TrytoniaKompanio, w stronę skarbu!

Wielkie miasto portowe. To tutaj poszukiwacze przygód wynajmują statki, wyładowują je po brzegi i wypływają na niebezpieczne wytrawy. Miasto położone na szlaku handlowym, roi się tu od przybyszów z innych krain. Tutaj spotykać mażesz wszystkie istoty chodzące po ziemi... i nie tylko...
Awatar użytkownika
Verden
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Kompanio, w stronę skarbu!

Post autor: Verden »

        Ach, wybrzeże... W odpowiedni dzień, jedno z najlepszych miejsc w jakie można się wybrać. A pogoda dziś była nadzwyczaj dobra. Chmury na niebie nie widać było prawie żadnej, a lekka, chłodna bryza wiejąca znad morza, była wybawieniem dla lodowego elfa, który niezbyt dobrze znosi ciepło nadmorskiego słońca. Verden zadowolony, lecz mimo wszystko z poważną miną, przekroczył bramę Trytonii, a jak zwykle leniwi strażnicy miasta, nie mieli siły ani ochoty go przetrzepywać. Trudno im się zresztą dziwić, nie było w mieście żadnej poważnej sytuacji, a widok dobrze uzbrojonej, zakapturzonej postaci skutecznie odstraszał potencjalnie nadgorliwych stróżów prawa. Jednak, gdy tylko elf wszedł głębiej w miasto, cały dobry humor z niego opadł. Bywał tu już wcześniej, ale za każdym kolejnym razem przybywa tu z dziecięcym wręcz entuzjazmem. I za każdym razem z rytmu wybijają go kruszące się, stare, kamienne budynki i wszechobecna biedota. Tylko nieliczne z budowli były zadbane, a należały one do najbogatszych warstw tutejszego społeczeństwa i były skupione w jednym, oddalonym miejscu. Górowały nad całą resztą zabudowy, skutecznie odcinając się od reszty krajobrazu i w oddali wydawały się niejako oddzielnym miastem. Jednak nie w tą stronę kierowały się kroki Verdena, ale do centrum miasta, do karczmy. Nawet dla wprawionego, wielodniowa wycieczka przez lasy, stepy i pustkowia była wyczerpująca, mimo że elf nie dawał po sobie tego poznać.
        Przechadzając się ulicami Trytonii, trzeba było być w ciągłym ruchu. I to nie tylko z powodu specyficznego smrodu, zmieszanego zapachu rybich resztek, szczyn i kału, uderzającego z bocznych uliczek. Główne alejki są tu zatłoczone, a na każdym rogu może siedzieć jakiś żebrak albo dziecko z ulicy, który właśnie czyha na twoją sakwę. Verden notorycznie odpychał ręce ciągnące w jego stronę, przeciskając się przez tłumy ludzi zebrane w wąskich przejściach pomiędzy budynkami. Szukał najmniej odrażającego lokalu, ponieważ po ostatnich przygodach z noclegiem w tym mieście, przez tydzień nie mógł zmyć z siebie odoru stęchlizny i ekstrementów. W końcu, gdy wyszedł z najbiedniejszej dzielnicy miasta, trafił na dość schludny budynek, co w tych stronach oznacza najmniej rozpadający się ze starości, z ładnym drewnianym szyldem, na którym widniał napis "Pod Łonem Oceanu". Nazwa śmierdziała trochę domem uciech, natomiast wątpliwości elfa rozwiał obrazek na szyldzie, przedstawiający kufel piwa dryfujący na morskiej fali. Nie zastanawiając się dłużej, wmaszerował do środka i miał nadzieję, że ta wizyta nie podzieli losu jego poprzedniego razu w mieście.
        Gdy tylko Verden otworzył drzwi i ściągnął swój kaptur, nawet z jego twarzy musiała zejść obojętność. Okazało się bowiem, że wnętrze jest... zaskakująco schludne. Już z progu uderzała miła woń wody różanej, która była na tyle intensywna, że mógł wywąchać ją swoim niezbyt czułym nosem. W dość dużej, wspólnej sali, stoliki były równo poukładane, a krzesła niezbyt zniszczone, co świadczyło o braku karczemnych bójek. Klientów obsługiwały urokliwe kelnerki, kokietując w krótkich, falistych sukienkach bez żadnych rękawów, trzymających się jedynie dzięki ciasno zawiązanym, skórzanym gorsetom. Natomiast samych gości nie było wcale tak dużo, połowa stolików była wolna, co jeszcze bardziej dziwiło elfa. Starając się ominąć obsługę, przeszedł szybko do lady i zagaił karczmarza, co bardzo szybko rozwiało wszelkie wątpliwości na temat tego miejsca.
        - Witam, potrzebuję skromnego posiłku, najtańszego pokoju... i jeszcze kufla jakiegoś dobrego piwa.
        - Już się robi szefie. - Wyszczerzył do niego zęby dość wysoki, barczysty karczmarz o kwadratowej głowie. - Szczególne życzenia co do posiłku? Albo może kogoś do towarzyst...
        - Nie, nie chcę nikogo do towarzystwa - szybko urwał mu elf, zmieniając momentalnie ton głosu na chłodny. - Tylko to, co mówiłem. Posiłek jaki tylko masz, nie jestem wybredny.
        - Ta jest, szefie. Należy się sześćdziesiąt ruenów.
        - Że ile? - zakrzyknął elf z zaskoczeniem. Spodziewał się, że może być tu drożej niż w zwykłych przybytkach, ale nie z takim przebiciem.
        - Sześćdziesiąt ruenów, głuchyś? Tyle się tu płaci, jeżeli ci się nie podoba, to drzwi są tam. Zawsze możesz sobie poszukać czegoś lepszego.
        Verden westchnął, ale wiedział, że nie ma w tej kwestii nic do gadania z karczmarzem. Alternatywą było wyjście, ale nie była to satysfakcjonująca opcja. Tutaj przynajmniej wiedział, że będzie odpoczywał w godnych warunkach. A w innych karczmach? Szkoda gadać. Wyciągnął sakiewkę i wzdychając ciężko, wyciągnął na blat garść monet, które z nieukrywanym uśmiechem gospodarz zgarnął z blatu i odłożył pod ladę. Po chwili, w tym samym miejscu, gdzie leżały wcześniej pieniądze, zostały elfowi podane jego zamówienia, a także klucz do pokoju. Zaczął konsumować obiad, który nie był wcale taki zły, i pochwycił w rękę swój kufel, a karczmarz przysiadł się do niego z intencją nawiązania rozmowy. Prawdopodobnie liczył na wyciągnięcie jakichś informacji od klienta, w którym ze względu na rzucające się w oczy ubranie, od razu widać podróżnika.
Awatar użytkownika
Rubinento
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rubinento »

Rubinento przeżywa właśnie kolejny dzień pracy. Pracuje on w jedynej karczmie w Trytonii. Nosi ona dumną nazwę „Pod Łonem Oceanu”. Może nie jest ona jakoś specjalnie zadbana, ale to jeden z najschludniejszych budynków w całym mieście. Oprócz niego zatrudnione jest tam jeszcze kilka kurtyzan, w tym jego przyjaciółka - Yve. Ona ma po prostu ładnie wyglądać lub spełniać zachcianki klientów (i na odwrót) podczas gdy on pełni wiele funkcji, poczynając od pokazywania gościom ich pokoi, rozwiązywania ich problemów, sprzątania im pokojów i praniu ubrań skończywszy, za marną miskę strawy. Czasem pełni również rolę osoby, na której można wyładować swój gniew. To znaczy, on protestuje, usiłuje się bronić, ale zazwyczaj kończy się to tym, że chęć torturowania trytona jest jeszcze większa. Jednak tego dnia, jego los miał się odmienić. Do karczmy wszedł elf. Po ubiorze można było szybko stwierdzić, że nie pochodzi on stąd i dużo podróżuje. Na jego twarzy gościł spokój. Zażądał posiłku. Zdjął kaptur skrywający długie, jasne włosy i odstające uszy. Tryton patrzył zdezorientowany, gdyż nigdy takiego cudaka nie widział.
Oprócz ludzi i lisołaka widział dotychczas tylko jednego, ale zupełnie niepodobnego elfa „Właśnie! Jak już o lisach mowa, to gdzie podziewa się Yve? Nie próbuje go naciągnąć na drogie prezenty? Ach, już idzie,” pomyślał. Yve – piękna kurtyzana z lisim ogonem ukrytym częściowo pod spódniczką. Już chciała zagadać do elfa, jednak ten odsunął ją i szorstkim głosem powiedział, że nie potrzebuje towarzystwa. Napuszona lisołaczka postanowiła nie odpuszczać jednak dalszego ciągu tej znajomości, Rubin nie widział, gdyż został wezwany przez właściciela karczmy:
- Gdzie ty się podziewasz, nierobie? Będziesz mnie na kolanach błagać, żeby cię nie zwalniać! – krzyczał.
- Już idę, mistrzu. Proszę nie krzyczeć.
- Nie będziesz mi mówić, co mam robić!
- Oczywiście, mistrzu.
- Dobrze… Jak już sobie to wyjaśniliśmy to obsłuż pana!
- Jak pan sobie życzy – powiedział tryton i natychmiast poszedł do nieznajomego.
- Życzy pan sobie może, odświeżyć się, albo może pokazać panu pokój? Może skorzysta pan z masażu stóp? Pan to pewnie zmęczony długą podrożą… Dziś jestem cały do pana dyspozycji - pytał Rubin, zachęcając do skorzystania z kolejnych usług, jednak widząc, że nie uda mu się na nic namówić podróżnika, postanowił uważnie mu się przyjrzeć. Skarcony jednak przez karczmarza, poszedł zająć się innymi gośćmi. Jego umysł był jednak zajęty innymi rzeczami. Jego myśli krążyły wokół elfa i obrazach krain, które mógłby z nim zwiedzić. Tylko, że był jeden zasadniczy problem: Nie miał absolutnie nic, oprócz nikłych umiejętności... Zamyślił się tak bardzo, że nie słyszał klientów niezadowolonych z obsługi. Stał się głuchy i ślepy. Poczuł wtedy ucisk na swoim prawym ramieniu. Odwrócił się i zobaczył swojego szefa, który prosi go, by na chwilę wyszli z sali. Poszli na zaplecze. Stał tam stół, na którym leżały różne rodzaje broni i narzędzi do torturowania.
- Po... po co... myśmy tu przyszli?
- Oj, zobaczysz... - odparł karczmarz z obłąkańczym uśmiechem.
- Nie! Proszę! Błagam! Niech mnie pan zabije! Błagam bez tortur. Proszę - rzucił mu się do stóp.
- Bez tortur powiadasz? Nie ma mowy... Uwierz mi, chciałbym cię zabić, ale chroni cię moc o jakiej nawet nie masz pojęcia. Gdyby to ode mnie zależało, już dawno byłbyś martwy - zaskrzeczał, przemieniając się w demona. W tej postaci ma czerwoną skórę, jakby bez mięśni i tłuszczu, a na czole tatuaż w kształcie diademu.
- Jaka moc? Kim jesteś? - W jego głowie kłębiło się wiele pytań. Chciał uciekać, ale coś trzymało go przy ziemi. Poczuł zapach siarki, gorąco, a później koszmarny ból w nogach, które zbladły i stały się prawie przezroczyste. Miało się wtedy wrażenie, że pojawia się tam półprzezroczysty ogon. Rubinento spadł na ziemię.
- Ahhh... Więc to jednak tryton... Ojjj... Za gorąco ci co? A to co? - Demon aż odskoczył, zaskoczony ciemnym dymem wydobywającym się spod młodzieńca. - Parasz się magią demonów takich jak ja! Nie ujdzie ci to płazem. Za użytkowanie tej magii płaci się krwią! - krzyknął, po czym oblał go wodą, żeby nie zdechł podczas tortur. Wziął ze stołu szpikulec, rozgrzał go do czerwoności i przykładał do ciała trytona wyjącego z bólu. Oczy Rubina pociemniały, zła natura przejęła nad nim kontrolę. Ostatkiem sił wyjął spod siebie miecz i usiłował ciąć nim wroga, jednak już po pierwszym uderzeniu, padł nieprzytomny na podłogę.
Awatar użytkownika
Yve
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 92
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Kurtyzana , Skrytobójca , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yve »

Ile to już czasu minęło, odkąd przybyła do tej zatęchłej dziury zwanej Trytonią, która przyciągnęła ją do siebie jak przynęta ryby do haczyka swoją intrygującą nazwą. Dziewczyna była szczerze zawiedziona widokiem rozpadających się kamienic, walających się śmieci i żebraków, których było chyba wprost proporcjonalna ilość do szczurów plątających się pod nogami niemal na każdym kroku. Była naiwna i lekkomyślna, przemierzając pół kontynentu w nadziei, że uda jej się opalić nieco bladą cerę na słonecznej, piaszczystej plaży, lizanej co chwila namiętnie przez fale. Tak, zdecydowanie za dużo wymagała od życia, nie mając jednak żadnych pieniędzy na życie i na dalszą podróż została w tej marnej imitacji miasta, gdzie psy... Albo bardziej szczury swoimi małymi owłosionymi zadkami szczekały. Nie zdziwiłaby się, gdyby takowego gryzonia spotkała, ale z drugiej strony nie miała nawet zamiaru szukać takiego osobnika. I tak nie wiedząc, kiedy zleciały jej dwa miesiące, pracując w całkiem przyzwoitej oberży nieopodal siedziby władcy, co zapewne było powodem wygórowanych cen, ale przynajmniej schludnego wyglądu wewnątrz i nienagannych manier przybywających tu klientów, którym wraz z innymi kobietami w przybytku przynosiła do stolika złożone przez nich zamówienia, albo spędzała z nimi noc za pieniądze. Lubiła takie życie, bo mężczyźni byli niezwykle pocieszni, przez co dostarczali jej niemałej rozrywki. Jednego razu napotkała delikwenta, któremu została kupiona na noc z okazji wieczoru kawalerskiego i oprócz tego, że trząsł się jak osika cały czerwony na twarzy ze wstydu, kiedy tylko podnosiła na niego swoje fioletowe oczy, to jeszcze uciekł niemal z płaczem krzycząc, że nie może zdradzić swojej narzeczonej. Albo pijany facet, który zasnął nim doszło do czegokolwiek. Ona wtedy ulżyła nieco jego mieszkowi i wymknęła się z pokoju, by pójść spać do siebie, bardzo się cieszyła, że za usługi płacone jest z góry.

Tego jednak dnia siedziała na kolanach na krześle przysuniętym do parapetu i ze znudzeniem wyglądała przez okno, co chwilę zerkając tylko na jęczącego i szarpiącego się mężczyznę, który kazał jej się związać, co też uczyniła bez wahania. Wiedziała, że nie jej klientowi zapewne nie zależało na tym, aby znaleźć się w obecnej sytuacji, tym bardziej, że w gratisie go jeszcze zakneblowała. Nie wątpiła, że facet nie będzie szczęśliwy, kiedy go wypuści, ale nie obawiała się niczego, pewna swoich umiejętności "przekonywania". Z początku było śmiesznie, gdy go wiązała, a na jego twarzy widoczna była przyjemność i podniecenie, kiedy szczuła go swoimi wdziękami, ale ile można się popisywać swoim pięknem, dlatego postanowiła całkowicie zignorować klienta i nieco pokontemplować nad własną egzystencją, wyglądając na parodię miasta portowego przy oknie, czując niezbyt przyjemny zapach tego miejsca i pozwalać chłodnemu wietrzykowi, aby bawił się jej włosami. Jej rozmyślenia zostały przerwane, kiedy fioletowe ślepka kurtyzany dostrzegły zakapturzonego jegomościa, zmierzającego w stronę jej tymczasowego "domu". Przeciągnęła się leniwie, wstając od okna i ziewając przeciągle, ukazując światu swoje niewielki lisie kiełki, otoczyła związanego mężczyznę z kuszącym uśmiechem, kilka razy muskając jego twarz swoją rudą kita wystającą spod krótkiej przesadnie falowanej sukienki i stając za nim, objęła go.
- Zaraz cię odwiążę, bo twój czas się skończył i muszę wracać do pracy, ale miło by było, jakbyś po prostu ładnie po tym bez słowa wyszedł z mojej karczmy jak mały grzeczny chłopiec, co ty na to? - mruknęła uwodzicielsko do ucha, szarpiącego się i wyrzucającego z siebie kolejne groźby, jednak były one niezrozumiałe i zagłuszone przez zawiązaną z tyłu zwiniętą szmatkę, która przechodziła mu przez usta, jak wędziło w końskim ogłowiu. Patrząc mu podstępnie głęboko w oczy, przeszła naprzeciw niego pochyliła się i ucałowała go w górą wargę, a ten momentalnie się uspokoił, jednak jego wzrok był otępiały i jakby nieprzytomny. Zachichotała radośnie, kilka razy przecinając powietrze swoim lisim ogonem i uwolniła mężczyznę, który w milczeniu spełnił jej "prośbę" i wyszedł z pokoju, a ona za nim aby usłużyć nowemu gościowi w karczmie. Przed tym jednak schowała w większości swoją kitę pod fałdami sukienki, nie zamierzając słuchać wrzasków swojego pracodawcy na temat, że to przyzwoity zamtuz, a nie zoo.

Nie śpieszyła się jednak i z kocią gracją schodziła po schodach zaraz za "zahipnotyzowanym" szlachcicem. Z piętra już słyszała wrzaski karczmarza adresowane do niezwykle urokliwego i jeszcze bardziej sympatycznego trytona, który robił u nich za sprzątaczkę, pomoc kuchenną i coś w rodzaju męskiej pokojówki. Lisica go lubiła, bo przez swoje roztargnienie przypominał małe zagubione dziecko, którego było jej nawet trochę szkoda, kiedy oberżysta karał go za niesubordynację, albo jak inni klienci traktowali go jako worek treningowy. Nie mniej jednak ochrony uciśnionych nie było w zakresie jej obowiązków i nie zamierzała pchać się w kłopoty, jeszcze jej by się oberwało, a tego nie chciała. Uśmiechnęła się przyjaźnie do czarnowłosego trytona, puszczając mu oczko i jednocześnie wysłała w jego stronę buziaka. Nie mogła nie przyznać, że był przystojny, a jego błyszczący w świetle, złoty naszyjnik tak samo ją intrygował co sama osoba wodnego mężczyzny, ale nie mogłaby okraść przyjaciela... No chyba, że w grę wchodziły naprawdę spore pieniądze.
- Witaj, panie, nie chciałbyś po posiłku nieco odpocząć? Wyglądasz na znużonego podróżą - mruknęła, siadając na stołku obok białowłosego elfa, kładąc swoją dłoń na jego udzie, aby zrozumiał, że nie będzie musiał iść od razu spać. Lubiła elfy za ich łagodność i wyniosłość, a dodatkowo bardzo rzadko zdarzał się klient tej rasy, dlatego nie chciała łatwo odpuścić takiego rarytasu. Nim ten się jednak zirytował, postanowiła odpuścić i zająć się innymi gośćmi, idąc po zamówienia dla nich, wcześniej jednak poleciła dwóm innym koleżankom po fachu zapewnienie im towarzystwa, a trzeciej, aby umiliła czas w karczmie muzyką.

Słysząc kolejne wrzaski szefa, westchnęła ciężko, układając na drewnianej tacy puste kufle i dzban z piwem, na drugiej ustawiła dwa talerze z gorącym posiłkiem i z obiema rękami zajętymi tacami ruszyła do stolika, którego to było zamówienie, starając się nie zwracać uwagi na krzyki dochodzące z zaplecza, choć niepokoiło ją to w pewnym sensie, ponieważ pierwszy raz słyszała ten dziwny ton krzyku, zagłuszony ścianami i drzwiami, a który należał do cierpiącego trytona. Nie wiedziała, co się tam dzieje i kiedy tylko wróciła z pustymi tacami, żeby ułożyć na nich kolejne zamówienia i zanieść je innym, zerknęła z ciekawości na zaplecze, lekko uchylając zamknięte drzwi. Oniemiała jednak przez to, co zobaczyło, a futro na jej ogonie się napuszyło, z przestrachu wysuwając rudą kitę spod jej sukienki. Pisnęła głośno, widząc odrażającą mordę potwora, stojącego nad trytonem w pełnym znaczeniu tego słowa, ponieważ nogi Rubina ustąpiły miejsca czarnemu rybiemu ogonowi. Była zdezorientowana i spanikowana, nie wiedząc, co przed nią stoi i co powinna zrobić, żeby najlepiej uratować swoją skórę, choć nie chciała zostawiać wodnego przystojniaka na pastwę tego czegoś, czego nie życzyłaby nawet najgorszemu wrogowi.
Awatar użytkownika
Verden
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Verden »

        Karczmarz bardzo chętnie zagajał elfa, próbując się od niego czegoś dowiedzieć, jednak ten wyraźnie stronił od rozmowy. Zresztą, nie do końca wiedział, jakimi ciekawymi informacjami mógł się podzielić. Był podróżnikiem, prawda, ale ostatnimi czasy nie spotkał się z żadną rzeczą wartą przekazania dalej. Ot kilka śmierci na trakcie, grupka bandytów w jakimś miejscu, zresztą rozgromiona po tym, jak niefortunnie spotkała na swojej drodze pewnego lodowego elfa. Gospodarz, widząc że nic tu nie zdziała, dał spokój elfowi i odszedł od lady, zajmując się opieprzaniem jakiegoś czarnowłosego chłopaka, który najwidoczniej był tutejszym pachołkiem.
        Jednak to nie był koniec zakłócania spokoju Verdena. Gdy tylko karczmarz przestał go męczyć, ruszyła w jego stronę młoda, niezbyt wysoka dziewczyna, jedna z pracownic lokalu. Nie można jej odmówić wdzięku, była bardzo zgrabna, ponętna i olśniewała swoimi pięknymi, rudymi włosami. Elf zdołał jednak dojrzeć coś, na co większość nie zwracała prawdopodobnie uwagi, a była to blizna na jej twarzy. Zakryta makijażem na tyle, żeby przeciętny człowiek jej nie zauważył, natomiast jego wzrok nie był w stanie tego przegapić. Gdy był tak skupiony na niej, a ona podeszła bliżej, w pewnym momencie uderzyła go siła jej aury. Przymknął oczy, aby dowiedzieć się więcej i jeszcze mocniej poczuł od niej potężną moc. Obraz odbierany przez magiczny zmysł falował, jakby w tańcu, a jego głowę przeszywała głęboka melodia, wwiercająca się w jego umysł. Nie mógł wyczytać więcej, tylko niektóre, najsilniejsze bodźce potrafił odczytać nie przyprawiając się o ból głowy. Szybko oderwał uwagę od aury, porządkując w głowie fakty. Niewątpliwie czuł magię umysłu. Cholerna czarodziejka... Może próbować się do niego dobrać, lepiej szybko ją spławić zanim cokolwiek zacznie.
        - Chcę odpocząć, ale w samotności. Dziękuję za troskę. - odpowiedział szorstko, gdy tylko przysiadła koło niego i zaczęła go zagadywać. Oderwał także jej dłoń ze swojego uda, odpychając ją delikatnie, aczkolwiek ze stanowczą siłą.
        Gdy tylko dziewczyna odeszła, Verdena przyszedł męczyć kolejny obsługujący, mianowicie czarnowłosy mężczyzna z wcześniej. Elf powoli zaczął się denerwować, natomiast widząc zakłopotanie chłopaka, a także mając w pamięci krzyczącego na niego karczmarza, postanowił zdobyć się chociaż na odrobinę uprzejmości. Zmusił się na delikatny, prawie niezauważalny uśmiech i spławił go już nie tak szorstkim głosem, jak kelnerkę.
        - Nie potrzebuję niczego, lepiej zajmij się czymś innym. Ale dziękuję ci za to, że spytałeś.
        Mężczyzna odszedł, a gdy tylko Verden upewnił się, że nikt nie będzie mu więcej przeszkadzał, rozsiadł się i zaczął delektować się swoim piwem. Pił powoli i starał się w ciszy zrelaksować. Jednak nawet tym razem nie udało mu się długo przesiedzieć w spokoju. Tym razem dobiegł go krzyk, który przebijał się przez drzwi na zaplecze. Zdaje się, że tam wchodził czarnowłosy pachołek. "Cholera... Biedny chłopak." pomyślał elf. Nie było jednak nic, co można było z tym zrobić, więc wrócił do napitku, próbując nie zwracać uwagi na hałasy. Sytuacja zmieniła się gwałtownie, gdy drzwi otworzyła rudowłosa kelnerka, po czym momentalnie zapiszczała ze strachu. Verden spojrzał do wnętrza pokoju, skupiając tam całą swoja uwagę, a magicznym zmysłem wyczuł uderzający stamtąd smród siarki. Niewiele myśląc, dobył miecza i przeskoczył przez ladę, do zaplecza, krzycząc do dziewczyny.
        - Cholera, odsuń się! To demon albo diabeł, nie wiem co gorsze...
        Wpadł do sali i ujrzał stół, na którym leżał mężczyzna, tym razem z czarnym, syrenim ogonem. Dookoła niego na stole leżały rozmaite instrumenty do tortur, od najprostszych do tych najbardziej wyrafinowanych. Nad nim natomiast, odwrócony do elfa plecami, stał wielki, dwumetrowy, czerwonoskóry barczysty bydlak, okaleczając właśnie swoją ofiarę rozgrzanym do czerwoności szpikulcem. Tryton próbował się bronić, jednak z braku sił opadł na podłogę. Wykorzystując okazję, elf uniósł miecz nad głowę, do pozycji dachu i wykonał błyskawiczne cięcie ukośne, które miało za zadanie zranić poważnie plecy przeciwnika. Jednak było to założenie czysto teoretyczne, gdyż potwór wyczuł obecność Verdena i sparował jego cięcie szybko dobytym tasakiem, na co ten cofnął się o krok i przyjął pozycję wołu, ze skrzyżowanymi rękami uniesionymi na poziomie głowy, aby móc szybko obronić się przed kontruderzeniem. Wykorzystując chwilę czasu zakrzyknął do rudowłosej kelnerki, obserwującej zajście.
        - Wiem, że jesteś czarodziejką! Pomóż mi, psia mać!
Awatar użytkownika
Yve
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 92
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Kurtyzana , Skrytobójca , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yve »

Stała jak słup soli wpatrzona w przerośnięte, paskudne i ohydnie cuchnące monstrum, rozmyślając różne warianty tego co uczynić. Niby szkoda było jej zostawić biednego trytona, ale z drugiej strony nic nie było ważniejsze od własnego życia i pieniążków. Nie mogła uciec przed wypłatą, chociaż gdyby tak zabić to coś i zgarnąć swoją wypłatę z nadwyżką przed terminem? To nie był zły pomysł, a nawet bardzo przypadł lisicy do gustu. Strach został zastąpiony pragnieniem posiadania nowych ciuszków, a przede wszystkim chęcią opuszczenia tego zaszczurzonego, zrujnowanego miasta. "A gdybym uciekłabym stąd z Rubinem, miałabym darmowego ochroniarza. Jestem genialna," pomyślała z radością, a jej oczy podstępnie się zaświeciły. Szybko jednak wróciła do obecnej sytuacji ściągając do rzeczywistości swoje myśli które już wesoło w podskokach przeprawiały się przez łąkę pełną kwiatów w drodze do innego miasta. Przełknęła z obawą ślinę kiedy demon na nią spojrzał i zadrżała, cofając się o krok na szczęście wtedy u jej boku stanął niemiły, elfi jegomość.

Odetchnęła z ulgą, że ktoś zabije potwora, nim on zrobi to pierwszy. Mogłaby wyciągnąć swoje sztylety ukryte w wysokich cholewkach jej butów, ale wtedy zdradziła by się kim jest naprawdę, a ponad to potargałaby sobie włosy i zniszczyłaby ubranie, a tego nie chciała. Na jej twarzy zagościł zły i obrażony grymas spowodowany niemiłym rozkazem nieznajomego, który wcześniej ją chłodno odprawił i miała zamiar mu wygarnąć, ale nie była to odpowiednia chwila. Odsunęła się robiąc mu miejsce i zamierzała się wycofać, jednak kątem oka dostrzegła nieprzytomnego trytona, co przypomniało jej o pomyśle z darmowym ochroniarzem, ewentualnie żywą tarczą, z której mogłaby skorzystać na niebezpiecznym szlaku, dlatego zamiast uciec przekradła się obok elfa i potwora przyparta do ściany i podeszła do Rubina chwytając go za ręce i odsuwając na bok. Naklęła się przy tym i nasapała bo nie była przyzwyczajona do dźwigania, ona miała jedynie ładnie wyglądać i skutecznie zabijać, ewentualnie pomagać rannym towarzyszom (których nie miała za wielu przez swoją lisią naturę) w cechu gdzie uczyła się skrytobójstwa.
- Zabiję cię, jeśli przez ciebie złamie mi się paznokieć. - Zagroziła bardziej do siebie, ponieważ adresat jej słów był nieprzytomny i usadziła go pod ścianą jak najdalej od walczących.
Omiotła Rubina spojrzeniem i skrzywiła się ze zmartwieniem widząc poparzone rany na jego ciele i zamierzała się nim zająć jednocześnie chcąc go ocucić. Nim jednak w jakikolwiek sposób udzieliła pomocy koledze z pracy usłyszała kolejne zdania wydobywające się z ust elfa i kierowane w jej stronę. Zmarszczyła swój lekko zadarty nosek i cicho zawarczała z niezadowoleniem. Do głowy przyszła jej myśl czy nie zabić białowłosego, kiedy ten pozbędzie się jej szefa, ale zrezygnowała z tego pomysłu z tego samego powodu co wcześniej.
- A niby co ja mam zrobić według ciebie? Nie zbliżę się do tego czegoś, jest brzydkie i śmierdzi! - Burknęła nie ukrywając tego, że nie darzy sympatią niemiłego nieznajomego. "Jeszcze czego! Najpierw mnie zbywa, a teraz prosi o pomoc. Bezczelny," prychnęła do swoich myśli z zamiarem zignorowania elfa, ale widząc, że ten sobie nie radzi z monstrum domyśliła się, że po rozprawieniu się z chłopakiem najpewniej demon rzuci się na nich. "Mówiłam ci już tyle razy, Rubin, że kiedyś się doigrasz, jeśli nie przestaniesz bujać w obłokach podczas pracy i patrz co zrobiłeś z naszym chlebodawcą," westchnęła i rozejrzała się dokoła po czym rzuciła w demona rondlem, który z zabawnym brzdękiem odbił się od jego, równie paskudnego co on sam, łba.

Potwór nie zareagował wciąż skupiony na elfie, jednakże bardziej rozjuszony, jakby poirytowany. Nim jednak poprzedni pocisk upadł na ziemię, już w stronę napastnika leciały kolejne, talerze, garnki, sztućce wszystko co Yve znalazła pod ręką i w niedużej odległości od trytona. Dopiero kiedy potworny karczmarz oberwał patelnią wnerwił się nie miłosiernie i odwrócił się w stronę lisicy zaryczał wściekle i zaczął iść w stronę siedzącej przy trytonie lisicy, która warczała na niego dziko ze świecącymi się jak u kota oczami na zacienionym zapleczu gotowa dobyć w każdej chwili broni ukrytej w bucie, aby ratować skórę. Starała się też uspokoić swoją magią przeciwnika, ale nigdy nie używała jej w takich sytuacjach, mimo to spróbowała go omotać swoją magią. Nic się nie działo, a jedynie działało to na Yve, która tylko zużywała swoją siłę. Potwór przez silną wolę był odporny na jej magię.
Awatar użytkownika
Verden
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Verden »

        Gdy pierwsze iskry pojawiły się już w walce z demonem, Verden kątem oka zauważył przekradającą się z dala od walki rudowłosą kelnerkę. Dziewczyna najwidoczniej ruszyła na pomoc swojemu czarnowłosemu współpracownikowi. Nie był to dobry pomysł, można było się nim zająć po walce, a teraz oboje będą pałętać mu się pod nogami. Elf westchnął głęboko, prowadząc ciągłą wymianę ciosów ze swoim przeciwnikiem. Miał nadzieję na pokonanie go normalnym, ludzkim tempem, jednak na każde cięcie przypadał blok czarta, który bez problemu nadążał z parowaniem. Nie chciał się odkrywać ze swoimi zdolnościami, choć sytuacja coraz bardziej go zmuszała. Czarodziejka, którą poprosił o asystę, odburknęła tylko z irytacją, nie mając widocznie ochoty na udzielenie jakiejkolwiek pomocy. "Cholerna amatorka... Muszę wszystko zrobić samemu.", rzucił w myślach elf, który powoli zaczynał być naprawdę wkurzony.
        Verden miał już przechodzić do szybszego tempa, kiedy zauważył rondel, uderzający o twarz demona. A za nim talerz, garnek, łyżka, widelec... Wszystkie miotane przez rudą kelnerkę. Adwersarz coraz bardziej tracił uwagę w walce i przenosił swój gniew na dziewczynę, przyjmując w końcu pionowe cięcie na ramię i wybiegając z walki. Ruszył w stronę, z której nadlatywały przedmioty, aby dorwać sprawcę i najprawdopodobniej posiekać go na drobne kawałeczki swoim tasakiem. "Ściągnęła na siebie jego uwagę. Idiotka...", prychnął w myślach, mając nadzieję, że jej głupota zmusi ją do włączenia się w walkę. Jednak demon był coraz bliżej, a nie działo się z nim nic, mimo że elf czuł swoim magicznym zmysłem wzmożoną ilość energii, emitowaną przez czarodziejkę. Wychodzi na to, że na demony nie działa magia umysłu, ważny fakt do zapamiętania. Choć jakże niefortunny w tej sytuacji. Teraz dziewczyna była w niebezpieczeństwie, z którego trzeba ją wyciągnąć. I Verden nie mógł się już wstrzymywać...
        Szybko ruszył w stronę wroga i w momencie, gdy ten już zamachnął się tasakiem, zablokował jego cięcie i momentalnie przeszedł do parady, dużo szybszej i potężniejszej niż wcześniej. Poprzednia wyglądała na najzwyklejszą wymianę ciosów, wykonaną przez w miarę przeszkolonego szermierza. Tym razem, niewątpliwie każdemu kto ją oglądał, opadała szczęka z wrażenia. Seria, którą wykonał Verden była nadludzko wręcz szybka i brutalna. Nie było w niej ani krzty płynności ani finezji, tak często przypisywanej wielkim szermierzom, którzy wyczyniali swoje popisy przed publiką na pokazach w miastach bądź dworach szlacheckich. Kombinacja składała się głównie z błyskawicznie wykonanych półcięć i pchnięć, praktycznie nie posiadała żadnych zbędnych ruchów. Każdy cios miał swój cel i był wykonywany przy wielkiej akceleracji prędkości, po którym na dosłownie ułamek sekundy szermierz mógł stanąć w pozycji i za chwilę znów wyprowadzić kolejny atak, tak szybki, że w pewnym momencie dawał wrażenie rozmazania się w ruchu. Demon nie był w stanie nadążyć z blokowaniem, w związku z czym większość ciosów przepuszczał przez swoją gardę, będąc coraz bardziej wykończonym i poharatanym. W końcu, z każdym ciosem zbliżając się do przeciwnika, Verden miał go na wyciągnięcie ramienia. Puścił więc miecz lewą ręką, wytrącił tasak z ręki adwersarza, uderzając w niego mieczem trzymanym w prawej dłoni, a lewą dłonią chwycił głowę potwora i skupiając się na swoich palcach, wzniecił na nich ogień, spalając jego twarz i tym samym wykańczając go. Po chwili elf puścił stwora, który był już martwy, a dla pewności odrąbał jego łeb szybkim ruchem i odwrócił się do dziewczyny i nieprzytomnego trytona.
        - Żyjecie, wszystko w porządku? - spytał, dużo łagodniejszym głosem niż szorstkie i zimne polecenia z wcześniej. Spojrzał na trytona, który był w naprawdę paskudnym stanie. Potworne poparzenia, a w dodatku prawdopodobnie brak wody, o czym świadczył półprzeźroczysty ogon. - Trzeba go zabrać do morza, nie wiadomo jak bardzo jest odwodniony. Chodź, czarodziejko, albo jakkolwiek masz na imię. Pomożesz mi go postawić na nogi. Nie powiesz mi chyba po tym co zrobiłaś, że ci na nim nie zależy?
        Szybko schował miecz, złapał ogoniastego chłopaka w pół prawą ręką i wziął go pod pachę. Sprawa była poważna, chwila zwłoki mogła być wyrokiem śmierci dla trytona, który był na chwilę obecną w stanie krytycznym. Wyszedł przez drzwi i ruszył szybkim marszem w stronę wybrzeża, a za nim szła rudowłosa dziewczyna. Czuł na sobie jej spojrzenie, które było jak najbardziej zrozumiałe. W końcu nieznajomy elf zabijaka z magicznymi zdolnościami, właśnie niósł pod pachą jej przyjaciela.
        - Nie ufasz mi nadal, co? - zwrócił się do niej, zmuszając się na lekki, ledwo zauważalny uśmiech. Taki sam, z jakim zwracał się wcześniej do mężczyzny w tawernie. - Pewnie, nawet pomimo tego, że uratowałem ci życie. Więc w ramach zaufania, poznaj moje imię. Verden Ailein, z Lodowych Elfów. A ty?
        Razem z kelnerką, szybko doszli do przystani, gdzie wybrali miejsce, w którym nie cumowała akurat żadna łódź. Tam, przyklękając na pomoście, delikatnie spuścił trytona do wody, kładąc go na plecach, aby unosił się na powierzchni. Nie wiedział dużo o jego rasie, ale miał nadzieję że taka "reanimacja" zadziała. Miał wielkie nadzieje, że się uda, ale na efekt trzeba było trochę poczekać.
Awatar użytkownika
Rubinento
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rubinento »

Tryton ocknął się. Otworzył oczy, ale widział jak przez mgłę. Poczuł, że znajduje się w wodzie, a twarz głaszcze mu wiaterek. Miał bardzo zły sen. Jego szef zmienił się w demona, przypalał go i mówił bardzo niezrozumiałe rzeczy. "Niemożliwe", pomyślał tryton. Chciał jak najszybciej opuścić to miejsce. Ogoniasty odzyskiwał siły i już lepiej widział i słyszał otaczający go świat. Zobaczył, że nad nim, na pomoście, siedziała Yve wraz z tajemniczym elfem i patrzyli na niego zmartwionym wzrokiem. Popatrzył na swoje ciało pokryte wieloma śladami powstałymi od oparzeń. Poczuł zapach grilowanej ryby, który się z niego wydobywał oraz smród zatęchłego morza, w którym leżał. Zrozumiał już, że to co uważał za sen, stało się naprawdę.
- Co się stało? Gdzie... Gdzie jesteśmy? Jak? - Pytał tryton patrząc to na elfa, to na lisołaczkę. Ci nie zdążyli mu jednak odpowiedzieć, gdyż zza budynku wyłoniła się straż.
- No proszę, proszę. A kogo my tu mamy? Morderców, którzy usiłują uciec sprawiedliwości, a chwilę później są tak zmęczeni, że muszą odpocząć na mostku. - powiedział, po czym zaśmiał się głośno.
- Jesteście aresztowani w imię prawa - dodał drugi.
- Ej? A ich nie było przypadkiem troje? - zapytał trzeci.
- No faktycznie... Gdzie ukrywacie ostatniego wy gnidy? Hę? - Zakrzyknął pierwszy, podkreślając skierowaną do uciekinierów obelgę."Aresztują nas... Boję się. Przecież my nic nie zrobiliśmy.", myślał tryton planując swoją ucieczkę, ale pomyślał o wszystkim co zrobiła dla niego Yve oraz ten gość, który ledwo go znał. Czy może ich opuścić kiedy oni go potrzebują? Jego siły witalne wciaż rosły, a z nimi chęć walki i żądza mordu. Nie było to jednak tak niekontrolowane uczucie jak w negatywnym trybie. To był w pełni opanowany zamiar. Nagle Rubinento poczuł energię. Energię oceanu, która do niego wracała. Siłę, która go wysłuchała i nie pozwoli mu stać bezczynnie, kiedy jego przyjaciele będą walczyć. Wyszeptał coś i zaczął robić ogonem kółka. Jego ogon został z każdej strony otoczony przez wodę, a sam tryton zaczął się podnosić ku górze. Kiedy był na wysokości pomostu zobaczył, że nie ma tam dziesięciu, czy dwudziestu ludzi, a setka uzbrojonych strażników. Rubin zdziwił się, że aż tylu ich było w mieście, ale nie pozwolił wybić się z tropu.
- Zinabi Misaylochi! Tet'ara! - wykrzyknął tryton i wyciągnął dłoń w kierunku przeciwników. Grad, który bombardował żołnierzy, w większości odbijał się id ich zbroi, a niewielka jego ilość trafiała w niczym nieosłonięte miejsca. Ogoniasty usiłował przypomnieć sobie kolejne formuły, lecz nic nie przychodziło mu do głowy.
- Wiha Kemach'edi! - zakrzyknął a w jego rękach pojawiła się uformowana z wody jednak ostra jak brzytwa kosa. Wszedł na pomost, wciąż lewitując na wodzie.
-Długo czekaliście? - zapytał towarzyszy.
Awatar użytkownika
Yve
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 92
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Kurtyzana , Skrytobójca , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yve »

Nie mogła uwierzyć w to co widzi, albo raczej czego nie widzi. Gburowaty elf poruszał się z taką prędkością tnąc idącego w jej stronę demona, że jej wzrok nie był wstanie nadążyć za jego ruchami i dostrzegała jedynie rozmazaną smugę od czego nie dość, że była skołowana to jeszcze zakręciło jej się w głowie. Zaraz jednak oprzytomniała potrząsając swoim łebkiem energicznie kiedy potwór padł bez ducha na ziemię. Umiejętności białowłosego były podziwu godne, ale teraz bardziej niż elfem była zaciekawiona demonem, któremu mogła się bezpiecznie przyjrzeć.
- Muszę przyznać, że wyprzystojniał, choć charakter mu się ani na jotę nie zmienił. - Zakpiła z rozbawieniem i wróciła wzrokiem na trytona, którego oblała wodą, aby skóra mu za szybko nie wyschła. Nie odpowiedziała na troskliwe pytanie nieznajomego zabójcy swojego pracodawcy, ponieważ skoro się ruszała wiadomym było, że żyje. Sytuacja Rubina mogła być wątpliwa, ale widząc jak jego klatka piersiowa unosi się przy każdym oddechu zrozumiała, że morski mężczyzna także jest wciąż z nimi, choć nadal nieprzytomny. Dodatkowo był dla niej zaskoczeniem łagodny ton elfa-gbura, lecz nie chciała dać się zwieść i jeszcze nie zamierzała zmienić swojego nastawienia do bądź, co bądź swojego wybawcy. - Nie mogłeś tak zrobić od razu? Przez ciebie musiałam dotykać tych przypalonych garów, które jedynie były obmywane wodą! - Jęknęła z oburzeniem patrząc na niego z wyrzutem, skrzącymi się ognikami w jej fioletowych oczach.
Kolejnych słów białowłosego nie słyszała, zbyt skupiona na kufrze karczmarza stojącym w jego "biurze" graniczącym z zapleczem oddzielonym pół-ścianką i drzwiami, które były otwarte szeroko, i przez które widziała wzywającą ją do siebie skrzynkę. Wiedziała, że tam znajdują się szeleszczące pieniążki jej pracodawcy, dlatego nie zwracając uwagi na elfa i zapominając o trytonie z radością tam poszła. Przykucnęła przy kufrze i sięgając ręką do swojego biustu wyciągnęła spod gorsetu wytrych, którym od razu zaczęła grzebać w zamku, aż nie usłyszała przyjemnie brzmiącego kliknięcia. Schowała z powrotem narzędzie i pocierając chytrze dłonie o siebie otworzyła skrzynię wyciągając z niej bez wahania mieszek z brzęczącymi ruenami, w końcu w tej torbie była jej wypłata, więc czemu miała by nie zabrać tego co było jej?
Niestety w tej chwili na zaplecze weszła inna z kelnerek chcąc zobaczyć co to za zamieszanie i czemu elf przeskoczył przez ladę dobywając miecza. Na nieszczęście całej trójki demon, na powrót przybrał postać karczmarza co nie wróżyło nic dobrego. Dziewczyna przyłożyła drżące ze strachu dłonie do ust dusząc w sobie krzyk i wybiegła wte pędy, powiadomić straże o morderstwie. Yve się to nie bardzo spodobało i nie mając najmniejszego wyboru uciekła z karczmy za nieznajomym szefobójcy, w końcu morderca niósł jej przyjaciela, o którego bezpieczeństwo wątpiła. Nie wiedziała co mogłoby strzelić temu długouchemu psychopacie do głowy jakby zostawiał z nim trytona sam na sam. Nie chciała jednak zostawić tak całej sprawy, bo przecież ona i Rubin byli niewinni, a co najważniejsze nie mogła zostawić swoich ubrań, które zostały w jej pokoju. Co to, to nie! Zamierzała po nie wrócić jak tylko wyjaśni strażnikom sytuację, oni pojmą elfa, a tryton po odzyskaniu przytomności zabierze jej rzeczy i będzie mogła z czystym sumieniem i radością opuścić to zatęchłe miasto.
- Nie mam powodu by ci ufać, dlatego pilnuję byś nie zrobił krzywdy mojemu koledze. - Burknęła nabzdyczona. Że co? Miałaby być miła i wdzięczna temu typowi za uratowanie jej skóry? Sama by sobie poradziła z tym demonem, w końcu byle głupek potrafi zabić szefa z piekła rodem, a tym bardziej kobieta z ogromną łatwością by to uczyniła. Prychnęła jeszcze tylko z uniesioną dumnie głową dla podkreślenia swojego oburzenia. - Yve. - Rzuciła od niechcenia, choć nieco spuściła z tonu. "Może faktycznie nie taki diabeł straszny," pomyślała, w końcu się jej przedstawił i pomógł jej i trytonowi, jeśli nie miał zamiaru wykorzystać ich do jakiś swoich sadystyczno-psychopatycznych fantazji, to może naprawdę było coś na rzeczy i kierowały nim dobre intencje. Nie miała jednak zamiaru przedstawiać mu się w pełni. On ją tylko uratował, nie oświadczał jej się, więc nie musiała mu ani ufać, ani się przed nim otwierać.

Po dotarciu do portu, obserwowała jak elf wkłada Rubina do wody i usiadła na pomoście, patrząc jak tryton odzyskuje kolory. Ucieszyła się i odetchnęła z ulgą wiedząc, że nic mu nie będzie, przez co jej ogon wesoło falował poruszany na boki, jednak nie merdał energicznie jak u jakiegoś szczeniaka, jedynie się spokojnie kołysał.
- To długa historia Rybciu. - Wyjaśniła trytonowi lisica, uśmiechając się do niego przyjaźnie i uwodzicielsko. Nie miała jednak zamiaru rzucić na towarzysza uroku, był to jej zwykły grymas, który z przyzwyczajenia gościł na jej twarzy przy konwersacji z jakimś mężczyzną. Wyjątek stanowił Vader, czy tam Verden, którego nie polubiła, choć z czasem mogło się to zmienić. - Powiem tylko, że straaasznie nacisnąłeś na odcisk naszemu kochanemu, szefunciowi i... - Przerwała słysząc oskarżycielski męski głos i chrzęst, stalowego okucia, w które przywdziani byli strażnicy.
Wstała z surową miną, wygładziła starannie swoje ubranie i wytrzepała swoją pupcię z brudu, którego pełno było na wilgotnym od fal pomoście.
- Po pierwsze, kochasiu, nie przerywa się innym kiedy rozmawiają. Po drugie my jesteśmy niewinni, to ten tam z białymi włosami elf zabił mojego szefa. Mogę zeznawać przeciwko niemu, wszystko powiem - zaczęła się tłumaczyć, bez chwili namysłu wydając swojego wybawcę. - Twierdzi, że nazywa się Verden Ailein i jest Lodowym Elfem, przynajmniej tak mi powiedział. - Przynajmniej teraz pamiętała jego imię i od razu zaczęła nadawać o tym co wywijał i jak odrąbał głowę karczmarzowi.
- Dość! - Uciszył ją poirytowany strażnik. Niezadowolona lisica wydęła z oburzeniem policzki i napuszyła swój ogon, ale posłusznie zamilkła z dziką radością, że zobaczy jak strażnicy skuwają elfa-już-nie-gbura. - I niby mamy uwierzyć w tę bajeczkę jakiejś kurtyzanie? - Wyszczerzył się w szyderczym, paskudnym uśmiechu, a inni wybuchnęli śmiechem za nim. To jej się jeszcze bardziej nie spodobało i chciała dorzucić od siebie jakieś pięć ruenów, ale jedynie zamknęła swoje gotowe do mówienia usta, tracąc cała pewność siebie, kiedy zobaczyła przed sobą całą armię zbrojnych.

Z początku się przeraziła i to nie na żarty, widząc ile ich jest, ale szybko się nad tym wszystkim zastanowiła. Trytonia była biednym miastem choć miała imponujących rozmiarów wojsko, ale przecież w tak krótkim czasie, a tym bardziej do zwykłego mordercy nie zostałaby zgromadzona taka armia. Było to dla niej bardzo podejrzane i nielogiczne. Czuła jednak drażniącą jej zmysły energię i powiodła spojrzeniem po tych, którzy się do nich zwracali, stojących w pierwszym rzędzie. Wzrok zatrzymał się na dowódcy strażników, a na twarzy lisicy zagościła ulga, ponieważ ów zbrojny był magiem, albo przynajmniej znał się na magi, a tą właśnie używał stwarzając iluzję tak ogromnego wojska, aby odebrać przestępcom nadzieję na ucieczkę i zapał do walki. Nie wiedziała jak powiedzieć, o swoim spostrzeżeniu towarzyszom, aby nie zdradzić władzom swojej wiedzy. Spróbowała raz jeszcze załatwić to dyplomatycznie i zgodnie z prawdą.
- Ja wiem, szlachetny rycerzu, jak brzmią moje wyjaśnienia, - zaczęła łagodnym i spokojnym tonem, nie rzucała jednak jeszcze uroku - ale ja i mój czarno włosy kolega naprawdę jesteśmy niewinni. Proszę tylko na nas spojrzeć, ja jestem kruchej postury i nie mam siły nosić swojej torby z kosmetykami, a co dopiero miecz. On natomiast jest jak duże dziecko, zawsze chodzi z głową w chmurach i zapewniam, że muchy by nie skrzywdził. Ten długo uchy za to wygląda jak prawdziwy zabijaka i źle mu z oczu patrzy, proszę zobaczyć, ma nawet rękojeść przybrudzoną krwią. - Uśmiechnęła się uroczo, widząc jednak jak ci z irytacją i wrogością idą w ich stronę, wiedziała że nie ma już wyboru i pozwoliła podejść do siebie dwóm zwykłym strażnikom, których zaraz omamiła i owinęła sobie wokół palca, robiąc z nich swoich własnych ochroniarzy jeśli doszłoby do walki.
Awatar użytkownika
Verden
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Verden »

        Verden ucieszył się w duchu, gdy tylko zobaczył trytona, który bardzo szybko ocknął się i nabrał sił w morskiej wodzie. Co prawda nie pozwolił tego po sobie poznać, minę nadal zachował obojętną i poważną jak zwykle. Widział natomiast piękny uśmiech na twarzy Yve, a także zauważył jej lisi ogon, który najwidoczniej wcześniej schowany pod sukienką, teraz wysunął się i delikatnie falował. Dziewczyna zaczęła tłumaczyć pokrótce historię, która ominęła ogoniastego, jednak bardzo szybko przerwała im straż miejska. No tak... Elf mógł się spodziewać, że demon po śmierci może zmienić formę. Nie znał się co prawda na demonach, jego wiedza obejmowała tylko piekielnych, a nawet to dość wąsko i pobieżnie. Nie pomyślał wcześniej o efektach, które mogą nastąpić po śmierci adwersarza, zbyt bardzo zajęło go ratowanie poszkodowanego trytona. Funkcjonariusze byli teraz święcie przekonani, że dokonano zabójstwa, a przyszło ich... aż setka? Verden nie mógł uwierzyć temu co widzi. Nie mogło być to prawdą, wiedział o tym, dlatego zamknął oczy i spróbował sprawdzić całą armię strażników swoim magicznym zmysłem. "Tania sztuczka", pomyślał, gdy ujrzał tylko pięć aur, w tym parę średnich, parę nędznych i jedną dość silną, która przeszywała jego umysł swoją ciszą, wygłuszając wszelkie inne dźwięki, takie jak melodia bijąca od Yve. Magia pustki, bądź iluzji, zależy od interpretacji. Jakby jej nie nazwać, sprawca całego problemu. Elf ułożył już plan, dzięki któremu mógł wybrnąć z tej sytuacji, w którym pomogła trochę zagadująca strażników lisołaczka, rozpraszając uwagę. Utrudnił go jednak nowoprzebudzony towarzysz tryton, który najwidoczniej też był czarodziejem, czego wcześniej Verden nie wyczuł. Zaczął bowiem wykrzykiwać inkantacje magii wody, miotając w strażników gradem, a później dobywając zbudowanej z wody kosy. W tym momencie wszystko skomplikowało się momentalnie, co zmusiło elfa do improwizacji i odegrania pewnego teatrzyku.
        - Vros, cholera, co ty robisz? - krzyknął do trytona, nie znając jego prawdziwego imienia, ale sprawiając wrażenie jakby znał. Chciał tym wprowadzić w błąd funkcjonariuszy. - Yve, ty też się nie tłumacz, poddajmy się. Nie pogarszajmy sytuacji, koniec końców siedzimy w tym razem.
        Wystąpił parę kroków do przodu, w stronę strażnika o najsilniejszej aurze. Ten, trzymając w ręku kord, który kierował cały czas z w stronę elfa, cofnął się, jednak Verden wyciągnął do niego puste ręce.
        - Zakuj mnie, miejmy to za sobą. Tylko nie zadawaj pytań, przesłuchacie mnie na swoim posterunku. No dalej, nie bój się, zakładaj kajdany.
        Strażnik najwyraźniej uznał to zachowanie za bardzo podejrzane, jednak w pewnym momencie przełamał się. Schował broń, wyciągnął kajdany, które trzymał przy pasie i powoli ruszył w stronę elfa. Gdy nadeszła chwila, którą Verden uznał za odpowiednią, wytrącił przeciwnikowi kajdany z rąk i chwycił go za ramię, zakładając na nie dźwignię, która wygięła adwersarza w pół.
        - Jesteś żałosny, ty i twoje sztuczki. - rzucił do strażnika - Naprawdę myślałeś, że nabiorę się na coś takiego? Kogo tym chciałeś oszukać? Setka strażników, dobre sobie, może jeszcze od razu smoka przywołasz? Chociaż nie... smok w tej dziurze byłby bardziej wiarygodny.
        Gdy tylko skończył się z nim cackać, puścił go i przyłożył mu kolanem w twarz, co automatycznie znokautowało oponenta, łamiąc mu brutalnie nos, i jednocześnie rozproszyło czar. Teraz nie było już całej armii. Przed elfem, lisołaczką i trytonem stało dwóch strażników, najprawdopodobniej obszczanych ze strachu, jeden nieprzytomny z zakrwawioną twarzą, i kolejnych dwóch, stojących u boku kobiety i dobierających właśnie swojego oręża, aby postraszyć nieopętaną czarami resztę. Verden podszedł jeszcze parę kroków w stronę dwójki funkcjonariuszy, rozkładając ręce w geście pokoju.
        - Karczmarz był demonem, wierzcie lub nie. Zresztą nie oczekuję tego od was. Moje oczekiwania sprowadzają się do jednego. Zejdziecie mi z oczu natychmiast. Albo załatwię... - spojrzał kątem oka na stojącego z tyłu trytona, trzymającego w rękach kosę - On was załatwi, tak jak ja demona. I nie, nie ma na imię Vros, gdybyście mieli przypadkiem odwagę napisać list gończy.
Awatar użytkownika
Rubinento
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rubinento »

Tryton spostrzegł, że wokół kilku osób spośród całej setki, kręci się energia życiowa, natomiast wokół innych tylko energia magiczna. Taka jaka występuje przy magicznych efektach. "To jest iluzja", pomyślał jednak nie chciał zabierać towarzyszom frajdy z mordobicia. Postanowił więc, że sam też będzie walczyć ze sztucznymi tworami. Nie było mu to jednak dane, gdyż elf pokonał maga, a iluzje zniknęły. Dwóch strażników kręciło się wokół Yve, więc Rubinowi zostało dwóch. Byli bardzo przestraszeni i chyba szykowali się do ucieczki. Tryton nie miał zamiaru odpuścić.
- Wiha Ora - wypowiedział spokojnie i starannie inkantacje najpotężniejszego zaklęcia, jakim w tej chwili operował. Zablokowało ono wszystkie drogi ucieczki za pomocą wodnych ścian. Wokół uczestników walki pojawiło się dużo wody, tworząc jezioro i tym samym umożliwiając trytonowi swobodę ruchu. Z nieba zaczął padać deszcz.
- Nie radzę uciekać - powiedział do strażników stojących na małej wysepce - no chyba, że umiecie pływać...
- Co z ciebie za stworzenie? - krzyknął przerażony strażnik, przerywając trytonowi.
- A kto ci pozwolił otworzyć jadaczkę, śmieciu?! Zapłacisz za ten błąd. Wiha Aselalefi! Mahkluq Sawt! - krzyknął, a w jego dłoniach pojawił się bicz zbudowany z wody.
- Nie! Błagam! Oszczędź mnie! Mam dom, żonę, dzieci, które mnie potrzebują! Okaż serce, proszę. - powiedział w akcie desperacji jeden z żołnierzy, padając na kolana. Coś w Rubinie drgnęło. Słowa jego niedoszłej ofiary wyzwoliły w nim falę wspomnień. On z matką na pierwszej wycieczce poza domem. Nauka mowy. Miłość... Uczucie, którego dawno nie zaznał. Gdy pogrążał się we wspomnieniach, jego zaklęcia powoli traciły na sile. Pierwszy z nich, proszący o litość, skorzystał z okazji by uciec, natomiast w drugim z nich rozbłysnęła żądza pieniędzy, które mógłby otrzymać za głowę zbiega. Tryton ocknął się widząc gwałtowne ruchy napastnika. Przypomniał sobie wtedy śmierć ukochanej matki i wezbrała w nim chęć zamordowania strażnika. Uniknął ciosu. Pomyślał o swoim mieczu, który pojawiał się za każdym razem kiedy był potrzebny. I tym razem broń pojawiła się w odpiwiednim momencie. Zaczęła wydzielać dym. Dym od którego można było postradać zmysły, jednak nie o to mu chodziło... Zaszarżował lekko, żeby sprawdzić jak potężny jest jego przeciwnik. Żołnierz z łatwością odparowywał ciosy, więc tryton postanowił walczyć na poważnie i w pełni wykorzystać otoczenie. Mieczem zerwał mu hełm. Strażnik usiłował dźgnąć Rubina mieczem jednak ten drugi uderzył go pięścią w twarz. Przeciwnik rozgniewał się i uderzył z furią. Część umysłu trytona, która nie poddała się walce pozwalała na wykonywanie przemyślanych ciosów i uników. W pewnym momencie wytrącił żołnierzowi miecz z ręki jednak zamiast natychmiast go zabić, związał mu ręce z przodu, ponownie stworzył bicz i okładał nim strażnika po plecach. Mężczyzna wył z bólu.
- Twój krzyk mnie podnieca - zawołał tryton
- Błagam. Przestań.
- Przestań. Jakie piękne słowo... Tak wspaniale brzmi w twoich ustach, jednakże... Znudziłeś mi się, ale.nawet nie licz na to, że puszczę cię wolno. - powiedział Rubinento i jednym sprawnym ruchem odciął mu głowę, po czym zaczął drapać się po głowie
- Ty. Ty głupi kłapouchu! Coś ty ze mną robił? Mam przez ciebie mnóstwo tego cholernego mułu we włosach! - krzyknął tryton.
Awatar użytkownika
Yve
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 92
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Kurtyzana , Skrytobójca , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yve »

Słysząc słowa elfa wypowiadane do strażników, Yve była w ciężkim szoku. Wcale nie chciała się poddawać i trafić do zimnej, brudnej i wilgotnej celi, tym bardziej, że więzieniu zapewne byłaby jedyną kobietą, przez co wzrok wszystkich innych, obleśnych i odrażających przestępców skierowany byłby tylko na nią. Nie wątpiła, że padałyby niecenzurowane komentarze i fantazje przez buzujący w nich testosteron, a kiedy nie daj boże kraty, by jej nikogo nie oddzielały, wtedy... Zadrżała na samą myśl z przestrachem i bólem w oczach, nie chciała sobie wyobrażać tego co by z nią robili, dlatego nie mogła dać się złapać.

Spojrzała hardo na Verdena, z surowością godną nie jednego kapitana armii i zacisnęła pięści. Zamierzała się na niego wydrzeć, że postradał rozum i lisica prędzej odda swoje najlepsze ubrania biedakom i sierotom ulicach niż da się zamknąć w celi. Zaraz jednak coś ją tknęło i kazało dokładnie przyjrzeć się długouchemu. Zdała sobie sprawę z tego, że on jedynie blefuje chcąc uśpić czujność, dowódcy, który zaczął iść w jego stronę by go zakuć. Wszystko się skończyło niemal w ułamku sekundy i mag-strażnik tkwił w żelaznym chwycie elfa. Długouchy coraz bardziej imponował jej swoimi umiejętnościami, ale lisica nie zamierzała tego okazywać i zmieniać nastawienia do obcego chłopaka. Skrzywiła się niemiło, mając po obu swoich stronach omamionych strażników, kiedy ich dowódcy został złamany nos. Nie mogła nic jednak poradzić na sposoby walki Verdena, cieszyła się w duchu, że przynajmniej nie pozbawił zbrojnego życia.

Przestała się skupiać na elfie czując, nieprzyjemną atmosferę unoszącą się w powietrzu i spojrzała na trytona. Ten wydawał się bardziej niż skory do walki z hordą miejskich rycerzy, gdyby ci jednak nie zniknęli za sprawą przerwania działania czaru, obecnie nieprzytomnego maga, któremu z nosa sączyła się krew. I nawet nie chodziło o żądzę krwi w jego oszalałych oczach, przerażało ją to, ponieważ nie mogła uwierzyć, że to nadal ten sam cichy, roztrzepany i niezdarny mężczyzna, z którym przyszło jej pracować w jednym miejscu choć na różnych stanowiskach. Nie podobał jej się obecnie jego ton i wrogość? Nienawiść? Nie podobało jej się to jak w jednej chwili sympatyczny tryton zmienił się tak bardzo, niemal przypominając swoim obłąkaniem demona z karczmy.

- Rubin, przestań! - Krzyknęła patrząc bezradnie jak jej towarzysz pastwi się nad funkcjonariuszem, niemal tak samo jak inni własnie nad trytonem. - On ci nic nie zrobił. Przestań, natychmiast! - Zawołała do niego raz jeszcze.
Strażnicy z jej lewej i prawej strony unieśli miecze i nieco przykulili ciała gotowi do ataku, aby powstrzymać morskiego mężczyznę. Nie było to spowodowane niemym rozkazem lisicy w ich umysłach, a jedynie jej przerażeniem, które mimo woli kobiety kazało zbrojnym przerwać mękę ich towarzysza. Nic nie docierało do trytona, a kiedy ona starała się uspokoić, aby jej "marionetki" nie zaatakowały Rubina, ten właśnie pozbawił błagającego o litość, głowy.

Znów zacisnęła pięści i zmarszczyła swój nosek pozostając jednak w miejscu. Kiedy było już po wszystkim i tryton odwrócił się w stronę elfa i odezwał się do niego z wyrzutem nie wytrzymała i stając między mężczyznami, zbliżyła się do naturiana i go spoliczkowała, mocno, zostawiając na jego policzku nie straszne rany po swoich paznokciach, po których nie powinny zostać nawet blizny, patrząc mu w oczy z surową naganą w swoich skrzących się, fioletowych ślepkach, którym źrenica się zmniejszyła jak u wściekłego lisa.

- Ty durniu! Jak mogłeś go zabić?! Jesteś okropny, przecież on by ci nawet łuski z ogona nie odjął! Jeśli chcesz być potworem takim jak inni, proszę cię bardzo, ale wiedz, że zawiodłam się na tobie! - Warknęła targana silnymi emocjami.
Chciała coś jeszcze dodać na wdechu, ale zrezygnowała. Sapnęła ze złością i irytacją, uderzyła zaciśniętymi pięściami w jego pierś i robiąc gwałtowny w tył zwrot, poczęła z wdziękiem iść w stronę miasta. Zatrzymała się jednak jeszcze kilka metrów od nich.
- Oboje jesteście siebie warci. - Splunęła na ziemię odwracając od elfa i trytona wzrok, wezwała do siebie zauroczonych strażników, jakby nie byli ludźmi, a posłusznymi psami i ze złością odeszła wgłąb miasta, kierując się do swojego dawnego domu.

- Wy dwaj, idźcie spakować moje rzeczy i przynieście je tutaj. - Zwróciła się do zbrojnych, którzy posłusznie udali się wykonać jej polecenie do przybytku, w którym inni przesłuchiwali świadków i badali miejsce zbrodni.

Yve jeszcze się moment powściekała do samej siebie i poszła załatwić sobie transport, za zabrane z karczmy pieniądze zamierzała kupić, zwykły, czterokołowy wóz, bo na karocę nie było jej stać, a poza tym nawet nie dało się jej kupić. Jedyne co wiedziała na temat jeździectwa to, to, że tyłek okropnie boli, nawet bardziej niż po najbardziej niewyżytych klientach z niestworzonymi fetyszami. Dodatkowo koń nie dałby rady ponieść jej skrzyni z rzeczami, dlatego wóz był najlepszym dla niej rozwiązaniem. Kiedy chciała mogłaby się przespać, dużo miejsca tylko dla niej samej. Pomachała kilka razy swoim ogonkiem z radością, całkowicie neutralizując swój gniew i podreptała wprowadzić swój genialny plan w życie. Było jej szkoda zostawiać trytona, ale sam był sobie winien, nie potrzebowała psychopaty przy swoim boku.
Awatar użytkownika
Verden
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Verden »

        Elfowi już od czasu wykonywania improwizowanego planu przeszkadzały działania trytona. Miał nadzieję, że jest to tylko chwilowe wywrócenie z równowagi, spowodowane zaskoczeniem, stresem, strachem, czy innym silnym bodźcem. Było jednak gorzej niż myślał, gdyż gdy tylko postraszył strażników ogoniastym, ten rzucił się na nich, jednego z nich śmiertelnie przerażając, a drugiego związując i znęcając się nad nim. Verden, mimo że nie ruszył go specjalnie sam sposób rozprawienia się z przeciwnikami, był dość mocno zniesmaczony. Po pierwsze, było to dla niego niepotrzebnym okrucieństwem i stratą czasu. Po drugie, nie chciał sobie zrzucać na głowę jeszcze więcej problemów niż ma. Już ściga go straż, dołożenie kolejnych ofiar do życiorysu byłoby jeszcze gorszym pomysłem. Chociaż akurat to było na rachunku trytona.
        Verden był natomiast pozytywnie zaskoczony reakcją Yve. Mimo tego, jak arogancka była wcześniej, tym razem wzięło ją na współczucie. Jej krzyki kierowane w stronę trytona, wzbudziły u elfa szacunek do jej osoby. Ucieszył go także fakt, że nie musi interweniować w tej sprawie. Pewnie powinien, ale nie czuł takiej potrzeby, ani nie czuł się na siłach. W końcu ogoniasty dobił ofiarę, odcinając jej głowę, a od razu potem zwrócił się z gniewnym krzykiem w stronę Verdena, który w ramach reakcji błyskawicznie zdjął z pleców łuk i naciągnął cięciwę, celując w trytona.
        - Zrób jeden krok w przód, a nie zdążysz już zrobić kolejnego. - warknął elf, choć jak można było zauważyć, niepotrzebnie. Bardzo szybko do ogoniastego podeszła Yve, która skrzyczała go, sprzedając mu solidnego liścia. Wyglądała na naprawdę rozgniewaną i zaskoczoną zachowaniem trytona. I trudno jej się dziwić, gdyż ten w zaledwie chwilę, z nieśmiałego pachołka z karczmy, zmienił się w czarodziejską machinę do zabijania. Ogoniasty momentalnie stonował się, a Verden uśmiechnął się lekko pod nosem obserwując całą sytuację.
        Ten sam uśmiech zbledł mu bardzo szybko, gdy Yve z irytacją odwróciła się do nich i poczęła iść w inną stronę, po czym na chwilę jeszcze stanęła i skrzyczała zarówno elfa, jak i trytona. Wybiła tym samym Verdena kompletnie z równowagi i wzbudziła w nim lekką irytację. "Cholerna, niewdzięczna smarkula... Mogłaby chociaż podziękować za dwukrotny ratunek.", pomyślał, zastanawiając się, za co mu się właściwie dostało. Uchronił ją przed demonem, który prawdopodobnie by ją rozszarpał, jak i przed strażnikami, którzy bez wahania wsadziliby ją do celi. W ramach wdzięczności został natomiast przyrównany do szalonego trytona. Elf pokręcił głową z lekkim zażenowaniem i wzdychając, bez słowa ruszył w stronę bramy miasta. Nic tu po nim, zresztą jeśli by został, prędzej czy później spotkałby strażników, a krwawa łaźnia nigdy nie była dobrym pomysłem. Założył kaptur i cały czas trzymał głowę nisko, starając się nie rzucać w oczy funkcjonariuszy. Sprawa była świeża więc nie było to trudne, nie był jeszcze szeroko poszukiwany, ale bardzo szybko mogło się to zmienić. Lepiej usunąć się z miasta i ruszyć gdzie indziej. Verden zastanawiał się nad kolejnym kierunkiem, w głowie miał parę typów. Niedaleko leżał Arturon, trochę dalej Fargoth... Mógł też udać się na zachód, do Rapsodii. Każda z dróg była całkiem długa do przejścia na piechotę, ale dla elfa nie jest to problem. Maszerując w szybkim tempie, w parę chwil dotarł do bramy głównej i pozostało tylko wybrać kierunek kolejnej podróży.
Awatar użytkownika
Rubinento
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rubinento »

Po walce i krótkiej kłótni, elf chciał zastrzelić trytona jednak nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Potem jednak podeszła do niego lisołaczka. Dużo krzyczała, a potem spoliczkowała go. Po jej uderzeniu dziwnie otępiał. Patrzył nieobecnym wzrokiem przed siebie. Yve powiedziała coś strażnikom, rozkazującym tonem, po czym sobie poszła. Widział jak elf kieruje się w stronę bramy miasta. Uświadomił sobie co zrobił. Woda pod nim zniknęła, co doprowadziło do przemiany w ludzką formę. Padł na kolana. Był mordercą, a towarzysze go opuścili. Klęczał teraz nago na pomoście. Kiedy po jakimś czasie wstał, słońce chyliło się już ku zachodowi. Tryton jeszcze nie za bardzo jeszcze rozumiał co się dzieje, ale wiedział, że nie może tu zostać. "O Yve! Ile ja bym dał, żebyś wróciła. Boję się. Ty jedna zawsze dostrzegałaś dobro, podczas gdy inni widzieli tylko popychadło", pomyślał szukając czegoś z czego może zrobić chociaż skromne odzienie. Nie pójdzie przecież do karczmy... Jego uwagę przykuł lekko zniszczony płaszcz. Używając sztywnych wodorostów, przerobił go na spodnie i ruszył powoli pierwszą, lepszą uliczką. Widział jakichś żebraków, ale nawet oni się od niego odsuwali. Widział jakiegoś mężczyznę usiłującego zabrać sakiewkę przechodzącej kobiecie. Rubin nie zwracał na nich uwagi. Nagle, usłyszał krzyki kobiety. Tego głosu nie dało się pomylić z niczym innym. To była Yve krzycząca, żeby żołnierze uważali na jej najlepszą sukienkę. "Yve!", pomyślał pełen nadzieji tryton i trochę się zbliżył. Teraz widział lisołaczkę, która dodatkowo żywo gestykulowała. Na jej widok Rubin mógłby krzyczeć ze szczęścia jednak po tym co zrobił, Yve mogła nie chcieć już na niego patrzeć. Zbliżył się powoli.
- Yve! Ja... Ja chciałem... Proszę... Wybacz mi, - wyjąkał zdenerwowany tryton - ja naprawdę bardzo tego żałuje, ale pomyślałem, że nie zechcesz uciec z miasta z takim dużym dzieckiem, które musiałabyś niańczyć... Proszę... Nie opuszczaj mnie... - powiedział Rubin i padł przed kobietą na kolana.
Awatar użytkownika
Yve
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 92
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Kurtyzana , Skrytobójca , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yve »

Na szczęście zdążyła złapać sprzedawcę koni, nim ten całkowicie zamknął swój sklep i konie zamknięte w stajni. Była prze szczęśliwa, że jeszcze go jeszcze spotkała i zdyszana, ponieważ szła szybko do niego jakby goniły ją całe zastępy piekielnych, a jednocześnie starała się zachować normalny krok by nie wzbudzać podejrzeń, łasych na pieniądze bezdomnych, którzy za garstkę monet sprzedali by swoją matkę. W porównaniu do nich lisica miała więcej skrupułów i bardzo kochała kobietę, która ją wychowywała przed ucieczką z domu, dlatego to była jedyna osoba, za którą stanęłaby murem. Niestety już niemal dwadzieścia lat minęło jak jej ukochanej opiekunki nie było na świecie, a po niej już nikt więcej nie był nawet w najmniejszym stopniu ważny dla lisołaczki. Wracając jednak myślami do rzeczywistości, Yve wybłagała (z drobną pomocą swojej magii) u mężczyzny, aby sprzedał jej swój jedyny wóz i konia będącego w stanie go pociągnąć, który nie będzie sprawiał niedoświadczonej w jeździectwie i powożeniu żadnych problemów. Oczywiście miły sprzedawca był na tyle wspaniałomyślny, że nie musiała sama zaprzęgać kasztanowego ardena bo wyręczył ja w tym sprzedawca. Przy okazji dowiedziała się naprędce jak się zajmować takim zwierzakiem oraz tego, że to koń zimnokrwisty, a one są z natury spokojne i uległe. Bardzo się to spodobało dziewczynie i zaraz po tym jak nieco zamroczony magią mężczyzna zniknął za drzwiami swojego domu, lisica pogłaskała konia po pysku.

- Witaj, koniku zaprzyjaźnimy się? - spytała radośnie oglądając swój nowy nabytek, który oszczędzi jej stópkom bólu spowodowanego długotrwałym marszem z jednego miasta do drugiego.
- Cześć - prychnął ciężko nie mając pojęcia o co chodzi dziewczynie, dlaczego nie siada na koźle i nie każe mu jechać w obranym przez siebie kierunku. Wydawało mu się to bardzo dziwne, ponieważ już przeżył dziesięć lat z ludźmi i nigdy nie spotkał się z kimś, kto zaczął z nim od rozmowy, a nie od rozkazów, niemniej było mu bardzo miło. Zaraz po chwili stwierdził, że i tak nie ma co się nad tym długo rozwodzić skoro i tak, ona go nie zrozumie.
- Nie prowadziłam jeszcze nigdy czegoś takiego, więc potrzebowałabym twojej pomocy. Byłbyś tak miły i poszedł ze mną pod jedną karczmę? - Nie wiedziała czy zwierz wie, że ona go rozumie, czy nie, ale kiedy ten lekko pokiwał głową powstrzymała się, aby nie pisnąć ze szczęścia, choć podjęcie decyzji trochę mu zajęło.
Kiedy dowiedział się, że ma właśnie do czynienia z niedoświadczoną właścicielką, z początku zastanawiał się czy nie uciec po prostu co nakazywał mu instynkt, w końcu byłby wolny i nie musiałby słuchać rozkazów człowieka, ale z drugiej strony od małego miał styczność z ludźmi i nie wyobrażał sobie innego życia niż u ich boku.
- Wsiadaj na wóz - rzucił w przestrzeń przez moment orząc przednim kopytem ziemię. Nie małym było dla niego zaskoczeniem, kiedy Yve mu podziękowała i od razu usiadła na ławeczce z przodu wozu. Obrócił w jej stronę swój łeb zdziwiony, ale widząc jej niewinny, promienny uśmiech zastanowił się czy ona go rozumie. Zarżał potrząsając lekko łbem odrzucając od siebie tę niedorzeczność i ruszył bez pośpiechu we wskazanym przez nią kierunku, kierowany słowem nie wodzami. Było dla niego nowością, że nikt na niego nie krzyczy, nikt nie ciągnie za wodze, ani nie chłoszcze bo batem po zadzie.

Po niedługim czasie koń, którego pieszczotliwie nazwała Kasztankiem zatrzymał się niedaleko karczmy i prychnął znużony a jednocześnie zaciekawiony nową właścicielką, oraz jej sposobem "powożenia". Zeskoczyła z wozu i podeszła do pyska ardena i oprócz tego, że go objęła przytulając mocno to jeszcze, pocałowała go po środku długości łba nieco poniżej ciemnych oczu, a po tym zaczęła instruować strażników idących z ciężką skrzynia w stronę wozu. Była wściekła kiedy ciężar wypadł jednemu z rąk i skrzynia się otworzyła wydobywając z siebie kilka jej ciuchów, które zaraz zaczęli zbierać i pakować na nowo. Oprócz rosnącej irytacji, dziewczyna coraz bardziej się niecierpliwiła i niepokoiła. W każdej chwili mogła natknąć się na inny patrol, a była już zbyt zmęczona, aby znów używać magii, mogła by polegać jedynie na swojej urodzie i perswazji, ale nie uśmiechało jej się oddawanie zbrojnym, którzy potrafili być gorsi ze swoimi fantazjami od rozbójników, albo najemników. Zastanawiała się dlaczego po zapakowaniu skrzyni na wóz wrócili jeszcze do karczmy, a jeszcze bardziej irracjonalnym było dla niej to, że właśnie wynosili przez tylne wejście do łaźni balie. Nie wiedziała po czorta jej to, ale kiedy wzięła pod uwagę, że miałaby kąpać się w jeziorze, gdzie nie wiadomo co pływało, chęć zrugania oczarowanych strażników przemieniła się w pochwałę ich.

Słysząc swoje imię, Yve oderwała wzrok od tej szopki i spojrzała w stronę źródła tego wołania. Nie musiała się wysilać, żeby zaraz zobaczyć przed sobą trytona ze skruszoną i zbolałą miną, który do niej podszedł.
- Hej uspokój się, już spokojnie, ciii - starała się go jakoś uspokoić bojąc się ściągnięcia na nich niepotrzebnego skupienia innych, a może nawet jakiegoś patrolu.
- To twój samiec? - zarżał z rozbawieniem Kasztanek, ale szybko przestał się nabijać tupiąc przy tym kopytem, kiedy spojrzała na niego surowo.
Westchnęła ciężko łapiąc się za biodra i przekładając cały ciężar swojego ciała na jedną nogę zastanawiając się co począć z błagającym ja mężczyzną. Gdyby nie obecna sytuacja z morderstwem i to, że ją poważnie rozzłościł, śmiała by się, ponieważ z boku musiało to komicznie wyglądać. Pomachała kilka razy gwałtownie swoją kitą, aż w końcu nachyliła się lekko nad klęczącym przed nią i złapała go obiema dłońmi za policzki miętosząc je na wszystkie strony, przez co jego twarz wykrzywiała się w różnego rodzaju miny. Wyrażając swoją skruchę, na prawdę miała ciężki orzech do zgryzienia z podjęciem decyzji odnośnie Rubina, ale wtedy przypomniał jej się genialny pomysł własnego autorstwa o ochroniarzu w podróży. Nie mogła tego nie wykorzystać.
- Owszem, ogromne z ciebie dziecko i strasznie nieznośne - powiedziała surowo wciąż trzymając skórę jego policzków, ale po chwili je puściła i lekko, jednocześnie z obu stron klepnęła go w miętoszone przed chwilą miejsca na jego twarzy i się lekko uśmiechnęła, energiczniej falując ogonem w powietrzu, jakby merdała z radością, ale bardziej leniwie. - Nie opuszczę, wskakuj na wóz. Jednakże jeśli jeszcze raz postąpisz tak lekkomyślnie, nie będę już taka miłą i osobiście dam cię niedźwiedzią do zjedzenia, w końcu miśki uwielbiają rybę. - Pokazała mu zadziornie język po czym siadała z powrotem na koźle uprzednio upewniając się czy cały bagaż na wozie jest na swoim miejscu i jest zabezpieczony, kawałkiem deski, którą podnosiło się aby nic z części transportowej nie wypadło podczas jazdy. Czuła się pewniej widząc, że jej skrzynia ogrodzona z każdej strony takim "płotkiem" nigdzie nie ucieknie, po czym poprosiła radośnie Kasztanka żeby ruszył z miejsca i znów go instruowała, tym razem jak ma wyjechać z Trytonii.

Przejeżdżając przez bramę miasta dostrzegła znajomą postać elfa i się wyszczerzyła z tryumfem widząc, że ten jest zmuszony do marszu podczas gdy ona zostanie przewieziona tam gdzie zechce. Dodatkowo satysfakcji jej dawało to, że mogła okazać dobroć swojego serca, poniżając tym samym długouchego i zaproponować mu podwiezienie go jakiś kawałek. Uwielbiała poniżać mężczyzn, bo dowodziło to tylko temu, że jest silną, niezależną kobieta, a oni nie mogli się z nią nawet mierzyć, nie mogąc się wyrwać spod władzy własnych pierwotnych i żałosnych instynktów, które bardziej niż chęć przeżycia wykazywały niemal przerażającą żądzę do spółkowania.
- Powieźć cię gdzieś, Vader? - spytała słodko i niewinnie jak mała dziewczyna, nie mająca nic na sumieniu, a tym bardziej nie chełpiąca się swoją władzą i doskonałością.
Awatar użytkownika
Verden
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Verden »

        Elf wychodził już przez bramę miasta. Strażnicy nie byli widocznie poinformowani o "morderstwie", gdyż nie czuł ich wzroku na sobie. Przepuszczano wszystkich, niezbyt zwracając uwagę, kto akurat przechodzi, nawet jeśli były to jakieś podejrzane persony. Zdążył już przejść parę kroków, kiedy usłyszał za sobą delikatny, kobiecy głos, brzmiący dziwnie znajomo. Odwracając się ujrzał Yve, prowadzącą właśnie swój wóz, wyładowany jej bagażami. Verden w życiu nie wpadłby na to, żeby wziąć pytanie za jakąkolwiek obelgę albo poniżenie. Myślał, że jest to znak wdzięczności od dziewczyny, koniec końców uratował ją dziś już dwa razy. Sam nie myślał nigdy o podróżowaniu konno, gdyż nie potrafił jeździć, a poza tym rumak był dla niego bardziej obciążeniem niż pomocą. Trzeba dbać o to żeby takiego wykarmić i zawsze mieć gdzie zostawić, a poza tym elf wcale nie był wolniejszy od obciążonego konia. Fakt, mógł przenieść mniej, ale nie miał dużego dobytku, w dodatku jego nienaturalna wytrzymałość pozwalała na przebywanie długich dystansów na piechotę. Tym razem natomiast, miał możliwość niezobowiązującego przejazdu wozem, co bez wahania wykorzystał.
        - Jeśli można. - odpowiedział Yve z lekkim uśmiechem - Nie będę pytał skąd załatwiłaś wóz w tak krótkim czasie. Dziękuję za propozycję.
        Szybko wdrapał się na wóz i już miał usiąść obok dziewczyny, kiedy zobaczył siedzącego z tyłu wozu trytona, niejakiego Rubina, którego imię wychwycił dopiero niedawno, podczas walk ze strażnikami. Elf był zaskoczony, zdziwiony, może nawet trochę rozczarowany. Miał Yve za kogoś bardziej stanowczego, a widocznie bardzo szybko pogodziła się z ogoniastym, który zabił przed chwilą strażnika. Pozostawała tylko nadzieja, że tym razem się uspokoi i nie będzie skakał nikomu do gardła.
        - Jego też wzięłaś? - spojrzał na niego i westchnął głęboko - Niech będzie i tak. Postawię tylko jedną sprawę jasno. Jeśli rzucisz się na mnie jeszcze raz, tak samo jak na przystani, odbędziesz twój ostatni pojedynek w życiu. Rozumiemy się?
        Zmierzył trytona wzrokiem i przysiadł się do Yve, która rzuciła jakimś bełkotem w stronę konia, po czym ten bez poganiania go i kierowania lejcami, zaskakująco ruszył do przodu. No tak, lisołaczka... Nic dziwnego, prawdopodobnie umie rozmawiać ze zwierzętami. Pewnie dogadała się z koniem, co na swój sposób było ciekawą alternatywą od prowadzenia rumaka. Zaczęli powoli wjeżdżać na trakt, przejeżdżając przez pas drzew i powoli wkraczając w tereny zwane Wschodnimi Pustkowiami. Wielkimi krokami nadchodził wieczór, dookoła zaczynało robić się coraz ciemniej, a okoliczne leśne zwierzęta szykowały się do snu, zwalniając miejsce dla nielicznych, nocnych żyć, wychodzących dopiero ze swoich nor. Miasto z każdą minutą coraz bardziej oddalało się na horyzoncie, aż w końcu została z niego tylko niewielka plama na tle zachodzącego słońca. Wóz powoli toczył się dobrze wykonaną, brukowaną drogą. Verden szybko zauważył, że kierowali się Pomarańczowym Szlakiem, główną drogą handlową łączącą Wybrzeże Cienia z resztą kontynentu. Prowadził on kawałek przez Pustkowia, aby całą resztę trasy, aż do Rododendronii, prowadzić u podnóży Szczytów Fellarionu. Znał tutejsze drogi całkiem nieźle, skądinąd poruszał się nimi nie raz. Wyjął łuk, aby zawsze mieć go w pogotowiu, przeciągnął się ziewając, i siedząc całkowicie rozluźniony na wozie spytał się reszty drużyny:
        - Swoją drogą, dokąd zmierzacie? Jesteśmy na Pomarańczowym Szlaku, jeżeli zamierzacie się go trzymać to chętnie wysiądę w Rapsodii. Jeżeli natomiast zbaczacie w boczną ścieżkę... No cóż, wysadzicie mnie jak najbliżej cywilizacji.
        Verden uważnie wysłuchał odpowiedzi, a wóz posuwał się coraz bardziej w przód i w końcu, gdy słońce kompletnie schowało się za horyzontem, a zastąpił je jasny księżyc w pełni, drużyna ujrzała delikatnie oświetlone wierzchołki Szczytów Fellarionu, których śnieg na czubku mienił się w księżycowym świetle na srebrno, olśniewając obserwatorów. Rodzice nauczyli Verdena, że według elfickich legend srebrny śnieg jest zwiastunem szczęścia, więc ten uśmiechnął się pod nosem i zaczął dość mocno ziewać, w pewnym momencie po prostu zasypiając na siedząco ze zmęczenia. Całą resztę dzisiejszego dnia powierzył reszcie kompanii i fartowi, odsypiając niedawną wielotygodniową wędrówkę i dodatkowe dzisiejsze wycieńczenie.
Awatar użytkownika
Rubinento
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rubinento »

Lisołaczka wybaczyła trytonowi jego niestosowne zachowanie. Znalazła dla niego miejsce w swoim wozie, a nawet się do niego uśmiechała. Rubin miał więc wiele powodów do radości. Skończyła się ona jednak, gdy do wozu wszedł elf. Spojrzał na niego krzywym wzrokiem i pogroził palcem i łukiem.

- Rozumiem. To się już więcej nie powtórzy, obiecuję. Bardzo przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie, - powiedział oficjalnym tonem wodny mężczyzna – Czy moglibyśmy zacząć naszą znajomość od nowa? Jestem Rubinento, ale proszę, mów mi Rubin. Po tym przedstawieniu się, usłyszał, że lisołaczka mówi do konika. Ten posłusznie jechał dalej, nie popędzany niczym. Słysząc pytania elfa, zrozumiał, że w sumie wcale nie wie dokąd się udają. Dla Rubina na razie najważniejsze było przeżycie. Przejście przygody zwanej życiem, z jakąś żywą istotą, z którą mógłby dzielić się swoimi myślami, uczuciami. Bardziej cieszyłby się wprawdzie z ciemnowłosego mężczyzny o zielonych oczach, wyższego, z lekko zarysowanymi mięśniami, ale Yve też mu odpowiadała. Umiała go wysłuchać i pocieszyć. Najbardziej jednak cenił w niej sam sposób bycia. Zabawne odzywki, śmiałe wyrażanie własnych uczuć i ten wzrok jakby wiedziała o co chodzi. Jakby znała każde uczucie, które się w tej chwili czuje. Tryton poczuł na sobie podmuchy wiatru. Czystego, świeżego powiewu, który w porównaniu z jego smrodem zatęchłej wody z rybami był po prostu nie do opisania. Zaczął wstydzić się swojego zapachu. Zobaczył jednak księżyc w pełni. Księżyc od zawsze go przyciągał. Kiedy przybywał, Rubin również przybierał na sile. Kiedy malał, moc trytona też się zmniejszała. Dzisiaj osiągnał pełnię posiadanych przez siebie możliwości. Widok jaki obserwował tej nocy był piękny. Najpiękniejszy jaki w życiu widział. Zapatrzył się na niebieskie ciało zapominając o całym świecie. Z tego letargu wyrwało go głośne chrapnięcie elfa, który zasnął na siedząco tuż przy Yve, która nie spała. Utkwiła wzrok w drodze przed nimi. Tryton patrzył teraz na szczyty Fellarionu pokryte dziwną substancją o białosrebrzystym kolorze, lśniąca w blasku księżyca mnóstwem barw. Rubinento nie znał tej substancji więc postanowił zapytać o to bardziej doświadczoną lisołaczkę, między innymi po to, żeby zacząć jakąś rozmowę.
- Yve? Co to jest? To na tych górach. - uważnie wysłuchał odpowiedzi i spojrzał na śpiącego już elfa. "W sumie... Może on nie jest taki zły? W końcu uratował mnie i Yve, a te wszystkie nieprzyjemności były spowodowane moim agresywnym zachowaniem i jego troską o życie...", pomyślał tryton odpływając w lepszy świat. W Krainę Snów.
Zablokowany

Wróć do „Trytonia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości