Pustynia NanherZachodnie obrzeża pustyni

Ta kiedyś niesamowicie żyzna ziemia została spustoszona przez magię jakiej świat nie widział od tysięcy lat. Pięciu Przodków Czarodziejów próbujących zawładnąć czasem sprawiło iż Ziemie Nanheru pokryły tony piasku wyniszczając wszystko wokół, a ich samych pogrzebały w swoich otchłaniach.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Baltazar
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Zachodnie obrzeża pustyni

Post autor: Baltazar »

I tak to już było, że los nie uznawał równości. Dla jednych przeznaczona była praca w polu, dla innych przewodzenie wielkim armiom, podczas gdy jeszcze inni marnowali swój talent w obskurnej chacie, w miejscu zapomnianym przez większość bóstw, jak i ludzi. Wielu godziło się na taką kolej rzeczy, większość po prostu narzekała na to, co ich spotkało i nie robiąc nic w kierunku zmiany, przeklinali wszystko dookoła, aż osiągnęli wiek starczy, kiedy to czasami rozumieli swój błąd. Pozostawała jednak nieliczna garstka osobników, którzy mimo umiejętności, mocy i wszelakich cnót, nie wybierali ambitnej ścieżki, w której to wspinaliby się na szczyty sławy i bogactwa. Pozostawali nieznanymi osobistościami dla wielkich tego świata, a zarazem bardzo rozpoznawalni wśród plebsu i maluczkich. Baltazar, bo o nim mowa, wykorzystywał swoje niecodzienne zdolności do pomagania słabym, których życie przemijało bez uwagi świata. Wędrowny czarodziej, dziwak, osobnik zupełnie niepasujący do świata, w którym przyszło mu żyć. Wiele przypisano mu określeń, w lwiej części zresztą prawdziwych, jednak tylko nieliczni znali jego główny tytuł - Biały Nekromanta. Tytuł najczęściej nierozumiany, przez co budzący grozę i wyjątkowo skrajne uczucia, szczególnie wśród mniej bystrych ludzi, którym poprzysiągł pomagać. Na tyle tajemniczy, że nawet wielkie umysły Alaranii, nie musiały słyszeć o tej organizacji. I dobrze. Nie dbali oni o rozgłos. Swoje cele zazwyczaj ukrywali pod różnego rodzaju przykrywkami. I tak też czynił Baltazar...

W zimnej, szarej izbie, rozległo się potrójne pukanie o drewnianą podłogę. Huk zwiastował możliwość przyjścia kolejnego petenta. A okazała się nią, wcale niebrzydka wieśniaczka po pełnych kształtach. Na twarzy rumieniec dojrzał do kolory ostrej papryki, co niemal od razu dało magowi znać, że nie będzie to sprawa nadnaturalna. A przynajmniej taką miał nadzieję.
- Bo jo... tego... znoczy powitać... - Zaczęła bardzo elokwentnie, starając się zaakcentować powitanie poprzez ukłon, połączony z machaniem rękami i dygnięciem. Jednym słowem, nie wyszło jej za bardzo. - I ten... bo jo.. w takiej tego. - To była już trzecia godzina przyjmowania interesantów, przez co nawet Baltazarowi puszczały nerwy. Biedaczysko westchnęło, po czym znużonym głosem rzuciło wprost.
- No mówże dziewko. Nikt cię i tak nie usłyszy, a jak kto by podsłuchiwał to mu ręka uschnie. - I wtedy dało się słyszeć trzaski drewnianej i wysłużonej podłogi, mówiące o bardzo szybkiej ucieczce gdzieś za ścianą. Kobiałka spojrzała w tę stronę i nieco nabrała pewności siebie. Jednak dopiero kolejne poganianie poskutkowało i zmusiło ją do gadania.
- Bo jo kropki mam na tu! 0! - I wskazała miejsce palcem, wskazującym nigdzie indziej jak między nogi. Czarodziej bez zastanowienia, niemal natychmiast zabrał się do swej pracy.
- Wiesz czym jest irie... - Wróć! Czasem zapominał, że nazwy roślin różnią się zupełnie od tego jak nazywają je zwykli chłopi, dlatego szybko się poprawił, a jego słowa ruszyły innym torem. - Znasz taką roślinę, co ma trzy liście, na górze czerwoną kulkę i rośnie przy krzewach. - Dziewczyna od razu pokraśniała, zadowolona, że jednak zrozumiała co do niej mówi szanowny, wielki, światły człowiek. Potrząsnęła pyszczkiem na potwierdzenie i słuchała dalej.
- Zerwiesz dziesięć listków, zmielesz i zalejesz gorącą wodą. Odczekaj pół dnia i potem wcieraj po trochu przez parę dni. To wszystko. - I tak własnie wyglądała praca naszego bohatera. Na dziś jednak był już koniec i mógł w spokoju zarządzić fajrant. Drzwi do izby się zamknęły i nikt już go nie niepokoił. Starszy mężczyzna westchnął raz jeszcze, po czym ułożył się wygodniej na swym posłanku. Praca dla ludu skończyła się, jednak teraz miał do wykonania zadania daleko wykraczające poza pojęcie zwykłego człowieka. Czas zatrzymał się...


CDN.
Lorelei
Zbłąkana Dusza
Posty: 3
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smok solarny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lorelei »

W wiosce zapanowało wielkie poruszenie, kiedy słońce zostało skryte przez ogromną postać posiadającą skrzydła. Ogłuszający ryk roztoczył się po pustynnej okolicy, oznajmiając wszem i wobec nadejście nieszczęścia, którego świadkami będą najbliżsi mieszkańcy. Tylko niewiele osób przystanęło, aby zadrzeć w górę głowę i znieruchomieć w paraliżującym strachu, kiedy łuski potwora odbiły promienie słoneczne, rozświetlając sylwetkę na tyle, ażeby nie rozpoznać bestii w pierwszych minutach.
Mała dziewczynka płakała z zaciśniętymi piąstkami, którymi tarła swoje oczka i najprawdopodobniej nikt nie będzie w stanie uratować jej przed pożarciem. Krzyki paniki roznosiły się w wiosce, co odważniejsi mężczyźni chwytali za widły, a kobiety chowały się w swoich nędznych chatach, jak gdyby były w stanie uchronić je przed śmiercią nadchodzącą z pysku latającej bestii.
Nikt z obecnych nie zdawał sobie sprawy z tego, że ryk potwora jest desperacką prośbą o pomoc. Bowiem wszyscy zajęci byli własnymi sprawami i widzieli zwiastun rychłego nieszczęścia. Obniżyła lot, czując zmęczenie kolejnymi machnięciami potężnych skrzydeł i w końcu wyprostowała je, chłonąc całą ich powierzchnią ciepłotę słońca. Szybowała po bezchmurnym niebie, nie zwracając większej uwagi na panikujących na dole ludzi. Ona nie była dla nich zagrożeniem, jednak nikt prócz niej nie wiedział o tym.
Przymknęła ślepia, próbując cieszyć się otaczającymi ją podmuchami powietrza, które przygrzewały w przyjemny sposób i koiły zszargane nerwy. Zdawała sobie sprawę z nieuchronnej śmierci, która podążała za jej tropem – od kilku lat krok w krok za nią. Często bała się odwrócić przez ramię, aby nie dowiedzieć się że wróg czeka z wyciągniętym ostrzem. Teraz nie zastanawiała się nad tym, co zdarzyło się przed godziną ani jaki ją los czeka.
Podniosła pysk i wycelowała w kierunku słońca, zastanawiając się czy lepszym sposobem nie byłoby spalenie się w jego promieniach. To godniejsza śmierć niż z ręki parszywca. Zamrugała i zmusiła się do spojrzenia w dół, na ludzi którzy z pewnością znaleźli by resztki spalonego smoka i bogowie wiedzą, co by zrobili z jej ciałem.
Gdzieś w niej płonęła nadzieja, dość licha, że uda się jednak wywinąć Corneliuszowi. Wyczuła silną emanację magii, która zmusiła ją do ostrego skrętu w prawo i zaczęła kierować się w stronę chaty pustelnika. Nie wiedziała, że ktoś kilka minut temu puścił się biegiem w tę samą stronę. I podczas gdy ona wylądowała gdzieś w połowie drogi na krótki odpoczynek, ów mieszkaniec kontynuował dziki galop.
Położyła się na brzuchu, rozkładając skrzydła i łapiąc promienie słoneczne na łuski zbierała energię na dalszy lot. Czuła, że ma dwie godziny przewagi i postanowiła poświęcić kilka sekund odpoczynku. Zmęczenie organizmu potrzebowało jednak większej regeneracji i nim się obejrzała, drzemała niespokojnym i czujnym snem.
Awatar użytkownika
Baltazar
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Baltazar »

Myśli Baltazara przemierzały odległe tereny. Jego jaźń oderwała się od ciała i z niebywałym spokojem obserwowała teren dookoła z lotu ptaka. Cisza, spokój, żadnych dźwięków poza świstem wiatru. Pełne koncentracji spojrzenie, pomknęło ku wschodowi, na piaszczyste wydmy, skrywające niegdyś tętniące życiem miasto. Było ono nie lada gratką dla poszukiwaczy przygód ale i wiekowych magów, chcących zgłębić tajniki odległych wydarzeń. Czas nie miał w tej chwili znaczenia, gdyż zasady rządzące wszechświatem można było wykrzywiać, a czasem nawet łamać.
Spokojna wędrówka została jednak przerwana przez coś, co trudno mu było określić. Najpierw pojawił się niepokój, a tuż zanim przytłoczenie, ogarniające całą duszę maga. Czuł zbliżającą się ku niemu moc, która wprowadziła niemały chaos w jego podróży. Nim zdążył się rozeznać, czy ona jest, wielki cień padł w miejscu, gdzie się unosił. Nie dane mu było spojrzeć na właściciela, gdyż dużą siłą został odepchnięty i zmuszony do powrotu do swego ciała. A trzeba było zaznaczyć, że nie było to przyjemne. Baltazar oderwał się z miejsca, gdzie do tej pory wygodnie siedział i został odrzucony w bok. Przeleciał przez krzesła i z jękiem wylądował na podłodze pod ścianą.
- Na otchłań... - Stęknął, przewracając się na plecy. Chwilę mu zajęło nim uspokoił skołowane myśli. Dłoń uniosła się do barku, by go rozmasować. Ból nie był wielki, ale wątłe ciało Baltka nie było w stanie znieść zbyt wiele. Mężczyzna od dawna nie został tak brutalnie potraktowany, a co gorsza, nie znał powodu owego wydarzenia. To bolało go znacznie mocniej niż zbolały bark.
Podniósł się powoli, główkując co też mogło się wydarzyć, gdy ten rozległo się walenie do drzwi.
- Panie! Panie! - Przeczucie mówiło mu, że niebawem otrzyma odpowiedź na dręczące go pytania.
Ostatnio edytowane przez Arayo 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: Proszę stosować się do regulaminu pisania postów.
Zablokowany

Wróć do „Pustynia Nanher”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości