Pustynia NanherGdy myślałeś, że jest źle...

Ta kiedyś niesamowicie żyzna ziemia została spustoszona przez magię jakiej świat nie widział od tysięcy lat. Pięciu Przodków Czarodziejów próbujących zawładnąć czasem sprawiło iż Ziemie Nanheru pokryły tony piasku wyniszczając wszystko wokół, a ich samych pogrzebały w swoich otchłaniach.
Awatar użytkownika
Vertan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vertan »

Sama myśl o tych ubraniach i całej reszcie, dosyć zresztą groteskowa w nastałej sytuacji, w jakiś sposób uderzyła w tę najbardziej dorosłą część osobowości księcia, uświadamiając mu boleśnie, jak wiele czasu minęło od ostatniej chwili, kiedy mógł w taki naturalny sposób poprzebywać z kobietą - rzucić miłym słówkiem, oczarować, subtelnie przekonać do okazania odrobiny wdzięków. Gdyby do końca życia miał pozostać w obecnej formie, nawet tego nie mógłby już zaznać - i chociaż nie był nigdy wielkim łamaczem serc, to trudno mężczyźnie w życiu bez kobiecego ciepła. Oh, a przecież mógłby mieć każdą. Był w końcu księciem!
Mimowolnie raz jeszcze zmierzył tygrysicę wzrokiem, nim wreszcie posłusznie ruszył się w stronę konia, nadal z dziwnym uśmieszkiem niezupełnie pasującym do młodej twarzy. Udało mu się bez dalszych komplikacji znaleźć w jukach komplet ubrań Sherani (w jakiś bezczelny sposób zaimponowało mu to, jak była przygotowana do podobnych sytuacji), wrócił i spokojnie złożył całość u jej łap. Z pilnowanych wcześniej rzeczy dołożył do tej kolekcji jeszcze buty. Potem zrobił krok w tył i stał tak chwilę. Zbyt długą chwilę.
- A! No tak - zorientował się wreszcie, jakby to było rzeczywiście trudne do zrozumienia, dopiero odwrócił się i odszedł solidny kawałek, by tam stanąć plecami do dziewczyny.
- Uczyniłem ci odpowiednie warunki. Masz pozwolenie na przemianę! - zawołał przez ramię, wspaniałomyślnie wbijając wzrok w ziemię. Ani myślał, rzecz jasna, odwracać się w takiej chwili, nie ważne jak byłby ciekaw. Kodeks rycerski dosyć kategorycznie określał zasady dotyczące postępowania z damami. Nawet tymi narwanymi. Tę chwilę wykorzystał więc na zastanowienie się, co dalej. Skoro Sherani znała już jego tożsamość, to bez względu czy wierzyła w to wszystko czy nie, decyzja nadal należała do niej. Vertan czuł już właściwie, że zrobił wszystko, co mógł. Powiedział prawdę i nie znał większych słów, które mogłyby przekonać łowczynię, więc ostatecznie zdawał się na jej decyzję. Wreszcie - może był już zbyt zmęczony tym wszystkim, by próbować dalej kombinować. Nie dzisiaj. I tak ledwo uszedł z życiem.
Gdy tylko dostał sygnał, że może się już odwrócić, bez czekania rzucił Sherani jej miecz, swój musiał ponieść - zgubił pas po próbach używania go jako procy - a potem bez wahania przeszedł ten kawałek i wskoczył na konia. Spojrzał wyczekująco na dziewczynę.
- To co? - zagadnął. - Do domu, tak? Do Nandan-Theru? Ruszajmy, może trafimy na odpowiednie miejsce do spania, nim zajdzie słońce…
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

        Siedziała naprzeciw chłopca, łbem sięgając wysokości jego głowy. Zielone, oziębłe oczy najpierw oczekiwały spełnienia polecenia bez ponownych słów, później beznamiętnie przyglądały się kurduplowi, który chyba się zamyślił. W tym czasie tygrysica dokonywała w niezbyt pochlebnych ocen. Wszyscy byli tacy sami. Wlepiał się z uśmieszkiem jak sroka w gnat, może faktycznie był dorosły. A pies go trącał, na darmowy pokaz pokurcz liczył. Może nawet zupełnie dla drwiny przeobraziłaby się w momencie nim książę namyślił się co powinien uczynić. Nawet jeśli umysł miał dorosły, to ciałem wciąż był chłopaczkiem, więc byłaby to całkiem udana i złośliwa kpina. Tylko niestety efekt nie byłby odpowiedni. Przez chwilę po zmianie skóry nie nadawała się do niczego, a na pewno nie do prezentowania swoich wdzięków.
Prychnęła jedynie pogardliwie i nawet nie czekała aż dzieciak zakończy swój marsz. Siedzący tygrys ustąpił miejsca zwiniętej w kucki dziewczynie, która przez kilka uderzeń serca oddychała ciężko, zastanawiając się czy wszyscy zmiennokształtni przy każdej przemianie czuli się jakby żywcem zdzierano z nich skórę i wyrywano wszystkie kończyny. Właśnie ta upierdliwa przypadłość była jedną z przyczyn, dla których nienawidziła nie tylko drzemiącego pod skórą zwierzęcia, ale i samych zmian. Nawet nie z powodu cierpienia, chociaż było wyjątkowo trudne do zniesienia i nie potrafiła się z nimi pogodzić, ale to powodowana bólem, chwilowa bezbronność była zupełnie nie do zaakceptowania. W obliczu zagrożenia, podjęłaby walkę zamiast czekać aż sploty nerwowe przestaną wariować, ale na pewno traciłaby na skuteczności. Drugim dość znacznym uprzykrzeniem było oczywiście latanie z tyłkiem na wierzchu. Nie ufała jednak magii i magom na tyle, by zaopatrzyć się w artefakt zachowujący odzienie.
        Wyprostowała się, podnosząc spodnie. Bluzkę sznurowała, gdy książę łaskawie wygłosił swoje pozwolenie. Na koniec wciągnęła buty i zerknęła na obrażenia. Strupy znowu popękały i krew ponownie zaczęła płynąć, w większości ginąc wśród pozostałych smug. Tak jak tygrysia sierść była umazana posoką, tak samo wybrudzona była dziewczyna, z wyjątkiem świeżych ubrań, ale już niedługo. Ramię było bardziej draśnięte, jednak bok silnie krwawił, a posoka ciekła prosto na pasek i spodnie. Za moment wszystko jeszcze raz skrzepnie, nie grożąc wykrwawieniem się, ale co się uświni to oczywiście inna bajka.
        Rozpuszczone włosy zgarnęła na plecy i poszła odzyskać broń, której nie oddano jej razem z resztą rzeczy.
Krótkie “szabla” było jedynym zwolnieniem z niepatrzenia, jakie Vertan otrzymał. Zawiązała pas, a pierścienie znajomym, uspokajającym ciężarem opadły na biodrze. Dopiero wtedy tygrysica zerknęła za chłopcem, który już usadowił się na koniu.
Bez pośpiechu dołączyła do blondynka, ale nie wskoczyła na siodło jak ten najwyraźniej zakładał.
        - Zmiana planów - odezwała się oschle. Złapała za wodze, kilkoma szarpnięciami zmuszając konia do opuszczenia głowy, potem szturchnęła butem kopyto wierzchowca. Po chwili takich pertraktacji, ogier z niezadowolonym sapnięciem ciężko klęknął na przednich nogach. Vertan znalazł się w zasięgu ręki niezbyt wysokiej łowczyni, która złapała go za kołnierz i ściągnęła z kulbaki, by wskoczyć na jego miejsce. Dzwoneczek z charknięciem, rzucając głową, poderwał się z niekomfortowej pozycji, znów na cztery kończyny.
        - Ja stąd spieprzam, a ty sobie idź gdzie chcesz. Nandan-Ther jest…- zastanowiła się chwilę, zawracając konia w miejscu. Gdy już zmysły ogólnie zorientowały się w kierunkach, a Rani przypomniała sobie mapę, pobieżnie wskazała stronę - gdzieś tam.
Nie wybierała się do lochów, na szafot, ani na tortury, a tego raczej oczekiwała po pojawieniu się z poszukiwanym księciem, o którego istnieniu nie powinien wiedzieć nikt.
Awatar użytkownika
Vertan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vertan »

- Hej. Co ty…
Ale właściwie nie było mu dane powiedzieć więcej czy zareagować jakoś konkretniej na to, co miało się wydarzyć, bo chwilę po odgadnięciu, co dokładnie w pełni ludzka już Sherani robi z tym koniem, Vertan został wbrew swojej woli ściągnięty na dół. Z szeroko otartymi oczami wylądował na ziemi, po raz setny przeklinając w myślach to, że w obecnej postaci tak łatwo może być ściągany, zaciągany i w ogóle przemieszczany tam, gdzie tylko podobało się to każdemu, kto przewyższał go siłą i wzrostem. A o to przecież nie było trudno. W poważniejszych sytuacjach nawet wiatr mógłby go zdmuchnąć, a książę nie miałby w tej sprawie nic do powiedzenia. I tak samo nie miał teraz, gdy szczerze zszokowany patrzył, jak dziewczyna wskakuje na miejsce, w którym sam jeszcze chwilę temu próbował dostojnie siedzieć. Odgadł jej plany jeszcze zanim się odezwała, ale jakoś nie chciał w to wierzyć. Dopiero jej faktyczne słowa potwierdziły obawy, które od siebie odpychał. Zanim skończyła to przedstawienie z pokazywaniem mu odpowiedniego kierunku, chłopiec doskoczył do konia i uczepił się jej ręki.
- Nie możesz! - zawołał odruchowo, w pierwszej chwili raczej z przestrachem, niż dumą, ale zaraz się zreflektował i postawił z powrotem na bycie księciem.
- To znaczy… Zabraniam ci! Rozkazuję zabrać mnie w przeciwnym kierunku, bo w przeciwnym razie… no…
Widać było, że mówi teraz trochę szybciej, niż myśli, a więc że zaczyna brakować mu argumentów, a czasu było przecież niewiele. Właściwie wystarczył moment, by Sherani popędziła konia i drugi moment, by zniknęła gdzieś na horyzoncie. Nie mógł przecież do tego dopuścić, może i wydostał się z pustyni, ale taka samotna podróż traktem stanowiła kolejne ryzyko - nie tyle już zagubienia się, co wpadnięcia na kolejny podobny patrol ludzi dybiących na jego skórę i uzbrojonych po zęby. Nie dałby rady, za nic. Nie w obecnym stanie.
Gdzieś z tyłu głowy uderzyło go jakieś dziwne uczucie, podobne do mlecznej mgły wpływającej na staw. O nie, pomyślał nerwowo, tylko nie teraz. Ale mimo wszystko stawał się już coraz mniej pewny. Bardziej uczepił się ramienia dziewczyny, bo przerażająca siła dziecięctwa leniwie ale skutecznie zaczęła ogarniać jego zmysły. Zamrugał szybko, żeby przypadkiem nie zacząć płakać.
- Pomogłem ci przecież! Ta proca… genialny wynalazek, co nie? Prawie nam się udało! Oddam ci co zechcesz, jeśli tylko przewieziesz mnie w drugą stronę… Sheraaaaniii…
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

        Zupełnie nie przejęła się szokiem chłopca, nawet nie czerpiąc z niego satysfakcji. Zrobiła co zamierzała, bez emocji zsadzając pasażera na gapę i wskazując mu kierunek domu. Vertan jednak nie wyglądał na wdzięcznego wskazówkami, bardziej na zrozpaczonego, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę kurczowy chwyt, jakim złapał jej rękę.
        - Właśnie, że mogę - burknęła. Jedynie żałosny wygląd blond kruszyny, powstrzymał Rani od nakłonienia chłopaczyny porządnym kopniakiem do puszczenia jej dłoni i jednoczesnego pożegnania go za pomocą obcasa i udania się w dalszą drogę. Przez chwilę nawet rozważała, by ruszyć przed siebie, ciągnąc dzieciaka za koniem, aż ten by się zmęczył i wreszcie sam puścił, ale odezwał się “mości książę” przyciągając pogardliwą uwagę łowczyni. Prychnęła lekcewarząco, słysząc bardziej roszczeniowy ton, ale wciąż nie wyszarpnęła ręki. Nie chciało jej się szamotać z dzieciakiem, więc nonszalancko oparła drugą, wolną rękę o szyję wierzchowca i patrząc blondaskowi w oczy, czekała tej doniosłej puenty “bo w przeciwnym razie" co...?
        Oczywiście rozsądnych argumentów nie doczekała. Tak naprawdę nie otrzymała żadnych argumentów, nawet takich nierozsądnych. Dostrzegła za to coś innego. Coś całkiem ulotnego i nienamacalnego. Coś co można było przegapić równie łatwo jak inteligencję obecną w jej spojrzeniu gdy była tygrysem. Większość ludzi pewnie nawet nie zauważyłaby subtelnej zmiany w zachowaniu Vertana. Nawet nie tylko w spojrzeniu, a jakby w energii towarzyszącej kurduplowi i uścisku, którym zatrzymywał dziewczynę, który jakby nabrał desperacji. Może to z powodu wyostrzonych zwierzęcych zmysłów, Sherani wyłapała subtelną zmianę w chłopaczku stojącym poniżej. A może lata doświadczenia nabranego podczas polowań. Możliwe zaś, że jedno i drugie sprawiły iż tygrysica szarpnięciem wstrzymała ogiera, który znudzony sterczeniem w miejscu i poirytowany miauczeniem u jego boku chciał ruszyć do przodu.
        - To nie był wynalazek - warknęła, gdy koń w złości zaczął gryźć kiełzno i dreptać, coraz bardziej walcząc z hamującą go łowczynią.
        - Nawet małpy używają podobnych narzędzi - rugała księcia, który sam się o to prosił. - Poza tym w cholerę nieskuteczny. Prawie się udało, to tyle co prawie zginąć. Jak czegoś nie możesz zabić, to tego nie wkurzaj - zakończyła mrukliwie, patrząc we wślepiające się w nią niebieskie oczy. Jak głupio się nie czuła, w tej chwili opuściły ją wątpliwości. Dzieciak był nienormalny, ale nie jak każdy zwykły świr. Z nim faktycznie i ewidentnie było coś nie tak, zupełnie jakby bajał prawdę.
        - A co niby możesz mi dać, nie masz nic - prychnęła jeszcze pod nosem, patrząc na obitą chłopięcą twarz, po czym westchnęła poirytowana.
        - Jasna cholera by cię trafiła - warknęła zła na siebie, na dzieciaka i to coś co postanowiło się na nią uwziąć, czy bogowie, którzy nie istnieli czy los, któremu nigdy specjalnie nie dawała wiary, chyba, że w równie absurdalnych sytuacjach, szukając winowajcy pakującego ją w podobne kabały. Chwyciła Vertana za przedramię, uzupełniając dziecięcy uścisk i poderwała go z ziemi, wciągając na siodło.
        - Zostawię cię w najbliższej wiosze jaką napotkamy - uprzedziła marudnie, pozwalając ruszyć wściekającemu się wierzchowcowi.
O sumienie siebie nie podejrzewała, ale najwyraźniej posiadała minimalne skrupuły, w tym momencie nie pozwalające jej porzucić nieprzystosowanej do prawdziwego życia niedojdy, w końcu co o świecie i przetrwaniu mogło wiedzieć takie książątko, dodatkowo jeszcze obłożonej klątwą, która pozbawiała go resztek jakichkolwiek zdolności umożliwiających przeżycie.
Pech chciał, że nie zapowiadało się, by szybko mieli trafić na ludzkie lub nawet nieludzkie sioło. Jak okiem sięgnąć był step, a na horyzoncie majaczyły piaski pustyni. Celowo nawet nie wracała na szlak, nawet jeżeli tam szybciej mogli trafić na osadę. Chwilowo tak było bezpieczniej.

Ciąg dalszy: Vertan, Sherani
Awatar użytkownika
Vertan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vertan »

W innych okolicznościach książę jeszcze w tej chwili wspominałby czasy, w których to wszyscy inni dookoła byli mu posłuszni, kiedy to on wskazywał gdzie kto ma iść, jak się zachować, czy zostać na piekielnej pustyni czy iść razem z nim. Czasy, kiedy nikt nie śmiałby zostawić go w podobnym miejscu, a gdyby już, to i tak byłby wyposażony we wszystko, co tylko jest do takiej wędrówki potrzebne. Ale no właśnie - nie mógł teraz tego wspomnieć. Im bardziej czuł, że napływa w niego dziecięcy duch, tym bardziej przeszłość stawała się niewyraźna, bo w umyśle chłopca żadne z wydarzeń późniejsze niż jego trzynaste urodziny jak gdyby nie istniało. I tak właśnie zaczynał zmieniać się świat, który obserwował. Powoli Sherani przerodziła się w jakąś niemożliwie złą panią, która robiła mu krzywdę, a rodziców do pomocy ani widu, ani słychu. To miejsce w ogóle nie było zresztą przyjazne, nie było ani zamkowym ogrodem, ani biblioteką czy choćby salą zabaw. Było wrogie i przypominało o nieprzyjemnych rzeczach, od których nadal piekł go policzek. Nikt nie powinien atakować jego książęcej mości. Nikt nie powinien go porzucać. Nigdy.
Już prawie rozchylał drżące wargi, by koniecznie powiedzieć coś jeszcze, ale w tym momencie sytuacja przybrała nieoczekiwany obrót. Nawet nie miał czasu, by wyraźnie odczuć ulgę. Po prostu wpadł w siodło, chwycił się mocno żeby nie spaść i w następnej chwili zamrugał szybko. Zerknął a konia, jakby chciał jeszcze upewnić się, że to nie iluzja - że faktycznie jadą, razem, że wcale nie został sam - i dopiero jakby widok oddalających się śladów kopyt pozwolił mu się otrząsnąć. Odetchnął głęboko, zagryzł dolną wargę, a potem w odruchu, za który za niedługi czas miał się surowo zganić w dorosłych już myślach, objął Sherani od tyłu. Najpewniej był to najbardziej czuły gest, jaki pojawił się w jego życiu od dosyć długiego czasu.
- Nie jesteś wcale taka zła - pisnął ufnie. Może dlatego, że nie pozostawało mu już nic innego, a może dlatego, że jako dziecko mówił zawsze naprawdę to, co myślał. Gdyby wynikła z tego przyjaźń, byłaby to niewątpliwie trudna, ale na pewno bardzo silna więź. Więź, dla której warto było zaryzykować wiele. I pościgi, i wspólne pojedynki, a ostatecznie wspólne ruszanie w nieznane… nawet z obietnicą rychłego rozstania się raz na zawsze. Gdzieś podświadomie Vertan doskonale zdawał sobie sprawę, jak bardzo było to już niemożliwe. Choćby Sherani go zostawiła, nie rozstałby się z nią na zawsze. Nie zapomniałby jej. Może niektórych ludzi spotkanych na swojej drodze, nie ważne jak krętą by ona nie była, zwyczajnie nie da się zapomnieć. Widział w niej dobro i coś na kształt drżącej nadziei, teraz to zresztą chcąc nie chcąc okazał. I było w tym okazaniu coś kończącego ten dzień, może ten rozdział ich wspólnej historii, bo do końca podróży książę odzywał się już naprawdę niewiele.

Ciąg dalszy: Vertan, Sherani
Zablokowany

Wróć do „Pustynia Nanher”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości