Trytonia[Trytonia] Zmiana warty

Wielkie miasto portowe. To tutaj poszukiwacze przygód wynajmują statki, wyładowują je po brzegi i wypływają na niebezpieczne wytrawy. Miasto położone na szlaku handlowym, roi się tu od przybyszów z innych krain. Tutaj spotykać mażesz wszystkie istoty chodzące po ziemi... i nie tylko...
Darsabelle
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

[Trytonia] Zmiana warty

Post autor: Darsabelle »

Księżyc w pełni od dawna górował już na nieboskłonie, a większość przeciętnych obywateli już od dawna spała w swych domostwach lub upijała się w lokalnych tawernach. W tym samym czasie odżywał czarny rynek i wprawne oko od razu wychwyci wzmożoną aktywność grup działających nie do końca zgodnie z prawem. Trytonia należała do jednych z najbardziej zapadłych dziur, wielu nie mających nic do stracenia ludzi chwytało się każdego możliwego zajęcia, dzięki któremu mogliby przeżyć kolejny dzień. Gdy głód przycisnął a sakwa świeciła pustkami, ryzyko aresztowania lub nawet utraty głowy odchodziło na dalszy plan i właśnie takich desperatów wykorzystywali lokalni opryszkowie. Frajer, który przeniesie nielegalny pakunek zaszyty pod skórą lub w żołądku, zawsze mógł liczyć na przysłowiowy talerz zupy. Do wyładowania nielegalnej kontrabandy wykorzystywano bardzo tanią siłę roboczą, w tym czasie załoga mogła zabrać się za przyjemniejszą rozrywkę z lokalnymi dziewkami. Paru nadzorców zwykle wystarczało i jeśli któremuś z biedaków wpadł do głowy pomysł kradzieży części towaru, kończył na dnie w trybie natychmiastowym. Darsi nie miała wiele doświadczenia z typami spod ciemnej gwiazdy i ich sposobami na zarobek, ale nieco już widziała przed samym wejściem do miasta. Wymijając leżących we własnych fekaliach moczymordy i kilku żebraków, żałowała wyostrzonego węchu. Smród tego miejsca stawał się naprawdę męczący. Ryby połączone z odchodami i odgłosami okolicznej orgii omal nie doprowadziły Sanginerki do wymiotów. "Zaczynam mieć dość tego miejsca..."
Skręciła w najbliższy zaułek, licząc na zmianę scenerii i tak też się stało. Została zatrzymana i poproszona o uiszczenie opłaty na rzecz "biednych i głodujących" bez możliwości odmowy. Musiała przyznać, bardzo szlachetny odpowiednik haraczu wymyślili, najwidoczniej mieli w grupie studenta. Była przed wypłatą, więc jedyne co się posypało, to zęby płci męskiej, co trwało niespełna dwie minuty. Młoda wojowniczka nie wyciągnęła nawet ostrza, zamiast tego jedyną bronią, jaką wykorzystała, to butelka po bimbrze. Nikt nie spodziewał się oporu ze strony niepozornej młodocianej i skończyli obolali na ziemi. Ona sama nawet nie obejrzała się za siebie, maszerując do celu swej wizyty w tym zawszonym mieście.

- Kto tam? - spytał głos zza drzwi, jednocześnie uchylając wizjer i przyglądając się potencjalnemu intruzowi.
- Darsabelle, do Drakona - odparła chłodno, patrząc prosto w oczy rozmówcy. Z takimi typami trzeba twardo, tak jej mówiono. Zwłaszcza kobieta pośród takiej bandy musiała mieć charakter, albo coś śmiercionośnego pod ręką. W przypadku pradawnej chyba oba wymagania był spełnione.
Wrota prowadzące do podziemi niepozornej karczmy otworzyły się, a dziewczynę zaprowadzono na spotkanie z liderem szajki przestępczej. Przez całą drogę czuła na plecach dotyk sztyletu, w razie gdyby okazała się być elementem niepożądanym. Spodziewali się gości i tylko dlatego ją w ogóle wpuścili, teraz czas na weryfikację.
- Cześć, skarbie... - Owszem, znali się.

Dokładne interesy miały zostać omówione po skompletowaniu kilku zespołów od mokrej roboty, a ci umiejący słuchać wychwycili kilka plotek o zapotrzebowaniu na "pracownika." Szykowało się coś dużego i wszystkie większe szajki tego miasta były w stanie podwyższonej gotowości. Gospoda "Talar Przytul-Miś" było dzisiaj miejscem do dobrego zarobku dla niebojących się wyzwań i obeznanych w machaniu mieczem, chociaż pomyśleć nie zawadzi. Gęba na kłódkę, a za kablowanie dla władz; sztylet w gardło.
Awatar użytkownika
Jane
Szukający Snów
Posty: 174
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Skrytobójca , Zabójca , Szpieg
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Jane »

        Jane westchnęła. Jeden krok, drugi, trzeci... spokojnie liczyła kroki jej ofiary. Cztery, pięć, sześć. Zatrzymał się. Wysoki mężczyzna, wyglądający na około trzydzieści lat, oszust i złodziej. Typowy kanciarz, który wyłudzał od ludzi pieniądze, a potem szedł zabawiać się w najlepszych karczmach. Elfka siedziała na jednym z dachów i obserwowała uważnie okolicę. Miała owego kanciarza po prostu zabić, nic trudnego. Zawsze robiła to samo; pojawiała się, ktoś ginął, i znikała. Tym razem jednak chciała pozostać niewykryta. Trytonia może nie należy do najpiękniejszych miast, lecz zawsze można znaleźć zleceniodawcę na tyle zdesperowanego, by móc poprosić o pomoc skrytobójcę. A to miasto miało dwa typy takich; ci, którzy po prostu chcą się zemścić, oraz ci bardziej profesjonalni, zdecydowani zleceniodawcy. Jane osobiście musiała przyznać, że bardziej szanowała ten drugi typ.
        Wycelowała w oponenta z kuszy, przyczepionej na jej przedramieniu. Wcześniej zamoczyła strzałę w zakupionej truciźnie. Trunek powodował paraliż i powoli odbierał zmysły, przez co ofiara nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, iż za chwilę może umrzeć. Taka akcja była najbardziej łaskawą zadaną przez zabójcę śmiercią. Elfka namierzyła cel. Gdy tylko upewniła się, że nikogo nie ma w pobliżu, wystrzeliła małą strzałę, która ze świstem poleciała w kierunku mężczyzny. Jej ofiara upadła natychmiast. Jane uśmiechnęła się pod nosem, po czym z zawrotną prędkością zeskoczyła z dachu, i podbiegła do swojego oponenta, który już leżał na ziemi. Zaciągnęła go w jedną z ciemniejszych alejek. Przecież to oczywiste, że nie mogła go po prostu zostawić niemal na środku ulicy...
        Przybyła do Trytonii dobre dwa dni temu. Zdążyła się również dowiedzieć kilku ciekawych rzeczy. Lecz ktoś jej pomógł... Nienawidziła być osobą dłużną, ale teraz to miało mniejsze znaczenie. Spotkała pewną osóbkę, która okazała się na tyle dobra, iż podała jej miejsce, w którym będzie można zarobić niezłą sumkę. A skoro akurat wybierała się w te tereny z powodu kolejnego zlecenia, postanowiła skorzystać.
Jak to się mogło stać? Będąc w drodze w kierunku lasu położonego na terenach wschodniego pustkowia, niespodziewanie została zaskoczona przez dziwnego człeka, który nakazał jej stawić się w Trytonii. Nie zdążyła nawet zapytać, o co mu chodzi, gdyż podał jej tylko kartkę z dokładnym adresem i krótkimi informacjami.
Potrząsnęła głową. Znalazła się w mieście dopiero w nocy, gdy srebrne oko Prasmoka świeciło na niebie, oświetlając drogę wszelakim zagubionym w cieniu istotom. Elfka jednak dobrze widziała w ciemności.
Opisując w skrócie jej pierwsze wrażenia o tym miejscu; bieda i drażniący nozdrza swąd ryby. Osobiście preferowała leśne tereny, w końcu w jej żyłach krążyła elfia krew; krew ludzi, którzy z lasem są związani niewidzialną więzią.
        Jane zarzuciła swoje niesforne kosmyki włosów do tyłu, po czym ukryła ich krwistoczerwony kolor pod kapturem. Tym samym starała się, żeby jak najmniej osób zwróciło uwagę na jej twarz. Po upewnieniu się, że mężczyzna na pewno nie żyje, wyszła z zaułka. Zdarzyło jej się już podpaść pewnemu starcowi w jednym z większych miast, nie chciała powtórki z rozrywki.
        Powolnym krokiem zbliżyła się do dziwnego przybytku, którego adres widniał na kartce od tajemniczego mężczyzny. Chwyciła klamkę i spróbowała wejść do środka, ale bezskutecznie. Nie zdziwił ją jednak fakt, iż drzwi były zamknięte. Z westchnieniem wyczekała momentu, w którym ktoś delikatnie uchylił je i zmierzył elfkę wzrokiem.
- Ta? Czego? - warknął mężczyzna nieprzyjemnym tonem. Jego chrypliwy głos również nie przypadł dziewczynie do gustu.
- Wpuść mnie – rzekła obojętnie. Nie chciało jej się z nim patyczkować, zwłaszcza, że ciekawość co do tego wezwania wzrastała z każdą chwilą, z jaką nasilała się niechęć do tego miasta.
Widziała, jak osoba za drzwiami uśmiecha się cynicznie.
- A imię panienka posiada? - zapytał. Powieka Jane drgnęła w wyrazie skrajnego zdenerwowania.
- Tak, ale posiada również dużo ostrych zabawek, którymi mogłaby zabić cię już pięć razy, na pięć różnych sposobów. - Wyjęła kartkę z adresem. - Wzywano mnie, podobno można nieźle zarobić. - Nie czekała na reakcję mężczyzny, okazując swoje zniecierpliwienie poprzez kopnięcie w drzwi. Jej rozmówca wzdrygnął i skarcił ją wzrokiem, nakazując zachować ciszę. Zabrał od niej papierek, po czym dokładnie go przepatrzył.
- Pismo Drakona... - wymamrotał pod nosem, wpuszczając Jane do środka. Ta tylko wyprostowała się dumnie i ruszyła za mężczyzną.
Zaprowadził ją przed drzwi, znajdujące się na niższych poziomach tawerny. Elfka szczelniej ukryła twarz pod kapturem. Mężczyzna wpuścił ją do jednego z pokoi. Gdy weszła do pomieszczenia, drzwi zamknęły się za nią z cichym skrzypnięciem. Teraz nie było już odwrotu.
        Rozejrzała się wokół. Starała się to robić ukradkiem, aby nie zwrócić na siebie szczególnej uwagi. W oczy rzuciła jej się najbardziej wyróżniająca się kobieta o kasztanowych włosach. Ale to nie najbardziej przykuło wzrok. Jej oczy... były ciekawe. Bardzo ciekawe. „Czyżbym nie tylko ja została wezwana?” pomyślała elfka. Przez jej twarz przebiegł cień uśmiechu, który zniknął niemal tak szybko, jak się pojawił.
Oparła się o ścianę blisko drzwi, i splotła ręce na piersiach. Spojrzała na osobę, która siedziała na środku sali.
- Domyślam się, że to ty mnie wzywałeś – rzekła cicho, lecz jej głos był bardzo dobrze słyszalny. - Wyjaśnisz łaskawie sytuację, czy poczekasz sobie, aż zapuszczę tu korzenie? - Nie należała do cierpliwych osób, co było wyraźnie widać. Nie zamierzała również zachowywać się przesadnie miło co do tego mężczyzny. Jeżeli już miał do niej jakąś sprawę, niech lepiej nie traktuje jej z góry.
Darsabelle
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darsabelle »

Smocza panna nie przyglądała się za długo każdemu przybyłemu najemnikowi, takie gapienie się mogło zostać odebrane jako zwykła nieuprzejmość i brak kultury. Nigdy nie wiadomo, któremu coś nie odbije i nie wywiąże się walka. Z reguły, ludzie ci posiadali dość ekscentryczne podejście do życia i musieli udowadniać sobie nawzajem własną wyższość. Nie znała się na męskich hormonach, ale to chyba nadmiar testosteronu, lub coś podobnego, i chęć popisania się przed płcią przeciwną. Zabawny widok, zwłaszcza, gdy to ona górowała nad takim delikwentem. Dowcip przeznaczenia zwanego Darsabelle...
- Cierpliwość, dzieciaku - odezwał się głos kolejnego z biorących udział w tej operacji. Bardzo głęboki i wzbogacony o drobną nutkę metalu, po chwili było jasne, dlaczego. Ponad dwumetrowy kolos odziany w ciężką zbroję, jednak miała kilkanaście różnic w stosunku do płytowej. "Spersonalizowana" to dobre pojęcie dla jego pancerza, drugim jest "masywna", a trzecim "ekstrawagancka". Gość budził respekt i strach w sercach motłochu, zwłaszcza złą sławą. Zwykły człowiek, który w pojedynkę potrafił zmiażdżyć nawet silnego czarodzieja, bez większego uszczerbku na zdrowiu. Odpowiedzialny za ostatni incydent w Leonii, związany z zatopieniem pięciu okrętów, przy czym on sam nie posiadał żadnego. Poszukiwany w większości miast Alaranii za różne drobiazgi pokroju demolki i morderstw, odpowiedni facet od mokrej roboty. Najlepsze jest to, że NIKT nie wie jak wygląda naprawdę. - Cierpliwość jest cnotą i kluczem do dłuższego, niż można się tego spodziewać, życia.
- Jak miło, że wpadłeś! - zawołał Drakon, ruszając zad zza swojego biurka. Mężczyzna o przeciętnej posturze i wzroście, wyższy raptem o głowę od Darsabelle. Lekko opalony o krótkich, czarnych włosach, brązowych oczach i stroju typowym dla bogatszego mieszczanina. Nie wyglądał na wojownika, raczej typ od zarządzania zasobami ludzkimi. Cwaniak - przedsiębiorca, za to wpływowy i poniekąd czarujący. Można rzec, polityk, płaci więc wymaga. - A teraz niech ktoś będzie łaskaw usunąć z tego pomieszczenia pana z ostatniego rzędu, tego najbardziej po lewej. Nie toleruję cudzych uszu na swoim terytorium. - Znał wszystkich swoich podwładnych i najemników zaserwowanych na dziś, ściany mają oczy i uszy. Tamtego kmiota kojarzył z przeciwnej strony barykady, dlatego nieproszony gość został odesłany na tamten świat celnym strzałem z kuszy między oczy. W międzyczasie pomieszczenie wypełniło się chętnymi zarobku, łącznie dwudziestoma osobami.
- Na dobry początek jest kilka miejsca w tym mieście, które wypada zabezpieczyć i wyprosić stamtąd nieproszonych lokatorów. Wszystko na raz, więc plan wykonany będzie w grupach...

Podział był w miarę sprawiedliwy, choć nie pod względem liczb. Dwie grupy po pięć osób z zewnątrz i dodatkowych dwóch od Drakona miały uderzyć na dwa magazyny po obu stronach miasta. Nie było tam nic szczególnie wartościowego, oprócz odrobiny kontrabandy, ale jak przejąć wszystko to wszystko. Jeśli trzeba, zostanie wywołany konflikt na skalę całej krainy o cholerną i zrujnowaną latarnię morską. Kolejna siódemka miała za cel zajęcie domu rozkoszy, zapewniającego bajeczne zyski, oczywiście przy większym wsparciu ze strony pomysłodawcy. W międzyczasie jego ludzie szturmowali inne lokacje. Ostatnia trójka, czyli opancerzony kolos, Jane i Sanginerka, miała przejąć niedawno przybyły do portu okręt klasy "rozpierdol". Blisko siedemdziesiąt dział na jednej burcie robiło wrażenie. Jednostka flagowa nowej ploty pirackiej, której Drakon nie miał pod kontrolą, jeszcze nieochrzczona w boju i nieznana dla władz. Apetyczny kąsek dla aspirującego o koronę, samozwańczego króla półświatka.
- Opór będzie spory, ale powinniście dać radę... - Trzech muszkieterów, na złe i najgorsze. - Wsparcie przybędzie najszybciej jak się da, na tę chwilę nie mam nikogo, kto mógłby wam pomóc. - Udzielenia ostatniego namaszczenia odpuścił, ale spojrzenia na atuty dwóch panienek niekoniecznie. Co tu dużo mówić, lubił kobiety, w każdym tego słowa znaczeniu.

Chwilę później byli już w drodze do celu.
- Robimy to po mojemu, czy może któreś z was, dzieci, ma jakiś pomysł na rozegranie tego? - rzekł pogardliwie kolos, patrząc na "swoje podwładne". Nie wyglądał na usatysfakcjonowanego towarzystwem, zapewne nie tylko on.
Awatar użytkownika
Jane
Szukający Snów
Posty: 174
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Skrytobójca , Zabójca , Szpieg
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Jane »

        Prychnęła, słysząc odpowiedź na jej zniecierpliwienie. Gdyby nie fakt, że wszędzie znajdowali się ludzie może i silniejsi od niej, zaczęłaby dyskusję. Lecz nawet nie zamierzała, gdyż jej rozmówcą był wielki, opancerzony siłacz, którego lepiej nie drażnić. Jane westchnęła. Mężczyzna kolejny raz targnął ją za nerwy, gdyż oczywiście musiał dopowiedzieć coś do swojego wcześniejszego zdania. Ugryzła się w język, żeby nie skomentować jego słów. Wolała nie wszczynać bójki na dzień dobry. Na całe szczęście odezwał się ten, który wszystkich tu zwołał. Elfka postanowiła siedzieć cicho i wysłuchać dokładnie jego słów.
        Spojrzała w kierunku, w którym podobno znajdował się nieproszony gość. Zmierzyła osobnika wzrokiem, po czym uśmiechnęła się lekko, widząc cień strachu na jego twarzy. Wycelowała z kuszy, która cały czas była ukryta pod rękawem jej bluzy, i bez zbędnych ceregieli; strzeliła oponentowi między oczy, jak to ładnie poprosił jej nowy zleceniodawca. Ciało nieproszonego delikwenta z głośnym hukiem runęło na ziemię, po czym zamarło w bezruchu. Bez wzruszenia, Jane ponownie skupiła się na zleceniodawcy, jakby poprzednia sytuacja w ogóle nie miała miejsca.

        Nie spodobał jej się pomysł pracy w grupach, lecz nie wyobrażała sobie, aby ktokolwiek mógł sprostać temu zadaniu w pojedynkę. Z westchnieniem zgodziła się na warunki postawione przez Drakona. Jednakże... jej obecny skład sprawił, że ponownie zwątpiła. Co prawda, nie miała nic przeciwko pracy w grupie, gdyby nie wielki kolos, którego już zdążyła znielubić. Nie narzekała; nie chciała marudzić, żeby przypadkiem nie podpaść zleceniodawcy. Niechętnie więc przystała na te warunki.

        Będąc w drodze do celu, Jane sprawdziła, czy wszystko jest na miejscu. Co jak co, ale gdy znajdowała się w pobliżu osób jej podobnych, nie raz miała przeczucie, że może ktoś spróbować okraść ją z jej drogich, ostrych zabawek. Na całe szczęście, wszystko miała. Noże, sztylety, miecz i strzały do kuszy. A w jednej z ukrytych kieszonek bluzy; truciznę.
- Mam plan – powiedziała. Szczerze, wymyśliła to szybko, niemal na poczekaniu, ale tak bardzo chciała wkurzyć tego olbrzyma. Nie pozwoli nikomu się obrażać, ani lekceważyć jej osoby.
Odwróciła się, by móc spokojnie spoglądać na pozostałych członków jej grupy.
- Do przejęcia mamy statek, czyli w skrócie trzeba pozbyć się jego załogi – zaczęła. - Na pewno nie możemy tego zrobić, wchodząc głośno na pokład i rozwalając wszystko i wszystkich, jak popadnie. Proponuję się zakraść, powybijać pojedyncze osoby z całej załogi, wtopić się w ich ludzi i załatwić wszystko od środka, po cichu. Tak więc coś sądzę, że twoja wielka i rzucająca się niemiłosiernie w oczy zbroja mogłaby ci utrudnić to zadanie – dodała, zwracając się do wielkoluda, przy czym uśmiechała się cynicznie. - No ale cóż, nie powinno to sprawiać aż takiego problemu...
        Zaczęła kierować się w kierunku, w którym rzekomo znajdował się ich cel. Postarała się, aby jej broń była dobrze ukryta przed wzrokiem innych ludzi.

Znaleźli się bardzo blisko celu. Jane westchnęła, widząc całą załogę. Ludzi było naprawdę sporo. Elfka zmarszczyła brwi, starając się usłyszeć, o czym rozmawiają przy głównym wejściu. Kilkanaście osób wnosiło coś na pokład statku. Jakieś skrzynie...
Darsabelle
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darsabelle »

"Świetnie, blaszany zarozumialec i rządna krwi zabójczyni" - pomyślała Sanginerka, nieznacznie kręcąc głową z niezadowolenia. Najprawdopodobniej jako jedyna nie przepadała za rozlewem krwi, choć z drugiej strony żyła najkrócej z całej trójki i nie miała aż tyle czasu na polubienie tego. Po broń sięgała w sytuacji bez wyjścia, i czasem zdarzyło się wyrżnąć kilku napastników, jednak bez szczególnej ekscytacji. Zajęcie bardziej zarobkowe pokroju rozbicia grupy bandytów, która za bardzo terroryzowała dany obszar, a lokalny możnowładca miał to gdzieś. Najczęściej sołtys, lub ktoś tego typu organizował zbiórkę i szukał najemnika do brudnej roboty, klasyka.
- Może powinniśmy podejść do tego odrobinę inaczej - zasugerowała, próbując zwrócić ich uwagę na siebie. - Jest nieprawdopodobne, że wszyscy z nich pracują dla tego drugiego bandziorka, większość powinna stanowić kogoś pokroju lokalnych tragarzy i innych pracowników portu. Gdyby podłożyć ogień nieco dalej i odwrócić ich uwagę od okrętu, potencjalnych przeciwników będzie mniej. W tym samym czasie zakradłabyś się od tyłu, a kolos wszedłby tam od frontu. Siedzą w tym interesie trochę, więc powinni go znać i narobić w gacie, przy odrobinie szczęścia odpuszczą sobie walkę, i zamkniemy ich na dolnym pokładzie. Co się z nimi stanie, nie nasza brożka, płacą nam za przejęcie a nie rzeź.

Mogła się mylić co do tego, ale tak czy owak; ogień sprawiłby zamieszanie i odciągnął uwagę choćby i straży miejskiej akurat od tego konkretnego miejsca. Gdyby coś poszło nie tak, odgłosy walki będą aż nadto słyszalne, a wymiar sprawiedliwości lubił pojawiać się nieproszony w najgorszych momentach. Cała trójka stanowiła destrukcyjne połączenie, ale nie mogła wyrżnąć wszystkich. Do modelu jednoosobowej armii, Darsabelle potrzebowała większego panowania nad dobrodziejstwami Fial'Darga. Nie wiedziała też, czy jej towarzysze nie mieli jakiegoś asa w rękawie.

- Można spróbować - mruknął wielkolud, zatrzymując się. Znajdowali się wystarczająco blisko okrętu, kolejny krok naprzód powinien należeć do zaplanowanych. - Sam wolałbym ich po prostu wyrżnąć niczym prosięta, ale wątpię, że ten dupek płaci za dodatkowe głowy. - Prawdziwy człowiek biznesu, wszystko przeliczał na monety i bez odpowiedniego kontraktu palcem niespecjalnie chciał kiwać.
- Możemy spróbować, jeśli się uda to świetnie. Jeśli nie... - W tej chwili wyciągnął swój miecz, z perspektywy normalnej osoby dwuręczny. Dla niego pewnie nawet nie półtorak.

Spojrzenia wylądowały na Jane, w końcu trzech muszkieterów...
Awatar użytkownika
Jane
Szukający Snów
Posty: 174
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Skrytobójca , Zabójca , Szpieg
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Jane »

        Zagryzła wargę, słysząc słowa kobiety. Dawno nie miała okazji uczestniczyć w dobrej akcji, która miała na celu wyeliminowania większej grupy przeciwników. Przyzwyczaiła się do tego, iż niemal zawsze dostawała zlecenie zabójstwa.
- Może i tak, lecz nie ukrywam, że zapewne nie obejdzie się bez ewentualnych ofiar – odparła, spoglądając w stronę Darsabelle zimnym wzrokiem. - Z twoich słów wynika, że to ty odwrócisz ich uwagę pożarem? - rzekła z cynicznym uśmieszkiem, który podkreślił jej bliznę na twarzy. Na chwilę jednak Jane zamyśliła się. Podłożenie ognia gdzieś w okolicy portu było nieco ryzykowne; co prawda, dzięki bliskości wody łatwo można by mu zapobiec, co jednak daje mniej czasu całej grupie na wykonanie zadania. Tak samo istniało ryzyko, że przez przypadek podpalą połowę miasta! A tutaj już ciężej będzie... Chociaż, taki większy pożar ułatwiłby im sprawę, mogliby łatwiej potem uciec. Lecz jeśli niechcący podpalą również okręt, który mieli przejąć? Defektów do przewidzenia jest pełno. Jednak elfka szybko odsunęła takie myśli w najgłębszy zakamarek mózgu, po czym spojrzała ponownie na obecnych towarzyszy. Poczuła ich spojrzenia na sobie, a biorąc pod uwagę fakt, iż pan-wielki-wojownik-z-przydużym-ego przystał na tę propozycję, Jane raczej nie pasowało teraz zaprzeczyć.
        - Zgoda. Możemy tak zrobić – zaapelowała. - W skrócie; ja zakradnę się na statek, wielkolud skorzysta z zamieszania i wślizgnie się od frontu, wówczas ty odwrócisz uwagę ludzi pożarem i do nas dołączysz, i zaczniemy całą akcję – sprecyzowała. Wszystko wydawało się niby proste, lecz Jane nadal trwała w swoim przekonaniu, iż nie obejdzie się bez ofiar...
- Dobrze. Mi jak najbardziej pasuje. - Jej wzrok skierował się w stronę statku. Skrzynie, które kilku ludzi wnosiło na pokład, wydały jej się podejrzane.

        Podczas trwania całej akcji, zmuszeni zostali do tymczasowego rozdzielenia się. Elfka wspięła się na dziób statku, sprawnie przyczepiając się do niego za pomocą sztyletów. Kolos w tym czasie stał ukryty gdzieś za rogiem. Oboje czekali na znak, czyli wywołany pożarem chaos. Jane westchnęła, poprawiając swoje położenie. Akurat udało jej się przy okazji podsłuchać rozmowę dwójki majtków, znajdujących się na pokładzie.
- Ej, Edgar! - krzyknął jeden, wcale nie tak cicho. - Co właściwie znajduje się w skrzyniach? Cholernie ciężkie...
- Zioła Thurga – oświadczył drugi szeptem. - To silny środek odurzający, i w mordę ci za wypaplanie tego. Straż miejska niech myśli, że to przyprawy. - Zajął się kolejną skrzynią, co Jane wywnioskowała po ciężkich krokach, jakie stawiał. - Uważaj lepiej z fajkami, to coś jest łatwopalne.
W tym momencie elfka osłupiała. „Cholera. Jak daleko ona zamierza wywołać ten pożar?”
Darsabelle
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darsabelle »

Sanginerka szybko zniknęła gdzieś pośród towarów, szukając tego najlepszego do podpalenia. Czas to pieniądz, więc marnowanie go na towar, którego zapłon jest problematyczny, mijało się z celem. Dłuższe przebywanie w tym miejscu nie służyło zmysłowi powonienia i zapachowi własnych ubrań, więc wolała mieć to zlecenie za sobą. Cały port był jako tako oświetlony, wiec o pochodnię było naprawdę bardzo łatwo. Jak na czyste zło przystało, pożyczyła jedno na okres bezterminowy. Można zarzucić jej przywłaszczenie cudzego mienia, ale być może dzięki idei zajęcia statku wiele żyć zostanie oszczędzonych. Dobre i złe uczynki zostały zrównoważone, pozostała neutralność.
- Zabłądziłaś, panienko? - usłyszała głos zza pleców, gdy chciała przyjrzeć się zawartości skrzyni. Wątpiła w pełną złota, to zbyt piękne i żeby było prawdziwe. Ani myślała go ukraść, po prostu pobrać próbki do analizy. Nie mogła pozwolić na obrót fałszywym towarem.
- Tak, umówiłam się w porcie z Ramonem Pascuacielli, tylko nie mogę go nigdzie znaleźć... - próbowała delikatnie minąć się z prawdą. Miecz nie zawsze stanowił najlepszy argument.
- Niezła próba, może dziesięć lat temu dałbym się na to nabrać. Pójdziesz ze mną - rzekł, po czym szarpnął sanginerką. Najwidoczniej nie zauważył jej smoczych oczu i nie zdawał sobie sprawy, że nie ma do czynienia z człowiekiem. Nie zdążył zareagować i otrzymał cios w pięścią w twarz i pchnięcie na latarnię. Stracił przytomność. "Oby nikt tego nie usłyszał..."

Odnalazła pakunki pełne jakiegoś zielska, najprawdopodobniej przypraw. Powinny się ślicznie palić, szybka decyzja. Raczej mało prawdopodobne, że pakunki zawierały coś zupełnie innego. Jaki przemytnik zostawiał swój cenny towar dłużej w dokach, powinien jak najszybciej ukryć go na okręcie lub posłać w świat. O tym, jak bardzo się myliła niedługo wielu powinno się dowiedzieć.
- I gotowe - mruknęła pod nosem, ciągnąć ogłuszonego jegomościa do pobliskiej alejki. Nie chciała, by się zaczadził.

Kilka chwil później zwykli pracownicy portowi biegali jak szaleni, próbując zgasić pożar. Masa dymu, ognia i chaosu. Idealna pora na atak. Stalowy kolos ruszył od przodu z wyciągniętym mieczem. Nie należał do pokojowych osobników, więc pierwszy ochroniarz spoczął od razu na jego ostrzu. Pchnął nim w brzuch i uniósł do góry niczym kukiełkę treningową dla dziecka. Drugiego delikwenta chwycił za gardło i zmiażdżył je od niechcenia. Pozostali mieli zamiar walczyć do upadłego, jak na bandyckie standardy. Mogli uciekać jedynie do morza, ale póki co, nie zauważyli Jane. Dla nich jedynym przeciwnikiem był ten pancerny kolos. "Nawet Herkules dupa, kiedy wrogów kupa".
Tak czy owak bez rozlewu krwi się nie obejdzie. Tylko mało kto liczył na to, że uda się go uniknąć...
Awatar użytkownika
Jane
Szukający Snów
Posty: 174
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Skrytobójca , Zabójca , Szpieg
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Jane »

        Jane spokojnie przysłuchiwała się otoczeniu. Nie potrafiła dokładnie zliczyć, ile minęło czasu, odkąd dowiedziała się o prawdziwej zawartości tajemniczych skrzyń. „Łatwopalne, łatwopalne...” - chodziło jej po głowie. Jeśli ogień, który miała wywołać Darsabelle, dosięgnie tego miejsca, szlag trafi cały plan! Zamiast przejąć statek, ewidentnie puszczą go z dymem. A za to wynagrodzenia raczej nie będzie. Elfka prychnęła, słysząc pierwszy krzyk. Nie minęło dużo czasu, a po lewej stronie mogła ujrzeć ogień, który odbijał się w wodzie. Bardzo ładny widok. Jednocześnie usłyszała brzęk stali i ciężkie kroki. Gdyby nie fakt, iż musiała obiema rękami przytrzymywać się sztyletów zaczepionych o statek, pacnęłaby się w głowę. Łatwo wywnioskowała, że kolos przystąpił już do działania, mordując pierwsze osoby na statku; doskonale go słyszała. Wyostrzony słuch nie był nawet potrzebny. Jane rozbujała się, a po chwili cicho wskoczyła na pokład statku. Biedni żeglarze, którzy akurat biegli w jej stronę, nie spodziewali się obecności jeszcze jednego napastnika. Elfka wyszczerzyła ząbki w złowrogim uśmiechu, rzucając w nich sztyletami. Ostrza idealnie wbiły się w ich gardła, powalając na ziemię.
- Mówiłam, że nie obejdzie się bez ofiar – szepnęła tak cicho, że prawdopodobnie tylko ona była w stanie się usłyszeć. Błyskawicznie w jej dłoni pojawił się miecz, którym momentalnie zatrzymała kolejnego człowieka, próbującego uciec. Ach, biedacy. Przynajmniej obdarowywała ich szybką i w miarę bezbolesną śmiercią.
        Dopiero w tym momencie Jane ujrzała chaos, wywołany pożarem. Ogień rozprzestrzeniał się naprawdę szybko. Nie wiadomo, czy za niedługo nie dosięgnie statku. Przeklęła w myślach, próbując jakoś zapanować nad sytuacją. Zdziwiła się, gdy na pokładzie okazało się być znacznie mniej pozostałych ludzi. Pożar naprawdę tak zadziałał? Elfka nie wiedziała nawet, kiedy cała akcja dobiegła jako tako „końca”. Westchnęła ponownie, chowając broń. Momentalnie znalazła się z powrotem w swojej wcześniejszej kryjówce, schodząc tym samym na ziemię. Rozejrzała się za Darsabelle. „Gdzie ją wsiąkło?” - Pokręciła głową, lecz nie dane jej było pójść i odnaleźć towarzyszki. Błysk stali momentalnie przedarł powietrze, przez co Jane z ledwością uniknęła ciosu. Za nią pojawił się zakapturzony mężczyzna z bandażami wokół twarzy. W swojej dłoni – czego łatwo się domyślić – trzymał miecz. Obrócił się ponownie, starając się zadać kolejny cios, który elfka sparowała sztyletem. W mgnieniu oka odskoczyła od oponenta, lustrując go spojrzeniem. „Kolejny kolega z zawodu?” - pomyślała, marszcząc brwi. Fakt, przecież żeglarze nie mogli być jedynymi ludźmi, którzy byli na statku. Wynajęli zabójcę dla ochrony? Wątpliwe. Tak więc mężczyzna, stojący w tej chwili przed elfką, zapewne został tutaj przez kogoś podesłany, aby przeszkodzić im. Cóż, to nie miało dla Jane żadnego znaczenia, aczkolwiek jej przeciwnik za niedługo będzie wąchał kwiatki od spodu.
        Wykorzystała fakt, iż posiada jeszcze trochę zatrutych strzał. Niezauważalnie wyjęła jedną, po czym – by odwrócić uwagę mężczyzny – wyciągnęła sztylet i z impetem ruszyła naprzód. Ha, jakże głupim się okazał, gdy sparował cios. Drugą dłonią, w której elfka trzymała strzałą, zamachnęła się, wbijając ostrze w pierś mężczyzny. Trucizna zadziałała błyskawicznie, paraliżując ofiarę.
Darsabelle
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darsabelle »

Sanginerka powoli zbliżała się do punktu wyjściowego, czyli miejsca, gdzie rozeszli się w celu realizacji zadania. Jak dotąd wszystko zdawało się iść po jej myśli. Pożar szybko trawił kolejne pakunki o podejrzanej zawartości, błyskawicznie zbliżając się do okrętów. Na szczęście bohaterscy pracownicy zdawali się względnie panować nad sytuacją i trzymać niszczycielski żywioł w ryzach. Tak długo, jak będą mieli dostęp do wody, co nie powinno być trudne, raczej żadna jednostka nie powinna spłonąć. Inaczej sprawa miałaby się, gdyby w którejś skrzyni znajdowały się wybuchowe niespodzianki. Podobno eksplozja składu amunicji należała do pięknych i poetyckich, lecz nie chciała przekonać się o tym w obecnej chwili. Ewentualne oberwanie jakimś odłamkiem to bardzo niemiła perspektywa. Ewentualny czas, który poświęciłaby na dojście do siebie, nie przyniósłby zysku, a bez zysku nie ma jedzonka i innych wygód pokroju noclegu w normalnym łóżku, a nie w lasku podczas ulewy.

Niespecjalnie zdziwiła ją obecność zakapturzonej postaci w tym miejscu, zważywszy na późną porę i okoliczności. Kto wie, może właśnie mężczyzna był świadkiem utraty własnego majątku w postaci ziółek, lub inny scenariusz, nie do końca legalny. To były pierwsze skojarzenia na jego widok, kolejne brzmiały bardziej jak "cholera".
Wykonała przewrót przed siebie, tym samym unikając prawdopodobnie śmiertelnego ciosu krótkim mieczem. Szybko dobyła miecza i wykonała inkantację, która miała odbić cios, którego nie udałoby się jej obronić w sposób konwencjonalny. Tajemniczy zabójca wyciągnął jeszcze drugie ostrze i po chwili doszło miedzy tą dwójką do otwartego starcia. Krótka i brutalna potyczka ze zwyciężczynią, czyli Darsabelle. Dziewczyna wykorzystała przewagę, jaką zapewniał długi miecz, i w końcu przeszyła go na wylot w okolicy klatki piersiowej. Sama za mocno nie ucierpiała. Rana na lewym ramieniu, nic, czego by nie przerabiała wcześniej. Przepłukanie alkoholem, bandaż i po dwóch do czterech dniach ani śladu. Regeneracja to naprawdę wspaniała rzecz. Nie zdołała przyjrzeć się dokładnie twarzy jegomościa, gdyż na horyzoncie pojawiła się straż miejska. Najwyższy czas, kochane służby porządkowe.

Gdy znalazła się nieopodal Jane, tajemnica zaginionego kolosa została rozwiązana. Ich towarzysz właśnie wpadł do wody. Na szczęście zachował przy tym głowę, ta poturlała się wprost pod ich nogi. Blaszany za życia, zakuty łeb i po śmierci. Jego oprawca prezentował się znacznie bardziej okazale niż dotychczasowi przeciwnicy Darsi i Jane. Miał na sobie ciemną, skórzaną zbroję oraz czarny płaszcz. W prawym ręku zakrwawiony miecz, zaś w lewym sztylet, również skąpany we krwi. Stał dość daleko, więc nie podjął się próby zamordowania niewiast. Zamiast tego zniknął gdzieś pośród płonących towarów, nie bez powodu. Straży i regularnego wojska zaczynało przybywać i wkrótce dotrą do okrętów. Dodatkowo zapach płonących, bardzo specyficznych towarów zaczynał dawać o sobie znać.
- Powinnyśmy stąd pryskać - odrzekła, po chwili potrząsając głową. Czuła się dziwnie. Obraz zaczynał ulegać lekkiemu rozmazaniu oraz dostawała zawrotów głowy. Nadal jednak była świadoma otoczenia. - Zapewne nasz cwaniak, pracodawca, i tak ustawił gdzieś w okolicy swoich obserwatorów - skończyła mówić, po czym wystawiła ręce bardziej, próbując złapać balans, niczym stojąc na łódce na zmąconej wodzie.
- To chyba nie były przyprawy... - mruknęła pod nosem, dopiero po chwili dostrzegając delikwenta, którego unieszkodliwiła. Wydawał się wciąż żywy, albo jej wyobraźnia dawała złudne wrażenie. - Dlaczego coś mi mówi, że ci zabójcy to nie był przypadek. Ciągniemy go ze sobą na małą pogawędkę? - Na pewno nie do pracodawcy od razu, jako ochroniarzy nie wykorzystuje się cholernych asasynów. Coś tu śmierdziało i niekoniecznie był to trefne przyprawy.
Awatar użytkownika
Jane
Szukający Snów
Posty: 174
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Skrytobójca , Zabójca , Szpieg
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Jane »

        Jane wyszczerzyła mordkę, gdy tylko oponent upadł na ziemię. Padł na kolana, skulił się, po czym nieprzytomny osunął na ziemię. Elfka prychnęła, mierząc go wzrokiem. Poszło jej zdecydowanie za łatwo, co oznacza, że ktoś po prostu zlekceważył jej zdolności i nie trudził się w znalezieniu godnego jej przeciwnika. Już podrzędny żebrak stanowiłby większe wyzwanie.
Obróciła się, spoglądając na statek. Ogień na całe szczęście nie zdążył dotknąć pokładu, aczkolwiek w powietrzu wyczuwalny był ciężki, męczący zmysły odór. „Chyba te zioła się nie podpaliły?!” - pomyślała, przy czym przełknęła ślinę. Jeśli tak, cała trójka miała przerąbane. Jane zarzuciła kaptur na głowę i schowała miecz. Zakasłała, gdy zawiał wiatr, wprowadzając do jej nozdrzy duszący zapach dymu. Pożar znacząco zmalał, aczkolwiek nadal przeszkadzał.
        Gdy obok niej pojawiła się Darsabelle, elfka zaczęła rozglądać się za kolosem. Co jak co, ale skoro pracowali razem, pasowałoby również razem wrócić i zdać raport pracodawcy. A Jane nie chciała, żeby ten nadęty blaszak naopowiadał jakiś idiotycznych historyjek, stawiając siebie w blasku całej chwały; koniecznie zamierzała go przy tym przypilnować. Nie wątpiła, że byłby do czegoś takiego zdolny. Na całe nieszczęście – czy też według niej, szczęście – kolos zdawał się dryfować na tafli wody. „Jakim cudem on nie idzie na dno z tą jego wielką zbroją?” - wkrótce otrzymała odpowiedź na to pytanie. Oczy wielkoluda były skierowane do góry, a mimika twarzy zdawała się trwać w bezruchu. Był martwy, ot co. Jane nie ukrywała, że nawet ją to ucieszyło; nie polubiła go. Ale nie należała też do osób, które aż tak cieszyłyby się z śmierci „towarzysza”. Z westchnieniem podeszła bliżej odciętej głowy. Prychnęła. Spod hełmu widoczne były tylko oczy.
- Ten, kto go uśmiercił, ewidentnie został tu nasłany właśnie w tym celu – oznajmiła ozięble. Niedługo po tych słowach dostrzegła błysk karmazynowej cieczy, spływającej po metalowym ostrzu, które ładnie mieniło się wśród płomieni. Zapewne nie tylko elfka została zaatakowana przez tajemniczą, zakapturzoną personę.
- Zgodzę się z tobą, trzeba stąd uciekać – odparła w stronę sanginerki, kierując swoje kroki w drogę powrotną. - Ej, dasz radę iść? - Dość problematyczna była śmierć kolosa, jeśli zginie ich więcej, to jak się to potem wytłumaczy Drakonowi? A widząc dziwne zachowanie Darsabelle, wiele dawało jej się we znaki.
        - Co ty właściwie podpaliłaś? - Jane próbowała zachować spokojny ton głosu. - Te dziwne przyprawy to zioła Thurga, mocno odurzające. Jeśli się tego nawąchałaś, musimy się spieszyć... - dodała, spoglądając w kierunku poruszającego się mężczyzny. A raczej; czołgającego się. Biedak, wcześniej zapewne nie miał łatwej potyczki.
Elfka szybkim krokiem podeszła do nieznajomego. Leżał niby nieruchomo, lecz jego klatka piersiowa poruszała się. Jane nie próżnowała; kopnęła go z całej siły w bok, co oczywiście poskutkowało. Mężczyzna krzyknął z bólu i z rozszerzonymi oczami wpatrywał się w stojącą nad nim postać. Czy ich obecność była przypadkiem? Na pewno nie.
        - Powiesz mi może, kto cię tu przysłał? Lepiej to zrób, póki jestem wystarczająco miła – zaapelowała, kucając przy nim z gotowym do obrony sztyletem w dłoni. Niestety, nie dość, że osobnik okazał się nad wyraz milczącą istotą, dodatkowo postarał się zaatakować dziewczynę. Wyjął krótki scyzoryk z kieszeni spodni, zamachnął się i udało mu się trafić w ramię Jane. Elfka powstrzymała grymas bólu, łapiąc przy tym oponenta za ramię, po czym szybko wstała na równe nogi i kopnęła go w łokieć tak, iż ta wygięła się nienaturalnie w przeciwną do zgięcia stronę. Ignorując agoniczny wręcz krzyk bólu delikwenta, skrytobójczyni dostrzegła dodatkowo w zakrwawionej kieszeni koszuli mężczyzny kartkę. Odrzuciła jego rękę, po czym wyjęła zawiniątko. Widniało na nim proste polecenie zamordowania każdego, kto ośmieli się tknąć marynarzy statku, który cała trójka miała przejąć. Pod spodem widniał podpis zleceniodawcy.
- Murdoch? - szepnęła, unosząc brew ku górze. - Znasz kogoś o tym imieniu? - zwróciła się do Darsabelle, pokazując jej kartkę.
Darsabelle
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darsabelle »

- Powinnam dać radę, o ile nie spędzę wśród tego dziadostwa kolejnych kilku minut - rzekła, zerkając na elfkę. Ich drużyna skurczyła się o jedną osobę, lub by dobitniej to ukazać, o jedną trzecią składu osobowego. Na sile uderzenia stracili, a noc zdawała się dopiero rozpoczynać. Niby robótka w miarę prosta, a już miały na sobie zabójców. Szybko działali skurwiele. Wszystko zaczynało komplikować się coraz bardziej i możliwe, iż nie tylko tutaj. - Wpadałam już w większe tarapaty.
Sanginerka nieczęsto miała okazję do zażycia podejrzanych ziółek wywołujących multum różnych efektów. Nigdy jej nie korciło nawet na spróbowanie takowego produktu, a teraz nie miała wyboru. Z dymem poszedł zapas środków odurzających, a trochę się tego nawdychała.
- Prawdopodobnie jeden z większych transportów - odparła, prowadząc wewnętrzną walkę z tym syfem. Koncentracja nie należała do najprostszych rzeczy w jej sytuacji. - Sądząc po szybkości rozprzestrzeniania się ognia, któryś z handlarzy będzie miał naprawdę nieprzyjemne przebudzenie. - Już widziała minę jegomościa, który usłyszał o pożarze w dokach. Sytuacja bardziej dramatyczna niż rozlanie ostatniego kuflu piwa w tawernie oraz wywołująca masę negatywnych emocji. Tyle złota poszło się chędożyć. W pewnym sensie zrobiło jej się tego szkoda, gdyby wiedziała wcześniej to może by co nieco zwędziła.
Przyglądała się przesłuchaniu w wykonaniu Jane, jednocześnie trzymając broń na rękojeści miecza. Nigdy nie wiadomo co nawet potencjalnie pobity oponent może jeszcze zdziałać. Dopóki oddychał, nadal stanowił zagrożenie. Wcale nie przejęła się ani nie współczuła kopniaka po żebrach. Biorąc nie do końca legalną robotę musiał być świadomym ryzyka tego, że może stracić wszystko, włącznie z życiem. Jako zabójca tym bardziej. Swoją drogą, skąd oni biorą tych partaczy. Na trzech tylko jeden okazał się fachowcem, pozostała dwójka zasługiwała na miano uczniów. Przeliczyli się z siłami czy wykazali arogancją, a może obie te rzeczy na raz. Tyle zbędnych pytań pozostawało bez odpowiedzi.
Omal nie trzasnęła mężczyzny mieczem za atak, ale elfka poradziła sobie i z tym. Co prawda zdołał ją dziabnąć, ale rękę miał już bezużyteczną. To musiało cholernie boleć, pradawna aż nieco przymknęła oczy. Mógł grzecznie odpowiedzieć na pytanie i doznać mniej cierpień, ale skoro wybrał inaczej to niech zmierzy się z konsekwencjami.
- Jedynie pogłoskę, ponoć był zamieszany w pozbycie się ważnej osobistości z Fargoth - W części tamtejszych tawernach pewnie do dziś piją jego zdrowie, za śmierć gnoja który zawadzał ludzkim żywotom. Drugie dno miało coś wspólnego z rzadkimi trofeami, ale mogły to być zwykłe plotki.

- Wiesz co należy zrobić z bezużyteczną rzeczą, pozbyć się jej. - Fial'Darg postanowił podzielić się trafnym spostrzeżeniem wyczuwszy jej wahanie odnośnie wijącego się z bólu mężczyzny. - Walka dwa razy z tym samym oponentem nie ma sensu, a rezultat może być zgoła odmienny.

- Powinnyśmy ruszać - stwierdziła, nieobecnym wzrokiem i zagłębiła miecz w klatce piersiowej asasyna. Wręcz litościwe skrócenie męki. Zapewne i tak nie uszedłby żywy z tego zlecenia. - Może Drakon wie coś więcej na ten temat. - O broń należało dbać, dlatego wytarła ostrze o ubranie trupa. Dopiero po tym została schowana w pochwie. "Będę musiała opatrzyć tę rękę, w sumie nie tylko ja..."

Siedziba ich pracodawcy uległa małej zmianie, wszędzie pałętała się straż miejska i miejsce odcięto dla cywili. Ludność szeptała coś o kilku morderstwach które miały tam miejsce. Jedni byli ciekawscy widoku martwych ciał, inni już płakali za stratą kogoś bliskiego. Miejsce kompletnie zdemolowane i nie zapowiadało się na wielu ocalałych. Co poniektórych przesłuchiwano w tej sprawie, bliskich i jednostki podejrzane. Do tej grupy z pewnością zaliczyć dało się Jane i Darsi. Ruda elfka i gad, obie ranne, na pewno muszą mieć coś na sumieniu!
- Może lepiej zjedźmy z widok... ajć. - Nim skończyła mówić, została potrącona przez jakiegoś gbura. Omal nie runęła na ziemię, zwłaszcza nadal znajdując się częściowo pod wpływem narkotyku. Jakież było jej zdziwienie, gdy w jej dłoni wylądowała karteczka z napisem "Wiara, motłoch, wielkie dzwony, łysa menda, tyłem."
Sanginerka pociągnęła rudowłosą w zaułek jakich pełno i wręczyła jej ten świstek papieru.
- Wiesz może o co tu chodzi? Bo jedyne, co kojarzy mi się z dzwonami, to ta katedra. Tylko siedziba tam? To jakiś szyfr? - Dziewczyna miała mieszane przeczucia co do tego, nie pierwszy raz z resztą. Może ona wiedziała coś na ten temat.
Awatar użytkownika
Jane
Szukający Snów
Posty: 174
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Skrytobójca , Zabójca , Szpieg
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Jane »

        - Nic nie słyszałam o Murdochu, stąd nawet pogłoska na jego temat mnie zadowoli – oznajmiła, wpatrując się w wijącego z bólu mężczyznę. Nie ruszał jej taki widok, ale można by rzec, że w pewnym sensie współczuła mu. A ukrócenie jego męki poprzez szybkie pchnięcie mieczem to niesamowicie litościwy czyn. Jane westchnęła, spoglądając na kamienny wyraz twarzy Darsabelle. Odwróciła szybko wzrok, przytakując. Trzeba się stąd zbierać. Straż miejsca zapewne już dawno zauważyła dym, niektórzy nawet interweniowali. Ha, mieli wyczucie czasu...
- Chodźmy lepiej, nim przypałęta się ich więcej – dodała elfka. Z trzech muszkieterów pozostała tylko dwójka. Ha, o ironio, zginął jedynie osiłek. Nawet go szkoda, Jane podrażniłaby się z nim jeszcze.

        Po dotarciu do siedziby ich obecnego zleceniodawcy Jane nie powstrzymała cichego westchnięcia. Nienawidziła tłumów, szczerze nimi gardziła. Od zawsze przyzwyczajona poruszać się w ciszy, w mroku, gdzie nikt jej nie widzi...
Chociaż wśród tylu ludzi łatwo się schować. Aczkolwiek elfka nie przepadała za tego typu działaniami. Łatwo coś ukraść komuś w tłumie, ciężej już z zamordowaniem takiej osoby...
- Au... - szepnęła, krzywiąc minę, kiedy tylko Darsabelle zaczęła ciągnąć ją do jakiegoś zaułka. Nie musiała chyba mówić, iż jej ramię odczuło tak gwałtowny ruch dość mocno.
        Skrzywiona obserwowała zachowanie sanginerki, jednocześnie samej głowiąc się, o co jej mogło chodzić. Oczywiście, nie musiała długo czekać. Szybko dostała kartkę, na której był zapisany jakiś szyfr.
- Wiara i dzwony... katedra wydaje się tu pasować. Ktoś nas chyba ewidentnie wzywa – mówiła spokojnie. - Łysa menda to pewnie ten ktoś, każe się wślizgnąć tyłem... takie moje spostrzeżenia – dodała, podnosząc ręce na wznak, że gdyby jednak się pomyliła, w każdym razie; głównie strzelała. Wyszczerzyła przy tym ząbki w dość cynicznym uśmiechu.
- Chcesz to sprawdzić? - zapytała, biorąc dziwny skrawek papieru do ręki. - Możemy przejść się do tej katedry. Przynajmniej sprawdzić, o co w tym chodzi. Nic nie stracimy, chyba, że to pułapka. - Zrobiła kilka kroków w stronę bardziej zaludnionej części okolicy, po czym rozejrzała się. Nie spostrzegła żadnych podejrzanych ludzi, ale nigdy nic nie wiadomo. Zawsze jakiś najmniej podejrzany jegomość może okazać się jednym z najlepszych skrytobójców, czy złodziei.
- Po wcześniejszym ataku nie jest to wykluczone – powiedziała. - Dlatego jeśli chcemy tam pójść, radzę trzymać się na baczności – dodała, spoglądając na Darsabelle.

        Pod katedrą również były tłumy, co oczywiście bardzo nie spodobało się Jane. Smród ryb mieszał się z potem mieszczan, co drażniło elfkę. Miały się wcisnąć jakoś tyłami budynku, więc tak też raczej zrobią. W końcu, co innego jeszcze mogły zrobić? Próby dostania się do karczmy, którą oblegały tłumy ludzi, raczej nie byłyby zbyt rozsądne.
Darsabelle
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darsabelle »

Ludzie to naprawdę fascynujące istoty, w negatywnym tego słowa znaczeniu, gdy coś się zaczynało pieprzyć, to zamiast ratować sytuację, szukali pocieszenia u gości, którzy są niby przedstawicielami nieistniejącego bytu. Tak, Darsi była niewierząca w te głupoty. O ile anioły i diabły istniały jak najbardziej, zwłaszcza piekielni, to w wszechpotężny byt tam na górze nie wierzyła. Może myśleli, że to jakiś kataklizm, w końcu dym miał naprawdę cudowne właściwości, które ją aż tak nie dotknęły, bo od jakiegoś czasu hasała radośnie na świeżym powietrzu, no i nie nawdychała się świństwa aż tak wiele. Nadal jednak trochę ją to trzymało, przez co czas reakcji ma delikatnie opóźniony.
- Może lepiej wejdźmy od tyłu - stwierdziła, widząc te masy zgromadzone pod świątynią. Ta "łysa menda" mogła siedzieć w domku za katedrą, ona by tak zrobiła. Tym razem nie tknęła elfki za ramię, ostatnim razem troszkę to zabolało. Kolejne przypomnienie, by opatrzyć te rany... - Raczej wątpliwe, że cokolwiek mające kryć się za tą wiadomością będzie w tym gąszczu ludzkim. - Poza tym, jedno ze słów brzmiało "tyłem".

Wejście "na zaplecze" nie stanowiło problemu, wystarczyło użyć bramki, której nikt nie pilnował, ani nie okupował. Proste, łatwe i przyjemne. Jeszcze tylko zapukać do drzwi i...
- Kto tam? - Głos zza drzwi, lekko zachrypnięty.
- My do... łysej mendy - odparła na pytanie sanginerka, trochę niepewna zwrotu osobowego. Raczej nie mogła powiedzieć czegoś w stylu "hej, my to ci od pożaru w dokach, dostaliśmy karteczkę, bo kwaterę pracodawcy trafił szlag, więc wpuszczaj nas".
- Mhm... - mruknął, drzwi zostały otwarte, a dwie niewiasty wpuszczone do środka i poprowadzone do salonu. - Jesteście jednymi z pierwszych, które tu zawitały po paru komplikacjach... zaraz przyniosę wam jakieś opatrunki i strawę - mówił łysy staruszek, ta słynna menda, zostawiając je samym sobie.

- Długo siedzisz w tym "fachu"? - spytała z ciekawości, zdejmując miecz i cały jego osprzęt, a następnie siadając na jeden z kilku foteli. Plebania na bogato, sporo mebli i dzieł sztuki o sporej wartości. Można było poczuć się jak w domostwach bogaczy, tak nielicznych w tym cuchnącym mieście. Do tego zapach, coś podobnego do wanilii, a nie ryb. - Bo szczerze mówiąc to wątpię, że na co dzień zajmujesz się roznoszeniem piwa w barze, lub coś w tym stylu - dodała po chwili z cwanym uśmieszkiem. Przy okazji Łysy przyniósł opatrunki, więc zabrała się za opatrzenie rany. Na stole po chwili pojawił się chlebek, szyneczka, trochę sera i napitki, woda i kompot.
Awatar użytkownika
Jane
Szukający Snów
Posty: 174
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Skrytobójca , Zabójca , Szpieg
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Jane »

        Z westchnieniem ruszyła za sanginerką. Nie za bardzo uśmiechało jej się chodzić teraz po mieście z raną na ramieniu, która – nie ukrywajmy – była mocno widoczna. Skrzywiła minę, udając obrażoną na los za to, co jej zrobił. Jakże irytującą rzeczą jest ganianie za zleceniodawcami, którzy pojawiają się i znikają, kiedy im się żywnie podoba! A to nie pierwszy raz, gdy elfka została do tego zmuszona.

        Nie trzeba się rozpisywać ponownie na temat tego, jak bardzo Jane nienawidziła tłumów. Chociaż, nawet słowa opisu tego nie wyrażą...
- Tak, tak – rzuciła od niechcenia, podążając na tyły katedry. Nie odzywała się więcej słowem, gdyż uważała to w tej chwili za zbędne.
Pozostawiła Darsabelle dogadanie się z człowiekiem, który prawdopodobnie znajdował się za drzwiami. Prychnęła rozbawiona, próbując powstrzymać przypływający jej na usta uśmiech, gdy jej towarzyszka prosto z mostu oznajmiła, że szukają „łysej mendy”. Bezpośrednia osóbka, ot co. Lecz Jane omal nie umarła z powodu powstrzymywanego śmiechu, gdy drzwi otworzył... łysy mężczyzna, owa bezwłosa menda. Kobiety w ciszy weszły do środka, wpuszczone przez gospodarza. Dopiero, gdy facet zniknął z pola widzenia, elfka wybuchnęła śmiechem, co dla jej obolałego ciała skończyło się dość nieprzyjemnym dreszczykiem bólu. Kiedy udało jej się opanować, spojrzała na towarzyszkę.
- Jakże trafne określenie poszukiwanej osoby – skomentowała, wyjaśniając swoje zachowanie. Poszła w ślady Darsabelle, zdejmując oporządzenie, co niestety trochę jej zajęło... Obok fotela, na którym później się rozsiadła, położyła pochwę wraz z mieczem, po czym zdjęła bluzę zresztą broni. Ubranie cicho zabrzęczało – a raczej sztylety w nim ukryte - kiedy wieszała je na oparciu fotela. Odetchnęła z ulgą.
        - Długo – odparła lakonicznie. - Nawet bardzo długo. Nie zdradzę ci dokładnie, bo nie chcę przy tym wypowiadać się w kwestii, ile mam lat – dodała. „A trochę tego jest...”.
- Grzecznością nie grzeszę, ale zapytam o to samo, ile ty już w tym siedzisz? - Gdy łysa menda przyniósł opatrunki, Jane natychmiast zajęła się swoją raną. Okaleczenie piekło jak diabli, niemiłosiernie utrudniając życie. Odgarnęła niesforne kosmyki włosów z twarzy, spoglądając na postawione przed nią jedzenie. Nie ufała temu człowiekowi, chyba nie bez powodu nazwany został łysą mendą? A otrucie się w tej chwili nie wróżyłoby za dobrze. Dlatego właśnie elfka nie tknęła jedzenia, lecz by nie wzbudzać podejrzeń, napiła się kilku łyków kompotu.
- Drakon wsiąkł – zaczęła – a to oznacza, że trzeba sobie teraz radzić, jak zwykle. Panie Łysy, może ty coś o tym wiesz? - zapytała się, spoglądając na mężczyznę, który chyba zamierzał już sobie pójść. Biedak, jego plany zostały pokrzyżowane przez jedno, proste pytanie.
Darsabelle
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darsabelle »

Należało to przyznać, zbieżność pseudonimu oraz wyglądu osoby nie mogła być przypadkowa, "Łysa Menda" to szlachetne miano, na które mogli pozwolić sobie tylko nieliczni. Po pierwsze, należało mieć nieco lat na karku i być ludzkim mężczyzną. Po drugie; kwestia urody, żadnego włoska na głowie... i po trzecie, charakter godny prawdziwej mendy! Tego teraz nie była pewna, ale kto wie... Za to Darsabelle gwizdnęła, gdy tylko usłyszała dźwięk sztyleciarskiego tałatajstwa Jane. Troszeczkę ich tam musiała mieć, ale jak to się mówi, przezorna zawsze ubezpieczona. Czasy są ciężkie, a w czasie nie do końca legalnej pracy zawsze przydawało się mieć przy sobie nieco żelastwa. Osobiście preferowała większy miecz, ale ten sprawdzał się w starciu z bestyjkami.
- Daj spokój, przecież nie wyglądasz aż tak staro... - no i faktycznie, wyglądała młodo, niezależnie od standardów rasowych. Dałaby jej z dwadzieścia trzy, może dwadzieścia cztery latka. Zależy od tego, czy uśmiechnęłaby się złośliwie, łobuzersko czy "bardziej miło" - ... babciu. - Nie żeby była to kąśliwa uwaga, ot humorek sytuacyjny. No i Jane mogła zobaczyć, jak dało się uśmiechnąć ze szczerego serduszka, starczyło spojrzeć na Sanginerkę.

Zamyśliła się nieco, nim odparła na jej pytanie zwrotne. Chciała być jak najdokładniejsza, a liczby były to skromne, porównując do rudowłosej elfki, której tylko różek brakowało... właśnie, wtedy wyglądałaby iście diabolicznie! Nawet by jej pasowały...
- To będą ze trzy lata... - W międzyczasie zaczęła zajmować się opatrunkiem. Niby rana drobna, ale z infekcjami nigdy nie wiadomo, lubią pojawiać się z zaskoczenia, niczym zabójcy. - A że nie mam jeszcze osiemnastki na karku, cóż... - Porównując Darsi do przedstawicieli ras innych niż ludzka, była wręcz dzieckiem, bardzo niebezpiecznym za sprawą pewnych umiejętności i towarzystwa, ale jednak.

Łysy za to spojrzał na zabójczynię, prawie jak przedstawiciel wyznania, którzy ubierali się na ciemno i mięli charakterystyczny zarost, który właśnie ujrzał monetę w stercie łajna... grosz do grosza...
- Panicz Drakon - tu przerwał na chwilę, bo teraz Sanginerka wybuchła śmiechem. On i miano "panicza", dobre sobie - rezyduje na górnym piętrze. Kultura nakazywała gościom jadła zapewnić i opatrunku dać. - Nie bez powodu wcześniejsze porównanie, duchownemu za to płacono, i to całkiem szczodrze swoją drogą, dyskrecja kosztuje. Jeśli to wszystko, to dziadyga wyszła z pomieszczenia.
- Więc będzie miał się z czego tłumaczyć, ale to za chwilę - rzekła Darsi, kończąc opatrywanie rany i zerkając na jadło. - Zdążyłam trochę zgłodnieć... - Kanapka z szynką i serem, jedna chyba nie zaszkodzi... a nawet jeśli, popiła to kompocikiem. Manierami to nie grzeszyła, niewychowana pannica.
Awatar użytkownika
Jane
Szukający Snów
Posty: 174
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Skrytobójca , Zabójca , Szpieg
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Jane »

        Jane prychnęła z uśmiechem, słysząc komentarz sanginerki na temat swojego „jakże młodego wyglądu”. Elfka w głębi duszy nieskromnie przyznawała jej rację. Sama natomiast nauczyła się nie oceniać wieku innych po wyglądzie; Prasmok jeden wie, kiedy ma do czynienia z człowiekiem, a kiedy z przykładowo; wiecznie młodymi umarłymi czy piekielnymi.
        Jane z westchnieniem oparła głowę o oparcie fotela, przez chwilę pozwalając prawie każdemu mięśniu jej ciała odpocząć i zrelaksować się. Niespodziewanie poczuła paskudne uczucie bezradności. Skoro Drakon gdzieś tu był, to zapewne za niedługo znowu każe im ganiać po tym cuchnącym mieście, żeby mogły wykonać jakieś zadanie. Ale póki miał pieniądze, mógł to robić. Płacił im za to, że udało się w pewnym sensie przejąć statek, czyli za dobrze wykonaną robotę. Ha, władza i odpowiednio wypchane kieszenie robią swoje.
        - W takim razie jestem od ciebie duuużo starsza, młoda – powiedziała, wpatrując się w sufit. - O ponad setkę. - Wystawiła język w geście prowokacji, aczkolwiek to nie był kpiący gest. Proste potwierdzenie słów, które przed chwilą padły z jej ust.
- Ale przyznam, że całkiem ładnie sobie radzisz, jak na taki młody wiek – rzekła, biorąc kolejny łyk kompotu. Cholera, smaczne to... - Swoją drogą, jak się teraz czujesz? Nawdychałaś się tego czegoś, tych ziół, a efekty mogą być różne. - Spojrzała na nią spokojnie. Kolos już łaskawie odszedł z tego świata, a jeśli i Darsabelle nagle coś się stanie, cała robota spadnie na Jane...
        Elfka już po raz kolejny dzisiejszego dnia westchnęła, spoglądając niepewnie na drzwi, w których zniknął łysy. O wilku mowa, a jak na zawołanie – w pomieszczeniu ponownie pojawił się mendowaty mężczyzna, piorunując wzrokiem wszystko dookoła. Gdyby tylko spojrzenie mogło zabijać...
- Panicz Drakon kazał wam stawić się u niego – zaapelował, a słowa wylewały się z niego potwornie szybko, jakby bał się zmuszenia swych ust do ponownego zamknięcia się i odczekania kilku chwil. Jak widać, nie bez powodu był nazywany mniej ładnym określeniem spiętego i wrednego człowieka. Specyficzna osóbka, ot co.
Zablokowany

Wróć do „Trytonia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości