TrytoniaRozmowa

Wielkie miasto portowe. To tutaj poszukiwacze przygód wynajmują statki, wyładowują je po brzegi i wypływają na niebezpieczne wytrawy. Miasto położone na szlaku handlowym, roi się tu od przybyszów z innych krain. Tutaj spotykać mażesz wszystkie istoty chodzące po ziemi... i nie tylko...
Zablokowany
Awatar użytkownika
Mesmer
Szukający Snów
Posty: 185
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Upiór
Profesje: Mag , Alchemik , Zielarz
Kontakt:

Rozmowa

Post autor: Mesmer »

Mag Erdwin dźwignął ciężkie od snu powieki. Odchylił się do tyłu, oparł wygodnie o oparcie krzesła, przetarł oczy dłońmi. Nie zapamiętał, kiedy udało mu się zasnąć. Pracował prawie do świtu, napędzany ciekawością poznania formuły nieznanego specyfiku i pragnieniem udowodnienia wyższości swojego alchemicznego kunsztu. Wstał ociężale od biurka, narzucił na siebie granatowy, jedwabny szlafrok. Każdy ruch był wymuszony, jakby zamiast powietrza otaczała go gęsta ciecz. Powlókł się korytarzem z rękami w kieszeniach, powłócząc nogami. Wbił wzrok w drogi, ręcznie tkany dywan, nie patrzył na mijanych po drodze uczniów i adeptów, równie zaspanych jak on.
Dotarł wreszcie do głównej pracowni, gdzie w tygielku spoczywał przygotowywany przez pół nocy roztwór. Siwiejący mag z zadowoleniem zamieszał płyn, przyglądając się jego zawiesistej konsystencji. Idealnie. Kiedy doda go do nieznanej substancji, którą badał od wczorajszego wieczoru, powinien odkryć większość, jeśli nie wszystkie, jej tajemnice. Nie tracąc więcej czasu Erdwin napełnił próbówkę roztworem. Następnie rzucił się do drzwi z niekłamanym ożywieniem. Cała dotychczasowa ociężałość i apatia wyparowały z niego w mgnieniu oka.
Wtedy nastąpił atak.

*        *        *


Wykonana z niezwykłą precyzją i poświęceniem pajęczyna rozpadła się w strzępy, gdy dwóch, szarpiących się ze sobą mężczyzn wpadło z hukiem przez szklane drzwi. Sam pająk, uderzony nagłym podmuchem wiatru, przeleciał odległość około metra, by wylądować bezpiecznie na drogim, ręcznie tkanym dywanie. Zniesmaczony całym zajściem potruchtał do szczeliny w ścianie.
Tymczasem w głównej pracowni walka trwała nadal. Napastnik wymierzył Erdwinowi solidnego kopniaka w splot słoneczny, tak, że mag stracił oddech. Zgiął się w pół i cofnął o kilka kroków. Jego przeciwnik nie zamierzał czekać aż ten z powrotem stanie na nogi. Poderwał z ziemi drewniane krzesło i uderzył nim w plecy maga. Erdwin jęknął i opadł na podłogę. Zapadła ciemność.
Kiedy ocknął się, od razu spojrzał w stronę korytarza. Ktoś musiał coś usłyszeć. Zaraz jednak przekonał się, że pomoc nie nadejdzie. Na podłodze i oparci o ściany leżeli jego uczniowie i adepci. Wszyscy martwi.
- Jak...? - Mag nie mógł uwierzyć w to co widział. Może nie byli oni specjalistami najwyższych lotów, ale na pewno nie daliby się tak szybko i łatwo zabić. Na jak długo stracił ich z widoku? Kilka minut? Ich zmasakrowane, rozczłonkowane ciała pokrywały całą powierzchnię korytarza. Powietrze już przesiąknęło metaliczną wonią posoki, a brunatna plama na dywanie rozrastała się z każdą sekundą. - Dlaczego...?
Erdwin sztywnymi ze strachu rękami podniósł się niezgrabnie na łokciach, potem na kolana. Nigdzie nie widział napastnika. Szok spowodowany niespodziewanym atakiem powoli mijał. Mag zdawał sobie sprawę, że jeśli chce przeżyć, musi zakatować. Teraz.
Gdzieś za jego plecami mokra od krwi podłoga mlasnęła nieprzyjemnie pod czyimiś stopami.
Zbliżał się.

*        *        *
Fear and ignorance are good business.
Strach i zabobon to dobry interes.
(X)
Awatar użytkownika
Mesmer
Szukający Snów
Posty: 185
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Upiór
Profesje: Mag , Alchemik , Zielarz
Kontakt:

Post autor: Mesmer »

Mesmer opuścił ostrze, zagłębiając je aż po bogato zdobioną rękojeść. Syknął cicho, kiedy pod naciskiem soczyste mięso niespodziewanie psiknęło w jego stronę fontanną gorącego płynu. W kilka sekund na jego nowym płaszczu utworzyła się żółto-brązowa, tłusta plama. Westchnął. Co za pech. Powinien był operować nożem bardziej wprawnie.
- Czy szanownemu panu smakuje stek jagnęcy?
Jasnowłosy alchemik uśmiechnął się zakłopotany, odłożył sztućce na bok i kilka razy energicznie kiwnął głową.
- Pozwoliłem sobie przynieść dla państwa jedną z najlepszych butelek wina z naszych rodowych wynnyc.
- Dziękuję Javier, z pewnością jest doskonałe.
Łysiejący centaur lokaj ukłonił się zgodnie z dworskim protokołem, nalał wina do dwóch stojących na stole kieliszków, po czym pocwałował z godnością do pokoju obok.
- Cieszę się Mesmerze, że się zjawiłeś tak szybko. - Odziana w karminową suknię, ciemnowłosa kobieta nadeszła zza pleców alchemika, okrążyła stół i zasiadła na przeciwko.
- Kiedy wzywa mnie sama głowa rodu Oleander... - Upiór na powrót przymierzył się do steku z nożem w ręce. Powstrzymał silną chęć rozmiękczenia twardego mięsa zaklęciem struktury - ...jak mógłbym odmówić. Jednak nie rozumiem, Alysso, jak mógłbym pomóc. Nie należę do Gildii Alchemików Wybrzeża Cienia, a w wiadomości wspomniałaś...
- Zaczekaj. Wolałabym, żeby nasza rozmowa nie dotarła do nieodpowiednich uszu.
Upiór kiwnął głową na znak, że rozumie. Bez słowa zawiązał skomplikowane, wielowarstwowe zaklęcie dziedziny pustki, które zapewniało kompletne wytłumienie fal dźwiękowych.
- Z pewnością słyszałeś już o serii ataków na pracownie alchemików Wybrzeża Cienia?
- Tak. Czterech magów, ostatnio Erdwin. Przykra sprawa. Pewnie jakiś desperat, który dostał swoje zamówienie ale nie miał czym zapłacić. Trzeba zawiadomić straż miejską i…
- Niestety, na razie nie możemy włączać w to służb porządkowych. Sprawa jest znacznie bardziej złożona. Władze Gildii wiedzą kim jest zamachowiec i dlaczego zabija. – Alyssa chyba sama przestraszyła się swoich słów, bo widocznie zbladła i jednym ruchem opróżniła cały kieliszek wina. – To nie może wyjść poza ten pokój.
- Oh, daj spokój. Przecież nie znamy się od dziś. Co się dzieje?
Ubrana w karmin kobieta przeczesała ręką włosy, wzięła głębszy oddech, po czym kontynuowała.
- Od jakiegoś czasu mówiło się, że Asorryn Issh, założyciel i przewodniczący Gildii, pracuje w swoim warsztacie nad czymś, co przyćmi wszystkie dotychczasowe osiągnięcia alchemików. Pilnował swoich tajemnic bardzo dokładnie i nikogo nie dopuszczał do swojego warsztatu. W końcu jednak, dzięki pomocy najbardziej zaufanych członków zarządu, część informacji wyciekła. Musieliśmy upewnić się, że Asorryn nie naraża się na niebezpieczeństwo. Jest duszą tej Gildii i niezastąpionym autorytetem w dziedzinie alchemii. Stało się jednak coś, czego żadne z nas nie było w stanie przewidzieć. Odkryliśmy, że przewodniczący pracował nad recepturą specyfiku wzmacniającego odporność na efekty magiczne. Jego podstawą miał być rylum.
Mesmer zakaszlał kiedy twardy kawałek steku utknął mu w gardle. Z chwili na chwilę ta historia coraz mniej mu się podobała. Rylum jest minerałem, który w połączeniu z zaklętymi przedmiotami zabezpieczał je przed niszczącym wpływem magicznych efektów, ale w żadnym wypadku nie nadawał się do spożycia przez istoty organiczne. Jest wysoce toksyczny i wywołuje halucynacje. Wie o tym każdy średnio ogarnięty alchemik.
- Dlaczego zdecydował się na tak irracjonalny pomysł?
- Nie wiem… - Alyssa zacisnęła zęby. – Może wierzył, że potrafi wydobyć z rylum jego uodparniające właściwości, a zneutralizować toksyczne. Sprawić, by były przyswajalne… Nie wiem. Popełnił błąd i został powstrzymany przez strażników Gildii. To nie jest teraz najważniejsze. Dzień przed aresztowaniem zdążył przetestować swój eliksir na ochotnikach.
- Chyba wiem dokąd to zmierza.
- Specyfik nie zadziałał, a testerzy zmarli. Wszyscy poza jednym.
Upiór wziął do ręki podsuniętą w jego stronę rycinę jasnowłosego mężczyzny w wieku około trzydziestu lat.
- To Marcus Nit, miecz do wynajęcia i wilkołak. Jego wrodzone zdolności regeneracyjne złagodziły działanie toksyn, ale ich zupełnie nie usunęły. Umrze w przeciągu tygodnia.
- Do tego czasu zdąży jednak zabić jeszcze z tuzin nieświadomych zagrożenia alchemików, bo Gildia nie chce, żeby ktokolwiek dowiedział się o szaleństwie ich drogiego przywódcy? Dlatego potrzebujesz pomocy kogoś z zewnątrz? Mam go wytropić i nie dopuścić, żeby wstydliwy sekret ujrzał światło dzienne?
- Mesmerze, Arossyn nie uniknie kary. Z pewnością utraci swoje stanowisko i odpowie za prowadzenie badań nad zakazanymi substancjami. To się nie powtórzy. Masz moje słowo.
Upiór dopił swoje wino i zamyślił się na chwilę.
- W porządku, Alysso, zostawię sprawę Issha do rozwiązania tobie i twoim towarzyszom. Jeśli jednak mam złapać tego obłąkanego zmiennokształtnego, to chcę w zamian przysługi.

*        *        *
Fear and ignorance are good business.
Strach i zabobon to dobry interes.
(X)
Awatar użytkownika
Mesmer
Szukający Snów
Posty: 185
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Upiór
Profesje: Mag , Alchemik , Zielarz
Kontakt:

Post autor: Mesmer »

Słońce miało się ku zachodowi, a jego krwistoczerwona łuna okalała cały nieboskłon. Zaprzężona w cztery konie kareta mknęła uliczkami Trytonii, podskakując co chwilę na pokrywających drogę kocich łbach. Siwowłosy woźnica cmoknął na zwierzęta i ściągnął lekko wodze, kiedy powóz wszedł w zakręt. To miał być jego ostatni kurs na dzisiaj, więc śpieszył się, by dotrzeć pod wskazany adres. Chciał to mieć jak najszybciej za sobą i móc wrócić do domu. Poza tym, towarzystwo dziwaka, którego wiózł, zaczynało go coraz bardziej niepokoić. Od kiedy ów osobnik zamknął za sobą drzwiczki budy, woźnica kilkakrotnie słyszał jak rozmawiał na głos, mimo, iż w środku nie było nikogo innego. Może był odurzony? Albo miał nierówno pod sufitem? Starzec pokręcił tylko głową i jeszcze szczelniej naciągnął kaptur swojej peleryny. Oszczędnym, fachowym ruchem nadgarstka wstrząsnął lejcami, ponaglając zwierzęta do szybszej jazdy.
Mężczyzna, który zapłacił za przejazd, był średniego wzrostu i dość atletycznej budowy ciała. Na plecach nosił przewieszony wąski, jednoręczny miecz. Miał jasne włosy, związane z tyłu głowy, a jego oczy co jakiś czas promieniowały nadnaturalnym blaskiem w odcieniu fioletu. Zdarzało mu się również zmieniać podczas rozmowy barwę głosu.
- A więc Alyssa Oleander, tak? Nie podsadzałbym cię o takie znajomości, Mesmerze.
- Znałem jej matkę z czasów, kiedy jeszcze sprzedawała eliksiry na porost włosów na miejskim targowisku. Poznaliśmy się, kiedy moje naczynie dostało po zakupionym u niej specyfiku poważnego rozstroju żołądka i musiałem przez to przerwać badania. Udałem się więc do wskazanego straganu z zamiarem dowiedzenia się, czym właściwie struła nieszczęśnika. Spodziewałem się spotkać objazdowego szarlatana, sprzedającego kmiotkom nalewkę z wilczej jagody. Zamiast tego odnalazłem młodą dziewczynę, praktykującą alchemię bez jakiegokolwiek naukowego przygotowania czy nadzoru.
- Nyssana Oleander na targowisku? Myślałem, że była wojskowym medykiem?
- Kiedy ją poznałem nazywała się Nyssana Bikwerjon. Kilka lat później, kiedy Trytonia planowała większą wyprawę wojenną, siły zbrojne zgarnęły ją z jej straganu. Dostała stanowisko wojskowego lekarza i powiększyła medyczne zaplecze armii. Nic dziwnego. Była już wtedy naprawdę dobrze zapowiadająca się adeptką, znaną w całym mieście, a jej produkty przynosiły takie efekty, jakie były opisane na etykiecie. Młody hrabia Oleander był jednym z tych, którzy trafili pod jej opiekę. Jak widać z obopólna korzyścią.
- Taka przemiana? Czyżby demoniczna interwencja?
- Na samym początku tak. Nie chciałem, żeby dziewczyna kompromitowała cały alchemiczny cech rozprzestrzenianiem wadliwych mikstur. Poza tym byłem ciekawy, jak sobie poradzi w prawdziwej alchemicznej pracowni. Zaproponowałem jej stanowisko pomocnika w moim warsztacie. Przyjęła je. Tam nabrała doświadczenia i nauczyła się dobierać składniki w odpowiednich proporcjach, ale nie to było najważniejsze. Nyssana wykazała się niezwykłą kreatywnością w tworzeniu zupełnie nowych receptur oraz wyjątkowym talentem w handlu. Z czasem stanowisko pomocnika przestało jej wystarczać i wróciła na targowisko. Resztę już znasz.
Buda zatrzęsła się i zakołysała na boki, kiedy powóz wjechał na wyjątkowo nierówny kawałek drogi. Mężczyzna przytrzymał się ściany.
- Ładna historia, upiorze. Ciekawe, ile w tym prawdy?
Mesmer nic nie odpowiedział, tylko wzruszył ramionami. Chwilę potem odgarnął na bok zasłonę i wyjrzał za okno.
- Zaraz będziemy na miejscu. Pamiętasz jaki jest plan?
- Ja obezwładniam polującego na alchemików wilkołaka, ty pilnujesz Madame Webb.
- Taa…
- A dlaczego nie na odwrót?
- Wolę siedzieć w głowie alchemiczki, kiedy pojawi się napastnik. Myślę, że Alyssa nie mówi nam wszystkiego o tym nagłym szaleństwie Asorryna Issha. Poza tym specjalnie przemilczała fakt, że teraz jest jedną z najpoważniejszych kandydatek na miejsce nowego przewodniczącego. Drugim jeszcze niedawno był Erdwin, a trzecią jest….
- Madame Webb?
Jasnowłosy kiwnął głową.
- Lepiej miej się na baczności.

*        *        *


- Czy pan pije, panie Cassius?
- No, skoro już pani o tym mówi...
- Nie sądzę, żebym mogła zatrudnić ochroniarza używającego alkoholu w jakiejkolwiek formie. Nie pochwalam nawet palenia fajki.
- A mógłbym sobie nalać herbaty?
Madame Webb odstawiła filiżankę, po czym postukała w stolik jednym z kolekcji długich i ostrych paznokci. W drzwiach pojawił się centaur. Miał na sobie mundur lokaja.
- Pan Cassius napije się herbaty.
Naturianin, zgodnie z protokołem, skłonił się w pas i odgalopował dostojnie głównym holem.
- Mam pytanie – najemnik zwrócił się do upiora poprzez kontakt telepatyczny. – Czy trzymanie centaurów jako pomoc domową jest jakąś tutejszą modą? To już drugi dom, w którym cwałują kucyki w garniturach.
Demon, który na czas wykonania zadania przebywał w umyśle pani domu, parsknął śmiechem. Wyobraził sobie jak drogie i kruche podłogi dworku Madame Webb są codziennie tratowane przez twarde końskie kopyta. A wszystko to dla zachowania prestiżu przed równie jak ona bogatymi i snobistycznymi sąsiadami. Cóż, co kto lubi. Zaraz jednak opanował wesołość, gdy tylko poczuł jak brwi marszczą mu się na czole.
- Czy mógłby mi pan jeszcze raz wytłumaczyć, panie Mesmer, dlaczego nie będzie pan brał bezpośredniego udziału w ujęciu mordercy? Alyssa wspominała, że przyśle tu do ochrony mistrza pustki.
- Zapewniam panią, że mój współpracownik Cassius jest cenionym łowcą i wiele razy zajmował się już ochroną domostw przed atakami bestii. Z pewnością poradzi sobie z jednym wilkołakiem. Co więcej, przed przyjazdem tutaj zażył specjalnie przygotowaną przeze mnie mieszankę specyfików bojowych. Sama więc pani widzi. – Upiór demonstracyjnie rozłożył ręce. – Nie ma absolutnie żadnych powodów do obaw. My w tym czasie możemy spokojnie zająć się… naukową dysputą.
Tym razem brwi pani domu powędrowały w górę.
– Naukową dysputą?
Najemnik przekrzywił głowę.
- Czym?
- Właśnie tak. – Upiór uciszył go gestem dłoni. - Jak już wspomniałem, prowadzę pracownię alchemiczną. Korzystając z okazji chciałbym zaczerpnąć pani opinii i przeanalizować dobór składników do pewnej receptury, nad którą pracuję. To dość ryzykowna i nietypowa mieszanka, potrzebuję świeżego oka, które oceni czy warto się tym zajmować. Jeśli się pani zgodzi...
- Absolutnie, panie Mesmer - zaświergotała Madame Webb, wyraźnie ukontentowana zmianą tematu. W tym samym czasie czterokopytny lokaj dostarczył do salonu tacę z parującym napojem. Chwycił za ucho dzbanka, obrzucił jasnowłosego mężczyznę szybkim, kontrolnym spojrzeniem, po czym nalał mu filiżankę.
- Zawsze chętnie pomagam kolegom po fachu. A skoro uważa pan, że pan Cassius sam poradzi sobie z zamachowcem, to ja panu wierzę. Może przejdziemy do mojego warsztatu?
- Absolutnie. – Demon uśmiechnął się szeroko i wstał z krzesła.
- Pamiętaj, wilkołak bezwzględnie musi przeżyć – zwrócił się poprzez mowę umysłów do najemnika. - Potrzebuję wszelkich informacji, które posiada.
- W porządku, demonie, zrozumiałem za pierwszym razem. – Cassius rozsiadł się w kanapie o pięknym odcieniu mahoniowego brązu, pokrytej tkaniną gęstą i puszystą jak futro baryposa. Rozwinął swoją broń, łańcuch zakończony dwoma rodzajami ostrzy, po czym zaczął kręcić nimi elipsy. Chwilę potem cały salon wypełniła skomplikowana, wielopoziomowa iluzja, przedstawiająca Madame Webb czytającą książkę.
- Czegoś jeszcze potrzebujesz?
- Mam tu wszystko co potrzebne. Cały dzban herbaty. - Cassius prychnął i machnął im ręką, żeby już szli.

*         *         *
Fear and ignorance are good business.
Strach i zabobon to dobry interes.
(X)
Awatar użytkownika
Mesmer
Szukający Snów
Posty: 185
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Upiór
Profesje: Mag , Alchemik , Zielarz
Kontakt:

Post autor: Mesmer »

- Ładna kolekcja.
I naprawdę taką była. Na poustawianych przy ścianach pracowni wysokich regałach zgromadzono materiał z chyba wszystkich znanych minerałów, ziół, proszków i innych wysuszonych substancji. Butelki, słoiki, próbówki i wszelkiego rodzaju pojemniki były ich pełne. Upiór przemieszczał się w powietrzu od jednej kondygnacji do drugiej, przesuwając wzrokiem po etykietach z mieszaniną zazdrości i podziwu. W końcu powrócił na dół.
- A co pani myśli o tym całym zamieszaniu?
- Mów mi Mo. Rozmawiałam z przewodniczącym zaraz po pierwszym morderstwie. Zarzekał się, ze nie ma z tym nic wspólnego. Nie potrafił też wytłumaczyć co robił wtedy w swojej pracowni ani dlaczego podawał ochotnikom rylum. Nie wiem, Mesmerze, może Arossyn rzeczywiście oszalał od tego ciągłego przesiadywania przy chemikaliach? Ostatnio prawie w ogóle nigdzie nie wychodził, nawet na spotkania zarządu. – Starannie złożyła obie dłonie na oparciu. - Smutne. Bardzo smutne.
Od drzwi wejściowych dobiegło pukanie, a chwilę później przeszedł przez nie centaur trzymający tacę z kolejnym dzbankiem herbaty.
- Herbata? Wspaniale. Filiżankę?
- Tak. Jeśli to możliwe, to przez najbliższe godziny nie będziemy stąd wychodzić. Iluzja powinna zwabić zamachowca, ale mimo wszystko lepiej nie rozsiewać w jej pobliżu dodatkowych śladów zapachowych.
- Tak, tak, rozumiem. – Gospodyni machnęła ręką, jakby odganiała natrętną muchę, po czym z entuzjazmem przystąpiła do przyrządzania naparu. – Ile łyżeczek?
- Dwie – powiedział upiór, po czym zagnieździł się w umyśle Mo. Kiedy cukier rozpuścił się do końca, Mesmer podniósł filiżankę i nadpił część napoju, podmuchał, po czym nadpił znowu. Skrzywił się. Czy to susz herbaciany był zepsuty, czy cukier zwietrzały, czy naczynie brudne, napar smakował podle. Jakby polizał wnętrze buta. – Mmm-hmm, wyborna.
- Cieszę się. A wracając do przewodniczącego… - Kobieta starannie wytarła usta chustą. – Czy wiesz, że Alyssa postanowiła się dziś z nim spotkać w swojej rezydencji? Domyślam się, że będzie go namawiać, by dobrowolnie zrzekł się stanowiska i przekazał je jej. Wyobrażasz to sobie? Nadambitna gąska.
Mesmer wyobraził to sobie i prawie równocześnie z panią domu zgrzytnął zębami. Zaraz potem naszło go złe przeczucie. Dlaczego akurat dzisiaj? To nie mógł być zwykły zbieg okoliczności.
W głowie zabrzęczał mu telepatyczny głos najemnika.
- Już jest.

*        *        *

Mieszkanie Heleny, następnego dnia.
Jeszcze wczoraj niebo było inne. Nad miastem płynęły chmury, pachniało wilgotnym, zimnym wiatrem i nadchodzącą burzą. Helena miała ochotę wcisnąć się głębiej w kanapę, napchać do fajki ulubionego, aromatycznego tytoniu, zapalić, napić się piwa i zasnąć.
Ale wszystko się zmieniło.
Jakby magicznym gestem ktoś zdmuchnął z nieba wielkie, szare chmury, ścierając wszystkie ślady po burzy. Słońce, chcąc podkreślić swoja obecność, usadowiło się na wprost jej okna i bezczelnie świeciło prosto w twarz. Kobieta zmrużyła zaspane oczy. Zapowiadał się ładny dzień.
Włożyła nogi w pantofle i pomaszerowała do kuchni. Na stole stał kubek z połową niedopitego, zimnego naparu. Wylała go do wiadra i rozpaliła ogień w kominku. Czekając aż woda się zagotuje zaczęła bawić się miedzianą figurką wilka, po czym wyjrzała przez okno. Ktoś pętał się po ganku, przybysza otaczała aura głębokiej, nieprzeniknionej ciszy. Upiór.
- Wciórności…
Rzuciła figurką. Ta bezgłośnie wyładowała w rozwalonej pościeli.

*         *         *

Helena Stag, zmiennokształtna pieśniarka i skryba. Niektórzy wierzyli, że pracowała też jako informatorka Ligi Magów.
- Mów dalej, mów. Tylko szczerze jak przed sądem. – ponagliła Mesmera, który lewitował pod sufitem. Otaczająca go poświata wydawała się tego dnia bardziej sina niż zwyczajnie. Był wściekły. Właścicielka mieszkania uśmiechnęła się przyjaźnie, mimo iż sytuacja do tego nie zachęcała. Była ubrana skromnie, w jasne spodnie i szeroką bluzkę z cienkiego materiału. Ciemne, kręcone włosy związała wstążka w kolorze spodni. Siedziała w fotelu naprzeciwko demona z plikiem kart w jednej ręce i kawałkiem grafitu w drugiej. Skrzętnie notowała każde wypowiedziane przez niego słowo. – Jeśli mają mnie zamknąć za pomaganie zbiegłemu kryminaliście to przynajmniej chcę wiedzieć jak to wszystko wyglądało. Poza tym znam parę osób, które będą zainteresowane historią opowiedzianą z twojej perspektywy.
- To nie jest historia z mojej perspektywy. To jest prawda. – ostro zaprotestował upiór. – Zostałem wrobiony.
Kobieta podniosła obie ręce w markowanym geście obronnym. – Spokojnie, ja ci wierzę, ale moje słowo tu nie wystarczy. Służby porządkowe w tej chwili przeczesują miasto szukając twojego śladu. Niedługo najpewniej wyślą list gończy a wtedy oprócz straży miejskiej będą cię ścigać również łowcy nagród. Prędzej czy później do mnie też dotrą i raczej nie będą wtedy zadawać pytań. Zostało ci mało czasu więc spróbuj się skupić. Jedyna osoba, która może poprzeć twoją wersję wydarzeń jest nieprzytomna i nie wiadomo czy się obudzi ale gdyby udało mi się spisać twoje zeznania byłby to już jakiś punkt zaczepienia. – głośno zastukała grafitem w papier. – Kontynuuj, chcę znać każdy szczegół. – szybko przeleciała wzrokiem swoje notatki. – Zobaczmy…Wilkołak dostał się do posiadłości Madame Webb, podążył za twoją iluzją aż do salonu gdzie czekał na niego … Jak mu było?
- Cassius. – Mesmer spłynął w dół i zawisł w powietrzu w okolicy drugiego fotela.
- Właśnie, Cassius. – ciemnoszary odłamek minerału zatańczył w ręce pieśniarki fantazyjne wzory, zostawiając na karcie kolejne linijki znaków. – Czy najemnik wykonał swoje zadanie?
- Tak. Wszystko szło zgodnie z planem. Przynajmniej z początku.

* * *

Przez kolejne minuty do pracowni dochodziły coraz głośniejsze odgłosy walki - trzask pękających mebli, szczęk broni i zwierzęcy warkot. W końcu na parę chwil zapadła cisza, w którą wdał się niespodziewany brzęk tłuczonego szkła. Mogło to świadczyć tylko o jednym, coś ciężkiego i dużego zderzyło się właśnie z głównym, salonowym oknem. Cassius zdążył jeszcze przekazać demonowi krótki komunikat telepatyczny, że zamachowiec próbuje zbiec, po czym ruszył w pościg. W tym momencie kontakt z najemnikiem urwał się. Niedługo potem coś złego zaczęło się dziać ze wzrokiem i głosem Mo. Nie udało jej się ruszyć z miejsca bo nogi odmawiały posłuszeństwa. Upiór przejął więc kontrolę nad słabnącą kobietą i przytrzymując się stołu podniósł z krzesła. Popatrzył na stojącego bezczynnie centaura, potem na garniec herbaty, potem z powrotem w puste oczy kamerdynera i wszystko było jasne. Starannie ułożył alchemiczkę na ziemi, by następnie wskoczyć w umysł naturianina, zagnieżdżając w jego głowie bardzo nieprzyjemny obraz. Skomplikowana wizja pożerającej go żywcem chmary czerwi szybko spowodowała przyznanie się do winy. Centaur dodał do naparu kenaj-C. Bezwonną, bezsmakową, silnie i toksyczną truciznę. Nie tracąc czasu na dalsze przesłuchiwanie Mesmer otoczył świadomość centaura szczelną iluzją i pogalopował w stronę zgromadzonych w pomieszczeniu specyfików. Energicznie przetrząsając regał po regale odszukał butelkę z potrzebną odtrutką. Kierując ruchami Mo zmusił ją do przełknięcia lekarstwa. Ponownie zawładnął centaurem i pognał z nieprzytomną do najbliższego punktu medycznego. Zostawił tam alchemiczkę i udał się w boczną uliczkę, by szczegółowego przepytania naturianina.
Wtem z nieznanej strony nadleciała strzała i wbiła się w krtań kamerdynera. Upiór został wyrwany z konającego naczynia, uwięziony w potężnej, magicznej sferze i przetransportowany do opuszczonego pustostanu. Nie wiedział kim byli napastnicy, mógł się tylko domyślać. Trzymali go tam aż do rana. Chwila nieuwagi wystarczyła, by demon znalazł wyrwę w barierze. Zostawił po sobie kilka zasłon z fałszywych obrazów i tyle go widzieli.


* * *

- Od razu udałem się do warsztatu. Moja pracownia i cała karczma zostały zmiecione z powierzchni miasta. Zastałem tylko potężny lej w ziemi, zupełnie jak po implozji, oraz oddział służb porządkowych węszących wokół. Nałożyłem na nich iluzję maskującą moją obecność i opętałem jednego ze strażników. Według jego zeznań w ciągu ostatnich godzin kierując moim naczyniem napadłem na Madame Webb i siłą podałem jej truciznę. W jej domu zabezpieczono butelkę po kenaj-C ze śladami mojej energii na niej. Potem uciekając z miejsca zbrodni zdemolowałem jej salon i zabiłem kamerdynera, gdy ten próbował ratować swoją panią. Następnie wdarłem się do rezydencji Alyssy Oleander, raniłem właścicielkę i zabiłem przebywającego tam przewodniczącego Gildii Alchemików, Asorryna Issh. Po wszystkim rzuciłem najemnika na miecze ochroniarzy i zbiegłem. Podobno mają świadków, którzy widzieli upiora. Tyle.
Helena opróżniła fajkę z popiołu, zostawiając na spodku niewielki, stygnący kopczyk.
- Masz pomysł kim mógł być upiór, który kierował twoim naczyniem albo ludzie, którzy cię przetrzymywali? – zapytała, wygodnie układając się w fotelu. - Sprzedawałeś komuś ostatnio kenaj-C? I Po co ktoś miałby aranżować to wszystko?
- To chyba jasne. Alyssa Oleander. Nikt tak jak ona nie skorzystałby na śmierci tej dwójki. Teraz z pewnością dostanie stołek przewodniczącego. – dymowa postać demona spłynęła na podłogę. - Nie sprzedaję czystego kenaj-C. Używam go tylko jako jednego ze składników do tworzenia mikstur. W odpowiednim roztworze jest zupełnie nieszkodliwy. Ktoś musiał wejść do warsztatu pod moją nieobecność i wynieść go stamtąd. Ktoś z przepustką. Mają je tylko moje naczynia, wcześniej również współpracownicy. Matka Alyssy dostała kiedyś jedną. – powoli przemieszczał się wzdłuż pokoju, zagłębiając w rozmyślaniach. – Mój warsztat, cały „Biegający Szczur”, Mo, Cassius, nawet ten cholerny kamerdyner, który zatruł napar... Usunęła wszystkich, którzy mogli mieć coś wspólnego z tą sprawą. Aż trudno uwierzyć. Nyssana też była chorobliwie ambitna ale nie do tego stopnia, by zabić.
Zmiennokształtna splotła ręce za głową. - Ewolucja jest okrutna.
- Pora złożyć wizytę nowej przewodniczącej. Tym razem naprawdę.
Pieśniarka odłożyła notatki, zamachem nóg przemieściła się do siadu i od razu wstała.
- Nawet o tym nie myśl, demonie. Nie teraz i nie w ten sposób. Na pewno zdążyła zwiększyć liczbę ochroniarzy. Unicestwią cię zanim uda ci się dotrzeć do bramy wjazdowej. Lepiej zrobisz jeśli teraz opuścisz Wybrzeże Cienia i się przyczaić na jakiś czas.
Podeszła do biurka, wyciągnęła świeży zwój i zaczęła coś na nim pisać.
- Pomogę ci się przedostać przez rogatki miasta. Stamtąd udasz się do Valladonu. Odszukasz Madison Jn-son, pracuje w tamtejszej straży. Pokażesz jej to pismo i opowiesz całą historię. Bez obaw, to moja kuzynka i naprawdę urocza osoba. Na pewno ci pomoże. Ja w tym czasie spróbuję powęszyć w mieście. Może uda mi się znaleźć kogoś, kto coś wie.
Upiór krążył jeszcze chwilę po pokoju, porównując w głowie pomysł z podróżą do Valladonu z tym o natychmiastowym udaniu się do źródła problemów, po czym podjął decyzję.

Ciąg dalszy.
Fear and ignorance are good business.
Strach i zabobon to dobry interes.
(X)
Zablokowany

Wróć do „Trytonia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości