TrytoniaWięzienne akordy

Wielkie miasto portowe. To tutaj poszukiwacze przygód wynajmują statki, wyładowują je po brzegi i wypływają na niebezpieczne wytrawy. Miasto położone na szlaku handlowym, roi się tu od przybyszów z innych krain. Tutaj spotykać mażesz wszystkie istoty chodzące po ziemi... i nie tylko...
Zablokowany
Awatar użytkownika
Kharginei
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Włóczęga , Szpieg
Kontakt:

Więzienne akordy

Post autor: Kharginei »

        Spomiędzy chmur nieśmiało wysunęło się kilka promieni słonecznych, kiedy Kharginei otarła pot z czoła. Garkuchnia nie należała do chłodnych pomieszczeń, jednak to właśnie tu okoliczni mieszkańcy mogli uzyskać darmową zupę. Choć, prawdę mówiąc, do zupy tej strawie było daleko, z racji swojej konsytencji, przypominała bardziej breję lub maź z pojedynczymi marchewkami tonącymi w brązowej barwie.
        Dzień zapowiadał się przyjemnie - klientów przyszło tym razem niewiele, co wprawiało lisołaczkę w dobry nastrój. Mijały dwa miesiące od wyroku. Śmieszne, że o czyimś losie decyduje tylko kilkoro elegancko ubranych ludzi z prawniczym wykształceniem. Skąd miała poznać dobre obyczaje, skoro nie potrafi czytać, ani pisać? Początkowo nie mogła pogodzić się z decyzją sądu, uważając, iż istoty za gorsze uczynki chodzą wolno i nikt ich nawet nie ściga. Zmiennokształtna nie poczuwała się do odpowiedzialności za kradzież, daleko jej było też do okazania skruchy, aczkolwiek nie robiła problemów innym współwięźniom, ani nie kłóciła się ze strażnikami. Postanowiła przeczekać swój pobyt w lochach, robiąc dobrą minę do złej gry. W końcu zapuszkowali mnie za kradzież..., rozmyślała grzebiąc drewnianą chochlą w olbrzymim garze z kleikiem w środku.
        Na drzwiach gospody widniał duży napis: NIE WCHODZIĆ ZE ZWIERZĘTAMI, na co Khar uśmiechnęła się słabo. Niekiedy klienci zagadywali dlaczego zakazywano wchodzić z chowańcami, ale nic nie mogła na to poradzić. Zresztą nie wyglądała na pospolitą przedstawicielkę ludzkiego gatunku, więc niektórzy śmiało zgadywali jej pochodzenie. Gdy komuś udało się odkryć jej lisią naturę, szczęśliwiec rościł sobie prawa do bliższego poznania dziewczyny.
        Większość osób nie sprawiała problemów - jedli, gadali, siorbali bez skrępowania, spotykali się, śmiali robiąc z siebie błazna. Kharginei nie przeszkadzała swoboda panująca w karczmie, ale wolała dystans w stosunku do drugiej strony. Nie życzyła sobie obmacywania ani cmokania, a takie sytuacje zdarzały się, gdy nikogo nie było w pobliżu do pomocy. Lisołaczka darzyła sympatią współpracującego wilkołaka. Młodzieniec nie miał więcej niż osiemnastu lat, stąd niezmiernie dziwiło ją jak to się stało, że swą młodość spędza za murami więzienia.
        Mało kiedy kogokolwiek lubiła, jej charakter to droga przez mękę dla kogoś liczącego na łatwy kontakt. Usposobienie Kharginei wyrażało się poprzez upór, szczerość graniczącą z grubiaństwem oraz złośliwość. Często słyszała, że niezła z niej suka, bo jej urocza buzia pozbawiona uśmiechu kształowała całość kogoś nieprzystępnego i mało tolerancyjnego. Aż tak źle nie było. Mogła wiele zrozumieć, ale ciężko zjednać sobie przyjaciół z tak milczącym stylem bycia. Mimo to coś nie pozwalało mężczyznom ot tak po prostu zrezygnować z walki o jej względy. Kharginei widywała piękniejsze kobiety od niej, jednak te narzekały na brak adoratorów, przez co ich charakter bladł w związku z samotnością. Lisołaczka narzekać nie musiała, bo przyciągała interesujących dżentelmenów, z którymi nierzadko lądowała w łóżku. Życie Khar nie skupiało się na tego rodzaju przyjemnościach, choć miło było chodzić po świecie ze świadomością swej atrakcyjności.
        Jak przedtem zostało wspomniane, miała dzisiaj dobry dzień. Zazwyczaj, gdy łapała się na pozytywnym nastawieniu do życia, nabierała podejrzliwości co takiego stało się z jej ciętym charakterkiem. Tym razem podobne refleksje nie zaprzątały jej głowy. Do karczmy weszła interesująca postać w niebieskim kapturze zarzuconym niedbale. Kharginei wesoło krzątała się wokół garnka, następnie wzięła się za krojenie marchwi oraz cebuli. Z oczu rudowłosej popłynęło kilka łez i w takim oto stanie wyszła z zaplecza przywitać kolejnego gościa. Pospiesznie wytarła mokry policzek końcem rękawa bawełnianej bluzki w odcieniach różu. Zastukała drewnianymi obcasami o równie drewnianą podłogę i gestem dłoni wskazała niepewnemu towarzyszowi miejsce siedzące. Zazwyczaj nie czyniła w podobny sposób, ale tym razem coś podpowiadało dziewczynie, by zachować się grzecznie. Czuła, że mogło to zaprocentować, a niczego nie robiła bezinteresownie.
        - Witam w naszych skromnych prograch - rzekła zachęcająco nachylając się w stronę jegomościa szykownie. - Czy życzy pan sobie coś do picia, jedzenia?
Na twarzy Kharginei dało się zauważyć mały rumieniec ozdabiający prawy policzek. Cisza panująca w lokalu stanowiła dość irytujące tło rozmowy - najczęściej w tego typu miejscach dało się zauważyć barda przygrywającego na mandolinie skoczne melodie. Garkuchnia pozbawiona była podobnych rozrywek, gdyż właściciela nie stać na wypłacanie muzykowi miesięcznej pensji. Goście musieli zadowolić się względnym spokojem tutaj panującym, lecz on zanikał, gdy nadchodził wieczór. Kharginei pracowała na zmianie porannej, więc jedzenie serwowała w zestawie śniadaniowym. W tygodniu częstowała różnymi zupami, pajdą chleba, jajecznicą, omletem, kanapkami z wołowiną i serem, a nawet musli z cynamonem, w zależności od dostępnych składników.

        Listopadowa aura w tym roku prezentowała się nędznie. Wiatr hulał jak się patrzy, wiele przybyłych pociągało nosami w godny pożałowania sposób, a liście urywały się z drzew w takim tempie, że zdobiły już nawierzchnię. Lada chwila i mamy zimę, najgorszy czas dla więźniów, oddała się rozmyślaniom lisołaczka. W takim czasie niezbędna była pomoc z zewnątrz, a wiele słyszało się o dobrym sercu niejakiej księżniczki Katarzyny. Pochodziła z - jak łatwo się domyślić - bogatej i dystyngowanej rodziny, ale rzadko spotyka się kogoś majętnego, który zaprząta sobie głowę losem biedniejszych od niego. Katarzyna miała około dwudziestu ośmiu lat, dalej pozostawała panną, a wieś gminna niosła o jej nietypowej orientacji seksualnej. O tym głośno się nie mówiło, ale księżniczka sprawiała wrażenie otwartej i mądrej kobiety, z którą wiele tematów szło podjąć. Kharginei z niecierpliwością oczekiwała grudniowych spotkań z Katarzyną, mając nadzieję na ułaskawienie i szybsze zwolnienie do domu.
        - Brrr... jak zimno - rzekła sama do siebie, pocierając ramiona. Spojrzała niemrawo na gościa w płaszczu i cała jej energia rozpłynęła się, zaś jej twarz nabrała melancholijnego wyrazu wyglądając przez okno.
Ostatnio edytowane przez Kharginei 7 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Cedwell
Rasa:
Profesje:

Post autor: Cedwell »

Zsiadł z konia, cicho stękając, gdy odzwyczajone od chodzenia nogi ugięły się pod ciężarem jego płaszcza. Był to jego drugi dzień konno, a zatrzymywał się może trzy razy na popas. On miał ponury humor, a co musiał czuć jego koń? Westchnął, stukając obcasami o wyłożoną kamieniami dróżkę, która od wjazdu rozwidlała się w stronę wejścia do przybytku karczemnego i do stajni. Złapał wierzchowca za uzdę i poprowadził go w stronę zadaszonych boksów.
Ulokowawszy zwierzę w wolnym miejscu zajrzał do swoich toreb, przytroczonych do siodła. Nie wiedział, czy bardziej to wygodne czy smutne, że dobytek jego życia mieści się w kilku średniej wielkości sakwach, jednak to nie był czas na takie bzdety. Wyciągnął rulon papierów zalegający z przodu torby i rozwinął go, lustrując któryś raz linijki zapisane starannym pismem skryby. Według niego udać się miał do przytułku, gdzie swój wyrok odpracowywała część więźniów pochodząca z więzienia Arsenału Korsarskiego w pobliżu Trytonii. Księżniczka tej prowincji, Katarzyna, ze względu na ostatnie braki w kadrze zorganizowała Cedwellowi pracę może niezbyt wdzięczną, ale stałą i taką, w której nie pyta się specjalnie o twoje pochodzenie. Zgodził się, ponieważ nie miał specjalnie w czym wybierać - to, albo wyłapywanie bandytów ze strażą miejską w okolicach miasta, co praktycznie równałoby się samobójstwu. Nie cenił się tak nisko, że dałby się ustrzelić w pierwszym tygodniu, ale drugi tydzień... to zupełnie inna bajka.
Zakręcił ramionami, słysząc rzężenie kości w barkach. Po najwidoczniej zaplanowanym zamachu na swoje życie i po otrzymaniu tajemniczego listu musiał uciekać z obozu wojskowego, łapiąc wszystko co się da w locie. Uciekł na prawie drugą stronę kraju, gdzie pobyt zapewnili mu ci z przyjaciół, którzy nie wypięli się na niego po uznaniu go oficjalnie za dezertera, i wystawieniu za nim listu gończego. Liczył na jakąś odludną chatkę na końcu kraju. Nie spodziewał się poznania jakiejkolwiek księżniczki.
Złożył papier i schował go do kieszeni munduru, wygładzając materiał. Razem z poleceniem przeniesienia dostał listę więźniów, których miał doprowadzić do więzienia razem z drugim strażnikiem, który w sumie powinien tu na niego czekać. Nie chcąc dłużej zwlekać dobiegł do drzwi domostwa i przeszedł przez nie pewnym krokiem.
Gwałtowny kontrast temperatury uderzył go z chwilą przekroczenia progu. Nabrał gwałtownie powietrza, wyrównując ciepło w płucach z tym pomieszczenia. Jeszcze kilka takich szoków termicznych i coś mu w środku pęknie. Kończąc adaptację do otoczenia wszedł dalej, napotykając spojrzenia kilku oprychów, wędrujące od jego twarzy, skrytej pod kapturem, po pas, któremu ewidentnie brakowało przypiętej broni. Spojrzenia były nerwowe, jednak Ced nawet się temu nie dziwił. Większość ludzi konfundowała obecność wędrowca bez broni - nie wiadomo czy był tak biedny, że nie mógł sobie na nią pozwolić... czy po prostu jej nie potrzebował. Na szczęście obie opcje skutecznie zniechęcały do próby rabunku czy wszczęcia burdy, jednak zdarzały się wyjątki.
Nim zdążył rozejrzeć się po reszcie przybytku, wyrosła przed nim znikąd zapłakana rudowłosa dziewczyna.
- Witam w naszych skromnych prograch - rzekła, zachęcająco nachylając się jego stronę. - Czy życzy pan sobie coś do picia, jedzenia?
-Możliwe - odparł cicho, zrzucając kaptur na plecy i odgarniając włosy z oczu. - Jestem Cedwell Sacrell, mam być nowym strażnikiem przydzielonych tu więźniów. Jeśli chodzi o jedzenie, to wystarczy mi coś ciepłego i woda do picia. Jestem na służbie, wolałbym mieć czysty umysł - powiedział w końcu, rozglądając się za wolnym miejscem. - Potrzebuję też kontaktu z...- urwał, przypatrując się dziewczynie uważnie. - Chwila, jak się nazywasz? Czy my się znamy?
Awatar użytkownika
Kharginei
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Włóczęga , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Kharginei »

        Kharginei uśmiechnęła się tajemniczo wpatrując w młodzieńca. Na jego twarzy wykwitła konsternacja, kiedy zajął miejsce siedzące pytając lisołaczkę, czy już się gdzieś widzieli. Bardzo możliwe... tylko gdzie? Nie mogę sobie przypomnieć, przemknęło jej przez myśl. Ugładziła niesforne loki opadające na wątłe ramiona, po czym zniknęła do kuchni, mówiąc Cedwellowi, by zaczekał chwilę. Robiło się coraz chłodniej, więc narzuciła na siebie wełniany szary sweter.
        - Tak... wydajesz się znajomy - odparła mężczyźnie zaciekawiona. Nie mogła przypomnieć sobie gdzie go wcześniej spotkała. - Mam na imię Kharginei, pracuję w kuchni. Odbywam też karę więzienia w twierdzy, którą widać z okna. Zapewne słyszałeś o niej pewne historie.
        W rzeczy samej, twierdza na wzgórzu była owiana legendą. Ponad sto lat temu szwaczka imieniem Berenika powiła dziecko w lochach. Potomek jednak nie posiadał żadnych ludzkich cech, do dziś nie wiadomo nic o pochodzeniu jego rodziców. Niedługo potem zawiniątko zniknęło. Powiadają, że zostało zaczarowane przez maga o niskich zdolnościach, więc zginęło od niebezpiecznych czarów. Do dziś gawiedź zastanawia się skąd w czarodzieju wzięła się chęć rzucenia zaklęcia na jedynego potomka urodzonego w murach więziennych.
- Nie było to normalne dziecko.
- To dziecko miało czarne oczy.
- Trzeba było wezwać ksiądza, lecz ten nie chciał się do niego zbliżyć.
- Jedynie czarodziej zdecydował się podejść do niemowlaka.
- Podobno to potomek samego Księcia Ciemności.
        Tego typu historie dało się usłyszeć przy okazji jakiejkolwiek rozmowy dotyczącej twierdzy. Cóż, można rzecz, że ludzie naprawdę się nudzili tworząc takie plotki. Nigdy się nie potwierdziły.
        Więzienie nie miało dobrych opinii, ale czy istnieje miejsce tego rodzaju, które z chęcią się wspomina? Raczej nie, więc część z tego, co było mówione, stanowiło przesadę.

        Lisołaczka przestała się krzątać i usiadła naprzeciwko Cedwella z szklanką wody w ręku oraz talerzem gorącej pieczeni. Zbliżała się pora obiadowa oraz koniec jej zmiany. Przy godzinach wieczornych dyżur obejmował wilkołak wraz z dwoma gnomami będącymi lichą atrakcją wśród gości nieprzywykłych do oglądania nie-ludzi.
        Już chciała zapytać Cedwella co tutaj robi, ale przypomniała sobie co jej powiedział. Nawiązując do tego z rosnącym zaciekawieniem przyglądała się reakcji towarzysza.
- A więc będziesz strażnikiem... - zamyśliła się. - To miło. Potrzebujemy kogoś nowego po tym jak twój poprzednik się rozchorował.
        Tymczasem do jej świadomości docierał powoli fakt gdzie mogli się wcześniej widzieć. Gdy delikatnie odsunęła się w kierunku cienia, przyjrzała się profilowi Cedwella. Wzięła głęboki oddech tak, że dało się usłyszeć przeciągłe westchnienie. Młodzieniec zdjął kaptur, co dodało mu animuszu. Oblicze to zaciemnionym pomieszczeniu prezentowało się mrocznie i złowrogo, ale Khar wierzyła, iż się myli.
- Już chyba wiem gdzie mogliśmy się spotkać - zagadnęła poprawiając niesforny lok okrywający znaczną część twarzy. Nie mogła zdobyć się na uśmiech, wiedząc co go tu sprowadza. Cmoknęła głośno, chwilę postała nad gościem i znów zniknęła, tym razem kierując się do przeciwległego kąta karczmy. Przywitała nowych towarzyszy, których kojarzyła z widzenia. Skinęła głową w geście szacunku i oddaliła po poczęstunek.
Cedwell
Rasa:
Profesje:

Post autor: Cedwell »

        Potrząsnął głową, nie mogąc teraz skojarzyć twarzy z.. Kharginei? Imię jakimś cudem było dla niego ciężkie do zapamiętania. Prawdopodobnie będzie musiał je sobie zapisać.
        Mogąc w końcu spokojnie usiąść rozpiął płaszcz i przewiesił go przez oparcie swojego siedzenia. Zabrał się za swoje jedzenie, jednak zastrzygł uszami i skupił wzrok na swojej towarzyszce, gdy zaczęła mówić o twierdzy i poprzednim strażniku. Znał część opowieści, znali je także ludzie na dworze księżniczki. Problemem był brak szczegółów i jednolitej historii. Jedni zarzekali się, że przeklęte dziecko wyglądało jak mały rogaty demon, rozpruwając matkę przy narodzinach, inni, tak jak dziewczyna, że wyglądało jak zwykłe dziecko, jednak jego oczy były dziwne, a jeszcze kolejni, że było z nim wszystko w porządku, tylko jego matka była wiedźmą. Tak samo było z magiem- dla jednych był to mag z Akademii, dla innych zwykły szaman. Dla większości to nie była żadna różnica, w końcu " Jak rzuca ogniem to kaj to wiedźmak jest". Czasami miał dość takiej roboty.
        Postanawiając jednak zająć się ważnymi sprawami dopiero po obiedzie, skupił ponownie wzrok na dziewczynie. Dostrzegł dopiero teraz, że odchyliła się i przygląda mu się w dziwny sposób. Zastanowił się, czy ona nie stara się go skokietować, bo i to się często zdarzało za jego lat służby. To samo doświadczenie nauczyło go jednak patrzenia w równym stopniu komuś w oczy, jak i na ręce. Uniósł brwi.
        - No to może podzielisz się skąd... - urwał, gdy Kharginei wstała i ruszyła w stronę kolejnych gości. Cedwell domknął usta, po czym pochylił się nad pieczenią, odłamując kawałek mięsa i pakując go do ust, przeżuwając powoli. Chciałby powiedzieć, że mięso wcale nie było żylaste i nie zajeżdżało padliną, ale, tak jak kawałek tego mięsa w ustach, nie mogło mu to przejść przez gardło, a co dopiero przez myśl. Przełknął jednak dzielnie, przypominając sobie racje żywnościowe na wyprawach wojennych. Mimowolnie przeszedł do dreszcz.
        Podniósłszy wzrok przyjrzał się chłopakowi, który najwyraźniej niedawno pojawił się w środku. Nie zdawał się o być o wiele starszym od Ceda, jednak miał bardzo gęste i gładkie owłosienie na policzkach,rękach, a podejrzewał też, że na nogach również. Na dodatek zajeżdżało od niego mokrym psem. Wilkołak, pomyślał, biorąc łyk ze swojego kubka. Wiedział, że będzie musiał pilnować różnorodnej bandy, chociaż nie spodziewał się tu także likantropa. Zastanawiał się, czy będzie sprawiał problemy. Niedługo po nim do sali wszedł jeden ze strażników więziennych, co rozpoznał po naszywce na ramieniu tamtego. Zagadnął go i wypytał o sytuację, dowiadując się, że przyszedł on z drugą grupą, mającą zmienić w pracy pierwszą. Oznaczało to tyle, że za niedługo Ced ma zebrać swoich więźniów i odprowadzić ich do twierdzy. Sacrell podziękował starszemu strażnikowi, po czym kładąc monetę pod tacę z niedokończoną pieczenią podszedł do jedynej mu dotąd znanej osoby w okolicy.
        -Kończycie już. Zbierz swoich, ubierzcie się i wychodzimy - powiedział do rudowłosej, zarzucając płaszcz na plecy. Spojrzał na bok, gdzie wilkołak patrzył na niego spode łba, uśmiechając się tak jakoś paskudnie. Ced zmarszczył brwi.
        - Migiem - dodał, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł przed przytułek, podprowadzając swojego konia ze stajni na drogę.
Awatar użytkownika
Kharginei
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Włóczęga , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Kharginei »

        Wilkołak wkroczył dziarsko do pomieszczenia krótko po słowach wypowiedzianych przez Cedwella w kierunku dziewczyny. Kharginei zauważyła, że zmiennokształtny ma jej coś do powiedzenia, więc odeszła od człowieka i zerknęła na postrzępione odzienie współpracownika. Spojrzała weń pytająco, jednak nie doczekała się satysfakcjonującej odpowiedzi. Być może chłopak zahaczył o ostre krawędzie celi, wytłumaczyła sobie lisołaczka.
- Co to za człowiek? - szepnął jej na ucho.
- Nowy strażnik... lepiej na niego uważać - ostrzegła mało rezolutnie rudowłosa, nie mając na uwadze, iż słowa te mogą zostać dosłyszane przez Cedwella. Machnęła ręką niedbale rozmawiając o młodzieńcu, co nie uszło uwadze reszcie więźniów przebywających w karczmie. Niski elf spojrzał na strażnika z trwogą, lecz natychmiast odwrócił twarz. W gospodzie znajdowało się tylko kilku gości, ale towarzystwo zaczęło coraz glośniej mówić. Khar miała nadzieję, że strażnk nie dosłyszał tego, co o nim powiedziała w następnym zdaniu:
- Wydaje się znajomy, ale nie wiem czego może ode mnie chcieć.
- W razie czego, nie jesteś tu sama. Pomogę. - Wilkołak posłał złowrogie spojrzenie do Cedwella. - Skąd mogłabyś go znać? Wygląda na przybysza z dalekich stron. Nie zaprzątaj sobie tym głowy.
        Dziewczynie od dłuższego czasu wydawało się, że sierściuch smoli do niej cholewki. Nic sobie z tego nie robiła, traktując go w sposób neutralny, żeby nie dawać mu żadnej nadziei na coś więcej. Nie gustowała w młodszych od siebie, poza tym myślała tylko o tym, żeby wyjść na wolność.

        Kharginei aż się zatrzęsła, kiedy Cedwell wydał polecenie o skierowaniu się do więzienia. Nie znosiła takiego tonu. Człowiek był tu nowy i zapewne nie znał nikogo. Ponadto, oprócz wilkołaka, nie było nikogo godnego zaufania w pobliżu, więc o żadnych "swoich" nie było mowy.
- Moja zmiana nie dobiegła jeszcze końca - poinformowała mężczyznę. Sprawa dotycząca ich wczesniejszego spotkania musiała poczekać. Zresztą ruda nie była specjalnie ciekawa jegomościa, skupiając się na wykonywanych obowiązkach. - Za dwie godziny zmieniam się z wilkołakiem. Nigdzie się stąd nie ruszam.

        Coś wisiało w powietrzu. Wiatr przybrał na siłę, pojawiły się pierwsze oznaki zimy w postaci prószącego śniegu. Aura zmieniła się całkowicie niespodziewanie, jakby ktoś dotknął powietrze czarodziejską różdżką. Lisołaczce zrzedła mina, nie przepadała za zimnem.
- Mam złe przeczucia, Rot - rzuciła do wilka zwanego Rotem. Nie wiadomo, czy tak w rzeczywistości się nazywał, czy był to tylko pseudonim albo zdrobnienie oficjalnego imienia. - Ten Cedwell w ogóle mi się nie podoba...
Trudno powiedzieć, czy dziewczyna miała słuszność w swej, najczęściej, wyolbrzymionej podejrzliwości. Na pewno szykowały się zmiany w związku z nowym strażnikiem. Kharginei odechciało się otwierać ust, zamrugała tylko kilkakrotnie powiekami rozkojarzona, po czym zapytała szefa kuchni czy jutro ma przychodzić do pracy. Usłyszała odpowiedź przeczącą, więc to oznaczało, że będzie miała pełno roboty na terenie więzienia. Sprzątanie, pranie, szorowanie podłóg i tym podobne czynności, a to wszystko w towarzystwie o wiele gorszych przestępców od niej. Wizja napotkania takich istot nie uśmiechała się do niej, ale była skazana na ich obecność.
- Ty, słuchaj... - zwróciła się bez ogródek do Cedwella, gdy ten udał się do konia. Do jej uchu dobiegło rżenie czworonoga. - Dowiem się skąd mnie kojarzysz?
Być może ton, w jakim wymówiła zdanie pozostawiał wiele do życzenia, ale nie zaprzątała sobie tym myśli.
Cedwell
Rasa:
Profesje:

Post autor: Cedwell »

        Wychodząc poczuł, jak ktoś łapie go za ramię. Był to ten sam strażnik, z którym niedawno rozmawiał.
        - Lepiej uważaj - wyszeptał mu gorączkowo, zerkając kątem oka na więźniów w holu. - Mogą wydawać się przymilni, ale to dalej przestępcy. Twój poprzednik...
        - Ten co zachorował? - zapytał, zerkając na tatuaż na wewnętrznej stronie ręki mężczyzny.
        - Jeśli nóż w żebra da się nazwać chorobą - odparł mu chłodno. - Oczy dookoła głowy, chłopcze. A ręka na broni.
        Ced uśmiechnął się krzywo, w zamyśleniu trącając srebrny naszyjnik na jego szyi.
        - Zawsze.
        Starszy puścił go, poprawiając mundur.
        - Wiatry i chmury z tobą.
         Mężczyzna spojrzał zdumiony na wychodzącego Cedwella. Pewnie dawno nie słyszał pozdrowienia swojego ludu tak daleko od domu.


        Oporządziwszy konia zapiął wszystkie sakwy. Chwilę zastanawiał się, czy umieścić tam też rulon papierów, ale po chwili namysłu wepchnął je głęboko za pazuchę, po czym zapiął szczelniej płaszcz. Zaczynający padać śnieg nie wróżył nic dobrego. Złapał za uzdę konia i poprowadził go do wyjścia. Nie zdążył jeszcze opuścić do końca stajni, gdy już wyrosła przed nim Kharginei.
        - Mógłbym zapytać o to samo - zauważył, przystając i opierając ciężar ciała na jednej nodze - Mówiłaś coś, ale nie raczyłaś dokończyć. Wydaje mi się, że mogłem cię już gdzieś widzieć. Zastanawia mnie jednak, że skojarzyłem to dopiero po zobaczeniu twoich rys twarzy. Czyli musiałem cię znać bliżej, a nie tylko z widzenia... Jednak nie potrafię sobie nic z tego przypomnieć.
         Zamilkł, ewidentnie wyczekując jakiejś odpowiedzi. Po chwili jednak spojrzał za nią - co nie było szczególnie trudne, przewyższał ją bowiem przynajmniej o pół głowy - w poszukiwaniu reszty jego... kompanii.
        - Czyli trzeba będzie czekać - mruknął bardziej do siebie niż do dziewczyny. Zaczął się zastanawiać, czy nie zdążyłby przez ten czas dojechać do twierdzy i dowiedzieć się kilku przydatnych informacji.
Awatar użytkownika
Kharginei
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Włóczęga , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Kharginei »

        Lisołaczka zaczęła przestępować z nogi na nogę nadal nie rozumiejąc skąd to przeczucie, iż widziała już Cedwella. Naraz, po intensywnym wysiłku, przypomniała sobie skąd się znają. Wydobyła z siebie donośny śmiech, zupełnie ignorując reakcję człowieka. Zgięła się w pół chwytając się pod boki.
- Już wiem gdzie się poznaliśmy! Było to około rok temu na targu, wyobraź sobie... - Urwała. Nie była pewna, czy właśnie w taki sposób może się odzywać do przyszłego strażnika. Ton sugerował, że coś więcej ich łączyło, więc darowała sobie bezpośredniość.
- Nie jestem pewna, czy zapamiętałam imię. Cedrik? Ced... wiem, że na początku jakoś tak to brzmiało.
Klepnęła się w czoło. Nie jest łatwo żyć z amnezją, a w takich sytuacjach, gdzie mogła się wykazać intelektem, efekt osiągała wręcz odwrotny. Trudno, najwyżej sobie pójdzie i o mnie zapomni. Zresztą większe wrażenie robił na nim koń, niż dziewczyna, więc nie odczuwała zbytniego zawstydzenia w obliczu swojej gafy.
        Nagle miała do niego wiele pytań. Tak jakby została jej wszczepiona nowa osobowość. Na ogół mówiła niewiele i zdawkowo, tu zaś coś jej podpowiadało, że młodzieniec jest osobą, z którą warto się trzymać.
- Dlaczego akurat ta twierdza? - zapytała i podeszła trochę bliżej głaszcząc konia. - Piękne zwierzę. Uwielbiam czworonogi... sama posiadam osła, nigdy nie jeździłam na koniu. - Uśmiechnęła się. Miała nadzieję, że niewątpliwa pomyłka związana z imieniem (była pewna, że chłopak nie miał na imię Cedrik) nie wpłynie na ich przyszłe relacje. Z drugiej strony, odczuwała coś w rodzaju zniecierpliwienia bądź, jak kto woli, podniecenia w związku z funkcją, jaką odegra w jej w życiu Cedwell. W końcu, strażnicy zazwyczaj nie szli na żadne ustępstwa z przestępcami. Tylko jak miała mu wytłumaczyć, że została skazana za coś tak prozaicznego jak kradzież? Przecież nikogo nie zabiła, więc nie chciała być traktowana na równi z resztą więźniów, odsiadującymi dłuższe i surowsze wyroki za gorsze przewinienia.
        Coś nie pozwalało jednak odetchnąć dziewczynie w spokoju, gdy zorientowała się, że strażników było dwóch. A przynajmniej, osobnik parający się tym samym, co Cedwell, wyznał mu coś na ucho. Była ciekawa co mógł chcieć od niego i czy to wpłynie jakoś na jej być albo nie być w lochach. Zapewne już wydało się, że jego poprzednik nie zachorował, a został zamordowany. Nie maczała w tym palców - gdy to się działo, smacznie spała. Obudziły ją hałasy dobiegające z korytarza. Doszło do niej w tamtym momencie, że nie powinna się wtrącać, a więc do samego rana leżała na pryczy owinięta po uszy kocem. Chciała o tym powiedzieć nowo poznanemu (choć nie jest to trafne określenie) mężczyźnie, ale sprawa uszła jej uwadze.
Podjęła wątek dotyczący ich zapoznania po raz drugi, tym razem śmielej, jak to miała w zwyczaju:
- Poznaliśmy się na targu, sprzedawałam ci ziemniaki. Ha, ha! Cóż za zbieg okoliczności, że nasze losy znów się zbiegają. Powierzyłeś mi wtedy powien sekret, później widzieliśmy się w karczmie. Dziwne, że wyleciałeś mi z pamięci, spędziliśmy ze sobą bity tydzień, ale musiałeś gdzieś jechać. Mam pewne problemy z pamięcią. - Usprawiedliwiała się, ale nic nie mogła na to poradzić. Nie chciała wydać się nieprzystępna i zimna, a przy tym, wiązała miłe skojarzenia z Cedwellem.
- Jest mi niezmiernie głupio, iż spotykamy się ponownie w takich okolicznościach... Wiele bym dała, by wychylić z tobą kufel piwa czy dać się oprowadzić po okolicy.
Ufff... zapewne tamto wrażenie, które na nim wywarłam było lepsze, niż teraz, myślała zatroskana. Próbując się uspokoić, ponownie westchnęła i udała się w kierunku twierdzy. Gości ubywało i nie była zbyt potrzebna w lokalu.
Cedwell
Rasa:
Profesje:

Post autor: Cedwell »

        Zamrugał, gdy kolejne informacje przeskakiwały mu przed oczami, odblokowując kolejne skrytki w jego umyśle, zaszufladkowane do szczegółów pomijanych.
        - Teraz pamiętam - powiedział, a kąciki ust lekko wygięły mu się do góry. - Każdego ranka rano, cztery funty. Chyba nawet potem specjalnie dla mnie odkładałaś gotowy worek - dodał, przypominając sobie kolejne szczegóły. Uśmiechnął się teraz szerzej. - Ale wtedy przedstawiłaś mi się inaczej. So...Solesia? Chyba tak - zmarszczył brwi, spoglądając rozbawiony na rudowłosą dziewczynę. - To dlatego nie mogłem skojarzyć cię z twoim imieniem. A, i przy okazji - Cedwell. Lub Ced, jak sama wtedy ustanowiłaś, na targu. Mówiłaś, że to za długie imię. Uznałem to wtedy za bzdurę, ale się uparłaś. A uwierz, słyszałem dłuższe. Tak czy inaczej, masz rację, ciekawy zbieg okoliczności. Ja dopiero co nająłem się wtedy na służbę, a ty robiłaś w warzywniaku. Teraz ty jesteś skazańcem, a ja twoim strażnikiem. Co właściwie przeskrobałaś, że wysłano cię w tak ponure miejsce? - zapytał, po czym bezwarunkowo spojrzał na upiorną twierdzę pod zachmurzonym niebem.A ważniejsze, co ja przeskrobałem, że wysłano mnie w tak ponure miejsce? zapytał sam siebie w myślach.
Awatar użytkownika
Kharginei
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Włóczęga , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Kharginei »

        - Tak, taaaak, dokładnie! Pamiętam, jak zostawiałam specjalnie dla ciebie pakunek z ziemniakami. Czasem miałeś ochotę na inne warzywa, ale preferowałeś kotlet z ziemniakami, dlatego zaczęłam już spuszczać ci ceny.
Uśmiechnęła się promiennie ukazując zęby koloru kości słoniowej. Nie były idealnie białe, ale mając do dyspozycji prysznic dwa razy w tygodniu, cieszyła się, że jeszcze ma je w komplecie.
- Cedwell, ciekawe imię - odparła, by powiedzieć coś miłego. Gawędziło się z przybyszem tak, jakby się znali od zawsze. Poczuła się swobodnie i miała dobre przeczucia odnośnie ich dalszej znajomości. Pod warunkiem, oczywiście, iż będzie trzymać język za zębami. A znając jej cięte poczucie humoru, może być z tym pewien kłopot.
        - Przyskrzynili mnie za kradzież. Wiesz, po tym jak wyrzucili mnie na zbity pysk z warzywniaka, musiałam sobie jakoś radzić. - Jej twarz pobladła, bowiem mówienie o czymś tak pechowym nie należało do przyjemnych rzeczy. - Mnie zawsze uczono w ten sposób: kraść to nie grzech, dopiero dać się przyłapać stanowi problem.
        Rozejrzała się dookoła. Nie było widać żywej duszy. Weszła do stajni, gdyż tam było trochę cieplej, niż na zewnątrz i obserwowała jak zwierzę Cedwella piło wodę ze strumyka. Chciała być tak wolna jak ten koń, jednak na zakończenie odsiadki musiała trochę poczekać. Całe dziesięć miesięcy, choć już te dwa wlekły się niemiłosiernie. Przez większość czasu nudziła się jak mops, więc Khar ucieszyła obecność strażnika.
        Mężczyzna prezentował się całkiem nieźle w tym niebieskim płaszczu. Zapewne było w nim o wiele cieplej, niż lisołaczce w swym sweterku. Była wdzięczna z powodu swojej rasy, gdy tylko chciała, mogła przeobrazić się w hybrydę. Ciało pokryte grubym rudym futrem stanowiło powód do radości. Ced to szatyn, jak znalazł dla rudosłowej mającej słabość do typów spod ciemnych gwiazd. Na chwilę jej rozsądek poszedł precz, wpatrując się w muskulaturę młodzieńca widoczną na ramionach i łydkach.
- W twierdzy nie ma tak źle jak to mawiają na mieście. Problem jest z tymi, co siedzą wiele lat. Łączą się w bandy i kierują rasizmem w swym działaniu. Nie spotkałam się z dyskryminacją zmiennokształtnych, ale elfów tu się nie znosi. Wzbudzają niechęć, bo nie chcą pomagać. Największy problem jest z mrocznymi elfami, na szczęście, nie ma ich zbyt dużo. Naliczyłam dwie sztuki, a jest to więzienie sporych rozmiarów. Ma dwadzieścia trzy cele, część z nich jest zamieszkiwana przez dwójkę lub trójkę więźniów. Ja mam celę dla siebie, ze względu na moje pochodzenie. Zmiennokształtni dorobili się osobnych cel, bo są pokojowo nastawieni. Nawet niedźwiedziołaki to łagodne baranki w porównaniu z diabłami czy pokusami. Te ostatnie, o dziwo, również tu przebywają. Nie sądziłam, że istoty magiczne podlegają takim samym regułom prawnym w Trytonii, co przeciętna istota nie zajmująca się magią. Z pokusami i innymi czarcimi pomiotami lepiej się nie zadawać, chcą wzbudzać strach poprzez agresję i bywają nerwowe. Dla piekielnych jest przydzielona oddzielna część budynku, nie jestem pewna, czy są obecne w tej twierdzy. Podobno zostały przeniesione do innego więzienia. Swoją drogą, co za sens przyskrzyniać kogoś, kto potrafi znikać i latać? Mniejsza o to... jeśli będziesz konsekwentny, powinieneś odnieść spodziewane rezultaty. Najważniejsze, byś miał posłuch. Codzienne życie w więzieniu do lekkich nie należy, ale praca w karczmie sprawia mi wiele satysfakcji. Przynajmniej nie muszę leżeć na pryczy i odliczać dni do wolności. Wypuszczają nas też na spacerniak, ale tylko godzinę dziennie. W każdą niedzielę odbywają się wyroki śmierci na najgroźniejszych przypadkach. Jest tak z mordercami- recydywistami, gwałcicielami czy psychopatami. Problem jest z myciem się, bo moją grupę dopuszczają do prysznica jedynie dwa razy na tydzień. Więźniów jest zbyt dużo i pół dnia by zajęło, gdybyśmy się dziennie kąpali. Zdarzają się szczwane bestie, które dość często wymawiają się chorobą, wtedy są zwolnione z pracowania i zostaje skrócony im wyrok.

        Kharginei nagle zamilkła, dawno nie wypowiedziała w tak krótkim czasie tyle słów naraz. Chciała wszystko wyjaśnić Cedwellowi, by łatwiej się zaaklimatyzował w nowym otoczeniu. Pocieszała go, że nie będzie tak źle, ale będąc tu dopiero drugi miesiąc, nie mogła za to ręczyć. Dodatkowo, skazana jedynie za kradzież nie miała dostępu do pozostałych więźniów, wolała trzymać się z innymi zwierzo-podobnymi, aby trzymać wspólny front w momencie zagrożenia.
Mrugnęła do Cedwella posyłając porozumiewawcze spojrzenie. Kontynuowała swoją opowieść wlepiając gały w swoje stopy.
- Jeśli chodzi o odwiedziny, każdy więzień ma prawo do dwóch widzeń na miesiąc. Każda rozmowa z odwiedzającym jest podsłuchiwana przez straż, to też twoje zadanie. Na zmianie uczestniczy trzech strażników albo dwóch, więc nie będziesz sam. Będziesz musiał pilnować drzwi, bo do tych pustów głów może przyjść każdy pomysł, nawet ucieczka z lochów. Taki delikwent jest natychmiast ścigany, a jego kara wydłużana. Jest jeszcze coś, aczkolwiek prawdopodobnie to rozwiązanie zostanie zniesione z powodu swej kontrowersyjności. Pokoje dla małżeństw. Więzień może skorzystać z prywatnego spotkania z małżonką, jest z nią całkiem sam. To są takie, jak łatwo się domyślić, intymne spotkania. Korzystać z tego może więzień o nieposzlakowanej opinii, ale nikt tego nie kontroluje. Często jest to okazja dla pokus, ażeby skorzystały na swoim wysokim libido. Słyszało się o różnych niecnych uczynkach, pikantnych historyjkach, spotkaniach z klientami prostytutek i orgiach. Takie sytuacje są niedopuszczalne dla ciebie, choć mnie osobiście, niezmiernie bawią. No sam popatrz... jakaś tania dziwka wypożycza sobie pokój dla swojej uciechy. No i ostatnie, co powinieneś wiedzieć: niekiedy zostaniesz poproszony o obecność na rozprawach sądowych. Najlepiej upewnij się, czy to jeszcze obowiązuje, gdyż twój poprzednik musiał co jakiś czas się w to bawić. Potem wracał ucieszony i opowiadał kogo niebawem ujrzymy w swych szeregach. Zdarza się, że wyrok jest ponawiany, bo zebrano dodatkową ilość dowodów, których nie uwzględniono.

Khar należała raczej do istot mało bystrych, niż do mistrzów intelektu, więc nie potrafiła stwierdzić, czy tego typu opowieści interesowały Cedwella. Skończyła, kiedy zorientowała się, że musi wrócić do lochów. Spuściła głowę, jakby się kłaniając, w rzeczywistości, chcąc ukryć rumieniec. Serce mocniej jej zabiło na widok dość przystojnego strażnika kręcącego się obok rozmawiającej dwójki znajomych.
- Kto to? Też strażnik? - Chciała wiedzieć kobieta, ale towarzysz Cedwella tylko prychnął w geście pogardy. Khar zmieszana swoim pytaniem, udała się powolnym krokiem do swojej celi. Jej oczy posyłały niebezpieczne ogniki.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Nie rozmawiali zbyt długo, gdyż lisołaczka musiała wrócić do swojej celi. Nie czekała nawet na odpowiedź Cedwella, tylko odwróciła się i skierowała w swoją stronę. Mężczyzna patrzył za nią jeszcze przez chwilę, przytrzymując targany wiatrem płaszcz. Żałował, że los dziewczyny tak się potoczył, że musiała tutaj trafić. Rzucił również krótkim spojrzeniem w stronę strażnika, o którym mówiła, lecz nie znał go. Chociaż wciąż zaprzątały go myśli o dzisiejszym niespodziewanym spotkaniu z dawno nie widzianą Kharginei, miał również swoje obowiązki i chcąc nie chcąc, ruszył w swoją stronę.
Zablokowany

Wróć do „Trytonia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość