Valladon[Ulice Miasta]Gdzie nogi poniosą

Wielki rozległe miasto, skupisko ludzi, jak i innych ras. To miejsce odwiedza wiele istot, istot niebezpiecznych, magicznych ale także przyjaznych. Znajdziesz tu towary z całego świata, skarby i tajemnicze artefakty. Jeśli czegoś potrzebujesz znajdziesz to tutaj
Awatar użytkownika
Holtos
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Przed śmiercią Elf, obecnie Zjaw
Profesje:
Kontakt:

[Ulice Miasta]Gdzie nogi poniosą

Post autor: Holtos »

Kiedy mroźny wiatr zadął między kamiennymi uliczkami Valladonu, ucichł miejski zgiełk i wszyscy mieszkańcy w ciszy rozeszli się do swoich domów. Trwający jeszcze minutę temu uliczny zgiełk, został zastąpiony dźwiękiem ryglowanych drzwi i okiennic, na przemiennie mieszający się z ostatnim nawoływaniem matek, których dzieci pogubiły się wśród tłumu. Kilka minut później miasto zamilkło, a na pustych ulicach zatańczyły cienie nocy. No... prawie pustych.
Bo gdyby ktoś tego wieczora wyjrzał przez okno, ujrzałby samotną istotę w poszarpanych szatach, przechadzającą się między uliczkami. Ale tej nocy nikt nie wyglądał przez okno, bo w myśl filozofów "Zło chodzi nocą", wszyscy bali się spotkać owe zło.
Dla Holtosa było to całkiem na rękę, widok zjawy mógł tylko wystraszyć mieszkańców, a w obecnej chwili nie potrzeba mu rozgłosu. Mijając kolejny zakręt, wyszedł na główny rynek, gdzie zbierający się w pośpiechu kupcy nie zdołali zabrać wszystkich rzeczy. Jedną z takowych była pojedyńcza butelka czerwonego wina, stojąca na poplamionym blacie drewnianego straganu. Bez większych trudności zjawa wyrwała korek i zaczęła degustować trunek, gdy nagle poczuła czyjąś obecność.
Awatar użytkownika
Erremir
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Inna , Wojownik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Erremir »

        Upadły po długiej podróży zawitał w bardziej cywilizowane miejsce jakim było Valladon. Cały dzień spędził uzupełniając zapasy ziół i różnych innych specyfików. Nie obyło się też bez zasilenia prowiantu, który również malał w oczach z dnia na dzień. Z odrobiną szczęścia zarobił, wpadając na parę osób pilnie potrzebujących rad kogoś obeznanego w leczeniu czy konkretnych leków. W dużym mieście nigdy nie brakowało zajęcia dla uzdrowiciela, dlatego sporą część życia w tym świecie spędził właśnie blisko takowych. Do całości dochodził fakt, iż obiecał swej córce spotkać się właśnie w tym mieście. Nie wiedział gdzie szukać, ale łącząca ich więź była niczym kompas. Zawsze mogli się odnaleźć.

        Przemierzał właśnie nieodłączną i wszechobecną dzielnicę w większych miastach. On sam osobiście mówił na nią dzielnica łatwego zarobku. Seks zawsze się sprzedawał, zwłaszcza pod postacią doświadczonych kurtyzan z ciałami, które potrafiły zawrócić w głowach. Gdzie nie sięgnąć wzrokiem, pracujące kobiety szukały zainteresowanych ich usługami. Kusiły, rozmawiały, zapraszały. Pierzasty zaśmiał się pod nosem, widząc w tych mężczyznach dawnego siebie. Ciężko było mu uwierzyć, ile się zmieniło przez wieki żywotu.
Arogancja upadłego również pakowała go w różne dziwne sytuacje. Dzisiejszy dzień nie odbiegał od normy. Spodobał się jednej z młodszych kurtyzan, która nie dawała za wygraną. Nie spieszyło mu się nigdzie, ale był pewny, że nie każdemu się spodoba iż ludzka kobieta rozmawia z demonem. Tak to przynajmniej sobie wyobrażał oczami innych ludzi. Innym rasom nie robiło to różnicy, ale ludzie byli specyficzni. Nie rozumiał ich niewytłumaczalnego strachu. Młoda kurtyzana może nie posiadała doświadczenia, ale uderzała w słabość Erremira. Prawie dał się przełamać, gdy poczuł wyraźny ból na jednym z policzków. Chwilę później leciał już w powietrzu.
Siła uderzenia wręcz wymiotła go z uliczki i wyleciał z niej prosto na rynek, turlając się spory kawałek przez kurz i brud.

        — Zapowiadała się niezwykle ciekawa noc, zapomniałem już jak smakuje kobieta do cholery! - warknął w uliczkę, z której wyłoniła się postać ogromnego mężczyzny.
        — To moja kobieta, odmieńcu.
Facet był ogromny i tłusty. Erremir z ziemi widział tylko jak młoda dziewczyna trzęsie się za nim ze strachu i nie wie co począć. Rzuciła w stronę upadłego tylko przepraszające spojrzenie.
        — Hmm, była już praktycznie moja - uśmiechnął się prowokująco, gdy podnosił się z bruku.

        Najbardziej oberwało się skrzydłom, które już od większej części podróży nie chował. Przyzwyczaił się do ich obecności na nowo, ale nie zawsze była to pozytywna część. Nieźle się poobijały po tym uderzeniu od tego człowieka. Poruszył nimi lekko, ukazując niewielki grymas bólu. Kątem oka zauważył również personę zjawy. Nie było to dla niego niczym nowym, ale teraz nie miał czas dochodzić nad rzadkością faktu iż posiadała ona ciało i popijała alkohol.

        — Mam dzisiaj dobry humor — mruknął upadły do grubasa. — Ładnie mnie przeprosisz i pozwolisz mi się chędożyć z młódką. Zapomnę o całym zajściu - zaproponował z uśmiechem, wiedząc że to podniesie mężczyźnie tylko ciśnienie. Kobieta poczerwieniała po same uszy, zerkając z zainteresowaniem przeplatanym nieśmiałością.
        — Urwie tobie łeb ptasi móżdżku - warknął i rzucił się na pierzastego bez zastanowienia.
Upadły lekkim krokiem omijał kolejne ciosy ogromnych pięści, dając wrażenie iż nie ma miejsce dla niego, aby zaatakować. Mężczyzna oblizał usta, widząc szansę i zamachnął się mocniej, aby wykończyć uciekającego przed nim frajera.
        — Żryj ziemię, psie! - wykrzyczał i oczami wyobraźni widział jak łamie w pół to chucherko przed nim.

Wydarzyło się jednak całkiem co innego. Upadły westchnął ciężko, znużony całą farsą. Zebrało się wokół rynku dosyć sporo osób mimo późnej godziny. Dochodziły z tłumu głosy, aby wyrwał mu pióra i tym podobne bajki, z których chciało mu się śmiać. Znudziło mu się to i irytowało go to, jak wszyscy nisko na niego patrzą. Zmrużył oczy, a otaczająca go aura całkowicie się zmieniła. Zatrzymał jedną dłonią potężne uderzenie nieznanego mężczyzny. Tłum ucichł, a sam agresor zdębiał.

        — Podziwiam kocięta rzucające się na lwa w przypływie nagłej odwagi - wycedził przez zęby Erremir i zacisnął dłoń bez większego wysiłku.

        Rynek wypełnił odgłos miażdżonych i łamanych kości. Pod nogami upadłego klęczał agresywny facet, trzymając się ze łzami w oczach za nienaturalnie zdeformowaną dłoń. Nikt nie odważył się już zaśmiać lub rzucać jakiś obelg w stronę uskrzydlonej postaci. Słychać było tylko płacz i głos wypełniony bólem.
        Tłum się rozszedł, nie widząc już niczego interesującego. Płaczącego jak małe dziecko faceta pozbierali jego koledzy, umykając przed spojrzeniem upadłego. Nie obyło się bez pouczenia od dowódcy straży, ale znali się, więc obyło się bez większych konsekwencji. Przymknął oko na to co zrobił uzdrowiciel, bo wiedział, iż on sam się nie rwał do bezpodstawnej agresji plus to właśnie Erremirowi zawdzięczał życie żony.
        Poobijany i w kurzu ruszył w stronę zjawy, mierząc ją wzrokiem, a raczej to co trzymała w ręce.
Awatar użytkownika
Holtos
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Przed śmiercią Elf, obecnie Zjaw
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Holtos »

Kiedy dźwięki łamanych kości i zawodzenia ucichły, a ostatni obserwatorzy bójki rozeszli się do domów, Holtos właśnie skończył pić wino, po czym bez zbędnych ceregieli cisnął butelką przed siebie. Na krótką chwilę rynek wypelniła symfonia tłuczonego szkła, po której świat znów spowiła grobowa cisza.
- Ciekawe, jak ono smakowało? - zapytał sam siebie upiór, po czym zerknął przez ramię i utkwił swoje wybielone oczy w tajemniczym mężczyźnie.
Istota za nim miała trochę ponad sążeń wzrostu, bladą jak kreda cerę i rozczochrane, pokryte kurzem włosy. Czerwony ślad na policzku i siniak świadczyły, że przed chwilą brał udział w bójce.
"Więc gdzie ten drugi? Chociaż... mniejsza z tym", przeszło mu przez myśl, kiedy postępował krok naprzód. A raczej kiedy podlatywał w cichym szmerze jakim wydała jego szata w kontakcie z brukowanym rynkiem. Holtos odruchowo skupił wzrok na ogromnych, czarnych skrzydłach, wystających zza jego głowy, po czym rozłożył szeroko ręce, upewniając się, że przybysz dobrze widzi zatknięty za mosiężną klamrę sztylet.
- Nie jesteś tu, by mnie zabić, prawda? - zapytał szeptem, chcąc nie zmącić panującej wokół ciszy. - Gdyby jednak było inaczej, pamiętaj, że zwykłym mieczem nie zdołasz.
Powiedziawszy to zjawa stanęła przed skrzydlatym nieznajomym i wyciągnęła czarną dłoń w przyjaznym geście.
Awatar użytkownika
Erremir
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Inna , Wojownik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Erremir »

        Pierzasty jak oczarowany obserwował pustą butelkę, póki nie spotkała przykrego losu. Spuścił głowę, wzdychając ciężko. Miał ochotę na wino, ale najbliższe źródło zniknęło równie szybko, co się pojawiło. Nieznajoma istota zbliża się do niego. Gdyby nie grobowa cisza panująca na rynku, miałby pewnie spore problemy z usłyszeniem cichego głosu zjawy. Zamrugał powiekami i podniósł jedną brew w zdziwieniu.

        — Jesteś bytem pomiędzy życiem a śmiercią. Czemu miałbym zainteresować się pozbawieniem ciebie twojej marnej egzystencji? Na twoim miejscu bardziej obawiałbym się ludzi niż upadłego — stwierdził kąśliwie, przechodząc koło zjawy i powoli zmierzając ku ciemnej uliczce.
Nie był zainteresowany w żadnym stopniu, aby budować nowe znajomości. Zanim jednak do niej wszedł, zatrzymał się. Stojąc plecami do zjawy, zapytał się cicho, ale wyraźnie
        — Jak to jest umrzeć? Przez większość istnienia — wymamrotał. — Zabijałem i zabijałem. Czasem z większych pobudek, czasem z mniejszych. Może naprawdę jestem demonem — dodał i rozłożył swe dłonie przed twarzą, obserwując je z zapałem.
Tylko on wiedział ile krwi one przelały i ile istnień pozbawił życia. Nie czuł też żadnej sympatii do mężczyzny, którego prawdopodobnie okaleczył dożywotnio.

        Nie oglądnął się do tyłu, ale patrzył w bruk głęboko zamyślony, opuszczając dłonie.. To jedno pytanie zajmowało wszystkie jego myśli od bardzo długiego czasu. Nie wiedział czemu poszukiwał odpowiedzi na to pytanie.
Awatar użytkownika
Holtos
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Przed śmiercią Elf, obecnie Zjaw
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Holtos »

- Naprawdę chcesz wiedzieć? - Holtos wyciągnął spod słomianego kosza kolejną butelkę i wręczył ją nieznajomemu. Potem sięgnął po sztylet, którym trzykrotnie uderzył o zwisającą u boku obręcz, wywołując kilka iskier, od których zajął się koszyk.
- Umrzeć szybko i bezboleśnie to jak kroczyć korytarzem bez okien ze świeczką w dłoni - wyjaśniła zjawa, ostrzem dotykając powieki. - Twoja śmierć przychodzi niespodziewanie, jakby ktoś nagle zdmuchnął ci tę świeczkę - mówiąc to Holtos machnął korpusem, a postrzępiona szata zgasiła płomień swoim podmuchem. - To tylko ułamek sekundy, krótszy niż mrugnięcie powieką. Taką śmiercią najczęściej giną zbrodniarze pod katowskim pieńkiem. Inaczej jest z księżniczkami, które chcą zwrócić na siebie uwagę za każdą cenę. Te umierają powoli i w mękach przez podcinanie żył. To bolesna śmierć i długa, a przez cały ten proces czujesz wypełniający cię chłód i zimno. Od stóp, aż po czubek głowy. Towarzyszy temu depresja, smutek i samotność. Świat staje się dla ciebie obojętny, nic nie czujesz, a jedyne czego pragniesz to zamknąć powieki.
Tu zjawa przerwała, odwróciła się do rozmówcy i samym sztychem sztyletu nacięła skórę przez swoją pierś.
- Śmierć jest taka sama dla każdego, określa koniec. Dla mnie jednak to był początek. Umarłem z żalu i rozpaczy, sam sobie przebijając serce. I tego uczucia nie da się opisać.
Następnie Holtos zatknął sztylet za klamrą i usiadł na drewnianej ławie, której deskę momentalnie pokrył lekki szron.
Awatar użytkownika
Erremir
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Inna , Wojownik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Erremir »

— Zjawo, żyje ze śmiercią na ty. Przestałem już liczyć ile razy upadałem i wydostałem się ze skraju przepaści, którą wy zwiecie śmiercią — zaśmiał się nietaktownie, rozbawiony słowami istoty
— Ciekawość tego jak śmierć widzi inna istota, zwłaszcza taka jak ty. — Uśmiechnął się figlarnie i puścił oczko z rozbawieniem do rozmówcy, powoli ruszając w ciemną uliczkę.
Poruszył skrzydłami, aby rozprostować je i złożył ponownie na plecach. Odgłos kroków upadłego roznosił się między budynkami echem przez nocną ciszę. Wiał delikatny wiatr, mierzwiący w dosyć przyjemny sposób włosy.
— Twoje imię, żywy czy nie, zasługujesz na trochę szacunku
Nie odwrócił się za siebie, aby wiedzieć czy nieznajoma istota za nim podąża czy też już dawno odeszła. Miał dziwne przeczucie, że owa zjawa ruszy za nim. Wątpił, aby miała ciekawsze zajęcia niż rozmowa z tą nietypową osobą, jaką właśnie był on. Nie chciał też zostać zbyt blisko rynku. Musiał powoli opuszczać miasto, więc towarzystwo nawet w takiej formie było mile widziane.
Awatar użytkownika
Holtos
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Przed śmiercią Elf, obecnie Zjaw
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Holtos »

- Holtos Kobozo - przedstawił się upiór, równając się ze skrzydlatym, niespodziewanym, kompanem i kompletnie ignorując przydroczoną do szat obręcz, która co chwila zawadzała o stragan lub strącała z niego nie pochowane dobra. Ale zjawy to najwidoczniej nie obchodziło.
- Nie podchodź też do śmierci z przesadnym szacunkiem - dodała zjawa. - Niektórzy na nią wprost zasługują.
Zamilkł, skupiając się na dwóch, jaśniejących w oddali punktach - to pochodnie w żelaznych uchwytach po obu stronach miejskiej bramy - zamkniętej już o tej porze, by nikt obcy nie zakłucał mieszkańcom snu. Na szczęście był tam też strażnik, co prawda w stanie upojenia, ale zawsze.
Nie zastanawiając się długo, Holtos naparł na jego ciało i po chwili rozpłynął się w powietrzu, zostawiając po sobie nikły zapach śmierci.
- Zaraz otworzę - wyjąkał pijackim głosem strażnika, po czym zabrał się za kołowrotek.
Pod naporem mięśni mechanizm zaskrzypiał, łańcuch zatrzeszczał i z sykiem poderwał drewniane, okute żelazem kraty. Dopiero gdy skrzydlaty mężczyzna przekroczył próg, zjawa zmaterializowała się obok, a pozostawiony sam sobie strażnik zasnął oparty o bramę.
- Przydatne, co? - zagadnął, ochrypłym głosem i ruszył przed siebie, wcale nie oczekując odpowiedzi.
Awatar użytkownika
Yukine
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Anioł Światłości
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Yukine »

Nie mogła zasnąć. Obecność tak silnej aury w pobliżu, napawała ją swego rodzaju niepokojem. Nie umiała jej rozpoznać, nie z takiego dystansu, dlatego prócz niepokoju, jej myśli zmąciła nutka ciekawości. Ciekawość pierwszym stopniem do piekła, ach te przeklęte geny.
Nie wytrzymała i już po chwili przemierzała brukowane uliczki miasta, poszukując potężnego nieznajomego. Aura niemal tak silna jak jej ojca była pokusą nie do odrzucenia. Sama myśl o tym, jaką wiedzę musiał posiadać, wzbudzała w niej ekscytacje.
Nim się obejrzała, znalazła się przed bramą miejską, a jej oczom ukazały się dwie sylwetki. Potężny - w jej oczach olbrzym - i dusza, tak biedna że nie umiała powstrzymać żalu gdy na nią patrzyła.
Znalazła się wystarczająco blisko, by usłyszeć słowa istoty, tak słabej że jej Aura była niemal niewidoczna w porównaniu do jego towarzysza.
- Nikt nie zasługuje na śmierć. Niektórzy po prostu błądzą, nie są w stanie dostrzec losu im przeznaczonego. - Spokojne, ciepłe słowa poniosły się echem wzdłuż uliczki, zdradzając jej obecność.
Jej śnieżnobiałe skrzydła, skąpane w blasku księżyca lśniły niemal niczym zaklęte, gdy powoli zbliżała się ku nim.
- Moja dusza pogrąża się w żalu, gdy widzę jaki los Cię spotkał. Zdradź mi swoje imię bym mogła poprosić najwspanialszego o pomoc dla Ciebie. - Zatrzymała się na wyciągnięcie ręki, gdy na jej ręce wstąpiła gęsia skórka. Czuła smród siarki. Paskudny, drażniący jej czuły nos odór sprawił, że kątem oka zerknęła na upiornie bladego mężczyznę. Księżycowa poświata sprawiła że wyglądał nader upiornie, zwłaszcza w połączeniu z czarnymi niczym smoła skrzydłami. Jednak jego aura... nie wydawała się taka zła, potężna, jednak nie czuła od niej furii żądnego krwi, szatańskiego pomiotu.
Awatar użytkownika
Erremir
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Inna , Wojownik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Erremir »

Pierzasty przesuwał się uliczką dalej bez słowa, póki na drodze nie stanęła im brama miejska. Nim się obejrzał dotarli do murów miasta. Bez obracania się do zjawy, skomentował poprzednie słowa wypowiedziane przez nią.

— Śmierć zapracowała sobie na szacunek w oczach kogoś takiego ja — pokręcił nagle głową — nie, śmierć i ja jesteśmy jak dwóch towarzyszy. Ja i ona jesteśmy nierozłączni.

Wyraził się spokojnie, podnosząc prawą rękę wysoko do góry, zasłaniając dłonią migoczące na nieboskłonie gwiazdy. Nostalgicznie obserwował jarzące się na grzbiecie tejże dłoni znamię. Znamię przedstawia wypaloną głęboko w skórze popękaną czaszkę z oczodołami, które wydają się być bez dna. W mroku nocy zajarzyło się bladą, trupią poświatą.

Do tej pory zduszone siłą woli upadłego, efekty znamiona wydostały się spod chwiejnej kontroli. Chłodna, nieprzyjemna aura wypełnia przestrzeń wokół upadłego, docierając do zjawy, jak i do anielicy. Nie wymagała ona żadnego odczytywania aury, bo należała do specjalnej, rzadkiej aury która miała służyć jako ostrzeżenie.

— Dziecko światła

Spojrzał przez ramię, lustrując przybyłą przelotnym spojrzeniem. Drobna i dosyć niska nawet jak na anioła światłości w tym świecie, a miał już styczność z paroma, więc posiadł pewną wiedzę na ten temat.
Zamiast przejść przez otwartą bramę, którą otworzyła zjawa, obrócił się w kierunku nieznajomej. Ruszył ku niej bez słowa, obserwując ją uważnie i ignorując jej próbę nabycia kontaktu ze zjawą. Był pewien, że poprzedni towarzysz rozmowy lubił aktualny stan rzeczy.

Sięgnął dłonią w stronę anielicy, nie zdradzając w żaden sposób zamiarów jakie miał w związku z jej osobą. Nie dało się nic wyczytać z ruchów jego ciała, a w oczach miał swoje zwyczajne, spokojne spojrzenie.
Awatar użytkownika
Holtos
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Przed śmiercią Elf, obecnie Zjaw
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Holtos »

Holtos odwrócił się powoli plecami do otwartego świata. Jego szaty zafalowały na lekkim wietrze, a w oczach błysnęło białe światło. Nie poruszył się jednak nawet na krok, stał tak, a raczej lewitował nad brudnym brukiem i uważnie obserwował skrzydlatego towarzysza, zmieżającego w stronę anioła. Wyglądał na przesiąkniętego spokojem i obojętnością i choć stał do niego tyłem, upiór wiedział, że cały jego wzrok spoczywa na dziewczynie.

Kolejny współczujący zmarłemu. Ilu to ja już spotkałem. Ale cóż. Ilu ludzi tyle poglądów w sprawie życia i śmierci. Muszę się przyzwyczaić.

Następnie zjawa wzruszyła ramionami i obejrzała się na pijanego strażnika w czarno-fioletowym uniformie, śpiącym spokojnie, oparty o drewnianą ściankę stróżówki. Mierzył około metra osiemdziesięciu wzrostu, był tęgiej postury, a na okrągłej twarzy raził kilkudniowy zarost. Nie wyglądał na zdrowego, raczej na takiego, który nie lubi się dużo ruszać i z uśmiechem przyjął pracę przy bramie. Więcej czasu mógł spędzić na piciu i spaniu.
Kiepskie ciało przeszło mimowolnie przez myśl upiora, który lada chwila opuści miasto w większym lub mniejszym towarzystwie. O ile nie w Valladonie poruszał się pod osłoną nocy, do kolejnych zabudowań może dotrzeć w pełnym słońcu, a nie wszyscy lubią widywać zmarłych na ulicach.

- Niedługo zacznie świtać. Potrzebne mi ciało - mruknął do siebie, może zbyt głośno, ale nie przejmował się tym. Popatrzył raz jeszcze na upadłego anioła i na dziewczynę, posyłającą mu troskliwe spojrzenie.
Ja latam... no prawie. On lata, ona lata. Ciekawych ludzi spotykam po śmierci. Dlaczego tylko musi to być "po", a nie "przed"
Awatar użytkownika
Yukine
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Anioł Światłości
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Yukine »

Z każdą kolejną chwilą czuła rosnący niepokój. Zjawa zupełnie ją zignorowała, a jego swobodne zachowanie wydawało jej się w pewnym sensie niezwykłe.
- Może Pan okaże się... - Nie dane jej było dokończyć, gdy jej ciałem przeszedł delikatny dreszcz. Mimo że starannie ogrzewała powietrze wokół siebie, nie umiała powstrzymać fali chłodu emanującej od nieznajomego. Czysty odruch kierował jej ciałem, gdy spojrzenie jej błękitnych oczu utkwiło w zbliżającym się nieznajomy.
Instynktownie cofnęła się o krok, całkowicie negując całą magię jakiej używała do ogrzania się, a jej dłoń powędrowała w stronę sztyletu, nie chwytała go jednak. Chciała go po prostu ukryć przed Upadłym.
-Wybacz, Niegrzecznym było z mojej strony, nie przywitanie się i wtrącenie się do waszej rozmowy - Na jej jasnym licu pojawił się delikatny uśmiech, starannie wyćwiczony przez lata, by pokazać że nie ma żadnych wrogich zamiarów. W głębi siebie jednak walczyła by nie skrzywić się od smrodu jego aury, który stawał się silniejszy, im bliżej niej znajdował się czarnoskrzydły.
-Nie mogę jednak bezczynnie obserwować tej umęczonej duszy, rozumiesz, prawda? Skoro jest szansa że nasz Pan pozwoli mu zacząć od nowa, to może warto spróbować? - Ostatnie słowa były wyraźnie skierowane do zjawy. W jej spokojnym, ciepłym głosie nie dało się uchwycić ni krzty niepewności, jakby naprawdę wierzyła że to może się udać.
-Tobie też można pomóc. - Mruknęła po chwili, pozwalając nieznajomemu zbliżyć się tak bardzo jak chciał. Nie cofała się. Stałą prosto i dumnie wpatrując się w niego czujnie, zupełnie jakby chciała wejrzeć w jego duszę, zrozumieć.
Awatar użytkownika
Erremir
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Inna , Wojownik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Erremir »

Słowa Holtosa dotarły do uszu upadłego, ale w żaden sposób nie zareagował.

Spojrzenie nieustępliwie pilnowało osoby przybyłej, śledząc każdy najmniejszy ruch. Nie zawahałby się odpowiedzieć przemocą na przemoc, ale anielica światła wykazała się bystrą oceną sytuacji. W życiu byłego króla nie było lepszych i gorszych. Gdy wymagała tego sytuacja sięgał po przemoc, ale zazwyczaj wolał spokój. Aktualna sytuacja do takich właśnie należała.

Stali od siebie na wyciągnięcie ręki, gdy dotknął palcami podbródka kobiety bez żadnych ceremoniałów, zadzierając jej głowę delikatnie do góry. Palce pierzastego były ciepłe, mimo że cały wygląd dawał ogólne wrażenie chłodu i niezdrowej bladości. Trwali w takiej pozycji przez parę sekund, obserwując się wzajemnie. Spojrzenia się spotkały, ale jedyne co mogła zobaczyć to chwilowy przebłysk zmęczenia i ciężkiego do opisania w słowach smutku. Równie szybko zostało ono zastąpione obojętnym i chłodnym.

— Piękna jak księżyc — wyrecytował lekkim tonem — w towarzystwie jaśniejących gwiazd — wypuścił powietrze przez nos gwałtownie z drwiącym uśmiechem, rozśmieszony.
— Jesteś mdła i niewyraźna anielico, młoda i niedoświadczona. Porywając się na ciemność w której jestem pogrążony, zatraciłabyś się i załamała się prędzej niż jesteś w stanie sobie wyobrazić. Nie potrzebna mi pomoc, bo nigdy nie byłem aniołem tak jak ty. — Końcówka zdania była wypowiedziana o wiele ciszej, bardziej do samego siebie niż do kogoś konkretnego.

Odwrócił się od anielicy, opuszczając dłoń z gładkiej jak porcelana twarzy. Na palcach przez chwilę gościło jeszcze uczucie gładkości, ale pokręcił tylko głową. Ostatnimi czasy tak rzadko miał styczność z płcią przeciwną, że zapomniał jakie te istoty delikatne i kruche.
Tęsknota za córką dała się we znaki, a jeszcze bardziej za jej matką, ale wiedział że w przypadku tej drugiej nie będzie im dane się już nigdy zejść. Westchnął ciężko, przechodząc przez otwartą bramę i zostawiając daleko w tyle przybyłą, jak i zjawę.

Po przejściu paru dziesięciu kroków z mroku nocy wyłoniły się dziesiątki ludzkich sylwetek, co nie wróżyło niczego dobrego. Na czele stał mężczyzna, który został okaleczony. Jedna z dłoni wyglądała jak kula przesiąkniętych krwią bandaży. Wyraz mężczyzny otwarcie wyrażał nienawiść wobec bladego faceta, który był teraz okrążony przez jego bandę.

— Nie wtrącajcie się — rzucił opanowanym tonem do zjawy i anielicy.

Gdy minął kwadrans, ostatnim stojącym pozostał upadły. Otrzepał się z kurzu, otoczony przez jęczących i obolałych oprychów, którzy próbowali pomścić swojego lidera. Nikt z nich nie został pozbawiony oddechu na zawsze, ale byli poturbowani, większość nieprzytomna. Splamienie dłoni krwią na jednostkach takich jak oni byłaby skazą na żywocie byłego króla upadłych. Nie było też najmniejszego sensu, aby pozbawiać ich życia. Niektórzy z nich pewnie mieli rodziny.

W momencie, gdy chciał się odezwać do Holtosa, wstrząsnęły nim potężne aury, oblewające jego zmysł magiczny ze wszystkich stron.

— Niech to szlag — zaklął siarczyście, próbując zrobić unik, ale było już za późno.

Wokół niego, nad nim i pod nim rozjarzyły się magiczne runy. Próbował staranować brutalną siłą jedną z nich, ale odbił się od niej, uderzając plecami o kolejną. Magia ponownie wypełniła powietrze, a ze wszystkich run wystrzeliła elektryczność. Czując silny ból z powodu tak silnego porażenia, upadł na kolana z zaciśniętymi zębami, opierając się resztkami sił.

— Pomiocie piekielny, Biała Rada nie będzie dłużej tolerowała ciebie w tym świecie. Nie należysz tutaj

Głos należał do archanioła. Reszta była zwykłymi aniołami światłości, którzy coś ciągle mówili w nieznanym mu języku. Prawdopodobnie podtrzymywali paraliżująco go magię, która nie ustępowała, a wręcz odwrotnie. Stawała się coraz dotkliwsza.
Archanioł wydawał się być liderem owej grupy liczącej sobie dziesięć istot.. Wyglądał jak niewzruszona, piękna statua. Na plecach miał trzy pary białych skrzydeł i złote halo nad głową z różnymi literami z nieznanego upadłemu alfabetu. Widząc oporność celu, skinął głową do jednego z podwładnych.

— Arghhhhh, aaaaaaaaaaaaa… — Erremir zawył z bólu w następnej sekundzie, czując jakby zaraz miał mu się zagotować białka od oczu.
— Odejdźcie — powiedział archanioł do upiora i anielicy, uśmiechając się sardonicznie na widok cierpiącego upadłego — Podziwiam twoją wytrwałość upadły aniele — zwrócił uwagę iż dalej klęczał, gdzie normalna istota już dawno straciłby przytomność z bólu.
— Podnieście moc bariery — rzucił beznamiętnie do reszty aniołów
— Ni… — jeden z nich chciał wznieść przeciw, ale zmalał pod wzrokiem lidera i posłusznie wykonał rozkaz. Nie rozumiał czemu sięgali do takiej przemocy wobec jednej istoty.

Magia była wciągana w otaczające upadłego runy jak do wielkiego wiru, a on zawył z bólu jeszcze głośniej, przedzierając nocną ciszę w brutalny sposób. Na ciele Erremira skóra zaczęła pękać i tworzyć rany różnych rozmiarów, zdobiąc jego ciało szkarłatem w coraz większej ilości.

— Melodia dla uszu — Archanioł delektował się sceną, najwidoczniej szczerze nienawidząc wszelkiego pomiotu i czegokolwiek co miało coś z nimi wspólnego.
Awatar użytkownika
Holtos
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Przed śmiercią Elf, obecnie Zjaw
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Holtos »

Widok anielego zastępu mocno zachwiał Holtosem i jego pewnością siebie. Był bardziej zdziwiony niż grupa mężczyzn, którzy jeszcze piętnaście minut później myśleli, że dadzą radę pobić skrzydlatego. Teraz leżeli z połamanymi kończynami i poranieni, nieprzytomni. Może to i lepiej. Ich obecność mogła przystworzyć wszystkim dodatkowych zmartwień. Teraz jednak nie zapowiadało się na to, by starcie skończyło się chwilę po jego zaczęciu. Zwłaszcza, że nie stali przed nimi ludzie. Stojący przed upadłym aniołowie mamrotali słowa, których Holtos nie znał, ale widział, że zadają jego towarzyszowi ból. Zaciskając palce na rękojeści sztyletu chciał rzucić się do przodu, lecz niewidzialna siła unieruchomiła go w miejscu. Mógł tylko patrzeć, jak upadły anioł wije się po trawie, smagany magią lub odwrócić wzrok i patrzeć na zmurowaną anielicę, która chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, co się dzieje. Chwilę później w tej nieciekawej sytuacji powstała luka.

Kiedy jeden z aniołów próbował sprzeciwić się rozkazowi, w jego duchu musiało zasiać się ziarno niepewności. To była jego szansa. Holtos zatknął sztylet za pas szaty i jakby nigdy nic rozpłynął się w powietrzu, wywołując na twarzy przywódcy aniołów grymas zaniepokojenia. Powietrze przeciął nikły zapach siarki, po którym świat na sekundę zamilkł.
Weź się w garść powtarzał sobie Holtos. Pierwszy raz wejdę w buty w anioła. Muszę wytrzymać. To nie może być przecież aż tak trudne, do cholery... jestem... zjawą... udało się.

Chwilę później anioł, który zwątpił w słowo dowódcy przerwał rytuał, dobył potężnego miecza u boku i obciął towarzyszowi po prawej stronie oba nadgarstki. Do smrodu spalenizny i świszczącego wiatru dołączyły przeraźliwe krzyki anioła, wymachującego kikutami rąk. Zdezorientowało to jego kompanów, którzy przerwali krąg i cofnęli się do tyłu, chcąc rozeznać się w sytuacji. Niestety za późno, bo gdy kolejny z nich padł martwy opętany niewidzialną siłą anioł stał już przy Upadłym i wciskał mu do ręki miecz.

- Raz już umarłem - zaczął, pomagając mu wstać. - Co mi szkodzi drugi.
Awatar użytkownika
Yukine
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Anioł Światłości
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Yukine »

Gdy sprawił ze spojrzała wyżej, mruknęła cicho, właściwie prychnęła, z nutką rozbawienia. Był od niej wyższy o głowę, przez co poczuła się niczym dziecko. Uczucie szybko zniknęło gdy dostrzegła smutek w jego oczach, a do jej uszu doszły jego słowa. Komplementy, zbędne ozdobne słówka które wprawdzie nie były nic warte. Ile ona się ich w życiu nasłuchała? Nie umiała jednak powstrzymać rosnącego zaciekawienia, zwłaszcza na wzmiankę o tym że nigdy nie był aniołem.
Upadli byli aniołami które zbuntowały się przeciwko najwspanialszemu. To była według niej nienaruszalna zasada tego świata, jej właśni rodzice byli upadłymi, ciężko więc jej było uwierzyć w jego wersje.
Ciemnowłosy mógł usłyszeć ciche kroki podążające za nim, zatrzymała się jednak, pozwalając mu zwiększyć dystans, gdy pojawiła się grupka ludzi.
Mruknęła od niechcenia, obserwując ciekawy pokaz umiejętności upadłego. Na szczęście powstrzymał się od zabijania. Nie chciałaby stawać w obronie życia jakichś kanalii, trudzących się rabunkiem.

Następne wydarzenia potoczyły się tak szybko że niemal nie zdążyła zareagować.
W powietrzu wręcz unosiła się potężna magia pętająca jej "rozmówcę". Biała rada? Pierwszy raz o takim czymś słyszała, tak samo jak pierwszy raz widziała na oczy okrutnego Archanioła.
Żaden niebianin nie powinien czerpać radości z cudzej krzywdy, czy jednak powinna sprzeciwić się komuś kto stał w hierarchii wyżej od niej?
Chwila zawahania została przerwana nowym krzykiem.
Panie, czemu otaczają mnie idioci. Wybacz za to co zrobię. - Przeszło jej przez myśl po czym podbiegła do upadłego.
- Archaniele, przestań, ten Upadły postanowił odpokutować za swe grzechy, nim się zjawiłeś, a to co robisz jest niegodne. Czerpiesz z okrucieństwa więcej przyjemności niż on. Myślisz że Najwspanialszy i reszta to pochwalą? Nie pozwolę Ci do niego podejść. - Chwile później powietrze wokół nich zaczęło robić się chłodniejsze. Krew na nadgarstkach pozbawionych dłoni, zamarzłą, zatrzymując intensywne krwawienie, a powietrze stało się wilgotniejsze. Nie robiła tego celowo. Instynktownie, gdy czuła się zagrożona, koncentrowała wodę wokół siebie, by móc się obronić, teraz jednak obawiała się, nie Archanioła, lecz znajdującej się za nią dwójki. Aura poranionego mężczyzny wydawała się mimo wszystko potężniejsza niż Archanioła, a nie chciała by nagle zostać dźgnięta w plecy.
-Nie macie przewagi, gdy postanowicie się wycofać, zjawa uwolni ciało waszego towarzysza. -
Żeby tylko wszystko poszło według jej planu.
Awatar użytkownika
Erremir
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Inna , Wojownik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Erremir »

Erremir oddychał ciężko, łapiąc łapczywie każdy oddech. Pachniał spalonymi włosami, słodkim zapachem palonego ciała i świeża krwią. Na ciele miał wiele ran po wcześniejszej magii, która została użyta. Pootwierały się też starsze blizny, ale najbardziej w oczy rzucała się blizna przechodząca mu przez twarz. Szkarłat spływał podobną drogą co łzy, sprawiając złudzenie, iż upadły płacze krwią. Ciężko było w nim szukać chociażby pierwiastka króla w takim stanie.

Z niewielkim trudem podniósł głowę i spojrzał w twarz zjawy, ale jedyne co widział to zlewające się ze sobą barwy i świat zalewany czerwienią. Syknął, zaciskając powiekę oka, do którego naciekała krew. Korzystając ze wsparcia w postaci Holtosa, wstał na własne nogi, ale zachwiał się niebezpiecznie.

— Nigdy nie pomyślałbym, że cieszyłbym się widok tej brzydkiej mordy — powiedział z bolesnym uśmiechem, ocierając krew z ust.
— Na jakiś czas chyba będę miał wstręt do smażonego mięsa — stwierdził, krzywiąc się dosyć mocno.

Zbierając siły powoli, rozejrzał się. Anioły stały się ostrożniejsze, robiąc większy dystans między sobą, a upadłym. Większość z nich interesował fakt, że jeden z ich pobratymców sprzeciwił się archaniołowi. Nazwanie tego głupotą było delikatne.

— Co ona sobie myśli? — rzucił jeden z nich, mając wypisany strach na twarzy.
— Zamilcz, pomóż mi opatrzyć rany. Musimy go wyleczyć magią, bo zostanie kaleką. Rusz się, nie mam czasu się martwić młódką — w całym chaosie, anioły zadecydowały trzymać dystans od Erremira i pomóc rannemu.

Każdy z nich był wyczerpany po rzucaniu specjalnej magii, mającej na celu wykończyć upadłego, ale zwątpienie powoli wkradało się w ich podświadomość

— Jakim prawem on wciąż żyje? Gdyby to był ktokolwiek z nas… — mamrotania między aniołami nie przestawały, póki jeden z nich nie uciszył reszty.
— Haha, czego oczekiwaliście pisząc się na to? Każdy z was pewnie myślał, że to będzie łatwe z kimś takim jak archanioł. Naiwny głupcy - wymamrotał najstarszy z nich.
— Znamię Bogobójcy — przełknął ślinę w nagłej ciszy, która zapanowała po jego mowie — Nie chce sobie wyobrażać tego potwora w pełni sił. Jeżeli to jest ułamek, nie dziwi mnie że był w stanie zabić istoty nazywane bogami w swoim świecie. Co jednak doprowadziło go do do szaleństwa, aby splamić się tak ciężkim brzemieniem?

Żaden z aniołów nie powiedział nic, większość milczała lub pociła się nadmiernie, zdając sobie powoli sprawę, że byli naiwni. Chcieli chwały, bardziej rozpoznawalni wśród innych. Tylko najstarszy, który przemawiał patrzył w zakrwawione plecy upadłego z czarnymi skrzydłami, które leżały zabrudzone w błocie. Żałosny widok nie odbierał mu jednak respektu, którym darzył cierpiącą przed nimi postać.

— Erremir I Asghrey — wymruczał bardzo cicho pod nosem, bo było to zakazane, aby mówić o tym głośno. Garstka aniołów znała prawdę, kryjącą się za postacią wędrownego uzdrawiacza.

Dla pobliskich aniołów mowa starca pewnie wydawała się częściowym bełkotem, ale upadły drgnął, gdy wspomniano jak go dawniej tytułowano. Gwałtownie obrócił głowę, spotykając się ze spojrzeniem anioła-starca. Wpatrywali się tak w siebie przez kilka sekund, gdy anioł nagle złapał się za głowę przez straszny ból. Powodem były duszące emocje, które nagle spłynęły na niego jak wodospad. Inne anioły patrzyły w strachu, przekonani że najstarszy członek grupy za dużo gadał i spotkała go za to kara. Prawda zaś była taka, że Erremir podzielił się na krótką chwilę z aniołem prawdą o tym zakłamanym światem i sztuczną sprawiedliwością. Emocje rozszarpujące dusze i umysł. To wystarczyło.

— Ah — odetchnął głęboko, doznając oświecenia — Rozumiem — wymamrotał, nie mogąc powstrzymać łez współczucia dla „potwora”.

Reszta aniołów patrzyła na płaczącego, mrugając oczami. Nikt nie wiedział co się dzieje i prawdopodobnie się nie dowie. Był to mały sekret pomiędzy byłym królem, a wiekowym skrzydlatym. Była spora szansa, że to ostatnia rzecz, jaką upadły zostawi na tym nędznym padole, bo sytuacja się pogorszyła.

Zanim ktokolwiek zdążył się zorientować w sytuacji, stojąca między upadłym, a archaniołem anielica przeleciała w powietrzu i uderzyła plecami z potężną siłą o pobliską skałę, zsuwając się z niej na ziemię bezwładnie. Na lewej stronie twarzy miała spore zaczerwienienie, które powoli zaczęło puchnąć.
— Brak tobie dyscypliny.. Robi mi się niedobrze od młodych, którzy myślą że sypiemy kwiatami i ratujemy każdego nieszczęśnika. Świat nie jest taki piękny, czas się obudzić — pokręcił głową, ścierając krew z dłoni, która tak potraktowała jedną z nich.
Archanioł tak głęboko wierzył, że to co robi jest dobre, że nie widział w tym żadnego zła. Rozsierdzony ruszył w stronę anielicy, chcąc dać jej lekcję prawdziwego życia. Chciał wytłuc z niej naiwność i wbić do głowy, że trzeba znać swoje miejsce w świecie.

W całym tym zamieszaniu, archanioł znowu podniósł dłoń, zamierzając uderzyć bezbronną anielice w akcie bezmyślnej przemocy. Wszyscy jednak zamarli w strachu, a niektórzy zadawali sobie pytanie kiedy Emirey, korzystając z chaosu, przemieścił się i w ostatnim momencie złapał Archanioła za nadgarstek, kaszląc krwią.

— Ledwo żyjesz, tak się śpieszysz na pożegnanie z tym światem? — syknął białoskrzydły, nie ukrywając niechęci jaką darzył ledwo żywego upadłego.
— Łapałem oddech, dałbyś staruszkowi trochę luzu. Nie jestem już młody— mruknął były król, ukrywając jak wiele trudu i ból sprawia mu każdy ruch. Głupie zatrzymanie nadgarstka prawie wyrwało mu z ust wrzask.
— Myślałem, że jesteś mądrzejszy, ale dobrze. Zatańczmy jak prowadzisz — bez ostrzeżenia wyprowadził prosty cios, który został zablokowany ponownie przez upadłego.


Cała sytuacja powtarzała się w kółko. Uderzenie, blok, uderzenie, blok. Upadłemu brakowało pomysłów co zrobić, a siły tylko malały. Odniósł za dużo obrażeń w dziwnym więzieniu z magii, czując ruchy każdej najmniejsze części ciała. Gdy wymieniali się ciosami, a raczej gdy archanioł prowadził stałą ofensywę, popełnił fatalny błąd.

— Powiedz mi zanim umrzesz, jak to jest urodzić się z dziwki? — myśli upadłego zawirowały, a on sam widział mroczki przed oczami, jednak dokładnie usłyszał przedzierające dusze słowa, które opuściły wargi przeciwnika

Gwałtownie odepchnął się od ziemi stopami, napinając mięśnie w całym ciele niczym tygrys rzucający się na ofiarę. Zaskoczył tym nagłym manewrem pewnego wygranej archanioła, którego powalił na ziemię hakiem stworzonym z przedramienia, które uderzyło go w szyję i odebrało oddech na krótką chwilę.
Archanioł jęknął zaskoczony, uderzając o grunt boleśnie. Miał przez krótką chwilę mroczki przed oczami z powodu upadku, ale ostatnie co zobaczył to była pięść upadłego

— Lepiej niż fałszywy śmieć, wykorzystujący innych — warknął rozzłoszczony, co zdarzało mu się bardzo rzadko.

Uderzenie było tak silne, że stworzyło falę energii, która sprawiła że ziemia pękała i zapadała się tworząc efekt powiekszającego się krateru wokół dwójki skrzydlatych. Uderzenie trafiło jednak obok głowy rzucającego w upadłego obelgami. Dopiero teraz się okazało, co były król miał na myśli przez wypowiedziane słowa. Stopniowo skrzydła archanioła stawały się czarne wraz ze znikającą iluzję przez nieprzytomność rzucającego.

Sam Erremir runął na ziemię nieprzytomny tuż obok upadłego archanioła. Stracił bardzo dużo krwi i wymusił na swoim wiekowym ciele jeszcze większy stres niż wcześniej po wyjściu z magicznej formacji z pomocą Holtosa.

Wznoszący się w powietrzu pył jeszcze blokował widoczność, więc dopiero po chwili obecni mogli zobaczyć co się stało. Sytuacja była napięta. Anioły niepewnie przenosiły wzrok z nieprzytomonego archanioła, który ich omamił, a na widmo i poranioną anielicę. Nikt tak naprawdę nie wiedział co powiedzieć, co zrobić po stronie białoskrzydłych.
Awatar użytkownika
Holtos
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Przed śmiercią Elf, obecnie Zjaw
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Holtos »

Obserwując całe zajście, Holtos zastanawiał się, jak to jest w ogóle możliwe. Pierwszy raz widział anioły i już musi to spotkanie włączyć do tych nieudanych. Zdawało się, że skrzydlaci mają poważny zatarg z upadłym i chcą go rozwikłać bezmyślną siłą, co tylko rozwścieczyło Erremira. Rzucają się sobie do gardeł przywódca aniołów i upadły o mało nie poruszyli ziemi, a magiczne wybuchy zdążyły już obudzić połowę Valladonu. Mury momentalnie wypełniły się mieszkańcami i straźnikami, wszyscy obserwowali zajście, nie mając odwagi wyjść poza bezpieczny obręb murów.

– Cała przyjemność po mojej stronie. – Tylko tyle zdążyła powiedzieć zjawa, zanim jej towarzysz związał się w zaciętą walkę z aniołem.

Huknęła stal i poleciały iskry, które rozjaśniły panujący wokoło mrok. Reszta białoskrzydłych nie wiedziała zupełnie co począć. Wyszystkimi siłami starali się skleić pozbawionego rąk towarzysza, najwyraźniej godząc się ze stratą tego drugiego, przebitego sztychem miecza. Wśród nich było tyle paniki i strachu, że zjawa mogłaby wybierać między kolejnymi ciałami. Niestety trudno jej było utrzymać kontrolę nawet nad tym. Aniołów cechuje silna wola, potrafią umysłem chronić się przed opętaniem i czytaniem w myślach. Są jednak wyjątki. Wystarczy nieuwaga, zachwianie myśli, by jeden z nich na zawsze został marionetką upiorów, tak długo czekających na moment zniszczenia Nieba. Jednak Holtos do nich nie należał. Chciał tylko pomóc Upadłemu.

Dlatego, gdy tylko opadł bitewny pył, odsłaniający kolejno ciało Erremira i anioła–starca, zjawa szarpnęła tymczasowym ciałem i opuściła je, materializując się przed aniołami i zasłaniając im dostęp do Upadłego i anielicy.

– Koniec – powiedział ochrypłym głosem, po czym wyciągnął sztylet i przyłożył go do szyi pierwszego z brzegu.

Anioł jednak nie odpowiedział. Zdjęty strachem zamrugał oczami i zerknął na towarzyszy, którzy szykowali się do odwrotu z rannymi. Zanim jednak odeszli anioł–starzec zdążył podnieść głowę. Z jego nosa i oczu ciekła krew, ale poza tym wydawał się przytomny.

– To jeszcze nie koniec – wyszeptał, robiąc krótkie przerwy na wyplucie krwi spomiędzy poluzowanych zębów.
Zablokowany

Wróć do „Valladon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości