Wyspa Syren[Między Wodospadami a Smoczą Paszczą] Woda, Krew i Łuski

Mityczna kraina Syren, położona gdzieś w głębi oceanu. Pełna wodospadów, rzek i soczysto-zielonych dolin otoczona błękitną woda. Zamieszkała również przez nieliczna grupę Nereid, na których czele stoi królowa Aria.
Awatar użytkownika
Lullasy
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 136
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Służący , Kurtyzana
Kontakt:

[Między Wodospadami a Smoczą Paszczą] Woda, Krew i Łuski

Post autor: Lullasy »

        Pierwsze promienie słońca zaczęły docierać do wyspy, a wraz z nimi początek nowego dnia. Światłość, która biła z Oka Prasmoka, budziła każdy rodzaj życia swoim ciepłem, które łaskawie otrzymywał każdy, kto nie ukrywał się. Drzewa, będące nieruchomymi strażnikami dla dzieci Matki Natury, jako pierwsze korzystały z życiodajnego światła. Liście, wciąż mokre po burzy, która niedawno odwiedziła wyspę, mieniły się kolorami, które pieściły oczy śmiertelnika, niczym dzieło artysty, który natchniony został przez siły znacznie przekraczające to, co zazwyczaj spotkać można w świecie, w którym trwa żywot, jaki znamy.

        Przebudzenia zaczęły doznawać pierwsze zwierzęta, których życie trwało za dnia. Już od pierwszych chwil trwał wyścig zwierzyny z łowcami. Odgłos zwierzęcych kończyn różnej wielkości zaczął tworzyć wszechobecny szum. Trzepot skrzydeł także można było usłyszeć, lecz głównie tam, gdzie gęste korony drzew bądź bujna roślinność dawały najwięcej schronienia i pożywienia. Nie minęło długo, nim dołączyły do tego odgłosu mniej lub bardziej celowego zahaczania o roślinność, nawoływania, czy nawet walki na śmierć i życie.

W ten oto sposób wyspa tętniła życiem już kilka chwil po tym, jak słońce całkowicie wynurzyło się zza horyzontu. Jednak życie to było w dużej mierze kierowane przez proste instynkty, nieznające potrzeb oraz odczuć istot o wyższym stopniu zaawansowania intelektualnego. A przynajmniej tak było do czasu, gdy pozostali mieszkańcy wyspy postanowili zerwać się z odmętów swego snu. W wodach, które otaczały wyspę, jak i w zbiornikach, które się na tej znajdowały, pływać zaczęły pierwsze syreny. W mgnieniu oka w głębinach skrytych pod wodospadami stało się tłoczno, przez co kolejne syreny rozpoczęły wędrówkę do oceanu przez podwodną sieć tuneli. W tyle nie zostawały także Nereidy, które zamieszkiwały lądową część wyspy. Wiszące domy rozbrzmiały zgiełkiem, który mimo swej siły tonął w bezkresie dźwięków, jakimi obdarzyła swe dziedzi Natura.

        Choć dla niektórych wszystko to mogło wydawać się chaosem, gdzie jeden zły ruch mógł oznaczać śmierć, to jednak ci, którzy nie byli krótkowzroczni, od pierwszych chwil widzieli spokój, jaki emanował z tej wyspy. Można było powiedzieć, że dzisiaj wszelkie zagrożenia, które czekały na zbłąkanych podróżników i poszukiwaczy przygód, postanowiły dać sobie dzień wolnego, który spędzony będzie w błogim lenistwie. Zupełnie jakby los postanowił, iż dzisiaj przelew krwi zostanie ograniczony do minimum. Może to i dzieło czystego przypadku, a może też ktoś, lub coś, czuwa nad tym, by pewna dwójka mogła w końcu złapać oddech i zająć się tym, co jest naprawdę ważne dla prawdziwej kobiety - Porządną, niezakłóconą niczym kąpielą.

        Lullasy czuła, jakby ktoś połamał jej wszystkie kości jej kruchego ciała gołymi rękoma, by następnie równie brutalnie wstawić je na miejsce, starając się przy tym, by zranić jak najwięcej okolicznej tkanki. Jeszcze kilka sekund temu wchodziła przez portal, w ręku trzymając pakunek, którego teraz trzymała się niczym tonący resztki statku. Z jednej strony chciała zwijać się z bólu, z drugiej była przez dokładnie to samo uczucie sparaliżowana. Spróbowała głębiej odetchnąć, ale spowodowało to jedynie więcej cierpienia. Wokół jej ciała okazjonalnie rozbłyskiwała niestabilna energia magiczna pod postacią iskier, która była powodem jej cierpienia.

- Magia… Boli… - Podsumowała Lullasy, przez którą przechodziły wspomnienia wszystkich poprzednich momentów, gdy to czary, zaklęcia i temu podobne fenomeny powodowały wyłącznie krzywdę. Nie wiedziała, że to, co napiętnowało ją dawno temu, wywoływało te wszystkie efekty uboczne. Myślała, iż to po prostu kaprys zaklęć, że często się psują, a że się psują akurat obok niej, to wyglądało dla niewolnicy jak dzieło przypadku.

        W momencie, gdy jeszcze byli na pustyni, czy też raczej pod nią, a kiedy weszła do portalu tuż za Sechmet, klątwa na Lullasy zareagowała na portal, który momentalnie stracił całą swoją stabilność. To cud, że nie wylądowały we wnętrzu czegokolwiek lub choćby głęboko pod powierzchnią oceanu, co nie oznacza, że było dobrze. Nie dość, że upadły z pewnej wysokości, to w dodatku nie miały wpływu na to, jak wypadły z portalu. Lądowanie wężowej służki było łagodne, ale klątwa na niej wisząca, zasilona magią z nieistniejącego już portalu, zrobiła, co tylko mogła, by okaleczyć eugonę.

        Sechmet, choć nie została okaleczona, nie miała tyle szczęścia co do upadku. Leżała tuż obok naturianki, z głową leżącą na kamieniu, o który uderzyła z niemałym impetem. Smokołaczka była nieprzytomna, a bok jej głowy krwawił. Była zarazem obrócona w stronę Lullasy, dzięki czemu łuskowa dama wiedziała, że Sechmet oddychała, gdyż delikatne ruchy powietrza muskały wrażliwą skórę wężowowłosej. A skoro o wężowych włosach mowa, to te zazwyczaj żywe i gadatliwe stworki nie przejawiały swej obecności żadnym ruchem czy dźwiękiem. Najwyraźniej skończyły tak jak Sechmet, albo po prostu zasnęły z braku zajęcia.

        Eugona chciała rozejrzeć się bądź zauważyć jakikolwiek inny skrawek otoczenia inny niż jej nieobecna umysłem towarzyszka, lecz z każdą chwilą czyn ten zdawał się coraz bardziej niemożliwy do wykonania. Jedyne, co zdołała wywnioskować, to że leży na dosyć bujnej trawie, która otulała tę część jej ciała, która przylegała do gruntu.

-Boli… - Powtórzyła, jakby to było jedyne słowo, które mogła wymówić. Tuż za słowem jej wycieńczone ciało opuściło nieco krwi, a ona sama straciła przytomność.

        Ból minął wraz z kontaktem z rzeczywistością. Przez nieokreślony czas Eugona siedziała w pustce swego umysłu, nie do końca pewna tego, co się stało i co się dzieje. W końcu jednak zbudził ją deszcz, który sprawiał, iż jej twarz stawała się coraz bardziej wilgotna. Coraz to kolejne krople lizały ją po twarzy, co oznaczało, iż najwyraźniej szykuje się burza. Ale zaraz… Lizały?

- Co się dzieje…?

        Była osłabiona, bardziej niż wcześniej, ale ból już znikł. Mozolnie zaczęła otwierać oczy, tylko po to, by ujrzeć mnóstwo wężowych łepetyn zasłaniających jej widok. Przez pierwsze sekundy zastanawiała się, skąd tu tyle węży, lecz, na szczęście, szybko sobie przypomniała, że przecież to szkarłatni mieszkańcy jej głowy. Najwyraźniej gadziny przebudziły się jakiś czas po tym, gdy ona sama samoistnie przymknęła swoje oczy. Nie wiedziała tego, ale nie leżała zbyt długo, gdyż słońce wciąż było nisko, a dzień był ten sam, nadal młody, ale nieco starszy.

- Co ja bym bez was zrobiła… - Powiedziała, uśmiechając się lekko. Choć przez większość czasu zdawała się ignorować swoich przymusowych towarzyszy, to jednak darzyła ich szacunkiem. Nie tylko ze względu na to, że węże były niejako częścią jej ciała, ale też dlatego, że pomimo swojego, nieraz tragicznego, zachowania, były one zawsze gotowe by pomóc Lullasy w potrzebie. - Ciekawe, czy bym w ogóle się obudziła, gdyby nie wy.

        Czuła, że gdyby nie dbające o higienę jej twarzy języki, na jej twarzy byłby ślad po wciąż wyciekającej z jej ust krwi. Jeszcze nie straciła zbyt dużo, gdyż tej ubywało w ślimaczym tempie, jednak przy zerowej zdolności samodzielnej regeneracji zbyt długie leżakowanie mogło faktycznie okazać się ostatnim odpoczynkiem Lullasy nawet przy tak błahej szybkości utraty posoki. W każdym razie niewolnica, czując, że już może się poruszać, sięgnęła ręką do swej żywej fryzury, głaszcząc po kolei każdą z główek. Nagrodzone gadziny zaprzestały lizania, a także przestały zasłaniać widok na świat, z którego chciałaby skorzystać niewolnica, aby zapoznać się z otoczeniem.

        Wciąż nieco zamroczona, powolutku zaczęła podnosić swoje cielsko, zaczynając od podparcia się rękoma o grunt, a na wyprostowaniu swej postawy kończąc. Towarzyszyły temu krótkotrwałe zawroty głowy, które były jedynie drobną niedogodnością. Ogarnęła swoim wzrokiem okolicę, a wraz z nią lokatorzy na jej głowie, którzy przepychali się, byleby zdobyć miejsce z najlepszym widokiem dla ich drobnych ślepi.

        Pierwsze, co ujrzała, to słońce, które powolutku podróżowało po nieboskłonie coraz wyżej. Dzięki temu domyśliła się, że tam jest wschód. Nie, żeby ta informacja była jakkolwiek przydatna, czy też pomocna dla niej, po prostu dotarło to do niej i tyle. Szybko jednak odwróciła wzrok w stronę Sechmet. Smokołaczka nadal była nieprzytomna, a plama krwi na kamieniu, o który opierała się głowa zmiennokształtnej była odrobinę większa. Wciąż jednak oddychała, co zaobserwowała niewolnica po ruchach jej klatki piersiowej, co dawało naturiance nadzieje, iż po opatrzeniu rany na głowie smokołaczka będzie cała i zdrowa. Lecz by to zrobić, musiała najpierw znaleźć rośliny, zioła lub cokolwiek, co by umożliwiło to zadanie. Nie mogła jednak ot tak zrobić opatrunku z ubrań swoich bądź Sechmet. Były zabrudzone krwią, piaskiem, kurzem i bogowie wiedzą czym jeszcze. Poza tym, rany same w sobie też należałoby oczyścić.

“Przydałaby się… woda.”

        Powróciła do zajęcia, którym chciała się zająć po tym, jak stanęła na własny ogon. Obejrzała miejsce, w którym się znajdowały, oraz wszystko, co było widoczne. Znajdowały się na wzniesieniu, pokrytym bujną trawą oraz egzotycznymi kwiatami. Tu i ówdzie leżały kamienie różnych kształtów i odcieni, o czym Sechmet w brutalny sposób się dowiedziała. W najbliższym otoczeniu nie było widać ani słychać innych istot żywych, nie licząc drobniejszych owadów, które spędzały swoje krótkie żywoty latając z jednego miejsca na drugie.

        Z trzech stron świata otaczały je drzewa, które tworzyły gęsty las, pełen nieczęsto spotykanej na kontynencie roślinności. Z jego czeluści rozbrzmiewał zgiełk, przepełniony odgłosami Matki Natury. Wszystko wskazywało na to, że są tam zwierzęta, mniejsze lub większe, a cywilizacji jakiejkolwiek brak. Na północ, nad koronami drzew królowała góra, na której coś płonęło. Kłęby dymu unosiły się w ilościach, jakich naturianka nigdy wcześniej nie widziała. Nie chcąc nawet wiedzieć, co może być tego powodem, rozglądała się dalej. Znacznie dalej, na północnym wschodzie ujrzała inną górę, ta jednak nie wyróżniała się niczym szczególnym.

        Na południu, od strony, gdzie nie było drzew, a gdzie rozciągała się trawiasta równina, zakłócana przez nierówności terenu, znajdowało się pasmo górskie. Z tej strony wiał wiatr, chłodny i niezwykle wilgotny, który sprawiał, iż ciało Lullasy zapominało o trudach pustyni, które nie tak dawno przeżyła. Przez chwilę chciała pójść w tamtym kierunku, jednak szybko zmieniła zdanie. Góra była w sporej odległości, szczególnie jeśli brać pod uwagę, iż Lullasy będzie musiała nieść ze sobą smokołaczkę. Poza tym wilgotny wiatr dawał jedynie nadzieje, nie gwarancję, iż w tamtym kierunku znajduje się zbiornik wodny lub choćby rzeka.

        Nie wiedziała, co zrobić. Powoli zastanawiała się, czy nie warto najpierw poszukać czegoś, co poprawi stan jej oraz Sechmet, zamiast rozmyślać o wodzie. Paczuszka, która obecnie leżała na ziemi, była pełna jedzenia, więc o to się nie martwiła. Już miała rozejrzeć się po okolicznej roślinności, gdy usłyszała głos, którego nagłe pojawienie się przestraszyło ją tak mocno, iż niemal przedwcześnie zrzuciła skórę z ogona.

- A ty dalej w tych szmatach co wczoraj?

        Obróciła się, sycząc przy tym z przerażenia. Nie zauważyła nic, dopóki nie spojrzała w dół, gdzie znajdował się kot, którego cztery łapy były przyozdobione czterema butami z czarnej skóry o niewielkich obcasach. W tym momencie nawet gadziny na głowie naturianki dostały wytrzeszczu oczu oraz zwarcia w mózgu. Lullasy niemal zapomniała o tym stworzeniu, które pojawiło się znikąd w czasie, gdy była jeszcze w Smoczych Pieczarach, a który to zniknął z jej oczu, kiedy przenieśli się stamtąd poprzez portal. Nie rozumiała, czemu zwierzak tu jest i przemawia ludzkim głosem, a że było to dosyć niecodzienne, nie wykrztusiła z siebie ani słowa.

- Nie po to zaklęto mnie, bym mógł zawsze i wszędzie o poranku mieszać z błotem rzeczy, w których chodzisz, żebyś ciągle chodziła w tej samej, ubrudzone błotem, ścierce! - Rzekł z obrzydzeniem kot, który z pogardą patrzył na Lullasy i jej odzienie. - Już ta cała Sechmet lepiej się ubiera, a mając figurę smokołaczki ciężko to osiągnąć!

        Następnie, by jeszcze bardziej pokazać swoje oburzenie, kot obrócił się głową na wschód, a swój tyłek nakierował wprost na eugonę, podnosząc przy tym ogon w geście zhańbienia naturianki i tego, co przyszło jej nosić.

- A teraz, korzystając z ostatnich słów w waszej prymitywnej mowie rozumnych inaczej, idę odreagować tą zbrodnię przeciw modzie poprzez ciepłą kąpiel.

        W ten oto sposób kot w butach, z gracją futrzastego królewicza, wyruszył przed siebie, jakby znał okolicę na pamięć. Gdy tylko jednak zorientował się, że niewolnica i jej fryzura patrzą w bezruchu z wywalonymi na wierzch, wężowymi jęzorami, zatrzymał się, po czym obrócił swą dostojną głowę, ponaglając zarazem eugonę rozkazem nie do odrzucenia.

- Meow!

        Do eugony dopiero teraz dotarło, że kot zaprowadzi ją do wody. Potrząsnęła głową, jakby chcąc wyrwać siebie i gadziny na głowie z resztek zadziwienia, po czym zabrała mniej lub bardziej żywy bagaż. Najpierw oplotła koniec swojego ogona wokół tułowia Sechmet, uważając, by nie ścisnąć jej za mocno. Do rąk zaś wzięła paczkę z prowiantem, szkoda by było, by poszedł na zmarnowanie po tym, gdy zabrała go ze sobą w podróż przez magiczny portal.

        Rozpoczęła się wędrówka za kotem, który na całe szczęście nigdzie się nie śpieszył. Może nie chciał, by Lullasy została w tyle, a może miał ją gdzieś, a jedynie jego buty nie pozwalały mu na zbyt szalone prędkości, kto to wie. Pierwsze sekundy były najprostsze, gdyż przez kawałek drogi wciąż byli poza lasem. Gdy tylko jednak przekroczyli granicę wyznaczoną przez drzewa, rozpoczęła się walka z Matką Naturą. O ile futrzak nie miał problemów ze względów na swoje drobne rozmiary oraz wrodzoną zwinność, o tyle Lullasy, ciągle uważając, by podczas przemieszczania się do przodu nie wyrządzić krzywdy Sechmet bądź jedzeniu, które dzielnie niosła. Oczywiście bardziej uważała na smokołaczkę, co niejako jej wychodziło. Tylko raz na jakiś czas trąciła ją gałąź czy inny roślinny twór, na całe szczęście były to tylko nieszkodliwe szturchnięcia. Poza tym nadal była nieprzytomna i na razie nic nie przemawiało za tym, jakoby miała się za chwilę przebudzić.

- Wybacz, panienko Sechmet, ale nie jestem wystarczająco silna, by nieść cię na moich rękach. - Usprawiedliwiała się, choć nie musiała, gdyż smokołaczka wciąż trwała w wymuszonym śnie.

        Jej słowa dosięgły gadziny, które jak dotąd były spokojnie i syczały co jakiś czas. Kilka z nich zawisło przed oczami Lullasy tak, by nie zasłaniać widoku, by następnie próbować trącić nos naturianki. Ze względu na to, że dokonać chciały tego w tym samym czasie, popychały się nawzajem, z czego dosyć szybko wynikła sprzeczka, która zaowocowała wężami, które atakowały siebie nawzajem “z byka”.

- Przestańcie, proszę was. To, że nikt nie pilnuje nas, nie znaczy, że możecie się zachowywać tak, jak chcecie. - Powiedziała Lullasy, a raczej jej wewnętrzna niewolnica, która spaliłaby się ze wstydu, gdyby takie coś miało miejsce przed kimś, kogo może bez problemu nazwać właścicielem. - Poza tym, hałasujecie. Jeszcze coś groźnego nas usłyszy, a wtedy będzie źle, gdyż nie będę w stanie ochronić Sechmet...

        Węże, niechętnie, zaprzestały walk, po czym zniknęły z pola widzenia Lullasy. A wszystko to, by jeden z bardziej oburzonych węży ustawił się tak, by reszta jego braci i sióstr widziała go. A gdy już pozostali dostrzegali go swoimi ślepiami, rozpoczął się komediowy spektakl, w którym to pomysłowa gadzina parodiowała niewolniczą postawę Lullasy, jej mimikę, a nawet - poprzez syknięcia - to, jak mówiła. Gadzi komediant był w tym nawet dobry, a przynajmniej to sugerowała reakcja publiczności, bowiem głowa Lullasy zaczęła być pełna węży, które dosłownie skręcało ze śmiechu.

        Lullasy jedynie pokręciłą głową, czując cały ten chaos który wije się na jej głowie. W rzeczywistości bowiem miała niemal zero kontroli nad wężami, przynajmniej dopóty, dopóki ich zachowanie nie zagrażało życiu Lullasy. Mogłaby pouczać je całymi dniami, ale nic z tego. Nic dziwnego, skoro nawet ten, który uczynił z dzikiej, żądnej krwi eugony niewolnicę, nie zdołał zapanować nad wężowymi włosami w żaden znany sobie sposób.

        Szli przez kilkanaście, może kilkadziesiąt minut. Korony drzew wciąż przysłaniały słońce, więc ciężko było stwierdzić dokładny upływ czasu. Naturianka, choć nadążała za kotem, który pewny siebie dreptał w swoich skórzanych butach, to jednak traciła siły. Miała ochotę upaść i odpocząć raz, a porządnie, lecz nim wprowadziła ten plan w życie, zauważyła coś dziwnego. Poza odgłosami zwierząt - które o dziwo omijały eugonę - w powietrzu rozległ się charakterystyczny szum wody. To był impuls, po którym eugona nie tylko odzyskała siły, ale nawet dogoniła kota, który najwyraźniej został zaintrygowany tym faktem.

        Minęło kilka chwil tej gonitwy, a powietrze było coraz bardziej wilgotne. Na dodatek z miejsca, do którego zmierzali, rozchodziła się mgła. Nieskazitelna, spokojna i ciepła mgła. Z każdym krokiem - a dla Lullasy, z każdym ruchem ogona - miejsce, do którego zmierzali, emanowało coraz mocniejszym poczuciem spokoju i bezpieczeństwa. Odgłosy zwierząt były zagłuszane przez szum spadającej wody, a mgła zamazywała daleko położone obiekty, jakby chowając przed nimi wszelkie problemy, jakie można by napotkać na tej wyspie.

        W końcu, zamiast napotkać kolejne krzewy bądź drzewa, Lullasy ujrzała przed sobą pustą przestrzeń, a dźwięk drobnego wodospadu docierał do niej z pełną siłą. Spojrzała na kota, który jak nigdy nic, zrzucił ze swoich łap buty paroma ruchami, by następnie powoli wejść do płytkiej części zbiornika wodnego, nad którym tworzyła się się mgła. Lullasy podpełzła, odstawiając jedzenie w bezpiecznej odległości od wody, a Sechmet delikatnie układając na miękkiej trawie, z głową opartą o jej własny ogon. Pochyliła się nad wodę, w której mruczał zadowolony z relaksującego przeżycia kot, by następnie ręką musnąć taflę zbiornika.

- Gorące źródło…?

        Rozglądnęła się po miejscu, o którym opowieści słychać było na co niektórych balach, za czasów, kiedy jeszcze była prawdziwą niewolnicą z prawdziwym panem. Miejsce to było dobrze ukryte, ze wszystkich stron pilnowały je drzewa oraz gęste zarośla, mgła zaś wzmacniają ten efekt, przez co nie widać było nic za granicą drzew, zarówno z wewnątrz, jak i zewnątrz.

        Ten drobny raj w swoim centrum miał zbiornik wodny, mający kształt nierównego koła. Dno gorącego źródła było pokryte dosyć sporymi, płaskimi skałami, które tylko na krawędziach były pokryte ostrymi nierównościami. Kamienne płyty były uformowane tak, iż im dalej ku środkowi, tym niżej osadzone były, dzieląc wodę na strefy o coraz większej głębokości, prowadzące ku sercu zbiornika. Z owego środka rozchodziło się ciepło, które ogrzewało wodę do temperatury przekraczającej ciepło powietrza. Prawdopodobnie to bliskość Smoczej Paszczy pozwalała na to, by to miejsce w ogóle miało prawo istnieć. Jeśli chodzi o wielkość, to cały zbiornik miał średnicę ponad jednego sznura, zaś, każda z kamiennych płyt miała powierzchnie na mniej więcej dwa prętów kwadratowych.

        Dookoła gorącego źródła kamienne płyty dosyć szybko ustępowały glebie, która bez problemu pozwoliła gęstej i dzikiej trawie rosnąć nawet w tak ciepłym miejscu, jak to. Dookoła rozsiane były także krzaki, które w niektórych miejscach rosły w skupiskach, a w innych samotnie. Charakterystycznym elementem krajobrazu była także kamienna ściana, wysoka na pół sznura, która górowała nad źródłem od południowego wschodu. To ze szczytu tej ściany spływała woda, wpadając do zbiornika, tworzy drobny wodospad oraz towarzyszący temu zjawisku szum, zagłuszający wszystko, co działo się poza tym wyjątkowym miejscem. Strumyk, który doprowadza tu wodę, prawdopodobnie ma swe źródło w tych samych górach, które tworzą słynne Wodospady na tej egzotycznej wyspie.

- Powinno się nadać na dłuższy odpoczynek. - Rzekła, a jej fryzura jednogłośnie przytaknęła, po tym, gdy sama także oceniła jakość tego miejsca. Ogon spod głowy Sechmet powolutku osunął się, a Lullasy wytłumaczyła się wciąż nieprzytomnej gadzinie. - Zaraz wrócę. Obiecuję.

        Jak też powiedziała, tak też zrobiła. Naturianka wyruszyła, by z pomocą swej znajomości zielarstwa znaleźć coś, co pomoże zarówno jej, jak i Sechmet. Nie wiedziała, gdzie jest, jednak nie szukała długo, nim natknęła się na znane sobie rośliny lecznicze. O ile łatwo było znaleźć liście rośliny, która ułatwi gojenie się rany Sechmet, o tyle coś, co choć tymczasowo wspomoże regenerację w jej wlasnym ciele, kosztowało ją nieco wysiłku i rozgrzebywania ziemi.

        Gdy powróciła do gorącego źródła, oczyściła wpierw zdobyte przez siebie zioła. Nie dokonała tego w stojącej wodzie w gorącym źródle, zamiast tego poświęciła czas na wejście, dookoła oczywiście, na skalną ścianę, aby móc przemyć zdobyte medykamenty w strumieniu, w którym na pewno płynęła znacznie czystsza woda. Niemal natychmiast po tym fakcie spożyła to, które było przeznaczone dla niej. Nie miało ono tak mocnych właściwości, jak po odpowiednim przyrządzeniu, ale tylko to mogła zrobić w obecnych okolicznościach.

        Tymczasem liście, które przeznaczone były na ranę głowy Sechmet, musiały poczekać. Lullasy postanowiła, iż najpierw przemyje ranę smokołaczki. Gdy przyszło jej to do głowy, spojrzała na resztę ciała zmiennokształtnej oraz jej niezwykle zabrudzone ubranie. Następnie zlustrowała samą siebie, by móc ujrzeć po raz kolejny to, jak bardzo była zaniedbana. Spojrzała w górę, na lokatorów na jej głowie, a one jakby rozumiejąc jej myśli, kiwnęły wspólnie głowami na tak.

        W ten oto sposób Lullasy, w imię czystości, pozbyła się ze swojego ciała wszelkiego odzienia, a tego nie było sporo. Zarówno zapinany płaszcz z kapturem, jak i pasy materiału, które owinięte były wokół jej klatki piersiowej oraz bioder, zrzuciła z siebie, by móc oczyścić je w wodzie. Mając nadzieję, że Sechmet ucieszy wizja czystych ubrań, skorzystała z faktu, iż jej towarzyszka była nieprzytomna, dzięki czemu szybko i bez większych naruszeń przestrzeni osobistej jej ciała zostawiła ją w pełnym negliżu na trawie.

“Mam nadzieje, że nie będzie jej ten fakt przeszkadzać.”

        W ten oto sposób wyruszyła po raz kolejny na skalną ścianę, tym razem niosąc swoje odzienie oraz sukienką Sechmet, Zamiast jednak od razu zająć się do czyszczenia, zaczęła iść pod prąd strumyka, aż znalazła rozwidlenie, w którym mogła oczyścić ubrania bez martwienia się o to, iż nieczystości na nich osiadłe spłyną do gorącego źródła. Z jej doświadczeniem jako gospodyni domowa nie zajęło to zbyt wiele czasu, tym bardziej że węże na jej głowie z braku zajęcia pomagały, jak tylko mogły, swoimi niewielkimi główkami. Już kilka chwil później zarówno szary materiał, jak i suknia leżały na nagrzanej, a zarazem suchej płycie skalnej,

        Gdy tylko wróciła do Sechmet, od razu, z pomocą ogona, który pod nią wsunęła, zaciągnęła zmiennokształtną do gorącego źródła, do części, gdzie głębokość pozwalała na całkowite zanurzenie ciała dziewczyny od szyi w dół. Lullasy podłożyła jeden z grubszych segmentów swojego ogona pod głowę swej towarzyszki, by ta nie utopiła się przypadkiem. Sama Lullasy była pochylona nad smokołaczką. Postanowiła ona bowiem, iż zaczeka z higieną partii swojego ciała powyżej pasa, gdy tylko Sechmet się obudzi. W każdym razie miała ona dwie wolne ręce, by przemyć ranę, która po bliższych oględzinach okazała się całkowicie niegroźna dla jej towarzyszki.

        Dłonie Lullasy co chwilę sięgały do wody, by następnie ostrożnie chlapnąć nią na ranę. Ruchami swoich palców oczyszczała głowę z resztek zaschniętej krwi, a gdy tylko oczyściła ranę do poziomu, który był dla niej zadowalający, sięgnęła po lecznicze zioło, a konkretnie po liść, będący jakiś czas temu fragmentem pewnego zioła. Przyłożyła zieleninę do rany, przyciskając ostrożnie. I choć sama cierpliwie milczała, to jej gadzie włosy akurat w tym momencie nie mogły się doczekać, aż w końcu Lullasy zanurzy się w wodzie. W ramach protestu zaczęły syczeć z całych sił. Akurat w tym momencie Sechmet zaczęła odzyskiwać przytomność. Kto wie, może to te małe gadziny syczały tak okropnie, iż nawet ktoś, kto utracił przytomność, ma ochotę zamknąć te nieznośne paszcze?
Awatar użytkownika
Sechmet
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Sechmet »

Sechmet była całkowicie nieprzytomna. Śniło jej się, że znów mieszka w tej starej w połowie zburzonej willi, którą uwielbiała. Widziała swojego ojca siedzącego nad papierami przedstawiającymi rzeczy, o których smokołaczka jako mała dziewczynka kompletnie nie miała pojęcia. Jej matka krzątała się tu i ówdzie i Ami, młody wówczas pseudosmok brykający po domu i ku niezadowoleniu ojca podpalający przypadkowo niektóre z jego notatek. Te wspomnienia sprawiały, iż mimo odcięcia dziewczyny od świadomości na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
Później jednak przyszło coś innego, diabły, demony i mnóstwo różnych przerażających kreatur. Niespodziewanie tuż przed nią stanęło potężne czarne monstrum. Miało potężne rogi, oczy tego czegoś płonęły piekielnym ogniem. Ostre zęby przypominające rząd igieł ukazał złowrogi uśmiech. Strach sparaliżował dziewczynę. Próbowała się przemienić w pełni smoczą formę, ale nie mogła, była w ludzkiej postaci, nie miała skrzydeł, nie miała ognistego oddechu, nic do obrony. Amiego także nie było. Stała sama przed potworem z jej najgorszych koszmarów.

- Zostaw mnie! – krzyknęła, ale jej głos zdawał się jakiś taki bezgłośny.

Ruszyła do ucieczki, bała się, że zapłacze się o swą sukienkę, ale większym problemem okazała się wszechobecna ciemność i wrażenie jakby biegła w miejscu. Chciała wołać o pomoc, ale nie mogła, a bestia właśnie ruszyła swe ogromne cielsko spowite czernią i ruszyła w stronę zmiennokształtnej.

- Zostaw mnie! – krzyknęła, ale swój głos słyszała jakby tylko w głowie.

Potwór swym gigantycznym pazurem zrobił na głowie Sechmet bolesną ranę. Następnie pochwycił za nogi i podniósł do góry nogami, co potęgowało ból. Nagle tuż pod nią pojawiła się przepaść, której dno zostało wypełnione ostrymi stalagmitami. Bała się, że spadnie i jeszcze te straszne nietoperze, które uderzały w ranę na jej głowie, ból, strach i jeszcze raz ból.
Do jej snów przedarły się słowa kota krytykującego eugone. Słowa na temat wczorajszych szmat sprawiły, że nagle sukienka smokołaczki stała się jakimś brudnym prześcieradłem owiniętym wokół jej ciała. Jednak teraz nie to było najgorsze tylko ten stwor i jego oddech jakby ją wciągał do swej strasznej paszczy z taką siłą, że wystarczał zaledwie jeden głęboki wdech. Nagle znalazła się na pustyni w samym środku nocy. Było chłodno, pusto i przerażająco cicho. Nadal jednak widziała w oddali czarną plamę, zbliżająca się do niej. Czuła, że to ta sama kreatura.
Gdy Lullasy włożyła Sechmet do wody, to jej sen zmienił się, w nim tez była w wodzie, ale topiła się, nie mogła oddychać ani wypłynąć na powierzchnie i znowu to coś się jej przyglądało. Miała już dość, brakowało jej powietrza i zaczęła zamykać oczy.

- AHHHHHHH! – krzyknęła, budząc się i aż zakaszlała, widząc wodę.

Po momencie zaczęła dochodzić do siebie. Oddech w miarę się ustabilizował. Woda była przyjemnie ciepła. Wokół piękno natury, spokój śpiew ptaków. Eugona, która się myła, jej ubrania grzejące się na kamieniu… jej ubrania?
Sechmet na twarzy poczerwieniała niemal tak mocno, jak czerwone miała łuski w smoczej postaci. Zaniemówiła, zaczęła się zakrywać, jak tylko mogła, zanurzyła się jeszcze bardziej w wodzie przerażona.
Opanowała nerwy na tyle, by przyjąć, postać hybrydy. Z początku zmieniła się jej twarz, na skórze pojawiły się łuski, z końca pleców wyrósł smoczy ogon, a z pleców czerwone, błoniaste skrzydła. Natychmiast się nimi zakryła, w tym celu także posłużyła się ogonem, zasłaniając pewne miejsce między nogami.

- Ejk… Lullasy… Podasz mi ubranie? – spytała zawstydzona – I w ogóle… co się stało? – dodała, nadal będąc strasznie spięta całą tą sytuacją.
Awatar użytkownika
Lullasy
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 136
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Służący , Kurtyzana
Kontakt:

Post autor: Lullasy »

“Rana nie jest głęboka, a i nie wydaje mi się, by jej kości były naruszone. Jest szansa, że nic a nic poważnego nie stało się. Nie wiem, jak wytrzymałe są smokołaki, tym bardziej, gdy są w ludzkiej postaci. Na pewno jest wytrzymalsza ode mnie, tyle wiem.”

        Rozmyślała Lullasy, w międzyczasie wciąż dociskając liść do nieszczęsnej rany. Czekając cierpliwie, merdała końcówką ogona pod wodą, w międzyczasie nucąc prostą kołysankę, którą miała w pamięci. Czuła się jak za dawnych czasów, jakby miała przy sobie dziecko swojego pana, które podczas zabaw wpadło na kamień i potrzebowało pomocy niewolnicy. W sumie Sechmet była urodziwa w ludzkiej postaci, co teraz, gdy brudne odzienie nie przysłaniało jej naturalnej urody, było szczególnie widoczne. Kto wie, może gdyby świat szedł nieco innym torem, to właśnie rodzicom Sechmet, albo i samej Sechmet usługiwałaby Lullasy?

“Co ja wyprawiam…” - Uśmiechnęła się Lullasy, gdy tylko zrozumiała, o czym właśnie rozmyśla. - “Za takie myślenie powinnam otrzymać karę chłosty od mojego Pana… gdybym tylko jakiegoś miała. Powinnam tego dokonać samodzielnie w obecnej sytuacji, ale muszę wpierw się nią zaopiekować, a gdy tylko wstanie, to pewnie nie pozwoli mi na to. Nie akceptuje w końcu tego, że jestem niewolnicą.”

        Tymczasem na jej głowie działa się istna rewolucja. Gadzi ruch oporu, chcąc za wszelką cenę zmusić Lullasy do zanurzenia się w wodzie, zaczął wić i szarpać się we wszystkie strony jak żywy kłębek nerwów. Naturianka westchnęła, po czym skarciła swoją fryzurę.

- Ile razy trzeba by wam wszystkim powiedzieć, że moim obowiązkiem jest służba innym i zawsze będzie to miało pierwszeństwo, byście w końcu zapamiętały? Nie rozumiem, jakim cudem nie potraficie zrozumieć, że jako część mnie, dzielicie ze mną mój los? - Marudziła, a węże na jej głowie syczały z dezaprobatą. - Jesteście najgorszymi wężami, jakie mogły wyrastać z mojej głowy. - Westchnęła zezłoszczona, a węże, drocząc się z nią, zaczęły się przytulać do jej policzków, sprawiając, iż niewolnica przewróciła oczami.

        Znienacka rozległ się krzyk smokołaczki, który wystraszył i zbił z tropu zarówno Lullasy, jak i mieszkańców jej głowy. Niewolnica natychmiast zabrała ręce oraz liść, nie wiedząc, jak zareaguje zmiennokształtna, węże zaś wszystkie jednogłośnie skierowały wzrok i główki w stronę krzykaczki.

        Początkowe zdziwienie smokołaczki przerodziło się w onieśmielenie godne królowej, która stała nago przed całym swoim królestwem. Lullasy z początku nie rozumiała, o co chodzi, więc patrzyła na Sechmet, która rękami i nogami zaczęła się zakrywać, w międzyczasie zsuwając się z ogona niewolnicy w wodę, którą także chciała się zakryć. Szybko jednak, z powodu niewystarczającej ilości kończyn, przemieniła się w postać hybrydy, w której mogła się ukryć pod swoimi skrzydłami, jak i za swym ogonem.

        Dopiero w tym momencie do wężowej służki dotarło, czemu Sechmet wyczynia to, co wyczynia w tej chwili. Zakryła usta rękoma, gdyż dotarło do niej, że naruszyła przestrzeń osobistą Sechmet bardziej, niż ta sobie tego życzyła. Wpierw odłożyła leczniczy liść na dosyć czysty kamień tuż przy wodzie, a następnie odwróciła się najszybciej jak mogła, po czym przemieściła się na głębszą część gorącego źródła. Nie będąc dobrą pływaczką, zatrzymała się w miejscu, gdzie woda sięgała jej do szyi, a gdzie wciąż miała kontakt ogona z podłożem. I choć sama patrzyła w stronę przeciwną do Sechmet, to jednak gadzinki na jej głowie wciąż wbijały wzrok w nagą smokołaczkę, jakby nagle była to największa atrakcja w okolicy.

- Najmocniej przepraszam, panienko. Nie wiedziałam, kiedy się obudzisz, ani też nie spodziewałam się, iż aż tak cenisz sobie… prywatność. - Mówiła najbardziej przepraszającym tonem, jaki niewolnica mogła z siebie wydusić. Po chwili zorientowała się, że jej włosy nadal gwałcą Sechmet wzrokiem, z tego też powodu zaczęła pacać wężowe główki, doprowadzając je do porządku. - Przestańcie, ale już!

        Nie trzeba było karać każdego węża z osobna. Po kilku pacnięciach wszystkie załapały, że to, co robią, jest nie na miejscu, a i że bicie ręką niewolnicy boli. Z tego też powodu zajęły się czymś innym. Mianowicie, teraz gdy woda była w ich zasięgu, zaczęły maczać swoje główki w tejże, chlapiąc Lullasy i siebie nawzajem. Uradowane, że w końcu mogą się oczyścić inaczej, niż językami, syczały radośnie, gdy tylko nie były pod wodą.

        Niewolnica także, gdy tylko uspokoiła się, zaczęła dbać o swoją higienę. Nabrała powietrza, dając wężom czas, by zrobiły, to samo, po czym zanurzyła się na kilka sekund całkowicie. A gdy tylko się wynurzyła, odetchnęła głęboko, podobnie zresztą jak wszystkie gadzinki. Ręce jej zaczęły trzeć o jej ciało, czyszcząc ją ze wszystkiego, co po samym kontakcie z wodą nie chciało zejść. Czy to zaschnięta krew, którą piła, czy też błoto, które przyległo do niej, gdy taszczyła Sechmet. Skupiała się głównie na ludzkiej części swego ciała, gdyż gadzie łuski, śliskie w swej naturze, nie sprzyjały przyleganiu brudu bądź nieczystości, dzięki czemu samo poruszanie ogonem sprawiało, że zabrudzenia schodziły z jej ciała.

        Nadszedł czas na porządne oczyszczenie twarzy, z tego też powodu Lullasy chlapnęła wodą na swoją głowę, po czym zaczęła szorować swoje policzki. W międzyczasie postanowiła odpowiedzieć Sechmet, która niecierpliwie czekała na wyjaśnienia.

- Pamiętasz Sechmet, jak weszliśmy w portal? Obawiam się, że gdy tylko weszłam, coś się stało z magią. Nie znam się na tym, ale wydaje mi się, że nie trafiliśmy tam, gdzie mieliśmy ani też nie wyszliśmy z portalu tak, jak powinniśmy. Mogło być gorzej, coś czuje, ale i tak przybycie w to… miejsce, nie było przyjemne. Ty uderzyłaś głową o kamień, tracąc przytomność. Ja zaś ucierpiałam, ale nie przez lądowanie, a przez magię portalu. Także odpłynęłam, ale nie na długo, tak myślę.

        Skończyła oczyszczać swoją twarz, dlatego też postanowiła zaopiekować się o swoich lokatorów. Chwyciła jednego z węży, po czym zaczęła delikatnie szorować gadzinę. A gdy skończyła, przechodziła do kolejnej, i tak, dopóki wszystkie nie będą czyste i lśniące.

- Gdy tylko doszłam do siebie, zjawił się… on. - Spojrzała na kota, który siedział w jednej z płytkich części źródła, tuż przy swoich butach, które stały w bezpiecznej odległości od wody. - Pamiętam, że widziałam go, gdy byliśmy w jaskiniach. Przemówił w dosyć… dziwny sposób, a gdy stracił zdolność mowy, zaprowadził mnie tutaj. Ciągnęłam cię na moim ogonie spory kawałek, aż w końcu ten dziwny, ale przyjazny zwierzak ujawnił przede mną to miejsce. Od tego momentu starałam się robić co w mojej mocy, by ci pomóc. Znalazłam zioła, które pomogły zarówno mi, jak i coś na twoją ranę na czole. Przy okazji postanowiłam oczyścić nasze ubrania, które były w stanie nie najlepszym, jeśli nie tragicznym. Dlatego też jesteś… nago. Poza tym nie wiedziałam, czy nie masz innych ran bądź obrażeń, więc przy okazji upewniłam się, że poza twoim czołem, wszystko jest w najlepszym porządku.

        W milczeniu umyła resztę węży, po czym ostrożnie obróciła się w stronę Sechmet, wzrok kierując jednak nie na nią, a na okolicę, co by nie speszyć rozmówczyni.

- Poza tym, iż ściągnęłam z ciebie ubrania i przemyłam twoją ranę, nie tknęłam twojego ciała, nie śmiałabym. Jednakże jeszcze raz przepraszam. Robiłam to wszystko, aby ci pomóc, nie wiedziałam, że nie życzysz sobie takiej sytuacji. - Zamilkła, by pomyśleć nad tym, co mogłaby zrobić, by jeszcze bardziej okazać swą skruchę. Szybko jednak dotarło do niej, że miała powiedzieć coś jeszcze. - Bym zapomniała, panienko Sechmet. Z chęcią podałabym ci ubrania, ale uważam, że jeszcze na to nie czas. Nie tak dawno wyłożyłam je, by wyschły, a i stąd widzę, że nadal są zbyt mokre. Poza tym, tak jak mówiłam, nie naruszałam twojego ciała, nie licząc rany na czole, przez co nie jesteś czysta. Dlatego też nalegam, byś najpierw skorzystała z tego miejsca, by oczyścić swe ciało, w międzyczasie czekając, aż ubrania wyschną wystarczająco.

        Odetchnęła, by móc mówić dalej, po czym kontynuowała.

- Moje wychowanie mówi mi, że powinnam zaoferować ci pomoc w czyszczeniu twego ciała, ale teraz wiem, że raczej nie jest to coś, czego byś chciała, biorąc pod uwagę twoją… nieśmiałość. - Powiedziała, a w międzyczasie jeden z węży, który uważał, że nie został wystarczająco umyty przez Lullasy, zaczął taranować jej ucho uparcie. - Ehh. Wybacz mi panienko, ale jeden z węży domaga się mojej uwagi. Z chęcią zignorowałabym go, ale nie mam pojęcia, czy to, co robi, nie jest przypadkiem uzasadnione. Zawsze gubię się w tym, który jest który, więc równie dobrze mogłam go pominąć. Momentami zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo przydałby się sposób, żeby odróżnić je wszystkie od siebie. - Westchnęła, po czym zaczęła ponowne szorowanie niesfornego węża.
Awatar użytkownika
Sechmet
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Sechmet »

Rumieniec na twarzy smokołaczki stale się powiększał. Nago widzieli ją tylko rodzice, jak była jeszcze mała, a tak poza tym to nie miała nigdy żadnego faceta, więc jeszcze nigdy w swym dorosłym życiu nie ukazywała się nikomu w pełni naga. Zalał ją nieprzyjemny dreszcz wstydu na myśl, iż gdy była nieprzytomna Lullasy mogła ją widzieć w pełni okazałości. Zupełnie nie zwracała uwagi na wężo-włosy naturianki, dopóki nie zorientowała się, iż one mają oczy i właśnie się na nią gapią. Zmieszana dziewczyna usiłowała zakryć swoje ciało jeszcze szczelniej. Potem na dodatek spostrzegła nagość Lull i dodatkowo onieśmielona wbiła wzrok w wodę i swoje nogi pod nią. Bała się nawet odezwać w tej niebywale krępującej dla niej sytuacji.
Słyszała pluskanie mówiące o intensywnym myciu się z tego piasku, krwi i wszystkich innych brudów. Sechmet widząc, że jej towarzyszka jest zajęta, nieco się rozluźniła i zanurzyła głowę pod wodę. Po czym gwałtownie się wynurzyła, łapczywie nabierając powietrze. Odczuła przyjemne orzeźwienie i mogła wysłuchać eugony.

- Oh… Cóż, z tego wniosek, jeśli nie jest to konieczne lepiej nie wchodzić do portali, heh – uśmiechnęła się nieco i spojrzała na kota
wskazanego przez naturianke, o ile kot wyglądał w miarę normalnie, to jego buty zadziwiły zmiennokształtną. Dziwności dodawał fakt, iż ów futrzak potrafi mówić po ludzku, nawet tego nie skomentowała. Skupiła się na kolejnych słowach kobiety – Dziękuję ci, że się tak o mnie zatroszczyłaś, to bardzo miłe. Widać, iż masz dobre serce.

Smokołaczka była również wdzięczna, że Lullasy nie kieruje wzroku prosto na nią, ale spogląda specjalnie w inne miejsce, wolała jednak chwilowo nie poruszać tej kwestii więc pominęła to milczeniem.

- Oczywiście nie gniewam się na ciebie, po prostu ja nigdy… przed nikim tak… no wiesz, chyba rozumiesz – uśmiechnęła się lekko nadal zawstydzona z przysłowiowym burakiem na twarzy – Hmm, chyba masz rację – niechętnie przyznała dziewczyna, marzyła o kąpieli, ale w tej przyjemności przeszkadzała jej nieśmiałość. Zanurzyłaby się głębiej, ale… Nie umiała pływać, zaciekawiło ją w sumie czy eugona to potrafi – Lullasy, a tak z ciekawości, umiesz pływać? – w jej umyśle powstała obawa, że podczas nurkowania, kobieta mogłaby też ujrzeć ją po części nago, ale z całych sił próbowała odgonić tę myśl i przypisać pytanie czystej ciekawości.

W międzyczasie naturianka ponownie przemówiła. Zmiennokształtna kiwnęła głową na potwierdzenie, że woli sama się umyć, w końcu nie należała do jakiejś elity i zawsze robiła to samodzielnie, nie jak niektóre księżniczki i szlachcianki. Wtem jeden z węży na głowie wydawał się bardzo nachalny co nieco rozbawiło Sechmet.

- Hmm, może ponazywasz te wszystkie węże? Swoją drogą jak to jest mieć żywe włosy?

W tym momencie do źródełka przyczłapał zmęczony Ami ze wbitymi gdzieniegdzie kolcami, biedny musiał spaść na coś kolczastego, w najlepszym wypadku kaktus, a w najgorszym jeż lub jeżozwierz, który z pewnością nie był zadowolony z nieproszonego gościa na grzbiecie.

- Ami! W co ty się znowu wpakował, chodź do nas, jakoś pomożemy ci pozbyć się tych wszystkich kolców, prawda Lullasy? – spytała, licząc, iż jej towarzyszka zaakceptuje niebezpośrednią prośbę o pomoc.
Awatar użytkownika
Lullasy
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 136
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Służący , Kurtyzana
Kontakt:

Post autor: Lullasy »

        Rozmowa eugony z Sechmet przebiegała spokojnie, choć atmosfera, ze względu na wszechobecną nagość obydwu kobiet, była niezręczna, przynajmniej dla smokołaczki. Wężowa niewolnica została wytresowana tak, aby była w stanie opanować się, kiedy trzeba, więc nie płonęły jej policzki rumieńcem, ani też nie uciekała ona wzrokiem od Sechmet ze względu na siebie. Odwróciła wzrok od jej teraz pół-smoczego ciała tylko dlatego, że jej rozmówczyni, w przeciwieństwie do niej, nie czuła się najlepiej ze wzrokiem wbitym w swe ciało.

        Tymczasem w głowie Lullasy krążyło pytanie odnośnie do jej umiejętności pływackich. Niewolnica nigdy nie była w wodzie bez dotykania dna tejże, więc szczerze nie wiedziała, czy będzie w stanie bez opierania się ogonem utrzymać się nad powierzchnią. Po namyśle stwierdziła, że gdy będzie okazja, to też spróbuje popłynąć, a po próbie odpowie swojej towarzyszce, co by zaspokoić jej ciekawość.

        Zaś gdy niesforny wąż był czyszczony, do Lullasy dotarła herezja ze strony Sechmet. Niewolnica aż zaczęła głębiej oddychać, jakby to, co usłyszała, było wyrokiem śmierci wobec niej.

- Panienko Sechmet! Ja nie mogę, nie przystoi, to niegodne kogoś takiego jak ja, ja... - Ogarnęła ją panika, jakby miała zaraz umrzeć. Przestała mówić, próbując się uspokoić. Brała głębokie oddechy, które powoli koiły jej zaniepokojenie. W oczach jednak nadal strach panował i właśnie te oczy skierowała wprost na Sechmet, patrząc się w twarz swojej rozmówczyni z powagą. - Przepraszam, ale to, co powiedziałaś, jest sprzeczne z tym, kim jestem. Tak jak mnie uczono, imię to nie tylko słowo. To symbol. Symbol bycia kimś lub czymś, zależnie od tego, w jakich okolicznościach zostało nadane. Gdy rodzic nadaje dziecku imię, nadaje mu imię osoby, która, gdy dorośnie, będzie z rodzicem na równi. Wtedy imię sprawia, że jest się kimś. Ty posiadasz takie imię. Gdy zaś nadaje się imię zwierzęciu, przedmiotowi, bądź niewolnicy, wtedy też imię to jest podpisem właściciela, znakiem ukazującym, że to on je nadał i że to, co owo imię nosi, jest w jego władaniu tak długo, póki żyje bądź póki nie przekaże komuś innemu swojej własności. Ja posiadam takie imię. I dlatego też nie mogę, po prostu nie mogę, nadawać imienia. Nawet im. Nie mam prawa tego robić. Sama myśl ściska moje serce, aż ból przeszywa mnie na wskroś.

        Przerwała, wiedząc, że dla smokołaczki jest to filozofia życia równie obca, co absurdalna. Lullasy miała jednak nikłą nadzieję, że Sechmet uszanuje niewolnicę i jej bezsilność w tej sytuacji. Szybko jednak do niej dotarło, że jest jeszcze jeden argument przeciwko imionom dla jej włosów, które obecnie wyglądały, jakby monolog niewolnicy był tak nudny, że aż usypiający. Zaczęła przemawiać, tym razem spokojniej i z opanowaniem.

- Poza tym… Nie sądzę, panienko, aby one chciały… współpracować. To znaczy, zapominalskie są. I uparte. Nawet jeśli byś ty nadała im imiona, bo to już jest jak najbardziej poprawne i na miejscu, to one albo by zapomniały, jak same mają na imię, albo też nie reagowałyby. Albo by reagowały nie te, co trzeba. Nie ma co liczyć na to, że imiona się sprawdzą.

        Nastała niezręczna cisza, po której Lullasy, nie chcąc zostawiać niedokończonych odpowiedzi, przemówiła po raz kolejny.

- Jak to jest mieć na głowie dziesiątki żywych istot? Tak jak wspomniałam wcześniej, zapominalskie, uparte, momentami głupie… Ale kiedy trzeba, potrafią się zachować. Są częścią mnie, a ja częścią ich. Dbamy o siebie, bo jesteśmy jednością, do pewnego stopnia. To one mnie wybudziły po tym, jak straciłam przytomność po wypadnięciu z portalu. Nie wiem, czy zdołałbym na czas wstać, gdyby nie one. A ja w zamian, tak jak zauważyłaś moment temu, pomagam im, jak mogę, a gdy są grzeczne, to i staram się, aby im to wynagrodzić. Może nie potrafimy porozumieć się słowami ani nie dzielimy myśli, ale dogadujemy się. Jestem niewolnicą, co z jakiegoś powodu im się nie podoba od czasu do czasu, ale dzielą mój los, więc dostosowywują się, kiedy zajdzie potrzeba. Czasami mam wrażenie, że gdyby mogły, to by oddały za mnie życie. Więc, podsumowując, życie z nimi nie jest łatwe. Ale czasami mam wrażenie, że to dzięki nim w ogóle będę żyła dalej, aby móc kontynuować moją służbę.

        Pod koniec swojego wywodu jej czupryna, którą wzruszyło to szczere wyznanie niewolnicy, aż zaczęła syczeć, roniąc w międzyczasie łezki szczęścia. Eugona westchnęła, gdy ujrzała ten fakt, po czym zaczęła głaskać każdego płaczka z osobna, co by nie wypłakały z jej organizmu całej wody.

        Wtedy też zjawił się do tej pory zaginiony i zapomniany towarzysz Sechmet, który przebrał się za smoczego jeża, czy tego chciał, czy nie. Niewolnica szybko zauważyła, że choć na pewno nie jest to przyjemne, to jednak nie grozi pseudosmokowi śmierć ani nic poważniejszego. Gdy tylko Sechmet wspomniała o pomocy, wtedy też wężowa dama odpowiedziała.

- Oczywiście. W końcu po to żyję, aby pomagać. - Rzekła, tym razem z uśmiechem, który tak długo nie gościł na jej bladolicej twarzy.

        Wpierw jednak, żeby w ogóle pomóc, musiała znaleźć się bliżej krawędzi ciepłego źródła, gdyż obecnie znajdowała się na głębszej wodzie, na którą udała się wcześniej co by nie peszyć Sechmet. Zgodnie z tym, co zaplanowała, spróbowała najpierw popłynąć. Odrywała ogon od dna, a później niezdarnie starała się rękami i ogonem utrzymać nad wodą. Niestety, ciężki ogon za każdym razem opadał na dno. W ten sposób nie tyle przepłynęła, ile przeszła pół odległości dzielącej ją od Sechmet.

- Z tego, co widać, panienko Sechmet, nic a nic nie umiem pływać. Nigdy nie było potrzeby pływania, toteż, chociaż widziałam ludzi, jak pływają, to sama jednak nie miałam ani czasu, ani okazji na tę czynność.

        Od tego momentu normalnie już, poprzez pełzanie ogonem po kamiennym dnie, zbliżyła się do Sechmet. Woda była obok smokołaczki na tyle płytka, że Lullasy na wyprostowanym ogonie była ponad wodą całą swoją ludzką połową. Z tego też powodu, Sechmet ponownie miała znowu powód, aby zmienić kolor twarzy na buraczano czerwony.

- Wybacz mi, jeśli ci przeszkadzać będzie mój widok, ale ciężko będzie wyciągać ostrożnie kolce spomiędzy łusek, w międzyczasie zakrywając się. W każdym razie, czy pozwoli panienka, że sama się tym zajmę? Prosiłabym tylko, aby Ami wszedł do wody, tak, aby przynajmniej jego łapy były w pełni zanurzone. Będę wtedy mogła natychmiast przemyć rany po kolcach, dobrze?

        Mówiła, odwrócona ciałem delikatnie w stronę sechmet, a z głową skierowaną bezpośrednio w stronę swej rozmówczyni. Nie była to postawa w pełni niewolnicza, co mogło trochę dziwić, jednak to wszystko przez to, iż Lullasy powoli przystosowywała się do preferencji Sechmet, którą uznawała za swoją tymczasową właścicielkę, czy zmiennokształtna tego chciała, czy nie.

        Węże na głowie tymczasem patrzyły się na Amiego. I syczały do niego w wężowym języku różne rzeczy. Głównie śmiały się z jego pecha, choć co niektóre także wyrażały współczucie, czy nawet pękanie ze śmiechu na jego widok.
Awatar użytkownika
Sechmet
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Sechmet »

Sechmet była wdzięczna Lullasy, że nie spogląda na jej nagie ciało. Choć odrobinkę się już rozluźniła, a rumieniec na jej policzku nieco zelżał. Reakcja Lull na jej propozycje ją mocno zaniepokoiła, wręcz bardzo mocno. Smokołaczka bała się wręcz przez chwilę czy naturianka nie wyzionie ducha. Nie spodziewała się, iż to może tak wpłynąć na eugone. Wysłuchała jej słów i nie mówiła, nie przerywała, dopiero gdy jej towarzyszka skończyła, postanowiła jakoś to naprostować.

- Wybacz, nie sądziłam, że aż tak źle przyjmiesz moją propozycję. W każdym razie może dałoby się zrobić coś, co by na stałe rozróżniało te węże, a nie było nadawaniem imion? – spytała, myśląc nad sposobem.

Wbrew temu, co myślała niewolnica zmiennokształtna zrozumiała, o co chodzi z imionami. Węże należały do niej, a właściwie były jej częścią i niby mogła zrobić co chciała, ale tak właściwie to nie bo niewolnica nie może robić co chce. Tak przynajmniej to sobie wyjaśniła Sechmet. No i także przekonało ją całkowicie to, że bez sensu jest nadać imiona gadzinom imitującym włosy.
Słuchała jak Lullasy o nich mówi z wielkim zaintrygowaniem. Chciałaby zrozumieć jak to jest, ale była tylko zwyczajną smokołaczką i mogła tylko wysłuchać eugony. Nawet w myślach porównała to do bliźniąt syjamskich w pewnym sensie, aczkolwiek było to bardzo naciągane.

- To niesamowite – zdołała wycedzić spomiędzy te szamotaniny myśli w jej głowie, jednocześnie uśmiechnęła się nieco, widząc płaczącą fryzurę, było to nieco zabawne.

Wszystko przerwał Ami, biedaczysko gdzie on się szlajał. Pseudosmok miał zwieszoną głowę i wydawał dziwne dźwięki zbliżone do skomlenia z bólu. Kolce poruszały się przy jego każdym ruchu, co go drażniło i bolało. Smokołaczka była strasznie zatrwożona o swego towarzysza.

- Na co czekacie, pomóżcie mi no! Wydaje mi się, że włosowęże się ze mnie nabijają… - powiedział w swym zwierzęcym języku i warknął w stronę fryzury Lullasy.
- Już za chwileczkę będzie dobrze wytrzymaj… - Sechmet odwróciła głowę do eugony i przyjrzała się jej próbom płynięcia. Gdyby mogła przybrać ludzką formę pewnie by jakoś dała radę ale widać iż teraz kompletnie nie wychodziło – Właśnie widzę, sama też nie umiem tej trudnej sztuki, bo wiesz wychowałam się na pustyni i…

Pseudosmok zirytowany brakiem zainteresowania ponownie warknął i rzucił kobietom gniewne spojrzenie.

- Oh dobrze… Ami słyszałeś, wejdź do wody – powiedziała dziewczyna intesywnie wpatrując się w czerwone łuski małego smoka, ignorując nagość swej towarzyszki.
- Wejdź do wody, wejdź do wody bla, bla, bla… Jakby woda nie mogła się pofatygować do mnie… - przyjaciel smokołaczki był już na tyle oszołomiony bólem, że plótł głupoty, a na dodatek robił się coraz bardziej nerwowy, przynajmniej wykonał polecenie. – Przestańcie pomioty szatana, bo osobiście was spale! – krzyczał w stronę węży naturianki – Albo ponabijam na jakieś ostre badyle, powyrywam, pozabijam! Wy mutanty, pseudowłosy niewyszczotkowane! Jeszcze raz tak o mnie powiecie to obiecuje wam marny wasz los! – Ami był tak rozwścieczony, że nawet nie zauważył, jak wszystkie kolce z jego ciała zdążyły zniknąć.

Tymczasem Sechmet weszła nieco głębiej do wody aż ta sięgała jej do szyi.

- Lullasy, za chwilę wrócę, proszę zostań tu z Amim
.
Po tych słowach zanurzyła się całkowicie w wodzie, przez chwilę jakby ślad po niej zaginął. Parę bąbelków wypłynęło na powierzchnie, gdy nagle z wody wynurzyło się prawdziwe czerwone smoczysko. Ciężko sobie wyobrazić, że tak drobna istotka może przyjąć, postać smoka. Każde machnięcie jej skrzydeł powodowało spoty podmuch wiatru, a było ich kilka, nim wzbiła się w powietrze. Ciężko było stracić ją w tej postaci z oczu, więc można powiedzieć, że wylądowała gdzieś niedaleko.
Minęło trochę czasu, aż jako hybryda ludzko-smocza na swych skrzydłach wracała do Lull i Amiego, jednocześnie osłaniając się naprawdę sporym liściem, musiały tu rosnąć, doprawdy, egzotyczne rośliny, skoro jeden taki listek osłaniał za jednym zamachem wszystkie intymne części ciała.
Zmiennokształtna wylądowała już na trawie z lepszym humorem, bo nie musiała się wstydzić.

- Naprawdę? Cały ten popis był po to, by znaleźć coś, co cię okryję? Nigdy nie zrozumiem ludzi czy tam nie-ludzkich ludzi… - skomentował pseudosmok.
Awatar użytkownika
Lullasy
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 136
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Służący , Kurtyzana
Kontakt:

Post autor: Lullasy »

        Jeszcze przed przybyciem Amiego, eugona wzruszyła ramionami w geście niewiedzy, kiedy to Sechmet spytała o jakikolwiek inny pomysł, który by ułatwił rozpoznanie jednego węża od drugiego. Nigdy wcześniej nie myślała nad takim, bądź jakimkolwiek podobnym, zagadnieniem, więc była całkowicie pozbawiona przydatnych idei. Na razie, nie był to priorytet, więc gdy tylko pojawił się Ami i jego problem, eugona zapomniała o wężowym dylemacie, choć te wciąż wiły się żywo na jej głowie.

        Kolców było sporo i nawet korzystając z obu rąk, eugona straciłaby na ich wyciąganie z godzinę. I choć nie było to coś, na co nie była przygotowana, to jednak każdy obiekt musiała wyciągać delikatnie. Już bez jej ingerencji pseudosmok wydawał się niemal agresywny. Na szczęście nie była sama. Gdy tylko zaczęła pozbywanie się ciał obcych z grzbietu zwierzęcia, jej węże na głowie jednogłośnie szarpały się do pomocy. Niewolnica szybko to dostrzegła i pochyliła głowę, aby wężowe pyszczki mogły z łatwością wyciągać to, co było problemem Amiego. Z ich liczebnością, po kilku minutach wszystkie kolce zostały wyciągnięte. Udało się tego dokonać tak szybko i gładko, iż pseudosmok nawet nie zauważył, co było widać po jego wciąż rozgoryczonej minie.

- Jak chcecie, to jesteście pierwsze do pomocy. Kto wie, może kiedyś będziecie tak grzeczne i pracowite jak ja? - Wyszeptała do węży eugona, a te odpowiedziały jej masowym przewracaniem oczu. Ona była niewolnicą, ale one absolutnie tego nie akceptowały i same niechętnie brałyby w tym procederze udział. Może to leży w ich naturze, a może to wina tego, że pamiętają więcej, niż powinny. To jednak nie było ważne, gdyż Lullasy momentalnie olśniło. - Pierwsze. Hmm, a gdyby tak…

        Myśl niewolnicy ledwo zaiskrzyła, a została przerwana przez Sechmet, która poprosiła o pozostanie przy Amim, którego jakby nie patrzeć niewolnica powinna przemyć wodą. Krew z ran po kolcach powoli wyciekała, i choć nie zagrażała jego życiu, to jednak ciężko usunąć ją, gdy zaschnie na łuskach, to wężowa dama wie z doświadczenia.

- Nigdzie się nie ruszam, panienko. Twój pseudosmok i tak potrzebuje wciąż mojej pomocy, a i nie ma innego zajęcia dla mnie.

        Z tym nastawieniem zaczęła chlapać gada wodą z każdej strony. I choć nie spodziewała się przemiany Sechmet, to jednak nie przejęła się tym zbytnio. Miała swoją robotę, a smokołaczka sama przecież powiedziała, że za moment wróci, więc nie było powodów do zmartwienia. Szorowała więc łuski warczącego co chwile marudy, a w międzyczasie jej fryzura stwierdziła, że czas na drzemkę, gdyż jeden wąż kładł się na drugim, aż w końcu cała jej fryzura klapnęła sobie na jej głowie. Aż ciszej się zrobiło, choć raz na jakiś czas któraś z gadzin na głowie chrapnęła sobie, co nie było ani ciche, ani przyjemne dla ucha.

        Lullasy, gdy tylko skończyła i chciała wrócić do przerwanej wcześniej myśli, co zresztą zrobiła. Chwilę później powróciła Sechmet, dla której tymczasowy brak ubrania był tak nieznośny, że aż okradła matkę naturę w celu zakrycia się tutejszym liściem. Lullasy uśmiechnęła się, bowiem powoli zaczynała rozumieć Sechmet, którą kierowały bardzo proste, choć niezwykle cywilizowane myśli. Była jak kobiety z bajek, które czytała kiedyś dzieciom. Niewinna niczym niezakrwawiona łąka.

- Panienka uważała przy wyborze liścia? Nie jestem znawczynią w botanice, ale wiem, że liście niektórych roślin mogą być niebezpieczne, czyniąc różne zła od samego dotyku. - Powiedziała, chcąc upewnić się, że Sechmet przypadkiem nie sprowadziła na siebie nieszczęścia. Szybko jednak dodała kolejne słowa, odchodząc od tematu roślin. - A i myślę, że znalazłam sposób na rozróżnienie węży, panno Sechmet. Liczby. Liczby nie są jak imiona, ale dzięki nim można odróżnić węża numer jeden od wszystkich innych na przykład. Pytanie tylko, jak będę wiedziała który wąż ma którą liczbę. - Westchnęła, gdyż jej pomysł nie rozwiązywał jedynie połowę problemu.

- W każdym razie, pseudosmok zwany Ami powinien być w dobrym stanie i powróci do pełni sił po odpoczynku. Ja zresztą także, jeśli mogę, chciałabym przez chwilę zebrać siły. Po ostatnich wydarzeniach nawet węże na mojej głowie chcą spać, a zazwyczaj tryskają energią. I choć z niechęcią to mówię, to nawet taka niewolnica jak ja ma swoje limity. Nie ważne jak mocno moje wychowanie nakazuje mi pozostać w gotowości, moje ciało od dłuższego czasu balansuje na skraju wycieńczenia.

        Po tych słowach wypełzła z wody, kierując się na gęstą trawę. Tam pochyliła się, a po podparciu swojego ciała rękoma, powoli opuściła się do pozycji leżącej. Przy każdym ruchu uważała, by nie zbudzić swej chrapiącej czupryny. Z brzuchem przy ziemi, eugona skierowała wzrok w stronę Sechmet.

- Myślę, że wkrótce nasze ubrania będą wyschnięte. Wpierw jednak ja sama muszę się wysuszyć. Poleżę tutaj, pozwolę wodzie ścieknąć z mej skóry i łusek, a i przy okazji odpocznę chwilę. Później zaś panienka będzie mogła zdecydować, co dalej.
Awatar użytkownika
Sechmet
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Sechmet »

Ami powarkiwał przy wyciąganiu kolców, ponieważ go bolało, ale nie chciał wyjść na słabeusza, więc wolał udawać złość, że to tak wolno idzie. Natomiast jego gniew stał się autentyczny, gdy te wstrętne włoso-węże się dołączyły. Pewnie w myślach cicho chichotały, wyciągając kolce. To go okropnie drażniło, czuł się okropnie upokorzony. Z nerwów aż pazurami grzebał w piasku. Przynajmniej nie trwało to długo. Gdy tylko skończyli, ten odskoczył kawałek dalej i rzucał czerwonym żmijom oburzone spojrzenia.
Sechmet widząc to, roześmiała się, aż ją brzuch rozbolał, cała sytuacja była komiczna i to wyciąganie kolców i zachowanie pseudosmoka. Jednak po pewnym czasie nastał spokój, a zmiennokształtna musiała znaleźć coś do okrycia swego nagiego ciała.

- Dobrze, dziękuję Lullasy – powiedziała, po czym nastąpiła przemiana nieśmiałej dziewczyny o smoczych atrybutach w smoka w pełni okazałości. Po chwili odleciała.

Ami westchnął, że znów pozostał zdany obecność niewolnicy i drobnych gadzin na jej głowie. Nagle chlapnięcie wodą go zaskoczyła, była zimna! Rozłożył skrzydła i się otrzepał. Jednak naturianka najwyraźniej chciała uprzykrzyć mu życie i dalej go chlapała. Zakrył głowę skrzydłami i tyle ciała ile mógł. Nie chciał szorowania łusek, ale gdy eugona zaczęła… Polubił to i rozłożył się wygodnie na piasku, czyli plackiem. Warknięcia zostały zastąpione czymś w rodzaju dziwnych pomruków oznaczających, iż mu dobrze. Ponadto to nieznośne towarzystwo postanowiło uciąć sobie drzemkę. Ami wreszcie mógł się zrelaksować.
Wtem wróciła Sechmet. Oczywiście nie obyło się bez komentarza czerwonego smoczka, któremu nie spodobał się błahy powód przemiany z jakiegoś powodu. Nie otrzymał na to odpowiedzi. Smokołaczka miała swoje potrzeby, w tym nieparadowanie nago przed innymi.

- To liść gunnery olbrzymiej… - powiedziała niezbyt głośno – Jest całkowicie bezpieczny. Coś tam wiem o roślinach… - dodała, choć ciężko stwierdzić czy bardziej by się pochwalić czy wyjaśnić i usprawiedliwić – Oh, to całkiem ciekawy pomysł – stwierdziła na wieść o numeracji węży – Hmm, myślę, że musiałabyś w takiej sytuacji bardzo często używać lusterka – cicho zachichotała próbując wyobrazić sobie niewolnice używającą lusterka do czegoś takiego.

Zamilkła na chwilę słuchając słów eugony. Kiwała lekko głową ale i tak miała zamiar coś dopowiedzieć.

- Dziękuję, że się nim zajęłaś. I… jasne, rozumiem. Możemy odpocząć obie, poleżeć na piasku na przykład, jest cieplutki i miękki…albo na trawie — zaproponowała nieśmiało — I może… to tym razem ja mogłabym coś dla ciebie zrobić… byś szybciej wydobrzała? – spytała mając nadzieję, że to nie zabrzmi dla niewolnicy jak herezja tak jak imiona dla węży.

Usiadła na moment obok naturianki i oczekiwała na odpowiedź. Przy okazji pomyślała, co właściwie można by zrobić dalej. Rozejrzała się dookoła. Piękny, egzotyczny raj, w oddali co prawda lekko dymiąca góra ognia, ale jak na razie spokojna. Poza tym miały tu wodę, drzewa z egzotycznymi owocami… Naszła ją niesamowita myśl.

- A gdyby tak tu… zamieszkać? Zbudować dom i żyć beztrosko? Mieszkając razem z Lullasy, będąc samowystarczalnymi tylko czy ona tego zechcę? – zamyśliła się, bo samotność nawet dla tych nieśmiałych nie zawsze jest miła.

Nie miała w życiu zbytnio celu, straciła najbliższych, uciekała, wędrowała, ale nigdy nie zostawała jednak tak na stałe, na dłużej, chociaż. Dlatego też, gdy tylko Lull odpoczęła, natychmiast podzieliła się z nią swoim pomysłem, oczywiście mówiła bardzo cicho z lekkim jąkaniem się, bo ciężko jej było złożyć tak odważną propozycję.
Awatar użytkownika
Onuris
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Onuris »

- To tutaj - powiedział szeptem niski człowieczek, głębiej naciągając kaptur na głowę i wskazując strażnikowi stare, dębowe drzwi, wciśnięte między fragment muru, a starą kamienicę o zabitych deskami oknach i sypiących się ścianach. Ów strażnik, wysokie chłopisko w rdzewiejących blachach i z buzdyganem u boku, splunął na trawę i postępując krok do przodu, "zapukał" ciężką, żelazną rękawicą. Dudniący dźwięk wypełnił uliczkę, echem przesunął się po hełmach stojących za strażnikiem ludzi i uleciał w stronę świecącego pustkami rynku. Kiedy odpowiedziała mu cisza, mężczyzna z buzdyganem skinął głową w stronę podkomendnych. Dwóch z nich, noszących skórzane tuniki, oceniło szansę oraz miejsce i bez słowa skoczyli do przodu, napierając na próchniejące deski obcasami butów.
- W imię prawa, otwierać! - zawołał jeden z nich, zagłuszając dźwięk wyłamywanego zawiasu. - W przeciwnym razie użyjemy siły!
W tej samej chwili stare drzwi wypadły z ościeżnicy i wzbijając tuman kurzu, upadły, ukazując strażnikom ciemny korytach i jeszcze ciemniejsze schody, na końcu których tliło się słabe światło.
- Jesteś pewien, że to tutaj? - padło pytanie, kiedy ciężkie buciory zaskrzypiały na krzywych stopniach.
- Tak - odpowiedział mu cichy głos niskiego człowieczka w szarym płaszczu. - Spotykaliśmy się tu po każdym skoku, by przeliczyć łupy. Nikt tu nie zagląda z powodu pułapek. Na wasze szczęście, kiedy wszyscy spali udało mi się je rozbroić.
- Skąd mamy mieć pewność, że możemy ci ufać?
- Nie macie jej, panie kapitanie. Poprostu gdybym tego nie zrobił dawno byłbyś martwy. Naciśnięcie trzeciego stopnia aktywuje szpikulec, umieszczony na wysokości szyji. Łom nasączył go w truciźnie, więc nawet draśnięcie posłałoby cię do piachu.
- A skąd ten wasz Łom wiedział, jak to zmontować?
- Już mówiłem - westchnął człowieczek i nakazał ciszę, kiedy jeden ze strażników oparł dłoń o balustradę, która zaskrzypiała i zakołysała się  na boki. - W grupie był pewien krasnolud, taka złota rączka. Znał się trochę na tym, trochę na innym. Na przykład te kapsułki robiące siwy dym to jego pomysł. Jeśli nikt nic nie widzi łatwiej uciec. Jego słowa.
Grupa powoli zbliżała się do źródła światła, które leniwie sunęło po ścianie przed nimi i zanikało za załomem. Tam strażnicy natrafili na drugą parę drzwi zaryglowanych od wewnątrz i zaparte czymś ciężkim. W tej sytuacji pukanie i walenie pięścią nie zdało się na nic, a jedynie bardziej rozwścieczyło kapitana straży, który pokładał wielkie nadzieje w rozpracowaniu i złapaniu bandy złodzieji panoszących się w ostatnich latach po Ostatnim Bastionie. Nagle jego wzrok skupił się na cienkiej smudze światła, przerwanej w nierównych odstępach na lini pomiędzy drzwiami, a podłogą. Ktoś tam stał i nasłuchiwał.
- Wchodzimy! - krzyknął głośno mężczyzna, odpychając przewodnika na bok i sięgnąwszy po buzdygan, zaczął rozwalać zaporę ze starych desek. Jego ludzie uczynili podobnie, mocując się z fragmentem ościeżnicy za pomocą berdysza i zwykłego łomu, którym zamierzali wyłamać zamek.
W środku znaleźli się po niecałej minucie, trafiając na znikomy opór w postaci powywracanych mebli i barykad z pustych skrzyń, za którymi złodziejska banda, wykorzystując opuźnienie, właśnie wymykała się oknami.
- Za nimi! Nie pozwólcie im uciec! - ryknął kapitan straży, kiedy zobaczył jak ostatni z grupy, ten za którym ciągnął się ogon, skacze z gzymsu wprost na ulicę.

Na szczęście wieczór nie należał do najcieplejszych, toteż ulice były wolne od ludzi i przypadkowych świadków, którzy mogliby pomóc strażnikom w ujęciu złodzieji. Gdzieniegdzie znalazł się oczywiście jakiś żebrak, ale prędzej taki sam zniknie żołdakom z oczu niż wejdzie z nimi w dialog. Tym samym przemykający uliczkami chłopak nie musiał się niczym martwić. Wiatr wyrzucał mu włosy do tyłu, smagał po twarzy, trzepotał w rozpiętej kamizelce i gwizdał przyjemnie w uszach, zagłuszają odgłos ciężkich buciorów, nadaremnie próbujących go dogonić. Mniejsza i lżejsza od strażników postać była smugą na tle kamienic, sprawnie przeskakiwała nad rynsztokami i wpadała w ostre zakręty, chcąc zmylić pogoń. Dyszący ze zmęczenia strażnicy za każdym razem widzieli tylko jaszczurzy ogon, machający im za każdym załomem ściany.
- Łapać go! - rozlegało się za chłopakiem, lecz nikt, kto to słysząc wychylił z okna, nie wiedział o co lub o kogo strażnikom dokładnie chodzi. Tak minęło im pierwsze dwadzieścia minut pościgu, po których zniechęceni i spoceni do granic możliwości mężczyźni powrócili do przełożonego, by zdać raport i dostać reprymendę o tym, jakimi są ślimakami i nieudacznikami.
W międzyczasie postać z ogonem była już bezpiecznie ukryta za niskim, kamiennym murkiem, znajdującym się na tyłach karczmy "Zgniły tulipan", będący ulubionym miejscem spotkań jego grupy.
- Jest tu ktoś! - zawołał w mrok i nasłuchiwał. - Łom, Eryn, Śliski, ktokolwiek?
- Onuri? - pytanie padło znad przeciwka, a sekundę później w słabym świetle lampy stanął młody chłopak o szpiczastych uszach. - Czyli cię nie dorwali.
- Jestem dla nich za szybki - powiedział smokołak, prostując się, by jego rozmówca mógł go zobaczyć. - Dobrze, że jesteś cały, Eryn. Gdzie Łom?
- Złapali go.
- Co? Jak? Gdzie? Kiedy?
- Uspokój się - powiedział ten, nazwany Erynem. - To w niczym nie pomoże. Mieliśmy kreta.
- Kogo?
- Niewiem. Ktoś nas wydał i zgaduję, że za nie małą sumkę. Ktokolwiek to był znał nasze hasła, kryjówki, nawet zabezpieczenia. I wiedział, że będziemy w tym mieszkaniu dziś w nocy.
- Na mnie nie patrz - mruknął smokołak. - O spotkaniu dowiedziałem się dziś przed południem. Podobno Łom miał dla nas jakąś ważną wiadomość. Sądzisz, że wiedział o krecie?
- Nie wiem, ale teraz to już nie ważne. Złapali go. Jutro zawiśnie na jakimś drzewie, a my obok niego jeśli nie uciekniemy. Pamiętasz, co zawsze powtarzał?
- Jeśli wszystko się sypnie, bierzcie nogi za pas. No, ale chociaż spróbujmy go odbić.
- Jak? Z kim i z czym? Połowa naszych jest już za murami, a Łoma na pewno zamknęli w budynku Rady pod kluczem. Jeśli oczywiście dał się tam zaciągnąć. Zawsze się przechwalał, że nosi fiolkę z trucizną gdyby sytuacja zrobiła się nie ciekawa. Nie możemy mu pomóc.
- Więc co zrobimy?
- Co ty zrobisz - odpowiedział z uśmiechem na ustach Eryn. - Grupa już nie istnieje, każdy martwi się o swój tyłek. Ty możesz w każdej chwili odlecieć, zawsze ci tego zazdrościłem. Przyczaj się gdzieś na południu i nie próbuj nas szukać. Tak będzie najlepiej. Niech każdy zacznie od nowa.

Onurisowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Ledwie jego towarzysz zniknął w mroku, smokołak rozprostował skrzydła i odbił się od ziemii, znikając w przestworzach. Nim jednak zostawił za sobą Ostatni Bastion, usłyszał jeszcze kilka nawoływań i zobaczył strażników, którzy wskazywali palcami za oddalającym się punktem, którym był. A potem wszystko zalała cisza.
Zniknęły miejskie światła, ciasne, zaśmierdziałe uliczki, tłumy i stres związany z pracą złodzieja. Tego zmiennokształtny nigdy się nie wstydził, a także nie widział w tym nic złego. Robił wszystko, by przeżyć i dobrze sobie radził, gdyby nie utrudniający mu życie strażnicy. Onuri zawsze miał problemy z prawem, lubił chadzać własnymi ścieżkami i nie przejmować się konsekwencjami. Był przy tym niepoprawnym optymistą, pakującym się w kłopoty. Takie życie uwielbiał.
Nie myśląc za wiele, Onuri poszybował na południe, ku odległym, masywnym szczytom, o których zdarzało mu się słyszeć, że jest tam przełęcz zamieszkiwana przez smoki. W sferze wyobrażeń brzmiało to jak raj, zaszycie się wśród sobie podobnych i przeczekaniu najgorszego lub pozostanie z nimi. Innej opcji nie było. Ojciec chłopaka odciął się od niego gdy dowiedział się, jak wygląda jego egzystencja. I choć wciąż go kochał, a rozłąka bolała to nie wyobrażał sobie takiego życia. Nie po stracie żony, którą miłował ponad wszystko. Tak będzie lepiej, powtarzał Onuriemu, nim odszedł i zniknął w jakimś lesie. To dlatego smokołak postanowił go nie szukać. Raz, nie wiedział ile by mu to zajęło, a dwa, był już dorosły i potrafił sam o siebie zadbać.

Niespodziewanie niebo nad głową Onuriego eksplodowało błyskawicami, oblewając jego sylwetkę ostrym, jasnym światłem. W jednej chwili ziemia i niebo zlały się w jeden obraz, wszystko zasłoniły gęste chmury, a świat zaczął wirować. Zmiennokształtny wpadł w rodzaj magicznego wiru, który rozgorzał nad bujnym lasem u jego stóp. Niewidzialna siła spętała mu nogi oraz ręce, jednocześnie rzucając nim we wszystkie strony świata jak szmacianą lalką. Nie mogąc z tym walczyć, smokołak został zmuszony do biernego uczestnictwa w tym "tańcu". Nagle coś nim potrząsnęło i Onuri dostrzegł w mroku swoją szansę - niewielką wyrwę między kolejnymi błyskami, w którą mógłby się zmieścić i uciec z tego chaosu.
Czasu na rozmyślania było niewiele, dlatego gdy tylko Onuri odzyskał władzę nad własnym ciałem, strzelił skrzydłami, odbiajając w bok i pikując do celu. Po drodze manewrował między kolejnymi piorunami, spadającymi z nieba jak ciskane przez tytanów oszczepy. Do czasu aż jeden z nich nie uderzył blisko jego głowy. Huk, porównywalny do wielkiego dzwonu rozbrzmiał w uszach smokołaka, zmuszając go do uległości. Zaraz po nim świat zalała mu czarna maź, a siły opuściły go bezpowrotnie. Ostatnie co czuł to siłę grawitacji ciągnącą go ku ziemii i sypki materiał między palcami.

Kiedy Onuri ponownie otworzył oczy, leżał na nagrzanym słońcem piasku, obmywany kolejnymi przypływami lodowato zimnej wody. Z trudem rozpoznawał dźwięki i poszczególne kolory. Nim zorientował się, że leży na brzuchu, godzinę patrzył przed siebie, jakby nie był pewien czy ściana drzew stoi tak jak powinna, a nie do góry nogami. Kiedy jednak zdobył tę pewność, oprzytomniał i powoli zaczął wstawać, rozglądając się przy tym dookoła.
- Jest tu ktoś! - zawołał w pustą przestrzeń.
Awatar użytkownika
Lullasy
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 136
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Służący , Kurtyzana
Kontakt:

Post autor: Lullasy »

        Eugona nie czuła się na siłach od dłuższego czasu. Nawet bez starania się można było zauważyć, że Lullasy była dosyć powolna i leniwa w obecnej chwili. Zmęczenie docierało do niej coraz bardziej, zmuszając do nieopuszczania trawiastego posłania matki natury nawet wtedy, gdy prowadziła rozmowę z Sechmet.

        Przyjęła bez zbędnych reakcji fakt, że roślinna zasłona smokołaczki jest bezpieczna. W końcu eugona nie była ani znawczynią, a i wierzyła, że Sechmet wie, co mówi. Choć, nawet gdyby istniały wątpliwości dotyczące wiedzy Sechmet, to wężowa dama nie powiedziałaby tego, przynajmniej nie wprost. Gdy jej pomysł dotyczący rozpoznawania węży uzyskał odpowiedź, Lullasy uśmiechnęła się lekko. Owszem, lusterko mogłoby okazać się potrzebne, ale nawet to byłoby lepsze niż przebywanie w gadziej niewiedzy.

        Szybko jednak uśmiech uleciał, oddając miejsce na twarzyczce niewolnicy minie nijakiej, pozbawionej celu, marzeń i nadziei. Sechmet wciąż napierała swoją nieskalaną ideologią na niewolnicę, zapominając - bądź celowo ignorując - wszystko, co wcześniej było powiedziane. Lullasy nie miała jej tego za złe, a raczej nie miała prawa mieć jej tego za złe.

- Z całym szacunkiem, panienko Sechmet, ale uważam, że marnujesz zarówno swój czas, jak i swoją energię, kierując całą swoją empatię w moją stronę. Nawet jeśli faktycznie byłabym w stanie, który bezwarunkowo wymagałby ode mnie “wydobrzenia”, to nie zgodziłabym się na twoją ofertę pomocy. Chyba że wbrew sobie, użyłabyś innej formy, aby tę samą treść ułożyć w rozkaz. - przyznała szczerze eugona, która po chwili zdecydowała, iż starczy leżakowania, mimomimo iż tego było stanowczo za mało dla jej słabego organizmu.

        Lekko chwiejąc się, zdołała postawić się w pionie, utrzymując przy tym stabilnie ciężar ludzkiej części ciała na gadziej części. Przypełzła w stronę kamienia, na którym wciąż lekko wilgotny materiał w końcu nadawał się do ubrania, choć groził gwarancją przeziębienia.

- Poza tym, nie jest ze mną tak źle. Umiem samodzielnie wstać i się odziać. - W czasie tych słów czyniła to, co mówiła, iż jest w stanie dokonać bez cudzej pomocy. Kilkanaście wygibasów i skoordynowanych ruchów rąk później niewolnica, w już czystym odzieniu, odwróciła się do smokołaczki. - Nie ukrywam, jestem wyczerpana, głodna, a i tak naprawdę przeszywa mnie od czasu do czasu ból. Może to pozostałości po magii, która tak brutalnie reaguje po kontakcie ze mną, a może to niedawne urazy się odzywają. Ale to nie ma większego znaczenia. Dla niewolnic takich jak ja takie rzeczy to nie są wymówki. Szczególnie po tym, co przeszłam w ciągu ostatnich dni, obecna sytuacja zdaje się łagodna niczym pielenie grządek czy…

        Przemawiałaby dalej, ale po chwili zaburczało jej w brzuchu. Zawstydzoną reakcją swojego organizmu, objęła swój brzuch, pochylając głowę na znak upokorzenia.

- Jak mówiłam… jestem głodna.

        Na te słowa, kot, który dotychczas spał, w połowie zanurzony w ciepłej wodzie, otworzył oczy. Po szybkim ziewnięciu i spojrzeniu karcącym wzrokiem na Sechmet i Lullasy futrzak wyszedł z wody, otrzepał się tak porządnie, jak tylko umiał, po czym wsunął swoje łapy do czterech butów, w których ruszył w sobie tylko znanym kierunku, jakby samo przeznaczenie wskazywało mu drogę.

- Mieszkać…? - Spytała, zdezorientowana nagłą propozycją. W międzyczasie nie zauważyła, jak kot opuszcza ich towarzysztwo, a teraz miała zbyt duży mętlik w głowie, by choćby odpowiedzieć sensownie smokołaczce, a co dopiero by zauważyć zniknięcie czasami-gadającego zwierzaka.

        Z punktu widzenia Lullasy i Sechmet minęły sekundy, odkąd kot wyruszył z gorących źródeł. W tym czasie jednak rozerwany czas zdawał się niemal służyć kotu. To znaczy, nie, żeby zwierzę faktycznie miało władzę nad czasem. Po prostu fortunnie dla kota w obuwiu, rozerwany czas zdawał się zmieniać w korzystny dla niego sposób.

        W każdym razie kocisko przebyło całkiem sporą drogę, spokojnie przedzierając się przez puszczę. A wszystko to, aby znaleźć się na plaży na jednym z krańców wyspy. Kot, gdy tylko zauważył postać na horyzoncie, ruszył w stronę tejże. W ten sposób smokołak Onuris został ugoszczony przez los widokiem, jakim jest kot w czterech butach. Oczy zwierzaka zdawały się mówić wszystko, a zarazem nic. To znaczy, kij dało się wyczytać ze wzroku zwierzaka. No poza tym, że uparta to była bestia.

        Zmiennokształtny patrzeć mógł więc, jak kot zatacza wokół niego dwa kółka, po czym, poprzez jednorazowe, lecz zdecydowane pacnięcie ogona smokołaka, jak ten sam kot domaga się, by Onuris poszedł jego śladem. Aby upewnić się, że przekaz dotarł, kot co dwa kroki obracał w głowę, wbijając wzrok w smokołaka, dopóki ten nie zaczął podążać śladem kota. Czemu? Po co? Jaki jest sens i logika tego zwierzęcia? Nie ma co pytać. To kot, jaki kot jest, każdy widzi. Ale jak kot myśli, to nikt nie wie, pewnie nawet sam kot.

- … Nie jestem pewna, czy panienka wie, co mówi. Jestem niewolnicą raczej domową. Nie wiem, czy podołam życiu na odludziu. Panienka, za przeproszeniem, także nie wydaje się osobą, która doświadczona jest w życiu w dziczy. Nie mówię, że to niemożliwe, ani tym bardziej nie potępiam propozycji panienki, ale mam wątpliwości, czy będzie to najlepsza decyzja, a i…

        W tym momencie, z pobliskich krzaków wyszedł kot, który z dumą na pyszczku wypiął swój ogon wysoko w geście przypominającym triumfalne powitanie. Po czym futrzak, jak nigdy nic, wyskoczył z butów i wrócił do taplania się w wodzie. Eugona, nie rozumiejąc, co to było, aż zamilkła, po czym niepewnie spojrzała w stronę, z której kot przyszedł. Coś słyszała z tamtej strony poza kotem, czy to tylko jej wyobraźnia? Czas pokaże.
Awatar użytkownika
Sechmet
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Sechmet »

- Lullasy, ale ja cię naprawdę lubię i nie potrafię tak po prostu sprawić by moja empatia w stosunku do ciebie zniknęła… - zrobiła smutną minkę, a jej zielone oczka błysnęły niczym pięć ruenów w słońcu.

Ukradkiem spoglądała jak Lullasy powolnie się ubiera, była słaba, a Sechmet bolało, że nie może nic zrobić, by jej pomóc. Gdzieś pośród tego współczucia jednak malowała się ulga spowodowana tym, iż eugona w końcu się ubrała i nie było już tak niezręcznie.

- Znajdziemy coś do jedzenia, tu muszą być jakieś owoce, jagody, cokolwiek… - powiedziała, choć wprawdzie miała smoczy apetyt na coś mięsnego, a w tej sytuacji oznaczałoby polowanie, a polowanie zabijanie, smokołaczka westchnęła w myślach, może Ami pomoże… - Nawet magia lecznicza na ciebie źle działa? – spytała, może znaleźliby kogoś, kto by umiał, ale… skoro magia tak na nią działa, to lepiej się upewnić jak jest. Zaśmiała się słysząc burczenie w brzuchu naturianki – Spokojnie, ja również, wiesz, że jak się ściśnie rękami brzuch, ale tak mocno, to burczenie ustaje? – Jako nieśmiała zmiennokształtna znała różne sztuczki, aby nie zwracać na siebie uwagi.

Sechmet rzuciła okiem na zwierzaka ze skrzywioną, ale łagodną miną po tym, jak parę kropel wody, bo jego otrzepywaniu spadło prosto na nią.

- Tak, to mogłoby być całkiem przyjemne życie…spokojne przede wszystkim, z dala od kłopotów… Przecież to miejsce jest jak raj… - mówiła onieśmielona i z rumieńcem na policzkach, nieczęsto daje się takie propozycje, a już szczególnie ni składają ich osoby takie jak smokołaczka, ale zaryzykował, miała nadzieję, że nie zostanie wyśmiana, nawet jeśli Lull się nie zgodzi.

Czekając aż eugonie minie szok spowodowany tym odważnym pytaniem pogmerała nieco stopą, a właściwie łapą w ziemi i coś tam mruknęła pod nosem, odnośnie ciuchów i podeszła do nich w celu odziania się, ale się wstydu dziś najadła! Takie rzeczy mówić i to nago praktycznie przed inną kobietą, która chwilę temu też była naga! Niedopuszczalne, skandaliczne, niepoprawne.
Wciąż było nieco wilgotne, ale trudno, ciepło jest, przeżyje jakoś. Skrzydła pomagały jej i przeszkadzały, z jednej strony nie chciała przybrać ludzkiej postaci, bo straciłaby wtedy swą osobistą zasłonę, a z drugiej strony ubranie sukienki było kłopotliwe. Na szczęście, gdy już wpakowała się w swój elegancki ciuszek, zadziałał naszyjnik z drobnym diamencikiem, skrywany tuż obok medalionu z portretem jej rodziców. Suknia magicznie dopasowała się do jej półsmoczych kształtów, a Sechmet odetchnęła, jedno upokorzenie mniej.

- Oczywiście nie zmuszam… choć pewnie byś to wolała i ja wiem, że to nowość dla mnie i dla ciebie by była, ale… Mogłybyśmy sobie razem pomagać, zbudować dom i po prostu żyć… - Mówiła nieśmiało.

Ich rozmowę, bardzo trudną rozmowę, która wymagała wielu sił, poświęcenia i odwagi ze strony skrzydlatej jakby z premedytacją przerwał kot. Sechmet zamilkła podobnie jak Lullasy słysząc, iż ktoś nadchodzi, prawie pisnęła.

- A co jeśli to jakieś piekielne stwory? Dzikie bestie? Potwory? Ludożercy?! – myślała coraz bardziej przerażona, jakby zapominając, że zawsze w smoczej formie może pogromić oprawcę, przewyższając go wzrostem i to dość znacznie. Jednak, zamiast pomyśleć nad tym wskoczyła za plecy naturianki i zakryła skrzydłami siebie oraz wężowowłosą towarzyszkę, ograniczając jej tym samym pole widzenia.
Ami pacnął się w czoło i wyszedł przed kobiety stając w bojowej postawie, chociaż był wielkości niemałego psa, ale jednak psa. No ale jak nie on to, kto obroni kobiety? Bo to wcale nie tak, że jedna z nich była smokołaczką i miał do dyspozycji wiele zdolności do obrony.
Awatar użytkownika
Onuris
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Onuris »

Kiedy na kolejne nawoływania odpowiadała mu martwa cisza, Onuri zaczął tracić powoli nadzieję na to, iż spotka tu jakiś ludzi. Wszystko wskazywało na to, że magiczna burza, która rozgorzała nad miastem, wyrzuciła go na bezludną wyspę, niewiadomo gdzie i jak daleko od domu. Smokołak próbował przypomnieć sobie szczegóły z tamtego wieczoru, lecz w najlepszym przypadku kończyło się świdrującym bólem w skroniach. W najgorszym zaś, chwilowymi utratami przytomności i niezliczonymi, bolesnymi kontaktami z sypkim podłożem. Coś jednak pamiętał, a jego najwcześniejsze wspomnienia dotyczyły kryjówki w omszałej kamienicy i wtargnięcia do niej uzbrojonych strażników, miłośników samosądów i wieszania złoczyńców na ulicach miasta. Nie, żeby im się nie należało, Onuri i inni okradali co drugi dom w Ostatnim Bastionie, często przy tym turbując gospodarza, jeśli ten nie chciał współpracować. Zazwyczaj jednak chcieli, a te wyjątki budziły się często w na wpół zjedzonym przez kwas pokoju, po czym wypytywali bogów, co takiego zdołało przełamać ściany ich drogocennych sejfów. Młody zmiennokształtny nie był zatem bez winy, lecz miło było mieć świadomość, że w każdym normalnym mieście oskarżony ma prawo się bronić przed więzieniem i apelować w sprawie wyroku śmierci. W Bastionie, dla zachowania porządku niezbyt tego przestrzegano.

Słońce zaczynało palić, kiedy Onuri przypomniał sobie o pustym żołądku, czy też raczej to on przypomniał mu o sobie głośnym burczeniem. Od razu też człopak stracił chęci na rozmyślanie o nieudalności systemu w mieście, w którym był spalony, a zaczął rozglądać się za czymś do jedzenia. Niestety plaża okazała się pusta, sam piasek, a na przybrzeżna mielizna była tak zamulona i pełna glonów, że ochota na świeżą rybę od razu mu minęła. Pozostał zatem głusz, który zachęcał swoim cieniem, a jednocześnie zniechęcał wizją spotkania groźnych bestii. Bo oczywiście tego Onuris nie mógł w żaden sposób wykluczyć. W końcu jednak zwyciężył nad nim głód i myśl o tym, że w końcu jest synem myśliwego, wie jak polować i tropić zwierzynę, tedy na ognisko szybko powinien trafić jakiś smakowity kąsek. Upewniając się jeszcze, czy ubranie nie wisi na nim w strzępach, a sztylet jest na swoim miejscu, Onuri raźno ruszył w stronę drzew.

- Co jest?! - zapytał samego siebie, widząc i słysząc ruch w niskich paprociach, nim jeszcze zagłębił się w bijący od lądu chłód. Zaraz też dobył ostrza i schował je za plecami, licząc na przewagę, jaką da mu dodatkowy element zaskoczenia.
Niestety to, co postanowiło wyjść mu na przeciw, wcale nie było niebezpiecznym demonem, lecz najzwyklejszym kotem. No, może nie do końca. W końcu który kot nosił buty. Onuris szczegół ten dostrzegł dość późno, dopiero gdy zwierzak kończył robić drugie okrążenie wokół niego, zostawiając pierścień z podeszw. Smokołak popatrzył dla pewności na swoje stopy, ale ujrzał jedynie łuski i wystające pazury, dzięki którym potrafił zapierać się o ściany i wspinać na pochyłe budowle, czy też drzewa.
- Jak mocno oberwałem? - zapytał, stawiając pierwsze kroki za kotem w butach, który najwyraźniej chciał go gdzieś zaprowadzić. Chłopak niechętnie to czynił i cały czas powtarzał sobie, że jeśli wpadnie w pułapkę kanibali, to na ostatni posiłek nie odmówi sobie sierściastego przewodnika.

W krótce jednak ważniejsze stało się dla niego nie to, jak smakuje kot, lecz to by go nie stracić z oczu. Gałęzie chlastały smokołaka po karku i ramionach, właziły do oczu lub odwracały uwagę, przez co kilka razy zgubił ślady i musiał raczyć się węchem, by odnaleźć właściwą ścieżkę. Wizją zgubienia drogi nie bardzo się przejmował, w każdej chwili mógł wejść na drzewo lub odlecieć, ale obecnie mijało się to z celem. Zwłaszcza, że słońce nie dawało za wygraną i za wszelką cenę próbowało go dorwać. Nawet tu, gdy był od osłoną rozłorzystych koron i dużych liści. W pewnym momencie szlak przez paprocie i mchy kończył się ścianą lian i mniej lub bardziej powalonych drzew. Onuris obserwował, jak jego przewodnik zręcznie przeskakuje przeszkodę, a następnie znika w gąszczu.
- Nie tak szybko! - zawołał za nim smokołak, idąc jego śladem i w następnej chwili lądując na niewielkim placu zielonej trawy. Było tu znacznie jaśniej niż kilka metrów wcześniej, do tego wiał chłodny wietrzyk, a oczy raziły dzikie kwiaty. Pokusa zerwania kilku, od tak dla zabawy została jednak stłamszona przez to, że chłopak nie był tu sam.

- Cześć wam - zaczął spokojnie i bez gwałtownych ruchów, dostrzegając dwie młode kobiety, jedną obejmującą drugą przy pomocy skrzydeł i patrzących na niego, jak na demona z piekła. - Nie kręcił się tu przypadkiem kot w butach? - zapytał już przypomniej, stając przodem do nich i przyjmując podobną pozycję, to jest lewy bok zasłonięty skrzydłem, a w prawej ręce, wciąż za plecami, odkryty sztylet. W końcu Onuri nie wiedział, gdzie trafił.
Awatar użytkownika
Lullasy
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 136
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Służący , Kurtyzana
Kontakt:

Post autor: Lullasy »

        Serce biło jak szalone, pompując krew nasyconą klątwami, jakie dzierżyło ciało Eugony. Niedawne rozmowy, niczym piasek na plaży, uległy falom przeznaczenia, znikając z obecnych myśli Lullasy. Wszystko szło tak bezproblemowo. Niemal zapomniane zostały wydarzenia, które doprowadziły smokołaczkę i naturiankę do tego miejsca. A teraz? Teraz, nieznane nikomu źródło szelestu doprowadzało dwie kobiety do obaw i paniki. Nikomu… Nie licząc kota, który obecnie taplał się w wodzie jak kocia syrena. Beztrosko mruczał, w czasie, gdy inni przez jego czyny byli gotowi na to, że spomiędzy zarośli wyjdzie nie wiadomo jaki potwór.

        Lullasy była przestraszona oczywiście i ciężko było jej ukryć to, że ta emocja była w niej najsilniejsza. Nawet po dopiero co przerwanym odpoczynku jej stan nie był najlepszy. Gdyby musiały uciekać, Lullasy jedyne, co by mogła zrobić, to spowolnić to, co im miało zagrozić, poprzez zostanie z tyłu i zrobienie z siebie łatwej ofiary. Niewolnica chodziła bowiem po bardzo cienkiej granicy, zmuszając swoje domagające się energii i snu ciało do ruchu.

        Nie było to dla niej coś nowego, ani nawet niezwykłego. Pamiętała do teraz swoją tresurę, gdzie musiała nauczyć się panować nad swoim ciałem, nawet w sytuacjach, gdy ciało już dawno powinno się poddać. I choć obecnie ból nie jest tak silny, jak to, czego doznała, zanim przybyły na wyspę, to jednak energii i sił miała tyle, co nic. Każdy ruch groził omdleniem. Ale to nie miało znaczenia. Nie dla niewolnicy. Sechmet może i nie była Panem, jakiego Lullasy oczekuje, ale w obecnej sytuacji to było lepsze od stracenia celu w życiu.

        O ironio, to, co Sechmet zrobiła, ułatwiało utrzymanie tego toku myślenia. Mniej więcej. Zmiennokształtna bowiem ukryła się za eugoną, przez co ta stała się mięsną tarczą, gotową przyjąć każdy nadchodzący atak na swoje ciało, chroniąc w ten sposób delikatną Sechmet. A przynajmniej tak by było, gdyby nie skrzydło. Nie dość, że nie dawało ono aż takiej ochrony, jak Sechmet by tego chciała, to w dodatku zasłaniało część pola widzenia Lullasy, co nie było dobre, jeśli coś postanowiłoby ich zjeść.

        Ale kto wie, może śmierć będzie łagodniejsza, jeśli nie zobaczą, przez co zginą? Lullasy, aż przymknęła oczy, godząc się z tą myślą, co oczywiście spotkało się z dezaprobatą jej fryzury. Węże, po kilku dziabnięciach wycelowanych w uszy niewolnicy, doprowadziły ją do porządku, przez co można rozumieć gotowość bronienia Sechmet za wszelką cenę. Nie wychyliła się jednak w pełni spod skrzydła. Przynajmniej do czasu, aż nie odezwał się głos, który dopiero co wynurzył się spomiędzy roślinności.

        Jeszcze zanim przemówił, Lullasy go zauważyła. Czekała na ogromnego potwora czy Prasmok wie jaką bestię. Eugona nie spodziewała się, że z zarośli wyskoczy… Smokołak. To był dopiero drugi w życiu wężowej niewolnicy przedstawiciel tego gatunku, którego zaobserwować mogła ona na własne oczy, a i tak domyśliła się, że to musi być smokołak. Był w hybrydziej formie, z tego co zrozumiała Lullasy, a i jego ogólny wygląd był uderzająco podobny do Sechmet, która obecnie także była pod postacią pół smoka.

        To, jak przemówił, było… Dziwne. Zbyt dziwne. “Cześć wam”? Jasne, że nie mogła się spodziewać na tym odludziu godnego przywitania z czyjejkolwiek strony, ale to, co bardziej niepokoiło Lullasy to brak gróźb, czy okrzyków bojowych. Chciał im namieszać w głowie? Była też możliwość, że, podobnie jak one, jest w tym miejscu przez czysty przypadek. To by wyjaśniało jego ton głosu. Nie brzmiał agreswnie. A może tylko się niewolnicy zdawało, że nieznajomy tak nie brzmi?

        Dopiero jego kolejne słowa, uformowane jako pytanie, rozwiały większość wątpliwości. Pamięć Lullasy nadal nie była najgorsza. Kot wcześniej zniknął z jej pola widzenia wcześniej i wrócił dosłownie sekundy przed przybyciem smokołaka. Czy to celowo, czy przez przypadek, kot, którego ruchy w wodzie było słychać w obecnej ciszy otaczającej trzy postacie, naprowadził mężczyznę tutaj. A może chłopaka? Jego rysy twarzy były młode. Równie dobrze mógłby być kimś, kto jeszcze nie wszedł, w dorosłe życie. To jednak było mało prawdopodobne. Ustawił się w sposób, który do pewnego stopnia papugował ułożenie skrzydeł Sechmet. Szykował się do walki? A może do obrony przed dwoma, obcymi mu kobietami, spotkanymi w nieprzyjaznym terenie? Skrywał też prawą dłoń za sobą. Broń, magia, czy po prostu strach? Czas miał pokazać.

        Lullasy, nie chcąc, by skrzydło Sechmet wchodziło jej w drogę, gdyby miało do czegoś dojść, wypełzła do przodu. Nie wierzyła, że pseudosmok, którego ominęła żwawym ruchem ogona, zdoła je uchronić. Przyjęła raczej nieprzyjazny wyraz twarzy, bowiem nie miała powodów, by przyjąć pozytywnie przybycie smokołaka. Poza tym popierała ją jej żywa fryzura. Dziesiątki węży na jej głowie, gdy tylko niewolnica znalazła się bliżej obcego, rozpoczęły pokaz. Szczerzyły swoje kły, rozwierały paszcze, a także syczały najgłośniej, jak tylko mogły. W skrócie robiły wszystko, by ich niewinne mordki były w oczach nieznajomego zagrożeniem, z którym trzeba się liczyć. Choć przyznać trzeba, że niektóre z nich przesadzały, tworząc zbyt dramatyczne wyrazy wężowych twarzy. Inne wręcz przeciwnie. Ziewały, jakby nie mając ochoty i sił na bycie częścią tego przedstawienia.

- Witaj. Tak, jest tutaj. - Obróciła się, patrząc na wodę. Nim to zrobiła, obawiała się, że w czasie jej słów kot udał się znów na wycieczkę. Skoro obcy był nim zainteresowany, to była szansa, że obecność kota zapewni spokój podczas konwersacji z obcym. Niestety, Lullasy nie była uczona tego, jak należy negocjować z potencjalnym zagrożeniem. Z tego też powodu walnęła prosto z mostu to, co chodziło jej po głowie, a co było prawdą. - Ty… Kimkolwiek jesteś… Mam nadzieje, że nie chcesz nam sprawiać kłopotów. Chcemy jedynie spokoju na tej obcej dla nas ziemi. Odejdź, jeśli chcesz zakłócić nasz odpoczynek. W przeciwnym wypadku zdradź swoje intencje. Uważaj na swoje czyny i słowa. Bo inaczej… - Zamilkła, nie będąc pewna, czym w ogóle może zagrozić obcemu. Postanowiła więc skłamać, choć powinna zacząć dużo wcześniej. - Moje węże cię zagryzą. Są silnie jadowite. W każdym razie przedstaw się wpierw należycie, jeśli nie planujesz nic plugawego wobec nas. Ciężko bowiem brać cię za przyjaznego, jeśli nie przestrzegasz podstaw należytej rozmowy.

        Krople ściekały bo ciele niewolnicy. Część to był dowód na to, że odzienie wężowej damy wciąż było mokre. Był też wśród kropel chłodnej wody ukryty pot, będący oznaką stresu w sytuacji, od której mogło zależeć życie Lullasy oraz, co gorsza, Sechmet.
Awatar użytkownika
Sechmet
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Sechmet »

Skrzydła Sechmet powoli zostały zabrane sprzed twarzy drugiej, ukazując oblicze wystraszonej zmiennokształtnej i eugony. Odgarnęła ostrożnie kosmyki opadające jej na oczy. Dopiero teraz mogła przyjrzeć się intruzowi. Był smokołakiem tak jak ona. Skrzydła, ogon i pazury, ciężko przypisać mu jakąś inną rasę. Ostatnimi przedstawicielami tego gatunku, których znała, byli jej rodzice. Teraz więc, aż lekko rozchyliła usta, wpatrując się w mężczyznę. Nie bardzo wiedziała jak reagować. Poza tym nie miała zbytnio śmiałości, by nawet cicho odpowiedzieć na powitanie.
Na szczęście odezwał się pierwszy. Co pchnęło dziewczynę do działania.

- Cz-cześć! – zawołała, możliwe, że trochę za głośno i zbyt nerwowo, ale zawsze coś, odetchnęła z ulgą, iż ma to za sobą. Skoro ich nie zaatakował, to naiwnie założyła, że nie jest z tych złych, w przeciwieństwie do Lullasy, która spoglądała na niego nieufnie. Jednak nie mogła się długo nacieszyć tym stanem, bo szybko nadszedł stres co dalej? Rozmowa, cisza? Może niech Lullasy tylko mówi? Ale czy to niegłupie?
Zmiennokształtny spytał o kota, kot należał do eugony więc Sechmet, bardzo spięta milczała. Utkwiła wzrok w kocie, który taplał się w najlepsze.

- Myślałam, że nie lubią wody… - pomyślała, było to całkiem rzadkie zjawisko by kot z własnej i nieprzymuszonej woli brał kąpiel.
Zresztą, również zdziwiony Ami po chwili podszedł ostrożnie to futrzaka i rzucał mu pogardliwe spojrzenie. Nic się nie działo takiego, nie atakują ich, więc można podrażnić tego marudę w obuwiu.

- Czyścioch – parsknął w stronę kota w butach, odrobinkę a wręcz bardzo prześmiewczym tonem, oczywiście po zwierzęcemu jak to miał w zwyczaju.

- Lullasy… - wyszeptała smokołaczka, widząc jak naturianka wychodzi do przodu, pojawiła się masa panów niepokojów. Co, jeśli jednak nieznajomy jest groźny? Sechmet dla pewności szła krok w krok, czy tez raczej ogon za niewolnicą, ponieważ jak powszechnie wiadomo, w grupie raźniej.

Eugona odpowiedziała na pytanie co do kota, na szczęście jej towarzyszki, która tylko szybko kiwnęła głową, na potwierdzenie jej słów. Potem zaczęła mówić, nie owijając w bawełnę, Sechmet była przerażona, a jak na groźby odpowie atakiem? Aj! Niedobrze! Ponadto, czy te węże… jak niby miałyby to zrobić i one chyba nie…

- Blefuje! – pomyślała, coraz bardziej drżąc, wszystko mogło się skończyć tak bardzo źle.

Wtem jednak jakiś promyk słońca niczym światełko przeznaczenia wpadł do zielonych oczek brunetki odbity od czegoś lśniącego na szyi mężczyzny. Medalion, taki podobny do tego, co miała ona sama. Ale czy na pewno? Musiałaby podejść bliżej, a wciąż się jeszcze bała. Tylko…skąd on by miał taki medalik?
Awatar użytkownika
Onuris
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Onuris »

W oczach smokołaka cała ta sytuacja zaczęła robić się coraz dziwniejsza. Najpierw uciekał z miasta i trafił w sam środek jakiejś tajemniczej, magicznej burzy, która przeniosła go na wyspę, później, gdy się ocknął, spotkał kota w butach, który kazał mu za sobą podążać, a teraz stał po środku leśnej polany, patrząc na dwie nieznajome kobiety, z oczu których można było wyczytać, że i do nich też nie wszystko jeszcze dotarło i że były równie mocno zaskoczone tym spotkaniem, co on. Cała czwórka znalazła się zatem w impasie, mierząc się nawzajem podejrzliwym i pełnym nieufności spojrzeniem, któremu towarzyszyło dziwne spięcie, jakby jedna mała iskierka dzieliła ich od skoczenia sobie do gardeł. Tę niezręczną ciszę przerwała niespodziewanie jedna z kobiet, uwalniając się spod objęć drugiej i ukazując się smokołakowi w pełnej krasie. Na jej widok Onuris nie krył swojego zaskoczenia, choć możliwe, że okazał je zbyt gwałtownie odskakując do tyłu, jak popażony i dobywając ukrytego za plecami noża.

O rasie Eugonów, pół ludziach pół wężach zdarzyło mu się usłyszeć z wielu opowiadań na dobranoc, jakimi raczył go ojciec, gdy chłopak miał pięć lat. Starszy ze smokołaków zwiedził w swoim czasie znaczną część łuski i z każdej wyprawy miał w zanadrzu jakąś historyjkę, przy której młodzieńcowi lepiej się zasypiało. To z nich Onuris wiedział, że członkowie tej starej rasy żyją niemal na wymarciu i ukrywają się przed ludźmi, spełniając się w roli strażników lasu, podobnie z resztą, jak driady, minotaury i leśne elfy. Mimo to zmiennokształtny nigdy nie przypuszczał, że spotka kiedyś prawdziwą Eugonę i że będzie ona wypominać mu brak manier i, co ważniejsze, grozić pokąsaniem przez jej własne włosy. Groźbę tę Onuri przyjął z posępną miną człowieka lękającego się śmierci, lecz po chwili spojrzał dziewczynie w oczy i uśmiechnął się sztucznie, emanując zagubieniem i niewiedzą, co należy zrobić oraz powoli wsunął swój nóż za pas, tak, by obie nieznajome mogły go widzieć.

- Przepraszam, ale chyba się zgubiłem - powiedział najspokojniej jak umiał, składając skrzydła na plecach w postaci płaszcza. Następnie wskazał palcem na taplającego się w wodzie kocura i na drogę, którą przyszedł. - Ten kot znalazł mnie na plaży i gapił się na mnie, póki nie zgodziłem się za nim pójść. To on mnie tu przyprowadził, choć właściwie to nie wiem, gdzie jestem. Jak daleko stąd do Ostatniego Bastionu? To ostatnie miejsce w jakim byłem, zanim obudziłem się na plaży. I tak wogóle, to gdzie ja jestem? Czy to dalej jest Alarania?
Po tym, jak mu się wydawało, dobrym wyjaśnieniu, Onuri zerknął na towarzyszkę Eugony i równie uważnie się jej przyjrzał. Dziewczyna była smokołakiem, tak samo jak on, co do tego nie było żadnej wątpliwości. Skrzydła i ogon pokryty łuską były tu wystarczającym dowodem. To do niej chłopak zwrócił się w drugiej kolejności, naprzemiennie zerkając podejrzliwie na tę pierwszą.

- Nazywam się Onuris Barkas, syn Amota i Rozalii, dla przyjaciół poprostu Onuri - przedstawił się oficjalnie, lekko przedrzeźniając dworski styl mówienia i przybierając dużo przyjaźniejszy wyraz twarzy poprzez dodanie do niego szerokiego uśmiechu. Zaraz jednak jego wzrok zatrzymał się na pokrewnej istocie, która zaczęła mu się uważniej przyglądać. Czując na sobie jej wzrok, smokołak cofnął się o kolejny krok i pokazał im puste pokryte lawendową łuską dłonie.
- Nie szukam kłopotów - powiedział zmieszany. - Przynajmniej na razie.
Awatar użytkownika
Lullasy
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 136
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Służący , Kurtyzana
Kontakt:

Post autor: Lullasy »

        Początkowa reakcja obcego na Lullasy nie zapowiadała niczego dobrego. Gdy on odskoczył, eugona aż zadrżała ze strachu. Na całe szczęście, cudem opanowała się, dzięki czemu zdołała przemówić w miarę spokojnym głosem. Mieszanka gróźb oraz wyjawienia swoich pokojowych zamiarów, o dziwo, zadziałała. Smokołak nie tylko schował broń, ale i oblicze jego straciło resztki wrogości.

        Eugona czuła, jak jej wcześniej przyspieszone tętno zaczęło spowalniać do bardziej spokojnego rytmu uderzeń serca. Onuris, zachęcony najwyraźniej wcześniejszym blefem naturianki, zaczął tłumaczyć swoją sytuację. Eugona pokiwała głową na znak, że rozumie, kiedy wyjaśnił, że kot go tu przyprowadził. Niewolnica coraz bardziej zaczynała wierzyć w to, że ten kot jest zdolny do więcej, niż tylko do pluskania się w wodzie, skoro jego postępowanie doprowadziło do tego spotkania.

        Niestety, gdy tylko usłyszała zapytanie przedstawiciela płci męskiej, wężowa dama poczuła się przytłoczona. Momentalnie spadł na nią ciężar niewiedzy i bezradności, którego zdołała wcześniej unikać poprzez skupianie się na innych aspektach teraźniejszości. Milczała więc, kiedy w jej umyśle szalała burza.

“Nigdy nie podróżowałam, przynajmniej nie na tyle, by znać dobrze kontynent. Rośliny tutejsze nie wyglądają szczególnie znajomo, a i teren oraz tutejszy klimat nic szczególnego mi nie mówią. Nie widziałam też ani nie słyszałam żadnych dzieł istot rozumnych… Równie dobrze mogłabym wydrapać sobie oczy. Nie wiem, gdzie jesteśmy, ani czy z miejsca, w którym przebywamy, można w ogóle wrócić do Alaranii konwencjonalnymi metodami.”

        Oczy niewolnicy momentalnie się zaszkliły. Jej postawa utraciła pozory gotowości do walki, które stwarzała przed wcześniejszym, możliwym zagrożeniem. Ręce, w akcie wyładowania emocji, zacisnęły się na materiale, który eugona miała owinięta wokół bioder. Ze wciąż mokrego materiału wyciśnięte zostały pojedyncze krople wody, które przetrwały suszenie na słońcu. Eugona, nie chcąc, by jej bezsilność wywołała empatię Sechmet, bądź pogorszyła stosunki z nowo poznanym smokołakiem, odwróciła wzrok od niego, twarz przekręcając lekko na bok. Miała nadzieje, że ten gest wyrządzi mniej szkody, niż gdyby zostało zauważone, że niewolnica nie radzi sobie najlepiej psychicznie. Poza tym, w ten sposób była szansa, że uwaga Onurisa skupi się na Sechmet, a Lullasy będzie miała okazję, by ochłonąć.

        I tak też się stało. Sechmet i Onuris wpatrywali się w siebie nawzajem, gdy męska część smokołaczego zgromadzenia przedstawiała swoje imię, a także brak swych złych intencji. Obserwując tą sytuację, naturianka zdołała już w pełni uspokoić zarówno swoje serce, jak i umysł. Nadal była zmartwiona, przerażona nawet, ale panowała nad strachem, nie on nad nią.

        Eugona odetchnęła głośno, gdy tylko smokołak skończył mówić. Chcąc, by przyjazne stosunki przetrwały jak najdłużej, postanowiła, że wynagrodzi Onurisowi poprzednią wrogość. Powoli, by nie uznał tego za atak, podpełzła do niego na swoim ogonie. Choć tak właściwie, to najpierw przemieściła się tak, by znaleźć się przed nim, a następnie obróciła się w jego stronę.

- Onurisie… - Zaczęła - Wierzę, że wszyscy dążymy do podobnego celu. Zarówno Panna Sechmet, a co za tym idzie, także i ja, jak i ty, chcemy, jeśli nie opuścić to miejsce, to przynajmniej mieć pewność, że jesteśmy bezpieczni i nic nam nie grozi. Dlatego też myś-.

        Urwała słowo, jakby fizycznie utknęło ono w jej gardle. Nutka przerażenia, otoczona w nieprzenikniony płaszcz cierpienia, zabłysła w jej oku. Jej ciało i umysł uderzyły w metaforyczny mur, który wyznaczył limit tego, jak długo eugona była w stanie bezproblemowo ignorować symptomy świadczące o tym, jak bardzo jej ciało jest nadwyrężone. Nie jadła od dawna, a wody, która tu jest, nie odważyła się pić, nawet tej, która płynie strumykiem, który to spada do źródła, gdyż nie wiedziała, czy ta aby na pewno jest pitna. Niedawne zajęcia zaś, nie licząc kilku minut leżenia na trawie, ciężko było zaliczyć do odpoczynku, przez co nie tylko była śpiąca, ale nawet wyczerpana.

        Poza tym, zioła, które wcześniej spożyła, zaczęły tracić swój efekt. Najwyraźniej jedynie załagodziły objawy tego, co jej dolegało, cokolwiek by to było. Wiedziała jedynie, że to mogło mieć związek albo z portalem, albo z możliwą chorobą, która mogła zaatakować jej słaby organizm. W każdym razie mogłaby przysiąc, że każda pojedynczy fragment jej ciała zaczął przeżywać katusze. Tyle dobrego, że po chwili przyzwyczaiła się do bólu, o ile można o tym było mówić w jej obecnym stanie. Może po prostu traciła czucie w swoim ciele? W każdym razie, całe opanowanie Lullasy poszło w rozsypkę w tej chwili.

- W-wybacz przerwę w mych słowach. To tylko… Nic ważnego. - Próbowała zachować poprawny styl mowy, którym jako dobrze wytresowana niewolnica posługiwała się biegle, lecz głos jej dygotał. Walczyła o to, by nie okazywać tego, co się z nią dzieje, ale była z góry skazana na porażkę. - Jak chciałam powiedzieć… myślę, że musimy jak najszybciej znaleźć coś, cokolwiek. Przyjazne siedlisko ludzi bądź nieludzi. Sposób na powrót do miejsc, które znamy, i w których nie będziemy zagubieni. Choćby i łatwe źródło jedzenia, na wypadek, gdyby nie było nadziei na szybkie opuszczenie tej okolicy. Nie wiem, co może tu na nas czekać, ale obawiam się, że z każdą chwilą rośnie szansa, że nieszczęście spadnie na nasze głowy.

        Prawą dłonią chwyciła swoje lewe ramię, kiedy mówiła. Co kilka słów zaciskała palce, wbijając paznokcie w skórę. Robiła wszystko, by nie poddać się chęci padnięcia na ziemię i zwinięcia się w kłębek, przy akompaniamencie krzyków cierpienia z jej ust. Trzymała się na nogach już nie siłą mięśni, a resztkami swojej woli, która to była podporządkowana na chwilę obecną dobrem Sechmet. Niewolnica wiedziała, że jeśli podda się, nie będzie użyteczna i zawiedzie.

        Jej fryzura też najwyraźniej nie czuła się najlepiej. Węże oklapły, najwyraźniej także wycieńczone wcześniejszym przedstawieniem. Syczały leniwie raz na jakiś czas, a niektóre to nawet spały. Jeden wyjątek był od tej reguły, bowiem pewna wężowa mordka, żywa i w pełni przytomna, wpatrywała się intensywnie w Onurisa. Tak intensywnie, że aż na czerwonej, gadziej główce zagościł najdorodniejszy zez, jaki można sobie wyobrazić. Nikt nie wie, czemu, ale tak było.
Zablokowany

Wróć do „Wyspa Syren”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości