- Nie, nie, nie - wymamrotał jedynie skrzat, kiedy dziewczynka podniosła go wysoko z zamiarem przytulenia. Ze wszystkich rzeczy, których nienawidził, podnoszenie znajdowało się na samym szczycie listy, którą Tivo systematycznie uzupełniał w miarę, jak przybywało mu lat. Zupełnie przypadkiem odkrył, że im starszy był, tym więcej rzeczy i zachowań nie przynosiło mu już uśmiechu na ustach, a jedynie zniesmaczenie lub gniew. Ten ostatni objawiał się przy nierównym traktowaniu skrzata w społeczeństwie. Tivo doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jest niski i nie tak silny, jak ludzie, ale radził sobie na wszystkie znane sobie sposoby, wykazując się samowystarczalnością i zaradnością. Nie mógł co prawda dźwigać i pracować równie ciężko, ale nigdy nie odpuszczał, dlatego nie mógł zrobić tego także teraz. Wszystko musi mieć swój porządek.
- Nie podnoś mnie więcej, dobrze, strasznie tego nie lubię - wyjaśnił dziewczynce, kiedy ta go odstawiła na blat stołu, by w następnej minucie zniknąć w sąsiednim pokoju razem z żoną kupca, który przygotował im gorącą kąpiel.
- Pomogę wam, choć nie wiem czy tego nie pożałuję - powiedział skrzat, kiedy został przy stole sam na sam z Valem i Marikiem. O ile drugi czuł się swobodnie we własnym domu, pierwszy wydawał się niespokojny i nieobecny, kiedy zniknęła Nevan. - Wydajecie się kompletnie zagubieni w sytuacji, a ja zdobyłem o was nie najgorsze zdanie, ale to nie znaczy, że będzie łatwo już na samym początku.
- Kopalnia - zaczął wyjaśniać Tivo Valowi, by jako tako przybliżyć mu sprawę pracy, skoro to on miał ją wykonywać. Jednocześnie chciał uprościć przekaz, by towarzysz dziewczynki wszystko zrozumiał. - To miejsce, gdzie wydobywamy z ziemi kamienie różnej wielkości i robimy z nimi to, co uważamy za słuszne. Z jednych budujemy, innymi palimy w piecach, a jeszcze inne przerabiamy na kolczyki i inne takie. Ty, wilczy kolego, pomożesz mi przy wydobyciu. Tyle chyba dasz radę robić, co?
Następnie Tivo zerknął na kupca, od którego oczekiwał w tej sprawie jakiegoś wsparcia. Skrzat mieszkał w jednej z wież Thenderionu, a właściwie na jednej z nich, ówcześnie przygotowawszy tam gniazdo dla Zory i niewielką chatkę pomiędzy stropami. Standardy w jakich żył były dalekie rozmiarowo od tych, które prezentowali jego towarzysze, a skoro ze znalezieniem chwilowej kwatery był problem, Tivo liczył na pomoc kupca i to, że przenocuje on na kilka dni Vala i Nevan. Przynajmniej do czasu, aż nie zarobią na dom lub nie wynajmą pokoju w karczmie. Zarobki z pracy w kopalni nie były za wysokie, ale starczały na wszystkie potrzeby, co, zważywszy na oszczędność małej, zaowocuje sporym zapasem gotówki na ich wymarzony dom. Oczywiście najpierw musieliby sprawdzić się w pracy. Val wydawał się naturianinowi silny i zręczny, choć mało rozgarnięty. Przy dźwiganiu kamieni nie wymagano większych kwalifikacji, a fakt, iż mężczyzna był zmiennokształtnym mogło okazać się atutem.
- Jeśli można prosić o podwiezienie pana Vala pod wrota wschodniego szybu, byłbym wdzięczny - przemówił Tivo do kupca, wyciągając z kieszeni kawałek mapy z narysowanym układem budynków. Skrzat nie posiadał jednej, dużej, więc porozcinał taką i podpisał, zabierając ze sobą tylko te, które mogą mu się w danej chwili przydać. Banki, koszary, szyby, czy też pałac, wszystko miał pod ręką lub w jukach na siodle Zory. - Ranną zmianę zaczynamy o świcie, ale godzina dziesiąta jest bardziej odpowiednia. Unikniemy wtedy zbędnych formalności kogo to ja wprowadzam do środka. Na warcie pracuje wtedy mój przyjaciel.
Po tych słowach, Tivo wdrapał się na sowę i stuknął piętami jej boki, zmuszając ją do rozprostarcia skrzydeł i podjęcia lotu. Skrzat wolał nie zostawać na noc, głównie ze względu na ptaka oraz nadużywanie gościnności.