Awatar użytkownika
Eva
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Żołnierz , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Eva »

        Wezwana odwróciła głowę w stronę generała, skinięciem potwierdzając przyjęcie rozkazu. Grupę psów, które przytrzymywała łańcuchem, pchnęła wolą w stronę schodów i przywiązała do pozostałych. Niektóre miotały się wściekle, usiłując zerwać z uwięzi, inne niemal wisiały na metalowych ogniwach, pozbawione sił lub ranne. Mimo że unieruchomienie kilkunastu ogarów przy balustradzie kosztowało ją tyle wysiłku, jak gdyby zrobiła to własnoręcznie, nie było widać po niej zmęczenia, a jedynie postępujące skupienie i determinację. Jej wampirze ciało znosiło wielokrotnie większe obciążenia ciała i umysłu, a efektem wysiłku był jedynie wzrastający głód, co niedługo mogło rzucić się na humor wampirzycy.
        - Liam, osłaniaj mnie – zawołała głośno w myślach do swojego sierżanta, mijając go w biegu. Mężczyzna nie miał zbyt wiele czasu na reakcję, gdyż gdy jego przełożona wydawała rozkaz, oczekiwała jego natychmiastowego wykonania, a tym samym ruszyła właśnie prosto na stado psów, skupiając się jednak tylko na cerberze za nimi. Roston dosłownie rzucił więc te ogary, które akurat trzymał w mocy, a które teraz spadły na schody z wysokości kilku stóp, i pobiegł za swoją pułkownik. Odpychał od niej magią wszystkie bestie, a gdy zatrzymała się przed wilkiem, stanął do niej tyłem, tworząc wokół nich barierę energii, o którą rozbijały się skaczące na nich wściekłe zwierzęta. Gdyby nie to, że z każdym uderzeniem o kopułę Liam czuł się jakby dostawał pięścią w brzuch, wyglądałoby to nawet zabawnie, jak gdyby przed deszczem piekielnych psów chronił ich jakiś niewidzialny parasol.
        Eva stała przed trójgłowym wilkiem, który mierzył ją spojrzeniem brązowych ślepi. Nie były ogarnięte szałem, lecz nazwaniem ich spokojnymi byłoby nadmiernym optymizmem. Ostrożnie musnęła jego umysł, ukazując swoje dobre intencje, jednak zwierzę, gdy tylko poczuło ingerencję zamachnęło się łapą wielką jak konar. Wampirzyca uchyliła się w ostatniej chwili, a gdy się wyprostowała, w jej oczach nie było już łagodności.
        - Uspokój się, pomagamy ci! – warknęła do wilka, a ten jakby uderzony, cofnął się jeszcze bardziej pod ścianę, po czym przybliżył do dziewczyny trzy głowy, obwąchując ją czujnie każdym nosem. Dziwne uczucie. Pułkownik nie ruszała się podczas tego procesu, mając nadzieję, że zdąży zareagować, gdyby jej nowy piesek stwierdził, że coś mu się jednak nie podoba i odgryzie jej głowę. Odniosła jednak wrażenie, że wszystko jest pod kontrolą, a utrzymując z cerberem więź umysłów, czuła jak się uspokaja, uznając ją za niegroźną dla siebie i spoglądając tylko nieufnie na skaczące wciąż na nich ogary. Z tymi jednak radził sobie dobrze Liam.
        Na hasło Klausa cofnęli się nieco pod łapy cerbera, a brunet nie opuszczał bariery, podejrzewając, że może im się przydać, gdy zaklęcie zostanie uwolnione. Alvarez drgnęła lekko, czując powiew magii, roztaczającej się od Turillego niczym fala, nie mogąc powstrzymać się od myśli czy jest coś, czego ten wampir nie jest w stanie dokonać. Ogary, jeden po drugim, opadały w swoich ciałach, bezwolne, posłuszne sugestiom tego, który je uwięził. Eva szybko rozplątała łańcuchy przy balustradzie, porzucając je na schodach, by ogary mogły zgodnie z wolą ich przewodnika ruszyć za nim schodami. Gdy promień mocy ich minął, Liam opuścił kopułę z wyraźną ulgą, zaraz ruszając w stronę generała, by wykonać jego rozkaz.
        Zauroczona wampirzyca szła za Klausem i jego podopiecznymi, jakby i ją objęło zaklęcie. W milczeniu przyglądała się próbom zamknięcia drzwi, aż w końcu lekko poirytowana przywołała łańcuchy z klatki i posłała je na drzwi, a Liam wtopił ich naciągnięte końce w ścianę. Nie było szans, żeby ktokolwiek się stamtąd wydostał, nie naruszając konstrukcji muru. Obróciła się w stronę klatki schodowej słysząc swoje nazwisko. Cerber runął jak długi na posadzkę, zalewając ją krwią, jednak mimo jego wyglądu i zniekształconego głosu rozpoznała osobę, którą dotknęła przemiana.
        - Kilian... – Zdziwiona podeszła do wilka i przykucnęła, przyglądając mu się z zainteresowaniem. Nigdy nie przepadała za zwierzętami, wydawały jej się zawsze niewystarczające inteligentne, by stanowić odpowiednie towarzystwo dla człowieka czy wampira. Nie kusiło jej więc, by pogłaskać bestię po jednym z trzech łbów, jednak nie chciała tak zostawiać tu wilkołaka, krwawiącego na ziemi. Jej nozdrza poruszyły się mimowolnie na znajomą woń.
        - Nie mam tu nikogo, kto mógłby cię uzdrowić.
        - Nie szkodzi, regeneruję się już, zostań chwilę przy mnie.
        Wampirzyca nie zdradziła się mimiką z tym, że zdziwiła ją ta prośba, ale nie ruszyła się z miejsca, obserwując jak strugi krwi przestają płynąć po ciele wilka i wsiąkają teraz w sierść. Nie widziała samych ran, lecz domyśliła się, że się już zasklepiły, jednak jej zdaniem nie zmieniało to faktu, że cerber musi być wyjątkowo osłabiony po walce. Najwyraźniej nie doceniła pokładów jego siły, gdyż zwierzę zaczęło podnosić się powoli na cztery łapy, a zwisające smętnie łby wracały do pionu.
        - Idę z wami.
        - To jest zły pomysł – prychnęła wampirzyca, oglądając się na pozostałych i zmarszczyła brwi, widząc jakieś zamieszanie.
        - Lepiej zostań tu, możesz się ukryć w jakiejś komnacie, dopóki to wszystko się nie skończy.
        - A skończy się?
        Eva nie odpowiedziała, kierując się już szybkim krokiem z powrotem do swoich ludzi, generała, Chudzielca i obcej. Dopiero teraz przypomniała sobie, że niebieskooka demonica również nieźle radziła sobie w walce, a co więcej – posiadała skrzydła. Nie wydawało jej się, żeby było to normalne wśród przemienionych, jednak nie miała teraz czasu by roztkliwiać się nad intruzem. Klaus nie miał ręki. Dłoni, ściślej rzecz biorąc. Miejsce gdzie powinna się znajdować spowijał czarny dym, lecz fragmentu kończyny wyraźnie brakowało, co do tego nie było wątpliwości. Wampirzycy rzadko nie mogła znaleźć słów, jednak teraz milczała, rzucając pustym spojrzeniem od tajemniczego dymu do spowitej aksamitem twarzy generała, usiłując dostrzec jakąkolwiek emocję. Widziała jedynie szok w oku, Turilli jednak milczał.
        - Panie, może potrzebujesz krwi?
        Eva zamarła słysząc szept Fierenzzy. Była to jednoznaczna propozycja i wampirzycę zmroziło na moment, sama nie wiedziała dlaczego. Generał rzeczywiście regenerował się jedynie po posileniu się wystarczająco dużą ilością krwi, sam nie posiadającej tej zdolności. Nie chcąc się odwracać, przeskanowała otoczenie, z zadowoleniem stwierdzając, że strażnicy i Esme stoją na tyle daleko, że z pewnością nie słyszeli słów Chudzielca. Nie odezwała się, postanawiając nie wtrącać się do tej rozmowy.
        - To jad – odezwał się nagle nad nimi charczący głos wilka, który stanął za wampirzycą. Eva dopiero teraz zauważyła, zadzierając głowę, że do mówienia używa tylko jednego pyska, pozostałe łby tylko łypią na nich podejrzliwie.
        - Będzie postępowało aż nie obejmie całego ciała – dodał.
        - Skąd to wiesz? – Dziewczyna zerknęła na niego czujnie.
        - Widziałem – mruknął, wzruszając barkami bardzo po ludzku. – Moja partnerka również została ukąszona.
        - Ta różowa?
        - Tak.
        Uniosła lekko brwi, słysząc kompletną obojętność w głosie Kiliana. Najwyraźniej różowa dama nie była do końca świadoma relacji, jaka ich łączy, tak zaborczo roszcząc sobie prawa do mężczyzny. No cóż, z pewnością nie pierwszy i nie ostatni raz kobieta popełnia taką pomyłkę. Eva sama coś o tym wiedziała. Przed oczami stanął jej Mikhail i aż zamrugała szybko, łapiąc głębiej powietrze. Nie czas na sentymenty.
        - Krew może załatwić sprawę – zwróciła się bezpośrednio do Klausa, nie chcąc również zniżać głosu do szeptu, gdyż zaraz wzbudziliby zainteresowanie, tak knując w trójkę. W czwórkę właściwie, jeśli liczyć Kiliana, który najwyraźniej nie da się odwieść od pomysłu towarzyszenia im w wędrówce po posiadłości.
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 408
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

Esme zapatrzona w to, co się dzieje i zajęta używaniem magii z bezpiecznej pozycji kompletnie nie zauważyła Fierenzzy, a właściwie zrobiła to w ostatniej chwili, ale to on wykonał zręczny unik. Przemieniona nie skomentowała tego, tylko skupiła się na swoim zajęciu rozmyślając nad użyciem magii żywiołów. Za każdym razem musiała sobie odmawiać, bo ogień zabije, a to niby ludzie, bo woda to się potopią, trzęsienie ziemi to będzie mnóstwo rannych albo i to całe miejsce się nieco popsuje, z czego mogą wyciągnąć konsekwencję. Jedynie ta arkana energii się nadawała no i może żywioł wiatru, ale akurat to mogło zadziałać chaotycznie i tak jak kilka dni wcześniej na wyspach wywołać huragan. Niebieskooka westchnęła. Wtem usłyszała krzyk nakazujący cofnięcie się. Niechętnie, ale dostosowała się do tego i odleciała kawałek do tyłu. Wtem poczuła silne uderzenie mocy, wyraźnie generał zrobił coś spektakularnego.

- Zobacz, jak sobie podporządkował te pieski! – krzyczała z zachwytem Ira, doprowadzając Es do bólu głowy.
- Możesz, chociaż wyjść mi z umysłu jak masz zamiar tak wrzeszczeć?
- Oczywiście… że nie.
- Ehh… - westchnęła przemieniona, jakże miała ochotę przywalić demonicy, a nawet ją zabić, ale należało to do czynów niezbyt możliwych, w końcu to niematerialny byt.

Próbowała ignorować tego natręta i przyglądała się całej akcji. Zagonienie wszystkich ogarów do jednego pomieszczenia wydawało się dobrym pomysłem, ale raczej nie na dłużej, w końcu zapewne by się wydostały. Ponadto z dłonią Turillego działo się coś dziwnego, a dokładniej mówiąc to jej nie było, a zamiast tego było widać ciemny dym. Zdziwiona i zaciekawiona podleciała nieco bliżej, chcąc przyjrzeć się temu zjawisku. Okazało się znacznie bardziej intrygujące niż cerber wołający do siebie Evę. Wszyscy uwijali się jak mrówki, a przemieniona nie czując się zbytnio zobowiązana do pomocy, stale dryfowała w powietrzu. Oczywiście jakby ktoś zawołał to pewnie by pomogła, ale na razie pozostawała bierna. Zresztą nawet odpowiednio zabezpieczyli wejście, by psiaki nie dały dyla.

- Rób coś… - jęknęła znudzona Ira nie odczuwając żadnych ciekawych emocji od swej żywicielki.
- Na razie nie mam za bardzo co…
- Ja to bym zrobiła zamieszanie!
- Ira… Ani mi się waż…

Demonica zachichotała i zamilkła co nie znaczyło, iż odpuściła swoje plany. Esme stwierdziła w myślach, iż w sumie mogłaby pomóc wilkowi, ale… zawahała się. Nie planowała zaangażowania większego niż potrzeba, przecież ostatnio to się skończyło istną apokalipsą. Przywiązała się do całej grupy ludzi, a potem wszyściutkich jej odebrano, a w zamian kogo dostała? Irę! O nie, nie pisała się na kolejnego emocjożernego demona. Próbowała przemówić samej sobie do rozumu. Dopiero po chwili spostrzegła polepszający się stan zmiennokształtnego. Odetchnęła z ulgą, bo jej dylemat rozpłynął się w powietrzu. Postanowiła wylądować na ziemi, z trudem utrzymując kontrolę nad ciałem, którą chciała przejąć demonica, nie wiedzieć czemu akurat teraz. Es zacisnęła zęby i próbowała nie dać po sobie znać, iż praktycznie rzec biorąc walczy sama ze sobą. Niestety Ira siedzące jej w głowie doskonale wyczuwała, kiedy przemieniona ogarnie chwila słabości i to wykorzystała. Udało jej się osiągnąć cel - oczy Es zmieniły barwę na zieloną, a źrenice przybrały wąską formę.

- Idealnie, idealnie! Nie krzycz kochanie, chcę się tylko trochę zabawić – mówiła Ira w odpowiedzi na krzyki właścicielki ciała, które
chwilowo mogła słyszeć tylko ona.

Demonica uniosła się ponownie w górę i perfidnie użyła magii żywiołów, tworząc sporą chmurę burzową i ulewę z niej, która niespodziewanie zmieniła się w prawdziwą burzę z piorunami.

- Ups, to tak przypadkiem, ale nawet nieźle wyszło!

Latała z wokół strażników, popychając ich i przewracając, wszystko byle ich wkurzyć lub wyprowadzić z równowagi, była głodna. Tymczasem Esme musiała mieć chwile na odzyskanie sil, by znów stanąć do walki z tym irytującym bytem. Burzowa chmura zaś stale się powiększała, ponadto deszcz zanikł, a zamiast niego - o zgrozo - nastąpił grad.
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        Mina panny Alvarez była... niepokojąca. Wyrażała ten specyficzny rodzaj zaskoczenia, który nie wróży nic dobrego, po którym nie usłyszy się "będzie dobrze". Klaus sam był tak bardzo zaskoczony, że nie wiedział co o tym myśleć. Jak to możliwe, że nie poczuł utraty kończyny? Jak to możliwe, że nie czuł teraz jej braku? Jakby cały czas tam była, choć nie potrafił jej dotknąć ani nic nią poczuć. Nawet nie starał się spekulować czy da radę odzyskać dłoń - na ten moment zastanawiał się raczej co zrobić, by nie zniknęło mu całe ramię. Powrotem do normalności zajmie się gdy nadejdzie ku temu odpowiednia pora.
        Szepczący głos Fierenzzy przerwał ciężkie milczenie zaległe wokół generała. Klaus spojrzał na swego wiernego szpiega spostrzegając, że wszystkie oczy Antoine'a były na nim skupione. I nie mrugały. Co za koszmar. Chyba nawet gorszy od tego, co opowiadał mówiący ludzkim głosem cerber. Turilli zamarł zastanawiając się co tak naprawdę stało się z kobietą przemienioną w rajskiego ptaka - zginęła obracając się w nicość, czy możliwe było, że jeszcze powróci do tego świata, gdy oni zdołają zdjąć ciążącą nad tym miejscem klątwę?
        - Może... - przyznał w myślach Nikolaus, gdy jego adiutantka wyraziła na głos swoje przypuszczenia. On również liczył, że taka będzie prawidłowość, zwłaszcza w przypadku jego upośledzonej regeneracji. Może nie uda mu się odzyskać dłoni, ale przynajmniej zatrzyma postęp rozkładu. Z tą myślą generał bez zbędnych słów wyjaśnienia ujął Fierenzzę pod brodę, obnażył kły i przyjrzał mu się krytycznie, jakby miał przed sobą niewolnika do wyceny. Antoine ani drgnął, posłusznie czekał na to, aż wampir zatopi w nim kły. Gdyby jednak twarz Klausa pokrywała normalna skóra, można by dostrzec na niej cień niezadowolenia, lecz aksamit skutecznie maskował takie subtelne grymasy.
        - Nie jestem w stanie ugryźć cię bez wbijania ci się w oczy – oświadczył puszczając szpiega.
        - Wybacz, panie - odpowiedział bez namysłu serafin. Generał nie zareagował na to w żadne sposób - obaj wiedzieli, że to tylko pusty slogan, bo przecież Antoine nie był winny temu, że pod wpływem spaczonej magii tego miejsca dostała mu się taka a nie inna forma. Niemniej mógł mieć wyrzuty sumienia z tytułu tego, że nie był w stanie wywiązać się ze swojej części Paktu - należał do tych niezwykle honorowych osób. Skoro jednak nie był w stanie wywiązywać się ze swoich obowiązków, Turilli musiał znaleźć sobie inną osobę, na której mógłby się pożywić. Wiedziony instynktem wolał rozejrzeć się najpierw wśród przedstawicieli nieswojej rasy, lecz Kilian był zbyt ranny, by jeszcze z niego pić, zaś Esmeralda... Jej nie zamierzał prosić. Była zbyt obca i z pewnością by nie zrozumiała. Wśród wampirów zaś była jedna osoba, którą Turilli już kilkakrotnie prosił o tego typu przysługę, co więcej, należało to do jej obowiązków. Generał nie zdążył jednak wypowiedzieć swojej prośby na głos.

        Nagły grzmot zabrzmiał w klatce schodowej ogłuszającym zwielokrotnionym echem, któremu wtórował wściekły jazgot piekielnych ogarów, chcących uwolnić się i umknąć przed niszczycielską mocą żywiołu wywołującego w nich pierwotny strach. Wszyscy strażnicy zareagowali na nieznany dźwięk odruchowo, tak jak wpajano im to na treningach - sięgając po broń i przeczesując okolicę magią umysłu, szukając przeciwników. Wróg jednak tym razem był wśród nich - nim ktokolwiek pojął, że to Esmeralda przegrała walkę ze swoim demonem i wywołała burzę w pomieszczeniu, nie można już było odwrócić tego efektu. Strugi deszczu spadły na posadzkę sprawiając, że w jednej chwili stała się ona śliska jak tafla lodu. Strażnicy, popychani i szturchani przez władającą ciałem Przemienionej demonicę, przewracali się głośno przy tym przeklinając. Karmiąca się gniewem Ira na pewno miała na niektórych z nich niezłe ucztowanie. Lecz nie na Turillim. Trzeba było czegoś więcej, by w żyłach generała wzburzyła się krew, nikt kto o nim słyszał nie był jednak tak szalony, by próbować wyprowadzić go z równowagi - nie było wszak żadną tajemnicą, że wampirzy generał w gniewie stawał się prawdziwym potworem, który co gorsza potrafił nadal myśleć na tyle chłodno, by w bestialstwie nie przekroczyć granic, jakie wyznaczało mu prawo...
        Nikolaus w jednej chwili przestał przejmować się jadem, który płynął w jego żyłach. Tak jak reszta strażników przeskanował magią umysłu otoczenie, spojrzał na wszystko przez pryzmat zmysłu magicznego. Od razu znalazł zarzewie tego kataklizmu, zresztą tak samo jak reszta jego strażników. Turilli jednak dostrzegł coś ponadto - nie tylko falę energii spowijającą Esmeraldę, ale również tę szamotaninę, jaka toczyła się w jej wnętrzu. To nie była do końca jej wina, to nie ta kobieta wywołała burzę...
        - Torhe, stój! - rozkazał nagle generał widząc, jak jego podwładny przymierza się do wykonania egzekucji na skrzydlatej kobiecie za jej nieuzasadniony wybryk. Strażnik słysząc głos swego dowódcy natychmiast się wycofał.
        - Alvarez, sekunduj mi - rzucił lord chłodnym tonem. - Fierenzza, pilnuj okolicy.
        - Tak jest, panie! - odpowiedział natychmiast szpieg.
        Nikolaus nabrał głęboko powietrza w płuca i po raz kolejny sięgnął po swoją magię. Eva z pewnością wiedziała, że musi zrobić to samo, gdyż sekundowanie było możliwe nie tylko w tradycyjnym szlacheckim pojedynku na szable, ale również podczas walki umysłów. Wampirzyca miała po prostu pilnować pleców swego generała, bo nigdy nie wiadomo, co mogło czaić się w głowie przemienionej i czy osłabiony po rozprawieniu się z piekielnymi ogarami wampir zachowa wystarczającą czujność. Nie było nikogo, kto byłby lepiej predysponowany do pilnowania go niż jego adiutantka. Wiedząc, że panna Alvarez za nim podąży, Turilli wbił się w umysł Esmeraldy.

        Pojawienie się wampira w głowie przemienionej można było porównać do klina, który rozdzielił obie walczące ze sobą jaźnie. Esmeralda mogła poczuć jedynie coś w rodzaju odepchnięcia, niezbyt gwałtownego, aczkolwiek takiego, z którym nie było sensu walczyć. O ile nie potraktowała go jako intruza i nie zaatakowała ze ślepą furią, miała teraz doskonałą okazję by nabrać sił. Gorzej miała się Ira. Turilli nie patyczkował się z demonicą i od razu przeszedł do konkretów. Z racji tego, iż wampir nie miał problemu z podążaniem za abstrakcyjną formą myśli, nigdy nie kłopotał się, by tworzyć swoją personifikację nawet jeśli wchodził do cudzego umysłu. Tak było i tym razem. Ira wiedziała kto wtrącił się do potyczki z jej żywicielką, co do tego nie było wątpliwości, bo podświadomość mogła rozpoznać postać, z którą miała już do czynienia. Niemniej ta wiedza nic jej nie dała - nie było czasu na to, by dostosowywać technikę do przeciwnika. Nikolaus zaraz po wkroczeniu do umysłu Esmeraldy objął władającą aktualnie ciałem demonicę okowami swego umysłu i zacisnął je aż do granic możliwości. Mógł spróbować zabić Irę na miejscu - pewnie by mu się to udało, w końcu jego mentalny taran nie z takimi jednostkami sobie radził - nie wiedział jednak co łączy pasożyta i żywiciela i czy zabijając intruza, nie pociągnie za nim również (relatywnie) niewinnej dziewczyny. Ograniczył się więc tylko do tego, by je rozdzielić, a Irę dodatkowo męczył na tyle, by nie mogła skupić się na rzucaniu zaklęć. Na rozmowy z Esmeraldą i wyjaśnienie jej jaki ma plan nie starczyło mu już podzielności uwagi.
Awatar użytkownika
Eva
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Żołnierz , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Eva »

        Eva była wyjątkowo milcząca, co nigdy nie wróżyło nic dobrego. Może nie należała do najstarszych wampirów, ba, była w miarę młoda wręcz, ale jednak swoje już w życiu widziała. Mimo to nic nie przygotowało ją na wydarzenia, w których teraz była zmuszona brać udział. Z tego powodu nie wtrącała się w relację Klausa i Fierenzzy, który stał teraz nieruchomo, z lekko uniesioną głową, lecz śledząc spojrzeniem swojego generała. Wampirzyca nie mogła odegnać z myśli porównania go do małego szczeniaka, który chociaż bardzo podekscytowany, posłusznie czeka aż jego właściciel założy mu obrożę.
        Gdy zapadł werdykt, jedyną osobą wśród tej trójki, u której widać było emocje była o dziwo Eva, która skrzywiła się z niezadowoleniem. Nie pozostawiało im to bowiem zbyt wielu opcji. Esmeralda była zbyt obca, a Kilian... no cóż, ona sama nigdy nie żywiła się zwierzętami, przeszkadzała jej ta okropna sierść między zębami, ohyda! Klaus jednak prędzej przyrównałby Cerbera do obcej demonicy, nie zważając na jego formę, lecz poziom znajomości. Poza tym nie musiał zniżać się do proszenia o pomoc obcych ludzi, miał jeszcze ją.
        Ze względu na pewną przypadłość Turilliego, jego adiutantka kilkukrotnie już użyczała mu swojej krwi, gdy wymagały tego okoliczności. Była właściwie tylko przekaźnikiem, Klaus żywił się przez nią jej ofiarą, dlatego nie było to tak kaloryczne, jak picie prosto ze źródła, jednak czasami konieczne. Eva zastanawiała się czy jest tak i tym razem, lecz nie zdążyła wypowiedzieć słowa, gdy sklepienie nad nimi rozdarł grzmot.
        Zdziwiona potoczyła zmysłem wokoło, szukając źródła obcej magii, lecz nie było to żadne nowe zagrożenie, a jedynie znów ta przeklęta demonica! Deszcz!
        - ¡Maldita! – wampirzyca warknęła, gdy ulewa uderzyła w nią niespodziewanie, mocząc włosy i ubranie. Zgrzytnęła zębami, widząc jak ta wariatka biega wokoło i popycha jej ludzi, a dodatkowo posadzka powoli tonęła w wodzie, przypominając Evie o jej słabości. Jednak dopóki to małe podtopienie nie zamieniło się w jezioro, gorącokrwistą kobietę wypełniła złość, nie lęk. Wesoły chichot Esmeraldy wcale nie poprawiał jej nastroju.
        - ¡Pendeja! He perdido la paciencia… - mruczała wściekle pod nosem, porzucając w irytacji wspólną mowę na rzecz ojczystego języka. Sięgała już w stronę uda po nóż, gdy usłyszała jak Klaus powstrzymuje strażnika, który z kolei zmierzał w stronę demonicy z mieczem... Zmarszczyła lekko brwi zdziwiona, lecz również cofnęła dłoń. Stwierdzenie, że Klaus nie słynął ze swojego litościwego nastawienia do przestępczości byłoby znacznym niedopowiedzeniem. Jeśli powstrzymywał ich przed zabiciem dziewczyny to musiał mieć powód. Ochłonęła szybko, słysząc rzeczowe polecenie, a jej krótkie „si, si”, poprzedziło nieznacznie potwierdzenie przyjęcia rozkazu przez Fierrenzę. Nie słyszała już tego jednak, gdyż wpadła za Turillim w mrok umysłu Esmeraldy.
        Dopiero teraz zorientowała się, że demonica straciła kontrolę nad swoją mroczniejszą połową i zrozumiała, dlaczego egzekucja została wstrzymana. Po części winna, po części niewinna, interesujące... Z przyjemnością obserwowała, jak srebrzysta obecność Klausa rozprzestrzenia się po umyśle dziewczyny i wbija bez wahania pomiędzy szamoczące się jaźnie, by po chwili zakleszczyć Irę niby w lodowe kajdany. Unieruchomiona demonica wciąż walczyła wściekle, nieświadoma tego, że z góry skazana była na porażkę.
        Obecność Evy płonęła jasno na obrzeżach umysłu dziewczyny. Nie ingerowała, jedynie obserwowała, wspierając generała mocą, jeśli tego potrzebował i pilnując Esmeraldy, by ta nie zrobiła czegoś głupiego, gdy Klaus zajmował się trawiącym ją pasożytem. Widziała jak waha się, czy nie zabić obcej istoty, jednak w końcu zaatakował po prostu, zgniatając jej jaźń swoją mocą. Wyglądało to jakby zdeptał karalucha. Wycofała się zaraz za nim, a mroki umysłu zastąpił znów widok zdewastowanej klatki schodowej.
        - Cholerne rajskie ptaki, jadowite bestie, ogary piekielne, cerbery, demony, co jeszcze... – mruczała pod nosem, wyplątując z włosów kulki lodu pozostałe po gradzie. Stała po kostki w wodzie, która dopiero się rozpływała po korytarzu, a jeśli wcześniej wydawało jej się, że ciśnie ją gorset, teraz przylegał do niej jeszcze bardziej, przez mokry materiał sukni.
         - Pietra, patroluj proszę okolicę, nie moje piersi.
        - Tak jest!

        Podeszła do Klausa, jednocześnie z Fierrenzzą, który wylądował obok. Najwyraźniej lepiej widział z góry, a ona nie mogła oprzeć się wrażeniu, że szpiegowi zaczyna podobać się jego nowa forma. Chociaż pewnie nie był przyzwyczajony do takiej ostentacyjności swojego wyglądu, nie mógł zignorować licznych korzyści, jakie dawało nowe ciało. Odwróciła wzrok, gdy niemal wszystkie jego oczy przyłapały jej spojrzenie. Niepokojące wrażenie, przeklęty Chudzielec. Strażnicy widząc, że sytuacja jest opanowana zbliżyli się do Esmeraldy, otaczając ją luźnym kordonem i wypatrując kolejnych przejawów niepoczytalności. Cerber z kolei wyglądał i śmierdział jak mokry pies, a jego trzy łby zwisały smętnie, wbijając złowrogie spojrzenia we wszystkich po kolei. Chyba też nie lubił moknąć.
        Eva wciąż milczała, przyglądając się generałowi i walcząc z myślami. Nigdy nie pytała go przy innych o siły lub samopoczucie, był na to zbyt dumny, czego przykładem była jego ostatnia odpowiedź, gdy wystraszona jego przemianą, zapomniała o ustalonych zasadach. Dlatego teraz milczała uparcie, zastanawiając się jednocześnie, czy wyczyta w jej spojrzeniu propozycję, jaką niemo składała. Fierenzza na pewno się zorientował, bo jego oczy pobłądziły chaotycznie po wampirach, po czym zatrzymały się nagle, a on sam oddalił się w milczeniu w stronę pozostałych. Dopiero wówczas odgarnęła mokre włosy na jedną stronę i odchyliła nieznacznie głowę na bok, odsłaniając szyję.
        - To musi pomóc, bo nie mam innych pomysłów – powiedziała wprost, przyglądając się mężczyźnie, którego twarz nadal skrywała aksamitna maska.
        Czarny dym spowijał już jego rękę aż do łokcia, więc Eva zbliżyła się o krok, jednak bez widocznych emocji na twarzy. Próbowała sobie bowiem przypomnieć kogo jadła przed balem, a gdy już jej się to udało, zaczęła zastanawiać się czy Klausowi smakować będzie ta urocza i młodziutka blond służka.
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 408
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

Ira bawiła się przednio, zdecydowanie lubiła robić zamieszanie i irytować każdą żywą istotę. Czuła się bezkarnie, była przekonana, że to Esme oberwie. Demonica sama w sobie zaś była niematerialna, więc uważała, iż nikt jej nie odda, zapomniała jednak o magii umysłu. Póki jednak mogła śmiała się jak beztroski szaleniec, ucztując na negatywnych emocjach. Zdziwił ją język, w jakim mówiła albo też przeklinała na nią adiutantka Klausa. Sprawczyni zamieszania jednak nie miała na co narzekać. Delektowała się tymi emocjami i kilka razy nawet westchnęła, wyrażając jak bardzo jej to smakuje. Nie zwróciła przez to uwagi na szykowany na nią atak, który i tak został powstrzymany.
Nagle demonica poczuła coś dziwnego, nie podobało jej się to uczucie. Tymczasem Esmeralda mocno poraniona wciąż próbowała pokonać Irę. Ciskała czarami w stronę rudowłosej, piegowatej dziewczyny o zielonych oczach. Tu, w jej umyśle, jej zdolności działały lepiej niż w alarańskiej rzeczywistości. Wykorzystywała każdy możliwy żywioł. Niestety była coraz bardziej zmęczona. Wtem wśród tej ciemnej pustki, przerywanej od czasu do czasu iluzją jakiegoś wydarzenia z życia przemienionej lub jej pasożyta coś, a raczej ktoś, je rozdzielił.

- Co jest?! – krzyknęła zirytowana Ira. Miała właśnie zadać cios ostateczny.

Niebieskooka nic nie mówiła, po prostu leżała na przenikliwie czarnym podłożu. Podświadomie wyczuła Klausa i westchnęła. Czuła jednak, że on może chcieć jej pomóc. Faktycznie tak było, Ira zirytowana nie miała jak odpowiednio bronić się przed wampirem, mimo swych najszczerszych chęci. Demonica traciła siły przez magie nieumarłego. Esmeralda natomiast przygotowywała się do odzyskania kontroli nad własnym ciałem, które obecnie bezwładnie spadło na posadzkę.
Po dłuższej chwili dziewczyna otworzyła oczy, ponownie błękitne jak niebo. Biorąc głęboki wdech i wydech wstała. Rozejrzała się dookoła. Pierwsze co zobaczyła i usłyszała to narzekająca Eva. Wtem otoczyli ją strażnicy, na twarzy przemienionej widniał nieprzyjemny grymas.

- Już jest dobrze – powiedziała i westchnęła. – Panuje nad sytuacją… - próbowała ich przekonać. Również ukradkiem spoglądała na cerbera, kontrolując każdy jego ruch. Wyglądał na zdenerwowanego tym deszczem.

Wciąż widziała nieufność bijącą z oczu każdego, kto na nią patrzył. Westchnęła po raz kolejny i wzniosła się na skrzydłach w górę, by wyjść z tego kółeczka nienawiści, którym otoczyli ją strażnicy. Wylądowała obok Evy i Klausa. Miała pewną sprawę do załatwienia. Nie wahała się wcale przerwać ich krwawe zajęcie, choć przewróciła na to oczami. "Ten świat jest dziwny… żeby na Ziemi chociaż jeden wampir był, a tu normalnie żyją w społeczności niczym ludzie…" - pomyślała.

Odruchowo przygotowała się do próby ignorowania zrzędzenia i dogadywania Iry, ale ta się nie odezwała, czyżby aż tak oberwała? Odnośnie do tej demonicy Es chciała zamienić słowo z generałem.

- Chciałabym ci podziękować za pomoc z Irą i… darowanie mi życia. – Przemienionej druga część zdania ciężko przeszła przez gardło, nie była pewna odnośnie do radowania się z tej sprawy, już od wiele lat tego życia nienawidziła no ale podziękować należało.
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        Nikolaus od razu poczuł, że ma do czynienia z osobami mającymi pewne doświadczenie w prowadzeniu starcia mentalnego, lecz zupełnie nieprzygotowanymi na przyjmowanie zbyt wielu bodźców. Zdawało mu się, że obie kobiety nie były świadome istnienia magii umysłu, dzięki której on zaingerował w ich potyczkę. Było to dla niego niezwykle proste, gdyż miał po swojej stronie element zaskoczenia. Esme poddała się zupełnie - czuł, że jej siły mentalne były na wyczerpaniu i, kto wie, może gdyby się nie wtrącił, nie przeżyłaby tego starcia - zaś Ira trwała przez moment w głębokim szoku. Gdy zaczęła się miotać i chciała mu oddać, było już za późno. Walka na dobrą sprawę skończyła się, nim się rozpoczęła. Generał odczekał tylko stosowny czas, aby właścicielka ciała nabrała dość sił, by poradzić sobie dalej sama, po czym od razu się wycofał. Pomoc Evy okazała się nie być wcale potrzebna, a w każdym razie nie w tym momencie.

        Starcie umysłów trwało raptem chwilę. W tym czasie generał znieruchomiał i na moment wstrzymał oddech, a gdy jego jaźń powróciła do ciała, swobodnie odetchnął. Do tej pory stał z rękami założonymi za plecy, teraz jednak zabrał je i spojrzał na swoje dłonie… Dłoń. Drugiej ręki nie miał już aż powyżej łokcia. Zaskakujące było to, że zupełnie nie czuł jej braku - znikanie nie bolało, nie mrowiło, nie pozostawiało odczucia pustki. Turilli kojarzył pojęcie “fantomowej kończyny” i spodziewał się, że to coś w tym stylu. Nie poprawiło mu to ani odrobinę humoru. Tak samo zresztą jak to, że był całkowicie przemoczony, z wyjątkiem stóp i łydek, gdyż woda nie zdążyła nalać się do cholewek jego butów. Mokry jedwab koszuli zlepił się z jego pokrytą aksamitem skórą, powodując nieprzyjemny opór i tarcie, a jego włosy pod wpływem dużej wilgoci poskręcały się w jeszcze drobniejsze loki niż dotychczas - nie zapobiegła temu nawet stosowana przez niego pasta z woskiem.
        Dziwny huk sprawił, że generał podniósł wzrok i powiódł nim wokół siebie. Od razu spostrzegł, że to Kilian otrzepał się z wody w typowo psim odruchu, co nawet trochę rozbawiło Nikolausa. Zaraz jednak jego wzrok przeniósł się dalej, na strażników stojących luźnym okręgiem wokół wstającej z ziemi Esmeraldy.
        - Zostawcie ją - nakazał krótko. W tym momencie niedaleko niego wylądował Fierenzza, uznając, że skoro sytuacja kryzysowa została zażegnana, został zwolniony ze swoich obowiązków. W tej samej chwili do generała podeszła Eva, oboje pewnie oczekując dalszych wytycznych. Turilli jednak milczał posyłając Fierenzzy porozumiewawcze spojrzenie. Część oczu szpiega wyłapała ten wzrok, reszta zaś wpatrzona była w Evę, która chyba już sama podjęła decyzję co dalej. W tej sytuacji Antoine nie miał innego wyjścia jak kulturalnie się wycofać, zostawiając tych dwoje na osobności. Cofnął się kilka kroków, po czym wzbił w górę, by sprawdzić czy nic nie czyha na wyższych piętrach klatki schodowej.
        - Panno Alvarez - zwrócił się do niej generał. - Jestem zmuszony prosić cię o przysługę.
        Zawsze tak to ujmował: nigdy nie prosił o pomoc, a o przysługę. I zawsze przedstawiał to tak, jakby naprawdę nie miał innego wyjścia. W istocie tak było - gdy mógł, nie korzystał z pomocy innych wampirów, gdyż picie ich krwi nie zaspokajało jego pragnienia tak, jak krew śmiertelników. Dlatego tak często jego adiutantami byli śmiertelnicy - dzięki temu miał pod ręką kogoś, kto chętnie nadstawi dla niego szyi, na której posilenie się da realny zysk. Lecz gdy się nie ma co się lubi…
        Klaus podszedł do Evy tak blisko, jak nie przystoi obcym sobie osobom. Dłoń, którą jeszcze miał, wsunął pod jej włosy, by przytrzymać jej głowę w odpowiedniej pozycji. Gdyby miał drugą rękę, objąłby nią wampirzycę w talii.
        - Nie wykorzystywałbym cię w ten sposób, gdybym miał inne wyjście - zapewnił, co było swego rodzaju podziękowaniami i przyznaniem się do winy. Później już nie drążył tematu: nachylił się do jej szyi i wbił kły w tętnicę. Jego zęby po przemianie były znacznie ostrzejsze niż wcześniej, przebijał skórę jak pergamin, czemu towarzyszyło piekące uczucie.
        Wbrew pozorom chociaż Eva była tylko pośrednikiem między Klausem a ofiarą, krew pita z jej szyi miała pewien unikalny smak - jakby była przesycona taniną. To niespecjalnie współgrało ze słodkim i lekkim smakiem młodej krwi, którą posiliła się wcześnie panna Alvarez, lecz Turilli nie był w sytuacji, w której mógł wybrzydzać. Gdy w ustach poczuł pierwsze krople pokarmu dotarło do niego jak strasznie spragniony do tej pory był. Nie było to wyczerpanie spowodowane wysiłkiem, a efekt zatrucia, który do tej pory generał wiązał głównie z przemianą i ignorował. Całe szczęście zasilony świeżą krwią organizm odzyskał swoje umiejętności regeneracyjne i zaczął zwalczać jad. Nikolaus poczuł, jak po jego ciele rozlewa się ciepło, a z mięśni schodzi napięcie.
        Turilli nie wypił ze swej adiutantki tyle krwi, by ta poczuła się znacząco osłabiona, chociaż oczywiście trochę uszczuplił jej siły. Gdy jednak był już pewny, że trucizna przestała płynąć w jego żyłach, zaraz przestał pić. Ostrożnie wycofał kły z jej tętnicy i ściągnął z brzegów rany kropelki krwi wargami w imitacji pocałunku. Tajemnicą było czy robił tak tylko w przypadku Evy, czy każdej swojej ofiary. Gdyby nie zostawił chusteczki w marynarce, zaoferowałby ją swojej adiutantce, by mogła nią osuszyć szyję.
        Ten moment wybrała sobie Esmeralda, by podziękować generałowi. Turilli nim poświęcił jej uwagę spojrzał na swoją zakażoną rękę. Nie odzyskał brakującej części kończyny, lecz wyraźnie widać było, jak czarny dym zagęścił się wokół ramienia i tam pozostał, nie rozprzestrzeniając się już dalej. Dobre i to, chociaż Klaus miał pewne obawy czy summa summarum odzyska dłoń. Teraz jednak nie miał czasu tego roztrząsać, bo i niewiele wiedział o działaniu tajemniczego jadu. Obrócił w końcu wzrok na Esmeraldę i ze stoickim spokojem skinął jej głową, jakby nie było to nic wielkiego. Nim jednak jej odpowiedział, zwrócił się jeszcze do swojej adiutantki.
        - Panno Alvarez, dokonajcie przeglądu, sprawdźcie czy wszystko w porządku. Będziemy musieli później chwilę porozmawiać - oświadczył jeszcze na odchodne, po czym gestem zezwolił jej na oddalenie się. Obrócił się w stronę przemienionej kobiety.
        - Nie tak łatwo posuwam się do zabijania - oświadczył, chociaż słuchając jego rozkazów można było czasami odnieść zgoła odmienne wrażenie. Chwilę milczał nim zadał jej pytanie. - W jaki sposób jesteś połączona z tą demonicą? Czy jej obrażenia i śmierć odbiją się na tobie? Dość mocno ją poturbowałem - przyznał.
        - Doceniam twoją pomoc w walce z ogarami i to, że żadnego nie zabiłaś - oświadczył jeszcze. Zdawało mu się, że teraz dziewczyna przejrzy w końcu na oczy i zrozumie, że nie ma powodu by się na nich boczyć. Może wręcz zacznie współpracować.
        - W twoich wspomnieniach widziałem mężczyznę, z którym spotkałaś się w gabinecie nad salą balową i o którym wspominałaś pułkownik Alvarez - zagaił bez cienia zażenowania tym, że odwołuje się do bezpardonowego przesłuchania, które przeprowadził wcześniej. - Nie dostrzegłem wtedy jego twarzy. Czy pozwolisz mi jeszcze raz zobaczyć to wspomnienie i pomóc odtworzyć jego wygląd? - zapytał. Zdawało mu się, że to idealny moment na proszenie o cokolwiek, skoro przed chwilą Esmeralda sama podeszła mu podziękować. Może to poczucie wdzięczności pozwoli mu na skorzystanie z zaklęcia, które w przeciwnym razie byłoby dla niego zabronione - dziewczyna nie stanowiła w tym momencie realnego zagrożenia, nie była też podejrzana, więc na wszelkie ingerencje w jej umysł Turilli musiał uzyskać nieprzymuszoną zgodę.

        Fierenzza wylądował miękko na posadzce parteru, tuż obok Evy. Zaraz podszedł do nich również Kilian, który już jakoś pogodził się z tym, że był całkowicie mokry.
        - Góra jest czysta - zaszemrał szpieg. - Pomijając to jakie niespodzianki mogą na nas teraz czekać w posiadłości, najkrótszą drogą stąd do prywatnego gabinetu lorda Verterebrandelalehna. - Antoine nabrał wdechu po wyrecytowaniu tego przydługiego, pretensjonalnego nazwiska. - Jest wspięcie się na pierwsze piętro i przejście przez pokoje reprezentacyjne, lecz pewnie będzie się tam roiło od przemienionych gości. Im trasa dłuższa, tym pewnie mniej walk nas czeka - dodał, by nie było żadnych wątpliwości.
        - Na pewno nie wszystkie stwory będą chciały walczyć - zauważył Kilian. - W końcu wielu przemieniło w coś niegroźnego... I część z nas zachowała jaźń - dodał, patrząc wymownie na Fierenzzę i mając też na myśli siebie.
        - Nie jestem osobą decyzyjną - wymigał się szpieg. Teoretycznie Eva Alvarez mogła rozkazywać obecnym strażnikom i określić dalszą drogę, ale pytanie, czy Turilli aprobowałby jej wybór.
Awatar użytkownika
Eva
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Żołnierz , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Eva »

        Widząc jak wciąż rzucają Esmeraldzie nieufne spojrzenia, Eva zerknęła kątem oka na swoich strażników, którzy po poleceniu generała rozeszli się dość niechętnie w różne strony. Nie miała jednak czasu tłumaczyć im teraz wszystkiego, muszą po prostu dostosować się do rozkazu, czy to im się podoba czy nie. Gdy tylko odsunęli się posłusznie od dziewczyny, wampirzyca przeniosła spojrzenie na generała, który znajdował się teraz tak blisko niej, że czuła jego oddech na policzku. Nie musiała odpowiadać na jego prośbę, oboli zdawali sobie sprawę, że to tylko formalność i przejaw grzeczności z jego strony, podobnie jak to podziękowanie, które padło, gdy już nie widziała twarzy Klausa, pochylonej nad jej szyją. Gdy wsunął jej dłoń we włosy rozluźniła się nieznacznie, pozwalając mu na sterowanie nią w tej sytuacji, a gdy ostre kły przebiły jej skórę, zareagowała jedynie głośniejszym wypuszczeniem powietrza przez nos.
        Stała spokojnie podczas całego tego procesu, nie robiąc z tego niczego więcej niż zwykłego wypełniania swoich obowiązków. Jej wzrok błądził po sklepieniu, gdy czuła jak z każdym uderzeniem jej martwego serca, rozprowadzana po organizmie krew rozrzedza się, a ją ogarnia delikatne, lecz postępujące zmęczenie. W końcu poczuła jak kły wycofują się z jej szyi, a usta Klausa delikatnie muskają jej skórę przy ranie. Uśmiechnęła się pod nosem, gdyż chociaż nie umknęła jej praktyczna strona tego gestu, nie oznaczało to wcale, że nie był przyjemny. Wyprostowała się, zakrywając się ponownie mokrymi puklami włosów. Śladów po kłach nie było już widać, skóra zasklepiła się momentalnie, a czarne loki wytarły pozostałe krople krwi.
        Dopiero teraz spojrzała na rękę swojego przełożonego, wyjątkowo udolnie ukrywając swoje rozczarowanie. Być może była naiwna, sądząc, że po tak skromnym posiłku kończyna zregeneruje się w pełni, powinni się cieszyć, że utrata ciała nie będzie postępować. Dym bowiem nie pełznął już po ramieniu mężczyzny, lecz zagęścił się w miejscu brakującej ręki. Powinien był wypić więcej, może działanie jadu cofnęłoby się zupełnie. Ale też wiedziała, że na nic mu się nie przyda zupełnie wyczerpana, niezdolna do walki. Najchętniej przywlokłaby mu za szmaty jakiegoś człowieka i podała na deser, nie robiąc sobie nic z tego, kim ta osoba jest, jednak wiedziała, że Klaus tak nie działał. Westchnęła pod nosem, odprawiona gestem dłoni i oddaliła się, rzucając ostatnie spojrzenie Esmeraldzie.
        - Coś nowego? – zaczepiła Liama, który wracał właśnie z głębi korytarza.
        - Hall jest czysty, ogary się trochę uspokoiły, nie ma szans, żeby się stamtąd wydostały.
        - Jak chłopcy? – zapytała, ciekawa poziomu morale w drużynie.
        - Pójdą gdzie im każesz. – Brunet wyszczerzył się i wzruszył ramionami. – Może i nie jest najciekawiej, Sanders odpadł, ale wiesz, po prawdzie to lepsze niż sterczenie pod pałacem.
        - Nie wątpię – Eva udzielił się uśmiech Rostona i w takim właśnie nieco lepszym humorze zastali ją Fierrenza i Kilian.
        Z zainteresowaniem wysłuchała raportu Chudzielca, nieco zdziwiona, że w ogóle podszedł do niej z własnej woli, mimowolnie tocząc spojrzeniem po suficie, jakby śledziła wzrokiem ich przyszłą trasę. Uśmiechnęła się pod nosem, po raz kolejny tego dnia słysząc nazwisko gospodarza.
        - Dziwię się, że w ogóle chce ci się to wypowiadać – stwierdziła, zerkając na Antoine’a wciąż rozbawiona, zwłaszcza gdy zgodnie z jej przewidywaniami wielooka istota prychnęła z wyższością.
        - Kwestia dobrego wychowania, zwracać się właściwie do rozmówcy.
        - Taak, etykieta i te sprawy, coś mi się obiło o uszy.
        - Śmiem wątpić.
        Przyzwyczajona do droczenia się ze szpiegiem, Alvarez puściła do niego oko i posłała w powietrzu całusa, śmiejąc się już jawnie, gdy przewrócił wszystkimi oczyma.
        - To nie czas na żarty!
        - Och, nie bądź taki sztywny Chudzielcu, zawsze jest czas na żarty. No już dobra, nie łyp tak na mnie. Pójdziemy najkrótszą drogą, poza tym piesek ma rację...
        - Ej, mała, jaki piesek, nie pozwalaj sobie, bo ci tyłek odgryzę. – Jeden z łbów Kiliana pojawił się między szpiegiem a dziewczyną, która zerknęła na niego zaskoczona.
        - Czemu akurat tyłek?
        - Wygląda apetycznie.
        - Nie wolisz bardziej karmy dla psów?
        - Ty wredna pijawko. – Trzy łby zarechotały, doprowadzając przemienionego szpiega do kresu cierpliwości.
        - Możecie przestać?!
        Oboje zamknęli się momentalnie, a jedna twarz i trzy pyski zwróciły zaskoczone spojrzenie na wkurzonego Fierenzzę, którego szemrzący głos, przy podniesionym tonie, niemal wibrował w głowach słuchaczy, jeszcze po tym, jak mężczyzna zamilkł. Zadowolony ze skupionej na sobie uwagi, otrzepał skrzydła z niewidzialnych pyłków i złożył je na plecach, odchrząkując.
        - No już dobrze, nie denerwuj się. Mówię, ja poszłabym wprost przez pokoje reprezentacyjne. Nawet jeśli spotkamy przemienionych, większość pewnie nie zwróci na nas uwagi, a z tymi nielicznymi sobie poradzimy, mamy teraz cerbera. – Skinęła głową ku prostującemu się dumnie Kilianowi.
        - Chcę jak najszybciej znaleźć wyjście z tej chorej sytuacji i rozwiązanie, które pozwoli generałowi odzyskać rękę. W tym się chyba zgadzamy? – Zerknęła na szpiega, a ten z ociąganiem skinął głową.
        - Dobrze więc – westchnął i rozłożył znów skrzydła, wzbijając się w powietrze. – Poinformuj proszę generała o naszej decyzji, ja polecę przodem, załatwmy to jak najszybciej i bez zbędnych walk.
        Eva przytaknęła i odprowadziła go wzrokiem, po czym odwróciła się w stronę Klausa. Ten jednak wciąż rozmawiał z Esmeraldą, więc jedynie mentalnie przekazała mu komunikat, w zamian otrzymując oszczędne skinienie głową w ramach aprobaty. Następnie gestem wezwała swoich strażników do siebie, pokrótce tłumacząc plan, który oni również przyjęli z zadowoleniem. Co jak co, ale każdy chciał się wydostać stąd jak najszybciej. Ruszyli zaraz za Fierenzzą, a za nimi Eva, wciąż eskortowana przez trzygłowego wilka.
        - Dla mnie nie masz rozkazów?
        - Nie zjedz nikogo, proszę.
        - Nie jem byle czego.
        - Kilian...
        - Dobrze, żartowałem.
        Obejrzała się przez ramię by sprawdzić, czy generał z demonicą podążają za nimi, a gdy się w tym upewniła, sama zaczęła zmierzać po schodach na piętro.
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 408
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

Esmeralda w myślach odetchnęła, słysząc, że nie będzie musiała przejmować się strażnikami. To jednak nie był koniec, podejście do dobrze znających się osób, dla których jest się kimś w rodzaju intruza i podziękowanie skierowane ku jednemu z nich wymagało przysłowiowego „schowania dumy do kieszeni”. Nim jednak zaczęła mówić, stała się świadkiem wampirzego posilania się. Nie była przerażona, raczej zaciekawiona, choć nieraz widziała podobne wydarzenia. W milczeniu zerkała to na Evę, to na Nikolausa. On robił to naprawdę delikatnie i ostrożnie z wprawą. "Pewnie musi mieć wiele wieków na karku…", przemknęło jej przez myśl.

Chwilę później mogła już przerwać tę romantyczną chwilę. Kątem oka również patrząc na zanikającą jakby bezpowrotnie rękę generała, a po momencie na Evę, co skutkowało nawiązaniem kontaktu wzrokowego, ale nie trwało to długo. Skinięcie głową przez wampira w pełni ją zadowoliło, bez zbędnych ceregieli. Jednakże nieumarły miał jeszcze coś do dodania.

- Rozumiem – mimowolnie spojrzała w bok, jakby nie chcąc dać po sobie poznać, że jej potrafi to przyjść niezwykle łatwo, choć teraz w sumie nie było to, aż tak proste, jak kiedyś. – Jesteśmy jak dwie dusze w jednym ciele, tak chyba można by powiedzieć, czyli jesteśmy w pewnym sensie niezależne. Domyślam się, nie słyszę jej bełkotu w swojej głowie, co jest nawet dużym plusem.

Esmeralda trochę obawiała się, czy nie zabrzmiało to zbyt łagodnie. Co prawda Ira to demon, zły, irytujący, wstrętny… i można by tak wymieniać w nieskończoność. Przemieniona jednak dobrze wiedziała, że to tylko dzięki niej nie oszalała z samotności przez tak wiele wieków. Nie miała jednak zamiaru się dzielić taką informacją z nikim. Na szczęście generał zmienił temat.

- Nie ma sprawy – powiedziała bez zbytnich emocji, aczkolwiek tak naprawdę ciężko jej było nie unicestwić tych stworów. Pytanie Klausa ją nieco odrzuciło, westchnęła. – Niech będzie, ale tylko to wspomnienie, nic więcej, dobrze?

Gdy nieumarły dostał się do umysłu Esme po raz drugi, w początkowej ciemnej pustce mógł zauważyć Irę, która leżała na nieistniejącej podłodze, ale żyła, choć była bardzo zmęczona, dopiero po chwili udało mu się dotrzeć do wspomnienia tamtego mężczyzny. Początkowo ciężko było ujrzeć jego twarz, bo to wspomnienie jak się okazało, przecinało się ze skrawkami innych, odleglejszych i niekompletnych już z powodu upływu czasu. Następną przeszkodą okazała się głęboko czarna maska mężczyzny, jedynie blady odcień skóry i czerwonawe oczy były dobrze widoczne. Jego głos natomiast był szorstki, władczy i pewny siebie. Dało się również wyczuć w nim pewną nerwowość. Ruchy miał zwinne i szybkie, nawet mimo chwilowego zmieszania dezorientacją przemienionej nie wahał się co do swoich widocznie dość ważnych planów.
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        Nikolaus odruchowo chciał założyć ręce za plecy rozmawiając z Esmeraldą, lecz zapomniał, że praktycznie nie posiada jednej górnej kończyny. Nie miał też broni, na której mógłby oprzeć lewą dłoń, więc by nie musieć się zastanawiać co z nią zrobić, wsunął kciuk za szlufkę spodni. Spojrzenie jego mlecznobiałego oka było nieruchomo utkwione w przemawiającej kobiecie, która najwyraźniej po tej umysłowej próbie sił nabrała pokory w stosunku do niego. Odpowiadała krótko, rzeczowo i bez złośliwości. Wieść o tym, że Ira jest tak naprawdę osobnym bytem, którego brak nie zaszkodziłby żywicielce, przypadła Turilliemu do gustu - wiedział już, że na przyszłość nie będzie musiał przejmować się tym, czy może wymierzyć na niej sprawiedliwość, nawet jeśli chodziłoby o zadanie śmierci… Na razie jednak Ira była stosunkowo bezpieczna - aż do następnego przewinienia.

        - Oczywiście, tylko to wspomnienie - zgodził się Nikolaus. Wbrew pozorom gmeranie w cudzych intymnych myślach wcale nie było dla niego specjalnie kuszące i to z kilku powodów. Pierwszym było to, że wbrew pozorom większość tego typu wspomnień była piekielnie nudna, chociaż ich właściciele byli pewnie przekonani o ich wyjątkowości. Drugim powodem było to, że czasami wchodził w posiadanie wiedzy, z którą nie wiedział co zrobić, a która nie dawała o sobie zapomnieć - świadomość dewiacji niektórych osób z najbliższego otoczenia była jedną z takich niedogodności. No i oczywiście istotnym czynnikiem, na który zwracał uwagę Klaus, był czas - szkoda było go marnotrawić na przeglądanie tego wszystkiego, jeśli umiało się wyekstrahować pojedyncze wspomnienie i skupić się na nim.
        Po wejściu do umysłu Esmeraldy generał z początku pozostawał w formie niematerialnej, która przypominała srebrzysty poblask unoszący się w powietrzu. Dopiero po pewnym czasie przybrał cielesną formę, w której wyglądał jak na co dzień - jego twarz pokrywała blada skóra, miał wszystkie kończyny w całości i mniej wyjściowy, za to kompletny, mundur. Zrobił to oczywiście głównie ze względu na nią, bo dla niego samego nadawanie kształtu własnej jaźni było zabiegiem niepotrzebnym i przez to często pomijanym.
        - Pozwolisz… - Turilli sam odnalazł drogę do interesującego go wspomnienia. Mijając Irę nie zwrócił na nią specjalnej uwagi, dostrzegł jedynie, że demonica żyje i jakoś wyliże się z zadanych jej ran. On miał w tym momencie dużo ważniejsze sprawy na głowie.

        W pierwszej kolejności ukazało im się drugie spotkanie przemienionej kobiety z nieznajomym. I tym razem jego sylwetka była rozmazana, lecz Nikolaus z pomocą Esmeraldy zdołał zestalić tę część wspomnienia, by móc dokładnie przyjrzeć się mężczyźnie. Oględziny nie wypadły zbyt owocnie - czerwone oczy złoczyńcy z pewnością były jakimś tropem, ale zbyt wątłym, by za nim podążyć. Turilli za to długo i intensywnie przysłuchiwał się jego głosowi w nadziei, że po nim go rozpozna. Albo zrobi to za niego ktoś inny, bardziej wykwalifikowany w tym by wiedzieć kto, z kim i dlaczego…
        - Pokażesz mi również wszystkie pozostałe momenty, gdy go widziałaś? - zapytał. Esmeralda zgodziła się i poprowadziła go przez wszystkie poprzednie wspomnienia zawierające postać tajemniczego nieznajomego. Klaus bardzo dokładnie je badał, poświęcając również uwagę kobiecie, która zginęła z jego ręki oraz łańcuszkowi, który jej odebrał. Teraz rozpoznał ofiarę: miała na imię Maria, jej ojciec był dość wpływową i bogatą osobą, lecz nie odznaczał się na tle mauryjskiej arystokracji. Nikolausowi zdawało się, że ostatnio próbował wydać córkę za mąż, a może wręcz już to zrobił…? Nieistotny detal, który na dodatek nie dawał żadnych informacji na temat tego, kto mógłby chcieć ją okraść i zamordować. Turili, zawiedziony wynikiem dochodzenia, wycofał się z myśli Esmeraldy.

        - Chodźmy - zwrócił się do przemienionej podążając za resztą. - Ostrożnie, śliskie… - mruknął, stawiając kroki na schodach pokrytych wodą zmieszaną z krwią.
        - Fierenzza - wezwał w myślach przebywającego gdzieś wyżej szpiega.
        - Tak, panie? - odpowiedział zaraz serafin przystając, gotowy zawrócić jeśli generał tak rozkaże.
        - Idź dalej - rozkazał mu jednak Klaus. - Znasz tego człowieka? - zapytał, pokazując Antoine’owi kalkę ze wspomnień Esmeraldy, które teraz miał we własnej pamięci. Na moment między mężczyznami zapadło milczenie, gdy Fierenzza analizował otrzymane myśli.
        - Niestety nie, generale - odpowiedział. - To raczej ktoś spoza Maurii, wygląda na obcego. Zdaje się jednak, że doskonale zna posiadłość, musiał więc ją wcześniej widzieć…
        - Zgadza się
- przytaknął Klaus.
        - Straż! - generał nagle zwrócił się na głos do wszystkich. - Jeśli napotkamy stworzenia, w które przemieniła się służba, macie je pochwycić. Należy je przesłuchać. Panno Alvarez, proszę podejść. Esmeraldo… - Turilli gestem zachęcił przemienioną, by szła przodem i poczekał chwilę, by móc rozmawiać na osobności ze swoją adiutantką.
        - Nie rozpoznajesz zapewne tego mężczyzny? - zapytał w ramach czystej formalności nim przeszedł do tematu, który chciał z nią omówić już wcześniej. - Panno Alvarez, byłaś świadkiem tego z kim przyszło nam się zetknąć w tej nawiedzonej posiadłości. Mówię zarówno o Esmeraldzie jak i stworzeniach, na które trafiliśmy. Nie wiemy co nas spotka dalej… A ja czuję, że jad w moich żyłach jest jedynie uśpiony i nie wiem kiedy i z jaką siłą zacznie na mnie znowu działać. Mogę skończyć jak partnerka Kiliana - oświadczył bardzo spokojnym głosem stratega liczącego się ze stratami. - Dlatego chciałbym, byś nauczyła się kilku przyzwoitych mentalnych ataków, by móc w razie czego mnie zastąpić. Mamy na to jedynie chwilę, lecz wiem, że jesteś pojętna. Możesz wejść do mojego umysłu - zachęcił ją.

        Chwilę później w myślach generała wyklarowało się czyste, puste miejsce, w którym skupiły się myśli obojga wampirów. Nikolaus był bardzo pewny swojej przewagi nad Evą, dlatego jedynie poinstruował ją jak powinno wyglądać duszące objęcie, jakiego użył na Irze, zaprezentował je również na swojej adiutantce, używając jednak zaledwie ułamka swej siły, po czym kazał jej zaatakować samego siebie.
        - Z całej siły - zachęcił ją stawiając barierę, na której zaklęcie miało się oprzeć. Dał jej kilka prób, aż w końcu poczuł, że robi to należycie, wtedy natychmiast przeszedł do następnego zaklęcia, którym była najprostsza w świecie dominacja.
        - By zdominować istotę rozumną trzeba większej wprawy bądź odpowiedniej determinacji, lecz nad takim piekielnym ogarem zdołasz zapanować gdy tylko dobrze przyswoisz sobie działanie tego zaklęcia - wyjaśnił, po czym szybko przeszedł do teorii. Praktyka na nim była niemożliwa, nie mieli tyle czasu, by generał zdołał całkowicie rozbroić swój umysł i odsłonić miękkie podbrzusze, które mogłaby zaatakować jego adiutantka. Było to zresztą ostatnie zaklęcie, jakie jej pokazał, gdyż na więcej nie mieli czasu - cokolwiek czaiło się w posiadłości, nie zamierzało czekać aż Eva przyswoi sobie dziedzinę umysłu na poziomie jej generała.

        Turilli i Alvarez przez moment zamarudzili z tyłu, lecz nadal pozostawali w zasięgu wzroku reszty grupy - wszyscy wiedzieli, że lepiej się nie rozdzielać, nawet jeśli jednak grupa miałaby mieć przewagę liczebną, a druga magiczną. Gdy para weszła na piętro, Fierenzza akurat wylądował na ziemi, a strażnicy wlepiali w niego niętęgie spojrzenia.
        - Generale… - Antoine wyraźnie nie potrafił ubrać tego co ma do przekazania w sensowne słowa, dlatego zamiast bełkotać niezrozumiałe zdania, cofnął się i gestem zaprosił Turillego by sam spojrzał w czym rzecz...
        Rzecz w tym, że w następnym pomieszczeniu brakowało posadzki. W ogromnej jadalni meble stały zawieszone w powietrzu, a patrząc w dół widziało się pokoje znajdujące się piętro niżej. Pojedyncze fragmenty podłogi pojawiały się to tu, to tam, jakby wyłaniały się z jakiejś toni, w której zaraz znikały. Na dobrą sprawę nie było nawet wiadomo czy są materialne.
        - To na pewno nie iluzja? - upewnił się Turilli, podchodząc do progu by samemu się o tym przekonać, lecz Fierenzza zastąpił mu drogę.
        - Na pewno - oświadczył twardo. - Wejście tam grozi upadkiem z wysoka. Większość z nas jest w stanie przelecieć… ale co z resztą? - zapytał szpieg, a część jego oczu wymownie spojrzała w kierunku panny Alvarez i Kiliana.
Zablokowany

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości