Góry DruidówPieśni pielgrzyma: Chaos i Harmonia

Góry w których zdarzyć się możne wszystko. Tunele wydrążone, przez tajemnicze istoty setki lat temu pozostały tutaj do dziś. Góry można pokonać przechodząc nad nimi lub pokonując ich pełne niebezpieczeństw korytarze. Na ich szczycie swoje mieszkania mają starzy druidzi, pustelnicy. W górach można znaleźć wiele ziół, niespotykanych nigdzie indziej.
Awatar użytkownika
Romir
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Ludzie (Alarianin)
Profesje:
Kontakt:

Pieśni pielgrzyma: Chaos i Harmonia

Post autor: Romir »

Karawana z Danae

Od opuszczenia Danae minął tydzień. Karawana nieśpiesznie posuwała się naprzód, podążając szlakiem handlowym w stronę północno-wschodnim. W trakcie podróży Romir zorientował się, że w jego rzeczy była zaplątana wróżka Rosalie, którą odnaleziono w domu tulpomanty. Nie miał nic przeciwko jej towarzystwu. Nawet cieszył go fakt, że w trakcie podróży będzie miał z kim zamienić słowo.
- Chłopcze, zbliżamy się do Smoczej Przełęczy. Góry po lewej są zamieszkiwane przez druidów. To pewnie ich szukasz. - Chropowatym głosem ogłosił woźnica.
- Oby tak było - odpowiedział. - Niech Prasmok ci błogosławi, starcze.
Chłopak zebrał swe rzeczy z wozu i zeskoczył przy kamiennym posągu smoka. Zarzucił torbę na jedno ramię, na drugim usadowił się jego mały towarzysz, na którym siedziała wróżka i ruszył w stronę kniei u podnóża gór.

"Czego ja właściwie tu mam szukać? Zerwałem się z Danae jak gdyby nic i teraz nawet nie wiem, gdzie dokładniej jestem?" - zaczął się zastanawiać nad sensem tej wędrówki. Z jednej strony otaczały go góry, z drugiej rozpościerały się wielkie pustkowia, a on sam właśnie wkraczał w głąb lasu, zupełnie tak, jakby znał jego ścieżki na pamięć. Odgłosami zwierząt, które mogłyby się okazać śmiertelnym niebezpieczeństwem, Romir zdawał się zupełnie nie przejmować. Wręcz przeciwnie, humor mu się poprawił do tego stopnia, że zaczął się podśmiewać i nucić piosenkę:

Stary lesie opowiedz nam,
historie dziejów dawnych lat
Stary lesie opowiedz nam,
historie dziejów dawnych lat...


- A tobie co? Gorzej ci? Nawet nie wiem gdzie nas ciągniesz i zdaje się, że zaczynasz wariować. - Mała wróżka zaczęła się irytować dziwnym zachowaniem Romira.
- Nie, nie zwariował. Po prostu całym sobą się raduje, bo wie, że dotarł do pisanego mu miejsca. - Nagle ktoś odezwał się spośród gęstych zarośli. Momentalnie Romir przyjął bojową pozę, a Rosalie ukryła się głęboko w torbie. Tylko Pyrko zdawał się zachować spokój.
-Pokaż się! Smoczy Władca ci każe. - Nie wiedzieć dlaczego Romir postanowił ogłosić się władcą, chodź nie miał pojęcia co ten tytuł tak naprawdę znaczy.
- Smoczy Władca!? A to dobre! Słyszałeś go, Alakasie? - Tajemniczy głos zadrwił ze swojego rozmówcy. Wkrótce spośród zarośli wyszedł starzec odziany w zielony płaszcz, dzierżąc w swej ręce drewniany kij, którym się podpierał, a za nim ukazał się smok wielkości domu, którego umaszczenie zupełnie zlało się z roślinnością. Widząc to chłopak padł na ziemię z przerażenia. Cały zaczął dygotać, gdy bestia zbliżyła się do niego na odległość kilku kroków. Wtem Pyrko zeskoczył z ramienia i poszybował w stronę zdecydowanie większego pobratymca, wydając przy tym radosne popiskiwanie.
- Więc mówisz, że jesteś Władcą Smoków, a boisz się takiego malucha? W tym świecie już nic mnie nie zdziwi. - Starzec zaczął się głośno śmiać. Podszedł do przerażonego chłopaka i wyciągnął rękę w jego kierunku, aby pomóc mu wstać. - Witaj, Romirze, prawnuku Grelany. W końcu się zjawiłeś.
- Skąd wiesz jak się nazywam i skąd znasz imię mojej prababki? - Chłopak zdziwił się na dźwięk imienia swojego jak i przodkini.
- Była jedną z nas. Druidką. Wisiorek, który teraz ty nosisz, należał do niej. I to JA, wręczyłem ci jajo tego tyciego smoczka. Nie pamiętasz już? - odpowiedział ze szczerym uśmiechem starzec. - Dużo by opowiadać, chodźmy. Inni bracia czekają, a droga do wioski daleka. Ty także, smokołaku, nie kryj się za drzewem tylko chodź z nami. - Zza wielkiego dębu wyłonił się jakiś chłopaczek, który ze zdziwieniem na twarzy posłusznie wykonał rozkaz starca, pozostając jednak w milczeniu. Zaraz po tym cała kompania podążyła za swoim przewodnikiem.
Awatar użytkownika
Rosalie
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rosalie »

Góry Druidów były dla wróżki jak dom. Naturianie zwykle mają bardzo dobry kontakt z druidami, a Rosalie nie była wyjątkiem. Wybrała się z Romirem licząc na to, że dowie się czegoś ciekawego na temat natury, smoków, Romira, a nawet samej siebie. Wszak druidzi byli mędrcami. W duchu jednak czuła, że Romir jest nieco szurnięty, co właściwie było całkiem w porządku, bo mogło być ciekawie.

Gdy spotkali druidów i ich smoka, wróżka prawie dostała zawału. Potem jednak się opanowała, bo paradoksalnie to Pyrko był dla niej bardziej groźny od ogromnego jaszczura, którego właśnie ujrzała. Był tak wielki, że istota tak mała jak wróżka prawdopodobnie w ogóle nie zwróciłaby jego uwagi, w ogóle by jej nie zauważył, a nawet gdyby to nie najadłby się taką drobiną.
- Wspaniały smok, jeden z Pradawnych tak jak twój Pyrko tylko większy, starszy. I pamiętaj, smoki są rozumne tak jak my, a nawet bardziej, więc nie zrób z siebie głupka, bo inaczej "Władca Smoków" będzie tylko nazwą kulinarną - wyszeptała do ucha Romirowi.

Po chwili wróżka zauważyła Benjamina. Smokołak najwyraźniej śledził ich gdy podróżowali w kierunku Gór Druidów. Przypuszczalnie sprawa w Danae z tulpomantą została rozwiązana. Dla Rosalie wszystko to wydawało się coraz ciekawsze. Najpierw została pojmana przez szalonego arcymaga pustki i więziona w iluzorycznej klatce, a teraz była wolna. Była obecna na przesłuchaniu swojego oprawcy i wynikało z tego, że takich jak on było więcej. Miała tylko nadzieję, że żaden arcymag teraz na nich nie poluje. A może to oni powinni polować na arcymagów? W końcu ta organizacja wydawała się być niebezpieczna i dobrze by było, by ktoś się nimi zajął. Obecnie jednak Romir musiał dowiedzieć się czegoś na temat smoków. Według słów arcymaga pustki Xordasa Romir dysponował jakąś mocą, a Rosalie była ciekawa co to za moc.
Awatar użytkownika
Benjamin
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Benjamin »

Dla Benjamina w Danae nie było już nic do roboty, Aesha najwyraźniej poszła złożyć jakiś raport czy coś, a sam smokołak nie znalazł w tym mieście nic co mogłoby go przytrzymać na dłużej. Zaciekawił go jednak wątek jaki miał rozwinąć się w życiu młodego Romira, udał się więc w pogoń za przygodą. Nie zamierzał jakoś specjalnie śledzić chłopaka, ale gdy poszedł na miejsce odjazdu karawany okazało się, że ta już odjechała. Zebrał się więc w tempie ekspresowym i ruszył za młodzikiem w stronę Gór Druidów. Nie wiedział dlaczego schował się za drzewem, gdy pojawił się druid ze swoim smokiem, możliwe, że był to tylko i wyłącznie odruch, nad którym nie powinno się dłużej zastanawiać. Z początku nie odzywał się, tylko wyszedł w ciszy zza drzewa, za którym stał i podszedł do Romira. Poklepał go po plecach i z szerokim uśmiechem na twarzy powiedział
- Jak się trzymasz? Władco Smoków - rzucił nieco prześmiewczym tonem, po czym wyprzedził bruneta i ruszył za druidem. Idąc obserwował dużego smoka przed nim. Przypominał mu o smoku, którego kiedyś spotkał. Miał na imię Robert, był ze trzy razy większy od tego tutaj i czerwony jak krew jego wrogów, których nie miał... już nie miał. Benjamin pamiętał swoje spotkanie z Robertem jak żadne inne. Było to kilkanaście lat temu. Wszedł do jaskini, gdzie spał ten gad. Jak można wywnioskować spotkanie to nie zakończyło się na herbatce i ciasteczkach, a na największej bliźnie jaką Benjamin miał na plecach. Robert uważał, że smokołaki to nie smoki, a jedynie ich nędzne podróbki, dlatego strasznie ich nienawidził. Czarnowłosy mimowolnie podrapał się w tył głowy.
- Tooo... gdzie dokładnie jest tak wioska? - zapytał jedynie po to, aby przerwać ciszę jaka zapadła.
Awatar użytkownika
Romir
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Ludzie (Alarianin)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Romir »

- Normalnym szlakiem to zajęłoby pół dnia, ale chcę oszczędzić widoku mieszkańcom pobliskiego miasta. Krzywo patrzą na przyjezdnych, dlatego pójdziemy tunelami, dzięki temu i droga się skróci do kilku godzin - odpowiedział starzec. - Skoro już padły pierwsze słowa. Powiedz mi, Romirze, gdzie znalazłeś ten kościany kostur? - kontynuował.
- Dostałem go w podzięce od jakiegoś kapłana w mieście położonym na krańcu północno-wschodniej części kontynentu, za przywrócenie spokoju duchom osób pomordowanych przez kultystów. Osobiście nie poznałem tego kapłana. Jego pośrednik mi to wręczył - wyjaśnił chłopak najkrócej jak się dało.
- Przywrócenie spokoju, co? Widzę, że może coś więcej odziedziczyłeś po swej prababce niż ten wisiorek. Pokaż mi ten kostur. - Starzec bardzo się zainteresował całą sprawą. Romir wręczył mu rzeźbiony kij, po czym stary druid bacznie mu się przyjrzał. Analizował jego konstrukcję od jednego końca, do drugiego. W końcu coś szepnął do swojego smoka i wyrzucił kostur w górę - momentalnie został spopielony ognistym podmuchem.
- Co ty wyprawiasz!? - rozgniewał się Romir.
- Ten plugawy twór był robotą nekromanty - ostrzejszym tonem głosu oznajmił druid. - Niech nigdy ci nie przyjdzie do głowy zagłębiać się w tą dziedzinę magii. Kiedyś się dowiesz dlaczego.
Chłopak jak i jego towarzysze popatrzyli na siebie ze zdziwieniem. I znów zapadła cisza na dłuższy czas. Dopiero przy wyjściu z tunelu i dostrzeżenie blasku słońca poprawiło wszystkim humor i powoli wracała chęć do rozmów.
- Powiedz mi, chłopcze - zagaił druid. - A skąd dowiedziałeś się o smoczych władcach?
- W mieście zwanym Danae, jeden z arcymagów, który poważnie zaszkodził lokalnej społeczności, tak mnie nazwał.
- Arcymag? Pewnie musiał być ułomny, skoro użył takiego określenia. - Druid przystanął na chwilę, aby złapać tchu. Po kilku głębszych wdechach obrócił się w stronę chłopaka i oznajmił:
- Nie ma takiego czegoś jak "Władca Smoków", to określenie głupców, którzy wierzą w bajeczki. Jeśli człowiek miałby władać smokiem, to wyglądałoby to tak, jakby mysz podporządkowała sobie kota.
- Więc to był tylko jego wymysł? - Romir się gorączkował.
- Nie do końca. Smokami nie da się władać, ale można z nimi rozmawiać czy nawet współpracować. Sam jesteś takim przykładem. Nawet jeśli twojego Pyrko wychowywano by wśród ludzi od wyklucia, to i tak nikt by nie mógł zapanować nad nim czy odczytywać jego emocje, tak jak ty to robisz. I pewnie nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy. Ale na odpowiedzi przyjdzie jeszcze czas.
Właśnie zbliżali się do wioski położonej w wyższych partiach gór. Małe, drewniane domki były ułożone jeden przy drugim, a wokół nich teren pokrywała bujna roślinność. Dalej rysowały się kontury wielkich drzew, między którymi snuły się różne postacie, znacznie różniące się od siebie wysokością i kolorem skóry. Rosalie zdołała dojrzeć w nich cechy charakterystyczne dla elfów, driad i kilku innych, leśnych stworzeń.
- Niedługo dotrzemy do celu. Wejdziemy do największego budynku, gdzie rozpocznie się zebranie i oficjalne przywitanie waszej trójki - oznajmił starzec i przyśpieszył kroku.
Awatar użytkownika
Rosalie
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rosalie »

Rosalie bardzo zaciekawiła rozmowa Romira z driudem. Wynikało z niej, że określenie "Smoczy Władca" nie jest w pełni adekwatne do tego co tak naprawdę miało opisywać. Dla wróżki świat był prosty, silni mają władzę nad słabymi. Ta władza może przejawiać się różnie w zależności od charakteru silniejszego. Może on wyzyskiwać słabszych albo ich chronić. W tym wypadku to smoki były tymi silniejszymi.
- Czy w takim razie Romir ma jakikolwiek wpływ na smoka? - zapytała, choć nie wiadomo czy zadała to pytanie druidowi, czy raczej było to pytanie retoryczne jakby mówiła sama do siebie. - A jednak jakby tak się zastanowić to w rodzinie dziecko ma największą władzę choć jest najsłabsze, potem matka, a na końcu ojciec. No chyba, że ojciec jest agresywny. To wciąż od najsilniejszego zależy czy poświęci się w celu ochrony słabszych i będzie im służył, czy też nie. Dziecko musi udobruchać swoich rodziców, a żona męża. Może Romir jest kimś kto po prostu oswaja smoki i w ten sposób nimi "włada", lecz władza ta zależy tylko i wyłącznie od dobrej woli smoka? - Choć wróżka nie lubiła tego okazywać, to lubiła rozmyślać w wolnych chwilach. Miała jednak świadomość, że nadmierne rozmyślanie może ją zgubić. Gdy się myśli, to się nie działa, a bezruch może być zabójczy dla tak małej istoty, dla której kluczem do przeżycia są uniki i szybkość.

Zbliżali się do wioski, a Rosalie z ciekawością przyglądała się zamieszkującym ją istotom. W budynkach mieszkały leśne i górskie elfy, a także ich mieszańce. Centaury przypominające krzyżówkę człowieka i konia przebywały w lesie, w chatach o konstrukcji zbliżonej do stajni. Najbliżej drzew żyły driady będące strażniczkami lasu. Większość z nich miała długie czerwone włosy, jasną skórę z zielonkawym odcieniem, nieliczne miały włosy koloru miedzi. Wróżka zauważyła jak niektóre z nich stapiały się z drzewami, którymi się opiekowały. Miejsce to przypominało jej dom, choć było bardziej dostosowane do istot o większych rozmiarach, to tętniło życiem i widać było, że znajdowało się pod opieką Matki Natury podobnie jak Polana Wróżek z której pochodziła Rosalie.
- Tu jest idealnie, choć oczywiście w Danae też nie było źle, gdyby nie ten tulpomanta - wyszeptała do siebie obserwując okolicę. Przez moment miała nawet wrażenie, że w oddali przy szczytach gór przewinął się lecący smok. Było to całkiem możliwe zważywszy na cel tej wyprawy. Cała wioska była dla wróżki ogromnym bastionem natury.
Awatar użytkownika
Romir
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Ludzie (Alarianin)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Romir »

Dzień chylił się ku zachodowi. Romir i jego towarzysze siedzieli przy palenisku w wielkiej sali największego budynku w wiosce, który najwidoczniej był centrum spotkań i wygłaszania ważnych ogłoszeń lokalnej społeczności. Wnętrze powoli zapełniało się przedstawicielami wszelkich ras zamieszkujących te tereny. Były wśród nich elfy, driady, centaury, zwyczajni ludzie, zmiennokształtni, a nawet małe wróżki, które przemykały między wszystkimi z zawrotną prędkością.
Wkrótce sala była pełna. Zebrani rozstąpili się, aby zrobić miejsce członkom starszyzny, którzy przeszli między nimi i zasiedli na swego rodzaju tronach. Zaraz po tym głosy ucichły i dziesiątki par oczu były wpatrzone w kilku starców.
Znany już druid wstał ze swego tronu i zaczął swoją przemowę:
- Moi najmilsi. Pragnę wam przedstawić naszych nowych gości. Wróżkę Rosalie, smokołaka Benjamina oraz Romira, prawnuka naszej kochanej siostry Grelany. - Zebrani zaczęli między sobą szeptać. Już od dawna nie widzieli tu nowych twarzy, a wieść o tym, że potomek druida zawitał w ich progi wywołało wielkie poruszenie. Szepty ustały dopiero po uciszeniu towarzystwa przez innego ze starców.
- Pomimo kilku pokoleń jakie minęły i mieszania się krwi wielu ludzi, w jego ciele zachowała się cząstka mocy swojej przodkini. Co za tym idzie, ten oto młodzieniec, oficjalnie zostanie uznany za jej następcę. - Druid przywołał do siebie Romira i chwyciwszy go za ramię kontynuował przemowę. - Czy przyjmujesz ten zaszczyt chłopcze? - Romir nie wiedział co ma zrobić. Wszystko działo się tak szybko, miał w głowie dziesiątki pytań i nie wiedział jaką reakcję poniesie jego odpowiedź.
- Przyjmuję - niepewnym głosem odpowiedział. W sali zapanowała cisza. Chłopak się tym przeraził i chciał uciec, myśląc, że popełnił jakiś krytyczny błąd. Niezręczną sytuację przerwał szelest szat pozostałej części starszyzny. Każdy ze starców powstał, chwycił w rękę swój kostur i kilkakrotnie uderzali jego trzonkiem o drewnianą podłogę, po czym ponownie zasiedli na tronach.
- Od tej chwili - wznowił druid. - Romir jest uznawany za naszego brata, a co za tym idzie, zostają mu nadane wszystkie prawa, jako członka naszej społeczności. Natomiast od jutra rozpocznie trening na miano pełnoprawnego spadkobiercy tytułu swojej prababki. - Starzec uśmiechnął się do chłopaka, który zdawał się być całkowicie zmieszany i zdezorientowany, i chwyciwszy jego dłoń pogratulował mu.
- Na koniec pragnę ogłosić mentorów, którzy będą oświecać jego młody umysł. - Stary druid omiótł wzrokiem pomieszczenie i po chwili namysłu ogłosił nauczycieli.
- Do przekazania wiedzy na temat roślin i zwierząt typuję driadę Nirnę. Nauką starożytnych języków i odprawiania rytuałów zajmie się elf Keidar, natomiast wiedzą na temat smoków podzieli się Mistrz Eragan. Niech ich mądrość i doświadczenie ukształtują nowego brata i sprawią, że stanie się godzien bycia nazywanym druidem.

Spotkanie dobiegło końca. Nadal nieco oszołomiony Romir podążył za małą wróżką, która prowadziła go do jego nowego mieszkania, które znajdowało się w drzewie wielkości zamku. Benjamin i Rosalie jako przyjaciele młodego druida również zostali ugoszczeni i pozwolono zająć im skromne pokoiki w innej części wielkiego drzewa.
- Wypocznij, duży bracie - rzuciła na odchodnym wróżka. - Wraz ze wschodem słońca zaczynasz naukę. Mam nadzieję tylko, że pierwszego dnia nie stracisz głowy. - Zachichotała i wyfrunęła przez okno.
Romirowi nie pozostało nic innego, jak rozgościć się w nowym domu i pogrążyć się we śnie.
Awatar użytkownika
Rosalie
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rosalie »

Rosalie została przyprowadzona do swojego pokoiku przez inną wróżkę, która pokazała jej wnętrze. Dla ludzi była to zaledwie mała dziura w wielkim drzewie, ale dla wróżek naprawdę było przestronnie. W pomieszczeniu znajdowała się sypialnia z łóżkiem z mięciutkiego sianka i liści, mała toaletka, a także niewielki salonik do ćwiczeń i kuchnia z jadalnią. Wszystko to skonstruowane było misternie z darów natury. Rolę zasłon w małych okienkach będących otworkami pełniły płatki róż co bardzo spodobało się Rosalie.
- Wiesz, róże to moje ulubione kwiaty - zagaiła do oprowadzającej ją drugiej wróżki. - Jak się nazywasz? Ja jestem Rosalie i pochodzę z Polany Wróżek.
- Miło mi cię poznać - uśmiechnęła się nowa znajoma. - Jestem Kitty i zajmuję się zwierzętami, pomagam im budzić się ze snu zimowego, czasami dokarmiam, opiekuję się, ratuję. O ile dam radę. No i jestem stąd, choć słyszałam o Polanie Wróżek, można powiedzieć, że mieszkasz w alarańskiej stolicy wszystkich wróżek i chochlików - zachichotała.
- Z czego się śmiejesz? - spytała Rosalie.
- A z niczego, myślałam, że moje porównanie jest zabawne.
- Zabawne? Jest adekwatne. Idealnie to ujęłaś. Polana Wróżek jest naszą stolicą, nigdzie nie ma nas tak wiele jak tam. Jednak po jakimś czasie znudziło mi się ciągłe poprawianie natury wspólnie z innymi wróżkami i postanowiłam zacząć inaczej żyć.
- Znudziło ci się? Jak mogło ci się znudzić? Dbanie o to by przyroda funkcjonowała jak należy to nasz obowiązek - odpowiedziała zdziwiona Kitty.
- Wcale nie, natura sama się reguluje, a jak się jej nie uda to trudno. - Rosalie wzruszyła ramionami.
- Co? Brzmisz jak jakiś niesforny chochlik. Czym się zajmowałaś, że ci się to znudziło?
- Moje imię Rosalie, jestem różaną wróżką. Dziwne, że tego nie zauważyłaś - dodała z przekąsem. - Zajmowałam się kwiatami, a konkretnie różami. Na Polanie Wróżek jest nas tak wiele, że nie ma ogólnej wróżki od kwiatów, tylko każda specjalizuje się w wybranym kwiatku. Poza tym na każdą różę przypada i tak kilka wróżek, więc mój brak niewiele zmieni.
- Trochę mi się to nie podoba, to wygląda jakbyś uchylała się od obowiązków.
- Obowiązków? To straszna bzdura, bo tak jak mówiłam natura sama o siebie dba, a nawet jak coś zwiędnie, to użyźni ziemię, na której wyrośnie coś nowego. No i wspominałaś o chochlikach, to one mnie do tego przekonały. Tyle, że one przesadzały z tą swoją swobodą i za bardzo wkurzały innych.
- Chochliki nie uznają harmonii, są niesforne i chaotyczne. Często przez ich zachowania obrywa się nam, a inne rasy patrząc na to co wyprawiają chochliki uznają, że powinno się "cywilizować" naturian, a to się zawsze źle kończy.
- Taa, no właśnie. Masz absolutną rację - odrzekła Rosalie. - Chochliki, z którymi przebywałam, zostały zabite przez człowieka. Naturalna kolej rzeczy. Wkurzysz człowieka, to potraktuje cię podobnie jak natrętną muchę. Choć on akurat nie zrobił z nich miazgi tylko przyszpilił, czasami tak robią z motylami.
- Barbarzyństwo! - oburzyła się Kitty.
- Dla ludzi nie, dla nich to naturianie są barbarzyńcami. Oczywiście nie wszyscy ludzie tak myślą. Są wśród nich szanowani druidzi jak tutaj. W każdym bądź razie problem z chochlikami był taki, że były za bardzo chaotyczne.
- Tak, chaos jest wrogiem natury.
- Nie, jest jej częścią tak jak harmonia. Natura to połączenie chaosu i harmonii. Są choroby, nieszczęścia, ale także pozytywne przypadki, które nas kształtują. Losowość i nieprzewidywalność są wpisane w naturę, a z drugiej strony mamy też harmonijny cykl pór roku, dające się przewidzieć zachowania zwierząt jak hierarchia mrówek czy pszczół. Tak więc jest harmonia i chaos i sobie są, nie ma sensu wspierać żadnej z tych sił.
- Co? - zdziwiła się Kitty prawie się krztusząc słysząc takie słowa z ust innej wróżki.
- To ja może wyrażę się jaśniej - Rosalie nabrała bardziej stanowczego tonu głosu. - Ja mam swoje życie, swoją ciekawość do zaspokojenia, a ty chcesz tylko pracować dla jakiejś urojonej idei!
- Tak, chcę pracować w imię harmonii natury - burknęła nieco zszokowana tym nagłym obrotem dyskusji Kitty.
- No to sobie pracuj i idealizuj świat dalej!
- Mam nadzieję, że będę miała po co pracować dalej i że ten paskudny nihilizm nie udzieli się innym przedstawicielkom naszej rasy.
- Jak powiedział pewien wybitny przyrodnik, znawca lasów w strefie klimatu umiarkowanego, wśród runa leśnego żyją pracowite mrówki.
- Świetnie!
- I one sobie pracują w harmonii i idealnym porządku od tysięcy lat i po dziś dzień nie wynalazły niczego więcej niż durnego mrowiska z patyków! - krzyknęła w furii Rosalie.
- Przykro mi, ale dobre wychowanie musi zastąpić faktografia, no ale nie jest pani normalną wróżką.
- Och, czyli teraz już nie jesteśmy na "ty" tylko "pani", bardzo dobrze. Świetnie traktujecie tu gości. Zobacz lepiej co z Benjaminem, bo mam ochotę pobyć sama - odpowiedziała zirytowana Rosalie do Kitty. - Aha i zostaw mi kilka świetlików, za ciemno tu jest, a nie chce mi się jeszcze spać - zawołała za odlatującą obrażoną wróżką.
Awatar użytkownika
Benjamin
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Benjamin »

Benjamin idąc za grupką w milczeniu analizował otoczenie. Bardzo zastanawiał go fakt jak zostanie przyjęty w krainie smoków. Istniały dwie opcje: albo go przyjmą z czystej gościnności, albo wywalą na zbity pysk. Szczerze już wolał to drugie, było bardziej szczere, a sam smokołak nie lubił przebywać w miejscach, w których nie był mile widziany.
Nie trzeba było być arcymagiem, aby wyczuć dziwną magię emitującą z kostura spopielonego przez druida i jego smoka i chociaż Benjamin zgadzał się z tym, że unicestwienie tej laski było konieczne, to nie pochwalał tego, że druid pozostawił kogoś takiego jak Romir ze zwykłym "nie, bo nie". Z własnego doświadczenia wiedział, że im bardziej się czegoś zabrania i nie tłumaczy się dlaczego to jest złe, tym bardziej dana osoba będzie skłonna dopuścić się tego zakazanego czynu. Jednak jego zdanie w tym momencie było mało znaczące, w końcu to nie on był wielkim mentorem.
Po kilku godzinach łażenia we wszystkie strony Benjamin i brygada znaleźli się w wielkiej sali. Benjamin czuł na sobie nie do końca przychylne spojrzenia druidów, naturian i innych zebranych w sali istot. Może i miał paranoję, ale miał wrażenie, że większość z zebranych zanim jeszcze smokołak został przedstawiony wiedzieli kim czarnowłosy chłopak jest. Wielki kamień spadł mu z serca, gdy cała uwaga zeszła z niego na tego całego "Prawnuka Grelany" znanego bardziej jako Romir. Benjamin tak naprawdę nie wiedział na kogo w tej pośpiesznej chwili mianowali bruneta, nie znał również jego prababci, dlatego był bardzo zdziwiony gdy cała ta ceremonia się odbyła. Szybko jego uwagę zwróciły jednak lekcje jakie będą udzielane naszemu "Władcy Smoków". A dokładniej ciekawiło go czy też mógłby w tych lekcjach brać udział. Benjamin uwielbiał zdobywać wiedzę z każdego możliwego źródła. Tak właśnie rozmyślając sobie zanim się zorientował, że ceremonia się skończyła, a trzy małe wróżki odprowadziły poszukiwaczy przygód do ich pokoi.

Tak jak podejrzewał, Romirowi przydzielono własne mieszkanie, a Rosalie i Benjiemu jedynie skromne pokoje, w których oni sami się ledwo mieścili. Chociaż może tylko Benjaminowi przeszkadzała wielkość pokoju. Smokołak z zamkniętymi oczami zauważyłby, że wróżka, która go odprowadza traktuje go z rezerwą. Nie mogła ona się bać Elizabeth, gdyż ta od dawna już spała w ramionach swojego przyjaciela.
- Hej, czy ty się mnie boisz? - zapytał nagle, a sama wróżka spięła swoje małe mięśnie jakby czarnowłosy trafił w sedno.
- Nie, wcale, o panie - powiedziała z zawahaniem w głosie. Benjamin głośno mlasnął i położył Elizabeth na łóżku.
- Więc dlaczego jesteś zaraz przy drzwiach jakbyś miała uciec? - rzucił głaszcząc swoją kotkę po uszach. W nagrodę usłyszał ciche mruczenie.
- P-po prostu słyszałam d-dużo l-legend na t-temat s-s-smokołaków. - Nie wiedzieć czemu małe latające stworzonko zaczęło się jąkać. Sam chłopak uśmiechnął się nieznacznie jakby jego mina miała powiedzieć "gdzieś to już słyszałem"
- Jakie legendy? - odrzucił w stronę wróżki
- Ż-że jesteście p-panie b-bardzo ag-gresywni i z-zjadacie t-takie w-wróżki n-na ś-śniadanie, o p-panie - powiedziała drżącym głosem skrzydlata istotka. Benjamin położył się w poprzek łóżka i wyciągnął rękę do góry jakby chciał coś złapać.
- Wszędzie tak o nas mówią, moja droga wróżeczko. Tak właściwie to jak masz na imię? - powiedział po czym westchnął.
- Armania proszę pana - powiedziała nieco pewniejszym już głosem. Benjamin obrócił się na bok w stronę wróżki.
- Ładne imię, mam nadzieję, że się zakolegujemy Armanio. Ja jestem Benjamin - powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Powiedz mi, wiesz może gdzie jest tutaj jakaś biblioteka? - zapytał swoją przewodniczkę.
- Na najwyższym piętrze tego drzewa jest wielka biblioteka - odpowiedziała czarnowłosemu chłopakowi.
- Dziękuję. Możesz już iść spać - powiedział do niej po czym zaraz za nią udał się w stronę szczytu drzewa, które było tak wielkie, że smokołak dla własnej wygody całkowicie się się przemienił, a z pleców wyrosły mu wielkie błoniaste skrzydła, których użył do wlecenia na samą górę.

Po chwili lotu Benjamin znalazł się w bibliotece, gdzie na powrót zmienił się w człowieka. Rozglądając się po pomieszczeniu nie mógł powstrzymać wielkiego uśmiechu, jaki wystąpił na jego twarz. Gdy przemierzał niezliczone regały z książkami jakie występowały w tym monstrualnym i prześlicznym pomieszczeniu, prawie wpadł na starca, który sprowadził ich do tej przepięknej krainy.
- Och Benjaminie nie spodziewałem się ciebie o tej porze tutaj - powiedział starzec podpierając się kosturem.
- A ja ciebie dziadku - powiedział nieco żartobliwie. Druid uśmiechnął się i usiadł na najbliższym krześle po czym zachęcił chłopaka do tego samego.
- Wiesz, chłopcze, przypominasz mi swoją matkę - powiedział zagłębiając się w swojej pamięci.
- Dziadku, ty to chyba znasz wszystkich, co? - powiedział pół żartem.
- Oczywiście! W końcu mała Aria pochodziła z tych stron - rzucił ucieszony. Benjiego zaskoczyła ta nagła informacja jaką w tej chwili musiał przetworzyć w głowie.
- Co?! Jak to?! Myślałem, że moja mama pochodziła z wyspy, na której mieszkaliśmy - powiedział zaskoczony smokołak.
- Widzisz, Aria pochodziła z bardzo zamożnej i unikatowej rodziny smokołaków, której członkowie byli w stanie prawie całkowicie ukryć swój smoczy wygląd. Pewnego dnia czwórka rodzeństwa postanowiła podróżować po świecie, każde z nich poszło w inną stronę, jednak po kilkunastu latach tułaczki trójka z nich wróciła do domu. Jedyną, która dalej chodziła po świecie, była Aria, która nieświadoma tego, że jej rodzeństwo wróciło już do ich posiadłości wylądowała na wyspie, na której ty się urodziłeś. Nigdy nie powiedzieli nikomu jaki był cel tej wyprawy ani czy komukolwiek udało się znaleźć to czego szukali - starzec opowiedział smokołakowi historię, której jego matka nigdy mu nie opowiedziała. Jego mama nigdy nie rozmawiała o swojej rodzinie, a gdy Benjamin się pytał zawsze odpowiadała z uśmiechem: "Przecież ty jesteś moją rodziną" jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Mama nigdy mi o tym nie powiedziała - rzucił zamyślony przetwarzając zdobyte informacje. - A zresztą nie ważne. Dziadku, mam do ciebie prośbę. Czy mógłbym uczestniczyć w lekcjach z Romirem? Szczególnie interesują mnie te o smokach - zapytał staruszka siedzącego na drewnianym krześle.
- Wątpię, aby reszta rady była zadowolona z takiego obrotu sytuacji, ale zobaczę co da się zrobić. W końcu twoja mama była szanowaną osobą w tej osadzie, jest duża szansa, że nie odmówią synowi Arii Żywiołowładnej - powiedział do chłopaka z ciepłym uśmiechem na swojej pomarszczonej twarzy.
- Dziękuję dziadku. W takim razie ja idę już spać - powiedział po czym wyszedł z biblioteki i wesoło zeskakując po dwa schodki w dół dotarł do swojego pokoju i położył się w ciepłym łóżku zaraz obok puszystej kotki, która pogrążyła się w głębokim śnie już jakiś czas temu.
Awatar użytkownika
Romir
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Ludzie (Alarianin)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Romir »

Nastał nowy dzień. Wczesnym rankiem Romir został zbudzony przez jedną z wróżek, która poganiała go, aby udał się w miejsce, gdzie mistrz Eragan miał rozpocząć z nim trening. Chłopak przetarł wciąż zaspane oczy i leniwie wygramolił się z łóżka. Na krześle zastał świeży komplet ubrań, na który składał się bezrękawnik koloru groszku oraz luźne w nogawkach spodnie. Zaraz jak się przebrał, wziął kilka kęsów papki pozostawionej na jego stoliku i udał się w wyznaczone miejsce. Po drodze wpadł na Benjamina, który najwidoczniej też nie był fanem wczesnego wstawania, gdyż przez cały czas ziewał i zdawało się, że cierpi na światłowstręt.
- Dzień dobry, kolego - powolnym i ochrypłym głosem Romir przywitał się ze smokołakiem. Tamten tylko wydał z siebie krótki dźwięk, który przypominał pojękiwanie zbyt wcześnie zbudzonego dziecka.
- Jeśli nie masz nic do roboty, to przejdź się ze mną. Mistrz Eragan chyba nie będzie miał nic przeciwko, jeśli będzie nas ktoś obserwował - zaproponował chłopak.
Usta Benjamina wykrzywiły się w coś na kształt uśmiechu, po czym zrobił miejsce chłopakowi i dał znak, żeby poprowadził.

Po kilkunastu minutach dotarli na polanę za wioską, gdzie brodaty starzec o długich, białych włosach i przyozdobionych pierścieniami palcach już wyczekiwał swojego nowego ucznia.
- Nareszcie się zjawiłeś. Ile można czekać? - Starzec, który nosił więcej biżuterii niż niejeden szlachcic, skarcił młodzieńca.
- Przepraszam, nikt mi nie powiedział, kiedy mam się stawić oraz gdzie jest miejsce spotkania. - Chłopak próbował się wytłumaczyć.
- Mniejsza o to - przerwał mu druid. - Zaczynajmy.
Eragan obrócił się w stronę dalekich wzgórz i dmuchnął w swego rodzaju gwizdek, który przypominał piski jakiegoś zwierzęcia.
Wkrótce na horyzoncie pojawiły się niewyraźne kropki, które z każdą chwilą zdawały się powiększać. Nie minęło dużo czasu, kiedy cała trójka została otoczona przez kilka skrzydlatych bestii, wśród których znajdował się i Pyrko.
- A ty skąd tu się wziąłeś? - Romir nie dowierzał własnym oczom, kiedy jego mały przyjaciel wyłonił się spośród większych krewniaków.
- Dołączył do swoich. A swoi go przyjęli - rzekł krótko Mistrz Eragan.
Chłopak wytrzeszczył oczy na starego druida. Chciał zapytać o wiele rzeczy, jednak nawet nie wiedział od czego zacząć. Widząc to, mistrz tylko westchnął i zaczął wyjaśniać, że to opiekun należy do smoka, a nie na odwrót, nawet jeśli ten wykazuje w jakimś stopniu posłuszeństwo, to wybór między człowiekiem, a innymi smokami jest oczywisty.
- Czyli wykonywanie moich rozkazów, leżało tylko w jego dobrej woli? - dopytywał się chłopak.
- Tak - odpowiedział mistrz.
Wywody na temat relacji między smokami a ludźmi musiały być jednak przerwane przez warczenie oraz ciąg dziwnych dźwięków, przypominających bełkotanie.
- Co się z nimi dzieje? - Romir wystraszył się nie na żarty, kiedy pobliski smok wydał z siebie przeraźliwy ryk. Stary druid zabrzęczał swoimi pierścieniami i również zaczął mówić bełkotliwą mową.
- To przez tego smokołaka - w końcu starzec zaczął wyjaśniać. - Smoki mówią, że gardzą tą rasą. Uważają ją za haniebną podróbę ich znakomitości.
- Możesz je uspokoić? Chyba zaczęły szczerzyć zęby, a to nie wróży nic dobrego.
- Jak już mówiłem, smokami nie da się władać. Co najwyżej negocjować. Niech odejdzie na bezpieczną odległość, zanim któryś postanowi pozbawić go głowy czy spopielić. - Benjamin przyjął radę starca i popędził w stronę pobliskich drzew, gdzie przykucnął w cieniu, aby nie drażnić skrzydlatych bestii.
- Umiesz mówić w ich języku? - Romir posłał pytanie Eraganowi, gdy sytuacja się uspokoiła.
- W pewnym sensie można nazwać to mową - odpowiedział druid. - Nauczę cię znaczenia kilku "słów" i zachowań, ale to nie oznacza, że dzięki temu unikniesz śmierci z ich strony. To zależy od smoka. Na pocieszenie powiem, że twój mały towarzysz szepnął dobre słówko o tobie pobliskim pobratymcom, więc o ile się nie narazisz, nie spotka cię nic złego od tutejszych smoków.
Romir z uwagą słuchał słów swego Mistrza. Tamten zdawał się błyszczeć od ogromu wiedzy. Przez niemal pół dnia młodzieniec poznawał tajniki smoków, uczył się wyczuć ich intencje po zachowaniu, a także poznał kilka podstawowych słów w ich języku. Jednak wciąż miał w pamięci incydent z początku. Martwił się, że jego towarzyszy może spotkać coś złego, bo komuś może przeszkadzać ich pochodzenie czy rasa, jaką prezentują.
Awatar użytkownika
Benjamin
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Benjamin »

Benjamin obudził się sam jeszcze przed świtem, podekscytowany faktem, że mógł spędzać cały swój wolny czas w wielkiej bibliotece zawierającej masę informacji. Po kilku godzinach czytania smokołak wygramolił się spod książek i stwierdził, że inni zaczęli powoli już wstawać. W połowie drogi do swojego pokoju zaspany chłopak spotkał Armanię, która najwidoczniej go szukała.
- Tak myślałam, że panicz będzie w bibliotece - powiedziała głęboko wzdychając. Zaspany Benjamin tylko ziewnął w odpowiedzi dalej schodząc po schodach.
- Przyniosłam panu śniadanie i świeże ubranie - powiedziała próbując nadgonić nad tempem chłopaka, który zaskakująco szybko schodził. Po kilku chwilach wróżka zaczęła dyszeć. Benjamin westchnął i przystanął po czym złapał ją i podczas gdy ta zdziwiona zaczęła się szarpać i krzyczeć, on postawił ją sobie na głowie.
- Odpocznij sobie, bo płuca wyplujesz - powiedział zmęczonym głosem po czym znów zaczął schodzić. Armania najwyraźniej zawstydzona faktem, że bała się, że Benjamin ją zje lub zrobi coś gorszego, siedziała w ciszy cała czerwona na twarzy. Gdy doszli do pokoju, Benjamin znalazł tam miskę z jakąś papką, która wyglądała na kaszę lub inny ryż leżącą na stoliku, czerwoną koszulę oraz spodnie z miękkiego i przyjemnego materiału leżące na łóżku oraz Elizabeth, która wciąż byłą pogrążona we śnie.
- Heh, no cóż, ostatnie parę dni było męczące nawet dla niej - powiedział po czym wziął się za jedzenie. Nie była to najlepszej jakości s strawa jaką mógł znaleźć na świecie, ale jadł gorsze rzeczy.
- Mogłabyś uprać moje rzeczy? - zapytał Armanii wciąż przeżuwając trochę papki.
- O-oczywiście! - Doszła z powrotem do zmysłów i zeszła z głowy Benjamina. Chłopak dokończył śniadanie i poszedł się przebrać za drewnianą zasłoną, która z jakiegoś powodu tam stała. Gdy skończył, złożył swoje ubrania oraz delikatnie odwiązał Elizabeth jej chustę z szyi, całość podał Armanii i gdy ta odlatywała zastanawiał się jak taka mała wróżka może unieść coś tak dużego. Nie dając tej myśli za bardzo się rozwinąć Benjamin podwinął rękawy po czym wyszedł z pokoju.

Zażywając nieco porannego słońca Benjamin trzymał jedną rękę w kieszeni, a drugą osłaniał ostre poranne słońce przed wypaleniem mu jego pięknych oczu. Podczas swojej przechadzki niespodziewanie spotkał Romira, który najwyraźniej miał odbyć dzisiaj swoją pierwszą lekcję. Chętnie poszedł za nim gdy ten zaproponował mu obecność podczas jego nauki o smokach. Gdy dotarli na polanę ukłonił się lekko mistrzowi, jednak nie powiedział ani słowa. Po chwili na polanie pojawiły się smoki. Jedyne o czym wtedy Benjamin mógł pomyśleć "No i zaczyna się". Nie czekał wcale długo aż usłyszał piękną wiązankę przekleństw i wyzwisk połączonych z warczeniem i charkaniem.
- Dobrze, już dobrze, pójdę sobie - powiedział w smoczym języku do gadów obok niego. Jedynie Pyrko nie wydawał się być agresywny w stosunku do czarnowłosego, ale to może dlatego, że był wychowywany nie pośród swojego gatunku, ale wśród ludzi.
- Pamiętaj, że jeśli chcesz, aby twój przyjaciel rzucił się za tobą w ognień, musisz być gotowy zrobić to samo dla niego, nie tyczy się to tylko smoków - powiedział na odchodne do Romira po czym usiadł sobie pod rozrosłą jabłonią. Nawet z tej odległości czuł na sobie wzrok smoków. Postanowił więc zacząć medytować. Rozsiadł się w wygodnej pozycji, zamknął oczy i zrobił kilka głębokich wdechów. Z tej odległości spokojnie słyszał co mówił mistrz, dlatego nie uważał czekanie pod drzewem za bezsensowną czynność.

Po kilku godzinach siedzenia i medytowania można było usłyszeć głośne burczenie pochodzące z brzucha smokołaka. Głód wyrwał go ze stanu w jakim się znajdował. Benjamin założył ręce za głowę i oparł się o drzewo.
- Zjadłbym coś - powiedział sam do siebie i westchnął głośno. Chwilę później na jego kolanach usiadło małe stworzonko trzymające jedno z jabłek, był to mały pomarańczowy smokopodobny gad należący do gatunku Akkedis. Benjamin popatrzył się na małego osobnika pytająco, a ten wyciągnął jabłko w jego stronę.
- To dla mnie? - zapytał, a Akkedis bardziej naciskająco wyciągnął małe łapki.
- Dziękuję - powiedział Benjamin i uśmiechnął się do stworzonka i wziął jabłko w swoje ręce. Gdy już chciał ugryźć owoc spojrzał na pomarańczowego stworka i zauważył, że ten był głodny równie mocno co Benjamin. Chłopak przełamał owoc na pół i podał jedną z połówek jaszczurce. Mały Akkedis z uśmiechem na pyszczku wylądował zębami w owocu tak szybko jak tylko go dostał, a Benjamin posyłając mu szeroki uśmiech sam wgryzł się w swój kawałek.

Benjamin o mało nie zakrztusił się owocem ze śmiechu, gdy usłyszał jak Romir zamiast powiedzieć "Ogień" w smoczym języku, powiedział "Bakłażan". Faktycznie oba słowa brzmią bardzo podobnie, a brunet słyszał je dzisiaj po raz pierwszy, ale to wciąż rozbawiło zarówno zmiennokształtnego jak i smoki, które widząc, że czarnowłosy śmieje się razem z nimi posłały mu mordercze spojrzenie.
Awatar użytkownika
Romir
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Ludzie (Alarianin)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Romir »

- Na dzisiaj koniec - zakomunikował Mistrz Eragan.
Romir ucieszył się na te słowa. Większą połowę dnia spędził na poznawaniu mowy smoków i sygnałów niewerbalnych, jakie te stworzenia okazywały. Kilkukrotnie rozbawił wszystkich swoją nieporadnością czy przekręceniem słów. Nie obeszło się również od napomnień starego druida i wymierzonych przez niego kar oraz sytuacji, gdzie jego ręka mogłaby stać się przekąską.
Chłopak podziękował za lekcję i wreszcie mógł nacieszyć się resztą dnia. Przechadzka po wiosce wprawiła go w stan zamyślenia. Obserwując codzienne życie mieszkańców tej malowniczej krainy zaczął odczuwać w sobie pustkę. Każda napotkana osoba miała jakieś swoje sprawy do załatwienia czy znajomych, z którymi mogła się spotkać. Oprócz codziennych treningów i obowiązkowych prac, jego przebywaniu w wiosce nie przyświecał żaden cel. Nawet jeśli był prawnukiem druidki, sam w sobie nie czuł żadnego obowiązku przynależności do tej klasy. Rozważał również decyzję czy nie spróbować znowu wrócić do rodzinnego miasta, wszakże nawet nie nadał wiadomości do swoich rodziców, że zdołał przeżyć katastrofę okrętu.
Snując się wśród drewnianych chatek zauważył, że przyciąga uwagę lokalnych mieszkańców. Nie chcąc denerwować ich swoją osobą, postanowił, że wróci do swojego lokum, gdzie spędzi resztę czasu. Po drodze natknął się na kilku zmiennokształtnych oraz elfów. Przyglądali się nieznajomemu i szeptali między sobą, od czasu do czasu chichotali. Romirowi to nie przeszkadzało. Od zawsze jego martwe spojrzenie, blady odcień skóry i wydatne, czerwone wargi, były powodem do wszechśmiesznego porównywania go do wampira.

Po niedługim czasie dotarł do pokoju. Na stole czekał na niego talerz pełnego jedzenia, które zdążyło już ostygnąć. Mimo to Romir spałaszował wszystko ze smakiem i zagłębił się w lekturze, którą zalecił mu Mistrz Eragan.
Awatar użytkownika
Benjamin
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Benjamin »

Słońce już dawno przekroczyło pierwszą połowę nieba, gdy lekcja Mistrza Eragana się skończyła. Najwyraźniej Romir nie bardzo przejmował się siedzącym pod jabłonią Benjaminem, który również nie zamierzał siedzieć tam w nieskończoność. Przypomniał sobie również o Elizabeth, która pewnie już dawno się obudziła i pewnie szukała go wszędzie gdzie tylko może. Odstawił swojego nowego przyjaciela na drzewo do jego stadka i obiecał mu, że spotkają się ponownie. Na odchodne usłyszał tylko od smoków "Nigdy nie będziesz jednym z nas". Wkurzony już tym dogadywaniem smokołak machnął im ręką i powiedział:
- Nawet nie zamierzam - rzucił lekceważąco. Gdy szedł przez wioskę różne stworzenia oglądały się za nim. Chłopak nie czuł się z tym dobrze, szybko ogarnął, że to miejsce z pewnością nie będzie tym, które nazwie domem. Ignorując zniesmaczone spojrzenia przechodniów zastanawiał się jaką książkę dzisiaj przeczyta w bibliotece.

Gdy wszedł do swojego pokoju zobaczył zdyszaną Elizabeth wyglądającą przez małe okrągłe okienko. Stanął w drzwiach z miną typu "mam przerąbane", a kotka obróciła się na dźwięk skrzypiącej podłogi. Najpierw w jej oczach można było zobaczyć gniew, a zaraz potem ulgę.
- Już myślałam, że uciekłeś stąd beze mnie - powiedziała jakby kamień spadł jej z serca. Benjamin uśmiechnął się łagodnie, podszedł i ją pogłaskał.
- Coś ty, nigdy bym ciebie nie zostawił. Poszedłem się tylko rozejrzeć i zostałem wciągnięty na jedną z lekcji Romira - powiedział dalej głaskając swoją kotkę po uszach.
- Jadłaś coś? - zapytał ją widząc miskę z jedzeniem na stole.
- Tak, to jest twoje - powiedziała siadając na poduszce. Benjamin usiadł przy stole i szybko zjadł przygotowany mu posiłek.
- Idziemy do biblioteki? - zapytał się Elizabeth, a ona jedynie w ciszy podeszła do drzwi. Chłopak nadstawił ramion i pozwolił jej na nie wskoczyć. Po kilkuset stopniach, które musieli przejść w końcu znaleźli się w bibliotece. Benjamin jak to robił w zwyczaju wylosował regał, a potem książkę. W jego ręce wpadła książka o tytule "Mity i fakty o smokach". Usiadł przy jednym ze stołów i zagłębił się w lekturze.
Awatar użytkownika
Romir
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Ludzie (Alarianin)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Romir »

Dni zmieniały się w tygodnie, a tygodnie w miesiące. Z każdą chwilą Romir rósł w wiedzę i doświadczenie. Po blisko sześciu miesiącach od przybycia do wioski, mógł w miarę dobrze komunikować się ze smokami, wytwarzać bardziej zaawansowane mikstury z roślin, o których istnieniu nie miał pojęcia oraz przywoływać do siebie niektóre zwierzęta i odczytywać ich intencje.

Pewnego dnia nadszedł dla niego ważny dzień. Tuż o świcie nakazano mu stawić się u mistrza Eragana i udać się wraz z nim do wyznaczonego miejsca.
- Mistrzu - zagaił chłopka, po blisko półgodzinnym błądzeniu w podziemnym labiryncie, wydrążonym wewnątrz gór. - Dokąd zmierzamy i dlaczego kazałeś mi zabrać Pyrko.
- Zaraz się przekonasz. To wielki dzień dla ciebie, a właściwie dla "twojego" smoka - odpowiedział starzec.
Niedługo po tym wąski korytarz się skończył, a przed ich oczami rozpostarła się wielka jaskinia, wysoka na dwa sznury w górę i niemal tyle samo w każdy z sześciu boków. Pośrodku znajdował się wykuty w podłodze krąg z naniesionymi białą farbą symbolami. Wokół kręgu było rozłożonych siedem wielkich pochodni, która każda z nich płonęła innym kolorem, a przy każdej z nich znajdował się jeden z druidów, zasiadających wśród starszyzny wioski.
- Pora zaczynać, moi bracia - odezwał się jeden z nich. - Chłopcze, połóż swego małego towarzysza pośrodku okręgu i się odsuń.
Romir popatrzył ze zdziwieniem na Benjamina, któremu wyjątkowo pozwolono przyglądać się całemu przedstawieniu, jednak ten wzruszył tylko ramionami, dając znak, że nie ma pojęcia co się właśnie dzieje. Po chwili mały smok znajdował się we wskazanym miejscu, po czym mistrz Keidar, nauczyciel Romira w sztuce odprawiania rytuałów, przyozdobił smoka kolorowymi runami.
Zaraz, gdy opuścił krąg, skinieniem dał znak reszcie i czas zacząć rytuał. Wszyscy druidzi unieśli jednocześnie ręce i zaczęli wypowiadać magiczne formuły. Kolorowe płomienie wystrzeliły w górę i skierowały się do wnętrza okręgu. Pomimo całego zamieszania i bycia okrążonych przez ogień, Pyrko siedział na miejscu i nic nie wskazywało na to, że zamierza się ruszać. Wkrótce płomienie jeszcze bardziej przybrały na sile i zakryły zupełnie małego smoka.
Trwało to wszystko jakieś dziesięć minut, gdy druidzi zakończyli wypowiadać zaklęcia, a ognie powróciły do swoich naturalnych rozmiarów, odsłaniając coś wewnątrz kręgu.
- Romirze - krzyknął mistrz Eragan. - Podejdź i zobacz wyzwolonego spod pieczęci.
- Wyzwolonego? - chłopak zdołał tylko tyle wypowiedzieć. Był pod wielkim wrażeniem tego, czym właśnie był świadkiem.
- Nie mów, że nie wiedziałeś. Widać jak szanujesz swych mistrzów i ich wiedzę, na którą nie zasługujesz - Keidar zbeształ chłopaka, ale został uciszony przez pozostałych.
- Tak, wyzwolony - powtórzył jeden ze starców. - Przed tym jak otrzymałeś jajo, została na nie nałożona pieczęć ograniczająca moc żyjątka w nim zawartego. Wszystko z powodu tego, aby to co się z niego wykluje, nie sprawiało problemów opiekunowi. Teraz możesz zobaczyć smoka, którym się zajmowałeś.
W miejscu, gdzie kiedyś stał Pyrko, teraz pojawił się zdecydowanie większy odpowiednik. Nadal przypominał tego małego smoka, jednak jego proporcje się zmieniły i teraz sama paszcza miała wymiary czaszki sporej wielkości konia, natomiast jego długość wzrosła do siedmiu prętów. Chłopak podszedł do bestii i przyłożył swoją dłoń do jego głowy.
- Od tej chwili zostaje zdjęty z ciebie ciężar opiekuna - chłopak usłyszał od kolejnego ze starców.
- Ciężar opiekuna, co to znaczy? - Romir nie mógł wyjść z podziwu na widok swojego smoka.
- Mówiąc wprost, nie masz już władzy nad tym smokiem, o ile w ogóle ją kiedyś miałeś. Teraz to majestatyczne stworzenie będzie żyło tam, gdzie zechce i nic ci do tego - zirytowanym tonem głosu wyjaśnił Keidar.
Na te słowa głos chłopaka się załamał. Przez tyle lat jego mały towarzysz nie odstępował go na krok, a teraz tak po prostu go opuści.
- Mistrzu Keidarze! - upomniał go inny ze starców. - Chłopcze, ten smok zawsze pozostanie z tobą w więzi i teraz to ON, będzie twoim "opiekunem", który przybędzie niemal na każde twoje wezwanie. - Pyrko trącił głową chłopaka i sapnął mu parą w twarz na znak, że to co wiedział starzec było prawdą.
Zaraz po tym zamachał swoimi skrzydłami i wyfrunął przez otwór u szczytu jaskini wydając z siebie donośny ryk.

W drodze powrotnej Romir nie odezwał się ni słowem. Benjamin próbował go w jakiś sposób pocieszyć, ale jego starania spełzły na niczym. Przez kilka następnych dni chłopak jakby zatracił zdolność mowy. Dopiero ponowne ujrzenie swojego dawnego towarzysza na lekcji u mistrza Eragana nieco poprawiły mu humor, jednakże wewnątrz odczuwał jakąś pustkę, której nic nie zapełni już nigdy.
Awatar użytkownika
Benjamin
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Benjamin »

Spędzając prawie każdą wolną chwilę w bibliotece z przerwami na lekcje mistrza Eragana Benjamin nawet nie zauważył gdy cały ten czas upłynął. W pewien z pozoru normalny dzień Benjamin został zbudzony o świcie przez Armanię, która przekazała mu wiadomość, że pozwolono mu obserwować rytuał wyzwolenia. Na początku zaspany chłopak nie wiedział o co chodzi i miał zamiar odesłać Armanię z kwitkiem, ale jego ciekawska strona, która zdecydowanie zbyt często przejmowała nad nim kontrolę, obudziła chłopaka na dobre.

Idąc za Romirem miał pewne podejrzenia czym ten rytuał mógł być, jednak nie chciał zbyt szybko wyciągać wniosków. Obserwując całą sytuację Benjamin nie mógł robić nic innego jak tylko się uśmiechać. Jednak biedny Romir nie wiedział jakie możliwości tak naprawdę daje mu ten rytuał, zresztą nie tylko jemu ale i młodemu Pyrko, który w jednej chwili zrobił się ze trzy razy większy niż był.

W drodze powrotnej Benjamin bezowocnie próbował pocieszyć, a raczej uświadomić Romirowi jak dobrą rzeczą był rytuał, on jednak nie mógł się otrząsnąć, że Pyrko poleciał gdzieś hen daleko zamiast wrócić z nim. Przez kilka dni smokołak zastanawiał się jak pocieszyć swojego kompana, aż w końcu stwierdził, że po prostu powie mu co mu przyjdzie na myśl.

Na następnej lekcji u Mistrza Eragana, Benjamin w końcu zobaczył uśmiech na twarzy Romira, jednak nie tylko wyraz szczęścia można było tam zobaczyć, ale również samotność i uczucie niepełności. Tym razem nie bacząc na agresywne w stosunku do niego smoki Benjamin podszedł do grupki i poklepał bruneta po plecach.
- Mistrzu, mogę coś powiedzieć? - zapytał, a mistrz Eragan jedynie skinął głową.
- Romir, przyjacielu, może cię to smucić, ale smoki to stworzenia należące do nieba. Ten rytuał był konieczny, tak jak rodzice po pewnym czasie rozstają się z dziećmi, tak i smoczy opiekun musi się rozstać ze swoim gadem. Nie uważam jednak, że powinieneś się smucić z tego powodu. Ty i Pyrko przeżyliście razem chwile, których nie zapomnicie. Stworzyliście więź, która nie jest tak łatwa do zerwania jak myślisz. Jestem pewny, że Pyrko tak jak ty obawia się waszego rozstania, ale widać po nim, że ci ufa. Dlatego uważam, że ty też powinieneś mu zaufać - powiedział z wielkim przekonaniem, a smoki stojące obok, które przedtem omal nie odgryzły mu głowy spojrzały na niego ze swego rodzaju szacunkiem. Nawet Elizabeth została poruszona przez słowa wypowiedziane przez czarnowłosego.
Awatar użytkownika
Romir
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Ludzie (Alarianin)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Romir »

Od dokonania rytuału zdejmującego pieczęć minęło już kilkanaście dni. Romir zaczął się powoli przyzwyczajać do tego, że jego niegdyś mały towarzysz, teraz lata wolno wraz z innymi pobratymcami i tylko przez chwilę może nacieszyć się jego widokiem.
Czas jednak płynął dalej, a życie młodego druida toczyło się do przodu.

Nastał dzień lekcji z Keidarem. Chłopak nie przepadał za tym wywyższającym się elfem. Był niezwykle surowy co do niego i za każdy najmniejszy błąd karał go bolesnym uderzeniem rózgą. Cóż jednak biedaczek miał poradzić, wszakże Keidar był mistrzem w swojej dziedzinie i nikt w wiosce nie mógł mu dorównać wiedzy w zakresie znajomości starożytnych języków i przygotowań do odprawiania rytuałów.
- Jeszcze raz - wyniosły elf skierował swe słowa do ucznia. - Czym jest talizman?
- Talizman to swego rodzaju krąg rytualny, zapisany w formie zwoju magicznego - Romir dał odpowiedź.
- Po co go stosujemy?
- Do odprawienia małego rytuału, gdy nie jesteśmy w stanie zrobić tego tak jak należy lub nie ma czasu na przygotowanie. Moc takiego talizmanu jest zdecydowanie słabsza niż tego w pełnej formie.
- Co ma znaczenie podczas tworzenia talizmanu?
- Każdy najmniejszy szczegół. Od papieru, na którym talizman jest zapisywany, jakości użytych składników, kaligrafii i ułożenia nanoszonych symboli oraz zamysłu kreatora.
- A co jest najważniejszym składnikiem?
- Zmielony na pył klejnot mocy, dodajemy go do atramentu. To dzięki niemu zwój nie jest tylko poplamioną kartką, a zawiera w sobie moc.
- Jestem dostatecznie zadowolony z tej odpowiedzi. - Na te słowa chłopak odetchnął z ulgą. Przynajmniej tym razem obeszło się bez otrzymania cięgów. - A teraz udowodnij mi, że czegoś się nauczyłeś i stwórz talizman, który sprawi, że na kilka chwil twoja dłoń zaświeci. Mam nadzieję, że wiesz jak zapisać słowa w pradawnym języku, w którym cię uczyłem.
Chłopak wziął się do pracy. Dobrał papier, wymieszał składniki na atrament i z najwyższą uwagą naniósł tajemnicze symbole i kształty. Gdy tylko skończył, wziął do ręki stworzony przez siebie talizman i aktywował go, poprzez skupienie na nim swoich myśli oraz wypowiadając słowo aktywacyjne. Pergamin zapłoną, a zaraz po tym dłoń Romira zaczęła świecić słabym, niebieskim światłem.
- Przynajmniej podstawy masz opanowane - przyznał Keidar. - Na dziś koniec. Posprzątaj ten syf, który zrobiłeś i wynocha.

Przywracanie miejsca do czystości zajęło trochę czasu. Wysoki elf wyszedł gdzieś na chwilę, zostawiając ucznia samego. Gdy chłopak odkładał na miejsce ostatnie słoiki ze składnikami, jego wzrok przykuł kawałek papieru wystający spomiędzy desek podłogi. Myślą, że to jakiś śmieć, wygrzebał go i już miał wyrzucić, kiedy coś go tknęło. Rozwinął niepozorny papierek i dokładnie mu się przyjrzał. Wkrótce okazało się, że to jakiś wysokiej jakości talizman. Romir nigdy nie widział takiego rodzaju. Symbole miały kolor krwi i były ułożone w okrąg, który okalał sześcioramienną gwiazdę. Z tego co udało mu się zrozumieć, naniesione znaki oznaczały "śmierć", "powstanie" , "życie", sam zaś pergamin wydawał się być zrobiony z czegoś innego niż ze zwykłego papieru. Korzystając z chwili bycia samemu, chłopak ukrył dziwny talizman w kieszeni i pośpiesznie opuścił laboratorium elfa, aby dogłębniej zbadać znalezisko.
Awatar użytkownika
Rosalie
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rosalie »

Rosalie latała z kwiatka na kwiatek nudząc się, podglądając, podsłuchując i obserwując. Dni, które Romir i Benjamin spędzali na rozwoju, dla Rosalie mijały na różnych prozaicznych zajęciach typu sprzątanie swojego pokoju, jedzenie, picie, doglądanie kwiatów i marzenia o spotkaniu jakiegoś wyjątkowo przystojnego chochlika. Pewnego razu by wyrwać się z tego marazmu wróżka postanowiła użyć swego pyłu by stać się niewidzialna i podglądać technik, których używali druidzi wykorzystujący magię życia. Dzięki podglądaniu jej umiejętności w tamowaniu drobnych skaleczeń i przyspieszaniu wzrostu mszaków, porostów i grzybów nieznacznie wzrosły. Rosalie była z siebie dumna, cieszyło ją to jak bardzo jest przebiegła i zaradna.
- Mój świetliku uwierz mi, jak podstępna jest Rosalie - powiedziała wróżka do owada o sobie samej, lecząc jego uszkodzone skrzydełko przy pomocy swojej magii.
- Już niebawem wezmę udział w jakiejś przygodzie, czuję, że to się zbliża. Romir dzięki pomocy druidów wyczynia dziwne rzeczy, a jego smok stał się znacznie większy. Już za niedługo coś się wydarzy, musi się wydarzyć, bo inaczej umrę z nudów, mój mały świecący przyjacielu. - Wróżka wzięła nieco pyłku i nakarmiła nim świetlika. Następnie usiadła na wykonanym z patyków i liści legowisku i wyciągnęła niewielki kawałek pergaminu.
- Jak szły słowa tej piosenki? Tej piosenki, którą zadedykowała tajemnicza przyjaciółka mojemu oprawcy, arcymagowi cienia, gdy ten pogrążał dumne miasto elfów Danae w ciszy nicości. Ach tak, już mam - mruknęła do siebie.
- Witaj ciemności, stara przyjaciółko, znów przybyłam z tobą porozmawiać. Ponieważ jakaś wizja, zakradając się cicho zostawiła swe nasiona gdy spałam. I wizja, która została zasiana w mym umyśle wciąż pozostaje żywa. W dźwięku ciszy. W niespokojnych snach szłam sama wąskimi wybrukowanymi uliczkami, w blasku ulicznej lampy. Postawiłam kołnierz, aby schronić się przed zimnem i wilgocią, kiedy moje oczy przeszył błysk niebiańskiego światła, które rozdarło noc i dotknęło dźwięku ciszy. W tym nagim świetle ujrzałam tysiące elfów, może więcej. Elfów, którzy rozmawiali nie mówiąc, elfów, którzy słyszeli nie słuchając, elfów piszących pieśni, którymi nigdy nie podzielą się ze światem. I nikt nie ośmielił się zakłócić dźwięku ciszy. "Głupcy", rzekłam, "Nic nie rozumiecie, cisza rozrasta się jak nowotwór. Usłyszcie moje słowa, abym mogła was nauczać, chwyćcie moje ręce, abym mogła was dosięgnąć'', lecz moje słowa, jak ciche krople deszczu, opadały i rozbrzmiewały echem w studniach ciszy. A mieszkańcy kłaniali i modlili się do nieistniejącego bożka, którego sami stworzyli, a znak rozbłysnął swym ostrzeżeniem. W słowach, z których się składał, głosił, że słowa proroków są zapisane na murach Danae i klatkach kamienic i szepcą w dźwiękach ciszy - wróżka skończyła czytać i zamyśliła się chwilę.
- Potem okazało się, że Xordas oszukał tę kobietę, bo to on był sprawcą ciszy. W dodatku wmanipulował ją w jakieś sprawy arcymagów i z tego o czym mi mówił zrozumiałam, że przeciągnął ją na ich stronę. Lubił się przechwalać i przy okazji udzielił mi kilku informacji. Nie mówię tego do siebie ani do świetlika. Dobrze wiem, że stoisz pod drzwiami i podsłuchujesz - dodała nieco głośniejszym tonem.
- P-przepraszam - odpowiedział cichy głosik zza drzwi.
- Wejdź i nie próbuj podsłuchiwać kogoś, kto jest mistrzem podsłuchiwania - odpowiedziała Rosalie. Drzwi do pokoiku wróżki otworzyły się, a w progu stała inna wróżka.
- Jak się nazywasz? Widzę cię pierwszy raz, no może nie pierwszy, kojarzę, że obsługiwałaś Benjamina i jesteś znajomą Kitty, z którą do tej pory nie rozmawiam.
- Jestem Armania, proszę panią. Przysłano mnie z powodu Kitty, która odmówiła dalszej obsługi. Mam ją zastąpić i zapewnić pani przyjemny pobyt - odpowiedziała nieśmiało dziewczyna.
- Trochę długo wam to zajęło, już sporo czasu minęło gdy żadna inna pokojówka tu nie przychodziła. Radzę sobie, ale dziękuję za troskę.
- Jeszcze raz przepraszam za podsłuchiwanie, ale nieco się obawiałam, powiedziano mi, że jest pani porywcza i nie chciałam zakłócać spokoju. Poza tym ciekawi mnie pani podejście do zagadnień związanych z naturą, harmonią i chaosem.
- Taak? Miła odmiana w przeciwieństwie do tej konserwatywnej Kitty. Mów mi Rosalie, nie lubię zwracania się do mnie per pani.
- Dziękuję, ja również wierzę w neutralność natury i że mieszają się w niej elementy zarówno porządku jak i chaosu, życie i piękno wymagają obu w odpowiednich proporcjach. Usłyszałam też co mówiłaś o arcymagach, znasz może Melodię i jej nauki?
- Nie, ale to imię tej kobiety, która napisała piosenkę dla arcymaga pustki.
- To arcydruidka, splatająca porządek i chaos w muzykę. Sądzę, że jest awatarem Matki Natury.
- Co?
- Że to sama Matka Natura pod postacią leśnej elfki nam się objawia. Jest moją mistrzynią i uważam, że wszystko to co robi jest słuszne. Sądziłam, że też ją znasz skoro głosisz jej ideę tańca porządku z chaosem.
- Nie, nie znam jej i szczerze wątpię, by Matka Natura miała się jakoś specjalnie nam objawiać. Wybacz, ale wobec tego co mówisz jestem równie sceptyczna co wobec konserwatywnej postawy Kitty. Bezgraniczna wiara w czyiś autorytet trąci mi fanatyzmem.
- Wybacz, sądziłam, że się zrozumiemy. Może powinnaś ją poznać. P-przepraszam, że zawracam ci głowę, powinnam już iść. Proszę tylko byś zachowała to co ci powiedziałam dla siebie, nie chcę by Kitty i inne wróżki uznały mnie za jakiegoś odszczepieńca.
- Mnie uznają za odszczepieńca, ale niewiele mnie to obchodzi. Spokojnie, nie wyjawię twojej tajemnicy, możesz iść, żegnaj. - Rosalie pomachała Armani na pożegnanie, a następnie poszła wziąć kąpiel z bąbelkami i olejkami aromatycznymi pielęgnującymi wróżkowe skrzydła zmęczone po całym dniu latania i obserwowania.
Zablokowany

Wróć do „Góry Druidów”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości