Valladon["Sklep z bronią. August Evans"] Nietypowa klientela

Wielki rozległe miasto, skupisko ludzi, jak i innych ras. To miejsce odwiedza wiele istot, istot niebezpiecznych, magicznych ale także przyjaznych. Znajdziesz tu towary z całego świata, skarby i tajemnicze artefakty. Jeśli czegoś potrzebujesz znajdziesz to tutaj
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Uczucie płynące z prostoty i niewinności dziewczęcego zachowania było równie niecodzienne jak większość nabywanych ostatnio doświadczeń. Początkowo demon był zaskoczony, ale uśmiechnął się łagodnie, mocniej przytulając Rakel. Zupełnie jakby chciał przekazać to czego powiedzieć nie mógł. Przy nim naprawdę nie musiała się niczego obawiać. Zamierzał ją chronić, choćby i przed czymś tak banalnym i jednocześnie nieprawdopodobnym jak utopienie.
        - Nic nie szkodzi - odparł cicho w mokre włosy dziewczyny. Nawet gdyby była doskonałym pływakiem nie miałby najmniejszych powodów do niezadowolenia. Odruchowa reakcja była subtelnym sygnałem, że powoli zyskiwał zaufanie brunetki. W jakiś sposób czuł się też potrzebny. W zasadzie to powinien podziękować wodnym damom za swoistą przysługę, gdyż była to prawdopodobnie jedyna sytuacja poza przenoszeniem się, gdy mógł liczyć na objęcia dziewczyny. Tak drobny gest, a jak bardzo był przyjemny. Szkoda, że zimna woda była tak niesprzyjającym środowiskiem. Może sam nie odczuwał chłodu aż tak dotkliwie, ale dziewczyna wyraźnie drżała, więc przedłużanie objęć było złym pomysłem. Zamknął na moment oczy i zmaterializowali się na głazie.
        Demon również nie odsuwał się od dziewczyny. Wątpliwe by nimfy powtórzyły próbę podtapiania, ale była to najbezpieczniejsza lokalizacja. Pośliźnięcie się w tym miejscu było najmniej prawdopodobne. A i nemorianin nie czuł dyskomfortu przebywając w pobliżu dziewczyny, wręcz przeciwnie.
Przechylił nieznacznie głowę, w budującej napięcie ciszy obserwując postępy brunetki. Nawet nie szło jej szczególnie opornie. Tak po prawdzie, radziła sobie wyjątkowo dobrze. Na pewno lepiej niż na początku, z precyzyjnymi zadaniami jak świeczka. Tak jak przypuszczał gorzej było ze zgaszeniem żywiołu. Obudzić płomienie potrafiła bez trudu. Również względnie skłonić do palenia ogólnie określonej części otoczenia. Ale ugasić co podpaliła... cóż to była trochę wyższa szkoła jazdy. Naprawdę zupełnie odwrotnie niż powinno się dziać, a przynajmniej według jego skromnej wiedzy. Może wynikało to z braku edukacji we wczesnym czasie, może dar dziewczyny był potężniejszy niż powinien... Cóż, może sprawa miała wyjaśnić się z czasem, może nie, ale lekcje należało prowadzić i robił to najlepiej jak umiał.
Skinął głową w niemej pochwale i rozpoczął tłumaczenie, gdy zgasły ostatnie iskry. Później pozostało mu znów przyglądać się zmaganiom zbrojmistrzyni z przyrodzoną jej mocą.
        Kolejną próbę ugaszenia pożaru, tym razem z użyciem przekazanego słowa, obserwował w takim samym niezmiennym milczeniu. Nie drgnął gdy dziewczynie nie wyszło, ale kiwnął znacząco głową, gdy za drugim razem uciszenie płomieni się powiodło.
        - Dobrze - odezwał się z łagodnym uśmiechem - Z czasem wystarczy nawet, że pomyślisz komendę, ale na tym etapie musisz się przyłożyć do rozkazu. A teraz, jeszcze raz to samo - odezwał się pogodnie, jak nauczyciel który nie zmieniając troskliwej mimiki jest w stanie zamęczyć uczniów do nieprzytomności, powtórkami zadanego im ćwiczenia.

        Gdy wreszcie Lucien uznał, że dziewczyna ma dość, już nie czekając aż podejdzie, delikatnie przygarnął ją do siebie.
        - Na dzisiaj starczy - skomentował łagodnie, obwieszczając koniec wieczornych praktyk.
Zjawili się w otulonej ciemnością sypialni, czyli dokładnie tam gdzie miał się nie pojawiać. Lu jednak nie wyglądał na skruszonego. Co prawda profilaktycznie przeszedł do obrony i uzasadniania postępku, ale wyglądał na bardziej rozweselonego niż przyznającego się do winy.
        - Uznałem, że zjawianie się z tobą jest objęte wyjątkiem. - Uśmiechnął się wesoło, na wszelki wypadek unosząc ręce w geście kapitulacji.
Oboje wyglądali jak psu z gardła wyjęci. Ubrania częściowo przeschły, a w części wciąż były wilgotne, no i przede wszystkim wymięte, jakby co najmniej cały wieczór się w nich kotłowali gdzieś pośród leśnego poszycia.
        - Wyglądasz tragicznie - odezwał się Lucien, rozglądając się lekko po pokoju. Po chwili chyba znalazł czego szukał, bo odwrócił się na pięcie w kierunku drzwi do łazienki.
        - Jak się pochorujesz, Dorian mnie zabije - kontynuował rozbawiony, zmierzając w stronę obranego celu. W pomieszczeniu panował nocny mrok, ale demon oświetlał sobie drogę lewitującym płomykiem. Bez skrępowania napuścił wody do wanny, którą porządnie podgrzał krótkim gestem. Gdy skończył, wciąż nie pytając o zgodę uśmiechnął się do dziewczyny wzrokiem wskazując łazienkę.
        - Rozgrzej się, a ja zaparzę herbatę - oznajmił, znikając w przedpokoju prowadzącym do kuchni.
Jak poinformował, tak uczynił. Związał wciąż wilgotne włosy w luźny węzeł, co oczywiście poskutkowało prawie zerową różnicą. Krótsze pasma wciąż opadały na ramiona i oczy nemorianina, jakby wcale ich nie związywał.
Przygotował kubek i susz oraz zagotował wodę. W pierwszej kolejności jednak zalał swoją kawę. Z herbatą czekał aż dziewczyna wyjdzie z łazienki, by napój nie wystygł.
W trakcie oczekiwania znalazł stojący gdzieś z boku ogarek, który postawił na stole, by rozjaśnił pomieszczenie. Na koniec tradycyjnie oparł się o blat, by popijając napar czekać pojawienia się Czarnulki. Ewentualną burą chwilowo w ogóle się nie przejmował. Lepiej było trochę sobie od niej posłuchać, niż pozwolić by miała się zaziębić.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel nie nawykła do szukania u kogoś ratunku, zawsze radziła sobie sama, ale tym razem pokonało ją coś tak banalnego, jak brak nauki pływania w dzieciństwie. Zdołała tylko intuicyjnie dostać się do Luciena i uwiesić mu na szyi, chwilowo nie zwracając uwagi na możliwą niestosowność takiego zachowania i na później odłożyła stawienie czoła potencjalnym konsekwencjom. Mężczyzna jednak nawet się nie spiął, a tylko mocniej ją przytulił, co było miłe, nie tylko jako chwilowe poczucie bezpieczeństwa w niekomfortowej sytuacji, ale… ogólnie było miłe. Uśmiechnęła się lekko na jego słowa i oparła brodę na swoim przedramieniu oplatającym szyję demona, czekając dalszych instrukcji. Brunet jednak nawet nie fatygował się z próbami wychodzenia z powrotem na skałę, po prostu ich tam przeniósł.
        - Dzięki – powiedziała, głupim odruchem poprawiając na sobie mokre jak ściera ubranie, co nie przyniosło oczywiście żadnych rezultatów.
        Później skupiła się już na swojej magii, bo niestety na jej poziomie zaawansowania było to absolutnie konieczne. Nie miała jeszcze takiej sytuacji, bo też nigdy nie uwalniała swojego ognia na taką skalę, ale miała dziwne wrażenie, że gdyby teraz kichnęła, płomienie rozlałyby się po niej zupełnie niekontrolowanie. Po prostu czuła, jak języki ognia pełzają pod jej skórą, szukając dla siebie ujścia i ratowało ją właściwie tylko to, że z własnej woli kierowała żywioł przez dłonie. Ten więc nie dyskutował i nie psocił, tylko korzystał z okazji, by pohulać poza kontrolą dziewczyny. Na testowanie siły stawianych przez nią na co dzień barier będzie jeszcze czas.
        Lucien obserwował jej działania w milczeniu, co z jednej strony pomagało się skupić, gdy nie musiała dzielić uwagi pomiędzy wykonywane zadanie, a przekazywaną teorię, ale z drugiej strony nie wiedziała zupełnie jak reaguje jej nauczyciel. Nie widziała go ani nie słyszała i tylko gdy na moment przerwała, by wysłuchać lekcji, otrzymała oszczędne skinienie głową, które właściwie guzik jej mówiło. Dzisiaj jednak miała okazję poznać demona z nieco innej strony, więc założyła, że gdyby coś robiła nie tak, to z pewnością jej powie. W końcu najwyraźniej się już nie krępuje.
        Gdy drugi raz obróciła się w stronę znajomego, miała za sobą dwa podpalenia, przeniesienie ognia i dwa skuteczne ugaszenie żywiołu, na różne sposoby na dodatek! Byłaby z siebie bardzo dumna, gdyby nie to, że była tak zmęczona, że nie wiedziała, jak się nazywa. Nie zwróciła uwagi już nawet na wiszący na nocnym niebie księżyc, który nieco obrażony rzucał słaby blask na rozlewisko, tak niewidoczny przy panującej tam nieustannie pożodze. Rakel uśmiechnęła się więc słabo na krótką, ale wreszcie werbalną pochwałę, natomiast na krótkie „jeszcze raz” kąciki ust opadły jej momentalnie, gdy wydobyło się z nich ciche jęknięcie. Nie trzeba jej było dwa razy powtarzać, bo odwróciła się znów i uniosła dłonie. Sadysta.

        Gdy w końcu Lucien uznał, że jej wyczerpanie jest dla niego wystarczające, Rakel opuściła bezwładnie ręce, a ogień zgasł sam, nawet nie poganiany. Przyciągnięta do siebie przez mężczyznę podążyła posłusznie w jego stronę, na koniec bezwładnie opadając mu głową na pierś. Była tak zmęczona, że było jej zupełnie wszystko jedno i nawet uwierający w czoło guzik koszuli jej nie przeszkadzał, nie mówiąc już o dobrym wychowaniu, które odłożyła na jutro. Miała jednak wrażenie, że minęła zaledwie chwila, chociaż pewnie tak było, i znów znalazła się na powrót w swoim skle… w swojej sypialni. Wystarczyło, że lekko się poruszyli, a dziewczyna już usłyszała dudnienie łap pędzącego po schodach wielkiego psika, które zaraz z poślizgiem pazurów na deskach, wpadło do sypialni. Sierżant sapnął i usiadł na zadzie, nie bardzo mając jak dopaść do swojej pani, która stała w objęciach obcego.
        Lucien z kolei chyba czytał jej w myślach, bo zaraz wytłumaczył się, chociaż zupełnie niepokornym tonem, nawet ona to słyszała, ale Rakel tylko parsknęła cicho rozbawiona i wzruszyła ramionami. Wolała udawać, że łaskawie uznaje to za wyjątek od reguły, niż że się cieszy, że nie musi sama po schodach wchodzić. Lekkim uśmiechem skomentowała więc uniesione, jak do kapitulacji dłonie, chociaż po chwili musiała się mocno postarać, by ten wyraz twarzy utrzymać.
        Odruchowo spojrzała po sobie i speszyła się wyraźnie, widząc jak wygląda, przy czym w określeniu „tragicznie” nie było cienia przesady. Ubranie miała po części mokre, ale całe wygniecione i porozciągane przez wodę, a w butach jej wręcz chlupotało. Oby się nie zniszczyły! Do włosów nawet nie sięgała, doskonale zdając sobie sprawę, jak zachowują się, gdy wyschną bez rozczesania i chociaż minimalnego pilnowania tego procesu. Rzuciła więc tylko krótkim, nieco urażonym spojrzeniem na wyjątkowo przyjemnie dla oka wymiętolonego Luciena. Dlaczego on wygląda dobrze (bardzo dobrze), a ona tragicznie?! Co to jest za sprawiedliwość?
        Na wzmiankę o bracie prychnęła lekkim śmiechem, kiwając głową z widocznym uczuciem dla wspomnianego mężczyzny, chociaż gdyby jej brat rzeczywiście tu był, to nie byłoby jej do śmiechu. Bura za celowe palenie okolicy, bura za późny powrót do domu, bura za to jak wygląda, a przede wszystkim bura za to jak wygląda, wracając tak późno do domu i to przez celowe palenie okolicy, a na dodatek, wisienka na torcie, z obcym facetem. Potrafiła sobie nawet wyobrazić minę Doriana, który łypiąc na Luciena, zatrzaskuje mu drzwi przed nosem, a Rakel uprzejmie pyta, czy ona sobie zdaje sprawę, która do jasnej cholery jest godzina. I że jeszcze jeden taki numer to jej wsi narobi i przyzwoitkę załatwi, jak się sama nie umie porządnie zachowywać, może wtedy jej się odechce nocnych wyskoków. Tak, mniej więcej tak by to wyglądało. A ona i tak za nim tęskniła.
        Wzrok na Luciena przeniosła dopiero, gdy ten wyszedł z pokoju i poszedł do jej łazienki. Zmieszana postąpiła za nim kilka kroków, a jej zdziwienie tylko rosło, gdy obserwowała, jak mężczyzna swobodnie napuszcza jej wody do wanny. Jakby był u siebie i szykował sobie kąpiel. Może ręczniczek, panie demonie?
        - Ale... Lucien… co… - bąkała, gdy sytuacja ewidentnie przerastała jej wychowanie w tym momencie. Na sugestię rozgrzania się, wytrzeszczyła już oczy, krążąc spojrzeniem od parującej balii do poruszającego się swobodnie po jej domu mężczyzny, który właśnie zniknął w kuchni, by zrobić jej herbatę. I że ona niby ma się teraz wykąpać? I co? I on tu będzie na nią czekał? Po co? Tak, to było główne pytanie. Po co?
        - Noż kurna… - jęknęła szeptem, mając minę, jakby kazano jej walczyć z bazyliszkiem.
        W końcu jednak poddała się, nie chcąc marnować przygotowanej już (losie drogi, przez obcego faceta, ojciec się w grobie przewraca) kąpieli i wróciła tylko na chwilę do pokoju, biorąc piżamę. Po chwili cofnęła się jeszcze po długi dziergany sweter z kapturem, sięgający jej prawie do kolan, który rozpinany stanowił całkiem niezłą podomkę w momencie, gdy miało się nieplanowane towarzystwo o takiej porze.
        W końcu zamknęła się w łazience i wbrew wszystkim obawom i niezręcznościom z nią związanych, z przyjemnością zrzuciła mokre, brudne ubranie, by zanurzyć się po sam czubek głowy w balii. Gorąca woda wręcz parzyła przemarzniętą skórę, ale po chwili dziewczyna się przyzwyczaiła i rozgrzała, a wówczas umyła się szybko, wliczając w to ekspresowe mycie włosów i rozczesanie krnąbrnych pukli. Cały czas nasłuchiwała odgłosów z mieszkania, a każde stuknięcie kubka w kuchni wywoływało u niej ciche westchnienie. Było jej niezwykle dziwnie, ale powoli powracało ogarniające ją bezlitośnie zmęczenie i Rakel darowała sobie analizy specyficznego zachowania nemorianina. Facet i tak ewidentnie robił co chciał, zupełnie się nią nie przejmując, a w tej chwili nie miała siły na kłótnie.
        Wyszła szybko z wody, wytarła się, ubrała w piżamę i zarzuciła na siebie sweter, otulając jego połami, gdy nieśmiało wychodziła z własnej łazienki. Na palcach przechodziła korytarzem w stronę kuchni, czując już aromat kawy, ale po drodze zatrzymała się jeszcze przy otwartych drzwiach do swojej sypialni.
        - Sierżant, na dół, ale już! – warknęła na psa, który znów rozwalił się na jej łóżku. I chociaż za każdym razem ignorował dziwne polecenia opuszczenia wygodnego legowiska, teraz posłusznie zgramolił się na ziemię, z sapnięciem układając na deskach. Ton Rakel bowiem wyjątkowo nie znosił sprzeciwu. Musiała chociaż nad psem panować w tym domu, bo już nawet siebie samej nie mogła doprowadzić do porządku.
        W końcu zajrzała niepewnie do kuchni, odgarniając z twarzy wilgotne włosy i otulając się szczelniej długą narzutką. Jej kubek z herbatą parował, wyraźnie świeżo zalany i dziewczyna podeszła, by zabrać naczynie, przelotnie spoglądając na opartego o blat Luciena.
        - Dziękuję – powiedziała szczerze, siadając na swoim miejscu i obejmując dłońmi kubek, a w oczekiwaniu na ostygnięcie naparu, spojrzała na bruneta.
        - Lucien, czy demony sypiają? – zapytała w końcu, wyrażając na głos swoje wątpliwości. Ona czuła się jak przeciągnięta za końmi z Valladonu do Leonii, desperacko potrzebując co najmniej kilkunastu godzin snu, a mając szansę jedynie na kilka, podczas gdy mężczyzna wyglądał, jakby miał się otrzepać i znaleźć sobie nowe zajęcie.
        - Bo wiesz, ludzie jednak czasem muszą. A trochę mi dałeś dzisiaj popalić – dodała, już uśmiechnięta, gdy niezbyt subtelnie dawała mu do zrozumienia, że ona niedługo padnie tak czy siak, po prostu wolałaby we własnym łóżku, a nie twarzą w herbatę.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Nemorianina cieszyły zarówno postępy dziewczyny, jak i oczywiście jej radość. Tak naprawdę najbardziej radowało go jej zadowolenie. Tym razem jednak nie zabrał tu dziewczyny tylko dla jej odprężenia i oderwania jej od przytłaczających trosk. Nie byli tu również dla zwykłego uwolnienia wciąż napierającej na nią magii. Nie bawili się też prostymi sztuczkami dobrymi dla dzieci bądź ich zabawiania, nawet jeśli dla Rakel stanowiły one niemałe wyzwanie. Dzisiejszego dnia rozpoczęli pełnoprawną naukę. Najpierw teoretyczną, zaczynając od całkowitych baz, samych podstaw praw rządzących światem, który do niedawna dla dziewczyny nie istniał poza niewielką uciążliwością pod postacią sporadycznych samozapłonów otoczenia. Musiał więc nie tylko nauczyć Czarnulkę panować nad ogniem i sobą, ale przede wszystkim zapoznać ją z drugą stroną rzeczywistości. Teraz właśnie był czas na dalszy ciąg pod postacią ćwiczeń praktyczno-teoretycznych. Skoro więc przyjął rolę nauczyciela, zabawa i taryfa ulgowa się skończyły.
Wciąż oczywiście troszczył się o brunetkę. Był niezmiennie wyrozumiały i cierpliwy, ale też i bezwzględny w swoich wymaganiach. Pogodny uśmiech nie opuścił twarzy demona, nawet gdy Rakel nagle oklapła gubiąc nikłe zadowolenie i wykonała polecenie z ledwie słyszalnym jęknięciem. Podjął się zostania nauczycielem i zamierzał w pełni poświęcić się zadaniu.
        Dopiero widząc głębokie zmęczenie dziewczyny, zarządził powrót. Objął Rakel mocniej, a ręka mężczyzny sama powędrowała na głowę wtuloną w jego koszulę. Nie zdążył jednak nawet pogładzić jej włosów, a byli na miejscu. Lucien nie chciał wykorzystywać chwili dla własnej przyjemności, chociaż chciałby tak trwać przynajmniej jeszcze trochę.
Dziewczyna nie sprzeciwiła się jego bytności w sypialni, a tłumaczenie powitała nawet z lekkim rozbawieniem. Dopiero na komentarz o swoim wyglądzie wyraźnie posmutniała.
Niezupełnie takie były zamierzenia demona. Bardziej chciał skłonić Rakel by trochę o siebie zadbała by zregenerować siły, a nie o krytykę jej wyglądu. Ale cóż, stało się, teraz jeśli nie słowami, to czynami należało zmotywować Czarnulkę do doprowadzenia się do porządku a nie zaśnięcia tak jak stała. Tym bardziej, że kąpiel w lodowatej wodzie nie służyła zdrowiu, więc wypadałoby przeciwdziałać jej ewentualnym efektom.
Co prawda tutaj już Rakel trochę oponowała i nieśmiało bąkała coś pod nosem, ale mężczyzna nie przejmował się nawet odrobinę jej protestami. Panoszył się jakby był u siebie, poczuwając się do obowiązków zatroszczenia o uroczą brunetkę, której trosce o samą siebie dawał mało wiary. Innym przychyliłaby nieba, samej jakoś przypadkiem w międzyczasie padając z głodu albo wycieńczenia.

        Kąpiel była gotowa, herbata została zrobiona niedługo później, gdy tylko usłyszał Rakel wychodzącą z łazienki. Zaczekał aż zjawiła się w kuchni i uśmiechnął się ciepło na podziękowania.
        - Zależy od kasty. Ja mogę, ale nie muszę i nie jest to typowy sen, bardziej przypomina drzemkę albo letarg - wytłumaczył pijąc kawę. A za chwilę, słysząc subtelne próby wyproszenia go z domu, roześmiał się lekko.
        - Wiem - odparł przez śmiech. - Chciałem tylko dopilnować byś po takim treningu należycie siebie zadbała zamiast paść do łóżka tak jak stałaś - zażartował demon odwracając się od dziewczyny, by umyć kubek po wypitej kawie. Odstawił mokre naczynie i powoli podszedł do Rakel.
        - Bardzo dobrze sobie dzisiaj poradziłaś - stanął tuż obok, powoli unosząc rękę, ale zatrzymał ją w pół ruchu i uśmiechnął się trochę bezradnie.
        - Wrócę jutro rano. - Nie wiadomo gdzie Lu początkowo chciał sięgnąć, nim wstrzymał gest i zmienił jego kierunek. Tradycyjnie wziął w dłoń rękę Rakel i przychylając się pocałował ją w palce.
        - Wypocznij - dodał obdarzając brunetkę uśmiechem i spojrzeniem spod rzęs. Zastosował się jednak do prośby zbrojmistrzyni i nie zniknął, a jak każdy normalny człowiek opuścił kuchnię, zszedł schodami na dół i dopiero w sklepie ucichły kroki nemorianina. Wychodząc, przez moment rozważał by zjawić się w nocy i czuwać przy Rakel niewidocznym, ale odrzucił pomysł. Czuł się, jakby w ten sposób miał złamać obietnicę. Dziewczynie nic nie powinno się przytrafić podczas tej krótkiej nieobecności.

        Spać może nie musiał, ale nawet gdyby chciał zregenerować siły, po kąpieli w rzece mile widziane byłoby łóżko. Niestety nie miał gdzie się podziać. Zmuszony był powrócić na rozlewisko, a na drzemkę na trawie nie miał nastroju. Ledwie się pojawił i nawet nie zdążył zastanowić się jak spędzić resztę nocy, a usłyszał plusk i nawoływanie słodkim, ale pełnym pretensji głosem.
        - Demonie... - znane stadko nimf właśnie wyłaniało się z wody siadając lub polegując na kamieniach.
        - Teraz demonie? Już nie skarbie, nie miły? - zapytał arogancko, pewnym siebie krokiem podchodząc do wody.
        - Jak śmiałeś? - odezwała się oziębłym głosem białowłosa naturianka, która wrzuciła do wody Rakel oraz pośrednio i nemorianina.
        - Tolerujemy piekielną bestię polującą w naszym lesie, ale ponownie sprowadziłeś tu tę ludzką wywłokę - wsparła ją siostra, tonem oburzonej szlachcianki.
        - Waż słowa - ostrzegł mężczyzna, klękając na głazie wcinającym się w wodę, a nimfy okrążyły go niczym stado uwodzicielskich wilków.
        - Będę mówić co mi się podoba. - Skarcona wydęła usteczka.
        - Nie jest tu mile widziana. Nie zgadzamy się by tu przychodziła i lała płomieniami po naszej dziewiczej wodzie - ponownie odezwała się pierwsza.
        - Dziewczyna jest pod moją opieką i będę ją zabierać gdzie zechcę - odparł Lucien z lodowatym spokojem.
        - Jesteś tu gościem, nie panem - prychnęła jak oburzona kotka i z rozmachem chlapnęła wodą na Asmodeusa. Lucien zmarszczył brwi i oszczędnie machnął ręką, a ciecz nie doleciała do demona, wyparowując z sykiem nim go dotknęła. Szybki ruch zakończył się na karku naturianki. Brunet zmusił białowłosą by odchyliła głowę i spojrzała mu w oczy.
        - I wierz mi, wolicie bym zachowywał się jak gość. Za kogo się masz, że śmiesz mi rozkazywać? - zapytał chłodno, wpatrując się w oburzone ale i coraz bardziej wystraszone oczy nimfy.
        - Już się nie złość - odezwała się wodna dama, która do tej pory ograniczała się do milczenia. Zarzuciła mężczyźnie ręce na ramiona, głaszcząc go delikatnie.
        - Przyznaj się, wpadła ci w oko ludzka czarnulka - dołączyła się druga neutralna piękność, podpierając się na rękach tuż obok Luciena. One akurat nie miały nic przeciw ludzkiemu dziewczęciu. Było sympatyczne i jak przystało na ciekawskie stworzenia, chętnie poznały by ją lepiej, przeciwnie do dwóch marudnych i zazdrosnych siostrzyczek.
        - Powinna więc spodobać ci się kąpiel. Miałeś okazję do wykorzystania - burknęła jedna z tych bardziej złośliwych, a reszta zaśmiała się cicho dźwięcznie.
        - Woda była za zimna - odezwał się trochę już ułagodzony Lu. Rusałki znów się roześmiały, ośmielając się coraz bardziej i zapominając o niezadowoleniu.
        - W czym ona jest lepsza od nas? - kokietowała prowodyrka całego zamieszania, szepcząc słodko i palcami rozczesując luźno związane włosy mężczyzny.
        - Jest mniej marudna - odparł męczony demon, któremu nimfa zaczęła zaplatać warkocz.
        - Zagrasz? - drążyła inna, gładząc go po ramieniu.
        - Nie zasłużyłyście - prychnął drażniąc się z rusałkami.
        - Nie bądź niedobry - mruczała inna przytulając się do niego.

        Droczył się z wodnymi boginkami jeszcze przez chwilę, ostatecznie oczywiście zgadzając się na koncert.
Wczesnym rankiem, jak obiecał, zjawił się w sklepie, jeszcze nim dziewczyna zdążyła go otworzyć. Najciszej jak potrafił, wszedł po schodach i od razu skierował się w stronę kuchni. Zastanawiał się czy Rakel dobrze spędziła noc. Czy odpoczęła należycie. W kuchni było jeszcze pusto, ale grzecznie nie buszował po mieszkaniu, zajmując się parzeniem kawy. Powściągnął ciekawość, nie stresując dziewczyny odwiedzaniem jej w sypialni.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Było już chyba kilka godzin po północy, a ona siedziała w kuchni z herbatą i rozmawiała z nowym znajomym, który, tak się złożyło, dodatkowo był demonem. Nie wiedziała, czy jej życie mogło przez ostatni tydzień zrobić większy obrót, ale też, mając wybór, nie wróciłaby do tego, co miała wcześniej, już nie. Lubiła swoje życie, jego rytm i przewidywalność. Ale zasmakowała też władztwa nad swoim darem i trudno by jej było teraz z tego zrezygnować, a zaczynała też odnajdywać pewien rodzaj przyjemności w nieobliczalności kolejnych dni, które nic nie robiły sobie z planów dziewczyny. No i nie poznałaby Luciena. I Sierżanta oczywiście. Nie zobaczyłaby się z Randem i Dorianem. Więc chociaż los zdawał się złapać jej życie, wstrząsnąć nim i odwrócić do góry nogami, sypnął też szczęśliwymi zrządzeniami losu na osłodę.
        Przytaknęła, odruchowo już chyba, na kolejną informację o swoim znajomym, chociaż jak wiele z nich, rodziła tylko kolejne pytania. Sama uśmiechnęła się lekko, słysząc rozbawienie nemorianina, ciesząc się i z dużą ulgą przyjmując to, że nie poczuł się urażony. Na dodatkowe wyjaśnienie tylko prychnęła żartobliwie, bo oczywiście, że padłaby tak jak stała. Co noc wracała do domu bardziej zmęczona i to nie wróżyło najlepiej na jutro. Ale i tak uśmiechnęła się wstając, gdy Lucien zaczął zbierać się do wyjścia.
        - Dziękuję – odpowiedziała, z wyraźną przyjemnością przyjmując pochwałę. Podniosła na niego spojrzenie, kątem oka rejestrując urwany gest, ale słowa mężczyzny odwróciły jej uwagę. Kąciki jej ust uniosły się nieco wyżej, ale uśmiech stał się też nieco zakłopotany, gdy brunet jak zawsze kurtuazyjnie ucałował jej dłoń, co było wyjątkowo miłe, jednak wciąż się do tego przyzwyczajała.
        - Postaram się – odpowiedziała żartobliwie. – Dobranoc – dodała, spodziewając się, że Lucien zaraz zniknie jej z oczu, ale ku największemu zdziwieniu sprzedawczyni, mężczyzna wyminął ją, wychodząc z kuchni.
        Nie ukrywając nawet zaskoczenia podążyła za brunetem jak na sznurku, wychodząc z nim na korytarz i zatrzymując się przy balustradzie schodów. Tam oparła się na łokciach o drewnianą poręcz, ukrywając wygięte w szczęśliwym uśmiechu usta za palcami dłoni i odprowadzając mężczyznę wzrokiem, aż nie zniknął w sklepie. Stała tak jeszcze chwilę, nasłuchując odgłosu kroków, aż te ucichły i w całym mieszkaniu zapadła głęboka cisza. Dopiero wtedy odeszła od schodów, wracając do kuchni i dopijając herbatę. Umyła po sobie kubek, odstawiła go razem z filiżanką do szafki i wróciła do sypialni. Sweter złożyła z powrotem do szafy i wskoczyła szybko pod grubą kołdrę, przykrywając się prawie po czubek głowy i wyciągając tylko rękę, by drapać leżącego pod łóżkiem sierżanta za uchem. Cały czas starała się pozbyć tego głupiego uśmiechu z twarzy, który towarzyszył jej odkąd pożegnała się z Lucienem, ale chyba z nim zasnęła.

        Właściwie dla mieszkającej samotnie osoby, Rakel momentalnie obudził stukot w mieszkaniu. Jak na zawołanie oboje z Sierżantem poderwali głowy, przy czym pies zerwał się zaraz, wypadając przez uchylone drzwi, a dziewczyna w pierwszym odruchu sięgnęła po miecz. Zaraz jednak oprzytomniała, a mózg zaczął normalnie pracować, szybko łącząc bulgot gotującej się wody z obecnością pewnego bruneta. Dziewczyna wstała zaraz i domknęła na moment drzwi, by przebrać się szybko w normalne ubrania. Później pościeliła łóżko, uchyliła okno i wyszła z pokoju zaglądając na moment do kuchni.
        - Dzień dobry – przywitała się z Lucienem uśmiechnięta. – Zaraz do ciebie wrócę, muszę się ogarnąć – przeprosiła go i zeszła na dół, do Sierżanta, drapiącego już w drzwi wejściowe.
        - Opanuj się – skarciła go cicho, ale ledwo uchyliła drewniane skrzydło, pies wypadł na zewnątrz, ginąc gdzieś w głębi ulicy.
        Rakel zamknęła za nim drzwi, nie zakładając już jednak rygla. Otwarte do kompletu okiennice oznaczały, że sklep jest już czynny, chociaż ze względu na wczesną porę sprzedawczyni nie spodziewała się klientów jeszcze przez jakiś czas. Wróciła więc na górę, kierując się w stronę łazienki. Umyła się szybko, w międzyczasie zastanawiając, jaki właściwie Sierżant musi siać popłoch na ulicach, tak beztrosko sobie po nich biegając, ale ostatecznie nie był jedynym wolno biegającym psem w mieście, a póki miał obrożę i blaszkę z jej nazwiskiem nic mu nie będzie.
        - Jestem. – Wróciła do kuchni już oporządzona, związując włosy w wysoki koński ogon. Uśmiechnęła się ciepło do popijającego kawę Luciena i wstawiła sobie wodę na herbatę, szykując obok na ladzie kubek i suszki w sitku. Z szafki wyjęła owinięte w papier bułeczki z wczoraj i postawiła na blacie, wyjątkowo nie siadając przy stole, tylko stojąc z demonem przy ladzie. Czekając aż woda się zagotuje, wcinała bułeczkę, spoglądając na znajomego, a między kęsami otworzyła usta do pytania, gdy nagle usłyszała dzwoneczek w sklepie.
        - Tak wcześnie? – mruknęła pod nosem, marszcząc lekko brwi w zdziwieniu, ale cieszyła się na klienta. Rzuciła demonowi przepraszające spojrzenie, odłożyła niedojedzoną bułeczkę i pomknęła na dół po schodach. Kroki urwały się nagle, gdy dziewczyna stanęła jak wryta, spoglądając na wejście.
        - Ogłupiałeś!
        - Niespodzianka – mruknął Dorian, ze stukotem laski, na której się wspierał wchodząc do sklepu i rzucając na ziemię worek ze swoimi rzeczami. Zaraz za nim wpadł Sierżant, o dziwo biegając wokół mężczyzny w podskokach, nim dopadł też do brunetki, standardowo przywalając jej łbem w uda, aż sapnęła. – Spotkałem go po drodze, to ta nasza nowa bestia, tak? – zapytał, spoglądając na siostrę, ale ta wciąż spoglądała na niego oszołomiona.
        - Powinieneś być w szpitalu! – zdołała z siebie tylko wydusić, a Evans wywrócił oczami.
        - Ja też się cieszę, że cię widzę siostra.
        - Dorian, ja mówię poważnie!
        - Ja też. No już, oddychaj dziewczyno, dramatyzują tam strasznie, nic mi nie jest. Mam tylko nie nosić nic ciężkiego przez jakiś czas – dodał na swoje usprawiedliwienie, doskonale zdając sobie sprawę, że podając dziewczynie jakieś obostrzenia swojego powrotu do domu, jego dobre samopoczucie będzie bardziej wiarygodne. To, że byłby w domu już wczoraj, gdyby ta sadystka go nie uśpiła, zachował już dla siebie. W końcu dzisiaj już lekarz go wypuścił, po prawie godzinnej połajance i pouczeniach, ale żegnając się z pacjentem tak samo chętnie, jak ten ze szpitalem.
        - No dobrze. To witaj w domu. – Rakel uśmiechnęła się w końcu i ostrożnie przytuliła brata, starając się nie zrobić mu krzywdy. – Jesteś w sam raz na śniadanie. – Uśmiechnęła się i zabrała worek z rzeczami brata do jego pokoju, który na szczęście był gotowy na przyjęcie domownika. Wtedy też zawahała się na moment. – A może wolisz zająć pokój taty? Nie będziesz musiał tyle po schodach chodzić…
        - Rakel, ja nie umieram. Z laską mi łatwiej po prostu. Chodź na to śniadanie, bo umrę, ale z głodu – mruknął, wspinając się powoli po schodach za dziewczyną, która wciąż mówiła.
        - Ale masz naprawdę się nie przemęczać. Kurczę i przepraszam, na śniadanie mam tylko wczorajsze bułeczki, nie miałam kiedy iść na zakupy, ale dzisiaj wszystko kupię!
        - Spokojnie młoda, bułeczki brzmią świetnie. Zrobisz mi jeszcze kawy?
        - Jasne!
        - Niczego więcej mi nie trzeba.
        Weszli oboje do kuchni i dopiero, gdy Dorian zatrzymał się zaskoczony w progu, Rakel przeszło przez myśl, że mogła uprzedzić brata, że mają gościa. Evans jednak nawet nie mrugnął, podchodząc do Luciena i podając mu dłoń na powitanie, po czym zajął jedno z krzeseł przy stoliku, pod ścianą, z lekkim grymasem wyciągając przed siebie nogi pod stół, by nie siedzieć aż tak zgiętym.
        Rakel natomiast szybko zakręciła się po kuchni, zalewając sobie herbatę, a resztę wody przelewając do kawiarki, którą szybko uzupełniła kawą i znajomą przyprawą, odstawiając naczynie znów na palnik. Wyjęła mały talerzyk i nałożyła Dorianowi bułeczkę, stawiając mu na stole i uśmiechając się na ciche podziękowania.
        - Domyślam się, że w szpitalu jedzenie nie było za dobre? – zapytała rozbawiona, w międzyczasie zerkając w stronę demona. - Lucien, masz ochotę na jeszcze jedną kawę? – zapytała, by wyciągnąć odpowiednią ilość filiżanek.
        - Było obrzydliwe – prychnął brunet, a dziewczyna wciąż się uśmiechała, teraz tylko jeszcze unosząc brwi w zdziwieniu. Dorian nigdy nie był wybredny, a później jeszcze spędził parę lat w wojsku, więc przyzwyczajony był pewnie do różnego żarcia. Więc jeśli on narzekał, to znaczy, że nie było dobrze.
        - Zrobię dzisiaj zakupy i na obiad będzie gulasz, musisz nabrać sił – zarządziła stanowczo, na nieszczęście Evansa przyłapując jego niepewne spojrzenie. Zaraz spojrzała na niego urażona. – Widziałam to!
        - Nic nie powiedziałem!
        - No wiesz! Lepiej już gotuję, Marlene mnie uczyła – mruczała pod nosem, a brunet zarechotał wesoło.
        - Dobrze już dobrze, przecież wiesz, że zjem wszystko, co mi dasz – powiedział, by udobruchać siostrę, ale zgodnie z prawdą, a ta mruknęła coś pod nosem z zadowoleniem. Naprawdę już jej lepiej szło.
        - Lucien, oczywiście też jesteś zaproszony. – Uśmiechnęła się lekko, chociaż nieco niepewnie, bo nie widziała jeszcze, by mężczyzna coś przy niej jadł. Ale z drugiej strony mówił też, że się nudzi sam, więc może wpadnie chociaż im potowarzyszyć albo wypić kawę. A właśnie! Ta się już zaparzyła, roztaczając w kuchni znajomy aromat i dziewczyna sprawnie zalała dwie filiżanki, uwalniając zapach jeszcze bardziej.
        - Proszę… i proszę. – Podała naczynia obu mężczyznom i usiadła na swoim miejscu z kubkiem herbaty w dłoniach, spoglądając po obu brunetach z uśmiechem.
        - To jakie masz na dzisiaj plany młoda? – zapytał nagle Dorian, zerkając na nią z dziwnym błyskiem w oczach.
        - Nie rozumiem. – Rakel spojrzała na niego zaskoczona, a on uśmiechnął się nieznacznie, jakby nie spodziewał się niczego innego.
        - No ja będę dzisiaj w sklepie, masz wolne – wyjaśnił, a ona otworzyła oczy jeszcze szerzej.
        - No co ty, przecież nie zostawię cię tu samego, musisz leżeć! – zaprotestowała momentalnie, ale mężczyzna tylko prychnął.
        - Daj spokój, nie zwalałbym ci się na głowę, gdybym nie mógł pracować, bo tylko by ci zajęć doszło. Nic mi nie jest, nic nie będę dźwigał, masz cały dzień wolny. Poza tym obiecałaś mi obiad, wiec i tak musisz iść na targ, ja dużo jem – dodał spokojnym tonem, a Rakel siedziała ze swoją herbatą, zupełnie wytrącona z równowagi. Obijała się skrajnie przez te ostatnie kilka dni, włócząc się gdzieś całymi popołudniami i wieczorami, zamiast szykować zapas strzał i bełtów, a teraz miała mieć cały dzień wolny? Co ona będzie robić cały dzień? Z jakiegoś powodu odruchowo zerknęła w stronę Luciena, co nie umknęło ciemnemu spojrzeniu Doriana. Ten jednak nic już nie mówił, popijając kawę.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Niedługo zmuszony był pozostawać w samotności. Ledwie zdążył zaparzyć wodę i przymierzał się do zalania wrzątkiem zmielonych ziaren, gdy zobaczył przebudzoną Rakel. Z pogodną twarzą odpowiedział na powitanie i kiwnąwszy głową wrócił do sporządzania naparu. Nie widział powodów by dziewczyna musiała się ogarniać, jak to ujęła, ale rozumiał, że miała poranne obowiązki i rytuały, których musiała dopełnić. Powrót Rakel powitał kolejnym uśmiechem. Do podobnej rutyny, do słodko prostego życia pełnego podobnych do siebie poranków i wieczorów w miejscu, które można było zwać domem nie z racji urodzenia, ale prawdziwych uczuć więżących serce z danym miejscem mógłby chyba przywyknąć. Nie miał pewności, przecież brakło mu porównania, ale nie potrafił zaprzeczyć, że w sklepie dziewczyny czuł się inaczej niż we wszelkich innych miejscach.
        Nie przerywał milczenia ciesząc się przyjemnym porankiem w towarzystwie brunetki i kawy, który oczywiście szybko przerwano. Dlaczego zawsze ktoś lub coś musiało przeszkadzać gdy było tak miło? Nie deptał sprzedawczyni po piętach, by nie robić niepotrzebnego tłumu. Dopiero słysząc nieco niecodzienne powitanie jak na zjawiającego się klienta, wychylił się z kuchni by zobaczyć kogo przywiało. Bardziej była to jednak forma upewnienia się niż sama czysta ciekawość. Demon miał dziwne wrażenie, że wiedział kogo powinien się spodziewać, a stukot laski tylko utwierdzał go w procesie dedukcji.
Widząc kolejną rodzinną scenkę - siostra, brat i pies - Lucien uśmiechnął się pod nosem zawracając do kuchni. Na przemian miewał nadzieję i tracił ją, że kiedyś ktoś będzie witał go w podobny sposób. To był ten moment gdy zwątpił. Na co liczył? Przecież ludzie byli ludźmi, a nemorianie mieli swoje twierdze. Prawdopodobnie pisane mu było wrócić do jednaj z nich, gdy niczym młodzik, który musiał się wyszaleć więc ruszył w podróż, zmądrzeje i pogodzi się z nieosiągalnym.
Doriana demon przywitał z niezmącony zrelaksowanym wyrazem twarzy, który nie odzwierciedlał jego wcześniejszych myśli, wymieniając uścisk dłoni, z powrotem opierając się o blat.
        - Ludzie szybko zdrowieją - dodał z pogodnym uśmiechem, przyglądając się mężczyźnie starającemu się usiąść wygodnie, a zaraz potem przenosząc wzrok na Rakel. Ciekawe czy tylko jedzenie wyciągnęło bruneta ze szpitala, czy był to najmniejszy dyskomfort i coś zupełnie innego zadecydowało o jego szybkim powrocie do domu. Milczące dywagacje nemorianina przerwała wymiana zdań między rodzeństwem. Niby zupełnie inne niż przekomarzania Rakel z Randem, a jednocześnie tak podobne. Lucien przechylił głowę wodząc rozbawionymi oczami z mężczyzny na dziewczynę, tylko dla siebie zachowując co działo się w jego głowie, za moment z uśmiechem przyjmując zaproszenie.
        - Z przyjemnością zostanę na obiedzie - odparł, zupełnie nie przejmując się czy dziewczyna umie gotować czy też nie, przecież i tak nie czuł smaku. Chociaż jej oburzenie było pocieszne i zaraz skierowało myśli Lu do porównań z darem dziewczyny. Czyżby i w kuchni ogień przejmował kontrolę i palił wszystko „trochę” bardziej niż powinien…
Przyjął swoją kawę na ulotny moment zatapiając się w pięknej woni, by dopiero po chwili wrócić do rzeczywistości, jak zwykle milcząco. Odezwał się ośmielony spojrzeniem dziewczyny.
        - Przecież znając Evansów, nawet jeśli powinien to i tak nie będzie odpoczywał, mylę się? - niby zapytał, ale słowa Luciena przepełnione były rozbawioną pewnością swojej teorii.
        - Doskonały więc pomysł. Zrobimy zakupy - kontynuował pogodnie demon. - Potem zatroszczysz się o żołądek brata. Na koniec zaś wrócimy do nadrabiania zaległości. W twoim przypadku żadna ilość wolnego czasu nie jest nadmiarem. - Uśmiechnął się swoim ulubionym sposobem, znad rantu szklanki, spod czarnych rzęs prawie całkowicie kryjących zielone oczy.

        Demon upił kolejny łyk powoli planując w myślach zadania dla Rakel. Należało wzmocnić dziewczynę, by lepiej znosiła czarowanie. Wiadomo, w trzy wieczory nie dało się tego osiągnąć, ale regularne ćwiczenia powinny pomóc. Jak można przepracować wszystkie tyły Rakel gdy po kilku powtórzeniach opadała z sił… Może trzeba będzie zabrać na rozlewisko jakiś prowiant, bo ludzie chyba powinni zjadać kilka posiłków w ciągu dnia… A planował zająć cały czas dziewczyny, aż do konieczności snu. Nawet jeśli się zmęczy zrobią krótką przerwę i będą ćwiczyć dalej. Teraz Lucien zamierzał w pełni poświęcić się umiejętnościom technicznym a nie teoretycznym. Na pytania oczywiście będzie odpowiadał, ale podstawy przekazał i powinni zmierzyć się z resztą braków. Tych zaś było pełno. Czasami (tak jak teraz) zastanawiał się co dalej. Jakie wyzwania powinien postawić przed dziewczęciem, co odpuścić do czego lepiej się przyłożyć. Może gdyby był nauczycielem… A może powinien oddać dziewczynę w ręce kogoś bardziej kompetentnego… Taka niecodzienna myśl, przeciwnie do poprzedniej, zaświtała w głowie Lu. Tylko wszystkich, których znał, stanowczo wolałby trzymać jak najdalej od Czarnulki. W ten sposób wrócił do punktu wyjścia. Jak będą na targowisku, też powinien parę rzeczy zakupić.
        - No dobrze - odezwał się po przerwie. - Śniadanie zjedzone, pies z kolei Doriana zjeść nie zamierza, to ruszamy na zakupy. Dzień jest krótszy niż się wydaje, a tyle rzeczy do zrobienie - spokojnie zarządził demon, skoro nikt inny nie przejął inicjatywy. Dla podkreślenia swojego stanowiska sprawnie dopił kawę, bez dalszego rozczulania się nad aromatem. Umył naczynie, już czyste odstawiając na bok i stanął krzyżując ręce na piersi w spokojnym oczekiwaniu.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Dwaj mężczyźni, brunetka i pies w kuchni to było zdecydowanie za wiele na niewielkie pomieszczenie, a jednocześnie właśnie ten tłok i niewygodny związane z lekkim obijaniem się o siebie, lub zgrabnym wymijaniem właśnie, ukochała sobie sprzedawczyni. I tego brakowało jej najbardziej, gdy ojciec odszedł, a bracia wyjechali. Dlatego nawet potrącona przez plączącego się pod nogami Sierżanta uśmiechnęła się wesoło i odprowadziła zwierzaka spojrzeniem, gdy ten usiadł koło Doriana i z sapnięciem złożył mu łeb na udzie. To się chłopcy polubili.
        - Na mnie się goi jak na psie – odpowiedział Evans, głaszcząc brytana po łbie i spoglądając na Luciena. Zwłaszcza, jak człowiek ma motywację, by wrócić do domu. Wtedy żadne obrażenia nie straszne.
        - To nie powód, by zaraz przez miasto gnać – odburknęła Rakel, a twardość w głosie łagodziło miękkie spojrzenie, którym obdarzała brata, gdy ten nie patrzył.
        Na słowa Luciena, że zostanie na obiedzie, skinęła głową w wyraźnym już zadowoleniu. Oczywiście, dopóki nie przypomniała sobie, że ona ten obiad musi zrobić… No i zostawić Doriana samego w sklepie. Nigdy nie obraziłaby brata sugestią, że sobie nie poradzi, co do tego nie miała najmniejszych wątpliwości, po prostu dziwnie czuła się tak po prostu zostawiając rannego z jej obowiązkami, a samej spędzając miłe przedpołudnie z Lucienem.
        Słysząc kolejne słowa gościa nawet Dorian nie powstrzymał krzywego uśmiechu, nieznacznie unosząc brwi i spoglądając na Rakel, a później na bruneta.
        - Aż tak dobrze nas poznałeś? – zapytał, nie kryjąc ironii w głosie. Poza tym nie była ona aż tak złośliwa, co bardziej charakteryzowała większość żartów mężczyzny. Nie wdawał się jednak w odpowiedź, komentując ją tylko wzruszeniem ramion, świadom, że żadna nie będzie odpowiednia zdaniem jego siostry. Szybkie zaplanowanie dnia przez nemorianina spotkało się już z mniej rozbawionym spojrzeniem Evansa, ale wciąż pozostawione bez komentarza. Z jego strony przynajmniej, bo Rakel od razu fuknęła na takie sformułowania.
        - Pojęcie wolnego czasu jest mi obce – burknęła, nie dodając już, że jest to tylko i wyłącznie jej wybór. Poza tym nie miała nic przeciwko zagospodarowaniu każdej godziny dnia, by zrobić jak najwięcej, a jeśli ostatnio w jej planach coraz częściej pojawiała się magia – cóż, jak stwierdził Lucien, ma trochę zaległości do nadrobienia.
        - No dobrze, to chodźmy – zebrała się w końcu i sięgnęła po wiklinowy koszyk stojący na szafce. Pomachała Dorianowi z pewnego rodzaju niepewnością, ale w końcu wyszła z kuchni i zeszła z nemorianinem do sklepu, a później na ulicę, tłumacząc jeszcze tylko naburmuszonemu Sierżantowi, że on zostaje.

        - Jesteś pewny, że nie masz lepszych rzeczy do roboty niż włóczyć się ze mną po zakupy na obiad? – Uśmiechnęła się lekko, spoglądając na Luciena, gdy lawirowali między stoiskami na targowisku. Dawno nie była tutaj tak późno, zazwyczaj załatwiając wszystkie sprawunki z samego ranka, gdy po rynku błąkały się tylko pojedyncze osoby. Teraz miejski bazar kipiał życiem, wypełniony okrzykami, śmiechami i donośnym wykłócaniem się o niższą cenę.
        - Nie zrozum mnie źle, bardzo miło spędzam z tobą czas – powiedziała jeszcze, początkowo niepewna, czy na zbyt wiele sobie nie pozwala, ale ostatecznie woląc nieco się spoufalić, niż urazić nowego znajomego. – Martwię się tylko, czy się nie nudzisz – dodała jeszcze zupełnie wprost i przenosząc spojrzenie na wybierane właśnie cebule.
        Nadal nie bardzo rozumiała, jakim cudem Lucien decyduje się spędzać z nią aż tyle czasu. Sam ostatnio powiedział, że w mieście już nic go nie trzyma, ale jej umysł nie chciał przyjąć do wiadomości, że brunet zostaje w Valladonie tylko ze względu na nią. A gdy już taki przebłysk się pojawiał, szybko odczuwała wyrzuty sumienia, że nie może poświęcić na naukę każdej chwili, skoro właśnie przez to zabiera czas mężczyźnie. I chociaż raz na jakiś czas przewijała jej się przez głowę kolejna myśl, że zazwyczaj za naukę się płaci, nie ośmieliłaby się nawet zaproponować nemorianinowi jakiegokolwiek wynagrodzenia za jego wiedzę. Tutaj była pewna, że by go uraziła, co nie zmieniało faktu, że wciąż nie wiedziała, jak ma odwdzięczyć się za taką pomoc. Och, w ogóle miała przez niego mętlik w głowie! A on spacerował sobie jak gdyby nigdy nic. Obserwowała go ukradkiem, gdy nie widział i pomiędzy czynnościami tak prozaicznymi, jak zakup mięsa, sera, przypraw i warzyw na obiad, w których z jakiegoś powodu postanowił jej towarzyszyć. Niepojęte.
        Miała już wszystko co potrzebne, nawet dodatkowe kilka funtów kaszy, by zacząć Sierżantowi też przygotowywać jakieś względnie normalne posiłki. Nie chciała, by jadł to co niefortunnie spadło na ziemię, steki, którymi próbował przekupić go Lucien albo co gorsza cokolwiek co znalazł na spacerach. Stary koc na legowisko się znajdzie, ale przydałby się spory, wiklinowy kosz, który pomieści to marudne cielsko. I to znalazła, po przetarganiu demona po całym rynku i wyjątkowo długim i zażartym targowaniem się o odpowiednią cenę. Ta bowiem, którą rzucił mężczyzna widząc jej zainteresowanie była z dupy wzięta, o czym młoda handlarka nie omieszkała go poinformować, przez następne kilkanaście minut przekonując go do swojej, którą ten z kolei w pierwszym odruchu skomentował machnięciem ręki. Transakcję zakończyli w porównywalnym poziomie niezadowolenia, co świadczyło tylko i wyłącznie o tym, że lepiej im pójść nie mogło. Zresztą Rakel po pewnym czasie i tak zaczęła cieszyć się z zakupu, pewna, że Sierżant nie będzie już więcej okupował jej łóżka. A przynajmniej taki był plan.

        Do mieszkania wrócili obładowani jak osiołki, oboje, bo Lucien nie przyjął odmowy, gdy już zaoferował się pomóc. Dorian powitał ich jedynie krótkim spojrzeniem zza sklepowej lady, a Sierżant oczywiście skacząc wokoło i domagając się uwagi, przez co jeszcze trudniej było im dostać się do kuchni.
        - Dziękuję za pomoc. – Uśmiechnęła się do mężczyzny, zaczynając już układać rzeczy w kuchni. Wiklinowy kosz na razie wystawiła tylko na korytarz z zamiarem późniejszego oporządzenia go na pełnoprawne psie legowisko. – Ale teraz Lucien zmykaj na dół, pogadaj sobie z Dorianem, czy coś, ale nie możesz tu być, bo się będę stresować – zaśmiała się, prawie wypychając mężczyznę z kuchni, ale wciąż delikatnie i z widocznym rozbawieniem. Nawet braci z kuchni wyrzucała, nie lubiła jak się jej na ręce patrzyło, zwłaszcza gdy próbowała nowych rzeczy, bo wtedy szło jej dość nieporadnie. A przecież, jeśli obiad wyjdzie smaczny, to nikt nie musi wiedzieć ile zamieszania w kuchni to kosztowało, prawda? Nie znosząc więc sprzeciwu wyprosiła nemorianina z kuchni i zabrała się do pracy.

        Dorian natomiast nadrabiał zaległości stworzone przez lata nieobecności w domu. Z jednej strony niewiele się zmieniło. W kącie sklepu stała chociażby wciąż ta sama potężna wekiera, którą ojciec przywiózł kiedyś z międzymiastowych targów, szczęśliwy jak dziecko, bo wygrał ją w karty. Latami próbowali ją sprzedać, a August chodził dumny jak paw, pokazując ją wszystkim przyjaciołom i klientom. Chyba nigdy nie przestał wierzyć, że sprzeda swoje cudeńko, a też niespecjalnie próbował, bo chociaż zdobył broń za darmo, cenę wywindował niesłychaną. Niektórzy nazywali to oszustwem i zdzierstwem, ale Dorian wiedział, że ojciec po prostu ukochał sobie kompletnie bezużyteczną dla nich broń i oddałby ją tylko komuś skłonnemu zapłacić za nią takie pieniądze. Na swój sposób Rakel bardzo go przypominała. Pragmatyczna i racjonalna do bólu, potrafiła wykazać się niespotykanym sentymentem w najmniej spodziewanych okolicznościach.
        Z drugiej strony widać było, że sklep się rozwinął. Nowe drzwi i okiennice najbardziej rzucały się w oczy, ale on dostrzegał więcej. Liczba ksiąg rachunkowych powiększyła się drastycznie, odkąd Rakel wzięła je w opiekę. Po nich najlepiej było widać, jak znacząco wzrosła liczba klientów, ile broni zaczęła produkować sama dziewczyna, tu znalazł też ślad kontraktów ze strażą, na co sam do siebie kiwał głową, uznając przemyślność siostry. Widział tu też, że dziewczyna poświęciła sklepowi całe życie, że więcej czasu spędzała nad tymi księgami, powoli zapełniając puste strony swoim drobnym i równym pismem, żyjąc pracą. Westchnął i zamknął ostatnią księgę, odkładając ją na stos pozostałych i przecierając twarz dłońmi. Jak miał oddać młodszej siostrze te wszystkie lata?

        A Rakel siekała, kroiła, mamrotała pod nosem, obierała warzywa, nacierała przyprawami mięso, klęła jak szewc, szukała potrzebnych naczyń i sztućców, większości oczywiście nie mogąc znaleźć, prawdopodobnie ich nie posiadając i stopniowo dostosowując przepis do własnych możliwości. Starała się jak nigdy, by przyrządzić bratu i Lucienowi pyszny obiad, a nic w tej kuchni z nią nie współpracowało! Dwa razy potknęła się o plączącego się pod nogami Sierżanta, który wykorzystywał tą okazję by wielkim jęzorem zrywać z podłogi kawałki jedzenia, wypadające wtedy dziewczynie z rąk.
        - Sierżant, cholera jasna, nie pomagasz mi! – prychała na psiaka, który kładł po sobie ogryzione uszy i przechodził na drugi koniec pomieszczenia, nim znów wróci przeszkadzać swojej pani.
        W końcu jednak gliniane naczynie pod przykrywką wylądowało w piekarniku, a Rakel usiadła przed nim ze skrzyżowanymi nogami i wyciągając przed siebie dłonie, by podgrzać jedzenie. Dlatego też chciała zostać sama, by nie dać się nikomu rozproszyć. O ile samo przyrządzanie potraw było dla niej trudne, bo nie miała nigdy nikogo, kto by ją tego nauczył, odpowiednie pieczenie dla niekontrolującej swoich mocy piromanki było jeszcze gorsze. Tym razem jednak czuła dziwny spokój i nie niepokojona przez nikogo powoli podgrzewała naczynie w piecyku, kierując się tylko własną intuicją i nieco węchem.

        - Obiad! - rozległ się w końcu okrzyk z góry. Dorian uśmiechnął się krótko pod nosem i zerknął na Luciena, po czym skierował się powoli po schodach na górę.
        - Ale pachnie! – zawołał już po drodze, a na wyraźne zdziwienie w jego głosie odpowiedziało mu znajome prychnięcie.
        W kuchni czekała Rakel, układając ostatnie sztućce na stole i parujące gliniane naczynie na środku stołu. Lekko rozczochrana, włosy miała spięte wysoko na czubku głowy w (przekrzywione na jedną stronę) coś, co przy nawet najlepszych intencjach nie mogło zostać nazwane kokiem, a przez braci dziewczyny zwane było jej zwyczajowym „piździ-miździ” na głowie, gdy ta nad czymś wyjątkowo zacięcie pracowała. Aktualnie wyglądała jak szalona alchemiczka po wyjątkowo czasochłonnym, ale udanym eksperymencie. Rakel uśmiechnęła się szeroko do obu mężczyzn i gestem zaprosiła ich do stołu, szybko przekształcając szalony twór na swojej głowie w zwykły koński ogon.
        Zajęła miejsce ostatnia, ciągle jeszcze stawiając coś na stole, aż w końcu Dorian nie złapał jej po prostu za koszulę i siłą nie posadził na miejscu, co skomentowała zduszonym śmiechem, gdy obiła sobie tyłek o twardy taboret. Evans natomiast zaśmiał się krótko z jej miny i z wyjątkowym entuzjazmem zaczął nakładać sobie jedzenie. Duszone mięso z warzywami pachniało cudownie i dość pikantnie, więc oczywiście od razu zaczął wcinać.
        - Uważaj, gorące! – skarciła go momentalnie, zajęta jednak nakładaniem jedzenia Lucienowi i zaśmiała się tylko, gdy jej brat zrobił nagle wielkie oczy. – Mówiłam – mruknęła, ale Dorian najpierw pokręcił gwałtownie głową, a później rozkaszlał się lekko.
        - Ostre – mruknął ochryple, a dziewczyna zrobiła wielkie oczy i od razu nalała mu wody. Evans na widok jej miny dodatkowo zaczął się śmiać, przykrywając usta dłonią.
        - Przepraszam, może trochę pieprzu za dużo dałam, rzeczywiście…
        Brunet w końcu opanował się, odchrząknął i poczochrał siostrę po głowie.
        - Trochę – powiedział z uśmiechem, po czym ku jej zaskoczeniu z zapałem wrócił do jedzenia. – Trochę, to ja zapomniałem, jak przyprawy smakują, po tych wojskowych i szpitalnych papkach, nie twoja wina młoda, jest pysznie. – Puścił do niej oko i zamknął się już na długo z zapamiętaniem wiosłując widelcem. Rakel chyba nie mogła być szczęśliwsza.
        - A tobie smakuje? – zapytała niepewnie Luciena, spoglądając na niego z wesołym uśmiechem.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Demon zupełnie nie brał do siebie wilczych spojrzeń Doriana. Nie oczekiwał sympatii od mężczyzny. Nawet rozumiał postrzeganie go jako intruza. Było to całkiem logiczne i akceptowalne, nawet jeżeli Lucien marzył o miejscu, w którym byłby traktowany inaczej... Tak naprawdę to postępowanie Rakel było anomalią, która go tak oczarowała. Rozsądek z kolei był u nich chyba rodzinny. Dziewczyna raczej zwykle świeciła jego przykładem. Dorian zapowiadał się podobnie, więc szanował spokój bruneta, a i jego kąśliwe uwagi nie drażniły Lu, który nie przekomarzał się a jedynie odpowiadał spokojnie.
        - Całe szczęście dla Rakel, nie będzie musiała się tyle martwić - odezwał się pogodnie do Evansa, jednocześnie przyglądając się psu. Bestia nawet chwili nie zastanawiała się nim podeszła do mężczyzny, ładując mu łeb na kolana.
        - Po prostu umiem obserwować - odpowiedział na drwiące pytanie z nieustannie pogodną miną, po chwili odnajdując dziewczynę wzrokiem. Uśmiechnął się trochę weselej na jej fuknięcie.
        - Mówiłem? - zapytał wyraźnie rozbawiony, spoglądając z Rakel na Doriana i znów na brunetkę.
        - Teraz już na pewno będzie ono obce - dodał żartując wesoło, naprawdę zamierzając wyciągać dziewczynę na naukę w każdej wolnej chwili. Brunetka była nie tylko pracowita, ale i entuzjastycznie nastawiona na zdobywanie wiedzy, co niezmiernie uprzyjemniało pracę z nią. Gdyby nie zależało jej na nauce, demon nawet nie próbowałby jej zachęcać, szkoda byłoby jego czasu. Słysząc komendę oznajmiającą wyjście, skinął dziewczynie głową i odepchnął się od blatu zmierzając do drzwi.

        Szedł obok dziewczyny, manewrując między tłoczącymi się ludźmi, co jakiś czas rozglądając się, gdy dostrzegał ciekawsze stragany. W głowie miał już plan, czego potrzebował i zamierzał wykorzystać czas zakupów na uzupełnienie potrzebnych przyborów.
Na zadane znienacka pytanie, początkowo odpowiedział tylko przytakując z łagodnym uśmiechem. Rakel jednak widocznie czuła się niekomfortowo, czym skłoniła nemorianina do chociaż minimalnie obszerniejszych wyjaśnień.
        - Na pewno się nie nudzę - odparł pogodnie. - Podoba mi się twój świat - dodatkowo uzupełnił łagodnie, przyglądając się jak dziewczyna wybierała warzywa. Mógłby jeszcze dodać, że ani nie miał konkretnego celu, ani nie miał dokąd iść, ale zamilkł nim wypowiedział coś niepotrzebnego.
Wędrował u boku sprzedawczyni, szybko prawie zmuszając ją do oddania przynajmniej części zakupów. Chciał dziewczynie pomóc chociaż w tak prosty sposób i nawet nie brał pod uwagę braku zgody na wsparcie. Nie godziło się, by miała nieść torby, gdy on przechadzałby się wokół jak zwiedzający, nawet jeśli częściowo nim był. Rutyna Rakel była prawie jak wakacje od jego rzeczywistości, a wszystko chociaż niby tak proste, dla Lu było nowością. Co prawda był już na targu, ale takie pełne zakupy, a tym bardziej targowanie się, było nieznaną ciekawostką. Przez chwilę słuchał osobliwej dyskusji, ale wtedy coś innego przykuło uwagę nemorianina. Szepnął dziewczynie, że na moment się oddala i zniknął przy innym kramie. Na koniec oboje mieli to czego szukali i mogli wracać do sklepu.

        Swój tobołek zostawił na podłodze w sklepie, resztę zaniósł do kuchni, razem z Rakel. Gdy jednak chciał się ulokować przy swoim blacie, dziewczyna zaczęła go wyganiać. Patrzył na nią nierozumnym wzrokiem raczej opornie kierując się do wyjścia.
        - A pies ma specjalne względy i zostaje? - droczył się jeszcze na odchodne, chociaż posłusznie zszedł na dół.
Z rozmawianiem sprawa wyglądała trochę trudniej. Lucien nie należał do zbyt gadatliwych, co było raczej łagodnym określeniem. Dorian też chyba nie palił się do dysputy. Zerknął tylko na demona spode łba i wrócił do papierów.
        - Znikam na trochę. - Nie mając nic innego do czynienia, Lu kurtuazyjnie uprzedził swoje wyjście, chociaż mężczyzna nie wydawał się zainteresowany. Demon jednak uznał, że dopełnił minimum grzeczności, sięgnął po swój pakunek i tak jak powiedział, tak uczynił… zniknął by wykonać pilniejsze obowiązki niż wspólne milczenie z młodym Evansem. Dopiero wtedy brunet uniósł głowę znad ksiąg, marszcząc brwi. Dupek naprawdę zniknął.
        Na rozlewisku rozwinął zakupy i przystąpił do rozstawiania osobliwego toru przeszkód dla Rakel. Wbił w ziemię cztery łuczywa w odległościach kroku od siebie. Pomiędzy nimi na wysokości przyszłego płomienia rozpostarł pasma cienkiego konopnego sznurka. Jeśli miał on być barierą, to naprzeciw płomieniom demon wybrał wyjątkowo mało ognioodporny materiał. Nemorianin miał jednak swój plan. W czasie prac, Onyx oczywiście wychynął z krzaków i teraz przyglądał się z zaciekawieniem swojemu panu wymyślającemu jakieś dziwne upstrzenia polany. O dziwo nie broił i nie przeszkadzał, a zwyczajnie dreptał zainteresowany, strzygąc uszami gdy Lu ponownie zniknął.
Nawet gdy wrócił, Dorian wciąż przeglądał papiery, opuszczając je tylko na moment by zafundować demonowi kolejne ze swoich spojrzeń. By nie stwarzać niezręcznej sytuacji, Lucien nie przerywał Evansowi zajęcia. W ciszy podszedł do lady, na której brzegu usiadł jak ostatnio sobie upodobał. Nie czuł się dość swobodnie by wtrącać się w nieswoje sprawy, zagadując mężczyznę. Właśnie więc groziła im dłuższa cisza, ale w ostatniej chwili Czarnulka uratowała sytuację, wzywając obu na obiad.
Posiłek pachniał przyjemnie. Aromat od jakiegoś czasu roznosił się w całym domu, ale dopiero teraz dostali pozwolenie na wejście na górę. Lucien stąpał w pewnej odległości za Dorianem, znowu nie chcąc się nadmiernie narzucać. Podobnie przy stole wybrał miejsce, które wyglądało na wolne i opuszczone.
Potem cicho podziękował Rakel za swoją porcję i spróbował gulaszu. Oczywiście nic nie poczuł, ale uśmiechnął się sympatycznie i skinął głową z aprobatą. Wciąż przecież pachniał przyjemnie.
        - To bardziej złożona kwestia - odparł szeptem, w przerwie między kęsami, by nie skłamać.

        Rodzinny obiad, ale w takiej prawdziwie rodzinnej atmosferze a nie jakiś bankiet pozorów, był kolejną miła chwilą spędzoną z dziewczyną. Posiłek jednak skończył się i należało ruszyć do pracy. Lucien podziękował składając sztućce na talerzu, który odłożył do zlewu. Uśmiechnął się do dziewczyny, wyciągając do niej rękę, ale zerknął na bruneta
        - Wrócimy wieczorem - uprzedził pogodnie, przyciągając dziewczynę do siebie.
Tym razem nie pojawili się na kamieniu, a pośród polany.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel jak zwykle najpierw upewniła się, czy wszyscy wszystko mają, nim zabrała się do jedzenia, a i wówczas zerkała na brata i demona, by zauważyć, gdyby nagle czegoś im zabrakło. I chociaż Dorian wcinał obiad z takim zapamiętaniem, jakby naprawdę go w tym szpitalu głodzili, Lucien raczej skubał jedzenie, chociaż nie wyglądał jakby mu nie smakowało. Jego odpowiedź wywołała w niej niemałą konsternację, gdyż pytanie zdawało jej się wręcz banalne i co tu dużo mówić, w większości przypadków retoryczne, chociaż ona naprawdę była ciekawa czy posiłek przypadł mu do gustu. Stwierdzenie więc, że „to złożona kwestia” nawet nie tyle ją zaniepokoiło, co po prostu zbiło z tropu. Nie bardzo wiedząc jak to skomentować skinęła tylko głową i wróciła do jedzenia.
        Gulasz wyszedł jej naprawdę smaczny! Oczywiście na pewno mógłby być lepszy, ale skąd miała o tym wiedzieć? Zamarynowane na szybko mięso mogłoby być bardziej miękkie, a sos rzeczywiście nieco mniej pikantny, ale dziewczynie wydawało się, że danie wyszło jej naprawdę dobre, a przecież nie miała w zwyczaju się przechwalać. Z zadowoleniem jednak stwierdziła, że lekcje Marlene, która za swoją życiową misję ustanowiła chyba uczynić z Rakel przykładną gospodynię domową, nie poszły w las.
        Przez moment w kuchni panowała przyjemna cisza, przerywana tylko szczękiem sztućców, nim Dorian pierwszy skończył jeść i rozparł się w krześle z wyrazem błogiego zadowolenia na twarzy.
        - Napiszę dzisiaj do mojego dowódcy – zaczął powoli, zerkając uważnie na siostrę, która na szczęście miała akurat pełną buzię i nie powinna mu przerwać. – Okres obowiązkowej służby już mi minął i może pozwolą mi zostać w domu – dokończył, a na widok miny Rakel uśmiechnął się nieznacznie. Dziewczyna wyraźnie chciała się odezwać, ale zdołała tylko pomachać widelcem, by nakłonić bruneta do kontynuowania wypowiedzi. – Nie wróciłem wcześniej, bo tam ciągle trwają jakieś walki, nic poważnego naprawdę, gówniane potyczki i spychanie się z miejsca na miejsce w nieskończoność, ale przez to nie mogłem się po prostu spakować i wyjechać. Teraz już tutaj jestem, może sytuacja będzie wyglądała inaczej – zakończył akurat gdy dziewczyna uporała się ze swoim kęsem.
        - Dorian, to byłoby wspaniałe! – rzuciła wyraźnie podekscytowana, ale mężczyzna westchnął i skinął ostrożnie głową.
        - Owszem, ale Rakel, nie nastawiaj się na nic, nie wiadomo czy coś z tego wyjdzie. Równie dobrze mogą kazać mi wracać, jak tylko zyskam zaświadczenie o zdolności do służby – dodał, spoglądając na nią uważnie, a dziewczyna gorliwie pokiwała głową, oczywiście już nastawiając się na to, że zatrzyma brata w domu. Nietrudno było się tego domyślić, więc Evans tylko uśmiechnął się blado, nie kontynuując tematu.
        - To Rand też powinien już wrócić? Wyjechaliście w tym samym czasie? – drążyła sprzedawczyni, a mężczyzna skrzywił się wyraźnie, prychając pod nosem.
        - Ta, ale o ile mój przełożony ma związane ręce przez sytuację, o tyle dowódca Randa to po prostu skończony gnój i sukinsyn z zamiłowania – stwierdził sucho, obserwując, jak dziewczyna oklapła nieco. – Zobaczymy młoda, nie martw się na zapas. Ale nic też nie obiecuję – zastrzegł ponownie, chociaż chyba pogodzony z faktem, że trochę narobił siostrze nadziei.

        Po obiedzie Rakel szybko zakrzątnęła się po kuchni, ale i tak nie zdążyła zabrać Lucienowi talerza, gdyż ten jak zawsze kulturalnie po sobie posprzątał. Dziwne, że podobne maniery nie przejawiały się, gdy chodziło o nienaruszanie prywatności, na przykład pojawiając się znienacka w czyjejś sypialni. Podziękowała jednak grzecznie za pomoc, spoglądając nagle na wyciągniętą rękę i od razu na Doriana, który obserwował siostrę i demona z niezmiennym surowym spokojem człowieka, który ma szczerze wywalone na wszystko do czasu, aż go nie trafi szlag. Brunetka nie bardzo wiedziała, co jeszcze może dodać, więc tylko uśmiechnęła się ciepło do brata i podeszła do Luciena, który objął ją krótko, po czym zniknęli. Evans westchnął cicho i przetarł twarz dłońmi.
        - Rewelacja.

        Rakel na początku lekko objęła nemorianina, nie czując się komfortowo w towarzystwie brata, ale gdy poczuła, że przeniesienie dobiegło końca, przywarła do mężczyzny mocniej, bojąc się, że znów wpadnie do wody. Tym razem jednak poczuła pod nogami stały grunt, ale nie w formie zdradliwego głazu. Pojawili się na środku polany i dziewczyna puściła Luciena, cofając się i rozglądając z ciekawością.
        Pierwsze, co spostrzegła, to cztery łuczywa wbite w ziemię i powiązane ze sobą konopnym sznurkiem. Przechyliła głowę zainteresowana, domyślając się, że to będzie kolejna jej lekcja i momentalnie zaimponowało jej, jaką pomysłowością wykazuje się demon, wymyślając dla niej coraz to nowe zadania. Może u siebie w krainie też był kimś w rodzaju nauczyciela? Zdawał się mieć nieskończone pokłady cierpliwości (których krańce chyba jednak wczoraj znalazła), wyjątkowe bogactwo doświadczeń i umiejętności, a teraz jak się okazało również kreatywności.
        Zaraz jej uwagę odwrócił tętent kopyt, słyszalnych nawet w wysokiej trawie, gdy umbris cwałował w ich stronę, zwalniając dopiero kawałek od nich, a zatrzymując się gwałtownie przed samą dziewczyną, której zaraz wepchnął pysk w szyję.
        - Cześć Onyx – z uśmiechem przywitała wierzchowca, który słysząc swoje imię w czarnej mowie parsknął z zadowoleniem, rozdmuchując na boki czarne loki i wywołując jeszcze większy chichot brunetki. Objęła ramionami natrętny koński pysk i poczochrała zwierza po uszach, zerkając znów na Luciena.
        - Co to za instalacja? – zapytała, wskazując spojrzeniem na wbite w ziemię łuczywa.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Znad swojego talerza przyglądał się rodzeństwu prawie niezauważalnie. Wszyscy troje byli wielce do siebie podobni, a jednocześnie tak różni. Gdy Rand odwiedził siostrę było spontanicznie i wręcz głośno. Dorian jako najstarszy z trójki nie tylko prezentował się jako najrozsądniejszy i najbardziej milczący, ale też sprawiał wrażenie najbardziej powściągliwego w okazywaniu uczuć. Mimo to jednak sposób w jaki próbował zapewnić Rakel, że nie będzie już sama w tym samym momencie starając się nie dać jej złudnej nadziei był wyjątkowo rozczulający. Nawet jego maniera z jaką spoglądał w stronę Luciena, czujnie i obojętnie zarazem, pewnie głównie dlatego by nie poirytować młodszej siostrzyczki. Bystre oczy mężczyzny znacznie lepiej mówiły to co Morgan paplał nieostrożnie. Dawały też znacznie lepszy efekt. Były rozsądnym i uczciwym męskim ostrzeżeniem. Podobne sygnały Lu rozumiał i akceptował. Jeszcze nie były idiotycznym wyzwaniem i nie prowokowały nemorianina, a jednocześnie nie unikały uśpionych gróźb. Nawet jeśli w praktyce podobne nie miałyby racji bytu ani szans na skuteczny efekt w sytuacji, w której człowiek próbowałby zastraszać demona, Asmodeus w tej formie je szanował.
        Mimo całego szacunku i radości z ponownego spotkania rodzeństwa, był tu w konkretnym celu. Tym razem nie obserwował w ciszy a stanowił pełnoprawnego uczestnika międzyludzkich interakcji, co wiązało się z zawłaszczeniem pewnej partii czasu sprzedawczyni.
Wziął dziewczynę w ramiona, ale miłym zaskoczeniem dla bruneta był moment, gdy dziewczyna poza wzrokiem brata przytuliła się do niego z własnej woli czy wciąż wystraszona nieustannie nowym doznaniem. Nieważne. Co dziwne zaczynał się przyzwyczajać do uczucia, które towarzyszyło mu w chwilach spędzanych z Rakel a szczególnie w momentach gdy Czarnulka traktowała go... sam nie wiedział jak a co gorsza zaczynał tęsknić za tym nienazwanym stanem.
        Niestety Rakel jak zawsze wymknęła się z objęć, czego demon nawet nie śmiał jej bronić i zaczęła rozglądać się po przygotowanej polanie. Prawie z zazdrością poczekał aż dziewczyna przywita konia, głaszcząc go wesoło i czochrając po uszach ku obustronnej radości. Dopiero po powitaniach doczekał się odrobiny uwagi i dopiero wtedy się odezwał.
        - To twoje najnowsze zadanie - odezwał się frontem stając do łuczyw.
        - Musisz podpalić jedną z pochodni i pilnować, by sznurek nie zajął się i nie podpalił kolejnych - wytłumaczył.
        - Na początek pierwsza z lewej, później będziemy zwiększać poziom trudności - dokończył rozsiadając się wygodnie na trawie.
Wbrew przemyśleniom Rakel, Lu nie miał nic wspólnego z nauczaniem. Często uczył innych by nie podskakiwali za wysoko i poznali swoje miejsce oraz granice umiejętności. Można wręcz pokusić się o stwierdzenie, że swojego czasu czynił to nader często. Wciąż jednak do mentora nawet się nie przybliżał. Czy był pomysłowy, ciężko stwierdzić. To jednak najlepiej oceniali postronni, będąc chyba najbardziej obiektywnymi. Lucien sam siebie by tak nie ocenił. Demony, które przyzywał, pewnie przyłożyłyby się do zdania zbrojmistrzyni. Według nich Asmodeus jawił się jako nader kreatywny w uprzykrzaniu im życia wymyślając zadania tudzież kary w przypadku ich nie wykonania. To zaś wiązało się ze zdecydowanie odmienną dziedziną od edukowania młodzieży. Lucien przede wszystkim był wysoko urodzonym szlachcicem, władcą ziemskim i dziedzicem. Musiał umieć nie tylko zmagać się z rozmaitymi sytuacjami, ale też trzymać innych w ryzach, radzić sobie z jednostkami buntującymi się oraz recydywistami. Oczywiście nie osobiście. Od brudnych prac były odpowiednie do tego ręce. On je jednak prowadził i nadzorował ich prace. Nieraz trzymał piecze nad wymiarem kary i nie rzadko był przy torturach, które sam wcześniej zlecał. Tak więc w pewnych dziedzinach Lu potrafił być brutalnie wręcz pomysłowy.
Połączenie łuczyw łatwopalnym sznurkiem stwarzając wyzwanie dla dziewczyny - która z łatwością podpalała wszystko ale już z gaszeniem lub przynajmniej trzymaniem ognia w ryzach miała spore problemy - patrząc z boku, śmiało można było podciągnąć pod rodzaj tortur.
        - Śmiało - ponaglił, nim gwizdnął na konia. Cichym głosem wydał wcześniej nie słyszaną Rakel komendę, wskazując ziemię palcem i umbris posłusznie legł na trawie. Ułożył szyję i łeb na murawie, zlegając prawie jak pies, a w tym czasie Lu tylko odrobinę musiał się przesunąć by potraktować tułów piekielnego koniska jak oparcie. Gdy już wsparł plecy, skrzyżował ramiona na piersi i czekał efektów, bo jak na razie dziewczyna sprawiała wrażenie zainteresowanej wszystkim tylko nie podpalaniem łuczywa.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Gdy Rakel już oswoiła się z piekielnym wierzchowcem zdawała się już wcale go nie lękać i nawet natarczywe trącanie łbem w próbie wymuszenia dalszych pieszczot kwitowała jedynie cichym śmiechem. Nazwanie dziewczyny nieustraszoną byłoby przesadą, jako że najgorsze z czym miała styczność to uroki własnego miasta, ale wciąż pozostawała odważna i gdy już się z czymś zapoznała, przyjmowała to jako element świata z ciekawością i otwartym umysłem.
        Wiedziała jednak kiedy jest czas na zabawę, a kiedy na pracę i po czułych powitaniach z Onyxem przełożyła uwagę na swoje nowe zadanie. Wiedziała bowiem, że będzie musiała zmierzyć się z tą konstrukcją, czymkolwiek ona była, chociaż nie wiedziała jeszcze jak. Pytanie było więc retoryczne i pozwoliło jej na chwilę zwłoki, by mogła spróbować domyślić się charakteru próby. Nie doszła jednak do żadnych konstruktywnych wniosków i dopiero słowa Luciena wyjaśniły jej, co dokładnie ma zrobić.
        - Chyba żartujesz – westchnęła, spoglądając na demona, jednak i te słowa były bardziej wyrazem ekspresji, niż autentycznym pytaniem. Mężczyzna nawet gdy zdarzało mu się zażartować nie wyglądał na kogoś, kto jest do tego zdolny. Spoglądała jeszcze chwilę na niego, gdy rozsiadał się wygodnie na trawie, opierając bokiem o piekielnego wierzchowca, po czym posłusznie obróciła się w stronę łuczyw, plecami do Luciena.
        Uważnie przyjrzała się wszystkim czterem pochodniom, prychając cicho pod nosem, by mężczyzna nie usłyszał. Przywiązał sznurek konopny do drewna, które ma podpalić i powiedział „nie podpal sznurka”. Bardzo śmieszne. Naprawdę, boki zrywać. Rakel odetchnęła cicho, rozluźniając spięte ramiona i po chwili jedną myślą podpaliła pierwszą pochodnię. Ta buchnęła soczystym płomieniem, który, jak się można było tego spodziewać, radośnie pomknął po sznurku w stronę drugiej pochodni.
        - Cholera – syknęła dziewczyna i odruchowo machnęła dłonią w stronę konstrukcji, postępując krok do przodu.
        Zdziwiona zatrzymała się gwałtownie, gdy ogień zgasł w momencie, pozostawiając tylko lekko dymiące się łuczywo i przerwany sznurek, zwisający smętnie z sąsiadujących pochodni, jednej lekko oczernionej, drugiej jeszcze nietkniętej. Hm. Zgasiła całkiem szybko. Żeby jeszcze tylko wiedziała, jak to zrobiła. Przezornie nawet nie obejrzała się na Luciena, niespecjalnie spiesząc się do oglądania surowej twarzy, sama wiedziała, by próbować dalej.
        Nie bardzo wiedziała, jak się do tego zabrać, a gdy się na czymś nie znała, a musiała to zrobić, czyniła to po swojemu. Wciąż obrócona do demona plecami nie przejmowała się, że zobaczy jego powątpiewające spojrzenie, i mogła wyobrazić sobie, że jest sama. Spokojnie usiadła na trawie, krzyżując przed sobą nogi i zamykając oczy lekko wysunęła przed siebie dłonie, jakby dotykała szyby. A dokładniej, tak jak zawsze siedziała przed swoim piekarnikiem. Sytuacja podobna… podgrzać jedną rzecz, nie „podgrzewając” przypadkiem niczego w kuchni, a w tym wypadku tego nieszczęsnego sznurka.
        Łuczywo zadymiło się lekko i zaczęło czernieć, a tańczący na nim blady płomień ledwo było widać, gdy znikał w strukturze drewna. Rakel otworzyła oczy, czując jak ogień ucieka jej, niby woda sącząca się z utworzonej przez dłonie miseczki. Nieważne jak kurczowo zaciśnie się palce, ciecz i tak znajdzie sobie jakąś drogę na zewnątrz. Dla brunetki podobnie było z ogniem. Nawet gdy po części go kontrolowała, nie pozwalając się rozprzestrzenić, ciepło wydostawało się niewielkimi szparami, a nie było potrzeba go wiele, by zacząć zwęglać sznurek, uwiązany do płonącego drewna, na los! A jednak najgorsze co się z nim stało to lekkie zbrązowienie, wciąż był cały i nie rozprzestrzeniał ognia, który nieco odważniej zapłonął na pochodni.
        W tym momencie dziewczyna zawahała się, czy nie ugasić płomienia i nie poczekać na dalsze instrukcje, ale tak cieszyła się z postępu, że nie chciała go zmarnować. Ostrożnie rozsunęła uniesione wciąż przed sobą dłonie, lewą wciąż utrzymując niewielki płomień na drugiej pochodni, a prawą zaczynając podgrzewać kolejną, zachowując jednocześnie nienaruszony sznurek między nimi. Nie wiedziała, czy o to dokładnie chodziło Lucienowi, ale zafascynowana chciała zobaczyć, czy jej się to uda i jakie to będzie uczucie, kontrolować te dwa płomienie, jednocześnie nie pozwalając rozejść im się na pierwszą ani kolejną część sznurka.
        Po krótkiej chwili wszystkie pozostałe trzy pochodnie płonęły nieśmiało, połączone lekko nadpalonym z każdej strony, ale wciąż całym sznurkiem. Przed nimi siedziała zadowolona handlarka, nieco spięta, ale wyraźnie kontrolując swoje dzieło, chociaż raczej na zasadzie ciągłego trzymania pochodni na wodzy niczym niepokornego konia niż tylko pilnowania, by płomień się nie rozprzestrzenił.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Demon faktycznie nie żartował, a Rakel słusznie domyślała się, że typem żartownisia to on nie był. Należało robić postępy i nawet jeśli rozpuszczanie płomieni po okolicy było zabawne, relaksujące po latach ciągłego wstrzymywania się - bo nawet nie kontroli - i na swój sposób kształcące, należało wejść o szczebelek wyżej na drabinę umiejętności.
        Wytrzymał spojrzenie dziewczyny odwzajemniając je, ale nie odezwał się kolejnym słowem. Tak samo jak Lucien nie należał do dowcipnisi, tak nie widział powodów by się powtarzać. Zdążył już zaś zaobserwować, że brunetka potrafiła reagować dość ekspresyjnie, szczególnie w stresujących ją sytuacjach, a do tych spontanicznych reakcji bardzo często należało początkowe niedowierzanie, które należało przeczekać. Zamiast więc ponownie zachęcać nieplanowaną uczennicę, zwyczajnie zasiadł na ziemi na tyle wygodnie na ile udało mu się dopasować otoczenie do siebie, w postaci użycia umbrisa jako oparcia, i przyglądał się Rakel w ciszy oczekując działań.
        Nie łudził się by dziewczynie ćwiczenie wyszło za pierwszym razem, ale czekał jakichkolwiek czynności, które z czasem prowadziły do sukcesu. Dlatego właśnie pęknięcie pierwszego sznurka nie zaskoczyło demona, który cały czas nie odezwał się słowem niewzruszenie patrząc. Nie tylko nie chciał, ale i nie powinien ciągle prowadzić dziewczyny za rękę, pomógł jej zacząć, objaśnił podstawy, teraz z wieloma rzeczami musiała sama dojść do porządku gdy przecież używała daru na poziomie intuicyjnym. Mógł ją nauczyć zaklęć, tak jak zdradził ratunkowe słowo mocy, ale nie potrafił wpływać na jej odbiór magii i korzystanie z niej wykraczające poza umysł.
        Dlatego właśnie nie ingerował w sposób w jaki Rakel próbowała osiągnąć swój cel. Mogła stanąć na rękach albo podskakiwać, grunt by zaczęła uzyskiwać efekty. Niepowodzenie zbrojmistrzyni odbiło się od spokoju nemorianina, tak samo jak jej sukces. Asmodeus nie drgnął nawet o palec, chociaż szybkie postępy Czarnulki przyjemnie zaskoczyły bruneta, a samodzielne zwiększanie trudności spotkały się z jego aprobatą, chociaż niemą.
        Dopiero gdy już trzy pochodnie płonęły względnie spokojnym płomieniem nie pochłaniając przy tej okazji łączącego ich sznurka, demon wstał i podszedł cicho do brunetki.
        - Bardzo dobrze - pochwalił cicho i oszczędnie. Niestety w okazywaniu zadowolenia Lu był równie wylewny jak w udzielaniu wyjaśnień i prawie tak jak w przypadku żartowania.
Bezgłośnie podszedł do reszty kupionego sznurka i z nim wrócił do Rakel i łuczyw. Przywiązał świeżą linkę do zgaszonej pochodni i nie przejmując się ogniem przywiązał jego drugi koniec.
        - Pilnuj by ci się nie wymknął - podrażnił się lekko ze skupioną brunetką, co było jedyną większą interakcją od rozpoczęcia ćwiczenia i cofnął się o krok ze skrzyżowanymi ramionami znowu pozostawiając wszystko w rękach dziewczyny. Gdy uznał, że wystarczająco panuje nad płomieniami, oddalił się na moment w kierunku schowanego na polanie ekwipunku. Wyciągnął lutnię i wrócił na miejsce strojąc instrument.
        - A teraz dwie skrajne poproszę - odezwał się nemorianin, delikatnie trącając struny, zaczynając grać jak gdyby nigdy nic. Wygrywanie melodii w zupełności nie przeszkadzało jednak w obserwowaniu dziewczyny, gdy palce same odnajdywały właściwe miejsce.
        Pierwsze pobrzmiewające nuty nie pozostały bez odzewu i bardzo szybko ściągnęły wieczorne słuchaczki. Nimfy rozparły się wygodnie na kamieniach, to całkiem wychodząc z wody, to opierając główki na ułożonych na głazach rękach, a wszystkie jak jedna z zaciekawieniem przyglądały się dość nietypowej formie koncertu lub też z oburzeniem, zależnie od reprezentowanego frontu. Każda zaś na swój własny sposób i w osobistym tempie oraz stopniu zaangażowania wodziła wzrokiem od Luciena do dziewczyny i odwrotnie, chwilowo po cichu lub też podśmiewając się pod nosem. Oczywiście w przeciwieństwie do mężczyzny, nie wytrzymały zbyt długo w milczeniu.
        - Jakie nudy, co też ten demon wymyślił, lepiej z nami się pobaw - rzuciła jedna z tych bardziej przyjaznych naturianek, podpływając jak najbliżej Rakel.
        - Lu, nie znęcaj się nad dziewczątkiem, lepiej skup się na graniu - mówiła inna, wabiąc nemorianina wyciągniętymi ramionami.
        - Ona ma rację, przecież to gorsze niż zimna kąpiel - dodała kolejna, gdy w tle mniej przyjazne siostry prychały niezadowolone.
Lucien nic sobie nie robił z towarzystwa. Grał dalej prawie zupełnie nie patrząc na struny ani gryf lutni, pionowymi źrenicami pilnując teraz nie tylko dziewczyny, ale co jakiś czas i nimf by nie wpadł im żaden nierozsądny pomysł do głowy. Gdyby nie muzyka można by w ogóle zapomnieć o obecności bruneta, który cierpliwie milczał, odzywając się jedynie w niezbędnych momentach.
        - Lewa środkowa i prawa zewnętrzna - padło, ubarwiając graną balladę.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Lucien poruszał się zdecydowanie zbyt cicho i skupiona na utrzymaniu płomieni w ryzach Rakel zorientowała się, że za nią stoi dopiero, gdy usłyszała nad sobą pochwałę. Zaskoczenie odbiło się na moment w drżeniu płomienia, ale dziewczyna nie odwracała spojrzenia od swojego zadania i jedynie skinęła głową z lekkim uśmiechem. Oszczędne słowa jej nie przeszkadzały, gdy zakładała szczerość komentarza, więc z zadowoleniem przyjęła aprobatę, nie przerywając ćwiczenia i jedynie próbowała nasłuchiwać za krążącym mężczyznę. Po chwili jednak wrócił w zasięg jej wzroku i zbrojmistrzyni na moment oderwała spojrzenie od płomieni, by śledzić ruchy nauczyciela, który na powrót łączył sznurkiem pierwszą pochodnię z pozostałymi, najwyraźniej włączając ją ponownie do gry. Z zainteresowaniem obserwowała, jak płomienie muskają jego palce, nie robiąc mu żadnej krzywdy, bo wcześniej widziała to jedynie u siebie, a wtedy zazwyczaj oznaczało to, że straciła nad ogniem kontrolę i miała ważniejsze rzeczy na głowie niż podziwianie ewenementu. Uśmiechnęła się nieco weselej na zaczepkę i skinęła głową. Chwilowo w pełni panowała nad stworzonym przez siebie ciągiem ognia i sznurek wciąż pozostawał bezpieczny. Gdy już wyczuła punkty zapalne, mogła nad nimi panować, najtrudniejsze było ich odnalezienie na samym początku. Sznurek pozostawał nietknięty, chociaż pokusę puszczenia po nim ognia mogła porównać do uczucia, gdy człowiek zatrzymał się nagle podczas zjeżdżania po poręczy schodów. Odpuszczenie sobie i zjechanie w dół, a w tym wypadku puszczenie ognia luzem, kusiło i pozostawienie sznurka w spokoju było teraz zwykłym opieraniem się pokusie.
        Demon znów zniknął jej z oczu i Rakel powoli zaczęła czuć się pewniej, a pochodnie zapłonęły nieco jaśniej, gdy nieznacznie popuściła wodzy. Usłyszała polecenie jednocześnie z pierwszymi dźwiękami melodii wygrywanej na lutni. Przez chwilę się wahała, ale w końcu zerknęła krótko przez ramię, spoglądając na siedzącego wygodnie nemorianina, który najwyraźniej postanowił w międzyczasie w ten sposób zabijać nudę. Mężczyzna nie patrzył jednak na struny tylko na nią, więc odwróciła się w końcu, wracając do pracy. Chwila zawahania środkowych płomieni i pochodnie zgasły. Skrajna prawa wciąż się paliła, a teraz dodatkowo Rakel odpaliła kolejną, pierwszą z lewej. Teraz jednak dzieliła uwagę pomiędzy swoje zadanie, a wygrywaną melodię, co jeszcze nie odbiło się na jej magii.
        - Jesteś szermierzem, magiem i muzykiem? – odezwała się nagle, nie odwracając jednak w stronę Luciena, by zupełnie się nie rozproszyć.
        Jego umiejętności walki były właściwie pierwszą rzeczą, jakiej się o mężczyźnie dowiedziała i wystarczyło jej jedno spojrzenie na jego broń. Nawet jeśli strojna i ewidentnie reprezentacyjna, była wystarczająco wymagająca w obsłudze, by nie mógł nosić jej ktoś kto ledwie macha rapierem. Na ten temat opinię wyrobiła więc sobie szybko i tajemnicą nie było, że również dzięki temu zapałała do bruneta sympatią.
        Magia była zaskoczeniem, chociaż pewnie i tak mniejszym, niż dla kogoś, kto nie miał z nią nigdy do czynienia. Rakel po prostu pierwszy raz spotkała kogoś, kto tak swobodnie nią władał, a na dodatek tym samym arkanem, co ona. Muzyki jednak nie spodziewała się w ogóle. Nie znała żadnego artysty, nie licząc Jeremy’ego, którego o dziwo włączyła do tej grupy. Początkowo brała go jedynie za rzemieślnika, ale widząc jego dzieło na drzwiach do jej sklepu obdarowała go w myślach artystycznym talentem. Poza tym jednak nie dało się ukryć, że osoby kreatywne i twórcze raczej nie zaglądały do sklepu z bronią, a wszystkich znajomych poznawała właśnie w ten sposób lub przez braci, ale i wśród ich towarzyszy trudno było o muzyka. Tak więc pomijając obecne czasem w karczmach zespoły i samozwańczych skrzypków, którzy w środku nocy na ulicach znęcali się nad słuchem biednych mieszkańców, z muzyką rzadko miała styczność, z ciekawością więc nasłuchiwała melancholijnej raczej melodii.
        I tak oto, podczas gdy ona męczyła się z utrzymaniem w płomieniach konopnego sznurka w stanie względnie nienaruszonym, Lucien trącał beztrosko struny lutni, szybko ściągając towarzystwo. Nimfy zdradził plusk, na który Rakel niemal zastrzygła uchem, pomna ostatniej nieplanowanej kąpieli, a później ciche chichoty, które nieco wybiły z rytmu dziewczynę. Ze swoją magią czuła się jednak coraz pewniej i zerkała co jakiś czas na przybyłe naturianki, gdy kilka podpłynęło do niej z boku.
        - Trochę nudne, ale potrzebne. – Uśmiechnęła się lekko, spoglądając wciąż niepewnie na kobietę, która wsparła się na dłoniach o jeden z głazów i wychynęła z wody, zaglądając zbrojmistrzyni przez ramię.
        - Wygląda bezsensownie.
        - To po to, bym umiała kontrolować ogień – wyjaśniała cicho Rakel, a nimfa przechyliła głowę.
        - I nie lała nam płomieniami po wodzie?
        - Tak… przepraszam za to, nie wiedziałam, że tam mieszkacie.
        - Nie szkodzi. Tylko nie rób tego więcej. – Białowłosa uśmiechnęła się wspaniałomyślnie, jednak w jej głosie pobrzmiewało wyraźne zadowolenie, gdy spoglądała na koleżanki, które w międzyczasie nagabywały Luciena. Wtedy wyszła z wody i podeszła do Rakel, siadając koło niej i przyglądając się dziewczynie z coraz większym zainteresowaniem.
        Zbrojmistrzyni z kolei w tym momencie prawie spaliła polanę. Szybko odwróciła wzrok spostrzegając, że jedynym odzieniem dosiadającej się do niej kobiety są długie, białe włosy, które sięgały jej niemal do kolan, w ten sposób zakrywając co bardziej newralgiczne miejsca, czym ta zdawała się w ogóle nie przejmować. Matko kochana…
        W międzyczasie padło kolejne polecenie. Rakel na moment zajęła się ostrożnym zamienianiem płonących pochodni i starała się nie zwracać uwagi na bijącą dziwnym blaskiem skóry nimfy, która niezmiennie zainteresowana obserwowała ruchy jej dłoni.
        - Lorien!
        Wezwana nimfa obróciła się gwałtownie, zerkając przez ramię na jedną z towarzyszek, która spoglądała na nią karcąco, chwilę później wyrzucając z siebie potok słów w nieznanym sprzedawczyni dialekcie. Po tonie głosu nietrudno było się jednak domyślić, że siedząca koło niej kobieta właśnie została zrugana, prawdopodobnie za nadmierne spoufalanie się z dziewczyną. Niezrażona jednak odszczeknęła coś w szeleszczącym języku i ostentacyjnie pogładziła brunetkę po głowie, długimi palcami przeczesując czarne loki.
        - Nawet rozmawiać zabraniają, nudzę się! – zawołała we wspólnej mowie, wyjątkowo urażonym głosem, a dyskutująca z nią wcześniej naturianka prychnęła w złości i chlapnęła wodą, niknąc pod jej powierzchnia. Lorien natomiast uśmiechnęła się triumfalnie, zwracając na powrót do ludzkiej dziewczyny.
        – Poczeszę ci włosy, dobrze? Są takie ładne, ciemne – nuciła, a Rakel spięła się, wyraźnie niepewna, a przede wszystkim nieprzyzwyczajona do takiego spoufalania się z zupełnie obcymi osobami. Nie mówiąc już o tak specyficznej istocie, która na dodatek siedziała tu zupełnie nago! Jej reakcja chyba była dość czytelna, bo Lorien zachichotała wyraźnie rozbawiona, ale i tak nieustannie przeczesywała jej włosy, mimo braku wyraźnej zgody, a po chwili zabrała sobie jedno pasmo, plotąc na nim cienki warkoczyk od czubka głowy dziewczyny.
        O dziwo, sznurek nadal pozostał nietknięty.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Wieczór powoli ustąpił miejsca nocy. Ciemnogranatowe niebo rozświetlały miliony lśniących gwiazd. Demon gotów był przysiąc, że nigdzie nie były one tak widoczne jak właśnie tutaj. Wraz z mijającymi porami roku obraz na niebie się zmieniał, ale misterność wzoru, jego tajemniczość zawsze pozostawały równie intensywne. Cóż mogło kryć się po drugiej stronie? Czy spomiędzy gwiazdy przyglądali im się bogowie? Czy może był to jedynie piękny dodatek do nieboskłonu niebędący niczym więcej niż biżuterią jego kreacji… Niezależnie zaś od prawdziwej natury konstelacji, które podziwiał, czy ich stwórca świadom był ich piękna. Czy z premedytacją skomponował to arcydzieło? Czy może podobna doskonałość przeszła zupełnie bez echa…
Wiatr szumiał cicho, tuląc rozlewisko i jego dziennych mieszkańców do snu. W listkach drzew oraz źdźbłach traw odbijało się srebrzyste światło i ciepła poświata z płonących pochodni. Spokój gwiazd lśnił migotliwymi refleksami w płynącej wodzie. W swym życiu widział wiele, ale czegoś równie pięknego jak rozlewisko wraz z ubarwiającymi je niepojętymi zjawiskami do tej pory nie uświadczył.
Jednak ani piękne widoki, ani gra na instrumencie nie rozpraszały nemorianina. Jego zielone oczy połyskiwały nieludzko, gdy obserwował ruchy i poczynania dziewczyny oraz oceniał jej postępy.
Rakel szło wyjątkowo wręcz poprawnie. Chociaż początki były trudne, gdy już odnalazła równowagę, utrzymywała płomienie w ryzach prawidłowo zmieniając pochodnie i chociaż sznurka nie można było nazwać nietkniętym, nie płonął. Przyjdzie czas na naukę precyzji, wpierw należało opanować podstawy, zupełnie jak w szermierce.
Trochę zaskoczyło Luciena pytanie o jego osobę, ale nie przerwał gry i z łagodnym spojrzeniem zaczął odpowiadać.
        - Szermierzem jestem - potwierdził z niezmąconym spokojem. To była chyba jedyna rzecz jakiej był pewien. Ile razy by się nie wahał nad celem swej egzystencji i nie zastanawiał kim tak naprawdę był, rapier zawsze był jednoznaczną i niezmienną odpowiedzią.
        - Magiem już nie - sprostował, powoli przechodząc do dalszych wyjaśnień. - Władanie magią jest dla nas podstawową umiejętnością jak pisanie i czytanie. Każdy ma swoje mocniejsze i słabsze dziedziny, ale nie znajdziesz nemorianina nie znającego magicznych sztuk - wytłumaczył dziewczynie.
        - Muzykiem również nie jestem - dodał z lekkim uśmiechem. - Lubię grać, sprawia mi to przyjemność i pozwala zebrać myśli. Muzyka jest wyjątkową rzeczą, potrafi wyrażać uczucia lepiej niż słowa, a nie może kłamać - mówił z lekką melancholią. Kiedy ostatnio podzielił się z kimś czymś tak osobistym jak sentyment do muzyki… odpowiedź była nieprzeciętnie brutalna, nigdy. Nawet nie wiedział czy Rakel zrozumie jego sentyment, a mimo wszystko nie zbył jej półsłówkami jak zwykł czynić na co dzień wobec całego świata.
        - Poza tym potrafi być sprzymierzeńcem w rozpraszaniu i testowaniu skupienia młodych piromanek - zażartował, zagrywając szybką wariację by przejść do następnej melodii.
        Nimfy jak zwykle kaprysiły, chociaż znacznie mniej bezczelnie niż ostatnio. Ostrzeżenie najwyraźniej nie poszło w las. Nieprzyjazne naturianki ograniczały się do słuchania lutni i niezadowolonego, ale niegroźnego prychania. Te bardziej otwarte i ciekawskie, ośmieliły się lekko i teraz zaczynały interesować się dziewczyną.
        - Jak widać są jeszcze lepsze rozpraszacze - dodał rozbawiony, gdy Lorien wyszła z wody. Zignorował powabne widowisko. Choć estetyczne, nie miało do zaoferowania niczego nowego. Tak więc nawet przez moment nie wodził wzrokiem za jedwabistymi jasnymi włosami, które swoimi mokrymi pasmami oplatały kształtne ciało naturianki. Znacznie bardziej był zainteresowany obserwowaniem reakcji Czarnulki. Dziewczyna nie zdołała ukryć zaskoczenia, ale chociaż płomienie zadrżały i zamigotały, dziewczyna utrzymała je pod kontrolą. Piękna naturianka bawiła się w fryzjera bezczelnie naruszając strefę osobistą Rakel i kończyła właśnie kolejny warkoczyk, gdy demon dał dziewczynie kolejne zadanie.
        - Zgaś wszystko, a potem zapal od nowa. Najpierw po kolei. Jak się uda, znów zgaś łuczywa i podpal wszystkie razem, oczywiście nie naruszając sznurków - wyjaśnił. Lucien nie zamierzał pozwolić brunetce spocząć na laurach i zadowoleniu z jednego dobrze wykonanego ćwiczenia, jedynie utrzymując pochodnie w ustalonej równowadze. Chciał możliwie jak najefektywniej wykorzystać czas na polanie oraz jednocześnie sprawdzić wytrzymałość dziewczyny. Jej rezerwy, co w przyszłości mogło przydać się do kolejnych lekcji. Podpalanie rozlewiska było mało miarodajnym testem. To było jak chluśnięcie wodą z wiadra. Woda uderzała nagle i szybko znikała kończąc się gwałtownie. Teraz tak jakby upuszczali ciecz cienką stróżką, pytanie więc było jaką pojemność magiczną miała niewyszkolona istotka jaką była zbrojmistrzyni.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel Evans była istotą wyjątkowo twardo stąpającą po ziemi i chociaż wcale nie była niewrażliwa na piękno otaczającego ją świata, to raczej nie szukała specjalnie jego przejawów w każdym elemencie przyrody. Więc chociaż czarny atłas nocnego nieba, poprzetykany punktowym blaskiem gwiazd, był jej zdaniem wyjątkowo piękny, podobnie jak wiszący jeszcze nisko księżyc, teraz nadejście nocy zauważyła dopiero gdy ciemność zamazała kontury drzew na skraju lasu, który widziała za pochodniami. To one bowiem kradły teraz całą jej uwagę i dziewczyna przez większość czasu nie spuszczała z ognia oczu. Nie dlatego, że musiała utrzymywać kontakt wzrokowy, by kontrolować płomienie, ale dlatego, że lubiła w ogień patrzeć, od zawsze. Dlatego krótkie zdania wymieniała z Lucienem bardziej na ślepo, obracając na niego spojrzenie dopiero, gdy usłyszała muzykę.
        Zapadający zmrok zaś ukazywał nieludzkie oblicze demona. I nie chodziło tu o znęcanie się nad dziewczyną, każąc jej zanurzyć w płomieniach sznurek, nie paląc go jednak. Chodziło o błyszczące w ciemności oczy, nie jak u nocnego zwierzęcia, ale odbijające drobny blask i przypominające o naturze mężczyzny. To były te momenty, w których Rakel przypominała sobie, że jej nowy znajomy był demonem z Otchłani i większość ludzi stanowczo odradzałaby jej wieczorne przechadzki w odludne miejsca, los wiedział gdzie położone, z jej bratem na czele. Dziewczynie jednak niezmiennie nie robiła różnicy rasa jej towarzysza, który z zabójczymi istotami, przed którymi próbował ją ostrzegać Morgan, miała niewiele wspólnego. Nie to by uznawała nemorianina za niegroźnego turystę, bo wiszącą w powietrzu groźbę wyczuła już podczas kłótni, która przecież była jedynie wymianą poglądów, ale po prostu nie wydawało jej się, by brunet chciał ją uprowadzić, zabić i posiekać na kawałki, czy inne cuda, jakie roiły się w głowie przewrażliwionemu metalurgowi. Dziewczyna traktowała więc Luciena z nie większą ostrożnością niż jakiegokolwiek innego nowo poznanego mężczyznę, nie bojąc się jednak dać wynieść na jakieś nieznane rozlewisko. Nie zabił i nie posiekał za pierwszym razem, to teraz chyba też nie zamierza. A to jak wiele ona może mu zrobić mieczem i ogniem już sobie wyjaśnili.
        Uśmiechem skomentowała więc potwierdzenie szermierczych umiejętności, które wywoływały ciekawość dziewczyny odkąd się poznali, a słysząc, że demon nie uznaje siebie za maga przechyliła lekko głowę, słuchając zaciekawiona. W pierwszej chwili pomyślała, że w takim razie prędzej powinna pobierać od mężczyzny nauki szermierki, nie władania nad magią, ale po pierwsze nikt jej właściwie o zdanie nie zapytał, po drugie sama nie odważyłaby się nigdy przebierać dowolnie w oferowanej pomocy, a po trzecie szermierkę by jedynie doskonaliła, a nieokiełznane posługiwanie się magią mogło w końcu doprowadzić do niebezpiecznej sytuacji i naprawdę trzeba było coś z tym w końcu zrobić. Osobną sprawą zaś był fakt, że właśnie okazało się jak dramatycznie jej umiejętności odbiegają od „podstawowego” poziomu i dziewczyna odruchowo miast oklapnąć zrezygnowana, właśnie zawzięła się na nowo, gdy trącono jej ambicję, i jeszcze bardziej skupiła na zadaniu. „Jak czytanie i pisanie, że też naprawdę…”, mruczała w myślach trzymając płonące pochodnie w garści, jednak pamiętając, jak kiepsko zaczęła. Na muzyce się zaś nie znała i chociaż wydawało jej się, że poziom prezentowany przez Luciena można już nazwać co najmniej wyszkolonym, to zaraz też przypomniała sobie, jak nazwał własne posługiwanie się magią „podstawową umiejętnością”. Przez to również w przypadku czegoś tak błahego, jak muzyka, ich nazewnictwo opanowanej zdolności mogło się znacznie różnić.
        - Ładnie grasz – powiedziała więc tylko, nie zagłębiając się już w to, jak muzyka może oddawać uczucia. Rakel miała problem by wyrazić je słowami, a co dopiero czymkolwiek innym, zwłaszcza tak niedookreślonym. A spokojne, wcale nie wesołe nuty wygrywane przez Luciena naprawdę przypadły jej do gustu i nie rozpraszały wcale, jak sądził demon, który jeszcze nieco złośliwie poparł swoje słowa szybko wygraną wariacją.
        - Gdyby muzyka mogła mnie rozproszyć, Lucien, Valladon już dawno stanąłby w płomieniach – powiedziała wesoło, chociaż nie było jej specjalnie do śmiechu. Naprawdę robiła co w jej mocy, by kontrolować swoją magię i robiła to doskonale przez większość swojego życia. Drobny incydent na jarmarku dość fortunnie wydarzył się na oczach jej potencjalnego nauczyciela, ale ona wciąż nie była zachwycona tą publiczną wpadką, nawet jeśli dzięki temu zyskała wreszcie rzeczywiste perspektywy na opanowanie swojego daru.
        W istocie jednak, istniały lepsze rozpraszacze. Jak chociażby naga nimfa, która najpierw „niewinnie” przysiadła u jej boku, spoglądając na poczynania dziewczyny i usiłując wykrzesać z siebie zainteresowanie zadaniem brunetki. Szybko jednak się znudziła i zaczęła testować cierpliwość ludzkiej handlarki, bawiąc się jej włosami, na co Rakel reagowała niezmiennym spięciem ramion i ukradkowymi spojrzeniami, które jednocześnie rzucała naturiance i próbowała udawać, że wcale się nie przejmuje.
        - Bardzo śmieszne – mruknęła, zerkając na Luciena przez ramię, nim Lorien z karcącym cmoknięciem pociągnęła jej głowę za warkoczyk do siebie.
        - Nie rozpraszaj się – zachichotała, a Rakel teraz ją obrzuciła surowym spojrzeniem, nim wzrok opadł jej niżej i szybko odwróciła głowę na płonące pochodnie, ku głośnemu rozbawieniu nimfy, wciąż bawiącej się jej włosami. Zostawiła kilka drobnych warkoczyków z boku głowy i teraz po prostu przeplatała palce między czarnymi lokami.
        - Uh, idź sobie. – Evans odsunęła głowę, a gdy Lorien zaśmiała się znowu, obrzuciła ją twardym spojrzeniem.
        - Ale ja się nudzę!
        - Idź poprzeszkadzaj Lucienowi – fuknęła, dopiero teraz chyba trafiając do białowłosej, która obrzuciła demona czujnym spojrzeniem, po czym wstała, ruszając wesoło jego stronę. Rakel odetchnęła ukradkiem z ulgą i skupiła się na następnym poleceniu.
        Wyjątkowo bez problemu udało jej się zgasić wszystko za jednym zamachem, prawdopodobnie przez to, że była już trochę zmęczona. Kolejne zapalanie pochodni również obyło się bez wypadków. Rakel znała już przedmioty, na których pracowała, na dobre wyłączając spoza nich sznurek i manipulowanie nimi przychodziło jej z (zaskakującą dla niektórych) łatwością. Spokojnie więc wypełniała nałożone zadania, nie dając po sobie znać zmęczenia.

        U Evansów zaś było o wiele weselej, niż można by przypuszczać. Raptem kilka chwil po tym, jak Rakel zniknęła z tym demonem, diabli wiedzą gdzie, do sklepu załomotał Morgan. Panom wystarczyło dać tyle godzin, co butelek wódki i ochrypłe ryki śmiechu zaczęły wstrząsać ścianami kamienicy, a Dorian był pewien, że puściły mu szwy na boku. W końcu jednak uspokoili się nieco i rozwaleni na krzesłach w kuchni gadali o wszystkim i o niczym, jak tylko starzy przyjaciele potrafią.
        - Jedziesz na targi do Fargoth? - zapytał Morgan, zmieniając temat, a Evans wywrócił oczami.
        - Postawię nogę poza Valladonem i mój dowódca potraktuje to jako dezercję – mruknął, spoglądając na przyjaciela lekko przymrużonymi oczami. Dorian nawet pijany w sztok wyglądał trzeźwiej niż nie jeden abstynent.
        - To może młoda pojedzie? – kowal już lekko bełkotał, stąd pewnie głupie pomysły i zupełne niezrozumienie raczej jednoznacznej mimiki kumpla.
        - Nie.
        - Czemu nie?
        - Do Fargoth? Zgadnij.
        - No przecież pojedzie ze mną.
        - Co to zmienia? – Spokojny ton głosu Doriana nawet nie obudził podejrzeń kowala, który przełknął czystą drwinę bez mrugnięcia okiem.
        - No ze mną będzie bezpieczna! - Grubas prawie bił się w pierś. - Daj spokój Evans, to dla was dobra okazja.
        - Wiem Morgan, ale to podróż przez pół środkowej Alaranii, odpuść.
        - Chociaż ją zapytam.
        - Ani mi się waż – mruknął Dorian, dolewając koledze, by w końcu przestał pieprzyć.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Lucien nie był zbyt spontanicznym stworzeniem. Chociaż jeśli zostałby spytany o ostatnie dni, pewnie poza standardowym nie udzieleniem odpowiedzi, w zaciszu umysłu uznałby swoje postępowanie za całkiem żywiołowe i nieplanowane. Tak samo nie był gadułą, a rozmawiał z Rakel wyjątkowo chętnie. Czuł się przy dziewczynie dość bezpiecznie by nie ważyć każdego słowa i jego możliwych konsekwencji. Właśnie dlatego siedział zrelaksowany i brzdąkał, nie przerywając nawet na moment, czy rozmawiał, czy jedynie przyglądał się Czarnulce.
        - Dziękuję. - Ciche słowa zgrały się z wygrywaną melodią. Oszczędna odpowiedź była znacznie większą interakcją od tradycyjnych zachowań demona prezentowanych wśród swoich. Normalnie nawet słowem nie zaszczyciłby pochwały. Przy dziewczynie zaś nie tylko się odezwał, lecz nawet niewielki uśmiech pojawił się na ustach nemorianina, chociaż był on bardziej wywołany późniejszym komentarzem niż komplementem. Pytanie czy Valladon zawdzięczał istnienie zwyczajnej muzycznej ignorancji, zbyt małej sympatii wobec tej dziedziny sztuki, czy może tak wspaniałej samokontroli. Ostatni argument był raczej mało prawdopodobny. Był świadkiem jednej wpadki, jednej sam zapobiegł, a był tutaj raptem tchnienie.
Drwin oczywiście zaniechał, zostawiając je wypowiedzianymi jedynie we własnych myślach. W zamian kontynuował przyglądanie się naturiance dręczącej dziewczynę. Wodna boginka była natarczywa i nieustępliwa, ale brunetka okazała się nie mniej wytrwałą, a może i mało zabawną w swoim spokoju, gdyż udało jej się odesłać nimfę, a w zasadzie naszczuć ją z powrotem na szlachcica.
        - Ładnie tak nasyłać na mnie nimfę? - Lucien bardziej stwierdził niż zapytał, niby w upominającym tonie, ale przebijało się w nim rozbawienie. Mimo żartobliwego oburzenia nemorianin ani myślał się ruszyć. Lorien zbliżała się płynącym krokiem, Lucien grał, ale najbardziej zainteresowanym okazał się być Onyx. Od pierwszego kroku jaki nimfa postawiła w na swej drodze w kierunku demona, czerwone ślepia o pionowych źrenicach towarzyszyły jej każdemu ruchowi. Przez dłuższy czas naturianka nawet nie dostrzegała zainteresowania wierzchowca. Beztrosko zbliżała się do Luciena, zwalniając dopiero gdy umbrisowi przestało wystarczać obserwowanie a zapragnął większej interakcji. Bestia podniosła głowę i wyciągnęła długą szyję węsząc intensywnie. Blondynka zatrzymała się z ledwie tłumionym piśnięciem o niecałe dwa łokcie od zębatego zagrożenia. Do pewnego momentu można byłoby uważać, że Onyx był nią zainteresowany w podobny sposób jak wcześniej Rakel. Złudzenia jednak prysły gdy długi gadopodobny jęzor oblizał smukły pysk, a czarny stwór zamlaskał wymownie.
        Umbris tego jeszcze nie jadł, a najwyraźniej chęć miał wielką. Pech chciał, że podobne rzadkie rarytasy były zawsze poza jego zasięgiem, kryjąc się w paskudnej wodzie. A tym razem przysmak nie tylko spacerował sobie swobodnie, ale sam planował wejść do pyska, prawie… Gdyby nie Asmodeus opierający się o koński grzbiet, bestia z pewnością rzuciłaby się na polowanie. Zwierz jednak nie śmiał zignorować rozkazu i dalej pełnił rolę oparcia na całe szczęście dla nimfy, która lekko obruszona, zaczęła okrążać umbrisa, szukając bezpieczniejszego miejsca pod ochroną nemorianina. Ograniczenie kopytnego łowcy sprowadzało się jedynie do jego leżenia. Lorien dryfowała na bok, ale za nią uparcie podążał łeb pełen zębów. Giętka smukła szyja stanowczo za bardzo mu to ułatwiał, a demon w pełni świadomie zupełnie nie utrudniał, nawet palcem nie ruszając by piekielny koń przestał terroryzować nimfę. Grał jakby zupełnie nie widział kręcącej się wokół powabnej istotki i drapieżnego wzroku umbrisa, śledzącego jej kroki. Więcej, można by przysiąc, że na zazwyczaj niewzruszonym obliczu Luciena, pojawił się złośliwy uśmieszek.
Niewiele brakowało by Lorien stanęła tupiąc nóżką, bo właśnie gromiła wzrokiem bruneta, którego oczy kryły się częściowo pod rzęsami, częściowo pod długimi włosami spadającymi na twarz. Lecz jej oburzenie nie zdążyło eskalować do podobnego poziomu. Ledwie wydęła kształtne usta niczym rozzłoszczona mała dziewczynka, a grana melodia się skończyła. Lu wstał magicznie odsyłając lutnię na miejsce i nie poświęcając naturiance uwagi, ruszył w stronę Rakel kończącej ostatnie zadane ćwiczenie. Pewnie naturianka wykorzystałaby tę chwilę, by dorwać demona w swoje szpony, gdyby właśnie nie zmykała w kierunku wody. Uwolniony z komendy umbris nie marnował nawet chwili, skoro pan nie zakazywał polowania. Złapać smakowitości, niepocieszony, nie zdążył. Pomrukując głęboko, stanął w bezpiecznej odległości od rozlewającej się rzeki i kropel rozchlapywanej przez nimfy wody, które starały się przepłoszyć paskudnego agresora.

        - Wystarczy - odezwał się łagodnie, stając nad dziewczyną i wyciągając rękę by jak zwykle pomóc jej wstać. Oparł dłonie na ramionach brunetki, ale nie przytulił jej od razu, znikając jak zazwyczaj. Spojrzał w wielobarwne oczy, uśmiechając się delikatnie. Wystarczyło Czarnulkę oswoić z jej własnym darem. Pokazać iż nie musi obawiać się ognia. Dać miejsce, w którym bez konsekwencji mogła przetestować swoje możliwości. Gdy znikł cały stres, Rakel nagle czyniła błyskawiczne postępy. Teraz wszystko należało do zbrojmistrzyni. Pokazał jej drogę, ale ćwiczyć musiała sama a on powoli przestawał być niezbędnym.
        - Dobrze sobie radzisz - wyszeptał obejmując dziewczynę w pasie. Ledwie skończył, a znaleźli się w ciemnym pokoju, oczywiście w zakazanej (ale tylko dla samotnego pojawiania się) sypialni. Wcześniejsza libacja chyba zakończyła się pełnym sukcesem, gdyż z sąsiednich pomieszczeń nie dochodziły już żadne głosy ani śmiechy.
        - Jeszcze lekcja, może dwie i w ogóle nie będziesz mnie potrzebować - odezwał się cicho we włosy dziewczyny, opierając o nie twarz. W zasadzie już można by uznać, że nie był dłużej potrzebny. Była to niezmiernie smutna myśl. Dopiero zaczynał poznawać Rakel i jej świat, a już należałoby odchodzić.
        - Teraz i tak większość będzie w twoich rękach - dokończył odsuwając się powoli. Odgarnął kosmyk włosów za ucho dziewczyny i z łagodnym uśmiechem zniknął.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel zerknęła przez ramię na nemorianina, gdy muzyka ucichła, ale nie przerwała zadania, nawet widząc, że mężczyzna idzie w jej kierunku. Spodziewała się kolejnego utrudnienia, więc tym bardziej skupiła się na pochodniach przed sobą. Był to jednak koniec ćwiczeń i dziewczyna potaknęła, rzucając ostatnim spojrzeniem na łuczywa. Jednym ruchem dłoni podpaliła całą konstrukcję, razem z tym cholernym sznurkiem, który będzie jej się chyba śnił dzisiaj po nocy. Teraz wystarczyło, by na chwilę skąpał się w ogniu i posypał na ziemię w dymiących strzępkach, a Rakel ugasiła pochodnie.
        - Oddam ci sznurek, mam chyba nawet w domu jedną szpulę, ale normalnie już musiałam! – zaśmiała się wesoło, przyjmując pomocną dłoń i wstając.
        Uśmiechała się szeroko, poważniejąc tylko trochę, gdy mężczyzna oparł dłonie na jej ramionach, ale kąciki ust wciąż wyginały usta w zadowoleniu, odwzajemniając przyjazny grymas demona. Pochwałę widocznie doceniła, ale zdążyła tylko skinąć w podziękowaniu, nim świat rozmył się wokół niej, a po chwili była znów we własnym domu.
        Lucien przytulał ją, opierając jeszcze twarz na jej głowie i szepcząc do ucha, ale nie odpowiedziała, nie mając właściwie nic mądrego do powiedzenia. Z jednej strony zupełnie rozmijali się w opiniach, bo zdaniem Rakel ona nigdy go nie potrzebowała w pełnym tego słowa znaczeniu. Nawet jeśli zdarzały jej się magiczne wpadki to były niegroźne dla niej i otoczenia, a na pewno nie aż tak, by określać pomoc demona niezbędną. Z drugiej jednak strony jej braki w edukacji były tak rozpaczliwe, że jej skromnym zdaniem Lucien mógłby spędzić tu rok i wciąż mieć co jej przekazywać. Powiedzenie jednak na głos o tym pierwszym aspekcie byłoby niegrzeczne i z pewnością źle odebrane, co najmniej tak, jakby była niewdzięczna i nie doceniała jego pomocy, a przecież tak nie było! Druga opinia natomiast zabrzmiałaby, jej zdaniem, wręcz odstręczająco w swojej nachalności.
        Osobną sprawą był fakt, że podobna bliskość, jaką serwował jej brunet, w oczach kogokolwiek innego była co najmniej znacząca, podczas gdy Rakel sama już nie wiedziała, czy to coś złego, czy nie. Pogubiła się zupełnie, zwłaszcza że konieczność obejmowania podczas teleportacji dość szybko przełamała lody w kontakcie fizycznym i teraz ciężko jej było ocenić fakty obiektywnie, o konwenansach nie mówiąc. Jeśli dołożyć fakt, że zbrojmistrzyni też specjalnie „przytulaśną” osobą nigdy nie była, podobne sytuacje były dla niej bardziej nietypowe niż powinny. Tylko bracia mogli liczyć na jej spontaniczność, poza nimi raczej nikogo nie przytulała, nawet koleżanki trzymając na dystans, do czego te zdążyły się już przyzwyczaić i nie polowały na Rakel z rozpostartymi ramionami. Wciąż jednak nie mogła się przemóc, by też objąć Luciena, nie licząc momentu, gdy wpadli do wody. Rakel była dziwna i nie było to nic nowego, musiała się po prostu oswoić i mało komu udało się tego momentu doczekać. W jej mniemaniu, w stosunku do nemorianina i tak zachowywała się wyjątkowo swobodnie.
        - Lucien, wiesz, że nie musisz mnie uczyć, żebyśmy mogli się spotykać? Mam na myśli… spędzać razem czas. To znaczy bardzo się cieszę na te lekcje, naprawdę, nie chcę tylko żebyś myślał, że tylko o to mi chodzi.
        Późna pora naturalnie wywoływała cichsze mówienie, ale też Rakel była coraz mniej pewna swoich słów. Bogowie nieistniejący, jakim cudem każde kolejne zdanie było coraz bardziej niezręczne? Delikatne odgarnięcie kosmyka włosów za ucho też specjalnie nie pomagało.
        - Chcę tylko powiedzieć, że jesteś tu mile widziany, niezależnie od tego, czy przyjdziesz mnie uczyć, czy nie – powiedziała w końcu, spoglądając na odsuwającego się od niej demona.
        Zniknął tak nagle, że aż zamrugała, przekonana, że wzrok płata jej figle. Naprawdę jednak została sama w sypialni i westchnęła, gdy w tym samym momencie rozległo się drapanie w drzwi. Wpuściła psa do środka, samej wyglądając na korytarz i nasłuchując. Dorian nigdy nie chrapał, więc po tym nie miała szans zorientować się czy śpi. Zaszła tylko na palcach do kuchni, a widząc pozostawione tam pobojowisko pokręciła z rozbawieniem głową. Zanim się położyła posprzątała więc jeszcze pomieszczenie. Puste butelki w zatrważającej ilości powkładała do wiklinowego kosza do wyniesienia, wytarła blaty i zamiotła podłogę, po której walały się resztki jakichś przekąsek. Nie wątpiła, że Dorian zająłby się tym rano, ale nie lubiła kłaść się, jak w domu był bałagan, a zajęło jej to przecież tylko chwilę. Dopiero później poszła spać.

        Przyzwyczajony przez lata organizm budził się o tej samej porze, więc Rakel, która ostatnio notorycznie zarywała nocki, wciąż chodziła niewyspana. Na jej dzienną rutynę wpływało to jednak tylko zwolnionym poruszaniem się i częstszym ziewaniem, gdy otwierała okno, ścieliła łóżko i zniknęła w łazience. Mimo wczesnej pory upał był dzisiaj okropny, więc mokre włosy przyjemnie chłodziły szyję i plecy, nawet kosztem lekko przemoczonej koszulki. Wyschnie raz dwa. Póki co jednak, dziewczyna wciąż snuła się zaspana, ostatecznie kierując się do kuchni i zamiast śniadania robiąc dwie kawy. Luciena co prawda nie było, ale sądząc po ilości opróżnionego wczoraj szkła, ciepły napój przyda się Dorianowi, a i jej chyba wejdzie w nawyk picie kawy, jeśli dalej będzie prowadziła taki tryb życia. Z dwoma kubkami zeszła na dół i postawiła je na ladzie, koło czarnowłosej głowy, spoczywającej na splecionych ramionach.
        - Ciężki wieczór? – zapytała z uśmiechem, idąc otworzyć okiennice i drzwi, wypuszczając przy okazji Sierżanta na zewnątrz. Widziała, że Dorian zdążył zamieść sklep, ale chyba nie starczyło mu sił na nic więcej.
        - Morgan wpadł – wychrypiał brunet, podnosząc głowę, jakby to wszystko tłumaczyło. Brzmiał jakby ktoś mu z gardła drut kolczasty niedawno wyjął. – A ty o której wróciłaś? Nie słyszałem cię. – Oczy może miał podkrążone, ale spojrzenie wciąż bystre, próbujące teraz przyszpilić dziewczynę, która nagle zrobiła się jeszcze bardziej zajęta.
        - Późno. Lucien mnie odstawił prosto do domu, dlatego nie słyszałeś, że wracam – „wcale nie dlatego, że był środek nocy”, dopowiedziała już w myślach. – Pij kawę – mruknęła, wracając do lady i opierając się o nią przygarnęła własny kubek.
        - Uhm, dzięki. I za ogarnięcie kuchni.
        - Nie ma sprawy – odpowiedziała z uśmiechem, spoglądając na brata. – Ogoliłbyś się… - dorzuciła, a ten mruknął coś pod nosem, drapiąc po kilkudniowym zaroście.
Zablokowany

Wróć do „Valladon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości