Góry Druidów[Las u podnóża gór] Na psa urok

Góry w których zdarzyć się możne wszystko. Tunele wydrążone, przez tajemnicze istoty setki lat temu pozostały tutaj do dziś. Góry można pokonać przechodząc nad nimi lub pokonując ich pełne niebezpieczeństw korytarze. Na ich szczycie swoje mieszkania mają starzy druidzi, pustelnicy. W górach można znaleźć wiele ziół, niespotykanych nigdzie indziej.
Max
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Włóczęga , Służący
Kontakt:

Post autor: Max »

        Maxine dreptała za szatynem, jak kucyk nadążający za wysokim koniem. Co jakiś czas musiała podbiegać i nadrabiać zwiększający się dystans, ale wojownik nie pozbył się młodocianego towarzystwa. O dziwo gdy zapytała jak powinna nazywać mężczyznę, ten nie rzucił "spadaj" ani innej sugestii podtrzymującej informację, że powinna się wynosić. Raczej prędzej tego się spodziewała, niż szybkiego podania imienia i nazwiska. Tym lepiej. Skoro facet już się nie buntował, była na jak najlepszej drodze. Szkoda tylko, że zabijaka nie był bardziej precyzyjny. James Levine i co dalej... Miała mu mówić panie Levine, panie James? Mistrzu Levine, czy zwyczajnie James. Mogła wymyślić co najmniej jeszcze kilka innych opcji i za zawszonego muła nie miała pojęcia, która z nich będzie właściwa. Skoro jednak facet nie powiedział dokładnie jak miała się do niego zwracać, to chyba mogła sobie wybrać. Uznała, że będzie go wołać jak jej będzie wygodnie, krótko James albo Levine, skoro nie dostała dokładnych wytycznych.
Skoro jej o imię nie spytał, nie narzucała się. Nie szukała przyjaciela, a nauczyciela. Max chciała wiedzieć jak gościa wołać, jeśli facet tego nie potrzebował, jego broszka.
        Dziewczyna utrzymała tempo, gdy mężczyzna zwolnił, ale przynajmniej nie musiała co jakiś czas dobiegać. Jak się mgnienie później okazało, James zwolnił by się odezwać. Skupiła się na wypowiadanych słowach. Mężczyzna na pewno nie był gadułą i wątpliwe by zamierzał cokolwiek powtarzać.
        - Wysil się na kreatywność - mruknęła pod nosem. Przybłędo, no tak zaczynało się. Na co było mu imię, jeśli mógł używać dowolnych wyzwisk i obelg. Ile razy słyszała to określenie. Miała okazję poznać znacznie gorsze epitety nim skończyła siedem lat. Jeśli Levine sądził, że ruszy lub zniechęci ją czymś takim, to naprawdę powinien się lepiej postarać.
        - Nie jestem wierząca, to i szkółka mi zbędna - odpowiedziała na ostrzeżenie mężczyzny. W opowieściach bogowie może i bywali łaskawi, ale Max nigdy nie doświadczyła tego na własnej skórze. W jakim więc celu miałaby czcić kogoś, kto miał ją w dupie jak ten cały pieprzony świat? Albo gorzej, wznosić pochwały jakiemuś wszechmocnemu gnojowi, który bawił się jej kosztem obserwując z rozbawieniem jej żałosne próby. A może zwyczajnie nie było bóstw bękartów, które opiekowałyby się takimi jak Max, tak samo jak brakowało dla nich miejsca na dworze, w mieście, czy matczynym sercu. Nigdzie nie było dla nich przystani, jeśli jej sobie nie wywalczyli. A najlepiej jeśli nie zatrzymywali w żadnym miejscu, wtedy nie musieli toczyć bezsensownej walki i tak z góry skazanej na porażkę. To jednak co było dla młodej najbardziej prawdopodobniej i w co wierzyła, to, że nie było nic i nikogo.
Tym bardziej więc chciałaby by jej nędzny żywot, jedyny jaki miała i jaki ją czekał, zaczął przypominać życie, a nie czołganie się w jednym wielkim bagnie bez widocznego końca.
        Wyrwana z własnych myśli, musiała ostro zahamować by nie wpaść na mężczyznę, który właśnie się zatrzymał. Bez lęku spojrzała w górę, słuchając co jeszcze Levine miał do powiedzenia. Dialog zazwyczaj wróżył same dobre rzeczy. Mówił jakby miała jakiś wybór. Max zupełnie nie wiedziała kim mogła, ani nawet kim chciałaby się stać. Żyła z dnia na dzień, o każdy poranek walcząc z całych sił. Zwyczajnie nigdy nie marzyła ani nie rozmyślała, zbyt zmęczona pracą, a później wędrówką, za bardzo zrezygnowana brakiem perspektyw i zbytnio zajęta kolejną godną wzgardy batalią o własną skórę. Zwyczajnie chciała żyć. Co wyniknie, gdy już nie będzie musiała wydzierać światu każdej odrobiny kolejnego dnia, któż to mógł wiedzieć? Do tej pory nie miała czasu na mrzonki i głupoty jakimi w jej sytuacji były marzenia lub plany. Milczała słuchając pełnej wypowiedzi. Nie miała zamiaru wcinać się mężczyźnie w słowa, a dowiedzieć się na co dokładnie się pisała, też nie zawadziło. Nie uciekła spojrzeniem. Nie patrzyła też wzrokiem pełnym uwielbienia. Twarz Max jasno wyrażała jej myśli, czyli - sprawdź mnie. Odezwała się dopiero, gdy Levine skończył.
        - Czyli wiele się nie zmieni - odpowiedziała ze spokojem, podszytym typowo maxową butą.
        - Myślisz, że ktoś kiedykolwiek dawał mi fory? Jak sądzisz, jeśli moje życie byłoby takie łatwe i przyjemne to czepiałabym się zakapiora, który jedną łapą może mi urwać łeb? Przygód szuka się w towarzystwie rycerzy w lśniącej zbroi - kontynuowała prychając, bo w istnienie takowych tez jakoś specjalnie nie wierzyła. Widywała wojaków odzianych w żelastwo ale z honorem i odwagą rodem z baśni mieli tyle wspólnego co maciora z bojowym ogierem.
        - Dopóki mam wybór jak długo chcę zostać, mi pasuje - odpowiedziała hardo.
        - Bo niby na dowcipnisia nie wyglądasz... - mruknęła pod nosem. - Ale jak usłyszę jakieś głupie polecenie typu obsłuż moich kolegów, żegnamy się bez urazy i odchodzę w swoją stronę. Póki twoje lekcje pomogą mi wygrzebać się z gówna, którym jest moje życie, nie mam zamiaru narzekać. - Uśmiechnęła się zadziornie na koniec, wyciekając rękę do wojownika, jak zwykło się robić podczas zawierania umowy. Nie liczyła, że facet zniży się do czegoś takiego. Nikt nigdy nie traktował jej na równi z sobą, więc czemu ten tym miałby postąpić odmiennie. Jednak co szkodziło spróbować, chociażby dla jaj, po to by zobaczyć jego pogardliwą minę.
Awatar użytkownika
Rain
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Drakon
Profesje: Wojownik , Ochroniarz , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Rain »

        Dziewczyna zaczynała go bawić. Z jednej strony była tak pyskata, że aż prosiło się, by zamknąć jej dziób pięścią, ale z drugiej miała zdaje się większe jaja niż niejeden dorosły facet. Na jej szczęście dla Raina ważniejsza była ta druga cecha, a tę odwagę chętnie przetestuje, czy jest prawdziwa, czy wynika właśnie z niczym nie uzasadnionej buty.
        Pustym spojrzeniem skomentował mamrotanie dziewczyny pod nosem, a na nagłe wyznanie tylko prychnął pod nosem. „Już jesteś bystrzejsza niż większość ludzi”, mruknął w myślach, nie dzieląc się już tą opinią ze smarkulą. Wyglądała na taką, którą wystarczy po plecach raz poklepać, mówiąc „dobra robota!” i zaraz będzie przekonana, że może się z motyką na słońce rzucać. A za zdroworozsądkowe podejście do świata i nie pozwolenie by społeczeństwo wmówiło ci istnienie tysiąca różnych bóstw nie należała się jego zdaniem nagroda.
        Mierzył czujnym spojrzenie zaciętą młodą buzię, a gdy skończył mówić to pierwsze co zrobiła dziewczyna to wznowiła pyskówkę. Nie westchnął, nie wywrócił oczami, nawet nie parsknął śmiechem słysząc pewne siebie podsumowanie. Może jednak jest głupia? Na razie jednak nie wyprowadzał jej z błędu, pozwalając się wygadać.
        Słuchał, jakie to miała ciężkie życie i konsekwentnie milczał, chociaż to wybrzmiewające w uszach prychanie i harde odzywki sprawiały, że warga drgnęła mu nieznacznie, odsłaniając zęby w nieprzyjemnym grymasie. Trzeba będzie nauczyć kundla pokory i nie chlastania ozorem bez opamiętania, bo jej go ktoś w końcu urżnie.
        Jednak wyprowadzenie Jamesa z równowagi to była wyższa szkoła jazdy i byle dzieciak nie był w stanie ruszyć go wystarczająco, by wywołać jakąkolwiek reakcję, więc mężczyzna nie zdradził się ze swoimi przemyśleniami, odpowiadając dziewczynie niezmiennie znudzonym spojrzeniem. Do czasu, aż szatynka nie podsumowała umowy swoim zastrzeżeniem, na które już parsknął gardłowym śmiechem.
        - Spokojnie kundelku, nie znam nikogo aż tak zdesperowanego – wychrypiał w końcu, mierząc ją powątpiewającym spojrzeniem, jakby nie mógł uwierzyć, że ktoś rzeczywiście pokusił się na dzieciaka, no bo przecież durny pomysł skądś jej do głowy wpadł.
        Pozostałych słów nie komentował, bo też nie było czego – to nie dziewka dyktowała warunki, w jakimkolwiek przeświadczeniu by nie trwała. Zerknął krótko na wyciągniętą rękę, wciąż wyraźnie rozbawiony i obrócił się z powrotem w stronę drogi, rechocząc pod nosem.

        Szlak najpierw ciągnął się nad przepaścią, gdzie zostawili trakt dla powozów, później zamknął się lekko, obiegając górę, a teraz szli najwyraźniej przez sam jej środek, wydrążonym tunelem. Rain przed wejściem skorzystał z jednej z licznych pochodni, pozostawionych przy wejściu i odpalił zawinięte wokół drzewca szmaty krzesiwem wyciągniętym z kieszeni. Przez najbliższy czas będzie to ich jedyne źródło światła.
        Skaliste podłoże pokrywała warstwa ziemi i piasku naniesionego z zewnątrz, jednak nawet to nie tłumiło echa kroków dwójki podróżnych, a skalne ściany odbijały nawet cichy szum oddechów, szelest szat i podmuchy buchającego z pochodni ognia. W zamkniętym korytarzu nie dało się również określić pory dnia i tylko postępujące znużenie dawało sygnał o upływających godzinach. Drakon maszerował równym tempem, bezwiednie omijając przymykające co jakiś czas pod nogami gryzonie. Blask łuczywa sprawiał, że po ścianie przebiegały w panice cienie szczurów, powiększonych do rozmiarów niedźwiedzi.
        Celem ich podróży była polana po drugiej stronie tej niewielkiej góry, a James chciał tam zdążyć przed nocą, dlatego narzucił wcześniej takie tempo, utrzymując je bez względu na kuśtykającą za nim dziewczynę. Mimo to, na końcu tunelu nie dostrzegli charakterystycznego blasku światła dziennego, a jedynie czarną zasłonę nocy i tylko blask pochodni urywający się na skalnych ścianach zwiastował koniec korytarza.
        Ciemność spowijała całą polanę, jednak w jej centrum błyskały niewielkie światła, zdradzające lokalizację drewnianego budynku. Znajdowali się teraz w wyjątkowo niezaludnionych rejonach, ale właśnie dlatego karczma cieszyła się taką popularnością, stanowiąc jeden z dwóch przystanków na trasie przez góry, którejkolwiek drogi by się nie wybrało. Chociaż więc wokół nie było widać żywej duszy, przed zajazdem uwiązane były konie, ze środka dobiegały liczne głosy, a krótki fragment drogi do gospody wyznaczały płonące pochodnie. Mieli do nich jeszcze kawałek, ale Rain zgasił już ich łuczywo, zostawiając je przy wlocie korytarza dla innych podróżnych, którzy kierowaliby się w przeciwną stronę. Dalszą drogę pokonali po ciemku, kierując się jedynie światłami bijącymi od karczmy i jakimś instynktem mężczyzny, który prowadził ich krętą nieco drogą.
        Gdy otworzyły się drzwi do karczmy, uderzył w nich zapach jedzenia, ogrzane ogniem z kominka powietrze i dźwięki rozmów. Rain musiał się wręcz pochylić lekko, by nie przywalić głową w dość nisko osadzone drzwi, ale wewnątrz wyprostował się już swobodnie, omiatając wzrokiem pomieszczenie. Gwar przycichł na moment, gdy różnorodne towarzystwo skanowało wzrokiem przybyłych, ale po chwilę wzmógł się na nowo, gdy stracili nimi zainteresowanie. Mężczyzna podszedł do baru, spoglądając na krzątającą się za nim zgrabną kobietę.
        - Witaj Etna – mruknął, a ciemnowłosa odwróciła się szybko w jego stronę, o dziwo z szerokim uśmiechem.
        - Cześć Rain – zamruczała, opierając się o blat, gdy nagle jej wzrok padł na stojącą obok drakona dziewczynkę. Przeniosła na znajomego zdziwione spojrzenie i już otwierała usta, gdy ten jej przerwał.
        - Później ci opowiem – westchnął tylko, widząc rozbawione oczy barmanki. – Za dwa łóżka i dzban piwa – mruknął, kładąc na ladzie dwie monety, które niezmiennie uśmiechnięta dziewczyna zabrała, chowając do kieszeni fartuszka, zamiast nich stawiając po chwili gliniane naczynie i dwa kufle. Levine spojrzał z lekkim zdziwieniem na podane szkła, próbując złapać karcącym spojrzeniem barmankę, ale ta odchodziła już na salę kręcąc tyłkiem. Westchnął, ale nic nie powiedział. Młodej się poszczęściło po raz kolejny.
        Wziął dzban, na smarkulę kiwnął, że ma zabrać kufle i skierował się w stronę wolnego stolika przy kominku. Stały tam trzy krzesła, więc na jednym usiadł, drugie zostawił dziewczynce, a na trzecie wyciągnął długie nogi, rozsiadając się wygodnie i popijając nalane piwo.
Max
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Włóczęga , Służący
Kontakt:

Post autor: Max »

        Jamesem Levine bez najmniejszych obaw można było straszyć grzeczne panienki w wieku Maxine, a u dzieci wywoływać koszmary. Więcej, wielu mężczyzn zrobiłoby wiele by tylko umknąć przed chłodnym i pustym spojrzeniem ciemnych oczu, co dopiero wspominać o kobietach. Całe szczęście Max nie należała do żadnej z tych grup. To nawet nie było tak, że Maxine się nie bała. Ciarki nieodmiennie pełzały jej po plecach gdy tylko wojownik skupiał się na jej osobie. Nawet jego ochrypły śmiech bardziej straszył niż zachęcał do wspólnego żartowania. Mimo to jednak Max nie zwykła zmieniać zdania. Do tego nie miała ku temu powodów. Facet nie zamierzał zrobić jej krzywdy. Owszem, zapowiedział, że połamie jej gnaty, ale przecież nie była to groźba a jedynie rozsądne ostrzeżenie. W każdym razie nie zamierzała wiać. Chcąc zmian trzeba było być gotowym na ofiary i poświęcenia.
        - To dobrze, nie lubię desperatów - bąknęła pod nosem by nie psuć doskonałego nastroju mężczyzny, który rechotał sobie w najlepsze. Nie zamierzała się oburzać, w zasadzie to miał rację. Niestety zdesperowani się zdarzali i należeli do długiej listy ludzi, których powinna unikać lub umieć się przed nimi bronić.
Ręki oczywiście, że nie podał, ale wciąż podśmiewał się pod nosem. Zawsze była to pozytywna reakcja. W ten sposób Max wznowiła marsz za drogowskaz mając plecy mężczyzny.

        Dziewczynka dotrzymywała tempa wojownikowi, chociaż jej krok stawał się coraz bardziej nierówny. Długi i forsujący marsz powoli zaczął dawać się we znaki kontuzjowanej nodze, którą Max możliwie starała się oszczędzać.
Przepaść nie stanowiła wielkiego problemu. Szła swobodnie środkiem ścieżki, ani nie podpierając się ściany, ani też nie szarżując na krawędzi, jakby wędrowali zwykłym traktem. Dopiero gdy droga zamknęła się nad nimi zmieniając się w ciemny tunel, Max wciągnęła głębiej powietrze. Jak nie znosiła takich miejsc...
Ciemno i ciasno, miała wrażenie jakby ściany przysuwały się do siebie i miały zamiar zwalić jej się na głowę. Szczurów przebiegających obok nie wystraszyła się bardziej niż motyli. Dla odmiany zmartwiła ją inna rzecz. Gdzie były szczury było jedzenie, a gryzonie przecież żywiły się czym popadło. Coś zdechło w jaskiniach albo ktoś i teraz małe zawzięte sukinkoty miały wyżerkę. Wolała nie zostać tym czymś co zdechło, dlatego nie wahała się nawet na moment i cały czas trzymała się blisko Jamesa.
Od czasu do czasu potknęła się, gdy rzucane cienie przekłamywały kształt drogi. Serce cały czas biło jej trochę szybciej i oddech miała przyspieszony, gdy więc tylko dało się dostrzec wyjście z tunelu, Max odetchnęła w duchu z ulgą.
Gdyby szła sama, nie wlazłaby do tego chędożonego tunelu, w którym mimo pochodni ciemno było jak w dupie.

        Wyjście okazało się nieść znacznie milsze widoki niż mogłaby przypuszczać. Karczma z drogą miło oświetloną pochodniami i chyba kierowali się w jej stronę. Levine omijał sam jedynie wiedział co, a dziewczynka nie znając drogi coraz częściej potykała się o kępy trawy lub dołki, szczerze marząc o odpoczynku.
Gwar nie budził sympatii młodej - zbyt często wiązał się z kłopotami. Ciepło bijące z budynku i przyjemne bursztynowe światło tlące się wewnątrz zupełnie odwrotnie. Skoro zaś James wchodził to i ona powinna, może nie będą się jej czepiać. Może nie z takim towarzyszem.
Starając się nie przyciągać zbytniej uwagi, dokuśtykała za mężczyzną aż do baru, gdzie królowała atrakcyjna kobieta.
Napotykając spojrzenie barmanki, kiwnęła głową w powitaniu. Następnie wprawnie zgarnęła kufle i podążyła za Rainem. W kuchni też zdarzało jej się pracować, więc skorupy były bezpieczne w rękach kulawej dziewczynki. Jak tylko odstawiła naczynia, usiadła ciężko na zostawionym jej krześle i klapnęła twarzą na blat stołu.
Nie ruszając policzka z wypracowanego już drewna, zaczęła gmerać w jednym z mieszków. Szemrała i szukała, bo po omacku było trudniej a nie miała siły podnieść głowy, aż znalazła obiekt poszukiwań.
Nie wiedziała jak James podchodził do kwestii finansów, ale ona nie lubiła mieć długów ani być od kogoś zależną. Do tego zarzekała się, że nie będzie ciężarem i zamierzała trzymać się swojego słowa. Położyła monetę na stole i przesunęła ją w kierunku mężczyzny.
        - Zwracam za swój nocleg. - Spod grzywki na Raina zerknęły zmęczone oczy, ale dziewczynka głowy nie podniosła.
Była padnięta jak dawno jej się nie zdarzyło. Zmęczenie sprzed incydentu z bandą buraków dodawało swoje miedziaki do tempa jakie narzucił facet oraz zwichniętej kostki, sprawiając, że Max stała na nogach głównie siłą woli. Noga bolała jak sto wściekłych i strajkujących gnomów. Naprawdę, że też musiała sobie załatwić tę durną kostkę. Gdyby nie ona, wędrówkę zniosłaby znacznie lepiej, a przynajmniej bez bólu. Teraz zaś marzyła o tym by włożyć nogę do zimnego strumienia. Strumyka nigdzie nie było, więc chociaż się zdrzemnąć. O tak, spać. Max mogłaby zasnąć choćby i tutaj pod stołem i wesoły karczemny hałas nie przeszkadzałby jej w najmniejszym stopniu. Ale miała spać w łóżku. To dopiero jej się fartnęło. Siano uznawała za luksusową noclegownię a co dopiero łóżko z siennikiem i dachem nad głową.
Piwa nie piła, bo alkoholu nie pijała, ani by miała taką potrzebę, a i pieniądze wolała wydawać na coś bardziej wartościowego. Tak więc leżała grzecznie na stole ciesząc się bezruchem i czekając aż przewodnik wyda komendę do pełnoprawnego odpoczynku.
Awatar użytkownika
Rain
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Drakon
Profesje: Wojownik , Ochroniarz , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Rain »

        Słysząc plaśnięcie odwrócił wzrok znad kufla, zerkając na smarkulę, której twarz chwilowo stanowiła jedność z blatem stolika. Uśmiechnął się krzywo pod nosem, ale grymas ten zniknął w momencie, w którym spod grzywki wyjrzały zmęczone brązowe oczy, napotykając wówczas jedynie ponure oblicze wojownika. Opuścił wzrok na szurającą po stole monetę, a na wyjaśnienia odpowiedział tylko niskim pomrukiem aprobaty, po czym podobnym ruchem zsunął miedziaka ze stołu i schował do kieszeni. Zadowoliła go ta reakcja, a chociaż pierwotnie planował, że dziewka zwyczajnie odpracuje to, co będzie musiał na nią wydać, tak było łatwiej. Jeśli już miał marnować na nią czas to lepiej przeznaczyć go na naukę, a ta lepiej się wchłonie, gdy dziewczyna nie będzie miała wrażenia, że coś odpracowuje. Czas jeszcze pokaże, czy nie będą musieli zdobyć dla niej jakiejś broni, bo kij on przejmie, żeby kundla nie posiekać na kawałki przy pierwszym starciu. Mógłby co prawda ostrugać sobie własny, ale to z czasem, a póki co po prostu weźmie jej.
        - Wszystko w porządku złotko? – melodyjny głos rozległ się nad ich głowami, a szczupła kobieca dłoń wplotła się swobodnie w gęste włosy drakona, który przymknął oczy z zadowoleniem. Etna spoglądała jednak łagodnym wzrokiem na spoczywającą na blacie dziewczynę. Dopiero później przeniosła spojrzenie na mężczyznę.
        - Coś ty jej zrobił Rain? – zapytała z rozbawieniem.
        - Nic – mruknął mężczyzna, spoglądając w górę na barmankę, po czym wyszczerzył się we wrednym grymasie. – Jeszcze… - dodał, z gardłowym rechotem przyjmując lekkie szarpnięcie, gdy kobieta karcąco odepchnęła jego głowę.
        - Dupek – mruknęła i obeszła stół, podchodząc do szatynki. – Chodź skarbie, pokażę ci, gdzie będziesz spać. – Kobieta troskliwie objęła ramiona dziewczynki i pomogła jej wstać, a przy pierwszym kulawym kroku zmarszczyła brwi.
        - James! – Skarciła go spojrzeniem i skończyło się na tym chyba tylko dlatego, że ręce zajęte miała podtrzymywaniem szatynki.
        - Co? – Brunet łypnął na znajomą spode łba. – Przeżyje, nie roztkliwiaj się tak nad nią – mruknął, a Etna tylko zacisnęła usta w wyrazie dezaprobaty.
        - Chodź – powtórzyła i pociągnęła dziewczynę za sobą. – A ty nie narozrabiaj, zaraz wracam! – rzuciła jeszcze surowym tonem do Raina, mamrocząc coś pod nosem, gdy ten w odpowiedzi tylko uniósł kufel w toaście.
        Ledwo dziewczyny zniknęły w korytarzu, do Levine’a podszedł jeden z gości, postawny blondyn w podróżnym stroju.
        - Wolne? – zapytał, wskazując na krzesło, na którym wojownik opierał nogi.
        - Jak widać nie – mruknął Rain i wskazał kuflem miejsce, na którym siedziała przybłęda. – To jest wolne.
        - Taa… ja wolałbym to - odparł mężczyzna, nieprzyjemnie zaciągając głoski i wyraźnie szukając kłopotów, bo kopniakiem wypchnął krzesło spod nóg drakona. Zawahał się na moment, gdy nogi wojownika spadły ciężko na ziemię, ale ten uśmiechnął się szeroko, jednak nim się odezwał podeszło dwóch innych mężczyzn, których Rain kojarzył z widzenia. Równie często przekraczali góry, co on, zatrzymując się w zajeździe na noc.
        - Mel, zostaw - mruknął jeden, a drugi złapał blondyna pod ramię. - Wybacz, nie chcemy kłopotów. – Spojrzał na Levine’a, a ten tylko skinął głową, popijając piwo. Dlaczego dzisiaj wszyscy mu to mówią?
        - O co wam chodzi? Poskładamy go w momencie! – Pieniacz próbował szarpnąć się w stalowym uchwycie, ale dwóch kumpli już odciągało go z powrotem do stolika.
        - W momencie to ty stracisz język, jak się nie zamkniesz – syknął jeden i posadził awanturnika na jego miejscu.

        Etna prowadziła dziewczynę korytarzem, a później pomogła jej się wspiąć po spiralnych schodach, czy młódka tej pomocy chciała, czy też nie. Jako przeciwieństwo burkliwego wojownika młoda barmanka zdawała się wyjątkowo przyjazna i rozmowna.
        - Jak ty wyglądasz, trzeba ci opatrzyć tą nogę przecież, co on sobie myśli... – mruczała z niezadowoleniem. Najchętniej dziewczynę by też nakarmiła, ale ta ewidentnie ledwo stała na nogach. Zrobi jej za to ogromne śniadanie!
        Schody prowadziły do długiego korytarza, który łamał się w literę L, przebiegając przez całe piętro karczmy, po obu stronach zdobiony prostymi drzwiami, prowadzącymi do pokojów gościnnych. Wejścia początkowo sąsiadowały gęsto ze sobą, kryjąc jedynie pojedynczą izbę, a im dalej się szło, tym rzadziej się pojawiały, sugerując większe pomieszczenia lub nawet takie mieszczące kilka pokoi, a z pewnością znajdowały się tam też łazienki.
        Etna zatrzymała się w połowie długości korytarza, wysupłując z kieszeni fartuszka klucz z drewnianym brelokiem i otwierając przed dziewczynką drzwi. Pokój był skromny, ale przytulny i wyraźnie zadbany. Ktoś pokusił się nawet o wywieszenie w wychodzącym na wschód niewielkim oknie koronkowej zasłonki, co raczej nie było popularne w tego typu gospodach. Najwyraźniej jednak właściciel, lub właścicielka, uznali to za niewielki koszt, a wyraźnie poprawiający wygląd wnętrza. Pod oknem znajdowało się proste pojedyncze łóżko z silnie nakrochmaloną pościelą, drewniane krzesło, na którym można było złożyć swoje rzeczy i stołek z miską i dzbankiem pełnym wody. Wszystko wydawało się dość stare, ale w bardzo dobrym stanie.
        - Rozgość się, ja zaraz wracam, pójdę po maść, koniecznie trzeba ci tą kostkę opatrzyć, bo spuchła pewnie jak dynia, a ten bęcwał na pewno cię nie oszczędzał – zdanie skończyła już na korytarzu, zostawiając za sobą uchylone drzwi.

        Na schodach kobieta zderzyła się z wspinającym się właśnie na piętro Rainem. Miecz miał znów przewieszony przez plecy, a w jednej ręce trzymał wypełniony jeszcze do połowy dzban z piwem. Zmrużyła podejrzliwie oczy i wsparła dłonie na krągłych biodrach. Mężczyzna próbował ją wyminąć, ale zrobiła krok w bok, w którą stronę by nie chciał pójść. Podniósł w końcu wzrok.
        - Co?
        - Wszyscy żyją?
        - Oczywiście, dlaczego by nie?
        - Bar cały?
        - Etna…
        - Dobrze już dobrze. – Uśmiechnęła się i oparła o pierś wojownika, wsuwając mu klucz do kieszeni spodni.
        - Który mam pokój?
        - Mój – zamruczała.
        - No to chodź. – Objął ją wolną ręką, zanurzając twarz w gęstych lokach kobiety, ale ta zaparła się zaraz dłońmi o jego ramiona.
        - Muszę jeszcze tej małej nogę opatrzyć – zaprotestowała, z trudem zrzucając jego rękę ze swojego biodra, a Rain warknął pod nosem. Teraz mu będzie kundel wieczór psuł? – To potrwa tylko chwilkę, idź już – ponagliła go, ale Levine tylko mruknął coś pod nosem, puszczając ją w końcu.
        - Poczekam, idź dobra duszyczko, pomagaj. Tylko pcheł nie złap.
        - Hej, wiesz, że ten sarkazm możesz sobie wsadzić! Jak ona w ogóle ma na imię? – zapytała i westchnęła zaraz, gdy mężczyzna tylko wzruszył ramionami. - Ty jesteś niereformowalny…

        Do pokoju młodej wrócili oboje, Rain popijając piwo prosto z dzbanka, a Etna dzierżąc w dłoni słoiczek z zielonkawą mazią. Mężczyzna zatrzymał się w progu, opierając o framugę i śledząc spojrzeniem ciemnych oczu barmankę, która podeszła do dziewczyny i przyklęknęła przy jej łóżku.
        - Ma trochę ostry zapach, ale przyjemnie chłodzi, rano będzie już dużo lepiej – zachęciła ją z uśmiechem i poklepała swoje udo, by mała złożyła tam stopę.
        Gdy tylko uniosła wieczko słoika, po pokoju rozeszła się ostra miętowa woń, która wręcz pachniała zimnem. Delikatne dłonie barmanki sprawnie rozprowadziły maść po spuchniętej już rzeczywiście kostce dziewczyny, a szatynka po chwili mogła poczuć, jakby naprawdę włożyła nogę do zimnego strumienia.
        - Jak masz na imię? – zapytała Etna, zerkając na dziewczynkę. – I co robisz z tym gburem? – uśmiechnęła się wesoło, zerkając na stojącego w przejściu Raina, który tylko prychnął pod nosem.
Max
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Włóczęga , Służący
Kontakt:

Post autor: Max »

        Korzystała z chwili spokoju zupełnie nie przejmując się, że zamiast poduszki miała stół. Deski były przyjemnie chłodne, chociaż niestety szybko zyskiwały ciepło jej ciała. Powieki ciążyły Max coraz bardziej i dziewczynka z chęcią pozwoliłaby by opadły, zabierając ją w krainę snów. Zawsze spała jak zając pod miedzą, więc usłyszałby gdyby Levine wstał. Mimo to wciąż jeszcze walczyła ze snem a rozlegający się dźwięczny głos obudził czujność młodej. Spojrzała spod grzywki na widzianą już dzisiaj kobietę. W odpowiedzi wydukała jakieś "Yhm" i poruszyła głową potakując, przesuwając policzkiem po blacie. Oczywiście, że wszystko było w porządku i to jak najlepszym. Była trochę zmęczona, to się przecież zdarza, ale właśnie bezpiecznie odpoczywała w karczmie z widokami na lepsze życie. Było wręcz wspaniale.
Optymizm swoją drogą, a rozsądek swoją. Jako że znajdowała na obcym terenie, z uwagą na jaką pozwalało zmęczenie i senny umysł obserwowała zachowanie kobiety i Jamesa. Barmanka niezwykle poufale traktowała zakapiora, a ten nie oponował. To dało Maxine pewien pogląd na ich relację oraz wskazówki, jak sama powinna się zachowywać. Zasłyszała też trochę odmienny sposób wołania mężczyzny. Zapamiętała przydomek, jednocześnie nie robiąc nic poza wodzeniem oczyma z kobiety na wojownika i z powrotem. Był to widok nawet zabawny, ale do czasu aż karczmarka postanowiła na siłę uszczęśliwić Max.
Dziewczynę niezbyt uradowała nagła atencja, ale nie broniła się przed pomocą inaczej niż marudząc pod nosem, że poradziła by sobie sama. Nie miała siły na szarpaniny, a i robienie sobie wroga z osoby targającej Raina za włosy, również nie byłoby najroztropniejszym pomysłem, nawet Max to wiedziała.
Zawlokła się więc grzecznie do schodów. Tam zaś stopień po stopniu wtarabaniła się na górę, starając się możliwie nie robić z siebie kaleki i udowodnić kobiecie, że naprawdę nie potrzebowała pomocy.
        Pokój okazał się być najpiękniejszym, najwspanialszym w świecie. Było w nim czysto i schludnie. Nie cuchnęło stęchlizną czy pleśnią, a łóżko miało wykrochmaloną pościel. Maleńka izba była jak spełnienie marzeń dziewczynki.
Max przycupnęła na krześle, by brudnymi ubraniami nie zabrudzić piernatów i szybko zdarła głowę w górę.
        - Nie trzeba, to nic poważnego - zaoponowała, ale oczy dziewczyny napotkały znikającą w drzwiach sylwetkę Etny. Te same oczy rozszerzyły się przypominając wielkie okrągłe monety, gdy młoda usłyszała epitet jakim Rain został obdarzony. Prychnęła cichym śmiechem.
Zostawiona sama, zdjęła zbędny ekwipunek od razu porządkując wszystkie elementy. Zdjęła buty, umyła ręce i twarz. Względnie czysta i w samej koszuli i spodniach usiadła na łóżku by zająć się nogą. Liczyła, że kobieta odpuści chęć pierwszej pomocy napotykając ważniejsze obowiązki lub zwyczajnie zapominając o Max.
Młoda ledwie zdążyła rozwinąć usztywnienie i palcami zbadać kostkę gdy barmanka wróciła cała w skowronkach, by było jeszcze ciekawiej w towarzystwie Jamesa.
        - Naprawdę nie trzeba, zbędny kłopot - bąkała pod nosem Max, ale Etna nie słuchała odkręcając słoiczek. Położyła nogę na kolanie jak jej polecono i pozwoliła opatrzyć kończynę. Nawet szepnęła ciche "Dziękuję".
Trochę zaskoczona następnym pytaniem, popatrzyła na kobietę.
        - Max - szepnęła cicho i zaraz musiała tłumić śmiech. Szybko się jednak opanowała, zerkając pytająco na Jamesa. Nie wiedziała co powinna odpowiedzieć kobiecie, więc się nie wychylała.
Awatar użytkownika
Rain
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Drakon
Profesje: Wojownik , Ochroniarz , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Rain »

        Pozostała część ekwipunku, którą wcześniej obwieszona była dziewczyna, nadawała jej jeszcze jaki taki ludzki kształt. Teraz siedząc w samej luźnej koszuli wyglądała jeszcze mizerniej i młodziej, chociaż już nie jak kłębek nieszczęść. Chociaż nie, wróć, przy Etnie wciąż wyglądała jak obity szczeniak.
        - Przecież słyszysz, że nie chce – mruknął, gdy dziewczyna protestowała słabo przed opatrywaniem, a barmanka twardo obstawała przy swoim. Na słowa drakona rzuciła mu krótkie spojrzenie, nim wróciła do przerwanej czynności.
        – Max, bardzo ładne imię. No, gotowe. Rano będzie lepiej – powiedziała z uśmiechem do dziewczynki i wstała, wycierając dłonie w szmatkę. Szybko wyłapała jednak niepewne spojrzenie, które Max posłała mężczyźnie, więc to na niego spojrzała oczekując odpowiedzi na swoje pytanie.
        - Uczepiła się i lezie za mną. – Wzruszył ramionami wojownik, robiąc krok w tył na korytarz i skinął na Etnę głową. Ta wciąż powstrzymując rozbawienie spojrzała jeszcze tylko na dziewczynkę, obdarzając ją grzecznym uśmiechem i posłusznie opuściła pokój. Drakon rzucił przybłędzie surowe spojrzenie, ale nic nie powiedział, zamykając drzwi.


        - A ta?
        - Bełt od kuszy. Nie pamiętam gdzie.
        - A ta?
        Rain próbował już spać, ale szczupły palec co chwila dotykał jakiegoś miejsca na jego ciele, a gdy wojownik nie reagował, Etna dźgała go upierdliwie tym paluchem, aż się nie odezwał. Westchnął i podniósł się znów lekko, spoglądając w dół na miejsce, które wskazywała, po czym ponownie opuścił głowę na poduszki.
        - Od miecza. Arturon.
        - A ta, o tutaj?
        - Też od miecza Etna, większość jest od miecza… - wymamrotał, nie otwierając już nawet oczu.
        - Nawet nie spojrzałeś!
        - Zamęczysz mnie, dzieciaku, idź spać.
        - James? – zapytała niepewnie po dłuższej chwili, lecz odpowiedziało jej tylko pytające mruknięcie. - Parę dni temu był tutaj pan Roibeard… - zaczęła ostrożnie, ale zaraz urwała wystraszona, widząc jak klatka piersiowa wojownika uniosła się znacznie, gdy ten głębokim westchnieniem próbował opanować rosnącą irytację.
        Nolan Roibeard był jedną z bardziej sympatycznych szumowin, jakie można spotkać, ale przez to tym bardziej niebezpieczną. Swych „znajomych” oplatał niczym bluszcz sprawiając, że wszelkie niewykonalne zadania, które normalnie zlecało się fachowcom za nierozsądne sumy monet, realizowane były przez zwykłych ludzi, jako spłata zaciągniętego kiedyś długu. Jeśli pojawiał się u kogoś w momencie, w którym wpadło się właśnie w poważne kłopoty, to z pewnością nie był przypadek. Pomoże z nich wyjść tak zgrabnie, że ludzie dziękują mu na kolanach, co nic nie będzie znaczyło, bo po prawdziwą zapłatę przyjdzie dopiero po jakimś czasie. Niewielu mu odmawiało, chociaż nie krążyły też plotki o paskudnych konsekwencjach takich sprzeciwów. Rain osobiście dupka nie poznał, słyszał jednak kilka razy o naturze tych przysług i nie wierzył, by dłużnicy z własnej nieprzymuszonej woli pakowali się w takie bagno.
        Z kolei Etna Mondragón była dziewczyną, która w wieku dwudziestu kilku lat była właścicielką sporej karczmy z zajazdem oraz zatrudniała dwie dziewczyny do obsługi i sprzątania, kucharza, stajennego i jakiegoś smarkacza na posyłki. Była pracowita i bystra, ale na taki sukces to by nie wystarczyło. Miejsce należało do jej ojca, a ona przejęła je po jego śmierci, może nie skrajnie zadłużone, ale zdecydowanie wymagające sporej inwestycji. Prawdopodobnie wtedy pojawił się u niej Roibeard.
        Rain podniósł się lekko, opierając plecami o ścianę i wbijając ciemne spojrzenie w dziewczynę, która przekręciła się na brzuch i oparła na łokciach, nerwowo skubiąc rant pościeli.
        - On wie, że się… przyjaźnimy… czy znamy, jak tam chcesz to nazwać – speszyła się nieco, ale kontynuowała, tylko czasem zerkając na beznamiętne oblicze Levine’a. – Mówił że wróci za tydzień i jeśli zgodziłbyś się coś dla niego zrobić, to on umorzy mój dług. Ja nie wiedziałam wtedy, że on tak robi James, nigdy bym się nie zgodziła, ale potrzebowałam pieniędzy na zajazd...
        - Tylko mi tu nie rycz – wtrącił sucho, widząc szklące się oczy dziewczyny, która zatrzepotała rzęsami, próbując wciągnąć łzy z powrotem.
        - Nie wiedziałam, kim on jest – broniła się jeszcze, ale spokojniejszym już tonem.
        - To się nie bierze pieniędzy od obcych ludzi – sarknął bezlitośnie, ale westchnął znów, opierając głowę o deski za sobą. – Nie powiedział pewnie, czego chce? – zapytał, a gdy Etna pokręciła przecząco głową, kruczoczarne loki podskoczyły, obijając się o jej nagie ramiona.
        Rain przetarł twarz dłonią i odgarniając spadające na twarz włosy, spojrzał na wygięte w podkówkę pełne usta dziewczyny. Szlag by to jasny trafił. Mała cholernica.
        - Czyli kiedy tu będzie?
        - Jutro, pojutrze, chyba nie później.
        - Dobrze, poczekam na niego.
        - Tylko go nie zabij Rain! – barmanka wystraszyła się nagle, ale ten lęk się tylko pogłębił, gdy drakon podniósł się nagle, pochylając nad nią.
        - Prosisz mnie o spłacenie twojego długu, nie mów mi jeszcze, w jaki sposób mam to zrobić – warknął, a ona pokiwała trwożliwie głową, na co wywrócił oczami. – I nie patrz tak na mnie, nie zjem cię przecież. – Zsunął się znów w pościel, przygarniając dziewczynę do siebie i zamykając oczy. - Śpij już.

        Oboje wstawali przed świtem, Etna z konieczności, marudząc i snując się jeszcze rozczochrana po izbie, Rain z przyzwyczajenia, w milczeniu ubierając się i wychodząc z pokoju. Gdy słońce przebiło się przez wysokie szczyty i zalało polanę, w dolinie rozbrzmiewał już miarowy trzask rąbanego przez drakona drewna. Z kuchni dobiegały kuszące zapachy jedzenia, jednak z racji wczesnej pory do głównej sali zeszła na razie tylko para podróżnych, którzy rozmawiali pogodnym tonem nad jajecznicą na boczku. Etna wczoraj planowała obudzić rano tą małą Max, żeby zdążyła się ogarnąć i zjeść, bo Rain pewnie by na nią nie poczekał, ale skoro mężczyzna zostaje tu co najmniej do jutra, to barmanka postanowiła pozwolić młodej podróżniczce pospać. Wyglądała na taką mizerną, dobry odpoczynek był jej zdaniem niezbędny! Cała w skowronkach krzątała się więc po gospodzie, nucąc pod nosem i sprzątając po poprzednim wieczorze.
Max
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Włóczęga , Służący
Kontakt:

Post autor: Max »

        Chociaż Max potulnie znosiła zabiegi, wolała podejście Raina. Nie chciała pomocy, bo przez nią czuła się niekomfortowo. Ludzie zwykle chcieli coś w zamian. Poza tym nikt nigdy nie był dla dziewczynki miły, czemu więc miałoby się to zmienić? Była jednak zmęczona i nie miała siły pyskować. Nie chciała też rozzłościć ani sprawić przykrości znajomej Jamesa.
Skinęła tylko grzecznie głową, nie komentując opinii o swoim imieniu. Nie wiedziała jak powinna nań zareagować. Komplement nie ucieszył dziewczynki tylko pogłębił jej zagubienie. Nie uważała by było to ładne imię, czemu miałaby więc dziękować. Zresztą przecież już podziękowała, nie chciała co chwila kłaniać się wyrażając swoją wdzięczność. Nie odwzajemniła również uśmiechu wychodzącej Etnie. Poczekała aż drzwi do pokoju zamkną się i prawie bezwładnie opadła na pościel.
Ostatnim wysiłkiem zagrzebała się w kołdrze i zasnęła niczym kamień.

        Maxine z przyzwyczajenia już, również zrywała się przed świtem. Starczało jej raptem kilka godzin snu, a nigdy nie czuła się dość bezpiecznie by pozwolić sobie na dłuższy beztroski odpoczynek i polegiwanie. No i co za frajda była w leżeniu gdzieś pod drzewem. Tym razem obudziła się w wygodnym łóżku, pod ciepłą kołdrą, ale i tak nie wylegiwała się. Przeciągnęła się mocno, gdy tylko zaczęły opuszczać ją resztki snu i wygramoliła się z pieleszy. Tak jak kobieta powiedziała, noga miała się trochę lepiej, a przynajmniej obrzęk się zmniejszył, przynajmniej do czasu aż znów ją zacznie obciążać. Nie było to jednak nic poważnego. Przeciążane mogło dokuczać trochę dłużej, ale zagoi się tak czy inaczej. Na odpoczynek i rekonwalescencję nie mogła sobie pozwolić.
Nie zwlekając ubrała się i na powrót usztywniła kostkę. Z zawiniątka wyjęła upieczone wczoraj mięso i żując je zbiegła po schodach.
Rozejrzała się uważnie po karczmie, ale wnętrze zionęło pustkami. Krzątała się po nim poznana wczoraj kobieta, a poza nią nie dostrzegła żywego ducha. Nie znajdując nigdzie najemnika wyszła na dwór, starając się odnaleźć nauczyciela nim ten taktownie oddali się bez niej.
        Stanęła w wejściu, ale i tam nigdzie nie widziała Levine'a. Gryzła twarde kawałki wczorajszego pieczystego, rozglądając się chwilę w konsternacji co dalej powinna czynić. Wszędzie było jeszcze pusto i panował poranny szary półmrok. Rześkie powietrze błyskawicznie przeganiały resztki snu, które jeszcze się plątały po wartkim wybudzeniu. Rozważała nawet by usiąść na schodach i zaczekać na Raina lub w razie gdyby się nie zjawił, zastanowić nad swoimi następnymi poczynaniami, gdy usłyszała zrzędliwy głos.
        - Roboty nie masz? - Dziewczynka spojrzała w kierunku z którego doszło pytanie.
        - Ja tu nie pracuję - odezwała się po chwili, widząc idącą w jej kierunku starszą postać.
        - Gość? - Dziewczynka wzruszyła ramionami nie do końca wiedząc jak powinna odpowiedzieć na to pytanie.
        - To czego się obijasz? - zapytał leciwy mężczyzna, zatrzymując się na chwilę w swojej metodycznej wędrówce.
        - Bo nie mam co robić - odpyskowała dziewczynka. Co się stary głupio pytał. Widoki psia mać podziwiała czekając na zabijakę.
        - To rusz dupsko, zaraz dam ci coś do roboty. Umiesz karmić konie? - zapytał mało przyjemnym tonem. O dziwo takie zachowanie nie odstręczało dziewczynki. Po takich ludziach przynajmniej wiadomo było czego się spodziewać. Szanowali swoją pracę, nie darzyli sympatią nikogo poza wybranym zajęciem. Mieli dużą wiedzę i wiele można było się od nich nauczyć.
        - Nie trzeba arcymistrza do noszenia wiader - odszczekała Max, łykając ostatni kęs mięsa trzymanego w dłoni i ruszyła w kierunku dziadka. Skoro Raina jeszcze nie widziała, to zamiast siedzieć bezczynnie mogła wziąć się do jakiejś pracy. Max przyzwyczaiła się do bycia w ciągłym ruchu i ciągłego zajęcia. Nie potrafiłaby po prostu siedzieć i spoglądać na wstające słońce. Ruszyła za staruszkiem licząc, że gdyby James wstał, zauważy i nie pozwoli zostawić się w oberży. Jeśli zaś ten już odszedł, to przynajmniej będzie miała od czego zacząć kolejny rozdział podróży.
        Pracowała z koniuszym cały ranek. Zwinnie nosiła kolejne wiadra wody i obroku, do wtóry zrzędzenia dziadka uświadamiającego dziewczynę, co czyniła nie tak. Pomogła mu wyczyścić stanowiska śląc je świeżą ściółką. Na chłopca, który również plątał się w okolicy, nie zwracała uwagi. Przez cały czas skupiała się na zleconych jej zadaniach i nie miała nawet chwili by zastanawiać się gdzie w tym momencie był najemnik.
Gdy opuściła stajnię był już całkiem dojrzały ranek. Umyła ręce i twarz w wodzie nabranej ze studni i znowu zaczęła rozglądać się po otoczeniu. Najpierw sprawdziła wnętrze karczmy, znów jednak poszukiwania okazały się bezowocne. Ponownie więc wyszła na dwór obawiając się, że mężczyzna odszedł, gdy ona pracowała lub wcześniej, gdy spała.
Wtedy do uszu dziewczyny dobiegł odgłos rąbanego drewna. Nie myśląc wiele udała się w tamtym kierunku. Nie oczekiwała raczej, że zobaczy Raina obrabiającego kolejne szczapy. Udała się w okolice drewutni z ciekawości i braku innego pomysłu. Najprostszy - czyli spytać barmankę - nie wpadł dziewczynce do głowy.
Stanęła lekko zdziwiona rozpoznając sylwetkę wojownika i przyglądając się pracującemu mężczyźnie.
Awatar użytkownika
Rain
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Drakon
Profesje: Wojownik , Ochroniarz , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Rain »

        Przyszykowane pod rąbanie pnie w części zachodziły już mchem, gdy Rain dotarł do ich niższych pokładów. Nie dziwiło go to specjalnie, do zimy było jeszcze daleko, a młody pomocnik Etny miał wystarczająco wiele na głowie, by tylko sporadycznie pracować nad zapasami opału. Drakon dostrzegał pracowitość Thomasa, nawet jeśli nie zawsze mu to mówił, bo wylewnością nie grzeszył, a poza tym dzieciak był tak łasy na pochwały, że wręcz odstręczał od dawania mu jakichkolwiek. Poza tym był niesamowicie upierdliwy i Levine zazwyczaj unikał go podczas swoich pobytów tutaj. Tym razem jednak bez pogadanki się nie obędzie, bo młody jako jedyny nadawał się tutaj do tej roboty i mimo wszystko trzeba go było pogonić. Poza tym nic tak nie motywuje tego konkretnego piętnastolatka do pracy, jak dobry opierdol.
        James z zabójczym spokojem i mechaniczną wręcz skutecznością zamieniał pokłady bierwion w absurdalnych rozmiarów stos gotowych do wrzucenia do pieca szczapek. Pracując od kilku godzin pozbył się już płaszcza, a skryty na tyłach zajazdu pozwolił sobie nawet na zdjęcie koszuli, której nie chciał przepocić z samego rana. Tutaj nie zapuszczał się nikt spoza obsługi zajazdu, więc gości nie powinien postraszyć nagim torsem, a przed resztą nie musiał się zgrywać. Jeśli wciąż się nie przyzwyczaili, to już nic na to nie poradzi. O młodej przybłędzie zapomniał, ale nią też chyba nie zawracałby sobie głowy.
        - Tu jesteś! Cały ranek cię szukam.
        Rain odwrócił się, lekko zdziwiony głosem Etny, która przecież doskonale wiedziała, gdzie jest. Dopiero wtedy napotkał spojrzenie stojącej nieopodal Max, do której zbliżała się barmanka. Ostatnim zamachem wbił siekierę w pieniek i sięgnął po koszulę, zakładając ją przez głowę, podczas gdy Mondragón zagadywała szczeniaka.
        - Śniadanie ci stygnie, chodź do środka – przekonywała, gdy do nich podszedł. – Ty też James, nic nie jadłeś.
        - Nie jestem głodny. Młoda później przyjdzie, teraz ma robotę – wtrącił się i spoglądając na Max skinął brodą na stos szczap. - Poukładaj je pod zadaszeniem. – Wskazał zabudowaną lekko drewutnię, aktualnie świecącą pustkami.
        - Rain daj spokój...
        - Nie wtrącaj się Etna – warknął krótko, a dziewczyna ucichła, chociaż na policzkach zaczęły kwitnąć jej gniewne rumieńce, ale wojownik spoglądał znowu na kundla. – Szuraj – pogonił ją i pogrążył się w rozmowie z niezadowoloną barmanką już poza zasięgiem uszu młodej dziewczyny.
        - James, Thomas mówił, że ona od samego rana pracowała z Mallrą w stajni, musi być wykończona!
        - Nikt jej nie kazał. Mnie prosiła o naukę, więc robię swoje. Jeśli zmieniła zdanie i chce być stajenną to nikt jej siłą nie trzyma. Możesz nawet ją zatrudnić.
        - Nie kpij! Niech chociaż coś zje…
        - Miała na to czas rano. Zje jak skończy – ripostował ze stoickim spokojem, czekając aż Etna się wygada. Nie pierwsza ich dyskusja i wiedział, że gdyby odszedł to po prostu dreptałaby za nim, gadając nad uchem, więc wolał załatwić sprawę od razu.
        - To jest za ciężka praca – podjęła dzielnie, ale ramiona już jej opadły bezsilnie.
        - Żadna praca nie jest za ciężka. Zresztą Thomas zaraz jej pomoże, też mam z nim do pogadania.
        - Ale…
        - Wystarczy – uciął już bardziej stanowczo, a Etna umilkła, chociaż z troską spoglądała na pracującą dziewczynę.
        – Mam nadzieję, że wiesz co robisz – mruknęła jeszcze nieco urażona, oczekując odpowiedzi, ale Rainowi nie zależało nigdy na tym, by mieć ostatnie zdanie. Barmanka prychnęła jeszcze pod nosem i obrażona zamiotła spódnicą, wracając do zajazdu. Drakon westchnął i odchylił głowę przymykając oczy. Cholerne smarkule. Pilnie potrzebował kogoś, kto ma na karku więcej niż trzydzieści lat, więc skierował się do stajni.

        Stanął w wejściu, mierząc się spojrzeniami z pracującym tam staruszkiem, który chociaż zgarbiony, jak nikt potrafił spoglądać na ludzi z góry. Żaden się nie odezwał, jeden mając grzecznościowe powitania w dupie, drugi w tym samym miejscu mając swojego rozmówcę.
        - Thomas jest wolny? – zapytał Rain wprost, a dziadek prychnął, katując miotłę, w której zostały już tylko pojedyncze witki.
        - Ten dzieciak zawsze jest wolny, leń śmierdzący.
        - To pożyczę go na trochę – odparł spokojnie wojownik, nie wchodząc w dyskusję na temat pracowitości chłopaka, tylko skinął oszczędnie głową na wyglądającego z siodlarni Thomasa, który momentalnie wystrzelił w jego stronę. – Idź pomóż dziewczynie układać drewno na opał.
        - Jakie drewno? – bąknął zaskoczony chłopak, ale odpowiedziało mu tylko puste spojrzenie. – Lecę! – zreflektował się i pomknął na tył zajazdu, a drakon powrócił spojrzeniem do uparcie ignorującego go dziadka.
        - Mallra? – odezwał się, przechylając głowę, a koniuszy splunął w odpowiedzi. – Jak już ostatecznie zabijesz tą miotłę to nie wyrzucaj kija, przyda mi się – rzucił, odwracając się już do wyjścia, gdy dobiegł go ochrypły głos.
        - Na tą smarkulę? – zapytał, spoglądając bystro na wojownika. Gdy ten skinął głową stajenny cisnął w jego stronę miotłą, a Levine złapał kij krótkim ruchem.
        - Dzięki.
        - Nie jest zupełnie do niczego ta młoda – mruknął Mallra na odchodne i zniknął w pomieszczeniu gospodarczym, a drakon wrócił na tył zajazdu. Jeszcze nie słyszał, by siwy Bolard kogokolwiek tak pochwalił.

        W międzyczasie Thomas dobiegł do obcej dziewczyny, zwalniając nieco kroku, gdy spostrzegł górę, dosłownie górę drewna, której jeszcze wczoraj tu nie było. Zaraz jednak zreflektował się, widząc pracującą szatynkę i dołączył się nagle, nosząc szczapy i układając je równo i w taki sposób, by pozostawić jak najmniej luk.
        - Cześć, jestem Thomas – zagadnął towarzyszkę.
Max
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Włóczęga , Służący
Kontakt:

Post autor: Max »

        Po skończonej pracy, kierując się odgłosami rąbanego drzewa, odnalazła najemnika.
Dziewczynka zatrzymała się w pewnej odległości, obserwując pracującego. Mężczyzna całym sobą sprawiał wrażenie edukacyjnej antyreklamy, ale dla Max nie stanowiło to najwyraźniej problemu i ani myślała zmieniać zdanie. Nawet rozważała przycupnąć sobie na trawie i poczekać aż wojownik zauważy jej obecność, ale plany pokrzyżowała jej Etna.
Ledwie znalazła Raina i nie minęło więcej czasu niż potrzeba na dwa oddechy, a Maxine usłyszała głos karczmarki. Dziewczynka cofnęła się o krok i zrobiła kwaśną minę, słysząc jak to właśnie została znaleziona, zupełnie jakby ktoś zamierzał wylać kubeł zimnej wody wprost na jej głowę.
        - Nie trzeba - mruknęła na wszelki wypadek odsuwając się od kobiety o jeszcze jeden krok. Nie chciała znów zostać schwytana i zawleczona gdzie znów tamta sobie uwidziała. Karczmarka była całkiem przerażająca w swojej troskliwości i zamiast rozczulać czupurne stworzenie, budziła opór. Wczoraj dziewoja była zmęczona i nie chciała być niegrzeczną co mogłoby nie spodobać się mentorowi, ale dzisiaj postanowiła nie dać się tak łatwo. Na kolejne naleganie ponownie pokręciła głową.
        - Nie jestem głodna - broniła się cicho, gdy w tym samym momencie ku uldze dziewczynki przyszedł najemnik. Profilaktycznie, Max cofnęła się za Raina, traktując go trochę jak zasieki przed opiekuńczością barmanki. Słysząc polecenie, całkiem ochoczo skinęła głową i już zamierzała zabrać się za wyznaczone zadanie, gdy Etna znów się odezwała sprzeciwiając się mężczyźnie. Doprawdy co z tą kobieta było nie tak, nie miała innych zajęć?
Max nawet zdążyła wykonać kilka kroków, ale teraz zatrzymała się zerkając pytająco na mężczyznę. Kobieta spierała się z najemnikiem tak jak wczorajszego wieczoru i dziewczynka nie wiedziała kto wygra, a biegać w tę i z powrotem po próżnicy zanim ustalą konsensus nie zamierzała. Dopiero ponaglona, wzruszyła ramionami i żwawym marszem ruszyła w nakazanym kierunku. Całe szczęście, chwila oddechu. Pracy się nie bała, ale nadmiernych czułości od obcych już bardziej. W końcu jaki ten czy inny typ miał interes w okazywaniu dobroci. Było to wybitnie podejrzane i Maxine wolała podobnych dobroczyńców unikać. Po bandycie przynajmniej widać było, że bandzior. Ci mili zaś… Oni byli dwulicowi i nigdy człowiek nie wiedział co się kryje za ich sympatycznym zachowaniem. Dowiadywał się zawsze już po fakcie, gdy było zbyt późno. Jednak z całej rozmowy wyciągnęła jedną przydatną informację. Imię kobiety. Wczoraj jej jakoś umknęło, czy zapomniała bo była tak zmęczona i śpiąca, czy kobieta się nie przedstawiała, nie ważne. Teraz przynajmniej już wiedziała jak zwać karczmarkę.
        Stos drew był imponujących rozmiarów i Max wzięła się za zbieranie szczap z dołu, by nie kombinować i nie gramolić się po te z wierzchu. Praca była całkiem przyjemna i na pewno nieskomplikowana. Wziąć naręcze drewnianych kawałków co by nie latać jak kot z pęcherzem i poukładać ciasno pod dachem. Bardziej relaks niż praca. Nie musiała uważać by nie stracić żadnej kończyny, ani też by czegoś nie zepsuć, bo zwyczajnie nic do zepsucia nie było. Ułomny głupek wiejski potrafiłby wykonać taką pracę. Nie musiała też biegać, wystarczyło żwawe marszowe tempo, więc i nogę mogła oszczędzać. Najważniejsze, że Rain jej nie zostawił, no i oczywiście, że był normalniejszy od Etny. Jakby tak ją tylko głaskał i pytał czy wszystko dobrze, wiałaby gdzie pieprz rósł. To by znaczyło, że facet miał jakiś poważny problem z głową a takich należało unikać. Odmiennie od dobroci, w mniemaniu Max mina zakapiora prezentowana przez zabijakę, jakoś nie nakazywała dziewczynce uciekać.
        To była taka spokojna praca, aż zjawił się parobek. Widziała go już w stajni, ale nie szukała kłopotów, więc dzielnie ignorowała jego obecność. Teraz również próbowała. Interakcje z rówieśnikami zawsze prowadziły do jednego - bójki. Niestety chłopak nie podzielał zapału dziewczynki co do wzajemnego unikania się.
        - Nikt cię o nie nie pytał - burknęła Max, zabierając kolejne drwa z usypanej sterty. Liczyła, że to zakończy dyskusję. Chłopak się jednak nie poddawał.
        - Nie jesteś zbyt miła - szybko skomentował również nosząc porąbane klocki.
        - A powinnam? - mruknęła cały czas w dobrej wierze, by nie nawiązywać żadnych interakcji.
        - No wypadałoby - obruszył się chłopak, ale tak jak i dziewczynka, on również się nie poddawał.
        - Przyszłaś z Rainem? - próbował zagadnąć o najemnika, który ilekroć przybywał do zajazdu wzbudzał w chłopaczku wielkie zainteresowanie.
Max wzruszyła ramionami skupiając się tylko na robocie. Co za wścibska maruda. Co go interesowało z kim przyszła, przecież nie jego interes. Pracując należało się skupić tylko na tej czynności. Po pierwsze unikało się błędów. Po drugie, jeśli nie można było ich popełnić, to przynajmniej zadanie było wykonane szybciej niż gdy uwaga dzieliła się między działania a czcze pogaduchy.
Zresztą, nie widziała powodów, dla których miałaby cokolwiek związanego z Jamesem zdradzać komukolwiek postronnemu. Nie była głupia. Etna może była jakąś znajomą faceta, ale w takim razie niech on odpowiada na pytania związane ze swoją osobą. Cała reszta według aktualnej wiedzy dziewczynki, była dla najemnika niczym obcy. To zaś znaczyło jedno. Gęba w kubeł. Max może i była pyskata, ale też wiedziała kiedy nie należało chlapać jęzorem. A opowiadanie o innych zdecydowanie należało do kategorii - nie twoja i nie ich sprawa, więc nie wiesz nic.
Awatar użytkownika
Rain
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Drakon
Profesje: Wojownik , Ochroniarz , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Rain »

        Aithne Kelly wyglądała na o wiele starszą niż te dwadzieścia dwa lata, które miała, jednak dzięki swojej urodzie i młodości mogła spokojnie nosić ulubiony zasadniczy kok z tyłu głowy i wciąż wyglądać dziewczęco, a nie jak stara dyskretka ze spódnicą do kostek. No dobrze, jej proste sukienki w istocie sięgają ziemi, ale wygląda w nich uroczo i zgrabnie, a ze ściśle spiętych włosów przynajmniej nie wysmyknie się żaden jasny kosmyk, który mógłby nieopatrznie przysłonić widok i utrudniać pracę w zajeździe. Stroić się nie miała dla kogo, wszak znajdowali się kilka godzin drogi, w którąkolwiek ze stron, od jakiegokolwiek innego cywilizowanego miejsca, a dla gości włosów kręcić nie będzie. Ale nie przeszkadzało jej to. Baltazarowi Mondragón zawdzięczała swoje życie i miała zamiar służyć również jego córce (nawet jeśli była od niej tylko parę lat młodsza), aż ta jej nie podziękuje za usługi i odprawi.
        Gdy tego dnia weszła do kuchni, zastała swoją pracodawczynię wycierającą kufel mechanicznymi ruchami, przy czym suche już chyba od jakiegoś czasu szkło aż piszczało pod szorującą je zawzięcie szmatką. Etna natomiast zdawała się o nim na śmierć zapomnieć i przyglądała się przez okno (oczywiście skryta bezpiecznie za ścianą i dodatkową zazdrostką) jakiejś dziewczynce, pracującej przy drewutni. Twarz wymalowana miała taką melancholią, że Aithne nawet nie rozpoczęła swoich zajęć, podchodząc zaraz do przyjaciółki i delikatnie próbując wyjąć jej szkło z dłoni. Ta chyba jednak nawet nie zauważyła, że jej pomocnica weszła do pomieszczenia, bo teraz krzyknęła wystraszona i upuściła kufel, który roztrząsnął się z hukiem o położone w kuchni kafelki.
        - Na Prasmoka, Aithne wybacz, nie widziałam cię… - Etna westchnęła i rzuciła się pozbierać potłuczone szkło. Kelly bez słowa przykucnęła z nią i przez chwilę obie milczały, zbierając dokładnie wszystkie kawałki, by chodzący tu boso Lennox nie nadział się za chwilę na jakiś pozostawiony okruch, gdy wróci już ze spiżarni w piwnicy. Był to też moment ciszy potrzebnej na to, by Mondragón oswoiła się z nagłym pojawieniem koleżanki i zrozumiała, że nie musi jej więcej wyjaśniać. Podniosły się w końcu obie, wyrzucając szkło do wiadra na inne, niż resztki jedzenia, odpady. W końcu Aithne odważyła się objąć przyjaciółkę i pracodawczynię, która była jej tak bliska, jak rodzona siostra.
        - To nie jest Nessie.
        - Wiem przecież – żachnęła się brunetka, wymykając się nieco z objęć, ale zaraz z westchnieniem spojrzała znów przez okno, wykręcając trzymaną wciąż w dłoniach ścierkę.
        Nessie miałaby przecież dopiero 12 lat. Nie mogła jednak pozbyć się tego okropnego wrażenia i bólu serca, gdy spoglądała w wielkie brązowe oczy dziewczynki, która pojawiła się tu wczoraj. Z racji lokalizacji zajazdu Etna nie widywała dzieci zbyt często, jedynie podczas sporadycznych wyjazdów do miasta, a wówczas były one tylko pięknym tłem dla szarości codziennego życia. Chociaż więc o swojej zmarłej przedwcześnie córce pamiętała zawsze, to dopiero pierwszy raz od dawna zobaczyła ją w innym dziecku i najwyraźniej zupełnie wywróciło jej to w głowie. Bała się, że jeśli dalej będzie wykazywała się taką nadopiekuńczością w stosunku do Max to Rain straci cierpliwość i powie jej to samo, co Kelly, ale już nie tak delikatnie.

        Thomas nie bardzo rozumiał oschłość nowo poznanej dziewczyny i chociaż zapytał o to, czy przyszła z Rainem, było to pytanie raczej retoryczne, bo jako pierwszy zawsze wiedział o wszystkim, co się dzieje w zajeździe i jego okolicy, nawet jeśli nie zawsze odpowiednio interpretował uzyskane informacje. I o ile wczoraj zdziwił się na widok podróżującego z kimś wojownika, teraz poznawszy uroczy charakter jego towarzyszki, szybko doszedł do wniosku, że są siebie warci, a on raczej nie ma szans, żeby sobie pogadać z kimś w swoim wieku. Większość czasu spędzał w towarzystwie starego zgreda, trzy piękne dziewczyny pracujące w zajeździe co najwyżej czochrały go czule po głowie, jak małe dziecko i jedyną osobą, z którą dało się normalnie pogadać był kucharz, chociaż ten też był na swój sposób ekscentryczny. Gości Thomas nie zaczepiał, samemu zdając sobie sprawę, że nie powinien. Widok nowej postaci w zajeździe, jeszcze w podobnym do niego wieku, był więc w oczywisty sposób zachęcający do rozmowy ale młodzieniec odbił się od charakterku dziewczyny niczym od ceglanego muru i chwilowo dał sobie spokój. Zwłaszcza, że zza budynku karczmy wyszedł właśnie wojownik, niosąc w ręku kij z jednym postrzępionym od złamania końcem. Thomas zatrzymał się na moment z naręczem drewien w ramionach, spoglądając na mężczyznę.
        - Zostajesz na dłużej? – zapytał, wznawiając pracę i tylko przez ramię spoglądając na Raina, gdy ten odpowiedział.
        - Dzień, może dwa.
        Drakon z milczącą aprobatą obrzucił spojrzeniem postęp prac i przysiadł na pniu, z którego wcześniej wyjął siekierę i położył ją obok na trawie. Pod ukradkowymi spojrzeniami chłopaka wyjął nóż i ociosał z grubsza złamany trzon kija. Po jakimś czasie schował ostrze i zamiast niego wyjął fragment pergaminu, zesztywniały już od grubej warstwy kleju, którym przyczepione zostały grube ziarna piasku, okruchy kamieni, a nawet łupiny orzechów, wszystko drobno zmielone i stopione w jedną masę. Nim właśnie mężczyzna przez następne kilka chwil szlifował końcówkę kija na okrągło, by nie dało się nią uczynić większych szkód niż mniejsze lub większe siniaki. Nie potrzebował, żeby dzieciaki mu się tu pochlastały na krwawo.
        Jargalt jakby przyspieszył prace, w widocznym zniecierpliwieniu obserwując od czasu do czasu mężczyznę i gryząc się w język, by nie zadawać wszystkich pytań, kłębiących mu się w głowie. Wiedział, że im szybciej skończą, tym szybciej się dowie o co chodzi. Nie minęły więc nawet dwie godziny od porąbania drwa, nim zadaszona drewutnia została zapełniona, a to co się w niej nie zmieściło ułożone zostało w podobny sposób poza jej granicami. Thomas z własnej inicjatywy pobiegł wówczas po większą płachtę materiału ze stajni i przy pomocy Max okryli pozostałą część drewna przed deszczem, końce prowizorycznej plandeki przyciskając ciężkimi kamieniami, które leżały nieopodal, przeznaczone właśnie na ten cel. Dopiero wtedy Levine wstał i wywinął młynka gotowym kijem.
        - Masz jeszcze ten swój? – zapytał chłopaka, a ten od razu wiedział, o co chodzi.
        - Oczywiście! Chociaż zrobiłem też sobie nowy, lepszy.
        - To przynieś oba. Na razie spróbujecie tymi, zobaczymy jak wam pójdzie – mruknął szatyn, a Thomas zerknął ciekawsko na dziewczynę, chociaż w jego oczach nie było ani zdziwienia ani zwątpienia. Bez szemrania wykonywał wszystkie polecenia Etny i Bolarda, bo dla nich pracował, ale Raina słuchał z szacunku. Czekając już tylko na skinięcie głową mężczyzny, wystrzelił znów w kierunku stajni.
        Podczas jednej z pierwszych wizyt Levina w zajeździe chłopak był równie upierdliwy jak smarkula, nie dając wojownikowi spokoju, dopóki ten nie pokaże mu jak walczyć. I chociaż dostał kilka razy kijem tylko po to, by się zamknął i zniechęcił, wciąż wyrażał niezłamany niczym entuzjazm. Drakon uległ wówczas i dla świętego spokoju pokazał mu kilka możliwych ciosów, które chłopak miał sobie trenować w wolnych chwilach i przestać truć mu dupę. Nie chciało mu się nawet wówczas robić dla niego porządniejszego kija, dlatego tak jak teraz, ociosał mu tylko kij od szczotki, wystarczająco mocny, by nie złamał się od ciosów, wciąż jednak tylko… kij od szczotki. Fakt, że chłopak pokusił się o wyciosanie własnego było przyjemnym zaskoczeniem. Gdy tylko Jargalt zniknął z zasięgu wzroku, Rain zwrócił się do Max, rzucając przygotowane drzewce w jej stronę.
        - Na początek zacznij tym – mruknął, wstając.
        Chłopak wrócił w zastraszającym tempie, dzierżąc w dłoni swoją pierwszą drewnianą broń, a w drugiej kij podobny do tego, który posiadała Max, równie długi, ale dla nieznacznie wyższego młodzieńca odpowiedni na jego wzrost. James szybko dostrzegł, jak obite jest już drzewce, co oznaczało, że Thomas nie próżnował - dobrze. Odebrał od niego otrzaskany kawałek dębu i zostawiając młodziaka tylko z kijem od miotły w dłoni, cofnął się o krok. Nie powiedział już słowa, tylko stojąc w niedbałym rozkroku, zerknął znacząco na oboje, uważnie obserwując każdy ich następny ruch.
Max
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Włóczęga , Służący
Kontakt:

Post autor: Max »

        Maxine pracowała, na pierwszy rzut oka nie zwracając uwagi na chłopaka. Ale w międzyczasie zdążyła już sobie wyrobić o nim opinię. Jeśli miałaby opisać go jednym słowem, prawdopodobnie było by to - leser. Do tego młodzik był wścibski i ciekawski, jak dla Max stanowczo za bardzo. Interesowało go wszystko poza robotą, a już na pewno był bardziej zainteresowany wojownikiem niż porąbanymi drwami. To samo było w stajni. Prawdopodobnie dlatego starzec wezwał ją do pomocy. Mając takiego czeladnika jak chłopak gaduła, prawie jakby pracował sam. Gdyby chciał czekać na młodzika, to nie wydałby koniom śniadania, a byłaby pora nawet nie obiadu, co kolacji. A przynajmniej takie były zgryźliwe przemyślenia dziewczynki, która uwijała się niczym mrówka, nosząc drewno do skrytki.
Co prawda, mimo wszystkich przywar Thomas był sympatyczny i pewnie chętnie zaprzyjaźniłaby się z rówieśnikiem, ale edukacja przeprowadzana skrupulatnie od wczesnego dzieciństwa, sprawiała, że dziewczynka zachowywała się trochę jak kot stroszący się i syczący na wszystko i wszystkich, tak profilaktycznie, bo ktoś może mieć złe zamiary. Wolała odstraszyć wszystkich, niż jeszcze raz przejechać się na swojej łatwowierności. Takim sposobem Max nie doceniła atutów chłopca, bardziej fiksując się na fakcie, że szybciej skończyliby pracę, gdyby zamiast rozglądać się i zagapiać na wojownika skupił się na wykonywanej czynności. W taki sposób ona robiła dwa kursy, gdy ten odbębniał swoje półtora.
        Chociaż Maxine miała swoje zdanie na temat zachowania chwilowego towarzysza czy też współpracownika, słuchała go uważniej niż by się zdawało. To właśnie dzięki pytaniom Thomasa poznała orientacyjne plany Raina. Sama zamiast dopytywać, czekałaby cierpliwie na instrukcje. Jak obiecywała, nie zamierzała swoją osobą stanowić kłopotu. Ale jeśli ktoś zrobił to za nią, nie zamierzała wzbraniać się przed wykorzystaniem sytuacji.
        Z jedyną pozytywną opinią, choć niemą tak jak wszystkie poprzednie, spotkała się pomysłowość Thomasa. Bez gadania złapała za rogi przyniesionej plandeki i naciągnęła ze swojej strony, podczas gdy chłopak robił to samo po swojej stronie. Razem sprawnie przykryli drwa nie mieszczące się pod dach. Później wystarczyło zabezpieczyć brzegi, by materiał nie odleciał przy pierwszym silniejszym podmuchu wiatru i robota była skończona, a nawet nie było południa.

        Wraz z zagadkowym pytaniem Raina, odprowadziła wzrokiem Thomasa pędzącego gdzieś ze stanowczo podejrzanym jak na niego zapałem i zerknęła na Jamesa, w samą porę by złapać rzucony jej kij. Powoli zaczęła pojmować co się kroiło. W odpowiedzi skinęła ochoczo głową, zadowolona, że wreszcie nadszedł czas na coś choćby przypominającego lekcje walki.
Machnęła kilka razy kijem i zważyła go w dłoni. Był lżejszy od jej drąga. Trochę cieńszy, więc inaczej układał się w ręce, ale broń wciąż pozostawała taka sama. Co najwyżej mogła zadawać szybsze uderzenia. W momencie gdy Thomas wrócił ze swoim orężem, zakręciła młynka z rozmachem stawiając kij u swojego boku. Młódka nie była wirtuozem potyczek na kije. Jak przystało na samouka styl miała raczej siermiężny, by nie powiedzieć wieśniacki. Finezją ruchów plasował się gdzieś pomiędzy zamiataniem podłogi (w końcu zaczynała od miotły), wyrzucaniem obornika (przecież nieraz taką pracę wykonywała), a młóceniem zboża. Mimo to, na własnych błędach nauczyła się kilku lepszych i bardziej widowiskowych sztuczek. Jedną z nich było właśnie „zaproszenie” do pojedynku.
Nie od dziś wiadomo, że najlepszą taktyką jest wystraszyć oponenta na starcie, szczególnie, jeśli nie mamy żadnej innej w zanadrzu. Tak więc Max potrafiła się nieźle zaprezentować. Kij był niczym przedłużenie jej ręki, a później, w ferworze walki… Kto by się martwił stylem! Liczyło się zwycięstwo, choćby i brnąc na czworakach, machając kijem na odlew.
        Krótki znak Levine'a był wystarczającym sygnałem. Max nie trzeba było dwa razy powtarzać co miała robić, Thomasowi zresztą też nie. Dzieciak palił się do potyczki nie mniej niż Maxine.
Dziewczynka skoczyła w stronę chłopaka atakując bez zawahania. Co prawda nie chciała zrobić mu krzywdy, nie miała ku temu powodów, więc nie uderzała we wrażliwe punkty, skupiając się raczej na tułowiu i kończynach. Thomas również nie szedł na całość i nie uderzał całą swoją siłą. Mimo to widać było zaangażowanie obu stron. Pomimo zachowania hamulców, trzask obijanego drewna niósł się echem po podwórzu, co jakiś czas przerywany głuchym uderzeniem stłumionym przez ciało, na którym zatrzymał się drąg i ciężkim stęknięciem trafionego.
Thomas był wyższy i silniejszy od dziewczyny. Dzięki temu miał lepszy zasięg, a zablokowanie jego ciosu nie raz zmuszało młodą do jednoczesnego cofnięcia się i znacznie większego wysiłku niż miało się to w odwrotnym przypadku.
Max była jednak szybsza i zwinniejsza, a do tego zajadła jak mały kundel doskonały do polowania na szczury czy lisy. Gdy tylko dostrzegła lukę, zaraz ją wykorzystywała. Do tego wcale nie walczyła czysto, o czym chłopak niedługo miał się przekonać. Zaatakował Max silnym uderzeniem z góry, licząc, że ponownie uda mu się zepchnąć dziewczynę do obrony. Młoda zdążyła już poznać ten krok. Po takim bloku aż ręce drętwiały. Zrobiła więc coś zupełnie innego niż przewidywał Thomas. Zamiast w pełni zablokować atak, pod kątem odepchnęła kij chłopca, tak, że zsunął się po jej własnym drzewcu gdzieś w bok, sama zaś weszła w bezpośredni kontakt atakując łokciem brzuch chłopaka i szybko przypadając do ziemi, by podciąć go błyskawicznym kopnięciem.
Awatar użytkownika
Rain
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Drakon
Profesje: Wojownik , Ochroniarz , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Rain »

        Trafiły mu się dzieciaki do opieki. Oboje palili się do walki i wystarczył jeden jego gest, by rzucili się na siebie, jak gdyby kazano im walczyć o własne życie. Ku skrytemu rozbawieniu drakona, młodziaki były do siebie bardziej podobne niż im się wydawało, dzieląc tyle wspólnych cech, że przy jednoczesnej niechęci do siebie, jaka zaczęła się przejawiać, można by z czystym sumieniem wziąć ich za rodzeństwo.
        Twarz Levine’a przez cały czas była nieprzeniknioną maską, tylko pozornie niewrażliwą na przejaw jakichkolwiek emocji czy wrażeń, jednak ciemne oczy nigdy nie miały w sobie blasku, charakteryzującego charyzmatyczne spojrzenia, łypiąc tylko złowrogo, jak spojrzenie nieoswojonego drapieżnika. Krążył wokół walczących, jeden kij opierając na ramieniu i wspierając na nim leniwie przedramię, drugi ciągnąc za sobą po ziemi pozornie niedbałym, jednak w pełni umyślnym gestem. Stawiał wolne, długie kroki, nie spuszczając oczu z dzieciaków, a po trzecim okrążeniu zabrał kij z ziemi i oparł go sobie o ramię, razem z drugim. Walczących otaczał teraz lekko wyżłobiony okrąg, stanowiący prowizoryczną arenę o średnicy jakichś trzech sążni. Rain nie odezwał się słowem komentarza, zakładając domyślność smarkaterii, że przegrać można na wiele sposobów, w tym wypadając poza wyznaczoną granicę.
        Większość powiedziałaby, że Max zaczęła całkiem nieźle. Pewna siebie postawa, butne spojrzenie i agresywne powitanie napastnika dodały jej kilka palców wzrostu i zatrzymały w pół kroku Thomasa, który uważniej przyjrzał się dziewczynie. Niektórzy pewnie nagrodziliby owacją tą małą szopkę, kiwając głowami, ale Levine tylko prychnął w myślach. Takie sceny można odstawiać na pokaz, chcąc wystraszyć przeciwnika na tyle, by faktycznie do walki nie doszło, a dziewczyna nie była ani w pozycji, w której ktokolwiek uwierzyłby w jej siłę, ani nie mogła pozwolić sobie na uniknięcie walki, bo to ona była celem. Tak więc w mniemaniu wojownika jedynie uprzedziła swojego przeciwnika, że jest nie w ciemię bita i kąsa, co było po prostu głupie, bo tylko wzmogła czujność stajennego chłopaka.
        Ten oczywiście miał swoje podejrzenia, patrząc po uroczym charakterku nowo poznanej dziewczyny, ale przyjęta przez nią pozycja bojowa sprawiła, że momentalnie przeszła mu ochota na oszczędzanie jej w walce. Chłopak nie był głupi, szybko zrozumiał, że oboje mają identyczny cel – zaimponować wojownikowi, by nakłonić go do szkolenia, a by to osiągnąć musieli pokazać, kto jest lepszy. Wcześniej nie udało mu się Jamesa namówić na wzięcie go ze sobą w drogę, ale jeśli pokona tę małą, z którą tu przyszedł, może znajdzie się w nieco lepszej sytuacji.
        Levine w końcu zatrzymał się, obracając lekko kije, by ich końce spoczywały na obu jego barkach, a on mógł spokojnie przerzucić przez drzewce przedramiona. Max i Thomas byli na podobnym poziomie, więc było na co patrzeć. Każde z nich miało w jakimś względzie przewagę nad przeciwnikiem, ale wyrównywały to braki, balansowane z kolei przez oponenta. Max była drobniejsza i zwinniejsza, Thomas silniejszy i bardziej stabilny, nie dając się tak łatwo zepchnąć do ofensywy. Gdy wojownik dorzucił im kolejną przeszkodę w postaci kręgu na ziemi, chłopak zdobył kolejną przewagę, gdyż to dziewczynę łatwiej będzie wypchnąć, chociażby samym rozmachem.
        Młoda jednak uczyła się na błędach. Kilkukrotnie zmuszona do blokowania silnego ciosu, kolejnym razem nie podstawiła się jak zwykle, by jedynie zatrzymać ruch, a puściła go bokiem, po swoim kiju. Korzystając z odsłoniętego korpusu Thomasa, wymierzyła silny cios w jego brzuch, a stajenny sapnął z zaskoczeniem, łamiąc się w pół. Dziewczyna już przypadała do ziemi, gdy rozległo się niskie i szorstkie ostrzeżenie drakona, które wybrzmiało na polanie, jak trzaśnięcie bicza, i chłopak uskoczył szybko przed mającą podciąć go nogą. Kosztowało go to małą utratę równowagi, ale zdążył oddalić się kilka kroków i znów stanąć naprzeciw dziewczyny. Tym razem w jego oczach błyszczała nie tylko motywacja, ale i powoli rodzący się gniew.

        - Czemu go ostrzegł?
        - Może chce, żeby wygrał?
        - Przecież chce się dowiedzieć jak walczą, nie zapewnić chłopakowi wygraną.
        Aithne, Kacey i Lennox na dobre już porzucili swoje obowiązki, w większości i tak właściwie zakończone na tą porę, i teraz okupowali parapet przy kuchennym oknie, obserwując starcie młodocianych wojowników. Dziewczyny prawie leżały na ladzie, zaglądając pod zazdrostkę i opierając brody na dłoniach o kamienny parapet. Kucharz początkowo udawał niezainteresowanego, ale ostatecznie i on przerzucił ręcznik przez ramię nonszalanckim gestem, by ukradkiem zerknąć za okno, a po chwili leżeć na blacie razem z koleżankami.
        - No to by się dowiedział, gdyby nie ostrzegł! Mała już go miała!
        - Niekoniecznie, w parterze chłopak by ją pokonał. Może właśnie chciał jej tego oszczędzić?
        - Nie wygląda, jakby się przejmował.
        - On nigdy nie wygląda, jakby się przejmował, ale cholera wie, co mu głowie siedzi.
        - Na pewno nic zdrowego.
        - Dla Etny jest dobry.
        - Uhm, zdefiniuj „dobry”. Pojawia się kiedy chce, a panienka Etna biega wokół niego, jakby z wojny do domu powracał.
        - Zazdrosny jesteś Lennox i tyle.
        - Kochana, przecież wiesz, że on nie jest w moim typie.
        - Za szeroki w barkach?
        - Zdecydowanie! I te szramy! Niee, za brzydki.
        - Mi tam się podoba.
        - To się lepiej nie chwal panience Mondragón, dopiero będziesz tu miała piekło!
        Salwy śmiechu dobiegające z kuchni w końcu przyciągnęły Etnę, która zrobiła surową minę, gdy chichoty momentalnie ustały, a trójka jej przyjaciół i pracowników odwróciła się w jej stronę, stając na baczność.
        - Dobra, to zdecydowanie wygląda, jakbyście mnie obgadywali – mruknęła, ale z miłym uśmiechem na twarzy i tylko łypiąc na nich żartobliwie.
        - Nie!
        - Ależ skąd!
        - Gdzieżbyśmy śmieli!
        - Uhm, jasne. Ale niech wam będzie. Lennox, załóż jakieś buty proszę, stłukłam tu dzisiaj kufel – westchnęła, ale wysoki i szczupły jak szczypior mężczyzna machnął niedbale ręką.
        - Daj spokój skarbie, wszystko wymiecione już dwa razy, nic mi nie będzie.
        - Ale...
        - Bez ale! Muszę być boso, inaczej nie mogę się skupić, wiesz o tym.
        - Wiem, wiem… No dobrze, to wracać wszyscy do pracy, nie ma czego oglądać, to tylko znęcanie się nad dziećmi, już ja sobie z nim porozmawiam na ten temat – burczała Etna, przeganiając wszystkich lekkim ruchem dłoni. Rozbawione dziewczęta umknęły do swoich obowiązków, a kucharz z westchnięciem wywinął młynka absurdalnie gigantycznym nożem do mięsa i również wrócił do swoich obowiązków. Barmanka natomiast podeszła do okna, zajmując wcześniejsze miejsca trójki obserwatorów i z niepokojem obserwowała przebieg walki.
Max
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Włóczęga , Służący
Kontakt:

Post autor: Max »

        Pojedynek trwał w najlepsze, z każdym atakiem i obroną coraz bardziej przypominając walkę zaciętych dorosłych, a nie sparing młodzieży. W tej chwili świat Max skurczył się do niewielkiego placu, dwóch kijów od szczotki, jej oponenta oraz oczywiście Jamesa, który krążył wokół jak wilk. Dziewczynka starała się nie rozpraszać, ale chodzący na około wojownik jej tego nie ułatwiał. Przez większość czasu obawiała się podstępnego ataku z jego strony. Niby nie miał powodów, ale niczego nie można było być pewnym. Co jakiś czas więc dziewczynka spoglądała na Levine’a spod grzywki pojmując jego postępowanie dopiero gdzieś w połowie okrążenia.
Zdradził ją jak przypuszczała, ale w inny sposób. Odciął jej drogę ucieczki i pole manewru. Musiał dupek wiedzieć, że najlepiej walczyła podgryzając, że dostępność partyzantki mogła zadecydować o zwycięstwie w najbardziej beznadziejnej sytuacji. Teraz straciła jeden z niewielu atutów, pozostała jej jedynie szybkość a i ta nie zamierzał nieustannie jej sprzyjać. Po wczorajszym wyczerpującym marszu i pracy od samego rana noga powoli zaczynała się buntować a to był dopiero początek stawianych wyzwań. Thomas był raczej wypoczęty, prowadząc stabilne życie. Dobrze odżywiony i co najważniejsze nie kontuzjowany.
        Temperament chłopaka też postanowił się ujawnić, gdy Thomas zobaczył "powitanie". Liczyła na jego zawahanie, ale zyskała determinację. Przez większość pojedynku to raczej chłopak dominował. Nietrudno było się domyślić, że tak jak wyglądał, tak był silniejszy od dziewczynki. Uderzał znacznie silniej od niej, zmuszając ją do cofania się i obciążając stosowaniem bloków wymagających odporności. Odwracając sytuację, ciosy Max nie były dla niego nawet w połowie równie trudne do zniesienia. Dodatkowo na ograniczonej przestrzeni łatwiej mu było wywierać presję na drobniejszej przeciwniczce, z czego nie omieszkał korzystać na każdym kroku. Jednak to co decydowało o dobrym stanie stajennego, było też jego wadą. Nie musiał walczyć o każdy dzień. Może zależało mu na lekcjach z najemnikiem, ale to było jedynie jego marzeniem. Dla Max każda przegrana mogła oznaczać koniec życia, więc dziewczynka potrafiła stosować różne triki potrafiące zapewnić jej zwycięstwo. Tak więc mimo utrudnień udało jej się podejść chłopaka.
        Już miała stajennego w garści, ale Levine i to postanowił zniweczyć. Ostrzegł Thomasa, który cudem uniknął przegranej. Maxine zaklęła szpetnie pod nosem szykując się do kolejnej rundy, podczas gdy jej przeciwnikowi od razu przeszła ochota na przyjaźnie. Patrzył teraz na Max ze złością ani myśląc się wycofać czy ją oszczędzać. Młoda uśmiechnęła się złośliwie pod nosem. Zawsze tak było. Podobna reakcja ani trochę nie zaskoczyła dziewczynki, która zamierzała odpowiedzieć podobną zajadłością.
W międzyczasie spostrzegła zgromadzone w oknie twarze. Przyglądała im się przez chwilę, przez co zagapiła się mało nie przegrywając. Niewiele brakowało a oberwałaby od chłopaka dość mocno, by powalił ją na ziemię wygrywając pojedynek. Wyratowała się w ostatniej chwili niechlujnym blokiem, hamując tuż przy krawędzi kręgu. Taki atak sprawił jednak, że chłopak znalazł się blisko z czego skorzystała, uderzając w niego kilkoma kopnięciami, przed którymi zaskoczony musiał się osłaniać. W tym czasie Max postanowiła zmienić taktykę.
Zaczęła skradać się wokół wewnętrznej krawędzi okręgu, by zmusić Thomasa do ciągłego chodzenia i obracania się na piętach.
Atakowała szybko i wycofywała się skłaniając stajennego do pogoni, za każdym razem parując cios w ostatniej chwili. Ponawiała tę samą zagrywkę wielokrotnie, aż w pewnej chwili chłopak nie napotkał oporu, którego oczekiwał. Po raz kolejny szatynka starała się rutyną uśpić czujność przeciwnika. Dziewczynka skoczyła w przód, rzucając się na ziemię by minąć chłopaka szybkim przewrotem. Jeszcze dobrze nie poderwała się na nogi, a zaatakowała kijem tył kolan chłopca, starając się go podciąć. Co ważniejsze teraz miała słońce za plecami. Ranek był dość późny by świeciło wysoko, powoli zaczynając oślepiać jasnym blaskiem.
Nie zamierzała lekko oddać skóry ani zwycięstwa. Chciała pokazać Jamesowi, że pragnęła wygrywać i miała ducha walki, a potrzebowała jedynie wskazówek nie niańczenia jej.
Awatar użytkownika
Rain
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Drakon
Profesje: Wojownik , Ochroniarz , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Rain »

        Trzy twarze kukające zza kuchennego okna tylko na chwilę przyciągnęły spojrzenie Jamesa, zainteresowania nie wywołując żadnego. Właściwie jakiekolwiek reakcje drakona trudno było nazwać czymkolwiek poza bierną obojętnością lub czystą obserwacją. Ten jednak ani myślał zgrywać się na pokaz, nawet jeśli w głowie roiło mu się więcej niż okazywał, a zwykle tak właśnie było. Dlatego odkąd zakończył wyznaczanie granic prowizorycznej areny, nie drgnął nawet o włos, stojąc w lekkim rozkroku, z dwoma kijami przerzuconymi na ramionach i z przerzuconymi przez drzewce niedbale rękami obserwował pojedynek. Kogo sprawdzał bardziej, komu kibicował i czy w ogóle miał faworyta, i jak planował przebieg walki – nie sposób było stwierdzić.
        Pierwszą interwencją okazało się krótkie ostrzeżenie w stronę chłopaka, ale nawet wówczas nie przeniósł spojrzenia na Max, by sprawdzić jej reakcję, więc jej szeptane przekleństwa tylko sprawiły, że usta mężczyzny wykrzywiły w kpiącym grymasie. Później jednak ruszył się z miejsca, kije przerzucając ponownie na jedno ramię i znów zaczął krążyć wokół walczących, nie spuszczając z nich wzroku. Młoda walczyła jak wściekły kundel, chłopak jak pies szkolony do walk i żadna z tych postaw nie satysfakcjonowała wojownika. W momencie, gdy Max zagapiła się na widoczne wciąż w oknie zajazdu twarze i przez niechlujny blok o mało nie oberwała kijem przez łeb, Rain prychnął cicho i zawrócił, obchodząc znów walczących z drugiej strony.
        Postronny obserwator powiedziałby, że walczyli dobrze, świetnie wręcz i z pewnością każde z nich pokonałoby niejednego dorosłego. Może nie wojownika, ale siła stajennego i zaciekłość przybłędy sprawiały, że stawali się przeciwnikiem, z którym trzeba się było liczyć. Ale Levine nie był zwykłym widzem. W mniemaniu dzieciaków był nauczycielem. Drakon rejestrował wszystkie ciosy, bloki i uniki stosowane przez młodzież, słowem ani mimiką nie zdradzając się z własną oceną. Nie odezwał się już więcej i gdy Max ponownie spróbowała podciąć chłopaka również milczał, a Thomas, tak jak wtedy dałby się ruchem zaskoczyć, tak tym razem był przygotowany na podobne zagranie i w ostatniej chwili odskoczył.
        Tym razem jednak atak nadszedł z innej strony. Wcześniej Rain niespodziewanie ostrzegł chłopaka przed podstępną zagrywką ze strony dziewczyny, a tym razem jej oddał fragment przewagi. Przechodząc za łapiącym równowagę po uniku Thomasem zdjął kije z ramienia i zamachnął się nimi szeroko, wywijając młynka nad głową chłopaka. Nagły świst, zazwyczaj zwiastujący uderzenie zaskoczył stajennego na tyle, że blondyn odwinął się wokół własnej osi, szukając zagrożenia, a gdy James odchodził już dalej po okręgu, z kijami na ramieniu, jak gdyby nigdy nic się nie stało, cios Max dosięgnął rozproszonego chłopaka, posyłając na samą granicę ringu.
        - Wystarczy – mruknął w końcu James i zatrzymał się na linii pomiędzy walczącymi. Jargalt usłyszał, ale zignorował komendę i ruszył na szatynkę, chcąc oddać cios.
        Dębowe kije z rozmachem przecięły powietrze, lądując ciężko przed szarżującym młodzieńcem. Thomas odskoczył jak oparzony, spoglądając z przestrachem najpierw na kraniec drzewca prawie wbity w ziemię zaledwie palec przed jego stopą, a później na trzymającego kije drakona.
        - Powiedziałem wystarczy – spokojnie powtórzył wojownik, zabierając broń dopiero, gdy chłopak cofnął się o krok, karnie pochylając głowę. Spod jasnej czupryny łypały jednak na dziewczynę rozgniewane oczy. – Wracaj do stajni, bo Mallra nam obu nie da żyć.
        Thomas przebrał jeszcze nogami w miejscu, spoglądając to na dziewczynę, to na wojownika. Na usta cisnęły mu się pytania i protesty, ale przezornie milczał, łapiąc swój rzucony nagle w jego stronę kij. Zawahał się jeszcze chwilę, nie mogąc pogodzić się z nagłą odprawą, ale bez kolejnego ponaglania skłonił się w końcu Max, skinął Jamesowi i odwrócił na pięcie, zmierzając w stronę stajni. Drakon zaś dopiero wtedy spojrzał na dziewczynę z góry, wspierając się na jej dębowym kiju.
        - I jak? – zapytał nagle ochrypłym głosem.
        Pytanie może nie było umyślnie i złośliwie zawoalowane, ale na pewno celowe. Swoje przemyślenia miał i o dziwo nawet planował podzielić się nimi z dziewczyną, ale chciał najpierw usłyszeć, co ona miała do powiedzenia. Czy sama cokolwiek zauważyła, czy może zaślepiona walką nie zauważała własnych lub Thomasa błędów. Nie chodziło nawet o to, czy młoda ma rację, ale w ogóle o to na co zwróci uwagę, na pytanie więc nie można było odpowiedzieć źle. Poza tym musiał dzieciaka oswoić, bo zachowywała się ciągle jak schwytane w pułapkę zwierzę, a tak się nie da pracować.
Max
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Włóczęga , Służący
Kontakt:

Post autor: Max »

        Dziewczynka zawzięła się niczym mały kundel uwięziony w lisiej norze. Jakby wyjść z okręgu można było zupełnie jak z podziemnej jamy, w jeden tylko sposób: o własnych siłach, jako zwycięzca, zaś inny koniec wiązałby się z brutalną śmiercią pod zwałami ziemi. Zwykły młodzieńczy sparing szybko eskalował i nabierał intensywności. Max wyglądała jakoby broniła swojego marnego żywocika. Stajenny wyglądał jakby ratował swój honor.
        Na pomoc Raina nie liczyła. Tak naprawdę wciąż oczekiwała podstępu. Tak jak narysowanie granicznej linii, czy uprzedzenie chłopaka przed atakiem. Gdy więc dębowy kij ze świstem przeciął powietrze, wystraszyła się uderzenia wcale nie mniej niż Thomas. To jednak co różniło Max od parobka, zadecydowało o jej odmiennej reakcji. Młoda miała trochę większą wprawę w bójkach o nierównym rozkładzie sił. Każdy nagły szmer czy szurnięcie powodowały jej unik lub ucieczkę jak u każdego, ale Maxine jednocześnie nie zapominała o bieżącym przeciwniku. Rzucała się wtedy do krótkiego odwrotu by zyskać rozeznanie w sytuacji i uniknąć walki na dwa fronty, której nie potrafiłaby stawić czoła. Nigdy jednak nie robiła tego kosztem spuszczenia z oczu człowieka, z którym wymieniała ciosy. Teraz miała dodatkową przewagę, gdyż widziała jak Levine zamierzył się kijem, więc w swój atak wplotła ruch, którym zarówno mogła się nakryć przed uderzeniem najemnika, nawet jeśli ochrona byłaby to marna biorąc pod uwagę siły jej a mężczyzny, lub też przypuścić następne uderzenie.Thomas zaś odwrócił się gwałtownie wystawiając się na atak dziewczynki.
        Gdy tylko trafiła celu, twarz Max przyozdobił szeroki, złośliwy uśmiech, chociaż bystre oczy co jakiś czas spoglądały na Jamesa, jakby nawet nie zastanawiały się czy ale kiedy przyjdzie kolej na nią.
Prawie wygrała. Już miała dokończyć pojedynek ostatnim kopnięciem. Chłopaka od przegranej dzielił jedynie jeszcze jeden krok. W połowie triumfalnego natarcia zatrzymała ją ochrypła komenda. Dziewczynka zamarła, tyłem wycofując się na swój koniec okręgu, nawet na chwilę nie spuszczając z oczu Thomasa.
        Maxine umiała słuchać poleceń, oczywiście jeśli miała na to ochotę, ale Rain nie był kimś komu chciałaby się sprzeciwiać. Przynajmniej nie w momencie gdy ewidentnie dawał jej upragnioną lekcję. Stajenny nie był równie posłuszny. Szatynka uśmiechnęła się złośliwie, tylko dodatkowo go prowokując. Nawet nie musiała rzucać obelg. Bezczelne oczy i arogancka mina czyniły to lepiej niż tysiąc słów. Właśnie ta prezencja tak często irytowała otoczenie, sprawiając, że każdy drażniony chciał zetrzeć uśmiech z dziecięcej facjaty. Thomas miał chyba podobnie. Zatrzymało go dopiero drzewce, lądujące tuż u stóp.
Max nawet nie drgnęła, ale krnąbrne oczy spotkały spojrzenie chłopaka. Przyglądała mu się czujnie jeszcze przez chwilę odprowadzając przeciwnika, zanim nie uznała, że blondyn nie zawróci z nagła by zaatakować raz jeszcze mimo zakazu. Dopiero wtedy łypnęła na Levine’a spod grzywki, zdziwiona nieco pytaniem. Patrzyła mężczyźnie w oczy, cały czas głowę trzymając nisko, co tylko potęgowało skojarzenie bitego kundla, który nie miał dość odwagi by wysoko unieść łeb, ale warczał tuż przy ziemi łypiąc spode łba gotów kąsać każdą wyciągniętą doń rękę.
        - Do dupy - odezwała się cicho pod nosem, spuszczając wzrok. A jak kuźwa miało być, nijak było. Nawet nie mogła stwierdzić by typowo została pokonana. Tym bardziej nie mogła powiedzieć iż zwyciężyła. Hamując potok niezadowolonych, pełnych rozczarowania i zupełnie niecenzuralnych słów, dłubała butem w ziemi, trzonek miotły trzymając nieruchomo i pionowo wsparty o matkę ziemię, metodycznie kancerowaną podeszwą.
        - Walka bez rozstrzygnięcia jest jak przegrana - dokończyła marudnie, pod nosem. Dlatego właśnie było kijowo. Miała szansę wygrać. Nawet bez pomocy Jamesa, o którą przecież nie prosiła. Max była przekonana, że mogła chłopaka pokonać wytrzymałością. Tak zaś, nie miała możliwości pokazania na co ją było stać. A, że się raz zagapiła… W zasadzie to prawie dwa razy. Raz na okno i twarze gapiące się przez szybę na niecodzienne widowisko. Wcześniej zaś na Levine’a rysującego w piachu krąg. Tyle tylko, że to drugie nie miało, żadnych widocznych skutków. Ale przecież najważniejsze było, że się wykaraskała. Co za różnica jak, najważniejsze byłoby wygrać. Nie ważne ile razy lądowało się na kolanach, jak często się oberwało. Najważniejsze by dać radę wstać. Priorytety dziewczynki były bardzo proste i praktyczne, a świat wydawał się prawie czarno-biały.
Awatar użytkownika
Rain
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Drakon
Profesje: Wojownik , Ochroniarz , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Rain »

        Nie mógł powstrzymać kpiącego grymasu rozciągającego usta w czymś na kształt uśmiechu, gdy obserwował z góry łypiącą na niego smarkulę. Gdyby spojrzenie mogło zabijać leżałby trupem, bez wątpienia. Niestety to nie było takie proste i trzeba było się nieźle namęczyć, by kogoś do piachu posłać, a jeszcze bardziej, by to on wyciągnął kopyta. Poza tym wściekłe spojrzenie Max byłoby bardziej wymowne gdyby ważyła nieco więcej niż kij, na którym się podpierał i sięgała mu chociaż do klatki piersiowej. Powracając więc do beznamiętnej i średnio przyjaznej w wyrazie maski na twarzy, pochylił się nad dziewczynką.
        - Zdajesz sobie dzieciaku sprawę, że połowa twoich życiowych problemów wynika z tego łypania spode łba? – mruknął ironicznie, przekuwając myśli w słowa. – Rzucasz groźby bez pokrycia, a później wściekasz się, że dostałaś łupnia, bo jednak ktoś był silniejszy albo lepszy. Nie wyglądasz na głupią, więc rusz makówką i przestań warczeć bez powodu, bo i tak nikt się ciebie nie boi.
        Wyprostował się dopiero, gdy spuściła oczy i wymamrotała swoje zdanie. „Do dupy” ci powie. Do dupy to jej odpowiedź była, ale nie wyglądał na rozczarowanego. Musiałby spodziewać się czegokolwiek, a póki co obserwował dziewuchę, oswajając z nowym towarzystwem, tak nietypowym na dodatek. Małe to i mizerne. Na zmianę warczała i wgapiała się w dłubaną butem ziemię. Normalnie by poradził takiemu smarkaczowi, by się w walce wyżył, ale tej tutaj chyba nie szło wyczerpać z arogancji. On co prawda i na to miał swoje sposoby, chwilowo jednak jeszcze zbyt rygorystyczne. Poza tym miał jej nie przygarniać na szkolenie, więc i niektóre metody powinien sobie darować, zwłaszcza te czasochłonne.
        Kolejna złota myśl już wywołała pogardliwe prychnięcie wojownika, który spoważniał jeszcze bardziej, jeśli to było możliwe.
        - Całe życie to walka, Max. Rozstrzygnięciem jest tylko to czy zginiesz, czy przeżyjesz, by walczyć dalej – powiedział ochrypłym głosem, zwracając się do niej przez moment, jak do kogoś równego sobie. Na krótko jednak.
        – Dobra kundlu, lekcja pierwsza: to nie walka kogutów. Nie rób groźnej miny, by przeciwnika nastraszyć, w twoim wykonaniu wygląda to jak ołowiany żołnierzyk z postawą bojową. Nikt się ciebie nie przestraszy i nie wycofa, a teraz tylko pokazałaś Thomasowi, że powinien na ciebie uważać. Takie podejście działa tylko w przypadku równych sobie. Nie ostrzegaj, uderzaj.
        Nie przestając mówić złapał drugą ręką kij, na którym się opierał i krótkim, silnym ruchem podciął szatynce nogi z takim impetem, że wywracając mogła się nimi nakryć. Można było zauważyć, że wojownik ma nietypową zdolność do błyskawicznego poruszania się, a jednak w niezwykle niedbałym wydaniu i nawet rejestrując jego ruch, ciężko byłoby przewidzieć co nastąpi, a zwłaszcza z jaką siłą. Zaraz też oparł się na drzewcu ponownie, jakby wcale pozycji nie zmieniał, kontynuując i nie czekając aż dziewczyna pozbiera się z ziemi.
        - Korzystaj z tego, co masz. Jeśli wydaje ci się, że ktoś cię nie docenia, nie wyprowadzaj go z błędu, wykorzystaj to. Chciałaś koniecznie wygrać, by pokonać Thomasa? Trzeba było pozwolić, by zaczął asekuracyjnie, bojąc się połamać ci te chude rączki i wtedy zaatakować. Teraz nie miał zahamowań, ale widząc taką mysz przed sobą odruchowo by się nie wysilił. Miałabyś swoją wygraną – zakpił wyraźnie.
        Milczał przez chwilę, przyglądając się dziewczynie pustym wzrokiem, po czym rzucił w jej stronę jej dębowy kij i niedbale cofnął się o krok, splatając puste ręce za plecami. Nie trzeba było być geniuszem, by domyślić się, co teraz czekało Max. Nie przyjmował jednak żadnej znanej pozycji, a jedynie stanął w lekkim rozkroku, jakby miał prowadzić swobodną rozmowę, a nie walkę, czy jej lekcję nawet. Sygnał do ataku dał jedynie ledwie zauważalnym ruchem brody i czekał. Trzeba młodą nauczyć walk bez rozstrzygnięcia, skoro to ją tak drażni.
Zablokowany

Wróć do „Góry Druidów”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości