Wyspa Syren[Ruiny Deopolis] Płomyk nadziei

Mityczna kraina Syren, położona gdzieś w głębi oceanu. Pełna wodospadów, rzek i soczysto-zielonych dolin otoczona błękitną woda. Zamieszkała również przez nieliczna grupę Nereid, na których czele stoi królowa Aria.
Awatar użytkownika
Rozalie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Kurtyzana , Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Rozalie »

Podczas całego zamieszania, pokusa nie ignorowała kolejnych pytań Hyi. Co ciekawe nadal miała siłę, by odpowiadać na nie w typowy dla siebie niebywale chaotyczny sposób i to jak najbardziej skomplikowanie, co prowadziło do kolejnych pytań i kolejnych co napędzało całą akcję w kółko i w kółko. Dodatkowo piekielna posiadała taką podzielność uwagi, że podczas tłumaczenia młodej czarodziejce pewnych kwestii równocześnie dobierała się do eugona.

- Tak, chaos ponad wszystko! – stwierdziła zupełnie niewzruszona brakiem zrozumienia jej wywodu malującym się na twarzy naturianina – Zagmatwany to jest cały ten świat, dlatego trzeba mu dodać pogmatwania, bo wtedy, biorąc pod uwagę zasady matmy, że minus razy minus to plus, oznacza to, iż zagmatwanie razy zagmatwanie równa się ład i porządek. Powinieneś więc cieszyć się z mojego gmatwania, bo to ono nadaje sensu harmonii – wyszczerzyła ząbki w uroczym uśmiechu z pewnym siebie wyrazem. Jednak gdy zobaczyła popis mężczyzny, była pełna zachwytu – Ale superaśny mieczyk! Też taki chce! A ciężki jest? Kogo nim ciachasz? Albo co… no bo drwalom to by takie ostrze się przydały… pewnie zbijasz fortunę na pomocy drwalom – domniemała rogata.

Powstająca pod przemienioną dziura zaniepokoiła rogatą, z pewnością upadek z tej wysokości nie należałby do najprzyjemniejszych, ale jakże tu pomóc żywemu uosobieniu ognia jak to parzy.

-Tak… chyba powinnaś się przes… - nie zdążyła dokończyć, bo niebieski płomyk właśnie przebił… stopił kamień pod sobą i spadał gdzieś w dół – Ajć… pewnie zaboli – skrzywiła się pokusa.

Nastąpiła chwila ciszy i piekielna już miała jakoś uroczyście pożegnać dziewczynkę z racji jej odejścia na tamtą stronę. Jednak niespodziewanie rozbrzmiał jej głos, na co Roza naburmuszyła się okropnie. Ten nagły zwrot akcji kompletnie popsuł jej skrupulatnie ułożoną w myślach przemowę pożegnalną dla czarodziejki.

- Chwileczkę… co ona tam przytula? Też może bym chciała! I to przed spaleniem tego czegoś!!! – krzyknęła zdenerwowana.

Nagle coś drgnęło, Rozalie odruchowo zamachała skrzydłami i uniosła się w powietrze, by uniknąć możliwego zagrożenia. I wróciła do nich niebieskowłosa… to jest niebieskopłomienna.

- Oh teleportacja… Chyba coś zepsułaś, bo wieża zaraz się zawali… Ty możesz się przenieść na dół, a ja latać, ale co z naszym wężem? Chwila… tańce? – Rozalie jak gdyby nigdy nic wciąż będąc w powietrzu zaczęła się ruszać w sposób, jak najbardziej uwydatniający jej kobiece wdzięki i do tego jak najbardziej przypominający bardzo pokusiasty taniec. Niestety wtem Xeos ją odepchnął, przez co piekielna całkiem wybiła się z rytmu jakiejś piosenki, która nuciła pod nosem i nieco zdezorientowana unosiła się w powietrzu, obserwując przebieg wydarzeń.

W każdym razie waląca się latarnia była całkiem dobrym powodem, by odlecieć trochę dalej i poczekać aż całkiem się zawali i kurz upadnie. Roz, gdy to się stało przestała machać skrzydłami i tylko co jakiś czas nimi manewrowała, by całkiem się nie rozbić i wylądować w idealnym miejscu, czyli… w ramionach eugona.

- Ja nie żyję raczej, bo chyba jestem w niebie – uśmiechnęła się błogo w stronę mężczyzny – I nie kwestionuj mojej możliwości bycia w niebie, przecież ja jestem prawie aniołem! Bo gdyby tak odjąć rogi… i ogon… no i skrzydła nieco upierzyć, włosy ozłocić… no patrz, aniołek jak z obrazka!
Awatar użytkownika
Hyiaxinthe
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Hyiaxinthe »

        Wieża, mając dość życia, w którym ptaki bombardują z powietrza, a istoty rozumne czynią więcej szkód niż pożytku, odeszła z tego świata z hukiem godnym walącej się kamiennej konstrukcji. Eugon wyszedł z tego bez zadrapania, podobnie jak pokusa, dla której przestrzeń osobista była jednoznaczna z przestrzenią, w którą trzeba koniecznie się wprosić. Mężczyzna nie narzekał, a przynajmniej jeszcze nie chciało mu się narzekać.

        W czasie, gdy pokusa kusiła gada, jedna z większych stert gruzów zaczęła się jarzyć, a chwilę później rozpuszczać w płynną skałę. Już chciało się pogratulować panu wulkanowi, iż rodzi mu się dziecko, gdy nagle z płynnych już resztek wieży wypłynęła znajoma, niegrzesząca rozumem buzia.

- Żyję! A przynajmniej tak zgaduje, bo zapomniałam, co to znaczy! - Odpowiedziała eugonowi szczerze i z uśmiechem, za który sprzedawca na straganie dorzuca jedną kolbę kukurydzy gratis.

        Tyle tylko, że jej słowa w pewnym stopniu przeczyły prawdzie. Nawet zza błękitnych płomieni widać było, iż śmiertelność Hyiaxinthe dała się przemienionej we znaki bowiem to, co ją pogrzebało, zdołało uszkodzić jej ciało, nim uległo temperaturze. Ubranie, które nosiła, dopiero zaczęło się regenerować z licznych rozdarć, dziur i innych uszkodzeń, po których normalne odzienie potrzebowałoby wizyty u doświadczonego krawca, albo początkującego cudotwórcy.

        To jednak, co bardziej rzucało się w oczy, to liczne skaleczenia, które dotknęły jej ciało. Środek czoła zdobiła krwawiąca rana, zupełnie jakby biegła, po czym upadła głową wprost na kamień. Ręce, nogi oraz tułów były oznaczone licznymi zadrapaniami, powoli powstającymi siniakami oraz rozsianymi tu i ówdzie krwawiącymi ranami, będącymi pozostałością po co ostrzejszych kawałkach budowli. Poza tym, gdy czarodziejka poczyniła kilka kroków przez gruzy w stronę towarzystwa, ujrzeć można było, że jej nogi poruszają się dosyć topornie. Jakby tego było mało, prawy bark został zwichnięty, a lewa dłoń była poobcierana aż do krwi.

        Hyiaxinthe jednak nie czuła bólu ani dyskomfortu. Docierało do niej jedynie, iż ma problemy z poruszaniem tym i owym, jednak nie przejmowała się tym za bardzo, nie mówiąc o tym, że pewnie i tak zapomni o tym za dwie, góra trzy minuty. Powolutku, lecz radośnie, dreptała, aż w końcu wydreptała się spomiędzy gruzowiska. Krople krwi, które opadały z niej, wżerały się bez problemu w ziemię, skałę pod tą ziemią i jeszcze dalej. Gdyby nie to, że żadna z ran nie była fontanną posoki, Hyiaxinthe już dawno byłaby w trakcie podróży w głąb ziemi, gdzie nawet krasnoludzkie machiny nie są w stanie dotrzeć. Temperatura jej posoki była po prostu szalenie wysoka jak na standardy śmiertelników, czy nawet plujących ogniem gadów.

- Było śmiesznie. Czy jak znów przytulę te kamienie, to odbudują one wieżę i będziemy mogli ponownie z wieżą pobawić? - Rzekła, a raczej wypaplała, jak nigdy nic. Po chwili jednak dotarło do niej, że tuż przed nią znajduje się coś, czego jeszcze nie tyknęła, a co bardzo kusi, by to tyknąć. - Panie kur… to jest panie wężu, mogę dotknąć pana kija, w którym chowa się metalowy kij? - Ledwie spytała, a już pazernymi rączkami sięgnęła w stronę oręża, gotowa zakrwawić i, co za tym idzie, przetopić broń Xeosa w gorącą, płonącą niby-papkę. Nawet płomienie, które ją otaczały, zdawały się sięgać w stronę gada i jego własności.
Awatar użytkownika
Xeos
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Eugon - przemieniony klątwą z cz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Xeos »

        Ten dzień to była jakaś istna parodia. Oczywiście, jak można było się spodziewać, ledwo Xeos wylazł spomiędzy pozostałości latarni, w jego ramiona wpadła rozmarzona Rozalie. Gdyby nie to, że faktycznie miała dwa punkty baaaardzo przykuwające uwagę, Eugon mniej chętnie dzielił by się z nią swoją przestrzenią osobistą. Jak dają to bierz, za patrzenie jeszcze nikogo nie zabito... No, może nie licząc jednego pedofila sprzed paru lat. Żeby tego jeszcze brakowało, mała, niebieska dziewczynka, kuśtykając jak trzeciej świeżości umarlak, zmierzała w ich stronę. Tylko jedna myśl przebiegła w tamtej chwili przez umysł Węża - "Czuję się, jakbym miał za chwilę kopnąć w kalendarz, ale jakby nie patrzeć, te dwie mogą mi zapewnić całkiem sporo rozrywki" - po czym uśmiechnął się pod nosem.

        Nie zwlekając dłużej, odstawił delikatnie na ziemię Pokusę, chcąc chociaż minimalnie zachować wizerunek trochę trudniejszego faceta, no i przy okazji pokazać, że w minimalnym stopniu jest dżentelmenem. Czy jak to tam się mówi. Zresztą, było to o tyle dobre posunięcie, że na horyzoncie pojawiło się nowe zagrożenie - niezdrowa ciekawość czarodziejki, która musiała akurat skierować się ku jego zabytkowemu uzbrojeniu.

        - O nie nie nie moja droga, kijaszka nie ruszasz, nie wolno! Po pierwsze, nawet go nie uniesiesz, po drugie, wypadałoby najpierw cię opatrzyć, bo nieźle się poharatałaś, no i po trzecie i czwarte, albo go stopisz, albo twoja krew zeżre go jak kwas! - to mówiąc pokazał ręką na ślady krwi dziewczyny, która już zdążyła przeżreć na wskroś parę granitowych kamieni.

        Widząc, że Opiekunka jednak raczej nie porzuci chęci zmacania jego kijka bólu, Xeos zrobił tylko jedną logiczną i rozsądną rzecz, jaka przyszła mu do głowy.
- Nie zbliżaaaaaaaaaaaaaaj SIĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘ! - zapiszczał jak przestraszone dziecko, szybkim ruchem dobył miecza, uskoczył w bok, oparł czubek oręża na jednym z kamieni, po czym z gracją praktykującego gimnastyka stanął do góry nogami w jednej linii z mieczem, opierając się tylko na jego rękojeści, po czym wybił się z całą swoją siłą i wylądował zgrabnie na dachu pobliskiego budynku i zasyczał najgłośniej jak umiał. Przypominało to syczenie zdenerwowanego kota. Takie rzeczy się zdarzają, kiedy coś nie idzie po naszej myśli.

        Całe zajście musiało wyglądać komicznie, ale wiecie, dla kogoś, kto ileś set lat zabija, pozbawienie go miecza jest jak wypatroszenie. Ze wszystkiego w sumie, bo traci się siebie w pewnym sensie. Tak więc wielki mężczyzna uciekł na dach przed małą, płonącą dziewczynką. Właśnie ten moment wybrał sobie Gluttony, żeby wpaść w odwiedziny do swojego pana. Ciężka latająca mysz z kompletnym brakiem gracji zwaliła się całym swoim 20 gramowym ciałem na ramię Węża. Przeciętnie jego gatunek osiąga wagę do 10 gram, ale no, powiedzmy, że mały lubi jeść. Bardzo.

        - Cześć, spaślaku - Xeos pogłaskał delikatnie gacka po główce, odzyskując z powrotem swój wrodzony spokój. Stworzonko na przywitanie lekko dziabnęło swojego pana w palec, co można było uznać nawet za słodkie. Egzekutor odwrócił się do swoich towarzyszek:
- To mój zwierzak, Gluttony. Prosi się o nie zabijanie, ani w żaden inny sposób krzywdzenia nietoperza. I kijka na moich plecach. W sumie mnie też nie, ale nie myślcie, że cokolwiek byście mi zrobiły. No, może oprócz ciebie, nasz płonący kłębku ciekawości - tu pokazał na Hyię - Nawet nie próbuj mnie krzywdzić. Proszę.
Awatar użytkownika
Rozalie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Kurtyzana , Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Rozalie »

Rozalie rozbawiła młoda czarodziejka. Postanowiła jej wytłumaczyć, czym jest życie, nawet jeśli pokusa już dawno temu umarła…

- Żyjesz, my też żyjemy, bo możemy oddychać i się cieszyć i psocić – zachichotała, uznając takie wyjaśnienie za wystarczające. Później jednak zwróciła uwagę na stan Hyii i się skrzywiła – Ajaj, wyglądasz koszmarnie, pewnie wszystko cię boli… - posmutniała – Ciocia Rozalie ma na to radę! Nie ruszaj się mała – piekielna użyła magii, by uleczyć biedną opiekunkę, rany zaczęły się zamykać, na skórze zostało tylko trochę krwi, która zdążyła z nich wypłynąć.

Kolejne słowa natchnęły Rozalie, a raczej ten chaos, który rządził jej magią, wieża, która się bawi? Czemu nie? Nagle gruzy zaczęły wirować, aż w końcu stworzyły coś na kształt małej wieży z nogami i rękami z tych kamieni połączonych magią chaosu. Dziwadło podeszło do przemienionej i gdyby miało oczy, można by powiedzieć, iż jej się przygląda bardzo wnikliwie.

- Oh… Ups… - pokusa zagryzła wargi, bo nie planowała wcale przekuć tego, co sobie wyobraziła w coś rzeczywistego- Najwyraźniej wieża chce się pobawić, nawet jeśli jej nie przytulasz… hehe – zachichotała nerwowo, mając mieszane uczucia co do swojego tworu.

Kto by się jednak przejmował? Jak w gruncie rzeczy to było komiczne, więc rudowłosa wybuchła szaleńczym śmiechem. Był on głośny i długi i dosyć straszny, przerwało go dopiero to, co powiedziała Hyia o pochwie na miecz.

- Ohoho! Młoda to zabawki dla dorosłych – zachichotała, bo jak zwykle miała brudne myśli – W każdym razie nie sądzę, żeby nasz drogi… em, przypomnij panie przystojny, jakie to nosisz imię? – spytała, spoglądając na niego z błogim wyrazem twarzy.

Jeszcze tak nie dawno się do niego tuliła, zdecydowanie bardzo przyjemna rzecz, a piekielna miała ochotę na coś więcej, w tej chwili, bo przecież za moment mogła się niespodziewanie rozpłakać lub wkurzyć. Na razie na szczęście nie wystąpiło nic takiego, Rozalie wzbiła się kawałek ponad ziemię, bardzo lubiła latać, nawet bardziej niż chodzić, następnie przystąpiła do obserwowania starcia węża z niebieskim płomyczkiem.

- Uuu! Ładne argumenty wężyku! Aczkolwiek muszę wnieść, że moja lecznicza magia nieco pomogła naszemu ognikowi więc ten… nie kapie już magmą! Widzę Hyia, żeś zdeterminowana, tak trzymaj! Trzeba w życiu stawiać sobie cele i je osiągać – jak skończyła mówić podleciała do Xeosa i wybuchła śmiechem słysząc jego pisk – Jakim cudem taki męski mężczyzna jak ty może wydać tak dziecinny i prawie że dziewczęcy pisk? – aż łapała się za brzuch i wprost konała z rozbawienia, nie miała nawet siły na latanie, więc usiadła na ziemi z szeroko rozłożonymi nogami i patrzyła na niezwykłe akrobacje wykonane przez naturianina – UUUU! Brawoo! Brawo! – klaskała, nawet wieża zaklaskała.

- Ciekawe czym ona to widziała… - pomyślała piekielna i rzuciła wieży nieufne spojrzenie.

Wtem do eugona podleciał nietoperz, oczy pokusy stały się jakby większe z zachwytu, wystarczyła chwila i kilka machnięć skrzydłami by znalazła się tam gdzie mężczyzna.

- Nie zamierzam krzywdzić takiego słodziaka! – krzyknęła rudowłosa i zaczęła głaskać tłuścioszka – Aaaaiii! Jaki mięciusi! – głaskanie przerodziło się w intensywne, ale delikatne przytulanie – Uwielbiam skrzydlate stworzonka, inne też w sumie nie wiem czego nie lubię… Ale to zdecydowanie bardzo, bardzo lubię! HYIAAAAAA! Patrz jakie fajne!
Awatar użytkownika
Hyiaxinthe
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Hyiaxinthe »

        Hyia, wysilając połowę fragmentu jednej komórki mózgowej, czyli niemal całą objętość swego mózgu, Wysłuchiwała reakcji na jej zachowanie, a także reakcji na reakcje na jej zachowanie. Gubiła się w bardziej skomplikowanych dla niej momentach, czyli co chwilę, ale za to w końcu wszyscy ją kochają i uwielbiają, prawda?

        Czarodziejka Opiekunka nawet nie zauważyła, że już jest w jednym, niezłamanym w co drugim miejscu, kawałku. To jednak, co zauważyła, to kreację chaosu. Obróciła się całym ciałem w stronę żywej wieży i aż zaklaskała, widząc tak piękne...coś! Szybko jednak wróciła do szarży na wężyka, która to najszybsza na szczęście nie była.

        Zaprzestała kroku, wpatrując się bez słowa w eugona, gdy ten wykonywał akrobacje w panice o swój dobytek. Była zadziwiona jego zwinnością. Ona sama w połowie takiego wyczynu zapomniałaby, co tak właściwie robi. Gdy wieża zaklaskała, zwróciła po raz kolejny uwagę Hiyaxinthe na siebie. I to był wyrok śmierci dla istoty.

- … Tulas! - Rozalia zachwycała się pucianym przez nią nietoperzem, kiedy przemieniona przeteleportowała się wewnątrz kamiennej istoty, chcąc ją przytulić od środka rzecz jasna. W ten oto sposób minutę później stała w już-ponownie-martwej kupce lawy, która w najlepsze bulgotała.

        Gdy tak brała ciepłą kąpiel nóg, została zawołana przez Rozalie. Natychmiast użyła teleportacji, aby z bliska zobaczyć to tłuściutkie stworzenie. Szybko jednak jakimś cudem, uświadomiła sobie, że zrobiła to za blisko i usmażyłaby wszystkich. Gdyby nie to, że natychmiast odteleportowała się z powrotem do kałuży stopionego kamienia. Gluttony, Xeos oraz Rozalia poczuli jedynie przez ułamek sekundy żar, jakby słońce chciało im stopić twarze. Z miłości rzecz jasna.

- Przepraszam! … A tak właściwie, to za co przepraszam? - Powiedziała. Złota rybka w porównaniu z nią zdaje się bardziej rozumnym stworzeniem. Nawet taka martwa.

        Tymczasem powietrze zaczął przeszywać świst. Zupełnie, jakby przez atmosferę przelatywała rozpędzona szaleńczo strzała. Albo głaz. Z czego głaz był bardziej prawdopodobny, ze względu na toń dźwięku, który sugerował coś większego od człowieka. Ciężko było jednak zlokalizować źródło dźwięku, gdyż nawet po spojrzeniu w każdą stronę świata nie dało się zlokalizować źródło. Przynajmniej do momentu, gdy obiekt był tak blisko, że bez problemu można było zlokalizować pochodzenie świstu. Coś spadało, i to wprost na węża i pokusę.

        No dobra, prawie na nich. Nim ktokolwiek, kto zrozumiał, skąd pochodzi dźwięk, zdołał spojrzeć w górę, tuż za plecami Xeosa rozległ się huk porównywalny do eksplodującego meteoru bądź pierdzącego ogniem smoka. Kurz i fala uderzeniowa lekko wstrząsnęły nim i latającą obok kobietą, ale im samym nic się nie stało. Poza faktem, iż naturianin, słyszał sapanie tuż za swoją głową, a na szyi czuł czyjeś wydechy, połączone z faktem, iż biło ciepłem z tamtego kierunku.

        To był Amminextiuibilis, ogromny feniks górujący rozmiarami nad ludzką formą eugona, który wylądował i w pozycji bojowej podziwiał jego zacne plecy. Opiekun Hyiaxinthe w końcu zdołał odrodzić się w głębinach oceanu i przybyć tutaj, niezwykle niezadowolony, że dwie nieznane mu istoty w ogóle śmią oddychać tym samym powietrzem, co jego podopieczna. Gdyby pół mężczyzna, pół wąż znalazł w tym momencie zapas jaj konieczny do odwrócenia twarzy w stronę istoty stojącej za nim, ujrzałby dwa ślepia, które domagają się wyjaśnień i to już.
Awatar użytkownika
Xeos
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Eugon - przemieniony klątwą z cz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Xeos »

        Xeos w ciągu tych kilku chwil zapomniał zupełnie, że jeszcze parę minut temu te dwie istoty wziął pod uwagę jako źródło jakiejkolwiek przyjemności, nawet w postaci umilania czasu zabawnymi sytuacjami. Dla kogoś, kto para się od stuleci zabijaniem zbyt szybkie zmiany niezwiązane z polem bitwy mogą przyprawiać o senność, bóle głowy oraz wahania nastroju. Jakby nie patrzeć, Wąż miał w końcu ponad 200 lat, w takim wieku już każdy może stawać się marudny.

        Pomimo próśb i błagań obie dziewczyny natychmiastowo opadły na niego i gacka, całkowicie olewając jego monolog. Malec wiercił się i prawdopodobnie by sapał, gdyby Pokusa nie zamknęła mu światła tchawicy w pseudo uścisku, który zakrawał bardziej na chwyt obezwładniający groźnego osobnika, nie zaś delikatne tulenie stworzonka, które posiadało uczucia oraz w ogóle żyło. Hyia natomiast, czego w sumie mógł się spodziewać, teleportowała się w bezpośrednie otoczenie pozostałej trójki, wysuszając tym samym powietrze w ich płucach. Xeos bez chwili wahania, w momencie gdy Czarodziejka wróciła na swoje miejsce w resztkach chaotycznego konstrukta, czule wyjął nietoperza z rąk Rozalie i doskoczył z nim do oddalonej o parę metrów kałuży, która dziwnym trafem nie wyparowała, w celu nawodnienia pyszczka swojego pupila. Gdy mały już normalnie łapał oddech, Naturianin niespiesznie wrócił na swoje miejsce niedaleko fundamentów wieży. Gluttony czule wtulał się w szyję pana, szukając jakiegoś miejsca, by się zdrzemnąć. Lub schować. Wszystko było możliwe.

        Xeos westchnął przeciągle i oparł się o swój miecz. Ten dzień był już dość męczący, a przecież ledwo się rozpoczął. Niby się mówi, nieważne, jak zaczynasz, tylko jak kończysz, ale jeśli sam początek i tak już jest rozwalany kilkakrotnie, dosłownie wali się na ciebie, to nawet ci tam w górze stwierdziliby, że to jednak "dobre" nie jest.

        Jakby tego było mało, nagle rozległ się dźwięk, który Wężowi kojarzył się tylko z jedną onomatopeją: "PIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIZG!!!!!!!!!!!" W tym samym momencie coś konkretnie przylutowało kilka metrów za plecami zmiennokształtnego. Żar roznosił się w powietrzu, niosąc ze sobą lekką woń ozonu. Prawdopodobnie był to jakiś zajarany odłamek wieży, która już kilkukrotnie tego poranka wyleciała w powietrze. Jednak jedna rzecz się nie zgadzała. Za plecami czuć było wyraźnie czyjąś obecność. Zrezygnowany nagłym rozwojem wypadków Xeos powoli się odwrócił.

        Jego oczom ukazał się olbrzymi, jarający się jak żywa pochodnia... nie, chwila, żywa pochodnia zwykle od razu staje się martwą pochodnią, a to coś o kształcie ptaka ewidentnie nie chciało umierać. Patrzyło tylko tymi żarzącymi się ślepiami na całe zgromadzenie. I nie wydawało się bynajmniej zadowolone tym widokiem. Naturianin spojrzał znudzonym wzrokiem w ogniste oblicze stworzenia i powoli zaczął przyjmować swoją prawdziwą formę pół człowieka, pół węża.
- Gluttony, schowaj się - szepnął do malucha, który czmychnął w jakieś stare ruiny, po czym już w pełni swojej potęgi wrócił wzrokiem do feniksa - Panie, to był już i tak ciężki dla mnie dzień, jestem zmęczony i lekko poirytowany, bo cała ta impreza wali mi się na głowę. Kończmy to szybko. -powiedział po czym ze znudzonym wyrazem pyska zakręcił mieczem w ręce czekając na cios.
Awatar użytkownika
Rozalie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Kurtyzana , Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Rozalie »

Wieża podskoczyła z radości, że czeka ją tulas, ziemia przez to zadrżała, bo budowle nie skaczą zbyt często, bo gdyby skakały to by gwałtownie wzrosła liczba trzęsień ziemi. Biedna, nie spodziewała się jednak tak drastycznej śmierci od czegoś tak niewinnego. Z początku było miło, ciepełko w środku i w ogóle… ale gdy zaczęła się topić, to już fajnie nie było, ani trochę.
Rozalie widząc to, przerwała miętoszenie gacka i spojrzała na swe zniszczone dzieło. Nie zwróciła uwagi, iż Xeos wyjął jej nietoperza z dłoni, gdyby tego nie zrobił, pewnie zwierzak wypadłby jej z dłoń, a ona przypomniałaby sobie o biedactwie znacznie za późno.

- Szkoda, miła wieża była… No ale… trudno – wzruszyła ramionami, a po chwili zaczęła się wachlować dłonią, Hyiaxinthe ją nieźle rozgrzała i to w ułamku sekundy – Łuuu gorąco! Hmm… Chyba za to, że prawie i nas roztopiłaś… - zamyśliła się pokusa – Prawie nas zabiłaś! AAA! Bądź ostrożniejsza! – krzyknęła w nagłym ataku paniki.

Wzniosła się z pomocą skrzydeł nieco wyżej, bo im wyżej, tym bezpieczniej i próbowała dojść do siebie po tym traumatycznym odkryciu, iż gdyby ta dziewczynka w porę się nie odteleportowała to z Roz zostałaby tylko kupka popiołu.
Wtem rozległ się dziwny dźwięk, piekielna zaczęła się rozglądać i nieopatrznie stwierdziła, że lepiej będzie to zrobić z ziemi, zaś z powietrza. Ciężko pojąć jej logikę, ale uznała, iż tak będzie lepiej, więc tak załóżmy.
Rozalie nie zdążyła zrozumieć, co się stało, bo już leżała na ziemi i zadawała sobie pytanie, dlaczego świat się kręci. Gdy wszystko się ustabilizowało, rudowłosa ujrzała feniksa, źrenice aż jej się rozszerzyły z zachwytu i nie mogła dojść do słowa przez dłuższy moment. Na dodatek eugon właśnie przemienił się w półwęża. Tyle niesamowitości, ale po co ten miecz?
Pokusa wstała i pobiegła w stronę mężczyzny, skacząc na niego i go przewracając.

- EJJIIIIII! Nie możesz zabić feniksa, jest za piękny na to! Spójrz na te płomyczki tańcujące na jego słodkich skrzydełkach! AA! Nie bądź takim agresywnym wężem, bo to nieładnie – pouczyła go diablica, wciąż na nim leżąc i jeżdżąc palcem po jego łuskach z wielkim zaangażowaniem.

Niechętnie wstała z naturianina, ale musiała, bo ta sprawa wymagała kobiecej łagodności, jeśli nie miało dojść do bójki. Stanęła z niewinnym uśmieszkiem przed ognistym ptakiem i przemówiła.

- Hej piękny feniksie, ja jestem Rozalie, pokusa, ale nie musisz się mnie obawiać, tego wężowego też nie, wydaje się całkiem potulny, ale jest zwyczajnie zmęczony, więc proszę nie złość się na niego, ani na mnie, o, a to Hyia! Swoją drogą to moja nowa uczennica w sprawach pokusiastych… - zbliżyła się na tyle, ile mogła do Dzioba i wyszeptała – Ale myślę, że jakby chciała tego i owego, to musiałaby sobie znaleźć ognioodpornego partnera, a o takich ciężko w tych czasach – gdy skończyła, odsunęła się i znów mówiła normalnym głosem – Tak więc… przyjaźń, pokój i swoboda?
Awatar użytkownika
Hyiaxinthe
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Hyiaxinthe »

        Puls feniksa przyspieszał z chwili na chwilę. Atmosfera była niezwykle napięta, aż miało się wrażenie, że najmniejszy ruch palców w powietrzu spowoduje wywołanie dźwięku jak przy zabawie strunami instrumentu. Choć w tym przypadku, zamiast dźwięku mógł pojawić się rozbryzg krwi niczym niezapowiedziane rozkwitnięcie szkarłatnego kwiatu. Wszystko zapowiadało, iż wkrótce to miejsce stanie się ogrodem, którego jedna osoba nie opuści już za życia.

“Sądząc po jego reakcji, posiada on doświadczenie bojowe, które aktywnie utrzymuje w formie. Miecz nie drży mu w dłoni, a i nie widzę, by trzymał rękojeść w niewłaściwy sposób. Plus jego forma może być problematyczna. Nigdy nie słyszałem o pół mężczyznach, pół wężach, ale zakładam, że jest swego rodzaju aberracją eugony. Nie walczyłem nigdy z żadną eugoną, tylko słyszałem o takich potyczkach. A i ostatnimi czasy spędzam czas przy mojej podopiecznej. Obawiam się, że wyszedłem z wprawy, co zresztą udowodnił ten minotaur z… kiedy to było, poprzedniego dnia?”

        Amminextiuibilis rozproszył się na moment, co było widać po jego lekko nieobecnym wzroku. Nie pozwolił jednak by trwało to długo. Gdy tylko powrócił myślami do potencjalnej walki, ustawił swoje ptasie cielsko w pozycję, która dawała mu największe szansę na przeżycie początku walki. Obniżył swoje ciało, ptasie nogi ustawiając tak, by być w stanie albo wzbić się w powietrze po pojedynczym podskoku w górę, albo by dać susa po ziemi, w przypadku, gdyby przeciwnik spodziewał się, że feniks spróbuje latać. Pokryte płomieniami skrzydła rozłożył na boki i pod kątem względem wroga, przez co przypominał nieco osoby z bardziej egzotycznych krańców Alaranii, gdzie co niektóre osoby nauczyły się walki wachlarzami bojowymi. Widać było jednak, że to nie szykowanie się do ataku, a raczej oczekiwanie na pierwszy ruch Xeosa, bowiem wzrok feniksa intensywnie przeskakiwał między bronią a wzrokiem pół-gadziny.

“Muszę poznać jego styl walki. I zdolności. I czy korzysta z magii… Niemal zapomniałem, jak bardzo walka z ogarniętym przeciwnikiem jest wymagająca, i to nawet nim sama walka się zacznie.”

        Nim jednak do tego doszło, między dziób, a ostrze miecza wparowała… pokusa. Był pewien, że to była pokusa. To musiała być ta druga istota, którą wypatrzył z nieba, a która stała podejrzanie blisko światła, jakie biło od płomieni Hyiaxinthe. “Co taka niemoralna istota robi w tak opustoszałym miejscu? Czyżby manipulowała osobnikiem przede mną?”, takie myśli przelatywały przez głowę feniksa, gdy ten patrzył i słuchał, jak piekielna zaczyna mówić. I jak tak słuchał, to skrzydła aż mu opadły, wraz z dolną częścią jego dzioba.

        Już pierwsze zdania sprawiły, że feniks stracił cały bojowy nastrój oraz resztki wiary w to, że Hyiaxinthe coś grozi. Myślał bowiem, że ci dwoje czyhają na jego podopieczną, z nieba bowiem dużo nie dało się zauważyć. Hyiaxinthe tymczasem stała niedaleko, patrzyła i machała rączką na powitanie, z radosnym uśmiechem oczywiście i bez żadnych widocznych ran na swoim ciele. Choć jej skóra wciąż była pokryta resztkami krwi, która bez wątpienia należała do niej. Czyżby coś wcześniej się stało, a ci dwoje jej pomogli? Nie mógł odrzucać takiej możliwości. Szczególnie w obliczu pokusy, która zaczęła nazywać go pięknym feniksem z uroczymi płomyczkami.

        Całkiem odpuścił postawę bojową, jednocześnie domykając swój dziób, gdy pokusa postanowiła przedstawić siebie, eugona oraz Hyię. Atmosfera uległa rozluźnieniu, przynajmniej z jej strony. Poza tym teraz był pewien, że nie mieli oni żadnych zamiarów wobec jego podopiecznej. A że Xeos dalej trzymał miecz w gotowości to pół biedy, przecież i tak zdoła się odrodzić. W każdym razie Amminextiuibilis pokiwał głową na “tak”, gdy pokusa poprosiła o niezłoszczenie się na nią i na zmęczonego najwyraźniej mężczyznę. Feniks nie mógł odmówić damie, nawet jeśli ta dama pochodziła z piekieł, w przeciwnym wypadku zaprzeczałby swoim własnym marzeniom dotyczących bycia rycerzem. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, co później powiedziała pokusa.

“Aha, to świetn… JA PRZEPRASZAM, COOOOOO?!”

        Niespodziewany okrzyk najbardziej zdziwionego zdziwienia ze wszystkich uleciał z feniksa. Oczywiście, dla pokusy i wężowego pana brzmiało to, jak zniekształcony ptasi skrzek, któremu o dziwo najbliżej było do dźwięku wydawanego przez pijanego koguta. Kilka razy na sekundę jego głowa, z przerażonymi oczami osadzonymi na tejże, obracała się, patrząc to na Hyiaxinthe, to na Rozalie. W końcu przestał wariować. Ze wzrokiem żądnym kary za taką zbrodnię przeciwko niewinnej jego podopiecznej, patrzył na pokusę. Zdecydował, że takie zachowanie nie może ujść płazem, dlatego też wymierzył piekielnej najstraszniejszą karę, jaką można sobie wyobrazić.

        Podszedł do pokusy tak blisko, jak na to pozwalały warunki, po czym… Zaczął dziobać ją. A konkretnie, swoim zamkniętym dziobem zaczął energicznie walić pokusę po głowie. Niczym dzięcioł na alchemicznych używkach, doprowadzał piekielną do bólu głowy, mając nadzieje, że wybije jej tym z głowy takie podłe i niemoralne zachowanie względem jego podopiecznej. Nie robił tego jednak, by zrobić trwałą, bądź krwawą, krzywdę, istocie piekielnej. Mimo wszystko była to kobieta, a kobiety trzeba było szanować. Dlatego też ograniczył swoją siłę dziobania do poziomu, który wywoływał jedynie ból głowy i ewentualne siniaki, ale nic poza tym. Po chwili postanowił jednak, że może pójść nieco dalej i zaczął kłapać swoim dziobem, celując we włosy Rozalie. W ten sposób próbował karnie wyskubać czuprynę pokusy.

        Młoda czarodziejka tymczasem patrzyła. I patrzyła. Nogami co jakiś czas przebierała, co by nie wtopić się w głąb ziemi, ale poza tym dużo nie robiła. Nawet za bardzo nie odzywała się, odkąd feniks wpadł do nich z wizytą. Czemu? Można powiedzieć, że próbowała połączyć to, co jakimś cudem zdołała zapamiętać w jedną, logiczną całość. Spadanie z nieba, za którego sprawą znalazła się w tej okolicy, wywiało jej z głowy ważne informacje. Trochę sobie przypomniała, kiedy rozmawiała z Luną, ale Luny już od dłuższej chwili nie ma w okolicy.

“...”

        Gdyby ktoś przesłuchiwał myśli Hyiaxinthe, to legendy mówią, że można by było usłyszeć szum wiatru pędzącego przez pustkę. Tak zresztą było podobnie, ale głównie dlatego, że Hyiaxinthe nie pamiętała, o czym miała pamiętać, pomimo że czuła, że to było coś ważnego. Rozglądnęła się, szukając czegokolwiek, co by przypomniało jej o pamiętaniu o rzeczach, o których miała pamiętać. Wtedy też ją olśniło, głównie za sprawą tego, że oglądała przez moment, jak Wujek Dziob maltretuje biedną pokusę. Bez słowa przeteleportowała się Prasmok wie gdzie, na czas około dwóch, trzech minut. A gdy się pojawiła, to tuż obok Xeosa, Rozalii oraz feniksa.

- Pamiętam! Pamiętam pamiętam pamiętam! - Pochwaliła się, nie mogąc opanować entuzjazmu. Wiedziała, że często zapomina różne rzeczy, bo Amminextiuibilis często jej o tym wspominał, dlatego też rozumiała, że pamiętanie to dla niej spore osiągnięcie. - No bo, no bo magia zrobiła bzzzium! Takie fioletowe bzium. A ja zrobiłam niebieskie bzium, żeby przejść przez tą magię, bo ona gdzieś prowadziła! I ja miałam wtedy wujka w… w… słoiku takim niewyglądającym na słoik, o!

        Wykrzykiwała słowa, wymachując przy tym rękoma. A, o dziwo, jej ręce nie były puste. W prawej trzymała szmacianą lalkę, niezwykle dobrze wykonaną, która to była podobizną młodej czarodziejki, co było widać po szacie na lalce, jak i dobrze odwzorowanej twarzy, która nie grzeszy inteligencją. Paluszki lewej dłoni ściskały zaś intensywnie woreczek, w którego środku był pył, który otrzymała, gdy była w tajemniczym w labiryncie z Samielem i Luną. Zarówno zabawka, jak i woreczek, zdawały się w stu procentach odporne na ogniste wdzięki młodej czarodziejki opiekunki.

- No i miałam też te rzeczy! Ładna jestem, prawda? - Powiedziała, wyciągając lalkę w stronę Xeosa, a później w kierunku Rozalie. - No i miałam pełne ręce. A na niebie te… ptaki były, o! I chciałam obok nich być. A nie chciałam upuścić ani wujka, ani moich rzeczy, to odstawiłam to wszystko na takiej skale! To była taka łaaaadna i duża skała, że aż łatwo ją zapamiętać! I przed chwilą znów tam byłam! Bo wujek przyszedł i przypomniałam sobie, że je tam zostawiłam. Prawda wujku? - Spytała, patrząc na feniksa, a ten, widząc, że młoda ma się dobrze, odetchnął po ptasiemiu i pokiwał głową na tak. Po chwili jednak zaskrzeczał także po swojemu.

“Czy przedstawisz mnie swoim… nowym przyjaciołom?” - Spytał feniks, a ognistowłosa usłyszała jego myśli, dzięki czemu mogła spełnić jego życzenie.

- A, Wujek chce, by go przestawić! - Przeteleportowała się obok feniksa, a ten objął ją skrzydłem, bo ognie młodej nie były mu straszne. - To jest wujek Dziob. Mój wujek. Ma takie dłuuuugie imię, którego nigdy nie pamiętam! Ale chyba coś na “a” tego jestem pewna! Bo “a” to litera… prawda?
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

W całym tym chaosie najmniej odnajdywał się Xeos. Ożywające budowle, topniejące skały, żądna zabaw pokusa, zwariowana płonąca dziewczyna i jej latający wujek, jakim był ogromnych rozmiarów feniks. Dla kogoś, kto przez dwieście lat walczył i tylko z walką wiązał dalszą przyszłość było tego poprostu za dużo. Za dużo, jak na umysł prostego eugona. Mimo to mężczyzna próbował stwarzać wrażenie ogarniającego, robił dobrą minę do dziwacznej gry, której zasady wymyślane były na poczekaniu przez towarzyszące mu niewiasty. Na dodatek jego wyczyny w próbie rozliczenia się z pokusą i przemienioną zostały potraktowane jako atak na feniksa, co już kompletnie wybiło naturianina z rytmu. Z każdym nadprogramowym słowem głowa bolała go coraz bardziej, a zmęczenie powoli odbierało władzę w nogach, czy też w ogonie. Gdyby to od niego zależało, Xeos już dawno odszedłby w swoją stronę, by zająć się swoimi sprawami. Niestety Piekielni zawsze muszą coś popsuć.

W tym przypadku jedna piekielna, która, gdy sytuacja zaczęła nosić znamiona normalności, na powrót wskoczyła eugonowi w ramiona, uśmiechając się tak błogo i uwodzicielsko, jak tylko potrafiła. Xeos, który nie spodziewał się takiego zagrania, westchnął jedynie upadając na gruzy wieży, a następnie odsunął od siebie skrzydlatą. Ta momentalnie znalazła się przy feniksie. Obrończyni reliktów się znalazła, mruknął do siebie naturianin, zbierając swoje rzeczy.

- Wiecie, co? Mam dosyć - oznajmił, kłaniając się każdej istocie z osobna i kierując się w stronę lasu. - Chodzące wieże i natarczywą pokusę jeszcze jestem w stanie znieść, ale wielkie feniksy to już chyba nie moja liga. Proszę, nie idźcie za mną, chcę pobyć sam.
Po tych słowach Xeos odszedł, a raczej odpełzł w sobie tylko znanym kierunku, pozostawiając kobiety i feniksa jednej z nich same sobie. Może się nie pozabijają, przeszło eugonowi przez myśl, kiedy odruchowo odwrócił się w stronę pokusy, która na pożegnanie dość ochoczo mu pomachała.

- Szkoda, że sobie poszedł - westchnęła Rozalie, poprawiając włosy. - A taki przystojniaczek.
Zaraz jednak nabawiła się innych zmartwień. Rozgniewany Wujek Dziob przemienionej z pasją dzięcioła zaczął bić ją po głowie, z zamiarem przegonienia głupich pomysłów nauczenia płonącej pokusiastego życia. Głuche uderzenia rozchodziły się lekkim echem, jakby drozd próbował rozłupać orzech na skale, któremu towarzyszyły pełne bólu krzyki. Na domiar złego Hyia zdawała się nieprzejmować całą sytuacją, mało tego, zadawała kolejne niepasujące pytania, które miałyby pomóc jej zrozumieć otaczający ją świat. Dopiero gdy Rozalie, ze łzami w oczach przeprosiła, samej nie wiedząc za co, feniks ustąpił, a następnie porozumiał się ze swoją panią w sprawie miejsca kolejnej wycieczki.
- Leć przed siebie. Zobaczymy gdzie trafimy - odpowiedziała Hyia, robiąc miejsce pokusie, a właściwie wykorzystując do tego magię, by grzbiet ptaka nie spalił jej na popiół.
- W drogę wujku! - zawoła, przekrzykując huk uderzenia potężnych skrzydeł.

Ciąg dalszy: Rozalie i Hyiaxinthe

https://granica-pbf.pl/viewtopic.php?f= ... 807#p81807
Zablokowany

Wróć do „Wyspa Syren”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości