Pustynia Nanher ⇒ [Równinne tereny okalające pustynię] W pogoni za miłością
- Nani
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 118
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Leonid
- Profesje: Myśliwy , Chłop
- Kontakt:
Zanurzyła się w wodzie z wielką przyjemnością, choć toń była bardzo zimna. Nurt rzeki owinął się wokół jej ciała. Popłynęła kawałek w stronę drugiego brzegu, a potem odbiła na bok. Nie zamierzała się oddalać. Nie była głupia. Poszła się wykąpać, bo wiedziała, że Taril tak czy owak czuwa. Na warcie mogła zostać także ona, ale nie wierzyła, by Tar mógł przespać spokojnie choć jedną chwilę. Przysypiał, drzemał, ale na pewno nie zapadł w mocny sen. Nani rozejrzała się po okolicy, nic nie wzbudziło w niej szczególnej uwagi. Na szczęście wzdłuż Nefari nie grasowały żadne wodne potwory. Na południu, daleko za Mau żyły kajmany i krokodyle. Za to w tej części pustyni było pełno lądowych niebezpiecznych stworzeń.
Leonidka bez zbędnych ceregieli zanurzyła się cała w wodzie. Zanurkowała i przepłynęła jeszcze kawałek, mocząc się od stóp do głów. Kiedy wynurzyła się nagle do jej uszu dobiegł hałas. Wcześniej tego nie słyszała, ale teraz wyraźnie usłyszała czyiś głos. Pospiesznie wyszła na brzeg i w wielkim pośpiechu zaczęła się ubierać. Szybko przewiązała szarfą piersi, a potem chwyciła za przepaskę i nałożyła ją na biodra, sznurując z boku. Przykucnęła pomiędzy wysoką trzciną i bardzo powoli zaczęła iść w stronę obozowiska. Hałas był co raz wyraźniejszy i choć nie słyszała słów była pewna, że do jej uszu dobiega czyjaś rozmowa. Taril miał towarzystwo? Ale kto mógł do nich dotrzeć? Czyżby wódz wysłał po nią kogoś jeszcze? A może to Leo? Serce jej się ścisnęło gdy przypomniała sobie o rudowłosym leonidzie. Nie chciała go spotkać. Gdyby teraz stanął przed nią schowałby się za plecami Tariliona i kazała mu odejść. Nagle uświadomiła sobie, że Tar w tej chwili był jej bliższy, niż Leo, którego znała tyle lat. Dlaczego? Bo Leo był nieprzewidywalnym, charakternym i nieodpowiedzialnym dzieckiem, a Tar całkowitą jego przeciwnością.
Bojąc się, że Leo ich odnalazł stanęła w miejscu, gdzie mogła usłyszeć rozmowę, ale nikt nie mógł jej dostrzec. Wtem dotarło do niej, że to nie Leo, a ktoś zupełnie inny. Nie poznawała jego głosu, lecz słyszała treść rozmowy. Lavar? Nie mogła uwierzyć. Kiedy usłyszała, że odchodzi podniosła się i już bez stresu wyłoniła się z trzcin. Wyglądała jak nie ona. Jej ciało i ubranie były mokre. Włosy także. Pukle, które normalnie sterczały na wszystkie strony były teraz zaczesane na tył głowy i przylegały ściśle do skóry. Po bokach jej głowy wyrastały natomiast dwa, puchate, płowe, lwie uszy. Czekoladowe włosy dziewczyny spływały na ramiona wraz z cieknącą z nich wodą. W tej formie okazywało się, że włosy Nani były bardzo długie. Rozciągnięte spiralki sięgały jej aż za piersi.
- Przepraszam – powiedziała cicho – nie powinnam się oddalać. To mógł być ktoś inny, ktoś kto mógł zrobić ci krzywdę. Przez chwilę myślałam, że to Leo.
Leonidka bez zbędnych ceregieli zanurzyła się cała w wodzie. Zanurkowała i przepłynęła jeszcze kawałek, mocząc się od stóp do głów. Kiedy wynurzyła się nagle do jej uszu dobiegł hałas. Wcześniej tego nie słyszała, ale teraz wyraźnie usłyszała czyiś głos. Pospiesznie wyszła na brzeg i w wielkim pośpiechu zaczęła się ubierać. Szybko przewiązała szarfą piersi, a potem chwyciła za przepaskę i nałożyła ją na biodra, sznurując z boku. Przykucnęła pomiędzy wysoką trzciną i bardzo powoli zaczęła iść w stronę obozowiska. Hałas był co raz wyraźniejszy i choć nie słyszała słów była pewna, że do jej uszu dobiega czyjaś rozmowa. Taril miał towarzystwo? Ale kto mógł do nich dotrzeć? Czyżby wódz wysłał po nią kogoś jeszcze? A może to Leo? Serce jej się ścisnęło gdy przypomniała sobie o rudowłosym leonidzie. Nie chciała go spotkać. Gdyby teraz stanął przed nią schowałby się za plecami Tariliona i kazała mu odejść. Nagle uświadomiła sobie, że Tar w tej chwili był jej bliższy, niż Leo, którego znała tyle lat. Dlaczego? Bo Leo był nieprzewidywalnym, charakternym i nieodpowiedzialnym dzieckiem, a Tar całkowitą jego przeciwnością.
Bojąc się, że Leo ich odnalazł stanęła w miejscu, gdzie mogła usłyszeć rozmowę, ale nikt nie mógł jej dostrzec. Wtem dotarło do niej, że to nie Leo, a ktoś zupełnie inny. Nie poznawała jego głosu, lecz słyszała treść rozmowy. Lavar? Nie mogła uwierzyć. Kiedy usłyszała, że odchodzi podniosła się i już bez stresu wyłoniła się z trzcin. Wyglądała jak nie ona. Jej ciało i ubranie były mokre. Włosy także. Pukle, które normalnie sterczały na wszystkie strony były teraz zaczesane na tył głowy i przylegały ściśle do skóry. Po bokach jej głowy wyrastały natomiast dwa, puchate, płowe, lwie uszy. Czekoladowe włosy dziewczyny spływały na ramiona wraz z cieknącą z nich wodą. W tej formie okazywało się, że włosy Nani były bardzo długie. Rozciągnięte spiralki sięgały jej aż za piersi.
- Przepraszam – powiedziała cicho – nie powinnam się oddalać. To mógł być ktoś inny, ktoś kto mógł zrobić ci krzywdę. Przez chwilę myślałam, że to Leo.
- Tarilion
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 85
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Leonid
- Profesje:
- Kontakt:
Na myśl, że Leo mógłby się do niego podkraść i wbić mu nóż w plecy, Taril uśmiechnął się blado i spojrzał w kierunku, z którego przyszedł jego brat. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że cały czas rozmawiał z nim, siedząc do niego plecami, okazując mu mniejszy, niż należało, szacunek. Ale nie mógł inaczej postąpić, zważając na okoliczności, ale rozmowa z Lavarem wepchała go w zadumę. Stary wódz najwyraźniej szuka pretekstu do sprzeczek z nomadami i może jeszcze kilka lat temu Tarilion sam poszedłby zanim. Obecnie Mau nie było już agresywną społecznością, leonidzi nastawili się na pokój i walczyli o swoje tylko w obronie własnej. Komuś najwyraźniej przestało to pasować. Pytanie tylko, dlaczego?
- Gdyby był to Leo - odparł Taril, robiąc Nani miejsce przy ogniu - Na rozmowie by się nie skończyło.
Wizja starcia Leo nieco podbudowała jego i tak niskie mniemanie o sobie. W oczach wojownika nie był on żadnym zagrożeniem. Może i znał się na łowach, umiał walczyć, ale nic po za tym. Umiejętności to za mało, by stać się wojownikiem i Nani zapewne też o tym wiedziała. Zabicie kogoś z zimną krwią, bez mrugnięcia powieką to ogromny wyczyn, a pozbycie się koszmarów, kiedy zrobiło się to po raz pierwszy graniczy z cudem. Taril wiedział o tym aż za dobrze. Pierwszego człowieka zabił mając piętnaście lat. Atak sąsiedniego plemienia na Mau postawił wszystkich, którzy nie poszli na łowy w gotowości. On i bracia stanęli w bramie i odpierali napastników, choć idąc w bój Taril mie raz słyszał, by się cofnąć. Gdzie wtedy był Leo? Z tyłu, z zamiarem wspierania ich działań. Leonid pewnie nawet nie zobaczył tej bitwy i ją spokojnie przeczekał. Taki bohater.
- Brat ostrzega przed burzą - wyjaśnił niepotrzebnie Taril. Nani na pewno słyszała większość rozmowy, a i sama przewidziała zmanę w pogodzie. - Z samego rana pójdziemy brzegiem rzeki i zatrzymamy się dopiero przy wodopoju dzikich lwów. Przeczekamy z nimi , a w razie konieczności powędrujemy. Wszystko, by nie pchać się w żywioł.
Następnie wskazał leonidce miejsce obok siebie, a gdy ta usiadła, tuniką osuszył jej włosy.
- Jak kąpiel? - zapytał z szerokim uśmiechem, by rozluźnić atmosferę.
- Gdyby był to Leo - odparł Taril, robiąc Nani miejsce przy ogniu - Na rozmowie by się nie skończyło.
Wizja starcia Leo nieco podbudowała jego i tak niskie mniemanie o sobie. W oczach wojownika nie był on żadnym zagrożeniem. Może i znał się na łowach, umiał walczyć, ale nic po za tym. Umiejętności to za mało, by stać się wojownikiem i Nani zapewne też o tym wiedziała. Zabicie kogoś z zimną krwią, bez mrugnięcia powieką to ogromny wyczyn, a pozbycie się koszmarów, kiedy zrobiło się to po raz pierwszy graniczy z cudem. Taril wiedział o tym aż za dobrze. Pierwszego człowieka zabił mając piętnaście lat. Atak sąsiedniego plemienia na Mau postawił wszystkich, którzy nie poszli na łowy w gotowości. On i bracia stanęli w bramie i odpierali napastników, choć idąc w bój Taril mie raz słyszał, by się cofnąć. Gdzie wtedy był Leo? Z tyłu, z zamiarem wspierania ich działań. Leonid pewnie nawet nie zobaczył tej bitwy i ją spokojnie przeczekał. Taki bohater.
- Brat ostrzega przed burzą - wyjaśnił niepotrzebnie Taril. Nani na pewno słyszała większość rozmowy, a i sama przewidziała zmanę w pogodzie. - Z samego rana pójdziemy brzegiem rzeki i zatrzymamy się dopiero przy wodopoju dzikich lwów. Przeczekamy z nimi , a w razie konieczności powędrujemy. Wszystko, by nie pchać się w żywioł.
Następnie wskazał leonidce miejsce obok siebie, a gdy ta usiadła, tuniką osuszył jej włosy.
- Jak kąpiel? - zapytał z szerokim uśmiechem, by rozluźnić atmosferę.
- Nani
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 118
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Leonid
- Profesje: Myśliwy , Chłop
- Kontakt:
Nani zaśmiała się wesoło, kiedy Taril zaczął wycierać jej włosy. Nie przeszkadzała jej ociekająca woda, ani to, że przez jakiś czas włosy miałby schnąć same. Taril chciał być dla niej troskliwy o dlatego zdobył się na taki gest. To było bardzo miło, aczkolwiek poczuła się jak dziecko, któremu mama wyciera głowę po kąpieli. To właśnie to ją tak rozbawiło. Nie był to śmiech szydzący, po prostu cała ta sytuacja zdała się jej zabawna.
- Nie musisz się mną tak opiekować - powiedziała uśmiechając się.
- Jestem duża - zażartowała - ale dziękuję - dodała przysuwając się bliżej leonida i odwracając do niego plecami, dając do zrozumienia, że może wytrzeć jej włosy leżące na plecach.
- Co Lavar robił tutaj w środku nocy? - zapytała. Niby słyszała jak mówił, że ich tropi, żeby ostrzec, ale właściwie to zmierza do miasta po strzały.
- Dziwne, że nas tropił. Tylko po to by się "przywitać", zmarnował trzy godziny drogi, w dodatku w nocy. Przecież doskonale wie, że lepiej znam się na meteorologii niż on, musiał dawać sobie sprawę, że pierwsza wyczuję burzę. Nie sądzisz, że to dziwne? - zapytała.
- Burza nadejdzie i to pewnie szybciej niż się spodziewamy. Mam nadzieję, że po drodze spotkamy jakieś plemię beduinów nim dotrzemy do dzikiej osady. Może jakaś karawana rozstawiła jurty, wtedy bylibyśmy bezpieczni, jeśli zechcieliby nam użyczyć schronienia.
Kiedy Taril przestał osuszać jej włosy, odwróciła się do niego twarzą.
- Wiem, że gdyby to był Leo to nie skończyłoby się na wymianie uprzejmości - zmieniła temat, wracając do tej sprawy.
- Ale to nie był on, to najważniejsze. Z resztą skoro do tej pory się nie zjawił, to już się nie zjawi. Odszedł i już... Muszę przywyknąć do tej myśli. Z resztą, tak jest lepiej - ostatnie zdanie powiedziała zaskakująco pewnie i beznamiętnie.
- Chodźmy spać, jest już bardzo późno - zaproponowała.
- Nie musisz się mną tak opiekować - powiedziała uśmiechając się.
- Jestem duża - zażartowała - ale dziękuję - dodała przysuwając się bliżej leonida i odwracając do niego plecami, dając do zrozumienia, że może wytrzeć jej włosy leżące na plecach.
- Co Lavar robił tutaj w środku nocy? - zapytała. Niby słyszała jak mówił, że ich tropi, żeby ostrzec, ale właściwie to zmierza do miasta po strzały.
- Dziwne, że nas tropił. Tylko po to by się "przywitać", zmarnował trzy godziny drogi, w dodatku w nocy. Przecież doskonale wie, że lepiej znam się na meteorologii niż on, musiał dawać sobie sprawę, że pierwsza wyczuję burzę. Nie sądzisz, że to dziwne? - zapytała.
- Burza nadejdzie i to pewnie szybciej niż się spodziewamy. Mam nadzieję, że po drodze spotkamy jakieś plemię beduinów nim dotrzemy do dzikiej osady. Może jakaś karawana rozstawiła jurty, wtedy bylibyśmy bezpieczni, jeśli zechcieliby nam użyczyć schronienia.
Kiedy Taril przestał osuszać jej włosy, odwróciła się do niego twarzą.
- Wiem, że gdyby to był Leo to nie skończyłoby się na wymianie uprzejmości - zmieniła temat, wracając do tej sprawy.
- Ale to nie był on, to najważniejsze. Z resztą skoro do tej pory się nie zjawił, to już się nie zjawi. Odszedł i już... Muszę przywyknąć do tej myśli. Z resztą, tak jest lepiej - ostatnie zdanie powiedziała zaskakująco pewnie i beznamiętnie.
- Chodźmy spać, jest już bardzo późno - zaproponowała.
- Tarilion
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 85
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Leonid
- Profesje:
- Kontakt:
- Wiem, że nie muszę - odpowiedział Taril, przyciskając tunikę domokrych pleców dziewczyny. - I wiem, że tego nie potrzebujesz. Udowodniłaś, że jesteś samodzielna i świetnie sobie radzisz. Robie to dlatego, że zasługujesz na takie traktowanie.
Następnie wojownik ułożył się wygodnie na piasku i poczekał aż Nani położy się obok.
- Lavar nie przyszedł żeby informować mnie o pogodzie. On doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co potrafisz i co ja potrafię. Jest mądry i wierzę, że miał w tym cel, żeby wybrać drogę, na której nas spotka.
- W wiosce źle się dzieje - wyjaśnił po chwili milczenia. - Wódz przymyka oko na swoich ludzi, którzy napadają na nomadów, a nasz ojciec jest w tej chwili bezsilny. Mau omijają karawany i Lavar boi się, że wybuchnie wojna, która zniszczy nasze plemię. Nie ma bowiem takiej siły, która zmusi naszą rodzinę, by to poprzeć.
Oczami wyobraźni Taril widział podzieloną wioskę, wahającą się pomiędzy stanięciem za wątłym wodzem i jego szamanką, a ugrupowaniem wojowników, z jego ojcem na czele. To ostatnie czego im było trzeba. Wojny domowej. Większość leonidów pokładało w szamance ogromne nadzieje, że z jej pomocą Mau będzie rozkwitać. Jej zdolności tłumaczyli bogom i nikt nie śmiał się z nią spierać. Taril i jego rodzina nie raz próbowali potrząsnąć wodzem, by się opamiętał, że szamanka ma mu doradzać, nie rozkazywać. Jednak na próżno. Wiedźma omamiła go ziołami i podstawiała słowa lub, czego Varal zupełnie nie tolerował, tłumaczyła bełkot wodza do swoich prywatnych celów. I nie tylko jemu działało to na nerwy. W wiosce coraz głośniej mówiono o buncie, lecz nikt ze spiskowców nie patrzył w przyszłość - Varal owszem. Dlatego robił co mógł żeby utrzymać Mau w całości. Jak widać nie dokońca mu to wychodziło.
- Wszystko się ułoży - powiedział w noc, zamykając oczy, dając tym samym znak, że nie ma zamiar martwić się na zapas. - Zaśnij.
Następnie wojownik ułożył się wygodnie na piasku i poczekał aż Nani położy się obok.
- Lavar nie przyszedł żeby informować mnie o pogodzie. On doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co potrafisz i co ja potrafię. Jest mądry i wierzę, że miał w tym cel, żeby wybrać drogę, na której nas spotka.
- W wiosce źle się dzieje - wyjaśnił po chwili milczenia. - Wódz przymyka oko na swoich ludzi, którzy napadają na nomadów, a nasz ojciec jest w tej chwili bezsilny. Mau omijają karawany i Lavar boi się, że wybuchnie wojna, która zniszczy nasze plemię. Nie ma bowiem takiej siły, która zmusi naszą rodzinę, by to poprzeć.
Oczami wyobraźni Taril widział podzieloną wioskę, wahającą się pomiędzy stanięciem za wątłym wodzem i jego szamanką, a ugrupowaniem wojowników, z jego ojcem na czele. To ostatnie czego im było trzeba. Wojny domowej. Większość leonidów pokładało w szamance ogromne nadzieje, że z jej pomocą Mau będzie rozkwitać. Jej zdolności tłumaczyli bogom i nikt nie śmiał się z nią spierać. Taril i jego rodzina nie raz próbowali potrząsnąć wodzem, by się opamiętał, że szamanka ma mu doradzać, nie rozkazywać. Jednak na próżno. Wiedźma omamiła go ziołami i podstawiała słowa lub, czego Varal zupełnie nie tolerował, tłumaczyła bełkot wodza do swoich prywatnych celów. I nie tylko jemu działało to na nerwy. W wiosce coraz głośniej mówiono o buncie, lecz nikt ze spiskowców nie patrzył w przyszłość - Varal owszem. Dlatego robił co mógł żeby utrzymać Mau w całości. Jak widać nie dokońca mu to wychodziło.
- Wszystko się ułoży - powiedział w noc, zamykając oczy, dając tym samym znak, że nie ma zamiar martwić się na zapas. - Zaśnij.
- Nani
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 118
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Leonid
- Profesje: Myśliwy , Chłop
- Kontakt:
Nani już nic nie odpowiedziała. Nie wiedziała, że w wiosce dzieją się takie rzeczy. Ostatnio miała na głowie tylko sprawę z małżeństwem i cały boży świat poszedł w odstawkę. Nie myślała o wiosce a o sobie i swoim własnym losie. Poza tym, nie wtajemniczano jej w takie sprawy, był za maluczka, by ktokolwiek chciał jej opowiadać o tak dużych i poważnych sprawach. Zapewne jej ojciec wiedział jak się sprawy mają, może matka też, lecz nie zaprzątali tym głowy swojej córki, która miała swoje problemy.
Nani kochała Mau, ale prawda była taka, że niewiele w nim znaczyła. Nie była nawet matką. Była starą panną mieszkająca na garnuszku rodziców. Owszem razem z matką prowadziła dom, pomagała jak mogła. Opiekowała się też dziećmi siostry, była czymś w rodzaju opiekunki i pomocy, niestety na doczepkę. Je pozycja w wiosce była... mikroskopijna. Tak naprawdę gdyby nie to, że szamanka lubiła skłócać ze sobą rodziny i wpieprzać się wszędzie tam, gdzie mogła napuść komuś krwi, o Nani nikt by nie pamiętał. Tak... szamanka była złem wcielonym, a wódz omamiony ziółkami i upalony do granic możliwości ślepo jej wierzył. Może nawet nie to, że wierzył, on po prostu powtarzał to co szamanka szeptała mu do ucha. A inni ludzie z wioski? Co mieli robić? Obalić wodza? Co raz częściej przychodziło im to na myśl.
Nani miała w głowie milion myśli, ale zmęczenie wzięło nad nią górę. Przytuliła się do Tariliona i oparła głowę o jego klatkę piersiową. Oczy same się jej zamknęły i zapadła w głęboki sen.
Nani kochała Mau, ale prawda była taka, że niewiele w nim znaczyła. Nie była nawet matką. Była starą panną mieszkająca na garnuszku rodziców. Owszem razem z matką prowadziła dom, pomagała jak mogła. Opiekowała się też dziećmi siostry, była czymś w rodzaju opiekunki i pomocy, niestety na doczepkę. Je pozycja w wiosce była... mikroskopijna. Tak naprawdę gdyby nie to, że szamanka lubiła skłócać ze sobą rodziny i wpieprzać się wszędzie tam, gdzie mogła napuść komuś krwi, o Nani nikt by nie pamiętał. Tak... szamanka była złem wcielonym, a wódz omamiony ziółkami i upalony do granic możliwości ślepo jej wierzył. Może nawet nie to, że wierzył, on po prostu powtarzał to co szamanka szeptała mu do ucha. A inni ludzie z wioski? Co mieli robić? Obalić wodza? Co raz częściej przychodziło im to na myśl.
Nani miała w głowie milion myśli, ale zmęczenie wzięło nad nią górę. Przytuliła się do Tariliona i oparła głowę o jego klatkę piersiową. Oczy same się jej zamknęły i zapadła w głęboki sen.
- Tarilion
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 85
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Leonid
- Profesje:
- Kontakt:
Pięć dni, pomyślał Taril, wyrównując oddech i patrząc jak głowa Nani spokojnie wznosi się i opada. Śpiąca wyglądała jak bezbronne dziecko, wręcz niemowlę, nad którym trzeba było czuwać, by nie spotkała je krzywda. Zawsze chroń swoją kobietę, nie ważne przed jakim niebezpieczeństwem, powtarzał sobie nauki ojca, które w tym przypadku nie za bardzo mogły się sprawdzić. Leonidka nie była bezbronną kotką, a dorosłą lwicą, zaradną i potrafiącą o siebie zadbać. Nie potrzebowała niańki, opiekuna, czy nawet męża. Dziewczyna świetnie poradziłaby sobie bez niego, ale wojownik wiedział, że to on nie poradziłby sobie bez niej. Choć znali się przelotnie, widział, że ma i będzie miał w niej wsparcie. Dlatego zrobi wszystko, by była bezpieczna i szczęśliwa. Nawet kosztem własnego życia, czy zdrowia. Obecnie upadającego zdrowia. Nie spałem od pięciu dni, powrócił myślami do chwili obecnej. Wojownik powoli zbliżał się do granic możliwości, trzydniowa pogoń za wątłym tropem i dwa dni czuwania poważnie nadwyrężyły jego organizm i teraz, leżąc na chłodnym piasku, Taril czuł jak wszystkie mięśnie odmawiają mu posłuszeństwa. Wszystko czego pragnął to zamknąć oczy. Nie przymknąć powieki i wyostrzyć zmysły, tylko zapaść w głęboki, twrady sen i odciąć się od obozowiska, od cyplu ukrytego w trzcinach, od pustyni, od Mau i od niej... nie. Od niej nie. Nigdy. Nawet na chwilę.
- Nie zasnę - mruknął do siebie, ostrożnie wysuwając się z objęć leonidki. Trochę mu to zajęło, gdyż głowa dziewczyny spoczywała mu na piersi, a lewa ręka trzymała bark, jakby podświadomie czuła pod sobą ofiarę i za nic nie chciała jej puścić. W końcu jednak ustąpiła i Taril "odzyskał" wolność. Nakrywając Nani skórą, położył w jej zasięgu swoją broń, samemu udając się nad brzeg rzeki. Trzcina łamała się pod jego stopami z suchym trzaskiem i za każdym razem mężczyzna przystawał oraz nasłuchiwał echa, czy nie zbudzi tym dziewczyny. Okazało się, że spała w najlepsze, czego trochę jej zazdrościł. Pozbywając się przetartych, zakurzonych spodni, Taril powoli zanurzył się i zniknął pod czarną taflą wody. Przepłynął kilka metrów, wdrapał się na drugi brzeg i osiadł na kamieniu, spoglądając na księżyc.
Nie wiedział ile czasu się wpatrywał, ale kiedy biały towarzysz nocy zniżył się do lini horyzontu, a z sprzeciwnej strony Taril dostrzegł pomarańczową łunę świtu, powrócił na cypel, wsunął ubranie z powrotem na ciało i ponownie zajął miejsce przy dziewczynie. Z tą różnicą, że teraz on ją obejmował.
- Nie zasnę - mruknął do siebie, ostrożnie wysuwając się z objęć leonidki. Trochę mu to zajęło, gdyż głowa dziewczyny spoczywała mu na piersi, a lewa ręka trzymała bark, jakby podświadomie czuła pod sobą ofiarę i za nic nie chciała jej puścić. W końcu jednak ustąpiła i Taril "odzyskał" wolność. Nakrywając Nani skórą, położył w jej zasięgu swoją broń, samemu udając się nad brzeg rzeki. Trzcina łamała się pod jego stopami z suchym trzaskiem i za każdym razem mężczyzna przystawał oraz nasłuchiwał echa, czy nie zbudzi tym dziewczyny. Okazało się, że spała w najlepsze, czego trochę jej zazdrościł. Pozbywając się przetartych, zakurzonych spodni, Taril powoli zanurzył się i zniknął pod czarną taflą wody. Przepłynął kilka metrów, wdrapał się na drugi brzeg i osiadł na kamieniu, spoglądając na księżyc.
Nie wiedział ile czasu się wpatrywał, ale kiedy biały towarzysz nocy zniżył się do lini horyzontu, a z sprzeciwnej strony Taril dostrzegł pomarańczową łunę świtu, powrócił na cypel, wsunął ubranie z powrotem na ciało i ponownie zajął miejsce przy dziewczynie. Z tą różnicą, że teraz on ją obejmował.
- Nani
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 118
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Leonid
- Profesje: Myśliwy , Chłop
- Kontakt:
Nic się jej nie śniło. Była tak zmęczona, że miała zupełną pustkę w głowie. Nie przebudziła się nawet, kiedy Tarilion wstawał. Nie czuła, że wysuwa ramię spod jej głowy i kładzie ją na ziemi. Była zbyt wyczerpana. Obudziły ją pierwsze promienie wschodzącego słońca, a właściwie głośny śpiew ptaków siedzących pomiędzy trzcinami. Kiedy uchyliła powieki szybko dotarło do niej, że Taril nie śpi tuż obok niej. Leżał za nią i obejmował ją jedną ręką za brzuch. Musiał w nocy wstawać bo zasypiali w innej pozycji. Nie zdziwiło jej to, mógł przecież pójść za potrzebą, ale wstawać z innego powodu.
Przez dłuższą chwilę leżała jeszcze wtulona w mężczyznę. Nie chciała go budzić, a podejrzewała, że najmniejszy jej ruch zostanie przez niego odebrany jako zagrożenie i leonid natychmiast stanie na równe nogi. Po kilkunastu minutach Nani postanowiła, że jednak wyślizgnie się z objęć Tarila. Chwyciła jego rękę i zdjęła sobie z brzucha, delikatnie kładąc ją na biodrze mężczyny. Potem przeturlała się w bok i już była wyswobodzona. O dziwo Tarilion się nie obudził. Usiadła ze skrzyżowanymi nogami na piasku i zaczęła przyglądać się śpiącemu mężczyźnie. Musiał być bardzo zmęczony, skoro się nie obudził. Gonił ją trzy dni, to wymagało nie lada poświęcenia. Ona uciekała bo napędzał ją ból, przez który zmęczenie nie wydawało jej się tak bardzo realne. Poza tym miała już czas by odpocząć. Dwie noce spała w miarę normalnie, z to Taril czuwał, o czym wiedziała.
Patrzyła na jego opaloną skórę, na klatkę piersiową unoszącą się miarowo, na jego mięśnie brzucha układające się idealnie nawet podczas snu. Lwice lgnęły do niego jak pszczoły do miodu, ale on jakoś nie okazywał im zbyt wiele zainteresowania. Nani zawsze wydawał się zbyt powściągliwy. Był jakby oddalony, wycofany, jakby żył w swoim własnym, spokojnym świecie. Nigdy jej do niego nie ciągnęło, właśnie przez to, że był leonidem o spokojnym usposobieniu. Teraz było inaczej. Miała za sobą znajomość, w której wiecznie musiała się szarpać i walczyć o swoje. Poznanie Tarila było, więc dla niej czymś bardzo kojącym. Uświadomiła sobie, że właśnie takiego kogoś potrzebuje, że nie chce już zdawać się na porywczy charakter, na impulsy, które mogą wywołać katastrofę.
Przez dłuższą chwilę leżała jeszcze wtulona w mężczyznę. Nie chciała go budzić, a podejrzewała, że najmniejszy jej ruch zostanie przez niego odebrany jako zagrożenie i leonid natychmiast stanie na równe nogi. Po kilkunastu minutach Nani postanowiła, że jednak wyślizgnie się z objęć Tarila. Chwyciła jego rękę i zdjęła sobie z brzucha, delikatnie kładąc ją na biodrze mężczyny. Potem przeturlała się w bok i już była wyswobodzona. O dziwo Tarilion się nie obudził. Usiadła ze skrzyżowanymi nogami na piasku i zaczęła przyglądać się śpiącemu mężczyźnie. Musiał być bardzo zmęczony, skoro się nie obudził. Gonił ją trzy dni, to wymagało nie lada poświęcenia. Ona uciekała bo napędzał ją ból, przez który zmęczenie nie wydawało jej się tak bardzo realne. Poza tym miała już czas by odpocząć. Dwie noce spała w miarę normalnie, z to Taril czuwał, o czym wiedziała.
Patrzyła na jego opaloną skórę, na klatkę piersiową unoszącą się miarowo, na jego mięśnie brzucha układające się idealnie nawet podczas snu. Lwice lgnęły do niego jak pszczoły do miodu, ale on jakoś nie okazywał im zbyt wiele zainteresowania. Nani zawsze wydawał się zbyt powściągliwy. Był jakby oddalony, wycofany, jakby żył w swoim własnym, spokojnym świecie. Nigdy jej do niego nie ciągnęło, właśnie przez to, że był leonidem o spokojnym usposobieniu. Teraz było inaczej. Miała za sobą znajomość, w której wiecznie musiała się szarpać i walczyć o swoje. Poznanie Tarila było, więc dla niej czymś bardzo kojącym. Uświadomiła sobie, że właśnie takiego kogoś potrzebuje, że nie chce już zdawać się na porywczy charakter, na impulsy, które mogą wywołać katastrofę.
- Tarilion
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 85
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Leonid
- Profesje:
- Kontakt:
O tym, że zaspał zorientował się dopiero wtedy, kiedy słońce, wysoko już na niebie, zaczęło nagrzewać jego brzuch i ramiona. Powoli otworzył oczy, przysłaniając je dłonią i rozglądając się dookoła. Z lewej strony miał trzciny poruszane lekkim wiatrem, roznoszącym śpiew ptaków i rechot żab. Z prawej widok był o wiele przyjemniejszy: złote oczy leonidki przyglądały mu się uważnie, a ona sama wyglądała na wypoczętą i odprężoną. Jakby cały stres opuścił jej ciało za sprawą różdżki. Pozbywając się resztek snu, Taril przybrał postać lwa i przeciągnął się na piasku, aż zatrzeszczały mu wszystkie stawy. Następnie potrząsnął grzywą, oblizał suchy pysk, wysunął i wsunął pazury. Powróciwszy do formy ludzkiej usiadł przed dziewczyną i uśmiechnął się szeroko, powstrzymując cisnące się na ustach "przepraszam". Wiedział, że w oczach Nani nie musiał tego mówić. Przeczuwał, że usłyszy z jej ust "należy ci się", dlatego postanowił pomilczeć. Przynajmniej chwilowo, by nacieszyć się tym porankiem. Obserwował twarz swojej żony, będącej idealną kompozycją łagodnych rysów, czekoladowych loków i złotych oczach, topiących jego serce. Cieszył się z jej obecności i wizji spędzenia z nią przyszłości. Musiał tylko zrobić wszystko, by tego nie zepsuć.
- Widzę, że czujesz się coraz lepiej - powiedział po chwili, podając jej rękę i pomagając wstać. - Jeśli czujesz się na siłach, możemy coś razem upolować - zaproponował, ponownie zmieniając się w lwa.
Propozycja wspólnych łowóch wydała mu się odpowiednia na początek poranka, by spędzić z nią trochę czasu. W końcu miałaby to być jedna z form ich aktywności, bo Taril nie dopuszczał możliwości, że Nani spokojnie będzie siedzieć w domu. Rwało ją do przestrzeni, więc dzielenie z nią pasji było dla wojownika kuszącą propozycją.
- Widzę, że czujesz się coraz lepiej - powiedział po chwili, podając jej rękę i pomagając wstać. - Jeśli czujesz się na siłach, możemy coś razem upolować - zaproponował, ponownie zmieniając się w lwa.
Propozycja wspólnych łowóch wydała mu się odpowiednia na początek poranka, by spędzić z nią trochę czasu. W końcu miałaby to być jedna z form ich aktywności, bo Taril nie dopuszczał możliwości, że Nani spokojnie będzie siedzieć w domu. Rwało ją do przestrzeni, więc dzielenie z nią pasji było dla wojownika kuszącą propozycją.
- Nani
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 118
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Leonid
- Profesje: Myśliwy , Chłop
- Kontakt:
Nani nie oddaliła się z obozowiska. Nie miała ku temu powodów. Poza tym wolała siedzieć i pilnować Tariliona. Ktoś powinien czuwać – tak myślała. Mężczyzna musiał być bardzo zmęczony, że nie obudził się kiedy wstawała. Tym bardziej chciała żeby odpoczął. Ona już to zrobiła, teraz przyszła kolej na niego. Minęło sporo czasu, nim Tar zaczął się przebudzać. Słońce stało już nad horyzontem i świeciło mocno, sprawiając, że powietrze rozgrzało się i otulało teraz wszystko wokół. Nani uśmiechnęła się widząc, jak mężczyzna się przebudza. Nie powitała go słowami, a jedynie uśmiechem. Przyglądała się uważnie, jak się zmienia i w postaci lwa przeciąga. Był jak każdy lew, piękny i majestatyczny, choć nawet w tej postaci po jego pysku można było dostrzec, że jest niewiarygodnie przystojny.
Nie zastanawiając się zbyt długo Nani przystała na propozycję wspólnego polowania. Oboje uznali, że lepiej będzie im się tropić w zwierzęcej postaci i oboje przemienili się w potężne lwy. Choć już z daleka było widać dysproporcję pomiędzy sylwetką jego, a jej. Ona była zdecydowanie drobniejsza. Miała silne łapki i barki, była umięśniona i zapewne gdyby stała sama wydawałaby się potężna. Jednak w porównaniu to Tariliona zdawała się być znacznie mniejsza niż była w rzeczywistości.
Ruszyli w górę rzeki i szybko natrafili na trop jakiejś samotnej antylopy. Tropili ją przez kilka godzin, natrafiając po drodze na tropy innych zwierząt. W końcu odnaleźli swoją zdobycz. Stała zupełnie samotna przy brzegu rzeki, z głową pochyloną ku wodzie. Nie miała szans z dwójką zabójców, jakimi byli Nani i Taril. Antylopa zdążył zorientować się, że w pobliżu znajduje się zagrożenie i zerwała się do biegu. Pogoń trwała zaledwie kilka minut. Nani zagoniła antylopę z powrotem w stronę rzeki, a tam już czekał na nią Tarilion, który skoczył jej do gardła. Biedne stworzenie nie miało najmniejszych szans na oswobodzenie się z potrzasku. Zadowoleni z siebie leonidzi, ramię w ramię usiedli przy martwej antylopie i ostrymi zębiskami, zaczęli wyrywać z padłego zwierzęcia kawały mięsa. Zapach krwi szybko zwabił innych drapieżników. Gdzieś w oddali było słychać pisk i jęk charakterystyczny dla hien. Jednak, żadna z nich nie była tak odważna by podejść, do dwóch, wielkich, pożywiających się lwów.
Gdy oboje się najedli, a z antylopy niewiele już zostało, postanowili ruszyć dalej. Nie zmienili jednak postaci. Nani czuła, że burza piaskowa zbliża się wielkimi krokami i że nadejdzie szybciej niż jej się wcześniej wydawało. Uznali, że w postaci lwów szybciej przebędą drogę. Mieli nadzieję, że przed zmierzchem dotrą do stada dzikich lwów, zamieszkujących ostępy nad rzeką. Jednak słońce chyliło się już ku zachodowi, a ich cel był nadal daleko. Wtem w oddali zaczął majaczyć obraz obozowiska. Kilka ognisk, a dookoła nich wielkie jurty. Beduini... pomyślała Nani. Burza była już blisko, a zmierzch miał nadejść za parę chwili. Beduini byli wyczuleni na zmiany w otoczeniu, na pogodę. Musieli wiedzieć, że za chwilę nadejdzie potężny żywioł, dlatego rozbili obóz nad rzeką, osłonięci kilkoma drzewami i trzcinami, od wiatru i piasku. By nie budzić w nich niepokoju Nani zmieniła postać, przemieniając się z powrót w hybrydę.
- Nie zdążymy dojść do dzikiego plemienia. Myślę, że powinniśmy poprosić beduinów o nocleg. Burza przyjdzie lada moment.
Nie zastanawiając się zbyt długo Nani przystała na propozycję wspólnego polowania. Oboje uznali, że lepiej będzie im się tropić w zwierzęcej postaci i oboje przemienili się w potężne lwy. Choć już z daleka było widać dysproporcję pomiędzy sylwetką jego, a jej. Ona była zdecydowanie drobniejsza. Miała silne łapki i barki, była umięśniona i zapewne gdyby stała sama wydawałaby się potężna. Jednak w porównaniu to Tariliona zdawała się być znacznie mniejsza niż była w rzeczywistości.
Ruszyli w górę rzeki i szybko natrafili na trop jakiejś samotnej antylopy. Tropili ją przez kilka godzin, natrafiając po drodze na tropy innych zwierząt. W końcu odnaleźli swoją zdobycz. Stała zupełnie samotna przy brzegu rzeki, z głową pochyloną ku wodzie. Nie miała szans z dwójką zabójców, jakimi byli Nani i Taril. Antylopa zdążył zorientować się, że w pobliżu znajduje się zagrożenie i zerwała się do biegu. Pogoń trwała zaledwie kilka minut. Nani zagoniła antylopę z powrotem w stronę rzeki, a tam już czekał na nią Tarilion, który skoczył jej do gardła. Biedne stworzenie nie miało najmniejszych szans na oswobodzenie się z potrzasku. Zadowoleni z siebie leonidzi, ramię w ramię usiedli przy martwej antylopie i ostrymi zębiskami, zaczęli wyrywać z padłego zwierzęcia kawały mięsa. Zapach krwi szybko zwabił innych drapieżników. Gdzieś w oddali było słychać pisk i jęk charakterystyczny dla hien. Jednak, żadna z nich nie była tak odważna by podejść, do dwóch, wielkich, pożywiających się lwów.
Gdy oboje się najedli, a z antylopy niewiele już zostało, postanowili ruszyć dalej. Nie zmienili jednak postaci. Nani czuła, że burza piaskowa zbliża się wielkimi krokami i że nadejdzie szybciej niż jej się wcześniej wydawało. Uznali, że w postaci lwów szybciej przebędą drogę. Mieli nadzieję, że przed zmierzchem dotrą do stada dzikich lwów, zamieszkujących ostępy nad rzeką. Jednak słońce chyliło się już ku zachodowi, a ich cel był nadal daleko. Wtem w oddali zaczął majaczyć obraz obozowiska. Kilka ognisk, a dookoła nich wielkie jurty. Beduini... pomyślała Nani. Burza była już blisko, a zmierzch miał nadejść za parę chwili. Beduini byli wyczuleni na zmiany w otoczeniu, na pogodę. Musieli wiedzieć, że za chwilę nadejdzie potężny żywioł, dlatego rozbili obóz nad rzeką, osłonięci kilkoma drzewami i trzcinami, od wiatru i piasku. By nie budzić w nich niepokoju Nani zmieniła postać, przemieniając się z powrót w hybrydę.
- Nie zdążymy dojść do dzikiego plemienia. Myślę, że powinniśmy poprosić beduinów o nocleg. Burza przyjdzie lada moment.
- Tarilion
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 85
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Leonid
- Profesje:
- Kontakt:
Widok majaczącego w oddali obozu beduinów bardzo ucieszył, ale też zmartwił Tarila, który nie raz trafiał na podobne skupiska i nie wszystkie spotkania mógł podpisać notką "szczęśliwe i udane". Ludzie pustyni, bo tak lubili być nazywani, słynęli z koczowniczego trybu życia i nigdy nie zagrzewali miejsca na dłużej niż kilka dni. Zajmowali się zbieractwem, łowiectwem i wędrowną hodowlą kóz, będącymi tanimi w utrzymaniu źródłami mięsa i mleka. Nadmiarem dobytku handlowali lub poprostu go wyrzucali, czyniąc z niego główny powód walk pomiędzy grupami głodujących nomadów. Beduini byli przy tym podstępni, nie raz słyszano o wędrownych kupcach, proszących o schronienie dla karawany, po czym dokonywali kradzieży i znikali przed nadejściem świtu. Biada temu, kto ich na tym nakrył i podniósł alarm. Ludzie pustyni nie stronili od walki, wręcz opowieści o pojedynczych wojownikach docierały daleko i wykraczały po za Pustynię Nanher. Dlatego Taril nie ukrywał zmieszania, stawiając kroki w stronę ich obozowiska. Poprostu im nie ufał.
Obóz postawili na bazie dwóch pierścieni, co dodatkowo zaniepokoiło wojownika. Pierwszy stanowiły proste namioty i jurty, połączone parawami i prowizoryczną zagrodą dla zwierząt. Rozżarzone punkciki ognisk informowały, że dopiero co je przygaszono, więc beduini nie pogrążyli się jeszcze w głębokich snach. Czuwali, a ich zwiadowcy na pewno w tym czasie okrążali obóz w poszukiwaniu intruzów. Jakby bali się ataku ze strony pustynnych elfów, dzikich zwierząt lub, co najgorsze przez plemię Mau. Drugi okrąg tworzyło ogromne palenisko, wokół którego stały dwa podłużne namioty. Jeden należał do szejka i najbardziej zaprawionych w bojach wojowników, drugi do ich żon i dzieci, będących pod całodobową opieką. Reszta, jak już zauwały Taril tworzyła coś na kształt tarczy.
- Masz coś, żeby ich przekupić? - zapytał leonid Nani, stykając się z nią ramieniem i nachylając do jej ucha. - Nie jestem przekonany, czy nam pomogą z czystej dobroci serca. Zwłaszcza po tym, że chyba spotkali naszych plemiennych braci. - dodał, wskazując jeden z wozów, będący strażnicą, na którego boku znajdowały się ślady pazurów.
Następnie wysunął się do przodu, uniósł dzidę wysoko nad głowę i gardłowo wydał z siebie ostrzegawczy ryk.
W obozie zawrzało, dziesiątki zdezorientowanych beduinów wybiegało z jurt i chwytało za broń, podnosząc alarm. Jeden ze strażników, przesadził zagrodę jednym skokiem i już wybiegał im na spotkanie ze sztywno trzymaną włócznią, której ostrze rzucało krótkie przebłyski promieni zachodzącego słońca.
Tarilion przystanął i liczył odległość. Gdyby teraz rzucił, jego dzida przeszyłaby brzuch beduina i posłała jego duszę do nieba lub piekła. W zależności jakim był człowiekiem. Zamiast tego leonid doskoczył do Nani, złapał ją w tali, przysunął, pocałował i odbiegł na spotkanie z człowiekiem pustyni. Całość trwała krócej niż mrugnięcie powieką, po której Tarilion miał nadzieję, że strażnik nie przebije go włócznią, kończąc jego trzydziestoletni żywot.
- Poddaje się - dodał szybko, kiedy beduin wdrapał się na wydmę, jedną ręką nawołujac swoich. - Potrzebujemy pomocy.
- Cicho lwie - warknął mężczyzna. - Staniecie przed wodzem.
Obóz postawili na bazie dwóch pierścieni, co dodatkowo zaniepokoiło wojownika. Pierwszy stanowiły proste namioty i jurty, połączone parawami i prowizoryczną zagrodą dla zwierząt. Rozżarzone punkciki ognisk informowały, że dopiero co je przygaszono, więc beduini nie pogrążyli się jeszcze w głębokich snach. Czuwali, a ich zwiadowcy na pewno w tym czasie okrążali obóz w poszukiwaniu intruzów. Jakby bali się ataku ze strony pustynnych elfów, dzikich zwierząt lub, co najgorsze przez plemię Mau. Drugi okrąg tworzyło ogromne palenisko, wokół którego stały dwa podłużne namioty. Jeden należał do szejka i najbardziej zaprawionych w bojach wojowników, drugi do ich żon i dzieci, będących pod całodobową opieką. Reszta, jak już zauwały Taril tworzyła coś na kształt tarczy.
- Masz coś, żeby ich przekupić? - zapytał leonid Nani, stykając się z nią ramieniem i nachylając do jej ucha. - Nie jestem przekonany, czy nam pomogą z czystej dobroci serca. Zwłaszcza po tym, że chyba spotkali naszych plemiennych braci. - dodał, wskazując jeden z wozów, będący strażnicą, na którego boku znajdowały się ślady pazurów.
Następnie wysunął się do przodu, uniósł dzidę wysoko nad głowę i gardłowo wydał z siebie ostrzegawczy ryk.
W obozie zawrzało, dziesiątki zdezorientowanych beduinów wybiegało z jurt i chwytało za broń, podnosząc alarm. Jeden ze strażników, przesadził zagrodę jednym skokiem i już wybiegał im na spotkanie ze sztywno trzymaną włócznią, której ostrze rzucało krótkie przebłyski promieni zachodzącego słońca.
Tarilion przystanął i liczył odległość. Gdyby teraz rzucił, jego dzida przeszyłaby brzuch beduina i posłała jego duszę do nieba lub piekła. W zależności jakim był człowiekiem. Zamiast tego leonid doskoczył do Nani, złapał ją w tali, przysunął, pocałował i odbiegł na spotkanie z człowiekiem pustyni. Całość trwała krócej niż mrugnięcie powieką, po której Tarilion miał nadzieję, że strażnik nie przebije go włócznią, kończąc jego trzydziestoletni żywot.
- Poddaje się - dodał szybko, kiedy beduin wdrapał się na wydmę, jedną ręką nawołujac swoich. - Potrzebujemy pomocy.
- Cicho lwie - warknął mężczyzna. - Staniecie przed wodzem.
- Nani
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 118
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Leonid
- Profesje: Myśliwy , Chłop
- Kontakt:
Nani miała zupełnie inny plan. Zuuupełnie inny. Chciała podejść z boku i zagadnąć pierwszą napotkaną kobietę. Wyjaśnić jej kim są, co tu robią i o co proszą. Tak byłoby lepiej. Kobieta kobiecie pomoże, a mężczyzna? Mężczyzna chce czegoś w zamian, albo od razu stawia przed obliczem szamana, wodza i czy innego władczego paniska, mającego o sobie większe mniemanie niż powinien. Nie zdążyła nic zrobić. Taril po prostu postąpił jak prawdziwy chłop, no bo już nawet nie chciało jej się myśleć, że mężczyzna. Westchnęła głośno i przewróciła oczami widząc co wyprawia jej towarzysz. No jeszcze tego im brakowało, poddawać się nim cokolwiek zrobią. Pięknie, po prostu pięknie.
Gdyby udało im się podejść do jakiejś kobiety i poprosić o pomoc wszystko poszłoby inaczej. Z resztą beduini nawet nie musieli wiedzieć, że maja do czynienia z leonidami. Nani mogła schować ogon pod długą przepaskę, a jej uszy i tak były niewidoczne, bo ukryte pod włosami. Ale nie... Jej wielki wojownik musiał ryknąć i oświadczyć całemu światu, że oto zbliża się wielki pan i lew. No po prostu... Nani nie ukrywała swojej złości, aż zagryzła zęby tak była niezadowolona. Gdyby mogła powiedziałaby co o tym wszystkim sądzi. Zezłościłaby się na Tarila z cała mocną, ale oto tuż przed nimi stał groźny wojownik, któremu w każdej chwili mogła odbić palma. W leonidce coś się gotowało, gdyby była lwem już wpadałby w szał i pewnie rozszarpała kogoś na strzępy. Na szczęście nie miała w sobie tej cząstki, która tak bardzo władała sercami innych leonidów.
- Coś ty narobił... - warknęła ostro w stronę Tarila.
- Może od razu trzeba było rozedrzeć szaty i dać sobie wbić dzidę między oczy!Czy wy mężczyźni musicie być tacy obcesowi!
Gdyby udało im się podejść do jakiejś kobiety i poprosić o pomoc wszystko poszłoby inaczej. Z resztą beduini nawet nie musieli wiedzieć, że maja do czynienia z leonidami. Nani mogła schować ogon pod długą przepaskę, a jej uszy i tak były niewidoczne, bo ukryte pod włosami. Ale nie... Jej wielki wojownik musiał ryknąć i oświadczyć całemu światu, że oto zbliża się wielki pan i lew. No po prostu... Nani nie ukrywała swojej złości, aż zagryzła zęby tak była niezadowolona. Gdyby mogła powiedziałaby co o tym wszystkim sądzi. Zezłościłaby się na Tarila z cała mocną, ale oto tuż przed nimi stał groźny wojownik, któremu w każdej chwili mogła odbić palma. W leonidce coś się gotowało, gdyby była lwem już wpadałby w szał i pewnie rozszarpała kogoś na strzępy. Na szczęście nie miała w sobie tej cząstki, która tak bardzo władała sercami innych leonidów.
- Coś ty narobił... - warknęła ostro w stronę Tarila.
- Może od razu trzeba było rozedrzeć szaty i dać sobie wbić dzidę między oczy!Czy wy mężczyźni musicie być tacy obcesowi!
- Tarilion
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 85
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Leonid
- Profesje:
- Kontakt:
- Trochę więcej zaufania - mruknął Taril przepraszającym tonem, podchodząc do beduina z włócznią. Jego błękitne oczy były jedynym, odsłoniętym punktem na jego twarzy, resztę ciasno owijał granatowy materiał chusty, związanej z tyłu głowy kawałkiem rzemienia i zapezpieczone drewnianym patykiem. Przydatna sztuczka. W każdej chwili ranny wojownik mógł wyciągnąć drewienko, na którym osadzał się rzemyk i w ułamku sekundy chusta znikała z twarzy, a jej posiadacz zdobywał bandaż lub temblak na złamaną rękę.
- Czego szukacie w naszym obozie? - zapytał nowo przybyły beduin w czarnych szatach z zakrzywioną szablą u boku. Był niższy od leonida, ale szerszy i z spotężnym brzuchem, rysującym się przez materiał.
- Schronienia - wyjaśnił Tarilion, wskazując na Nani, wciąż czerwoną na twarzy, patrzącą na niego z zamiarem popełnienia morderstwa z zimną krwią. Zapewne jej próba szukania pomocy drogą rozmowy przyniosłaby pożądany efekt, ale leonid wolał załatwić to tradycyjnym pokazem siły. Na wieść, że są sami, beduini nie musieli ich uznać za zagrożenie, a malujący się na ich twarzach spokój, kiedy mężczyzna przedstawił sytuację wyrażał dość, by Taril wiedział, że są przyjaźnie nastawieni.
Jeden z towarzyszy grubasa podszedł i rozbroił leonida, który bez sprzeciwu oddał dzidę.
- Burza nadciąga - powiedział do niego. - Nie proszę o wiele.
- Wiesz, że mógłbym cię zabić, lwie. A jednak zaryzykowałeś, dlaczego?
- Bo widzę, że nie dawno sami mieliście problem z lwami. I to jak zgaduję z dwónożnymi. Oboje możemy sobie pomóc.
Po tych słowach beduin, który wybiegł mu na spotkanie odwrócił się do swoich współplemieńców i krzyknął cos w swoim języku. Po zebranych przeszedł szmer, po czym wszyscy zaczęli zawracać, zostawiając na wydmie leonidów i dwóch ludzi pustyni: włócznika i grubasa.
- Masz odwagę - szepnął ten drugi, oddając mu broń. - Ale twoja panna nie wygląda na zadowoloną.
- To przez nich prawdopodobnie Lavar ruszył nam na spotkanie. - wyjaśnił na szybko, idąc za Nani ze spuszczoną w pokorze głową. Nie liczył na wybaczenie, ani zrozumienie, bo w głębi duchu wiedział, że dobrze zrobił słuchając instynktu. W sumie liczył na to, że leonidka go skarci lub nim potrząśnie. W pełni zasłużył.
- Czego szukacie w naszym obozie? - zapytał nowo przybyły beduin w czarnych szatach z zakrzywioną szablą u boku. Był niższy od leonida, ale szerszy i z spotężnym brzuchem, rysującym się przez materiał.
- Schronienia - wyjaśnił Tarilion, wskazując na Nani, wciąż czerwoną na twarzy, patrzącą na niego z zamiarem popełnienia morderstwa z zimną krwią. Zapewne jej próba szukania pomocy drogą rozmowy przyniosłaby pożądany efekt, ale leonid wolał załatwić to tradycyjnym pokazem siły. Na wieść, że są sami, beduini nie musieli ich uznać za zagrożenie, a malujący się na ich twarzach spokój, kiedy mężczyzna przedstawił sytuację wyrażał dość, by Taril wiedział, że są przyjaźnie nastawieni.
Jeden z towarzyszy grubasa podszedł i rozbroił leonida, który bez sprzeciwu oddał dzidę.
- Burza nadciąga - powiedział do niego. - Nie proszę o wiele.
- Wiesz, że mógłbym cię zabić, lwie. A jednak zaryzykowałeś, dlaczego?
- Bo widzę, że nie dawno sami mieliście problem z lwami. I to jak zgaduję z dwónożnymi. Oboje możemy sobie pomóc.
Po tych słowach beduin, który wybiegł mu na spotkanie odwrócił się do swoich współplemieńców i krzyknął cos w swoim języku. Po zebranych przeszedł szmer, po czym wszyscy zaczęli zawracać, zostawiając na wydmie leonidów i dwóch ludzi pustyni: włócznika i grubasa.
- Masz odwagę - szepnął ten drugi, oddając mu broń. - Ale twoja panna nie wygląda na zadowoloną.
- To przez nich prawdopodobnie Lavar ruszył nam na spotkanie. - wyjaśnił na szybko, idąc za Nani ze spuszczoną w pokorze głową. Nie liczył na wybaczenie, ani zrozumienie, bo w głębi duchu wiedział, że dobrze zrobił słuchając instynktu. W sumie liczył na to, że leonidka go skarci lub nim potrząśnie. W pełni zasłużył.
- Nani
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 118
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Leonid
- Profesje: Myśliwy , Chłop
- Kontakt:
Nani nie zamierzała już nic mówić na temat zachowania Tarila. Przełknęła ślinę i uznała, że najlepiej będzie jeśli nie będzie się odzywać. No cóż... stało się i tyle, trzeba było wsadzić złość i dumę do kieszeni. Złość tak szybko jak się pojawiła tak szybko odeszła, nie było sensu się niepotrzebnie burmuszyć. Było – minęło. Nani ruszyła za beduińskim strażnikiem. Wspięli się na wydmę i kiedy stali w najwyższym jej punkcie pod nim rozciągał się widok wielkiego obozowiska nomadów. Wszędzie płonęły ogniska. Wielkie jurty rozstawione były dookoła, a przy nich krzątały się kobiety. Dzieci bawiły się i skakały wokół palenisk, śmiały się i cieszyły. Tak wyglądało ich codzienne życie. Choć przenosili się z miejsca na miejsce, to jednak jedno mieli w genach – miłość do rodziny. Gdziekolwiek by nie byli, cokolwiek by się działo wartości rodzinne stawiali na pierwszy miejscu.
- Irma! - krzyknął strażnik sprowadzając z wydmy Tariliona i Nani.
- Irma! - krzyknął raz jeszcze. Zza wielkiego namiotu postawionego po lewej stronie na brzegu obozowiska wyłoniła się kobieta. Miała długie, kruczoczarne, proste włosy i twarz anioła o wielkich, ciemnych oczach, Jej ciało owinięte było w jasne tkaniny, jak w suknie. Mimo luźnego ubioru, widać było, że jest w zaawansowanej ciąży. U jej boku szło dziecko. Dziewczynka, o takich samych włosach i oczach co matka. Na oko miała jakieś cztery, może pięć lat. Szła uczepiona maminej spódnicy, nieco z tyłu, trochę nieśmiało.
Zeszli z wydmy i znaleźli się tuż przy kobiecie. Nani uśmiechnęła się do niej życzliwie, a ona odwzajemniła uśmiech. Wyglądała na spokojną, opanowaną i przyjaźnie nastawioną niewiastę.
- Zajmij się nimi – rzekł strażnik.
- Mogą zostać na noc, potem odejdą – powiedział bardzo oschle mężczyzna, po czym odwrócił się i ruszył w stronę głównego namiotu. Kobieta kiwnęła głową po czym przeniosła wzrok na Nani.
- Witajcie – odezwała się w języku swojego plemienia, po czym zorientowała się, że przybysze z pewnością, jej nie rozumieją.
- Przepraszam – rzekła już we Wspólnej Mowie – czasem się zapominam. Nie przejmujcie się Nareem, on zawsze taki jest – wskazała ruchem głowy na wojownika, który jeszcze przed chwilą stał przy nich.
- Zbliża się burza – oświadczyła.
- Tak, wiemy – odpowiedziała jej Nani.
- Pewnie dlatego szukacie schronienia – dodała kobieta.
- Jestem Sarabi – przedstawiła się.
- Nani – rzekła i chciała przedstawić Tariliona, ale Sarabi ją ubiegła.
- A to zapewne twój mąż – Sarabi uścisnęła rękę Nani i wyciągnęła ją w stronę mężczyzny.
- Tak, to mój mąż – Nani nie wyprowadzała jej z błędu.
- Tarilion – przedstawił się leonid.
- Możecie zostać w naszym namiocie – Sarabi ruchem dłoni wskazała wejście do namiotu i ruszyła przodem. Mała dziewczynka ciągle trzymała się brzegu jej szat i szła za nią niczym cień.
Weszli do środka. Wewnątrz panował gwar. Szóstka dzieci w różnym wieku, trzej chłopcy i trzy dziewczynki. Najstarsze dziecko miało około dwunastu wiosen, najmłodsze mogło mieć jakieś dwa lata. Ale nie, było jeszcze jedno... Pod ścianą namiotu siedziały trzy kobiety. Starowinka o pomarszczone, brązowej twarzy z białym włosami zaplecionymi w warkocz. Kobieta nieco młodsza, lecz nie młoda i dziewczyna, młodziutka, mająca jakieś dwadzieścia lat. Na jej rękach spoczywało niemowlę, przyssane do jej piersi. Od razu widać było, że w namiocie siedzi kilka pokoleń jednego rodu. Wszyscy jego mieszkańcy, jak jeden mąż mieli czarne włosy i duże oczy, choć te różniły się już kolorami. Piwne, czarne i brązowe, w tych odcieniach były ich tęczówki.
Nani uśmiechnęła się przyjaźnie do siedzących w namiocie kobieta. Sarabi wskazała im miejsce z dala od nich, na przeciwległej ścianie. Na ziemi, pod całym namiotem rozłożony był gruby materiał, coś na kształt dywanu. Nie musieli więc brodzić we wszechobecnym piasku.
- Siadajcie. Jesteście głodni? - spytała ciemnowłosa.
- Nie, nie naprawdę – zaprzeczyła Nani.
- To może piwa? - zaproponowała Sarabi z uśmiechem. Nani odpowiedziała tym samym, dając do zrozumienia, że podziękują.
- Nie chcemy przeszkadzać, zostaniemy tylko do czasu aż minie burza. Przyjdzie w nocy, wiem to – Sarabi pokiwała głową.
- Nie przeszkadzacie, ale już was zostawiam – dodała i poszła do kobiet siedzących pod ścianą.
- Irma! - krzyknął strażnik sprowadzając z wydmy Tariliona i Nani.
- Irma! - krzyknął raz jeszcze. Zza wielkiego namiotu postawionego po lewej stronie na brzegu obozowiska wyłoniła się kobieta. Miała długie, kruczoczarne, proste włosy i twarz anioła o wielkich, ciemnych oczach, Jej ciało owinięte było w jasne tkaniny, jak w suknie. Mimo luźnego ubioru, widać było, że jest w zaawansowanej ciąży. U jej boku szło dziecko. Dziewczynka, o takich samych włosach i oczach co matka. Na oko miała jakieś cztery, może pięć lat. Szła uczepiona maminej spódnicy, nieco z tyłu, trochę nieśmiało.
Zeszli z wydmy i znaleźli się tuż przy kobiecie. Nani uśmiechnęła się do niej życzliwie, a ona odwzajemniła uśmiech. Wyglądała na spokojną, opanowaną i przyjaźnie nastawioną niewiastę.
- Zajmij się nimi – rzekł strażnik.
- Mogą zostać na noc, potem odejdą – powiedział bardzo oschle mężczyzna, po czym odwrócił się i ruszył w stronę głównego namiotu. Kobieta kiwnęła głową po czym przeniosła wzrok na Nani.
- Witajcie – odezwała się w języku swojego plemienia, po czym zorientowała się, że przybysze z pewnością, jej nie rozumieją.
- Przepraszam – rzekła już we Wspólnej Mowie – czasem się zapominam. Nie przejmujcie się Nareem, on zawsze taki jest – wskazała ruchem głowy na wojownika, który jeszcze przed chwilą stał przy nich.
- Zbliża się burza – oświadczyła.
- Tak, wiemy – odpowiedziała jej Nani.
- Pewnie dlatego szukacie schronienia – dodała kobieta.
- Jestem Sarabi – przedstawiła się.
- Nani – rzekła i chciała przedstawić Tariliona, ale Sarabi ją ubiegła.
- A to zapewne twój mąż – Sarabi uścisnęła rękę Nani i wyciągnęła ją w stronę mężczyzny.
- Tak, to mój mąż – Nani nie wyprowadzała jej z błędu.
- Tarilion – przedstawił się leonid.
- Możecie zostać w naszym namiocie – Sarabi ruchem dłoni wskazała wejście do namiotu i ruszyła przodem. Mała dziewczynka ciągle trzymała się brzegu jej szat i szła za nią niczym cień.
Weszli do środka. Wewnątrz panował gwar. Szóstka dzieci w różnym wieku, trzej chłopcy i trzy dziewczynki. Najstarsze dziecko miało około dwunastu wiosen, najmłodsze mogło mieć jakieś dwa lata. Ale nie, było jeszcze jedno... Pod ścianą namiotu siedziały trzy kobiety. Starowinka o pomarszczone, brązowej twarzy z białym włosami zaplecionymi w warkocz. Kobieta nieco młodsza, lecz nie młoda i dziewczyna, młodziutka, mająca jakieś dwadzieścia lat. Na jej rękach spoczywało niemowlę, przyssane do jej piersi. Od razu widać było, że w namiocie siedzi kilka pokoleń jednego rodu. Wszyscy jego mieszkańcy, jak jeden mąż mieli czarne włosy i duże oczy, choć te różniły się już kolorami. Piwne, czarne i brązowe, w tych odcieniach były ich tęczówki.
Nani uśmiechnęła się przyjaźnie do siedzących w namiocie kobieta. Sarabi wskazała im miejsce z dala od nich, na przeciwległej ścianie. Na ziemi, pod całym namiotem rozłożony był gruby materiał, coś na kształt dywanu. Nie musieli więc brodzić we wszechobecnym piasku.
- Siadajcie. Jesteście głodni? - spytała ciemnowłosa.
- Nie, nie naprawdę – zaprzeczyła Nani.
- To może piwa? - zaproponowała Sarabi z uśmiechem. Nani odpowiedziała tym samym, dając do zrozumienia, że podziękują.
- Nie chcemy przeszkadzać, zostaniemy tylko do czasu aż minie burza. Przyjdzie w nocy, wiem to – Sarabi pokiwała głową.
- Nie przeszkadzacie, ale już was zostawiam – dodała i poszła do kobiet siedzących pod ścianą.
- Tarilion
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 85
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Leonid
- Profesje:
- Kontakt:
- Uroczo tutaj - powiedział szeptem Taril, kiedy ich gospodyni zostawiła leonidów na osobności. A raczej na uboczu niedużej jurty, podzielonej tymczasowo na dwie części. Siedzące po przeciwnej stronie kobiety cały czas przyglądały im się z ukrycia, co jakiś czas upominając dzieci, by nie wpatrywały się jak sępy w hybrydową postać Nani. Pojawienie się leonidów w wiosce już pewnie rozeszło się po beduinach i część z nich właśnie stoi wokół namiotu, czekawszy aż któreś z nich wysunie choćby włos, by się im przyjrzeć. A przynajmniej dziewczynie. Taril nie posiadał umiejętności przybierania wyglądu hybrydy. Potrafił być człowiekiem lub lwem i nigdy się specjalnie nie zastanawiał nad przyczyną. Nawet będąc sam na sam z braćmi, którzy potrafili zmieniać się dowoli, żył w przekonaniu, że tak musi być i nie ma sensu drążyć tematu.
- Przepraszam za moje zachowanie - dodał po chwili, uniżając głowę. Cały czas mówił szeptem, w plemiennym dialekcie Mau, by kobiety i dzieci nie mogły podsłuchać. Dziewczyna pewnie chce już zapomnieć lub dawno zapomniała, ale Taril czuł, że musi to zrobić. Że nie może tak tego zostawić. - Nie wiem, co mnie pchnęło. Wybaczysz mi?
Później usiadł bliżej niej i oparł głowę o jeden z bocznych filarów jurty. Jego palce zatrzymały się na drzewcu dzidy, którą trzymał teraz na kolanach. Akt zaufania, jakim obrzucił go beduin był ogromny. W końcu oddał Tarilowi broń i wpuścił z nią do namiotu. W Mau panował zwyczaj nie trzymania broni w izbach mieszkalnych, bo zaburza to aurę rodzinną i prowadzi do kłótni. Dlatego cały oręż spoczywał przed chatą lub w specjalnej, glinanej wieży, służacej jako miejsce przemawiania wodza. Ciekawe jak dużo się zmieniło, pomyślał Taril. Nie było ich sześć dni. Wystarczająco długo, by rządy w wiosce zmieniły się trzykrotnie. Kto teraz panował? Czy wioska była cała? Co z jej mieszkańcami? Za dużo pytań, mało odpowiedzi.
- Przepraszam za moje zachowanie - dodał po chwili, uniżając głowę. Cały czas mówił szeptem, w plemiennym dialekcie Mau, by kobiety i dzieci nie mogły podsłuchać. Dziewczyna pewnie chce już zapomnieć lub dawno zapomniała, ale Taril czuł, że musi to zrobić. Że nie może tak tego zostawić. - Nie wiem, co mnie pchnęło. Wybaczysz mi?
Później usiadł bliżej niej i oparł głowę o jeden z bocznych filarów jurty. Jego palce zatrzymały się na drzewcu dzidy, którą trzymał teraz na kolanach. Akt zaufania, jakim obrzucił go beduin był ogromny. W końcu oddał Tarilowi broń i wpuścił z nią do namiotu. W Mau panował zwyczaj nie trzymania broni w izbach mieszkalnych, bo zaburza to aurę rodzinną i prowadzi do kłótni. Dlatego cały oręż spoczywał przed chatą lub w specjalnej, glinanej wieży, służacej jako miejsce przemawiania wodza. Ciekawe jak dużo się zmieniło, pomyślał Taril. Nie było ich sześć dni. Wystarczająco długo, by rządy w wiosce zmieniły się trzykrotnie. Kto teraz panował? Czy wioska była cała? Co z jej mieszkańcami? Za dużo pytań, mało odpowiedzi.
- Nani
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 118
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Leonid
- Profesje: Myśliwy , Chłop
- Kontakt:
- Nie mam czego wybaczać – powiedziała cicho.
- Postąpiłeś tak, jak uznałeś za słuszne. Ja po prostu zrobiłabym inaczej. Wiesz... nie zawsze ryczenia na cały głos kończy się zaproszeniem do namiotu – zażartowała.
- Ale już, było, minęło, nie warto tego rozpamiętywać. Najważniejsze, że mamy schronienie i dach nad głową. Przynajmniej do jutra. Z resztą na dłużej i tak nie powinno być nam potrzebne.
Nani nie chciała niepotrzebnie kłócić się z Tarilem. Zrobił to co zrobił. Skutki mogły być różne, na szczęście wyszło jak wyszło. Mieli dach nad głową i schronienie przed burzą, która nadciągała. Nani czuła, że maja może jeszcze pół godziny, może godzinę, nim nadejdzie. Czuła takie rzeczy swoim szóstym zmysłem. Jej więź z naturą była bardzo silna, tak silna, że zmiany pogody potrafiła wyczuć na kilka dni przed. Wiedziała, kiedy spadnie deszcz, a kiedy czeka ich susza. Czuła zmieniający się wiatr, zapach jaki niósł, jego wilgotność i siłę. Czuła dudnienie ziemi, słyszała szum rzeki i to kiedy się zmienia. Wiedziała o który kamień uderza woda, słyszała każdą nutę ze śpiewu ptaków. Z ich lotu potrafiła wyczytać nadchodzący deszcz czy burzę. I tak tez było tym razem. Powietrze zmieniło się kilka dni temu, czuła, że jest inne. Niosło ze sobą drobinki, które tylko ona potrafiła rozpoznać. Czuła cała sobą, że czeka ich walka z żywiołem.
- Pójdziemy nad rzekę? - zapytała zupełnie zmieniając temat.
- Obmyć się z tego kurzu i piasku? - zaproponowała.
- Mamy jeszcze chwilę czasu nim nadejdzie burza.
- Postąpiłeś tak, jak uznałeś za słuszne. Ja po prostu zrobiłabym inaczej. Wiesz... nie zawsze ryczenia na cały głos kończy się zaproszeniem do namiotu – zażartowała.
- Ale już, było, minęło, nie warto tego rozpamiętywać. Najważniejsze, że mamy schronienie i dach nad głową. Przynajmniej do jutra. Z resztą na dłużej i tak nie powinno być nam potrzebne.
Nani nie chciała niepotrzebnie kłócić się z Tarilem. Zrobił to co zrobił. Skutki mogły być różne, na szczęście wyszło jak wyszło. Mieli dach nad głową i schronienie przed burzą, która nadciągała. Nani czuła, że maja może jeszcze pół godziny, może godzinę, nim nadejdzie. Czuła takie rzeczy swoim szóstym zmysłem. Jej więź z naturą była bardzo silna, tak silna, że zmiany pogody potrafiła wyczuć na kilka dni przed. Wiedziała, kiedy spadnie deszcz, a kiedy czeka ich susza. Czuła zmieniający się wiatr, zapach jaki niósł, jego wilgotność i siłę. Czuła dudnienie ziemi, słyszała szum rzeki i to kiedy się zmienia. Wiedziała o który kamień uderza woda, słyszała każdą nutę ze śpiewu ptaków. Z ich lotu potrafiła wyczytać nadchodzący deszcz czy burzę. I tak tez było tym razem. Powietrze zmieniło się kilka dni temu, czuła, że jest inne. Niosło ze sobą drobinki, które tylko ona potrafiła rozpoznać. Czuła cała sobą, że czeka ich walka z żywiołem.
- Pójdziemy nad rzekę? - zapytała zupełnie zmieniając temat.
- Obmyć się z tego kurzu i piasku? - zaproponowała.
- Mamy jeszcze chwilę czasu nim nadejdzie burza.
- Tarilion
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 85
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Leonid
- Profesje:
- Kontakt:
Na propozycję leonidki, Tarilion zerknął na swój zakurzony ubiór, tors i ramiona. Jego skóra przybrała jaśniejszy odcień piasku, gdzieniegdzie poprzecinany ciemniejszymi plamami czystego ciała. Krótka kąpiel, kiedy jeszcze razem z Nani nocowali na cyplu na nic się nie zdała i wojownik przypominał upaprane po całodniowej zabawie dziecko. Przedarte były tego najlepszym przykładem. Mężczyzna żałował, że w pobliżu nie ma lwa lub hien. Z ich skór mógłby wykonać tymczasowe, mocniejsze odzienie. Nie tylko dla siebie, ale też dla niej. W końcu umiejętność szycia, kiedy Taril pomagał matce, by się do czegoś przydała, ale zważywszy na okoliczności kąpiel powinna wystarczyć. Mimo to i tak nie wyglądał najgorzej. Kątem oka dostrzegł, że jedna z kobiet, siedząca pod przeciwległą ścianą zerka na niego, a raczej na jego mięśnie, ledwo drgające z powodu rozluźnienia. Jednak Taril nie zwracał na nią specjalnej uwagi. Zdążył tylko zobaczyć, że oczy ma piwne i okolone długimi rzęsami, lecz przy pierwszym kontakcie uciekała wzrokiem zawstydzona.
- Prowadź - powiedział do leonidki, przeczesując palcami zlepione kurzem włosy.
Obóz beduinów od środka wyglądał nawet obszerniej niż przypuszczał, a tworzące jego ogrodzenie parawany ustawione były z rozmysłem. Na każde dwie jurty przypadał waśki pas ścieżki, przez to atakujący musieli przeskakiwać tylko w tych miejscach i najczęściej się zatrzymywali, gdy dalszą drogę zagradzało dwóch lub trzech wyszkolonych beduinów. Dalej wędrówkę utrudniały stojaki i ogniska, a także wozy, służące nie tylko do transportu. W walce mogły służyć za barykadę lub stanowisko łuczników. Całość patrolowana była przez zmieniające się warty i konne wypady zwiadowców przeczesujących pustynię. Nawet Mau nie miało takiego systemu. Taril pamiętał, jak ojciec pokazywał mu cztery wysokie punkty obserwacyjne, będącymi gliniano-drewnianymi basztami, na których zawsze stał łucznik, wojownik z dzidą i goniec w postaci chłopca, mającego roznosić meldunki. Sposób, choć prymitywny był skuteczny, lecz u przeciętnych ludzi nie wyszedłby za dobrze. Leonidzi widzieli i czuli lepiej niż oni i to im w zupełności wystarczało.
Idąc za Nani w stronę rzeki, uwagę leonida przykuła gromada beduinów, stojących w kręgu wokół dwójki mężczyzn, okładających się drewnianymi kijami. Ciekawy zamieszania, Taril podszedł bliżej, cały czas mając żonę w zasięgu wzroku, uszu i ręki. Krótko mówiąc, nie miał zamiaru jej puścić.
Kiedy przedarli się do przodu, jeden z mężczyzn leżał i obficie krwawił z nosa, podczas gdy drugi stał nad nim i przyciskał mu koniec drąga do szyji.
- To hanbo - wyjaśnił gruby beduin z szablą, ten sam, który rozbroił na wydmie leonida. - Służy do zaganiania kóz i mordobicia.
Wojownik uważnie przyjrzał się broni. Był to prosty kij, jak u dzidy, lecz grubszy i owinięty rzemiennym pasem. Na końcach zaś miał zgrubienia w postaci większych walców. Z dalszych słów grubasa dowiedział się także, że w walce korzystają z metalowych, co pozwala roztrzaskać głowę przeciwnika.
- Wygrał Halvar! - zawołał ktoś z tyłu, bazgrząc piórem strusia po drewnianej teseczce. - Kto następny?
- Zmierzysz się? - zapytał beduin, poklepując go po ramieniu. - Trwa właśnie turniej i jeśli dasz radę dotrwać do walki z mistrzem, wygrywasz nagrodę.
Taril uniósł brew w lekkim zdziwieniu, lecz zanim zapytał, grubas wskazał na namiot ich wodza.
- Nagrodą jest córka wodza. Niedługo stanie się kobietą i wódz chce ją wydać za mąż za najlepszego wojownika. Chętnych jest dużo, ale obecnie to mistrz areny ma największe szanse. Oczywiście jeśli ktoś go nie pokona.
- Kusząca propozycja - odparł Taril, patrząc raczej na dziwną broń niż na zawodnika. W Mau korzystali z prostych lag lub kijków, a do walki służyły im łuki, dzidy i noże. Ale cóż, co kraj to obyczaj. - Ale odmówię. Kobietę swego życia już mam. - dodał na odchodnym, kierując się z Nani w stronę rzeki, do której wskoczył.
- Prowadź - powiedział do leonidki, przeczesując palcami zlepione kurzem włosy.
Obóz beduinów od środka wyglądał nawet obszerniej niż przypuszczał, a tworzące jego ogrodzenie parawany ustawione były z rozmysłem. Na każde dwie jurty przypadał waśki pas ścieżki, przez to atakujący musieli przeskakiwać tylko w tych miejscach i najczęściej się zatrzymywali, gdy dalszą drogę zagradzało dwóch lub trzech wyszkolonych beduinów. Dalej wędrówkę utrudniały stojaki i ogniska, a także wozy, służące nie tylko do transportu. W walce mogły służyć za barykadę lub stanowisko łuczników. Całość patrolowana była przez zmieniające się warty i konne wypady zwiadowców przeczesujących pustynię. Nawet Mau nie miało takiego systemu. Taril pamiętał, jak ojciec pokazywał mu cztery wysokie punkty obserwacyjne, będącymi gliniano-drewnianymi basztami, na których zawsze stał łucznik, wojownik z dzidą i goniec w postaci chłopca, mającego roznosić meldunki. Sposób, choć prymitywny był skuteczny, lecz u przeciętnych ludzi nie wyszedłby za dobrze. Leonidzi widzieli i czuli lepiej niż oni i to im w zupełności wystarczało.
Idąc za Nani w stronę rzeki, uwagę leonida przykuła gromada beduinów, stojących w kręgu wokół dwójki mężczyzn, okładających się drewnianymi kijami. Ciekawy zamieszania, Taril podszedł bliżej, cały czas mając żonę w zasięgu wzroku, uszu i ręki. Krótko mówiąc, nie miał zamiaru jej puścić.
Kiedy przedarli się do przodu, jeden z mężczyzn leżał i obficie krwawił z nosa, podczas gdy drugi stał nad nim i przyciskał mu koniec drąga do szyji.
- To hanbo - wyjaśnił gruby beduin z szablą, ten sam, który rozbroił na wydmie leonida. - Służy do zaganiania kóz i mordobicia.
Wojownik uważnie przyjrzał się broni. Był to prosty kij, jak u dzidy, lecz grubszy i owinięty rzemiennym pasem. Na końcach zaś miał zgrubienia w postaci większych walców. Z dalszych słów grubasa dowiedział się także, że w walce korzystają z metalowych, co pozwala roztrzaskać głowę przeciwnika.
- Wygrał Halvar! - zawołał ktoś z tyłu, bazgrząc piórem strusia po drewnianej teseczce. - Kto następny?
- Zmierzysz się? - zapytał beduin, poklepując go po ramieniu. - Trwa właśnie turniej i jeśli dasz radę dotrwać do walki z mistrzem, wygrywasz nagrodę.
Taril uniósł brew w lekkim zdziwieniu, lecz zanim zapytał, grubas wskazał na namiot ich wodza.
- Nagrodą jest córka wodza. Niedługo stanie się kobietą i wódz chce ją wydać za mąż za najlepszego wojownika. Chętnych jest dużo, ale obecnie to mistrz areny ma największe szanse. Oczywiście jeśli ktoś go nie pokona.
- Kusząca propozycja - odparł Taril, patrząc raczej na dziwną broń niż na zawodnika. W Mau korzystali z prostych lag lub kijków, a do walki służyły im łuki, dzidy i noże. Ale cóż, co kraj to obyczaj. - Ale odmówię. Kobietę swego życia już mam. - dodał na odchodnym, kierując się z Nani w stronę rzeki, do której wskoczył.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości