Mauria[Karczma: Ubity Warchlak] Spotkanie z Łapą

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
Awatar użytkownika
Orlin
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Ranga: Nieznana
Kontakt:

Post autor: Orlin »

- Dziękuje Pani. Jest moim długoletnim przyjacielm i towarzyszem łowów. Nazywa się Venn a moje imię to Orlin. Dość niezwykłe jest spotkanie w tej okolicy elfa, ale sądząc po łuku i twoim śmiałym spojrzeniu potrafisz o siebie zadbać.
Widok elfa w tej przesiąkniętej smiercią okolicy faktycznie go dziwił, ale również nie wątpił, że kobieta nie niosła łuk jedynie demonstracyjnie. Podczas dwutygodniowego pobytu w Danae nie zawarł wielkiej przyjaźni z tamtekszymi elfami. W jego ocenie były istotami dumnymi, aż do przesady ze swego pochodzenia, ale i też mądrymi i zdolnymi. Nie mniej jednak obecność kobiety go cieszyła, w końcu znależć drugą osobę powiązaną z siłami natury było trudno w mieście nieumarłych. Przez kilka sekund zastanawiał się co mogło skłonić elfa do przybycia tutaj, ale nic mu nie przychodziło do głowy oprócz wytłumaczenia, że podobnie jak on nieznajoma jest poszukiwaczem przygód.
- Nazwałaś Venna towarzyszem, a więc sowa o której wspomniałaś jest twoim?
Mastema
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Mastema »

Kiedy dotarli trzeszczącymi pod stopami schodami, na górę, na poddasze, karczmarka pokazała mu jego pokój i zeszła z powrotem do gości. Było to niewielkie pomieszczenie z jednym łóżkiem wyłożonym słomą i wyścielanym krowimi skórami. Obok łóżka stała etażerka na której paliła się lampa z do połowy wypaloną, grubą świecą. Na przeciwko drzwi znajdowało się okno, do którego fałszywy Roderick podszedł zaraz po przekroczeniu progu i zamknięciu za sobą drzwi. Wreszcie mógł stać się Mastemą. Miał okazję, nie będąc przez nikogo obserwowanym.
Z okna rozciągał się widok miasta nieumarłych, niezwykle pasujący do postaci Upadłego, który przez nie wyglądał. Rozpinając pas, przytrzymujący białe ubranie, położył go etażerce. Złoto i klucze cicho zadźwięczały po zetknięciu z twardą powierzchnią. Ściągnął z siebie także te białe, jedwabne szmaty. Teraz miał na sobie tylko ukryte wcześniej pod spodem, czarne odzienie, w którym wyglądał niezwykle ponuro, wręcz niebezpiecznie. Ściągnął ze swej szyi naszyjnik z czaszką kruka, który położył obok pasa. Przesunął po nim opuszkami w zamyśleniu.
Zaraz, jakby wyrwany z tego stanu, który nim na moment zawładnął, poszedł na swe posłanie, układając się na twardej ramie łoża. Kruczoczarne włosy rozsypały się wokół niego, kiedy przybierał pozycję taką, aby była wygodna i aby pomieściła ogromne, piętrzące się z pleców skrzydła. Odpoczywając czuł, że nie zaśnie tego wieczora. A z całą pewnością nie tak prędko. - "Rankiem... rankiem odwrócimy tę klepsydrę. Nim się przesypie, odniosę zwycięstwo." - Pomyślał, zamykając oczy. Na jego twarzy wykwitł rozmarzony, leniwy uśmiech. - "A ty mi w tym pomożesz, Łapo."
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

Można byłoby pomyśleć, że spożywcze zakupy po zmroku, nawet w mieście wampirów, są całkowicie pozbawione sensu. I zazwyczaj tak jest. Ale Kelisha od lat była najemnikiem i wiedziała, czego szukać. Sęk w tym, że najemni wojownicy, łucznicy, magowie, przewodnicy i właściwie niemal każdy, kto za odpowiednią zapłatą był gotów wyruszyć w drogę ku dowolnie bezsensownemu celowi, byli dość luźną grupą. Zarówno z powodu dużej śmiertelności jak i tego, że potrafili na całe lata po prostu zniknąć. Jedni zaszywali się w dziczy, inni podejmowali się dłuższej pracy w jakimś zapomnianym zakątku świata. Jeszcze inni lizali rany i nie chcieli pokazywać się w miastach. A innych w pewnym momencie przerastało po prostu niebezpieczne życie z dnia na dzień i tracili zdrowy rozsądek. Dlatego też znalezienie najemnika odpowiedniego do swoich potrzeb nie należało do najłatwiejszych zadań. I z tego powodu powstały Gildie Najemników. Czasem po prostu mówiło się właścicielowi najbardziej obleganej karczmy, w czym tkwił problem, a czasem przybijało się karty na ścianach budynków. A czasem trafiało się na Gildię z prawdziwego zdarzenia. Jakkolwiek by nie było, ktoś zawsze opiekował się interesem. Oznaczało to też, że o każdej porze dnia i nocy ktoś czuwał, aby zapewnić to, co najpotrzebniejsze. Zaopatrzenie na drogę, prostą broń, lub możliwość jej naprawy, czasem miejsce do spania i ćwiczeń. Ale przede wszystkim pilnował zleceń. Zasada była śmiesznie prosta - trzeba było oddać niewielką część wynagrodzenia za przekazanie klienta temu, a nie innemu najemnikowi. Inaczej trafiało się na czarną listę i można było zapomnieć o wsparciu ze strony Gildii.
Łapa nie do końca wiedziała, gdzie w Maurii znajdował się właściwy budynek, ani czego powinna się spodziewać. Ale gdy trochę pospacerowała i popytała przechodniów, modląc się w duchu, by nie trafiła na głodnego wampira, trafiła we właściwe miejsce. Szyld nie mówił zbyt wiele, ale widoczny przy drzwiach niezbyt długi spis aktualnie dostępnych zadań świadczył, że trafiła w dobre miejsce. Jakieś pół godziny zajęło jej przebieranie w dostępnych zapasach, by wybrać te w lepszym stanie przy nadal rozsądnej cenie. Po wybraniu prowiantu i wody na około pięć do sześciu dni dla dwóch osób, postanowiła dokupić kilka strzał, by wypełnić kołczan.
Po powrocie do karczmy, wymusiła otrzymanie niedużej osełki, to zaostrzenia broni. Gdy siedziała wreszcie w wynajętym pokoju, rozsiadłszy się na łóżku, ostrzyła starannie krótki miecz oraz swój nóż. Jak zawsze przed nową podróżą miała problemy z zaśnięciem i wykorzystywała noc na ostatnie przygotowania.
Ostatnio edytowane przez Kelisha 11 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Toruviel
Błądzący na granicy światów
Posty: 18
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka morska
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Toruviel »

Zmrużyła nieco oczy, jakby zastanawiała się nad ukrytym znaczeniem słów człowieka, najwyraźniej przekonana, że takowy musi się znaleść. Kiedyś słyszała, że ludzie często wplatają w swoje wypowiedzi podwójne znaczenia. Ona nie miała okazji tego zweryfikować, bo nieczęsto spotykała się z ludźmi, a jeszcze rzadziej rozmawiała poza pracą z nimi. W karczmach i miastach trzymała się na uboczu, woląc obserwować zabawę niż się do niej przyłączyć. Ale nie wynikało to z nieśmiałości, po prostu była typem samotniczki.
- Gdyby tak nie było, z pewnością bym się tu nie zjawiła - uprzejmie skineła głową, przyznając mu rację. W Maurii rzeczywiście mało było Elfów, a jeśli już, to z pewnością nie są to jej morscy bracia. Toruviel uważała, nie bezpodstawnie, że jest jedynym morskim Elfem w obrębie wielu kilometrów. Na wzmiankę o swojej towarzyszce wyraźnie się rozpogodziła.
- I znów się nie mylisz - roześmiała się cicho - Earhtr ma jednak więcej rozumu ode mnie i trzyma się z daleka. Zresztą, nie chciałabym jej tu widzieć. To niezbyt bezpieczne miasto, a ona przyciągałaby uwagę niczym wielki transparent. Nie chciałam, żeby coś się jej stało - urwała, zdając sobie sprawę, że mówi stanowczo za dużo o sobie i swojej towarzyszce. Spojrzała na niego, nagle z zachmurzoną miną. Za szybko się otworzyła, za łatwo opowiedziała o Earhtr. Dobrze chociaż, że nie opisała mu jej wyglądu, tak charkterystycznego i specyficznego przecież. Niedbałym ruchem dłoni odgoniła latający jej koło oczu kosmyk i sprawdziła, jak trzyma się chustka. Nie znalazła jej jednak na włosach, tylko na ramionach, gdzie zsuneła się, rozwiązawszy się. Zmarszczyła brwi, niezadowolona, kiedy poczuła również, że kok się rozpadł, a warkocz opadł spokojnie pod płaszcz, sięgając za pas. Żeby go poprawić, musiała zdjąć kaptur, co po króciutkim, niemal niezauważalnym wahaniu uczyniła. Od razu wzieła się do ponownego upięcia włosów w ten sam sposób, co poprzednio, co nie było łatwe, zważywszy na ich długość, gęstość i wagę.
Awatar użytkownika
Orlin
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Ranga: Nieznana
Kontakt:

Post autor: Orlin »

Zaskoczyła go i to z powodu o który nie posądził by żadnego elfa. Jej otwartość i szczerość robiły na nim wrażenie. Nie tylko nie patrzyła na niego z góry jak większość elfów w stosunku do ludzi chłodnych i zamkniętych, bo cóż ludzie mogą wiedzieć i potrafić czego ich rasa by nie osiągneła. Był też co prawda moment kryzysu, może kobieta tylko grała, bądź udawała miłą i towarzyską. Ale w jej śmiałym i szczerym uśmiechu, w jej ruchach kiedy poprawiała włosy nie wychuwał fałszu, choć może nie był bardzo wyczulony na tym punkcie, ani też nie mógł uchodzić za znawce w dziedzinie. Przez dwa tygodnie nie było się do nikogo odezwać chociażby najmiejszym słwem w tym podłym mieście, aż do dzis i to z tak nieoczekiwanej strony. Ta wysoka, atrakcyjna kobieta o długich jasnych kręconych włosach mogłaby być remedium na jego dotychczasową apatię w tym mieście. Miła, potrafiąca się bronić i na dodatek posiadając zwierzęcego towarzysza jak on, a więc w sposób bardziej lub mniej zawiły związana z naturą. Problem polegał na tym jak miał zaproponować elfce wspólną wyprawę. Nigdy nie był dość wygadany nie wiedził czy jest na tyle przekonywujący. Także jak na razie niewiele wiedział o elfce, która mogła już mieć ściśle określone plany na przyszłość. I wreszcie sam nie znalazł przez te kilkanaście dni dobrego zlecenia, a miał przeczucie, że wychodzienie propozycją o współpracę przy braku pracy jest dość żenujące. A jednak była to być może jedyna okazja, aby nabrać powietrza na dalsze życie, a kobiecie jak to się mówi "dobrze patrzyło z oczu", można więc było zaryzykować upokorzenie.
- Jak długo zamierzasz tutaj zostać?
Mastema
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Mastema »

Mastema zasnął szybciej niż myślał i obudził się jeszcze prędzej. Coś go zbudziło, jakiś hałas. Zajęło mu to niecałą godzinę. Widząc przez okno, że księżyc był jeszcze wysoko, usiadł na łożu, przecierając dłońmi zaspaną twarz. Wyglądało na to, że jeszcze sporo czasu zostało do podróży. Podniósł się więc i na powrót spakował, przywdziewając białą szatę z kapturem, który nałożył na głowę. Zamierzał jeszcze trochę posiedzieć w karczmie, odpocząć, zaczerpnąć nocnego powietrza... Zabierając wszystko, co należało do niego, zszedł na dół, schodami... Natrafiając na sam środek pijackiej awantury klientów Ubitego Warchlaka. Stojąc na ostatnim schodzie, przyglądał się z zainteresowaniem dwóm jegomościom, wymieniającym między sobą zdania, a raczej wzajemnie rzucającym w swoją stronę przekleństwami. Wychodziło z tego, że jeden drugiego oblał piwem, przez co pierwszy poczuł się urażony. Chwycił za rękojeść sztyletu i podniósł go do góry ze słowami, które samoistnie plątały mu się w ustach: - Jeśliś odważny... - Zrobił przerwę zataczając się w tył. - ...Zmierz się ze mną... Dobądź miecza!
Mastema parsknął pod nosem śmiechem, w rozbawieniu jego postawą i słowami. "Miecza? Miał na myśli marny sztylet...?" - Pomyślał, ale z zainteresowaniem pochylił się i oparł o balustradę od schodów, obserwując ich dalsze poczynania.
Nagle niski i gruby, pijany człowiek wybiegł przed karczmę, aby zawiadomić stojących przed nią gości i przechodniów. - Ludzie! Pojedynek! Będzie pojedynek! Na miecze w Warchlaku, chodźcie! - Z tymi słowami zniknął we wnętrzu, a kilkoro ludzi poszło w jego ślady.
Ktoś przesunął jeden ze stołów, aby zrobić im miejsce. Drugi z pojedynkujących się dobył swojego "miecza" w postaci sztyletu, a raczej wyrwał go zza pasa stojącego obok niego mężczyzny. - Utoczę ci krwi głupcze, spokorniejesz!
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

Kelisha ledwie zdążyła zdjąć płaszcz i usiąść na łóżku, gdy usłyszała hałas dobiegający gdzieś z dołu, zapewne z głównej sali. Postanowiła jednak zignorować całe zajście, podwinęła rękawy koszuli wysoko nad łokcie. Najpierw zabrała się za ostrzenie swojego ulubionego, ciężkiego noża. U nasady miał dość szeroką klingę, która początkowo była idealnie prosta, a dopiero przy wierzchołku ostrze zwężało się delikatnie, przechodząc w łagodne łuki. Postał w ten sposób elegancki, spiczasty czubek, a całość nadawała się zarówno do cięcia przy delikatnym oddzielaniu skóry od królika, jak i pchnięć, gdy trzeba było dobić jakieś większe zwierzę i próba przedarcia się przez zwały futra, by podciąć gardło była zwyczajnie bez sensu.
Łapa ledwie kilka razy przeciągnęła osełką po krawędzi ostrza, gdy uznała, że miała dość. Wrzaski na dole były, delikatnie mówiąc, dziwne.
- Dobądź miecza? - Powtórzyła szeptem pod nosem, pewna, że coś źle zrozumiała. Tak, to zdecydowanie wymagało sprawdzenia. Albo miała szansę na darmową rozrywkę, jeśli jacyś wojownicy spili się na tyle, by walczyć... albo miała szansę pofolgować wreszcie pragnieniom spowodowanym przez instynkt i, pod pozorem zaprowadzenia porządku, obić komuś gębę. Bez dalszych rozważań zeskoczyła z łóżka i skierowała się schodami w dół, nie kłopocząc się braniem płaszcza. Jeśli szykowała się porządna bójka, nikt nie zwróciłby na nią uwagi, choćby zaczęła świecić w ciemnościach. A jeśli nie, nie było powodu, by zostawać na dole. Ponieważ spojrzenie miała skierowane na własne stopy i schody, omal nie wpadła prosto na czarne skrzydła. Jedynym ostrzeżeniem był zapach piór. Zdążyła się jednak zatrzymać dzięki nieocenionemu wsparciu poręczy. Wyminęła anioła i stanęła obok niego.
- Warto obejrzeć, czy raczej tylko będę sobie grozić? - Mruknęła z bezczelnym, krzywym uśmieszkiem. W tym momencie zdała też sobie sprawę, że nadal trzymała zarówno nóż jak i osełkę. Płynnie schowała więc ręce na plecami, jakby chciała spleść palce na wysokości krzyża. Chciała przy okazji choć trochę ukryć odsłonięte ramiona. O ile jeszcze publiczne demonstrowanie twarzy i dłoni mogła znieść, o tyle nie lubiła pokazywać jakiegokolwiek innego kawałka skóry. Bo wtedy nie mogła już mówić, że jej ciemny koloryt był efektem wieloletniego przesiadywania na słońcu.
Awatar użytkownika
Toruviel
Błądzący na granicy światów
Posty: 18
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka morska
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Toruviel »

Kończąc już mocowanie się z włosami, z zadowoloną miną spięła je porządnie spinkami.
- Jak najkrócej - powiedziała krótko i dobitnie. Istotnie, elfka w tym mieście czuła się nieswojo i nie chciała tu długo zabawić. Maurię znielubiła od pierwszego wejrzenia i nic nie zapowiadało tego, żeby miało się to w najbliższej przyszłości zmienić. Mroczna aura, budynki z kości, wszechobecni nieumarli i podejrzane typy spod ciemnej gwiazdy spotykane na każdym kroku, to nie były czynniki zachęcające do pozostania na dłużej, a przynajmniej dla niej nie są zachęcające. Dla innych widocznie nie, bo jednak ludzie tu mieszkali, i pewnie nie mieli tu źle. Teorycznie to tu biedni mieli tu lepszą opiekę i możliwości zarobku, niż w, powiedzmy, Leonii, która choć była bogatym miastem, to biednych również jest tam wciąż wielu, i nie mają szansy na poprawę swojego losu.
W tej chwili drzwi do karczmy otworzyły się gwałtownie, a ze środka wypadł mały, niski człowiek. Krzyknął coś o bójce w "Ubitym Warchlaku". Kilkoro ludzi poszło do środka zobaczyć, o co tyle zamieszania i rabanu. Za nimi, po chwili wahania, elfka również ruszyła w stronę drzwi.
- Idziesz?- zawołała przez ramię, po czym narzuciła na głowę kaptur. Drzwi otworzyła ostrożnie, bo wyglądały jakby miały zaraz albo wylecieć z futryny albo rozpaść się w pył. Albo i jedno i drugie.
Atmosfera w karczmie wręcz zatykała dech w piersiach. Uderzająca mieszanka woni piwa, spoconych i niemytych ciał, czegoś przypalonego z kuchnii, a do tego zaduch i nieprzyjemne gorąco zaatakowały ją, jak tylko weszła do sali. Po świeżym powietrzu na dworze, ta mieszanka powalała na kolana. Rozejrzała się za jakimś miejscem, które byłoby mniej tłoczne niż to, w którym stała i z którego byłoby wszysko widać. Zobaczyła że mniej ludzi jest przy schodach i tam się skierowała, nie żałując łokci ani kopniaków dla osób blokujących jej drogę.
Awatar użytkownika
Orlin
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Ranga: Nieznana
Kontakt:

Post autor: Orlin »

Pojedynki w "Warchlaku" nie należały do rzadkości, co zawsze dziwiło Orlina jak ludzie mogli się tak upić piwem, które od wody różniło się jedynie kolorem i to czasami w sposób nieznaczny. Samo słowo "pojedynek" było tu nadużyte. Początkowa walka 1 vs 1 miej więcej po 5-7 minutach zaczynała mieć charakter walny. Walczono tu też o przeróżne rzeczy - pieniądze, cześć, honor nie tylko męski, ale też i kobiecy, o lepsze jutro, bywały też pojedynki bezokazyjne. Na czas pojedynku przesuwano dwa stoły pod północną ścianę gospody, co miało swoje logiczne uzasadnienie. Primo strona ta była najciemniejszym miejscem w budynku, a wszak walczący potrzebują swiatła, towaru deficytowego gdzie oszczędzano na świecach. [/i]Secundo[/i] w obecnym planie przestrzennym schody stawały się trybunami, gdzie zresztą elfka ich poprowadziła. Orlin chwilę obserwował walczących jednak kątek oka zobaczył ruch czarnych skrzydeł i dopiero w tym momęcie zorientował się, że stoją obok upadłego i zakapturzonej koniety. Jego spojrzenie zostało schwytane przez inną pare oczu. Patrząc w winne oczy anioła poczuł się zaniepokojony.
Mastema
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Mastema »

Jeśli ktoś miał tak słabiutką głowę do picia, jak ta dwójka, był w stanie upić się niemal wszystkim. Mastemę także to bawiło. Sam nie czuł się ani trochę pijany, nawet, gdy wychylił cały kieliszek pitnego miodu, który był dużo mocniejszy od tego rozcieńczanego piwa. Jeśli natomiast dwójka spędzała tutaj całe godziny pijąc te trunki, faktycznie, można było się odurzyć nie tyle spożywanym alkoholem, co ciężkością atmosfery i zapachem karczmy, który dawał się we znaki nawet tak kiepskiemu węchowi, jak ten Upadłego Anioła.
Usłyszał jak deski schodów uginają się nawet pod tak elastycznym, lekkim krokiem, jakim stąpała jego towarzyszka, Łapa, nie zamierzał się jednak odwracać, licząc, iż osoba sama go wyminie. Nie zajmował przecież całej powierzchni schodów, dało się bez problemu zejść na dół, mimo, że schody były dość wąskie.
Słysząc niski, lekko wibrujący ton głosu, należący do Łapy, uśmiechnął się pod nosem. Był pewien, że przyszła tutaj szukać zaczepki. Wiedział już, że była awanturniczką. Wiedział to od momentu, gdy siedzieli wspólnie przy stole i zaniepokoiła się na widok tego młodzika pod ścianą, który... Właśnie kroczył w ich stronę, zajmując miejsce na schodach. Wzrok Upadłego jeno prześliznął się po smukłej sylwetce, nie do końca płaskiej na klatce piersiowej, teraz, gdy stała bokiem mógł to dostrzec. Był bystrą istotą, ale nie miał pojęcia, że którakolwiek panna byłaby w stanie przebrać się za chłopca... Zakładać spodnie opinające uda! Przecież to takie wulgarne i erotyczne! Nie był uosobieniem pruderii, wręcz przeciwnie, jednak takie odskocznie od normy bardzo rzucały mu się w oczy.
Odrzucił więc myśli o tym, że chłopiec może być tak naprawdę dziewczyną.
- Myślę, że nie żartują, ale niestety szczerze wątpię w to, by się pozabijali. - Na twarzy upadłego wykwitł zabarwiony łobuzersko, półuśmiech, kiedy, chcąc znów powieść wzrokiem za podejrzanym chłopcem, napotkał na drodze swych oczu, parę innych, należących do mężczyzny, rozkosznie niebieskich jak toń głębokiego morza. Wyglądało na to, że młodzik i ten mężczyzna są w tej karczmie razem. Wcześniej go jednak nie widział, więc musiał przyjść niedawno.
Jeden z walczących mężczyzn zamachnął się na swojego przeciwnika, trafiając w stół, zamiast w niego. Końcówka ostrza sztyletu wbiła się dość głęboko w wilgotne drewno. Wtedy rzucił się na niego ten drugi i zamachnąwszy się sztyletem, uderzył go nim w ramię. Sztylet, jak to sztylet, nie był naostrzony, gdyż służył do pchnięcia przeciwnika, a nie zadawania mu ran ciętych. - Zdychaj, podły draniu! Niech cię piekło pochłonie! - Wrzeszczał jak opętany, machając sztyletem niczym dziecko uczące się dopiero sztuki walki i walczące przy tym drewnianą atrapą prawdziwego miecza. Fałszywy Roderick parsknął śmiechem, kiedy jego oczy na nowo zwróciły się ku pojedynkującym się mężczyznom. - "Doprawdy... Żałosne..." - Pomyślał, unosząc swoje cienkie brwi ku górze. Przymykając oczy, pokręcił głową jakby uzewnętrzniając swój żal dla walczących ze sobą mężczyzn. - "Piekło nie wpuszcza w swe szeregi skończonych półgłówków, na rozkazy innego idioty, skarbie."
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

- A szkoda... - Mruknęła słysząc opinię Upadłego na temat przebiegu walki. - Rzeczywiście, ta dwójka nie umiałaby się nawet powiesić porządnie, gdyby im pętle na szyję założyć i pod nogi dać stołek na jednej nodze! Co za barany...
Ostatnie słowa wymówiła z wyraźnym rozbawieniem w głosie. Mimo tego, że walory artystyczne walki mogły prowadzić jedynie do świętego oburzenia, zdegustowania i załamania nerwowego. Dla czułego węchu zmiennokształtnej smród piwa, przypalonego jedzenia i tłumu ludzi był mało ważny. Ważniejszy był subtelny zapach adrenaliny. Ledwie wyczuwalna woń, mogąca znaczyć zarówno strach, podniecenie, wściekłość jak i wiele innych, silnych emocji. Mógł towarzyszyć walce oraz ucieczce. Wszystko zależało od tego, czym był okraszony. Kelisha ledwie zauważalnie rozchyliła usta i oblizała sam koniuszek ust, biorąc głęboki wdech. Poczucie powietrza na języku pozwalało jej lepiej rozpoznawać i rozdzielać zapachy. A wnętrza karczmy pachniało klasycznym, czystym i szlachetnym mordobiciem w trakcie radosnej pijatyki.
Z jawnym niedowierzaniem potrząsnęła głową, obserwując karkołomne próby trafienia przeciwnika, na których cierpiało wszystko wokół, oprócz samego celu. Kilka kosmyków wysunęło jej się z koka, gdy zapomniawszy o wszelkich pozorach położyła po sobie uszy. Generalnie unikała tego typu odruchów i starała się nad nimi panować, ale czasem zwyczajnie wylatywały jej z pamięci. Dlatego gdy słuchy znów czujnie zbierały informacje z okolicy w pozycji bardziej pionowej, z prawej strony głowy na ułamek sekundy błysnęła miedź, zanim znów zniknęła w czarnym gąszczu. Lewy bok koszuli wyglądał za to, jakby znalazło się pod nim nieduże żyjątko i ze wszystkich sił próbowało wyrwać się na wolność. W rzeczywistości była to tylko końcówka nerwowo drgającego ogona. Najemniczka miała zwyczajnie ochotę zabawić się kosztem pijanych przygłupów, duma jednak nie pozwalała ruszyć jej się ze schodów bez wyraźnego powodu. Absolutnie nie zwróciła uwagi na "młodzieńca" i kolejnego cwaniaczka, który chciał wyzwać Anioła na pojedynek wzrokowy. Wierzyła, że zagrożenie wyczuje po zapachu, skupiała się więc na darmowym widowisku, niemal pomrukując na myśl, że mogłaby sama pokazać pazurki.
Awatar użytkownika
Toruviel
Błądzący na granicy światów
Posty: 18
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka morska
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Toruviel »

Przy schodach było na tyle luźno, że nie była szczelnie otoczona przez ludzi i nie trącali jej. Elfka z wyraźnym oczekiwaniem patrzyła na walczących, czekając aż zrobią coś sensownego, ale się nie doczekała. Jeden z nich trafił swoim "mieczem" w stół i nie mógł go oswobodzić a drugi machał swoim sztylecikiem na prawo i lewo, stając się zagrożeniem bardziej dla otaczających go mebli niż dla przeciwnika. Toruviel z sykiem wypuściła powietrze z płuc, robiąc zdegustowaną minę.
- O bogowie! - jęknęła, widząc jak jeden próbuje używać swojej broni jak miecza - w tym mieście nawet burdy w karczmach są beznadziejne - stwierdziła oskarżycielsko, wyraźnie tracąc zainteresowanie tym żenującym widowiskiem.
- Dwa trupy - mruknęła sama do siebie i uśmiechneła się do swoich myśli. Odwróciła się w stronę Orina i zauważyła, że nie patrzy w stronę pijaczków. Wpatrywał się w kogoś na schodach. Śledząc jego spojrzenie, również tam spojrzała i dostrzegła dwie znajome postacie. Widocznie anioł wraz ze swoją towarzyszką o kocich manierach również postanowili zobaczyć, o co tyle hałasu. Uśmiechneła się do nich krzywo, mrużąc zielone oczy w rozbawieniu. Nie odrywając od nich oczu, nachyliła się do ucha chłopaka.
- Dość niezwykłe osoby, prawda? Ciebie również zastanawia, co tutaj robią? - miała tu na myśli głównie anioła, który nie wyglądał na stałego bywalca takich spelun i melin, jaką niewątpliwie jest ta karczma. Raczej wyglądał na osobę, która zawsze znajduje najlepszą karczmę w mieście i wynajmuje najlepsze w nich pokoje. Ciekawe, jakie ciemne sprawki tu załatwia w takim razie, bo nie sądziła, by ktokolwiek, wyłączywszy tych pijaków, chciał tu przebywać i znajdował się tu z własnej woli. No, może poza towarzyszką anioła, która jako jedyna chyba była zainteresowana wygłupami walczących mężczyzn. Elfka spojrzała na nich, sprawdzając czy przypadkiem ich walka nie stała się bardziej interesująca lub czy ktoś się nie przyłączył.
Mastema
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Mastema »

Jeden z mężczyzn, ten, wezwany do walki, zamachnął się niezdarnie sztyletem, wbijając go w końcu celnie, prosto w brzuch tego drugiego. Ostrze weszło w jego sadło jak w masło i utkwiło głęboko, aż po rękojeść. Oczy mężczyzny momentalnie skierowały się w dół, aby spojrzeć na zadaną mu przez przeciwnika, ranę. Opadł na nogach, łapiąc się za blat stołu, by utrzymać równowagę. Pewnym było, że skona. Jak nie z powodu rany czy wykrwawienia, to na pewno dopadnie go zakażenie spowodowane wszechobecnym brudem. Ludzie wydali z siebie pełne aprobaty okrzyki. Upadły także skinął w zadowoleniu głową, że wreszcie coś się wydarzyło. Chociaż to było zwykłe szczęście, zwykły zbieg okoliczności... I każdy o tym wiedział.
Krew sącząca się z rany, którą uciskał ugodzony, skapywała przez jego palce na podłogę. Nagle zwycięzca łapiąc z powrotem za rękojeść, wyciągnął jednym, silnym ruchem z jego ciała sztylet przez co pokonany, bezwładnie opadł na gnijącą, wilgotną posadzkę z głuchym łoskotem i jękiem na ustach.
Zwyciężony zabrał komuś kufel z piwem i wypił z niego ciecz do dna.
- Kto jeszcze wezwie mnie do walki...? Ty? - Zapytał pewnym siebie głosem, wskazując na część tłumu.
- "Ten idiota naprawdę wierzy w swoje umiejętności" - Pomyślał fałszywy Roderick z wyraźnie rozbawionym uśmiechem, który chował we własnym ramieniu, by prowokator go nie zauważył. Nie miał ochoty na bieganie ze sztyletami i dźganie przeciwnika jak popadnie licząc na łut szczęścia. Nawet tak kiepski szermierz jak on dałby sobie z nim radę, ale jeśli szczęście jednak stałoby po stronie tego mężczyzny... Mógłby mieć problem.
- Ty...? - Wskazał na drugą część, aż wreszcie jego wzrok napotkał podnieconą potyczką, Łapę w której aż wrzało z powodu chęci do walki. - Ty. Wyzywam Cię do walki! Stań przede mną jeśliś odważna!
- Łapa... - Mruknął od razu Mastema, słysząc wyzwanie na pojedynek. Cóż, nie rzucała się aż tak bardzo w oczy. Nie jej winą było, że ją wezwał. Na początku chciał powiedzieć "odpuść", lecz wiedział, że przez to mogłaby ucierpieć jej duma. Nie był aż tak okrutny. A tym bardziej nie pozwoliłby na to, by później mówiono o nim, iż wynajął tchórza. - Pokaż mi, na co Cię stać. - Rzucił półgłosem w jej stronę, tak by nie słyszała tego zaraz cała karczma, która teraz wyczekiwała decyzji Łapy ze zniecierpliwieniem wymalowanym na twarzach gości. To była też niezła próba jej umiejętności. Chętnie to zobaczy. - Zrób mi naszyjnik z jego jelit.
Ostatnio edytowane przez Mastema 11 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

Aromat krwi wypełnił powietrze, a wraz z nim odór strachu. Kelisha bezwiednie wdychała ten zapach powoli, głęboko do płuc. Nie była sadystką ani nadmierną fanką bezsensownej przemocy. Ale odrobina zawsze była jakimś urozmaiceniem. Zapach śmierci pobudzał jej instynkty. Nagle zwycięzca starcia rzucił jej wyzwanie, czym omal nie spowodował warknięcia. Zamiast tego wykrzywiła tylko usta w nieprzyjemnym uśmieszku. Który poszerzył się, gdy tylko usłyszała od upadłego zachętę do walki.
Nie była specjalistką w walce na noże. Na miecze z resztą też nie, ale łuk odpadał, choćby nawet miała go przy sobie. Była jednak przynajmniej dwukrotnie starsza od nazbyt chętnego do walki mężczyzny, a przynajmniej tak oceniała go na oko. No i całe życie spędziła polując, walcząc i zarabiając na chleb dla siebie. Nieraz trzeba było więc dobić jeszcze całkiem żywotnego wilka, czy nawet dzika za pomocą ciężkiego noża. No i jednak po coś miała w sobie cechy kociego drapieżnika. Wcisnęła więc osełkę, którą wcześniej ostrzyła trzymaną w drugiej ręce klingę, "Roderickowi" i pokonała kilka ostatnich stopni. Posłała gapiom szeroki uśmiech, ukazujący zdecydowanie zbyt wiele zębów i ruszyła płynnie przez salę, pochylając lekko głowę. Nie zamierzała cofać się po płaszcz, nie chciała też pokazywać wszem i wobec lekko rozszerzonych, ale nadal pionowych źrenic złotych oczu. Leciutko, jakby mimowolnie przeskoczyła nad dogorywającym pechowcem, którego z resztą ktoś zaraz potem zaczął odciągać ze środka karczmy. Zapewne po to, żeby nie przeszkadzał w nowym przedstawieniu swoimi jękami.
- Potnę ci gębusię, jak pociąłem jego!
- Z pewnością... - Łapa mruknęła pod nosem na pijackie przechwałki. Ostatnim, czego pragnęła było wrzeszczenie w sposób podobny do tamtego idioty. Zaraz też gwałtownie odchyliła się w tył, unikając ostrza, które miało zostawić jej krwawą pręgę na nosie. Złapała własny nóż pewniej, rozważając szybko i odrzucając możliwość oswobodzenia ogona, który dałby jej dość sporą przewagę w temacie balansowania, ale zdradziłby jej rasę i cała zabawa stałaby się mniej ciekawa. Postanowiła zachowywać się jak zwykle w karczemnych burdach i skupić na unikach, bo te akurat potrafiła wykonać w przeciwieństwie do parowania i bloków. Chociaż przed najbardziej prymitywnymi wypadami potrafiła się zasłonić i to skutecznie! Parę razy odskakiwała w tył, albo schylała się w ostatniej chwili, nie kłopocząc się nawet próbami dosięgnięcia przeciwnika. Przy pierwszych niezadowolonych gwizdach, obróciła się nagle i skoczyła na puste krzesło, do którego zdążyła się w międzyczasie cofnąć. Z tego miejsca przeniosła się na stół, gdzie znów obróciła się na pięcie i bez namysłu skoczyła szczupakiem, obok mężczyzny. Zostawało już tylko przekoziołkować po podłodze i doskoczyć do przeciwnika. Pijany i rozdrażniony takimi susami, machnął nożem zdecydowanie zbyt wysoko, podczas gdy zmiennokształtna kucnęła i cięła po nogach. Konkretniej po jednej. Odsunęła się potem na bezpieczniejszą odległość, słuchając ślicznej wiązanki przekleństw. Pokrytą odrobiną krwi klingę uniosła, aby każdy mógł zobaczyć, do kogo należało pierwsze trefienie. Potem przyłożyła ostrze od ust i przejechała po nim czubkiem języka. Spojrzała jednak z przerażeniem na, delikatnie mówiąc, brudne spodnie pokonanego, skrzywiła się ostentacyjnie i splunęła w bok. Dla lepszego efektu wzdrygnęła się dodatkowo.
- I co, kochasiu, wystarczy ci? - Rzuciła w przestrzeń pytanie, ciekawa, czy pijany agresor będzie miał ochotę na rundę drugą. Kątem oka obserwowała też upadłego anioła, starając się opanować całkowicie oddech i ukryć pod rzęsami błyszczące oczy. Z jednej strony nie polowała na istoty inteligentne, z drugiej miała piekielną ochotę coś zabić, ot choćby i tamtego idiotę.
Awatar użytkownika
Toruviel
Błądzący na granicy światów
Posty: 18
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka morska
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Toruviel »

No proszę, w końcu machanie tymi scyzorykami dało jakiś efekt. "Miecz" wbił się w brzuch przeciwnika. Paskudna rana, łatwo trafić w ważne narządu, łatwo się wykrwawić, łatwo o zakażenie. Facet raczej długo nie pożyje. Cóż, miał pecha. Ale to tylko i wyłącznie jego wina. Sam się tak załatwił, po co było zaczynać po pijaku burdy w karczmach? Przecież wiadomo, że prędzej czy później tak się to skończy. Skrzywiła nieco usta, zniesmaczona tym widowiskiem. Za to słysząc jego kolejne słowa mało co nie wybuchła śmiechem, jednak powstrzymała się i tylko prychnęła pod nosem. Co za idiota! Czy on nie rozumiał, że każdy, kto miał choć odrobinę umiejętności był w stanie go pokonać? Że poprzedniego przeciwnika pokonał tylko i wyłącznie przez zwykłe szczęście? Widocznie nie. Pewny siebie głos mówił, że jego ego jest tak wielkie, że mało nie pęknie od samouwielbienia. Kiedy wskazał w stronę sali, w której się znajdowała, automatycznie się wyprostowała i rozejrzała, żeby zobaczyć, kogo on tak wybrał. Padło na towarzyszkę anioła. Elfka była prawie pewna, że to, kto wygra ten pojedynek jest przesądzone. Facet potrafił tylko wrzeszczeć i na oślep wymachiwać sztyletem. Co umiała dziewczyna, było tajemnicą, ale raczej na pewno więcej niż on. Już mniej się chyba nie dało. Z zainteresowaniem obserwowała uniki, po których było widać, że trafienie jej nie byłoby łatwe nawet dla dla doświadczonej osoby, a co dopiero dla takiej miernoty. Pijak nie miał niewątpliwie żadnych szans, należało jedynie czekać, aż dziewczyna zechce zaatakować, co zresztą zaraz zrobiła. Przekleństwa posypały się z ust ranionego, który chyba powinien już pojmować, że ona jest lepsza.
- Co za burdel - mruknęła pod nosem Toruviel. Miała ochotę stąd wyjść. Za ciasno się zrobiło, a pojedynek już niedługo pewnie się zakończy. Gdyby chociaż była to walka na poziomie, to byłoby warte postania w tym tłumie. A tak? Zniecierpliwiona zaczęła stukać nogą w parkiet. Niech już się to skończy!
Mastema
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Mastema »

Mastema w zamyśleniu krążył wzrokiem od jednej postaci do drugiej, schodząc kilka stopni w dół, ponieważ na samym szczycie schodów zebrało się więcej osób, jako iż walka trochę się rozkręciła. Był jeden trup, jeden zwycięzca i jedna, dobrze zapowiadająca się wojowniczka, czyli wszystko czego potrzebowali do szczęścia ci pijani wieśniacy.
W pewnym momencie fałszywy Roderick przypadkowo zetknął się ramieniem z Toruviel, przez co się odsunął i na chwilę powiódł wzrokiem w jej kierunku, obdarowując ją krótkim, uprzejmym na siłę i zabarwionym dozą jadu dla tego, który go przejrzał, uśmiechem. - Burdel dopiero tutaj będzie, Chłopcze. - Słysząc jej słowa, odezwał się dźwięcznym tonem, który długo jeszcze rozbrzmiewał w uszach ludzi naokoło rosłej postaci Upadłego. Zajmował on razem ze swoimi skrzydłami większą powierzchnię schodów niż pozostali, przez co niektórzy znaleźli sobie powód do narzekania. Mastema ich ignorował. - Nieczęsto bywasz w takich miejscach, mam rację? - Znów zagadnął, skoro już stali obok siebie. Oczywistym było, że Elfka wyróżniała się prawie tak bardzo ze swoją urodą, jak dwójka podróżników, Kelisha i Mastema swoją ogólną, wizualną odmiennością. Upadły kochał się w pięknie. Obojętne czy piękno było odbiciem mężczyzny czy też kobiety.
Anioł, mimo krótkiej pogawędki z nieznajomą w przebraniu chłopaka, nie odrywał wzroku od duetu walczących. Chciał zobaczyć jak Łapa wygrywa. Oczywistym było, że przegrana nie wchodziła w rachubę. Gdyby przypadkowo tak się stało, zwolniłby ją. Każdy pokonałby tego pijaczynę który nawet nie miał pojęcia do czego służy sztylet. Kwestią sporną było, czy ten zbyt pewny siebie osobnik padnie trupem, czy też spasuje, dostrzegając, że jest od niego lepsza. Ktoś krzyknął, że przyjmuje zakłady. Wokół rozbrzmiał dźwięk monet, dla jednych będący melodią szczęścia, dla innych straszliwego pecha którego niedługo mieli na sobie doświadczyć nie wychylając kolejnego kufla piwa na którego branie im pieniędzy.
Zablokowany

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości