Pustynia Nanher[Równinne tereny okalające pustynię] W pogoni za miłością

Ta kiedyś niesamowicie żyzna ziemia została spustoszona przez magię jakiej świat nie widział od tysięcy lat. Pięciu Przodków Czarodziejów próbujących zawładnąć czasem sprawiło iż Ziemie Nanheru pokryły tony piasku wyniszczając wszystko wokół, a ich samych pogrzebały w swoich otchłaniach.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

Do wieczora mieli jeszcze trochę czasu, dlatego Tarilion chciał go spędzić na czymś przyjemnym, co by sprawiło, że świat wokół oazy znacząco przyśpieszy, a dla nich wyjątkowo zwolni. Kiedy Nani na niego naskoczyła, nie miał wątpliwości, tej nocy prędko nie zaśnie. Jeżeli już to zdrzemnie się na moment przez świtem, kiedy jego serce przestanie walić jak szalone, pobudzone przez bliskość ukochanej. A mimo to nie śpieszył się, czasu mieli naprawdę sporo, zważywszy na to ile już go poświęcili, by doczekać się takich momentów. Kiedy leonidka spoczywała w jego ramionach, Tar patrzył na nią jak na bezbronną kotkę, którą miałby się zaopiekować. Dlatego zafascynowała go siła, z jaką kobieta obejmowała go w pasie. Jej nogi niczym kleszcze zacisnęły się na jego biodrach, a ciało przywarło zmniejszając przestrzeń między nimi do zera. Przez materiał ubrań, wojownik czuł każdy akcent ciała ukochanej, który odzywał się mrowieniem w kręgosłupie.

Jej sarni uśmiech przekazał mu wszystko, co chciał wiedzieć i bez dalszej zwłoki, Tarilion zaczął wychodzić na brzeg. Nie wypuszczając Nani z objęć lew odnalazł koc, który dla nich rozłożył i pomagając sobie jedną ręką, przesunął go za linię wysokich trzcinowych łodyg, by mogli spocząć.
Następnie mężczyzna ułożył Nani na miękkim materiale, a sam zawisł nad nią na wyprostowanych ramionach. Krople wody spływały po ich ciałach, błyszcząc w promieniach słońca. Nie zwracając już uwagi ani na beduinów po drugiej stronie, ani na uwiązanego do drzewa wierzchowca, Tar pochylił się ku przyszłej żonie i nakreślił na jej szyji linię z pocałunków, schodząc powoli coraz niżej.

- Mam nadzieję, że łóżko, które nam zbudowałem będzie wygodniejsze niż gorący piasek - mruknął w dobrym humorze, powoli rozwiązując szarfy na ciele leonidki, pod którymi ukrywała swoją kobiecość. Przez chwilę Tar napawał się jej widokiem, nie odrywał oczu od piersi, delikatnie prowadził szorskie palce po miękkiej skórze, aż w końcu poczuł, że za długo opiera się zwykłej żądzy.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Nani była szczęśliwa. W tej właśnie chwili była po prostu szczęśliwa. Nie myślała o zaklętej chorobie, którą przeszła, o upale i całym dniu na pustyni. Nie myślała o Leo, o wiosce, o rodzicach. Było tylko tu i teraz. Czy mogło być lepiej? Miała wszystko czego potrzebowała. Miała Jego. Żałowała, że wcześniej nie zwróciła na niego uwagi, już dawno mogli być szczęśliwi. Ale ona widziała tylko swoją niezależność i chory, przyjacielsko-niewiadomo jaki związek z egoistycznym Leo. Jak mogła nie zauważyć Tariliona? Wioska była nieduża, wszyscy się znali, a ona znała jego, ale nie rozmawiała z nim, nie zwracała uwagi na jego wygląd. Widziała tylko wojownika, który dba o dobro wioski, widziała lwa takiego jak każdy inny. Po przygodnie z Mahibem była nieufna, a toksyczny związek z rudym lwem był czymś dziwnie bezpiecznym. Nie było mowy o jakiejkolwiek bliższej relacji, była tylko przyjaźń. Choć teraz miała poważne wątpliwości, czy faktycznie przyjaźniła się z leonidem. Ale teraz o tym nie myślała.

Nie przeszkadzał jej gorący piasek. Nie przeszkadzał jej upał. Nie przeszkadzali jej beduini. Z resztą ona i Tar byli ukryci pomiędzy wysokim trzcinami okalającymi jeziorko. Nie przejmowała się nawet tym, że może zajść w ciążę. Jeśli by się tak stało, to by się cieszyła. nie mieli ślubu, ale najwyraźniej byli sobie przeznaczeni, a ślub? To tylko kwestia czasu. Wrócą do wioski i to się po prostu stanie. Odbędą te wszystkie rytuały, tańce i śpiewy, i przed wioską i bóstwami staną się nierozłączni. Powinna się bać, powinna bać się przywiązania do jednego mężczyzny, do życia jakim żyły inne kotki w Mau, ale się nie bała. Kiedyś nie wyobrażała sobie takiego ustatkowania, ale teraz było inaczej. Jej świat odwrócił się do góry nogami, ale tak było lepiej. Miała też swoje prywatne sprawy, marzyła by być kimś więcej niż tylko kotką siedzącą w domu, chciała zostać zielarką i wiedziała, że jeśli się postara to to jej się uda. Chciała być przydatna wiosce, nie tylko jako lwica na polowaniach, nie tylko jako matka i żona, chciała czegoś więcej.

Ale w tej chwili to się nie liczyło. Liczył się tylko on. Patrzyła na niego żółtymi oczami pełnymi miłości. Nie sądziła, że się zakocha, ale tak się stał i tak było dobrze. Spędzili ze sobą wiele długich i bardzo przyjemnych chwili. W końcu jednak Nani była tak zmęczona, że po prostu zasnęła. Nie miała też ani siły, ani ochoty jeść, po prostu rozłożyła się na derce i zasnęła.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

Kochali się przez kilka godzin, zupełnie ignorując głód, pragnienie i wieczorny chłód. Przeciwko temu ostatniemu mieli swoje własne, rozpalone ciała, które współgrały ze sobą w rytmie przygrywających im cykad i świerszczy. Świat dookoła nie istniał, był jedynie plątaniną barw i dźwięków, których obecność była jedynie ozdobą dla skrytych kochanków. Czas również przestał dla nich cokolwiek znaczyć. Wcześniej Tarilion nawet nie szukał stabilizacji, możnaby rzec, że zapychał samotność kolejnymi romansami, każdy kończąc w odpowiedniej dla niego chwili, by obie strony nie miały o to do siebie żalu. Mimo to wiele lwic w Mau skrycie liczyło na to, że któraś zostanie przez niego poślubiona. Problem w tym, że do żadnej nie czuł tego samego, co w stosunku do Nani - szczerej i głębokiej miłości. Obecnie wojownik był już gotowy na stały związek, uczucie jakim dażył leonidkę pomogło mu w końcu dorosnąć i przytomniej spojrzeć na własną przyszłość. Posiadanie domu i kochającej rodziny to najlepsze, co może go w życiu spotkać, dlatego warto było podjąć takie ryzyko.

Już niedługo mieli stać się małżeństwem i Tarilion obiecał sobie, że zrobi wszystko aby Nani niczego w życiu nie brakowało. Będzie polował i pomagał jej w domu, dbał o nią, jak o księżniczkę i wspólnie wychowywał z nią kociaki, jeśli los postanowi być dla nich na tyle łaskawy. Ale wszystko małymi kroczkami, bez pośpiechu.

Kiedy Nani zasnęła w jego ramionach, wojownik jeszcze przez chwilę głaskał jej włosy, po czym ostrożnie wymknął się i nałamał co bardziej suchych, trzcinowych patyków. Noce na pustyni nie należały do najcieplejszych, toteż ognisko było podstawą jeśli planowało się na niej pozostać dłużej. Również odpuszczając sobie posiłek, Tarilion rozpalił mały płomyk po stronie ukochanej i nakrył go daszkiem z palmowego liścia, aby skierować ciepło w jej stronę. Następnie mężczyzna powrócił na derkę, ponownie wziął kobietę w objęcia i tak jak ona, zasnął z twarzą w jej bujnych lokach.

Z nastaniem świtu, Tarilion nie miał żadnej ochoty otwierać oczu. Wtulony w kobietę swoich marzeń śnił o niej i ich wspólnym szczęściu. Kochali się, to było najważniejsze, choć w śnie wszystko prezentowało się nieco inaczej. Leo i Mahib, stojący po drugiej stronie Nefari przyglądali się szczęściu leonidki, jednocześnie złorzecząc leonidowi, który ze wszystkich sił próbował ich przegnać. Dopiero pomoc Nani zaskutkowała i obaj mężczyźni zniknęli, zostawiając parę samych sobie. Wtedy to Tarilion zrozumiał, że sam nie podoła zadaniu, że będzie musiał ze wszystkich sił wspierać przyszłą żonę, a ona jego i wtedy będzie mógł powiedzieć, że zaznał pełnię szczęścia.

- Wyspałaś się? - zapytał, widząc, jak leonidka się przebudza, po czym podsunął jej ubrania, których poprzedniego wieczora tak łatwo ją pozbawił. Zaraz też sam zaczął się przygotowywać do drogi, zaczynając od spodni i przemycia twarzy w zimnej wodzie, a na odwinięciu prowiantu z pakunku kończąc.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Chyba po raz pierwszy w życiu czuła się naprawdę tak dobrze. Nic już nie zakłócało w niej poczucia bezpieczeństwa. A to była ważna składowa szczęścia właśnie. Nic sobie nie robiła z beduinów po drugiej stronie oazy. Dla niej był tylko Tar i ona, schowani w gęstwinie trzcin. Bo co ją obchodziło to co działo się gdzieś dalej? To nie było ważne. Liczyli się tylko oni. Nie myślała zbyt wiele, żyła tym właśnie momentem, bez zbędnego wybiegania w przyszłość. Wiedziała, że czeka ją wiele wyzwań, że stanie przed nią otworem inny świat, że wszystko się zmieni, ale nie rozmyślała o tym, bo i po co. Choć prawdę mówiąc przyszłość nie jawiła się jej w ciemnych barwach. Wręcz przeciwnie. Widziała ją kolorową. W nowym domu, w nowym życiu. Jeszcze nie mówiła tego Tarilionowi, ale miała pewne plany odnośnie własnego życia. Nie chciała być tylko leonidką do polowań i do niańczenia dzieci siostry. Wiedziała, że niedługo może dorobić się własnych kociaków, ale poza tym chciała być kimś więcej. Postanowiła sobie, że poprosi o nauki ich miejscową druidke. Chciała nauczyć się zielarstwa. Znała tylko podstawy, a chciała czegoś więcej. Skrycie liczyła, że może sama, w przyszłości zostanie druidką. Wtedy czuła by się pewniej. Pełniła by w plemieniu ważna rolę, jak Tar. Nie chciała być tylko dodatkiem do mężnego woja. Owszem, zamierzała mieć rodzinę, kocięta, dom, ale chciała też czegoś więcej. Chciała czuć, że jest do czegoś potrzebna. Do tej pory żyła tak bardzo monotonnie, była tylko pomocą dla rodziców i siostry, ewentualnie lwicą na polowaniach. Teraz to było dla niej za mało. Nie była tego pewna, ale gdzieś w podświadomości miała, że Leo ją ograniczał. To przez niego nie dążyła do niczego więcej, to przez niego żyła jak niebieski ptak, nic sobie nie robiąc z przyszłości. Teraz wszystko się zmieniło...

Nawet nie wiedziała kiedy zasnęła. W nocy dopadł ją chłód, jak to na pustyni, przebudziła się na chwilę i przykryła kawałkiem derki, a twarz wtuliła w ramię Tariliona. Nic jej się nie śniło. Sen miała spokojny i niczym nie zmącony. Oddychała powoli i miarowo. Obudził ją ukochany. Kiedy uchyliła powieki ujrzała jego oblicze i uśmiechnęła się.
- Wyspałam - odparła mu i szybko wskoczyła w swoje ubrania, których bądź co bądź nie było wiele. Jej ciemna skóra ładnie kontrastowała z czerwoną szarką, którą przewiązywała klatkę piersiową.
- A Ty? Spałeś? - zapytała. Zawsze miała wątpliwości, czy Tar w ogóle spał. Wiedziała, że najchętniej ciągle by przy niej czuwał, chociaż nie musiał.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

- Ciężko stwierdzić. I w snach i na jawie widzę piękną kobietę, że już sam nie rozróżniam czy to sen, czy jawa - mruknął wojownik, przytulając się jeszcze do leonidki, by nacieszyć się jej bliskością. Co prawda, jak to zwykle bywa w życiu, zdążą się sobą jeszcze znudzić, ale Tar silnie wierzył, że tak się nie stanie. Kochał Nani i po tych wszystkich przeżyciach nie wyobrażał sobie życia bez niej. Ich wspólna przyszłość malowała się nadwyraz kolorowo, oboje byli młodzi i pełni energii, którą wykorzystają do zbudowania kochającej się rodziny. Dodatkowo wielu współplemieńców z Mau trzymało za nich kciuki. Bracia Tariliona, którzy już odnaleźli szczęście oraz jego ojciec błogosławili związek najmłodszego w rodzinie lwa. Podobnie było z rodzicami Nani, dla których wojownik przestał być opcją jedną z wielu dla zapewnienia stabilnej przyszłości ich córki, a chętnie wyczekiwanym zięciem, przy którym nie będą musieli bać się o bezpieczeństwo i dostatek dla Nani. W końcu rola najlepszego wojownika w wiosce, a od niedawna tytuł przywódczy do czegoś zobowiązywały.
Zgadzając się i przyjmując od Rady te honorarium, Tarilion zobowiązał się do zapewnienia Mau i jej mieszkańcom dobrobytu. Gdy wróci, czekać na niego będzie cała kasta wojów, rwących się na polowania i do walki z innymi plemionami. Gdy jego życie powoli się ustabilizuje, między chatami wybuchnie chaos. Mimo to leonid wierzył, że sprosta wyzwaniu, mając do pomocy Lavara i Natchiliona oraz samego wodza. Oczywiście była jeszcze Nani, ale wojownik wolał nie mieszać jej do tych spraw, choć z całą pewnością mu się to nie uda. Lwica była silna i na swój sposób uparta, za wszelką cenę będzie chciała zająć się nim, jak on ją, więc nie będzie tu mowy o dominacji samca. Może to i nawet lepiej. Mając tak temperamentną żonę u boku, co złego mogłoby się wydarzyć.
Kiedy Nani się ubierała, Tarilion na nowo rozpalił niewielkie ognisko i podgrzał na nim prowiant od szamanki z Edu. Odkąd opuścili sąsiednią wioskę, z ich zapasów niewiele ubyło, co teraz z pewnością ulegnie zmianie, po przyjemnej, choć bądź co bądź męczącej nocy. Wojownik nie popędzał Nani, sam usiadł, by w spokoju zaspokoić głód i pragnienie, a następnie oporządził konia i podprowadził pod samo obozowisko.
- Jeźdźmy zanim słońce zdecyduje, że już czas nas przypiec - powiedział, zerkając na rozrzażoną gwiazdę, która powoli wznosiła się coraz wyżej.
Tarilion i tym razem nie popędzał przyszłej małżonki, cierpliwie zaczekał aż znalazła się w siodle, po czym wskoczył za nią i strzelił lejcami, by poderwać wierzchowca do drogi. Jechali ku zachodowi, słońce chwilowo mieli za plecami, razem z porannym, chłodnym wietrzykiem, który orzeźwiał. Tar trzymał się z tyłu, jedną ręką prowadząc, drugą podszczypując co jakiś czas bok ukochanej w niewinnym droczeniu się z nią. Był szczęśliwy jak w dniu kiedy został wcielony do kasty wojowników, tyle że tym razem nie czekała na niego żadna, bolesna inicjacja.
Jakiś czas później mijane wydmy zdawały się przybierać znajome kształty, łyse głazy do połowy zakopane w piasku będące punktami orientacyjnymi, teraz służyły jako szlak, na końcu którego stała niska, drewniana palisada, a ponad nią powiewały płachty namiotów. Widać też było ziemny wał obronny, po którym przechadzali się wojownicy, a także wyładowany skórami wóz kupiecki opuszczający bramę wioski. Leonidzi, z racji tylu polowań mieli skór na pęczki, więc ochoczo wymieniali je na narzędzia, strzały, ubrania oraz biżuterię, mniej oczekując informacji o świecie po za pustynią. Drewniany dyliżans pełen skór mógł jedynie oznaczać, że od zmiany wodza w Mau na nowo rozkwitł handel z innymi ludami Nanher.
Z tego samego powodu nikt też specjalnie nie przejął się podróżnymi zza wydm, lecz gdy tylko rozpoznano ich twarze, zostali oni przywitani, jak królowie.
- Dobrze was widzieć - powiedział pełniący tego dnia wartę Natchilion, wyciągając rękę by pomóc Nani zeskoczyć z siodła. Następnie zwrócił się do brata i uścisnął go mocno. - Zebrało ci się obowiązków. Ojciec wciąż nie może odnaleźć się w roli wodza, a Rada uważa, że najwyższy czas przeprowadzić inicjację młodzików. Mamy w Mau sześciu dzielnych chłopców, którzy są gotowi dołączyć do naszego grona.
- Nie wszystko naraz, bracie - odpowiedział Tarilion, oddając mu lejce. - Dopiero wróciłem. Daj mi jeden dzień na złapanie oddechu - dodał, odprowadzając Nani do jej rodziców.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

- Mam nadzieję, że nie tylko wojowników, a także wojowniczki - wtrąciła się Nani. W plemieniu z Mau może nie panowało równouprawnienie, ale tak jak u dzikich lwów, tak i w tej "cywilizowanej" wiosce polowały także lwice. Ze względu na ciążę i opiekę nad kociętami wojowniczek było znacznie mniej, ale to nie znaczyło, że wcale. Sama Nani przecież uczestniczyła w polowaniach jeśli było trzeba. Była niezamężną kobietą, w pełni sił, więc polowała jak równy z równym razem z lwami. Teraz zapewne miało się to zmienić, w końcu miała z Tarem założyć rodzinę i urodzić kocięta, jednak nie mogła pozwolić by w plemieniu zapanowały tylko samce. Owszem, chronili je, polowali, ale przecież kobiety też miały swoje prawa i Nani była gotowa ich bronić. Nie wdawała się jednak w większe dyskusje, zostawiła Tariliona z bratem, a sama poszła do domu rodziców.

- Nani! - jej matka siedziała przed chatą z dziećmi swojej drugiej córki, na widok leonidki ciemnoskóra wstała natychmiast i podbiegła do dziewczyny z kręconymi włosami. Objęła ją mocno, jak dla Nani trochę za mocno, ale nie miała prawa oceniać matki.
- Na wszystkich ludzkich bogów, nic ci nie jest? - odsunęła dziewczynę od siebie i położyła jej dłonie na policzkach.
- Wszystko już dobrze? Jesteś zdrowa? Cała? - dopytywała się matka.
- Tak mamo, jest dobrze - powiedziała spokojnie dziewczyna.
- Nic mi nie jest, naprawdę.
- Na pewno? Było z tobą tak źle? Już nic cię nie boli, nie masz gorączki? - zatroskana matka dotknęła dłonią czoła Nani.
- Na pewno, jestem zdrowa - uspokajała ją kręconowłosa.
- Gdzie tata? - spytała, ale w tym momencie z ich chatki wyszedł ciemnoskóry mężczyzna.
- Nani! - ucieszył się równie gromko co jego żona.
- Jesteś! Chodź tutaj - mężczyzna otworzył ramiona i czekał z niecierpliwością, aż dziewczyna do niego podejdzie. Nani nie zamierzała zwlekać, więc kiedy matka ją puściła podeszła do ojca i zatopiła się w jego ramionach. Bardzo go kochała i był jej tak bliski. Mama też, ale z ojcem łączyła ją niespotykana więź. Kocięta jej siostry były już na tyle duże by rozumieć, iż Nani nie było w wiosce przez jakiś czas i one też ucieszyły się na jej widok, tak więc teraz oblepiały jej nogi małymi rączkami i krzyczały jak bardzo się cieszą. W końcu ich ciocia bardzo często się nimi opiekowała i bawiła ich najróżniejszymi czynnościami i opowieściami z polowań.

Ojciec objął mocno córkę, a potem pocałował ją w czoło, dłońmi zagarniając jej niesamowicie kręcone włosy na tył głowy.
- Już wszystko w porządku? - zapytał z troską w głosie.
- Tak tato, już jest dobrze, już nigdzie się nie wybieram, jestem zdrowa - wyjaśniła rzeczowo leonidka.
- A gdzie Tarilion? - spytał ojciec.
- Został z bratem, a ja przyszłam się przywitać - wyjaśniła.
- Na pewno ma wiele obowiązków - dodała - nie mogę liczyć na to, że będzie cały czas ze mną. Jestem dużą dziewczynką tato, nic mi nie będzie jak przez chwilę pobędę z wami - powiedziała spokojnie. A potem razem usiedli pod chatą i Nani zaczęła opowiadać im ze szczegółami co się działo. No może nie z wszystkimi szczegółami, bo nocne harce z Tarem należały tylko do nich i nikogo innego. Tak czy inaczej musiała opowiedzieć rodzinie co i jak się zdarzyło podczas pobytu w Edu.
Ostatnio edytowane przez Nani 5 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

- Cóż... myślę, że wojowniczki też się znajdą - poprawił się Natchilion, posyłając uśmiech przyszłej bratowej. Co prawda w Mau nigdy nie zabraniano kobietom polować, lecz cały czas starano się im uświadomić, że to zadanie mężczyzn. Zdobywać pożywienie i bronić osady przed intruzami. Lwice w tym czasie miały pilnować domów i wychowywać młode, które w odpowiednim wieku decydowały o przynależności do którejś z kast. Niektóre pracowały przy wyrobie dóbr na handel: gliniane misy, biżuteria, kosze, ubrania. Inne łowiły ryby lub doglądały mizernych pól na skraju rzeki Nefari. Co tu dużo mówić, leonidzi znali się na uprawie roli tak samo jak ślepy na wspinaczce po górach. Mimo to próbowali, a każdy owoc traktowali z szacunkiem. Znacząca część, mimo wszystko wybierała dołączenie do wojowników, by razem z nimi wyruszać na pustynię. Udane powroty obiecywały szacunek i poważanie kobiet, z pośród których wybierało się w swoim czasie żonę.

Niestety najpierw trzeba było przejść Próbę Piasków, ciężki rytuał, sprawdzający wszystkie umiejętności przyszłego wojownika. Młodzieniec i wskazany przez niego opiekun, który nie może być z nim spokrewniony, ruszają na siedmiodniową wyprawę po za Mau. Podczas jej trwania muszą oddalić się przynajmniej na trzy dni drogi od wioski, wytropić zwierzynę, upolować ją i wrócić ze zdobyczą. No i oczywiście przeżyć. Wszystkie decyzje pozostają jednak w rękach kandydata, podczas gdy opiekun przygląda mu się z bezpiecznej odległości. Jeśli wystąpią trudności lub ktoś postanowi oszukiwać, wojownik przerywa próbę i sprowadza młokosa przed obliczę Rady, która piętnuje go znakiem odpowiednim do winy i obarcza rocznym wykluczeniem z podjęcia jakichkolwiek prób dorosłości. Aby pomyślnie ukończyć Próbę, młodzieniec musi o wszystkim opowiedzieć, a jego opiekun potwierdzić te słowa krótkim skinieniem głowy. Wtedy szamanka może nanieść malowidło na twarz i ogłosić powiększenie się grona wojowników o kolejnego członka.

Tarilion do dziś pamiętał swoją Próbę i starcie z parą dzikich hien, które postanowiły zawalczyć z nim o upolowaną zebrę. Co prawda samo kopyto, by wystarczyło, ale kto by nie chciał wrócić do domu jako ten, kto pokonał dwa groźne drapieżniki. To otworzyło mu drogę do zostania świetnym wojownikiem, nikt już nie wątpił w jego odwagę po za nim samym. Bo w końcu pokonać hieny, a nie podejść do dziewczyny, którą się miłuje to dwie inne sprawy. Przy hienach nie boisz się odrzucenia

Dlatego również przez wzgląd na niebezpieczeństwo odradzano kobietom przystąpienia do Próby, choć jeśli któraś się uparła, należało jej to umożliwić. Tego roku Tarilion poprosił o wycofanie z grona potencjalnych opiekunów z powodu natłoku obowiązków, do których dołączyła ostatnio Nani. Nie chcąc znów jej zostawiać, leonid zajmie się jedynie wyprawieniem młodych i ich powitaniem, kiedy zaliczą wyzwanie. Do tego czasu chciał solidnie wypocząć i przemyśleć sobie kilka spraw, a nie istniało ku temu lepsze miejsce niż rodzinna jurta. Już w progu, wojownika powitano madczynym uściskiem i sytym posiłkiem, przy którym musiał opowiedzieć o wszystkim, co zdarzyło się na pustyni. Oczywiście pewne kwestie zostały przemilczane, należały bowiem tylko do Tara i Nani, ale nie sposób było się domyślić, że nadchodzący ślub odbędzie się za zgodą obu lwów.

- Najważniejsze, że wróciliście cali - podsumowała starsza kobieta. - Co teraz zamierzasz?
- Obiecałem Nani, że odpocznę. Przez ostatnie dni nie spałem za wiele.
- Należy ci się. Na szczęście twoje stare legowisko wciąż jest na swoim miejscu, jeśli nie chcesz iść do nowego domu.
- Zamieszkam w nim po ślubie - oświadczył uroczyście, obejmując szczęśliwą matkę, która mimo wieku wciąż była silną kobietą.
Następnie Tarilion odszedł na bok i jako lew rzucił się na miękką skórę, z miejsca zasypiając. Chciał już jak najszybciej powitać nowy dzień i swoją przyszłą małżonkę.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Nani siedziała z rodziną bardzo długo. Dołączył do nich jej brat Alim, z żoną i dziećmi, a także Astromea i jej mąż. Wszyscy usiedli w dużym kręgu pod chatą ich rodziców. Nani opowiedziała im o tym co się działo, o ich pogoni, o przerażającym upale, o leczeniu przez szamankę. O burzy piaskowej jaka ich spotkała. Potem rozmawiali o tym co działo się w wiosce przez te kilka dni, kiedy ich nie było. Oczywiście Astra wypytywała Nani o najdrobniejsze szczegóły, ale leonidka nie chciała dzielić się nimi z całą rodziną. Kiedy nadszedł wieczór ojciec Nani rozpalił ognisko przed ich domem. Kiedy słońce zaszło za horyzont dzieci Astry i Alima szybko posnęły na kolanach matek. Mąż Astromei wziął swoje pociechy i postanowił odnieść je do ich domu. Alim i jego żona zrobili to samo. Matka poczęła przyrządzać kolację, a ojciec ruszył do namiotu wojowników po świeże mięso. Nani została sama z Astrą.

- Kochasz go? - odezwała się nagle Atromea.
- Co? - zapytała zdziwiona Nani – co to w ogóle za pytanie?
- Proste, czy go kochasz?
- Astra, co ci przyszło do głowy, żeby zadawać mi takie pytania, to moja sprawa!
- Nani... nie jestem głupia, przecież widzę, że ciągle przeżywasz odejście Leo.
- Nie. Nie przeżywam. Było, minęło. Nie chcę o nim więcej słyszeć.
- Więc odpowiedz na pytanie.
- Tak, kocham. Zadowolona?
- Może – odparła Astra – ja wiem, że jestem młodsza, wiem, że miałam więcej szczęścia, że mam rodzinę, dzieci, męża a ty...
- Co ja? Że niby ja jestem ta gorsza?
- Nani... nie o to mi chodziło – Astra mówiła spokojnie i z troską w głosie, niespotykaną dla siebie – po prostu się martwię. Kochałaś Leo, a on uciekł, zostawił cię, odszedł i na pewno wiesz, że jest z inną, w sąsiedniej wiosce.
- Tak... wiem...
- Nie boli cię to?
- Oczywiście, że mnie boli, a ciebie by nie bolało? Poświęciłam mu lata życia... A on... Był dla mnie wredny, nie miły, uporczywy, uszczypliwy... A mimo to przy nim trwałam. Wierzyłam, że jest między nami coś więcej niż ta jego arogancja i zaczepki, ale się myliłam...
- Nani... - Astromea przesunęła się bliżej siostry i pogładziła ją po ramieniu.
- Co mam ci powiedzieć? - leonidka spojrzała smutnymi oczami na siostrę – jest mi przykro, ale to już nie ważne. Nie mogę myśleć o Leo, on odszedł, nie wróci, nie chciał mnie, po prostu. Muszę zapomnieć i już. Teraz liczy się już coś innego, ktoś inny. Tar jest dobry, uczciwy i czuję się przy nim bezpiecznie. I tak, kocham go. Nie wiem jak i kiedy to się stało, ale go kocham. Po prostu. On zasługuje na miłość, ja też. Nie chcę wprowadzać pomiędzy nas jeszcze jakiejś chorej tęsknoty za dawnym życiem. Nie mogę być już tą dziewczyna, która sprzeciwia się wszystkim regułom, która bawi się z leonidem w kotka i myszkę, która nie umie znaleźć sobie miejsca w stadzie. Muszę wreszcie dorosnąć, znaleźć sobie miejsce w wiosce, zostać żoną, urodzić kocięta, zostać matką.
- I chcesz zupełnie zrezygnować z dawnej siebie? - spytała siostra.
- Nie, nie zupełnie, to że będę z Tarilionem nie znaczy, że teraz nagle stanę się ponura i poważna. Zrozum... przy nim czuje się dobrze, jestem sobą, ale tą dojrzalszą, tą lepszą. Wreszcie nikt nie robi mi przykrości, nikt się ze mną nie drażni, nikt mi nie dokucza. Wcześniej, przez Leo nie znałam takiego życia. Nasza relacja... Ona... Wiesz jaka była. Chora. Toksyczna. Nie tak wygląda przyjaźń, nie tak wygląda miłość. A to co mam z Tarem, to coś wielkiego, coś za co trzeba być wdzięcznym.
- Spałaś z nim? - walnęła prosto z mostu Astromea.
- Astra! - Nani burknęła ze złością na siostrę, ale zaraz potem obie roześmiały się gromko. To pytanie jakby rozluźniło spiętą atmosferę.
- No powiedz – ponaglała Astra.
- Nie. To moja sprawa – uśmiechnęła się Nani.
- Znaczy, że tak! - zaśmiała się siostra – I jak było?
- Wiesz, że ci nie powiem, prawda? - Nani spojrzała na leonidkę unosząc jedną brew do góry i uśmiechając się pogodnie.
- Powiesz, powiesz, tylko musisz wypić wystarczająco dużo kumysu!
Nani roześmiała się wesoło. Astra wiedziała jak ją nakłonić do zwierzeń, ale czekoladowowłosa nie zamierzała jej dziś opowiadać intymnych historii. Wiedziała, że nadejdzie dzień, w którym z pewnością wypiją za dużo i obie zaczną się sobie zwierzać, w końcu jakby nie było były najlepszymi przyjaciółkami. Ale to na pewno nie był ten dzień.
- Czas spać – oznajmiła Nani.
- Masz rację, muszę wracać do kociąt, a ty powinnaś wyspać się i odpocząć.
- Dziękuję, że jesteś – Nani wstała i ucałowała siostrę w czoło – uciekaj do swojej rodziny – powiedziała, na co Astra uśmiechnęła się pogodnie i również wstała. Uścisnęła mocno Nani – śpij dobrze siostrzyczko.
- Ty też.

Nani nie czekała już na kolację, która przyrządzali rodzice. Przemieniła się w lwicę i wyciągnęła na swoim posłaniu. Była zmęczona i praktycznie od razu sunęła.
Ostatnio edytowane przez Nani 5 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

Kiedy się obudził, czekał na niego półmisek świeżych, gorących placków kukurydzianych z miodem i kubek zimnego mleka. Zupełnie jak za dawnych lat, z tą różnicą, że leonid nie był już pięciolatkiem i w pobliżu nie kręcili się starsi bracia z zamiarem podebrania mu smakołyków. Teraz każdy z nich miał swój dom i swoje zmartwienia, choć ilekroć byli w pobliżu, zawsze znaleźli czas dla starej matki. A Tarilion miał go aż nad to. Jako najmłodszy syn, najdłużej zbierał się do opuszczenia rodzinnych czterech ścian. Nie mógł od tak zostawić tego wszystkiego, co kochał, bał się że to bezpowrotnie utraci. Jednak teraz, gdy od ślubu z Nani i przeprowadzki dzieliły go góra dwa dni i dwie noce, nie czuł wcale strachu, a ulgę. W końcu zacznie nowe życie i wie, że będzie ono równie szczęśliwe co stare.

Zaraz po śniadaniu, wojownik uprzątnął posłanie i podszedł do matki, by jej podziękować. Sarilia, żona Varala i matka trzech wojowników nie ukrywała nigdy, że było jej łatwo panować nad chaosem, jaki tworzyli. Jako młoda jeszcze dziewczyna zakochała się w obiecującym młodzieńcu i bez zastanowienia zgodziła się za niego wyjść. Pierwsza ciąża bardziej ją wystraszyła niż uradowała, zwłaszcza iż sama była jeszcze dzieckiem, ale koniec końców wychowała wspaniałego syna, który był pomocny przy każdym kolejnym członku rodzeństwa. Teraz kolejny raz los postanowił ją zadziwić i uczynił z niej żonę wodza, a ona z godnością przyjęła tę zmianę.
- Wychodzisz? - zapytała, odbierając z rąk syna naczynia. - Idziesz do Nani?
- Nie - odpowiedział leonid. - Idę porozmawiać z ojcem. Nani może zaczekać. Nic jej już nie grozi i pewnie chce spędzić trochę czasu z rodzicami i siostrą.
- Możesz też zajrzeć do Lavara i Natchiliona - zaproponowała kobieta. - Obaj przygotowują dziś młodych do dnia Próby. Mógłbyś im pomóc.
- A tobie nie trzeba pomocy?
- Nie. Radzę sobie. Jeszcze taka niedołężna to nie jestem. Chociaż wracając mógłbyś przynieść trochę mięsa na kolację.
- Tylko tyle?
- Tak. Pomyślałam o tym, czy nie zaprosić Nani i jej rodziców. I tak mam sprawę do szamanki to wstąpie do nich po drodze.

Widok starzejącego się ojca, siedzącego na tronie Mau wciąż był nietypowy dla kogoś, kto całe życie widział go polującego. Mimo to Tarilion musiał przyznać, że opaska wodza i zaplecione we włosy kolorowe kamyki mające informować o roli, jaką grał w społeczności doskonale pasowały do jego wieku i życiowego doświadczenia. Zaraz po wejściu do namiotu w nozdrza wojownika uderzył zapach kadzidła, drewna i gliny. Wódz i członkowie rady rozmawiali ze sobą otwarcie, omawiając kwestie przyszłości Mau. Najstarsi wyrażali też swoje zadowolenie z pojawienia się bizonów, co niewątpliwie ułatwi życie mieszkańcom i pomoże w zachowaniu lepszych stosunków z sąsiadami i karawanami. Dość sporna i wzbudzająca kontrowersje była też kwestia przyszłego pokolenia i nowych członków rady. Obecni zdawali sobie sprawę iż wiecznie żyć nie będą toteż postanowili bardzo powoli oddać władzę innym. Gdy zauważono obecność Tara, leonid skłonił się radzie i usiadł pod ścianą, by zaczekać na swoją kolej na rozmowę z wodzem.

- Doszły mnie słuchy o tym co cię spotkało na pustyni - zaczął Varal, kiedy wraz z synem zasiedli na ławie przed namiotem. - I cieszę się, że wróciliście cali i zdrowi.
- Najgorsze mam już za sobą - stwierdził Tarilion. - Teraz mogę wrócić do swoich obowiązków.
- Racja, ale twoi bracia mają wszystko na oku. Lavar dopilnował budowy ogrodzenia, a Natchilion zebrał młodych do zbliżającej się Próby. Teraz obaj wpajają im zasady.
- Nani liczy na to, że wśród młodych lwów znajdą się i lwice.
- Doprawdy? Hmmm... porozmawiam o tym z Radą. Uroczystość jest za trzy dni i jeśli chodzi o mnie to nie widzę problemu. Kobiety są częścią nas i powinny mieć takie sama prawa.
- Cieszę się, że rozumiesz.
- A ja, że w końcu się żenisz - stary lew poklepał młodszego po barku, śmiejąc się gromko. - Wiesz, że łamiesz serca wielu pannom?
- Wiem, ale znalazłem już tę jedyną. I chcę ją poślubić. Za trzy dni podczas uroczystości rozpoczęcia Próby Piasków. A ty, ojcze, poprowadzisz ceremonię.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Nani spała do późna. Słońce już dawno wyszło zza horyzontu, kiedy usłyszała czyiś łagodny głos.
- Nani... Nani... Wstawaj, już prawie południe - Ayo, matka lwicy siedziała obok posłania dziewczyny i delikatnie gładziła ją po plecach. Leonidka poczuła na sierści przyjemny dotyk. Uchyliła oczy i zobaczyła czekoladową twarz matki. Miała już zmarszczki, nie dało się tego ukryć, ale ciągle była piękna. Burza, ciemnobrązowych włosów okalała jej twarz. Gdzieniegdzie spirale przyprószyła już siwizna. Oczy jednak miała bystre, ciemne, ale jakby pełne złotych iskierek. Ayo nie czuła się stara, choć lata jej młodości przeminęły bezpowrotnie. Wciąż była silna. Nie polowała, to prawda, zajmowała się uprawą kukurydzy przy rzece, opiekowała się wnukami i dbała o obejście. Nani pomagała jej jak tylko mogła, ale teraz miała odejść od rodziny. Taka była kolej rzeczy.

Dziewczyna podniosła się i stanęła na czterech łapach, ziewnęła głośno i rozciągnęła obolałe od zastania kończyny, a potem przemieniła się na powrót w człowieka. Usiadła ze skrzyżowanymi nogami i uśmiechnęła się do matki.
- Cześć mamo - przywitała się, a Ayo odwzajemniła jej uśmiech.
- Długo spałaś - odezwała się starsza z kobiet.
- Wiem, przepraszam, byłam zmęczona - próbowała się tłumaczyć leonidka, było jej głupio, że przespała pół dnia.
- Nie przepraszaj kochanie, nie masz za co. Musiałaś odespać to wszystko. Tak dobrze, że już jesteś z nami. Bardzo się martwiliśmy.
- Wiem mamo, ale już jest dobrze - chociaż wczorajszego wieczoru powtórzyła to pewnie ze sto razy, to chyba jej matka nadal potrzebowała zapewniania, że wszystko jest w porządku. Nani wiedziała, że musieli odchodzić od zmysłów, kiedy jej nie było.
Ayo pogładziła córkę po ramieniu, jakby chciała sprawdzić, czy ta na pewno tu jest.
- Mam coś dla ciebie - rzekła kobieta.
- Wiem, że nie zawsze jest... było... między nami idealnie, wiem, że z ojcem łączy cię inna, wyjątkowa więź, ale są pewne rzeczy, które musi zrobić matka.
- Mamo... - Nani przerwała leonidce - nie mów tak, proszę. Przecież cię kocham, tak samo jak ojca. To nieprawda co mówisz.
Ayo uśmiechnęła się smutno. Zawsze wiedziała, że Nani i ojca łączy specyficzna więź, której ona nie potrafiła nawiązać. Ale nie chciała psuć tej chwili swoimi problemami.
- No już. Już dobrze, nie roztrząsajmy tego, przepraszam, że zaczęłam.
- Kocham cię - zapewniła Nani i chwyciła matkę za rękę.
- Naprawdę - powiedziała jeszcze.
- Mam dla ciebie prezent - podjęła Ayo.
- Każda kobieta zasługuje, żeby w dniu ślubu wyglądać wyjątkowo - zaczęła - przez te lata czekania, aż wreszcie znajdziesz idealnego męża, zdążyłam coś przygotować - Ayo wyciągnęła zza pleców pakunek. Kwadratową paczkę owiniętą w cienką skórę i przewiązaną prostym sznurkiem. Wręczyła pakunek córce i spojrzała jej w oczy.
- Co to jest? - spytała Nani.
- Otwórz i zobacz.
Leonidka chwyciła za sznurek i pociągnęła go by otworzyć pakunek. Delikatnie odsunęła skórę, by zobaczyć co jest w środku. Paczka była lekka i niezbyt duża. W środku znajdował się zielony, cienki materiał. Nani wyciągnęła go z pakunku i wtedy zobaczyła, że zielone pasmo jest złączone z pomarańczowym i czerwonym To była suknia. Przepiękna suknia wykonana z lekkiego materiału. W pionowe, szerokie pasy. Z prawej strony była intensywnie zielony, potem pomarańczowy, a na końcu czerwony. Tył był bardzo wycięty w kolorze słonecznym żółtym. Suknia była wiązana na szyi i na plecach na wysokości piersi. Sięgała ziemi. To była suknia ślubna. Przy szyi wyhaftowano piękne, kolorowe kwiaty, podobnie ozdobiony był dół. Wszystko było wiązane w talii cienkim, zielonym paskiem z tej samej tkaniny, z której była wykonana reszta. To była najpiękniejsza kreacja jaką Nani widziała. Lwica obejrzała prezent z każdej strony, była zachwycona. Ale na dnie paczuszki było coś jeszcze. Dopiero teraz to zauważyła. Na skórze leżało kilka złotych bransoletek z doczepionymi kolorowymi koralikami i łańcuszkami.
- Mamo... - Nani nie wiedziała co powiedzieć.
Ayo uśmiechnęła się radośnie widząc zachwyt córki.
- Jest piękna - wydusiła z siebie leonidka - jest przepiękna, dziękuję - Nani rzuciła się matce na szyję.
- Dziękuję - powtórzyła. Gdzieś z tyłu jej głowy zabrzmiał głos, że Astra nie dostała aż tak pięknej sukni na swój ślub i że może być zazdrosna. Z drugiej strony Ayo miała dużo więcej czasu by przygotować coś dla Nani. Musiała szyć te suknie bardzo długo i to w ukryciu przed córką, bo dziewczyna nigdy jej z nią nie widziała.
- Proszę. Chcę byś była najszczęśliwszą panną młodą na świecie - rzekła Ayo obejmując córkę za plecy.
- A teraz chodź - odsunęła się od dziewczyny - musisz coś zjeść, na pewno jesteś głodna - Ayo wstała powoli, wyciągając rękę do córki.
- Tylko to spakuję - powiedziała dziewczyna i spakowała suknię z powrotem w skóry. Nie chciała by się ubrudziła. W końcu to była jej suknia ślubna.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

Namiot wojowników właśnie opustoszał. Sześć młodych sylwetek, dumnie zadzierających głowy, rozbiegło się do swoich domów, by tam szukać odpoczynku i ostatnich ojcowskich wskazówek przed zbliżającą się Próbą. Lavar i Natchilion nie mogli ich już niczego więcej nauczyć. Każdy z chłopców wykazywał inne predyspozycje, posiadał unikalny talent do odnalezienia sposobu na wyjście z trudnej sytuacji i zastosowania go jak najlepiej. Sprawdzian z tego miał się odbyć już za moment na zdradzieckich piaskach Pustyni Nanher. Teraz dwaj wojownicy mogli jedynie liczyć na to, że zostaną wybrani do roli opiekunów, by towarzyszyć jednemu z chłopców podczas zmagań.
- Zobacz, kto w końcu raczył nas odwiedzić - mruknął z radością w głosie Natchilion, szturchając brata łokciem, gdy obaj zażywali chwili relaksu na zacienionej ławie. - A już myśleliśmy, że pożarła cię jakaś hiena! - zawołał w stronę Tariliona i powstał, by powitać go jako pierwszy.
- Też się cieszę, że was widzę - odpowiedział leonid, po czym cała trójka zwarła się w niedźwiedzim uścisku. - Mówcie, co u was.
- Po staremu - powiedział Lavar. - Dom, rodzina i obowiązki. Cała masa obowiązków. Nie ma nawet chwili wytchnienia, a kości już nie te co kiedyś.
- Nie przesadzaj. Świetnie się trzymasz.
- Do czasu - zauważył kąsliwie Natch, uśmiechając się podstępnie.
- Też cię to czeka! I nie myśl sobie, że starzejący się brat nie jest już w stanie ci solidnie przyłożyć.
Bracia wybuchnęli gromkim i szczerym śmiechem, przypominając sobie dzieciństwo, którego większa część poświęcona była ucieczkom przed Lavarem, który z racji bycia najstarszym musiał się nimi opiekować.
- Co u Nerisy i lwiątek? - zapytał w końcu Tar, zmieniając temat. Od tygodni nie miał okazji zobaczyć się z bratową i jej dziećmi, dla których był niezastąpionym, choć w opini brata, nieodpowiedzialnym wujem.
- W porządku - odpowiedział Lavar. - Mała Rita weszła w okres zadawania tysiąca pytań na minutę, a Persi zaczyna interesować się tym łukiem, co wisi nad naszym posłaniem. Niedługo będę musiał nauczyć go z niego strzelać.
- Jeśli ma takiego cela, jak ty, to klękajcie plemiona - zachichotał Natchilion, najmniej poważny z całej trójki.
- A co u Seviry? - teraz przyszła kolej na odbicie piłeczki.
- Chwilowo zamieszkała z rodzicami. Jak wiesz, za kilka tygodni spodziewamy się drugiego kocięta, a ja nie mogę non-stop siedzieć w domu i jej doglądać. Tam ma wszystko czego jej trzeba, a przy okazji Amok umacnia swoje więzi z dziadkiem.
- Więc pogodziłeś się z teściową?
- Tak jakby. Wciąż ma mi za złe, że uczę sześciolatka jak posługiwać się nożem, ale odpuściła, gdy obiecałem zmienić metal na drewno i zacząć od podstaw.
Wszyscy znali podejście starszych matron do bojowego wychowania najmłodszych. Według nich lekcje walki powinny odbywać się jak najpóźniej, by dziecko miało jakiekolwiek, szczęśliwe wspomnienia, ale rzeczywistość narzucała nieco inne zasady. Po za palisadą każdy mógł liczyć tylko na siebie, więc taką wartość wpajano mężczyzną od najmłodszych lat, by w razie konieczności potrafili obronić swoje życie i życie bliskich. Najśmieszniejsze było w tym jednak to, że te same starsze kobiety, które dziś kładły nacisk na beztroskie dzieciństwo, w latach młodości żeniły się z wojami wychowanymi dokładnie w sposób, który krytykowały.
- Choć i tak w domu uczę syna po swojemu - dokończył myśl Natchilion i spojrzał w kierunku zabudowań, wyraźnie zamyślony.
- A co u przyszłej bratowej?
- Odpoczywa - odpowiedział Tarilion, przeciągając się z wolna. - Dużo przeszła i należy jej się. Mnie z resztą też. Bolą mnie barki i plecy, ostatnie dni spałem z otwartymi oczami i ledwo składam do kupy własne myśli.
- Ale ślub się odbędzie?
- Tak. W dniu Próby zamierzam prosić ojca o błogosławieństwo. Lepszego momentu nie znajdę.
- Czyli w końcu kobiety usiedliły nas wszystkich - oznajmił uroczyście Natchilion, zbierając za te słowa po głowie od każdego z braci.
- Małżeństwo to piękna sprawa - zaczął Lavar, mający pod tym względem najwięcej doświadczenia. - Choć przy nim walka ze stadem hien czy zganianie bizonów to placek z miodem. Ważne, by się szanować, a wszystko inne przychodzi samo.
Rozważania najstarszego z wojowników przerwało pojawienie się Sarili, która na widok trzech swoich najukochańszych synów nie mogła powstrzymać się od urojenia łzy. Ci, widząc matkę, od razu powitali ją serdecznie i pomogli zapakować mięso, po które przyszła. Co prawda Tarilion sam miał się tym zająć, ale leonidka nie miała mu tego za złe. W końcu sporo przeszedł i można mu było wybaczyć chwilę roztargnienia w towarzystwie braci. A sam udziec nie ważył tyle, by sama nie mogła dać sobie z nim rady, mimo to otrzymała należytą pomoc.
- Zaniesiemy to do domu - oznajmił Tar, łapiąc za jeden koniec kosza, podczas gdy Natchilion złapał drugi i tak ruszyli przez plac.
Sarilia tymczasem zdążyła zasięgnąć kilku rad u nowej szamanki, a następnie zdecydowała się odwiedzić Ayo i jej męża, by zaprosić ich i ich córkę na wieczerzę. Niedługo mieli stać się rodziną i chociaż ich stosunki i tak były dobre, to nic nie stało na przeszkodzie, by jeszcze trochę je podbudować.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Nani naprawdę bardzo cieszyła się z prezentu. Nie mogła sobie wymarzyć piękniejszej sukni ślubnej. Zastanawiała się tylko co zrobić z jej wielkim afro na głowie. Może trzeba było zapleść na nich warkoczyki, ale zwinąć w dredy. Choć to drugie wydawało jej się bardzo kuszące, to bała się, że jej własna fryzura będzie jej przypominać Leo. Miała jednak ochotę na jakąś zmianę, choć sama nie wiedziała na jaką. Właściwie była już przyzwyczajona do burzy kręconych włosów na głowie. Każdy loczek odstawał w inną stronę, jej czekoladowe pukle sterczały i puszyły się niesamowicie. Nawet kiedy były mokre nie stawały się proste. Skręt jej loków był bardzo mocny, dlatego ich rozczesywania wymagało wiele pracy. Nie czesała tej grzywy codziennie, nie było sensu męczyć się każdego dnia, ale kiedy przestawały wyglądać ładnie jej matka siadała z grubą, drewnianą szczotką i starała się poskromić to wielkie, lwie afro swojej córki. Niestety, żeby poskromić te loki potrzeba było czasu. Nani i jej matka miały wtedy dobrą okazję do rozmów. Nie zawsze jednak toczyły burzliwą dyskusję, czasem milczały, a czasem śpiewały razem plemienne pieśni.

Nani wstała, a pakunek z suknią odłożyła na swoje posłanie. Leonidzi spali na skórach i futrach i najczęściej robili to w postaci lwów, tak było im wygodniej. Nani też raczej sypiała w zwierzęcej postaci. No chyba, że była z Tarilionem. Ostatnie noce spędzali raczej w ludzkiej formie, z różnych względów.

Leonidka wyszła przed chatę. Słońce stało wysoko i prażyło niemiłosiernie. Dziewczyna aż zmrużyła oczy, bo pierwsze promienie ją raziły. Wychodząc z ciemnej chatki musiały przyzwyczaić się do ostrego słońca. Kiedy jej wzrok przyzwyczaił się do jasnego otoczenia rozejrzała się dookoła. Życie w wiosce toczyło się tak samo jak każdego dnia. Leonidzi przechadzali się wte i wewte, matki pilnowały dzieci, małe lwiątka walczyły ze sobą dla zabawy ucząc się w ten sposób. Gdzieś w oddali było słychać odgłosy prawdziwej walki. Stukot kijów uderzanych o siebie i pojękiwania mężczyzn. Były to odgłosy z placu treningowego, gdzie młodzi leonidzi uczyli się jak walczyć naprawdę. Nagle zrobiło się jej smutno. Kiedy ona była młoda więcej kobiet uczyło się walczyć i polować, a teraz prawie nie było takich dziewczyn. Gdy ona zaczynała razem z nią szkoliły się jeszcze dwie młode kobiety. Wzięła udział w Dniu Próby, razem z innymi i udało się jej i nie tylko jej. Jej koleżanki również go przeszły. To było wiele lat temu. Z każdy rokiem co raz mniej kobiet uczestniczyło w polowaniach. A w tym roku nie było ani jednej chętnej. Ich wioska stała się strasznie patriarchalna. Kobiety zostały zepchnięte do roli matek i rolników. To one prały, gotowały, uprawiały ziemię i opiekowały się dziećmi. Nie było już młodych lwic, które przezwyciężałby przeciwności i uczyły się walki. A przecież zło mogło nadejść z każdej strony. Ich wioskę mogło coś zaatakować i wtedy co? Kobiety pochowają się zamiast walczyć? Jej rozmyślania przerwał głos matki.
- Nani... Nani... - usłyszała za sobą. Zupełnie zbita z pantałyku spojrzała na matkę pytająco.
- Będziemy mieli gościa - wzrok Ayo powędrował w stronę z której zbliżała się Sarila. Od razu domyśliła się, że zmierza w ich kierunku. Uśmiechnęła się pogodnie z daleka witając matkę Tariliona. Sarila, mimo wieku, była piękną kobietą, ale od razu było widać, że jej ród nie pochodził bezpośrednio od założycieli wioski. Kobieta miała skórę znacznie jaśniejszą od Ayo i jej córki. Nani i jej matka były czekoladowo-brązowe i miały tegoż koloru włosy. Sarila natomiast miała skórę bardzo śniadą, ale nie tak ciemną jak rodzina Nani. Jej włosy były kręcone, ale nie miała afro. Loki leonidki były znacznie grubsze i spływały lekko na ramiona.

Ayo i jej córka przywitały się z kobietą gestem, jakim witało się wodzów. W końcu Sarila była teraz żoną ich przywódcy. Kobieta uniosła dłoń w geście pozdrowienia.
- Witajcie - odezwała się aksamitnym głosem.
- Witaj - odparła Ayo.
- Jak się miewacie? - spytała.
- Dobrze, dobrze.
- A ty Nani? - Sarila zwróciła się bezpośrednio do młodej lwicy.
- Już w porządku, dziękuję. Wyspałam się, odpoczęłam, jestem zdrowa, nie trzeba się martwić - starała się odpowiedzieć jak najbardziej treściwie na pytanie swojej przyszłej teściowej.
- Chciałam zaprosić was dzisiaj na kolację - przeszła do sedna żona wodza - Będzie nam bardzo miło was gościć. Upieczemy udziec, zrobimy placki z miodem. Będą bracia Tariliona. Zaproście też resztę rodziny. Chcieliśmy zorganizować takie spotkanie, skoro Nani ma być teraz i naszą córką. Wiem, że wszyscy się znamy, ale pomyślałam, że warto spotkać się na wieczornym ognisku jeszcze przed ślubem.
- Och, to bardzo miłe - rzekła Ayo. - Na pewno przyjdziemy.
Nani nie odpowiedziała, uśmiechnęła się tylko łagodnie. Według tradycji nie powinna się wtrącać, kiedy rozmawiali starsi od niej, zwłaszcza jeśli to była jej matka i żona wodza. One dwie stały w hierarchii znacznie wyżej niż młoda leonidka. Sarila i Ayo jeszcze przez chwilę rozmawiały o różnych sprawach, ale w końcu pożegnały się, a Sairla odeszła, wracając do swojej chaty.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

Tarilion, nie chcąc w jakikolwiek sposób wpływać na wolny dzień swojej przyszłej żony, drogę do domu obrał dość okrężną, zbierając zawczasu wyrazy szacunku od starszych członków plemienia. Część z nich było mu wdźięcznych za rozwiązanie problemu z szamanką i jej panoszącym się, niczym wódz, synem. Pozostali gratulowali mu ożenku, na co wojownik reagował uśmiechem, choć doskonale wiedział, że jest to spowodowane jedynie czystą uprzejmością ze strony współbraci. Większość z nich, nawet jeśli zdawała sobie sprawę z urody Nani, to nie dostrzegała w niej materiału na idealną żonę. Wszystko przez jej wrodzoną determinację i ośli upór, każący jej stawać na równi z mężczyznami. Ciężko by było oczekiwać od niej bezgranicznego posłuszeństwa mężowi i zmusić ją do urodzenia, a potem wychowywania kociąt. Leonidka nigdy nie robiła nic wbrew sobie, czym kupiła sobie miłość najlepszego spośród wojowników. Tar miał na to jednak z goła inne poglądy, zawsze uważał, że Nani brakuje tylko zrozumienia, a on, co sam przed sobą odkrył, rozumiał ją aż za dobrze. Potrzebny był jej ktoś, przy kim będzie mogła się dalej rozwijać, zapewni pełne wsparcie i poczucie bezpieczeństwa, a nie oszukując się, leonid mógł zadbać o każdą z tych rzeczy. Mimo to wchodził on w zupełnie nowy rozdział w swoim życiu, co nie ominęło pewnych obaw. Taril nie był do końca pewien, czy godnie sprawi się w roli męża, a z czasem i ojca. Nani twierdziła, że tak, ale przecież nie można mieć pewności.

- ...wiesz już co założysz? - dotarło do uszu wojownika, kiedy od rodzinnej jurty dzieliło ich tylko kilka kroków.
- Co?
- Czy ty mnie wogóle słuchasz? - zapytał z lekką irytacją Natchilion. - Pytałem, czy wiesz już co założysz na ślub? Nie myślisz chyba, że wytarte na piachu łachy to odpowiednia garderoba na własny ślub?
- Nie - odpowiedział Tar i uśmiechnął się do brata w sposób mówiący: "daj spokój, przecież nie jestem już dzieckiem".
Choć leonidzi, z racji klimatu w jakim żyli, nosili stroje lekkie i dość skromne, to na szczególnie ważne uroczystości potrafili się wystroić jak nikt. Szczególnie kobiety, które zachwycały kolorowymi sukniami i ozdobami, trzymanymi na specjalne okazje, by jeszcze bardziej zabłyszczeć w oczach swoich mężczyzn. Ci z kolei zawsze przekładali wygodę i swobodę nad wygląd, dlatego nikt nigdy nie spodziewał się wojownika w koszuli i z krawatem pod szyją, czymkolwiek był ten ów krawat. Większość zakładała zatem dłuższe niż zazwyczaj przepaski biodrowe oraz skórzane uprzęże zapinane wokół torsu, do których mocowano pasy kolorowego materiału tak, by zakrywały przestrzeń między biodrem, a barkiem. Niektórzy jeszcze przywdziewali skóry upolowanych zwierząt, noszone niczym palto lub ponczo, a "puste" miejsca na ciele uzupełniali wymyślnymi malunkami.

W przypadku małżeństwa, zgodnie z tradycjami, mężczyzna powinien założyć dłuższą przepaskę oraz przykryć lewą stronę ciała futrem zwierza, na prawej pozwalając najstarszemu w rodzinie umieścić farbą znak błogosławieństwa i wszystkich pomyślności na nowej drodze życia. W rodzinie Tara obowiązki te pełnili kolejno Varal, przed ślubem pierworodnego oraz Lavar, gdy do ołtarza szedł Natchilion. A to oznaczało, że teraz Tar musiał pozwolić bratu "oszpecić" swoją pierś, co nie napawało go optymizmem gdyż znał artystyczne zdolności starszego lwa.
- Zamierzam wyglądać dobrze - sprostował leonid i jako pierwszy zniknął w domowym zaciszu, ciągnąć za sobą kosz. Następnie, ustawiwszy go obok paleniska, Tar i Natchilion zaczęli przygotowywać wnętrze na przyjęcie znaczącej liczby gości. Po za nimi, Lavarem i rodzicami zmieścić się tutaj miała rodzina Nani wraz z kociętami ich młodszej córki, a także żony starszego rodzeństwa, które również przyjdą w towarzystwie pociech. Grunt, że przy takim składzie, Sarilli udało się zachować dość miejsca, by pomieścić trzech dorastających mężczyzn. Kilka osób więcej nie zrobi wrażenia na starszej kobiecie, która wróciła w idealnej chwili, by zaakceptować rezultat pracy.
- Ogień rozpalimy gdy zacznie zmierzchać - postanowiła, wykładając na szeroki stół kawały mięsa, a także owoce, miód i mąkę. - Lepiej znikajcie - dodała, cmokając każdego z syna w policzek. - Jesteście pomocni, ale za nic nie dam wam gotować. Zaczekajcie na zewnątrz lub poszukajcie sobie zajęcia. Goście przyjdą dopiero wieczorem.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Nani wróciła do domu razem ze swoją matką. Była podekscytowana ślubem, ale sama kolacja napawała ją pewną niepewnością. Ślub brała z Tarem, był jej miłością i nie miało znaczenia, że synem wodza. Natomiast jego rodzina... To była już inna historia. Wódz i jego żona stali najwyżej w hierarchii stada, za to ona, no cóż, była absolutnie zwyczajna, nie licząc ciemniejszego koloru skóry i burzy włosów. Tak naprawdę nie znała swoich przyszłych teściów, była za młoda by kiedykolwiek rozmawiać z nimi na głębsze tematy. Oczywiście wymieniali uprzejmości, w końcu Mau było malutką wioską pośrodku niczego. Ale to w zasadzie wszystko.

Przez jakiś czas krzątała się wokół własnego domu, nie potrafiąc znaleźć dla siebie miejsca. Ayo widząc córkę chodzącą jak we mgle postanowiła dać jej jakieś zajęcie.
- Weź dzban i idź nad rzekę po wodę - rzekła do córki. Nani jakby otrzeźwiała i spojrzała na matkę pytająco.
- Teraz? - spytała.
- Tak, teraz.
- Ale przecież już zaczyna zmierzchać, nie zdążę na...
- Zdążysz - Ayo weszła jej w słowo - chodzisz w tą i z powrotem jak oszołomiona gazela, przejdź się i uspokój, nie możesz iść w takim stanie do wodza.
Nani skrzywiła się, westchnęła, wzięła dzban i ruszyła nad rzekę.

Słońce wisiało nisko nad horyzontem. Lwica starała się nie myśleć o zbliżającej się kolacji. Szła przed siebie powtarzając w głowie "będzie dobrze". Kiedy dotarła nad rzekę zaczęło zmierzchać. Pochyliła się by nabrać wody i nagle usłyszała szelest w pobliskich krzakach. Odwróciła się gwałtownie, ale niczego nie dostrzegła. Chwilę później gliniany dzban trzasnął o ziemię, a Nani straciła przytomność.
Zablokowany

Wróć do „Pustynia Nanher”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości