Mauria[Miasto] Niespodziewana sytuacja

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Avrir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 61
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Badacz , Mag , Szlachcic
Kontakt:

[Miasto] Niespodziewana sytuacja

Post autor: Avrir »

        Po powrocie do Maurii Avrir oddał się w pełni pracy. Jego zdaniem przygoda ze smoczycą była – póki co – wystarczającym przeżyciem. Od razu zlecił zaznajomionemu płatnerzowi naprawę zbroi Osgalitha, co ten zrobił niemal wzorcowo. Żaden przypadkowy przychodzeń nie powinien rozpoznać, że ożywieniec niedawno przeżył bliskie spotkanie ze srebrnymi kolcami. Następnie zaangażował się bardziej w działanie swojej firmy. Musiał przyznać, że po odetchnięciu świeżym powietrzem dostrzegł wady, które wcześniej były niewidoczne. Tak minął my tydzień, który okazał się wielce owocnym. W końcu jednak coś zmusiło go do zmiany planów.
        Avrir stał na balkonie i obserwował przechodniów, podpierając się przy tym swoją nieodłączną laską. Nadszedł czas zbiorów, więc liczni kupcy przybywali do Maurii z licznych stron, sprzedając różnego rodzaju dobra. Rynek miasta przeżywał swoje kwitnięcie, niewątpliwie w tym czasie nawet zwykły człowiek, obdarzony odrobiną wyczucia, mógł dobrze zarobić. A co dopiero wampir, który tak umiejętnie kierował swoją firmą. Panował dzień, który był tylko odrobinę jaśniejszy od nocy. W Mrocznych Dolinach wiecznie panował mrok, ale w dzień można było dostrzec większość rzeczy znajdujących się wokół.
        Wampir rozmyślał, gdy wtem przerwał mu jego sługa. Nagłe otworzenie drzwi (które niemal trzasnęły o ścianę) nijak go nie przestraszyło, gdyby był to niechciany gość, to jego ochroniarz powinien go zatrzymać. Odwrócił się w stronę dobrze ubranego człowieka, którego niedawno zatrudnił. Nie chciał, aby całą jego służbę stanowili umarlacy, lubił od czasu do czasu wypić trochę krwi, bez wybierania się na drugą stronę Alarani.
- Panie, przybył posłaniec od mości Xamerona – powiedział, kłaniając się.
- I? - Wampir był ciekaw, po co też Xameron przysłał do niego kogoś. Był jego partnerem handlowym, zajmującym się rozpowszechnianiem ich towaru poza murami miasta.
- Chcę się z panem spotkać na rynku – odpowiedział sługa. - Teraz.
- Interesujące – mruknął Avrir, po czym minął sługę i skinął dłonią na ożywieńca, stojącego za drzwiami. Razem wyszli z niewielkiego dworku, dając wcześniej znak majordomowi, gdzie się wybierają. Nie lubił, kiedy w jego domu każdy robił sobie, co chciał, a danie wszystkim do zrozumienia, że niebawem wraca było dosyć jednoznaczne.
        Idąc ulicami Maurii, Avrir zmienił swój zapach na taki, który powinien trzymać większość ludzi z daleka. Tylko niezwykle czuły nos mógł go wyczuć, ale jego zadaniem nie było działać na zmysł węchu, lecz hormony. Wytwarzał wokół niego aurę strachu, choć niezbyt silną, choć wystarczała, aby większość osób ustępowała mu drogę. Wobec tego dotarł na rynek szybko. Tak, jak się spodziewał, panował tutaj niezwykły gwar. Niezwykła ilość ludzi tłoczyła się na placu, na którym porozstawiano liczbę straganów, jaką Avrir rzadko kiedy widział. Odnalezienie jednego człowieka w tym tłumie zdawała się nie być łatwą rzeczą, ale wampir szybko to zrobił. Xameron pachniał inaczej, niż większość ludzi, a jego wyostrzony węch umożliwił mu wykrycie tej różnicy. Po przepchaniu się na niemal centrum rynku, Avrir dostrzegł go, oglądającego biżuterię na jednym ze straganów. Avrir podszedł do niego, każąc ożywieńcowi pozostać odrobinę z tyłu i wypatrywać ewentualnego zagrożenia. Zakuty w czarną, pancerną zbroję Osgalith niewątpliwie zwracał na siebie uwagę.
- Witaj, partnerze – powiedział Avrir, stając obok Xamerona i zaczynając oglądać złote ozdoby.
- Dobry dzień, czy też noc, nie potrafię tego odróżnić – odpowiedział mu niski, ciemnowłosy mężczyzna, ubrany w czerwień.
- Czemu kazałeś mnie wezwać? - spytał wampir, nadal nie nawiązując z człowiekiem kontaktu wzrokowego.
- Znalazłem możliwość niezwykle szybkiego wzbogacenia się, ale do tego potrzebuję twojej pomocy.
- O co ci chodzi?
- Później ci powiem. - Xameron rozejrzał się, jakby się bał, że ktoś może ich podsłuchiwać. Wampir od razu się domyślił, dlaczego to wzbogacenie może być niezwykle szybkie. - Na razie trochę tu pochodźmy.
- Mam nadzieję, że nie marnujesz mojego czasu.
- Zapewniam cię, że absolutnie nie.
- Nie dowierzam. Oby to było tego warte.
        Wampir razem z człowiekiem jeszcze przez chwilę stali przy straganie, po czym obydwoje ruszyli dalej. Avrir przy okazji rozglądał się za czymś, co mogłoby mu się przydać. Mała była szansa, że coś takiego znajdzie, ale jeżeli i tak musiał chodzić po rynku, to dlaczego nie mógłby jakoś na tym skorzystać? Osgalith podążał za nimi, przepychając się przez tłum.
Arianwen
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arianwen »

        Przemierzała Alaranię przez bardzo, bardzo długi czas. Te ziemie stanowiły jej dom, a jednocześnie kryły w sobie własne życie. Harmonia natury sprawiała, że na świecie miał panować ład i porządek. Niestety nie zawsze tak było. Ludzie często naginali otaczającą ich rzeczywistość wedle własnych pragnień, więc Czarodziejka obrała za cel przywrócenie toku wydarzeń na ich prawidłowy kierunek. Uważała to za swoją misję kierowana chęcią pomocy wszelkim żywym istotom oraz samej naturze.
        Podążając purpurowym szlakiem odwiedziła Leonię, Elfidranię, Valladon, Thenderion oraz okoliczne wioski. Radowała się widząc ludzi żyjących w spokoju. Oczywiście nie obyło się bez trosk, lecz zawsze miała przy swoim boku swego wiernego kompana. Azeri, jej zaprzyjaźniony pegaz nigdy nie odstępował jej na krok. No, przynajmniej w większości przypadków. Zawsze jednak pozostawali w kontakcie i niezależnie od tego gdzie w danej chwili się znalazła mogła liczyć na jego pomoc. To właśnie podczas takiej chwili spotkała ludzi, którzy potrzebowali jej pomocy.
        Znajdowała się na północny-zachód od góry druidów podążając jednym ze szklaków kupieckich, gdy usłyszała tętent końskich kopyt oraz hałas prostego, drewnianego wozu. Zeszła na pobocze, żeby umożliwić podróżnym przejazd, lecz ku jej zdziwieniu powożący mężczyzna zatrzymał zaprzęg, zeskoczył na ziemię i ujął jej dłonie. Pradawna w tym czasie jedynie stała w miejscu nieruchomo mrugając.
        - Szanowna Pani, proszę! Jesteś Srebrną Panią, prawda? Czarodziejką, która potrafi uleczyć każdą chorobę i błogosławieństwem zapewnić dobry los prostym ludziom. Tak długo Cię szukałem, Pradawna! Błagam, zechciej mi pomóc! Nie mam wiele, lecz oddam Ci wszystko, cokolwiek tylko sobie zażyczysz!
~ Wszystko w porządku? ~ usłyszała w głowie telepatyczne pytanie swego skrzydlatego przyjaciela. Widocznie był gdzieś w pobliżu, lecz nie chciał się zbyt szybko ujawniać. Czasami zaskoczenie było najlepszym asem w rękawie.
- Tak, nie martw się. W razie czego Cię zawołam... ale nie oddalaj się za daleko - poprosiła pegaza i tym razem całą uwagę poświęciła mężczyźnie, który z przejęciem na twarzy wyczekiwał jej odpowiedzi. - Tak, to ja. Nie musisz mi oddawać swego dobytku. Powiedz po prostu czym się tak martwisz?
        - Moja córka jest bardzo chora! Każdy lekarz i znachor, który ją badał powiedział, że nie pozostało jej wiele życia. Błagam! Słyszałem, że potrafisz Pani uzdrowić nawet tych, nad którymi widnieje już widmo śmierci! Jesteś jedyną nadzieją dla mojej biednej córeczki... Jeśli Ty nie pomożesz, to ona... - mężczyzna nie dał rady dokończyć zdania. Napięte mięśnie żuchwy oraz jego drżące ręce, którymi obejmował dłonie kobiety mówiły bardzo wiele. Pradawną o jego miłości do dziecka przekonały jednak błyszczące oczy, które wyrażały strach i troskę. Wyswobodziła ręce, by położyć jedną na jego ramieniu i uśmiechnęła się do niego życzliwie.
        - Skoro sprawa jest tak poważna nie czekajmy ani chwili dłużej, zabierz mnie do swojej córki. - Czyli decyzja zapadła. Weszła na wóz zajmując miejsce tuż obok woźnicy, a pegaz podążał za nimi w znacznej odległości. Podczas podróży dowiedziała się, że mężczyzna ma na imię Rufus i wraz z żoną wychowuje trójkę dzieci. Najstarsza córka o imieniu Amelia uczyła się tkać, młodszy syn Ian pomagał ojcu na roli, zaś jego najmłodsza pociecha dbała, by w ich domostwie nie zabrakło uśmiechu. Lili, bo właśnie o niej mowa, zachorowała kilka miesięcy temu. Na początku zdawało się, że to jedynie niegroźne przeziębienie, lecz po czasie zaczęła kaszleć krwią i regularnie traciła siły. Cała rodzina bardzo się o nią martwiła, lecz nie byli zamożni. Mieszkali w prostym domostwie na południe od Maurii uprawiając tam ziemię oraz zajmując się rękodziełem, z czego się utrzymywali. Nic więc dziwnego, że nie było ich stać na odpowiednie leczenie, które mogłoby zapewnić dziewczynce powrotu do zdrowia. Matka Aurelia leczyła ją naturalnymi sposobami przekazywanymi w jej rodzinie z babki na wnuczkę, lecz i to nie pomogło.
        Arianwen słuchała opowieści zatroskanego mężczyzny z drżącym sercem. Ci ludzie nie mieli łatwo w życiu, a wszystko co uzyskali wypracowali własnymi rękoma. Jakże mogłaby im teraz odmówić? Szczególnie, że Rufus spędził wiele czasu jeżdżąc po okolicznych miastach szukając ratunku. Po półtora godzinie przed oczyma białowłosej ukazał się prosty parterowy dom, który otaczał zadbany ogród. Dostrzegła wśród grządek różne zioła oraz krzewy owocowe. Nieco dalej zza domostwa wyłaniał się sad, a jeszcze dalej dostrzegła rozległe pole. Gospodarstwo miało również stajnię, stodołę, chlew oraz kurnik. Biorąc pod uwagę to wszystko tutejsza rodzina faktycznie mogła być samowystarczalna, jeśli tylko dopisywało im zdrowie. Coś jednak zwróciło uwagę Pradawnej. Gdy powóz skręcił w stronę gospodarstwa spojrzała na niebo, a potem na mężczyznę.
        - Jeszcze nie jest wcale tak bardzo późno, a już zapadł zmrok. Czy to normalne w tych stronach? - Właściwie im bardziej jechali w północnym kierunku, tym ciemniej się stawało. Zupełnie jakby promienie słońca zapomniały o tym kawałku ziemi, który przecież też powinny obejmować.
        - To dlatego, że znajdujemy się blisko Mrocznych Dolin, Pani. Na ziemiach należących do mojej rodziny i tak jest o wiele jaśniej niż w Maurii chociażby. Proszę, tędy najszybciej dostaniemy się do izby, gdzie leży Lili. - Zatrzymał powóz przy tylnym wejściu pomagając zejść z niego Czarodziejce, by zaraz potem pobiec do drzwi i otworzyć je szeroko. - Aurelia? Przywiozłem kogoś, kto może pomóc naszej córce! Proszę wejść, proszę. - Ostatnie słowa skierowane były do białowłosej, a gdy kobieta przekroczyła próg znalazła się w niewielkiej izbie. Była bardzo prosto urządzona. Szafa z komodą, stolik stojący pod oknem oraz trzy krzesła przy nim, na podłodze dywan, który czasy swojej świetności miał już za sobą oraz trzy łóżka stojące pod przeciwległą ścianą. Na jednym z nim siedziała dwójka dzieci, o ile jeszcze mogła je tak nazywać. Amelia oraz Ian okazali się nastolatkami, który zaraz się podnieśli. Oceniwszy ich szybko Pradawna stwierdziła, że musieli szybko dorosnąć. W pozie Iana zaś dostrzegła protekcjonalną postawę odnośnie matki oraz swoich sióstr. Niemal w tym samym czasie co oni zerwała się z taboretu stojącym przy środkowym łóżku kobieta w średnim wieku. Wśród jej czarnych loków dało się już dostrzec pierwsze siwe pasma, lecz oczy miała pełne werwy. Pomiędzy nimi, na łóżku, leżała Lili. Biedne maleństwo, na pewno nie miała jeszcze nawet dziesięciu lat. Już teraz Czarodziejka mogła poznać po chrapliwym oddechu dziewczynki, że problem leży w płucach. Do tego męczyła ją gorączka, była cała rozpalona.
        - Nazywam się Arianwen Antelias, miło mi Was poznać. Pozwólcie jednak, że od razu przejdę do rzeczy. - Wyminęła domowników, by usiąść u boku dziecka i przyłożyć mu dłoń do serca. Wykonując szybki skan jej zdrowia oceniała pracę serca, płuc, innych organów wewnętrznych oraz ogólnego stanu jej ustroju. - Dobrze, że mnie znalazłeś. Dzień lub dwa i byłoby za późno. Na szczęście mogę ją wyleczyć, będzie zdrowa. - Po uspokojeniu ludzi zamknęła oczy, żeby się skupić. Uratowała już osoby w o wiele gorszym stanie, więc nie było się czym martwić. Z jej dłoni wypłynęło nagle jasne światło, by zaraz wniknąć w ciało dziewczynki. Na moment ta wykrzywiła twarz, lecz już w tym momencie paskudne rzężenie zniknęło z jej płuc. Powoli niezdrowe wypieki zaczęły ustępować, a mała oddychała spokojniej. Cały zabieg trwał może dziesięć minut, lecz tylko dlatego, ponieważ Czarodziejka chciała jeszcze nieco ją wzmocnić na przyszłość. Po wszystkim dziewczynka spała spokojnie i wyglądała o wiele zdrowiej niż jeszcze chwilę temu. Na ten widok matka rozpłakała się ze szczęścia tuląc do siebie dwójkę pociech, a Rufus ukradkiem ocierał łzy wzruszenia. Czarodziejka już miała coś powiedzieć, gdy nagle żona gospodarza opadła przed nią na kolana i złapała mocno za dłonie.
        - Dziękuję, tak bardzo dziękuję! Traciliśmy już nadzieję... Uratowała Pani nasze dziecko, jesteśmy dozgonnie wdzięczni! - Nie mogła zapanować nad własnym ciałem, a Ariana nieprzyzwyczajona do takiego zachowania wobec niej uklękła i przytuliła kobietę do piersi pozwalając uspokoić jej się we własnym tempie.
        - Od teraz już wszystko będzie dobrze. Wasza córka wyzdrowiała. Wymusiłam na niej uzdrawiający sen, więc obudzi się dopiero rano, lecz nie musicie się już martwić. Wszystko będzie dobrze... - Zapewniła ich i już po chwili przytulała do siebie nie tylko kobietę, lecz sama znalazła się w ramionach tej wzruszającej rodziny.
        Jak powiedziała tak też się stało. Lili obudziła się następnego dnia cała i zdrowa. Kiedy tylko jej matka upewniła się, że minęły jej wszelkie objawy nawet pozwoliła małej wyjść z łóżka i nieco pobawić się z rodzeństwem. Tego dnia nikt nie pracował, poza oporządzeniem zwierząt. Azeri dołączył do niej zeszłego wieczora i teraz odpoczywał w stajni w wolnym boksie doglądany przez Amelię. Sama Czarodziejka została uraczona dziękczynnym posiłkiem, a w ramach zapłaty za jej pomoc gospodarze zgodzili się przenocować ją u siebie przez kilka najbliższych dni. Chociaż może powinna powiedzieć, że bardziej zostało to na niej wymuszone? W każdym razie przez pewien czas mieszkała wraz z rodziną Rufusa. Gdy zaczęła pomagać w ich gospodarstwie oczywiście usłyszała, że nie musi nic robić, lecz i tak nie zaprzestała. Kontakt ze zwierzętami oraz roślinnością sprawiał jej wiele radości. Ukradkiem wplotła w ziemię kilka użyźniających czarów, by mimo niedostatku światła mogli się cieszyć obfitymi zbiorami. Sporo czasu spędziła z Aurelią pokazując jej, w jaki sposób mogła przyrządzać lecznicze napary z pomocą ziół, które rosły w jej ogrodzie. Co ważniejsze, we wszystkim co robiła miała małego pomocnika. Lili, kiedy tylko wstała z łóżka nie odstępowała Czarodziejki na krok. Oprowadzała ją po gospodarstwie, pokazywała ulubione miejsca i domagała się, by podczas posiłków mogła siedzieć obok Ariany. Jej samej to nie przeszkadzało, lubiła dzieci, o czym mała szybko się przekonała.
        W końcu jednak nadszedł dzień, kiedy cała rodzina wybierała się na bazar. Okres żniw, w którym Pradawna oczywiście nie omieszkała pomóc, był również czasem handlu, który rozkwitał w okolicy. Jak się dowiedziała Rusuf zabierał dzieci i żonę do Maurii, gdzie wystawiali na sprzedaż owoce, warzywa, zboża, ale także własne rękodzieła jak zdobione tkaniny oraz prostą biżuterię. Korzystając z okazji Arianwen wybrała się razem z nimi chcąc zobaczyć miasto. Pegaz został w gospodarstwie, lecz była pewna, że nie omieszka wybrać się na rekonesans po okolicy, kiedy tylko zostanie sam. Dla białowłosej poniekąd była to też przygoda, bo w swoich podróżach nie miała okazji zwiedzić tych terenów Alaranii. Ze zdziwieniem przyjęła, że jako gość nie mogła poruszać się swobodnie po całym mieście, lecz przyjęła tą wiadomość spokojnie. Kolejnym zaskoczeniem był fakt, iż wszyscy mieszkańcy chodzili ubrani cały czas całkiem na czarno. Jej biała suknia bardzo wyróżniała się spośród tłumu. Nie chcąc się tym jednak zamartwiać pomogła zaprzyjaźnionej rodzinie ustawić stragany, a gdy wszystko było gotowe poczuła, że Lili szarpie ją za rękaw.
        - Pójdziesz ze mną obejrzeć bazar? Prooooooszę! - Któż mógłby się oprzeć wielkim oczom dziecka, które wręcz kipiało energią? Za zgodą jej rodziców wybrały się więc na spacer. Dookoła było pełno rozmaitych stoisk, a sprzedawcy przekrzykiwali się nawzajem próbując zachęcić potencjalnych kupców, by podeszli właśnie do nich. W pewnym momencie jednak zauważyła, że Lili upadła na ziemię. Po postawie stojącego przed nią mężczyzny oraz małej rozcierającej sobie pośladki od razu stwierdziła, że musiała po prostu na niego wpaść. Tylko... czemu czuła coś dziwnego od niego? Aż przeszedł ją dreszcz, lecz nie dała tego po sobie poznać. Dziewczynka jednak była bardziej prostolinijna. Po spojrzeniu na arystokratę, bo z pewnością nim był owy jegomość, w jej oczach zebrały się łzy i szybko skryła się za Czarodziejką. Ta uspokajająco położyła dłoń na jej głowie, by zaraz skupić swoją uwagę na mężczyźnie. Jego towarzysz też się zatrzymał i teraz stał przyglądając się sytuacji.
        - Najmocniej Panów przepraszam, ta mała czasem po prostu nie patrzy gdzie idzie. Mam nadzieję, że nie żywi Pan urazy? - Ostatnie zdanie skierowała na białowłosego arystokratę. Jej spojrzenie na chwilę przyciągnął diadem na jego czole oraz pierścienie, które nosił, lecz zaraz wróciła wzrokiem do jego oczu. Może i czuła się niepewnie w jego towarzystwie, lecz zawsze uważała, że podczas rozmowy nie powinno się gubić kontaktu wzrokowego. Delikatnie się uśmiechnęła mając nadzieję, że to pomoże załagodzić sprawę. Zaraz też popchnęła delikatnie dziewczynkę, by stanęła obok niej. - No dalej Lili, przeproś Pana. - Mała wyglądała na przestraszoną stojąc przed mężczyznami, lecz dygnęła nieco niezdarnie i wykrztusiła z siebie niepewne "przepraszam". Gdy to zrobiła znów szybko skryła się za Pradawną zaciskając dłonie na materiale jej sukni.
Awatar użytkownika
Avrir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 61
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Badacz , Mag , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Avrir »

Podczas stopniowego wchodzenia w głąb bazaru, Avrir zaczynał się zastanawiać, co też mogło przekonać Xamerona do tego, aby udać się tutaj, do Maurii. Wampir doskonale zdawał sobie sprawę, że człowiek niezbyt lubi klimat, panujący wewnątrz miasta. W końcu on sam także nie uważał, że należy on do najlepszych. Miasto powoli, ale nieubłaganie się staczało, co wampir miał okazję zaobserwować przez kilkadziesiąt lat swojego życia. Smuciło go to naprawdę, jako jedna z nielicznych rzeczy. W końcu jego dom pozostawał jego domem, jeśli działo się w nim źle, to to musiało się odbić na Avrirze, a jeszcze bardziej na jego finansach. Póki co jeszcze sobie radził, ale czuł, że kontrola zaczyna wymykać mu się z rąk. ”Trzema wzmocnić uścisk, nie pozwolić, aby tak się stało. Tylko w jaki sposób? Potrzebuję jakiegoś nowego źródła dochodów, czegoś pewniejszego od tego, co obecnie się dzieje. Może rzeczywiście plan Xamerona może mi to umożliwić? Ale lepiej nie dzielić skóry na niedźwiedziu. Najpierw muszę go wysłuchać, a poczekać na to mogę jeszcze długo. Oby tylko uznał, że w końcu dostatecznie zgubiliśmy ewentualnego obserwatora.”
        Póki co nie udało mu się wypatrzyć niczego, co w jakimś większym stopniu przykułoby jego uwagę. Może i wokół było mnóstwo towarów, ale większość była pochodzenia rolnego, a do tego Avrir wolał się nie mieszać. Prosty lud już dostatecznie dobrze sam sprzedawał swoje wyroby, on sam wątpił, aby mógł coś na tym zarobić. Było to zupełnie inne środowisko, niż to, do którego przywykł. W końcu jednak dostrzegł coś, co mógł uznać za interesujące. Na jednym ze straganów znajdował się amulet. Był on wykonany najpewniej z brązu, widać to było po charakterystycznej barwie. W jego centrum znajdował się czerwony rubin, który nawet tutaj, w mieście pogrążonym w ciemności, lśnił. Ten blask nie mógł być odbiciem jakiegoś źródła światła, więc jasnym było, że nie jest to zwykły klejnot. Poza tym Avrir wyczuwał w nim coś swoim szóstym zmysłem, który zazwyczaj go nie zawodził. Niewątpliwie kryształ miał coś wspólnego z magią. A to był już powód do zatrzymania się i przyjrzenia się temu z bliska. Wampir tak zrobił, aby po chwili znaleźć się przed stoiskiem pełnym dziwacznej biżuterii, za którym stała kobieta w starszym wieku, odziana w równie dziwny strój, przynoszący na myśl druidów. Wskazał wolną dłonią na naszyjnik.
- Co możesz mi o tym opowiedzieć?
        Kobieta spojrzała na niego zielonymi oczami, odrywając spojrzenie od czegoś w oddali. Podążyła wzrokiem za ramieniem Avrira i uśmiechnęła się ,gdy dostrzegła, co takiego wskazywał.
- Och, jaśnie pan doskonale wybrał. Ten oto amulet pochodzi z południa, z Gór Druidów. Znalazłam go w jednej jaskini, gdy zbierałam tam zioła.
        Wampir uniósł brew. Niedawno udał się w podróż w tamto miejsce, co można było uznać za niezwykły zbieg okoliczności. Oprócz tego słowa o jaskini przyniosły mu na myśl ludzi, których tam spotkał. ”W jaskini? Z tego, co pamiętam mieli ich tam całą masę. Czy możliwym jest, że ten amulet...”
- Czy w owej jaskini znajdowały się jakieś naścienne malunki? - spytał wampir, na co kobieta szeroko otworzyła oczy. Nie musiał czekać na jej odpowiedź, już wiedział, że miał całkowitą rację w swoich podejrzeniach. - Ile za niego chcesz?
- O, jaśnie panie. - Kobieta niewątpliwie znalazła się w nieciekawej sytuacji. Powiedzenie, że znalazła go w górach nie było najmądrzejsze, jeżeli chciałaby uzyskać dobrą cenę. W całą pewnością zdała sobie już z tego sprawę, ale było już za późno. Teraz Avrir nie zamierzał jej tak łatwo odpuścić. - Gdy przeszukiwałam te jaskinie, złamałam nogę. Przez kilka tygodni byłam zdana na innych. Bez wątpienia zrozumiesz, jak wielki uszczerbek poniosłam, do dziś ta noga nie działa najlepiej. Wobec tego niewątpliwie rozumiesz, że nie mogę wycenić go lekko.
- Ile? - Avrir doskonale wiedział, do czego chce doprowadzić kobieta. Znał się na targowaniu, najpewniej o wiele bardziej od niej. Wątpił, aby mogła go pokonać na tym polu. A przynajmniej nie tak, aby rzeczywiście przegrał.
- Osiemdziesiąt pięć ruenów – powiedziała kobieta, pochylając przy tym głowę w geście szacunku.
- Dam ci dwadzieścia – odrzekł Avrir, przyglądając się jej uważnie. - I tak sądzę, że nie będzie warto.
- Ależ panie! - zakrzyknęła kobieta. - Toż to najszlachetniejszy brąz i czysty rubin! Co najmniej siedemdziesiąt dwa!
        Kobieta i tak wyceniała amulet na zbyt mało, wampir nie miał najmniejszych wątpliwości, że mogła znacznie zawyżyć cenę. Ale wobec tego nie zamierzał jej ustępować. Jeżeli mógł zaoszczędzić jeszcze bardziej, powinien tak zrobić.
- Dam ci sześćdziesiąt ruenów i ani jednego więcej – powiedział Avrir, udając zrezygnowanie.
        Lepiej było, aby kobieta myślała, że to ona wygrała. Uśmiechnęła się i radośnie przyjęła pieniądze, a wampir rzeczony medalion. Wsadził go do kieszeni. Póki co wolał nie ryzykować i nie zakładać go. Może i czaiła się w nim magia, ale jeszcze nie wiedział, jakiego rodzaju. Skinął głową i ruszył dalej, przy okazji upewniając się, że jego ochroniarz podąża za nimi. Znajdował się w pewnym oddaleniu od nich, ciężko było pomyśleć, że im towarzyszy. Może i nie wtapiał się w tłum, ale przyciągał uwagę, odwracając ją tym samym od wampira.
- Wiesz, ile ten amulet mógłby kosztować? - spytał go Xameron.
- Doskonale. Dowiem się o nim tyle, ile będę chciał, a następnie go sprzedam z zyskiem.
- Zawsze myślisz tylko o interesach?
- Przeważnie – odrzekł wampir. Uznał, że już wystarczająco długo czekał. - Opowiesz mi w końcu o tym twoim niezwykłym planie?
- Oczywiście. – Xameron uśmiechnął się w ten sposób, że Avrir doskonale zrozumiał, że człowiek wcale nie przesadza z dochodowością tej rzeczy. - Masz nadal ten magazyn w północnej dzielnicy?
- Tak, ale ostatnio stoi pusty – odpowiedział Avrir.
        Kiedyś składował tam część towarów, ale od pewnego czasu każdej nocy kilka z nich znikało. Wobec tego wampir zakupił nowy magazyn, a ten stary zostawił. Nikt nie chciał go kupić, więc był zmuszony do trzymania go pustego. Miał przeczucie, że pewnego dnia może się przydać.
- Idealnie się składa. Chciałbym zorganizować aukcję w Maurii, ale, jak sam dobrze wiesz, nie mam w mieście żadnego dobrego miejsca. Twój magazyn nada się na to doskonale. Widzisz, sam los chce, aby tak się stało. Najpierw szczęśliwie udało mi się zdobyć dużo towaru, a teraz jeszcze ten pusty magazyn.
- Jakiego towaru? - Avrira zaciekawiła możliwość zorganizowania aukcji. Owszem, te zazwyczaj przynosiły o wiele większy zysk, niż zwykła sprzedaż, w końcu tutaj każdy mógł podbijać cenę, a gdy osób było sporo ta mogła sięgnąć niezwykłych rozmiarów. Ale musiał wiedzieć, co takiego będzie aukcjonowane.
- Nietypowego – powiedział Xameron, a wampir nabrał ochoty upuszczenia mu odrobiny krwi. Nie lubił, gdy ktoś się tak z nim droczył. On sam mógł to robić innym, ale zwykły człowiek nie będzie się nim bawił. Na szczęście dla Xamerona, ten szybko udzielił lepszej odpowiedzi. - Żywego.
        Avrir musiał przyznać, że czegoś takiego zupełnie się nie spodziewał. Wcześniej trzymał się z dala od handlu niewolnikami, choć zbyt ważnego powodu nie miał. Po prostu nie czuł się na tym gruncie stabilnie, wolał nie ryzykować. Ale człowiek już pewnie nie od dziś się tym zajmował, a to była już zupełnie inna sprawa.
- Skąd masz niewolników? I ilu?
- Kilkudziesięciu, każdy w doskonałym stanie. A skąd ich mam, to pozostanie moją tajemnicą. Wiedz tylko, że nie jest to niepewne źródło, nie będzie z tym żadnych problemów.
- Kiedy?
- Pojutrze, w dzień środka. Powinno wtedy być tu dostatecznie dużo osób, szukających tanich pracowników. Miesiąc Byka należy do pracowitych, nie zawsze starcza rąk do pracy.
- Widzę, że wszystko dobrze obmyśliłeś. Zawsze byłeś...
        Nie udało mu się dokończyć zdania, bo w tym momencie poczuł, jak jakieś ciało o niego uderza. Pod wpływem uderzenia chwiejnie cofnął się o krok, jednocześnie starając się zorientować, co się tak właściwie stało. Wtedy dostrzegł, że przed nim na ziemi leży mała dziewczynka, która to niewątpliwie na niego wpadła. Zdziwiło go to, że nie zadziałał na nią jego zapach. Ale w końcu dzieci zachowywały się zupełnie inaczej. Nieraz były tak zajęte swoimi sprawami, że zupełnie nie zauważały jego, a tym bardziej jego zapachu. Tak zresztą musiało być i teraz. Zauważył także kobietę odzianą w biel, która najwyraźniej towarzyszyła dziecku. Dziwił się, że wcześniej jej nie widział, bo w końcu wyróżniała się wśród tłumu jak... no, jak biel pośród czerni. Nawet jej włosy były białe. Rzadko kiedy mógł ujrzeć podobną personę w mieście umarłych. Musiał przyznać, że nawet dla niego – zgorzkniałego wampira, któremu szedł dwudziesty czwarty krzyżyk – wyglądała pięknie. Zobaczył, że jego towarzysz otwiera szeroko oczy, wpatrując się w dziewczynę. Nie potrafił nad sobą panować w tym samym stopniu, co Avrir, do doskonale było widać po jego lubieżnym spojrzeniu. Wampir zachował kamienną twarz.
        Dziewczynka, gdy tylko na niego spojrzała, rozpłakała się i schowała za białą damą, która to starała się ją uspokoić. Avrir z zaciekawieniem to obserwował.
- Ależ nie – zaprzeczył tonem, który zdecydowanie do najcieplejszych nie należał. - To nie pierwszy raz, gdy jakieś dziecko na mnie wpadło. Nie mogę ich przecież winić za coś takiego.
        Może i trochę się gniewał na dziewczynkę, ale zaciekawienie kobietą brało nad nim górę. A okazywanie emocji zdecydowanie nie sprawiłoby, że ta długo by tu została. Wampir przyjął z pobłażliwością przeprosiny małej. Zorientował się, że jego zapach działa o wiele skuteczniej, niżby tego chciał. Wobec tego postanowił zmniejszyć jego siłę. Teraz nie powinien już wzbudzać takiego przerażenia u małej dziewczynki. Gdy już to zrobił, przysiadł tak, aby jego spojrzenie znajdowało się na równi z dziewczyną, którą białowłosa nazwała Lili, a która skryła się za jej suknią. Uśmiechnął się, zmieniając swój zapach na taki, który powinien trochę ośmielić dziewczynkę. Sięgnął za pazuchę lewą, wolną ręką i wyciągnął złotą monetę, po czym pokazał go dziewczynie, wyciągając tak, aby mogła bez problemu go chwycić.
- Co ty na to, abym ci dał coś na pojednanie? Nie mam przy sobie niczego lepszego, to musi wystarczyć.
        Nie lubił dawać prezentów w postaci pieniędzy, ale teraz rzeczywiście nie miał przy sobie niczego innego. Co prawda pozostawał amulet, ale ten wolał jak na razie zachować. Nie wiedział, dlaczego chce go wręczyć dla dziewczynki, najpewniej odzywało się w nim pragnienie odrobiny rozrywki. A białogłowa była na tyle interesującą osobą, że z chęcią dowiedziałby się o niej czegoś więcej.
Arianwen
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arianwen »

        Kolejny raz przeszedł ją dreszcz, gdy tak stała naprzeciwko arystokraty. Skąd pochodziło to dziwne uczucie? Skupiła się na aurze mężczyzny chcąc chociaż czegoś się o nim dowiedzieć. Złoto oraz platyna jej nie zaskoczyły, idealnie pasowały do arystokraty. Pieniądze z pewnością towarzyszyły mu przez większość część życia, a po postawie mężczyzny też mogła stwierdzić, że lubił mieć kontrolę i dominować. Dopiero srebro w aurze białowłosego zmusiło ją do ostrożności. Znał się na magii, więc musiała się dowiedzieć w jakich dziedzinach się lubował. Zanim do tego jednak doszła turmalinowa poświata, która go otaczała wyraźnie dała jej do zrozumienia, że mężczyzna nie był tak do końca dobry. Z resztą... czy ktoś mieszkający w tym mieście mógłby taki być? Rozpoznawszy w jego aurze specyficzne buczenie zrozumiała, że arystokrata znał, podobnie jak ona, magię istnienia. Czy miał więcej finezji w posługiwaniu się tą dziedziną niż Pradawna? Ona wolała używać jej w bardziej przyziemnych sprawach jak zapewnienie sobie ciepłego odzienia i tym podobne. Melodyjność, która temu towarzyszyła wskazywała również na znajomość magii umysłu, lecz gdy dotarły do niej krzyki oraz zawodzenie zrozumiała, że powinna mieć się na baczności w każdej chwili. Zapach krwi był bardzo jednoznaczny i teraz już wiedziała, że wampir stanowił jej przeciwieństwo. Naszła ją myśl, że czym prędzej powinna zabrać od niego Lili. Cała analiza trwała może kilka sekund, a po wyciągnięciu wniosków na twarzy Czarodziejki nie pojawił się najmniejszy grymas świadczący, iż poznała arystokratę lepiej niż mógł się spodziewać.
        Towarzysz wampira zdawał się być o wiele bardziej wylewny i po ujrzeniu jego uśmiechu skierowanego w kierunku Pradawnej Ariana stwierdziła, że nie ma najmniejszego zamiaru zagłębiać się w jego aurze. Czy któryś z nich zauważył, że Xamerona obdarzyła nieco dłuższym spojrzeniem i na szczęśliwą nie wyglądała? Nadal jednak cały czas pozostawała neutralna i w żaden sposób nie okazywała wobec nich wrogości czy też braku szacunku. Z doświadczenia wiedziała, że tego typu osobniki lubią czuć się wywyższeni. No i bądźmy szczerzy, gdyby wśród Czarodziejów istniała hierarchia w społeczeństwie sama mogłaby się pochwalić mianem szlachcianki. W każdym razie jej rodzaj nigdy nie zainteresował się posiadaniem władzy, to po prostu nie leżało w ich naturze.
        Na szczęście jednak wampir nie był w nastroju do sporów, a przynajmniej tak jej się wydawało.
        - Cieszę się, że tak Pan to widzi. - Skinęła głową w podzięce na jego wyrozumiałość, a potem z zainteresowaniem śledziła poczynania mężczyzny. Przyklęknął nieco, żeby zrównać się z jej małą przyjaciółką, po czym wyciągnął pieniążek. Co prawda nie pochwalała takiego zachowania wobec dzieci, ale z tego co sama widziała rodzicom Lili się nie przelewało. Skoro wampir miał taki gest, to niech mała ma nieco radości. Nie spodziewała się jednak, żeby ta tak chętnie ruszyła ku białowłosemu. Miał on w sobie coś, co nawet jej kazało uważać. Ku zdziwieniu Czarodziejki mała na początku nieco nieufnie wyjrzała zza jej sukni, spojrzała najpierw na wampira i pieniążek, a potem uniosła główkę szukając u Pradawnej przyzwolenia. Wtedy zdała też sobie sprawę, że dziwne uczucie niepokoju zniknęło. "O co tu chodził?" - przeszło jej przez myśl, bo nigdy nie słyszała o takich zdolnościach u wampirów. Z drugiej strony jeszcze żadnego nie miała okazji spotkać. Owszem, słyszała wiele na ich temat oraz przeczytała całe mnóstwo ksiąg opisujących ich zwyczaje, lecz to była dla niej nowość. Nie wyglądało jednak na to, żeby miał złe zamiary, więc uśmiechnęła się do dziewczynki czule i delikatnie nacisnęła dłonią na jej plecy.
        - Śmiało, jestem cały czas przy Tobie. - Lili miała w sobie coś, co łapało ją za serce. A może to po prostu był jej instynkt macierzyński? Swoich dzieci nie miała i nawet nie planowała ich w przyszłości jakoś szczególnie, więc kiedy miała okazję zaopiekować się takim małym szkrabem z radością z tego korzystała. Dziewczynka zupełnie zapomniała o wcześniejszym strachu i podeszła do mężczyzny zawstydzona. Nie wzięła jednak pieniążka do rączki, tylko skruszona opuściła główkę.
        - Nie chciałam na Pana wpaść... mamusia zawsze mówi, żebym patrzyła przed siebie, ale tu jest tak dużo ładnych rzeczy. No i chciałam pokazać Księżycowej Pani rynek! Teraz wszędzie jest mnóstwo ciekawych straganów! Proszę się na mnie nie gniewać... - Doprawdy uroczy obrazek, na który widok kobieta uśmiechnęła się bardziej. Ani na moment nie spuszczała wzroku z Lili dumna z tego, jak mądrą jest dziewczynką. Cały czas nie wyciągała rączki po ruena, tylko czekała aż mężczyzna powie, że się na nią nie gniewa.
Awatar użytkownika
Avrir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 61
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Badacz , Mag , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Avrir »

Avrir czuł na sobie przenikliwe spojrzenie białej dziewczyny, gdy ta mu się przyglądała. Nie dziwił się zbytnio, w końcu nietypowy zapach, odbierany przez nią jako emocja, połączony z tym, co właśnie robił niewątpliwie sprawiało, że ta powinna skupić na nim swoją uwagę. Zastanawiał się tylko, dlaczego kobieta przypatruje mu się jakby trochę nieobecnie. Jednak nie interesowało go na tyle, aby ją o to zapytać. Zresztą, jej oczy podobnie jak ubranie i włosy, były dziwnie jasne, przez co wrażenie nieobecności zawsze najpewniej było dość silne.
        Przyjął słowa kobiety z aprobatą, skinął na nie głową ze sztucznym zrozumieniem. Na co dzień udawał wiele emocji, było to dla niego niemal tak naturalne, jak ruszanie dłonią. Choć nie był pewien, co robi częściej. Tymczasem na Lili najwyraźniej zaczął działać jego nowy zapach, bo ta nieśmiało wyjrzała zza sukni białej kobiety, aby po chwili posłać jej pytające spojrzenie. Zdziwiło to wampira. ”To jest jej matka? Coś nie chce mi się wierzyć, nie widzę zbyt dużo podobieństwa. Chociaż, nie zawsze ono występuje. Ale nie wygląda mi to na to. Poza tym, pachną inaczej, pomimo tego, że czuć odrobinę wspólnego zapachu, ale to pewnie przez to, że ostatnio ze sobą przebywały.” Tak czy owak, dziecko, uzyskawszy wcześniej pozwolenie od swojej opiekunki (”tak, to określenie chyba najbardziej pasuje”), ośmieliło się w końcu na tyle, aby podejść do wampira, lecz nadal nie wzięło od niego złotego gryfa, co przyjął z małym zdziwieniem. W końcu nie wyglądało na kogoś, kto żyje w luksusach, niewątpliwie przydałoby im się trochę pieniędzy, a złoty gryf to wcale nie było tak mało. Tak po prawdzie, to było to dużo ruenów, wampir musiał być dziś niezwykle hojny, skoro zdecydował się dać takiego dziewczynce, która na niego wpadła. Aż nierzeczywiście wprost hojny.
        Avrir przysłuchiwał się słowom dziewczynki, która zaczęła się tłumaczyć przed nim. Wampir uśmiechnął się, ale nie z powodu uroku tej sceny, ale tego, z czym mu się to skojarzyło. ”Gdyby tylko wszyscy tak szczerze wyjaśniali swoje postępowanie, moja praca byłaby o wiele łatwiejsza. No i obyło się bez kilku trupów. Szkoda, że w większości tylko dzieci tak mają.”
- Nie musisz się tłumaczyć – powiedział wampir, a chociaż te słowa były jak najbardziej miłe, to jednak ton, jakim je powiedział sprawiał, że wcale nie brzmiały tak przyjemnie. - Rozumiem, potrafię trochę pomyśleć. A teraz weź to, przyda ci się. - Wręczył jej do ręki monetę i delikatnie zacisnął jej dłoń tak, aby nie mogła tego nie zrobić, lecz jednocześnie tak, aby nie poczuła ani odrobiny bólu.
        Gdy wstał, spojrzał na kobietę z zainteresowaniem. Dziewczynka nazwała ją Księżycową Panią. Słyszał już to gdzieś, ktoś mu coś o tym mówił, ale nie zwracał zbytnio na to wtedy uwagi. Pomyślał, że skoro znał już jej imię, to wypadało się przedstawić. Zgiął się w arystokratycznym ukłonie.
- Miło mi cię poznać, Księżycowa Pani – te słowa wypowiedział z uśmiechem. - Ja nazywam się Avrir Hagderd Mear Ygnofir, a to jest...
        Szturchnął Xamerona, dając mu znak, że powinien się przedstawić, ale ten nawet drgnął. Wampir spojrzał na niego ze zdziwieniem i dostrzegł, że jego towarzysz najwyraźniej zaniemówił. ”Pięknie, jeszcze tego brakowało.” Próbował dać jakoś znak swojemu towarzyszowi, że nie powinien się tak wpatrywać w Księżycową Pania, ale nadaremnie. W końcu westchnął.
- Xameron z Fargoth – powiedział, spoglądając na niego z rezygnacją.
- To ja – odezwał się Xameron, jakby wyrwany ze snu. - Ktoś coś chciał?
        Wampir pokręcił z dezaprobatą głową, po czym przeniósł spojrzenie z powrotem na kobietę odzianą w biel.
- A ty jak się nazywasz? Bo rozumiem, że Księżycowa Pani to tylko przydomek?
        Sądził, że jak na razie nie posuwa się za daleko, pytając o imię. Pewnie za chwilę się miną i podążą w dalszą drogę, ale co złego było w poznaniu miana tak interesującej istoty?
Arianwen
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arianwen »

        Może źle go oceniła? Wampir wcale nie wydawał się zły do szpiku kości, albo po prostu potrafił idealnie nad sobą panować. Niestety, magia śmierci, która znalazła odzwierciedlenie w jego aurze nadal zmuszała ją do zachowania czujności. W końcu sama była Czarodziejką życia, więc naturalnym biegiem rzeczy było, iż czuła dyskomfort w jego towarzystwie. Nie wpływało to jednak na relacje między nimi. Wręcz przeciwnie, kobieta zupełnie to ignorowała. Zależnie od sposobu używania magii mogła ona służyć do różnych rzeczy. Na przykład ona potrafiła uleczyć umierających, lecz jednocześnie zesłać śmierć na ludzi, którzy chcieli zagrozić jej bliskim.
        Cieszyła się jednak ze szczęścia Lili. Dziewczynka, kiedy tylko dostała pieniążek i wróciła do swojego stałego miejsca u boku Pradawnej złapała ją wolną rączką za dłoń. Wielce zainteresowana złotym gryfem nie spuszczała go z oczu. Srebrnowłosa domyślała się, że chce czym prędzej pokazać go mamie i opowiedzieć co się im przydarzyło. Zastanawiała się jednak skąd taki gest u arystokraty? Czyżby wbrew temu, co wyczytała z jego aury dbał o ludzi? Byłoby to dla niej miłym zaskoczeniem
        Gdy mężczyzna zdecydował się przedstawić ona delikatnie się uśmiechnęła. Co prawda jego nazwisko niewiele jej mówiło, chociaż pewnie zajmował jakąś ważną pozycję w tym mieście. O wiele bardziej rozbawiła ją jednak reakcja towarzysza wampira. Kiedyś już zdarzyło jej się, że mężczyźni zaniemówili na jej widok, nigdy jednak na tak długo. Xameron ponadto zdawał się zupełnie nie reagować na jakiekolwiek bodźce czy sygnały, które były wysyłane w jego stronę. Starała się nie chichotać, jednak szeroki uśmiech oraz radosne iskierki w oczach kobiety nie chciały zniknąć.
        - Mi również bardzo miło, Panowie. Nazywam się Arianwen Antelias. Proszę, mówcie mi po imieniu. Zawsze wszystkim powtarzam, że nie muszą nazywać mnie Księżycową Panią, lecz rzadko kiedy ktoś mnie słucha w tej kwestii. - Łagodność w jej głosie oraz delikatny ton były nieodłączną częścią kobiety. Tak bardzo różniła się pod tym względem z wampirem, który nawet podczas rozmowy z dzieckiem nie umiał się zdobyć na trochę ciepła. Nie dyskryminowała go jednak z tego powodu. Jeśli istniał dzień musiała istnieć również noc. Harmonia w przyrodzie opierała się właśnie na równowadze pomiędzy przeciwieństwami.
        W tym momencie usłyszała, jak ktoś nawołuje towarzyszącego jej szkraba. Odwróciwszy się na chwilę od mężczyzn dostrzegła Amelię przedzierającą się przez tłum i rozglądającą dookoła. Pomachała jej ręką, a kiedy nastolatka dotarła do nich zatrzymała się gwałtownie i dygnęła przed wampirem oraz jego towarzyszem.
        - Przepraszam najmocniej, że państwu przeszkodziłam. - Po tym swoje słowa skierowała do Czarodziejki. - Pani, moja matka kazała mi przyprowadzić Lili z powrotem. Wybieramy się na obiad. Nic wielkiego co prawda, trochę sera i mięsa z naszego gospodarstwa oraz nieco jarzyn. Czy chcesz do nas dołączyć?
        - Dziękuję za zaproszenie Amelio, ale muszę odmówić. Tak jak Wam wcześniej mówiłam po zwiedzeniu Maurii chciałam ruszyć w dalszą drogę, Azeri pewnie czeka pod murami miasta. Znajdę Was jeszcze później by się pożegnać, więc możecie iść coś zjeść. - Uśmiechnęła się ciepło do nich i poczuła, jak Lili mocniej się do niej przytula. W jej dużych niebieskich oczkach powoli zbierały się łzy. Widząc to Pradawna uklęknęła przed dzieckiem i pogłaskała je po włosach. - Nie płacz Lili. Przecież wiedziałaś, że nie mogę z Wami zostać na stałe. Poza tym wiesz co? Nie odchodzę na zawsze, jeszcze Was kiedyś odwiedzę. Z resztą... część mnie masz o tutaj - z tymi słowami położyła jej dłoń na sercu. Właściwie mówiła prawdę, bo jej magiczna moc zamieszkała w dziewczynce zapewniając jej ochronę przed chorobami.
        Po pożegnaniu obie siostry wróciły do rodziców, a kobieta wstała i skłoniła głowę przed mężczyznami.
        - Panowie wybaczą, nie chcę się narzucać. Z tego co zauważyłam przerwałam Wam dyskusję. Przejdę się jeszcze po rynku i tym razem postaram się nie wpadać na Panów tak bez żadnego ostrzeżenia. - Uśmiechnęła się życzliwie i odwróciła się z zamiarem odejścia.
Awatar użytkownika
Avrir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 61
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Badacz , Mag , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Avrir »

Dziewczynka najwyraźniej zadowoliła się jego prezentem, wracając do boku Księżycowej Pani. Obserwował, jak z zaciekawieniem przyglądała się złotej monecie. Niewątpliwie był to cenny podarunek, który mógł nawet pomóc jej rodzinie. Czy to by znaczyło, że Avrir zrobił coś dobrego? To by się kłóciło z jego przekonaniami. Mimo to nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego to zrobił. Obecność kobiety działała na Xamerona w sposób widoczny, może i w nim to coś zmieniało? Byłaby to dość śmiała teoria zwłaszcza, że z czymś takim spotkał się po raz pierwszy.
        Skinął głową, gdy Arianwen przedstawiła mu się. Było to zaiste dziwne imię, którego jeszcze nie słyszał, zwłaszcza tu, w Mrocznych Dolinach. Już od początku wiadomym było, że kobieta pochodzi z daleka, ale teraz jeszcze bardziej było to pewne. Zainteresowany wampir postanowił z bliska przyjrzeć się jej aurze. Musiał przyznać, że hipnotyzowała swoim wyglądem, nawet jego. Dało się po niej poznać, że kobieta jest z natury niezwykle delikatna i współczująca, co dosyć rozbawiło wampira. Oprócz tego poznał, że jest czarodziejką, co akurat stanowiło pewne zaskoczenie. Nigdy najpewniej by nie odgadł, że nie jest człowiekiem. Poza tym potrafiła władać kilkoma dziedzinami magii, w tym życia, co sprawiło, że Avrir omal nie podniósł wysoko brwi. Ciekawe, że trafił akurat na taką osobę. Szybko wrócił do normalnego widzenia, zanim aura zdołała go całkowicie zahipnotyzować. Obawiał się, co by się stało, gdyby jego towarzysz nań spojrzał. Wtedy miałby już naprawdę ciężki problem.
        Nagle dosłyszał, jak ktoś nawołuje niewielką dziewczynkę. Spojrzał w stronę z której dobiegał dźwięk i ujrzał młodą kobietę, można powiedzieć, że jeszcze dziewczynę. Niewątpliwie była to jej siostra albo jakaś inna rodzina, ale wampir niezbyt się tym interesował. Gdy przed nim dygnęła, skinął głową, co było dosyć często używanym przez niego gestem. Niektórzy uważali, że nawet za często, co niezwykle ich irytowało. On jednak miał ich wszystkich w nosie i nadal pozostawał przy swoich przyzwyczajeniach.
        Gdy patrzył na pożegnanie czarodziejki z małą dziewczynką, pomyślał, że zdecydowanie to o wiele zbyt słodkie, jak na niego. ”Zaraz się tu jeszcze po prostu rozpłacze, takie wzruszające pożegnanie. Mam tylko nadzieję, że nie ma takich ludzi dużo na świecie, zdecydowanie niezbyt się przydają.” Jego myśli były przesączone drwiną i pogardą, ale nie dał tego po sobie poznać. Jeżeli nawet przedtem przez głowę mu przeleciało użycie na czarodziejce magii umysłu, to teraz ten pomysł całkowicie porzucił. Niedobrze mu się robiło, kiedy wyobrażał sobie, jakie myśli może znaleźć w głowie czarodziejki. Nie, czegoś takiego zdecydowanie nie chciał.
        Lili oraz Amelia odeszły, co wampir przyjął z zadowoleniem. Miał jak na razie dość dzieci, niedługo z Xameronem pewnie będą mogli wrócić do dawnej rozmowy, dotyczącej niezbyt miłych spraw. Póki co pozostawała jeszcze kwestia Arianwen, ale ta szybko się pożegnała.
- My na panią również – odpowiedział wampir.
- Taaa – powiedział przeciągle Xameron, jakby wcale nie zgadzał się ze słowami swojego towarzysza. - Na pewno.
        Kobieta obróciła się, najpewniej chcąc odejść, ale w tej chwili uwagę Avrira przykuło coś innego. Nagle jego ochroniarz znalazł się niebywale blisko niego, ciągnąc za rękę dziwnego elfa, ubranego w nieco zakrwiony strój. Avrir ze zdziwieniem spojrzał na ożywieńca. Ten wypowiedział trzy słowa:
- Sługa pana Xamerona.
- Panie! - Widząc Xamerona, elf wyswobodził się z uścisku zakutego w czarną zbroję ożywieńca. - Panie, jest problem, cały obóz jest zagrożony!
- Co takiego?! - Xameron wyglądał na naprawdę zdenerwowanego. Avrir nie wiedział konkretnie o co chodzi, ale miał już swoje podejrzenia. Teraz potrzebował tylko kilku szczegółów. Tymczasem Xameron próbował wyciągnąć z podwładnego więcej informacji. - Jak to się stało? Kiedy?
- Wysłaliśmy kilkunastu zwiadowców do Mrocznej Puszczy. Wróciło zaledwie trzech. Mówili, że rozbili niewielki obóz obok traktu, na którym znajdowało się mnóstwo ciał. W nocy obudził ich wartownik. Wszystkie ciała podniosły się z ziemi i ruszyły na naszych ludzi. Wedle tego, co widzieli zwiadowcy, kierują się w stronę głównego obozu.
- Szlag! - Xameron zacisnął mocno pięści i potoczył spojrzeniem po okolicy.
- O co chodzi? Po co twoi ludzie wysyłali zwiadowców do Mrocznej Puszczy, przecież to niebezpieczne.
- Obóz z moimi ludźmi i niewolnikami znajduje się za Mroczną Puszczą, nie chciałem, aby ktokolwiek ich widział. Jedyna droga prowadzi przez nią, chyba, że mielibyśmy okrążać całe Mroczne Doliny, ale to by z tydzień im zajęło.
- Przecież wiedziałeś, jak Mroczna Puszcza jest niebezpieczna. - Avrir był bardzo zdenerwowany lekkomyślnością swojego towarzysza. Ale bardziej go martwiło to, co zaatakowało zwiadowców. Nie wiedział, co to takiego mogło być. Najpewniej jakiś nekromanta ożywił trupy, ale to by oznaczało, że w Mrocznej Puszczy żyje jakiś renegat. A to nie oznaczałoby niczego dobrego. - Już w zwykłych warunkach byłoby źle. A jeżeli grasują tam teraz w dodatku żywe trupy...
- Wiem, ale musisz mi pomóc! - Xameron był na tyle zrozpaczony, że zniżył się nawet do proszenia wampira o pomoc, co oznaczało, że naprawdę nie widzi już innej możliwości. - Tam zginą moi ludzie!
- Dobrze, już dobrze, nie krzycz tak – powiedział Avrir, rozglądając się wokół. Zdecydowanie takimi słowami mógł zwrócić uwagę niejednego człowieka, nie mówiąc już o nekromantach, których w tym mieście było całkiem sporo. - Pomogę ci, ale na dużo nie licz. Osgalith jest moją główną bronią, ewentualnie mogę ożywić kilka ciał, jakie znajdziemy w lesie. O ile ktoś inny mnie nie uprzedzi.
- Wynagrodzę ci to, Avrirze – powiedział Xameron, uśmiechając się.
- Obawiam się, że tym razem łatwo nie pójdzie. Jeszcze nie wiem, co to takiego, ale nie brzmi za dobrze.
Arianwen
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arianwen »

        Faktycznie, sama obecność Czarodziejki wpływała na towarzyszące jej osoby. Ktoś kiedyś stwierdził, że to zasługa aury kobiety, która przy bliskim kontaktem z inną istotą poniekąd wymuszała zmianę. Ile w tym było prawdy sama nie wiedziała, lecz przecież nikomu tym krzywdy nie robiła. Co prawda mogła zwrócić się do jakiegoś Maga Pustki z prośbą o wykonanie artefaktu ukrywającego jej aurę, lecz zawsze uważała, że chowanie swojego jestestwa nigdy nie przynosi niczego dobrego.
        Po pożegnaniu się z Lili i ona miała odejść. Mimo wszystko wycieczka po Maurii była udana, chociaż zobaczyła tylko rynek i budownictwo z zewnątrz. Miasto miało swoistą atmosferę, która nijak odpowiadała kobiecie. Nie czuła tutaj dyskomfortu, bo śmierć, którą wyznawali i czcili mieszkańcy, była jednym z naturalnych zjawisk występujący u każdej żywej istoty. Nie pochwalała nekromancji, lecz też nie mogła nikomu zabronić jej praktykowania. Prawdę powiedziawszy jej obecność tutaj była paradoksalna, bo przedstawiała dokładne przeciwieństwo cech miasta. Cieszyła się jednak, że napotkane osoby były do niej przyjaźnie nastawione. Chociaż kto wie, co też krążyło im po głowach?
        Odwróciła się i przeszła kilka kroków, gdy usłyszała za sobą nawoływanie do mężczyzn, z którymi wcześniej rozmawiała. Co prawda to nie była jej sprawa, lecz ciekawość zwyciężyła. Przystanęła w miejscu kierując spojrzenie z powrotem ku arystokratom, lecz widok zakrwawionego elfa wystarczająco nią potrząsnął. Czy coś się stało? Czy mieli w pobliżu uzdrowicieli, czy bardziej planowali dobić biedaka i przerobić go na ożywieńca? Najpewniej powinna odejść czym prędzej i opuścić miasto, lecz gdy widziała, że ktoś jest ranny nie potrafiła ot tak zostawić go bez pomocy. Nie słyszała o czym mówili, lecz po mimice twarzy wampira zdała sobie sprawę, że z pewnością nie były to żadne dobre wieści. No nic, najwyżej ją odeślą jeśli nie będzie potrzebna, a ona będzie miała czyste sumienie. Po kilku krokach stanęła znów obok mężczyzn tylko przelotem zatrzymując wzrok na osobie w czarnej zbroi. Co ciekawe, nie miała ona aury żywej osoby. Czy to właśnie był jeden z tych sławnych ożywieńców?
        - To nie moja sprawa, ale może przyda się Panom moja pomoc? Mogę chociażby zająć się ranami tego wojownika. - Zaproponowała, po czym sama skinęła głową w stronę elfa w geście przywitania. Nie bardzo wiedziała jak się zachowywać przy żywych zwłokach. Z tego co czytała byli oni całkowicie poddani magom, dzięki których magii powrócili do świata żywych. - Może na to nie wyglądam, lecz w walce także mogę się przydać.
        Zgłębiła kilka dziedzin magii, z czego z jednej była mistrzynią. Jej moc zdecydowanie była większa niż przeciętnego maga, a dzięki magii życia mogła jednocześnie ratować istnienia jak i je zakończyć. W dodatku w połączeniu z innymi dziedzinami mogła stworzyć nawet i całą armię, która będzie bronić swojej Pani oraz wypełniać jej polecenia. Miała nadzieję jednak, że do tego by nie doszło.
Awatar użytkownika
Avrir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 61
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Badacz , Mag , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Avrir »

Mieli już się udać w stronę bram miasta, gdy nagle przerwała im ta sama kobieta, z którą przed chwilą się pożegnali. Czarodziejka o imieniu Arianwen. Wampir spojrzał na nią zez dziwieniem, zdanie wypowiedziane przez Xamerona tak sarkastycznym tonem rzeczywiście się sprawdziło. Oczywiście wliczając w to to, że mówił sarkastycznie, rzecz jasna. Jego towarzysz także zdziwił się, słysząc słowa czarodziejki. Najwyraźniej nie spodziewał się, że tak szybko znów ją zobaczy. Tym razem na szczęście umiał już nad sobą zapanować, najpewniej przez to, że miał spore zmartwienie na swojej obolałej, ludzkiej głowie.
- Ależ droga pani, nasze sprawy zdecydowanie są zbyt niebezpieczne dla dam – odezwał się z wyraźną pobłażliwością w głosie. Avrir wiedział, że Xameron nie ma najmniejszego pojęcia o tym, że stojąca przed nim kobieta wcale nie jest człowiekiem. - Ale oczywiście, przyjmiemy twoją pomoc, jeżeli zechcesz zająć się moim rannym sługom. Tylko, że do walki nie mam sumienia pannę zaciągać.
        Avrir prychnął. Zdecydowanie kopał sobie własny grób. Umiejętności czarodziejki niewątpliwie wykraczały poza kompetencje zwykłego maga, jego towarzysz najpewniej nawet nie potrafił sobie wyobrazić, co to takiego może zrobić. Wampir wprost przeciwnie. Sam posiadał niezwykle bujną wyobraźnię, zwłaszcza jeżeli chodziło o magię. Nigdy nie zdołał opanować magii życia, choć kilka razy nawet próbował. Jego światopogląd niezwykle kłócił się z tym rodzajem magii i jego nauczyciele po prostu nie wytrzymywali z nim. W gruncie rzeczy nie byli oni takimi, jak sobie wyobrażał magów życia, przynajmniej ci, którzy mieszkali w okolicy. Niezbyt różnili się od nekromantów, co świetnie pokazywało, że charakter nie zależy od magii, lecz od wychowania.
- Dziękuję, pani, ale nie jestem ranny – powiedział elf, spoglądając na czarodziejkę ze zdumieniem. - To nie moja krew, tylko jakiegoś zwierza. Nabił się na gałęzie i krwawił, część jego krwi spadła na mnie. Potem jeszcze goniło mnie mnóstwo innych stworów, ale udało mi się uciec.
        Wampir spojrzał pogardliwie na elfa. Dziwił się, że istota ponoć tak zapoznana z przyrodą nie wiedziała, że po lesie nie wolno chodzić w zakrwawionym ubraniu. Istoty zamieszkujące Mroczną Puszczę najpewniej wyczuły zapach krwi, który zwabił drapieżników. Łącznie z tymi najniebezpieczniejszymi, wampirami. Jeżeli elfowi naprawdę udało się uciec, to musiał naprawdę szybko biegać.
- Och, nie słuchaj go – powiedział Avrir, wskazując gestem dłoni na Xamerona, na co ten zmarszczył brwi. - Widzi tylko to, co chce widzieć w kobiecie. Jestem pewien, że skrywasz w sobie o wiele więcej, niż można by przypuszczać.
        Wiedział, że wchodzi na nieco niebezpieczny teren, ale co mu szkodziło? Był przy nim Osgalith, a tego magia życia się nie imała. W razie zagrożenia potrafiłby zareagować odpowiednio szybko, być może nawet, zanim by się pojawiło. W jego szczątkowej woli najsilniejsza była intuicja, która nierzadko zaskakiwała wampira.
- Avrir, co ty mówisz? - spytał nieco zezłoszczony Xameron. - Chcesz, aby poszła z nami do Mrocznej Puszczy, do tych demonów?
- To nie są demony, a najpewniej ożywieńcy – odpowiedział spokojnie wampir. - I pozwólmy może, że sama będzie za siebie mówić? Pomijając to, że właśnie robię coś wprost przeciwnego. - Następnie zwrócił się do czarodziejki. - Pomożesz w większym stopniu nam, ale podwładnym mojego towarzysza. Obawiam się, że grozi im dosyć bliska i raczej niezbyt szybka śmierć, w dodatku z wielką szansą na to, że śmierć nie będzie dla nich wcale końcem.
        Jeżeli martwymi ciałami kierował nekromanta, a tak najpewniej właśnie było, to bez wątpienia zechce zwiększyć szeregi swojej niewielkiej armii. Avrir musiał przyznać, że pomoc czarodziejki mogłaby im się przydać. Czasami jednak obecność ludzi, gotowych pomóc za każdą cenę była bardzo na rękę, zwłaszcza, jeżeli ci posiadali pewne... nieprzeciętne zdolności.
Arianwen
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arianwen »

        Mężczyźni bywali czasem tak krótkowzroczni. Zdawała sobie sprawę, że nie wyglądała na pierwszy rzut oka na urodzoną wojowniczkę. Z resztą nawet tak nie było, lecz nadal miała wiele asów skrytych w rękawach. Xameron jednak widział w niej tylko słabą kobietę, pewnie do tego naiwną ponad miarę. Wcześniej uważała, że jej aura potrafi wpłynąć na każdego, nawet jeśli ten ktoś nie potrafi jej odczytać. Było to poniekąd irytujące, lecz przecież cechowała się wielką cierpliwością. Nie da się wytrącić taką błahostką z równowagi. Co to, to nie.
        - Zapewniam, że to wątłe ciało kryje wiele niespodzianek. Wbrew pozorom możecie Panowie na tym wiele skorzystać. - Czy mężczyzna jej uwierzy? Spojrzała jeszcze na wampira, który coraz bardziej zapewne wymyślał na swego towarzysza w myślach. Ze zdziwieniem, a jednocześnie z ulgą zauważyła, iż ten wcale nie wydawał się chcieć ją odesłać.
        Czarodziejka w pierwszej kolejności była uzdrowicielką, więc kiedy głos zabrał elf sama nie mogła się nadziwić. O ile Avrir w żadnym stopniu nie ukrywał pogardy dla poczynań sługi oraz jedynie spojrzała na niego nie dowierzając. Elf i nie umiał się odnaleźć w naturalnym terenie? Może i Mroczne Doliny przesycone były niezbyt przyjazną atmosferą, to jednak nadal powinien umieć odczytać nastroje zwierząt i we właściwy nimi pokierować. Ona by tak zrobiła, a przecież nie była przedstawicielką jego rasy.
        - Doprawdy? W takim razie chylę czoła ku pańskim zdolnościom przedzierania się przez knieje, bo zapach krwi z całą pewnością sprawił, że nie tylko zwierzęta się Tobą zainteresowały, wojowniku. - Zdawałoby się, że o dziwo mówiła szczerze, lecz co bystrzejsza osoba z łatwością zauważyłaby drugie dno wypowiedzi Pradawnej. Nie rozumiała po prostu, jak można być aż tak lekkomyślnym?
        Kolejnym zaskoczeniem był dla niej fakt, że wampir nie tylko nie protestował przeciwko jej towarzystwu, a ponadto poparł udział Czarodziejki w całej wyprawie. Chociaż właściwie nie powinna się dziwić. Skoro wyczuwała od niego zdolności magiczne prawdopodobnie potrafił także odczytać jej prawdziwą tożsamość. Z jakiegoś powodu poczuła dużą satysfakcję z zaistniałej sytuacji. Uśmiechnęła się więc tylko i skinęła mu głową.
        - Dziękuję. Co do ożywieńców... ich akurat jest o wiele łatwiej się pozbyć niż żywe istoty, więc nie powinni być problemem. Bez urazy. - Tu spojrzała na Avrira oraz jego ochroniarza zakutego w czarną zbroję. - Nie marnujmy więc czasu. Mój koń czeka przed bramą miasta.
        ~ Jesteś tam Azeri, prawda? ~
        ~ Oczywiście. Chociaż nie podoba mi się, że znów pchasz się na siłę w kłopoty ~ Pegaz wyraźnie nie przepadał za jej samozwańczą misją ratowania całego świata, lecz wynikało to tylko i wyłącznie z obawy o swoją towarzyszkę. W końcu byli razem przez całe jego życie, a teraz, kiedy wśród swej rasy osiągnął już wiek dorosły, stał się niezwykle apodyktyczny względem Pradawnej.
        Nie chcąc dać arystokratom więcej czasu do namysłu albo marudzenia ruszyła przodem. Nie wiedziała, czy mieli przygotowane konie (w co akurat wątpiła), więc zdecydowała się po prostu zaczekać na nich pod murami Maurii. Współpraca z wampirem bardzo ją ciekawiła, choć ciągle starała się być uważna na to co robi i mówi. Przez cały ten czas jednak Avrir nie dał ani razu znać, żeby żywił wobec niej uczucia niezbyt przyjaznej natury. Gdy przemknęła przez rynek pożegnała się jak obiecała z Lili i jej rodziną, a potem już tylko oczekiwała na towarzyszy. Azeri jak obiecał czekał na nią, a gdy podeszła do ogiera ten trącił jej rękę nosem. Śnieżnobiały koń z pewnością wzbudzał duże zainteresowanie. W takich chwilach jak ta Ariana cieszyła się, że zadbała o ukrycie skrzydeł zwierzęcia przed wścibskimi spojrzeniami.
Awatar użytkownika
Avrir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 61
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Badacz , Mag , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Avrir »

- Jestem pewien, że tak właśnie jest – odpowiedział wampir, gdy usłyszał komentarz czarodziejki, uśmiechając się, tym samym okazując swoje kły. Chętnie wykorzystałby każdą nadarzającą się okazję, aby tylko pokazać swoją wyższość nad Xameronem, co też po chwili uczynił, nie namyślając się zbyt długo. - Jak już wcześniej mówiłem, proszę nie zwracać uwagi na słowa tego człowieka. Aby dostrzec prawdziwe oblicze pewnych rzeczy potrzeba czegoś więcej, niż dobrego wzroku.
        Xameron spojrzał na niego, marszcząc brwi. Choć człowiek wyglądał na naprawdę złego, to Avrir doskonale wiedział, że jest to tylko maska. Znał się na psychologii i byle mina nie mogła go zmylić, Xameron był bardziej zniecierpliwiony niż zły, a w dodatku nieco się denerwował. Ledwie zauważalne (przynajmniej dla ludzkiego wzroku) drżenie rąk zdradzało go całkowicie.
- Jeżeli naprawdę tak się upieracie, to niech ta nadobna pani z nami pójdzie – powiedział w końcu z rezygnacją Xameron. Najwyraźniej troska o swoich podwładnych zwyciężyła w nim pragnienie postawienia na swoim. - Ale nie jestem winny niczego, co jej się tam stanie. Pomimo tego, pani, bądź pewna, że zrobię wszystko, aby cię ochronić.
        ”Patrząc na jej aurę, to prędzej ona będzie chronić jego. Mnie zresztą pewnie też. Nie mam nic przeciwko, chętnie przypatrzyłbym się starciu maga życia z magiem śmierci. O ile to on kontroluje tych nieumarłych, rzecz jasna.” Gdy Arianwen odezwała się do elfa, który to szeroko się uśmiechnął. Najwyraźniej kobieta poruszyła lubiany przez niego temat, nie wyczuł ani odrobiny ironii w łagodnym głosie.
- A, dziękuję, to dziedziczne w naszym rodzie. Widzi pani, mój pradziad raz przedarł się w trzy dni samotnie wzdłuż przez cały Szepczący Las, będąc przy tym nagi. Ten czyn niewątpliwie przyniósłby mu sławę, gdyby nie to, że uciekał przed regularnym wojskiem. Powody jego wygnania są niejasne, ale na tej podstawie powstała historia, jakoby miało to przyczynę w tym, że mój pradziad miałby być pijany do trupa, co oczywiście jest czystym wymysłem złośliwców, którzy...
- Dobrze, wystarczy – przerwał mu Xameron. - Pójdź lepiej do rezydencji pana Avrira, może tam się po coś przydasz.
        Avrir skinął głową, gdy elf na niego spojrzał, jakby oczekiwał pozwolenia. Rozbawiło go to, że sługa Xamerona chciał uzyskać od niego zgodę, jakby to właśnie jemu służył. Z pewnością poprawiło to samopoczucie wampira. Elf pośpiesznie się oddalił, a Aviri pozostał sam z Xameronem i Arianwen, pomijając oczywiście wszechobecny tłum. Gdy wyczuł na sobie wzrok czarodziejki, spojrzał na nią, uważnie wsłuchując się w wypowiadane przez nią słowa.
- Och, jestem przekonany, że mogłabyś się mile zdziwić – powiedział, także spoglądając na ożywieńca w czarnej zbroi. Niedawno przeżył kilkakrotne przebicie przez srebrne kolce, co doprowadziłoby do śmierci każdego człowieka. Wampira zresztą również. - Udamy się tam, tylko musimy na chwilę udać się do mojego domu, zaraz się z panią spotkamy.
        Czarodziejka czym prędzej się oddaliła, a wampir wraz z Xameronem ruszył w stronę swojej rezydencji. Gdy już tam dotarli, Avrir wziął stamtąd pewien skórzany mieszek, ukryty pod jego łożem. Oczywiście nie pozwolił Xameronowi wejść do jego komnaty, nie zamierzał mu zdradzać swoich tajemnic. W mieszku znajdował się proszek, który mógł się okazać niezwykle przydatny w walce z nieumarłymi. Gdy już to załatwili, czym prędzej udali się pod bramy miasta. Avrir spodziewał się, że łatwo będzie odnaleźć białą czarodziejkę, co w pełni się sprawdziło. Zwłaszcza, że towarzyszył jej teraz równie biały, jeśli nie jeszcze jaśniejszy koń, zwracający na siebie uwagę z daleka. Mijający ich ludzie spoglądali ze zdziwieniem, jak ktoś może paradować po Mrocznych Dolinach w takim ubarwieniu. Avrir wraz z Xameronem i ochroniarzem podszedł do kobiety i skłonił się.
- Możemy wyruszać do Mrocznej Puszczy? Podejrzewam, że nie znasz drogi, więc z prawdziwą przyjemnością cię poprowadzę.
        Chciał się z tym uporać jak najszybciej. Idea aukcji niewolników podobała mu się coraz bardziej, ale będzie z niej nici, jeżeli owi niewolnicy zostaną wyrżnięci przez chodzące trupy.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Niestety nie wszystko ułożyło się po myśli wampira. Gdy go zobaczyła, w czarodziejce coś pękło, może miała przeczucie tego, co chce zrobić naprawdę? Tak czy owak bez słowa odjechała, zostawiając Avrira i człowieka samych. Ci przez chwilę przypatrywali się sobie nawzajem, lecz w końcu wampir wykazał inicjatywę. We dwóch ruszyli w stronę Mrocznej Puszczy, pilnowani rzecz jasna przez ożywieńca. Czy bez pomocy czarodziejki uda im się uporać ze swoim problemem? I gdzie owa się udała?
Zablokowany

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 8 gości