Valladon[Karczma "Wilczy Zew"] Tańce, hulanka, swawola.

Wielki rozległe miasto, skupisko ludzi, jak i innych ras. To miejsce odwiedza wiele istot, istot niebezpiecznych, magicznych ale także przyjaznych. Znajdziesz tu towary z całego świata, skarby i tajemnicze artefakty. Jeśli czegoś potrzebujesz znajdziesz to tutaj
Awatar użytkownika
Kanock
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kanock »

Nie ociągając się chwycił flaszkę i pociągnął z niej dwa spore hausty. Może i było smaczniejsze niż to co pili wcześniej, ale jemu to nie robiło zbytniej różnicy. Alkohol ma działać, nie smakować. Postawił trunek z powrotem na stół przed rudowłosą. Pora spotkania ze zleceniodawcą zdecydowanie mu odpowiadała. W końcu wstawanie wcześnie rano nie raduje chyba żadnej osoby. Kiedy usłyszał, że może sobie zjeść wszystko co zostało, szybko uchwycił chleb i urwał większą jego część, po czym wziął plaster mięsa i zaczął się zajadać. To prawda, że głód jest najlepszym kucharzem. Mimo tego, że dla niektórych strawa ta mogła być niezbyt apetyczna, odczuwał błogą przyjemność ze spożywania jej. Dosyć szybko pochłonął żarcie, przy jedzeniu nie omieszkał mlaskać i ogólnie nie jadł zbyt kulturalnie, jak zwykle zresztą. No, ale czego można się spodziewać po dzikusie wychowanym w lesie?
Czy pił kiedyś taki miód? Być może. Pił wiele różnych alkoholi w swoim życiu, często nawet nie wiedział co pił. Nie delektował się i nie smakował, nie rozmyślał nad smakiem czy zapachem trunku. Po prostu pił, żeby się uchlać. Zastanowił się jednak chwilę nad swoją odpowiedzią. Przypomniała mu się sytuacja, gdy kiedyś dostał zlecenie na głowę jakiegoś herszta bandytów, czy czegoś w tym rodzaju. Cel miał w swojej kryjówce wiele cennych rzeczy, począwszy od broni, a kończąc na biżuterii. Posiadał również oczywiście wiele alkoholi. Tygrys zabrał sobie kilka flaszek miodu, który smakował bardzo podobnie do tego który teraz piją.
- Tak... Prawdopodobnie piłem coś takiego, chociaż pamięci do tego nie mam najlepszej. - Język zaczynał mu się już powoli plątać od alkoholu. Nie było jednak problemów ze zrozumieniem go. Po prostu, po jego głosie słychać było, że trochę wypił. - Ja akurat nigdy nie dostałem od zleceniodawcy alkoholu czy jakiegoś innego bonusa. Chyba ich odstraszam i nie lubią mi dawać niczego oprócz kasy.
Widział, że dokładnie go obserwowała. Posiadał na swym ciele wiele szram, ludzie zapewne myśleli, że zdobył je w heroicznych walkach na śmierć i życie. I z niektórymi bliznami rzeczywiście tak było, większość jednak sprawił mu jego własny ojciec. Był bity prawie codziennie, a to jak mocno został pokiereszowany zależało od humoru oprawcy. Były dni, gdy jedynie zyskiwał parę niewielkich siniaków, ale były też dni kiedy kończył z połamanymi wszystkimi kończynami. Być może kiedyś te wspomnienia wywoływały u tygrysa ból, lecz dzisiaj gdy o tym myślał to bardziej się cieszył niż smucił. W końcu uzyskał swoją upragnioną zemstę zabijając ojca, a to zawsze przynosiło mu największą ulgę. Ale wracając do blizn, to gdyby miał sobie przypomnieć, które są tymi zdobytymi w walkach i w jakich walkach zdobył jakie blizny, to mogło by mu pójść co najmniej ciężko. Za parę dni zapewne nie będzie już pamiętał o pochodzeniu tej rany, która teraz mu dokucza.
Również ją obserwował. Lubił przyglądać się rozmówcy, zwłaszcza jak była nim kobieta. Być może nie była pięknością mogącą równać się ze "szlachetnymi" damami z dworu, ale nie była też brzydka, a jemu i tak na tym nie zależało. Miała kształty i to lubił u płci przeciwnej. Nie był jednym z tych facetów, którzy podniecali się widząc chudą jak tyczka dziewczynę.
Także zaczął rozmyślać jakby tu przerwać ciszę. Wpadł na dosyć prosty pomysł - rozmowa o interesach. Niby wypoczywali, a gadanie o pracy temu nie sprzyja, ale on lubił swoją fuchę i uważał ją za co najmniej ciekawą. Lubił więc od czasu do czasu przy popijawie porozmawiać o robocie.
- Długo siedzisz w tej branży? W sensie od kiedy zabijasz na zlecenie? - powiedział zaspanym głosem. Sam robił to już kilka lat, ale nie potrafił określić kiedy dokładnie zaczął. Kiedy przestał zabijać dla przyjemności, a zaczął dla pieniędzy? Sam tego nie wiedział.
Ponownie wziął kawałek chleba i plaster mięsa, lecz tym razem jadł wolniej. Udało mu się już zaspokoić początkowy głód więc mógł teraz jeść spokojniej. Głośno ziewnął. Powieki powoli mu się przymknęły, ale po chwili je otworzył. Był już zdecydowanie śpiący. Odechciało mu się nawet próbować uwieść wilczycę. Najbardziej mu w tym momencie zależało na śnie, ale musiał się jeszcze trochę napić. Poczeka na swoją kolejkę i po napiciu się pójdzie spać.
Awatar użytkownika
Lothia
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lothia »

Słysząc pytanie oddała się krótkiej zadumie. Czy długo? Była gówniarą kiedy została zagryziona. Kilka tygodni później już znalazła sobie nowy fach, ale wtedy zaledwie raczkowała. Jak nastolatka może być wybitnym zabójcą? Aczkolwiek każdy miał swoje początki. Jedni posiadali swych mistrzów, inni byli samoukami. Lotka należała zdecydowanie do grupy drugiej, mimo że spotkała na swej drodze wiele wybitnych najemników, ale nigdy nie prowadziła z nimi buńczucznych rozmów na temat swego fachu. Można powiedzieć, że Kanock był pierwszy. Jaki zaszczyt go kopnął, niech to szlag.
- Jeżeli zamknąć to w ramy czasowe to koło piętnastu lat. Tak mi się przynajmniej wydaje. Nie mam zbyt dobrej pamięci do dat, a może też nie przykładam do tego po prostu wagi - odrzekła obojętnym tonem. Wszakże rzeczywiście nie interesowało ją to ile czasu już ucina puste łby. Aczkolwiek lepszy jakikolwiek temat niż żaden. - A ty kotku ile już w ten sposób zarabiasz? - ciągnęła dalej wątek, aby móc zaspokoić też własną ciekawość. Skoro już chciał rozmawiać akurat o robocie to niech mu będzie. Była w stanie upojenia alkoholowego i odpowie na każde debilne pytanie. Uchwyciła flaszeczkę i pociągnęła spory łyk. Otarła usta dłonią z lepkiej, słodkiej cieczy po czym przygryzła wargę. Butelka z powrotem powędrowała na stół tuż przed nosem pobratymca. Czasami odzyskiwała zdrowy rozsądek i zastanawiała się czemu właściwie do jasnej cholery go tu wpuściła, a potem zaczynała mieć zwyczajnie wylane. Nie przejmowała się zbytnio tym co będzie później. Liczyło się tu i teraz.
- Skoro już zaczęliśmy gadkę o naszym zawodzie to może masz do opowiedzenia jakąś ciekawą historię? Zlecenie, które zapadło ci w pamięci - spytała bardziej entuzjastycznym tonem, a w jej bursztynowych oczach zaświeciły się ogniki. Uwielbiała pijackie historie. Krew, brutalność, seks, romans, morze alkoholu. Nawet jeżeli większość była zmyślona to pod wpływem procentów można było to sobie łatwo wyobrazić. Znała kilka, a nawet wiele z nich przeżyła. Często opowiadała pijaczynom o swych podbojach, zawsze po większej dawce alkoholu. Lotka naprawdę była elokwentna, mimo bestialskiej i brutalnej natury. Dziwne to połączenie, ale swego rodzaju oryginalne. Zdążyła zauważyć, że Tygrysek coraz mniej się rusza i najwyraźniej ma już dosyć. Biedny, zmęczony łaczek. Spojrzała na niego z politowaniem. Spędzili w swoim towarzystwie dobre pół nocy, za kilka godzin powinno już świtać. Przez jakiś czas zastanawiała się nad wszystkimi za i przeciw, ale widząc zmęczenie na jego pyszczku stwierdziła, że jest raczej kompletnie niegroźny.
- Śpię od ściany. Możesz zająć drugą połowę jak już padasz na twarz - oświadczyłą, a kąciki jej ust uniosły się w nikłym uśmiechu. Boże drogi, jak ona dawno nie dzieliła łoża z mężczyzną. Jeszcze tylko z powodu zmęczenia to już w ogóle świętokradztwo. Ujęła flaszeczkę i pociągnęła ostatni łyk na dzisiejszy wieczór. Miodku została zaledwie resztka. Tygryskowi wystarczy. Następnie uniosła zadek i ponownie zaczęła grzebać w swojej torbie. Mnóstwo niezbędnych, ale również bezsensowych rzeczy. Kiedy nareszcie dotarła do upragnionego trofeum mruknęła zadowolona. Następnie uraczyła go dziwnym, przeszywającym spojrzeniem. Już miała rzucić „Proszę się odwrócić bądź zamknąć oczy ”, ale nie przyniosłoby to najpewniej żadnego skutku. Stała aktualnie do niego tyłem po czym zaczęła ściągać białą, zwiewną koszulkę i rzuciła ją na oparcie fotela. Następnie założyła czarną koszulę nocną i zajęła się zdejmowaniem spodni. Nosz kuźwa rozbieranki normalnie, ale nawet nie patrzyła na jego reakcje. Chyba nie będzie wyłaziła na korytarz, żeby tygrysołak sobie nie mógł popatrzeć, ale jakiś nieznajomy widz owszem. Ściągnęła spodnie i one również wylądowały na fotelu. Nie zwróciła uwagi czy cokolwiek dostrzegł nawet mało ją to interesowało, ponieważ nie wykazywał żadnych zachcianek względem jej ciała, więc czuła się prowizorycznie bezpieczna. Zresztą był chyba na to zbyt pijany.
Medalion wciąż krył się między jej piersiami, a włosy zostały odgarnięte, aby nie przesłaniać pola widzenia. W razie problemów wykopie go na dziczyznę i tam będzie sobie spał. Wszakże czeka ich zlecenie. Może faktycznie sen to dobry sposób na odreagowanie takiej ilości procentów. Walnęła się na łoże i stwierdziła, że mimo ceny jest całkiem wygodne. Niezbyt miękkie, co ceniła sobie podczas odpoczynku. Usadowiła się blisko ściany - zdecydowanie jej ulubione miejsce. Spoglądała na towarzysza, po którym widać było, że ambrozja mu służy. Dłonie splotła na karku, a ciało wyciągnęła na całej długości posłania czując błogą przyjemność płynącą z odpoczynku. Na razie nie zamierzała okrywać się pościelą. Wcale nie było jej zimno. Czarna, sięgająca do połowy uda koszula nocna wydawała się wystarczającym okryciem. Westchnęła ciężko, a wzrok wbiła w sufit. Zastanawiała się czy będzie w stanie usnąć z bestią u boku. Nigdy nie pozwoliła sobie na tak bliski kontakt z łakiem, ale starała sobie nie zawracać tym głowy. Co ma być to będzie nieprawdaż?
Awatar użytkownika
Kanock
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kanock »

Nie umiał jednoznacznie określić jak długo zarabia w ten sposób. Gdyby się go zapytano o to ile lat przeżył w całym swoim życiu, to też użyłby określenia "około", więc oczywistym było, że nie będzie do końca wiedział jak długo jest najemnikiem.
- No... pewnie coś około trzech, czterech lat - mówił dosyć powoli, alkohol zdecydowanie robił swoje. - Chociaż ja też nie mam najlepszej pamięci do dat. W ogóle nie mam najlepszej pamięci. - Po prawdzie to gdyby mu zależało, to pewnie by zapamiętywał większość ważnych rzeczy, ale on miał na wszystko zwyczajnie wylane. W końcu kiedy będzie mordował kolejny cel, to nie potrzebuje w myślach tego, ile wiosen przeżył. Nie zaśmiecał sobie głowy takimi sprawami, ponieważ były one dla niego zbędne. Gdy padło następne pytanie z ust wilczycy, musiał się zastanowić dłuższą chwilę. Wykonał wiele różnych zleceń, jak na te kilka lat, przez które trudnił się tym zawodem. Wiele przygód, w których brał udział były nużące, ale nierzadko trafiały mu się naprawdę interesujące historie. Jednak nie zastanawiał się nad tym nigdy, nie zwykł opowiadać historii ze swego życia. Pomyślał chwilę i powiedział pierwszą rzecz, która weszła mu na usta.
- Ta, przychodzi mi do głowy jedna dosyć ciekawa i na swój sposób nawet zabawna historia. Może nie zapiera ona tchu w piersiach, ani nie wywołuje dreszczów na całym ciele, ale przynajmniej jest śmieszna. Przydarzyła mi się w sumie całkiem niedawno - podczas podróży, natknąłem się na jakąś wioseczkę. Wiesz, typowa śmierdząca wiocha zabita dechami. Miejscowa ludność miała jednak pewien dosyć niespotykany problem. Ich osadę terroryzował ponoć jakiś straszny upiór, który groził, że zacznie zabijać ludzi, jeśli chłopi nie będą mu składać ofiar z alkoholu, zwierząt, pieniędzy i innych tego typu rzeczy. Sołtys wynajął więc mnie, żeby się pozbyć kłopotu. Poszedłem w miejsce gdzie ludność składała dary. Zastałem dosyć spory drewniany ołtarz i chwilę potem usłyszałem głośny, basowy głos. Przez chwilę nawet się trochę wystraszyłem, ale potem przyjrzałem się dokładniej ołtarzowi. W sensie rozwaliłem go. Okazało się, że zasłaniał on wejście do jakiejś niewielkiej pieczary. Byłem już przygotowany na walkę z upiorem, choć z tego co pamiętam nigdy wcześniej z czymś takim nie walczyłem. Powoli wszedłem wgłąb jaskini, a moim oczom o dziwo ukazał się jakiś pijany grubas. Dookoła niego była masa butelek po alkoholu, pieniądze i inne rzeczy. No i oczywiście dupna tuba, przez którą najpewniej chłop udawał głos upiora. No, ale nic: wieśniaka zaszlachtowałem, a sołtysowi powiedziałem, że pokonałem prawdziwego upiora. W końcu gdybym powiedział prawdę to by mi nie chcieli zapłacić i ich też bym pewnie musiał zabić. Cały czas się zastanawiam jak taki plebs był w stanie wpaść na taki pomysł... i skąd on wziął tą tubę. - Przerwał na dłuższą chwilę, powoli zlustrował towarzyszkę wzrokiem i znów zaczął. - Wiem, że może nie tego typu opowieści się spodziewałaś, ale nie jestem w najlepszym stanie do przypominania sobie emocjonujących przygód. Może ty przytoczysz coś ciekawszego?
Rzeczywiście był już bardzo zmęczony i było to po nim wyraźne widać. Nie spał już od naprawdę wielu godzin. W innych okolicznościach potraktowałby pewnie propozycję wilczycy w ciut odmienny sposób, ale nie miał na to siły. Oczywiście nie odmówił sobie popatrzenia na to jak Lothia się przebierała, ale nie miał względem niej żadnych planów na dzisiejszą noc. Chciał się po prostu wyspać przed zleceniem. Zerknął w stronę łóżka, na którym leżała już wilczyca. Nie miał nawet siły się podnieść, ale wiadomo, że wolał zasnąć w łóżku niż na fotelu. Przez chwilę się zawahał - strasznie podejrzane mu się to wszystko wydało. Sama zaproponowała mu współpracę, była dla niego względnie miła, zaprosiła do pokoju i zapewniła nocleg. Przeszła mu myśl, że może ktoś chce jego głowy, a Lothia ma być wynajętym zabójcą. Był jednak zbyt pijany, żeby dalej o tym rozmyślać. Poza tym nawet jeśli miałby zginąć to było mu wszystko jedno w tamtej chwili, byleby mógł pójść spać. Wziął butelkę, z której pociągnął ostatni łyk, ociężale wstał i powędrował do łoża. Gdy już do niego dotarł, zwalił się na nie tak mocno, że prawie je złamał. Obrócił się plecami do kompanki i zamknął oczy. Wreszcie upragniony sen...
Awatar użytkownika
Lothia
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lothia »

Gdy kotek zaczął swój monolog, jej oczy świeciły się niczym dwie złote monety. Naprawdę każdą taką opowiastkę starała się zapamiętać, a ta była całkiem zabawna. Wszakże od kiedy wynajmuje się najemnika na jakiegoś wyimaginowanego upiora, którym prędzej powinien zając się klecha od siedmiu boleści. Aczkolwiek rozumiała go, każdy pieniądz jest dobry, a w tym świecie oprócz upiorów istnieją również cwaniaczki. Trzeba przyznać wieśniakowi, że znalazł całkiem ciekawy sposób, aby opływać w dostatki.
- Powiem ci szczerze, że jak na prostą opowiastkę była bardzo ciekawa. Miał chłop łeb do interesu. Niestety bardzo szybko go stracił. -Zachichotała po czym uraczyła go szyderczym uśmieszkiem. Kanock nie wydawał się pałać entuzjazmem, dodatkowo w życiu nie zarzuciłaby mu poczucia humoru. Jeszcze te stwierdzenie, że „nawet się wystraszył” jeszcze bardziej ją rozbawiło. Zaczynała darzyć go coraz większą sympatią. Zwyczajnie lubiła jednostki, w których obecności nie zanudzi się na śmierć. Słysząc jego pytanie w odpowiedzi dostał spojrzenie, w którym tliła się litość.
- Widzę, mój drogi, że ledwo żyjesz. Następnym razem uraczę cię ciekawą opowieścią. Chciałabym uczcić zakończone zlecenie. Wtedy wspólnie się napijemy - odrzekła zwięźle i westchnęła. Miała złudną nadzieję na powodzenie planu idealnego. Niestety bywa różnie. Nie bała się nieuczciwości zleceniodawcy, ale bała się tego, że ten najemnik ją wykiwa. Rzadko kiedy komu ufała. Zresztą nie oszukujmy się, jemu też nie ufała, ale chciała, żeby to wyszło. Wówczas łatwiej jest podróżować, zabijać i cieszyć się z zapłaty. Chociaż zdawała sobie sprawę, że po wszystkim tygrysek szybko się zmyje. Nie liczyła na długoterminową współpracę, aczkolwiek nie skreślała takiej opcji jeżeli tylko się spisze. Czasami okazywało się, że potocznie zwani mięśniacy wcale nie nadawali się do takiego fachu. Miejmy nadzieję, że ten okaże się partnerem idealnym. Pożyjemy zobaczymy.
Lotka leżąc na łóżku poczęła się zastanawiać nad historią, którą mogłaby go uraczyć. Zabicie wilkołaka i zdobycie artefaktu nie należało do czynów nadzwyczajnych, a poza tym wiedziałby, że cacko które nosi przy sobie warte jest każdej ceny. Chciwość mogłaby go podkusić do podstępu i zaszlachtowania jej. Jeżeli nie będzie musiała, nie użyje swego amuletu, a jak już to tak by się nie zorientował. Lepiej mieć tajemnice, które nie ujrzą światła dziennego. Zresztą kiedyś podobnie jak on miała do czynienia z przebierańcami. Jednakże nie robili wokół siebie mrocznej, upiornej otoczki. Nosili komiczne maski i napadali na wozy kupieckie na jednym ze szlaków handlowych, pewnego dnia okradli dosyć zamożnego jegomościa, który w ramach zemsty postanowił wynająć wilczycę. Nie wiedziała z kim ma do czynienia, cała ta zgraja zachowywała się niczym sekta. Urządzali przedziwne obrzędy po ówczesnym zaszlachtowaniu woźnicy lub przybocznej straży. Lotka nigdy nie atakowała od razu. Zawsze najpierw analizowała sytuację, by potem zaatakować. Przez kilka dni zdołała ustalić norę, w której się pochowali razem z łupami. Wszędzie płonęły aromatyczne zioła, wejście do jaskini umalowane było znakami, których nie znała. Później stwierdziła, że to był jedynie wymysł tego zgrupowania. Uderzyła w nocy, w trakcie błogiego snu. Poderżnięte gardła wokół sporej wielkości ogniska. W środku znalazła doprawdy przeróżne cuda. Nawet całkiem wartościową biżuterię. Oczywiście to co cenniejsze zwinęła dla siebie. Resztę zostawiła do wglądu zleceniodawcy. Bandycka zgraja składała tam wszelkiego rodzaju ofiary do wymyślonego bożka. Lotka stwierdziła, że wszyscy musieli być upośledzeni umysłowo. Mieli swego własnego Prasmoka i stworzyciela, ale nie zgłębiała się dokładniej w ich wierzenia.
Z zamyślenia wyrwało ją dosyć głośne skrzypnięcie. Tygrysek zwalił się na łóżko i momentalnie obrócił do niej tyłkiem. Przyglądała się uważnie jak miarowo oddycha i oddaje się błogiemu snu. Może nie darzył jej zaufaniem, ale przełamał barierę, której nie powinien. Ona też nie powinna, a jednak nie zamierzała go zabijać. Gdyby to było zlecenie pewnie właśnie w tym momencie wtuliłaby się w jego plecy, musnęła ustami szyję i zakończyła żywot. Cicho i bezboleśnie. Oplatając go nogami, by się nie wyrywał. Nie miała tego jednak w planach, więc również bezpretensjonalnie obróciła się do niego plecami i wlepiła wzrok w ścianę. Chwilę wsłuchiwała się, czy kocur aby na pewno zasnął, po czym również zasnęła. Upragniony, błogi odpoczynek w wygodnym łóżku, a nie na łonie natury. Dawno o tym marzyła. Nareszcie się spełniło. Lotka miała dziwny sen, w trakcie którego najpewniej nieźle się wierciła w łóżku. Czuła przenikliwy chłód, więc jakimś cudem zagrzebała się pod kołdrę. Nie chrapała, ani nie wydawała dziwnych odgłosów, a noc powoli mijała. Słońce zaczęło świtać, a ta dwójka obcych sobie ludzi spała koło siebie niczym niemowlęta. Spokojny sen i odpoczynek. Bez namiętności, brutalności i zabijania. Dziwny musiał to być widok. Przez otwartą okiennice zaczęło dostawać się światło słoneczne. Lotka czuła uciążliwe promienie na swej twarzy, ale nie miała ochoty podnosić tyłka. Jedyne co zrobiła to skopała kołdrę, żeby ten tyłek sobie na słoneczku wygrzać. Tak mogła spać. Było wygodnie, tygrysa nawet nie musiała w nocy zwalać na dziczyznę.
Awatar użytkownika
Kanock
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kanock »

Oczywiście nie powinien przełamywać tej bariery. I gdyby nie to, że umierał ze zmęczenia i do tego alkohol przyćmił jego zdrowy rozsądek, to nigdy by tak nie postąpił. Miewał takie momenty bardzo często, kiedy rozwaga i ostrożność odchodziły w niepamięć, dla zaspokojenia potrzeb - w tym przypadku snu. Kanock zasnął momentalnie. Spał niczym zabity. Jakby się wsłuchać to można było usłyszeć chrapanie, lecz było ono na tyle ciche, że raczej nie powinno przeszkadzać w zasypianiu. Ani wiercenie się wilczycy, ani promienie słoneczne nie były w stanie go obudzić. Śnił o niczym. Rzadko kiedy miał jakieś sny, a jeszcze rzadziej je zapamiętywał. Wprawdzie była to kolejna rzecz, która była dla niego kompletnie zbędna i do której nie przywiązuje najmniejszej nawet wagi. Jeden jedyny sen, który zapadł mu w pamięć był koszmarem. Przyśnił mu się lata temu, jeszcze zanim zabił ojca. Śniło mu się, że w formie tygrysa przedzierał się przez jakiś mroczny las, cały czas słysząc w głowie jakieś szepty i krzyki, a za nim biegły dziwne postacie, były całe czarne, jedynie oczy miały białe. Owe postacie nie posiadały nosa ani zębów, biegły na czterech łapach niczym pantery, mimo że były humanoidami. Kanock uciekał przed nimi przez cały sen, a trwało to naprawdę długo. Pod koniec dobiegł do ogromnej jaskini, naznaczonej dziwnymi symbolami z krwi. Gdy wbiegł do środka spanikowany wybudził się ze snu, cały w pocie. Tydzień później, podczas polowania natrafił na prawie identyczną jaskinię jak ta we śnie. Jedyną różnicą był brak krwistych symbolów. Przeraziło go to i po dziś dzień czasami zastanawia się nad tym co wtedy zaszło.
Obudził się dopiero popołudniu, otworzył leniwie oczy i powoli rozejrzał się po pokoju. Ból głowy był odczuwalny. Widać nie da się odespać wszystkiego. Poleżał na łóżku jeszcze dłuższą chwilę, ale w końcu fizjologia zaczęła się odzywać. Wiadomo, każdy facet po wybudzeniu musi odwiedzić wychodek, zwłaszcza po takiej ilości alkoholu jaką przed snem wypił Kanock. Poza tym musiał jeszcze pozałatwiać przed zleceniem parę spraw, takich jak na przykład zakup nowego bandażu. Jakimś cudem podniósł się na równe nogi i nie zważając na to czy jego towarzyszka w ogóle jeszcze śpi czy też nie, wyszedł z pokoju. Wychodząc nie zamknął za sobą drzwi, gdyż myślał, że wróci szybko. W gospodzie o tej godzinie nie było zbyt wielu ludzi, chociaż niektórzy już się zbierali, żeby pić. Niektórych nawet widział już wczoraj jak pili. Jak można wywnioskować są ludzie, którzy piją od święta i są ludzie, którzy są trzeźwi od święta. Poplątał się chwilę po karczmie i po jakimś czasie znalazł szalet. Kiedy załatwił w nim swoje sprawy, poszedł do kramu znajdującego się nieopodal karczmy, gdzie zakupił kawałek bandażu za resztki pieniędzy, które sobie zostawił, niby ta "oszczędności" miały iść na coś do jedzenia, ale wilczyca poczęstowała go strawą, więc był w stanie przeżyć bez śniadania. Stary bandaż był zabrudzony i należało go wymienić już jakiś czas temu. Przydałyby się też jakieś zioła na tą ranę, ale akurat nie miał żadnych przy sobie. Później poszedł po swoje ostrza, które ukrył w mieście pod jakimś krzewem. Było to na tyle skryte miejsce, że raczej nikt tam nie zaglądał, więc nie martwił się o swoją broń. No i nie mylił się, jego oręż leżał nienaruszony na miejscu. Przytwierdził rynsztunek do pasa i powrócił do pokoju Lotki, całość zajęła mu koło piętnastu minut. Kiedy wrócił, od razu siadł na fotelu i zaczął ściągać bandaż. Rana nie była duża, ale wyglądała dosyć brzydko jak na zwykłe draśnięcie mieczem. Możliwe nawet, że wdało się jakieś zakażenie, ale tygrysa to nie obchodziło. Jeśli miałby złapać jakieś świństwo to po prostu by złapał, a jeśli nie to nie. Wzruszył ramionami i wytarł zranienie, po czym obłożył je nowym bandażem. Zaczął przyglądać się pustej butelce po miodzie pitnym. Chętnie napiłby się jeszcze, ale po pierwsze nie miał czego, a po drugie lepiej utrzymać głowę czystą do zlecenia. Kto wie, co go na owym zleceniu czeka...
Awatar użytkownika
Lothia
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lothia »

Błogi sen był nad wyraz pięknym wydarzeniem. Nie wstała przed tygryskiem, należała do leniwych stworzeń. Oczywiście usłyszała jak ten zbiera klamoty, ale nie robiła sobie z tego zbyt wiele. Najwyżej się ulotni i będzie miała spokój. Niepokojący był tylko fakt, że do jasnej cholery nie raczył zamknąć drzwi. Lotka uniosła zaspane powieki, spojrzała na wejście i stwierdziła, że ma to gdzieś. Później się pofatyguje. Kolejne przebudzenie nastąpiło, gdy ponownie usłyszała kroki. Okazało się, że kociak jednak postanowił wrócić. Nie spodziewała się tego szczerze powiedziawszy. Wyciągnęła się leniwie na łóżku i ziewnęła przeciągle. Wygodnie było. Bez niego tym bardziej rozwaliła się na całej szerokości łóżka. Uniosła tyłek i usiadła na brzegu posłania. Ogarnęła burzę rudych kudłów i poprawiła koszulę, która nieco się przekręciła podczas snu. Wzrok skierowała na swego towarzysza, który grzebał przy ranie.
        - Nie wygląda to za dobrze - skwitowała znużonym, zaspanym tonem i uniosła swe cztery litery. Ponownie zaczęła grzebać w torbie i znalazła małe zawiniątko. Rzuciła je na stół po czym obdarzyła go przenikliwym spojrzeniem. - Mieszanka ziół. Działanie przeciwzapalne. Posmarują tą śmierdzącą papką, a za dwa dni powinno być lepiej. Jak wda się zakażenie to ja ci łapy odrąbywać nie zamierzam - dodała z cwanym uśmieszkiem na ustach. Wszakże do czego byłby jej potrzebny jednoręki bandyta ? Nie nadawałby się wówczas do współpracy. Szczerze powiedziawszy naprawdę zaczynała go niańczyć, martwić się. Prawie jakby miała serce na dłoni! Też jej się zebrało na stare lata.
Skoro Kanock zdołał już załatwić swoje sprawy, to nadeszła kolej na nią. Wzięła parę rzeczy z torby i kilka monet, coby się lepiej zaopatrzyć. Następnie nachyliła się tuż obok jego twarzy
        – Zaraz wrócę, chyba - wymruczała i uniosła kąciki ust w chytrym uśmieszku. Dokładnie wiedziała, gdzie znajdzie miejsce, aby doprowadzić się do stanu wyjściowego. Już wcześniej zapłaciła sobie za tę przyjemność. Drewniana wanna, podgrzana woda. Żyć nie umierać. Doprowadziła się do ładu i nareszcie pachniała chociaż trochę lepiej. Świeże ciuchy, wilgotne miedziane włosy oraz spokój ducha. Nieźle wypoczęła sobie przez ten jeden wieczór. Udała się ponownie do karczmy, gdzie oprócz napitku można również dostać coś do jedzenia. Wzięła jeden bochen chleba, kilka kiełbas roboty samych gospodarzy, chociaż szczerze wątpiła w ich jakość, oraz butelkę mocnego wina również ich produkcji. Nie zapłaciła wiele, a obiad razem ze śniadaniem był. Wróciła z powrotem do pokoju i walnęła wszystko na stół. Rozwinęła papier, w którym spoczywała kiełbasa i urwała kawałek, dodatkowo oczywiście biorąc również ze sobą spory kawał chleba. Usiadła na fotelu i poczęła zajadać się ze smakiem.
- Oczywiście możesz brać - oświadczyła między kolejnymi kęsami spoglądając na tygryska. Nie zamierzała bezczelnie jeść na jego oczach i nawet się nie podzielić. Niech zna jej łaskę. Jakby była wredna, to przecież mogła zjeść coś na miejscu, a tak po kilkudziesięciu minutach wróciła z prezentem. Kiedy skończą zlecenie to wybierze się na jakiś porządny obiad. Ciepły, drogi i zaspakajający jej zmysł smaku. Lubiła dobrze zjeść, chyba zresztą jak każdy, tylko nie zawsze mogła sobie na to pozwolić. W większości przypadków i tak zostawały jej polowania oraz przyrządzanie nad ogniskiem. Oczywiście nie ma co gardzić, dawała sobie radę w lesie bardzo dobrze i często wychodziło jej to lepiej niż babom w jadłodajniach.
Kiedy już skonsumowała swój posiłek, oparła się o fotel i splotła palce na karku. Idealna pozycja, wygoda i komfortowa. Do spotkania zostało jeszcze parę godzin, a wyznaczone miejsce mieli pod nosem, więc nie musieli się zbytnio śpieszyć. Lotka nie czuła już błogiego stanu upojenia alkoholowego, kac lekko ją męczył, aczkolwiek nie do takiego stopnia by łatwiej jej było przełamać barierę językową z towarzyszem. Cały czas ciężko było znaleźć odpowiednie słowa. Czasami jej się wydawało, że nie potrzebują słów, a niekiedy zapadała cisza, która należała do tych niezręcznych. Ziewnęła przeciągle i spojrzała na sikacza, którego zakupiła od wrednego babsztyla. Zastanawiała się, czy to aby na pewno dobry pomysł zaspokoić nim pragnienie. Na razie jej się nie chciało, więc wciąż pozostawała w tej samej pozycji. Postanowiła przedyskutować jeszcze raz jak ma wyglądać spotkanie.
        - Jeżeli chodzi o dzisiejsze zlecenie. Będę rozmawiać sama. Usiądziesz stolik obok, by wszystko słyszeć. Facet nie spodziewa się dwójki najemców, więc nie zamierzam go wystraszyć. Przedstawię mu warunki umowy, przyjmę zaliczkę. Oczywiście wcześniej spróbuję mu wyjaśnić, że potrzebuje wsparcia i będę musiała wynająć pomocnika, więc liczę na solidne wynagrodzenie. Mam smykałkę do handlowania, miejmy nadzieję że przyniesie to dobry skutek. - Ton jakże melodyjny, w którym słychać było nutkę ekscytacji. Lotka dawno nie przyjmowała tak dobrze płatnego zlecenia i nie będzie pracować w pojedynkę, więc mogła czuć się niemal jak przy swoim pierwszym razie. Ciekawe tylko czy będzie mogła na nim polegać. Gorzej jak się towarzysz zwinie w połowie bądź zwieje przytłoczony trudnością zadania. Wówczas mógłby liczyć na to, że kiedyś na niego trafi i zaszlachtuje jak prosie.
Awatar użytkownika
Kanock
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kanock »

Skierował wzrok na mieszankę ziół. Sięgnął po ziele i zaciągnął się. Rzeczywiście śmierdziało, ale podczas podróży spotykał już o wiele gorsze zapachy. Poza tym on sam z deka zalatywał, więc niezbyt mu przeszkadzała śmierdząca maść. Powoli wsmarował ją sobie w ranę. Nie spodziewał się takiej życzliwości ze strony wilczycy. Lothia naprawdę spadła mu z nieba, najpierw zaproponowała współpracę, później poczęstowała strawą i alkoholem, a teraz jeszcze podarowała zioła na jego uraz. Gdy wróciła z posiłkiem, który wyłożyła na stół, wziął kiełbasę i zaczął się zajadać. Zjadł szybko i nie brał nic więcej. Tyle mu na razie wystarczy. Po zleceniu naje się tyle, że będzie miał jeszcze dość. Skierował wzrok na winiacza, bardzo chętnie by się napił, ale postanowił się wstrzymać. W końcu nie za jego pieniądze, a wilczyca nie wyglądała jakby chciała teraz zacząć pić. Poza tym lepiej, żeby zabierać się za zlecenie na trzeźwo, nieraz już wykonywał zadania pod wpływem alkoholu i zwykle nie kończyło się to dobrze. Czasem cel zdołał przez to uciec, a czasem to Kanock musiał uciekać. Jedna z tego typu przygód, kiedy był wypity, szczególnie zapadła mu w pamięć. Było to kiedy zaczynał dopiero pracować jako najemnik. Spotkanie ze zleceniodawcą miał w samo południe, zaś zlecenie miał wykonywać pod wieczór. Przed jego wykonaniem dostał zaliczkę, a że miał dużo czasu od południa do wieczoru, to za otrzymane pieniądze napił się i to nie mało. Zadanie było proste - polegało na zlikwidowaniu dosyć niegroźnego celu. I pewnie wszystko poszłoby prosto, gdyby nie to, że podczas walki Kanockowi zaczęło się dwoić w oczach i zamiast trafić w przeciwnika, trafił w belę podtrzymującą dach. Bela się złamała, a co za tym idzie większa część dachu runęła w dół, między innymi na głowę pijanego najemnika. Obudził się dopiero po paru godzinach. Cel, który miał zostać zlikwidowany, okradł Kanocka i uciekł z miejsca zdarzenia. I tak Kanock powinien dziękować losowi, że nie został zamordowany.
Z zadumy wyrwał go wywód wilczycy na temat zlecenia. Warunki mu pasowały, po co mu rozmawiać z jakimś nadętym bufonem? Siądzie sobie obok, będzie wszystko dobrze słyszał, więc nie dostrzegał niczego co by mu mogło w tym układzie przeszkadzać. Skinął powoli głową i odrzekł:
- A z tym zleceniodawcą to umówiłaś się w tej karczmie? Raczej średnie miejsce by się spotkać ze szlachcicem. - Wprawdzie sam rzadko kiedy spotykał się ze zleceniodawcami w pijackich karczmach, zwłaszcza kiedy byli szlachcicami. Raczej wywiera to na nich złe wrażenie. Preferował cichsze miejsca, bez świadków.
Ułożył głowę wygodnie na oparciu fotela w ten sposób, że patrzył na sufit. Przymknął powieki i przez parę minut siedział w takiej pozycji prawie w bezruchu. Po tym czasie wstał i podszedł do okna by zaczerpnąć świeżego powietrza i porozglądać się. Widok Valladonu na pewno nie był jednym z najpiękniejszych krajobrazów jakie widział Kanock. Można wręcz powiedzieć, że było to dosyć brzydkie w porównaniu do na przykład Fargoth, przynajmniej w jego mniemaniu. Wyciągnął jeden z mieczy i zaczął się mu przyglądać. Był dosyć przytępiony, przydałoby się go naostrzyć. Może potem znajdzie jeszcze chwilę, żeby to zrobić, jeśli nie to ewentualnie może się przemienić na czas walki. W końcu jego wspólniczka wie o tygrysołactwie, więc nie ma czego ukrywać. Swoją drogą to z ochotą poszedłby już na zlecenie. Zdążył wypocząć, najeść i napić się, nic tylko brać miecz w dłoń i zabijać. No, ale musiał poczekać, pocieszał się jedynie tym, że już nie musiał długo tak czekać, w końcu za niedługo będzie zachód słońca. Nieraz miał takie sytuacje, że nie miał nic do roboty przed zleceniem i musiał czekać parę godzin na zleceniodawcę, i to o suchym pysku. Nieraz bywało też tak, że to zleceniodawca musiał czekać na Kanocka. Przymocował ostrze z powrotem do pasa i zasiadł ponownie na fotelu.
Zablokowany

Wróć do „Valladon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości