Wyspa SyrenTargowisko w porcie

Mityczna kraina Syren, położona gdzieś w głębi oceanu. Pełna wodospadów, rzek i soczysto-zielonych dolin otoczona błękitną woda. Zamieszkała również przez nieliczna grupę Nereid, na których czele stoi królowa Aria.
Awatar użytkownika
Cat
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Zielarz , Uzdrowiciel , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Cat »

        - Przejdzie – wilczyca skinęła głową i podniosła się powoli, by nie stracić równowagi.
        Dla niej widok obejmującej się pary był co najwyżej obojętny. Czekała z grzeczności, aż w końcu zwrócą na nie swoją uwagę, jednak gdy tak się stało, Liz podbiegła i do niej, obejmując za szyję zszokowaną przemienioną.
        - Dziękuję ci, dziękuję! – piszczała jej w ucho, nie zauważając nawet, że jej wybawicielka stoi sztywno jakby kij połknęła, z rękoma wzdłuż tułowia i oburzoną sową na ramieniu. Nie posunęła się nawet do objęcia syreny, a jej odsunięcie się przyjęła z ulgą, co na szczęście przemknęło niezauważone. Blondynka skinęła jedynie głową. Zwroty typu „nie ma za co”, „drobiazg” czy „cieszę się, że jesteś cała”, nie padły z jej ust, jako że żadne z nich nie było w mniemaniu Cat prawdziwe, a nie chciało jej się kłamać, tylko po to, by dopełnić zwyczajowej wymiany uprzejmości.
        Na szczęście syrena była przede wszystkim zbyt podekscytowana, by to dostrzec, a poza tym pewnie i zbyt optymistycznie nastawiona do świata, by się tym przejąć, nawet gdyby zauważyła zachowanie Morgan. Zmieniła teraz swój obiekt zainteresowania, z taką samą wdzięcznością rzucając się na Lunę i ściskając ją mocno. Rathin przyglądał się żonie z rozczuleniem, a gdy zerknął na Catherine, skinął jedynie głową w podziękowaniu.
        - Wyjdźmy na słońce!
        Mignęły fioletowe włosy w powietrzu i bosa dziewczyna w liliowej sukience wypadła z jaskini, pędząc w stronę jeziora i swojej rodziny. Gdy Rathin, Cat i Luna dołączyły do niej na zewnątrz, wszystkie syreny i trytony zgromadziły się w jednym miejscu, by świętować powrót Liz. To było aż nadto dla wilczycy, która pochyliła się w stronę swojej towarzyszki i brodatego mężczyzny.
        - Na nas już czas – stwierdziła krótko, pragnąć wynieść się jak najszybciej z tego radosnego grajdołka.
        Tryton skinął głową, nawet nie próbując namówić je, by zostały chwilę dłużej. Chwilowe zjednoczenie w sytuacji kryzysowej nie zmieniało faktu, że był to lud skryty, nie lubiący gości. Zatrzymał je jednak jeszcze gestem, drugą dłonią przywołując Lithana, który podbiegł tylko na chwilę, podając coś ojcu, po czym wrócił do matki.
        - Nasz lud potrafi okazać wdzięczność. Przyjmij to proszę w ramach podziękowania za pomoc mojej żonie – Rathin ujął dłoń Luny bez pytania, ale ostrożnie, po czym zawiązał jej coś na nadgarstku. Gdy cofnął ręce dziewczyna mogła podziwiać drobną, lecz przepiękną w swej prostocie bransoletkę z pereł.
        - Na jej widok każda syrena i każdy tryton będą wiedzieć, że kiedyś pomogłaś jednemu z naszego gatunku. To więcej, niż może się zdawać na tą chwilę – powiedział i odwrócił się w stronę Cat.
        - Dla ciebie nie mam upominku, wystarczą ci nasze zioła, z których bogactwa u nas korzystasz.
        - Nie śmiałabym myśleć o niczym więcej.
        - Ale otrzymasz więcej. Informację – odparł z lekkim uśmiechem, widząc nagłe zainteresowanie wilczycy. Milczenie trwało zaledwie chwilę, jednak po spojrzeniu obojga można było się domyślić, że porozumieli się bez słów.
        To była jedna z niewielu rzeczy, których Catherine Morgan nigdy o sobie nie ukrywała. Może nie ogłaszała wszem i wobec swojej słabości, jednak zawsze i wszędzie rozpytywała o możliwe rozwiązanie problemu ciążącej na niej klątwy. To czy ktoś się domyślał, że chodzi o nią, niespecjalnie ją interesowało. Spotykała się z niewiedzą, domysłami, plotkami, dobrymi i głupimi pomysłami, ale żaden z proponowanych środków nigdy nie zadziałał. Mimo to szukała dalej, czepiając się każdego skrawka informacji, jaki napotykała i wiedziała, że teraz znalazła kolejny.
        - Słyszałaś o Klasztorze Mrocznych Sekretów?
        - Tak – Cat zacisnęła usta w niezadowoleniu, a cały jej wcześniejszy entuzjazm zgasł momentalnie – Nie wpuścili mnie tam, nie byłam godna – prychnęła. Wysłała nawet jedną Fellariankę, by poszukała dla niej potrzebnych informacji, jednak dziewczyny nie było tydzień, a powiedziała, że nawet jednego regału nie zdążyła przejrzeć. Jeśli wilczyca chciała znaleźć tam odpowiedzi, musiała sama dostać się do środka, a nie mogła zrobić tego jawnie, a jej magia nie pozwalała na wdarcie się podstępem. Została na lodzie, poirytowana.
        - Spróbuj raz jeszcze, cierpliwość jest cnotą – stwierdził mężczyzna, czekając przez chwilę na odpowiedź blondynki, lecz się jej nie doczekał.
        - Miło było was poznać. Jeszcze raz dziękuję - pożegnał się z nimi i patrzył jak odchodzą, nim wrócił do swoich ludzi, by świętować razem z nimi. Dziewczyny do granicy terenów potajemnie śledził Lithan, jednak gdy tylko upewnił się, że opuściły ich rewir, wrócił z powrotem do wodospadów, nie niepokojąc ich już.
Awatar użytkownika
Luna
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Luna »

Czarodziejka miała zdecydowanie dobry humor, udzielił jej się nastrój szczęśliwości, panujący wokół. Widziała ściskaną Cat, niebędącą z tego powodu zbytnio zadowoloną, troszeczkę ją to bawiło. Jednakże niespodziewanie i ją spotkało to samo, tyle że czarodziejka nie stała tak sztywno i w przeciwieństwie do wilczycy odpowiedziała.

- Nie ma sprawy, ale to głównie zasługa Cat – uśmiechnęła się do naturianki, jednak ta praktycznie jej nie słuchała, pognała w stronę wyjścia z jaskini, by znów zobaczyć słońce.

Pradawna wraz z resztą również ruszyła na zewnątrz. Słysząc słowa przemienionej, westchnęła w myślach, miała ochotę jeszcze tu zostać, nasycić wzrok czymś innym niż tym, co zazwyczaj powodowała. Jednakże tak się mogło stać, więc jedynym wyjściem było wyruszenie w podróż… Tylko dokąd?
Zatrzymano je jeszcze przed odejściem, pradawna nie wiedziała, o co chodzi, ale czuła, iż to nic negatywnego. Rathin chciał jej coś wręczyć w ramach podziękowania, była to śliczna bransoletka. Perły lśniły w blasku słońca, natychmiast założyła ją na rękę.

- Dziękuję, jest cudna. To wspaniały podarunek – mówiła najzupełniej szczerze bardzo uradowana prezentem.

Mimo oczarowania bransoletką jednym uchem słuchała co Rathin mówi do Cat. Ciekawość narastała, a oni wyglądali, jakby rozmawiali telepatycznie. W końcu tryton coś powiedział. „Klasztor Sekretów”, czarodziejka kiedyś coś o tym słyszała, ale nigdy nie znalazła się w tym miejscu, chociaż naprawdę kiedyś chciała. Wiedziała, iż jego położenie jest gdzieś w Szczytach Fellarionu, które są całkiem blisko Mrocznych Dolin będących domem Luny, mimo to nie wiedziała, czy aby na pewno dobrze będzie, jeśli znów odwiedzi to miejsce. Nie przerwała jednak rozmowy z naturianinem, dopiero po tym, jak się pożegnała i obie opuściły to miejsce, rozpoczęła rozmowę.

- Klasztor Mrocznych Sekretów? Nie wiem, czego tam szukasz, ale naprawdę chciałabym się tam znaleźć więc... Możesz na mnie liczyć, jeśli chodzi o pomoc. Nie ma więc co zwlekać – chwyciła wilczyce za ramię i wszystko nagle się rozmyło, po czym stało się plażą przy targowisku.

Pradawna zastanawiała się jaki statek wybrać na podróż na gapę. Gwałtowny obrót i niezauważenie człowieka z koszykiem ryb spowodował małe zderzenie, przez co oboje wylądowali na piasku, niebieskowłosa oczywiście przeprosiła, ale mężczyzna okazał się agresywny i nie dość, że nazwał ją dziwadłem, to kompletnie ignorując, iż jest kobietą rzucił się na nią z pięściami. Czarodziejka nie miała czasu na reakcje, za pomocą magii więc bójka uaktywniła klątwę. Oczy przybrały niemal w całości czarną barwę poza białą teraz źrenicą w formie księżyca w nowiu, a Luna zaśmiała się diabelsko.
Z pomocą magii rozerwała gałki oczne mężczyzny, przez to ten zawył z bólu i przerażenie, a następnie chwyciła za średniej długości włosy i ciągnąc go tak po ziemi, ruszyła w stronę stoiska z bronią. Spytała o najostrzejszą, po czym bezczelnie wzięła i na żywca zaczęła odcinać swej ofierze głowę, ludzie po pierwszym szoku ruszali w jej stronę, aby pomóc nieszczęśnikowi, ale czarodziejka to przewidziała i kto tylko próbował się zbliżyć, natychmiast łamała mu z pomocą magii zła nogi. Żeby tylko, kości pękały w taki sposób, iż podczas upadku przebijały skórę na wylot.
W końcu oddzieliła głowę od ciała tego mężczyzny i rzuciła prosto w jakiegoś usiłującego uciec dzieciaka, przez co wywinął orła, a potem jeszcze wystraszony zaczął płakać, gdy ujrzał to, co w niego uderzyło.
Pradawna chichotała niczym diabeł wcielony i widać, iż dopiero się rozkręcała, z pomocą skrzydeł wzniosła się w górę, stworzyła iluzje przedstawiające ją samą, po krótkiej chwili nikt już nie wiedział, która jest prawdziwa, a która fałszywa. Goniły one przerażonych ludzi wolących dmuchać na zimne, prawdziwa czarodziejka, a raczej potwór, jakim obecnie się stała, atakował głównie tych myślących, iż są już bezpieczni. Przebicie mieczem czy sztyletem było dla niej zbyt spokojną śmiercią. Kilka razy powtórzyła schemat, odcinała dolną część czeki, po czym kończyny, dłonie, stopy, w różnych miejscach. Nie dobijała ludzi, zostawiała ich na śmierć by nim odejdą cierpieli, a jeśli przeżyją zostali kalekami. Targowiskiem zaczął płynąć istny strumień krwi, zewsząd agonalne krzyki i jęki a na bezchmurnym niebie malował się anioł śmierci… a przynajmniej tak ktoś nazwał niebieskowłosą.
Po pewnym czasie czarodziejka poczuła irytacje, bo brakło jej już ludzi, którym mogłaby coś zrobić, praktycznie każdy cierpiał, a każdy kolejny cios w jakiejkolwiek formie mógł już ich dobić, a tego Luna nie chciała. Nagle jednak spostrzegła Cat. Zaczęła lecieć w jej stronę z coraz większą prędkością, aż tu nagle Tenebris wlazł jej na twarz i zasłonił oczy swymi skrzydełkami.
Zdezorientowana czarodziejka nie wiedziała, gdzie leci i skończyła upadkiem na piasek, nabiła sobie parę znacznych i sporych siniaków, z kolan sączyła się krew, bo zostały trochę zdarte przez drobne kamyczki chowające się w piachu. Przez dłuższą chwilę nie było reakcji ze strony dziewczyny.

- Khe… Khe… - zaczęła kaszleć i powoli wstawać, nim otworzyła oczy, musiała przetrzeć zapiaszczone powieki, pierwsze co zobaczyła to Cat – Co… się stało? – próbowała rozmasować bolące ramię, które jakie pierwsze zderzyło się z plażą.

Potrzebowała chwili, by dotarło do niej, co mogło się stać, nie pamiętała samej akcji, jaką urządziła na targu, ale nie chciała tego raczej widzieć. Z oddali słychać było wrzaski wściekłego tłumu, ktoś jednak ocalał i zdołał zawiadomić innych tutejszych. Pradawna z trudem wstała, podleciała do przemienionej i nim cokolwiek powiedziała poczuła uderzenie i zrobiło jej się ciemno przed oczami. Gdy odzyskała przytomność obie były już na odpływającym statku, a raczej pod jego pokładem.

- Jak my się tu znalazłyśmy? - spytała zdziwiona i na wpół żywa, siadając na jednej ze znajdujących się tu skrzyni.

Ciąg dalszy (Luna, Cat)
Zablokowany

Wróć do „Wyspa Syren”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 8 gości