Góry DruidówDruidyczny skarb

Góry w których zdarzyć się możne wszystko. Tunele wydrążone, przez tajemnicze istoty setki lat temu pozostały tutaj do dziś. Góry można pokonać przechodząc nad nimi lub pokonując ich pełne niebezpieczeństw korytarze. Na ich szczycie swoje mieszkania mają starzy druidzi, pustelnicy. W górach można znaleźć wiele ziół, niespotykanych nigdzie indziej.
Awatar użytkownika
Rubinento
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rubinento »

Kiedy otrzymał kawałek mięsa od przyjaciółki, miał ochotę natychmiast je zakopać. Myślała, że uwierzy jej w "sarninę"? Zjadł jednak nie wybrzydzając, aby nie zatrzymywać podróży, choć w głowie wszystko huczało, że nie powinien tego robić, żeby uciekał zanim i jego zjedzą. Pobiegł za lisołaczką do groty, gdyż nie chciał się zgubić.

Szli przez chwilę po omacku, a gdy ich oczy przyzwyczaiły się do ciemności, mogli zobaczyć, że korytarz, w którym są jest szeroki na kilka łokci, ale niezbyt wysoki. Naturianina dzieliło kilka palców od zarycia w sklepienie. Współczuł więc ogromnemu Zilvahowi. Za niedługo mieli dojść do rozgałęzień. Tryton zastanawiał się tylko, czemu na mapie były one wymalowane wściekle różowym, ciężkim do zdobycia atramentem. Rubin posłyszał gdzieś dziwny śmiech, ale widząc, że wszyscy idą normalnie, pomyślał, że tylko się przesłyszał. Było naprawdę chłodno, przez co potarł sobie ramiona. Po chwili mieli do wyboru drogę w lewo, i w prawo. Według mapy, należało iść w prawo, skąd czuć było chłodem i wilgocią. Natomiast droga w lewo, była dziwnie ciepła i jakby jaśniejsza. Zanim jednak podjęli jakąkolwiek decyzję, pośrodku, między drogami pojawiły się jakieś różowe świetliki, roztaczając piękną poświatę. Naturianin podszedł do nich i dotknął jednego. Wtedy wszystkie zawirowały, a z wiru wyłoniła się niewielka istota. Była wielkości jego uda. Długie różowe włosy związane z tyłu głowy w kucyk kawałkami złocistego sznura. Szerokie różowe ubrania, prawdopodobnie z jedwabiu były półprzezroczyste, a materiał zwisał lekko z ramion. Istota ta odezwała się :
- Jam jest Irina, strażniczka marzeń i kapłanka pokus. Ja i moje siostry będziemy was kusić, męczyć, przypominać i gnębić - ostatnie słowa zawierały w sobie tyle jadu, że można by pomyśleć, że wypowiadała je jakaś żmija. - A teraz zabawię się z... Tobą. - syknęła wskazując na rybkę. Ten odruchowo cofnął się, wyciągając rękę do tyłu, żeby zobaczyć, czy Yve tam stoi lub czy sobie tego nie wymyślił. Napotkał jednak za sobą twardą ścianę. Odwrócił się i zobaczył za nią swoich towarzyszy. Bił w nią pięściami, ale to było jak bicie się ze skałą. Odwrócił się do różowej wiedźmy.
- No! To czego ode mnie chcesz?!
- Ja? Pobawić się. Posłuchaj... Dam ci wybór. Dopóki nie wybierzesz, ty i twoi znajomi będziecie tu czekać. To znaczy... Oni mogą zawrócić jeśli chcą. W przeciwnym razie, będą wybierać później. W grocie na lewo znajduje się miłość, przyjaźń, spokój i akceptacja. Idąc korytarzem po prawej trafisz w końcu na ten wasz skarb, ale równa się to temu, że nigdy już nikt cię nie zaakceptuje, a o przyjaźni lub miłości będziesz mógł co najwyżej pomarzyć.
- A... Ale... Czy jeśli wybiorę drogę miłości, czy zobaczę jeszcze moich przyjaciół?
- Tak... Kiedy będą wracać. Droga do skarbu zostanie dla ciebie zamknięta, a po wyjściu z mojej groty, będziesz mógł tylko się wycofać. To ty się namyśl, a my sobie popatrzymy - pstryknęła palcami, a obok niej pojawił się obraz gorącego morza. To miejsce wydawało się dziwnie znajome. Przecież... To był jego dom... Po chwili sceneria zmieniła się, był tam Hina... W Rubinku wezbrała wściekłość.
- Jak śmiesz?! Jak śmiesz mi to pokazywać?! Jak śmiesz im to pokazywać?! - zakrzyknął, po czym przywołał szablę i zaczął ciąć w obraz, a potem w czarodziejkę. Oba obiekty były jednak jak powietrze. Potem zaczął tworzyć bicze i kosy z wody, które również nie dawały żadnych efektów, a on był cały mokry i słaby. Odwrócił się do Yve. Przyłożył dłoń do bariery i powiedział "przepraszam". Ona chyba chciała coś odpowiedzieć, ale bariera tłumiła dźwięki z zewnątrz, a uwalniała tylko te ze środka. Naturianin spojrzał jeszcze gniewnie na różowowłosą i skierował się w lewy korytarz.
Awatar użytkownika
Zilvah
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Niedźwiedziołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Zilvah »

Oba pocałunki lisołaczki skwitował z lekkim uśmiechem, mając już w głowie plan, jak powinien rozegrać tę partię, by przekazać jej, co do niej czuje. O ile oczywiście zwłoka ta nie przesądziła już o wszystkim, co zdążyło między nimi powstać. A właściwie to, co miało się narodzić. Zil'vah był człowiekiem gruboskórnym, surowo wychowanym i nauczonym, że siła otwiera wiele drzwi. W kwestii uczuć był zielony, jak trawa, po której stąpał. Rozróżniał jedynie miłość, gniew i żądzę mordu, kiedy wpadał w amok na lodowej arenie. Mimo to rzadko się tym dzielił z innymi, na co dzień przybierał maskę obojętności i biernie obserwował rozwój wydarzeń. Dlatego kiedy Yve wsparła się na jego torsie i ucałowała go niebezpiecznie blisko ust, niedźwiedziołak stał nieporuszony, choć pod czaszka krew gotowała się jak woda na ogniu. W jednej chwili zapragnął złapać drobniejszą od siebie Yve w pasie i przycisnąć do drzewa, pokazując jej swoją dominację. Nie wyrządziłby jej jednak żadnej krzywdy, a jedynie kontynuował miłosną grę, kosztując jej drobnych ust i sprawdzając czy jej skóra jest tak samo miękka, na jaką wygląda. Powodem, dla którego jeszcze tego nie zrobił było zachowanie przez zmiennokształtnego człowieczeństwa, które wilkołaki z północy starały się złamać za wszelką cenę. Po za tym Zil'vah nie miał w zwyczaju rzucać się na kobiety, które lubił, by zaspokoić prymitywne żądze. Częściej to on był rozchwytywany przez niedźwiedzice z plemienia i nie ukrywał, że takie życie mu odpowiadało.

Z Yve było inaczej. Ta drobna zabójczyni z lisim ogonkiem i niezwykle fioletowymi oczyma sprawiała, że Zil w jednej chwili zapomniał o swoich miłosnych podbojach. Inne kobiety przestały się liczyć w porównaniu z tą zadziorą lisicą, kuszącą go na każdym kroku swoim ciałem. Dla gladiatora było to coś nowego, coś z czym jeszcze nie dane mu było się spotkać. Yve robiła wszystko, by go złamać do działania, jednocześnie powstrzymując się od zrobienia pierwszego kroku. Uśmiechy, śmieszki, niewinne dotknięcia, hipnoza kształtami, dość skuteczna jak na umysł "tępego" niedźwiedzia i łamanie prywatności i przestrzeni osobistej. Wszystko to, by skłonić Zila do czynu.

Gdy tak stała, uczepiona jego szerokiej, muskularnej piersi, zmiennokształtny odważył się wyjść jej naprzeciw i opierając dłonie na niższym odcinku jej bioder, przyciągnął ją mocniej do siebie.
- Spać nie mogę, bo ktoś skutecznie mnie rozprasza - odpowiedział z rozbawieniem, puszczając lisołaczkę i zmieniając ton na bardziej poważny, szybko dodając. - No i jeszcze ta noga. Mniej boli kiedy się ruszam niż siedzę bezczynnie w miejscu. Po za tym lubię noc, jest wtedy tak cicho. Gdy zamykam oczy widzę kałużę całej przelanej krwi i wyszczerzone pyski swoich oprawców. Tutaj mogę podziwiać gwiazdy... i twoje oczy - wyrwało mu się szeptem, kiedy myślał, że ostatnie słowa za nic nie opuszczą jego głowy. Mimo to, zapewne w przeciwieństwie do innych adoratorów jakie miała kobieta, Zil'vah nie poczuł się zawstydzony tym obrotem spraw. Miał co prawda polegać na planie, który sam właśnie knocił, ale już dawno przewidział, że nie wszystko pójdzie zgodnie z nim. Grunt to nie panikować i myśleć z głową.

Gdy wracali, w momentach kiedy to Yve prowadziła, Zil'vah nie odrywał od niej oczu, a nawet gdyby chciał, drzewa z północy i z południa Alaranii wyglądały niemal tak samo. Nic ciekawego, za to takie kobiety jak ona nigdy się nie powtarzały. Co prawda robił to czasem zbyt natarczywie, jego wzrok taksował figurę lisołaczki, jej długie nogi, smukłe plecy, puszysty ogon, za którym skrywała biodra, ale to wszystko było raczej do wybaczenia komuś, kto myślał z lekkim opóźnieniem, przeżył arenę, upadek z wodospadu i postrzał, i mimo to wciąż miał siłę powalać drzewa.

Skromne śniadanie postawiło ich na nogi, dając siłę do zakończenia podróży po skarb. Na twarzach Yve i Rubina, Zil dostrzegał uśmiechy, sam jednak pozostawał obojętny lub w skrajnych przypadkach smutny, kiedy pomyślał, że wszystko zaraz się skończy. Przez te kilkanaście dni dość mocno zżył się z lisołaczką i trytonem, byli mu świetnymi kompanami podróży i nie miał zamiaru ukrywać, że jeszcze by im potowarzyszył. Zwłaszcza Yve, która nie raz chwaliła się znajomością tutejszych miast, które niedźwiedź widziałby pierwszy raz w życiu. O ile pojęcie było mu znane, to na północy jedynymi skupiskami ludzi były obozy, zwijane bądź stale osadzone w jednym miejscu, w których tętniło życie. Teraz gladiator miał okazję poznać świat zza białych szczytów. Po wejściu do jaskini od razu poczuł, że ostatni odcinek wyciśnie z niego wiele bólu. Niski, stromy sufit usiany był stalagmitami i wystającymi zrębami, o które co rusz zahaczał głową. Nie był tak niski jak jego towarzysze, ani tak szczupły, dlatego, by nadążyć i zmniejszyć ryzyko nadziania się na skałę, Zil'vah przekształcił się w czarnego niedźwiedzia i kroczył teraz między przyjaciółmi z nisko zawieszonym łbem.

W końcu ta katorga dobiegła końca i wszyscy ujrzeli przed sobą okrągłą niszę z dwoma korytarzami. Jak się okazało w następnej chwili, kiedy tryton wyszedł do przodu, w grocie rządziła magia. Różowa istota za barierą zdawała się być strażniczką tego miejsca, której zadaniem jest zniechęcenie podróżnych do skarbu. Jemu to wystarczyło i tak złoto nie miało dla niego wartości. Kiedy jednak przed nosem dostrzegł barierę i usłyszał głos istoty, zrozumiał, że przeszkoda będzie wymagała czegoś więcej niż tępej siły. Chociaż i jej należało spróbować. Powracając do ludzkiej formy, Zil'vah wyciągnął miecz i parokrotnie użył całej swojej siły, uderzając klingą o przeźroczystą ścianę. Niestety oprócz wykrzesanych iskier, rozpraszających mrok, nie wiele mógł tu wskórać. Nie należało się jednak poddać.

Kiedy Irina skończyła z Rubinem, różowa bariera zniknęła, pozostając w postaci pojedynczej ściany, blokującej powrót trytona, który wybrał lewy korytarz. Teraz przyszła pora na kolejnego śmiałka i na ochotnika zgłosił się niedźwiedź, chowając miecz za pas spodni.
- Spory kawał faceta - zaśmiała się Irina, kiedy Zil'vah wkroczył w krąg światła, a bariera zamknęła się za jego plecami. Niedźwiedziołak odruchowo spojrzał za siebie i dostrzegł Yve, na twarzy której malowało się coś na pograniczu troski i gniewu.
- Z tobą będzie trudnej - kontynuowała istota, wskazując mu prawą odnogę groty. - Ty nawet nie chcesz tam wejść, a to, co tam leży interesuje cię tyle co wilkołak, którego zasiekłeś w niewoli na arenie. Czy też raczej wilkołaki. Interesuje mnie jednak powód, dla którego wybierzesz lewą ścieżkę...
W tym momencie przed wszystkimi rozbłysnął biały obraz. Przedstawiał śnieg i dwie pary śladów, ciągnących się ku drzewom. Jedne były drobne, typowo kobiece, drugie szerokie, męskie. W cieniu drzew stała Yve, naga, okryta jedynie własnym ogonem, a za nią... Zil'vah. Jego palce przesuwały się wzdłuż ciała lisołaczki, twarz zdradzała skupienie, na jej widniał pełen miłości uśmiech. A później wszystko zniknęło, jakby ktoś poruszył ręką i zniekształcił taflę jeziora.
- To nie przyszłość, a jedynie moja wizja - wyjaśniła Irina, zmieniając nieoczekiwanie kształt. Teraz stała przed zmiennokształtnym jako lisołaczka, ubrana jedynie w prześwitującą suknię z porannej mgiełki. - Lewy korytarz sprawi, że łatwiej ci będzie to osiągnąć.
- A prawy nie? - zakpił Zil'vah, odwracając wzrok ku Yve. Tej prawdziwej, stojącej za barierą.
- Wiem, że mnie słyszysz. A ty wiesz, że złoto to dla mnie zbytek. Wiesz już też co ostatnio czuję, dlaczego nie mogę spać, choć ból w nodze to połowa prawdziwego powodu. Na niewiele w życiu mogłem liczyć, dlatego też nie oczekuję niczego w zamian. Idź po skarb, a nami się nie przejmuj. Mną się nie przejmuj. Nie wierzę, że gdy stamtąd wyjdziesz, miałabyś zapomnieć o przyjaźni. Jak dla mnie to wszystko bujda - skończył i ruszył ku lewemu wyjściu.
Awatar użytkownika
Yve
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 92
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Kurtyzana , Skrytobójca , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yve »

        Wchodząc go jaskini i podążając wgłąb niewielkiego korytarza, drobna w porównaniu do towarzyszących jej mężczyzn, Yve powstrzymała się od teatralnego przeciągnięcia się i popisów związanych z tym ile ma swobody ruchów. Nie byłoby to zbyt miłe w stosunku do niedźwiedziołaka, którego ten tunel zmuszał do niemałego wysiłku i wyściełany był niezdrową dawką bólu. Dlatego, kiedy dostrzegła, że Rubin idzie dumnie wyprostowany, ledwie o włos nie szorując głową o sklepienie, zrównała się z nim z surowym wyrazem twarzy i dźgnęła go łokciem w bok, nie starając się być przy tym delikatną. Nie powiedziała jednak nic, a całe jej zachowanie nie trwało nawet minuty, kiedy znów lekko przyśpieszyła idąc na czele całej grupy, nie krępując się przed przyjęciem roli przewodnika. Zaraz jednak znów nieznacznie zwolniła by iść obok niedźwiedziego łba, w którego gęste, mięciutkie futro mogła zanurzyć swoje palce. Chciała okazać cierpiącemu swoje wsparcie w tej chwili, ponieważ bez względu na zdanie Zil'vaha, zajmie się jego raną i bezsennością jak tylko wrócą do lasu i ponownie rozbiją obóz. Bo czemu miałoby ją obchodzić, czy niedźwiedziołak chciał jej pomocy czy też nie chciał, najważniejszym dla niej było to, że ona chciała mu ulżyć, więc cała reszta nie miała już dla niej większego znaczenia.

        W pewnym momencie, w końcu udało im się dojść do większej części jaskini, w które pojawiło się rozwidlenie z dziwnymi świetlikami po środku. Niby skóra ją delikatnie mrowiła od ilości magii wypełniającej to miejsce, ale po co się tym przesadnie przejmować, tak samo jak tym, że na ich drodze pojawiły się dwa przeciwne sobie odbicia. Yve nie chciała spędzać tu większej ilości czasu, tym bardziej, że mieli jeszcze wrócić do lasu i od razu skierowała się w stronę prawego korytarza i odbiła się od materializującej się bariery, gdyż w tym czasie Rubin nie mógł powstrzymać swoich lepkich rączek i musiał dotknąć tych kolorowych inaczej świetlików.
Jęknęła cicho kiedy uderzyła się w niewidzialną ścianę i ze złością potarła swój bolący nosek zerkając, skrzącymi się groźnie oczami w stronę uwięzionego trytona i różowego kurdupla płci...dziewczęcej, wracając do boku niedźwiedziołaka.
        - Co jest do diabła, czego on to w ogóle tykał? Chyba muszę mu jeszcze raz przypomnieć, że od nietykania nieswoich i niezidentyfikowanych rzeczy można stracić rękę w najlepszym przypadku. - Warknęła z rozdrażnieniem. A było już tak blisko. Odruchowo też zaczęła grzebać w swojej skrytobójczej torbie, nie za bardzo interesując się tym co mówiła wiedźma i co się działo w środku różowej klatki. Puściła jednak trzymany już w ukryciu sztylet, widząc, że ataki rybiego towarzysza nic nie wskórały i zaczęła kombinować co innego mogła by zrobić, aby pozbyć się tego problemu i znów stać się bohaterką całej ich drużyny.

        Odetchnęła ciężko i postanowiła skupić się na "próbie" Zil'vaha, chcąc poznać sztuczki i zasady działania różowej landryny, aby móc się jej pozbyć. Lisica obawiała się tego, co mogło spotkać niedźwiedzia ze strony sprawdzającej go wiedźmy, a to wzniecało gniew w fioletowookiej kobiecie, która z trudem starała się trwać bez ruchu na miejscu i czekać cierpliwie na swoją kolej.

        Obraz jaki zmienił odgrodzoną od całości, przestrzeń jaskini wywarł ogromne wrażenie na lisołaczce i sprawił, że po jej ciele rozpłynęło się przyjemne ciepło, którego jeszcze nigdy nie czuła spowodowanego przez innego mężczyznę, a tych w jej życiu było niemało, ze względu na jej wykonywany zawód w postaci przykrywki, by nikt nie śmiał jej podejrzewać o paranie się zabijaniem za pieniądze i sporządzaniem trucizn. Szybko opanowała swoje emocje i zwróciła całą swoją uwagę na wydarzenia odbywające się wewnątrz. Wiedziała już, że głównym narzędziem manipulacyjnym landryny jest odwoływanie się do najsilniejszych pragnień, danego osobnika, dlatego zmiennokształtna już zawczasu nałożyła na swój umysł ochronę. Choć sama lubiła grzebać i przestawiać w głowach innych, nie lubiła gdyby ktoś miał to robić jej. To był jednak początek jej podstępu, by uniknąć konfrontacji z wiedźmą, na co wskazywało to, że jej oczy zaświeciły żywszym fioletem, jakby dodatkowo w jej tęczówkach migotały setki diamentowych okruszków. Musiałą zebrać całkiem sporo magii, by oszukać to różowe coś, co samo dysponowało dosyć sporą ilością silnej energii.

        Na słowa Zil'vaha, uśmiechnęła się delikatnie i pokrzepiająco, po czym podeszła do ściany i przyłożyła do niej dłoń, patrząc cały czas na niedźwiedzia by się nie martwił i pilnował trytona. Z jego ostatnimi słowami odnośnie przyjaźni, nie była do końca taka pewna, ponieważ wątpiła by Rubin był jej pierwszym i jedynym przyjacielem w całym życiu, ale innych nie mogła jakoś przywołać w swojej pamięci, a prawda była taka, że jej pierwszym przyjacielem, był kochanek jej matki, który w pewnym momencie był dla małej lisołaczki jak prawdziwy ojciec, przez długie tygodnie nieobecny w domu, gdyż musiał "pracować" i zarabiać na utrzymanie rodziny.

        Odetchnęła ciężko, odganiając od siebie wspomnienia, gdy nastała jej kolej i skupiła się skrzącymi oczami na postaci wiedźmy, do której się zbliżyła.
        - Czas na silną i niezależną kobietę, z którą o dziwo pójdzie najłatwiej ze wszystkich przez jej chciwość i poczucie boskości niemal porównywalne do smoczych. Za nim podejmiesz decyzję również z tobą się nieco zabawię, aby było sprawiedliwie wobec twoich "przyjaciół". - Mówiła z gadzim, szyderczym zadowoleniem obserwując jak lisica się do niej zbliża i... Odbija nagle w prawy korytarz, bez choćby najmniejszego zainteresowania wypowiadającej się do niej landryny. - Ej, co ty...?! Tak po prostu ich zostawiasz? To nie fair! - zaczęła trajkotać jak katarynka nie mogąc uwierzyć w takie zachowanie tej, która zdawać by się mogło poświęciłaby dla swoich przyjaciół wszystko. - Stój! Tak nie można, przecież...!
        - Chędoż się. - Prychnęła przez ramię znikając w mroku prawego korytarza.
        - Jeszcze tak podłej i wyrachowanej kobiety w życiu nie widziałam. - Mruknęła zszokowana takim obrotem spraw i rozpłynęła się w powietrzu, aby poinformować swoje siostry, że dwoje z trojga przeszło próbę prawidłowo i można ich dalej nękać, aż również i oni nie złamią się w końcu i nie postanowią przedłożyć swojej chciwości nad lojalność.

        Osłabiona przez użycie sporej ilości magii potrzebnej do przebicia się do umysłu, landryny i podesłaniu jej wizji odchodzącej lisołaczki w drugą stronę, Yve stała oparta o ścianę w lewym korytarzu, z głową uniesioną do góry i delikatnie uciskała nasadę nosa, chcąc powstrzymać krwawienie wywołane tym wysiłkiem i oddychała cicho, nie chcąc się przez to zdradzić i popsuć całego swojego oszustwa, przez które może uda im się dostać jeszcze do skarbu. Nabrała głęboko powietrza i czując się już nieco lepiej, podreptała za towarzyszami, wspierając się dłonią wilgotnej, zimnej ściany, aby się nie obalić i idąc cicho, pozostając ostrożnie w tyle, żeby kolejne wiedźmy jej nie dojrzały i nie zorientowały się, że jedna z nich została przebiegle przechytrzona.
Awatar użytkownika
Rubinento
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rubinento »

Ryba szedł lewym korytarzem, nie oglądając się za siebie. Łzy ciekły mu po policzkach, a brzuch go palił. Badał jednak wnętrze naprawdę ciepłego tunelu.
- Dlaczego chociaż raz nie możesz się zachować jak prawdziwy mężczyzna i poświęcić swoje pragnienia dla dobra drużyny. Zmężniej psia mać, zmężniej! - wypominał sam sobie.
- "Może dlatego, że zamiast facetem, jesteś jakąś dorosłą beksą. Nikt nie mówił, że życie będzie proste..."- odezwał się głos w jego głowie.
- A ciebie tu nikt nie zapraszał! - warknął tryton i zablokował swój umysł.

Po jakimś czasie spędzonym na marszu w ciszy, doszedł do dużej i o dziwo jasnej przestrzeni. Mniej więcej w centrum tego "pomieszczenia" znajdowało się jezioro, a nieco za nim stał stół. Siedziała przy nim kolejna kobieta. Była dokładną kopią Iriny, wyróżniała się tylko błękitnym kolorem i okularami na nosie. Naturianin spiął się, ale ta tylko spojrzała na niego i machnęła ręką.
- Ach, to ty. Siostrzyczka mówiła, że przyjdziesz... Gdzie ja cię tu mam...? - powiedziała bardziej do siebie niż do niego i zajrzała do lewitującej obok książki. Po chwili zakreśliła coś piórem i powiedziała :
- Korytarzem w prawo, trzecie okienko, podchodzisz z tym formularzem.

Dała mu jakiś kwitek, a Rubin nie chcąc mieć następnych nieprzyjemności poszedł we wskazane miejsce. Tam, w wydrążonej w skale dziurze, siedziała żółta wersja Iriny. Tryton był zdziwiony, co wróżka natychmiast zauważyła.
- Nie mów, że się nie spodziewałeś, spotkałeś nas już kilka.
- Ile was tu jest?
- Hm... Irina, Jili, ja, Kati, Marina, Lumi... No z 50, z czego 3 to strażniczki, a reszta pracuje tu w księgowości i papierach, wiesz, poczta, spis gości... Ta praca jest nudna, a ja jestem tu taka samotna...

Mieszkaniec mórz nie chcąc słuchać już następnej wiedźmy, podał jej kartkę, na co ona natychmiast zamilkła i wypisała coś z drugiej strony. Był to prawdopodobnie adres, gdyż były tam i litery i cyfry. Podała mu też żółty kamyczek, który nawet w ciemnej grocie dawał oślepiające światło. Wiedźma-księgowa zmieniła postać na bardziej ludzką i odezwała się głębszym głosem :
- Jestem Lighteria. Ja i inne księgowe zostałyśmy tu uwięzione przez Irinę i dwie inne strażniczki. Od lat chcemy się stąd wydostać, ale niewielu ludzi tu przychodzi. Rzuć tym kamieniem o ziemię w odpowiednim momencie, a może on nawet uratować życie tobie i przyjaciołom. Ta dziewczyna... Podobno przeszła próbę... One są potężne. - Postać żółtej kobiety rozbłysnęła. Bardzo mocno trzymała jego rękę i zaczęła przemawiać dziwnym głosem :
- Biada tej, która oszuka wszystkie wiedźmy. Dla tych, którzy zadrą z najstarszą nie ma litości.
Awatar użytkownika
Zilvah
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Niedźwiedziołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Zilvah »

Lewy korytarz okazał się być równie okrutną karą, co ten, którym weszli do jaskini, a może nawet gorszy. I tutaj sufit był niebezpiecznie nisko, zaryty dodatkowo stalagmitami i sterczącymi, kamiennymi soplami, o które niedźwiedziołak co raz zawadzał. Na nic zdała się tu także niedźwiedzia forma, ponieważ w panujących ciemnościach widział tyle, na ile zapewne pozwalały mu tajemnicze wiedźmy, które miały ich rzekomo nachodzić. Stąpając bardzo ostrożnie, Zil'vah miał wrażenie, że kręci się w kółko i non-stop wpada na tą samą kolumnę, kiedy nogi prowadzą go po niewielkim łuku. Nie było to jednak tragedią w porównaniu z faktem, iż nie ma możliwości powrotu. Przeć można było tylko do przodu. W ostatniej krypcie przyszło im zostawić Yve, co wyjątkowo nie spodobało się mężczyźnie. Zil'vah gwizdał na skarb, gdyby go zapytano o plan, powiedziałby, że wychodzi i już tu nie wróci, ale skoro weszli tu razem, to razem powinni też wyjść.

Nagle przed niedźwiedziem roztoczyła się łuna żółtego światła, odkrywając kolejne pomieszczenie, w którym już na niego czekano. Tym razem była to kobieta o jasnej poświacie, ubrana niemal identycznie, co Irina, z tą różnicą, że przypominała mlecza, a nie kawał różowej waty. I do tego zjawiska Zil'vah podszedł nieufnie, a gdy tajemnicza kobieta wręczyła mu kawałek pergaminu, zgniótł go w ręce i rzucił na ziemię.
- Przechodził tędy tryton? - zapytał oschle, widząc jak żółty byt próbuje go ignorować za jego grubiaństwo i brak manier. - Nie za wysoki, strasznie chudy i blady, czarne włosy - opisał Rubina po skróconej wersji. Wtedy to zjawa wzruszyła obojętnie ramionami i wyniośle uniosła wzrok ponad książką.
- Pochodzisz z północy? Jesteś nieokrzesany jak barbarzyńcy z tamtych rejonów. Nawet wyglądasz podobnie i sprawiasz wrażenie równie tępego co oni. Mógłbyś zatem stanąć dalej, bo zasłaniasz mi światło?
- Nie twój interes - odpowiedział, wyciągając rękę po książkę, która o dziwo nie była mirażem. Nim ktokolwiek zdążył zareagować, przedmiot leżał już w kącie, zbierając cały kurz i pajęczyny. - Chcę wiedzieć jak stąd wyjść!

Jednak zamiast klarownej odpowiedzi żółta landryna zawisła nad Zilem i postawiła przed nim jego własne odbicie i odbicie Yve.
- Piękna by z was była para - zaczęła, chichocząc jak mała diablica, co zupełnie kłóciło się z jej poprzednią postawą. Jakby siedzącą w książce cichą myszkę zastąpiła pewna siebie wilczyca. - Zadufana w sobie lafirynda i tępy mięśniak. Jest między wami to "coś", co z pewnością równie szybko zniknie, zważywszy na to, jak twoja znajoma traktuje mężczyzn, ale nie wszystko stracone. Skarb to nie tylko złoto. W tej jaskini mieszkam ja i pięćdziesiąt moich sióstr i czasem doskwiera nam samotność. Mógłbyś tu zostać, choćby na kilka dni. Kogo obchodzi jakaś tam Yve - jej śmiech wypełnił korytarze, kiedy podlatywała do niedźwiedziołaka, by rzucić mu się na szyję niczym kochanka.
Awatar użytkownika
Yve
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 92
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Kurtyzana , Skrytobójca , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yve »

        Kolejny mało wygodny i ciemny korytarz, który dzikie oczy lisicy dokładnie badały, a ona zwinnie mogła omijać szczerzące się na nią przeszkody. Powoli zaczynało jej się to nudzić, nie mówiąc już o tym, że Irina i jej siostry w ogóle nie miały gustu względem dekorowania wnętrz. Z każdym krokiem wyobrażała sobie jak ciężko musiało tu być Zil'vahowi, a może nawet Rubinowi. Szczerze mówiąc zaczęło jej się przez to robić żal towarzyszy, ale nie mogła z tym nic zrobić, oni z własnej woli tu weszli, a przecież nie musieli. Teraz w sumie to i tak bez znaczenia, bo o ile ona mogła swobodnie stąd wyjść, oni znaleźli się w pułapce nakazującej jedyni iść cały czas przed siebie. Nie uśmiechało jej się, że znowu to ona będzie musiała uratować ich lekkomyślne tyłki, ale cóż zrobić? Taki już jej paskudny los.

        W końcu dostrzegła blask bijący zza zakrętu i starając się bezszelestnie stąpać po kamiennym gruncie, wyjrzała jednym okiem zza rogu. Ucieszyła się w duchu widząc żółtą landrynę i niedźwiedziego mężczyznę. Całkiem ciekawie się wszystko prezentowało - wiedźma ma go w głębokim poważaniu, a on demonstruje swoje niezadowolenie ciskając brutalnie jej książką. Przestało jej być jednak do śmiechu, kiedy i ta postanowiła się pobawić w wyobrażanie sobie cudownej przyszłości lisicy i niedźwiedzia. Nie była zła przez to, że chciała temu zaprzeczyć i udawać brak uczuć wobec Zila, tylko przez fakt, iż wiedźmy starały się zmanipulować mężczyznę przez tak żałosny i oczywisty sposób.

        Za rogiem "pomieszczenia", fioletowe oko błysnęło dziko, a Yve straciła cierpliwość, nie mogąc już znieść tego, że ta lafirynda starała się odwołać do jego najbardziej prymitywnych żądz. Tylko zmiennokształtna mogła tak traktować barbarzyńcę i nikt więcej! Wsunęła dłoń za cholewę swojego buta, machając ze złością ogonem i po krótkim celowaniu, rzuciła sztyletem w uwieszoną Zil'vaha landrynę, trafiając ją w bok szyi. Wiedźma z urwanym jękiem padła na ziemię, a po chwili zmieniła się w żółte świetliki, starające się w panice gdzieś ukryć, ale zaraz ich światło zbladło i wszystkie popadały na ziemię zmieniając się w proch.
        - Jeśli zazdrościsz to znajdź sobie własnego chłopaka - burknęła z pogardą i z dumnie uniesioną głową wyszła zza rogu idąc po swój sztylet. Nie spodziewała się, że ta kopia Iriny będzie materialna, ale może wiedźma sama stała się materialna by łatwiej zawładnąć i posiąść gladiatora, co okazało się złym pomysłem przy ukrytej w cieniu lisicy.

        Yve spojrzała w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą leżała "księgowa", a po tym zerknęła znów na Zila i przyłożyła palec do ust, by ten nie zdradził nikomu jej lisiej obecności. Nie wiedziała czy zabicie tej kopi uwolniło towarzysza od czaru głównych wiedźm, dlatego wolała mu pokazać by zachował spotkanie Yve w tajemnicy, niż miałaby się bezsensu wydzierać i może jeszcze sama się zdradzić.
Awatar użytkownika
Rubinento
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rubinento »

Tryton wybiegł w przypadkową uliczkę, a potem przeanalizował jeszcze raz słowa Lighterii. Według niej lisołaczka jest w niebezpieczeństwie, co było nadzwyczaj logiczne, w końcu udało jej się przejśc próbę, a stworzenia tego typu łatwo się nie poddają. Rubin trzymał za nią kciuki, mimo iż wiedział, że ona zawsze dostaje co tylko zechce. Wyciągnął błyszczący prezent. Mógł on pełnić funkcje lampy. Jego światło było prawie takie jak słońca. Po chwili odrobinę przybladło. Tryton stwierdził, że może ono się wyczerpać, tak więc może wypadałoby wrócić... Obietnica została spełniona, droga do skarbu zablokowana na wieki wieków, czyli nie ma tu czego szukać, a zawsze można wrócić. Gorzej jeżeli się w takim labiryncie zabłądzi... Na zewnątrz będzie cieplej, jaśniej, będzie woda, wszystko będzie bardziej naturalne... Ale z drugiej strony są tam drapieżniki, a poza tym niesprawiedliwe byłoby zostawienie przyjaciół w tym dziwnym labiryncie z tyloma wiedźmami. Szczególnie, że większość z nich została tu podobno wbrew własnej woli uwięziona. Co jeśli i oni zmienią się w strażników tego przeklętego skarbu?

Naturianin postanowił zawrócić i poczekać na towarzyszy przy wejściu. Wtedy zawsze może zejść do rzeki, a może i znajdzie po drodze Zila, w końcu on też nie przeszedł dalej, czyli powinni się gdzieś po drodze spotkać. Czarnowłosy skierował się więc w tył, z powrotem do świetlistej komnaty.
Awatar użytkownika
Zilvah
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Niedźwiedziołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Zilvah »

W przeciwieństwie do swojej różowej odpowiedniczki, która sięgała po ukryte pragnienia, żółta wiedźma postanowiła dostosować swoje czary pod oryginalne typy charakterów swoich ofiar, by jeszcze bardziej złamać w nich opór. Na trytona, który był istotą raczej łagodną i fajtłapowatą zastosowała podprogowe rozkazy, wysyłając go z jakąś misją i odczuciem, że to ważne zarówno dla niego, jak i jego towarzyszy. Nie wymagało to dużych pokładów magii, zaledwie sprawienia, by Rubin odniósł wrażenie, że stoi przed nim ktoś podobny do Yve, ktoś kto rozkaz wydaje tylko raz, ale robi to w sposób przyjemny dla ucha. Na zmiennokształtnego jednak ten trik nie miał prawa zadziałać. Głównie dlatego, że Zil'vah, jako jedyny, nie czuł wobec nikogo poczucia uległości. Nikt nie mógł mu rozkazywać, jedynie poprosić bądź przekonać do działania. Tępy rozkaz na umysł tępego gladiatora zostałby po prostu zignorowany, dlatego też żółta czarownica uderzyła w innym kierunku - prymitywnych odruchów.

Wdzięcząc się przed niedźwiedziołakiem pół materialna postać zaczęła naruszać jego przestrzeń, mierzwić włosy, brodę, badać ścieżki utworzone ze starych blizn. Jej urok wbił się mocno w czaszkę mężczyzny, który zrezygnował z jakiejkolwiek próby obrony. Uległ jej bezgranicznie i gdyby żółta landryna wszystkiego nie zepsuła, Zil zostałby z nią w jaskini. Wspominanie jednak przy nim o wadze złota było wielkim błędem. Wszelkie skarby były dla gladiatora zbytkiem, nie miały żadnej wartości, toteż myśl, że tylko po to tu przyszedł wybudziła go z transu. I w samą porę, bo tuż przy uchu świsnął sztylet, który zranił, a przynajmniej przegonił zjawę.

Chmara gasnących świetlików na szarym tle ścian przypominała roztańczone gwiazdy, które błyszczały nad głową niedźwiedzia, gdy on i Yve rozmawiali. Dzięki nim Zil o dziwo szybko wrócił do rzeczywistości i zamrugał kilka razy, widząc przed sobą lisołaczkę.
- Ta jaskinia powoli zaczyna działać mi na nerwy - powiedział szeptem, wyciągając dłoń ku Yve i gdy jego palce dotknęły jej ramienia, mężczyzna odetchnął z wyraźną ulgą na twarzy. - Znajdźmy Rubina i wynośmy się.
Awatar użytkownika
Yve
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 92
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Kurtyzana , Skrytobójca , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yve »

        Yve szła w jego stronę z dumnie uniesionym ogonem i głową, cała w skowronkach jakby właśnie jakiś król oświadczył, że w ramach uznania jej bohaterskich czynów, oddaje jej całe swoje królestwo. Było do przewidzenia, że obrośnie w piórka jeszcze bardziej, gdy znów to ona będzie zbawienną gwiazdą dla swoich towarzyszy i tak też właśnie się zachowywała. Uwielbiała takie momenty, w których wszyscy ją doceniali i cała uwaga innych była w pełni skupiona na lisicy, czuła się wtedy jak bogini, o czym nie raz śniła.
        - Daliście się złapać w ich pułapkę na własne życzenie - zachichotała niewinnie, ale z wciąż pobrzmiewającą wyższością w głosie. Zamachnęła kilka razy na boki ogonkiem, jednocześnie przechylając na bok głowę, by policzkiem otrzeć się lekko o szorstką skórę dłoni niedźwiedzia na swoim ramieniu, po czym skuliła się i przechodząc pod jego ramieniem, poszła po swoje ostrze.

        Przez krótki moment się zamyśliła nad czymś, kręcąc przy tym młynki sztyletem, a po chwili spojrzała na gladiatora i się delikatnie uśmiechnęła, skupiając w sobie energię na rzucenie małego zaklęcia ochronnego na jego umysł, przez co jej oczy zalśniły żywszym fioletem. Zachwiała się lekko kiedy skończyła ten delikatny zabieg i podeszła do zmiennokształtnego, by wspólnie pójść dalej i poszukać Rubina. Dzięki swojej sztuczce Zil'vahowi nie groźne już były uroki, ani mamienie ze strony wiedźm, nawet jeśli wątpiła w możliwość ich spotkania podczas powrotu na zewnątrz.
        - Miło wiedzieć, że wystarczy się do ciebie tylko odpowiednio łasić, by zdobyć nad tobą kontrolę, misiaczku - znów zachichotała z rozbawieniem, chcąc tą złośliwą uwagą zatuszować swoje osłabienie. Nie mogła przed nimi okazać zmęczenia, w końcu to ona była ich bohaterką, to ona ich ratowała, nie potrzebowała ich troski i opieki, bo sama mogłaby o siebie zadbać, przecież była najlepsza.

        Po jakiejś chwili, nim ruszyli wgłąb, uniosła nieznacznie głowę do góry i kilka razy pociągnęła swoim noskiem. Zaraz na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, eksponujący całemu światu lisie kiełki w uzębieniu.
        - Nie będzie potrzeby go szukać, chyba że w tej jaskini spory kawałek od najbliższego morza, mieszkają jakieś inne trytony w co wątpię, a z tego co się orientuję nimfy są raczej drobnej postury, do tego wszystkie są kobietami. - Mruknęła cicho wpatrując się w ciemność korytarza, w który mieli właśnie wejść, a z którego dochodził do niej zapach ryb, alg i męskiego potu jednocześnie przy akompaniamencie odgłosu kroków.

        Poczekała cierpliwie na przybycie przyjaciela, by również i na jego umysł od razu rzucić zaklęcie ochronne. Jej moc była już niemal na wyczerpaniu, co objawiło się tym, że gdyby nie oparła się o klatę Zila to zapewne upadłaby na ziemię, a do tego znów jej delikatnie pociekła z nosa krew.
        - Następnym razem się dwa razy zastanowicie, czy należy słuchać słów jakiś różowych lafirynd i przedkładać swój cel nad jakieś wyssane z palca groźby o utraceniu możliwości na przyjaźń i miłość. W szczególności tyczy się to ciebie Rubin! - Nie mogła sobie odpuścić, a tym bardziej poczekać do wyjścia z jaskini i po prostu musiała ich teraz zbesztać, choć ze stróżką krwi pod nosem i na niestabilnych nogach nie wydawała się już aż tak straszna oraz przekonywująca w swoich osądach. - A ty zamiast myśleć o Prasmok wie czym i słuchać jednej i drugiej to mogłeś od razu polecieć za tym półgłówkiem, złapać go za szmaty i po prostu stąd wyjść, ale po co? - przewróciła z irytacją oczami, ale mimo wszystko uściskała najpierw jednego, następnie drugiego i ze wszystkich swoich sił popchnęła ich w powrotny korytarz.
        - A teraz ruszcie szanowne dupska i wynośmy się stąd! - zarządziła, nie siląc się by i w tym przypadku iść na czele całej grupy, za to trzymała się samego końca, poganiając ich coraz bardziej jak jakiś sadystyczny nadzorca bandę niewolników.

        Wracając niemal do punktu, w którym to wszystko się zaczęło, upewniła się, że mężczyźni pójdą prosto do wyjścia z jaskini, ona odbiła w drugi korytarz i pośpiesznie, przy jednoczesnym pozostaniu w ukryciu, udała się do miejsca gdzie w jednej z wnęk groty schowana była skrzynia ze skarbem. Co prawda spodziewała się czegoś większego, ale przecież na świecie są mniejsze i cenniejsze rzeczy od złotych monet oraz drogocennych klejnotów. Biorąc pod pachę skrzynkę nieco większą od swojej torby, czmychnęła czym prędzej w stronę wyjścia i swoich towarzyszy. Biegnąc była stanowczo zbyt skupiona na innych sprawach - możne na przykład szybkiej ucieczce w obawie przed gniewem oszukanych wiedźm - by zwrócić uwagę na podejrzaną lekkość skradzionej skrzynki, w której wnętrzu mimo to coś się obijało o drewniane ściany.
Awatar użytkownika
Rubinento
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rubinento »

Kiedy dobiegł do świetlistej komnaty, zastygł zdezorientowany. "Co Yve tu robiła? Czy nie miała być tam gdzieś w korytarzach?", myślał. Gdy poczuł mrowienie na głowie i zorientował się, że Yve rzuciła na niego zaklęcie, powiedział :
- Wiesz, że nie musiałaś tego robić? Sam tak potrafię, wystarczyło powiedzieć. Nie mniej, dziękuje.
Wysłuchując tego kazania, najchętniej by jej odpyskował, ale widząc jaka jest słaba, odpuścił to sobie.

Poszli w kierunku wyjścia. Tryton zastanawiał się, czy lisołaczka zrezygnowała dla nich ze skarbu... "W końcu największym skarbem jest miłość", pomyślał. Jednak po jakimś czasie Yve oddaliła się od nich w tempie szybszym, niż by się po niej Rubin spodziewał. Nie przerywali jednak marszu, a kiedy w końcu wyszli na zewnątrz, oślepił go blask zachodzącego słońca, w jego nozdrza uderzył słodki zapach kwiatów, a ciało korzystało z przyjemnego ciepła. Te warunki tak kontrastowały z tymi panującymi w jaskini, że miało się takie wrażenie, jakby się umarło lub przeniosło do innego świata.

Po chwili z groty wybiegła i zmiennokształtna. Tryton nie wiedział jak to się stało, że nagle ze słabej i niestabilnie stojącej przemieniła się w biegnącą i pełną energii. Kiedy wystarczająco oddalili się od tego przeklętego wejścia, czas było zająć się skrzynią. Nie była ona dużych rozmiarów, a zmęczona lisołaczka z łatwością trzymała ją w dłoniach, tak więc nie przejmował się, gdyby okazało się, że musi ją nieść. Zamek uległ z łatwością pod niewielkim naciskiem. Naturianin patrzył na minę przejętej kobiety. Sam też nie mógł doczekać się, by zobaczyć co było ich nagrodą, za tą ogromną, męczącą podróż, w którą włożyli tyle czasu i wysiłku. Jednak... Kiedy tylko mężczyzna wyczuł smród zgnilizny i zbyt duże napięcie w powietrzu, wiedział, że coś poszło nie tak. Po kilku sekundach zdobył się na odwagę by zajrzeć do środka. Jego oczy zrobiły się ogromne ze zdziwienia. W drewnianej skrzyni były tylko czarne, lekko nadgniłe liście. Może faktycznie był to jakiś rzadki gatunek, warty sporo forsy, ale w tym stanie raczej nie był już ani drogi, ani przydatny. Miał nadzieję, że Yve nie wyładuje swojego gniewu na nim, ale i tak zakrył rękami szyję wraz z karkiem, i przygotowywał jakąś przepraszająco-błagającą formułkę.
Awatar użytkownika
Zilvah
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Niedźwiedziołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Zilvah »

- Wybacz, że nie jestem odporny na magiczne mieszanie mi w głowie - odpowiedział zmiennokształtny z kąśliwym uśmieszkiem, kiedy Yve ocierała się policzkiem o jego dłoń. - Na swoją obronę mogę dodać, że w każdej z nich widziałem ciebie... co raczej nie stawia mnie teraz w korzystnym świetle, choć kto wie, ale chciałbym żebyś to wiedziała niż sama miała wwiercać mi się do głowy.
Nie był to co prawda najodpowiedniejszy czas na podobne uszczypliwości, czy wyznania, ale korzystając z chwili sam na sam, miło było odwrócić myśli od tej jaskini i zamieszkujących ją sił, których jedynym celem było zgładzenie poszukiwaczy skarbów. Zil'vah był już pewien swoich uczuć względem lisołaczki, choć z ich prezentacją nie szło mu najlepiej. Nigdy nie sądził, że po latach niewoli i życia na skraju dzikości będzie zdolny jeszcze zaufać komukolwiek. Te kilka dni z Yve i Rubinem pozwoliły mu zapomnieć o dawnym życiu, choć doskonale wiedział, że będzie ono powracało do niego w snach.

- Skoro uważasz, że przez łaszenie się można zdobyć nade mną kontrolę, to dlaczego sama stosujesz podobne praktyki? - zapytał dość poważnie, ciepło spoglądając w oczy lisołaczki, zanim ta zmieniła temat i zaczęła zabezpieczać jego umysł przed kolejnym, ewentualnym kuszeniem. - Przychodzisz mnie podglądać gdy ćwiczę, wykorzystujesz każdą okazję, by dotknąć moich mięśni, nawet w mój mózg wciskasz obrazy, na których jesteś zupełnie naga - ciągnął dalej, z każdym słowem zbliżając się coraz bardziej do kobiety, aż w końcu objął ją w talii i przycisnął do siebie w sposób mający pozbawić ją wszelkich złudzeń. - Myślisz, że tego nie widzę, czy może uważasz, że niewolnik z północy jest za głupi, by odczytywać takie sygnały? - powtórzył i rozwinął swoją myśl, a następnie pochylił się ku soczyście czerwonym ustom zmiennokształtnej.

Niestety pojawienie się Rubina pokrzyżowało wszystkie jego i tak pokręcone plany, toteż Zil'vahowi nie pozostało nic innego, jak tylko puścić towarzyszkę i udać się wraz nią i rybim kompanem do wyjścia. Na całe szczęście droga powrotna nie była już taką katorgą,  ponieważ większość wadzących kamiennych kolców, niedźwiedź strącił za pierwszym razem, więc teraz czekała go jedynie przeprawa przez czarne korytarze i uważanie, by nie zetrzeć sobie skóry na szerokich barkach. Co jakiś czas wtrącał też barbarzyńskie przekleństwo, kiedy jedna z jego łap trafiła na szczelinę albo trzymany w pysku miecz zawadził o kolumnę. No, ale koniec końców sam zgodził się tu wejść, więc nie miał prawa narzekać na niewygody.
Kiedy wyszli na słońce, zmiennokształtny, już jako człowiek, nabrał świeżego powietrza w płuca i rozłożył się plackiem na zielonej trawie, uśmiechnięty od ucha do ucha, że niski sufit ma już za sobą. Od tego człapania zesztywniał mu cały kark, który strzyknął donośnie, kiedy Zil zwrócił głowę o dziewięćdziesiąt stopni. Dopiero wtedy dostrzegł też, że Yve wyszła z jaskini z dodatkowym bagażem, niewielką skrzynką z okutego metalem, ciemnego drewna i wieka z mizerną, rozpadającą się kłódką.
- A więc jednak poszłaś po skarb - skomentował, wstając na dźwięk pękających zabezpieczeń. - Jeśli to złoto, podzielcie je między siebie - dodał, zerkając Rubinowi przez ramię ze znudzeniem na twarzy, lecz na widok czarnych listków, humor znacząco, nie wiedzieć czemu, mu się poprawił.
- Powiedziałbym, że to kara za rzucanie nożem w wiedźmę, ale lubię swoją głowę, więc pójdę po drewno na ogień.
Awatar użytkownika
Yve
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 92
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Kurtyzana , Skrytobójca , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yve »

        Wysłuchiwała uważnie jego kąśliwej uwagi, podnosząc z ziemi swoje ostrze i chowając je do ukrytej kieszeni we wnętrzu wysokiej cholewy jednego ze swoich butów, gdy nagle na niego spojrzała z niezadowoleniem w oczach. Wiedziała, że jego słowa należy rozumieć na płaszczyźnie uczuć jakimi zaczął darzyć lisice, ale jednak dobór jaki zastosował można było odebrać również jako obrazę jej skromniutkiej osoby. W przypadku gdyby stał przed nią i powiedział coś takiego Rubin albo inny mężczyzna, nie miałaby żadnych skrupułów przed chwytaniem za słówka i wszczęciem awantury za ich nie do końca przemyślane połączenie. W stosunku do Zil’vaha nie mogła jednak tak postąpić biorąc pod uwagę choćby to, że prawdopodobnie nie miał zbyt wielu okazji do zawiązania relacji męsko-damskich skoro żył tylko po to by walczyć na arenie i dostarczać tym samym rozrywki tym, którzy go do tego zmuszali. Po drugie z tego, czego nie tak trudno było się domyślić, nigdy nie miał styczności z cywilizowanym światem i mógł nie wiedzieć, że niektóre wyrazy, ich kombinacja w zdaniu i sam ton wypowiedzi mogły całkowicie zmieniać sens wypowiadanych słów, więc mówił po prostu to co mu przyszło pierwsze na myśl.

        - A-ha… Czyli ja jedna ci nie wystarczę? – nie zamierzała być dla niego nazbyt litościwa i również chciała się posłużyć uszczypliwościami w swojej odpowiedzi. Dlaczego? Bo może i to lubi. – Wolałbyś być otoczony takimi jak ja? – zapytała z mieniącymi się podstępnie oczami i kołyszącym na boki ogonem. Już miała w głowie kolejny przebiegły eksperyment odnośnie uczuć jakie kłębiły się w niedźwiedziu do jej osoby. Owszem, ktoś mógłby ją przez to nazwać podłą dziewką, jak nie gorzej, i o ile robiła by tak dla własnej rozrywki w przypadku innych samców, tak Zil’vahowi chciała jedynie wyperswadować, że zawsze trzeba uważać na to co się mówi, bo „życzenia lubią się spełniać”, a poza tym była ostrożną kobietą i choć czuła przyjemne mrowienie w ciele przez samo tylko patrzenie na tego zmiennokształtnego, nie mogła się tak po prostu poddać swoim uczuciom i musiała go sprawdzić na wszelkich płaszczyznach, na których grunt był niepokojąco kruchy w jej przeświadczeniu.

        - Robię to co chcę robić i nikt mi tego nie zabroni. – Odparła z obojętną pozą jego zarzuty i się dumnie wyprostowała widząc, że z każdym słowem coraz bardziej się do niej zbliża niczym polujący drapieżnik do swojej ofiary. Jej oczy zalśniły od wzbierających w niej emocji, a swoją postawą dawała do zrozumienia, że przyjmuje jego nieme wyzwanie i nie zamierza się poddać bez walki. Uważała się za silną i niebezpieczną kobietę, więc chciała by i on, przede wszystkim on, ją taką widział. Nie opierała się kiedy oplótł ją w talii i przyciągnął gwałtownie do siebie tak, że z jej płuc wydostał się nadmiar powietrza w cichym, zduszonym sapnięciu. Zadarła głowę do góry z zamiarem dalszego toczenia tej gry.
        – Myślę o bardzo wielu rzeczach, odnośnie twojej osoby, ale nigdy nie przeszło mi przez głowę, że jesteś głupi. Co najwyżej zbyt lekkomyślnie postępujący z kobietami, które potrafią ugryźć, albo jak w tym przypadku wbić to i owo w niektóre miejsca nieostrożnego samca. – Mruknęła uwodzicielsko muskając przy tym swoimi ustami jego wargi, nie odrywając spojrzenia od jego oczu, w których z błogością mogłaby utonąć. Do tego dla podsycenia wspólnych przekomarzanek i tego niebezpiecznego flirtu miedzy ich dwójką, nieco mocniej przycisnęła do jego krocza sztylet, który wyciągnęła szybko zza pasa, gdy ją do siebie przyciągnął. Nie zamierzała ożywać ostrza na niedźwiedziu, chciała go jedynie przed sobą ostrzec i pokazać, że zawsze trzeba na nią uważać. Te zalety bycia podstępnym lisem.

        Opuściła ostrze z rozbawieniem, kiedy dotarło do niego to zagrożenie i kładąc dłonie na jego klatce, stanęła na palcach, by znaleźć się jeszcze bliżej jego ust, ale pojawienie się Rubina przerwało im ten przyjemny, a dla niej zabawny moment i jakby nigdy nic ruszyli w stronę wyjścia, do którego Yve dotarła z opóźnieniem przez nieodpartą chęć pozyskania skarbu. Dopiero ze skrzynką pod pachą dołączyła do towarzyszy.

        Zdziwieniem było dla niej, że podczas przywłaszczania sobie kuferka i ucieczki z jaskini nic jej nie zatrzymało, ale na bezpiecznej przestrzeni nie miało to większego znaczenia. Była dumna z siebie, że jej jedynej udało się osiągnąć z sukcesem cel ich podróży i nie kryjąc tego chełpienia się postawiła skrzynkę na pniaku, aby łatwiej im było przyjrzeć się zawartości i otworzyć zamek, który niemal rozpadał się w palcach.

        - Byłabym idiotką gdybym przeszła taki kawał i wyszła z tej cholernej jaskini z pustymi rękami – burknęła urażona jego komentarzem i zaraz z rosnącym entuzjazmem skupiała się na podnoszonym przez Rubina wieczku. Szeroki uśmiech jaki zagościł w tym momencie na jej twarzy był bardzo rzadko przez nią przywdziewany, można nawet się pokusić o stwierdzenie, że nigdy się go u niej nie widziało, aż do teraz. Lisica już szacowała co może być w środku i co mogłaby ze swoją częścią zrobić, gdy po chwili spojrzał zaskoczona do środka czując nieprzyjemny zapach wydobywający się z kuferka. To co zobaczyła… Opadła jej przysłowiowa szczęka i mogłoby się wydawać, że dziewczyna zaraz zemdleje, gdyby nie wzbierająca w oczach furia, której przekroczenie względnie bezpiecznej dla okolicy wartości, ją ocuciło z tego oszołomienia.

        Lisica była wściekła, co Zil’vah dość zmyślnie przewidział i postanowił się ulotnić poza zasięg niszczycielskiej siły, tłumacząc się koniecznością przysłużenia się dobru całej grupy, a prościej – pójść po drewno na ognisko. Po tym jak podsumował znalezisko nawet dobrze postąpił, gdyż Yve nie będąc w stanie do niego doskoczyć odprowadziła go żądnym mordu spojrzeniem, ale musiała na czymś wyładować swoją frustrację, a pod ręką został jej już tylko Rubin, chroniący wszystkie najważniejsze części ciała, by przyjaciółka go nie zabiła przez przypadek. Niby dobrze pomyślane, ale nie przewidział, że cały jej gniew zostanie na niego przelany, a mógł po prostu się również odsunąć od centrum Armagedonu. Warczała dziko i rzuciła się na trytona przewracając go na bok i siadając na nim okrakiem przez co mogła złapać go oburącz za materiał odzienia pod szyją i zacząć nim potrząsać (wciąż chronił gardło, więc nie mogła zacisnąć swoich palców na jego skórze w tym miejscu). Szał jej minął szybciej niż się można było spodziewać i rzucając kreatywną wiązanką przekleństw zeszła naburmuszona oraz dalej sfrustrowana z przyjaciela, złorzecząc na… wszystko i nic, pod nosem.

        Nie wiedziała czemu, ale kiedy dostrzegła, że Zil wraca z pierwszą partią patyków na ognisko, szarpnęła naturianina znów za ubranie pod szyją, przyciągając go do siebie i pocałowała z pasją w usta, obserwując uważnie kątem oka jaką reakcję wywrze to na niedźwiedziu. Miała zamiar to sprawdzić w spokojniejszej chwili, ale tak przynajmniej w razie tłumaczenia się mogła wszystko zwalić na wzburzone emocje. Przy okazji nie oszczędziła sobie krytycznej oceny całuśnych umiejętności Rubina.
Awatar użytkownika
Rubinento
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rubinento »

Skulony tryton słyszał jeszcze tylko, że Zil się oddala, czyli nie pomoże mu w obronie przed wściekłą lisicą, która z kolei rzuciła się na Rubina, tak, że on leżał plackiem, a ona na nim siedziała. Było mu co prawda ciężko oddychać, ale nie takie ataki już przeżył. Zapomniał o tym co zdążył wymyślić i zaczął wypróbowywać na niej jakieś stworzone przez siebie psychologiczne triki. Mówił do niej spokojnie, w nadziei, że ta w końcu się opamięta...
- Yve... Porozmawiajmy na spokojnie jak normalni, dorośli ludzie, co? - to jednak w ogóle nie poskutkowało, przez co zmuszony był do tego, by zacząć błagać :
- Proszę Cię... Będę najlepszą rybą w kontynencie, najwygodniejszym podnóżkiem na świecie, ale przestań... - rzucił jeszcze kilka rzeczy, które może robić "naj", żeby ta przemoc się skończyła. Świadomość, że to ostatnie chwile jego życia, wcale nie zahamowała, a nawet wzmogła w nim towarzyskie dyskusje.

W końcu jej szał się skończył, choć nie było to takie pewne, dalej widać było żądzę mordu w oczach. W każdym razie po chwili niespodziewanie szarpnęła nim, a on zdezorientowany oparł się o jej biust. Kiedy zaczęła go całować, najpierw był nieco zdziwiony, przecież wiedziała o jego upodobaniach. Oczy rozszerzyły mu się ze zdumienia, ale stwierdził, że niegrzecznym byłoby nie oddać pocałunku, nawet jeśli osoba całująca właśnie rozbudziła jego strach i usiłowała go zamordować. Czuł jej perfumy, jej włosy, które opadły na jego twarz. Musiał przyznać, że dobrze całowała. Całość trwała może trochę krócej niż minutę. Potem kobieta odsunęła się od niego, a wręcz odepchnęła go. Naturianin tylko mruknął coś o rozdartej koszuli, a potem zobaczył swój prawdopodobnie następny problem. Niedźwiedziołak wracał z drewnem i niewątpliwie widział tylko ostatnią część ich walki. Zielonoskóry nie mógł się od niczego wymigać, czerwony ślad szminki był aż nadto widoczny. Zil'vah był jednak zbyt daleko by po jego minie stwierdzić, czy jest rozgniewany, czy obojętny. Rubin nie wiedział czy w razie zagrożenia uciekać, czy podjąć ryzyko walki.
Awatar użytkownika
Zilvah
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Niedźwiedziołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Zilvah »

Garść czarnych liści wydzielających gryzący i nieprzyjemny zapach - nie tak wyglądało niedźwiedzie wyobrażenie o skarbie spoczywającym w rozpadlinach góry, strzeżonym przez wredne wiedźmy. Z licznych opowieści ojca, Zil'vah kojarzył skarb raczej ze złotem i srebrem w najróżniejszych formach i kształtach od pucharów i talerzy po kolczyki z brylantami większymi niż ludzkie oko. Pamiętał również, że takie precjoza najczęściej są pilnowane przez smoki lub obarczonych klątwą wojowników, a nie piękne i zmysłowe wiedźmy, które zsyłają zagładę, sięgając po najbardziej skrywane pragnienia. No, ale wtedy zmiennokształtny był dzieckiem, więc co mógł wiedzieć na temat tego, jak złożone jest życie poszukiwaczy skarbów. A okazywało się ono pełne rozczarowań i druzgoczących klęsk. Jak dobrze, że milszy był mu los rębajły.

Oddalając się od Yve i Rubina, Zil pogratulował sobie sprytu, choć jednocześnie było mu żal rybiego towarzysza, że cały gniew lisołaczki spadnie akurat na niego. No, ale nic już na to nie poradzi, mógłby co najwyżej przynieść to drewno i wraz z resztą zapomnieć o tym nieudanym rozdziale przy wspólnej kolacji. A później ruszyć gdzieś dalej, do nowych miejsc w tym dziwnie ciepłym świecie, w którym nie było zimnego, bladego słońca i trzymetrowych hałd śniegu na każdym kroku. Zil'vahowi kierunek pozostawał obojętny, ważne by obok była lisołaczka.

Na wspomnienie o Yve, serce Zila przyśpieszyło, a ręka niepewnie zadrżała, upuszczając sporych rozmiarów konar, który od kilku minut wlókł za sobą w drodze powrotnej. To, że wciąż o niej myślał - czuł zapach jej włosów, potu, widział ogień buchający w oczach - ciągle nie dawało mu spokoju. Mówiąc wprost, zakochał się, lecz cały czas próbował utrzymywać dystans, nie wiedząc, czy może lisicy w pełni zaufać. Owszem uratowała go od śmierci na trakcie i był jej dłużnikiem, ale koniec końców wszelkie uczucia tłumaczone były jego prymitywną, barbarzyńską żądzą. A to raczej nie działało na alarańskie kobiety.

Wychodząc z lasu z konarem w prawej ręce i pakunkiem - związanych lnianą patyków - w drugiej, Zil'vah trafił na polanę dokładnie w tym samym czasie, w którym usta Yve odrywały się od warg trytona. W pierwszej kolejności gniew i ślepa furia zakotłowały się pod czaszką byłego niewolnika, ale im podchodził bliżej, tym szybciej wszystko ulatywało niczym para. Na co mógł liczyć i czego się spodziewać? Choć wizje wiedźm były okrutne, to przecież ukazywały jakąś część prawdy, ostrzegając go przed dokonaniem wyboru. W głowie rozbrzmiały mu jak echo słowa drugiej czarownicy: "Jest między wami to "coś", co z pewnością równie szybko zniknie, zważywszy na to, jak twoja znajoma traktuje mężczyzn." Wtedy jednak Zil nie chciał tego słuchać i ignorował wszelkie sygnały, aż do teraz. To jasne, że między tą dwójką musiało coś być, podpowiadał mu umysł, wrzucając go do jednego worka z tłem, na które nie należy zwracać uwagi.

Będąc już przy towarzyszach, Zil'vah odłożył drewno na jeden stos i podnosząc z ziemi miecz, rzucił Rubinowi dość zawistne spojrzenie, z którego przed chwilą ktoś wymazał całą chęć mordowania. Ważne jednak, że tam istniała, na co wskazywał wyjątkowo silny uścisk rękojeści.
- Przepraszam, że przerwałem - powiedział, opierając klingę na barku i kierując się w stronę lasu. - Idę coś upolować. Wracam za godzinę, może dwie.
Awatar użytkownika
Yve
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 92
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Kurtyzana , Skrytobójca , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yve »

        Po oderwaniu swoich ust od warg trytona, Yve spojrzała na niego z wciąż widoczną iskrą gniewu w oczach, ale postanowiła odpuścić sobie podnoszenie na niego ręki za to, że oparł się na jej piersiach gdy go pociągnęła do siebie. Nie warto było robić o to afery, tym bardziej, że nie zrobił tego umyślnie skoro wolał bardziej... płaskie i twardsze klatki piersiowe. Ciekawostką jednak było dla niej, dlaczego ten wolący innych facetów naturianin odwzajemnił jej pocałunek. Co prawda zrobił to nieudolnie i w skali od jednego do dziesięciu dałaby mu stanowcze trzy na zachętę oraz przez to, że był jej przyjacielem, ale jednak coś takiego miało miejsce. Musiała przyznać, że dał jej niezłą zagwozdkę, nad którą zaraz zaczęła się zastanawiać, nie zwracając nawet uwagi na pojawienie się Zil'vaha i śmiertelny strach w oczach Rubina. Kto by pomyślał, że Rybcia tak się przejmie jej małym, nic nie znaczącym dowcipem.

        Ze zdziwieniem spojrzała na niedźwiedzia dopiero kiedy się do nich odezwał... niezbyt przyjemnym tonem. Nie była z tego powodu zadowolona, tym bardziej, że zakładała inną reakcję z jego strony. A może tylko jej się wydawało, że coś ich do siebie nawzajem przyciąga? Albo gladiator udawał, że interesują go kobiety, zwłaszcza Yve? To było kolejną dręczącą ją zagadką, którą po prostu musiała rozwikłać. Oczywiście nie mogła się tego dowiedzieć w inny sposób niż nie doprowadzając ich do konfrontacji ze sobą.
        - Nie wnikam co się ugryzło, ale zmień proszę ton. - Burknęła okazując swoje niezadowolenie i spojrzała na trytona, za którym zaraz stanęła i popchnęła go w stronę niedźwiedzia. - Jeśli nie chcesz żebym zrobiła ci mięsną papkę z mózgu, idź razem z Zilem na polowanie, udowodnij, że faktycznie jesteś facetem i przydaj się w końcu na coś. - Nie była choćby odrobinkę milsza nawet dla Rubina, któremu jasno postawiła sprawę, dodatkowo posyłając w jego stronę niewinne zaklęcie, od którego zabolała go głowa, by wiedział, że nie żartuje.

        - Upolujcie mi pięknego i smacznego jelonka. Mam dość jedzenia twardego i żylastego mięsa, a młode mają o wiele delikatniejszą i słodszą tkankę. Przynieście też trochę wody. - Uśmiechnęła się do obu uroczo i niewinnie, po czym zajęła się przygotowywaniem paleniska i ziołowego naparu na uspokojenie dla nich wszystkich, nie wspominając o szykowaniu mieszanki ziołowej na otarcia zmiennokształtnego spowodowanych niskim sklepieniem jaskini, jak również maścią na jego gojące się rany po niedawnej walce z elfem i jego pulpetem.

        Taki przynajmniej miała plan, ale działanie wzmacniającego naparu jaki zażyła, aby być w stanie odłączyć się niepostrzeżenie od opuszczających jaskinię towarzyszy i udać się po skarb, zaczynało powoli słabnąć, przypominając lisicy o tym jak bardzo dziś nadwyrężyła swoje siły. Dobrym dowodem na zanikanie efektów eliksiru było to, że nie czuła się najlepiej i z ledwością udało jej się rozpalić ognisko przez zawroty głowy. Tylko resztki walczącej z sennością i otępieniem świadomości zapobiegły pożarowi tej części lasu i spaleniu się żywcem lisicy, która to w porę zareagowała gdy jeden z patyków ustawionych w miniaturowy szałas nad płomieniem postanowił się przewrócić i żarzącym się końcem zetknąć się z jej biednym ogonkiem, który obecnie miał niewielką przypaloną plamę na boku białej końcówki lisiej kity.

        Niemoc zmogła ją podczas przygotowywania ziołowego naparu na ukojenie nerwów, rozweselenie i spokojny sen, co z mieszanki jaką właśnie przygotowywała jedynym efektem byłoby to ostanie zastępując "spokojny" "wiecznym". Lisica z trudem kontaktując z rzeczywistością, zamiast dodać trochę soku z aloesu, dodała jadu mantykory używanego przez nią do zatruwania większości swoich ostrzy. Miała ogromne szczęście, że po utracie przytomności opadła obok prowizorycznej miski zrobionej z dość dużego kawałka kory i że nie wylała na siebie zawartości przygotowywanej mieszanki, bo mogłoby się to dla niej skończyć tragicznie. Oczywiście przed tym wykazała się nie małym rozsądkiem i postanowiła się nieco odsunąć od ogniska, by do niego przez swój osłabiony i zamroczony stan nie wpaść.
Awatar użytkownika
Rubinento
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rubinento »

Tryton był zdziwiony reakcją niedźwiedziołaka, który nie zrobił z niego miazgi... W sumie to nie zrobił nic. Rubin dostrzegł jednak u niego oznaki zdenerwowania. Dlatego postanowił nie wchodzić mu przez jakiś czas w drogę. Niestety ten zamiar został uniemożliwiony przez Yve, która wtrąciła się, wysyłając ich razem na polowanie. Nie spodobał się ten pomysł naturianinowi, szczególnie kiedy usłyszał o młodych. Matki są bardzo agresywne, kiedy w grę wchodzi życie dzieci. Następnym powodem, dla którego czarnowłosy nie chciał wykonać polecenia był stan jego umiejętności łowiecko-tropicielskich, które były raczej nikłe jeśli nie zerowe. Szczególnie ważna była tu nieumiejętność skupienia się i zachowania ciszy, czym odstraszałby od siebie zwierzęta. Usiłował protestować, ale w odpowiedzi dostał tylko zaklęciem w głowę. Poszedł więc w kierunku strumienia po wodę, mówiąc przy okazji Zil'vahowi, że tylko by mu przeszkadzał, czy kręcił się pod jego nogami.

Nad strumieniem spędził trochę więcej czasu niż zajęło mu napełnianie naczyń płynem. Złapał i zjadł ze dwie rybki. Kiedy przyniósł w końcu wodę do obozu, Zila jeszcze nie było, a Yve spała niebezpiecznie blisko płomieni, w dodatku pichcąc jakąś śmierdząca, krwistą, a co najważniejsze podejrzaną zupkę. Odsunął ją delikatnie od ognia, do którego prawdopodobnie przyturlała się przez sen, a miksturę ściągnął z ognia, gdyż naczynko prawie całkiem sczerniało.
Zablokowany

Wróć do „Góry Druidów”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 9 gości