Góry DruidówDruidyczny skarb

Góry w których zdarzyć się możne wszystko. Tunele wydrążone, przez tajemnicze istoty setki lat temu pozostały tutaj do dziś. Góry można pokonać przechodząc nad nimi lub pokonując ich pełne niebezpieczeństw korytarze. Na ich szczycie swoje mieszkania mają starzy druidzi, pustelnicy. W górach można znaleźć wiele ziół, niespotykanych nigdzie indziej.
Awatar użytkownika
Zilvah
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Niedźwiedziołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Zilvah »

Jej mina wystarczyła, aby Zil'vah przekonał się co do zamiarów kobiet wobec tych części jego torsu i ramion, które pozostawały chwilowo wolne od blizn. Mimo to nie zrezygnował on z podjętej przyjemności i kontynuował ją z wrodzoną sobie siłą i wytrwałością. Szybko okazało się, że w tym wszystkim skrycie prowadzona jest indywidualna rozgrywka, której efekt wykwitł na plecach zmiennokształtnego w postaci długich, krwawych śladów po paznokciach. Nic nie pozostawało jednak bez odpowiedzi, dlatego z każdym kolejnym zadrapaniem, niedźwiedziołak "wznosił się" nad kochanką, wymuszając z niej stłumione pocałunkami okrzyki i pełne uczucia ulgi westchnienia. Nie tylko ona miała chęć dominować podczas tego "tańca", a z racji siły, Zilowi przychodziło to równie łatwo, co jej. Uciekające mu, smukłe ciało kobiety dodatkowo tylko podsycało jego uśpione przez lata pożądanie, wprowadzając go w stan pełnej gotowości. Wkrótce jednak oboje przestali nad sobą panować, w pełni oddając się tej przyjemności i zapominając o wszystkim innym.

Gdy świat wrócił na dawne tory, jedynie Zil'vah pozostał na swoim miejscu, w skupieniu przyglądając się poczynaniom lisołaczki. Koszula, którą na siebie założyła niemal natychmiast przykleiła się do ciała, podkreślając jej kształty i sprawiając, że wyglądała jeszcze atrakcyjnej niż wtedy, gdy była kompletnie naga. Podążając wzrokiem za falującym ogonem, niedźwiedziołak zdawał się trwać w hipnotycznym transie, z którego wybudził go dopiero słodki głos jednorazowej (oby nie) kochanki.
- Nie, nie widziałem - odpowiedział, wkładając spodnie i mocno je wiążąc na wyćwiczonych biodrach. Z jasnych powodów do garderoby zmiennokształtnego należały jedynie one, skórzany pasek i pozbawiony okrycia miecz, wiecznie zwisający u boku. - Może ma swoje przygody do przeżycia - mruknął Zil, przecierając ostrze ocalałymi resztkami porannej rosy i wsuwając je na swoje miejsce, pomógł Yve w pakowaniu obozowiska.

Odkąd stracili Kasztanka ich bagaż znacząco uszczuplał, ograniczając ich do jednej skórzanej torby i niezbyt głębokich kieszeni. Była też, co prawda, drewniana skrzyneczka z czarnymi liśćmi, ale o wątpliwych cechach zastosowania. Mimo to, Zil'vah skupił się na niej i skruszył w palcach jeden z listków, zmieniając go w kupkę czarnego proszku.
- A co z tym? - zapytał obojętnie, rozrzucając pył na wiatr, który poniósł go w stronę gór. - Może znajdziemy kogoś kto będzie wiedział co to jest albo wyrzucimy do rzeki.
Kiedy pakunki z jedzeniem były już gotowe, Zil'vah wziął je i przerzucił przez bark, przez co zwisały niczym pokaźny worek. Jego ciężar był śmieszny, a ewentualne braki szybkie do nadrobienia, jeśli cały czas będą podróżować leśnymi traktami, toteż niedźwiedź śmiało mógł porobić za tragarza. Już miał zaproponować poniesienie także i bagażu kobiety, gdy dostrzegł na jej twarzy złość za ruszenie jej osobistej własności.

- Dokąd teraz? - zapytał, robiąc po dwa kroki w każdą stronę i oczekując decyzji lisołaczki. Alarania była dla byłego niewolnika dziką i dziwną krainą, pozbawioną lodowych szczytów i śnieżnych zasp, ale nie wywołała w nim lęku ani wielkiego zdziwienia. Po pierwsze, strach był mu obcy, a po drugie, w plemieniu często słyszało się opowieści o zielonych dolinach położonych za najdalszymi górami. To właśnie do jednej z takowych trafił zmiennokształtny, a skoro przetrwał mroźne zimy północy i niewolę wilkołaków, to co niby miało go zaskoczyć tutaj.
Awatar użytkownika
Yve
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 92
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Kurtyzana , Skrytobójca , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yve »

        Gdyby się tak zastanowić i dokładniej przeanalizować to co się właśnie tu stało między dwójką zmiennokształtnych, bardziej to mogło przypominać specyficzną walkę o przetrwanie niż próbę zdominowania tej drugiej osoby. Chociaż... nie miało to większego znaczenia. Liczyło się tylko to, że lisica czuła się jak nigdy wcześniej po swoich wcześniejszych stosunkach z mężczyznami. Zdawało się, że były niewolnik oprócz rozumienia jej dzikiej natury, był również w stanie dotrzymać jej kroku podczas tego aktu i równocześnie czerpać z tego przyjemność, również dostarczając jej kobiecie. Zmiennokształtna była niewyobrażalnie szczęśliwa przez to co się właśnie tu odbyło, jednakże duma nie pozwalała tego otwarcie pokazywać i skończyło się jedynie na łagodniejszej tonacji ze strony ognistowłosej.

        Po jej stronie nie zaszła żadna zmiana, nawet w odnośnie relacji z samym niedźwiedziołakiem. Dalej była przekonaną o własnej doskonałości sobą, niezainteresowaną niczym poza czubkiem własnego nosa, a szczególnie nadal uważającą się za lepszą od mężczyzn kobietą, która sama potrafi o siebie zadbać i to lepiej, a płeć przeciwna była dla niej jedynie ciekawym dodatkiem w życiu. Była to swego rodzaju jej reakcja obronna, gdyby się okazało, że to co się stało dla niedźwiedzia nic nie znaczyło, że ona nic nie znaczyła. Nie zamierzała zostać upokorzona i ośmieszona przez jawne okazanie uczuć wobec Zila, który mógłby ją wtedy zwyczajnie odtrącić. Nie chciała ryzykować.

        - Oby te przygody działy się jak najdalej ode mnie i nich go Najwyższy broni, żeby nie wpadł mi w ręce - zawarczała cicho, raz jeszcze sprawdzając czy z jej zestawu małego truciciela nie zginęło nic prócz tego medaliku.

        Po zjedzeniu i ubraniu się, postanowiła wyczesać porządnie trawę i paprochy leśnej ściółki ze swoich włosów oraz ogona, po czym pomogła dokończyć zwijanie obozowiska, jak również spakowanie na drogę upieczonego mięsa.
        - Lubię zatruwać życie innym, ale wrzucenie jakiś podejrzanych paprotek do rzeki nawet jak dla mnie jest zbyt okrutne - powiedziała z oburzeniem, że taki pomysł przyszedł mu do głowy z niezwykłą łatwością. Poszperała znów w swojej torbie i rzuciła w jego stronę mały skórzany mieszek, podobny do tych, w których lisica nosiła z sobą zioła. - Postaraj się nie skruszyć liści przy wkładani ich do tej sakiewki. Faceci nie powinni mieć problemu z wkładaniem, ale bądź delikatny. - Wyszczerzyła się z rozbawieniem błyskającym jej w oczach, na tę zbereźną uwagę, po której wstała i przeciągnęła się mocno w promieniach słońca.

        Zaraz też się mocno zamyśliła, starając się zwizualizować w głowie obraz mapy krainy i miejsce, w którym się obecnie znajdują, aby zaplanować kolejny cel ich podróży. Wypadałoby się udać w końcu w jakieś cywilizowane miejsce, przespać się w miękkim łóżku, wykąpać w gorącej wodzie z olejkami, zjeść coś normalnego i napić się piwa. Może nawet coś sobie kupić ładnego, wydoić jakiegoś szlachcica, albo dostać zlecenie na likwidację niewygodnego osobnika w mieście. A najbliższym, jak się jej zdawało, był śmierdzący zwierzętami gospodarskimi, ale obfitujący w karczmy i różnego rodzaju przybytki Valladon. "Ciekawe czy Canis dalej jest na mnie zły za ten numer z jego córką", zastanowiła się, próbując sobie przypomnieć, w jakim stanie był jej znajomy, gdy go opuszczała. No, tak... Toczył pianę z pyska, ale przecież ona go uprzedzała, że nie ma czasu i chęci zaopiekować się jego oczkiem w głowie. Fakt, zabieranie ośmioletniej dziewczynki do zamtuzu (co Yve poradzi, że wtedy tak pracowała) nie było najlepszym pomysłem na jaki mogła wpaść, ale klienci byli zauroczeni słodką buźką małej i przez cały swój wykupiony czas niewinnie się bawili z córeczką Canisa, albo zabierali ją na zakupy (kto by pomyślał, że u stałych klientów tego typu przybytków może się pojawić jakiś instynkt rodzicielski). Nina była szczęśliwa, bo została obsypana prezentami, oprócz potłuczonego kolana przez potknięcie się na ulicy nic jej się złego nie stało, bo lisica zawsze była obok, a do tego mała się nauczyła bardzo wielu ciekawych rzeczy... Co prawda tych związanych z alkową i zamtuzami, ale zawsze to jakaś wiedza. Zmiennokształtna była bardziej niż przekonana, że Canis za bardzo przesadził z tym całym wybuchem szału i nie było o co się tak denerwować, dlatego postanowiła go odwiedzić jak będą w mieście. Może nawet u niego przenocować. Znów mogłaby zabrać Ninę na miasto i świetnie się bawić.

        - Do Valladonu, misiaczku - mruknęła z przesadną słodyczą, wracając do rzeczywistość i obserwowała przez moment jak gladiator drepta niezdecydowany to tu to tam. Przewróciła oczami i westchnęła ciężko. Wiadomym było, że nie znał tej krainy, ale nie mogła się powstrzymać przed okazaniem swojej irytacji w tej sytuacji. Podniosła się z ziemi, otrzepała pośladki zakryte spodniami z leśnych paprochów i z dumnie podniesionym ogonem, przeszła figlarnie obok niego, prowokacyjnie, niby przez przypadek, ocierając się niczym kot o mężczyznę i poprowadziła w stronę wspomnianego miasta.

Ciąg Dalszy: Yve i Zil'vah
Zablokowany

Wróć do „Góry Druidów”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości