TrytoniaTropem Mistrza Złodziei

Wielkie miasto portowe. To tutaj poszukiwacze przygód wynajmują statki, wyładowują je po brzegi i wypływają na niebezpieczne wytrawy. Miasto położone na szlaku handlowym, roi się tu od przybyszów z innych krain. Tutaj spotykać mażesz wszystkie istoty chodzące po ziemi... i nie tylko...
Zablokowany
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Tropem Mistrza Złodziei

Post autor: Sherani »

Stała na pokładzie ciągle pełna wątpliwości spowodowanych decyzją o powrocie. Oddychając morskim powietrzem, puki jeszcze było świeże i czyste, obserwowała powiększający się zarys metropolii, podczas gdy wiatr szarpał włosy i ubranie dziewczyny, silnie napinając żagle statku i szybko przybliżając okręt do celu.
Trytonia, miasto portowe jakich wiele i jednocześnie jedyne w swoim rodzaju. Z tego samego miejsca uciekła na wschód, bo jakże inaczej nazwać początek jej podróży. Zbyt obawiała się, że zostanie odnaleziona przez opiekuna, co nie było by dla niego wielkim problemem i zawleczona z powrotem tam gdzie ją zostawił, by pozostać w Alarni. Dziś wracała.
Czasami zastanawiała się jakim cudem przeżyła samotną wyprawę, dochodząc do konkluzji, że albo była bardzo sprytnym dzieckiem, albo miała ogromne szczęście.
Niedługo później statek zacumował i czas na rozmyślania minął, ustępując miejsca porze działania.
Po tym jak kapitan zdarł z niej nieprzyzwoitą sumę Ruenów, za transport konia licząc jak za dwa, wypakowała Dzwonka, razem z niewielkim dobytkiem, który był przytwierdzony do siodła i ruszyła w miasto.
Smród uryny, zbyt wielu ludzi, ryb i słonej wody mieszał się, uderzając w zmysły tygrysicy niby obuchem, wprawiając Rani w coraz gorszy nastrój.
W oddali dostrzegała bogate domy szlachty, górujące nad zniszczonymi dachami dzielnic biedoty. Jeszcze przed przemianą, całym sercem nienawidziła dużych miast. Rozpychający się tłum, wśród którego kryli się złodzieje i mordercy. Uliczki z żebrakami, pełne śmieci i odpadów, ludzkich i zwierzęcych ekskrementów. To co kiedyś było dla niej trudne do zniesienia, dziś było torturą dla czułego słuchu i węchu. Owszem w takich miastach łowca nagród mógł odnaleźć wielu ściganych, nie mniej w żaden sposób nie zmieniało to nastawienia dziewczyny. Najlepiej czuła się w drodze, na otwartej przestrzeni. Najciekawszym momentem jej pracy był pościg, reszta jawiła się tygrysicy formalnością.
W mieście zaś, wśród panującego odoru, nie tylko trudniej było znaleźć właściwego rzezimieszka, ale trzeba było też uważać na swoje plecy, dwa razy bardziej niż na co dzień. Jeżeli w tym półświatku miało się ustaloną renomę, nie raz wykonywało się zadanie, nad swoją głową mając wiszące zlecenie opozycji.
W coraz gorszym humorze przepychała się wąskimi uliczkami. Najchętniej z miejsca wybiegła by z tego zawszonego przybytku, tak jak tu stała, jednak rozsądek podpowiadał by znaleźć jakąś przyzwoitą gospodę. Powinna wziąć porządną relaksująca kąpiel i się najeść, chociaż patrząc na miasto, zastanawiała się czy po toalecie w takim miejscu, nie wyjdzie brudniejsza niż jest, a do jedzenia nie dostanie szczurów. Burczenie w brzuchu podjęło decyzję za nią. Mogła wydostać się z miasta jak oparzona i ruszyć na polowanie, a nie cieszyła się na tą opcję, pozostało więc szukanie gospody w której nie padnie trupem po spożyciu obiadu.
Po kilku godzinach poszukiwań wybrała najmniej obskurną karczmę z tych które obejrzała. Konia zostawiła na niewielkim padoku za stajnią. Przezorny zawsze ubezpieczony. Już raz płaciła za szkody wyrządzone przez zwierzaka i od tamtej pory nauczona doświadczeniem, zawsze parkowała pod chmurką. Bydle miało wtedy do zniszczenia co najwyżej ogrodzenie.
Po posiłku, któremu było daleko do miana obiadu jeszcze raz wybrała się na miasto. Instynkt podpowiadał Rani, by wbrew rozsądkowi, przenocować w Trytonii, więc nic nie stało na przeszkodzie zerknąć czy przy okazji nie znalazłaby jakiejś pracy. Po kilkudziesięciu minutach kluczenia między budynkami, trafiła pod komisariat straży miejskiej oraz tablicę ogłoszeń, wokół której skupiało się kilku mężczyzn, za pewne łowców jak ona. Prychnęła cicho pod nosem. Nie zależnie od kraju, świat zawsze wyglądał tak samo. Banda obleśnych facetów, nie różniących się od poszukiwanych niczym po za nazwą zawodu. Grupa oprychów intensywnie o czymś rozprawiała, ale tygrysica nie miała najmniejszej ochoty słuchać, pragnąc jak najszybciej zrobić, co miała do zrobienia i oddalić się, zanim rozpoczną się kłopoty.
„No proszę, tablicę to tu mają jak z miasta sułtana” - pomyślała, widząc elegancką witrynę, w której za szklanymi drzwiczkami, zamykanymi na klucz wisiały listy gończe. Całość w porównaniu z odrapanymi ścianami, prezentowała się wyjątkowo barwnie, chociaż zwracając honor dzielnicy komisariatu, prezentowała się ona o niebo lepiej od pozostałych, które mijała.
Podeszła z boku do tablicy, omijając tłum, by przeczytać interesujące ją zlecenia. Zignorowała nieprzyzwoite komentarze na swój temat. Dopiero przyjechała do miasta i naprawdę chciała by uniknąć bójki na samym starcie. Jednak w momencie, gdy czyjaś ręka wylądował nie tam gdzie powinna, skończyło się czytanie ogłoszeń i dobre chęci tygrysicy. Nawet pośród lubieżnych śmiechów dało się słyszeć dźwięk łamanej kości, po którym momentalnie nastąpił wrzask bólu, potem zaś rozpętało się to, czemu próbowała zapobiec. Wybiła kilka zębów, połamała parę nosów i zafundowała ze dwie jajecznice, w całym zamieszaniu sprytnie unikając bezpośrednich obrażeń. Potem pojawiła się straż miejska, jakby nie było cały bałagan rozpoczął się pod ich oknami i szybko zakończyła bójkę, zamykając wszystkich uczestników bójki, prócz niewinnie wyglądającej niewiasty.

Kapitan popatrzył znacząco na dziewczynę i jej rozcięty łuk brwiowy. Faktycznie z tym jednym jedynym obrażeniem i pomijając bliznę, twarzą podobną egzotycznej tancerce, wyglądała jak postronna ofiara, niechcący zapętlona w bójkę. Więcej, w głowę dostała przez przypadek, od jednego z interweniujących strażników, za co oczywiście została wielokrotnie przeproszona.
- Wszyscy posądzają pannę o wszczęcie całej tej burdy - zaczął z niedowierzaniem w oczach. - Nie dajemy jednak wiary w słowa tych zakapiorów.
O tak, doskonale widziała, że nie dają wiary. Ten głupi pobłażliwy wyraz gęby kapitana mówił lepiej niż jego słowa. Gdyby byli teraz w jednej z tych śmierdzących, ciasnych uliczek, już wyciągał by zęby z odrapanej ściany. Byli jednak na komisariacie i dziewczyna, zaciskając pięści, starała się nie odzywać, bo nie przyniosło by to nic dobrego.
- Dlatego tylko otrzyma pani pouczenie. Radzę unikać kłopotów i życzę miłego pobytu w Trytonii.
Skinęła głową, wychodząc bez słowa. Głupotą było by kłócić się o niezamknięcie w areszcie, nie znaczy to jednak, że humor dziewczyny uległ poprawie, wręcz przeciwnie. Zdołowana koniecznością rozpoczynania pracy nad „dobrym imieniem” od zera, podeszła do tablicy, której nie zdążyła przewertować by znaleźć coś, co pozwoliło by postawić jej pierwszy krok na tej drodze.
- Złodziejaszek, jeden, drugi… poniżej mojej godności. Zalegający dłużnik, żarty jakieś. Zaginiony mąż, na bogów gdzie ja jestem?! - mruczała pod nosem, werbalizując swoje myśli.
- Zabójców jest zbyt wielu w tym mieście, by ich ścigać czy co? Kolejny złodziej. - Znudzona już miała odpuścić dalsze czytanie listu gończego i przeklinając instynkt, który pomylił się po raz pierwszy, ruszyć w długą, byle jak najdalej od obmierzłego miasta, gdy w oczy rzuciła jej się cena za rabusia.
- Osiem złotych gryfów! Ile to będzie na nasze ... - Nieprzyzwyczajona jeszcze do zmiany waluty, zamyśliła się, powoli licząc w głowie.
- Koło miliona za złodzieja?! Nie może być. Zaraz, zaraz, za żywego, psia krew … - zapał tygrysicy od razu podwiądł. Wiele razy obiecywała sobie, by nigdy więcej nie brać zleceń z żyjącymi, ale zadanie wydawało się interesujące. - Mistrz złodziei … - wyszeptała pod nosem, wpatrując się w sporządzony przez rysownika portret.
Rozejrzała się uważnie, czy nikt jej nie widzi, zbiła szybę i zabrała list gończy.
Podwędzony portret złożyła, zginając go kilkukrotnie i schowała do kieszeni spodni. Nie potrzebowała mieć go przy sobie, wytrenowany wzrok doskonale zapamiętał cechy szczególne poszukiwanego, była to jednak mała, dość dziecinna i jedyna zemsta na jaką Rani mogła sobie pozwolić wobec aroganckiego kapitana straży.

Co szkodzi rozpatrzyć się w sytuacji, nie musiała podejmować zlecenia, ale pomyśleć i trochę potropić nie zaszkodzi.
Oddaliła się od posterunku raźnym krokiem, ponownie klucząc wśród uliczek, z tą różnicą, że nie wracała do gospody, a rozpoczęła "miły pobyt".
Wędrówkę tygrysicy postronni nazwali by zwiedzaniem, ale spacer bliższy był rozpoznaniu. Chciała możliwie poznać otoczenie w którym miała zamiar zacząć poszukiwania. Zbieg albo zaszył się w mieście, albo miał zamiar opuścić je w najbliższym czasie, o ile jeszcze tego nie zrobił. Jeśli nie znajdzie żadnych wskazówek z samego rana porzuci miasto, dzisiaj zaś względnie najedzona miała prawie cały dzień i noc na decyzję.
Wyszła właśnie z jednej z bocznych alejek, wprost na główną ulicę. Idąc oczywiście słyszała nasilający się gwar, ale dopiero, gdy zniknęła osłona ścian budynków dotarł on z pełną siłą do uszu tygrysicy. Kroki zawiodły ją w okolice targowiska, czyli bardziej zatłoczonego miejsca, o większym natężeniu hałasu i zapachów, ze świecą by szukać. O ile w normalnych warunkach łowczyni była doskonale świadoma otoczenia, dzięki czułym zmysłom, tak w tym momencie czuła się jak ogłuszona. Nie zwalniając kroku, zerknęła na chwilę, w stronę z której z pomiędzy kakofonii dźwięków, doszły jej wrzaski "Złodziej", by w tym samym momencie spotkać się ze ścianą, której z pewnością tam nie było. Impet cofnął Rani o półkroku, umożliwiając dziewczynie przyjrzenie się winowajcy. Facet a któż by inny.
- Jak łazisz - warknęła, patrząc na oblicze zasłonięte ciemnym kapturem. Nie zwróciła by większej uwagi na nieznajomego, indywiduów w takich miastach nie brakowało, gdyby nie fakt, że będąc niższą o dobrą głowę wraz z kapeluszem miała doskonały wgląd na facjatę jegomościa. Już i tak zmarszczone brwi, stały się jeszcze groźniejsze. W ułamkach sekund rozpoznała twarz o barwie popiołu wprost z listu gończego.
- Ty ... - mruknęła, mrużąc złowrogo zielone oczy, podczas gdy usta poczęły rozciągać się w niekoniecznie przyjemnym uśmiechu.
Więcej nie zwątpi w swoje przeczucia. Nigdy w życiu jej nie zawiodły, nie kłamały i tym razem. Dobrze zrobiła, męcząc się chwilę dłużej wśród obleśnych budynków miasta.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Stał dłuższą chwilę w uliczce niedaleko tablicy ze zleceniami, gdzie wisiał jego portret z nagrodą poniżej. Cień rzucany przez ściany budynków w bocznej uliczce, w której stał, ukrywał go niczym jaskinia zapewniająca schronienie zabłąkanemu podróżnikowi, bo ten nie zdążył dotrzeć do najbliższego miasta. Dlaczego tam stał i czekał? Chciał mieć pewność, że nie stanie obok potencjalnego łowcy nagród, bo wtedy musiałby walczyć najpierw z nim, a później ze strażnikami, którzy zauważyliby zdarzenie. Tacy ludzie są bardziej spostrzegawczy od zwykłego strażnika miejskiego. Jedni żyją z łapania kryminalistów, natomiast w przypadku tych drugich jest to tylko część ich pracy, do której zresztą nie przykładają się zbytnio, gdyż nie chcą stracić życia.
Rozejrzał się jeszcze, upewniając się, iż nikt nie zmierza w stronę tablicy będącej jego celem i sam do niej podszedł. Niczego nie zmieniał fakt, że stała ona w pobliżu posterunku, z którego uciekł. Najbliższy strażnik pomyśli sobie, że Salazar jest, po prostu, kolejnym najemnikiem zainteresowanym tym, co zostało wywieszone w tym miejscu. Taka sytuacja jest lepsza dla obydwu, bo elf nie będzie musiał z nim walczyć i go zabijać, a mężczyzna zachowa życie.

Stanął przed tablicą i od razu spojrzał na ogłoszenie dotyczące jego osoby. Cóż… kapitan nie miał na posterunku dobrego rysownika. Najpewniej był to żołnierz z jakimś talentem rysowniczym. Złodziej od razu zauważył, że na portrecie ma nieco za duży nos, jedno ucho jest większe od drugiego i jego oczy są za małe. Reszta się zgadzała, chociaż mógł się jeszcze przyczepić do kolczyków w uchu, bo, o ile wzrok go nie mylił, jeden bardziej przypomniał kwadrat niż koło. Teraz mógł przyznać, że reszta się zgadzała. Nie byłby sobą, gdyby nie spojrzał na nagrodę, którą oferuje kapitan Artem Tekin za przyprowadzenie go do niego. Osiem złotych gryfów… dla wielu osób jest to równe majątkowi, małemu lub dużemu. Natomiast Salazar stwierdził, że, chyba, powoli się starzeje, bo widywał wyższe nagrody za postawienie go przed przedstawicielami prawa. Odwrócił się i odszedł, mijając najemnika o aparycji mięśniaka i, najpewniej, umysłu wielkości pięści. Na plecach niósł wielki topór dwuręczny. Tacy osobnicy zawsze pracują w parze z kimś, kto posiada większe zasoby inteligencji niż oni i tym razem było podobnie. Za „Kłodą” szedł niższy i mniej umięśniony mężczyzna, który przy pasie miał miecz. Mroczny elf nie przejął się nimi i znowu zagłębił się w zacienione boczne uliczki Trytonii.

Niedługo miał opuszczać miasto, więc postanowił udać się na rynek, pełniący także rolę targowiska, co nie było niczym dziwnym lub nowym. Przeszedł obok jednego ze straganów, gdy po chwili ktoś krzyknął „Złodziej”. Na początku wydawało mu się, że ktoś go rozpoznał. Obejrzał się wokół siebie i zauważył, że jakiś chłopiec uciekał przez tłum, trzymając w garści kilka owoców.
Ruszył dalej, a po chwili poczuł, jak ktoś na niego wpada. Na początku spodziewał się, że zderzył się z jakimś dzieciakiem. Okazało się, iż była to niska kobieta. Dlaczego kobieta, a nie dziewczyna? Jej głos i to, jak się odezwała i co powiedziała, o tym świadczyło. Salazar od razu przypiął jej łatkę najemniczki, aktualnie takie osoby także były jego potencjalnymi przeciwnikami. Przez myśl przeszło mu, że mogła go rozpoznać, tym bardziej że kaptur nieco zsunął się z jego głowy, chociaż nadal ukrywał większość twarzy. Chyba nie będzie na tyle głupia, żeby zaczął z nim walczyć między ludźmi. Miałby nad nią przewagę, patrząc na miecz, który ona targa ze sobą. Sięgnął do krawędzi kaptura i poprawił go, później ruszył przed siebie. Nieznacznie zwiększył tempo marszu.

Teraz kierował się bezpośrednio w stronę bramy wyjściowej z miasta. Mógł nie słuchać tej dziwnej ciekawości i od razu opuścić Trytonię. Im dłużej myślał o wpadnięcie na tamtą… kobietę, tym bardziej wydawało mu się, że go rozpoznała. Oznaczałoby to zaistnienie dużej szansy co do tego, że odwróci się i ruszy za nim. Obejrzał się przez ramię, jednak jej nie zauważył. Nawet spojrzał nieco w dół, bo przypomniał sobie o różnicy wzrostu między nią a nim. Wyostrzył zmysły jeszcze bardziej i skręcił w boczną, mniej uczęszczaną, uliczkę. Jeśli łowczyni za nim pójdzie, on będzie o tym wiedział. Cały czas szedł w stronę bramy, im szybciej wydostanie się z tego miasta, tym lepiej dla niego. Dla innych w sumie też, bo przynajmniej nie zostaną zabici przez nóż w głowie, czole, oku albo prosto w sercu.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

Przez ułamki sekund patrzyła nieznajomemu w twarz, która ani na moment nie zmieniła swojego wyrazu. Elf nie zdradził się z choćby najmniejszym zaniepokojeniem związanym z możliwym rozpoznaniem, czy choćby złością kobiety. Tak jak i długouchy, tak łowczyni zamarła w bezruchu, nie robiąc ani nie mówiąc nic ponad ostatnie słowa, zmrużonymi oczami starając się wyłapać istotne detale w wyglądzie mrocznego. Poznała jednak jedynie twarz mężczyzny, podczas gdy to co najistotniejsze, w postaci uzbrojenia, bo zapewne elf posiadał broń, niestety skryte było pod płaszczem, pozostając niewidocznym dla tygrysicy.
Oddychała powoli i spokojnie, wraz z powietrzem poznając zapach długouchego. Przez ułamki sekund, stali na tyle blisko, że nawet odór miasta nie przeszkadzał Rani w zapamiętywaniu poszczególnych nut. Tygrysia natura już dawno stała się jej częścią, łącząc się w doskonałą całość z łowcą i od długiego czasu nie musiała skupiać się na węszeniu. Robiła to podświadomie i instynktownie. Od lat była istotą ukierunkowaną na jeden rodzaj działania i może nie żyła zbyt długo, ale była naprawdę dobra w tym co robiła.
Może nie jeden przerastał ją stażem i doświadczeniem, ale Sherani nie tylko uczyła się z łatwością, ale zdolności stawały się częścią jestestwa dziewczyny i to różniło ją od innych. Te ułamki sekund, podczas których zbierała informacje, były aż nadto.
Czuła zapach aresztu i wielu podróży, ale przede wszystkim czuła woń mrocznego elfa, wraz z jej wyjątkowymi i niepowtarzalnymi, dla każdej odrębnej osoby niuansami. Nie potrzebowała więcej danych, ani rzeczy, na której mogła by opierać swoje poszukiwania. Może pies potrzebował punktu odniesienia do wydawanej komendy, może niektórzy z wyczulonym węchem również, ale zmysły Rani zapamiętały wszystko, czego wymagała, ustaliły charakterystyczny i indywidualny wzór zapachu. Teraz mogła tropić elfa do końca świata, ani razu nie myląc tropu.

Elf nonszalanckim ruchem naciągnął kaptur, który zsunął się nieco podczas zderzenia, jakby zupełnie nie zwrócił uwagi na słowa i zachowanie dziewczyny i odwracając się ruszył w swoim kierunku.
Już planowała założyć dźwignię, na ramię odwracającego się złodzieja, by rzucić go na glebę, mięśnie napięły się w gotowości do akcji, ale w tym samym momencie, kątem oka spostrzegła dwóch strażników patrolujących ulicę.
Jeśli teraz rozpoczęła by chryję, to tamci wtrącając się bardziej by przeszkadzali niż pomogli, nie mówiąc już o tym, że zapewne wszystko przypisali by sobie, pozbawiając łowczynię nagrody. Rozluźniła się, biorąc głęboki oddech i hamując chęć rzucenia się na ściganego tu i teraz, tym samym rezygnując z początkowego planu. Robiła to tylko i wyłącznie z praktycznego punktu widzenia, zupełnie nie zaprzątając sobie głowy ewentualnymi postronnymi ofiarami, które nie znaczyły zbyt wiele dla dziewczyny.
Nie ruszyła też w ślad za oddalającym się zakapturzonym uszatym. Mogła być młoda, ale wbrew pochopnie przypinanym jej opiniom, bynajmniej nie była żółtodziobem.
Tylko skończony idiota lub desperat ruszył by w krok za ściganym. Może dla niektórych był to jedyny dostępny sposób śledzenia, ale gdyby Sherani zaliczała się do tego grona nie nazywała by się doskonałym tropicielem.
Biegnąc za ściganym w takim tłumie, mogła co najwyżej zakończyć z nożem pod żebrami i chociaż prawdopodobnie by przeżyła, nie był by to przyjemny postój, nie mówiąc już o braku profesjonalizmu, który zaprezentowała by, wykrwawiając się na bruku.

Powoli i metodycznie rozejrzała się wokół, szukając alternatywnego planu działania. Po chwili, oczy tygrysicy znalazły to czego szukały. Kilka beczek zgromadzonych pod ścianą jednego z budynków otaczających targowisko. Tygrysica zwinnie wskoczyła po tych prowizorycznych schodach, by wybić się ze szczytu ustawionej piramidy, starając się sięgnąć dachu. Rękoma chwyciła jego brzeg, po czym odbijając się nogami od ściany, podciągnęła ciało, zwinnie przysiadając na dachówkach.
Od razu, gdy tylko wylądowała, przywarła płasko na brzuchu do pokrycia budynku, wypatrując poszukiwanej postaci w tłumie i jednocześnie starając się pozostać niezauważoną.
Chwilę później, uznawszy, że jest bezpieczna rozpoczęła skradanie się górą, pomykając lekkim krokiem drapieżnika.
Gdy kończył się jeden budynek, wyczekiwała dogodnego momentu, by przeskoczyć na następny. Czatowała na krawędzi, niczym gargulec i dopiero słysząc rozlegający się naturalny dla targu hałas, odgłos jakiegoś przeładunku, czy przejeżdżający wóz, posyłała ciało w lot, by wśród dźwięków ukryć odgłos swojego lądowania.
W taki sposób szybko znalazła się w pobliżu ściganego. Czuła go wyraźnie, pośród całego wachlarza innych zapachów. W tej chwili już nie biegła, a sunęła na brzuchu, zbliżając się do krawędzi dachu. Teraz gdy słuch przyzwyczaił się do natłoku dźwięków, była wstanie wyłapać także te ulotne i istotne dla niej brzmienia. W tym momencie słyszała delikatny i cichy oddech znajdującego się w zaułku pod nią elfa. Spokojny i prawie, że bezdźwięczny, tak charakterystyczny dla osób spędzających całe swoje życie w ukryciu.
Nie wychylała się zza krawędzi, by nie zdradzić swojej obecności, sama również starała się maksymalnie zwolnić oddech by ograniczyć szmer powietrza, nie miała w końcu pewności, jak czuły był słuch ściganego. Mroczny zaś, zaczaił się w zaułku, wyraźnie sprawdzając czy nikt go nie śledzi. Czyli albo przejął się rozpoznaniem bardziej niż pokazywał, albo był nad wyraz ostrożny. Jedno i drugie świadczyło o dużym doświadczeniu, które wróżyło niezłe wyzwanie. Uśmiechnęła się bezgłośnie pod nosem, zamierając w bezruchu.
Skok na ofiarę, nie wiedząc jak była uzbrojona i czy właśnie nie była gotowa na atak, a tego słuch i węch powiedzieć jej nie mógł, było by samobójczym krokiem.
Zamiast tego, miała zamiar czaić się i tropić mrocznego elfa do momentu, aż znajdą się w bardziej kontrolowanych dla niej warunkach, czyli gdzieś na otwartej przestrzeni.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Zatrzymał się, gdy wkroczył w ciemną uliczkę, a jej cień go w sobie, niczym matka ukrywa w rękach swe niemowlę. Czuł się bezpieczny, ukryty przed niepotrzebnym wzrokiem innych. Strój mrocznego elfa, a także jego skóra, sprawiały tylko, że trudniej było go dostrzec. Nie przeszkadzało mu to, wręcz przeciwnie, lubił chować się w ciemności, żeby poczekać na coś albo ukryć się przed kimś. Zresztą, był złodziejem, a takie osoby pracują w cieniu i ukryciu. W dodatku miał dużą przewagę nad innymi, bo jego rasa miała umiejętność widzenia w ciemności, co było naprawdę pomocne, chociaż za dnia nieco utrudniało życie.

Teraz też się ukrywał… chociaż nadal nie był do końca pewien, czy dziewczyna, która na niego wpadła, podjęła jego trop i ruszyła za nim. Co prawda, nie zauważył jej, jednak nie musiała iść dokładnie tą samą trasą, co on, wystarczyłoby, żeby poszła boczną uliczką… Elf od razu obejrzał się za siebie, aby sprawdzić, czy nie zobaczy tam niskiej postaci ludzkiej. Nie było jej tam. Kontynuując przerwane myśli, dziewczyna mogła obrać inną trasę. Mogła domyślić się, że będzie chciał od razu udać się do bramy wyjściowej, żeby uciec z miasta i obrać skrótową trasę, która pozwoli jej na szybsze dotarcie pod bramę. Tam by go złapała, a strażnicy najpewniej by jej pomogli, bo nic nie stało na przeszkodzie, żeby powiedziała im, co tu robi i na kogo czeka. Jeszcze raz obejrzał się za siebie i nikogo nie zauważył. Wiedział, że może tędy dostać się blisko muru, a później pójść wzdłuż niego i tak dotrzeć do wyjścia z Trytonii. Właśnie tak chciał postąpić.

Szedł dalej, cały czas starając się mieć zmysły wyostrzone jeszcze bardziej niż zwykle. Taka taktyka była dobra, bo mniejsze ulice oddzielały go od zgiełku miasta. Było tu, po prostu, ciszej, więc szybciej będzie mógł usłyszeć dźwięki, które podpowiedzą mu, iż ktoś go śledzi i powinien poruszać się jeszcze szybciej niż teraz. Jak na razie, nie słyszał niczego takiego.
Dłonie miał ukryte pod peleryną, spoczywały na pasie, a konkretniej na rękojeściach noży do rzucania. Złodziej wolał mieć pewność, że uda mu się ich dobyć naprawdę szybko i będzie w stanie rzucić, przynajmniej, dwoma w potencjalnego przeciwnika, bez różnicy czy będzie tej samej płci co on, czy przeciwnej. Nieraz zdarzyło mu się już, że musiał walczyć z uzbrojoną kobietą, która posługiwała się swym orężem lepiej niż część mężczyzn, z którymi miał okazję walczyć. Ostatecznie takie starcia i tak kończą się tak samo – Salazar przeżywa, a osoba, walcząca z nim, przegrywa i ginie. Elf nie zostawia światków lub niedobitków, nigdy nie lubił tego robić. Tak po prostu było lepiej, przynajmniej on tak uważał.

Im więcej kroków robił, tym bliżej był wyjścia z uliczki i okolic murów miejskich, a także bramy i przejścia, którym dotrze poza Trytonię, gdzie będzie mógł odetchnąć spokojniej i ruszyć w drogę. Oczywiście, nadal będzie musiał uważać, bo, przez jakiś czas, zwiększy się możliwość, że ktoś będzie deptał mu po piętach. Przez jakiś czas będzie musiał wyostrzyć zmysły jeszcze bardziej, może nawet do stopnia, w którym są teraz. Nie przepadał za robieniem tego, bo wtedy odczuwał zmęczenie szybciej niż normalnie.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

Choć cierpliwość nie należała do mocnych stron tygrysicy, to w trakcie polowania, potrafiła wykrzesać z siebie całkiem sporą jej dozę. Takim splotem zdarzeń elf czaił się na dole, a Rani kryła się na dachu, nie drgnąwszy, nawet gdy mężczyzna gwałtownie się poruszył.
Nie to by usłyszała jak mroczny stąpa, wręcz przeciwnie, ścigany nie zdradził się choćby najmniejszym tąpnięciem czy zmianą w oddechu. Jedyne co poinformowało łowczynię o jego szybkim ruchu, była nowa fala zapachu, uderzająca w nozdrza. To właśnie zawirowanie powietrza i woni, przyprawiły dziewczynę o przypuszczenia, że złodziej poruszył się niespokojnie.
Znaczyło by to, że jednak przypuszczał, iż był śledzony. Inną rzeczą było, że nie panikował i nie uciekał w przeciwieństwie do większości złodziei, budząc w Rani ciekawość.
Najchętniej już przypuściła by atak, wciąż jednak nie miała pojęcia z jaką bronią musiała by się mierzyć. Biorąc pod uwagę iż żadnej nie widziała, był to jakiś nóż, sztylet czy inne drobnica, a to w ciasnej uliczce, działało by na jej niekorzyść. Do tego elf i tak miał jedną podstawową przewagę. Mógł walczyć na śmierć i życie. Ona musiała przeżyć i jego żywcem pojmać, co znacznie przechylało szalę na korzyść mrocznego, ograniczając jej swobodę użycia broni do niezbędnego minimum.

W końcu zapach począł niknąć, uwalniając dziewczynę z niewygodnej pozycji. Przycupnęła na dachu i odczekawszy chwilę wznowiła wędrówkę za poszukiwanym.
Ciasna zabudowa w wąskich alejkach znacznie ułatwiała Sherani sprawę, chwilowo zwalniając ją z konieczności skakania z budynku na budynek.
Sprawnie oddalali się od centrum, przez co z każdym metrem pokonywanej drogi, gwar miasta cichł, dzięki czemu wytężone zmysły tygrysicy mogły wreszcie odpocząć. Niestety po za swoimi plusami miało to też poważne minusy, takie same zresztą jak zalety. Rani nie męczył hałas i lepiej słyszała, ale też sama mogła być znacznie łatwiej dosłyszana.
Dachy tutejszego miasta, też nie należały do najbardziej współpracujących. Zniszczone na równi ze ścianami, stanowiły zdradliwe i nienajlepsze podłoże do niepostrzeżonego skradania się.

Stąpała ostrożnie, ważąc każdy krok co znacznie spowalniało pościg zbliżając go bardziej do mozolnej przeprawy, podobnej kroczeniu po kruchym lodzie.
To już powoli przyprawiało Rani o irytację. Takie podchody nie należały do jej ulubionego stylu pracy, tym bardziej, że chwilowo mocniej skupiała się na stawianiu stóp, niż kierunku w którym zmierzał mroczny.
W końcu zatrzymała się, by zrobić niewielkie rozeznanie. Wyraźnie zmierzali w stronę muru i głównej bramy, którą nieźle widziała ze swojej aktualnej lokalizacji.
Co teraz. Może elf chciał zmylić ewentualny pościg udając, że opuszcza miasto, a może faktycznie pragnął wydostać się z Trytonii. Jeśli tak, powinna wrócić po konia, zawsze łatwiej było by odtransportować złapanego jeńca.
Uznała iż najlepiej jeżeli jeszcze trochę poobserwuje złodzieja, ustali jego plany by wrócić się po wierzchowca i rozpocząć prawdziwe łowy.

Zrobiła kolejny ostrożny krok, powoli, wręcz z namaszczeniem stawiając najpierw palce, dopiero później obcas buta. W tym momencie dachówka, którą wybrała jako tę najstabilniejszą, zgrzytnęła i pękła z trzaskiem. Obluzowanie jednej klepki, pozbawiło pozostałe dwie stabilizacji i takim sposobem, felerne elementy i okruchy gontu posypały się po pochyłości dachu, wprost na uliczkę poniżej.
Wydarzenie niby drobne, ale wśród panującej ciszy, która jakby specjalnie spotęgowała się dla zwiększenia dramatyzmu, poniosło się dojmującym trzaskiem, wśród milczących budynków.
Zamarła w półkroku, marszcząc nos i odsłaniając zęby. Najchętniej zaklęła by do kompletu, ale nie potrzebowała jeszcze dobitniej zdradzać swojego położenia.
Miała ułamki sekund na decyzję co powinna zrobić. Wiać, by próbować nie zdradzić swojej tożsamości, zeskakiwać w sąsiednią uliczkę licząc, że nie zostanie namierzona, czy może zaczekać na złodzieja, jeśli odważyłby się wrócić, zamiast uciekać jak powinien rabuś uczynić.
Co do faktu, że usłyszał huk lecących dachówek, wątpliwości nie miała. Musiał by być głuchy i chyba jeszcze niedorozgarnięty.
Podobno nadzieja umiera jako ostatnia, więc jeszcze zawsze mogła liczyć, że elf nie powiąże hałasu z jej osobą czy byciem śledzonym.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Był spokojny. Nie chciał zdradzić osobie, która go ściga, że wie o tym, iż podąża jego tropem. Dlatego też nie zdradzał zdenerwowania, właściwie nawet go nie czuł. Jedynie odzywała się jego przesadna ostrożność, właściwie to dzięki tej cesze domyślił się, że ktoś idzie jego śladem. Nie zachowywał się jak ktoś, kto ma świadomość tego, iż jest ścigany. Salazar był złodziejem i to takim żyjącym prawie pięćset lat. Inni nazwali go Mistrzem już jakiś czas temu. Nie było tak, że jednego dnia nikt o nim nie słyszał, a kolejnego nagle każdy złodziej go znał. Musiał zapracować sobie na reputację i to, jak był nazywany przez początkujących złodziei, zwykłych i takich, których z pewnością można nazwać profesjonalistami. Cóż… mroczny elf należał do tej ostatniej grupy. Był najlepszym z nich. Żywa legenda. Właściwie, nie każdy mógł z nim porozmawiać, ale głównie chodziło tu o jego charakter, a nie potencjalnego rozmówcy. Ojciec długouchego miał duży wkład w kształtowanie się jego charakteru, przekonań i tak dalej.

Usłyszał hałas. Za jego plecami dachówka uderzyła w podłoże. Umysł alarmował go i podpowiadał, że nie może być to przypadek i, że jest śledzony. W dodatku osobą, która jest teraz na dachu, to najpewniej ta kobieta, z którą zderzył się wcześniej. Zwiększył tempo marszu, gdy zobaczył przed sobą wyjście z uliczki. Zaczął rozmyślać, cały czas idąc przed siebie. Teraz był pewien, że ktoś podąża jego tropem.

W końcu wyszedł na większą i częściej uczęszczaną uliczkę w pobliżu murów miejskich. Z zamyślenia wyrwał go kobiecy głos i delikatny, ale równocześnie stanowczy uścisk na ramieniu. Spojrzał prosto w błękitne oczy jasnowłosej kobiety. Właśnie znalazł się obok zamtuza, a kobieta ta była kurtyzaną. Uśmiechnęła się do niego, zadając nieme pytanie. Tak, wyczytał je w jej oczach. Zresztą… nawet nie musiałby tego robić, wystarczyło wiedzieć, iż jest ona tym, kim jest, wtedy pytania przez nią zadane same nasuwają się na myśl.
         – Nie teraz, Złotko – powiedział do niej, starając się brzmieć w miarę miło. Dlaczego „Złotko”? Po prostu nawiązał do koloru jej włosów. Kurtyzana uśmiechnęła się do niego, mimo tego, iż jej odmówił. Może podjęła kolejną próbę zmiany jego zdania.
         – Może odwiedzę cię, gdy będę miał więcej czasu, jednak nie teraz. Naprawdę – odezwał się znowu, kładąc nacisk na ostatnie słowo, które wypowiedział. Kobieta puściła go, jednak i tak jej uśmiech wyraźnie powiększył się i stał się bardziej kuszący, gdy powiedział, iż odwiedzi ją kiedyś. Dopiero teraz zauważył, że ma elfie uszy. Cóż… może przyjdzie czas, iż rzeczywiście dotrzyma tej „obietnicy” i ją odwiedzi. Elfy żyły o wiele dłużej niż ludzi, w dodatku, po osiągnięciu odpowiedniego stopnia dojrzewania cielesnego, niemalże przestawały się starzeć. Ruszył dalej, ostatni raz odwracając się do jasnowłosej. Może warto będzie zapamiętać, jak wygląda.

Szedł dalej. Teraz wystarczyło, żeby cały czas kierował się prosto przed siebie i skręcił w prawo, gdy już dotrze do głównej ulicy. Później będzie miał przed oczami trakt, którym będzie mógł udać się w inne miejsce. Postanowił nie zbliżać się do Trytonii przez jakiś czas, wolał poczekać na to, aż pogoń za nim uspokoi się i, ogólnie, będzie spokojniej. Chociaż, zawsze mógłby wrócić i zająć się osobą, która wystawiła na niego zlecenie. Ewentualnie opłacić skrytobójcę, wtedy ta osoba zajęłaby się jego problemem. Niezbyt obawiał się, że zastępca kapitana Tekina będzie kontynuował pościg za nim, w końcu Tekinem kierują pobudki osobiste.

Jego stopy stanęły na brukowanej ulicy, która uważana była za główną w Trytonii. Prowadziła od bramy wejściowej do miasta, aż do portu, przecinając przy tym całą powierzchnię miejską niczym blizna i prowadząc, przy okazji, do każdego miejsca, które powinna zobaczyć i odwiedzić osoba wchodząca do Trytonii. Cóż, on należał do tej drugiej grupy, czyli tych, którzy opuszczali miasto. Wszedł w tłum ludzi i nieludzi kierujących się w stronę bramy, jednak nie mógł liczyć na zniknięcie między nimi. Był na to za wysoki.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

Ostatnie okruchy potoczyły się po ziemi i dziewczyna w napięciu czekała na rozwój wydarzeń. Zastygła w bezruchu, nasłuchując i węsząc, ale nic się nie zmieniło. Wokół panowała cisza, nie dało się słyszeć ani jednego szybszego kroku czy innych oznak ewentualnej paniki. Ścigany ani nie uciekał, ani nie atakował, zupełnie nie reagując.
Zmarszczyła brwi myśląc intensywnie, czyżby mroczny elf nie powiązał lecących dachówek z jej obecnością.
Wtedy dostrzegła postać ginącą gdzieś za zakrętem. Nie, aż tak nie wierzyła w swoje szczęście. Skurczysyn wiedział, że jest śledzony, każdy normalny odwrócił by się zaskoczony hałasem, zwykły złodziej tym bardziej. Ktoś lękający się wykrycia miał nerwy napięte jak postronki, a to powodowało spontaniczne reakcje. Ten jegomość nawet się nie wzdrygnął, a jedynie kontynuował marsz w obranym kierunku, czyniąc jej podchody farsą.
Uśmiechnęła się odsłaniając zęby, w grymasie bliższym zwierzęcemu warczeniu, niż ludzkiej mimice. Elf był wystarczająco pewnym siebie, by nie zareagować. Najwyraźniej był też dość doświadczonym, by pewne rzeczy wyczuwać, tak też dźwięk zdradzający tygrysicę, nie był dla niego zaskoczeniem. Szybko analizując sytuację, uznała, że musiał ją wyczuć na poziomie wykraczającym ponad zmysły przeciętnych, a nie zaś usłyszeć. Przed spadającą dachówką, nie ujawniła się w żaden sposób. Na dobrą sprawę, gdyby ktoś deptał jej po piętach, czy obserwował jej kroki, wyczuła by obcego, tak jak elf zrobił to z nią.
Po latach stawiania swojego życia na szali, wykształcało się coś na kształt szóstego zmysłu. Mroczny żył na pewno dłużej od niej, więc raczej nie powinna się dziwić.
Drań, nawet nie próbował pozbyć się pościgu na żaden z dostępnych sposobów, a najzwyczajniej w świecie jakby chciał mieć za sobą zwykłą formalność, trochę przyspieszył kroku, by wydostać się z miasta. Kilkukrotnie przeniosła ciężar z nogi na nogę, jak polujące koty przed skokiem, w duchu ciesząc się coraz bardziej, na nadchodzące wyzwanie.

Skoro mroczny się nie przejmował, to i ona postanowiła zagrać trochę mniej asekuracyjnie. Jak tylko straciła z oczu ciemny płaszcz, ruszyła biegiem wzdłuż dachu, ignorując zgrzyt dachówek. Rozpędziwszy się wystarczająco, przeskoczyła w poprzek ulicy, znajdując się na rzędzie budynków, za którymi zniknął złodziej.
Truchtała dobrą chwilę, nadrabiając straty do momentu aż dachy, z biednych i niskich przeszły w odrobinę bardziej wymyślne. Wraz ze zmianą otoczenia, zbliżyła się też do poszukiwanego. Właśnie dotarła do wyższej budowli, która utrudniała marsz, zmuszając tygrysicę do wspinaczki, gdyby ta planowała kontynuować drogę po sklepieniach.
W aktualnym miejscu, miała jednak doskonały punkt obserwacyjny, dlatego chwilowo zrezygnowała z utrudniania sobie życia, patrząc na poczynania kryjącego się pod płaszczem, mrocznego.
Można powiedzieć, że ten lekko się spieszył, spławiając jedną z pracujących kobiet, ale bynajmniej nie powiedziała by, że uciekał. Prędzej zaryzykowała by stwierdzenie, że był grzeczny. Prychnęła bezgłośnie pod nosem. Faceci i kurtyzany ... niezależnie od rasy czy profesji, mężczyźni reagowali jednakowo, taka blondynka złapała większość jej ofiar, szybciej niż Rani tropiąc ich i ścigając.

Widząc z dachu, jak wysoka postać wkroczyła w tłum podróżnych, chwilowo zaniechała dalszego podążania za mężczyzną. Obserwowała postać, a wyraźnie wystający ponad resztę podróżnych kaptur, umożliwiał kobiecie odprowadzenie go wzrokiem, aż do widocznej z dachu, bramy. Uśmiechnęła się grymasem drapieżnika i stojąc na dachu, teraz wyraźnie widoczna, wyciągnęła zwędzony portret.
„Salazar, Mistrz złodziei ... Arogant na pewno " - uśmiechnęła się w duszy. Złodziej najwyraźniej inny od zwykłego złodziejaszka, może faktycznie mistrz. Tak czy siak, zasługiwał na określanie go imieniem, zamiast zwykłym epitetem - ścigany.
Zazwyczaj nie zadawała sobie trudu zapamiętywania imion, zbędne i niepotrzebne. Ściganych traktowała przedmiotowo, ot zwykły kolejny numerek z listy, do wykreślenia. Tutaj uznała, że mroczny elf chyba zasłużył sobie na troszkę większą dozę szacunku, choćby za pewne siebie zachowanie, na każdym kroku podkreślające jego doświadczenie.
Portret nie był najlepszych lotów, ale cechy charakterystyczne posiadał. Pstryknęła palcami, krzesząc iskrę, od której zapaliła list. Nie potrzebowała go dłużej, a trzymać czyjąś podobiznę z sentymentu, nie leżało w naturze tygrysicy. Udostępnić go innym też nie.
Nie potrzebowała bandy idiotów plączących się pod nogami i nie dajcie bogowie, zacierających ślady. Zanim kapitan straży, się zorientuje i sporządzi nowy list, elf będzie daleko, tak jak i ona.
Obserwowała go dobrą chwilę, aż spostrzegła wskazujących w jej stronę strażników. Dostać mandat za bieganie po dachach, a Prasmok wie, czy taki by jej właśnie nie przysługiwał, było by irytujące, a dodatkowych opóźnień nie potrzebowała.
Nie zwlekając dłużej, odwróciła się na pięcie, ruszając sprintem. Wiele razy rozważała pozbycie się konia, który nie raz stanowił większy kłopot niż pożytek, chociażby teraz zmuszając ją do powrotu, ale transport więźnia lub więźniów, bo i takie sytuacje miewała, w pojedynkę był znacznie trudniejszy niż ich schwytanie. Tak wiązała delikwentów do siodła i choćby było ich kilku, to mogła ich i po ziemi wlec, a koń co najwyżej trochę się spocił.
To samo, na własnych nogach było by prawdopodobnie niemożliwe. Lepiej nie wspominać jak komiczne były by to próby, przy jednym a postawnym, buntującym się facecie, o kilku nie mówiąc. Wystarczy odrobinę wyobraźni, by ustalić, kto kogo, nawet i związany, wlókł by po ziemi.
Teraz nie przejmując się czynionym stukotem butów wśród dachówek, pokonała drogę powrotną, po czym zeskoczyła w jednej z osłoniętych przed nieproszonym wzrokiem alejek i pognała dalej. Szybko jednak musiała zwolnić, bieg w tłumie, był już większym wyzwaniem i chcąc nie chcąc zamiast pędzić przed siebie, skończyła przepychając się przez kotłujących się ludzi.

W karczmie, ku złości kobiety, też zeszło jej dłużej niż planowała. Oczywiście karczmarz nie omieszkał zawyżyć ceny, ale nie chciało jej się wykłócać. Jak na tak obskurne miasto i panujące wokół bezprawie, wszędzie pełno było straży miejskiej i dodatkowa uwaga nie była pożądana.
Wreszcie wolna, osiodłała wierzchowca i rozpoczęła mozolną wędrówkę w kierunku bramy. Z dużym koniem torowanie drogi wśród ludzi było znacznie łatwiejsze, chociaż wciąż zbyt wolne. Najchętniej wypadła by z miasta galopem, tratując nieuważnych po drodze, ale i tym razem pohamowała swoje zapędy, widząc, że wszyscy konni idą pieszo.
Może w Trytonii obowiązywał jakiś durny przepis, że pieszych nie można było rozjeżdżać, albo zakaz patrzenia na straż z góry, nieistotne. Niechętnie dostosowała się do ogółu i grzecznie stanęła w kolejce do opuszczenia miasta.
Sama nagroda już praktycznie nie interesowała tygrysicy. Jak za złodzieja była niezła, ale na koncie w wampirzym banku, miała znacznie większe sumy. Posiadanie ośmiu gryfów nie bolało, ich brak też jej nie zrani.
Teraz chodziło o czystą radość z polowania. Salazar wzbudził zainteresowanie Rani, które nie towarzyszyło łowczyni już od dłuższego czasu, a adrenalina powiązana z pościgiem i dobrą walką, budziła w dziewczynie znacznie większe emocje niż pieniądze.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Od momentu, w którym usłyszał dachówkę uderzającą o chodnik i domyślił się, że jest śledzony, czuł na sobie wzrok. Konkretniej, czuł go na swoich plecach. Potrafił odróżnić go od tego, który widywał u mijanych przez niego mieszkańców albo od tego, którym odprowadziła go jasnowłosa kurtyzana.
Był doświadczony, dlatego też wiedział, że lepiej będzie poczekać na najlepszą okazję, żeby zgubić łowczynię nagród. Dlaczego łowczynię, a nie łowcę? Bo był pewien, że podąża za nim ta kobieta, z którą spotkał się już wcześniej. Na pewno go rozpoznała i pomyślała, że będzie łatwym celem. Salazar dokładnie wiedział, że dziewczyna przeliczy się i może nawet przeceniła swoje możliwości i zdolności, gdy zaczęła go ścigać. Nie wiedziała o nim praktycznie niczego. Oczywiście, pewne informacje da się uzyskać poprzez obserwację, jednak nie jest to duża liczba. Cóż… nie jemu było to oceniać. Konfrontacja, która swoją drogą jest coraz bliżej, najwyżej skończy się w nieoczekiwany dla łowczyni sposób.

Przedzierał się przez tłum ludzi. Chociaż… przedzierał to złe słowo na określenie tego, co robił. Ludzie i nieludzie schodzili mu z drogi albo zostawali przez niego odepchnięci na bok, jednak częściej zdarzało się to pierwsze. Nie, żeby mu to przeszkadzało, bo dzięki temu poruszał się szybciej i dotarł do bramy wyjściowej w krótszym tempie. Co najlepsze, nie czuł na sobie wzroku dziewczyny, ale nie uznał od razu, że zrezygnowała ona ze złapania go i zgarnięcia nagrody. Może poruszała się konno, a gdy zauważyła, iż chce on opuścić miasto, wróciła się po wierzchowca.
O dziwo, obok strażników stojących przy bramie, przeszedł bez zatrzymania albo nieprzychylnych spojrzeń. Nie zauważyli, że obok nich przechodzi zbieg… albo nie chcieli tego zauważyć. Możliwe, że mając trochę rozumu, domyślili się, że ktoś taki, jak on, nie podda się bez walki. Z kolei to oznaczałoby stracone życia dwóch albo większej liczby strażników, bo mroczny elf wątpił w to, żeby udało im się go zatrzymać. Nawet, gdyby go otoczyli.

Gdy udało mu się opuścić teren Trytonii, było tylko lepiej. Ludzie rozeszli się, a każdy szedł swoim tempem. Nie było ścisku i przepychania się, czego łatwo można było doświadczyć przy bramie, ale od strony miasta, a nie traktu.
Salazar pozwolił sobie na zwiększenie tempa marszu. Musi szybko znaleźć sobie miejsce, gdzie będzie mógł się ukryć i przeczekać jakiś czas. Mógłby też zejść z drogi w las i podróżować w ten sposób. Szedł przed siebie, zastanawiając się nad możliwościami i nad tym, która będzie mu się najbardziej opłacała. Tyle dobrego, że nie było tutaj kurtyzan, które by go zaczepiały. Elf nigdy nie wyglądał na osobę, która nie ma ruenów w sakiewce, dlatego też był zaczepiany przez takie kobiety. Nie widziały jego twarzy, bo bardzo często ukrywa ją w cieniu kaptura, jednak wiele razy słyszał, że jest przystojny. Potrząsnął głową, żeby odgonić te myśli i wrócić do planowania. Aktualnie to było ważniejsze, jeżeli nie najważniejsze.

Obejrzał się za siebie, sprawdzając, czy nikt nie porusza się konno i nie wygląda jak łowczyni nagród będąca na tropie. Nie zauważył nikogo takiego. Zeskoczył na pobocze i wszedł w las. Uważał, że jest to najlepsze rozwiązanie. Potrafił poruszać się po takim terenie, nawet w nocy.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

Sznur wozów, koni i pieszych ciągnął się na kilkadziesiąt metrów w przód i mimo upływu godzin sprawiał wrażenie jakby wcale się nie skracał. Według Rani, ludzi zupełnie nie ubywało, za to za nią ciągnął się wąż oczekujących, który z minuty na minutę stawał się coraz dłuższy. Jak to w ogóle było możliwe, nie mogła pojąć. Na krótko podciągnęła się chwytając za łęk siodła, by zobaczyć jak sytuacja się rozwija. Najwyraźniej strażnicy bardzo dokładnie legitymowali każdego podróżnika. Wróciła na ziemię i splunęła na bruk. Nadgorliwcy. Znała takich doskonale. Gdy wiedzieli, że nikogo nie znajdą, trzepali wszystkich równo, starając się wykazać. Gdy mieli choć cień szansy trafić na przestępcę nagle głuchli i ślepli. Warknęła spluwając jeszcze raz. Obserwując kolejkę nigdzie nie dostrzegła wysokiego kaptura, czyli albo wystraszył się kontroli i oczekiwania, albo już opuścił miasto.
Starała się nie wściekać. Ręce włożyła do kieszeni, by uniknąć nerwowego poklepywania rękojeści broni, co mogło by zostać niewłaściwie odczytane i skończyła by z twarzą na ulicy, gdyby trafił się jakiś zapalony strażnik. Dziwnym trafem, gdy wiedzieli, że włos im z głowy nie spadnie, nagle odnajdywali ogromne pokłady odwagi i od razu ruszali na potencjalne zagrożenie, korzystając ze wszystkich siłowych argumentów, tym aktywniej gdy "agresor" się nie bronił.
Cóż Rani nie należała do optymistów, w swojej ocenie świata i rozumnych ras, znajdując się gdzieś w okolicach zrzędliwego emerytowanego wojaka, który widział zbyt wiele, by uwierzyć w jakiekolwiek przejawy dobra.
Zamiast kojącego odnajdywania broni, zaczęła nerwowo potupywać nogą. Stanowczo zbyt dużo gwaru i zapachów ludzi i zwierząt irytował wewnętrznego drapieżnika, zupełnie nie ułatwiając dziewczynie opanowywania się.
Gdyby to od niej zależało, puściła by z dymem każde miasto, jak jedno. Nawet jeśli trafiały się jakieś bardziej cywilizowane, to ona i tak zwykle widywała ich gorszą stronę. Zaułki i uliczki na co dzień ukryte przed wzrokiem żyjących w nieświadomości naiwnych, które były wystarczającym argumentem przemawiającym za zmieceniem takich przybytków z ziemi.
Zamknęła na chwilę oczy, starając się oddychać głęboko, co zamiast uspokoić dziewczynę tylko pogorszyło sprawę, gdy w nozdrza nabrała kolejną porcję odoru.
Do tego jakiś nie posiadający instynktu samozachowawczego kmiot, nie zmieścił się, potrącając tygrysicę.
Warknęła jakieś przekleństwo, ale rozemocjonowany burak, gadający z innym, nawet nie zauważył, że kogoś uderzył. Obiła by mu pysk dla samej zasady, ale wtedy na bank skończyła by w areszcie, a na kolejne opóźnienie czy choćby o godzinę dłuższy pobyt w tym mieście, nie mogła sobie pozwolić jeśli chciała dopaść elfa, a populacja miasta miała zachować swoją liczebność.
Stała więc w kolejce, zgrzytając zębami i znajdując co i rusz inne zajęcie dla rąk, by nie sięgać do rękojeści szabli czy chociaż noża.

Liczyła opuścić miasto koło południa, przeszła gdy słońce nieśmiało zaczynało chylić się ku zachodowi. Wskoczyła na siodło, klnąc pod nosem jak szewc i wymyślając strażnikom i samej Trytoni od wszystkich diabłów. Koń znudzony długotrwałym bezruchem podczas rejsu oraz staniem w kolejce, drobił niespokojnie kroki, rwąc się do biegu.
Ostro zebrała wodze, usadzając zwierze w miejscu. Też chętnie ruszyła by z kopyta, pytanie tylko w którą stronę udał się Salazar, o ile w ogóle opuścił miasto. Tropienie nie miało najmniejszego sensu. Traktem przetoczył się taki tabun ludzi, że nawet pułk konnicy byłby trudny do znalezienia po śladach. Splunęła na ziemię i zmusiła konia do zakręcenia bąka. Ogier buntował się rzucając łbem i chrapiąc, co wróżyło rychły bunt, ale kobieta nie przejęła się chwilowymi fochami. Uzyskując o co poprosiła, wzrokiem ogarnęła okolice miasta i możliwe kierunki. Bez innych alternatyw musiała po raz kolejny zdać się na instynkt. Puściła wodze, gdy tylko łeb konia zwrócony był w stronę majaczącego na horyzoncie lasu.
Dzwoneczek wystartował jak oparzony, kopytami zrywając grudy ziemi i parskając przy tym jakby go ścigało stado piekielnych ogarów. Zupełnie nie przejmując się ekspresyjnymi reakcjami zwierzaka, do których przywykła, Sherani delikatnie pochyliła się nad jego szyją, dając szaremu chwilową swobodę. Zarówno zwierzakowi jak i jej dobrze zrobi odreagowanie po ostatnich katorgach. Na statku męczyła się nie mniej niż w mieście i wolała nie wracać wspomnieniami do ciasnej kajutki i jak na jej gust, zbyt wielu duszach skupionych na łajbie. Na dobrą sprawę, jak się tak zastanowić, to z szurniętym koniem miała więcej wspólnego niż by chciała się przyznać.
Poganiać wierzchowca nie musiała, nie specjalnie też przejęła się innymi wędrowcami, rozpędzając wszystkich na boki, strasząc inne zwierzęta, mijając wszystkich w kłębach kurzu i w potoku przekleństw wobec swojej osoby.

Oddychała głęboko, ciesząc się wreszcie świeżym i czystym powietrzem i niknącymi z każdą chwilą zapachami miasta. Taka drobna rzecz, a jakby cały świat nabrał barw. W drodze, na otwartej przestrzeni czuła, że naprawdę żyje. Poklepała muskularną szyję zwierzaka, co on odebrał jako zachętę do szybszego galopu. Z przyjemnością i zachłannie wciągała kolejne hausty powietrza, oczyszczając nozdrza i odzyskując węch z każdą sekundą. Tego samego nie mogli doznać idący w tyle, gdyż kurz wzbijany na piaszczystej drodze unosił się ciężkim tumanem jeszcze przez długi czas, po przejeździe jeźdźca.

Słońce ostatnimi pomarańczowymi promykami oświetlało drzewa, powoli niknąc za horyzontem. Szykowała się noc w ruchu na polowaniu i pod chmurką. Uśmiechnęła się przyjmując tak rzadki, szczęśliwy wyraz twarzy. Ze spania w brudnym sienniku nici, aż żal serce ściska.
Wraz z gęstnieniem lasu, wyhamowała konia, zbierając go do wolniejszego tempa. Nie liczyła na tropienie elfa po zostawionych śladach. Po pierwsze było to bardzo mozolne zajęcie, po za tym miało sens, gdy natrafiło się na tropy, a ona nawet nie wiedziała gdzie powinna by zacząć poszukiwania. Zamiast tego musiała posiłkować się wiatrem. Dlatego gdy tylko jej nos zaczął działać jak powinien, poczęła intensywnie węszyć, starając się wyłapać choćby najmniejszą nutkę informującą ją o przechodzącym w okolicy złodzieju.

Dalszy ciąg przygody
Zablokowany

Wróć do „Trytonia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości