Pustynia Nanher[Wśród wydm i piaskowców] Wykopaliska

Ta kiedyś niesamowicie żyzna ziemia została spustoszona przez magię jakiej świat nie widział od tysięcy lat. Pięciu Przodków Czarodziejów próbujących zawładnąć czasem sprawiło iż Ziemie Nanheru pokryły tony piasku wyniszczając wszystko wokół, a ich samych pogrzebały w swoich otchłaniach.
Awatar użytkownika
Metatron
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

[Wśród wydm i piaskowców] Wykopaliska

Post autor: Metatron »

Dzisiaj mijały już trzy tygodnie od początku wykopalisk założonych przez Metatrona. Szczerze powiedziawszy, był to czas sporej bezczynności dla czarodzieja w oczekiwaniu na jakiekolwiek rezultaty. Aby te miały miejsce potrzeba było się doń dokopać. Co prawda pradawny liczył, że pokład wraz z ruinami odkryją już po dwóch tygodniach. Cóż, teraz czarodziej delikatnie się niecierpliwił.
Sama przestrzeń wykopalisk nie była rozległa. Wielki dół z drabinami i pewnymi poziomami, wokół którego rozrastały się namioty robotników i dość chaotycznie gromadzone zaopatrzenie. Prawdę mówiąc wielu robotników nie było. Po nieuniknionych przy takim dziele śmierciach, dalej było grubo ponad setkę solidnie opłacanych, w ramach rozsądku rzecz jasna, nie batożonych kopaczy oraz kilku historyków i zarządca. Na małym wzniesieniu z piaskowca znajdował się namiot czarodzieja i jego światy. Wyróżniał się żywą, błękitną barwą oraz bycia większym w środku niżeli na zewnątrz. Taka odrobina luksusu pozwoliła podzielić go na osobne miejsca do przyjmowania gości oraz bardziej intymne do snu czy zabiegów medycznych – które w przypadku czarodzieja bywały częste i żenujące. Nawet nieszczególnie wprawne magiczne oko mogło zauważyć, że okolica namiotu oraz on sam jest jałowy energetycznie. Mistyczna moc była odpychana czarem. W nocy skutkowało to szarą poświatą wokół jego siedziby. Na tym samym pagórku znajdowały się namioty historyków oraz nadzorców czy innych specjalistów.
Okolica prezentowała się co najmniej dziwnie. Kilka dni drogi od wykopalisk, na północy, znajdował się wielki, sferyczny krater niemal wycięty w skałach. Teraz częściowo zawiały go piaski oraz masa szczątków węży i skorpionów dziwnym trafem walających się z tym miejscu. Nieco bliżej w tym samym kierunku, bo nie całe pół dnia leżała wybita magią studnia głębinowa. To jedyny przejaw spektakularnej magii dokonany przez Metatrona na który zgodził się i tak niechętnie, nie chciał czarować tak blisko wykopalisk. Ogólnie czarodziej unikał magii mogącej płynąc na ewentualne znalezisko.
Szukali wszak wieży pewnego dawno już zmarłego maga. Maga dawnych cywilizacji. Dość powszechna wiedza mówiła: samotna baszta, zapewne otoczona drewnianymi zabudowaniami które już dawno rozłożył czas. Ezorah wedle podań – niestety kroniki prawie milczały na jego temat – miał być niezwykle cenionym alchemikiem i metalurgiem i na tego typu, trudne do zniszczenia czasem znaleziska liczył naprawdę czarodziej. Dość smutniejszą wieścią było, że Ezorah miłował się w skomplikowanych mechanizmach, a te w połączeniu z jego talentami do materiałów mogły dalej funkcjonować i chronić jego dom. Pewnego dnia mag ruszył na pustynie, oszalały z nieznanego powodu i zniknął w piaskach.
Karwany z zaopatrzeniem przybywały raz w tygodniu. Zarówno one jak i same wykopaliska były naprawdę słabo chronione, dziesiątka zbrojnych darmozjadów jak lubił się o nich wyrażać Douma nie stanowiła wielkiej ochrony w porównaniu do sali przedsięwzięcia.
***

Jednak dzisiejsza dostawa wydawała się zagrożona. Już od dawna dochodziły plotki o pustynnych elfach, nomadach garujących w okolicy. Podobno kilku obserwowało transport za każdym razem, robotnicy się ich bali, mówili o nich jako diabłach pustyni. Trzeba było przyznać, że było w nich coś upiornego. Tylko spogląda znad wydm na wielbłądy, w ciszy i spokoju. Nie udało nawiązać się kontaktu, nawet w celu zapłaty za ochronę czy dowiedzenia się o ewentualnych roszczeniach do tego obszaru, chociaż wedle informatorów takowych nie miało prawa być.
Dzisiejszego dnia, mimo mięcia już jego połowy, karawan jeszcze się nie pojawiła. Zamiast tego ze wschodu oraz północy nadciągają burze piaskowe. Niezbyt silne, nie zagrażały okolicy w najmniejszym stopniu. Podczas burzy jednak, łatwo się zgubić. Były uciążliwe.
Metatron siedział na lektyce przy swoim namiocie omawiając postęp prac wraz z zielarką. Dzisiaj czuł się lepiej. Oczekiwał na przybycie trzech osób z którymi chciał się widzieć. Właściwie to czterech, lecz nadzorca robotników czekał już w cieniu wielkiego głazu komentującego w swym rubasznym zwyczaju po co mieszać baby w ważne sprawy. Czarodziej puszczał te uwagi mimo uszu. Nie tylko nie lubił dyskryminacji, lecz każdego oceniał wedle możliwości. Fakt, że za dużo okazji do oceny nie miał gdyż raczej starał się unikać osobistych wizyt w obozowisku i wykopach do czasu znalezienia czegoś interesującego, wolał nie wzbudzać strachu i sensacji. Miast tego utrzymywał kontakt z wydarzeniami przez nadzorcę, wyjątkowo szorstkiego w obejściu jegomościa oraz dwóch braci ze swej świty.
Wezwał więc do siebie Sicisse z powodu jej wiadomej roli w przedsięwzięciu oraz szefową ochrony, choć dla czarodzieja nadal zagadką było, jak ta kobieta jest w stanie trzymać w ryzach najemników, którzy specjalnie się nie znali – Metatron nie chciał mieć na głowie zorganizowanej bandy najmitów.
Bowiem mieli pierwsze znalezisko. Niestety nie do końca takie, jakiego oczekiwali. Było niepokojące, nawet bardzo. Na razie utajone, aby nie powodować paniki.
Burza się zbliżała.
Ostatnio edytowane przez Metatron 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Eilein
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Eilein »

        Karawana mozolnie zbliżała się do celu swej podróży, grzęznąc w piaskach pustyni. Utknęli w środku burzy piaskowej, co znacznie utrudniło przeprawę. Kiedy wszyscy walczyli z piaskiem cisnącym się w oczy, jeden pasażer na gapę spokojnie spał wśród skrzyń z ładunkami. Mała wróżka leżała tuż przy beczce z winem, chrapiąc cichutko. Nasuwa się jednak pytanie: jakim cudem wróżka znalazła się w karawanie jadącej przez pustynię? Aby się tego dowiedzieć musimy się cofnąć parę dni wstecz.

        Wróżka siedziała na parapecie okna, kiedy jej uwagę przykuło coś, co dostrzegła na targowisku. Virtus był zajęty polowaniem i miała na niego zaczekać na tym parapecie, ale ciekawość zwyciężyła. Nie sądziła, że przez to się zgubi i będzie błąkać po mieście przez wiele godzin. W końcu zmęczone i spragnione stworzonko usiadło wśród pakunków i dostrzegło beczkę z winem. Z nieszczelnego kurka co jakiś czas skapywała kropla trunku. Eilein nie miała pojęcia co to takiego, lecz tak bardzo chciało jej się pić, iż w ogóle się nad tym nie zastanawiała. Zdumiona stwierdziła, że trunek smakuje wybornie i w dodatku wprawiał ją w dziwny stan otumanienia. Spodobało jej się to, a całe przygnębienie spowodowane zgubieniem przyjaciół ustępowało. Po wypiciu kolejnej kropli, zapadła w mocny, pijacki sen. Przez kilka następnych dni raczyła się chlebem, który podkradała ludziom prowadzącym karawanę i dalej popijała wspaniały trunek.

        Było już ciemno, kiedy karawana dotarła na miejsce. Minęło jeszcze trochę czasu nim wróżka się obudziła. Nie czuła się jednak najlepiej. W głowie jej huczało, a w ustach czuła taką suchość, że język przykleił się do podniebienia. Zrozpaczona zauważyła, że z kurka nie kapie już cudowny napój. Musiała znaleźć coś innego, by ugasić pragnienie. Nieco chwiejnie stanęła na nogach i rozejrzała się dookoła. Nie zdołała nic dostrzec przez otaczające ją pakunki, więc zatrzepotała skrzydełkami i uniosła się do góry. Kiedy udało jej się ustabilizować tor lotu, wychyliła ostrożnie maleńką główkę by przyjrzeć się miejscu w jakim się znalazła. Jakież było jej zdziwienie, kiedy zobaczyła piasek, pełno piasku. Marszcząc brwi, zastanawiała się, co też ludzie mogli tutaj robić. Uciążliwy ból głowy skutecznie ukrócił jej rozmyślania, wyleciała więc z kryjówki w poszukiwaniu wody. Miała niewielkie problemy z utrzymaniem właściwego kierunku lotu, co ją nieco martwiło, jednak rozmyślania pozostawiła sobie na później. Latała wśród kurzu, starając się unikać bezpośrednich kontaktów z ludźmi w obawie przed kolejnym zamknięciem w słoiku.
        Wleciała do jednego z namiotów. Jej uwagę natychmiast przykuł kubek. Widziała już kiedyś coś takiego i wiedziała, że ludzie zwykle nalewają do środka różne napoje. Czym prędzej pomknęła w jego kierunku i przykucnęła na uchwycie, zaglądając do środka. Z kubka unosił się delikatny zapach jakiś ziół, ale Eilein to nie przeszkadzało. Ponieważ napój nie sięgał krawędzi kubka, przewiesiła się przez krawędź i zaczęła łapczywie chłeptać wywar. Była tak skupiona na zaspokojeniu swojego pragnienia, że wlatując do namiotu nie zauważyła siedzącej przed nim postaci.
Awatar użytkownika
Janis
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: człowiek - najemnik
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Janis »

Ostatnie trzy tygodnie były dla Janis istnym koszmarem. Debiutancka rola przełożonego zgrai słabo opłaconych osiłków, jaką w tym momencie zmuszona była odgrywać, nie odpowiadała jej w najmniejszym stopniu. Pierwszym czynnikiem, doprowadzającym ją do szału było słońce, które uparcie wisiało nad ich głowami, złośliwie usypiając ich czujność i wysysając zeń wszelką energię. Drugim była niekompetencja i głupota samych najemników, z którymi przyszło jej się zmagać. Naprawdę ciężko jest utrzymać w ryzach grupę znudzonych głupków. I nie chodzi tu o brak inteligencji, a zwyczajną ludzką „głupotę czynu”. Ci ludzie nie posiadali za grosz determinacji, szacunku, czy chociażby profesjonalizmu, a przy tak dużym przedsięwzięciu, jakim było owo wykopalisko, tego właśnie pracodawca wymagał od swoich zatrudnionych. Zwłaszcza jeśli chodzi o bezpieczeństwo swojego interesu. Wobec tego Janis czuła się zobowiązana, aby przemówić swojej bandzie do rozsądku, co było zajęciem niebywale męczącym i nader trudnym. W szczególności, że momentami sama miała ochotę wyłożyć się na rozgrzanym piasku i pobłądzić w przestworzach własnego umysłu. Oczywiście znalazło się i kilkoro takich, którzy bez piśnięcia wykonywali jej polecenia, mając się cały czas na baczności, lecz stanowili oni zdecydowaną mniejszość tej i tak nielicznej grupki ochroniarzy.

Tego dnia zarówno z północy, jak i ze wschodu nadchodziły burze piaskowe. Już rankiem można było dostrzec agresywny zarys pyłowych chmur, kłębiących się groźnie na horyzoncie. Właśnie one były kolejną rzeczą, do której dziewczyna zwyczajnie nie potrafiła się przyzwyczaić. Nad wyraz natrętne, a dorzucając doń występujące za dnia na pustyni nieludzkie temperatury klimat stawał się po prostu nie do zniesienia.

Janis ruszyła w stronę namiotu Metatrona, mózgu całej operacji. Czuła, że coś wisi w powietrzu. Pradawny nie zwracałby się do ochrony, gdyby nie było to naprawdę konieczne.
Nawiasem mówiąc jego osoba wciąż pozostawała dla niej zagadką. W jej życiu był jak dotąd jedyną nieodgadnioną postacią. Zwykle jedno spojrzenie zdradzało Janis z kim ma do czynienia, lecz nie w tym przypadku. Zmarszczki na jego ciele powinny mówić jej tak wiele, a nie mówiły prawie nic. Jego oczy głębokie, nieco zmęczone winny co do roku zdradzić jej wiek czarodzieja, jego tryb życia, witalność, a tu cisza. Szum w głowie. Pobudzało to tylko jej zmysły i wzmagało ciekawość.
Wreszcie dotarła pod siedzibę starca i stanęła przed nim, czekając, aż przemówi.
Awatar użytkownika
Sicissa
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:

Post autor: Sicissa »

Jeszcze ponad tydzień temu znajdowała się w Fargoth, spędzając każdy wieczór w innej karczmie. I zapewne dalej by tak było, gdyby nie chęć łatwego zysku. Cóż, dziewczyna nigdy nie potrafiła się oprzeć, gdy ktoś proponował jej wystarczająco ciężką sakiewkę.
Wszystko zaczęło się w wątpliwej jakości gospodzie "pod rozwrzeszczaną wiwerną". Sączyła akurat trunek, który zdaniem właściciela tego przybytku miał być winem, gdy podsłuchała jego rozmowę z jakimś zarośniętym drabem. Ponoć jakiś stary czarodziej szukał ludzi do pracy na wykopaliskach na pustyni Nanher. W głowie kotołaczki natychmiast zaświeciły się stosy monet, oraz cennych kamieni, które można ponoć znaleźć w takich miejscach. Widząc, że mężczyzna opuszcza gospodę, szybko dopiła wino i zostawiając zapłatę na stole ruszyła za nim. Złapała go kawałek dalej, okazało się, że jest nadzorcą na tych wykopaliskach. Wykorzystując swoją urodę udało jej się wyciągnąć, że nie znaleźli jeszcze nikogo, kto znałby się na mechanizmach i był w stanie rozbroić ewentualne pułapki. Gdy w końcu ich rozmowa się zakończyła, Sicissa została z obietnicą dostania posady "włamywacza", oraz sakiewką mężczyzny. To ostatnie potraktowała jako nieświadomą zaliczkę za jej usługi. Wyruszyli dwa dni później wraz z kilkoma mężczyznami, których również skusiła obietnica zarobku. Na ich nieszczęście, kotołaczka żadnemu z nich po drodze nie dała się obmacywać. Zaś jeden z nich, dotarł nawet na miejsce ze śladami jej pazurów, na prawym policzku.
Teraz siedziała w namiocie, który dzieliła z całkiem ładną przełożoną ochroniarzy, nudząc się jak nigdy. Te parę dni, które tu spędziła początkowo dostarczyły jej nie lada rozrywki. Z jednej strony odganiając się od namolnych chłopów. Niektórzy chyba nawet uznali za cel swojego życia, zaciągnąć ją na siano. Choć chyba w przypadku tego miejsca lepszym określeniem byłoby "na wydmę". Czasem pozwalała im pomarzyć, obiecując różne przywileje, za wygranie z nią w karty, lub też trzy kubki. Rzecz jasna, kantowała przy tym ile tylko się dało, co kończyło się jej wygraną. Mężczyźni zaś zdążyli parę razy zostać w samej bieliźnie i by odzyskać rzeczy musieli przynieść wodę na jej kąpiel. W końcu rozniosła się plotka o jej kantowaniu i choć nikt jej nigdy nie przyłapał, straciła "swoich" tragarzy. Liczyła, że gdy dotrze nowa karawana, znajdzie znów kilku naiwniaków, którzy dadzą naciągnąć się na grę kilku nowych, nim ktoś ich ostrzeże.
Nim jednak miała okazję, by się o tym przekonać została wezwana do namiotu Metatrona. Zastanawiając się co też znowu ten staruch chce, opuściła namiot. Widząc już na miejscu Janis, obrała trasę tak, by ta nie dostrzegła jej nadejścia. Podkradła się do niej najciszej jak umiała i gdy tylko znalazła się dostatecznie blisko, nie mogąc się powstrzymać, klepnęła ją w tyłeczek, zdaniem kotołączki całkiem zgrabny.
- Bu! - Stanęła obok Janis, mrugając do niej i natychmiast po tym robiąc niewinną minę.
Awatar użytkownika
Metatron
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Metatron »

Zimny wiatr zwiastował nadchodzące burze lecz na razie był nieszkodliwym, uprzyjemniającym zebranie przed namiotem pradawnego elementem otoczenia. Nadzorca mrużył oczy – to Metatron zauważył już od pewnego czasu, iż tak u owego szorstkiego osobnika przejawia się wysiłek intelektualny. Tak jak wtedy, gdy po raz pierwszy został zbesztany kilka pokoleń w tył mówiąc do czarodzieja na ty, wtedy w podobny sposób się zastanawiał. Metatron ciągle zapominał jego imienia...
- Witajcie – zaczął pradawny krótkim powitaniem. W zasadzie można uznać to za pewien postęp towarzyszki gdyż zazwyczaj nie witał się z niżej urodzonymi i zrazu przechodził do rzeczy, częściowo z przyzwyczajenia, częściowo oszczędzając swój niknący głos. Czarodziej mówił już prawie tysiąc lat i jego słowa miały jednak pewną wagę i cenę. W tej chwili cenę jego zdrowia.
Kropla potu galopowała bo bruzdach czoła pradawnego. Zielarka ruszyła do namiotu zostawiając ich samych. Najpierw czarodziej pozwolił przedstawić fakty nadzorcy, samemu ograniczając się do komentarza po wszystkim.
- Tssssssak... - zaczął powoli nadzorca nie czyniąc sobie głupoto aby poderwać się z ziemi. - Wczoraj, pod koniec dnia kopacze odkryli docelowe ruiny. Wąski kawałek płaskiego dachu, na bokach piaskowiec, cholera wie jak jak długo. Zgodnie z zaleceniami kazałem ponownie zakopać miejsce i nastraszyłem całą trójkę nim nie zorganizuje się czegoś konkretnego, zabezpieczenie przed szabrownikami i głupimi babami – nadzorca wyszczerzył się w kierunku szefowej ochrony jadowicie. Zapadło chwilowe milczenie. Coś wisiało w powietrzu.
- robole jak to robole, pili na noc. Mieli wolne na dziś z okazji znaleziska, obiecałem im dać premie za trzymanie gęby na kłódkę. Tylko ochrona... Nie działa? Nie ma ich? Robole, zniknęli, jak kamień w wodę! Ale to w zasadzie nic, rano ich nie było już. W sumie nie powinien mówić o zaginięciu. Rano znalazłem głowę jednego w mim namiocie, w skrzyni. Ochrona, psia mać – na koniec nadzorca splunął na piasek pogardliwie. I liścik był wetknięty w usta.
- Owszem. - Metatron przejął pałeczkę mówienia nie zagłębiając się jak dozorca wykopalisk znalazł kawałek pergaminu wetknąwszy głęboko w usta nieboszczyka oraz czego tam szukał. Pradawny zakaszlał.
- Głowa została pocięta, wyryto na jej powierzchni dość prymitywne runy, zepsute w moim mniemaniu. List głosił tylko słowo: wojna. Nic ponadto – przerwa, czarodziej dyszał, oddech miał świszczący – nie wyczułem śladu magii, ktoś chce odwieść mnie od przedsięwzięcia. Pan nadzorca nalegał, wobec zaistniały okoliczności, aby jeszcze dziś zejść do wieży i zabezpieczyć pobieżnie pokład przed kradzieżą.
Tyle czarodziej powiedział, tylko tyle lecz w jego cichym głosie tkwiła nuta niepokoju. Chociaż wszystko wskazywało na upozorowanie klątwy, stosowane często, nader często to jednak zawsze gdy o tym wspomnieć miał dreszcze. Nie był to wszak grobowiec ni nic czarnoksięskiego. Ruiny, zwykłe ruiny. Nic niezwykłego. Zwłoki za bardzo same w sobie go nie przeraziły. Mając tyle lat nawykł, że ludzie odchodzą niezwykle szybko. Byli trochę jak tańczący pył w trybach maszyny cywilizacji.
***

Zohara czekała właśnie na zaparzenie się ziół aby przemieszać świeże z odleżanymi w starej proporcji pół na pół odpowiedniej dla Metatrona. Niestety, zielarka zdążyła zauważyć, iż z odstałych ziół chłepcze wróżka.
- Kradzione nie tuczy kruszyno, co? - Zielarka zaśmiała się serdecznie lecz jednocześnie pochwyciła wróżkę za nogę, drugą dłonią zabrała kubek z ziołami.
Wyłoniła się z namiotu akurat gdy Metatron skończył mówić, ukazując wszystkim obecnym swoją zdobycz. Czarodziej zmrużył oczy jakby energia we wzorcu wróżki go trochę raziła, jak iskierka.
- Połóż ją – stwierdził gdy Zohara odkładała Eilein na kamyk. Jak do tej pory był spokojny lecz za w każdej chwili mógł wybuchnąć.
- Dlaczego nas szpiegujesz? - zapytał lekko uniesionym głosem.
Awatar użytkownika
Eilein
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Eilein »

        Wróżka łapczywie chłeptała napar, kiedy nagle ktoś w namiocie się odezwał. Aż podskoczyła ze strachu, lecz zanim zdążyła odlecieć, została złapana za nogę i gdzieś zaniesiona. Eilein zaczęła się szamotać i trzepocząc skrzydełkami, rozpaczliwie próbowała się wyrwać, jak jej się wydawało, z uścisku śmierci. Biedna kruszyna walczyła ze wszystkich sił, zalewając się przy tym łzami. Jakie było jej zdziwienie kiedy została delikatnie położona na kamieniu. Stanęła na drżących ze strachu nóżkach i rozejrzała się dookoła. Skuliła się na widok wpatrzonych w nią wielkich twarzy i aż się przewróciła ze strachu kiedy jeden z ludzi przemówił. Spojrzała na niego. Był naprawdę paskudny, jeszcze nigdy nie widziała tak brzydkiego człowieka. Wyglądał jak pomarszczona śliwka, tylko nie był fioletowy. Głos mężczyzny był charczący i zagniewany.
        Wróżka skuliła się ze strachu, przez co wydawała się jeszcze mniejsza niż w rzeczywistości była. Drżącym ze strachu głosem wyłkała przez łzy:
        - Bardzo przepraszam, nie chciałam was szpiegojegować. Szpiegojegowałam was bo chciało mi się pić. Obiecuję, że już nie będę szpiegojegować waszych naparów z ziół.
        Widząc niezrozumienie i rozbawienie na twarzach otaczających ją osób, dodała:
        - Bo pan pyta dlaczego wypiłam ten napar, prawda? Nie wiem co znaczy to słowo którego pan użył.
Awatar użytkownika
Janis
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: człowiek - najemnik
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Janis »

Janis słuchając słów nadzorcy czuła jak powoli zalewa ją krew.
- Ochrona, psia mać - przedrzeźniła go pod nosem z goryczą w głosie.
Była wkurzona na siebie, na swoją wesołą gromadkę oraz na natrętnego nadzorcę. Jak mogła dopuścić do czegoś podobnego? To w końcu należało do jej obowiązków i to ona obarczona była ciężarem odpowiedzialności za tego typu zdarzenia. A nadzorca swoim nastawieniem tylko pogarszał sytuację. W tym momencie przypomniała sobie jak bardzo nienawidzi tego miejsca i wszystkiego co z nim związane. Nie była tu sobą. Zwykle niezwykle bystra i błyskotliwa tutaj zamieniała się w rozdrażniony kłębek nerwów. Odkąd pamięta działała solo, jest typem indywidualisty, introwertykiem. Przebywanie w samotności nie stanowi dla niej żadnego problemu, wręcz dodaje jej otuchy i w pewien sposób mobilizuje. I choć wydawanie rozkazów przeychodzi jej z łatwością, nie potrafi zmusić co bardziej opornych do ich wykonywania. Tak. Pierwsze, co zrobi zaraz po powrocie z tej przeklętej dziury, to złoży zażalenie do pracodawcy dotyczące zatrudnionych ochroniarzy.
- Zadbam o to, by moi ludzie mieli się na baczności - rzekła, ignorując nieco przybyłą przed chwilą zielarkę oraz wróżkę- Skupię większą część ochrony we wskazanym miejscu, nic, ani nikt nieupoważniony nie zbliży się do wieży na krok - zmierzyła nadzorcę, zdawkowo analizując jego wygląd. Nie tylko robole popijali poprzedniego wieczora. Prostak, przeszło jej przez myśl, niegodny zaufania, niewart zachodu. Spojrzała na swoją współlokatorkę, po czym jej wzrok spoczął na skąpanym w chmurze pyłu widnokręgu.
- Ktokolwiek podrzucił tę...głowę... Szczerze wątpię, że przemyślał swoje działania - powiedziała ściszając głos, tak, aby skrzydlate stworzonko nie było w stanie jej usłyszeć. - Co zrobiono ze szczątkami? - rzuciła w stronę nadzorcy ignorując jego szydercze spojrzenie. - Mogłabym rzucić na nie okiem?
Zawiesiła wzrok na zmieszanej wróżce. Jeszcze nigdy orzedtem nie spotkała podobnego stworzenia.
Awatar użytkownika
Sicissa
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:

Post autor: Sicissa »

Trupy w namiotach. To się zdecydowanie kotołaczce nie podobało. Jeśli zabójca był w stanie przedostać się do ich obozu, zabić dowolną osobę, poćwiartować i schować do skrzyni - to się jej ewidentnie nie podobało. Jej skromnym zdaniem była to robota pustynnych elfów. Postanowiła jednak odsunąć czarne myśli o swojej śmierci i skupić się na znaczenie przyjemniejszej informacji.
- Powinniśmy jak najszybciej zbadać wnętrze budynku, który znaleźli robotnicy. Póki nie rozniosła się plotka o klątwie...
Gdy to mówiła jej uwagę przyciągnęło pojawienie się zielarki z wróżką. Sicissa przekrzywiła głowę w prawo i zastrzygła uszami. Milczała jednak tylko obserwując.
Awatar użytkownika
Metatron
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Metatron »

Metatron z rosnącym załopotaniem pomieszanym ze wzrostem sympatii do wróżki. Powinien pamiętać, że naturianie to w zasadzie dość pocieszne i nieszkodliwe istoty, przynajmniej ci z którymi miał do tej pory do czynienia i raczył zwrócić uwagę. Chociaż w starych starych oczach nazbyt wiele istot dostawało etykietę niegroźnego. Tymczasem nadzorca skrzywił się spoglądając na wróżkę jak na idiotkę. Nie było mu do śmiechu.
- Dobrze, dobrze już... - czarodziej uspokoił Eilein, kropla potu ciekła mu po czole, mówił nawet wyraźnie jak na siebie - ...Sicissa, Janis, możecie się nią zająć, jest zagubiona. Spotkamy się na miejscu.
Kiwnął głową aby mogli się rozejść. Nadzorca poprowadził bez słowa Janis do swego namiotu, głowę miał schowaną w worku. Głowa jak to odcięta głowa ani nie prezentowała się najlepiej ani najlepiej na pachniała, chociaż najmocniejszy był zapach... Spalenizny. Cięcia dokonano bez trud, gładko za jednym zamachem, odrobinę na skos. Ten który go dokonał musiał być dobrym szermierzem dysponującym niebywałym orężem – gdyż składy wskazywały raczej na miecz lub szablę niżeli topór. Rana na szyi została dokładnie przypalona jakby odcinać ją rozgrzanym do czerwoności ostrzem.
- Krew jeszcze ściekała, zababrało mi całą skrzynie – wyjaśnił dość rzeczowo przyglądając się wyciętym na obliczu runom. Również były przypalone lecz inaczej, tylko obwódki zwęglonej skóry wokół nich zdradzały ten fakt. Rany mieściły się głównie w okolic kości czaszki i szokowały swą głębokością, niemal ich sięgając. Być może lekarz mógłby stwierdzić czy faktycznie wyryto znaki również na kościach.
- Reszty ciała nie ma, kartę oddałem staruchowi... Znaczy se Metatronowi – wyszczerzył zęby złośliwie – czy jak mu tam. I będę naciskał abyś wyjaśniła tą sprawę – spojrzał w oczy kobiety hardo. Zaiste był to człowiek może odrobinę nieokrzesany którego natura obdarzyła zadziwiająca dobrą cerą, golił głowę na łyso. Ile mógł mieć tak naprawdę lat? Czterdzieści? Pięćdziesiąt? Pół wieku przez które wywalczył sobie obecną pozycje, wyłączył niczym innym jak uporem, surowością i być może bezwzględnością. I wszystko wskazywało na to, że nie tylko nie lubił kobiet pełniących ważne funkcje co miał bardzo za złe niedopilnowanie obozu.
***

To co miało być chwilą czasu określaną jako chwila rozciągnęło się do naprawdę sporej przerwy wskutek komplikacji na jakie napotkali się kopacze dając czas na przygotowanie potrzebnych środków. Metatron siedział na lektyce tuż przy krawędzi docelowego wykupu już oczyszczonego z piesku. Mieścił się on w jeszcze większej dziurze głównego ternu wykopalisk otoczonego namiotami. Wykop do ruiny faktycznie zewsząd odgradzał piaskowiec, trzy metry głębokości, na dno schodziło się drabiną stając na ciemnym, zimnym kamieniu dachu wierzy mając nieopodal dość wąską klapę do środka, częściowa przysłoniętą ścianami dołu. Nikt nie poszerzył wejścia kilofem. Metatron nie mógł wyjść z podziwu jak konstrukcja utrzymywała na dachu takie ilości podkładu skalnego, wedle jego wiedzy powinna się zapaść pod taką masą. Bracia siedzieli na krawędzi w milczeniu. Podobnie para uczonych, historyk tutejszego regionu oraz jego kolega po fachu z bardziej praktycznej strony – archeolog.
Milczenie – tak, to zdecydowanie najlepsze słowo opisujące sytuacje na pobliskim terenie. Robiło się coraz ciemniej, rozpalono pochodnie. Lecz dawały one tylko nikłe światło, praktycznie cała załoga obozowiska siedziała w namiotach mając je za chronienie przed nadciągająca burzą. Zimne powietrze niosące burzę mieszało się z tym podgrzanym przez parujący piasek. Wiatr wzmagał się, niósł drobinki pyłu. Koniec końców teren obozu przypominał wymarły. Martwy i spokojny. Nazbyt martwy, nazbyt spokojny. Czarodziej poprosił tylko aby w pobliżu zostało czterech robotników opowiadających właśnie na uboczu sprośne żarty – nadzorca gdzieś wybył – oraz lekką obstawę zbrojnych. Czegoś się obawiał. Oczekiwał właśnie przybycia Sicissy. Miał dość proste dyspozycje. Żadnej brawury, zejść tylko do środka, wyrysować pobieżny plan wnętrza i oznaczyć ewentualne dalsze wejścia, zabrać co cenniejsze rzeczy będące na wyciągnięcie ręki.
Z wejścia do wieży bił nieprzyjemny, grobowy chłód, zapach przypominał odrobinę woń z wielu domostw z w tym obszarze, szczególnie takich opuszczonych z rożnych przyoczny. Więc był to zapach stagnacji i zapomnienia niesionego przez wiekowy pył. Zielarka nuciła pod nosem piosenkę spoglądając na niebo.
Burza była coraz to bliższa.
Awatar użytkownika
Eilein
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Eilein »

        Drżącymi rączkami otarła załzawione oczy, próbując się uspokoić. Zaciekawiona poleciała za kobietą o krótkich brązowych włosach. Ani ona, ani mężczyzna chyba nie zauważyli, że wróżka cichutko leci za nimi. Eilein wytrzeszczyła swoje błękitne oczka tak, że niemal jej wylazły z orbit. Z przerażeniem wpatrywała się w odciętą głowę, która została wyciągnięta z worka. Chwilę była jak sparaliżowana, po czym zawyła:
        - Proszę nie odcinajcie mi głowy! Ja naprawdę nie chciałam wypijać tego naparu! – Łkała zrozpaczona. Jej piskliwy głosik podniósł się o kilka oktaw, drażniąc uszy. Spanikowana wyleciała pędem z namiotu, nie dając nikomu czasu na wyjaśnienia. Kiedy była już na zewnątrz nie bardzo wiedziała gdzie ma lecieć. W efekcie miotała się w różne strony, niczym owad uwięziony w szklanym słoju. W końcu drżąc, poleciała w stronę rudowłosej dziewczyny. Zakryła się pod zasłoną rdzawych włosów i pisnęła jej cichutko do ucha:
        - Proszę, proszę, proszę! Nie pozwól im odciąć mi głowy!
        Głupiutkie stworzonko najwyraźniej nie pomyślało, że przy jej rozmiarach szybciej i łatwiej byłoby ją rozgnieść za pomocą buta, niż bawić się w odcinanie maleńkiej łepetynki.
        Przez chwilę przyglądała się rudym włosom, po czym westchnęła wyraźnie zachwycona:
        - Masz piękne włosy.
Awatar użytkownika
Janis
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: człowiek - najemnik
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Janis »

Janis podążyła za nadzorcą do namiotu. Zaraz po wejściu do środka uderzyła ją gęsta fala stęchlizny, następnie do jej nozdrzy dotarł ciężki odór palonego mięsa.
- Ożesz kur... - bąknęła, dłonią zakrywając nos oraz usta.
Mężczyzna wyciągnął głowę z worka, uwalniając kolejną chmurę niewyobrażalnego smrodu. Janis przykucnęła przy niej, dokładnie badając cięcia. Sprawna ręka, rewelacyjne ostrze, nie każda bowiem broń umożliwia zadanie tak precyzyjnego ciosu. Przyjrzała się dokładniej. Cięcie nie było idealne, choć wiele nie brakowało. Na skraju odciętego kręgu widać było ledwie zauważalne zazębienie. Nie miało to jednak większego znaczenia. Przypalone rozgrzanym ostrzem rany nie zdradzały materiału, z jakiego wykonano oręż zabójcy, określały jedyne jego grubość. Runy wyryte na czole mówiły tylko tyle, iż ktokolwiek odpowiedzialny za śmierć delikwenta, jest w stanie posunąć się bardzo daleko, aby osiągnąć swój cel. Cel, którym było wypędzenie ich z terenu wykopalisk.
Z zadumy wyrwała kobietę wróżka, która pisnęła coś cichutko, po czym odfrunęła. Janis wcześniej nie wyczuła jej obecności, teraz tylko wyjrzała na sekundę z namiotu, podążając wzrokiem za stworzonkiem, po czym schowała się z powrotem do środka.
Przystanęła na chwilę wpatrując się w przestrzeń, chwilowo ignorując podejrzliwe spojrzenie nadzorcy. Wtem ujrzała coś bardzo nietypowego na zmasakrowanej twarzy robotnika. Jego źrenice, do połowy zakryte opuchniętą powieką, były ledwie widoczne, a zmatowiała tęczówka zachowała błękitnawy odcień. Janis znów podeszła bliżej. Założyła rękawiczki i maksymalnie rozchyliła szczękę martwego. Czynność ta wymagała nie lada wysiłku. Odkleiła zeschnięty język od podniebienia i przy pomocy niewielkiej lampki, zajrzała do przełyku. Tak jak podejrzewała, gardło było nieco wypalone i nadmiernie sine, nawet, jak na wnętrzności trupa.
- Otruli go - mruknęła pod nosem.
Rana została zadana w silnym uśpieniu. Robotnik nie zdążył nawet się zakrzywić w agonii, informacja o bólu nigdy nie dotarła do jego mózgu. Całkiem możliwe, że rany zostały zadane na miejscu. A krzyk poderwałby na nogi wszystkich zgromadzonych wokół ruin. Czy istnieje więc mądrzejsze posunięcie, niżeli trucizna?
Elfy. W tym momencie tylko to przychodziło jej do głowy. I to chyba było oczywiste dla wszystkich. Któż inny byłby w stanie zakraść się tak blisko, nie wzbudzając niczyich podejrzeń, pozostając niezauważalnym i niesłyszalnym dla czujnych uszu nie tylko jej ludzi, ale i innych. Istot magicznych i niemagicznych, zamieszkujących wykopaliskowe namioty. Tylko stworzenia od wieków zamieszkujące te tereny byłyby w stanie stworzyć truciznę, w której skład wchodziły pustynne krzewy i kwiaty niemożliwe do wytropienia, nie dla kogoś, kto nie wie czym tak naprawdę jest pustynia.
Wyszła z namiotu i skierowała się w stronę jednego ze swoich ludzi. Ulsen, Olsen, czy jak mu tam było.
- Pięciu ma stać na straży ruin - rzekła hardo - Jeden niech kontroluje zapasy. Wodę, jedzenie. Reszta ma mieć się na baczności.
I kiedy ten miał już odejść dodała:
- Jeżeli nawalicie, możemy stracić nie tylko pracę...
Odszedł. Janis stałą chwilę wpatrując się w horyzont. Pyłowe chmury były coraz bliżej. Miała wrażenie, że tym razem burza nie będzie dla nich tak łaskawa. Zdawało jej się, IŻ wirujące kłęby kurzu są gęstsze, jakby bardziej agresywne niż zwykle. Nagle w oddali ujrzała jakąś postać. Coś przemknęło naprzeciw niej, gdzieś na południu, po czym skryło się za złocistą wydmą. Zaciekawiona i zaniepokojona jednocześnie ruszyła w tamtą stronę.
Awatar użytkownika
Sicissa
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:

Post autor: Sicissa »

Nielada ucieszyło ją to,mże może sie w końcu oddalić. Nie przepadała za towarzstwem nadzorcy, w zasadzie Metatron też jej nie przypadł do gustu. W pierwszym odruchu zrobiła kilkanaście kroków nim zorientowała się, że skoro Janis wybierała się obejrzeć głowę robotnika, to ona powinna zająć się wróżką. Jednak gdy się odwróciła okazało się, że maleńkiego stworzonka nie ma już koło namiotu. Kotołaczka westchnęla zrezygnowana, jak znała życie to jej się oberwie, jeśli Eilein coś się stanie. Ruszyła przez obóz, rozglądając się za natrurianką.
W pewnym momencie poczuła jak coś wplątuje jej się między włosy i usłyszała cieniutki głosik. W pierwszej chwili nie zrozumiała o co chodzi z obcinaniem głowy. Dopiero po paru sekundach zorientowałą się, że wróżka musiała polecieć za najemniczką i dowiedzieć się o morderstwie. Kotołaczka postanowła jednak nie drążyć tego tematu. Uśmiechnęła się tylko.
- Ach. Tu jesteś, nie powinnaś sama latać po obozie. Zgubisz się, albo któryś z tych kretynów zrobi ci przypadkiem krzywdę. I dziękuję za komplement. - Siegnęla dłonią w stronę włosów i ostrożnie wyciagneła z nich małą kobietkę. - Chodźmy zobaczyć, czy ostatnią karawaną przyjechał ktoś nowy. Zobaczysz jak łatwo zdobyć sobie tanią siłę roboczą. - Zaśmiała się.
Nie zajeło jej długo odszukanie nowego robotnika. Tacy zawsze byli trochę zagubieni na początku. Nim jednak do niego podeszła, mruknęła do wróżki, by ta za dużo nie komentowała gry. Chłopak skuszony jej walorami dosyć łatwo dał się namówić na "trzy kubki". Dosyć szybko zgromadziła się grupka stałych pracowników, którzy dobrze wiedzili, jak to się skończy. Początkowo dawała młodzikowi wygrywać, a gdy ten uznał, że to jego szcześliwy dzień zaczęła kantować na swoją korzyść. Szybko odrobiła straty i zaczęła zdobywać przewagę. Oczywiście raz na jakiś czas dawała mu wygrać, żeby zbyt szybko nie zorientował się, że gra nie jest uczciwa. Nim jednak zdążyła ograć go całkowicie pojawił się inny z robotników informując ją, że jest wzywana przez Metatrona. Nie chciała sprawdzać jak zachowa się ten stary dziad gdy karze mu się za długo czekać. Niechętnie zostawiłą grę i opuściła towarzystwo. Wraz z siedzącą jej na ramieniu wróżką ruszyły w stronę, gdzie znajdować się miało dzisiejsze znalezisko.
Awatar użytkownika
Metatron
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Metatron »

Dziwnie zimne, suche powietrze uderzało Janis w twarz. Swą duszną, nieprzyjemną wonią przypominało odrobinę zapach z ust nadzorcy gdy ten przybliżył się i po raz kolejny hardo stwierdził, że ona nie tylko nie podoba się mu lecz również szara jego reputacje. Co, jak co lecz o reputacje musiał dbać z o wiele większym zapałem niżeli o higienę.
Nie był to kierunek z którego nadciągały burze jednak i tutaj powietrze kotłowało się pylistymi zrywami. Pustynia nie wydawała się dzisiaj spokojnym miejscem. Dla stojącej na wydmie roztaczała obraz morza piasku przyozdobionego chaotyczną dłonią zadziwiająco regularnymi wirami o obszarami większej zawieruchy która trwała w zupełnej ciszy. U podnóża wydmy, ze strony nie widocznej od obozu, której ani nie nadciągały karawany ani robotnicy się nie zapuszczali – widok wydawał się być o wiele bardziej interesujący.
***

Metatron zajmował się rachowaniem pewnego stopu, jego myśli wędrowały daleko, gdzieś wokół kadzi gorącego metalu i wielkich pieców. Wyraz twarzy posiadał zacięty, to był ten stan który dobrze znała świta czarodzieja, stan rozdrażnienia. Był on wszak starą, schorowaną istotą. Nawet doskonała pamięć miała swe granice. Gdy czarodziej napotykał taką granicę – jak teraz myśląc nad proporcjami ołowiu – irytował się. ”Na co to wszystko, gdybym był w pracowni sprawdzałbym teraz. Szaleństwo! Szaleństw” – myślał lecz wnet przychodziła trzeźwa ocena. Co robiłby dalej? Zostało mu niewiele czasu. Albo odzyska to co stracił albo pójdzie w niepamięć jako autor pewnej ilości zaklęć i materiałów lecz nic co zadowalałaby jego ambicje.
Zmierzył wykopy wzrokiem już wzrokiem odrobinę przychylniejszym, takie napady irytacji nigdy nie trwały nazbyt długo. Westchnął ciężko. Na szczęście, nie musiał długo czekać na Sicisse oraz wróżkę, chociaż tej drugiej obecności się nie spodziewał. Tym razem oszczędził im jakiegokolwiek powitania. W dole Douma właśnie sprawdza liny, ich wytrzymałość i sploty. Wszak przy ewentualnym zejściu nie miały prawa zawieść. Czarodziej właśnie chciał kazać wyjąc ze skrzyni przy lektyce metal złożony w osobnej szkatule lecz w porę opamiętał aby nie zlecić tego numerem systematycznym. Wytłumaczył więc wszystko powoli i kazał wręczyć sześcienny kawałek materii Sicisse. Matowy i szary niezbyt niezbyt ciężki lekko uginał się lekko pod palcami niczym kiepski wyrób. Metatron wiedział, iż pod wpływem pola magicznego zmianie ulegała wewnętrzna struktura stopu.
- Trzymaj go w kieszeni, po wszystkim mi oddasz. Dostanę odpowiedź czy przy następnej eksploracji można bezpiecznie się z wami komunikować. Na razie... Krzyczcie – pradawnego dopadł kaszel, w napadu wyciskające łzy z oczu dał tylko niedbały gest dłonią aby już nie czekali co jeszcze mado powodzenia tylko zajeli się zejściem tak jak on zajął się rosnącym bólem w płucach, drapiącym, piekącym. Po kaszlu Metatron dyszał ciężko i ochryple. Douma podszedł do kobiety i zaczął:
- Trzymamy się razem. Tam gdzie nie wejdę to samą cie puszczę ale nie oddalaj się, dobrze? - Mówił spokojnie, nieco leniwie lecz w zasadzie pogodnym tonem głosu. Zjechał pierwszy, widać od dachu do podłogi nie było wielkiego dystansu.
- Ale tu ciasno! Czysto! Na razie bez pochodni.
***

Pod wydmą znajdowały się świeże ślady butów. Wiele, rozbiegały się w różne strony. Musiały być rzecz jasna nowe, przy wzmagającym się wietrze piasek przeszkadzał w oddychaniu, nie mówiąc już o możliwości szybkiego zawiania tropów. Jednakże ślady były i tak bardzo osobliwe.
Dziwnie chaotycznie prowadziły niemal wszędzie, trudno było stwierdzić dokąd prowadzą przy ogólnym chaosie oraz zacieraniu ich przez wiatr. Raz same się urywały, innym razem natura je zamazała. Drogi sugerowały, że należały do kilku osób, raczej nie więcej niż dziesięciu. Jednakże w takim wypadku musiałyby nosić niemal identyczne buty. Zastanawiające.
Drugą interesującą rzeczą był zapach wydobywający się spod piasku, lekko przegniły. Jednak czy to możliwe, że zwłoki? Nie było śladu wykopu, może niedawno padło tutaj zwierze?
- Paaani... - krzyknął z wydmy jeden z najemników, bardziej lotny na umyśle – burza idzie, ludzie nie wiedzą czy pochodnie im coś dadzą. Mówiłem gamoniom, że nie i tylko twarz obwiązać szmatami.
Awatar użytkownika
Janis
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: człowiek - najemnik
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Janis »

Janis przyjrzała się śladom na tyle uważnie, na ile pozwoliło jej wirujące wokół powietrze. Prowadziły prawie wszędzie, grupując się to w jednym, to drugim miejscu. Wtem, kiedy wiatr chwilowo ustąpił, poczuła zapach, jakiego nie można było pomylić z żadnym innym. Ohydna, słodka woń rozkładu. Znów uderzyła w nią chłodna, wietrzna fala, niemal powalając kobietę na ziemię, tłamsząc odór. Uniosła jedną rękę na wysokość oczu, chroniąc je przed wirującym piaskiem i przykucnęła.
Z oddali usłyszała nawoływanie jednego ze swoich ludzi, nie zdołała jednak wyłapać jego słów. Jedyne co dobiegło do jej uszu to "aaani", "mówiłem" i "atami", resztę zagłuszył wiatr.
- Chwilę - rzekła sama do siebie - Zaraz, moment...
Zaczekała na sekundę ciszy i jeszcze raz zwróciła wzrok ku ledwie już widocznym śladom, jednocześnie usiłując określić skąd dokładnie wydobywa się nieprzyjemny zapach. Zsunęła się po wydmie i przycupnęła w miejscu, gdzie śladów wciąż było najwięcej. Tam też zaczęła kopać gołymi dłońmi, co chwila tracąc równowagę przez wzmagający się wiatr. Po chwili natrafiła na coś szorstkiego, nie była to jednak żadna skała, czy zbity, wilgotny piasek. Oczywiście pierwsze, co przyszło jej na myśl, to zwłoki. Przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz. Zaczęła szybciej odgarniać piasek, zmuszona przy mrużyć oczy tak mocno, iż między powiekami widziała jedynie wąską szparkę, którą przesłaniały końcówki rzęs. Kolejna powietrzna fala, tym razem przewróciła Janis. Jej ciało przywarło do ruchomego, piaskowego podłoża. Podniosła się nie bez wysiłku i zaczęła znów kopać, lecz jej niewielki dołek został już dawno przysypany, a wśród wirujących kłębów ciężko było powrócić dokładnie w to samo miejsce. Wiedziała co to oznacza. Oznacza to, iż jeżeli teraz da sobie spokój, cokolwiek leżało tam zakopane wkrótce przepadnie na wieki. Burze piaskowe mają to do siebie, iż są w stanie doszczętnie pochłonąć dosłownie wszystko, co stanie na ich drodze.
W przypływie złości i frustracji Janis rzuciła się przed siebie, panicznie rozgrzebując piaskowe wały. Wtedy coś zauważyła, jakieś pięć metrów od siebie. Coś, co wyglądało jak kawałek palca. W innych okolicznościach może i mogłoby bardziej przypominać zeschły pęd, korzeń, czy coś w tym rodzaju, lecz na chwilę obecną bez wątpienia był to palec. Powietrze znów zawirowało, a gdy Janis zdołała znów podnieść się na kolana, ujrzała w tym samym miejscu dłoń. Bez wahania ruszyła do przodu, nie była jednak w stanie wydobyć reszty ciała. Wspięła się na wydmę i zawołała w stronę obozowiska, bezskutecznie usiłując przekrzyczeć wiatr. Na nic. Kolejny powiew i kobieta znów zsunęła się w dół, lądując dokładnie tam, skąd wystawały ludzkie palce. Nadeszła burza.
Awatar użytkownika
Eilein
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Eilein »

        Wyraźnie podekscytowana wróżka podskakiwała radośnie na ramieniu swojej towarzyszki zastanawiając się o jaką siłę roboczą jej chodzi… Jednak po chwili doszła do wniosku, że to nie ma większego znaczenia. Była uradowana, bo udało jej się znaleźć nowego przyjaciela, a nie chciała się pytać żeby nie wyjść na idiotkę.
        Pokiwała gorliwie główką, kiedy Sicissa poprosiła ją aby nie mówiła zbyt wiele podczas gry i wróżka natychmiast umilkła. Przez chwilę obserwowała dziwną grę z ramienia kotołaczki, lecz niewiele z niej rozumiała. Rozejrzała się i zobaczyła, że wokół nich zgromadziło się trochę osób. Podleciała do jednego z mężczyzn i przycupnęła mu na ramieniu, jednak on w ogóle jej nie dostrzegł, skupiony na grze. Chwilę później podskoczył jak oparzony, trzymając się za serce, kiedy wróżka pisnęła mu rozżalona do ucha:
        - Nie rozumiem na czym ta gra polega.
        Mężczyzna szybko się otrząsnął z szoku i zaczął wyjaśniać Eilein zasady gry. Teraz wróżka też uważnie śledziła jej przebieg, marząc o tym aby i jej pozwolono zagrać. Pofrunęła z powrotem na ramię kotołaczki by lepiej widzieć. W końcu Sicissa była zmuszona zakończyć grę i odeszły w bliżej nie określonym dla wróżki kierunku.
        Wiatr się wzmagał z każdą chwilą. W pewnym momencie silny podmuch wiatru zdmuchnął Eilein, która uczepiła się włosów kotołaczki, powiewając za nią jak balonik na sznurku. U celu wędrówki, niezbyt zadowolona stwierdziła, że znowu spotykają tą wysuszoną śliwkę.
        Wróżka patrzyła jak staruszek mówi coś do Scissy i ogarnęło ją wzburzenie.
        - Pan się nawet z nią nie przywitał! To bardzo nieładnie z pana strony! – zapiszczała. Jednak chwilę później jej uwagę przyciągnęły wykopaliska. Eilein wytrzeszczyła maleńkie oczka i otworzyła buzię. Po chwili jednak je zamknęła i powiedziała tonem znawcy:
        - Widziałam już coś takiego. To piaskownica, dzieci się w niej bawią… Tylko jeszcze nigdy nie widziałam takiej dużej… - dodała zdumiona.
Awatar użytkownika
Sicissa
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:

Post autor: Sicissa »

Szczerze mówiąc miała gdzieś czy staruch będzie dla niej miły czy nie. Ale tłumaczenie tego tak tępej istotce jak Eilein nie miało żadnego sensu. O niebo bardziej ciekawił ją kamień, który dostała od Metatrona. Postanowiła, że gdy tylko zostanie na dole chwilę sama, przyjrzy mu się bliżej. Teraz jednak skupiła się więc na monologu Doumy. Przynajmniej jego słuchało się o niebo lepiej niż tego nadętego osiłka, który wcześniej gadał o ściętej głowie.
-Jak mu tam było? - Przez chwilę zastanowiła się kotołaczka - A z resztą, nie ważne.
Z niewielkim uczuciem podniecenia zsunęła się po linie, lądując tuż obok mężczyzny. Faktycznie było dosyć ciasno. Próbując się obrócić, by choć trochę się rozejrzeć co chwilę ocierała się o jego ciało. Trochę ją to irytowało, co można było zauważyć po końcówce ogona, która zaczęła się mimowolnie poruszać. Sicissa podejrzewała, że miejsce które wybrali na opuszczenie się w dół musiało być jakimś schowkiem. Może tutaj służba trzymała miotły? Na razie jednak pozostawiała te domysły dla siebie.
- Może byś znalazł tutaj jakieś drzwi i nas stąd wypuścił? - Po krótkiej chwili udało im się znaleźć i wyważyć drzwi. Mało subtelna metoda jak dla "włamywaczy", ale cóż poradzić? Po krótkiej chwili oczy zmiennokształtnej przystosowały się do panującego tu półmroku.
- Korytarz! A raczej jego koniec, bo po prawej mamy ścianę! - Krzyknęła, choć wcale nie była pewna, czy staruch ją słyszy. Jego kaszel potrafił zagłuszyć wszystko. Spojrzała w drugą stronę korytarza, jednak niewiele jej to dało, gdyż ten po chwili zakręcał. Ostrożnie odsunęła się od wejścia do "schowka na miotły", czekając na rozkazy.
Zablokowany

Wróć do „Pustynia Nanher”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość