Trytonia[Oberża "Szary Łoś"] II

Wielkie miasto portowe. To tutaj poszukiwacze przygód wynajmują statki, wyładowują je po brzegi i wypływają na niebezpieczne wytrawy. Miasto położone na szlaku handlowym, roi się tu od przybyszów z innych krain. Tutaj spotykać mażesz wszystkie istoty chodzące po ziemi... i nie tylko...
Zablokowany
Awatar użytkownika
Gardenia
Zsyłający Sny
Posty: 348
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Szpieg , Badacz
Kontakt:

[Oberża "Szary Łoś"] II

Post autor: Gardenia »

        Przejście otwarło się w pomieszczeniu kuchennym, gdzie o tej godzinie powinna pracować dwójka kucharzy – Sznycel oraz tej drugi, którego maie nazywała Lu, ponieważ ni w cholerę nie potrafiła wymówić jego imienia. W kuchni było ciemno jeśli nie liczyć światła padającego ze stanowiska do gotowania. Sądząc po zapachu w garnkach przygotowywano gulasz. Gardenii momentalnie pociekła ślinka i gdyby nie to, że po wykonaniu teleportacji świat wirował jej przed oczami pewnie nałożyłaby sobie porcję. Pociągnęła nosem. Potrzebowała odpoczynku. I snu.
Dużo, dużo snu.
I jeszcze trochę snu.
Starając się utrzymać w pionie podreptała w stronę wyjścia do izby głównej, skąd dobiegał do niej gwar głosów, brzdęk szkła o szkło, szuranie krzeseł oraz muzyka, któregoś z wynajętych bardów. Maie oparła się zgiętym przedramieniem o framugę. Potoczyła nieprzytomnym spojrzeniem po sali. Gości było ani dużo, ani mało. Ot, w sam raz. To co ją zaskoczyło, to widok kucharzy latających między stolikami i obsługujących gości. Gdzie, do diaska, podziali się kelnerzy? Silniejszy niż zwykle zawrót głowy sprawił, że mocno złapała się za krawędź drzwi. Gdzieś z boku dobiegł do niej znajomy głos karczmarza Ala.
- Więc w zeszły czwartek jadła tu pani obiad ze swoim nieżyjącym od trzech lat mężem? Niesamowita historia. A co zamówił?
Gardenia zmrużyła oczy, żeby poprawić ostrość widzenia. Albert stał za ladą, odwrócony tyłem do wejścia do kuchni. Rozmawiał z jakąś odzianą pomarańczową szatę klientką. Otyły mężczyzna chyba wyczuł, że ktoś się w niego wpatruje, bo płynnie odwrócił się na pięcie.
- Na otchłań ciemną i zimną, kwiatuszku, wyglądasz jakby przejechał po tobie dyliżans!
Magini sapnęła, zachwiała się na nogach i oparła plecami o ścianę.
- Co ci się stało?
Westchnęła i potarła dwoma palcami nasadę nosa. Docierające do jej uszu dźwięki były coraz cichsze a przed oczami tańczyło coraz więcej białych punkcików.
- Smok pogryzł mnie, jak krakersa…potem zmieniłam się w konia…a po ziemi rozpełzły się czarne robaki…
- Aha, aha, rozumiem. Niech Lu zabierze cię do pokoju a ja poślę po uzdrowiciela, dobrze? Potem mi wszystko opowiesz. Lu! Lu, zostaw to i chodź tutaj!

***

        Kiedy pokiereszowana magini został odprowadzona na piętro a gołąb z wiadomością do uzdrowiciela wysłany, oberżysta powrócił uwagą do swojej rozmówczyni. Kobieta wpatrywała się w niego z pewną wyraźną konsternacją.
Albert wzruszył ramionami. – Naturianka.
Dama w oranżu odpowiedziała mu tylko krótkim ruchem brwiami, po czym z entuzjazmem wróciła do przerwanego wątku.

***

        Minęło kilka dni, ile ich było nikt nie liczył, podczas których Gardenia dochodziła do zdrowia. Aż pewnego późnego popołudnia naturianka zdecydowała się opuścić łóżko. Po wykonaniu standardowych zabiegów higienicznych oraz założeniu ubrania wyszła z pomieszczenia. Włożyła ręce w kieszenie i ruszyła w dół korytarzem, po którego obu stronach porozmieszczane były w równych odstępach drzwi do pokojów gości. A gości mieli różnych, biednych i bogatych, dwunożnych i wielonożnych, tutejszych i przyjezdnych, przyjaznych i awanturujących się…
W jednym z pokoi najwyraźniej ktoś był.
- Nie. Nie podchodź do mnie. Nie zbliżaj się, ostrzegam cię!
- Lucku, jestem twoją matką.
- Nieprawda! Moja matka nie nosi podwiązek.
- Kochanie mógłbyś się bardziej skupić? Przecież widzisz, że się staram.
Gardenia zakryła uszy i jak najszybciej zeszła na parter. Zaprawdę, dar wyczulonego słuchu bywał niekiedy przekleństwem.

***

        A na dole, w głównej izbie, jak zwykle o tej porze praca wrzała. Naturianka zwinnie przemknęła między stolikami, kierując się w stronę tęgawego oberżysty. Albertowi towarzyszyła tym razem żona Harmonia, szczera i ciepła osoba. Ku swojemu zdziwieniu magini zauważyła, że krasnoludka nosi fartuch a w rękach trzyma tacę. I znowu sobie zadała pytanie - gdzie do diabła były kelnerki?
- Ach, Gardenia, widzę, że już czujesz się lepiej. Cieszę się. Zobacz kto przyszedł nas odwiedzić.
- Garh-denia. – zaświergotała Harmonia, wymawiając jej imię z charakterystycznym północnym akcentem. Krasnoludka pogroziła jej palcem. – Musisz bardziej na siebie uważać, dziewczyno. Podróże w dzisiejszych czasach mogą być bardzo niebezpieczne, szczególnie dla karawany handlowej. Dlaczego nie zatrudnisz w końcu kogoś do ochrony?
Al nie powiedział jeszcze żonie czym naprawdę zajmowała się jego wspólniczka. Jakoś nie było ku temu okazji.
- Zrobiłam dla ciebie prezent na szybszy powrót do zdrowia. – Harm podała magini zawiniątko.
- Dziękuję. – Gardenia zaczęła odwijać papier. – A tak przy okazji, dlaczego nosisz fartuch i tacę? Gdzie są…
Oberżysta chrząknął. – No tak. Chciałem z tym zaczekać aż poczujesz się lepiej. Mieliśmy tu mały wypadek. W zeszłym tygodniu. – maie zmarszczyła brwi. – Kelnerki ukradły cały utarg i uciekły z bardem.
- Co?!
- To nic. Nie denerwuj się, kwiatuszku. Szwy ci puszczą. – Al machnął ręką. - Odrobimy to.
Gardenia westchnęła ciężko, odwinęła papier do końca i wyjęła z niego wełniany, ręcznie robiony sweter. Sweter był cały czerwony z wyjątkiem dwóch rzędów, przebiegających przez niego poziomo, białych świerków.
- Śliczny.
- Prawda? Zobacz jaka miękka wełna. Będzie ci pasował do oczu. Przymierz, chcę zobaczyć, czy dobrze leży.
Gardenia włożyła sweter.

Ciąg dalszy.
Jakaż to otchłań nieb odległa. Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie?
(X)
Zablokowany

Wróć do „Trytonia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość