Valladon["Sklep z bronią. August Evans"] Nietypowa klientela

Wielki rozległe miasto, skupisko ludzi, jak i innych ras. To miejsce odwiedza wiele istot, istot niebezpiecznych, magicznych ale także przyjaznych. Znajdziesz tu towary z całego świata, skarby i tajemnicze artefakty. Jeśli czegoś potrzebujesz znajdziesz to tutaj
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Z ulgą przyjął spojrzenie, które miało służyć jako reprymenda. Rakel nie wyglądała na urażoną, co wielce ucieszyło demona, chociaż czuł pewien niedosyt, gdyż naprawdę chciał powiedzieć dziewczynie wszystko co tylko będzie chciała. Pragnął być sobą i chciał by brunetka takim go poznała i zaakceptowała. Wciąż jednak obawiał się w pełni zawierzyć przeczuciu, że dziewczyna jest kimś wyjątkowym, kimś komu mógłby zaufać. Nie tak łatwo było zrezygnować z nawyków.
        Uśmiechnął się słysząc komentarz, że się wyróżnia. Nie pytał czym. Zwyczajnie zapamiętał by pogodzić się z faktem, że nie wtopi się w tłum ludzi, a przyczyna była mało istotna. Ważniejsza była reakcja Rakel. Przyjemnie było patrzeć jak Czarnulka nie zamarła słysząc potwierdzenie jego tożsamości. Miał nawet wrażenie, że na moment poczuła się swobodniej i przestała się zadręczać, skupiając się na czymś innym, jakby zaciekawiona zasłyszaną odpowiedzią. Potem znów go zaskoczyła. Aż popatrzył rozbawiony na dziewczynę, próbując nie roześmiać się ze słowami "proszę o łatwiejszy zestaw pytań". Kim był? Sam do końca nie wiedział i to pytanie było tak nieprecyzyjne jak trudne. Nie chciał jednak zbywać dziewczyny po raz kolejny. Westchnął patrząc na brunetkę całkiem rozbrojonym wzrokiem i dopiero odpowiedział.
        - Wędrowcem. - Jak ostatnio, potrzebował chwili namysłu, nawet jeśli odpowiedzią było pojedyncze słowo. Ono chyba najlepiej go charakteryzowało. W końcu opuścił dom szukając czegoś nieznanego. Do tej pory tego nie znalazł i wciąż szukał.
Rozmawiając, w międzyczasie przyglądał się jak Rakel głaszcze umbrisa i woła go po imieniu. Widok był bardzo przyjemny. Demon nie wiedział czemu, ale patrzenie na szczęśliwą dziewczynę dawało mu sporą radość. Obrazek sam w sobie też był dość ciekawy, a rodzimy język w ustach człowieka zabrzmiał dziwnie, ale jednocześnie miło.
Chwilę później pytanie, które chciał ominąć, wróciło, wyrywając Luciena z pogodnego zamyślenia. Westchnął nie widząc miejsca na ponowną ucieczkę.
        - Nazywacie ten język czarną mową - odpowiedział możliwie jak najlżejszym tonem. Zaraz potem zmienił temat, proponując przejażdżkę.

        - Przestań martwić się na zapas - upomniał ją delikatnie, jednocześnie uśmiechając się pogodnie by dodać jej otuchy. Dziewczyna stanowczo zbyt dużo się martwiła i za wiele rozmyślała co może się stać. Oczywiście ruszyła bez problemu, a Lucien oparł dłonie na udach jak jeździec, który szpanuje prowadząc wierzchowca jedną ręką, z tą różnicą, że demon miał obie ręce wolne.
        - Nawet bardzo - potwierdził domysły dziewczyny.
        - Tak jak większość piekielników unika wody z dużym zaangażowaniem - rozwinął swoją wypowiedź, żartując lekko. To co umbris potrafił odstawić byle tylko nie mieć kontaktu z banalną kałużą, czasami przechodziło racjonalne pojęcie.
Las był cichy i spokojny. Dzienni mieszkańcy spali w swoich kryjówkach. Cienie rzucane przez drzewa połączone z prześwitującym księżycowym blaskiem tworzyły unikalny klimat. Niektórych noc przerażała. Lu lubił jej aksamitnie ciemne objęcia, w których można się było skryć, łagodne i zupełnie niepodobne do mroku panującego w Otchłani.
Jechali stępem, korzystając z wydeptanej ścieżki, gdy wierzchowiec postanowił przeskoczyć leżący mu na drodze konar. Spokojnie mógł go przestąpić. W tym momencie jednak odezwała się pokrętna piekielna natura. Czworonóg znudził się spacerkiem i uznał, że go sobie urozmaici, przy okazji testując nowego jeźdźca. Lu odruchowo położył dłoń w pasie dziewczyny, asekurując by nie spadła. Czarnulka w tym czasie wyhamowała umbrisa, który rozpoczął kilka kroków galopu. Zbulwersowany zakończoną zabawą Onyx zatrzymał się całkowicie i odwrócił by czerwonym ślepiem spojrzeć na dziewczynę z wyrzutem. Normalny koń nie wykonywał takich manewrów. Bestii nie co dzień spotykaną swobodę dawała długa szyja. Demon prychnął i machnął ręką, jakby chciał upomnieć niesfornego zwierzaka, by przestał się popisywać. Umbris niezadowolony, położył uszy po sobie i ruszył powoli, dopiero po chwili spuszczając dziewczynę z oka by skupić się na drodze.

        Przejażdżka nie była długa. Dość szybko wrócili na rozlewisko. Nemorianin zeskoczył i pomógł dziewczynie zsiąść. Zaraz potem oswobodził konia z ogłowia, co ten oczywiście wykorzystał by znów wymusić na Rakel pieszczoty.
        - Starczy na dziś wrażeń? - zapytał. Relaks i ucieczka od kłopotów to jedno, ale Czarnulka powinna się też porządnie wyspać. Dziś wiele więcej nie potrafił zrobić. Jednak to od brunetki zależało czy chciała już wracać zostawiając dręczące ją pytania na inny dzień, czy jeszcze pomęczyć nimi demona. Lucien gotów był przesiedzieć ze sprzedawczynią całą noc jeśli tego by sobie życzyła. Równie dobrze już mogli wracać. Chwilowo głównym pragnieniem nemorianina było zobaczyć prawdziwy i wesoły uśmiech zbrojmistrzyni.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Gdy zadała Lucienowi pytanie, spojrzał na nią takim wzrokiem, że Rakel zupełnie zmiękła. Przyglądała mu się uważnie, głodnym niemal wzrokiem, chłonąc nowy widok, jakby zobaczyła coś zaskakującego, nieznanego. Chyba nawet piekielny koń nie wzbudził u niej takiego zainteresowania, co ślad jakichś emocji na oszczędnym zawsze obliczu demona. Po chwili jednak zdała sobie sprawę ze swojej namolności i przeniosła wzrok na Onyxa.
        - Wędrowiec, może być – zaaprobowała odpowiedź z wesołym uśmiechem.
        Nadal uważała, że wyróżnia się spośród ludzi, ale teraz widziała go też trochę lepiej. Może nadal nie mogła go zupełnie odczytać, ale teraz jakby stał się dla niej bardziej dostępny, przyjaźniejszy, co z kolei sprawiło, że ona nie czuła się już tak skrępowana w jego obecności. Słysząc kolejną odpowiedź uśmiechnęła się pod nosem.
        - W takim razie znam już jedno słowo w czarnej mowie – powiedziała pogodnie, zerkając na Luciena.

        Nie martwić się na zapas. Łatwo powiedzieć. Siedziała na piekielnym koniu. On niby też, ale to był jego koń, czy tam umbris… I na pewno go słuchał, co do tego nie było wątpliwości, skoro jeździł bez siodła, a ogłowie było jakieś dziwne, bo pozbawione wędzidła. Onyx musiał reagować więc tylko na dosiad i głos, pytanie czy polecenia przyjmował od każdego, czy tylko od Luciena. Ostrożność jednak nigdy nie wpływała na zdecydowanie Rakel, więc pewnym ruchem spięła konia do stępa i uśmiechnęła się lekko, gdy ruszył posłusznie.
        - Nie wiedziałam, że piekielni boją się wody, chyba że święconej – zażartowała i posłusznie ruszyła w stronę lasu.
        Gdy już wygłuszyła się na kłębiące się w głowie zbędne myśli, przejażdżka okazała się bardzo przyjemna. Noc nie straszyła, tylko przyjemnie wyciszała, a miarowy krok umbrisa uspokajał i wprowadzał w przyjemny trans. Do czasu oczywiście, aż wierzchowiec nie znudził się tą wycieczką i nie urozmaicił jej na swój sposób, zaskakując dziewczynę. Czując, jak zwierzę wybija się z kopyt oddała mu nieco wodzy, żeby przy odruchowym ich ściągnięciu Onyx nie stanął im dęba. Nie wiedziała jeszcze, jak reaguje na takie nagłe ograniczenia, ale fakt, że przyzwyczajony był do bardzo swobodnej jazdy, nie działał na jej korzyść. Ponadto poczuła jak Lucien łapie ją w pasie, chyba odruchowo, ale to jej zasugerowało, że czworonożnemu piekielnikowi może być nie w smak obce prowadzenie. Jednak gdy tylko przednie kopyta wylądowały znów na ziemi, dziewczyna ściągnęła wodze, w ostatniej chwili przypominając sobie, jak wyhamować konia dosiadem, bo gdyby Onyx postanowił jednak nie zwalniać to przy takiej wersji ogłowia nie byłaby dla niego przekonująca. Zwierzę jednak przebyło raptem kilka kroków w uwolnionym galopie i zwolniło, aż za bardzo nawet. Zaskoczona spojrzała na urażonego konia, który łypał na nią do tyłu, najwyraźniej oburzony zwracaniem mu uwagi. W końcu jednak parsknął z niezadowoleniem i wznowił stępa, a Rakel wyczuła ruch za sobą i domyśliła się, że to Lucien skarcił wierzchowca.
        - Nie lubi wody i zbyt wolnego tempa, zapamiętam – mruknęła pod nosem z rozbawieniem.
        Nie ciągała ich długo po lesie, starając się nie tracić prześwitu polany z oczu. Była już zmęczona i jak konia do stajni, ciągnęło ją już do łóżka, więc po jakimś czasie po prostu zawróciła nad rozlewisko. Lucien zsiadł pierwszy, wyciągając zaraz dłonie w jej stronę, pozwoliła więc sobie pomóc z siadaniem, chyba nawet dla własnego dobra, żeby nie było widać, że słania się na nogach. Onyx od razu uderzył ją łbem, wciskając się w jej ramiona i wymuszając pieszczoty, więc tarmosiła koński łeb jedną ręką, drugą przysłaniając usta, gdy ziewała. Brunet przyłapał ją jednak na tym geście, więc zamknęła szybko buzię z zawstydzonym uśmiechem.
        - Starczy – potwierdziła i sama podeszła do Luciena, żeby zabrał ją do domu.

        Pojawili się w jej sypialni, co skomentowała tylko westchnięciem. Już zapomniała, że miała porozmawiać ze swoim znajomym o jakichś podstawowych zasadach pojawiania się i znikania w jej domu, ale akurat teraz nie miało większego znaczenia, czy pojawiliby się w sklepie, czy na piętrze. Poza tym była zmęczona i zupełnie nie miała do tego teraz głowy, reprymendy o tej porze zdawały się barbarzyńskie, a poza tym dopiero co spędziła z nim miły wieczór, jak więc teraz miałaby się czegoś czepiać? Jutro z nim o tym porozmawia.
        Poza tym jej uwagę przykuł bulgot Sierżanta, który rozwalony w jej łóżku łypał na demona groźnie z pomiędzy warstw kołdry.
        - Nie za wygodnie tobie? – zapytała zwierzaka ze śmiechem, ale ten tylko przekrzywił łeb, przenosząc na nią swoje błagalne psie spojrzenie. Westchnęła znów. No przecież go nie wyrzuci, gdy wygląda na takiego szczęśliwego. Zamiast tego zerknęła na bruneta.
        - Dziękuję Lucien – powiedziała szczerze i zacięła się krótko, na moment odwracając wzrok, ale gdy z powrotem przeniosła na niego spojrzenie, zmieniła chyba zdanie, uśmiechając się tylko ciepło do niego i życzyła mu dobrej nocy. Później zniknął, tak nagle, jak zawsze się pojawiał, ale Rakel jedynie zamrugała szybko, gdy oczy nie mogły nawyknąć do płatania im takich figli. Dziewczyna westchnęła i opadła na łóżko, przytulając psa.
        - Byle do rana Sierżant. Jutro będzie lepiej – szepnęła, a pies mruknął zgodnie.


        Evans pędził konia na złamanie karku, zastanawiając się, czy godzinę bliższą północy można uznać za wieczór. Do obozu wpadł galopem, zatrzymując konia gwałtownie przed namiotem dowódcy, aż wierzchowiec niemal usiadł na zadzie. Nie miało to jednak większego znaczenia, bo brunet zeskoczył z siodła jeszcze w czasie hamowania, rzucając teraz wodze Koli, który stał przed wejściem.
        - Evans cholera jasna, gdzie byłeś? Eckberg…
        - Jest wściekły, wiem – mruknął Rand, przerywając koledze i wpadając do środka, gdzie zatrzymał się zaraz w przepisowym salucie na baczność. – Szeregowy Rand Ev… - urwał nagle, gdy spostrzegł, że ma przed sobą nie swojego starego, upierdliwego, tępego jak obuch siekiery pułkownika, ale jakiegoś sztywniaka w okularach.
        - Spocznij – odezwał się mężczyzna uprzejmie. – Rand Evans, zgadza się?
        - Tak jest – odparł chłopak, przestępując z nogi na nogę i w pozornie niedbałym geście poprawiając torbę na ramieniu, by znalazła się bardziej za jego biodrem. Aby ruch przeszedł niezauważony, w międzyczasie wyciągnął świstek, przekładając go między palcami i to na niego zwracając uwagę. Okularnik zerknął krótko na papier, nim wrócił uwagą do młodzieńca.
        - Funkcjonariusz Bordecky – przedstawił się z westchnięciem i oparł o prowizoryczny stół, pozbijany na szybko z desek na koźle. – Zastanawiasz się pewnie, dlaczego nie ma tu twojego przełożonego. Dostał pilne wezwanie i na czas mianowania jego zastępcy, ja przejmuję dowodzenie nad jednostką.
        - Tak jest – wtrącił dziarsko Evans, a okularnik uśmiechnął się pod nosem.
        - Rozumiem, że wracasz z Valladonu? – zapytał, tak akcentując zdanie, by chłopak wiedział, że ma je rozwinąć.
        - Tak jest – powtórzył Rand niezrażony. Gdyby nie umiał radzić sobie z dupkami z przerostem ambicji długo by w wojsku nie pociągnął. Dlatego totalnie obojętne mu było, kogo ma nad sobą, potrafił odpowiednio dostosować się do okoliczności. Dlatego teraz zrobił krótki wdech i zaczął raport.
        - Wczorajszej nocy na terenie obozu ujęto nieznanego mężczyznę i umieszczono go w jamie na czas przybycia prokuratury, jako podejrzanego o szpiegostwo. Nim jednak została wezwana rozpoznałem tego mężczyznę, jako drwala z Valladonu, mojego rodzinnego miasta. Poinformowałem o tym pułkownika Eckberga, który poinstruował mnie, bym odeskortował mężczyznę do miasta i w straży miejskiej zdobył potwierdzenie jego tożsamości. Oto dokument – przerwał na moment, podając papier mężczyźnie, wyraźnie zdumionemu szczerością i bezpośredniością szeregowego.
        - Co dalej stało się z więźniem? – zapytał Bordecky, przesuwając okulary na nosie i zagłębiając się w dokument.
        - Kapitan straży miejskiej, Ciryl Berdali, potwierdził tożsamość mężczyzny, jako Jeremyego Favagó, urodzonego w Ostatnim Bastionie, aktualnie mieszkańca Valladonu, wykonywany zawód: cieśla – wyrecytował Evans na wdechu, niemal dokładnie przytaczając informacje z papieru. Dalej zamilkł w sposób znaczący, a obcy funkcjonariusz podniósł na niego wzrok.
        - Czy coś jeszcze chcesz mi powiedzieć, szeregowy? – zapytał cicho.
        Rand Evans był uznawany za sprytnego, cwanego i obrotnego szczęściarza. Mało kto zdawał sobie sprawę, że chłopak był naprawdę bystry i nie w ciemię bity, mimo braku formalnej edukacji. Może nie był w stanie wyrecytować całego pocztu panujących w Alaranii na przestrzeni lat, ale znał się na ludziach i świecie, wiedział kiedy milczeć, a kiedy podzielić się informacjami i jak przekazać je w taki sposób, by działać na swoją korzyść. Dlatego teraz strzelał spojrzeniem na boki, pozorując zdenerwowanie, a gdy Bordecky nachylił się w jego stronę zachęcająco, chłopak niby odruchowo odwzajemnił gest, dając się wciągnąć w konspirację.
        - Będąc w mieście odwiedziłem przy okazji siostrę i brata. Proszę mi wybaczyć za informacje z drugiej ręki, ale dowiedziałem się, że Favagó został jeszcze tego samego wieczoru uprowadzony przez ludzi w barwach naszej armii. Podobno czekali na niego pod jego zakładem. Dlatego przybywam do obozu tak późno, starałem się ich wyśledzić, bo skoro to nasi, to przynajmniej dowiem się o co chodzi, no nie?
        - No tak – odparł odruchowo Bordecky, nim odkaszlnął, nabierając znów powagi w wyglądzie. – Kontynuuj – polecił, ale Evans wyprostował się nagle, wzruszając bezradnie ramionami.
        - Nie udało mi się. Przez jakiś czas podążałem po informacjach od ludzi. W mieście widziano trzech jeźdźców i więźniarkę, pędzącą ulicami, ale poza jego bramami pozostawało mi tylko tropienie śladów, a proszę o wybaczenie, niestety nigdy nie byłem dobrym myśliwym. – Uśmiechnął się przepraszająco, a jego rozmówca machnął ręką niedbale, chociaż wyglądał, jakby wyraźnie mu ulżyło. Wyprostował się i znów odchrząknął, rozglądając po namiocie.
        - Dziękuję za informacje Evans, zajmę się tym niezwłocznie. Cieszę się, że byłeś ze mną szczery, to się chwali chłopcze – stwierdził starszy funkcjonariusz, protekcjonalnie klepiąc chłopaka po ramieniu i w myślach wyzywając od naiwnych idiotów. – Taak, niezwłocznie muszę się tym zająć, w związku z czym funkcję dowódcy oddziału przejmie tymczasowo porucznik Massa – mruknął już do siebie i zaczął zbierać swoje rzeczy z namiotu. Po chwili zawahał się i zerknął na stojącego wciąż przy wejściu chłopaka. Wyprostował się i podszedł znów do niego, bujając nieco na oficerskich obcasach.
        - Evans, dobrze się spisałeś. Przyznam jednak, że sprawa jest wyższej wagi, w związku z czym zobowiązuję cię do zachowania naszej rozmowy w tajemnicy, rozumiesz?
        - Tak jest!
        - Doskonale. A, i awansuje cię na kaprala, przekażę informację waszemu porucznikowi. Trzymaj się chłopcze.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Lucien uśmiechnął się gdy Rakel stłumiła ziewanie. Widać było zmęczenie dziewczyny, ale wyglądało ono naturalnie i zdrowiej niż to, które dostrzegał wcześniej. Demon miał więc cichą nadzieję, że w granicach swoich możliwości pomógł Czarnulce. Zaraz skinął jej głową, gotów do odprowadzenia sprzedawczyni do domu. Koń z rozżalonym stęknięciem patrzył na dziewczynę, gdy podeszła ona do demona ostrożnie zapadając w jego objęcia. O dziwo gdy tylko Rakel skierowała się w stronę Lu, umbris zaniechał prześladowania i dreptania jej po piętach. Stał w miejscu strzygąc uszami i mrucząc sobie coś po cichu.
Demon jak zawsze delikatnie zamknął Rakel w swoich ramionach. Cały czas pilnował się, by nie wyskoczyć z jakąś czułostką przekraczającą granice konwenansów. Szczególnie teraz, gdy dziewczyna wydawała się przyzwyczajać i oswajać z jego osobą, bardziej musiał zważać na swoje zachowanie. To czego pragnął miało drugorzędne znaczenie. Nawet gdy czarne włosy wciąż aż prosiły o pogładzenie lub oparcie o nie policzka. Nawet jeśli wolałby trzymać Rakel dłużej niż tylko na czas teleportacji.
Nawykły do samokontroli demon pozostał niewzruszony. Jedynie gdy znaleźli się w sypialni zsunął ręce z pleców Rakel w prawie niedostrzegalnej namiastce pieszczoty, którą chwilowo postanowił się zadowolić. Zaraz odpowiedział mu psi warkot.
        - Odwiedziny u ciebie robią się bardzo niebezpieczne. - Uśmiechnął się rozbawiony, patrząc jak psisko wygodnie się ulokowało. Wlazł bezczelnie w pielesze i jeszcze warczał czworonożny zakapior. Będzie musiał wymyślić coś na zaprzyjaźnienie się z bestią, inaczej odwiedziny u Czarnulki naprawdę mogły stać się uciążliwe. Za każdym razem uciekać przed psimi zębami nie miał ochoty. Nie mówiąc już o rabanie jaki ten robił. Jakby co najmniej zamierzał Rakel zjeść. Popatrzył na psa, jakby chciał mu powiedzieć, że z ich dwóch to on prędzej nadawałby się do pożarcia dziewczyny. Niestety nie umiał komunikować się ze zwierzętami, więc pozostawały mu bardziej tradycyjne metody. Słysząc głos brunetki, spojrzał łagodnie w jej kolorowe tęczówki.
        - Proszę - odparł ciepło. Patrzył na nią jeszcze chwilę, mając wrażenie jakby chciała coś dodać. Gdy usłyszał pożegnanie, jak zawsze pocałował Czarnulkę w dłoń i zniknął.

        Zjawił się bezpośrednio przy oknie, na którego parapecie czatował chowaniec. Cień całkowicie skrył postać mężczyzny, jakby ten miał w tej materii jakieś szczególne zdolności. Jedynie lśniące oczy kota i od czasu do czasu demona zdradzały obecność żywych istot w ciemności. Miasto już na dobre spało. Nawet ostatni maruderzy powracali z karczm do swoich domów. Uliczki opustoszały i poza królującą w nich nocą panowała głęboka cisza.
        - Co się wydarzyło? - Lu odezwał się chłodnym tonem, czekając wyjaśnień.
        - Odwiedziła jakiegoś gacha - zaczął ostrożnie kot, nie wiedząc po jakim gruncie stąpał, a za żadne skarby nie chciał poirytować Asmodeusa.
        - Nie interesuje mnie gach, chyba, że jej coś zrobił. - Kota ogarnęła konsternacja. Cudownie, co miał mówić, skoro ledwie zaczął a Lucien zamiast się choćby lekko zainteresować, już robił się rozdrażniony. Kot dałby sobie łapę uciąć, że powietrze w okolicy zrobiło się chłodniejsze. Dziwna sprawa, skoro D'Notte władał magią ognia...
        - Nie panie, zwyczajnie spóźnił się wracając z jakiejś popijawy. - Szybko opanował potok myśli, starając się wybrnąć z niewygodnej sytuacji. Lu uniósł jedną brew, mrużąc oczy w niemym ponagleniu - do sedna, a kot pospieszył z dalszymi wyjaśnieniami.
        - Zabrała go żandarmeria wojskowa - wypalił kocur. Wreszcie chyba się udało. Demon spojrzał na niego czujniejszym wzrokiem, który zjeżył sierść na grzbiecie zwierzaka. Zainteresowanie było dobre... chyba...
        - No i? - Oschły ton nemorianina znów wyrwał kota z zamyślenia.
        - Ach! - ocknął się. - No i dziewczyna pobiegła do jakiegoś innego faceta, lepił się trochę, ale też ją ochro... - Lucien nie dał mu dokończyć.
        - Jakiego innego faceta? - zapytał nie widząc spójności w opowieści.
        - Takiego blondyna. Popędziła do jakiegoś blondasa by ratowali tego cieślę czy jakiegoś innego wyrobnika. - Lu wreszcie skinął głową. Pewnie do tego młodego strażnika miejskiego. Kot odetchnął z niemałą ulgą widząc oszczędny gest.
        - Pilnuj - krótko podsumował brunet.
        - Ale panie... - chciałby powiedzieć, że od stróżowania są psy, a on jest znudzony i zmęczony.
        - Tak? - pytanie błyskawicznie pozbawiło go pragnienia dyskusji. Kot spuścił głowę. Chciał jeszcze pożyć.
        - Tak myślałem - odparł demon i zniknął.
        - Co za dupek, siedzę na parapecie od rana, łażę po mieście, a nawet "dziękuję" nie raczył powiedzieć - burczał pod nosem kot, kręcąc się by ułożyć się wygodniej. - Gorzej jak psa mnie traktuje. - Coś stuknęło o bruk, w ciszy miasta niosąc się echem. Kot aż podskoczył na parapecie, cały zjeżony. Rozejrzał się w panice. Na Księcia, przez chwilę pomyślał, że Lucien wrócił i wszystko słyszał.

        Rozmyślając wrócił nad rozlewisko. Żandarmeria wojskowa - to by znaczyło, że mężczyzna był przestępcą. A Rakel przejmowała się, że nie mogła mu pomóc... Na to by wychodziło. Okazałoby się, że mężczyzna miał pewną tendencję do przestępstw. Wtedy gdy wylądował w więzieniu a dziewczyna razem z nim... może wobec niego nie były to pomówienia. Takie konkluzje ani trochę nie podobały się demonowi, ale zostawił te sprawy własnemu biegowi. Skoro został aresztowany, to znaczyło, że rozprawi się z nim ludzki wymiar sprawiedliwości. Dobrze jednak wiedzieć, gdyby bandyta znów pojawił się w okolicy. Lucien nie należał do osób spolegliwych wobec typów uznanych za przestępców.
Zostawiony chwilę temu umbris przykłusował, ale rozejrzał się niepocieszony, że brakuje ciekawego i ładnie pachnącego dwunogiego stworzenia.
        - Nie ma jej - odezwał się Lu, wyrwany z nieprzyjemnych myśli. Pogłaskał bestię po chrapach, na co koń zastrzygł uszami. Chwilę jeszcze się połasił, gdy jednak zobaczył jak właściciel idzie po lutnię, zwinął się w kłębek przy drzewie by w przeciwieństwie do demona, znajdować się jak najdalej od wody.
Zdążył usiąść na kamieniu, a rusałki wyczuły szykujący się recital i zaczęły wychodzić ze swoich kryjówek. Ledwie wybrzmiało parę nut a urzeczone niewiasty powylegały na okoliczne skały. Niektóre, te odważniejsze z nich, pozostały w wodzie, ale oparły skrzyżowane ręce na głazie zaraz obok demona, na nich złożyły główki i słuchały melodii w bezpośredniej bliskości nemorianina. Lucien jak zawsze grał do wschodu słońca. Później obejrzał barwny i świetlisty pokaz natury, po którym odłożył instrument na miejsce i zniknął. Za nim poznikały i Nimfy. Na polanie został jedynie chrapiący cichutko piekielny wierzchowiec.

        Zjawił się na powrót w Valladonie, akurat w momencie gdy powoli otwierano sklepy. W planach miał kupić parę rzeczy i wrócić do sklepu Evansów. Tak podobało się Lu ostatnie śniadanie, że zamierzał to powtórzyć. Poza tym, cóż ukrywać, zdecydował się zostać w mieście tylko dla Rakel. Jeśli nie spędzał czasu z nią, po poznaniu miejskich kątów, zwyczajnie nie miał nic innego do roboty, przez co nudziłby się śmiertelnie.
Na jednym ze straganów kupił solidną glinianą miskę. Potem znalazł jeszcze kilka potrzebnych sprawunków i na koniec udał się po świeże bułeczki.

        Kot zastrzygł uchem czując wracającego Asmodeusa.
        - Dobrze się spisałeś - odezwał się demon stawiając na bruku kupioną miskę. Domownik spojrzał na nemorianina z wyczekiwaniem rysującym się w różnobarwnych oczach. Wtedy brunet wyciągnął butelkę z papierowej torebki, a kotu aż wyrwało się szczęśliwe miauknięcie.
        - Panie... - Popatrzył prawie zaszklonymi ślepiami, gdy Lu przelewał przejrzysty płyn do miski, a później postawił pustą flaszkę obok.
        - Wypełniłeś pakt, przyjmij zapłatę i wracaj do siebie - Lucien zakończył wiązanie, zwalniając domownika aż do kolejnego wezwania.
        - O panie - znów wyrwało się kotu, gdy zanurzył pyszczek razem z wąsami we wspaniałym życiodajnym płynie. Czysta biała żytniówka. "Asmodeus był przerażający, ale jak nikt potrafił się odwdzięczyć" - myślał demon, wlewając w siebie ilości alkoholu odpowiadające wadze jego drobnego ciałka. Gdy tylko wylizał miskę do czysta, choć wydawało się to technicznie nie wykonalne, jedną łapą chwycił naczynie, drugą, butelkę, po czym zniknął w kłębach czarno-granatowego dymu.

        Lucien tymczasem zjawił się wprost w kuchni. Najpierw dosłyszał tupot czterech łap niosących ciężkie cielsko, zaraz potem pojawił się nikt inny jak Sierżant.
        - Jak zawsze na służbie? - zapytał drwiąco unosząc brew, gdy pies odsłaniał kły.
        - Może rozejm? - Lucien zapytał spokojnym tonem, układając na ziemi talerz, a na nim ładny stek. Pies z warczeniem obserwował demona. Nie tknął jedzenia, ale nie rzucił się na intruza, który nie wykonując gwałtownych ruchów ułożył na stole bułeczki, a sobie zaczął parzyć kawę.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Koniecznie trzeba było coś zmienić, bo tak być nie mogło. Nie można tak po prostu wparowywać w jej życie i wywracać je do góry nogami. Rakel żyła bardzo prosto, ale była szczęśliwa i zawsze miała wszystko poukładane, a w jej rytuały i zwyczaje nikt się nie wtrącał, pozwalając jej odnaleźć w nich porządek i spokój. Teraz już sama nie wiedziała co rządzi jej dniem, a tej nocy nawet koszmary zeszły na drugi plan, gdy próbowała uporać się z nowym problemem.
        Sierżant rozwalił się w łóżku, jakby do niego należało. Rakel zasnęła na swoim miejscu, w przyjemnych objęciach czystej pościeli i z nowym czworonożnym domownikiem zwiniętym w wielki kłębek w nogach. Obudziła się jednak przyciśnięta do ściany i pozbawiona kołdry, którą w całości zagarnął zwierzak zawijając się w wielki kokon i zajmując prawie całą powierzchnię łóżka. I chrapał. To było absolutnie nie do zniesienia. Tolerowała wiele rzeczy, ale nie chrapanie. Chrapiesz - wylatujesz, nie ma zmiłuj.
        Nie pomagały jednak szturchania łokciem, marudzenie przez sen i próby zepchnięcia krnąbrnego zwierzaka. Co prawda zaspana dziewczyna nie była zbyt stanowcza, ale też Sierżant był cięższy niż ona i nawet w pełni sił miałaby problem, by go przesunąć. Ponadto przez zamglony umysł docierało do niej, że po prostu dała sobie wejść na głowę, a środek nocy nie jest najlepszym momentem na uczenie psa nowych zasad. Zajmie się tym rano.
        O świcie jednak obudziła się sama, wypoczęta, ale zmarznięta na kość i lekko zdrętwiała. Nawet pobudka nie zależała od niej. Sierżant piszczał gdzieś na dole, drapiąc w drzwi. Jej nowe drzwi! Zerwała się momentalnie, biegnąc na boso na dół i klnąc pod nosem na morganowy prezent. Temu jak coś czasem wpadnie do tego kudłatego łba to ludzkie pojęcie przechodzi. Czy ona wyglądała, jakby prowadziła schronisko? Co prawda psa nie oddałaby teraz nikomu za żadne skarby świata, ale marudzenie trochę jej pomogło. Wypuściła zwierzaka na dwór, a ten pobiegł zaraz ulicą, najpewniej za potrzebą. Zmartwiona spojrzała na nowe drzwi, ale na szczęście nie było na nich nawet śladu po pazurach. Dobrze.
        Przez moment stała boso w progu, obejmując dłońmi ramiona i wyglądając za zwierzakiem. Wróci w ogóle? Jej uwagę zwróciło jednak miauczenie. Kot, który pałętał się za nią wczoraj, siedział teraz na parapecie, wyciągając głowę w jej stronę i domagając się czegoś kocim gadaniem. Spojrzała na niego krótko, ale nie wyszła na zewnątrz. Poranki robiły się coraz chłodniejsze, a jej jeszcze tylko przeziębienia brakowało do kompletu nieszczęść. Poradzi sobie zwierzak, ona kotów nigdy nie dokarmiała, bo później złaziły się całymi grupami, osaczając sklep i odstraszając klientów. Poza tym to nie zwierzyniec.
        Wróciła do środka i zamknęła za sobą drzwi. Sierżant musi sobie jakoś poradzić, najwyżej będzie czekał, nic mu nie będzie. Ziewając przeciągle w proteście przed tak rychłą pobudką wróciła na górę i próbowała odtworzyć dzień po swojemu. Okudloną od psa pościel zdjęła i rzuciła do drewnianej bali z praniem w łazience. Pościeliła łóżko na nowo, otworzyła okno i pomknęła do łazienki na bardzo gorącą kąpiel. Później dokładnie osuszyła włosy, żeby jej nie zawiało, ubrała się i zeszła na dół, doprowadzić sklep do porządku. Była w trakcie zamiatania, gdy usłyszała drapanie w drzwi. Tym razem otworzyła je już na oścież, oficjalnie otwierając sklep. Sierżant wbiegł do środka, machając ogonem z zadowoleniem i najwyraźniej w ogóle nie dostrzegając karcącego spojrzenia właścicielki.
        - Sierżant, chodź tutaj – zakomenderowała, a pies posłusznie zawrócił, przybiegając do niej.
        - Siad. – Usiadł.
        - Waruj. – Z sapnięciem położył się na ziemi, łypiąc na dziewczynę z dołu. Ta zawahała się na moment, nie rozumiejąc tego nagłego posłuszeństwa, ale po chwili i tak pochyliła się nad psem.
        - Nie wolno wchodzić do łóżka – powiedziała z pełną powagą, nie spuszczając oczu ze zwierzaka. Sierżant jednak tylko przewrócił się na bok i wywalił język na ziemię, wpatrując się w nią rozleniwionymi ślepiami. Och rety, przecież i tak całego zdania nie zrozumie. Machnęła na czworonoga ręką i wróciła do porządków.
        Było już pozamiatane, odkurzone, a Rakel właśnie skończyła dokładać noże na ladę, gdy przez okno zobaczyła Luciena. Uśmiechnęła się nieco zaskoczona, obserwując go z ukrycia, ale on po chwili zniknął, a w tym samym momencie Sierżant zerwał się z warknięciem, wypadając na zaplecze i biegnąc po schodach na górę. Brunetka parsknęła z rozbawieniem, gdy domyśliła się, gdzie podział się demon, po czym kręcąc z niedowierzaniem głową poszła na piętro w ślad za psem. I tak właśnie runęła jej dzienna rutyna.
        Na szczęście dla wszystkich, młoda handlarka nie widziała ani rozmowy znajomego z kotem, ani karmienia go czymś, co z pewnością mlekiem nie było, ani też nie słyszała odpowiedzi futrzaka. Rakel wiele potrafiła przyjąć, przyzwyczajała się w końcu nawet do obcego faceta, który bezczelnie materializował jej się regularnie w mieszkaniu (co nie znaczy, że miała zamiar na to przystawać!), ale tego widoku jej logiczny umysł już by chyba nie przyjął z taką łatwością.
        Do kuchni weszła akurat by przyłapać Luciena na łapówkarstwie. A właściwie na próbie, bo Sierżant twardo trzymał fason, warcząc na mężczyznę i dzielnie ignorując wielki stek, leżący na talerzu na podłodze. Winny zamieszania natomiast stał do niej tyłem, w najlepsze parząc sobie kawę. Milczała przez chwilę, opierając się o futrynę i przyglądając mu się po kryjomu, nim jej obecności nie zdradził Sierżant, sapiąc i prychając, by wymóc na właścicielce jakieś pieszczoty.
        - Dzień dobry – powiedziała uprzejmie, po czym uśmiechnęła się do Luciena przyjaźnie. – Żegnasz mnie wieczorem i witasz rano, czym sobie zasłużyłam na takie specjalne traktowanie? – zapytała, wchodząc do kuchni. Gestem przyzwoliła psu na zjedzenie steku, a Sierżant rzucił się w jego stronę, kładąc przy talerzu i z zapamiętaniem zaczynając rzuć surowe mięso. To z pewnością nie uchodziło za odpowiednie żywienie psa, chociażby ze względów ekonomicznych, ale rostbef leżał już na ziemi, wiec szkoda by się zmarnował.
        Rakel usiadła przy stole, biorąc jedną bułeczkę, ale na razie tylko obracając ją ostrożnie w palcach i zerkając na popijającego kawę Luciena. Tym razem nie miała zamiaru unikać rozmowy, nawet jeśli niezręcznie było jej to robić przy podanym śniadaniu. W końcu poznała mężczyznę zaledwie kilka dni temu i on chyba nie oczekuje, że tak po prostu przyzwyczai się do jego obecności w swoim mieszkaniu? To, że potrafił przenosić się gdzie chciał, pojawiając w jej kamienicy o dowolnej porze, nie znaczyło od razu, że mógł to robić. Pozostawała tylko kwestia, czy nemorianin najzwyczajniej w świecie o tym nie wiedział, w co jakoś trudno było jej uwierzyć, czy może o to nie dbał, wystawiając jej cierpliwość na próbę albo po prostu nie dbając o jej zdanie. W to ostatnie jednak jakoś wątpiła, bo przecież do tej pory był zawsze dla niej dobry, więc chyba nie robiłby jej umyślnie na złość? Ale też czy ona nie powinna podejść do tego z większą dozą rozsądku, którym zawsze tak się szczyciła? Czy nie była zbyt naiwna? Może i sama sobie narzekała na ciągłą obecność demona w jej domu, ale przecież jak dotąd nie zrobiła nic, by temu zapobiec, zawsze znajdując jakieś zgrabne i logiczne usprawiedliwienie, w które mogła uwierzyć. No cóż, najwyższy czas, by pozbierać z powrotem swoje życie i ułożyć je tak, jak powinno i jak zawsze wyglądało.
        Ale właściwie dlaczego? Co jest nie tak, co jej nie pasuje? Przecież cieszy się, że go widzi i nie ma żadnego konkretnego powodu, dla którego miałoby się coś zmieniać, nie licząc oczywiście wszystkich znanych norm społecznych i moralnych, zasad dobrego wychowania, jej życiowego poukładania, poczucia prywatności i bezpieczeństwa. Chociaż to ostatnie nie było do końca prawdą, bo od jakiegoś czasu czuła się przy Lucienie bezpiecznie, ale to tylko był dodatkowy argument na to, że… że jej odbija, o!
        - Dziękuję za śniadanie – zaczęła uprzejmie, nie widząc powodu, dla którego konsekwencja miałaby oznaczać wyzbycie się wszelkich manier. – Ale musimy porozmawiać, o… o sposobie, w jaki się tutaj pojawiasz. Mam na myśli to, że nie powinieneś tak po prostu teleportować się do mojej kuchni, albo hm... sypialni.
        Do tej pory starała się utrzymywać kontakt wzrokowy ze swoim rozmówcą, teraz jednak poddała się i speszona odwróciła spojrzenie. Irytowało ją to, że miała problem, by ubrać w słowa to, co chciała powiedzieć, bo z jednej strony sama słyszała, że nie brzmi zbyt przekonywująco, a z drugiej nie chciała być nieprzyjemna i powiedzieć, że ma nie pojawiać się w jej domu wcale. Bo co zrobi, jeśli zamiast po prostu używać drzwi, Lucien rzeczywiście przestanie się u niej zjawiać? Już teraz unikała mówienia mu, że czegoś „nie może”, chociaż było to głównie spowodowane tym, że chyba wiedziała, jaką minę wówczas napotka, gdy mu czegoś zabroni. Doskonale pamiętała pierwszy raz, gdy pojawił się znienacka w jej pokoju. Nie powstrzymał go wówczas ani cios kamieniem (co było niechcący, bo ją zaskoczył!), ani obnażony w jego stronę miecz (to już było mniej niechcący…). Uznała więc, że przynajmniej spróbuje odwołać się do logicznych argumentów i po prostu poprosić – może to zadziała. I może go nie urazi.
        - Bardzo bym chciała dalej się z tobą widywać, ale byłabym ci wdzięczna, gdybyś jednak używał drzwi – powiedziała w końcu już nieco bardziej zdecydowanie, chociaż nadal nie była do końca zadowolona. Losie, jaka ona jest beznadziejna w poważnych rozmowach! Kto to w ogóle wymyślił? No nic, zobaczymy co powie i dopiero jeśli naprawdę nie zrozumie, co ona ma na myśli, to trzeba będzie dobitniej przedstawić swój punkt widzenia. A jeśli się obrazi i zniknie no to trudno, ona nie może przecież ciągle wszystkim ulegać. Wystarczy już, że ją własny pies prawie z jej łóżka wyrzucił! I chrapał!
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Mimo parzenia kawy z pełnym poświęceniem tej czynności i całkowitym na niej skupieniu, dosłyszał zmianę w psim zachowaniu. Powarkiwania i głuche, czcze, ale wciąż pogróżki zastąpiło potupywanie ciężkiego cielska na łapach, któremu towarzyszył stukot pazurów ubarwiony całą gamą postękiwań i pofukiwań. Nawet ogon, który merdał szaleńczo był bliski wydawania dźwięków radości. Wyczuł też zbliżającą się energię dziewczyny. Lu uśmiechnął się pod nosem nie robiąc sobie nic z obserwatorki. Z niewzruszoną pieczołowitością dokończył rytuału sporządzania smolistego płynu. Dopiero z pełnym kubkiem odwrócił się w stronę Rakel
        - Dzień dobry - odpowiedział z ciepłym uśmiechem. Zerknął z rozbawieniem na nieprzekupną bestię pożerającą mięso i ponownie spojrzał na mówiącą do niego brunetkę.
        - Po prostu jesteś - odparł pogodnie.
W dziewczynie było tyle sprzeczności, a przynajmniej tak odbierał to demon. Z jednej strony rządziła nią typowo materialna natura. Coś za coś, a jeśli brakło ceny, wietrzyła podstęp. Prawie jak w domu i nie był to komplement. Co prawda do prawdziwie nemoriańskiej wyliczalności dzieliły ją całe staje, lata, czy inne mniej materialne jednostki. Z drugiego spojrzenia była wesoła i spontaniczna.
Pytanie było dziwne. Jeśli chciałby odpowiedzieć dosłownie je rozumiejąc, brakłoby właściwej odpowiedzi. Niczym sobie nie zasłużyła, jak brutalnie by to nie zabrzmiało. Ale jeżeli potraktować je mniej bezpośrednio, Lu uważał dokładnie tak jak odpowiedział. Dziewczyna zwyczajnie była, swoim istnieniem wzbudziła sympatię demona i Lucien chciał sprawić dziewczynie przyjemność. Chciał ją uczyć. Chciał jej pomóc w miarę swoich możliwości. Pragnął by była szczęśliwa, by częściej zachowywała się jak w dniu, gdy ujrzała brata.
Na podziękowanie skinął głową i uśmiechnął się znad kubka kawy, jednocześnie czekając na dalszy ciąg. Z jakiegoś powodu miał wrażenie, że on nastąpi. Nie mylił się.
Przechylił odrobinę głowę, uważnie słuchając tego co Czarnulka miała do powiedzenia. Nie popędzał, nie przerywał, cierpliwie dając dziewczynie czas na wyrażenie swoich myśli. Na twarzy cały czas miał łagodny wyraz i nawet zaprzestał popijania kawy, całą uwagę poświęcając dziewczynie. Widział, że Rakel nie było łatwo. Uciekała wzrokiem, robiła przerwy, ale w końcu wypowiedziała wszystko co ją niepokoiło, na co uśmiechnął się ciepło.
        - Nie chcę zjawiać się znikąd przed twoimi drzwiami i wystawać pod nimi. Mieszkasz sama, a ludzie nie są wyrozumiali - powiedział łagodnie. Wbrew obawom dziewczyny demon nie przejął się postawieniem zasad. Nie widział nic złego w swoich wizytach, ale rozumiał jej punkt widzenia. Teraz przyszła pora by przedstawił swój.
        - Powodowałoby to niepotrzebne zainteresowanie sąsiadów, gdyby co wieczór nieznajomy sterczał pod twoimi drzwiami. Szczególnie jednego kowala - spokojnie kontynuował. Przede wszystkim chciał uniknąć Morgana. Ale mówił czystą prawdę. Obcy materializujący się pod drzwiami samotnej dziewczyny. Obcy, co gorsza będący demonem. Już miał przedsmak reakcji jakie potrafili zafundować mieszkańcy. Kowal razem z cieślą wyważający drzwi. Blondasek zrywający się z krzesła z bronią. A do tego dochodziły konwenanse. Jego wizyty mogły być całkowicie niewinne ale to nikogo nie będzie interesowało. Chciał Rakel pomóc a nie narobić jej kłopotów.
        - Ale jeśli ci to przeszkadza mogę wrócić do przychodzenia do sklepu. Tylko powiedz coś temu przesympatycznemu stworzeniu. - Spojrzał na psa zmrużywszy oczy z lekko złośliwym uśmiechem. Pies wypadł znacznie bardziej wiarygodnie i groźnie. Zmarszczył nos spoglądając na demona znad steku.
Co prawda nudno było wyczekiwać w sklepie, szczególnie gdy później okazywało się, że dziewczyny nie ma w domu, ale nie chciał niepotrzebnie jej stresować. Uznał więc, że na niewielkie ustępstwa może pójść. Szkoda tylko, że nie będzie przez to mógł parzyć sobie kawy. Chyba, że po zameldowaniu swojej obecności będzie mógł skorzystać z kuchni. Byłoby to wielce wygodne.
Przyjemne rozmyślanie przy śniadaniu przerwał brzęk dzwoneczka. Dziewczyna szybko zabrała resztę bułki i pomknęła na dół.

        Lucien odczekał chwilę i ruszył za nią, mimo niezadowolonego burczenia już najedzonego psa.
Zignorował zwierzaka i stanął na brzegu schodów czekając aż klient opuści sklep. Nie chciał wystraszyć petenta ani spowodować innej, mniej biernej reakcji. Niewidoczny, cierpliwie obserwował sytuację ze szczytu stopni. Dopiero gdy nabywca wyszedł, demon zszedł na dół z kubkiem kawy, który opróżniał bardzo powoli delektując się jej zapachem.
Niewiele się zastanawiając, usiadł z boku na kontuarze i z ciekawością obserwował Rakel sącząc swój napar.
Poranne słońce rozjaśniało wnętrze, przez co ubrany na czarno demon odbijał się od niego wyraźnym kontrastem. Ciemne włosy połyskiwały granatem podczas gdy źrenice zwęziły się do wyraźnych pionowych wrzecion.
        - I tak siedzisz cały dzień? - odezwał się zaciekawiony, cały czas śledząc poczynania dziewczyny.
        - Nie nudzisz się? - zapytał, trochę przypominając kota dopominającego się uwagi. Chłodny szlachcic zniknął zeszłego wieczoru i do tej pory się nie pojawił.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Jakie pytanie, taka odpowiedź, aż cisnęło się na usta. Zostawiła to jednak bez komentarza, nie mając nic sensownego do dodania. Zamiast tego usiadła w końcu do stołu i do rozmowy, której tak skutecznie unikała. I chociaż spodziewała się, że nie będzie łatwo, z jakichś przyczyn oczekiwała buntu dla samej zasady, a nie ściany logicznych argumentów. Słysząc, jak Lucien ze spokojem tłumaczy jej swój punkt widzenia, aż otworzyła lekko usta ze zdziwienia, mając przedziwne uczucie, jakby nie przygotowała się dobrze do tej dyskusji, a przecież wcale jej nie planowała.
        Zamknęła w końcu buzię i zmarszczyła nieznacznie brwi, trochę niezadowolona, że została zepchnięta do defensywy. Bo ludzie będą gadać, och jak ona nie znosiła tego stwierdzenia! Sam fakt, że ktoś w ogóle mógłby ją posądzić o niewłaściwe zachowanie ją irytował, nie mówiąc już o tym, jak absurdalnie wysoko stawiano poprzeczkę, jeśli chodzi o odpowiednie prowadzenie się samotnej dziewczyny. Ona miała swoje własne zasady, jej zdaniem o wiele bardziej rozsądne niż w mniemaniu publicznym, i takie potajemne spotykanie się, czy pojawianie się mężczyzny w jej domu znienacka było mniej właściwe, niż grzeczne i oficjalne wizyty. Ale miał rację. Morgan zazwyczaj charakteryzował się spostrzegawczością przydrożnego kamienia, jednak z pewnością wyściubi nos ze swojej kuźni akurat wtedy, gdy Lucien postanowi ją odwiedzić. A że kowal był tak samo subtelny jak spostrzegawczy, odwiedziny raczej nie przebiegłyby spokojnie, o ile w ogóle doszłyby do skutku. Dlatego niemal odetchnęła z ulgą, gdy pojawiło się pole do kompromisu.
        - W takim razie pojawiaj się w sklepie, proszę – powiedziała, uznając ten obszar za relatywnie neutralny. Na postawiony warunek jedynie uśmiechnęła się pobłażliwie, spoglądając krótko na Sierżanta. - Powiem, ale nie wiem, czy mnie posłucha. W razie czego lada jest do twojej dyspozycji. – Uśmiechnęła się wesoło, wspominając gdzie ostatnio czekał na nią Lucien.
        Rakel chciała zmienić temat rozmowy na nieco przyjemniejszy, by nie było, że tylko strofuje znajomego od rana, ale myśl przerwał jej dźwięk dzwoneczka. Bez zastanowienia wrzuciła do buzi ostatni kawałek bułki i pobiegła na dół, kończąc jedzenie w biegu. To i tak lepiej niż zazwyczaj, gdy zaczynała dzień w ogóle bez śniadania.
        Powitała klienta, wychodząc z korytarza i zza lady, w milczeniu przyjmując uprzejmą konsternację, jaka wymalowała się na twarzy mężczyzny. Subtelnie udała, że nie widzi również ukradkowego spojrzenia za jej plecy, z nadzieją, że w sklepie pojawi się ktoś jeszcze oprócz niewysokiej i młodej dziewczyny. Gdyby Rakel pozwalała się wytrącić z równowagi tak kulturalnym okazaniem zaskoczenia na jej widok, jej sklep długo by nie pociągnął. Jak zawsze więc podeszła pewnie do klienta i po uzyskaniu informacji o tym, czego poszukuje, udowodniła, że jest właściwą osobą na właściwym miejscu. Jeden miecz, kilka noży i kołczan strzał później pożegnała uprzejmie wyraźnie zadowolonego z zakupu mężczyznę i wróciła za ladę, chowając mieszek z monetami do ukrytej tam drewnianej kasetki.
        Jak na zawołanie pojawił się Lucien z kawą i Sierżant, drepczący mu po piętach z nieodłącznym bulgotaniem, które nijak nie sięgało do miana warkotu, ale raczej wybijało z głowy pomysły, by pogłaskać psa. Nic nie powiedziała na swobodne rozgoszczenie się demona na kontuarze, samej kręcąc się chwilę po sklepie i dokładając brakujących rzeczy. Później po prostu przysiadła ze znajomym, uśmiechając się na jego słowa.
        - Nie, zazwyczaj pracuję cały dzień – odparła, zerkając na niego, a wbrew swoim słowom podwinęła nogę na taboret, rozsiadając się wygodniej. – Normalnie pewnie robiłabym strzały na zapleczu, ale jak widzisz mam gościa, więc nie będę mu smrodzić klejem. Poza tym ja się nigdy nie nudzę – prychnęła z rozbawieniem i znienacka strzeliła w niego małym płomykiem.
        Wolne chwile zawsze wykorzystywała na pracę lub porządki, a od kiedy poznała Luciena, również na treningi z magią, które chociaż męczące, wciąż były fascynującą nowością. Przy nim jej ogień zdawał się łatwiejszy do kontrolowania. Nie musiała się martwić, że zrobi mu krzywdę, a gdy odchodził ten stres, moc jakoś łatwiej dawała się kształtować i nie uciekała na boki.
        Uśmiechnęła się, widząc jak Lucien przejął płomyk, a w tym samym momencie podskoczyła wystraszona, słysząc dzwoneczek przy drzwiach. Rzuciła ukradkowym spojrzeniem w bok z ulgą dostrzegając, że ognik zniknął i spokojniej przenosząc wzrok na nowego klienta. Zamiast obcej osoby w drzwiach dostrzegła jednak śliczną blondynkę w bladoniebieskiej sukience, która chociaż skromna, idealnie podkreślała atuty dziewczyny. Jakość materiałów jak zawsze sugerowała najwyższą półkę, ale w końcu czego innego spodziewać się po córce najlepszej krawcowej w mieście.
        - Nina! – powitała ją z uśmiechem, wstając i opierając się na przedramionach o blat.
        - Cześć R. Nie przeszkadzam?
        Dziewczyna zbliżyła się ze stukotem obcasów, chwilowo większą uwagę poświęcając towarzystwu znajomej handlarski niż jej samej. Czarnowłosa prawie wywróciła oczami, widząc maślane spojrzenie koleżanki, szybko dokonała więc prezentacji przybyłej.
        - Lucien, poznaj moją koleżankę, Ninę. Nina, to mój znajomy, Lucien.
        - Miło mi poznać. – Blondynka dygnęła zgrabnie, trzepocząc rzęsami, a Rakel postanowiła wykorzystać jej dobry humor.
        - N., rozważasz już może wyniesienie się od matki? – uderzyła bezpośrednio, jeszcze bardziej wychylając się w stronę dziewczyny przez ladę. Ta zamrugała, z trudem odwracając spojrzenie od Luciena i zmarszczyła lekko brwi, zerkając podejrzliwie na handlarkę.
        - Nie wiem… a dlaczego pytasz?
        - Mam wolny pokój – odparła Rakel, momentalnie zyskując większą uwagę blondynki, która również oparła się o blat.
        - Mówisz o…
        - Tak.
        - Co z jego rzeczami? Wyniosłaś je w końcu…
        - Do Randa, mówił, że…
        - Nie będzie miał nic przeciwko, oczywiście. To dobrze.
        - Dzięki. To jak?
        - Sama nie wiem.
        - Czemu nie?
        - Jaki czynsz?
        - 400 ruenów miesięcznie.
        - Nie zarabiam tyle.
        - Wiem. A ile możesz dać?
        - Nie handluj ze mną Rakel!
        - Wybacz…
        - Nawyki, wiem, nie ma sprawy.
        Obie zamilkły na moment, a błyskawiczna do tej pory wymiana zdań zdawała się przenieść do ich spojrzeń i półuśmiechów, gdy czytały sobie z nich te delikatniejsze sprawy. Nic je nie łączyło, a dzieliło prawie wszystko, ale z jakiegoś powodu te dziewczyny świetnie się dogadywały, nie prezentując co prawda typowej damskiej przyjaźni, ale znając się na tyle, by dokańczać swoje zdania. Kolejny potok myśli, niedbale ubranych w słowa, wznowiła blondynka.
        - Jakieś wieści?
        - Byli tu wczoraj oboje.
        - Nie!
        - Owszem. Powiedziałam im o…
        - Ojcu? I co?
        - A jak myślisz?
        - Wściekli się?
        - Zmartwili.
        - Oczywiście. Rand?
        - Pokrzyczał, był trochę zły…
        - Że mu nie powiedziałaś…
        - Ale mu przeszło. Wrócił do obozu.
        - A Dorian? – Nina aż westchnęła, wywołując uśmiech na twarzy koleżanki.
        - Jest tu.
        - Gdzie?!
        - W szpitalu.
        - Boże, ranny!
        - Lekarz mówi, że z tego wyjdzie. Może uda mi się go zatrzymać w domu na parę dni…
        - To mnie przekonuje.
        - Wiem.
        Nina uśmiechnęła się szerzej i zapukała opuszkami palców w blat lady, spoglądając na Rakel spod rzęs.
        - Chciałabym…
        - Ale nie możesz. Mama?
        - Potrzebuje mnie.
        - Powiedz chociaż, że…
        - Zastanowię się. Ale lepiej daj ogłoszenie. – Nina zawahała się na moment, ale ostatecznie właśnie dlatego dziewczęta się tak dobrze dogadywały, że obie zawsze mówiły prosto z mostu. – To przez Lovecrafta?
        - Tak.
        - Rozumiem. A skąd masz… - Dziewczyna zerknęła kątem oka na rozwalonego na deskach psa.
        - Od Morgana. Wabi się Sierżant – powiedziała z czułością, a zwierzak prychnął w podłogę, nie zwracając na blondynkę większej uwagi, z wzajemnością zresztą.
        - Nie wiem czemu zadajesz się z tym kowalem.
        - Nie wiem czemu się z tobą zadaję – odparowała Rakel, ale Nina wcale nie wyglądała na urażoną, a wręcz rozbawioną.
        - Bo jestem boska – westchnęła i zwróciła się w stronę Luciena. – Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. – Uśmiechnęła się i skierowała się do wyjścia, szeleszcząc spódnicą. Zatrzymała się jednak w otwartych drzwiach, przyglądając im się przez moment. – Favagó? – zapytała tylko, a Rakel rozdziawiła buzię ze zdziwienia.
        - Skąd wiesz? – wydusiła, a blondynka tylko wzruszyła ramionami.
        - Ja wszystko wiem.
        - O Dorianie nie wiedziałaś.
        - Już wiem. Co do drzwi, pokazałaś mu…
        - Tak – ucięła szybko Rakel, co nie umknęło młodej mieszczance, która obdarzyła ją podejrzliwym spojrzeniem.
        - Uhm… Będziesz musiała mi o tym opowiedzieć.
        - Nie ma o czym.
        - Właśnie dlatego.
        - Jesteś stuknięta, N.
        - Ty bardziej, pa!
        Drzwi się zamknęły, a Rakel westchnęła i opadła głową w koszyczek ze splecionych na blacie ramion. Wyglądała na załamaną, dopóki nie parsknęła śmiechem, przekrzywiając po chwili głowę, by zerknąć na Luciena.
        - Wpadłeś jej w oko. – Wyszczerzyła się, wyraźnie rozbawiona.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Lucien poczuł się trochę jakby wrócili do punktu wyjścia. Już kiedyś zebrał burę, bardzie trwożną, ale jednak. Teraz też został upomniany, choć już znacznie swobodniej. Niech Czarnulce będzie, będzie pojawiał się w sklepie. Jeśli to miało ją uspokoić, gotów był iść na kompromisy, przynajmniej w tej kwestii. Nawet jeżeli było to uciążliwe. W duchu miał nadzieję, że nie umrze z tego powodu z nudów. Ciekawe, czy tak można było unicestwić nemorianina? Źródła żadne nie podawały podobnych informacji, ale któż wiedział czy zbyt długa inercja nie mogła doprowadzić do pełnej dekompozycji materialnej istoty demona. To było dobre pytanie.
Zgadzając się z dziewczyną werbalnie, w myślach postanowił, że jeżeli znów będzie musiał samotnie przesiadywać w sklepie wytoczy argumenty z bardziej egzystencjalnych kategorii. Chociaż to piekielne bydle, łypiąc swoimi ślepiami raczej utwierdzało Lu w przekonaniu, że zostawiony z nim sam może mieć mało powodów do nudy.
Brunetki zaś wyraźnie trzymały się żarty. Uśmiechnął się wesoło. Do czego to doszło - on, szlachcic, najpierw był atakowany kamieniami, teraz ganiano go po ladach.
Jednak dziewczynka naprawdę niewiele wiedziała o świecie. Nikt zdrów na umyśle nie powiedziałby demonowi „to wejdź sobie na szafkę i tam na mnie poczekaj”. Takie oto urocze stworzonko mu się trafiło. Jak jej nie lubić?
Nie porozmawiali zbyt długo. Ledwie rozwiązali sprawę troski, jak szykowanie śniadania czy okrywanie śpiącej dziewczyny, bo przecież to właśnie zdradziło jego obecność, a zabrzęczał dzwonek u drzwi.

        Argumenty Rakel nie przemawiały do Luciena. Przecież właśnie to było strasznie nudne. Tak siedzieć w miejscu i cały czas robić to samo. Gdzie miejsce na samodoskonalenie się? Gdzie nowe możliwości, nowe doznania? Fakt była młodziutka. Inaczej spoglądało się na świat z perspektywy kilkuset lat, inaczej kilkudziesięciu, ale ten sklep wydawał się Lu klatką. On też długo żył w klatce. Złotej i bardziej luksusowej, ale jednak na uwięzi. Może to jednak lepiej, że Czarnulka żyła nieświadoma. Asmodeus tak długo był nieszczęśliwy, nie akceptując rzeczywistości. Dziewczyna wydawała się lubić swój maleńki świat z jego rutyną. Może powinien zniknąć i nie mieszać. Przestać się łudzić, że jest komuś niezbędny. Odejść jak tylko opanowałaby podstawy kontroli magii, a może lepiej, jeszcze dziś, skoro powoli radziła sobie coraz lepiej. Zostawić Rakel i jej świat nienaruszonym. Nieważne jak bardzo nie kłócił się ze sobą, że tak powinien postąpić dla dobra dziewczyny, nie potrafił.
        Gdy Rakel posłała demonowi płomyk, ten uśmiechnął się wesoło. Dobrze, że ćwiczyła. Dość szybko zapoznała się z ogniem i całkiem sprawnie zaczynała go kontrolować. Do tej pory przeszkadzało jej wieczne napięcie i stres związany z nagłymi wybuchami magii, która była dla niej czymś obcym i przerażającym. Ciągłe tłumienie mocy tylko pogarszało sprawę, wciągając brunetkę w błędne koło, z którego nie potrafiła się wyrwać. Wystarczyło, że poczuła się bezpieczniej ze swoim darem i na jaw wychodził przyrodzony talent, który tylko należało ciut oszlifować. Był to miły widok. Miły i bolesny zarazem, gdyż utwierdzał Luciena w jego wątpliwościach.
Pogodnie przejął płomyk na dłoń, którą szybko zamknął słysząc dzwonek u drzwi.

        Oficjalne oblicze szlachcica wróciło, nie zostawiając śladu po pogodnym Lu. Zeskoczył elegancko z lady i stanął z boku, opierając się o nią. Osoba, która weszła wyglądała co najmniej nietypowo jak na klienta sklepu z bronią. Nawet nie płeć stanowiła problem co prezencja delikatnej istotki, która wpłynęła do sklepu. Z pewnością nieczęsto miała okazję stawać koło kogoś używającego broni, o samodzielnym jej dzierżeniu nie było nawet mowy. Szybko wyjaśniła się przyczyna tajemniczej wizyty niecodziennej klientki.
        - Przyjemność po mojej stronie - odpowiedział gładko wpasowując się w prezentację i pocałował dziewczynę w rękę. Później pozostało mu obserwować kolejną niespotkaną wcześniej scenkę rodzajową. W takich chwilach zdecydowanie się nie nudził. Tym bardziej, że dziewczyny mówiły szybciej, niż elfy szyły z łuków. Słuchał więc zaciekawiony i lekko rozbawiony, chociaż w towarzystwie emocje znów kryły się pod niewzruszoną maską.
        - Do zobaczenia więc - grzecznie odezwał się demon, patrząc na odchodzącą dziewczynę. Gdy blondyneczka zastopowała, dla odmiany zerknął na Rakel. Zaskoczona wyglądała przezabawnie. Z całego dialogu nie zrozumiał w zasadzie nic, no może poza informacją o braciach czy ich wyjątkowo zwięzłym skrótem oraz pytaniem i radą odnośnie kowala. Zresztą bardzo trafną, jeśli ktoś pytałby Lu o zdanie. Choć więc dialog składający się z urywków słów prezentował się dość enigmatyczne w zupełności nie przeszkadzał nemorianinowi w "uczeniu się" ludzi. Każda taka sytuacja stawała się dla mężczyzny nową ciekawostką.

        Drzwi zamknęły się z brzękiem, do którego zaczynał się przyzwyczajać i od razu napotkał roześmianą twarz Czarnulki.
        - Wątpię - odpowiedział spokojnie. W oczach demona, Nina zachowywała się jak każda atrakcyjna kobietka nawykła do męskiej atencji. Kokietowała, spoglądała spod rzęs jednym słowem była urocza i nic ponad to. Każdego traktowała podobnie. Tak przynajmniej sądził demon, dla którego podobne reakcje wobec jego osoby nie były nowością.
Nie przywiązał się zbyt do wyznania, zamiast tego jego myśli popłynęły własnym torem. Sklep niespecjalnie nadawał się do treningu bardziej złożonych zaklęć. Zarówno mógłby nie zdążyć zapobiec wszystkim zniszczeniom, jak i ktoś nieproszony mógłby zauważyć piromańskie popisy młodej sprzedawczyni. Ani jedno ani drugie nie było pożądane. Zamiast tego, Lucien pomyślał, że można by zacząć oswajać Rakel z aurami. Dziewczyna władała magią, więc przynajmniej w jakimś minimalnym stopniu mogła umieć ją odbierać. Już wcześniej uznał, że powinna poznać przynajmniej podstawy, choćby dla własnego bezpieczeństwa. Skoro więc mieli chwilę postanowił wdrożyć lekcje w życie.
        - Z płomykami radzisz sobie coraz lepiej, spróbujmy więc następnego kroku. - Uśmiechnął się, zaciekawiony co z tego wyjdzie.
        - Zazwyczaj od podstaw się zaczyna, ale z tobą wszystko idzie trochę na opak - zażartował Lu.
Odgarnął włosy, obiema rękoma, dotknął kolczyka i wypiął błyskotkę. Sięgnął po rękę dziewczyny i położył na jej dłoni rubin, zaraz potem palcami skłaniając ją do zamknięcia garści.
        - Zamknij oczy i spróbuj wsłuchać się w kolczyk. - Palce cały czas trzymał na pięści dziewczyny. Lubił swoją biżuterię, ale co ważniejsze chroniła go przed wrogą magią umysłu. Nie miał zaś dość pewności, że dziewczyna zbyt mocno skupiając się, zwyczajnie nie podpali kolczyka.
        - Nie skupiaj się na jego fakturze czy ciężarze, spróbuj wyczuć jakie powoduje wrażenia, jakbyś chciała usłyszeć co ci szepcze - cichym łagodnym głosem tłumaczył demon. Widząc otwierające się barwne oczy, choć nie miał pewności co do zrozumienia, uznał, że wystarczy. Zabrał kolczyk i zapiął go z powrotem. Tę samą dłoń brunetki, w którą wcześniej włożył rubin delikatnie przyciągnął do siebie i otwartą oparł na piersi, na wysokości serca.
Lucien wychodził z prostego założenia, że na początek dużo łatwiej było wyczuć magię, mając bezpośredni kontakt z przedmiotem czy osobą. Dlatego właśnie najpierw podał brunetce kolczyk, a teraz nieco wymusił niespodziewany dla Rakel kontakt.
        - Zamknij oczy i słuchaj, tak jak wcześniej - szeptał cicho.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Wzruszyła tylko ramionami, nie wchodząc w dyskusję na temat Niny. Dobrze wiedziała, że jej koleżanka od zawsze podkochiwała się w Dorianie i wciąż liczyła na jakąś wzajemność z jego strony. Niestety jej głupi brat zachowywał się, jakby tego nie widział. Poza tym jednak blondynka doskonale czuła się w towarzystwie płci przeciwnej, którą równie często wykorzystywała, by wzbudzić zazdrość w nieświadomym podchodów starszym z Evansów, jak również dla własnej przyjemności, gdyż twierdziła, że woli proste umysły mężczyzn niż nieustanne knowania kobiet z jej otoczenia. O dziwo ta piękna istota, chociaż nigdy nie rozsiała ani jednej plotki, doskonale wiedziała, co dzieje się w całym mieście, znając niemal wszystkich jego mieszkańców, a przynajmniej, jak mówi, tych, których warto znać. Ta niespodziewana wizyta była prawdopodobnie preludium do prawdziwego najścia, gdy Nina pojawi się w drzwiach z winem w ręku i zarządzi nadrabianie zaległości, a Rakel znów dowie się czegoś nowego, gdyż aby w przyrodzie istniała równowaga – ona nigdy o niczym nie miała pojęcia.
        Wyprostowała się, stając przed Lucienem, gdy ten szybko zmienił temat na dotyczący ich nauki. Uśmiechnęła się, wyraźnie gotowa na następną lekcję, zastanawiając się gorączkowo na czym będzie polegała tym razem. Rzeczywiście szło jej coraz lepiej, chociaż zazwyczaj trenowała, gdy była sama. Jej dar i tak nigdy nie miał ujrzeć światła dziennego, więc nie czuła potrzeby popisywania się swoimi postępami, ale koniecznie musiała umieć kontrolować swoją magię wśród ludzi. Nie tylko ze względu na zaściankowość niektórych, ani nawet nie dlatego, że bała się kogoś skrzywdzić, w końcu zawsze jakoś sobie radziła. Najbardziej bała się tego, że przyłapana na niekontrolowaniu swoich mocy zostanie przymusowo wysłana do szkoły, a nie miała na to pieniędzy, to po pierwsze, a po drugie nie chciała zostawiać sklepu, który był całym jej życiem. Uczyła się więc pilnie, byle tylko osiągnąć założony cel, czyli pełne władztwo nad magią.
        Na informację, że nie będzie uczyła się kolejnej banalnej sztuczki uśmiechnęła się tylko szerzej, ale trwało to krótko, gdyż wesoły grymas powoli zastępowała konsternacja, gdy Rakel przyglądała się, jak Lucien ściąga kolczyk z ucha i wyciąga go w jej stronę. Zaskoczona pozwoliła sobie zabrać dłoń i umieścić w niej błyskotkę, wokół której posłusznie zawinęła palce, zastanawiając się, czy naprawdę ma spalić jego biżuterię. Nie można było jednak powiedzieć, by następne słowa mężczyzny wyjaśniły zagadkę. Dziewczyna zignorowała nawet wciąż przykrywającą jej dłoń rękę bruneta, spoglądając na niego z powątpiewająco uniesionymi brwiami. Ma się wsłuchać w kolczyk? Zacisnęła lekko usta, starając się powstrzymać od komentarza i słuchała dalej, a w końcu posłusznie zamknęła oczy, nawet jeśli jej mina wyrażała, że zupełnie nie wierzy w sens niezrozumiałego dla niej polecenia.
        Gdy jednak czegoś się podejmowała to robiła to porządnie, więc chociaż czuła się jak skończona kretynka, wsłuchując w kolczyk, nie pozwoliła, by jej uprzedzenia stanęły na drodze nauce. Westchnęła więc krótko i zacisnęła dłoń na kolczyku, skupiając na nim całą swoją uwagę i do niego zamykając odbiór świata zewnętrznego. Nie mogła nic poradzić na to, że wbrew słowom Luciena skupiła się na ciężarze i kształcie drobiazgu w swojej dłoni, ale przy okazji poruszyła minimalnie głową, gdy zaczęła coś słyszeć. Jakby… melodię? Otworzyła oczy, czując, jakby dowiedziała się czegoś nowego, ale nic nie powiedziała, nie chciała robić z siebie głupiej, to na pewno jakiś grajek na ulicy.
        Bez słowa obserwowała, jak Lucien zabiera swoją własność i zapina z powrotem w uchu. Również bez protestów pozwoliła zabrać swoją dłoń, spodziewając się kolejnego zadania, jednak zawahała się, widząc, jak demon przyciąga ją do siebie, zmuszając do postąpienia kroku w jego stronę. Nie zdążyła jednak na głos wyrazić swoich wątpliwości, bo po chwili opierała otwartą dłoń na jego piersi, usiłując nie spłonąć rumieńcem i nie podpalić nic w okolicy. Kolejne polecenie było tak samo dla niej niejasne, jak pierwsze, ale już nie tak łatwe do wykonania. Byłoby jej łatwiej, gdyby wiedziała, co robi, bo teraz tylko peszyła się bliskością mężczyzny zastanawiając się, jak dotykanie go ma jej pomóc z kontrolowaniem ognia.
        Tylko, że w nim też go poczuła. Od razu zamknęła posłusznie oczy, próbując się skupić, wołana trzaskającymi w płomieniach gałązkami. Rozluźniła się nagle, pochylając lekko głowę w jego stronę, jakby nie rozumiała, dlaczego czuje, a nie słyszy dźwięki. Chciała sięgnąć do tamtego ognia, wołana jego mocą, tak ciepłą i znajomą. Nie wiedziała jakim cudem myśli o malowanych kobaltem obrazach, skoro ma zamknięte oczy, ani dlaczego ma wrażenie, że jest tam więcej, tylko ona tego nie widzi, nie słyszy i nie czuje, ale wręcz zmarszczyła brwi w niezadowoleniu, a w końcu otworzyła oczy, zabierając rękę.
        - Co to jest? – zapytała zdziwiona, spoglądając na Luciena, ale też wyraźnie zaintrygowana nowym doznaniem.
        Wiedziała, że włada ogniem, więc to, że go poczuła nie wydawało się nawet takie dziwne. To mógł być nawet wytwór jej wyobraźni, wywołany skojarzeniami jego osoby ze znajomym żywiołem. Ale wiedziała, że coś poczuła, coś go otaczało, ale nie wiedziała co i zaczęło ją to teraz męczyć.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Zapał i chęć do nauki zawsze był dobrym znakiem. Zaangażowanie jakie Rakel wykazywała, było dodatkową zachętą dla nemorianina. Z jakiegoś powodu czuł do niej bliżej nieokreśloną sympatię, ale motywacja brunetki do opanowania własnej siły była kluczowym motywatorem trzymającym demona w miejscu. Nie marnowałby przecież czasu na osobę, której było wszystko jedno. Dlatego właśnie nie przejął się wyczekiwaniem w sklepie i regularnie pojawiał się u dziewczyny, wstrzymując swoją podróż. Ciekawość Lu również grała istotną rolę w powstrzymywaniu go przed wznowieniem wędrówli, ale gdyby Czarnulce nie zależało, demon już dawno ruszył by w dalszą drogę. Nie zwykł zabiegać o czyjekolwiek względy i Rakel nie byłaby tu wyjątkiem, nieważne jak interesującą się zdawała.
        Dziewczyna informacje o dalszej edukacji przywitała ze szczerym uśmiechem, poszerzającym się wraz z kolejnymi słowami Luciena, który momentalnie prysł. Nie przejął się niedowierzaniem wymalowanym na twarzy brunetki. Nie zwykł tłumaczyć wszystkiego krok po kroku, pomijając oczywisty fakt, że w ogóle nie miał okazji uczyć kogokolwiek. Lu uznał, że dużo lepiej będzie jeśli Rakel sama poczuje emanację. Wystarczyło na nią spojrzeć. Jaką minę by miała gdyby zaczął opowiadać o aurach, nietrudno było się domyślić. Dużo łatwiej i szybciej było wytłumaczyć z czym właśnie miała kontakt, niż opowiadać i przekonywać, że coś takiego istnieje.
Szło lekko opornie, dziewczyna chyba miała ochotę powiedzieć co myśli o jego lekcjach, ale wstrzymała się i wtedy jakby coś odrobinę zaskoczyło. Spostrzegł krótkie i subtelne niedowierzanie w otwartych oczach, ale nie odpowiedział nic. Jeszcze nie była na to pora.
Przytrzymał dłoń dziewczyny, by ta nie odskoczyła w tym samym momencie, gdy zorientowała się, że chce by go dotknęła. Czekał spokojnie, nie przejmując się zupełnie niepewnością Rakel. Puścił rękę dziewczyny dopiero, gdy ta z zamkniętymi oczyma, rozluźniła się i pochyliła w jego stronę. Teraz miał pewność, że wyczuła aurę. Dobrze, w końcu zawsze istniała niewielka szansa, że byłaby całkowitym beztalenciem w tej dziedzinie. Nie słyszał co prawda o przypadku maga głuchego na aury, ale przecież niczego nie można było wykluczyć. Albo gdyby okazała się być mniej intuicyjną osobą i potrzebowałaby konkretnego szkolenia by chociaż zorientować się w istnieniu emanacji. Ale by się wtedy musiał natłumaczyć, wyjaśniać i przekonywać. Wybrnąć z całej sytuacji na pewno nie byłoby tak łatwo jak ją sprowokować.
Całe szczęście przypuszczenia demona się nie myliły i dziewczyna nie tylko dostrzegła jego aurę, ale starała się usłyszeć więcej. Uśmiech pojawił się na twarzy Luciena, który dostrzegł skupienie brunetki i nie znikł gdy popatrzyła na niego zadając pytanie.

        Teraz mógł opowiadać i tłumaczyć, tak jak potrafił. Wrócił na "swoją" ladę, siadając wygodnie. Coraz bardziej odpowiadała mu taka forma siedzenia. Co za ironia czy złośliwość losu.
        - Aura - odpowiedział precyzyjnie, by rozpocząć trochę dłuższy wywód.
        - Magia to energia. Jest obecna wszędzie, we wszystkich żywych istotach i naszym otoczeniu. Czasami jest tak słaba i delikatna, że staje się niewyczuwalna, ale otacza nas tak jak powietrze, którego nie widzimy. Czasem występuje w bardziej skupionej postaci. Przyjmuje wtedy najróżniejsze formy, zależnie od dziedziny, w twoim przypadku są nią płomienie. - Starał się opowiadać w miarę możliwości obrazowo. Dla Asmodeusa były to rzeczy rozumiane naturalnie i nie miał pewności, jak tłumaczyć je dziewczynie. Miał jednak nadzieję, że w razie potrzeby dopyta go o wszelkie niejasności, oraz że on będzie w stanie je wyjaśnić.
        - Każda forma życia ma swoją charakterystyczną energię, im bardziej złożona istota, tym ta energia staje się bardziej wyrafinowana. U rozumnych ras, osiąga najbardziej misterny poziom. To są właśnie aury - mówił na razie nie przerywając. Chciał w miarę możliwości rozwinąć temat, by dopiero za chwile odpowiadać na pytania. W to, że się pojawią, raczej nie wątpił. Co najwyżej mogły się pojawiać już na starcie, lub wraz z rozwijaniem wypowiedzi.
        - Mowa może oszukiwać, czary mogą przekłamywać rzeczywistość, ale aura zawsze powie ci prawdę. Może poza pewnymi drobnymi wyjątkami, ponieważ można ją maskować i na nią wpływać - skonsternował się na moment, by zaraz wrócić do głównego tematu.
        - Zazwyczaj jednak mówi prawdę. Powie ci kim jest dana osoba, czym się para, czy możesz jej zaufać. Czytanie aur jest dość złożoną dziedziną i nie da się jej opanować w jedno popołudnie. To co powinnaś zapamiętać, co jest najistotniejsze, to jeżeli aura z jakiegoś powodu cię odstręcza, budzi niepokój, nie zastanawiaj się, uciekaj. Gdy wydaje się trudna do zdefiniowania lub aż zbyt piękna by mogła być prawdziwą, uciekaj jeszcze szybciej - uśmiechnął się demon, mentalnie nastawiając się na serię pytań.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Podczas gdy on wrócił na swoje miejsce na ladzie, Rakel cofnęła się do swojego taboretu, przysiadając na nim z charakterystycznie podwiniętą jedną nogą, oplatając ją ramionami. Oparła brodę na kolanie, nie spuszczając kolorowych oczu z demona i można było odnieść wrażenie, że dziewczyna wręcz pożera słowa, które wychodziły z jego ust, próbując je zrozumieć i zapamiętać. Starała się nawet nie dać ponieść wyobraźni, która próbowała zobrazować przedstawiane jej informacje, w obawie, że jakieś fakty jej umkną, więc brunetka początkowo tylko słuchała. Dzielnie też wstrzymywała się z pytaniami, dopóki Lucien nie skończy mówić, zauważając mimowolnie, że przez te kilka dni stał się o wiele bardziej rozmowny. Może zależało to od tego, że trochę lepiej się poznali, a może po prostu mówił na tematy mu bliskie, kto wie.
        Z każdym kolejnym słowem była coraz pewniejsza, że go rozumie. Bała się, że być może nieco przecenia swoją widzę i umiejętności, ale mężczyzna opowiadał o wszystkim tak obrazowo, że naprawdę czuła się, jakby rozumiała, o co mu chodzi i na czym polegają aury. Co więcej, ich istnienie wyjaśniałoby bardzo wiele rzeczy, ale nie chciała jeszcze zbyt wcześnie przeskakiwać do pochopnych wniosków.
        - Czyli to, co roztacza wokół siebie Meve, to nie jest zwykła aura grozy tylko… tylko rzeczywista aura? – wypaliła w końcu z uśmiechem, nie mogąc dłużej utrzymać języka za zębami.
        Stara zielarka rzeczywiście emanowała czymś bliżej nieokreślonym, jakąś mocą, którą Rakel zawsze odczuwała, ale zrzucała to na karb czegoś bardziej nieuchwytnego, jak chociażby ciężki charakter staruszki. Obiecała sobie jednak, że następnym razem, gdy jej sąsiadka wpadnie z niezapowiedzianą wizytą (zapowiedzianej chyba jeszcze nie było), to jej sobie posłucha.
        - Jak mogą wyglądać aury? To znaczy, jak się przedstawiają? Bo gołym okiem ich nie widać… - zawahała się, niepewna czy ma rację, a nawet jeśli tak, to czy nie jest to prawda tak banalna, że mężczyzna wyśmieje jej pytania. Z tego samego powodu nie powiedziała, że słyszała jakąś melodię, gdy trzymała w ręku jego kolczyk. Ostatecznie jednak głód wiedzy zwyciężył nad nieśmiałością.
        - Czy każdy ma jedną swoją aurę, czy różne osoby będą ją inaczej odbierać? – zapytała, po części ciekawa, czy może zdradzić, co ona poczuła dotykając Luciena, czy może każdy ma jakieś indywidualne wrażenia i lepiej nie wyskakiwać zaraz ze swoimi.
        Była taka ciekawa! Ale nawet nie umiała dobrze ubrać swoich wątpliwości w słowa, gdyż nawet by pytać, trzeba coś wiedzieć. Ona w tej chwili mogłaby poprosić nemorianina jedynie, by opowiedział jej więcej, lub nawet nauczył rozumieć te aury, gdy je wyczuje. Nie chciała być jednak zbyt nachalna, w końcu i tak już poświęca czas, by pomóc jej z ogniem. Z drugiej jednak strony przecież sam wyszedł z taką inicjatywą, więc może to po prostu kolejny etap nauki?
        Zaczęła bezwiednie bawić się czarnym puklem włosów, zerkając na moment na Sierżanta. Ten najwyraźniej uznał, że jego pani jest już bezpieczna, bo spał w najlepsze na podłodze, rozpoczynając na nowo koncert chrapania, czym tylko przypomniał Rakel, jak nie wyspała się w nocy.
        Zdawało jej się nie do pomyślenia, że tyle informacji można z kogoś wyczytać po… po czym właściwie, po wsłuchaniu się w niego? Domyślała się, że nie zawsze trzeba tą osobę dotykać, prawdopodobnie Lucien zasugerował jej to (delikatnie powiedziane), żeby lepiej to zrozumiała i poczuła, ktoś bardziej doświadczony na pewno nie musi się tak ograniczać.
        Zapamiętywała wszystkie uwagi, potakując kilka razy, wspartą wciąż na opartej o kolano ręce głową. Uśmiechnęła się delikatnie, nieco rozbawiona, gdy usłyszała ostatnie ostrzeżenie. Nie przyznała się, że jego aura jej się podoba, a przynajmniej tyle, ile udało jej się wyczuć. W końcu nie była aż tak piękna, by uznać ją za zwodniczą, a jedynie przyjemnie znajoma. Poza tym Rakel podświadomie czuła, że nie dostrzegła nawet połowy. Korzystając z obecnych w głowie wspomnień próbowała znów wyczuć coś z otoczenia demona, ale gdy po krótkiej chwili nie usłyszała nawet znajomego trzasku gałązek, poddała się, znów przejęta niepewnością.
        - Jaką ja mam aurę? – spytała nagle, zerkając na mężczyznę z uśmiechem. Skoro każdy jakąś posiadał to ona z pewnością również, a ciekawe było dla niej poznanie o sobie czegoś nowego. Może też będzie słychać u niej ogień? Bardzo to było dziwne… aury. A na dodatek irytująco nieuchwytne, ale też nowe i interesujące, więc dziewczyna z chęcią dowie się o nich więcej.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Opowiadając Lucien przyglądał się dziewczynie i z wesołością spostrzegł, że interesowała się słowami jeszcze intensywniej niż demon jej osobą. Na pewno zaś znacznie mniej kryła się ze swoją fascynacją, albo zwyczajnie wcale jej nie skrywała. Póki nikt im nie przeszkadzał, nemorianin chętnie mówił, zachowując się znacznie otwarciej niż zwykle. Przy Rakel czuł się swobodnie. Przyjemność sprawiało mu ożywienie dziewczyny, więc tym chętniej odpowiadał na jej pytania. Uśmiechnął się szeroko, słysząc pytanie o Meve.
        - To co roztacza to nie tylko jej uroczy charakter. Zdecydowanie jest ona kimś, z kim należy się liczyć i nie tylko dlatego, że jest uciążliwą babcią - zaśmiał się demon. Czarownica była znacznie silniejszą istotą niż wyglądała na pierwszy rzut oka. Mimo niepozornej prezencji, roztaczała wokół siebie specyficzną aurę, wyczuwalną nawet dla niemagicznych. Ludzie jednak z natury nie przywykli do czarów i zrzucali wszystko na zwykłe przeczucia, którym zwyczajnie nie wierzyli.
        Przechylił głowę słysząc kolejne pytanie. Zapowiadał się gadatliwy dzień. Jeszcze nie minęło południe, a już mówił więcej, niż zdarzało mu się przez tydzień. W myślach uporządkował informacje, tak by możliwie nie namotać Rakel w głowie i dopiero wznowił opowiadanie.
        - Raz są bardziej czytelnymi i namacalnymi obrazami przypominającymi rzeczywistość. Innym razem wyglądają bardziej metaforycznie, przypominają strzępki i mozaiki barw. To jednak co jest stałe, to sposób ich postrzegania. Tak jak mówisz, nie wyczujesz aur zwykłymi zmysłami, ale postrzegasz je jakby właśnie za ich pomocą. Każdy z nich ma swoją dziedzinę oddającą odrębną część osobowości. Kolory mówią o tym kim jesteś, bardziej z punktu widzenia emocji. Wędrowiec czy domator artysta czy kupiec. Każdy kolor ma jednak różne interpretacje, aura nigdy nie jest dosłowna i by ją dobrze ocenić czasem trzeba się zastanowić.
        - Poświata aury mówi o skłonnościach do dobra lub zła, harmonii lub chaosu. - Zrobił niewielką pauzę, oceniając czy brunetka nadąża i czy nie ma pytań, dopiero potem nemorianin kontynuował.
        - Zdolności magiczne ukazują się poprzez dźwięki, jest ich tak wiele jak dziedzin, o szczegółach może trochę później. - Uśmiechnął się wesoło, zastanawiając, czy za chwilę Rakel nie wyciągnie jakiegoś pergaminu i nie zacznie notować.
        - Zapachy mówią o naturze. Czy jesteś człowiekiem czy elfem na przykład, wojownikiem, czy może zielarzem. Dotykiem czytasz fizyczne predyspozycje jak na przykład szybkość czy inteligencję. Na sam koniec masz smak, on ujawnia prawdziwy charakter osoby.
        - Każdy ma swoją aurę, ale dużo zależy od czytającego. Jego umiejętności mają kluczowe znaczenie, ale niektóre aspekty aury mogą być widoczne tylko dla wybranych, bardziej wrażliwych osób.
Kończąc podążył za wzrokiem dziewczyny, w kierunku chrapiącego niczym smok psa.
        - On. - Wskazał psa niewielkim ruchem głowy. - Jestem przekonany, że doskonale pasowałaby aura piekielnika - zażartował Lu, wracając spojrzeniem na brunetkę. Odwzajemnił uśmiech dziewczyny i zaczął odpowiadać na kolejne pytanie.
        - Twoja aura? - ponowił pytanie, przymykając lekko oczy. Zaczął ponownie mówić dopiero po momencie namysłu, z zielonymi tęczówkami wciąż do połowy przykrytymi rzęsami.
        - Przypomina sklep z bronią, jest prawie odbiciem tego wnętrza. - Demon powiódł wzrokiem po sklepie Evansów, niespiesznie tłumacząc i opowiadając.
        - To znaczy, że jest on dla ciebie szczególnie ważny. Dużo w niej cynku, co by mówiło, że wiedziesz stabilne życie. Nie brakuje w niej złota, czyli przykładasz uwagę do materialnych aspektów. - Uśmiechnął się wesoło, obserwując reakcje brunetki, gdy tak sobie czytał ją na głos.
        - Potem jest żelazo, czyli raczej umiesz używać tego co sprzedajesz - zakończył pogodnie. Po każdym zdaniu dawał Rakel kilka uderzeń serca na przyswojenie kolejnych wiadomości, dopiero potem ponownie snuł, przerwane wyjaśnienia.
        - Twoje płomienie są jak twoja magia, czasem tlą się cichutko, czasem szaleją ostrzegając przed ryzykiem - zakończył wesoło.
Nie wchodził w większe detale, by niepotrzebnie nie zawstydzać dziewczyny. I tak nie miał pewności jak zareaguje na same informację jak wiele można się dowiedzieć, umiejąc czytać aury. Wolał stopniować szok.
Ostatnio edytowane przez Lucien 6 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Uśmiechała się lekko, słuchając jak Lucien mówi o Meve. Ciekawe czy wiedział o niej więcej niż Rakel, skoro tak wiele można było dowiedzieć się z aury. Zielarka była w jej życiu odkąd dziewczyna pamięta i od zawsze zdawała się być tak samo stara. A chociaż była brutalnie wścibska i bezwzględnie krytyczna, względem swojej młodej podopiecznej czarnowłosa handlarka wiedziała, że Meve zawsze ma na względzie jej dobro. Po prostu czasem to, co sąsiadka uważała za właściwe dla dziewczyny niekoniecznie pokrywało się z tym, co o pomyśle sądziła sama zainteresowana. Nigdy jednak nie mówiła o sobie, unikając odpowiedzi na pytania Evansówny z gracją równą niemal małomównemu Lucienowi, więc wszystko, co Rakel o niej wiedziała odczuła po prostu na własnej skórze, jak chociażby to całe czytanie w myślach. Niezręczne!
        Później demon kontynuował wyjaśnienia, a dziewczyna zamieniła się w słuch. Barwy, dzięki którym można rozpoznać czyjąś naturę? Osobowość? Poświata zdradzająca, czy kto jest dobry czy zły? Czy to jest w ogóle możliwe? Na jakiej zasadzie działa ta aura, że pozwala sobie zdradzać prawdziwą naturę osoby, którą otacza?
        Głowa parowała jej od kłębiących się w niej pytań, a Lucien zdawał się nawet dać jej chwilę na zadanie jakiegoś, ale Rakel udało się tylko poruszyć bezgłośnie ustami i mruknąć coś pod nosem, podkładając ramię między kolano i brodę. Pokiwała tylko głową, że ma mówić dalej, samej układając sobie wszystko w jaki taki porządek.
        Dźwięki i zapachy. Te drugie już potrafiła sobie lepiej wyobrazić, a te pierwsze przypomniały jej o melodii, którą słyszała, gdy trzymała w dłoni kolczyk. Mimo tego wszystkiego, wciąż nie była przekonana, że miała rację i to naprawdę był przebłysk aury, a nie jakiś pogłos z ulicy. A smak? Dziwne, zbyt dziwne.
        Zaśmiała się cicho na komentarz Luciena, gdy wskazał Sierżanta. Ten jakby wyczuł zainteresowanie i uchylił lekko ślepia, bulgocząc nieodmiennie na demona.
        - No już, już – zamruczała czule do psa, a ten przeniósł na nią łagodne spojrzenie i sapnął z zadowoleniem.
        Zerknęła na mężczyznę, gdy zaczął mówić o jej aurze i przyglądała mu się, gdy przymknął oczy. Słuchał jej? Uniosła wysoko brwi na wieść, że to co ją otacza przypomina sklep z bronią. Podniosła głowę zaskoczona i otworzyła usta do pytania, ale znów się nie odezwała. Jak? Jak to sklep? Drugi? W tym? Czy to tylko wrażenie? Odruchowo potarła czoło w zamyśleniu, próbując ogarnąć umysłem to co słyszy, a nemorianin kontynuował.
        Uśmiechnęła się lekko, potakując i z czułością rozejrzała się po otaczających ją czterech ścianach. Dla niektórych było to małe, ciemne pomieszczenie, dla niej było całym życiem. I to prawda, było ono stabilne, co do jego materialnych aspektów łypnęła jednak podejrzliwie na demona. Była handlarką, na los, nie znaczyło to od razu, że materialistką. Chociaż była dość pragmatyczna to fakt, i trudno było liczyć na jej sentymenty. I to wszystko Lucien poznał po jej aurze?
        - No raczej – prychnęła z mieszaniną rozbawienia i lekkiej dumy, na wnioski demona. Co byłby z niej za sprzedawca oręża, gdyby nie wiedziała jak się nim posługiwać? Wojownikiem nie była, ale co nieco ją nauczono, chociażby tyle, by umieć się bronić.
        - U ciebie też słyszę płomienie – powiedziała w końcu, gdy Lucien wspomniał o jej magii. – Trzask ogniska – sprecyzowała ciszej i odgarnęła włosy z twarzy, znajomym gestem maskując zmieszanie.
        Chwilę zastanawiała się nad wszystkim, co usłyszała, nad aurami, nad ich odbiorem, nad tym, co mogą oznaczać. Nad aurą Luciena i nad swoją własną, która brzmiała całkiem przyjemnie, ale też wiele zdradzała. Jak się z tym czuła?
        - To jest… - zawahała się, wciąż nie mogąc dojść do siebie po tym, co usłyszała. Nieprawdopodobne? Niesamowite? Fascynujące? - …niesprawiedliwe – dodała w końcu cicho, ale zdecydowanie i jednocześnie wyraźnie zaskoczona swoimi własnymi słowami.
        Ale to prawda. To było niesprawiedliwe. Może ona nie chciała, by można było uzyskać o niej tyle informacji, tak po prostu? Zmarszczyła brwi, lekko niezadowolona. Nie przeszkadzało jej, że Lucien dowiedział się o niej więcej, on nie był problemem, ale że każdy kto umie czytać aury mógł dowiedzieć się kim jest, jaka jest, czym się zajmuje, tylko wsłuchując się w nią… Trudno było oczekiwać, że spodoba jej się to, że można czytać z niej jak z otwartej księgi. I nie chodziło o to, że miała jakieś tajemnice, wręcz przeciwnie, w swoim mniemaniu dziewczyna była prosta jak konstrukcja cepa. Ale miała chyba prawo decydować o tym, kto ją pozna?
        - Można się nauczyć, jak ukrywać swoją aurę? – zapytała od razu, prostując się na stołku.
        - Lucien, nie masz nic przeciwko, że cię tak zarzucam pytaniami? – zreflektowała się jeszcze, zerkając uważnie na demona. Nic do tej pory co prawda nie powiedział na ten temat, ale też to samo w sobie nowością nie było. Poza tym mógł być po prostu uprzejmy i w to już zdecydowanie mogła uwierzyć.
        - Jestem ciekawska, wiem, przepraszam. Ja… hmm. – Urwała nagle, wzruszając ramionami, gdy zdecydowała jednak nie mówić nic więcej.
        Bo w sumie niewiele miała na swoją obronę. Do szkoły nie chodziła, uczyła się tylko od ojca, Meve i z książek, które wpadły jej w ręce, nie mając nigdy nauczyciela z prawdziwego zdarzenia. Lucien z kolei zdawał się wiedzieć okropnie dużo na wiele tematów. Pewnie zwiedził kawał Alaranii. Może nie było jej obojętne, czy uzna ją za głupią, ale też nie chciała się tłumaczyć. Po prostu lubiła dowiadywać się nowych rzeczy, a spoglądanie na świat oczami innych ludzi było ciekawsze, niż poznawanie go z książek. Ale nie była nachalna, więc gdyby Lucienowi jej wścibstwo zaczęło przeszkadzać, nie musiałby mówić dwa razy.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Mimo pozostawianych luk dziewczyna dość długo milczała, wstrzymując się z pytaniami, a na jej twarzy Asmodeus dostrzegał różne emocje jakie wywoływały poszczególne fragmenty wypowiedzi. Widać było wcale nie gasnącą ciekawość, ale też pewnego rodzaju zagubienie. Temat wciąż był dla dziewczyny dość abstrakcyjny, co było raczej zrozumiałe, więc Lu nie naciskał w żadną ze stron. Ani nie pędził z informacjami ani namolnie nie oczekiwał wypowiedzenia kłębiących się pod burza loków pytań. Zwyczajnie krok po kroku kontynuował, czekając aż Rakel będzie gotowa na dalszą interakcję.
Nie umknęło mu co prawda spojrzenie jakie posłała Czarnulka słysząc o materializmie, ani zadowolenie gdy przyznawała mu rację, potwierdzając, że potrafi walczyć, ale nie komentował ani jednego ani drugiego inaczej niż łagodnym uśmiechem. Zareagował dopiero na słowa dziewczyny. Skinął jej głową, nie kryjąc zaciekawienia.
        - Ognisko mówisz?... - przeciągnął słowo w zamyśleniu, zamykając na chwilę oczy. - Ciekawe... - skomentował dość wesoło. Dziwne to było uczucie, słyszeć jak inni postrzegali jego aurę. Wglądu w nią nie miał. Owszem, wiedział czego się spodziewać, ale to nie oddawało pełnego obrazu. Po następnych słowach nie wytrzymał i prychnął lekkim śmiechem. Naprawdę to stworzenie stąpało po ziemi twardo niczym krasnolud. Wiele opcji na dokończenie wypowiedzi demon widział. Wiele dopuszczał jako możliwe i spodziewał się wszystkiego, ale to co padło, całkowicie zbiło bruneta z nóg. Uspokoił się szybko, by nie urazić dziewczyny i odezwał się łagodnym głosem, przytakując jej.
        - Owszem, niesprawiedliwe. - Jakkolwiek zaskakującą ta odpowiedź nie była, tkwiła w niej sama prawda.
        - Teraz rozumiesz co miałem na myśli mówiąc o pomocy i ochronie? - Ponieważ jednak obawiał się, że jeszcze nie do końca, pospieszył z wyjaśnieniami. - Nie chodzi tylko o niekontrolowane podpalenie pościeli czy domu. Jest to pewne zagrożenie, ale nie bezpośrednio dla ciebie, co najwyżej w formie reperkusji. Bardziej martwiła mnie twoja błoga nieświadomość względem daru i samej magii. Moc zawsze przyciąga "ciekawskich". Nie musisz umieć z niej korzystać, liczy się potencjał. Ci zaś rzadko bywają przyjacielscy. A jak już teraz wiesz, niewiele trzeba by się dowiedzieć o twoim talencie - uśmiechnął się delikatnie, łagodząc całość eufemizmami.
        - Można - odparł, rozwijając odpowiedź niecałe uderzenie serca później. - Najprościej zamaskować emanację, używając artefaktu stworzonego w tym celu. Można też stosując zaklęcia, ale tu już pojawiają się ograniczenia. Po pierwsze musisz umieć władać odpowiednią dziedziną - podczas rozmowy Lu poczuł się dość swobodnie, że nawet zaczął ubarwiać wypowiedź w oszczędną gestykulację. W tym momencie właśnie uniósł dłoń i zaczął odliczać wymieniane punkty na palcach
        - Po drugie każdy czar wymaga energii, tak jak nad rozlewiskiem - przypomniał moment gdy dziewczyna szybko osłabła, unosząc drugi palec.
        - Po trzecie, takie czary są niebezpieczne. - Uśmiechnął delikatnie, nawet jeśli to co zamierzał zaraz powiedzieć, wcale subtelne nie było - Jeśli czar jest silniejszy od maga, może zużyć całą jego energię, zabijając go na miejscu - zastrzegł niezmiennie spokojnym głosem.
        - I na koniec, to wcale nie znaczy, że nie da się takiej aury odczytać, a jedynie, że dla niektórych będzie to niemożliwe, a dla innych tylko trudniejsze. Jak w szermierce, nie ma niepokonanych, zwyczajnie jeszcze nie trafili się na silniejszego. A to co zakryte, potrafi budzić jeszcze większą ciekawość... Wszystko też zależy jak by się przykryło emanację. - Popatrzył uważnie w różnobarwne oczy Rakel, który chyba nigdy nie miały się mu znudzić, odpuszczając dalsze zagłębianie się w temat. Zbyt wiele zmiennych do rozważania z dziewczyną, na wciąż zerowym poziomie wiedzy. A Lu tez nie uważał się za specjalistę w tej dziedzinie. Był szermierzem, nie magikiem. Czarami władał tylko ze względu na rasową przynależność, która gwarantowała zdolności magiczne. Ograniczał ją do czysto praktycznych celów i nigdy nie zgłębiał bardziej niż potrzebował, a nagle awansował na nauczyciela.
        - Nie, wcale mi to nie przeszkadza. - Pokręcił głową, przymykając oczy.
        - Już nie mam spraw w tym mieście, jestem tu tylko dla ciebie, tak jak mój czas - odpowiedział przyjaźnie, przyglądając się Czarnulce.
        - Tylko z tego samego powodu, jak zostaję sam, to się nudzę - zażartował puszczając do dziewczyny oczko, przechylając lekko głowę jawnie ciekaw odpowiedzi dziewczyny. Przez myśl przemknęła mu też inna zagwozdka, czy i taka drobna zaczepka obudzi psa z piekła rodem.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Przechyliła lekko głowę zaintrygowana, widząc że jej słowa były dla Luciena czymś nowym. Dodatkowy komentarz tylko utwierdził dziewczynę w przekonaniu, że z jakiegoś powodu demon nie odbierał tak swojej aury. Lub może nie odbierał jej wcale? Nie wiedziała, czy można wyczuć swój własny poblask magiczny, a tym samym czy jej wrażenie po prostu odbiegało od zwyczajowo słyszanego przez nemorianina, czy rzeczywiście nie miał on wglądu w swoją własną aurę.
        - Jesteś zaskoczony – stwierdziła, postanawiając wyrazić na głos swoje wątpliwości. – Możesz zobaczyć swoją aurę? – wznowiła ciąg pytań. Zapytała o jego, bo swojej z pewnością nie udałoby jej się wyczuć, skoro nie dotarła do niej przez dwadzieścia lat.
        Dość skromny, ale wciąż zaskakujący śmiech Luciena wywołał wesoły uśmiech na twarzy dziewczyny, która wzruszyła lekko ramionami, w jedynym komentarzu do własnych słów. Domyślała się kontekstu rozbawienia bruneta, w końcu ją samą nieco zaskoczyła własna opinia, ale miło było usłyszeć, że się z nią zgadzał.
        Rozbawienie przeszło jej zaraz, gdy temat uległ zmianie, poruszając zarówno jej niepełną kontrolę nad własnym darem, jak i motywacje mężczyzny. A więc naprawdę się po prostu martwił? Było to na tyle miłe i zaskakujące, że Rakel powstrzymała się nawet przed przejechaniem rozmówcy walcem logicznych argumentów, dotyczących tego jak to oni w ogóle się nie znają, ona nie jest dzieckiem, radzi sobie świetnie ze swoją magią i w ogóle wszystko ma pod kontrolą.
        Zmieszała się trochę dochodząc do wniosku, że mężczyzna rzeczywiście pomaga jej, bo uznał, że jest groźna dla siebie i otoczenia. Zawsze była przekonana, że bardzo dobrze radzi sobie nie tylko z kontrolowaniem, ale też z ukrywaniem swojego daru, w końcu wiedzieli o nim tylko rodzice i bracia, Morgan, Meve i Nina. Nawet Simon nie wiedział, jeśli mu się Evansowie nie sypnęli, a w to wątpiła, bo bracia strzegli jej sekretu jak własnego. Morgan o dziwo też, chociaż normalnie gęba mu się nie zamyka. Nie była więc przecież beczką prochu, która w każdej chwili może wybuchnąć. Co do ciekawskich… nie, nie rozumiała. Nikt się nigdy nią nie interesował z tego powodu, nie licząc Luciena właśnie.
        - Ty jesteś przyjacielski – wytknęła mu przekornie.
        Później znów zasłuchała się zainteresowana, zwłaszcza informacją, że jest sposób, by zamaskować swoją aurę, emanację, jak też ją nazwał demon. Zdawała sobie sprawę, że jeszcze kilkanaście minut temu nie wiedziała w ogóle o jej istnieniu, ale teraz ukrycie tego, co zdradza o niej tak wiele informacji wydało się niezwykle kuszące. Słowo „artefakt” wydawało się jednak rozwiązaniem dość kosztownym, a „zaklęcia” raczej chwilowo niewykonalnym. Na wyliczenia tylko pokiwała ze zrozumieniem głową, prostując się na taborecie.
        - To nie mogłoby być zbyt proste – powiedziała tylko, niezbyt rozczarowana utrudnieniami. Na pewno jednak porozmawia o tym z Meve, temat był zbyt interesujący, by po prostu go porzucić, tylko dlatego, że ona sama by sobie z tym nie poradziła.
        Potwierdzenie, że jej pytania nie są aż tak uciążliwe wywołało widoczną ulgę, zarówno w postawie dziewczyny, jak i uśmiechu, który znów przyozdobił młodą twarz. Nie trwało jednak długo nim rozluźniona Rakel strzeliła nagle spojrzeniem w bok i zamrugała krótko, wyglądając jakby wydawało jej się, że się po prostu przesłyszała, ale trwało to zaledwie mgnienie. Uśmiech wrócił na usta, a brunetka odgarnęła za ucho kosmyk włosów.
        - No tak, rapier masz, teraz tylko pilnować, by młoda piromanka nie puściła Valladonu z dymem? – zerknęła na niego z lekkim rozbawieniem, obracając sytuację w żart. Trudno jej było jednak udawać, że nie zauważyła tego oczka, więc spuściła tylko oczy na moment, chociaż kąciki ust uniosły się wyżej.
        - Tutaj jesteś zawsze mile widziany – powiedziała, spoglądając w końcu na niego i poddając się z cichym westchnieniem. – Pojawiaj się gdzie chcesz Lucien, w sumie co za różnica. Byle nie w sypialni – zaśmiała się i zerknęła krótko na Sierżanta. – Za niego niestety nie mogę ręczyć, mam go dopiero dwa dni i słucha mnie chyba tylko wtedy, kiedy chce – powiedziała i zawahała się na moment, przyglądając demonowi.
        - Po pracy chcę odwiedzić brata w szpitalu… jeśli chcesz możesz iść ze mną. Jeśli rzeczywiście nie masz innych planów i miałbyś się nudzić – powiedziała niepewnie, bo chociaż zaproszenie było szczere, to nie wiedziała czy Lucien naprawdę aż tak nie ma co robić, by włóczyć się z nią po mieście.

        Dzwoneczek nad drzwiami zaśpiewał wesoło i w sklepie pojawiła się znajoma twarz.
        - Simon! – Rakel zerwała się z taboretu i obiegła ladę, kierując się w stronę chłopaka, który zatrzymał się z szerokim uśmiechem. – Wiesz coś o Jeremym? – zapytała, zatrzymując się przed nim, a radosny grymas spłynął z ust strażnika, który przestąpił z nogi na nogę, przybierając raczej zacięty wyraz twarzy.
        - Owszem – mruknął, a dziewczyna otworzyła szerzej oczy i poruszyła lekko głową w niemym „no więc?!”. Simon spojrzał nad jej ramieniem na Luciena i skinął mu oszczędnie głową, po czym spojrzał na Rakel wymownie.
        - No mówże, przecież to chyba żadna tajemnica? Simon, ja się martwię o niego, powiedz mi co się dzieje – poprosiła już zmienionym tonem, a blondyn patrzył chwilę w jej oczy nim opuścił ramiona bezradnie i wskazał gestem taboret, ale dziewczyna tylko splotła buntowniczo ramiona na piersi.
        - Rakel, to jest przestępca – powiedział w końcu z westchnieniem, nie patrząc w barwne oczy. – Przyszedłbym wcześniej, ale do akt ma dostęp tylko Berdali, a on pozbierał się raptem dwie godziny temu. Wszystko mu powiedziałem, a też nie od razu chciał mnie dopuścić do tych informacji.
        - Nie – przerwała mu stanowczo i potrząsnęła czarnymi lokami. – Nie Simon, on jest stolarzem, ma tutaj warsztat, zrobił mi drzwi na los! – Usiłowała złowić spojrzenie przyjaciela i wskazała rzeźbione w żurawie skrzydło gwałtownym ruchem.
        - Rakel, zaufaj mi, wiem co mówię – strażnik przemawiał do niej łagodnie, jakby chciał ją uspokoić, co dziewczynę tylko jeszcze bardziej zdenerwowało, bo przecież ona była spokojna! Postępującego w pomieszczeniu gorąca nie odczuwała.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Przez prawie całą rozmowę Lu nie spuszczał dziewczyny z oczu, obserwując ją podobnymi do kocich źrenicami, w dziwnie zbliżony sposób. Jedynie na krótkie chwile zrywał kontakt wzrokowy, bądź tracił go, gdy dziewczyna uciekała spojrzeniem. Tak i tym razem wpatrywał się w nią odpowiadając na kolejne pytanie najpierw lekkim uśmiechem i skinięciem głową, a później odzywając się pogodnie.
        - Nie. Swojej twarzy nie dostrzegasz jeśli nie ujrzysz jej odbicia, podobnie jest z aurą. Wiem co się w niej znajduje, ale nie mam pojęcia jak to widzą czytający. - Uśmiechnął się ciepło. Podobał mu się taki obraz. Płonące gałązki kojarzyły się z ciepłem ogniska rozpalanego podczas przerwy w podróży.
Późniejsze jego wyjaśnienia nie wywarły jednak chyba odpowiedniego wrażenia. Albo Rakel zwyczajnie sobie z niego żartowała. Popatrzył na brunetkę z lekko zagubionym wyrazem twarzy, jakby nie wiedział czy powinien się śmiać, podtrzymując dowcip, czy może uświadomić nieco dziewczynę co do natury stworzeń, o których mówił. Drobiazg, że większość nich na pewno nie uznałaby Luciena za "przyjacielskiego" z całą pewnością należało pominąć. Zachowanie demona wobec Czarnulki rzeczywiście łatwo było określić mianem przyjaznego, więc nawet jeśli był to raczej wyjątek w postępowaniu, mężczyzna nie zamierzał wyprowadzać jej z błędu.
W efekcie nie odpowiedział a uśmiechnął się bezbronnie, jakby ogłaszał kapitulację.
        Słysząc kolejną racjonalną odpowiedź Rakel, znów tylko kiwnął głową. Rzadko kiedy cokolwiek bywało proste, a jeśli tak było, albo stanowiło poświadczenie o niewielkim znaczeniu przedsięwzięcia, albo nieskuteczności.
        Widząc uroczą reakcję, Lu jeszcze bardziej zapatrzył się na dziewczynę. Jak umknęła wzrokiem w bok. Jak się uśmiechnęła. Ten uśmiech chyba nigdy nie mógł znudzić się demonowi, tak jak i wielobarwne oczy. Do tego Rakel uśmiechała się coraz częściej. Nawet jeśli wciąż nie był to "ten" uśmiech, sprawiał on nemorianinowi niesamowitą przyjemność.
        - Valladon niezbyt mnie interesuje - lekkim tonem pociągnął żart. Co prawda Lucien uznał, że trochę szkoda by było kawiarni, ale nic poza tym w mieście nie budziło jego sentymentu.
        - Staram się, by młoda piromanka wreszcie odnalazła się w świecie, którego chcąc nie chcąc jest częścią. - Uśmiechnął się łagodnie. Wciąż nie mógł pojąć dlaczego nikt wcześniej nie zatroszczył się o choćby podstawową edukację dziewczyny. Co robiła Meve? Widocznie troszczyła się o Rakel, a mimo to nie uświadomiła podopiecznej nawet w zakresie podstaw. Czy miała jakiś swój plan, czy może taka edukacja wykraczała poza jej możliwości, Lu nie wiedział, ale profilaktycznie doszedł do wniosku by na tę starą krętaczkę uważać.
Kolejne słowa Czarnulki tylko pogłębiły szczęście Asmodeusa, które zaraz znalazło odbicie w ciepłym uśmiechu jakim obdarzył dziewczynę. Po chwili zerknął w kierunku śpiącego psa.
        - Spróbujemy jakoś się dogadać, co ty na to, Sierżancie? - odezwał się łagodnie do śpiącego zwierzęcia, wychylając się lekko w jego kierunku.
        - Z przyjemnością poznam drugiego z Evansów - szybko zwrócił się w stronę Rakel z pogodną miną. - Ale nie chciałbym się narzucać - odpowiedział szczerze, nawet jeśli chwilę temu równie prawdziwie zadeklarował, że sam się nudzi i pojawiał się niekoniecznie zaproszony by przyszykować śniadanie.

        Słysząc brzęk dzwoneczka Lucien zwrócił wzrok w tamtą stronę. Nie ruszył się z miejsca, odprowadzając rozemocjonowaną dziewczynę wzrokiem napotykając znaną już twarz. Skinął młodzieńcowi głową, równie oszczędnie odwzajemniając powitanie. Rozmowa szybko przykuła uwagę demona. Słuchając powoli upewniał się w swoich wcześniejszych przypuszczeniach. Kot mówił o aresztowaniu cieśli, Lu domyślał się jedynie, że to właśnie ono spędzało zbrojmistrzyni sen z powiek. Teraz otrzymał potwierdzenie.
Każde następne słowo powoli budziło złość demona. Jak dobrze, że nic poważnego się nie wydarzyło. Tamtego wieczora pozwolił odprowadzić dziewczynę do domu ponieważ był obcym, a cieśla przyjacielem kowala związanego z Evansówną. Wierzył, że można im ufać. Nie chciał wtrącać się w nie swoje sprawy. Teraz jednak miał poczucie iż powinien, nawet jeżeli był nieznajomym wciąż był dżentelmenem.
Asmodeus właśnie wyrobił sobie niezbyt pochlebną opinię, a i ta o kowalu jedynie się pogorszyła. Cieśla był przestępcą, recydywistą. Niewinnych nie zamykano, w założeniu przynajmniej. Pomyłki jednak nie mogły zdarzać się tak często. Lucien nie zamierzał zastanawiać się nad skutecznością czy uczciwością wymiaru sprawiedliwości. W tym momencie liczyły się tylko niezbite fakty. Całe szczęście demon nie wiedział o pobiciach, które z pewnością nie poprawiłyby jego oceny rzemieślnika.
Chłopak zaś mówił rozsądnie. Mimo może nie najlepszego początku, Lu zupełnie nie miał nic przeciwko młodemu gwardziście. Powoli próbował przekonać i uspokoić dziewczynę. To niestety nie szło Simonowi zbyt dobrze. Brunet wyczuł gromadzącą się energię, jeszcze zanim temperatura w pomieszczeniu zaczęła rosnąć.
        Lucien z kocią lekkością zszedł z blatu w głowie plotąc zaklęcie. Nie chciał doprowadzić dziewczyny do zasłabnięcia ani tym bardziej jej skrzywdzić. Czar musiał być dość subtelny by wpłynąć jedynie na samą magię i dość silny by ją okiełznać. Szeptał bezgłośnie podchodząc do Rakel. Na koniec stanął blisko za dziewczyną, kładąc dłonie na jej ramionach. Poczuł ciepło przepływające w swoim kierunku i uderzenie energii, ale nie odsunął się, póki nie poczuł powoli nadchodzącego spokoju.
        - Pan Dawson... - Demon przypomniał sobie nazwisko młodzieńca, rzucone przez Rakel przy ich pierwszym spotkaniu. - Ma rację - powiedział ciepłym spokojnym głosem zarezerwowanym tylko dla dziewczyny.
        - To, że jest zręcznym stolarzem nie wyklucza bycia przestępcą - kontynuował cichym głosem.
        - Pierwszego dnia znajomości obiecał odprowadzić cię do domu, mieniąc się przyjacielem rodziny, a sprawił, że znalazłaś się razem z nim w areszcie - powoli tłumaczył gotów przyjąć wszystko cokolwiek dziewczyna mogła mu zaserwować w odzewie.
Od początku postrzegał Czarnulkę jako rozsądną , ale wciąż znał ją krótko i w wielu momentach nie miał pewności jak zareaguje.
        - Tak nie postępuje porządny mężczyzna. Rakel... - Zawiesił głos. - Bycie miłym nie oznacza bycia dobrym - wciąż mówił spokojnie i rzeczowo. Nie pocieszał. Uczyni to jeśli przyjdzie pora na otuchę. Teraz starał się stwierdzić fakty.
        - Czasami to co jest zbyt piękne wcale nie jest prawdziwe - nawiązał do wcześniejszej rozmowy o aurach. Tak przecież bywało i w całym życiu. Przymilni pochlebcy, ci uczynni i słodcy aż do mdłości, zazwyczaj byli groźniejsi od bandytów. Osoby oschłe czy antypatyczne, ewidentnych drani każdy omijał szerokim łukiem. Do zręcznych manipulantów i czarusiów nieświadome i dobre osoby lgnęły jak ćmy do lampy oliwnej. Co prawda Lucien nie schlebiałby prostemu cieśli, uznając go za sprytnego krętacza, ale za zwykłego oszusta mógł go uznać bez większych obiekcji.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel nigdy nie czuła się tak przytłoczona czyjąś obecnością, jak wtedy, gdy Lucien przyglądał się jej bez chociażby mrugnięcia okiem. Dziwnie się czuła uciekając ciągle przed jego wzrokiem, ale ciężko jej było znieść nieruchome spojrzenie oczu tak podobnych do kocich ślepi, przez zwężone delikatnie źrenice. Uczucie nie było nieprzyjemne, po prostu przytłaczające, handlarka więc błądziła nieco swoim spojrzeniem od demona do jakiegokolwiek innego elementu w zasięgu wzroku.
        Miasta nie broniła, mówiąc, że Valladon jest piękny, cudowny, czy inne cuda na kiju, które wymyślali jego mieszkańcy. Miasto samo w sobie dalece odbiegało od ideału i jak każde miało swoje lepsze i gorsze momenty oraz dzielnice. Ona sama mieszkała w raczej biedniejszej części miasta. Podobnie zamieszkujący go ludzie byli dokładnie tacy sami, jak w każdym innym mieście. To jednak, co czyniło Valladon wyjątkowym w oczach Rakel było po prostu to, że tu się urodziła i wychowała, tutaj miała swój sklep, znajomych i nielicznych przyjaciół, tu był po prostu jej dom. Co do świata, którego była częścią…
        - Mówisz o magii? – upewniła się, zerkając na niego lekko zamyślona.
        Pierwszy większy wypadek z ogniem miała jako dziecko i już wtedy Meve oświadczyła, że nie może jej pomóc, bo nie włada tym arkanem magii. Nikogo innego nie proponowała, nawet o szkole nie wspomniała, z perspektywy czasu nawet lepiej, bo ani wcześniej, ani później nie było ich na to stać, a ojciec tylko martwiłby się, że nie może córce zapewnić odpowiedniej edukacji w tym kierunku. O istnieniu takich ośrodków dowiedziała się dopiero później, gdy taka opcja wciąż nie wchodziła w grę, a później nawet by tego nie chciała. Nauczyła się trzymać ogień na wodzy i nie licząc drobnych iskier wyrwanych na wolność, gdy była zbyt rozemocjonowana, wszystko było w porządku. Pech chciał, a może to szczęście ją spotkało, że z darem niemal się ujawniła na oczach połowy miasta na jarmarku, ale też między innymi na oczach demona, który zbiegiem okoliczności panował nad tym żywiołem. Evansówna zawsze tylko prychała pogardliwie słysząc o przeznaczeniu, sytuację nazwałaby więc szczęśliwym dla niej zbiegiem okoliczności i okazją do nawiązania przyjaźni oczywiście. To że nowy znajomy okazał się demonem nie miało dla dziewczyny najmniejszego znaczenia, w przeciwieństwie do jej najbliższego otoczenia, z psem włącznie.
        Zmianę jej nastawienia Lucien przyjął z wyraźnym zadowoleniem, więc odpowiedziała uśmiechem, przyglądając mu się wreszcie w spokoju, gdy mężczyzna odwrócił wzrok na Sierżanta. Pies uniósł brwi, zerkając na demona, już nawet łba z łap nie podnosząc i burknął coś w odpowiedzi, jednak przyjaznym odgłosem tego nie można było nazwać, w najlepszym wypadku „leniwym”.
        - Nie narzucasz się. – Uśmiechnęła się tylko, uznając temat za zamknięty.

        Simon swoim pojawieniem się najpierw wywołał płomyk nadziei w strapionym sercu dziewczyny, by później zdeptać go brutalnie przez przyniesione złe wieści. Wieści, którym Rakel nie dawała najmniejszej wiary, buntując się ostentacyjnie, ku zmieszaniu przyjaciela i najwyraźniej wywołując niepokój Luciena. Nie słyszała lub zwyczajnie nie zwróciła uwagi na to, w którym momencie się zbliżył, dlatego drgnęła lekko zaskoczona, czując na ramionach jego dłonie. Dopiero wówczas zdała sobie sprawę z energii, którą rozsiewała wokoło, a która teraz kumulowała się posłusznie, wchłaniana przez demona. Dziewczyna na moment straciła wątek w swoim oburzeniu, niezaznajomiona nawet wcześniej z możliwością takiego przekierowania magii, a jednocześnie zawstydzona nieco tym, że dała się ponieść emocjom i zapomniała znów na moment. I znów na oczach Luciena, któremu już chyba nie wmówi, że naprawdę umie nad sobą panować.
        O ile jednak bliskość i gest nemorianina przeszły niemal niezauważone przez handlarkę, która bardziej skupiła sią na tym czemu miały służyć, wywołały dość czytelną reakcję na twarzy Simona. Chłopak wyglądał jakby mu coś w gardle stanęło i nie wiedział czy to połknąć, czy wypluć, gdy z zaciśniętymi do białości ustami wbijał wściekłe spojrzenie w bruneta. Spuszczone wzdłuż ciała dłonie zacisnęły się w pięści, lecz poza tym strażnik nie wykonał żadnego gestu, by powstrzymać spoufalającego się jego zdaniem mężczyznę. Mimo dość porywczego charakteru i nieuzasadnionego niczym przeświadczenia o jakimś głębszym niż przyjaźń związku z Rakel Evans, chłopak nie był głupi i nie licząc sporadycznych wyskoków, wiedział na co sobie może pozwolić, a co lepiej przemilczeć. Ostentacyjne roszczenie sobie jakiegokolwiek prawa do dziewczyny tylko sprowokowałoby ją do sprostowania mylnych przekonań blondyna, a wyciągnięcie broni (Bóg mu świadkiem, że świerzbiły go dłonie) skończyłoby się wykopaniem ze sklepu. Dobrze bowiem zapamiętał ostatnie ostrzeżenie, a wiedział, że dziewczyna słów na wiatr nie zwykła rzucać i zwłaszcza w zdenerwowaniu gotowa była zrealizować groźbę.
        Sierżant również nie wyglądał na zachwyconego nagłym zamieszaniem i podniósł się prędko na łapy, gdy tylko rozemocjonowany strażnik pojawił się w drzwiach. Pokrążył chwilę wokoło, warcząc pod nosem i samym swoim wyglądem sprawiając, że Simon nieustannie strzelał w jego kierunku oczami, jakby bojąc się, że pies w pewnym momencie po prostu zaatakuje. Bestia jednak w końcu usiadła, wyraźnie niezadowolona, jakby oceniając, że jego pani jest zbyt blisko obu mężczyzn, by uznawała ich za zagrożenie. Nie atakował więc, a jedynie łypał spode łba, dając wyraźnie do zrozumienia, że sytuacja mu się nie podoba i wystarczy słowo, by zrobiło się krwawo.
        Lucien z kolei, chociaż przemawiał spokojnym głosem, sam na siebie kręcił bicz, odwracając uwagę dziewczyny od jej uwolnionej przypadkiem magii z powrotem na główny temat i przyczynę utraty panowania nad sobą. Nie mógł widzieć zmarszczonych znów w niezadowoleniu brwi, a jedynie poczuć, jak ramiona czarnowłosej spinają się pod jego dłońmi. Mylące było jednak to, że dziewczyna nie przerywała mu, słuchając uważnie, chociaż w jej mniemaniu delikatny ton można było spokojnie zamienić na podstępne sączenie jadu do ucha, bo sposób wypowiedzi nie zmieniał jej przekazu, a tym były próby zmiany jej nastawienia do Jeremy’ego.
        Po pierwsze Rakel bardzo nie lubiła, gdy ktoś mówił jej, co ma robić, zwłaszcza nie mając do tego żadnych podstaw, prawa, a zwłaszcza racji w swoich założeniach. Mówienie jej, jak ma myśleć lub się czuć było już proszeniem się o kłopoty, a co najmniej o męczącą dyskusję. Dziewczyna mimo tego, że wychowana była przez ojca i dwóch starszych braci, miała całkiem solidnie rozbudowaną wolną wolę i próby jej ograniczania nie tylko zazwyczaj spełzały na niczym, ale budziły też aktywny bunt samej zainteresowanej. A dwóch facetów mówiących jej, co powinna sądzić o trzecim, którego na dodatek nie ma, by mógł się bronić, ewidentnie nie wiedziało, po jak cienkim lodzie stąpają.
        Po drugie, jeśli chodzi o podejście do prawa, nie było w Valladonie chyba drugiej tak praworządnej młodej dziewczyny, jak córka Augusta Evansa i akurat ze wszystkich ludzi Simon powinien najlepiej zdawać sobie z tego sprawę, gdyż niejednokrotnie interweniował w sklepie, by odprowadzić jakiegoś nadgorliwca lub początkującego złodzieja do aresztu. Na los, zabójcę własnego ojca Rakel odesłała na uczciwy proces, zamiast wpakować mu bełt z kuszy w oko, na co miała przerażającą ochotę. Dziewczyna do łamania prawa nie miała najmniejszej tolerancji, ale tym bardziej w jej oczach obowiązek jego przestrzegania tyczył się wszystkich, nawet armii, więc mówienie jej, że ma się czyimś porwaniem nie przejmować, bo ten ktoś był (rzekomo!) przestępcą, mijało się z celem. Bo nie było to aresztowanie, nikt cieśli jego praw nie przedstawił, nie udzielił żadnych wyjaśnień, a jedynie bezceremonialnie zapakował do więźniarki i odjechał i tym należało się zająć, nie grubością akt Favagó!
        Po trzecie i ostatnie, z jakiegoś dziwnego powodu, którego sama nie znała, zależało jej na tym ponurym drwalu i chciała mieć pewność, że jest bezpieczny. I nie chodziło tu o żadne romantyczne uniesienia, które nikomu nie były potrzebne, tylko o ludzką godność, jakieś prawa na los! Tak samo martwiłaby się o obecnych tu Simona i Luciena, nawet jeśli ktoś inny twierdziłby, że nie są święci. Nikt nie jest, ale to nie znaczy, że można sobie ludzi porywać z ulicy i nikt nie kiwnie palcem, by to wyjaśnić.
        Więc chociaż brunetka uspokoiła się wyraźnie i nie ciskała już gromami z oczu, spoczywające na niej dłonie Luciena strąciła wyjątkowo lekkim, ale drażliwym wzruszeniem ramion, obracając się lekko w jego stronę.
        - Wyjątkowo szybko skreślasz ludzi – zarzuciła mu chłodno i z nutą rozczarowania w głosie, podczas gdy Simon gorliwie kiwał głową, gdy Lucien przyznał mu rację. – Nie bronię go, bo nie wiem o nim wystarczająco dużo, by go oceniać, ale też żaden z was nie wie wiele więcej, więc na los, zejdźcie z tego człowieka. I przestańcie oboje traktować mnie jak dziecko – stwierdziła, spoglądając też na Simona, który wyglądał na coraz bardziej rozdartego, najwyraźniej nie umiejąc poradzić sobie z rozwijającą się sytuacją.
        - Rakel, a te pobicia? Berdali wciąż się tłumaczy komendantowi straży pożarnej, co się stało jego chłopakom. Przecież Yrre już na nogi nie stanie – strażnik bezlitośnie wyciągnął drażliwy temat, a dziewczyna oklapła widocznie, pocierając czoło jednocześnie zmęczona dyskusją i rozdrażniona jej niekorzystnym dla niej przebiegiem.
        - Wiem Simon, w porządku? Naprawdę wiem, mówię, że go nie bronię, ale też nie atakuj go tak. Co się tak uczepiłeś tego faceta? – zirytowała się znów. – Sam ostatnio chodziłeś ze śliwą pod okiem, więc przestań…
        - To był on – rzucił w końcu strażnik, a gdy zobaczył minę dziewczyny pożałował, że nie odgryzł sobie języka.
        - Słucham?
        - No… to on mi przywalił.
        - Za co? – spytała od razu, a blondyn wyprostował się, prychając z oburzenia.
        - Za nic!
        - Nie drażnij mnie Simon, bo nie ręczę za siebie – niemal warknęła, skupiając się usilnie na tym, by nie podpalić mu tej pomalowanej zdziwieniem twarzy. - Szedłeś sobie ulicą, a on nagle podszedł i przemeblował ci twarz?
        - Powiedziałem tylko, że ma się od ciebie odczepić – mruknął w końcu strażnik, dość oględnie przedstawiając sytuację, ale w swoim mniemaniu wystarczająco uczciwie oddając jej sens. Po co ma mówić, że to on chciał cieśli przywalić, skoro i tak mu się nie udało?
        - Nie no, ja zwariuję – Rakel westchnęła cicho i poddała się już ostatecznie, mając wrażenie, że nie bierze udziału w poważnej dyskusji tylko w jakimś cyrkowym numerze.
        - Chcę tylko, żebyś się tak nie zamartwiała Rakel, Berdali się tym zajmie, obiecał – Simon też zniżył nieco głos, chcąc podkreślić koniec tej rozmowy. Nie chciał, by dziewczyna się w to wtrącała, bo po prostu i tak nie mogła nic więcej zrobić, a nie mógł patrzeć, jak się zadręcza. Źle mu było z tym, że teraz jeszcze bardziej ją zdenerwował, ale to przecież wszystko było dla jej dobra, żeby wiedziała kim jest człowiek, o którego tak zaciekle walczyła, z powodów wciąż dla niego niezrozumiałych. Nie mógł jednak powiedzieć nic więcej, nie przy tym demonie, że też on tu się wciąż kręcił.
        - Dzięki Simon – mruknęła jeszcze i przetarła twarz dłońmi, dochodząc do siebie. Dawson nieopatrznie zrobił krok w jej stronę, odskakując po chwili z powrotem, gdy pies obnażył zęby w głuchym warkocie. – Sierżant! – Rakel przywołała psa do porządku, a ten posłusznie, chociaż z ostentacyjnym niezadowoleniem usadził ciężko zad na deskach. Simon uniósł brwi.
        - Sierżant? – zapytał, a pies popłynął do niego wrogim spojrzeniem. – Co to za bydlę?
        - Dostałam od Morgana na urodziny – odpowiedziała sprzedawczyni z powoli wracającym na twarz pogodnym wyrazem i śladem czułości w głosie, zarezerwowanym dla najbliższych, do których szybko zaliczył się wielki czworonóg. Ten zaś, słysząc zwracającą się do niego dziewczynę podniósł się i przymaszerował do niej, zatrzymując się jak zwykle dopiero łbem na udach właścicielki i nie zwalniając specjalnie, przez co Evansówna zachwiała się lekko, wpadając na Luciena. Wytarmosiła jednak nadstawiający się na pieszczoty wielki łeb, wciąż obserwowana przez zaskoczonego Simona.
        - I nazwałaś go Sierżant? Pies ma wyższy stopień niż ja – wymamrotał z niezadowoleniem, prowokując już dziewczynę do słabego uśmiechu.
        - Już tak się nazywał. Psa też będziesz się czepiał? – zapytała, przybierając surowszy ton i podnosząc spojrzenie na chłopaka, który od razu uniósł dłonie w geście poddania. Rakel przeniosła wzrok na Luciena.
        - Przepraszam – powiedziała cicho, spoglądając na niego i można się było tylko domyślać, czy miała na myśli nieznaczne wpadnięcie na niego, gdy pies ją popchnął, czy swoją wcześniejszą nieuprzejmość.
Zablokowany

Wróć do „Valladon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości