Pustynia NanherPodróż do Teneb Tumul

Ta kiedyś niesamowicie żyzna ziemia została spustoszona przez magię jakiej świat nie widział od tysięcy lat. Pięciu Przodków Czarodziejów próbujących zawładnąć czasem sprawiło iż Ziemie Nanheru pokryły tony piasku wyniszczając wszystko wokół, a ich samych pogrzebały w swoich otchłaniach.
Awatar użytkownika
Cień
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pół wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cień »

- Świetnie! - zirytowała się Cień. - No i następny fałszywy trop. Wspominałam już, że nie lubię magów? - Zastanowiła się. - E, nie zabiję cię. Za dużo zamieszania. Trzeba by ukryć ciało, zatrzeć ślady, a ludzie pewnie i tak by się zdziwili twoim nagłym zniknięciem, a to wywołałoby niepokój, czego nie chcę. - Wciągnęła mocniej powietrze, przybliżając twarz do szyi kobiety. - Przyznam, że twoja krew pachnie kusząco, ale na twoje szczęście już dzisiaj jadłam. Więc po prostu umówmy się, że nie będziesz mi włazić w drogę, dobra?

        Nie czekała na odpowiedź. Puściła kobietę, jednocześnie szarpiąc ją w tył, tak by upadła na plecy. Nastpęnie oddaliła się z nadludzką szybkością, wykorzystując chwilowe zaskoczenie nieznajomej. Po chwili dobiegła na skraj miasta. Spokojnie schowała sztylet, poprawiła ubranie, nasunęła kaptur ciemnoszarej peleryny.
- A tą sugestię o polu antymagicznym zapamiętam - mruknęła pod nosem. Wiedziała, że istnieją amulety ukrywające aurę i uznała, że przy najbliższej okazji dobrze będzie sobie takie sprawić. Kto wie, może znajdzie jakiegoś kreomaga nawet tutaj? E, raczej nie. A szkoda.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

        Do czasu aż starcie z nieumarłą tropicielką dobiegło końca dziwny pochód zdążył rozpłynąć się w powietrzu. Starając się zachowywać jak najciszej Lydie zeszła z drzewa i dokładnie obejrzała miejsce, gdzie wcześniej stali nieznajomi i gdzie jak przypuszczała wrzucono coś do wody. Od strony tafli jeziora nie wyczuła jednak niczego, co wskazywałoby na magiczną ingerencję. Po prostu jeszcze jeden ładny akwen wodny.
W tym momencie odezwał się instynkt samozachowawczy kobiety, informując ją, że bieganie po ciemku w nieznanym terenie, gdzie prawdopodobnie czaiło się coś co było odpowiedzialne za zniknięcie Orena, nie było najmądrzejsze. Postanowiła wrócić do pokoju i wykorzystać czas pozostały do wschodu słońca na regeneracyjny sen.
Na ulicach wioski nikogo nie spotkała.
W drodze powrotnej cały czas zachodziła w głowę czy owi mężczyźni rzeczywiście odprawiali tam jakiś podejrzany rytuał, czy może była to jedynie jakaś niewinna, miejscowa tradycja. Tak czy inaczej przyspieszyła kroku i szybkim truchtem prawie podbiegła pod budynek hotelu. Weszła do środka, odebrała z recepcji swoje klucze i udała się na odpoczynek. Wskoczyła na łóżko ale zamiast zasnąć zaczęła łączyć poszczególne elementy układanki. Intuicja podpowiada jej, że strażnicy z miejscowego posterunku straży wiedzieli więcej niż chcieli powiedzieć. Niestety nie wiedziała w jaki sposób mogłabyś ich zmusić do mówienia. Być może przydałoby się przepytać któregoś z miejscowych?
Sięgnęła po butelkę wody i nalała sobie szklaneczkę. Przełknęła jej zawartość, położyła głowę na poduszkę i zamknęła oczy.
A może pora wracać do domu?
Zasnęła.
Męczyły ją koszmary, w których rozpaczliwie starała się uciec od czegoś potwornego, kryjącego się pod powierzchnią wody…
Lydie zbudziła się zlana potem. Nagle odniosła silne wrażenie, że nie była sama w pokoju. Po prostu czuła obecność czegoś obcego. Przestraszona rozejrzała się po pomieszczeniu i rzeczywiście w drugim końcu pokoju dostrzegła cienie dwóch osób. Ucieczka nie była możliwa, gdyż jeden z napastników blokował wyjścia. Po lewej stronie kobiety leżała jej torba. Miała do dyspozycji swój ekwipunek oraz nocną lampkę. Okno po jej prawej znajdowało się na drugim piętrze. Skok oznaczał złamanie nogi, a może dwóch.

Co zrobić? Zaatakować czy poddać się?

***

        Nie mając żadnego innego tropu pod ręką Cień postanowiła obserwować nieznajomą, która najprawdopodobniej miała coś wspólnego z jej poszukiwaniami. Mniej więcej dwie godziny przed wschodem słońca coś zaczęło się dziać. Wyostrzone zmysły półwampirzycy wskazywały na obecność w pokoju kobiety dwóch innych osób. Aury obu mężczyzn wskazywała jednoznacznie, że nie mieli dobrych zamiarów.

Co zrobić? Pomóc nieznajomej czy spokojnie poczekać na rozwój wypadków? Jeśli udałoby im się pojmać kobietę to Cień mogłaby ich potem z ukrycia śledzić. Kto wie, być może zaprowadzą ją do siedziby poszukiwanej przez nią kultu?
Awatar użytkownika
Lydie
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lydie »

Kapitulacja nawet nie wchodziła w grę. Była zbyt dumna i uparta, by poddać się bez walki.
Albo głupia. Jak kto woli.
Podniosła się szybko z łóżka, odgradzając tym samym od drzwi. Przez okno za jej plecami wpadało jasne światło zachodzącego księżyca.
Nie miała wątpliwości, że w pokoju znajdują się Elfy. Ich aury emanowały mocno, rozsiewając wokół dziwny zapach. Omiotła sylwetki napastników pośpiesznym spojrzeniem, stwierdzając, że spokojnie są od niej wyżsi przynajmniej o głowę. O szerokości nawet nie ma co wspominać.

Sięgnęła powoli, po ułożony wcześniej na stoliku nocnym, sztylet. W chwili, gdy pod palcami wyczuła zimną rękojeść noża, usłyszała nieprzyjemny, gardłowy głos, który zabronił jej choćby drgnięcia, grożąc śmiercią. Spojrzała z lekkim przestrachem w stronę, z której dobiegał. Choć nie była w stanie dojrzeć twarzy Elfa, mogła spokojnie wyobrazić sobie jego minę.
Poważną, wrogą.

Na przekór pogróżkom złapała ostrze, cofając się jednocześnie o parę kroków.
Dosłownie w tym samym momencie osobnik stojący bliżej rzucił się w jej stronę. Wypowiedziała prędko zaklęcie, wykonując przy tym błyskawiczny ruch lewą ręką. Pocisk przeciął powietrze, pozostawiając za sobą jedynie bladą smugę. Atakujący odleciał do tyłu, uderzając z impetem w drzwi szafy. Coś chrupnęło nieprzyjemnie, a w drewnie pojawiło się wgłębienie. Elf zaczął niezgrabnie podnosić się z ziemi, przeklinając przy tym siarczyście na cały świat, w szczególności uwzględniając w nim dziewczynę. Kątem oka przyuważyła jakiś bardzo szybki ruch. Ponownie wyrecytowała formułkę i odgrodziła się od nieproszonych gości tarczą energii.
Liczyła, że nie uda im się jej złamać.
Awatar użytkownika
Cień
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pół wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cień »

        Kobieta poczynała sobie całkiem nieźle, ale z drugiej strony napastnicy też nie wyglądali na szczególnie mądrych. Gdyby to Cień chciała uprowadzić kobietę, wkradła by się ciszcem przez okno (szyb nie było, jedynie płachty materiału, które łatwo rozciąć) i strzeliłaby w nią strzałką ze środkiem nasennym. A potem mogłaby spokojnie wynieść dokądkolwiek, narkotyk był bardzo silny. A jeśli chciałaby zabić to po prostu poderżnęłaby gardło. Tymczasem dwaj napastnicy stali jak te kołki i gapili się na kobietę pozwalając jej się dobudzić i jeszcze chwycić za nóż! To było bardzo amatorskie działanie, a Cień, jako profesjonalistka, takowym gardziła. W dodatku elfy wyglądały na kompeltnie nieprzygotowane na magię, co już zupełnie było porażką. Przecież chyba większość elfów zna się na magii, czyż nie? Choć istnieje możliwość, że trzymali coś w zanadrzu, Vivie jednak wątpiła w to.

        Nieco znudzona oparła się o komin sąsiedniego budynku, na którym się znajdowała. Po zastanowieniu jednak przeskoczyła na ścianę hotelu, nieopodal okna. Ciche uderzenie na pewno zostało zagłuszone przez odgłosy szamotaniny. Stąd Cień będzie słyszała wszystko doskonale, bo przecież jak kobieta już złapie napastników, to chyba zechce ich przesłuchać? A jeśli to ona zostanie złapana, to Vivie spokojnie pójdzie za elfami.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

        Nie spuszczając wzroku z napastników Lydie sięgnęła za siebie, gdzie jak pamiętała zostawiła opartą o ścianę kuszę z załadowanym bełtem. Trzymając broń przed sobą zrobiła jeden krok w kierunku ukrytych w cieniu postaci. Z tej odległości mogła rozpoznać w nich spotkanych w siedzibie głowy wioski strażników. Jej oddech momentalnie przyspieszył a w uszach poczuła narastające pulsowanie krwi. Napastnicy nie odezwali się już słowem, mierząc kobietę wrogim spojrzeniem. Zarówno w pokoju jak i za oknem zapanowała dojmująca cisza.
Jeden z tubylców zaczął zachodzić ją z lewej strony, drugi zbliżał się do niej od przodu. Za kilka sekund mieli znaleźć się w odległości narażającej na cios. Lydie, wciąż celując do napastników z kuszy, głośno i zdecydowanie rozkazała im stać spokojnie oraz podnieść ręce do góry. Obaj mężczyźni wykonali polecenie. Wtem jeden z nich zaczął mamrotać coś niewyraźnie pod nosem, wykonując uniesionym dłońmi miarowe, skomplikowane gesty. Kobieta kazała mu się przymknąć ale on kontynuował. Mimo sporej wiedzy magicznej nie potrafiła rozpoznać w tym żadnego znanego jej arkanu magii. Świat dookoła zaczął rozmywać się przed oczami. Elf opuścił ręce a trzewia kobiety zmieniły się w ognisko bólu. Zgięła się w pół, żeby nie upaść na podłogę.

Chwila dekoncentracji kosztowała ją utratę tarczy oraz broni gdy jeden z mężczyzn zrobił szybki krok do przodu i wymierzył jej cios w rękę. Upuszczona kusza uderzyła o drewnianą podłogę. Drugi cios trafił ją w bark. Chwiejąc się na nogach cofnęła się kilka kroków w tył, by w końcu opaść na kolana. Krzyczała wołając o pomoc, ale w całym budynku było cicho i nikt nie odpowiedział na jej błaganie. Walczyła jak lwica próbując dostać się od upuszczonej broni, ale wrogowie byli silniejsi i bardzie sprawni. W końcu któremuś z nich udało się trafić ją pałką w głowę. Przed oczami rozbłysło jej milion gwiazd, po czym zapadła w ciemność.
Obudziła się z potwornym bólem głowy. Przez chwilę nie miała pojęcia gdzie góra a gdzie dół. Brudne, odrapane ściany na wprost, pod sufitem małe, zakratowane okienko. Znajdowała w jakiejś celi. Podniosła się z pryczy i wymacała siniak z tyłu głowy.
Wtem usłyszała zgrzyt przekręcanego w zamku klucza. Otwarły się drzwi a do środka wszedł jakiś elf ubrany w tradycyjny, plemienny strój. Ruchem ręki nakazał jej wstać, po czym związał jej ręce za plecami. Lydie była jeszcze tak oszołomiona, że nie stawiała żadnego oporu. Czując popchnięcie w plecy ruszyła do wyjścia.
Opuściła celę. Na zewnątrz czekała na nią niewielka, na oko dziesięcioosobowa grupa tubylców ubranych w podobne stroje. Towarzyszył im ludzki mężczyzna. Wydał jej się on dziwnie znajomy.
Przecież to Oren!
Pchnięcie w plecy spowodowało, że ruszyła przed siebie a wraz z nią reszta grupy. Oglądając się przez plecy zauważyła, że oddalają się od miasta w nieznanym kierunku. Patrząc na idącego obok kolegę w głowie zaczęło kłębić jej się milion pytań.

Co zrobić? Może spróbować porozumieć się z Orenem? Lub z którymś ze strażników? Możesz spróbować uciec? Albo posłusznie dreptać dalej?

***

        Cień siedziała w ukryciu obserwując całe zdarzenie, nie zamierzała jednak interweniować. W końcu odgłosy walki w pokoju nieznajomej ucichły a chwilę potem w drzwiach wejściowych do hotelu pojawiła się dwójka elfów niosąca za sobą nieprzytomną kobietę. Tropiciele wydało się, że słyszy jakiś szmer. Kiedy wytężyła słuch okazało się, że napastnicy prowadzą miedzy sobą rozmowę. Mówili coś o jaskini, następnie o krwi i ofierze. Wpadło jej też w ucho coś o jakimś ludzkim mężczyźnie. Wydało jej się, że któryś z nich wypowiedział również jej imię. Zaciekawiona przysłuchiwała się dalej ale niestety tubylcy przeszli na jakiś niezrozumiały, miejscowy dialekt.
Cień podążając za elfami nie zauważyła nawet, że zrobiło się znacznie chłodniej. Mężczyźni wraz z niesioną przez nich kobietą weszli do małego budynku z okratowanymi oknami. Kiedy jednak półwampirzyca znalazła się w środku zauważyła, że wewnątrz znajdują się jedynie ona oraz dwaj mężczyźni. Jeszcze jej nie zauważyli. Po nieznajomej nie było śladu. Na grubych, kamiennych ścianach nie było innych drzwi. W podłodze również nie było klap sugerujących wejście do piwnicy. Jakby dosłownie rozpłynęła się w powietrzu.

Co zrobić? Może zaatakować obu elfów? Nie ujawniać swojej obecności i zaczekać aż coś zdarzy?
Awatar użytkownika
Lydie
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lydie »

Słaniała się na nogach, ledwo podnosząc stopy do góry. Było jej potwornie niedobrze, miejsce uderzenia w głowę pulsowało nieprzyjemnie, powodując okropny ból. Związane z tyłu ręce zaczęły drętwieć, a wżynająca się w skrępowane nadgarstki lina przecierała skórę.
Szła na początku pochodu, co odcinało ją od jakąkolwiek możliwej drogi ucieczki. Zresztą, co ona może zdziałać sama przeciw dziesięciu mężczyznom? Na domiar złego obeznanym z magią.

Przeszli tak kawałek, zmierzając w nieokreślonym kierunku. Choć zaczynało już świtać, a pierwsze promienie niepewnie wychylały się znad piaskowych wydm, Lydie poczuła, jak zimny wiatr muska ją po nogach i odsłoniętych ramionach.
Chłodny powiew ocucił ją z resztek snu i otępienia.
Całe jej uzbrojenie pozostało w hotelowym pokoju, co zmuszało do uporania się ze sprawą za pomocą własnych zdolności magicznych. Nie przeszkadzało jej to jakoś specjalnie.
„Dobra, Lyd, skup się do jasnej…”
W głowie zaczął pojawiać się nikły zarys planu. Głupiego, ale w sumie jedynego, który daje jako takie szanse na przeżycie. Westchnęła, spoglądając na przyjaciela, stąpającego obok niej. Gdy złapał jej wzrok odwrócił szybko głowę.
„Co się z tobą stało?”
Pomyślała z niedowierzaniem, wciąż uparcie wpatrując się w profil Orena. Bynajmniej nie wyglądał na osobę zastraszoną. Ha! Sprawiał wrażenie, jakby doskonale wiedział co się dzieje i okazywał dość jednoznacznie, że jest z całą sprawą bezpośrednio związany. Straciła wszelką ochotę na jakąkolwiek konwersację.

Wymamrotała pod nosem zaklęcie, wykonując przy tym szybki ruch zesztywniałymi palcami, który dla postronnych osób mógł wyglądać jak zwykłe prostowanie odrętwiałych kończyn. Z zadowoleniem odnotowała, że nikt nie dostrzegł jej poczynań. Za to wszyscy zaczęli się nagle robić bardzo senni. Strażnik stojący za nią ziewnął przeciągle. Ruch ten podziałał na nią jak dodatkowa zachęta na rozpoczęcie działań.
Podpaliła wiążący ręce sznur, rozrywając nerwowo jego spopielałe resztki. Odskoczyła prędko na bok i otoczyła się tarczą.
- Stać! – Wrzasnęła na, podnoszącego już ręce, wysokiego Elfa. Bursztynowe oczy zaświeciły wrogo. – Spróbujcie się choćby zbliżyć, a nawet nie spostrzeżecie, kiedy zamienicie się w chodzące pochodnie!
Awatar użytkownika
Cień
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pół wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cień »

        Wahała się. Jeśli elfy były zdolne magicznie, mogła srogo przypłacić atak. Z drugiej strony, jeśli nie zrobi nic, okazja może przelecieć jej koło nosa, a tego by sobie nie darowała. W końcu chwyciła trzy dość duże kamienie i wspięła się po ścianie nad drzwi domku. Pożądnie wymierzyła i rzuciła w pobliskie drzewo. Rozległo się głośne łupnięcie. Reakcja była natychmiastowa, elfy miały wyczulony słuch.
- Co to było? - zapytał jeden z nich nerwowo.
- Pewnie jakieś zwierze - uznał drugi. Cień nie mogła go widzieć, ale wydawało jej się, że wzruszył ramionami.

        Dobra, a więc podejście drugie. Znów rzuciła kamieniem o drzewo, tym razem wybierając bliższe.
- Może jednak zerknę - rozgległ się ze środka pierwszy głos.
- Jak chcesz.
        Vivie odłożyła trzeci, pozostały jej kamień (wolała mieć wolne ręce) i wyjęła dmuchawkę. Jeden z elfów wyszedł ze środka, nawet nie podnosząc głowy, i rozjerzał się. Cień cierpliwie poczekała, aż przesunie się w bok tak, by nie dało się go dostrzec z wnętrza domku. Dopiero wtedy spokojnym ruchem przyłożyła dmuchawkę do ust, wycelowała i strzeliła. Narkotyk podziałał od razu, elf osunął się na ziemię bezgłośnie. Potrwa kilka godzin, nim się obudzi. Jednocześnie Cień wyczuwła, że gdzieś niedaleko ktoś używa magii, jednak na pewno nie z wnętrza domku. Postanowiła to chwilowo zignorować i chwyciła trzeci kamień. Znów nim rzuciła i trafiła w drzewo, tuż przy domku.
- Evans? - spytał zaniepokojony drugi elf.

        Odpowiedzi, rzecz jasna, nie otrzymał. Vivie słyszała jego kroki i brzęk metalu, kiedy najwyraźniej sięgał po broń. W tym samym momencie słońce zaczęło wychylać się zza chmur. Na razie stało nisko, więc nie przejmowała się nim za bardzo, a ona znajdowała się na północnej ścianie domku, jednak pozostawało to okolicznością nie sprzyjającą. Nie miała jednak czasu, by się dłużej nad tym zastanawiać, ponieważ elf wyszedł. Zatrzymał się w wejściu, dostrzegając obezwładnionego kompana. Cień nie dała mu czasu do namysłu, skoczyła mu na plecy, obalając go na ziemię. Wypuścił boń z ręki, zreszta pewnie i tak nie była srebrna.
- Spokojnie, tylko cię osłabię - mruknęła Vivie i wbiła kły w jego szyję. Na początku się napiął, jednak zaraz potem zwiotczał.

        Skończyła po chwili, kiedy elf był jeszcze świadomy, ale właściwie niezdolny do jakiegokolwiek wysiłku. Zeszła z niego i odwróciła go brutalnie na plecy. Nachyliła się tak, by ją widział, przy okazji odrzucając broń dalej, w krzaki. Miecz poleciał kilka metrów i zniknął w gęstwinie.
- Teraz odpowiesz mi na kilka pytań - stwierdziła, nie zapytała. - No chyba, że życie ci niemiłe. Po pierwsze, kim jest bóg, którego czcicie? I co zrobiliście z tamtą kobietą, którą schwytaliście dziś w hotelu? A raczej wczoraj w nocy? - poprawiła się, widząc słońce wychylające się zza horyzontu. - Gadaj, tylko szybko! - odsłoniła kły, prawdopodonie i tak niepotrzebnie. Nieszczęśnik był przerażony.
Awatar użytkownika
Lydie
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lydie »

Jak na razie radziła sobie nieźle. Zaklęcie uspokojenia, które jednocześnie powodowało senność, nadal działało, więc jakiekolwiek działania ze strony przeciwników było dość spowolnione. Na każdy, nawet najmniejszy ruch, reagowała ogniem albo pociskiem, nie pozwalając zbliżyć się do siebie choćby na metr. Wiedziała, że jest nazbyt gwałtowna, czuła jak traci nad sobą kontrolę, jak strach powoli przejmuje górę nad rozsądkiem, wżyna się i wwierca w głowę. Z boku jej poczynaniu wyglądały bardzo rozpaczliwie, każdy ruch, każde wypowiedziane zaklęcie zdradzało jej niepowność. Potrząsnęła energicznie głową, pozbywając się natrętnych myśli. Nie miała teraz czasu na zamartwianie się.
„Nie czas na wyrzuty sumienia.”

Spojrzała przelotnie na miasto. Było za daleko, by móc najspokojniej w świecie odejść. Wokół rozlewały się jedynie piaszczyste tereny, na których, nie dość, że było widać wszystko, co różniło się choć w nieznacznym stopniu odcieniem, to jeszcze biegało tragicznie. Nie pozostawało jej nic innego, jak zapobiegawcze odpieranie nawet nie zadanych ataków.

„Mlaclitonatio.”
Przebiegło jej przez głowę, przywracając wspomnienie o napotkanej w nocy wampirzycy. Teraz miała pewność, że nieumarła nie była w żadnym stopniu powiązana zarówno ze zniknięciem Orena, jak i z całą tą religią. Niezmiernie ciekawiło ją, czemu więc poszukiwała informacji o kulcie. Doszła do mało przyjemnego wniosku, iż raczej nie będzie jej dane się tego dowiedzieć.

Gdy płomień liznął nogę jednego z Elfów, wyglądającego na najbardziej wiekowego, w grupie zapanowało poruszenie. Dwaj młodsi rzucili się gorączkowo, by podtrzymać nie mogącego ustać towarzysza. Lydie doszło pośpiesznie do wniosku, iż musiał być to Elf, którego uznała za kapłana, gdy obserwowała wczorajszej nocy rytuał nad jeziorem. Albo jakaś inna ważna osobistość.

Wykorzystała nieuwagę napastników, rzucając się naprędce w stronę miasta. Jednak czuła się pewniej, gdy dzierżyła w dłoniach łuk lub chociażby kuszę. Ogołocona zupełnie z broni wątpiła, by miała jakiekolwiek szanse na wygraną. Nawet z takim asem w rękawie, jakim była magia.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

        Strażnik, który wcześniej zakładał jej więzy, wypowiedział kilka słów w nieznanym języku. Drepczący dotychczas obok Oren powoli i mechanicznie odwrócił się w stronę kobiety.
Tubylec wypowiedział kolejne słowo a naukowiec, nie patrząc na zagrożenie, rzucił się na Lydie, łapiąc za obie ręce. Dopiero teraz, kiedy stał odwrócony przodem, mogła zobaczyć jak puste i bezosobowe było jego spojrzenie. Mężczyzna wydawał się być średnio świadomy tego co się wokół niego działo. Być może podano mu wcześniej jakiś narkotyk? Kobieta rozproszyła zaklęcie. Mimo wszystko nie mogła zaatakować przyjaciela, który najwyraźniej nie działał z własnej woli.

Kilka minut później popychani przez elfich strażników ponownie szli w nieznanym kierunku. Gdzieś daleko przed sobą Lydie dostrzegła porozrzucane po całej przestrzeni mniejsze i większe skupiska skał.
Szli już bardzo długo. Widziane z daleka skały rosły w oczach i wkrótce stanęła przed potężnymi skalnymi blokami. Ich grupa weszła między nie. Kluczyli w tym skalnym labiryncie przez ponad godzinę, by w końcu dotrzeć do ziejącego czernią otworu jaskini. Strażnicy weszli do środka, ciągnąc ich na sobą.
Przez chwilę otoczył ją nieprzenikniony mrok, po chwili jednak jej oczy przyzwyczaiły się i zaczęła widzieć kontury ścian. W końcu elfowie zapalili pochodnie i poprowadzili ich oboje do jednej z odnóg korytarza. Gdy mijała zakręt migoczące światło padło na ukrytą w cieniu potworną postać. Oczy ożywieńca lśniły zimnym, błękitnym blaskiem a płaty skóry odpadały od ciała.
Potwór otwarł szczęki i wydał z siebie serię warknięć. Strażnicy odpowiedzieli mu w podobny sposób, po czym weszliście do korytarza z wykutymi w ścianie celami. Prowadzący Lydie elf rozkazał jej wejść do jednej, po czym zamknął za nią wykute z litej skały drzwi z niewielkim okienkiem w środku. Następnie elf włożył pochodnię do metalowej obręczy przy wejściu i oddalił się wraz z Orenem.
Kobieta miała teraz chwilę czasu zanim wrócą po nią.

Mijały minuty. Coraz bardziej nerwowo rozglądała się po swoim nowym wiezieniu. We wpadającym przez otwór w drzwiach, migającym świetle pochodni zauważyła, że znajduje się w niewielkiej jaskini. W drugim końcu pomieszczenia dostrzegła porzucone na ziemi jakieś gałęzie. Kiedy przyjrzała się temu bliżej okazało się, że to co początkowo wzięłaś za suche drewno było w rzeczywistości rozczłonkowanym ludzkim szkieletem.
Po plecach spłynęła ci strużka zimnego potu a kolana samowolnie ugięły się. Po raz pierwszy od przyjazdu do Teneb Tumul zdała sobie sprawę, że może nie wrócić do domu. Co więcej, nikt nigdy nie miał się dowiedzieć co się z nią stało.
Oren został zabrany przez tubylców i poprowadzony niewiadomo gdzie. Czy żył jeszcze? Tak czy inaczej następna na pewno będzie ona.
Czuła jak fala paniki zaczynała zalewać jej umysł, odbierając powoli zdolność do jakiegokolwiek działania. Jednocześnie ciągle starała się wierzyć, że istniał jakiś sposób, żeby wydostać stąd ich oboje.
Siedziała skulona pod ścianą celi. Oparła ręce o zimna powierzchnię kamieni i przeciągnęła po niej palcami. Ku swojemu zdziwieniu natrafiła na dziwną, wyżłobioną nierówność. Nachyliła się w tamtym kierunku i zauważyła, że jakimś ciemnobrązowym płynem, być może krwią, jest coś na niej zabazgrane. Słowa ułożone były w coś na kształt wiersza. Czyżby jakiś nieszczęśnik, który przebywał tu przed nią, próbował w ten sposób pożegnać się ze światem?
Mrużąc oczy starała się w słabym świetle dostrzec poszczególne litery, gdy z głębi korytarza usłyszała odgłos kroków. To na pewno któryś ze strażników szedł po nią. Kroki przyspieszały. Miała niewiele czasu.

Co zrobić? Poświęcić ostatnie sekundy, żeby przeczytać tekst do końca? A może szybko podbiec do porzuconego szkieletu i zabrać z niego kość udową, by ogłuszenia strażnika i jak najszybciej stąd uciec zanim zjawią się inni? Ewentualnie usiąść na wykutej w skale pryczy i płakać?

***

        Elfy nie chciały współpracować.
Spiesząc się i nerwowo rozglądając na boki Cień przeszukała kieszenie nieprzytomnych. Wewnątrz znalazła garść miedzianych monet, rycinę przedstawiającą ładną elficką kobietę oraz złożoną kartkę papieru. Tropicielka rozwinęła go i bladym świetle wschodzącego słońca dostrzegła niewielką mapkę z zaznaczoną na niej wioską Teneb Tumul oraz leżącym w pewnym oddaleniu od niej skupiskiem skał. Cień przestudiowała dokładnie zaznaczoną na mapie trasę i już miała odejść kiedy przypomniała sobie, że nie sprawdziła jeszcze wewnętrznej kieszeni munduru. Przykucnęła ponownie przy strażniku i sięgnęła za połę kurtki. Wewnątrz znalazła kolejną kartkę papieru. Wyciągnęła ją i spojrzała wprost na dość wiernie wykonaną własną podobiznę. Wiedzieli, że nadchodzi.

Po kilkugodzinnej przeprawie przez pustynię, kierując się znalezioną mapą oraz śladami zapachowymi przechodzącej tędy wcześniej grupy, Cień dotarła w okolice wejścia do jaskini. Kiedy miała wejść do jej mrocznego wnętrza, nagle wydało jej się, ze zza rogu skalnego korytarza dobiegło ją coraz głośniejsze chrobotanie. Tak, była pewna, ktoś się zbliżał. Kierując się instynktem półwampirzyca skoczyła i przysiadła nad wejściem, czekając na to, co miało nadejść. Po chwili poczuła szczególnie przykrą dla jej wyczulonych zmysłów woń rozkładu. Zaraz potem jej oczom ukazały się dwa potwory. Przypominały one ożywieńców ale były masywniejsze a ich ruchy energiczniejsze.

Co zrobić? Zaatakować oba monstra? A może ostrożnie wycofać się i poszukać innej drogi do wnętrza jaskini? Ze swojego miejsca tropicielka nie mogła widzieć, czy za obserwowaną dwóją nie czają się następne.
Awatar użytkownika
Cień
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pół wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cień »

        Choć nowa, w dodatku elfia krew buzowała jej w żyłach, dodając sił i odegnując zmęczenie, wampirzyca ostrożnie wycofała się do góry po skale. Nie byłą pewna, czym właściwie są te monstra, a jeśli nie była czegoś pewna, to wolała zaczekać. Rozejrzała się dookoła dokładnie, zaraz jednak dałą sobie spokój i całkowicie przeszła na sonar. W pobliżu jednak nie było żadnych innych wejść do środka, a przynajmniej nie od tej strony skały. Pozostawała jej więc cierpliwość i nadzieja, że te potwory w końcu sobie pójdą. Przecież nie było ich przed chwilą, jaki więc powód miały, by nagle tutaj stanąć? Szczególnie, że były doskonale widoczne na tle ciemnej skały i w promieniach wschodzącego słońca.

        Zastanowiła się, po czym przeszła ostrożnie na bok, chowając się w zagłębieniu. Udało jej się oderwać niewielki kamyk ze skały. Rzuciła go tak, że wylądował tuż przed jednym z potworów. Monstrum zareagowało dopiero, kiedy rozległo się łupnięcie. Czyżby nie widział za dobrze? Cień uznała, że to jest jej szansa. Drzwi i sufit jaskini były wysokie, miały dobrze ponad trzy metry. Przesunęła się powolii bezszelestnie po ścianie. Jeden z potworów w pewnym momencie zaniepokoił się, możliwe, że coś usłyszał. Vivie zamarła, ale nie poruszył się więcej, więc po odczekaniu paru minut ruszyła dalej. W końcu dotarła do drzwi i przeszła na sufit. Pelerynę zostawiła wcześniej na skale, by teraz nie zwadzała, zresztą wolała być przygotowana do walki. Wciąż pozostawała w ciągłej gotowości, sondując przestrzeń w okół sonarem, wiedziała, że korytarz jest długi i pusty, przynajmniej jak na razie. Nie obawiała się odkrycia, choć w razie czego byłaby gotowa się bronić. Ludzie czy elfy rzadko spoglądali do góry.
Awatar użytkownika
Lydie
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lydie »

Podbiegła szybko do szkieletu i sięgnęła po największa z kości. Zawahała się, ręka jej zadrżała. Popatrzyła na nieszczęśnika, a raczej na jego pozostałości, ze smutkiem. Bronienie się cudzym ciałem wydawało się być co najmniej haniebne i bezczeszczące pamięć zmarłego.
A kroki stawały się coraz głośniejsze... Ktoś był blisko.
Dopadła prędko do ściany i oświetliła sobie napisy niewielkim płomieniem, powstałym na czubku palca wskazującego. Spoczywająca w lewej dłoni kość ciążyła niemiłosiernie, jakoby była wykonana z metalu. Resztkami sił stłumiła odruch wymiotny.

„Nie masz, nie masz
Litości
Nie licz, nie licz na
Szansę
Nadziei już Ci brak, brak dawnych pragnień.”

Kroki. Głośniejsze. Coraz głośniejsze.

„Śmierć po nas przybyła,
Czarną nocą otoczona,
Już woalką, już krwistym welonem
Okalano Jej straszne oblicze.
A ja w tym strachu ciągle liczę…
Liczę…”

Usłyszała chrobotanie dochodzące od strony korytarza. Ktoś przekręcał klucz w zamku.
Podniosła się szybko z twardej skały i ustawiła za drzwiami, w pozycji wyrażającej pełną gotowość. Na przeciwległej ścianie rozbłysła złotem i czerwienią stróżka światła, wpadająca przez uchylone kamienne wejście. Do ciemnej celi najpierw wsunęła się jasna głowa Elfa, potem pojawił się korpus, by po chwili przerodzić się w wysoką, umięśnioną postać. Lydie nie czekała, aż się odwróci. Wymierzyła mocny cios w potylicę i, na wszelki wypadek, poprawiła jeszcze uderzeniem w czubek głowy.
Trzeba było przyznać, iż nie spodziewała się, że uda jej się złamać kość…
- Coś ty tu miał? – Zapytała pochylając się nad, leżącym teraz twarzą do ziemi, Elfem. – Metalowe płytki, czy co?
Wydarła mu z dłoni pęk kluczy i, wybiegając prędko z sali więziennej, zamknęła za sobą wrota. Rozejrzała się po obszernym tunelu, próbując przypomnieć sobie jakiekolwiek szczegóły. Po krótkim zastanowieniu wybrała drogę wiodącą w prawo.
Choć była sama, musiała się upewnić, czy Oren jeszcze żyje.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

        Gdyby w tamtym momencie w jaskini przebywał ktoś, kto zna się na mowie robaczków o białych, pękatych brzuszkach oraz wiecznie głodnych główkach, usłyszałby pewnie – Jakie ładne rymy. Ponieważ jednak w owym czasie w jaskini nie przebywał nikt taki, uwaga ta pozostała niezauważona.

Lydie zatrzasnęła za sobą drzwi, pozostawiając w środku zbierającego się z ziemi strażnika oraz tajemniczy wiersz na ścianie. Pośpiech sprawił, że nie zdążyłaś odczytać jego trzeciej, zapisanej dziwnym językiem części. Trudno. Nie była tu, żeby podziwiać twórczość tutejszych skazańców. Trzeba było ratować Orena przed tą bandą szaleńców.
Zacisnęła dłoń na sporej wielkości, ułamanej kości i poczuła się trochę raźniej w otaczającym ją półmroku. Nie była jednak pewna, czy to wystarczy do poradzenia sobie z resztą strażników. Pokonała kolejne metry korytarza wytężając przy tym wszystkie zmysły, żeby wychwycić nadchodzące niebezpieczeństwo.
Czas płynął powoli.
Nagle skalny korytarz skończył się. Przed sobą zobaczyła ślepy zaułek. Podeszła do ściany kończącej korytarz i dostrzegła na niej dziwny rysunek. Gdy na niego patrzyła wydało jej się, że świat przed oczami zaczął falować. Mrugnęła starają się odzyskać ostrość widzenia.
Wyciągnęła rękę w stronę rysunku. Tętno gwałtownie jej przyspieszyło, kiedy zauważyła, że jej palce weszły prosto w kamień. Trudno było uwierzyć w to co widzi. Mimo to zdecydowała się iść dalej. Przez chwilę czuła jakby jej twarz a potem reszta ciała stopiła się ze skałą. Odruchowo wstrzymała oddech. Każdy następny krok okupiony był coraz większymi zawrotami głowy. Kiedy przed oczami zaczęły jej tańczyć białe punkciki i miała wrażenie, że za chwilę straci przytomność, skała skończyła się. Wyszła na zewnątrz. Wzięła głęboki oddech. Błąd. Powietrze przesycone było jakimś obrzydliwym smrodem.
Ostrożnie ruszyła przed siebie.
Po chwili wydało jej się, że gdzieś niedaleko słyszy szum wody. Możliwe, że było to tylko złudzenie wywołane przejściem przez kamienną ścianę. Po krótkiej wędrówce szum stał się już zupełnie wyraźny. Niestety, wzmocnił się również odór przypominający zapach gnijącego mięsa. Poczuła jak żołądek skręca jej się w supeł.
Wyszła z korytarza i dostrzegasz przed sobą podziemne jezioro.
Czarna, oleiście gęsta woda uderzała falami o brzeg, na którym dostrzegła jakąś postać. Przykry zapach dochodził najwyraźniej od niego. Był to potwór podobny do tego, którego minęła wcześniej w skalnym labiryncie.
Stał przy brzegu, przy krawędzi, odwrócony do Lydie tyłem. Obok, przywiązane do słupa, unosiły się na wodzie dwie łódki. Możliwe, że Oren został przewieziony jedną z tych łódek gdzieś w głąb jaskiń. Nie dostrzegła tu żadnej innej drogi. Gdyby tylko mogła ominąć ożywieńca pilnującego łodzi.

Co zrobić? Może zawrócić do wioski? Rozpędzić się i spróbować zepchnąć potwora z brzegu? Uderzyć go z całej siły ostro zakończoną kością? Poczekać chwilę na dalszy rozwój wydarzeń?

***

        Nieskończenie powoli tropicielka przemieszczała się po zimnej, chropowatej powierzchni sufitu. Siłą woli wstrzymała oddech, by nie wdychać smrodu rozkładających się ciał potworów, który przy niewielkiej dzielącej ich odległości stawał się nie do zniesienia. Właściwości wampirze, które posiadała, były w tej sytuacji niezastąpione i pozwalały jej na obycie się bez tlenu przez długi czas. Kiedy Cień oddaliła się od wejścia na bezpieczną odległość zdecydowała się na zeskoczenie na ziemię.
Podążając w głąb jaskini półwampirzyca natknęła się na ślad zapachowy, który już znała. Należał do tajemniczej kobiety z okolic wioski, obserwującej tubylców. Trop prowadził do miejsca, gdzie korytarz zamykała lita skała, oraz gdzieś poza nią. Wyczulone zmysły nieumarłej rasy pomogły jej przedostać się przez ukryte przejście i wyjść w nowym korytarzu. Zawiesisty, wilgotny fetor unoszący się w powietrzu, podpowiadał jej, ze gdzieś niedaleko musiał znajdować się spory akwen wodny.
Zanim jednak Cień zdążyła się o tym przekonać rzucił się na nią schowany do tej pory w ciemnościach ożywieinec. Tropicielka błyskawicznie cofnęła się, starając się ukryć w mroku tunelu, jednak monstrum, jakby prowadzone jakimś nadnaturalnym instynktem, dokładnie wiedziało gdzie się znajdowała. W swojej odrażającej, rozkładające się ręce trzymał nóż. Ponieważ element zaskoczenia był po jego stronie Cień zmuszona była przejść do obrony. Podczas wykonywania jednego z uników źle oszacowała odległość od ściany.
Bolesne uderzenie w ramię wytrąciło ją z rytmu a nóż potwora zagłębił się w jej bok.
Awatar użytkownika
Cień
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pół wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cień »

        Zacisnęła zęby, nie pozwalając sobie na krzyk. To mogłoby zwabić tutaj nie wiadomo kogo. Uznała, że dość już zabawy i przywołała płomień i rzuciła nim w ożywieńca. Następnie wspięła się po ścianie jak najwyżej, poza zasięg potwora i skupiła się na podtrzymywaniu ognia. Ciało ożywieńca jednak płoneło łatwo, było już suche. Tymczasem jej rana zaczęła się już zasklepiać, ostrze noża nia było ze srebra. Vivie ruszyła więc ostrożnie dalej. Ciemność nie skrywała nikogo więcej, nietoperzy zmysł na pewno by jej o tym powiedział. Ożywieńca przegapiła tylko dlatego, że akurat bardziej skupiała się na węchu, a potwór stał w absolutnym bezruchu, więc wzięła go po prostu za skałę.

        Przestała podtrzymywać ogień, pozostawiając potwora samemu sobie. Może zginia, to dobrze, a nawet jeśli nie, to już na pewno jej nie zagrozi, postarała się dostrzętnie spalić mu nogi. Cień ruszyła dalej, znów poruszając się sufitem, w kierunku miejsca, skąd dochodził zapach jeziora. A także kobiety, która mogła okazać się tu sprzymierzeńcem.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

        Po krwawym, acz niezbyt długotrwałym starciu udało się pokonać ożywieńca. Monstrum legło na kamienną podłogę korytarza, szybko zmieniając się w kupkę rozżarzonej masy. Wyglądało na to, że zamieszkujące jaskinię robaczki i małe drapieżniki zyskały wyjątkową okazję do najedzenia się. Tuż obok obrzydliwego kopczyka opadło z brzdękiem żelazne ostrze. Wedle uznania półwampirzyca mogła zabrać go ze sobą.
Nie tracąc czasu więcej niż to konieczne Cień ruszyła przed siebie. Obserwując uważnie otoczenie, by nie natknąć się po drodze na kolejnego potwora, pokonywała kolejne metry tunelu, zbliżając się do miejsca, gdzie jak oczekiwała, znajdował się duży akwen wodny. Aż w końcu, za którymś z kolei załomem korytarza, zobaczyła łunę światła pochodni.
Awatar użytkownika
Lydie
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lydie »

Podeszła do ożywieńca jak najbliżej, starając się nie wydać żadnego, głośnego przynajmniej, dźwięku. Zdarzało jej się już mieć do czynienia z tymi potworami, wiedziała, że nie musi jakoś specjalnie uważać. Głupie to stworzenie jak but i powolne, gorzej niekiedy od ślimaka, ale silne i wytrwałe, więc element zaskoczenia był w tym przypadku najważniejszy.
Stała praktycznie tuż za nim, wstrzymując oddech. Powietrze wymieszane z zapachem ciała w stanie rozkładu okropnie drażniło w nos, powodując mocniejsze zaciśnięcie supła na żołądku. Na jakieś dwa, może trzy, metry od trupa nie dało się już normalnie oddychać.

Szybki ruch ręką i ostro zakończona kość przebiła ciało, wchodząc w nie jak masło. Nieprzyjemny odgłos gruchotanych kości, od którego zrobiło się jeszcze bardziej niedobrze, powoduje, że twarz dziewczyny przybiera najpierw białego odcieniu, który powoli zastępuje jakby zielonkawy kolor.
Odskoczyła od ożywieńca i pośpiesznie wypowiedziała zaklęcie, wyciągając w jego stronę dłoń.
Niewielka kulka zderzyła się z ciałem przeciwnika, które pod wpływem siły pocisku odleciało do tyłu i wpadło do oleistej wody z donośnym ‘plum’. Jeszcze przez pewien czas na jej powierzchni unosiły się czarne jak smoła, bulgoczące cicho bańki powietrza.

Oparła się plecami o filar i zapatrzyła na miejsce, w którym przed chwilą zniknął trup. Gęsta i okropnie ciemna woda akwenu bynajmniej nie zachęcała do przeprawy przez nią, nawet, wydającą się zapewniać bezpieczne przepłynięcie do drugiego brzeg, łódką.
Jeden fakt zaprzątał jeszcze głowę dziewczyny i budził niepokój… Przy łódce nie znajdowało się żadne wiosło, co wskazywało, iż na korab najpewniej zostało rzucone zaklęcie. A jeżeli był zaczarowany, to nie miała gwarancji, czy nagle się nie zbuntuje i nie postanowi wysadzić jej na środku jeziora, wywracając się przy tym do góry dnem.
Zbliżyła się niepewnie do łódki i, zatrzymawszy tuż nad nią, poczęła przyglądać się jej z uwagą. Właśnie w tym momencie zyskała pewność, że nie była ona zwyczajnym środkiem transportu.
Awatar użytkownika
Cień
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pół wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cień »

        Zaalarmował ją plusk, więc w pierwszej chwili zamarła, sondują przestrzeń za pomocą nietoprzege zmysłu. Nad jeziorem była już jednak tylko jednak osoba i Cień chyba ją rozpoznawała... Tak! Kobieta znalazła się w zasięgu jej wzroku, więc zyskała pewność. Uznała, że nie ma co zwlekać, szczególnie, że magini chce najwyraźniej wsiąść do łodzi, więc wyszła z cienia.
- Cześć - mruknęła, z pewną ironią w głosie. - Nigdy nie przypuszczałam, że to powiem, ale dobrze cię widzieć.

        Przyjrzała się kobiecie uważnie. Wyglądała na lekko poturbowaną, no i brakowało jej broni, ale poza tym chyba była cała. Stała nad niedużą łódką, co ciekawe, bez wioseł. Cień musiała jednak przyznać, że jezioro zdecydowanie nie wygląda zachęcająco do pływania, więc lepszy taki transport niż żaden. Co prawda, mogłaby przejść po ścianach jaskini, ale to trwałoby o wiele za długo.
- Chcesz się tam załądować? - zapytała więc. - Może ja też się zmieszczę?
Zablokowany

Wróć do „Pustynia Nanher”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości