Skały Rozbitkow[Wybrzeże] Najszybsza trasa, ale czy na pewno?

Niebezpieczna, zdradliwa płycizna z ostrymi skałami, na której bardzo często rozbijają się statki.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Sicissa
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:

[Wybrzeże] Najszybsza trasa, ale czy na pewno?

Post autor: Sicissa »

Jak najszybciej dostać się do Arturonu, skoro znajdujemy się na wybrzeżu? Oczywiście z jakąś karawaną, powozem lub też statkiem - w końcu miasto leży nad morzem, tak? Tylko co, gdy żaden chędożony kupiec akurat się tam nie wybiera? Kotołaczka była zmuszona albo czekać, albo też iść brzegiem. Jeśli chodzi o podróż piechotą, była to w teorii najszybsza droga. Że też musiała trafić na pieprzony zastój w handlu... Dziewczyna była, delikatnie rzecz ujmując, wściekła. Dodatkowo wciąż jeszcze jej dokuczały bóle głowy po tych przeklętych wykopaliskach. Przynajmniej pogoda ponoć miała zapowiadać się słonecznie. Tak przynajmniej twierdził ten staruch, podający się za meteorologa. Chociaż coś jej ciagle nie grało... Mimo to wyruszyła w drogę.
Potrzebowała ledwo kilku dni, by zorientować się, o co chodziło. Czemu statki stoją w porcie zamiast wypłynąć? Odpowiedź jest prosta - burze. Gdy ściana deszczu sięgnęła kotołaczki, dziewczyna miauknęła żałośnie i puściła się biegiem przed siebie, mając nadzieję na znalezienie jakiegoś schronienia. Szczególnie, że mokła z każdą chwilą coraz bardziej, a podróżny tobołek, trzymany nad głową, okazał się być bezskuteczną ochroną przed strugami lodowatych kropel bez przerwy uderzających dziewczynę po ciele.
Meara
Błądzący na granicy światów
Posty: 22
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Meara »

        Karczma nieopodal Smoczej Przełęczy okazała się brudna, zimna i obskurna. Siedziało w niej jedynie kilku drwali, którzy spojrzeli na fellariankę bardzo niechętnie, niewybrednie komentując między sobą jej piękne, rude włosy i zgrabną figurę. Przycupnęła nieśmiało w kącie, starając się jak najmniej rzucać w oczy, nie mając ochoty na bliższy kontakt z tymi podejrzanymi typkami. Może byli porządnymi ludźmi, lecz w obecnej chwili nie ufała nikomu, kto patrzył na nią w taki sposób. Owinęła się szczelniej peleryną, która przybrała kolor popiołu, czujnie obserwując otoczenie. Nieco otyła barmanka przyniosła jej jakiś czas później zamówione piwo i smażoną rybę, rzucając na nią nieco pogardliwe spojrzenie. Dziewczyna jednak wzruszyła ramionami, nie przejmując się tym i rzucając się niemal natychmiast na jedzenie. Była bardzo głodna, dlatego cieszyła się, że może zjeść chociaż to, mimo że ryba nie była najświeższa, a piwo smakowało paskudnie i cudem tylko powstrzymała się od wyplucia go na zakurzony i nie pierwszej młodości blat stołu, przy którym siedziała. Skończyła posiłek i westchnęła cicho, nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić. Nie miała żadnego konkretnego celu i nie wiedziała, dokąd ma ruszać, jednak zostać tutaj też nie mogła. Zdecydowała, że prześpi się w karczmie przez jedną noc i potem stąd pójdzie, dokądkolwiek, byle przed siebie.
        Jak pomyślała, tak też zrobiła, zapłaciwszy uprzednio za strawę i jedyny dostępny pokój na górnym piętrze karczmy. Jak sądziła, był bardzo zakurzony, brudny, pokryty pajęczynami. Westchnęła, siadając na łóżku, które niepokojąco zatrzeszczało. Położyła się na nim, nie zdejmując ubrania i starając się zajmować jak najmniej miejsca. Zasnęła dosyć szybko, zapadając w sen bez koszmarów.
        Obudziła się rano z nieco zesztywniałymi mięśniami i bolącą głową. Skrzywiła się odruchowo, przypominając sobie, gdzie się znajduje. Wcale nie poprawiło jej to humoru.
        Zjadła szybko podaną przez barmankę kromkę chleba i czym prędzej uciekła, mając dosyć zapachu stęchlizny i pełnych politowania spojrzeń rzucanych w jej kierunku.

        – Dokąd panienka tak wędruje samotnie? – zagadnął ją stary furman, zatrzymując konia. Jego bryczka stanęła tuż obok Meary; stukot kół na kamieniach na chwilę ustał.
        – Dokąd? Byle przed siebie – odparła z roztargnieniem, unosząc głowę i przyglądając się pooranej zmarszczkami twarzy. Mężczyzna wyglądał bardzo dobrodusznie, nie wyczuwała w nim fałszu ani fałszywych intencji. I nie taksował ją wzrokiem tak, jak tamci w karczmie, wręcz przeciwnie, doszła do wniosku, że może mu zaufać.
        – Tak byle przed siebie? Bez celu? – W jego niebieskich oczach zamigotała wyraźna troska, choć była dla niego jedynie nieznajomą spotkaną przypadkowo na trakcie.
        – Tak – skinęła głową, uśmiechając się smutno.
        – Może pojedziesz ze mną na Wybrzeże Cienia? Właśnie tam zdążam, to nie jest daleko, a i sądzę, że znajdziesz dla siebie jakąś robotę – zaproponował.
        – Pan tam mieszka?
        – Tak, jestem rybakiem. Musiałem jedynie pozałatwiać sprawy w stolicy i kupić to, czego nie można dostać u nas w wiosce. Z chęcią cię zabiorę. To jak, jedziesz?
        Przechyliła głowę, rozważając propozycję. Szybko jednak doszła do wniosku, że nie ma nic do stracenia, i zdecydowała się przyjąć zaproszenie.
        – Jadę!
        – To w takim razie pakuj się na pokład.

        – Gdzie jesteśmy?
        – W Arturonie. Niedaleko stąd są Skały Rozbitków, ale obecnie trwa sezon burz, są sztormy, nie radzę ci tam iść, chyba że chcesz utonąć. Za jakiś czas będziemy w mojej wiosce.
        Przygryzła wargę, namyślając się.
        – Czy może mnie pan tutaj zostawić?
        – Chcesz zostać w Arturonie? Prrrrrrr, Kostka, prrrrr!
        – Tak.
        – Poradzisz sobie?
        – Spróbuję. Dziękuję za wszystko!
        Zeskoczyła zwinnie z kozła, skinąwszy głową starszemu mężczyźnie, i odeszła, nie oglądając się za siebie.

        Niedługo później po jej przybyciu zaczął padać deszcz; z początku jedynie kropiło, lecz zaledwie parę minut rozpętała się burza. Ciemne, skłębione chmury zakryły całkowicie niebo, nie przepuszczając ani jednego promienia słońca. Zamiast tego przecinały je cieniutkie, złote nitki błyskawic. Meara doszła do wniosku, że powinna poszukać noclegu, jakiejś karczmy, żeby coś zjeść, przespać się i od rana poszukać jakiejś pracy, chociażby okresowej.
        Dostrzegła z daleka szyld głoszący „Karczma pod wesołym śledziem”, toteż przyspieszyła kroku, szczelniej okrywając się peleryną, z której ściekały krople. Nieco dalej, kilka kroków od karczmy, dostrzegła dziwną postać, wyraźnie przemokniętą i nieszczęśliwą. Zdziwiła się trochę, lecz na progu gospody zawahała się, obserwując z zainteresowaniem przybysza.
Awatar użytkownika
Sicissa
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:

Post autor: Sicissa »

- Nie dość, że pada to jeszcze leje. - To była jedyna myśl, która towarzyszyła kotołaczce przez całą drogę. Gdy w końcu jej oczom ukazał się szyld świadczący o obecności karczmy, miała już wrażenie, że składa się głównie z wody. Wyglądała jak zmokła kura, zapach mokrego futra też nie dodawał jej uroku...
W progu karczmy stała kobieta, która wpatrywała się w nią. W pierwszej chwili zmiennokształtna wzięła ją za tutejszego wykidajło, choć nietypowym było, by na tą posadę zatrudnić kobietę. Dopiero gdy się zbliżyła, zrozumiała swój błąd. Nie miała do czynienia z damską wersją wioskowego gbura, którego jedynym zadaniem jest pilnowanie drzwi. Nieznajoma była zbyt drobna, musiała być więc kolejnym gościem tej speluny. Skoro tak, musi mieć też czym zapłacić...
Gdy miała już przecisnąć się obok nieznajomej, kotołaczka niespodziewanie "poślizgnęła się", wpadając tym samym na kobietę. Na tyle jednak nieznacznie, żeby móc się szybko pozbierać i nie dać tamtej drugiej poznać, że coś jest nie tak. Zwinne dłonie bez problemu odnalazły sakiewkę, a pazurki bez problemu poradziły sobie z rzemykiem. Gdy zmiennokształtna się wyprostowała, złoto już zmieniło właściciela.
- Przepraszaaam... - Jedno słowo, które częściowo bardziej przypominało żałosne miauknięcie niż normalną wypowiedź. W zasadzie Sicissa miała trochę wyrzuty sumienia, w końcu zostawiała tamtą na lodzie, ale tylko troszkę.
Sama główna sala niczym się nie wyróżniała spośród wielu tego typu przybytków. Kilkanaście stolików, pod zachodnią ścianą niewielki kominek. Koło szynkwasu schody prowadzące do pokoi dla gości. Przynajmniej barman prezentował się w miarę przyzwoicie. Mężczyzna w średnim wieku, o zmierzwionej blond czuprynie i szarych oczach. Może i miał kilka kilo nadwagi, ale nie wyglądał z nimi źle.
Dziewczyna usiadła przy jednym z bardziej oddalonych stolików, czekając aż ktoś się nią zainteresuje i przyjdzie zapytać o zamówienie.
Suma summarum nie zabawiła długo w tym miejscu i gdy tylko pogoda się poprawiła - wyruszyła w dalszą drogę.

Ciąg dalszy: Sicissa
Ostatnio edytowane przez Sicissa 8 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Meara
Błądzący na granicy światów
Posty: 22
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Meara »

W wejściu do karczmy rozminęła się z dziewczyną, która nie dość, że była mokra, to jeszcze śmierdziała mokrym kotem. Westchnęła w duchu i machnęła ręką na przeprosiny, nawet się nie zorientowawszy, że zniknęła jej sakiewka. Zresztą i tak nie trzymała tam zbyt dużej ilości pieniędzy, zawsze bowiem większość chowała w bucie, dlatego nie przejmowała się zbytnio złodziejami.
Usiadła w kącie karczmy i zamówiła kufel piwa oraz ciepłą strawę. Przede wszystkim jednak planowała się dzisiaj upić i nie żałować sobie alkoholu. Nie miała się gdzie podziać, nie miała celu, a na dworze piekielnie padało. Idealna okazja do upicia się.
Piła jedno piwo za kolejnym, słuchając opowieści bywalców karczmy. Niektórzy z nich mówili całkiem interesująco, a ich przygody były ciekawe. Nie mogła się oprzeć wrażeniu, że słucha ich spora część obecnych w gospodzie. Też by chciała się choć raz znaleźć w takim kręgu zainteresowania…
Pijane myśli zaczęły zataczać coraz szersze koła i się plątać, w końcu już sama nie wiedziała, o czym myśli, gdzie jest, jak się nazywa i kim są ludzie dokoła niej. Liczył się tylko smak piwa i cudowne ciepło rozchodzące się po żyłach, alkohol, który cudownie rozgrzewał. Nawet lepiej niż płomienie w kominku nieopodal.
Szczęściem, zamówiła przy wejściu pokój dla siebie, więc do niego się udała, a raczej zatoczyła; miała niemałe problemy z wejściem po schodach, w końcu jednak jakiś dobry człowiek przytrzymał jej ramię i pomógł dobrnąć do końca. Podziękowała mu pijackim bełkotem, po czym otworzyła drzwi swojego pokoju. Jak kłoda padła na łóżko, nie trudząc się nawet zdjęciem ubrań. Przyśniły jej się naćpane jednorożce biegające po łączce…
Kiedy obudziła się następnego dnia rano, deszcz już nie padał i za oknem widać było słońce. Meara, choć głowa ją niemiłosiernie bolała, zwlokła się na dół, zjadła śniadanie, po czym wyruszyła w dalszą drogę.

[Ciąg dalszy: Meara]
Zablokowany

Wróć do „Skały Rozbitkow”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości