Wyspa Syren[Ruiny Deopolis] Płomyk nadziei

Mityczna kraina Syren, położona gdzieś w głębi oceanu. Pełna wodospadów, rzek i soczysto-zielonych dolin otoczona błękitną woda. Zamieszkała również przez nieliczna grupę Nereid, na których czele stoi królowa Aria.
Awatar użytkownika
Luna
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

[Ruiny Deopolis] Płomyk nadziei

Post autor: Luna »

Luna pożegnała się ze wszystkimi, po czym wstąpiła na polane, poczuła, jak coś ją przenosi, to okropne uczucie, miała zawroty głowy, wszystko wokół zmieniało się tak szybko. Jej myśli, próbując złapać się czegoś, skupiły się na celu, jaki teraz sobie wyznaczy. Co powinna zrobić? Co z jej ojcem? Co z siostrą, musi odszukać siostrę, ale czy ona żyję? Czy warto próbować, by ostatecznie nie otrzymać tego, czego się oczekiwało? Tok jej pytań zadawanych samej sobie, który prawie że dorównywał ilością tego, co wypowiadała Hyiaxinthe. No właśnie, a gdzie ona się znajdzie? Co z jej wujkiem? Czarodziejka miała nadzieję, że trafi w to samo miejsce co dziewczynka, nie umiałaby jej zostawić. Ten płomyk radości sprawiał, że każda misja mogła być fajna, a przynajmniej nienudna.

Z zamyślenia została brutalnie wybudzona przez upadek na mur, na szczęście był już porządnie obrośnięty trawą i wszelkiego rodzaju zielskiem, między innymi pokrzywami. Pradawna się nie połamała, aczkolwiek nieźle się popiekła.

- Ygh… - użyła magii życia, by się uleczyć, po czym wstała. Rozejrzała się wokoło, szukając błękitnych płomyków – Hyia!? – zawołała, nie wyobrażając się jej braku.

Szukała trochę przedzierając się przez ruiny jakiegoś miasta, nawoływała, ale brak odzewu. W rękach ciągle trzymała książkę z zaklęciami. Krążyła tak długo, aż dotarła na plażę. Znalazła tu jakąś starą tabliczkę z napisem o treści „Deopolis”.

- Cudownie, istna samotnia – usiadła na piasku i rozłożyła swoje nienaturalne skrzydła.

Wystarczyło jedno zamachnięcie, by znalazła się ponad ziemią. Krążyła nad ruinami zapewne całkiem ładnego niegdyś miasta. Było tu niezwykle cicho, za spokojnie. Czarodziejka z nudów siedząc na plaży, robiła zamki z piasku. Trwało to aż do nocy, gdy jej zajęcie przerwał szelest. Coś przemknęło w zaroślach.

- Co to było? – powiedziała sama do siebie, wstając na równe nogi. Mogłaby się obronić, ale z powodu klątwy wolała się ukryć. Z pomocą magii iluzji stała się niewidzialna. Mimo to nadal słyszała łamane gałęzie i jakieś dziwaczne odgłosy.

Niebiesko włosa dziewczyna rozglądała się z niepokojem, nie dostrzegając nic. Postanowiła schronić się w powietrzu, gdy tylko to zrobiła, coś również niewidzialnego, omal nie odgryzło jej nogi.

-AH! – krzyknęła wystraszona i poleciała w stronę latarni morskiej. Usiadła na jej szczycie. Dopiero w tym miejscu poczuła aurę bezpieczeństwa i odetchnęła.

Miała stąd wspaniały widok na okolice. Widziała te dziwne stworzenia przemykające tu i ówdzie. W blasku księżyca dało się dostrzec ich kształty. To były bestie. Przeróżne. Potwory.

- Potępieni… - Luna zrozumiała co ją chciało zaatakować, ale dlaczego? I skąd ich tu tak wiele? I co to właściwie jest tu? W życiu nie słyszała o takim mieście, więc określenie lokalizacji było nierealne. Gdyby tylko zapoznała się bliżej z terenem, aczkolwiek noc nie jest ku temu odpowiednia. Położyła się tuż obok miejsca, gdzie ogień miał wskazywać drogę zagubionym żeglarzom i zasnęła.
Awatar użytkownika
Hyiaxinthe
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Hyiaxinthe »

        Wyspa Syren była przez nielicznych podróżników nazywana Kobiecą Wyspą, bowiem pogoda była niczym kobieta, nieujarzmiona i niemożliwa do ogarnięcia w niektórych chwilach. Czasami jest spokojnie, czasami ulewa zaleje wszystko, co jest do zalania, a czasami z nieba zacznie spadać meteor, otoczony błękitnymi płomieniami. Ale zaraz, błękitnymi? Nie, to nie meteor. To coś znacznie gorszego, coś, co pojawiło się na niebie, gdy Luna siedziała na latarni i rozmyślała nad swoimi sprawami. To była…Ona.

- Ja latam bez skrzydeł! Ale fajnie! Muszę to opowiedzieć wujkowi, jak wyjdzie z urny! A może jak urna wyjdzie z niego? Jakoś tak to szło, jestem tego pewna, jak tego, że mam na imię… em… Uuu, zielone!

        Głos jej rozlegał się na wysokości, gdy z uśmiechem na swych ustach spadała w stronę wyspy, w którą najwyraźniej miała uderzyć z siłą gadatliwego kataklizmu. Po drodze zderzyła się z kilkoma pechowymi mewami, które umarły za sprawą temperatury, nim w ogóle nastąpił fizyczny kontakt z ręką czy to nogą czarodziejki opiekunki.

        W każdym razie młoda istota tego nie wiedziała, ale gdyby tak spadając, faktycznie uderzyła w wyspę, umarłaby bez dwóch zdań, rozpłaszczona niczym ciasto w rękach doświadczonego piekarza. Tyle dobrego, że jej żywe oczka w odpowiednim momencie dostrzegły pewną żywą istotkę na szczycie latarni. Ochoczo nie mogąc się doczekać spotkania, przeteleportowała się do owego miejsca, kilka kroków od Luny, co by ta nie została spopielona. A że magia jest magią i swoimi prawami się rządzi, to i prędkość, którą posiadała dziewczyna przepadła i koniec kropka.

- O, ciocia L… Lumak! Co porabiasz? Bo ja byłam tam, a jestem tu!
Awatar użytkownika
Xeos
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Eugon - przemieniony klątwą z cz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Xeos »

        Ruiny starego miasta. Jakże piękne i przywracające wspomnienia miejsce. Xeos otworzył jedno oko. Po wczorajszej rzezi, jaką urządził piratom grasującym w tej okolicy wybrał sobie to miejsce na obóz. Nie przewidział co prawda, że w tym zrujnowanym mieście mogą się znajdować potępieńcy. Zew Pokuty przez pewien czas wręcz wrzeszczał w głowie Eugona, jednak po kilku nieudanych próbach ostatecznie "wyłączył" głosy dotyczące owych nieszczęśników. Nie potrzebował go, by i tak, zgodnie z własnym instynktem ciąć wszystko większe od dziecka, nie zastanawiając się nad tym zbytnio.

        Egzekutor sennie się przeciągnął, szeroko ziewnął, po czym powoli podniósł swoje cielsko z ziemi. Był spokojny i całkiem wyspany, jak na kogoś, kto nocował w mieście duchów. Po ponad 200 latach zabijania nawet najbardziej obrzydliwych i podłych stworów chyba przestał się czegokolwiek obawiać. Jakby kiedykolwiek się czegoś bał. Ciągle niemrawo się poruszając Xeos przemienił się w węża, wybił sobie drogę na powierzchnię, a następnie ruszył do frontowych drzwi budynku, a dokładniej dziury w ścianie noszącej ślady drewnianej framugi. Tak, spał pod ziemią. W mieście pełnym bezrozumnych stworzeń tylko czekających, by cię zabić, jest to zupełnie normalne. Powoli wychynął na opustoszałą ulicę. Miał w planach zabawić tutaj jeszcze jakiś czas, zanim ruszy na stały ląd.

        Niespiesznym krokiem Eugon szedł środkiem drogi, od czasu do czasu tnąc pechowych Piekielnych, którzy zbliżyli się na odległość krótszą niż długość jego miecza. Na całe szczęście sama aura Węża wystarczała, by większość Potępionych omijała go szerokim łukiem. Nie zmieniało to jednak faktu, że nawet wśród idiotów znajdzie się ktoś jeszcze durniejszy, więc droga przebyta przez naszego bohatera naznaczona była śladami krwi i odrąbanych części ciała.

        Jaki był cel w przemierzaniu ruin, w których jedynymi "żywymi" istotami była najgłupsza odmiana piekielnego pomiotu? To proste. Xeos szukał w trakcie tej przechadzki niedobitków z załogi korsarzy, których poprzedniego dnia wyrżnął w pień. To nie tak, że nie wierzył w to, że zabił wszystkich, tylko po prostu chciał mieć stu procentową pewność. Drugim powodem było po prostu zabicie nudy. W pewnej chwili spacer został gwałtownie przerwany. Na trakt przed Eugonem wyszła z bocznej uliczki piątka Potępionych. Jeden z nich wyglądał na znacznie szybszego i silniejszego od reszty. Pełne nienawiści oczy zwróciły się ku Egzekutorowi. Ten, widząc to, tylko ciężko westchnął.

- Nie mam na was czasu, robaki. Zejdźcie mi z oczu - Xeos ewidentnie był znudzony walką z przewidywalnymi i bezrozumnymi stworzeniami. Jedyną reakcją na jego słowa był głośny krzyk największego Piekielnego i przemiana całej piątki w bestie.
- Jesteście żenujący. Chyba jedyne co mogę z wami teraz zrobić, to wysłać was z powrotem do Piekła - Wąż stał niewzruszony na atak. Po chwili, tak jak się spodziewał, całą piątka rzuciła się na niego jednocześnie z głośnym krzykiem. Jedyne, co Egzekutor zrobił, było szerokie cięcie, wykonane jakby od niechcenia. Nie patrząc się za siebie ruszył w dalszą drogę, zostawiając za sobą to co zostało z nieudolnych agresorów. A zostało coś bardzo niemiłego dla oka.

        Po ostatniej potyczce już żaden Potępieniec nie odważył się zaatakować Eugona. Szedł on niewzruszenie przed siebie. W pewnej chwili jednak głos w jego głowie niespodziewanie uwolnił się z okowów i zaczął szeptać w głowie Xeosa. "Spójrzszzzzz w górę..." mówił Zew. Wąż posłusznie uniósł głowę, i na niebie zobaczył coś dziwnego. Jakby spadającą gwiazdę, lecącą wprost na miasto, pokrytą niebieskimi płomieniami. Nagle tajemniczy obiekt zniknął z nieba, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. "Popatrzszzzz na latarnię... Na latarnię...!" głos niczym niespeszony mówił dalej. Egzekutor spojrzał zatem i na latarnię. Płonąca rzecz jakimś cudem znalazła się na szczycie budowli. "Tam... Litry krwi... Wylanej z niewinnych ludzi... Morderca ssss... Kat!" Zew syczał rozeźlony. Wąż poczuł nagle nieodpartą chęć udania się do owego mordercy i pocięcia go na kawałki.
- A już myślałem, że ten dzień serio będzie nudny... - Xeos mruknął pod nosem, po czym z szerokim uśmiechem na ustach ruszył żwawym krokiem w stronę latarni morskiej na obrzeżach ruin.
Awatar użytkownika
Luna
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Luna »

Czarodziejka spokojnie leżała, myśląc co powinna zrobić i dokąd iść teraz, nie miała wprawdzie żadnego celu. Niespodziewanie, pewne dziwnie znajome błękitne światło na niebie zwróciło uwagę pradawnej.
- Czy to…? Nie… Niemożliwe… - myślała Luna całkowicie zaskoczona.

Wszystkie wątpliwości rozwiało pojawienie się Hyiaxinthe tuż obok niej. Niebieskowłosa przez chwile aż nie wiedziała co powiedzieć.

- O… Witaj Hyia… i em… ciocia LUNA. Co ty tu właściwie robisz? Jak twój wujek? – spytała zatroskana czarodziejka, bez feniksa przemieniona mogła stanowić niemałe zagrożenie dla otoczenia i dla siebie samej. Natomiast to, że teraz się spotkały to czysty przypadek, bo chyba nic innego (prawda?). Niedługo może być całkiem inaczej.

Dodatkowo czarodziejka miała dziwne wrażenie, że zaraz wpadną w jakieś kłopoty. Rozglądnęła się dookoła, myśląc o zagrożeniu z powietrza, ale nic nie wypatrzyła. Spojrzała na książkę, którą niosła… właśnie… KSIĄŻKA! Jeśli wpadłaby w płonące rączki Hiacynta, to po zdobyczy. Wcześniej zdobyła niewielką torebkę, ludzie tyle fajnych rzeczy zostawiają na plaży… Teraz wystarczył jeden mały czar z dziedziny iluzji, by zrobić ją i książkę niewidzialną. Teraz skarb był bezpieczny, przed tym błękitnym płomykiem.

- Jak tam twój wujek? Kiedy się odrodzi? – zapytała dziewczynę, chciała być zorientowana, jak długo musi mieć oczy dookoła głowy.

Przez chwile jednak czarodziejka zapatrzyła się w pusty ocean, który w tej chwili przestał być taki pusty. Sylwetka statku kołysała się na spokojnej tafli wody. Prosty statek… prosty… chwileczkę. Na maszcie powiewała czarna flaga, a na niej biała czaszka, pod którą wymalowane zostały skrzyżowane piszczele. Piraci. Luna miała nadzieję, iż to jest powodem jej dziwnego niepokoju. Potępieni, Piraci, co jeszcze mogło się tu pojawić?
Temperatura spadła gwałtownie, pradawna tylko westchnęła. Hyia mogła widzieć za niebieskowłosą smutną kobietę w ślubnej sukni, delikatnie lewitująca ponad ziemią.

- Za mną jest jakiś duch? – spytała z irytacją. Jeszcze niech się zjawią jakieś inne potwory, to już w ogóle będzie łatwo pilnować to żywe srebro, a raczej niebieski ognik.
Awatar użytkownika
Hyiaxinthe
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Hyiaxinthe »

        Hyiaxinthe dzielnie i, o dziwo, w ciszy wysłuchała tego, co ma Luna do powiedzenia, w tym także pytań, które jej zadała. By ktoś ją pytał o cokolwiek to była rzadkość, co sprawiło, iż płonąca dziecina wybuchła ze szczęścia. Prawie dosłownie, bo płomienie ją otaczające na chwilę przybrały na sile, buchając we wszystkie strony, co jednak na szczęście było tylko tymczasowe.

- Ja? Teraz stoję. I mówię. I no, płonę! Wujek? Wujek Dz… Dziobak, tak? Jest przy mnie, konkretnie w ur… eee… urynie, którą dał mi Wujcio Samael! A ja tą urynę trzymam w moich rączkach!

        By nadać większej mocy swym słowom, wyciągnęła obie rączki w stronę Luny. Obie tak samo puste, a i nigdzie dookoła nie było śladu ani urny z prochami feniksa, ani też nagrody za nie tak dawno przebytą misję, o pluszaku będącym jej kopią nie wspominając. To jednak ani trochę nie przeszkadzało przemienionej, bowiem do tej nawet nie dotarło, że zgubiła te trzy rzeczy, w tym swojego spopielonego opiekuna.

- I nie wiem cioto Luno, kiedy wujaszek się urodzi. A czemu pytasz? A jak można wiedzieć, kiedy ktoś się urodzi? O, ooo, a kiedy ja się urodzę?!

        Pewnie by pozadawała kilka pytań, gdyby nie fakt, że za Luną pojawiła się duchowa kobieta, a temperatura spadła na tyle, że ognista dziewczynka aż ziewła, bowiem odczuła lekkie wyczerpanie.

- Nie, ale za to jest za tobą pół prze...prze… pieczysta pani. Jest ładnie ubrana. Tak… biało. I nawet bardziej biało. Bielista taka. Jak coś białego.

        Młodziutka czarodziejka opiekunka przez chwilę przyglądała się materialnej istocie, ale nie widziała w niej nic ciekawego, ani też ta nic ciekawego nie robiła.

- Co ona tu robi? Kim jest? Czym jest? Czy też mogę taka być? A to fajne jest bycie taką białą pół pieczystą osobą? A czy można przytulać pół pieczyste osoby?

        Nim jednak nadarzyła się dla Luny okazja, by odpowiedzieć ciekawskiej, Hyiaxinthe rozglądnęła się swym wzrokiem we wszystkie strony. Ledwie ujrzała niewyraźne kształty znajdujące się pośród ruin, a jej ciekawość rozpaliła się do niebieskości, niczym płomienie, w które była odziana. Ledwie minęła chwila na mrugnięcie, a na szczęście niegroźna eksplozja ognia oraz zniknięcie sylwetki przemienionej zasygnalizowały, iż przeteleportowała się ona.

        Chociaż, ciężko mówić tu o jednej teleportacji. Ledwie jej ciało zmaterializowało się nad jednym z zarżniętych potępionych, a usta jej wydały z siebie niezwykle głębokie słowa.

- Uuu!

        Nawet nie zdążyła nic innego powiedzieć, bo znów buchły płomienie błękitne, a ona pojawiła się nad kolejnym truchłem.

- Pan także śpi?

        To nadal nie był koniec jej szalonej zabawy. Znów teleportacja nastąpiła, lecz tym razem natrafiła ona na nadal żywego potępieńca.

- Dobry wieczór!

        Nim piekielna istota zdążyła choćby wydać z siebie dźwięk zdziwienia, Hyiaxinthe po raz kolejny zmieniła swoje położenie. W tym momencie jednak drobna eksplozja błękitnych płomieni nie zjawiła się obok istoty z piekła, a zamiast tego docelowym miejscem teleportacji okazała się przestrzeń znajdująca się dwa, trzy kroki od pewnego naturianina, męskiego przedstawiciela rasy eugon. Chociaż błękitny ogień buchnął centymetry przed jego twarzą, to jednak żaden go nie dosięgnął, a co za tym idzie, nie poczuł żadnej zmiany temperatury.

        Gdy tylko początkowa erupcja języków płomienistych zanikła, oczom Xeosa ukazała się nienaturalna istota o sinej skórze, włosach, co przechodzą w płomienie oraz z twarzyczką, na której gościł ogromny, szaleńczy wręcz uśmiech, odsłaniający zęby niczym u potwora, który żywi się jedynie poprzez mięso, które z łatwością odrywa od kości swych ofiar. Bez wątpienia rzuciła się też w oczy nieznikająca powłoka z błękitnych ogni, które tańczyły na twarzy tej kobieco wyglądającej istoty swobodnie i beztrosko. Oczy Hyiaxinthe w sekundę obejrzały w całości stojącą przed nią istotę, co sprawiło, iż uśmiech jej zwiększył się jeszcze bardziej, do wielkości, która była o tyle nienaturalna, co niemalże przerażająca.

        Nim jednak cokolwiek mogło się stać, nastąpiła ostatnia teleportacja, za której sprawą błękitne światło powróciło na szczyt latarni.

- Ciociu ciociu cioooociu! Tam jest ktoś! Dziwny ktoś! Mogę go przytulić?! Proszę proszę prooooszę! A pójdziesz ze mną go przytulić? O, o, mam pomysł! Myślisz, że zgodzi się na to, by nas puknąć? A tak właściwie to po co różne osoby się pukają?
Awatar użytkownika
Xeos
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Eugon - przemieniony klątwą z cz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Xeos »

        Kształt latarni z każdym krokiem stawał się coraz większy. Xeos z szerokim uśmiechem kroczył przez ruiny, kręcąc szerokie młyńce ostrzem swojego miecza. Służyło to przede wszystkim rozruszaniu zastałych przez całą noc mięśni, ale również przepoławianiu nielicznych piekielnych, którzy najwidoczniej niczego nie nauczyli się ze śmierci swoich pobratymców.

        Kilka minut później latarnia znajdowała się już niecałe 200 sążni. Wąż coraz bardziej odczuwał buzującą w nim chęć mordu. Uśmiech poszerzał mu się z każdym krokiem, a oczy zaczęły niebezpiecznie błyskać czerwienią. W pewnej chwili jednak wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Jakieś 3 łokcie przed Eugonem nastąpiła potężna, ale dziwnie skompresowana eksplozja niebieskich płomieni. Kilka sekund później płomienie opadły, ukazując Egzekutorowi oblicze niezwykle małej i kruchej istotki, która jednakże nie wyglądała na wcale taką niegroźną, z głową skąpaną w błękitnym ogniu i szalonym uśmiechem. Niewiele myśląc Xeos szeroko się zamachnął i ciął niewielkie stworzenie. Jego ostrze przecięło tylko powietrze, tajemnicza osoba zniknęła tak nagle, jak się pojawiła. Wąż nie ukrywał frustracji. Nie lubił, jak ofiara wymyka mu się z rąk.

        Rozeźlony przyspieszył, gdyż spodziewał się, że tajemnicza persona ponownie znalazła się na szczycie latarni. Po krótszej chwili już stał u jej podnóża. Najchętniej wbiegłby po schodach najszybciej, jak tylko potrafił, jednak to element zaskoczenia najbardziej ułatwiał mu zawsze "robotę". Po tych przemyśleniach podjął jedyną, logiczną dla niego decyzję. Przemienił się w węża. Po kilku chwilach, gdy już całe jego ciało przybrało na długości i masie, zatopił to cielsko w murach latarni i powoli, używając magii do drążenia tuneli, pełzł w górę. W każdą chwilą Zew coraz bardziej się ekscytował. To nie mogła być pomyłka.

        "Wspinaczka" zajęła mu kilka minut. Eugon starał się nie naruszać zbytnio konstrukcji wieży, by ta omyłkowo się nie zawaliła, grzebiąc go wśród starych kamieni. Ostatnim przystankiem było pomieszczenie tuż pod stopami dwóch kobiet. Xeos zasyczał z uciechy, po czym jednym zwinnym i szybkim ruchem wystrzelił spod drewnianej podłogi na Lunę i owinął się wokół niej w potężnym i śmiercionośnym splocie.
- Przzzzyszzzzła kara zssssa tych wszzzzzyssssstkich ludzi, których zsssabiłaśśśśś.... - wysyczał.
Awatar użytkownika
Luna
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Luna »

- Em… wujek Dziób, nie dziobak. Mówi się „w urnie” no i nie Samael tylko Samiel… - westchnęła czarodziejka, przemienionemu lepiej szło poprawianie małej w kwestii tego, co robiła i mówiła.

Widzą jej puste dłonie, Luna okropnie się zmartwiła i dało się to bez problemu zauważyć na jej twarzy. Na domiar złego, Hiacynt nie zdawała sobie sprawy, iż nic już nie ma w swoich dłoniach. Pradawna miała ochotę załamać ręce. Już nawet nie chciała poprawiać jej bolących uszy pomyłek w nazwach i imionach.

- Ty już się urodziłaś. Gdzie masz urnę z twoim wujkiem?! Bo w twoich dłoniach jej nie ma!

Gdy za niebieskowłosą zjawiła się zjawa, ta westchnęła i ostrożnie się odwróciła. Nieumarła zaczęła przeraźliwie krzyczeć i przeniknęła przez Lunę, przewracając ją na ziemie.

- Ygh… Duch… Nie mam pojęcia, o co jej chodziło… Tak to już bywa z umarlakami…

Nie skończyła swojej myśli, gdy młoda opiekunka zaczęła teleportować się tu i tam i siam jak szalona. Pradawna usiłowała poprzez teleportacje ją dogonić, ale nie miała pojęcia, gdzie płomienna przeniesie się po chwili i kiedy przestanie. Jak trafiła na potępieńca, pradawna stwierdziła, że najlepiej zrobi, jeśli poczeka na szczycie latarni. Ta księga którą miła… z jakiegoś powodu jej chcieli, a to świadczyło o jej wartości.

Hyia wreszcie wróciła. I ponownie zaniepokoiła czarodziejkę.

- O kim ty mówisz? – w tym momencie pojawił się człowiek wąż- AAAAAA! – krzyczała, gdy nagle pojawiło się dziwne światło, oślepiało eugona i Hyie przez parę sekund, gdy nagle czarodziejka zniknęła.

Ciąg dalszy – Luna:

http://granica-pbf.pl/viewtopic.php?f=4 ... 686#p69686
Awatar użytkownika
Hyiaxinthe
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Hyiaxinthe »

        Hyiaxinthe słuchała lunę uważnie, ze wzrokiem skierowanym w jej stronę, z uszami nasłuchującymi, oraz z umysłem pustym. No, może zbyt pustym, bo skończyło się na tym, że chociaż słuchała, to tak jakby nie docierało do niej, że luna mówi, a jak już, to nie rozumiała nic a nic. Ot, takie chwilowe wyłączenie jakże zbędnego dla przemienionej narządu, jakim jest mózg. A chwilowe oznacza tyle, że odkąd Hyiaxinthe spytała o pukaniu, to stała jak słup płonącej soli i patrzyła swymi głupiutkimi oczkami.

        I tak oto młoda czarodziejka opiekunka patrzyła. Patrzyła, jak Luna poprawiała jej słowa, a zarazem zadawała pytania. Patrzyła, jak zjawa przewróciła jej niby-ciotkę, a także patrzyła, gdy wielki wąż, co gadał we Wspólnej Mowie, próbuje Lunę zamordować. Oczywiście, patrzyła także, jak luna znika w tajemniczym błysku światła. Ogółem mówiąc, Hyiaxinthe lubiła patrzeć. A wspominałem już, że patrzyła teraz na wielkiego węża?

        Przez ten brak ruchu, stopy Hyiaxinthe ogrzały dach wieży pod nią do tego stopnia, iż ten aż mienił się czerwonym blaskiem, a nawet topił się powolutku. Na szczęście, dziewczyna oprzytomniała, zanim przetopiła się wraz z dachem w głąb wieży, bowiem podskoczyła radośnie w stronę węża, stając bliżej niego. Ze względu na jego wielkość, musiała unieść twarzyczkę w górę, by w ogóle dostrzec ślepia Xeosa. A gdy je dostrzegła, uniosła swe niewinne ręce, jakby chciała go przytulić, po czym radośnie odezwała się do niego.

- Ale z pana wielki kurczak! Czy wielkie kurczaki jak pan lubią się przytulać? Bo ja tak, ale nie jestem kurczakiem. Chyba. Czy wyglądam ci na kurczaka? - Mówiła całkiem poważnie, z rączkami nadal wyciągniętymi w stronę głowy masywnego węża.
Awatar użytkownika
Xeos
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Eugon - przemieniony klątwą z cz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Xeos »

        Xeos nie do końca wiedział, co się właśnie zadziało przed jego oczami i w jego silnych splotach. W jednej chwili patrzył z nienawiścią na drobną kobietę zgniataną jego niszczycielską siłą, a w drugiej oślepł i nagle dusił tylko powietrze i łupnął z impetem w posadzkę wieży. Niewiele rozumiejąc, powiódł dokoła łbem, coby się przyjrzeć, do do Węża się właśnie stało. Jego wzrok napotkał niecały metr od niego tajemniczą, niebieską kulę ognia, która wcześniej pojawiła mu się tuż przed twarzą. Wyciągała ona do niego rączki, jakby chciała, by wziął ją na ręce, których w tej formie nie posiadał. W tej samej chwili jednak usłyszał natłok bezsensownych i niezwiązanych ze sobą zdań wydobywających się z ust tej małej istotki.

        - Ja? Kurczakiem? Przzzzzzzytulaniem? Co do Węższzzza ssssię tu odceregieliło? - mina Xeosa musiała wyglądać prześmiesznie, a reakcja Zewu na niespodziewane zniknięcie zwierzyny, który z bezradności syczał jak powietrze uchodzące z płóciennego balonu, gdyby miał ciało, musiała by wyglądać jak wąż, który dostał jednocześnie padaczki, zespołu Tourette'a i Down'a. Czytaj niekontrolowane rolowanie, zwijanie, syczenie i znaczny spadek sensu w wykrzykiwanych, losowych i niczym związanych ze sobą słów. Ogarnięcie się zajęło Wężom dobrą chwilę.

        Gdy Xeos w miarę sobie wszystko poukładał, a Zew przestał się miotać jak szlauch pod ciśnieniem, Eugon wrócił do swojej ludzkiej postaci. Po wszystkim, pochylił się nad małą czarodziejką i spojrzał na nią trochę podejrzliwie. Zew co prawda nie rzucał w stosunku do niej żadnych oskarżeń, ale jednak towarzyszyła tamtej morderczyni.
- Ty... To ty pojawiłaś się wtedy znienacka przede mną... Ale kim ty jesteś? Lub czym? - powiedział, wciąż mając morderczy błysk w oku - Co robiłaś z tą kobietą? I dlaczego myślisz, że jestem kurczakiem? - tutaj znowu twarz Xeosa przybrała wyraz "... co do chu...".
Awatar użytkownika
Rozalie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Kurtyzana , Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Rozalie »

Rozalie zgodnie z obietnicą została przeteleportowana do ruin miasta Deopolis. Wylądowała w pobliżu jakiejs starej latarni, na szczęście zdołała utrzymać się w powietrzu, chwilowo przyglądała się grupie trójki osób. Niespodziewanie jedna z nich zniknęła a druga zmieniła postać, zaciekawiło to pokusa więc rozpędziła się i poleciała do pozostałych. Z powodu prędkości piekielna zachwiała się i wpadła prosto w ramiona mężczyzny, który dosłownie przed momentem był jeszcze gigantycznym wężem.

- AH! MDLEJE! Czy ja umarłam? Czy to ty mój ukochany, którego imienia niedane mi pamiętać? – dramatyzowała zdezorientowana piekielna i z premedytacją wtulała się w Xeosa. Wydawała przy tym dość dwuznaczne dźwięki, czy też jęki jakby śniła o czymś bardzo dorosłym na jawie.

Gdy szerzej otworzyła oczy spostrzegła Hyiaxinthe. Błękitne i płonące włosy dziewczynki wraz z jej niecodziennym wyglądem sprawił, że rudowłosa aż rozdziawiła swe urocze usteczka w geście zachwytu lub zdziwienia.

- AIIII! – pisnęła – Czym jesteś?! Ale jesteś ładna! – chciała do niej podejść, lecz wizja oparzenia się płomieniami nieco ją odwiodła od tego zamiaru – Uu, widzę, że jesteś gorąca dziewuszka – zachichotała, po czym przypomniała sobie o tym, co przed chwilą zdołała usłyszeć, a co koniecznie wymagało odpowiedzi, koniecznie od pokusy – Czy mi się zdawało, czy ty mówiłaś coś o pukaniu, co jest dość prostacką nazwą na współżycie! – rozpromieniła się piekielna, w końcu to coś, na czym pokusy się znają najlepiej! – Moja kochana! Ludzie i nieludzie robią to dla przyjemności i dzięki temu powstają dzieci czasem… ale głównie chodzi o przyjemność. To taka zabawa dla dorosłych, to taka właściwie ulubiona zabawa dorosłych!

Roza zamachała skrzydłami i wzniosła się nieco nad ziemię, a raczej nad latarnie. Rozejrzała się dookoła i spojrzała na nowych towarzyszy, w końcu warto znać swoje położenie! No ale nie można podziwiać widoków wieki, jeśli tam na dole czeka taka niezwykła gorąca osóbka, która potrzebuje wtajemniczenia w tematy pokusiaste. Tuż obok zaś stoi bardzo przystojny facet… To zdecydowanie najbardziej skłoniło dziewczynę do powrotu na dół.

- Dobra, chyba musimy się zapoznać… - przejechała swym drobnym paluszkiem po klatce piersiowej Xeosa – No więc ja jestem Rozalie i z tego, co wiem, jestem pokusą… no cóż… Rogi, skrzydła no i ogonek – pomachała nim delikatnie – wszystko na to wskazuje – uśmiechnęła się, ukazując swoje śnieżnobiałe kiełki – A ty przystojniaku? Wybacz, ale się nie powstrzymam… - obdarowała naturianina namiętnym pocałunkiem – Wybacz kochanie, ty jesteś dla mnie… za gorąca bym ci też dała całuska – zaśmiała się – Ale czym ty jesteś? I jak się nazywasz błękitny płomyczku?
Awatar użytkownika
Hyiaxinthe
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Hyiaxinthe »

        Niczym esencja Stworzyciela, która gdyby skoncentrowana została do rozmiarów znanych śmiertelnikom z ich życia codziennego, naginałaby wszelkie prawa czasu, przestrzeni, jak i również wszelakiego rozumowania, tak samo obecność Hyiaxinthe, a nawet sam fakt, że ktoś taki jak ona istnieje, sprawiał, że działy się rzeczy dalekie od normy. Dać komuś kilka tysiącleci na zbadanie tego fenomenu “aury dziwności”, a by pewnie się okazało, że to z jej winy czas został w strzępy rozerwany, w kulkę zwinięty, a następnie przeżuty! … Co? To nie była jej wina? Ale na pewno? No dobra, ale zgadywać warto...

… W każdym razie życiowym błędem byłoby stwierdzenie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, czego dobrym przykładem jest Xeos oraz fakt, iż nawet głosy w jego głowie oszalały, co pewnie kwalifikowałyby się jako podwójne szaleństwo, gdyby nie fakt, że to owy głos, a nawet cały eugon i wszystko, co w nim psychicznie i fizycznie się znajduje, jest jedyną logiczną rzeczą w okolicy na daną chwilę.

        Ta, której ciało otulało nie tylko magiczne odzienie, lecz także wieczny płaszcz równie magicznych płomieni, o mały włos znów nie wtopiła się w głąb wieży. Pierwsza reakcja eugona, który w tamtej chwili nadal był w olbrzymiej i wężowej zarazem postaci, była czymś doprawdy zabawnym, szczególnie w oczach Hyiaxinthe. Ostatnimi czasy niedane jej było spotkać kogoś, kto by się zachowywał zabawnie. Wujek Samiel był wiecznie poważny, Ciocia Luna, choć miała poczucie humoru, to jednak nie okazywała go zbyt często, a i rzadko kiedy robiła coś interesującego i zabawnego zarazem. Wujek Dziob zaś, cóż, on często robił zabawne rzeczy, jednak nigdy celowo ani też świadomie, a to nie to samo, co na przykład iście humorystyczne wykrzywienie twarzy ogromnego węża. W każdym razie doprowadziło to płomienną pannę do głośnego i żywego śmiechu, pełnego dziecięcej radości i równie dziecięcej piskliwości. Na szczęście nim znalazła się jedno piętro wieży niżej, śmiech przemienił się w skoczny chichot, który doprowadził do równie skocznych skoków czarodziejki opiekunki, a które to sprawiły, iż Hyiaxinthe okrążyła około jeden raz ogromnego węża.

        To, co zatrzymało dalsze okrążenia, to przemiana naturianina. Nagle, z czegoś nowego i dużego zrobiło się coś nieco mniejszego, ale nie małego, ale i wciąż było to coś, a raczej ktoś, kogo Hyiaxinthe nie widziała nigdy wcześniej. A tak właściwie to widziała, tyle, że jej mózg, co to potrafił zapamiętywać informacje ledwo-ledwo, albo w ogóle, wyrzucił to całkiem z siebie to, co było zbędne. A że mózg niezbyt pojemny, to wiele tego nie było, ale wśród tego wszystkiego znalazł się moment spotkania Xeosa po raz pierwszy.

- Uuu!! - powiedziała, a jej słowa poruszyły miliony, jeśli nie tysiące milionów dusz, które tak poruszone zostały, iż nawet same nie wiedziały, że zostały poruszone. Stała przed Xeosem, patrząc się prosto w jego oczu, jej własne oczy zaś pełne były niewinnej głupoty oraz intelektualnej pustki, która prawdopodobnie czyniła z niej najgłupszą istotę, jaka śmiała stąpać po łusce prasmoka, nie licząc kilku kamieni, które przypadkowo zostały ożywione kilka wieków temu.

        Jednak pomimo tego spojrzenia, które doprowadzało nawet komórki mózgowe cudzych istot do popełnienia samobójstwa, piętnastoletnia panna z uwagą słuchała tego, co mówił i o co pytał mężczyzna. W międzyczasie dreptała nóżkami to w lewo, to w prawo, to do przodu, to do tyłu. Wraz z całym jej ciałem zaś poruszały się poszczególne części owego ciała, a nawet to, co na sobie nosiła, a co bez wątpienia było ubraniem bądź też ozdobą. Nie wszystko jednak czyniło swój ruch w tym samym tempie, a i wiatr był na tej wysokości nieco wyczuwalny, co złożyło się na to, iż podczas tego całego słuchania miał miejsce jakby grupowy taniec.

        Niemogące ustać w miejscu nogi ogrzewały do czerwoności coraz to kolejne kawałki dachu, które szybko chłodziły się, gdy tylko kontakt fizyczny się urywał. Ręce niesforne swobodnie kiwały się, luźno zwisając z górnej części jej tułowia. Pierś jej, choć okryta, to jednak nie była przez nic przytrzymywana na miejscu, przez co równie radośnie co dama, co ją posiadała, delikatnie podskakiwała i kiwała się na boki, z jednej strony ciągnięta w dół przez grawitację, z drugiej strony zaś szarpana we wszystkie inne kierunki przez chaotyczne ruchy Hyiaxinthe. Jej pół-płomienne włosy falowały i wiły się niczym języki ognia, które to całą jej sylwetkę spowijały, lecz były owe włosy zarazem o wiele bardziej fizyczne, co dało się poznać po tym, iż nie utrzymywały się wiecznie w górze za sprawą sił przyciągających wszystko, co materialne w dół. Najbardziej szalona była jednak toga oraz czaszkowate kolczyki, te bowiem, ze względu na wiatr, były pewnie równie wężowate od Zewu Xeosa, bowiem tkanina oraz kościane ozdoby miotały się we wszystkie strony, niczym zatracone w swej sztuce szalone tancerki. A wszystkiemu temu towarzyszyły wesołe oczka, bez problemu skupiające się na przemawiającym w zszokowaniu naturianinie oraz uśmiech, który odsłaniał zęby godne najgorszej z bestii tego świata.

        W końcu jednak to wszystko ustąpiło. Gdy od dłuższej chwili Xeos się nie odzywał, Hyiaxinthe uspokoiła swe rozkołysane ciało, bowiem chciała grzecznie, choć pewnie nie do końca poprawnie gramatycznie, odpowiedzieć na pytania, które dręczyły naturianina, a który swoją mimiką wywoływał u przemienionej największy wyszczerz, na jaki pozwalały jej mięśnie twarzy. Już rozszerzyła swe usta, a na jej język z trudem cisnęło się pierwsze słowo. Nim jednak jakakolwiek litera rozbrzmiała w powietrzu za sprawą przemienionej, zjawiła się nowa osoba. Kobieta konkretnie. A jeszcze konkretniej - pokusa.

        Czy kiedykolwiek dane jej było spotkać pokusę? W rzeczywistości tak, ale tylko jeden raz. A i ten jeden raz był tak dawno temu, iż był dosyć zamazany. Sama pokusa w tamtym czasie nie była także w swej prawdziwej postaci, więc, nawet gdyby dziewczynka pamiętała, to by nigdy nie skojarzyła, że miała do czynienia z kimś, kto należy do tego samego gatunku co skąpo ubrana dama, co to ledwo przybyła i już wprowadziła chaos do już ledwo logicznego dachu latarni.

        O ile Xeos był jak dotąd niezwykle zabawny, o tyle Rozalie i to, co robiła, było po prostu niezrozumiałe. Oczywiście nie wywoływało negatywnych emocji w przemienionej, bo to było fizycznie niemożliwe, ale na pewno nie było to nowe źródło szczęścia i radości, a jak już, to powód do ogromnej ilości pytań. Sprawiło to, iż młodociana opiekunka czekała z wypowiedzeniem się, aż będzie chwila, gdy nie wejdzie nikomu w słowo, bo co jak co, ale lubiła słuchać i nie przeszkadzać w mówieniu innym. Choć jak się szybko pokazało, nowo przybyła piekielna wolała jęczeć, oj bardzo wolała.

        Najpierw, ledwie nieznajoma, co to wcześniej nie została zauważona przez nikogo, postanowiła dobierać się do Xeosa, jakby była nie do końca świadoma tego, kto wokół niej się znajduje. Jej słowa, które wycedziła, gdy ocierała się o eugona, były kompletnie niezrozumiałe dla Hyiaxinthe pod tym względem, iż nie miały one dla niej żadnego sensu, jak wiele innych rzeczy tego świata.

        W końcu jednak pokusa zwróciła znaczną, jeśli nie całą swoją uwagę na błękitną czarodziejkę. O ile jej pierwsze słowa skierowane prosto w młodocianą osóbkę były oczywiste i wywołały radosne klaśnięcia ze strony Hyiaxinthe, o tyle późniejsze były dosyć dziwne, choć do tego stopnia ciekawe, że aż wesołe dla Hyiaxinthe. Z tego też powodu, dziewczynka postanowiła poświęcić wszystkie, czyli pewnie ze cztery komórki swego mózgu, by przeanalizować i w pełni zinterpretować wszystko, o czym wspomniała pokusa.

        Lecz nim ten proces miał okazje się zacząć, pokusa postanowiła jeszcze poudzielać się. Najpierw poleciała w górę, by potem powrócić na dół, jakby uznając bycie w powietrzu za błąd. To zaś, co działo się dalej, doprowadziłoby pewnego Wujka Dzioba do zasłonięcia niewinnych oczu przemienionej, o ile nie zrobiłby tego wcześniej, bowiem tuż przed nią miał miejsce akt iście piekielnej żądzy, połączonej z bezwstydnym flirtem z kimś, kogo nawet Rozalie nie zna. Tyle dobrego, że nie przeszło to na razie do niczego innego, a i sama Rozalie opanowała się, bowiem zakończyła póki co swą iście nadaktywną aktywność pytaniem, skierowanym do płomiennowłosej.

        W końcu miała moment, w którym mogła spróbować użyć swojego mózgu do czegoś trudniejszego niż patrzenie i ruszanie się. I oddychanie. I inne takie tam. W każdym razie porozglądała się przez chwilę, upewniła się, że zaraz nie wtopi się w wieżę, po czym nabrała głęboki oddech, po którym nastąpiło niekontrolowane, niepowstrzymane, wszechpotężne tsunami słów, godnych tylko i wyłącznie dzieciaka takiego jak ona.

- Jestem Hyia! Miło was poznać, Panie Kurczaku oraz Losarjo Pokuszo! Moje pełne imię to… Eee… Hyia-cośtam-jakaśtam-i chyba-coś-jeszcze-tam… Tam! Opieka mnie mój wujek, który jest taki jak ja, ale nie zawsze, bo ja się zmieniam tak jak Pan Kurczak, tyle że ja nie w kurczaka, tylko w… Coś, o! A teraz wujcio dziob jest prochem i mam go przy sobie, ale nie mam go przy sobie, bo ciocia Luna powiedziała, że nie mam go w rękach a miałam go w rękach, bo pamiętam! I miałam też siebie w rękach! - Powiedziała, nawiązując do przytulanki, która była jej niemal idealną kopią, ognioodporną w dodatku. W każdym razie, szybko dodała kolejne słowa, tym razem o dziwo, pewne ładu, składu i zarazem dumy. - A, bym zapomniała. Ja jestem Czarodziejka Opiekunka! Składałam przysięgę! Fajnie, prawda?!

        Odetchnęła szybciutko, lecz nie dała sobie dużo czasu na przerwę, bowiem ktoś musiał mówić, a jeśli nie ona, to kto?!

- Panie Kurczaku a… ty się mnie o coś pytałeś, prawda? O, o, ooo! Chyba pamiętam! Ciocia Luna, którą chciałeś przytulić, a która pufnęła jasno sobie, to była Ciocia luna i ona sobie jasno pufnęła, a wcześniej rozmawiała ze mną, a ja z nią, po tym, jak byłam tam-tam i znalazłam się tu tu! I jesteś kurczakiem, bo jesteś kurczakiem! Pamiętam, jak wraz z wujkiem lecieliśmy nad płaską zieloną plamą pod nami. I tam był dłuuugi i ogromny kurczak, który przytulał wnętrzem swoich ust takie pierzaste coś z dziobem, śmiesznymi skrzydłami i to to było takie okrągłe prawie i wujek mówił, że to był wielki i zły wąż! A kurczaki to takie miłe istoty, które są przydatne i których nie wolno krzywdzić!

        Dumna z tego, że chyba odpowiedziała na wszystkie niewiadome, które dręczyły Pana Kurczaka, który to obecnie przebywał w człekowatej formie, postanowiła, iż teraz porozmawia z “Panną Pokuszą”

- Pani, proszę pani! Dziękuje, że pani nazwała mnie ładną! Pani też jest ładna. Wszyscy są ładni, prawda? A pani też czasami gubi ubrania? Bo widzę, że pani zgubiła sporo swojego, i zostało tylko trochę metalowego i niemetalowego. A pani podczas transfarmacji swoje gubi, czy po prostu pani lubi gubić swoje ubrania? A jak pani zauważyła, że jestem gorąca? Przecież nawet pani Pokuszy nie dotknęłam! - Mówiła to akurat, gdy musiała przesunąć się nieco, bo dach pod nią znów chciał zmienić stan na płynny. - A pani mówi prawdę o pukaniu? Pani aż tak na tym się zna?! Super! A co to znaczy, że to jest prostacka nazwa? Czyli współżycie to też nazwa dla pukania?

        Powiedziała, a po chwili namysłu i głębokiego rozmyślania, z uśmiechem godnym głupiutkiej istotki, którą była, pacnęła się w czoło swoją prawą dłonią, a następnie radośnie podskoczyła bliżej pokusy.

- Hura! Puknęłam się sama. Czy to oznacza, że współżyłam ze sobą? Chyba tak, bo ty mówiłaś, że to to samo, tak? Czyli teraz będę miała dzieci? A czemu nie czułam przyjemności podczas współżycia ze sobą? Czy to dlatego, że nie jestem dorosła? A może jestem zbyt dorosła? Wytłumaczysz mi, Pani Pokuszo? A i wytłumaczy mi pani, czemu jest pani Panią Pokuszą? Czy gdzieś tam jest pani siostra, Pani Przedkusza? A Pani Obokkusza to pani kuzynka? A kto jest matką w takim razie? Czy powstała pani ze współżycia, z takiego samego jak ja zrobiłam? Czy tylko Panie Kusze mają takie skrzydła, rogi i ogony śmieszne?

        W końcu jednak nastała straszliwa chwila, kiedy jej umysł zaczął interesować się czymś, czym interesować się nie powinien, przynajmniej nie na tej fazie rozwoju emocjonalno-intelektualnego.

- A czemu pani przycisnęła swoją twarz do jego twarzy? To jest ten “buziak”, którego nie chce pani mi dać? Nie jest pani ognioodporonna tak samo, jak Wujek Samiel, że jestem dla pani za gorąca?

        Po tylu słowach, aż musiała głęboko odetchnąć. Nawet jak na jej standardy, był to prawdopodobnie jeden z dłuższych monologów, który dodatkowo wymagał sporo, jak na nią, myślenia. Oby tylko to wszystko nie poszło na marnę, bo jeszcze… nic się nie zmieni, bo tak czy siak, będzie wesoła, choćby i świat stanął na głowie, przez co węże zjadałyby kurczaki.
Awatar użytkownika
Xeos
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Eugon - przemieniony klątwą z cz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Xeos »

        Xeos nierozumnym wzrokiem wpatrywał się w ogniste widowisko, które skakało, wiło się i wirowało przed jego twarzą. Wąż widział wiele w swoim życiu: sieroty wychudzone w lochach, skrzącymi oczami wodzącymi za choćby ochłapem, niemożliwie okaleczone kobiety z powodu sadystycznych fetyszy gwałcicieli, głowy dzieci, młodzieńców, kobiet i całej reszty wyrżniętych rodzin nabite na palach, koty wylatujące oknami, bo zeżarły jakieś mięcho. Nie istniały chyba rzeczy, które mogłyby go zdziwić, zniesmaczyć albo niespodziewanie rozbawić. Jednak to, co działo mu się przed oczami, przerosło go. Z całym szacunkiem dla Czarodziejki, ale Egzekutor w życiu nie widział głupszej istotki. Przez te przeszło 250 lat nie natknął się na kogoś równie zabawnego, jak i głupiego. Jego reakcja była zaskakująca nawet dla niego. Po prostu otworzył usta i ryknął głośnym śmiechem, który wstrząsnął latarnią w posadach.

        Spazmy jego rozbawienia przerwało nagłe pojawienie się, niezwykle urodziwej, Piekielnej. Tak samo jak znienacka zniknęła Luna, tak pojawiła się Pokusa, która dziwnym trafem wylądowała Xeosowi w ramionach. Jak to Pokusy, od razu zaczęła bezceremonialnie z nim flirtować. To była kolejna rzecz, której Wąż się nie spodziewał. Szczęka momentalnie opadła mu na całą rozwartość i nie był w stanie wydusić z siebie słowa. Zdębiał zupełnie, gdy go znienacka pocałowała. Przez chwilę stał jak słup soli, gdy jego umysł starał się wszystko ogarnąć i przetrawić. Na całe szczęście piekielna zwróciła swoją uwagę w stronę małej czarodziejki, która nagle zaczęła sypać słowami tak nieskładnymi, że nawet najbardziej światłe umysły nie byłyby w stanie tego ogarnąć.

        Gdy już wszystko, co mała wytworzyła z niemałego przeciągu hulającego jej po czaszce, zostało powiedziane, Wąż wziął głęboki oddech i powoli wypuścił powietrze z płuc.
- Więc ty jesteś Hyia, Czarodziejka Opiekunka, która sama nie wiem, czym jest, nazywa mnie kurczakiem i rozsypała prochy swojego wujka, a ty Rozalie, Pokusa, co wiecznie ma chcicę. - mówiąc to wskazywał kolejno na każdą z kobiet, jakby nie do końca był pewien własnych słów.

        Zadowolony, że pomimo natłoku informacji zdołał sobie jakoś wszystko poukładać, Xeos zwrócił swój wzrok na nowo przybyłą Pokusę. Co jak co, ale atrakcyjna była z niej laska. Skrzydła i ogon nie specjalnie mu przeszkadzały, no błagam, w innym wypadku kocioł przyganiałby garnkowi. Sylwetka cud miód, proporcje genialne, cudne włosy. Ale Xeos ma swój charakterek, więc nie mógł oprzeć się, by nie rzucić jakimś żartem.

        Powolnym krokiem podszedł do piekielnej, objął ją mocno i z szerokim uśmiechem powiedział:
- Znasz powiedzenie "Mieć węża w kieszeni"? No to dzisiaj masz szczęście, bo w tym przypadku, wąż nie ogranicza się tylko do zawartości spodni - po tym zaśmiał się, rad ze swojego żartu.
Awatar użytkownika
Rozalie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Kurtyzana , Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Rozalie »

- Hej Hyia! Miło poznać tak gorrrącą panienkę – puściła jej oczko – Ja jestem Rozalie, R-O-Z-A-L-I-E! – przeliterowała swoje, imię słysząc, jak przemieniona okropnie je przekręciła – Chwila… nie wiesz nawet, jak brzmi twoje pełne imię? Yyy… -piekielna się roześmiała, bo to było dla niej zbyt absurdalne, aczkolwiek sama nawet swego nazwiska nie znała tak więc „przyganiał kocioł garnkowi”.

Kolejne słowa dziewczyny wprawiły rudowłosą w niemałe zmieszanie, to zazwyczaj ona wywołala taki stan u innych, a nie inni u niej. Podrapała się po głowie, hacząc kilka razy o rogi.

- Eee… Opieka? W sumie to wyglądasz jakbyś się właśnie piekła w niebieskim ogniu… Nosz… ale czemu kurczak?! Ten mężczyzna jest niezwykle przystojny, a kurczaki są…kurczakami, nie ma żadnego związku z kurczakiem a facetem… chyba że facet jest tchórzem… Wujcio prochem… zmieniasz się w coś, w co nie wiesz czym jest to coś? O słodki chaosie jesteś tak chaotycznie godna mnie! A wiesz, że ja się też zmieniam?- przybrała postać do złudzenia podobną do Hyiaxinthe, tyle że jej włosy nie płonęły, jedynie miały barwę błękitu no i ogólnie nie płonęła – TA-DA! I co sądzisz niebieski płomyczku? Hihihi! – po czym wróciła do swej pokusiej formy – Oo eee… to ciekawe, czarodziejka opiekunka, czyli umiesz czarować? Ja też umiem! Spójrz – na jej ręce pojawił się płomyk ognia, zwykłego, czerwonego ognia.

Jednak piekielna nie planowała skończyć przedstawienia w taki bezchaosowy sposób, najlepiej władała arkaną magii nieładu, dlatego też zamieniła miejscami skrzydła z nogami ptaka, który przycupnął sobie niedaleko nich. Leżał tu również kamyk, on również uległ magii Roz, wyrosły mu skrzydła i odleciał, jednak nim całkiem opuścił towarzystwo nie potrafiąc latać za dobrze uderzył eugona w twarz i zniknął w oddali.

- Otóż pewnie zastanawiacie się, jak i dlaczego i jaki w tym sens? – zaczęła niczym jakiś uczony – Zacznijmy od tego. Jaki bowiem jest sens sensu? Powiadają, że każdy bezsens ma swój sens, bo bez sensu nie ma sensu! To sensowne stwierdzenie nie nadaje absolutnie żadnego sensu sensowi w bezsensie, aczkolwiek jakby się tak przyjrzeć z bliska z perspektywy bezsensu… to każdy sens to bezsens! – wykrzyknęła odkrywczo – Każdy bezsens to sens, tylko że sens to pojęcie względne, bo dla jednych bezsens będzie sensem dla drugich, czyli dowodzi to istnienia sensu w bezsensie. Dlatego sensownie stwierdzić, iż wszystko ma swój sens, aczkolwiek nieraz zbyt złożony, by go odnaleźć… No wiecie, życie na przykład, ale o tym pogadamy później, bo teraz me rozważania pozornie bezsensowne muszą dojść do punktu kulminacyjnego, byście ujrzeli sens! Dobrze…a więc… mój wywód nie miał absolutnie żadnego sensu! Wiem… mogło was to zaskoczyć… aczkolwiek ten bezsens może być sensem dla wyrwania myśli z mych myśli dla psychicznych korzyści… W każdym razie pewnie czujecie się zdezorientowani i zgubieni…to wam pomoże zrozumieć, otóż był to wstęp do magii, którą władam, jak się pewnie domyślacie i sensownie przypuszczacie… władam magią chaosu!!! Dziedzina sensu w bezsensie i logiki w nielogice! Czyż to nie najcudowniejsza i najbardziej niezrozumiała oraz absurdalnie najbardziej zrozumiała arkana magii? – wykrzykiwała z radością niebywale dziecinną.

Wywód tak długi i pełen emocji i życia nieźle zmęczył Rozalie, która, choć uwielbiała mówić i wysuwać wnioski to jednak musiała chwilę odczekać inaczej mogła brzmieć niezwykle niezrozumiale co by kompletnie mijało się z, hehe, sensem.
Słuchała więc co ma do powiedzenia płomienna istotka. Szczerze się zaśmiała usłyszawszy, iż kurczaki i węże, Hyia nazywa zupełnie na odwrót, chciała ją uświadomić ale… ale w tym jej małym chaosie była taka cudowna perfekcja taki sens w bezsensie że aż strach. Roz wzruszyła się do tego stopnia, że łezka spłynęła po jej różowiutkim policzku.

- Oh kochany błękitny płomyczku, Hyia! Nawet nie wiesz jak bardzo mnie zachwyca twój nieświadomy chaos… i z bólem serca uświadomić cię musze że węże to tak naprawdę kurczak, a kurczaki to węże – przyłożyła zewnętrzną stroną dłoń do czoła przyjmując dramatyczną pozę kobiety histeryzującej – I to węże są te złe… aczkolwiek niezwykle pociągające – puściła oczko do Xeosa – a bezbronne kurczaczki są przez nie zjadane. Fajnie, nie?

Na twarzy piekielnej zagościł uśmiech od ucha do ucha, słysząc słowa czarodziejki i aż westchnęła z rozczulenia tym małym chodzącym i niewinnym chaosem.

- Dziękuję Błękitny Płomyczku. Oczywiście, w każdym jest jakieś skryte, czasem mniej czasem bardziej, piękno. Nie gubię ubrać, celowo noszę tylko takie skąpe ubrania. Bo widzisz maleńka, ciało również jest piękne, szczególnie u osób młodych jak ja i ty! Dlatego powinno się je ukazywać, bo po co chować jak może komuś poprawić humor? Prawda wężu? – spytała go, bowiem wiedziała, iż jego wzrok błądzi po niej w ten niegrzeczny sposób – Jak to jak? Tu nie chodzi o bycie gorącym w sensie ciepłym tylko gorącym w sensie seksownym. No wiesz, zgrabna figura, nieco odsłonięte i niemałe piersi, to właśnie jedne z czynników bycia gorącym. I no pewnie, że się znam, mogę cię wszystkiego o tym nauczyć… a współżycie brzmi po prostu lepiej.

Widząc jak przemieniona uderza się w czoło, Roz sama miała ochotę to zrobić a nawet się rozpłakać ni z tego, ni z owego, ale nie zrobiła tego, miała ważną misję, misja wtajemniczenia młodej w sprawy pokusiaste!

- Tego się tak nie robi! Nie! Potrzebny jest mężczyzna, bo mężczyźni… mają między nogami taki specjalne… no takie cuś. I oni to wkładają w twoje miejsce między nogami i to jest współżycie… A dzieci są z tego czasem, a czasem nie, różnie bywa. Ja na przykład nie mogę mieć dzieci, bo jestem pokusa i… no w sumie nie wiem, czemu jestem pokusą… Nie pamiętam… - posmutniała – Eh... Żadna kusza!! POKUSA! Jestem P.O.K.U.S.Ą. Nie ma w tym żadnych kusz!!! Eh… no ale tak, tylko pokusy tak wyglądają i…ej, mój ogon nie jest śmieszny! Jest seksowny! – oburzyła się Rozalie – Ale tak… tamto to był buziak, pocałunek. I niestety, ale mogłabym się poparzyć, mogę ci posłać tylko takiego całuska – cmoknęła w powietrzu nad swą ręką i dmuchnęła, jakby miał polecieć do pradawnej.

Ucieszyła się, gdy podszedł do niej eugon i ja objął, to było takie miłe, aż poczuła jakby jakieś dawne wspomnienie, usiłowało do niej powrócić, aczkolwiek nie zdołało się przebić przez ścianę czerni niedopuszczającej żadnych obrazów z przeszłości. Zaśmiała się z żartu Xeosa, ale jednocześnie wcześniejsze wrażenie wywołało u niej okropny smutek przez który się popłakała i wtuliła w naturianina.

- Jesteś taki ciepły, znam to ciepło, ale nie umiem sobie nic z mojej przeszłości przypomnieć a tak bym chciała! Przytul mnie, przytul! – mówiła dość głośno choć wtulała się już w węża jak tylko się dało.
Awatar użytkownika
Hyiaxinthe
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Hyiaxinthe »

        To, co działo się przed Hyiaxinthe, a także to, co przemawiali do niej lub do siebie nawzajem Xeos oraz Rozalie, sprawiło, iż Opiekunka stała nieruchomo. Wydawała z siebie co jakiś czas dźwięki pokroju “Uuu”, “aaah”, “Ooo…” bądź też “A co to znaczy?”, lecz poza tym była dosyć cicho, a co za tym idzie, nie przerywała ani zamieszania i chaosu, jaki tu panował, ani też romansu między wężem a pokusą, który bez wątpienia dąży do czegoś więcej niż zboczone żarty oraz wypłakiwanie się w cudze ramię.

        O zgrozo, przez ten międzygatunkowy teatrzyk, Hyiaxinthe w końcu poległa w walce o pozostaniu na dachu. Gdy zauważyła, że znajduje się coraz niżej, spojrzała pod siebie, aby ujrzeć półpłynną niby-lawę, która kiedyś była fragmentem dachu, na którym stała.

- Chyba o czymś zapomniałam…

        Sekundy później jej sylwetka przebiła się, a ona sama spadła wewnątrz wieży. Dosyć prędko nastąpił dźwięk plaśnięcia drobnego ciała po podłogę wewnątrz, jedynie to, jak bardzo spadła, było zagadką. Z początku była cisza, co mogło sugerować, iż spadła na tyle, by zabić się, lecz to było wątpliwe, bo nic innego nie sugerowało zbawienia świata. Anioły nie zstępowały z nieba, a wszelkie stworzenie nie zaczynało bratać się ze sobą nawzajem.

        To, że faktycznie przeżyła, udowodnił dopiero dźwięk podnoszącej się z ziemi Czarodziejki, która to dosyć głośno postanowiła potwierdzić, że jeszcze oddycha.

- Ooo, a co to? Chce to przytulić!

        Jak powiedziała, tak też zrobiła. Podczas domniemanego przytulania panowała cisza, którą przerwał łoskot konstrukcji wieży. Ognista dziewczyna najwyraźniej przytuliła, a co za tym idzie, przetopiła się przez ważny element konstrukcyjny wieży, która dawała pierwsze oznaki, iż zaczyna się walić. A przez pierwsze oznaki ma się na myśli, to, że sekundy dzieliły ich od tego, by to, na czym stali, runęło w dół.

        Jedną ognistą teleportację później, młodziutka pradawna ponownie była razem z Eugonem i Pokusą na dachu, wciąż ociekająca resztkami czegoś, co przypominało roztopioną skałę, a co trzymało wieżę w całości.

- Wróciłam! Czemu wszystko się tak telepie? Wieża chce zatańczyć z nami? A tak w ogóle, to o czym wcześniej mówiliście? - Spytała, gdyż zapomniała. Cóż począć, taki urok głupoty!
Awatar użytkownika
Xeos
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Eugon - przemieniony klątwą z cz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Xeos »

        Xeos odsunął się trochę od Pokusy, by popatrzeć na rozlewające się aż po horyzont morze. Ten widok zawsze w jakiś sposób go uszczęśliwiał. Może kojarzył mu się z bezgranicznymi możliwościami, które otworzyły się przed nim w tym pamiętnym dniu, w którym otrzymał ten amulet? Tego nie wie nikt.
        Wąż odwrócił się, by posłuchać wywodu Rozalie. Bez bicia przyznałby się, że w połowie paplaniny przestał choćby próbować zrozumieć, o czym jest. Zwyczajnie za dużo powtórzeń i słów zawierających ten sam temat słowotwórczy. Dla kogoś, kto się nie wyspał, a poprzedniego dnia wyrżnął koło trzech tuzinów twardych ludzi morza, nadmierny wysiłek umysłowy był co najmniej niewskazany.
- W skrócie, władasz magią chaosu, wycinając wszelkie ozdobniki. Wybacz, ale wczoraj miałem wyjątkowo pracowity dzień, a zagmatwane rzeczy mi nie służą - Xeos w przepraszającym geście uniósł ręce, ale po chwili uśmiechnął się szeroko - No ale skoro już się chwalimy, to rzućcie okiem na moje czary-mary - po tych słowach wyciągnął swój miecz i zamachnął się potężnie, niby nie zahaczając o żaden konkretny obiekt, a następnie schował oręż do pochwy. W chwilę potem masyw latarni, mniej więcej na wysokości ramienia Eugona zaczął się obsuwać, a po kilku sekundach kupa gruzu zwaliła się na posadzkę. - Ta-dam! Cudnie, nie? Dawno nie ciąłem tak twardego kamienia. Poszło lepiej, niż się spodziewałem.
        Zadowolony ze swojego pokazu Wąż przysłuchiwał się rozmowie Rozalie i Hyii. Co prawda nie uważał, by tłumaczenie nie do końca kumatej dziewczynce na czym polega współżycie miało jakąkolwiek rację bytu, ale zakłopotanie Pokusy ciut go rozbawiło. "Patrzcie, niby stworzona tylko do tego, a jakie ma problemy z wytłumaczeniem swojej natury. Chyba już za długo żyję na tej ziemi", pomyślał i uśmiechnął się pod nosem.
Nagle Rozalie mocno się do niego przytuliła. Nie protestował. Było to całkiem przyjemne. Wyczuwał jednak, że zaraz coś się stanie. Prawdopodobnie było to związane z tym, że chwilę temu Czarodziejka spadła kilka kondygnacji niżej, pozostawiając za sobą ślad rozgrzanej, płynnej skały.
- No pięknie... - Xeos załamał ręce, widząc ten obraz głupoty. Chwilę potem obok niego i Pokusy znowu pojawiła się Hyia - Potańczyć? Pewnie. Od razu kankana! Albo sambę! A teraz zmiatać stąd! OBIE! - Wąż odepchnął Roz od siebie, po czym skupiając się, wbił obie swoje ręce w mury latarni.
        Eugon zamknął oczy. Nie było dobrze. Budynek się walił, a jego znajomość magii ziemi nie pozwalała mu na odbudowanie uszkodzonych struktur.
- Nie chcę was poganiać, ale zaraz będziemy pogrzebani żywcem. Wynoście się stąd, spotkamy się na dole, póki co postaram si utrzymać ten syf w jednym kawałku - Żyły na jego czole stały się wyjątkowo widoczne, co jednoznacznie wskazywało na wysiłek, jaki wkłada w utrzymanie konstrukcji. Na całe szczęście dziewczyn po chwili już nie było, więc Xeos, będąc świadomym, że jego nowym towarzyszkom nic nie grozi, "puścił" mury budowli. Zanim jednak wszystko zaczęło się walić, zdążył się przemienić w węża i korzystając ze swojej magii przebić się przez kamień, tym samym zapewne ratując swoje życie. Po kilku chwilach cała latarnia leżała zgruzowana na ziemi, a z nad pobojowiska unosił się pył. Gdy hałas przycichł, spod gruzów wypełzł Eugon i zasyczał głośno. Jeszcze nigdy nie waliła mu się na głowę latarnia morska. Po chwili wrócił do swojej ludzkiej formy i się przeciągnął.
- O ja cię do Węża. Ale jazda. Dawno się tak nie bawiłem! - rozejrzał się wokoło - No, dobra laski, już po wszystkim. Żyjecie?
Awatar użytkownika
Rozalie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Kurtyzana , Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Rozalie »

Podczas całego zamieszania, pokusa nie ignorowała kolejnych pytań Hyi. Co ciekawe nadal miała siłę, by odpowiadać na nie w typowy dla siebie niebywale chaotyczny sposób i to jak najbardziej skomplikowanie, co prowadziło do kolejnych pytań i kolejnych co napędzało całą akcję w kółko i w kółko. Dodatkowo piekielna posiadała taką podzielność uwagi, że podczas tłumaczenia młodej czarodziejce pewnych kwestii równocześnie dobierała się do eugona.

- Tak, chaos ponad wszystko! – stwierdziła zupełnie niewzruszona brakiem zrozumienia jej wywodu malującym się na twarzy naturianina – Zagmatwany to jest cały ten świat, dlatego trzeba mu dodać pogmatwania, bo wtedy, biorąc pod uwagę zasady matmy, że minus razy minus to plus, oznacza to, iż zagmatwanie razy zagmatwanie równa się ład i porządek. Powinieneś więc cieszyć się z mojego gmatwania, bo to ono nadaje sensu harmonii – wyszczerzyła ząbki w uroczym uśmiechu z pewnym siebie wyrazem. Jednak gdy zobaczyła popis mężczyzny, była pełna zachwytu – Ale superaśny mieczyk! Też taki chce! A ciężki jest? Kogo nim ciachasz? Albo co… no bo drwalom to by takie ostrze się przydały… pewnie zbijasz fortunę na pomocy drwalom – domniemała rogata.

Powstająca pod przemienioną dziura zaniepokoiła rogatą, z pewnością upadek z tej wysokości nie należałby do najprzyjemniejszych, ale jakże tu pomóc żywemu uosobieniu ognia jak to parzy.

-Tak… chyba powinnaś się przes… - nie zdążyła dokończyć, bo niebieski płomyk właśnie przebił… stopił kamień pod sobą i spadał gdzieś w dół – Ajć… pewnie zaboli – skrzywiła się pokusa.

Nastąpiła chwila ciszy i piekielna już miała jakoś uroczyście pożegnać dziewczynkę z racji jej odejścia na tamtą stronę. Jednak niespodziewanie rozbrzmiał jej głos, na co Roza naburmuszyła się okropnie. Ten nagły zwrot akcji kompletnie popsuł jej skrupulatnie ułożoną w myślach przemowę pożegnalną dla czarodziejki.

- Chwileczkę… co ona tam przytula? Też może bym chciała! I to przed spaleniem tego czegoś!!! – krzyknęła zdenerwowana.

Nagle coś drgnęło, Rozalie odruchowo zamachała skrzydłami i uniosła się w powietrze, by uniknąć możliwego zagrożenia. I wróciła do nich niebieskowłosa… to jest niebieskopłomienna.

- Oh teleportacja… Chyba coś zepsułaś, bo wieża zaraz się zawali… Ty możesz się przenieść na dół, a ja latać, ale co z naszym wężem? Chwila… tańce? – Rozalie jak gdyby nigdy nic wciąż będąc w powietrzu zaczęła się ruszać w sposób, jak najbardziej uwydatniający jej kobiece wdzięki i do tego jak najbardziej przypominający bardzo pokusiasty taniec. Niestety wtem Xeos ją odepchnął, przez co piekielna całkiem wybiła się z rytmu jakiejś piosenki, która nuciła pod nosem i nieco zdezorientowana unosiła się w powietrzu, obserwując przebieg wydarzeń.

W każdym razie waląca się latarnia była całkiem dobrym powodem, by odlecieć trochę dalej i poczekać aż całkiem się zawali i kurz upadnie. Roz, gdy to się stało przestała machać skrzydłami i tylko co jakiś czas nimi manewrowała, by całkiem się nie rozbić i wylądować w idealnym miejscu, czyli… w ramionach eugona.

- Ja nie żyję raczej, bo chyba jestem w niebie – uśmiechnęła się błogo w stronę mężczyzny – I nie kwestionuj mojej możliwości bycia w niebie, przecież ja jestem prawie aniołem! Bo gdyby tak odjąć rogi… i ogon… no i skrzydła nieco upierzyć, włosy ozłocić… no patrz, aniołek jak z obrazka!
Zablokowany

Wróć do „Wyspa Syren”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości