Trytonia[Trytonia] Pieniądze szczęścia nie dają

Wielkie miasto portowe. To tutaj poszukiwacze przygód wynajmują statki, wyładowują je po brzegi i wypływają na niebezpieczne wytrawy. Miasto położone na szlaku handlowym, roi się tu od przybyszów z innych krain. Tutaj spotykać mażesz wszystkie istoty chodzące po ziemi... i nie tylko...
Awatar użytkownika
Syl
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

[Trytonia] Pieniądze szczęścia nie dają

Post autor: Syl »

Po opuszczeniu Valladonu, Syl ruszyła na północny wschód. Wiedząc, że pogoń niedługo wyruszy jej śladem, zamiast Smoczą Przełęczą postanowiła jechać przez Szepczący Las i Góry Dasso, by zgubić ścigających ją wrogów. Ucieczka trwała długie miesiące. Po drodze odwiedzała wioski i miasteczka. Na całe szczęście udało jej się wyprzedzić swoją złą sławę, a informacje o nagrodzie za jej głowę póki co nie pojawiały się. Miała jeszcze czas, żeby zniknąć. Ostatnią nadzieją był okręt. Musiała odpłynąć daleko stąd - na nieznane lądy, gdzie nie doścignie jej nawet przeszłość.
Przemierzywszy Opuszczone Królestwo i Wschodnie Pustkowia, dotarła nad Morze Cienia. Żaden widok już dawno nie przyniósł jej tyle radości. Wzburzone fale z łoskotem rozbijały się o skaliste wybrzeże, wiatr znad wody gnał po niebie szare, kłębiące się chmury. Lodowata, morska bryza niosła ze sobą zapach wolności, któremu Syl nie mogła się oprzeć. Zjechała na plażę, popędziła konia i galopem ruszyła w stronę najbliższego miasta portowego - Trytonii. Drobne kamyki pryskały spod kopyt rozpędzonego wierzchowca, a pęd powietrza targał jej rude włosy.
Słońce powoli zachodziło, gdy dotarła do doków. Swoje kroki skierowała na targ. Chciała sprzedać konia i wszystkie łupy, które udało jej się “zdobyć” podczas podróży. Miała nadzieję, że pieniędzy wystarczy, by zabrano ją jednym ze statków. Za konia pewien brodaty jegomość o pokaźnym brzuszysku zapłacił 2000 ruenów.
- To będzie idealny prezent dla mojej córki - powiedział z zadowoleniem, wręczając Selene zapłatę. Wyglądał na jakiegoś szlachcica lub zamożnego obywatela.
Zapadał zmrok, a targ z chwili na chwilę coraz bardziej pustoszał. Syl chciała załatwić wszystkie sprawy jak najszybciej, by z samego rana udać się do portu. Trochę złotej biżuterii, która wpadła jej w ręce podczas wizyt w różnych miastach sprzedała za kolejne 800 ruenów.
“Cóż, poszło jak z płatka. Teraz pozostaje już tylko znaleźć jakiś statek i dogadać się z kapitanem. Jestem o krok od celu.” - pomyślała z rosnącym zadowoleniem chowając sakiewkę pełną monet głęboko w swojej skórzanej torbie. Pora była już późna, najwyższy czas, aby udać się na poszukiwania jakiejś karczmy i przy okazji noclegu. W sieci wąskich, ciemnych uliczek natrafiła na lokal o wdzięcznej nazwie “Pod syrenim ogonem”. Jako, że był jedyny w okolicy, nie miała wyboru…
Przestąpiwszy próg znalazła się w ciepłym, skąpo oświetlonym przybytku. Ściany były wymurowane z grubych, kamiennych cegieł, a sklepienie pokrywały drewniane deski. Centrum pomieszczenia stanowiło palenisko, dookoła którego rozstawione były stoły i ławy. W dalszej części stał szynkwas i, zaraz obok, schody na piętro. Wieczorna pora sprawiła, że do gospody przybywało coraz więcej ludzi. Karczmarz niestrudzenie i z wielkim zapałem zamieniał złote monety na napełnione po brzegi kufle. Syl podeszła do lady prześlizgując się zgrabnie pomiędzy motłochem. Oparła się na łokciach o blat i zwróciła się do mężczyzny:
- Czy znajdzie się tu jakiś nocleg? - Jej głos zadźwięczał niczym struna harfy pośród pijackich wrzasków i od razu przyciągnął uwagę karczmarza, którego wzrok najpierw padł lekko poniżej szyi Selene, a dopiero potem na twarz.
- Oczywiście… - powiedział, wciąż wodząc wzrokiem tam, gdzie nie powinien. - Isme, chodźże tu! - ryknął nagle, odwracając się w stronę kuchni. Po krótkiej chwili właśnie stamtąd przybiegło wesołe dziewczę o blond włosach splecionych w gruby warkocz i jasno-błękitnych oczach. Nie miała więcej niż dwanaście lat.
- Tak, ojcze? - zapytała z uśmiechem.
- Zaprowadź panią do pokoju na poddaszu.
- Ale na piętrze we wspólnej sali są jeszcze wolne łózka…
- Nie dyskutuj! - warknął. - Powiedziałem: pokój na poddaszu.
Syl podążyła za Isme schodami na piętro, a potem kolejnymi, o wiele bardziej stromymi na poddasze. Był to bez wątpienia najlepszy pokój w gospodzie i Selene miała go na wyłączność. Gdy mała blondyneczka zeszła na dół, kobieta mogła spokojnie odpocząć po podróży. W pokoju było niewielkie palenisko, na którym wrzał kociołek wody. Odświeżyła się i przebrała. To nieco przysporzyło jej sił.
“A może by tak zejść na dół jeszcze na chwilę...” - pomyślała nabierając ochoty na jakiś trunek.
Minęła godzina, może trochę mniej. Syl właśnie kończyła butelkę słodkiego, czerwonego wina zapoznając miejscowy półświatek. Siedzący z nią przy palenisku “dżentelmeni” bez problemu, a wręcz z wielką chęcią zdradzali szczegóły dotyczące tutejszego czarnego rynku, straży miejskiej i wszelkiej przestępczości. Nawet nie zorientowali się, że ktoś wyciąga z nich informacje. Potem dowiedziała się też co nieco o kursach statków odpływających z portu. Marynarze podali jej nawet kilka nazwisk, które miały pomóc w poszukiwaniu drogi za morze.
Druga butelka słodkiego wina skończyła się niepostrzeżenie, a Syl, którą niełatwo upić, doszła do wniosku, że czas najwyższy udać się na spoczynek. I tak też uczyniła, gdyż towarzystwo, dotychczas dość szemrane, z każdą chwilą stawało się coraz bardziej przepite i nieprzyzwoite.
Zanim się położyła, raz jeszcze upewniła się czy torba jest starannie ukryta. Potem zamknęła drzwi i okiennice.
“Jutro wszystko się uda…”-powtarzała sobie w myśli.- “Jutro stąd odpłynę.”
Spała mocnym, spokojnym snem. Dawno nie zaznała luksusów takich jak łóżko. Obudziwszy się z samego rana, zabrała swoje rzeczy i opuściła pokój. Tym razem, wyjątkowo postanowiła zapłacić, by nie ściągnąć na siebie strażników. Normalnie wyszłaby oknem, wskoczyła na konia i odjechała, ale teraz wszystko musiało pójść dobrze. Parter karczmy był zupełnie opustoszały. Poza właścicielem i kilkoma śpiącymi amatorami wódki nie było nikogo. Podeszła do lady, bez słowa położyła na blacie dwadzieścia pięć monet i wyszła. Poranne powietrze Trytonii było rześkie i przesiąknięte zapachem ryb. Pora była bardzo wczesna, więc miasto wciąż pogrążone w głębokim śnie milczało. Tylko nieliczne sylwetki przemykały bezszelestnie mrocznymi zaułkami. Syl ruszyła do portu, który w przeciwieństwie do reszty miasta tętnił życiem. Już z daleka słychać było gwar, pokrzykiwanie marynarzy oraz ich soczysty i barwny język. Jedni w pocie czoła ładowali ciężkie skrzynie na pokład, inni zaś przygotowywali żagle i liny do długiej żeglugi. Kobieta rozpoczęła poszukiwania potencjalnego przewoźnika. Jej zapał i pozytywne nastawienie szybko wyparowały, gdy na dwóch pierwszych statkach usłyszała, że “baba na pokładzie przynosi pecha”, a kapitan trzeciego oznajmił, iż zapłatę przyjmie tylko w naturze.
Ostatnia była niewielka podstarzała łajba o brudnych i sfatygowanych żaglach. Weszła na pokład po skrzypiącej kładce i zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu kapitana. Skierowano ją pod pokład. Zastała tam mężczyznę w szerokich spodniach, płóciennej koszuli i czarnym płaszczu, najwyraźniej bardzo zajęty nadzorowaniem załadunku nie zauważył przybycia Selene.
- Chcę dostać się na północ, za morze. Zapłacę - powiedziała bez ogródek. Kapitan odwrócił się lekko zaskoczony jej obecnością. Zastanowił przez chwilę, aż wreszcie powiedział:
- Za 4000 ruenów znajdzie się miejsce i dla baby na pokładzie. - Również bez ogródek.
- Kiedy wypływacie? - Syl nawet nie brew nie drgnęła. Powiedziała to zupełnie naturalnie, w taki sposób, jakby w sakiewce miała i 5000.
- Jutro w południe.
- Przyjdę z pieniędzmi. Połowa jak wyruszymy, reszta gdy zejdę na ląd - postawiła warunek.
- Widzę, że masz łeb do interesów. Zgoda. - Uśmiechnął się paskudnie, eksponując brak jednego zęba z przodu i odwrócił się, by wrócić do poprzedniego zajęcia.
Selene odeszła pełna wątpliwości.
“Mam niecałe 2800. Mogłabym zapłacić mu połowę, a gdy zawiniemy do portu na północy po prostu zniknąć. Ale to dość ryzykowne. Kapitan nie jest głupi. Zarząda zapłaty jeszcze zanim zobaczymy port na horyzoncie. Nie chciałabym być w swojej skórze, gdyby okazało się, że nie mam reszty pieniędzy. Być może uda się uniknąć zapłacenia drugiej połowy, ale lepiej się zabezpieczyć. Muszę zdobyć prawie 1300 ruenów… do jutra” - takie zadanie było trudne, ale wykonalne. Syl na całe szczęście wiedziała jak się do tego zabrać. A zaczęła od targu, czyli głównego źródła informacji w każdym mieście. Wystarczyło przejść pomiędzy stoiskami tam i z powrotem. Obserwowała, patrzyła i przyglądała się. Wyławiała szczegóły i dzięki temu już po chwili niezauważona podążała śladem tego samego mężczyzny, któremu dzień wcześniej sprzedała konia. Dotarła pod sam dom. Był to niewielki dworek na skraju miasta. Budynek ładny i zadbany, już na pierwszy rzut oka można dostrzec ile pieniędzy zainwestował w niego właściciel. Gliniane donice pełne kwiatów stały pod dużymi oknami, w które wprawiono prawdziwe szkło. Dach dwuspadowy pokryto solidnymi dachówkami wyciosanymi z kamienia. Ich równomierne ułożenie przerywały dwie symetryczne jaskółki, których małe okienka od wewnątrz zaciemniały zasłony.
Potem tradycyjnie oczekiwanie na zmrok. Zazwyczaj na obserwację domu poświęcała przynajmniej kilkanaście godzin. Teraz nie było na to czasu. Zabrała się do roboty gdy tylko zgasły wszystkie światła. Niewielkie drzwiczki w bocznej ścianie budynku prowadziły zapewne do piwnicy. Delikatnie wsunęła diorytowy wytrych do zamka. Ten natychmiast zmienił kształt. Po przekręceniu zamek ustąpił ze zgrzytem. Wślizgnęła się do środka z największą ostrożnością, aby nie wydać najmniejszego dźwięku. Piwnica była duża. Kobieta po omacku kluczyła pośród skrzyń i beczek szukając wyjścia. W końcu dotarła do drzwi. Tym razem nie były zamknięte na klucz.
“Jak widać gospodarz często tu zagląda.” - pomyślała widząc półkę pełną butelek przeróżnych trunków ustawioną przy samym wejściu i całe mnóstwo pustych flaszek poukładanych nieopodal.
Przez piwnicę dostała się na parter. Cały dom pogrążony był w ciemności. Ale Selene nie zamierzała się błąkać i przeszukiwać jedno pomieszczenie po drugim. Od razu udała się na piętro. Doskonale wiedziała gdzie szukać kosztowności i złota. Tak, jak przypuszczała, u szczytu schodów znajdowały się sypialnie. Pierwsza z nich - niewielka, z pojedynczym łóżkiem. Zapewne należała do córki. Syl zaczęła jednak od tej drugiej, żeby zwiększyć szansę zdobycia łupów. Drugie z pomieszczeń zajmowało łóżko małżeńskie, w którym spała tylko jedna osoba, potwornie przy tym chrapiąc. Musiał to być pan domu. Kobieta zaczęła od przeszukiwania półek i szaf. Znalazła kilka złotych pierścieni i małą figurkę w kształcie kota, wyglądała na odlaną z czystego srebra. Niewielki zysk jak na taki okazały dom.
“Musi tu być coś jeszcze”- zastanawiała się. Nauczona doświadczeniem doskonale wiedziała, że w każdym domu są jakieś pieniądze. Ukryte w skarpecie, skrzyni, pod podłogą czy też w komodzie z podwójnym dnem. Ludzie lubią mieć swoje kosztowności pod nosem. Wydaje im się wtedy, że są bezpieczniejsze niż na przykład w banku. Raz jeszcze przeszukała wszystkie meble w pokoju, tylko że o wiele dokładniej, szukając skrytek. Ostatnim miejscem, jakie jej zostało, było łóżko. Podeszła więc i zaczęła sprawdzać.
“Tak jest!”- odetchnęła bezgłośnie czując pod palcami niewielkie wyżłobienie. Delikatnie wsunęła palec do środka i pociągnęła. Była to ukryta szuflada, a wewnątrz oczom złodziejki ukazały się dwie pękate sakiewki i pozłacana szkatuła. Cały łup uradowana wpakowała do torby, cichutko zamknęła schowek i zaczęła rozglądać się za najszybszą drogą wyjścia.
Awatar użytkownika
Fikiria
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Fikiria »

Minęło już trochę czasu odkąd dhampirka dowiedziała się prawdy o sobie. Przyzwyczaiła się też do tego, że większość ludzi brała ją za wampira. Często uciekała przed nimi kiedy gonili ją całym tłumem po mieście. Często z miejscowym kapłanem i egzorcystą na czele. Znalazła jednak w miarę stałą pracę. Szukała i szukała, ale zawsze coś jej nie pasowało. Wreszcie znalazła zajęcie dla siebie. Miała za zadanie odszukać jakąś istotę i chronić ją nawet za cenę życia do czasu, aż nie dostanie następnego zlecenia. Zawsze dostawała kogoś kto kradł, mordował, uciekał przed władzą, czyli życie nie było takie nudne jakby się mogło wydawać. Jej wynagrodzenie starczało jej na przeżycie, ale nie były to luksusy. Najważniejsze jednak było dla Fikirii wykonywanie tego, co kocha. Czasami sama musiała uciekać przed gwardzistami, którzy ją rozpoznawali. Co dziwne, zlecenia zawsze pojawiały się w jej rzeczach. "To tak jakby ktoś mnie śledził i grzebał mi w rzeczach... Zabiłabym, ale daje kasę, to co poradzę.", myślała. Zajrzała do torby jak co dzień. Od miesiąca nikogo nie pilnowała, a to oznacza, że nie ma pieniążków. Znalazła jednak to, czego szukała. Wypchana koperta z danymi pozwalającymi na rozpoznanie i ewentualne winy nowego podopiecznego. Wszystko zapieczętowane. Usiadła na ławce i delikatnie otwierała kopertę, ale stało się to, co zwykle, a mianowicie gdy pieczęć pękła, cała zawartość listu wysypała się na jej kolana. Zaczęła czytać :
"Niedorobiony wampirku!
Przyjmij ode mnie wyrazu uznania (nie, nie ma żadnej premii), za świetnie wykonane zadanie. Zdziwisz się pewnie gdy Ci powiem, z kim nadarzy ci się teraz pracować. Pierwsza niespodzianka : to kobieta. Jest kilka lat starsza od Ciebie. Ma rude włosy i... A zresztą co Ci ją będe opisywał jak masz tam gdzieś jej rysunek. Nasi informatorzy powiedzieli nam, że obecnie znajduje się w Trytonii, ale bardzo chce opuścić ląd i puścić się w morską wędrówkę, dlatego też musisz się pośpieszyć i dotrzeć tam jak najszybciej. Postaraj się też nie zgubić jej wśród statków. Z tego co wiemy jest poszukiwana za liczne kradzieże i morderstwo wojskowego. Mądrze wykorzystaj pieniądze za Twojego ostatniego klienta. Jeśli dobrze pamiętam jest tam około 1000 ruenów. Za tą babkę dostaniesz 50 kruków na dzień więc nie masz się czym martwić. Do następnego razu.
Powodzenia!"
Kiedy przeczytała nagłówek zrobiło jej się niedobrze. Jak on śmiał tak o niej mówić? Fikiria chętnie by mu przywaliła. Szybkim ruchem podniosła sakiewkę. Potrząsnęła nią i zaczęła wsłuchiwać się w brzdękanie pieniążków. Sprawdziła, czy aby na pewno jest tam tyle, ile powinno być. Popatrzyła na rysunek."Nie jest brzydka... No i jest pierwszą dziewczyną jaka mi się trafiła... Szkoda, że ten obrazek nie ma kolorów."westchnęła "najlepiej od razu wyruszyć skoro mam tam być tak szybko.", pomyślała. Nie była bardzo daleko od Trytonii, ale nie chciała tam być. Słyszała plotki o tym miejscu. Mnóstwo żebraków, ciasne uliczki, podejrzane zaułki, smród i tym podobne niemiłe miejsca i sytuacje. Obecnie zatrzymała się w niewielkiej wiosce, w lesie, gdzieś między Szczytami Fellarionu, a Wschodnimi Pustkowiami. Spojrzała na pierścień. "Chyba nic mi nie będzie... A poza tym, nie po to go mam, żeby zbierał kurz na moim palcu.", z tymi myślami skupiła się na pierścieniu, pogłaskała go i zrobiła kilka innych rzeczy, żeby lepiej go odczuć. Jego i jego magiczną esencję, energię która umożliwi przemianę. Zamknęła oczy i stała się krukiem. Postanowiła nie marnować czasu i już po chwili szybowała i manewrowała między chmurami. Uczucie, które się czuło podczas lotu... To było takie... Wspaniałe. Po kilkudziesięciu minutach jej ciało było jakieś takie obolałe. "A niech cię! Zaraz koniec? Wytrzymaj jeszcze chwilę", pomyślała, ale na wszelki wypadek zniżyła lot. Na horyzoncie było widać niewielkie zabudowania Trytonii. Podróż dhampirki przebiegła więc bez większych przeszkód. Miała lądować, ale pierścień postanowił zrzucić ją na ziemię. Spadła z wysokości kilku metrów i z hukiem zleciała na ziemię. Lekko jęknęła. Fikiria wstała powoli, pocierając plecy. "No to jeszcze tylko ją znaleźć i po wszystkim"pomyślała. Mimo, że Trytonia nie dawała wielu powodów do radości, to jednak patrząc na zachód słońca uśmiechała się. Muskały ją promienie słońca. "Nie mam co robić, że sie na słońce gapie? Czas ucieka!",skarciła się w myślach. Postanowiła obejść wszystkie karczmy, które znajdzie. Zobaczyła jedną przed sobą. Postanowiła zagrać tubylcom na nerwach. Wykorzystać ich strach. Drzwi otwarły się z hukiem. Cud, że nie wyleciały na przypadkową osobę.
- Szukam Seleny Płomiennowłosej. Ujawnij się, a nie rozbiorę tego budynku na drzazgi. - zagroziła głosem mrożącym krew w żyłach. Kilka osób w odpowiedzi zaczęło krzyczeć, ale ta nie zwracała na nich uwagi. Popatrzyła na miny siedzących niedaleko mężczyzn. Na twarzach mieli wymalowany spokój i... Pożądanie. Nie widzieli tego co chciała im pokazać. Chciała im pokazać groźnego wampira. Gdzie mogła popełnić błąd? Postanowiła nie dać za wygraną choć akurat tych kilka frajerów było zbyt nachlanych, żeby zrobić lub poczuć cokolwiek. Szybkim, zdecydowanym krokiem podeszła do lady. Po drodze podniosła krzesło z ziemi i rzuciła nim o ścianę. Jej buty stukały po podłodze. Barman, a może i właściciel karczmy patrzył na nią z dezaprobatą, jakby dhampirka była małą dziewczynką i zbiła wazon. Ujęła go za podbródek i podniosła jego głowę. Spojrzała mu w oczy. Wyjęła z torebki szkic dziewczyny.
- Widziałeś ją tu? Może się tu zatrzymała, co?
- Może i wiem gdzie się jest, ale wiesz, mała... Takie informacje trochę kosztują... - mruknął spoglądając wymownie na jej ciało. Został za to mocno spoliczkowany.
- Jeśli chcesz żyć, powiesz mi to, co chcę wiedzieć, a ponadto chce wina. Czerwonego i na koszt firmy. Jazda!
Zobaczyła kilku strażników, którzy dziwnym trafem kierowali się w kierunku karczmy. "Cholercia... Naprawdę chciałam tego wina", pomyślała.
- Nie wyciągaj kieliszka, idioto. Daj mi butelkę.
- Dobrze, pani. To będzie kosztować...
- To ja mówie co biorę i za ile! Jak powiedziałam na koszt firmy, to ty płacisz za mnie rozumiesz? - nie czekając na odpowiedź zabrała butelkę i w obawie przed gwardzistami poszła na góre.
- I jeszcze jedno misiaczku. Jakby tamci mili panowie pytali gdzie jestem, to ja już dawno wyszłam rozumiemy się? - dhampirka puściła mu buziaka, żeby go odrobinę zauroczyć. Wbiegła na górę po schodach, bo z doświadczenia wiedziała, że mieszczą się tam droższe, a co za tym idzie ładniejsze i wygodniejsze pokoje, w których mogłaby sobie spokojnie wypić. Otwarła pierwsze, lepsze drzwi i weszła do środka. Pokój był pusty, ale Fikiria zauważyła niemal niewyczuwalne ślady niedawnego pobytu.
- No, no - powiedziala do siebie - lunatyk, lunatyczka, a może kleptoman, kleptomanka, albo złodziej, złodziejka... Czyżby tu mieszkała moja zguba? - zaśmiała się głośno i postanowiła poczekać aż właściciel pokoju wróci. Usiadła na skraju łóżka, otworzyła butelkę i zaczęła sączyć swoje wino.
Awatar użytkownika
Syl
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Syl »

Syl otworzyła okiennicę wpuszczając do sypialni mężczyzny księżycową poświatę. Jednym, zgrabnym susem znalazła się na parapecie, a potem na gzymsie po zewnętrznej stronie budynku. Okno wychodziło na ogród, więc nie musiała się martwić, że ktoś ją dostrzeże. Na rogu domu rósł ogromny, wiekowy dąb. Kobieta prześlizgnęła się wzdłuż muru, wychyliła i przeskoczyła na jeden z wystających konarów drzewa. Gałąź ugięła się lekko pod jej ciężarem, zaszeleściła i zaskrzypiała.
- Halo? K...kto tam jest? - usłyszała przerażony dziewczęcy głos dochodzący z dołu.
“Szlag.” - przeleciało Selene przez myśl, gdy usiłowała dostrzec właścicielkę owego głosu.
-Wiem…. yyyy… wiem, że tam jesteś! Pokaż się złodzieju! - usiłowała brzmieć groźnie.
Syl pomyślała, że nie ma najmniejszego zamiaru się pokazywać. Po chwili jednak zastanowiła się raz jeszcze.
“A może to nie jest najgorszy pomysł?”- zawiązała na twarzy czarną chustę tak, że wystawały jej tylko oczy, założyła kaptur, a torbę ukryła pod płaszczem. Wychyliła się z gęstwiny liści i zobaczyła drobną, niepozorną sylwetkę stojącą u stóp drzewa. Bez chwili zwłoki skoczyła w dół. Łoskot płaszcza sprawił, że wylądowała przed dziewczyną niczym zamaskowany demon. Ze zgrzytem wyciągnęła z pochew dwa sztylety i uniosła lekko błyszczące ostrza. Młoda dziewczyna, która musiała być córką gospodarza, a także nową właścicielką konia Syl zrobiła kilka kroków do tyłu. Nawet w tak nieprzeniknionej ciemności można było dostrzec jak cała drży.
- Oto jestem - przemówiła Selene demonstracyjnie, obracając ostrza w dłoniach. Widocznie sparaliżowane strachem dziewczę nie mogło wydusić z siebie ani słowa. Złodziejka odwróciła się więc na pięcie i ruszyła wolnym krokiem w głąb ogrodu zupełnie ignorując tamtą. To był błąd. Córka bogacza nagle zerwała się i zaczęłą biec w jej kierunku. Z impetem wpadła na kobietę i obie runęły na ziemię. Wtedy napastniczka zdarła Syl kaptur, spod którego uwolniła burzę rudych włosów. Na szczęście nie zdążyła odsłonić twarzy. Złodziejka szybko uwolniła się z uścisku dziewczyny i jednym szybkim i przemyślanym ruchem sprawiła, że zamieniły się na miejsca. Teraz to ona była na górze i trzymała ostrze przyciśnięte do szyi tamtej.
- Posłuchaj, dziewczyno - Syl mówiła bardzo powoli i bardzo groźnie - jeżeli ktokolwiek dowie się, że mnie tu widziałaś, nie dożyjesz następnego ranka, rozumiesz?- na to tamta rozpłakała się i obiecała, że nikomu nic nie powie.
Kobieta powoli zwolniła uścisk, następnie wstała, otrzepała kurz z płaszcza, i założywszy kaptur zniknęła w mroku zostawiając zapłakaną dziewczynę samą na trawniku.
Do wschodu słońca zostało jeszcze trochę czasu. Syl postanowiła wrócić do swojego pokoju w karczmie i spokojnie przejrzeć nowe łupy. Wędrując ulicami Trytonii około trzeciej nad ranem napotkała tylko kilku pijaków i podejrzanych typów. Nikt jednak nie zaczepiał zakapturzonej postaci o zasłoniętej twarzy. Weszła do gospody “Pod syrenim ogonem” i nawet nie spojrzawszy w stronę karczmarza powędrowała na poddasze. Nie protestował. Bez pukania wparowała do pokoju, który, jak się okazało, nie należał już wyłącznie do niej.
- Ktoś ty?! - zapytała na widok intruza, dobywszy sztyletów.
Awatar użytkownika
Fikiria
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Fikiria »

Zajrzała do butelki. "Pustki widzę... Chyba zejdę na dół po nową", stwierdziła niezadowolona dhampirka marszcząc brwi. Gdyby jednak zjawiła się młoda złodziejka z pewnością wyczułaby wino, albo jakiś inny ślad zwiastujący niedawną obecność. Została więc i ponudziła się chwilkę. Skoczyła na łóżko nie przejmując się takimi rzeczami jak rozebranie się, żeby nie ubrudzić pościeli. Poleżała chwilkę, ale znowu zaczęło jej się koszmarnie nudzić. Jęknęła myśląc o czasie, który już tu zmarnowała i o tym ile jeszcze będzie musiała czekać. Przestała martwić się przyszłą wizytą złodziejki. Znalazła i zapaliła świecę i zaczęła oglądać pokój. "No, no... Nie brzydki...", pomyślała. Jej rozmyślania przerwał ruch przy drzwiach. Dziewczyna odruchowo sięgnęła do pasa, w poszukiwaniu miecza. Przestraszyła się przez chwilę, że karczmarz jednak powiedział gwardzistom gdzie jest, albo co zrobiła. W obu przypadkach zrobiłaby dokładnie to samo. Obezwładniłaby strażników, a potem poszła ukręcić kark właścicielowi karczmy. Do pokoju weszła jednak długo wypatrywana kobieta. Słysząc pytanie i widząc sztylety poczuła lekkie zakłopotanie.
- Wybacz, że przyszłam bez zapowiedzi... Ty jesteś Selene, prawda? - Fikiria nie czekała na odpowiedź widząc rude włosy. Nawet w nikłym świetle świecy dało się ją zidentyfikować. Mimo chustki na twarzy dhampirka wiedziała z kim ma do czynienia.
- Spokojnie... Nie zrobię ci krzywdy - powiedziała głośno i dodała szeptem - To znaczy chyba.
Dhampirka zaczęła lustrować wzrokiem swoją nową podopieczną. Kiedy zorientowała się, że chyba nie wypada się tak gapić.
- Usiądź, proszę. Sądze, że powinnaś coś wiedzieć. Zostałam wynajęta, aby się tobą opiekować przez jakiś czas. Będe cię obserwować, czy tego chcesz, czy nie. Jestem Laurence. - przedstawiła się swoim fałszywym nazwiskiem - Nie wiem jak długo będziemy musiały razem pracować więc lepiej, żebyś jednak chciała. Moi pracodawcy raczej nie chcieliby, żeby coś ci się stało. Wiem za co cię ścigają, ale spokojnie nie powiem im gdzie jesteś. Jeśli wątpisz w to co mówie, to zastanów się czemu jeszcze tego nie zrobiłam. - już miała przestać mówić kiedy przypomniała sobie o jeszcze jednym drobnym szczególe - Aha i zapamiętaj... Doskonale wiem co i ile ze sobą mam. Jeśli coś zginie to będe dokładnie wiedziała kto to zrobił, rozumiesz?
Jej mowę przerwało pukanie w drzwi
- Czego znowu? Nie słyszysz, że roznawiam? - przyłożyła ucho do ściany i usłyszała przyciszone głosy :
- Tak, panie... Siedzą tam te dwie wariatki... Jedna z nich agresywna, zdemolowała mi karczmę, a wiemy jak tutaj ciężko o dobry lokal. Druga z nich wydaje się całkiem spokojna, ale weszła w środku nocy z zasłoniętą twarzą jakby nie chciała, żeby ktoś ją rozpoznał.
- Rozumiem, zajmiemy się tym...
- I jeszcze jedno, panie. Ta pierwsza jest chyba wampirem, ale raczej młodym. Nie bije od niej ta majestatyczna energia co od starych, a kiedy tu przychodziła świeciło jeszcze słońce. Ponadto ktoś donosi, że przyleciała tu jako kruk i...
Fikiria przerwała słuchanie.
- A to gnój... Coś mu kiedyś zrobię... Będzie cierpiał. - zdała sobie sprawę z tego, że jest na służbie. Dodała więc cicho, idąc do okna.
- Musimy się zwijać... Mam nadzieję, że jesteś szybka... - otworzyła okno i oceniła wysokość, po czym wyskoczyła z okna.
Awatar użytkownika
Syl
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Syl »

- Skąd znasz to imię? - oburzyła się. Nie używała go od bardzo dawna. Mało kto w ogóle o nim wiedział. Zostało zapomniane lata temu, razem z jej rodzinnym domem przestało dla niej istnieć.
Syl pokonała wewnętrzną frustrację, że znów coś poszło nie tak i postanowiła za wszelką cenę chronić swój łup - przepustkę do nowego życia. Odetchnęła ledwo słyszalnie i spojrzała na intruza. W ciepłym blasku płomienia świecy twarz stojącej naprzeciwko kobiety była blada, a usta krwawoczerwone.
“Wampir?” - pomyślała w pierwszej chwili.
Nie usiadła, jak poprosiła bladolica, jedynie schowała broń i przybrała nieco mniej bojową pozę. Ani myślała odsłonić twarzy. Fakt, że nieznajoma zna jej prawdziwe imię jeszcze bardziej napawał ją niepewnością. Wysłuchała tego, co Laurence miała do powiedzenia nie przerywając, a gdy skończyła, Syl w końcu się odezwała:
- Cóż, ja również nie chciałabym, żeby mi się coś stało. Miło słyszeć, że jeszcze komuś moje dobro leży na sercu. Muszę cię jednak zmartwić. Jutro w południe już mnie tutaj nie będzie. Odpływam stąd i wątpię, by zapłata, jaką ci zaoferowano pokryła koszt takiej podróży. A z tego, co mi wiadomo wampiry wcale nie pływają wpław lepiej od ludzi… - przerwało jej pukanie do drzwi. Usłyszawszy przyciszone głosy, zbliżyła się nieco, aby posłuchać.
- No, wspaniale nas urządziłaś… - westchnęła z wyrzutem Syl.
Nie czekając ani chwili, podążyła śladem Laurence. Podbiegła do okna, wskoczyła na parapet i wychyliła się, by sprawdzić jak jest wysoko. Pod oknem znajdował się drewniany daszek osłaniający werandę na dole przed deszczem. Skoczyła za wampirzycą i łopocząc płaszczem wylądowała na deskach. Przez chwilę, gdy spadała w dół podniesiona przez pęd powietrza peleryna odsłoniła wypchaną po brzegi torbę. Kobieta jednak szybko poprawiła okrycie.
- No, no… choć brak ci “majestatycznej energii “ to był naprawdę niezły skok wampirku - powiedziała z przekąsem.
- Gdzie one są? - dał się słyszeć z góry groźny, basowy głos.
- P...przysięgam, że były w tym pokoju… - jąkał się właściciel gospody. -T...t...tam! - wrzasnął po chwili, wychylając się przy tym przez okno. Ten drugi zaraz go odepchnął i sam wyjrzał. Był to bez wątpienia strażnik miejski. Miał na sobie ciężką zbroję płytową z wykończeniem kolczym oraz hełm. Zamiast nas gonić odszedł od okna. Po chwili jednak dał się słyszeć jego krzyk z drugiej strony:
- Tam! Na dachu od północnej strony! Macie mi je pojmać żywcem! - wykrzykiwał przez inne okno do swoich podwładnych, którzy widocznie czekali na rozkazy przed wejściem do karczmy. A teraz rozpoczęli pogoń.
Daszek, na którym się znajdowały łączył się z przybudówką sąsiedniej kamienicy, można było dostać się z niej na dach.
- No, dalej! Na górę! - zawołała Syl i nie czekając na Laurence rozpoczęła bardzo szybką i zwinną wspinaczkę po gzymsach w kierunku dachu budynku. Miała nadzieję, że stamtąd uda się przeskoczyć na kolejny. Dachy zawsze były dla niej dobrą drogą ucieczki. Mało kto potrafi się po nich poruszać tak szybko, jak ona.
Awatar użytkownika
Fikiria
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Fikiria »

Selene wyskoczyła z okna falując ciemnym płaszczem. "Kiedy byłam w teatrze, to tak skakały czarne charaktery", pomyślała i uśmiechnęła się do siebie. Kiedy usłyszała słowa wypowiedziane przez złodziejkę, skrzywiła się. Kiedy było to potrzebne, dawała radę udawać wampira, ale kiedy mówiła to jej podopieczna nie wydawało się to Fikirii takie dobre. Wystarczyło jej, że skłamała co do swojego imienia...
- Sel? Jestem dhampirem. Czyli tylko w połowie wampirem. - pomyślała o tym co niby już wiedziała, ale teraz była tego pewna w stu procentach. Złodziejka zamierza wypłynąć. To oznacza, że albo będzie musiała ukrywać się na statku, albo zostawić niewypełnione zadanie. To pierwsze było średnie. Mimo, że dotrzyma umowy to wątpiła, żeby zdołali tak szybko przysłać jej pieniądze i wątpiła, że zdąży zarobić tyle, żeby starczyło. Kobiety podobno płaciły podwójnie, albo i więcej gdyż przynosiły pecha. Fikiria poczuła gniew na samą myśl o tym dziwnym przesądzie. Wiele słyszała o kobietach, które nie dość, że pływały na statkach to jeszcze były kapitanami, a oceany znały jak swoją kieszeń. Z rozmyślań wyrwały ją jakieś krzyki. " Znowu się zamyśliłam?", pomyślała. Jej oczom ukazał się tłum. Był za duży jak na straż w takim zadupiu jakim była Trytonia. Wreszcie zrozumiała co się stało. Plotki o wampirze w karczmie rozeszły się szybciej niż myślała. Ostatnim razem kiedy udawała wampira, powstała legenda o tym, że ponoć miotała błyskawice oczami. Teraz miała przed sobą prawdziwy, gnający w jej stronę tłum dzierżący widły i pochodnie. Podążając za wskazówką złodziejki weszła na dach i zobaczyła, że da się tam chodzić tak jak po ulicy. To znaczy prawie. Buty dhampirki ciągle zahaczały o jakieś dachówki i co sekunde niemal musiała się zatrzymywać. Po kilku krokach wpadła w jakąś dziurę i spadła. "Głupi dach, głupia dziura, głupia, nierozwinięta Trytonia.", pomyślała wtedy. Spadła na twartą, ubitą latami chodzenia ziemię. Mieszkańcy z egzorcystą na czele właśnie weszli do środka. Dhampirka bała się tego co mogą jej zrobić i wpadła na pomysł. " Przecież ja kontroluje żywioły. Na pewno dam radę.", pomyślała. Trąciła palcami swój wisiorek, a w pokoju rozbłysło światło. Fikiria nie wiedziała nad jaką mocą przyjdzie jej teraz panować więc przypominała sobie co może zrobić za pomocą każdego z nich. Kiedy przygasło światło poczuła lekkość i wolność. Wiedziała już nad jakim żywiołem ma władzę. Zasiadła właśnie na wietrznym tronie. Wezwała wolę i wyobraziła sobie leżących wieśniaków. W tym momencie wiatru ściągnął ich na ziemię. Używanie magii zawsze się jej podobało. Czuła się wtedy taka inna, ale dzięki temu lepsza. "Mam mało czasu. Złodziejka mi ucieknie, a wieśniacy spalą mnie na stosie", myślała zniecierpliwiona. Brak czasu jednak wcale nie przeszkodził jej w oglądaniu siebie. Znając moc wiedziała, że jej oczy pozostały takie same, ale ciało się zmieniło. Popatrzyła na włosy, skórę. Te pierwsze stały się całkowicie białe, tak samo jak skóra. Wyglądała teraz jak zjawa, czy coś podobnego. Wytężyła wolę i skupiła się na swojej pozycji względem ziemi i różnych obiektów. Potem na swoje położenie względem świata. To było nieco trudniejsze, ale po chwili dała radę. Wzniosła się w powietrze i próbowała wylecieć przez dziurę, którą wpadła. W tym momencie jednak ktoś złapał ją za nogę.
- Puszczaj! - krzyknęła i zaczęła się wyrywać jednak ten miał wyjątkowo silny uścisk. Fala wichru, którą wysłała powinna co najmniej rzucić go na kolana, ale ten stał tam i dalej ją trzymał. Obróciła się i kopnęła go w nos. Słychać było głuche chrupnięcie. Mężczyzna poluzował uścisk, ale to wystarczyło. Dhampirka wyrwała się i pędziła już ku górze. Wypatrzenie podopiecznej nie zajęło jej dużo czasu. Popędziła do niej tak szybko jak umiała
- Zwolnij trochę! Nie są już tak blisko. Wiesz... Myśle, że nigdzie nie wypłyniesz jak będą nas szukać. - Fikiria wylądowała w obawie przed utratą koncentracji i kolejnym upadkiem. Dhampirka usiadła na skraju dachu. - To dalej ja Laurence jakbyś nie poznała.
Awatar użytkownika
Syl
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Syl »

- Nigdy nie słyszałam o dhampirach. Czyli wampiry też mogą być półkrwi? Jak elfy? - zapytała zaciekawiona. Choć dużo podróżowała, nie spotykała zbyt wielu osób. Starała się trzymać w cieniu i odzywać się tylko, gdy musiała. Oczywiście zawsze bacznie obserwowała otoczenie, ale mając pogoń na kraku człowiek raczej rzadko myśli o czymś innym niż o ucieczce.
Nawiązującą się rozmowę przerwał hałas dochodzący z końca ulicy. Po chwili oczom Syl ukazał się maszerujący w ich stronę tłum z kapłanem na czele. Ludzie byli uzbrojeni w kosy, widły i płonące pochodnie.
- Jak mniemam, ci ludzie mają do ciebie jakąś sprawę… - powiedziała i dodała po chwili. - Straż miejska, wściekły motłoch… co dalej? Gwardia królewska? Trzeba stąd znikać...
Podciągając się w górę, ku stromej krawędzi kolejnego dachu, spojrzała za siebie. Zobaczyła, jak dhampirka raz po raz potyka się o wystające dachówki. W końcu poleciała w dół wprost na daszek jakiejś małej przybudówki i przez dziurę wpadła do środka.
W naturze Syl nie leży troska o bliźnich, pobiegła więc dalej. Miała szczerą nadzieję, że w tym całym zamieszaniu uda jej się szybko zniknąć i jeszcze zdąży na statek w południe. Gdy tak biegła po strzelistych dachach kamienic, zbliżał się wschód słońca. Szukała miejsca, gdzie mogłaby zejść na dół i czmychnąć w sieć uliczek. Przerwało jej niespodziewane pojawienie się “opiekunki”, która wyglądała o wiele… bielej niż poprzednio i do tego unosiła się w powietrzu.
- Wpadłaś do młyna? - zapytała, nie mogąc powstrzymać śmiechu. Biegła dalej, dopóki tamta nie zaczęła nawoływać, by zwolniła.
Zatrzymała się i usiadła na skraju dachu obok dhampirki.
- Myślę, że dopóki będziesz w pobliżu, z pewnością nie. Chyba twoi pracodawcy zapomnieli nauczyć cię czym jest dyskrecja. Demolowanie karczmy i próby zastraszenia gospodarza z pewnością do niej nie należą. Skoro nie chcesz,by mi się coś stało, bądź łaskawa trzymać się z daleka, bo to ty, jak na razie jesteś źródłem większości moich zmartwień! - powiedziała niezbyt przyjemnym tonem.- Dlaczego raz wszystko nie może pójść dobrze? - gdy to mówiła, zmienił jej się głos. Przez jedną krótką chwilę zadźwięczał w nim smutek. Po latach grania i udawania Selene była przekonana, że opanowała tę sztukę do perfekcji. A teraz pojawiła się jakaś pół-wampirzyca, która twierdzi, że ją zna, a przecież nie ma o niczym pojęcia! Złodziejkę ogarnęła złość na samą siebie i na los, który zesłał jej kolejne przeszkody.
- Muszę iść sprzedać nieco rzeczy - powiedziała w końcu.
Później wstała i rozejrzawszy się uważnie skoczyła w dół na czyjś balkon, potem na jakieś okno i w końcu wylądowała na pustej ulicy, którą pomaszerowała w kierunku targu.
Po drodze skryła się w bocznej uliczce, żeby przeliczyć łup. W sakiewkach było równo po tysiąc ruenów, a srebrna szkatułka, którą otworzyła wytrychem, była pełna biżuterii.
Postanowiła nie przejmować się dhampirką i tym, czy pójdzie za nią, czy też nie. W końcu wpadło jej do głowy, jakby to było mieć towarzyszkę podróży? Ale po chwili pojawiła się kolejna myśl - “Nie można polegać na nikim, prócz siebie… byłoby jeszcze więcej kłopotów”.
Wzeszło słońce, a targ powoli zapełniały stragany i stoiska przeróżnej maści. Syl stała skryta w cieniu uważnie obserwując. Była ukryta pod płaszczem, starannie schowała swoje włosy, ale twarzy już nie. Przez to wyglądała mniej podejrzanie, a jej rudy znak rozpoznawczy zniknął pod kapturem. Szukała potencjalnych kupców na zawartość szkatułki, jak i ją samą. W końcu ruszyła między stragany, cierpliwie sprzedawała jedną błyskotkę po drugiej. Każdą u kogo innego, ostrożnie dobierając kupców. Raz opowiadała o zmarłej matce, po której zostało jej tylko trochę biżuterii, innym razem o niezwykłej przesyłce od ojca podróżnika. Zawsze bardzo wiarygodnie wchodziła w rolę, co pozwoliło jej uzyskać ceny jeszcze lepsze niż przy targowaniu. Opuściła targ z zyskiem w wysokości ośmiuset ruenów. W sumie uzbierała 5600.
“Zostanie 1600 na nowe życie za morzem.” - pomyślała z zadowoleniem.
Słońce było coraz wyżej ponad horyzontem, ruszyła więc do doków odnaleźć kapitana.
Awatar użytkownika
Fikiria
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Fikiria »

Dhampirka przyjmowała naganę w ciszy. Kiedy złodziejka przerwała na chwilę, Fikiria postanowiła po kolei minimalizować swoje wady i błędy.
Po pierwsze to nie było demolowanie. Rozwaliłam zaledwie jedno krzesło. Po drugie nie zastraszałam tylko opowiedziałam mu co się może stać jeśli mi odmówi, a po trzecie i najważniejsze, wciąż żyjesz, a to oznacza, że jestem wspaniałą opiekunką. - Fikiria westchnęła głośno - Nie wszystko idzie po naszej myśli, ale czasami to też jest dobre…
Dhampirce wcale nie uśmiechało się puszczenie złodziejki samej na targ. To oczywiście wcale nie było spowodowane chęcią wspólnych zakupów. Po prostu nie chciała szukać jej po raz kolejny. “W sumie jeśli zamierzam płynąć z nią tym statkiem to też muszę mieć pieniądze. Idę coś sprzedać! Tylko czy ja mam coś czym warto handlować?”, zastanawiała się. Myślała o pracy, ale natychmiast odrzuciła ten pomysł. “Kto normalny dałby mi kilka tysięcy za kilka godzin?”. W jej myślach pojawił się obraz złodziejki jadącej na koniu z krukiem na ramieniu. “Co znowu się ze mną dzieje? Nigdy nie lubiłam towarzystwa…”
W połowie drogi na targ coś sobie uświadomiła. “Przecież nie mogę wejść do miasta tak jak teraz! Znają mnie tu i ścigają.”, bardzo szybko myślała. Podniosła grudkę ziemi i zaczęła wcierać ją sobie we włosy. Po chwili takiego zabiegu zaczęły brązowieć. Wzięła się więc za skórę twarzy i dłoni. Otuliła się szczelniej płaszczem i poszła. Nie wiedziała co robić. W końcu przyszła jej do głowy pewna myśl. Przełamała wstyd i pożyczyła niewielkie wiaderko. Stanęła na nim i uderzyła je kilka razy butem.
- I raz, i dwa, i raz, dwa trzy, hej! - zawołała i spostrzegła, że kilkanaście osób obróciło się w jej stronę. Zaczęła więc śpiewać piosenkę chwaląca marynarzy i wodne bóstwa. Policzki wręcz paliły jej się ze wstydu. Dhampirka popatrzyła w stronę widowni. Była dwukrotnie większa niż na początku. Fikiria postanowiła więc nie kończyć tam gdzie powinna, a dodała własną autorską zwrotkę, w której zwróciła uwagę na biednych podróżnych. W jednej zwrotce wyzwoliła wszystkie swoje emocje. Ból, niepewność, strach, radość, determinację. Kiedy jej słuchacze wyczuli, że właściwą piosenkę, a zaczęła śpiewać o sobie nie odeszli, a podchodzili. Mimo tego, że nie miała żadnych instrumentów, ani nikogo kto by na takowych grał ludzie jej słuchali. W jej pieśni zabrzmiała nowa nuta. Oznaczała dumę. Kiedy dhampirka skończyła rozległo się mnóstwo wiwatów. Zeszła z wiadra i zobaczyła, że ktoś zajął się za nią zbieraniem pieniędzy od widzów. Ci byli zachwyceni. Zarobiła około 200 ruenów. “Nieźle jak na pierwszy raz.”, pomyślała i do głowy wpadł jej nowy pomysł. Jeśli nie wyjdzie jej ukrywanie się na pokładzie to może go rozwalić. Selene nigdzie by nie pojechała, ale byłaby bezpieczna pod jej skrzydłami. Wiedziała jednak, że następne przewinienie jej nie sprzyja. Wiedziała, że może wziąć pożyczkę, ale następny dług nie byłby chyba najlepszym pomysłem. Statek złodziejki odpływał jednak już w południe. Po drodze na wszelki wypadek zaopatrzyła się w książkę kucharską. Mogłaby powiedzieć kapitanowi, że umie gotować. Ruszyła szybkim krokiem w stronę jednej z bogatszych domów w mieście. Zapukała do drzwi. Otworzył jej jakiś.mężczyzna w dziwnym, kolorowym ubranku. Najprawdopodobniej był to tylko sługa.
- Z kim mam przyjemność rozmawiać?
- Nie interesuj się! Mam sprawę do właściciela domu.
- To ja jestem właścicielem!
- Ja… Em… Przykro mi, bo…
- Oj, daj spokój, kobieto! Kim jesteś i po coś przyszła?
- Jestem Laurence i chciałabym…
- A nazwisko osoba jakieś ma? - mężczyzna przerwał jej w bardzo niegrzeczny sposób
- A wyobraź sobie, że ma. Valiente jestem.
- Po co przyszła.
- Nie mów do mnie jakby mnie tu nie było, człowieku. Chcę pieniędzy. Oddam naprawdę. Po prostu nie mam z czego żyć i…
- To idź do pracy… W sumie szukam pokojówki.
- Muszę cię zmartwić. Wyjeżdżam dzisiaj.
- Ile osoba potrzebuje?
- Dziesięć tysięcy, najlepiej w złocie. Na teraz.
- Osoba musiała się pomylić. Nie dam jakiejś pierwszej, lepszej wieśniaczce takiej sumy na słowo - przegiął. Fikiria sprzedała mu solidnego liścia w twarz.
- Nie jestem jakąś wieśniaczką i zapamiętaj sobie, że masz się tak do mnie nie odzywać!
- Zapewne nie chcesz, abym wzywał straż, nieprawdaż?
- Może… Proszę, niech pan tego nie robi... Ja po prostu jestem niezrównoważona emocjonalnie... - odpowiedziała niepewnie.
- Błagaj! Na kolana! - wrzasnął mężczyzna
- Co ty, człowieku?! Jestem kobietą, a nie jakąś lafiryndą od twoich fantazji! - odwróciła się i miała już wychodzić kiedy przypomniała sobie coś. - To co z tą kasą?
- A żebyś się przede mną na ziemi wiła, ani ruena ci nie dam
- A niech cię ty stary, niedołężny, brzydki… Ał! - Nie skończyła mówić, a on uderzył ją pięścią w twarz. - Jesteś dziwny… - stwierdziła i popatrzyła na niego takim wzrokiem jakim czasem patrzy na pijaków.
Postanowiła poszukać szczęścia gdzie indziej. Zastukała do drzwi drugiego domu. Tym razem właściciel okazał się dużo milszy. Okazało się, że był obecny na jej “koncercie”. Tym razem chciała tylko 3000 ruenów. Opowiedziała mężczyźnie, że nie może długo zostać, bo musi towarzyszyć na morzu pewnej dziewczynie. Mężczyzna dał jej pieniądze z uśmiechem na ustach. Sprawdził też czy mówiła prawdę. Na szczęście nie kopał głębiej w jej umyśle. Ona nie wiedziała też o tym. W innym przypadku zapewne coś by mu się stało.
- Leć i rozwijaj swoje talenty! - krzyknął jej na pożegnanie.
Fikiria pobiegła od razu do portu. Miała fart. Kiedy oglądała statki dostrzegła drobną postać. ”To musi być ona!”, pomyślała dhampirka. Nie podeszła jednak do kobiety. Przeszła kawałek obok niej, aby upewnić się co do tożsamości. Postanowiła popatrzeć co też jej podopieczna zrobi. Selene rozmawiała z kapitanem niewielkiego stateczku. Yemiyabera nie była głupia. Doskonale wiedziała co to oznacza. To ten statek. Kiedy złodziejka się oddaliła, Fikiria natychmiast znalazła się obok kapitana.
- Chcę płynąć tym statkiem
- Chwila, chwila. A masz czym zapłacić, babo?
- A mam.
- Chcę pięć tysięcy.
- Dam ci trzy.
- Nie wiesz, głupia, że baba na pokładzie pecha przynosi? Dajesz cztery!
- Umiem gotować.
- Jak każda normalna baba…
- Dobra, niech ci będzie. Ale mnie nie oszukasz. Zapłacę jak dopłyniemy.
- Teraz.
- Jaką mam mieć pewność, że wpuścisz mnie później na pokład?
- Żadną, ale…
- Słuchaj - przerwała mu - Zapłacę ci, ale jeśli spróbujesz mi przeszkodzić w podróży, to z tego statku zostaną drzazgi, rozumiesz? Drzazgi! - wyciągnęła 3000 i podała mu. Kiedy sprawdził, że nie ma wszystkich pieniędzy odwrócił się do niej z gniewną miną.
- Reszta jak wsiądę.
- Zaraz wyruszamy, więc możesz już wejść na pokład.
Awatar użytkownika
Syl
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Syl »

Dotarła do portu, słońce było już wysoko ponad horyzontem, zbliżała się wyznaczona pora. W tłumie ludzi przemierzających doki, złodziejka odnalazła kapitana, który nadzorował właśnie ładowanie ostatnich skrzyń na pokład.
- Mam pieniądze. Zgodnie z umową: dwa tysiące teraz, reszta, gdy bezpiecznie zejdę na ląd po północnej stronie morza - powiedziała podając mężczyźnie sakiewkę.
- Mała zmiana planów. Chcę jeszcze tysiąc. Za to, że przyprowadziłaś tę swoją przyjaciółkę. Dwie baby na pokładzie to już o wiele za dużo… - Kapitan wydawał się święcie wierzyć w ten przesąd i widocznie obawiał się nadmiaru “babskiego pecha” na swoim okręcie.
- Jaką przyja… Laurence! Cholera jasna. - Z rezygnacją wyliczyła mu kolejny tysiąc. Potem skrzętnie ukryła resztę pieniędzy w torbie i pomaszerowała po kładce na pokład myśląc w międzyczasie co zrobi dhampirce, gdy dostanie ją w swoje ręce.
Nagle mocny podmuch wiatru zdarł jej kaptur uwalniając burzę rudych kosmyków.
- To ta złodziejka! - rozległ się krzyk. To była córka bogacza, którą spotkała w ogrodzie podczas włamania. Najwidoczniej nabrała nieco zbyt dużo odwagi od ich ostatniego spotkania. W jednej chwili wszystkie spojrzenia skierowały się na Syl.
- Hej, ludzie! Ja znam tą dziewkę! - odezwał się męski głos gdzieś z tłumu. - Gwardia ściga ją za morderstwo.
“Nie, nie, nie! To się nie dzieje naprawdę…” - łkała w myślach.
Nie mogła zawrócić. Kilku strażników już zmierzało w jej stronę. Na horyzoncie pojawili się także gwardziści, którzy najwyraźniej przybyli do miasta jej śladem.
Wbiegła na pokład, szybko się rozejrzała i rozpoczęła wspinaczkę na wyższy z dwóch masztów. Nim ktokolwiek z załogi zdążył ruszyć w pogoń, ona była już w połowie wysokości. Po chwili stanęła na poprzeczce, na której zawieszony był żagiel. Przecięła sztyletem liny, złapała się białego płótna jak liany i skoczyła w kierunku sąsiedniego statku. Skok można było nazwać udanym, gorzej z lądowaniem. Kobieta z hukiem gruchnęła o pokład. Na szczęście zdążyła prędko się pozbierać i ignorując przeraźliwy ból w lewym ramieniu kontynuowała ucieczkę.
“Ciekawe gdzie podziewa się ta blada zaraza?” - nie to, żeby się o nią martwiła. Nie, nie. Selene nigdy w życiu nie przyznałaby się, że czyjś los ma dla niej jakiekolwiek znaczenie. - ”Trzeba skupić się na ratowaniu własnego tyłka”.
Gnała wprost ku burcie nie zwalniając, a gdy dobiegła, stanęła na krawędzi i skoczyła w morską głębię.
Czarna postać w płaszczu zniknęła w mrocznym błękicie i nikt ze świadków tego zdarzenia już jej nie widział.
Syl nie pływała najlepiej, a boląca ręka jeszcze to utrudniała, udało jej się jednak nie utonąć. Gdy znalazła się poza portem, wypłynęła na powierzchnię i usiłowała walczyć z żywiołem, ale pieniące się fale raz po raz rozbijały się o jej drobną osóbkę wpychając pod wodę. W końcu poddała się i pozwoliła prądom nieść się w stronę lądu. Jakimś cudem dotarła na mieliznę. Przemoczona do suchej nitki, szła chwiejnym krokiem ku pustej plaży.
Wycieńczona upadła na mokry piach. Zdążyła się tylko upewnić, czy nie straciła swojego dobytku - torba była na swoim miejscu.
Straciła przytomność.
Awatar użytkownika
Fikiria
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Fikiria »

Zniecierpliwiona Fikiria zwiedzała statek. "Przecież mówił, że już ruszają", myślała. W którymś momencie usłyszała krzyki i wychyliła się lekko zza rogu.
- I było zostawiać ją samą? Jeśli stracę pracę to zobaczy. Oj pożałuje tego. - dhampirka mimo tego pozornego narzekania, martwiła się o swoją podopieczną. Po chwili wiedziała już o co chodzi. Złapana i oskarżona. No może nie była w zamknięciu, ale uwięziono ją na statku. Selene nie zamierzała jednak poddać się ich woli i za pomocą płótna przeskoczyła na drugi statek. Dhampirka usłyszała kiedy ciało spadło na statek
- Co ona sobie wyobraża? - pomyślała Fikiria. Spociły jej się dłonie. Spojrzała na nie i zaklęła. Jej "przebranie" zamazało się tak, że teraz było doskonale widać niewielkie grudki. Prześwitywała też biała skóra. Selene właśnie skoczyła w wodę i ślad po niej zaginął.
- Nie. Ona nie mogła tego zrobić. Ona nie jest taka. - po twarzy dhampirki poleciała łza. Nie był to częsty widok. "Ja. Myślałam, że umiem opanowywać emocje.", pomyślała, padając na kolana.
Nagle poczuła dotyk na ramieniu. Zareagowała natychmiast. Obróciła się i pociągnęła nogę osoby, która nie upadła. Fikiria zobaczyła przed sobą gwardzistę w pełnym umundurowaniu.
- Jestem gwardzistą królewskim. Przysłała mnie tu władczyni naszego państwa. Podobno bardzo dziwne rzeczy działy się tu w przeciągu kilkunastu godzin. Na początku nie mogłem uwierzyć, a teraz mam tu dowód.
- Nic o mnie nie wiesz. Nie masz pewności, że cokolwiek zrobiłam.
- Ależ mam. Wiele osób opowiadało o złodziejce, która uciekała po dachach i jej sojuszniczce wampirce o cudownych mocach. Potwierdzają to również wszystkie zniszczenia i...
- W takim razie nie masz żadnych dowodów. Po pierwsze nie potrafię używać żadnej magii. Po drugie nie jestem wampirką, a dhampirką.
- Są rysopisy i opisy ludzi. Będziesz współpracować i ładnie ze mną pójdziesz, czy mam zawiadomić tłum? - dhampirka głośno westchnęła.
- Pójdę tam z własnej woli.
- Mądra decyzja. - prowadził ją przez miejsca, w których niemal nie było ludzi. Po jakimś czasie doszli na miejsce. Oczom Fikirii ukazał się jakiś budynek. Gwardzista powiedział jej, że to miejsce, w którym przesłuchuje się ludzi.
- W naszej obecności będzie osoba, która potrafi rozpoznać czy to co mówisz jest prawdą, czy kłamstwem więc radzę ci szczerze odpowiadać na moje pytania.
Jej sytuacja pogarszała się z każdą następną chwilą. Nie ma żadnych szans na ucieczkę.
- Jak się nazywasz?
- Laurence Valiente. - odpowiedziała bez zająknięcia
- Łże jak pies! - krzyknął siedzący w rogu mężczyzna.
- Posłuchaj. Jeśli nie będziesz chciała nam dać informacji, które posiadasz, to możemy wyciągnąć je z ciebie sami.
- Nazywam się Fikiria Fitiretia Yemiyabera.
- Ile masz lat, gdzie mieszkasz i czym się zajmujesz?
- Mam 22 lata, nie mam stałego miejsca zamieszkania i utrzymuję się ze zleceń na ochronę różnych istot.
- Czy popełniła pani w swoim życiu jakieś przestępstwo i nie poniosła za nie konsekwencji?
- Nie. - przez jej myśli przemknęło kilka przypadkowych zdarzeń, ale postanowiła się do nich nie przyznawać.
- Kłamie i jest tego świadoma. - burknął
- Czy będziesz dalej kłamać?
- Nie.
- W takim razie chcę usłyszeć szczerą odpowiedź na pytanie.
- Tak, zdarzyło się kilka takich sytuacji.
- Co to były za sytuację?
Dhampirka milczała. Powtórzył pytanie jeszcze kilka razy, ale ona się nie odezwała. Skinął na swojego kolegę. Ten wstał i szybko się do niej zbliżył. Położył jej palce na skroniach i zamknął oczy. Poczuła coś wewnątrz siebie. To było coś obcego. Mag wszedł w jej głowę. Nie mogła się ruszyć, żeby to zatrzymać. Jej ciało było jakby sparaliżowane. Kiedy skończył i odszedł od niej, odezwał się srogim głosem :
- Fikirio! Jesteś oskarżona o zastraszanie, grożenie, dewastowanie lokalu i budynków mieszkalnych, spowodowanie uszczerbku na zdrowiu stałemu mieszkańcowi Trytonii, wyłudzanie, uciekanie przed władzami innych miast, wieloletnie niespłacone długi i kilka innych pomniejszych przestępstw. Karą za te występki jest dożywotnie więzienie i prace na rzecz naszego miasta. Jako, że jesteś kobietą, konsekwencją może być śmierć poprzez ścięcie głowy na publicznym placu. Którą opcję wybierasz?
- A możecie wtrącić mnie do więzienia z opcją zabicia w dowolnym terminie? Bo wiecie nigdy nie byłam w więzieniu i nie wiem jak to jest.
- Zgadzamy się na twoją prośbę. - zaciągnął ją do niewielkiej celi.
- Oddaj broń i pieniądze - zażądał. Dhampirka była już zbyt zmęczona by walczyć więc posłusznie oddała sakiewkę i miecz.
- To wszystko?
- Yhm. - potaknęła.
- Mam to sprawdzić?
- Dobra, dobra jeszcze to. - oddała mu sztylet
- Teraz wszystko? - potaknęła głową - Jesteś pewna? - znowu potaknęła.
Odszedł. Zostawił ją tam samą, leżącą w kącie, martwiącą się o podopieczną, niemal bezbronną. Jednak drzemała w niej determinacja. Nie odebrali jej najlepszej broni jaką miała, a mianowicie magii...
Awatar użytkownika
Syl
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Syl »

Kiedy Selene odzyskała przytomność, było już ciemno. Wciąż leżała twarzą do ziemi na mokrym piaszczystym brzegu. Spróbowała się podnieść, ale gdy tylko oparła się na lewej ręce, na wskroś przeszyła ją fala rwącego bólu. Ponownie upadła. Przejście z pozycji leżącej do siadu okazało się dużo trudniejsze niż jej się zdawało. Szybko doszła do wniosku, że mało która część jej ciała nie jest obolała.
“Ja nie dam rady?!” - myślała usiłując nie tylko usiąść, ale od razu stanąć na nogi.
Błąd. A przypłaciła go kolejnym dosyć bolesnym upadkiem. Niestety, złodziejka była na tyle uparta, że dopiero kolejna nieudana próba trwale ją zniechęciła. Przy okazji odkryła, że podczas tego feralnego skoku najbardziej uszkodziła lewą rękę i nogę.
“Statek pewnie odpłynął kilka dobrych godzin temu. Co robić?”- zastanawiała się patrząc na ostatnie smugi po zachodzącym za widnokrąg słońcu. -”Dziś raczej już nigdzie nie zdążę…”
Rozejrzała się naokoło. Fale wyrzuciły ją na dzikiej plaży, z dala od miasta, czy jakiegokolwiek traktu. Na wydmach zaczynał się gęsty, ciemny las.
“Jeśli szybko nie rozpalę ognia, zeżrą mnie wilki.”
Po wielkich trudach w końcu odzyskała pion i podpierając się jakimś konarem pokuśtykała w kierunku wydm, żeby nazbierać drewna na ognisko.
“Ciekawe co się stało z Laurence w tym całym zamieszaniu?” - myślała niezdarnie schylając się po kolejną suchą gałąź.
W głębi duszy nie chciała, żeby dhampirka miała z jej powodu kłopoty. Przecież próbowała chronić Syl. Złodziejka odgoniła od siebie te myśli niczym natrętne owady i wróciła do zbierania chrustu.
Gdy po słonecznym blasku nie było śladu, Selene z wielkim trudem wspięła się na wydmę i weszła w las. Nie chciała, aby jej ognisko było widoczne. W gąszczu odnalazła niewielką polanę, dookoła której ze wszystkich stron rosły ogromne paprocie. Usiadła na miękkiej ściółce i zajęła się rozpalaniem ognia. Mimo wycieńczenia nie zajęło jej to wiele czasu. Doskonale znała sztukę przetrwania. Nie raz przyszło jej rozpalać ogień w jeszcze gorszych okolicznościach. Potem zrobiła wszystko tak, jak zazwyczaj podczas swoich podróży: zdjęła z siebie mokre ubrania i rozwiesiła nieopodal ogniska i znalazła najwygodniejsze miejsce, które miało posłużyć jej za posłanie. Później usiadła i grzejąc się w blasku ognia zajęła się przejrzeniem torby. Cała jej zawartość doszczętnie przemokła . Sztylety i wytrych na całe szczęście były na swoim miejscu. Zniszczeniu uległo za to kilka map, zapas jedzenia i jedna z sakiewek ze złotem. Musiała się rozwiązać, bo woda wymyła całą jej zawartość. W drugiej po przeliczeniu zostało niecałe trzysta ruenów.
-Świetnie…-westchnęła tym razem na głos.
Jednak to nie stracone złoto martwiło ją najbardziej, a nieobecność Laurence.
“Gdyby wszystko było w porządku, ruszyłaby moim śladem…” - zastanawiała się - “Parę godzin spokojnie wystarczyłoby takiej tropicielce jak ona mnie namierzyć. Coś musiało się stać. Może straż miejska, albo gwardziści uznali ją za współwinną?”
Selene dziwiła się sama sobie. Normalnie informacja, że ktoś wpadł zamiast niej byłaby zbawienna. Teraz jednak nie mogła pozbyć się poczucia winy i dziwnej, niewytłumaczalnej odpowiedzialności za dhampirkę.
“Powinnam znaleźć konia i się stąd wynosić jak najszybciej, a nie przejmować się tą wampirzycą”.
Po chwili zastanowienia jednak doszła do wniosku, że gdyby to zrobiła, te natrętne myśli nie dałyby jej spokoju.
“Pewnie będę tego żałować… ale muszę ją znaleźć. Potem znikam i więcej jej nie zobaczę.” - zdecydowała.
Noc spędziła pod gwiazdami. Obudziła się krótko przed wschodem słońca, już nieco mniej ale wciąż obolała. Była w stanie stanąć i iść o własnych siłach. Zebrała więc rzeczy, ugasiła starannie ognisko tak, by przestało dymić i ruszyła przez las w poszukiwaniu drogi. Przez jej kontuzję marsz trwał bardzo długo, ale w końcu przedarła się przez krzaki i dotarła do jakiejś zapomnianej przez boga i ludzi drogi. Skierowała się na południowy wschód i wkrótce wyszła z lasu. Na horyzoncie pojawiły się dachy miejskich zabudowań Trytonii. Do miasta miała na oko jeszcze niecałą godzinę. W czasie podróży myślała o Laurence i o tym, co mogło się z nią stać.
“Może zwyczajnie dała za wygraną i odeszła?”
“Nie… to nie w jej stylu.”

“A jeżeli pójdę ją uratować, a na miejscu okaże się, że wcale jej nie złapali? Wtedy trafię prosto do paszczy lwa. Trzeba będzie trochę powęszyć, zanim cokolwiek zrobię.”
Dotarła do bram miasta jeszcze przed południem. Przemoczony w słonej wodzie płaszcz wyblakł nieco, gdy się nim okryła i szła uliczką utykając na lewą nogę, wyglądała jak jakaś przybłęda, a nie poszukiwany zbieg i złodziej. Tym samym nie zwracała na siebie uwagi. Zmierzała w stronę siedziby straży miejskiej. Gdyby Laurence złapali ścigający Syl gwardziści, na pewno zabraliby ją właśnie tam. Strażnica stała w mało uczęszczanej części miasta na rogu opustoszałego placu, który zapewne kiedyś pełnił funkcję małego targowiska. Budynek miał dwa piętra i poddasze. Stanowił siedzibę strażników z całego miasta. Przed wejściem stało dwóch uzbrojonych strażników. Nie było mowy o dostaniu się do środka bez wzbudzenia podejrzeń. Selene postanowiła poszukać innej drogi. Nie wiedziała zbyt wiele o Trytonii, ale miasta są do siebie podobne. Każde większe ma ratusz, plac targowy no i oczywiście kanały. Tunele ciągnące się pod całym miastem łączą się z piwnicami niektórych budynków. Nieczystości z ulicznych rynsztoków przez kratki spływają do podziemnych korytarzy, a potem zapewne do morza. Wejście do kanałów jest więc gdzieś na wybrzeżu.
Syl skierowała się do doków. Zeszła na piaszczysty brzeg pod drewnianym pomostem. Tam, gdzie mury miejskie stykały się z plażą. I rzeczywiście - w murze widniały niewielkie drzwiczki. Były oczywiście zamknięte, ale dla złodziejki nie był to żaden problem. Wsunęła do zamka diorytowy wytrych, który ukształtował się odpowiednio i przekręciła. Pchnęła drzwi. Ze zgrzytem ustąpiły i ukazały okryte absolutną ciemnością wnętrze.
“Cholera, jak ciemno. Nic nie widzę.” - pomyślała. Mimo tego na oślep weszła w głąb pomieszczenia. Wtedy ujrzała, że na dalszą część korytarza z góry pada blade światło.
“To pewnie kratki na ścieki.”
Ruszyła przed siebie po kostki brodząc w gęstej cieczy, nad której pochodzeniem wolała się nie zastanawiać. Unoszący się w powietrzu zatęchły smród mówił jednak sam za siebie.
Mijała kolejne kratki i nasłuchiwała odgłosów z góry. To był jedyny sposób, żeby określić swoje położenie. Próbowała iść w stronę, z której dochodził największy hałas. Tam zapewne będzie główny targ.
“Z targu do strażnicy droga będzie prosta.”
Rzeczywiście źródłem największego zgiełku było targowisko. Przez jedną z kratek dostrzegła słońce, ustaliła kierunki i poszła dalej. Gwar szybko ucichł. Selene policzyła skrzyżowania ulic i przy trzecim mijanym rozwidleniu zdawało jej się, że jest na miejscu. Istotnie były tam drzwi. Nie jedne, a aż pięć. Otworzyła pierwsze, za nimi ukazała się spróchniała drabina. Wspięła się na trzy stopnie w górę i zaczęła nasłuchiwać.


-Horg! Horg! Do jasnej anielki prosiłam cię, błagałam nie pij więcej, a ty co!?
-Koch… “chlip” Kochanieńka ja ci to wszystko wytłumaczę.
-Tak!? Ciekawe jak wytłumaczysz to, że zamiast wydać pieniądze na ryby to ty nawaliłeś się jak cała załoga kutra rybackiego.
-No… właśnie “chlip” o to chodzi mój ty kaszolotku, że wszystkich przepiłem. “chlip”
“dźwięk tłuczenia patelnią pustej głowy.”

“To raczej nie tutaj” - pomyślała idąc do kolejnych drzwi. Otworzyła i natychmiast usłyszała niezbyt dźwięczny śpiew. Głos bez wątpienia należał do mężczyzny:
-(...) Raz królewicz jeden miał koników siedem,
Pojechał na wojenkę, ostał mu się jeden.
A pies to chędożył! Żaden ze mnie królewicz, konie przepiłem, została mi butelka “chlip”... pusta.

Trzecie drzwi z kolei po otwarciu ukazały kamienne schody, które układały się w spiralę.
-Panie kapitanie! Melduję, że przesłuchaliśmy podejrzaną. Z małą pomocą maga przysporzyła nam informacji, ale wciąż nie wiemy gdzie jest ta druga.
-No, dobrze. Jutro o świcie skierujecie ją do kopalni.
-Czy ma pan na myśli…
-Tak, tę na północy gór Dasso.
-Ale to jedno z najcięższych więzień Alaranii.
-Istotnie. Ale czyż jej przewinienia nie są równie ciężkie? Idź i poinformuj ją o tym.

Syl już dość usłyszała. Ruszyła schodami w górę. Po drodze dobyła sztyletów, na wypadek, gdyby ją dostrzeżono. Odczekała, aż ci, których słyszała opuszczą pomieszczenie, a potem wślizgnęła się do środka. Było to biuro kapitana. Stamtąd wyszła na korytarz. Dostrzegła dwie osoby. Jedna z nich miała wysoką czapkę z pękiem piór - bez wątpienia kapitan. Podążyła za tym drugim. Doprowadził ją do aresztu. Skryła się za kamiennym filarem. Usłyszała dźwięk otwieranych wrót celi.
-Jutro z samego rana zostaniesz przewieziona do więzienia, będzie nim kopalnia na północy gór Dasso. Odpracujesz tam uczciwie swoją karę. - powiedział i wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi z hukiem. Kiedy wyszedł, Selene upewniła się, że została w areszcie sama i opuściła kryjówkę. Otworzyła drzwi celi wytrychem i weszła do środka. Aż nie wierzyła własnym oczom, ale wewnątrz rzeczywiście zastała dhampirkę.
-Wygląda na to, że wpadłaś przeze mnie w niezłe kłopoty. - powiedziała ze skruchą.
Awatar użytkownika
Fikiria
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Fikiria »

Dhampirka kiedy nie martwiła się o siebie, martwiła się o Selene, o to czy w więzieniu dpbrze karmią i jacy są jej nowi towarzysze. W międzyczasie znalazła chwilę, żeby się nudzić. "O czym ja znowu myślę? Przecież mam zamiar uciec przy pierwszej okazji!", myślała. W jej oczach pojawiła się niecierpliwość, determinacja i gotowość do działania. Że też musi liczyć na ten przeklęty medalion. Postanowiła trochę się przespać. Z początku jej nie wychodziło więc dała upust uczuciom, którym nie pozwalała wychodzić na zewnątrz. Zaczęła płakać. Była wściekła na siebie, na tłum, na przesądy, na morze, władze, gwardię i w ogóle na wszystko i wszystkich. W akcie gniewu kopnęła kamienną ścianę. Poczuła ból, ale nic dla niej teraz nie znaczył.
- Coś się stało? - zapytał wysoki męski głos zza ściany - Może chcesz porozmawiać?
- Myślałam, że jesteśmy w więzieniu, a nie budynku dla niezrównoważonych. - prychnęła Fikiria. Mężczyzna zaśmiał się cicho. - A ty nie jesteś przypadkiem zbyt miły jak na więźnia?
- A jak wyobrażałaś sobie więzienie? Pewnie jesteś tu pierwszy raz...
- Owszem, ale tylko przelotem. Za niedługo mnie tu już nie będzie. A więzienie kojarzy mi się z zimnym, śmierdzącym, zatęchłym miejscem. Istnieją tam tylko zimne, bezduszne osoby.
- Hmm... Najwyraźniej jestem inny. - Jego głos wydawał się naprawdę miły i ciepły. Dhampirka zastanawiała się jak mógł wyglądać...
- Słuchaj, jestem zmęczona i chcę spać!
- Oczywiście... - zaczął zrezygnowany. Rozmowa najwyraźniej była jedną z największych atrakcji w tym miejscu. Położyła się na wilgotnym kamieniu. Nie było jej wygodnie pomimo płaszcza. Na wszelki wypadek schowała Tron w wewnętrzną kieszeń płaszcza.
- Nie martw się... Wszystko będzie dobrze... - powiedział jakiś męski głos. Był jednak inny od tego, który odzywał się wcześniej. Dhampirka wzięła to za wytwór swojego umysłu. Zasnęła.
Jak to bywa w tego typu miejscach i okolicznościach zjawiają się dość dziwne sny. Była w ciemnym pokoju. Bardzo się bała, ale nie mogła przypomnieć sobie czemu. Po chwili Coś weszło do pokoju. Było duże i ciemne. Jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności i zobaczyła czym było owe Coś. Był to kapitan statku tyle, że był wyższy, grubszy i bardziej włochaty. Coś krzyczał. W ręce niósł coś czerwonego. Przyjrzała się uważniej i krzyknęła. To była głowa jej podopiecznej. Chciała stamtąd wyjść. Usłyszała jak mówi "A ty będziesz następna!". Wyskoczyła przez okno i... Obudziła się zlana potem. Było już jasno.
Jakiś czas później do jej celi wszedł jakiś strażnik. Nie widziała go dokładnie, ale po postawie stwierdziła, że to pewnie ktoś ważny
- Jutro z samego rana zostaniesz przewieziona do więzienia, będzie nim kopalnia na północy gór Dasso. Odpracujesz tam uczciwie swoją karę. - powiedział.
- Nie możecie mnie tam wywieźć! - poderwała się natychmiast.
- Nie ty będziesz nam mówiła co mamy robić.
- Jesteście... Sttaszni - warknęła - A ty? Szmaty za ruena i morda jakbyś wypadł matce z rąk jak byłeś mały. Gdybym nie była taka zmęczona to najprawdopodobniej wytarłabym tobą podłogę...
- Zamknij się! - krzyknął i uderzył ją w policzek. Tak mocno w życiu nie dostała. Został ślad, a ona zatoczyła się na podłogę - Życzę miłego dnia, do widzenia.
Słysząc jego słodki ton głosu dhampirka zdenerwowała się
- Wypchaj się! Pewnie i tak jesteś tu tylko dlatego, że jakiś niewyżyty żołnierz chciał mieć... - przerwał jej dźwięk zatrzaskiwanych drzwi. Potem usłyszała jak przekręca klucz. Fikiria głośno westchnęła. "Ciekawe jak daleko jest Dasso...", pomyślała i usłyszała jak coś dzieje się w dziurce od klucza. Po chwili drzwi otworzyły się, a do środka weszła jej podopieczna. Dhampirka natychmiast rzuciła jej się na szyje, ciesząc się, że złodziejka żyje. Chwilowo miała gdzieś co do niej mówi. Zwróciła uwagę, że ramię, na którym się opiera jest jakby słabsze.
- Tak bardzo cieszę się, że żyjesz, że aż zapomniałam o ucieczce. Pomożesz mi? Moja magia chwilowo nie nadaje się do użytku...
Awatar użytkownika
Syl
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Syl »

W uścisku kobiety Syl poczuła się dziwnie. To uczucie było kompletnie obce, albo dawno zapomniane. Każda kolejna sekunda sprawiała jednak, że wnętrze złodziejki wypełniało przenikliwe ciepło. Na jeden moment przestała być czujna, uważać na to, co mówi i co się dzieje. Przestała wietrzyć podstęp. Tylko cieszyła się. Jej serce wypełniła radość, że odnalazła Laurence całą i zdrową. Chciała jej powiedzieć tyle rzeczy, chciała… przeprosić, ale nagle zza uchylonych drzwi celi dały się słyszeć kroki. Ktokolwiek to był zbliżał się. Nagle chód zmienił się w bieg. Widocznie musiał zauważyć, że drzwi nie są zamknięte.
Do celi wpadł gwardzista. Na widok Syl, która w międzyczasie dobyła sztyletów cofnął się kilka kroków i wytrzeszczył oczy.
“Jakiś żłótodziób” - westchnęła w myśli.
Bez namysłu mężczyzna zrobił zwrot i pędem ruszył korytarzem.
-Pomocy! Ratunku! Intruz! Więzień ucieka!- wykrzykiwał pomiędzy oddechami.
Selene porwana falą adrenaliny wybiegła za nim i nie czekając ani chwili rzuciła sztyletem, który wbił się w plecy nieszczęśnika do połowy ostrza. Dopiero gdy zobaczyła go leżącego na kamiennej posadzce bez ducha, dotarło do niej co zrobiła. Nie sądziła, że trafi. Po raz drugi zabiła człowieka. Podeszła do gwardzisty, żeby mieć pewność. Przyklękła, odchyliła głowę i sprawdziła oddech.
“Naprawdę nie żyje…”-ta gorzka myśl przepełniała jej umysł i odbijała się nieprzyjemnym echem.
Wyciągnęła ociekający krwią sztylet, wytarła w jego płaszcz i schowała do pochwy. Potem z grobową miną wróciła do dhampirki.
-Laurence, musimy się stąd wydostać.- powiedziała, a głos jej się lekko załamał. Z całych sił starała się udawać twardą. Wzięła więc ukradkiem oddech i kontynuowała tym razem z powodzeniem udając spokój.-Chodź, znam drogę,dostaniemy się za miasto niezauważone.
I ruszyła przodem w stronę zejścia do piwnic nie dając towarzyszce czasu powiedzieć czegokolwiek o całej sytuacji.
Awatar użytkownika
Fikiria
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Fikiria »

Przestała ściskać złodziejkę i usłyszała coś. Miarowe stukanie butów. Ktoś się zbliżał. Fikiria nie wiedziała co robić. Zabrali jej całe uzbrojenie. Zostały jej tylko pięści. Miała nadzieję, że zbliżająca się osoba nie ma hełmu. Bardzo chętnie rozkwasiłaby mu nos. Ten jednak wzniósł alarm krzycząc i zwiał. Selene pognała za nim i rzuciła w jego stronę ostrzem. Mężczyzna upadł i było po nim widać, że jeśli nie umarł to coś mu się stało. W końcu krew nie bierze się znikąd. "Nie dość, że złodziejka to jeszcze morderczyni... Świetnie", pomyślała dhampirka i z jeszcze większą ochotą patrzyła na pomysł wspólnej podróży. Dhampirka tylko gapiła się na tą scenę akcji. Kobieta podeszła do niej i powiedziała, że zna drogę na skróty. Na dodatek była niestrzeżona więc nikt się nie dowie jak ani kiedy wyszły. Może nawet uznają, że dhampirka sama uciekła. Byle ludzie nie mieszali do tego Seleny, a wszystko będzie dobrze.
- Fajnie! - Fikiria miała poważny problem, żeby nie wykrzyczeć swojej radości. Towarzyszka jednak ruszyła przodem tak szybko, że dhampirka nie miała żadnych szans na skomentowanie sytuacji. W jej głowie wprawdzie kłębiło się pd uczuć i myśli. Przede wszystkim jednak zastanawiało ją, czemu złodziejka po nią przyszła. Ktoś kto morduje ludzi i nie okazuje po sobie nic, a nic na pewno nie ma czegoś takiego jak sumienie. Dhampirka zabiła wprawdzie kilka, czy tam kilkanaście osób, ale zawsze bardzo tego żałowała. Przyśpieszyła, żeby dogonić kobietę. Złodziejka prowadziła w milczeniu. Brnęły w jakiejś mazi. Dhampirka skrzywiła się lekko, ale szła dalej. Po jakimś czasie tej niezręcznej ciszy, bladolica postanowiła nawiązać jakąś rozmowę.
- Słuchaj... Ja... Ja muszę cię przeprosić... Okłamałam cię. Najpierw w sprawie mojego imienia. Nazywam się Fikiria. Nie wiem czy to istotne, ale po prostu źle mi z tym było. Ale naprawdę zamierzam cię bronić i zrobię to cboćbym miała zginąć, wiesz?
Dhampirka zobaczyła światełko i usłyszała szum morza. Prawdopodobnie tu miały koniec kanały. Światło. To było takie piękne.
Awatar użytkownika
Syl
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Syl »

Selene brnęła naprzód po kolana w cuchnącej, lepkiej cieczy. Doskonale pamiętała drogę do wyjścia, z resztą, na powierzchni było całkiem widno. Światło wpadające przez otwory w sklepieniu odbijało się od powierzchni wody… czy też ścieku, który niczym strumyk płynął w stronę morza.
Złodziejka nie mogła przestać myśleć o strażniku, którego zabiła. To jeszcze młody chłopiec, młodszy od niej. Być może po raz pierwszy miał stanąć na warcie. A ona odebrała mu życie. Nie miała prawa. Ale to był impuls, sekunda, w której zaważył lęk o własną skórę, o to, by nie zostały wydane. Syl doszła do wniosku, że zaczyna zmieniać się w postać, którą udawała, by sprawiać wrażenie silnej. Chowała się za pozorami i brakiem litości.
Złodziejka była tak głęboko zamyślona, że nagłe pojawienie się dhampirki tuż obok zupełnie zbiło ją z tropu. Milczała przez chwilę usiłując sobie uświadomić, co przed chwilą do niej powiedziano. Po chwili odezwała się:
-Nie musisz mnie za to przepraszać. Żyjemy w niebezpiecznych czasach. To normalnie, że chcesz się chronić. Niemniej… doceniam zaufanie. - to ostatnie powiedziała nieco ciszej i jakby mniej pewnie. Widać, że nie przywykła do szczerości.
Na ostatnie słowa kobiety lekko się uśmiechnęła. Choć nie miała pojęcia dlaczego Fikiria chciałaby oddać za nią życie, poczuła się tak bezpiecznie, jakby dzięki temu całe zło tego świata przestało być już takie straszne.
Na końcu tunelu zabłysło światło i po chwili dał się słyszeć szum morskich fal. Bez wątpienia miały przed sobą wyjście. Syl przyspieszyła kroku uradowana, że wreszcie udało im się wydostać z tych paskudnych kanałów. Wyszła na świeże powietrze, a światło dnia oślepiło zmęczone ciemnością oczy. Odetchnęła głęboko.
Znajdowały się pod portowym pomostem, którego spróchniałe pale były wbite w piach. Z tego miejsca nikt nie mógł ich dostrzec, wszyscy byli przecież w porcie - ponad ich głowami.
-W naszej sytuacji lepiej na razie trzymać się z dala od miasta… od miast- zwróciła się do towarzyszki. - Po prostu chodźmy stąd… - dodała wskazując na pustą plażę, którą mogłyby skierować się na północny zachód oddalając się tym samym od Trytonii. W tamtej chwili nawet przez myśl jej nie przeszło, by zostawić dhampirkę i odejść. Nie miała nawet dokąd pójść. Cały jej plan legł w gruzach. Nie było mowy o rejsie do dzikich krajów za morzem. Ale jakoś wtedy o tym nie myślała. Myślała tylko o swojej nowej towarzyszce i tym, co je czeka.
Awatar użytkownika
Fikiria
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Fikiria »

Zobaczyła wyjście. Fikiria wyszła za Seleną z kanałów, rozciągając się i prężąc plecy. Przymrużyła oczy i wyciągnęła ręce w stronę światła. Z radością wzięła oddech. Będąc w zamknięciu, a potem w bardzo nieprzyjemnych ściekach, nie miała okazji, ani na wyprostowanie się, ani na podziwianie krajobrazu. Ten tu był całkiem niczego sobie. Plaża, morskie fale rozbijające się o brzeg. Dhampirka słuchała dudnienia stóp nad nimi. Z letargu wyrwał ją głos towarzyszki.
- No... W sumie racja, tylko... Zupełnie nie wiem gdzie możemy iść... Zupełnie nie znam się na geografii. Map z kolei też nie umiem czytać. Beznadziejna jestem, nie?
Fikiria poczuła się nagle zdumiewająco lekka. To było tak, jakby ktoś dosypał jej jakichś ziółek do jedzenia. Uklękła i zaczęła przesypywać sobie piasek przez palce. W oddali zobaczyła słoik. Był pusty, ale jakiś taki ładny. Dhampirka podniosła go i schowała w największą kieszeń jaką znalazła."Czy to tak wygląda wolność, po tkwieniu w zamknięciu jeden dzień? Cudowne uczucie!", pomyślała. Z chęcią zamoczyłaby się w wodzie i trochę popływała. Sypnęła się piaskiem w twarz. Myślała, że ziarenka zdołają ją uspokoić. Nagle przypomniała sobie o broni, która została jej odebrana, no i o pieniądzach... I długu! Następnym.
- Wszystko spartaczyłam - wyszeptała - Narobiłam sobie następnego długu. Straciłam pieniądze, miecz, sztylety, książkę kucharską, twoje dane z rysunkiem i... Stój! Ile władze o tobie wiedzą? Bo jeżeli znajdą w mojej torbie informacje o tobie, to może się zrobić nieprzyjemnie... Jaka ja jestem głupia! - każde następne słowo mówiła coraz głośniej, a ostatnie zdanue wykrzyczała i uderzyła w piasek. Całe jej szczęście zamieniło się w gniew na samą siebie. To była tak wściekłość z ogromnym poczuciem winy i ssaniem w brzuchu. Cieszyła się jednak z tego, że list od matki ma wciąż ze sobą. Nagle poczuła się strasznie głodna. W więzieniu nie dawali jej dużo jedzenia. Poczuła też większą niż zwykle falę głodu krwi. Nienawidziła tego robić, ale to ją wzywało. Zaczęła słyszeć dzikie pulsowanie serca. W jej pobliżu była tylko kobieta, którą miała chronić. Resztkami woli powstrzymywała się przed rzuceniem się na Selene. Oczy dhampirki zwęziły się.
- Sel? Jestem głodna... Ale nie chodzi mi o jedzenie... Potrzebuję... Potrzebuję krwi... - wycharczała i padła na ziemię - Długo tak nie wytrzymam... Uciekaj! Znajdę cię później... Tylko błagam dobrze się ukryj. Nie chcę, żebyś widziała mnie w tym stanie.
Zablokowany

Wróć do „Trytonia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości