ValladonIm nas więcej tym krwawiej...

Wielki rozległe miasto, skupisko ludzi, jak i innych ras. To miejsce odwiedza wiele istot, istot niebezpiecznych, magicznych ale także przyjaznych. Znajdziesz tu towary z całego świata, skarby i tajemnicze artefakty. Jeśli czegoś potrzebujesz znajdziesz to tutaj
Zablokowany
Awatar użytkownika
Ravette
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Starożytny Wampir
Profesje:

Im nas więcej tym krwawiej...

Post autor: Ravette »

- Gdzie on jest? - spytała wyjątkowo łagodnie, w czasie gdy dwóch jej towarzyszy trzymało ofiarę tak, by nie wierzgała za bardzo. Przebywali w dość sporej posiadłości w Valladonie, przez co mieli baaardzo dużo czasu na pogawędkę, a nikt na zewnątrz nie usłyszałby krzyków, o ile wampirzyca nie zacznie wyrywać mu paznokci, co było jedną z wielu możliwości.
- Żebym to wiedział to nie siedziałbym tut... - Nie dane mu było dokończyć wypowiedzi, bo dostał solidnym ciosem w brzuch, aż się zgiął, na tyle na ile mógł w obecnej sytuacji oczywiście.
- Zła odpowiedź. Wyprostować go. - Skoro chciał stawiać opór to bardzo dobrze, szkoda tylko, że czas ją dość mocno naglił. Im szybciej przeleją krew konkretnej osoby, tym szybciej będzie miała wolne. - Spytam jeszcze jeden, ostatni raz. Radzę zastanowić się bardzo dobrze nad odpowiedzią. Gdzie. On. Jest. - "Pytając" przystawiła nóż do jego krocza, dociskając ostrzem jego móżdżek.
- Kurwa... pieprzyć to... o tej porze przesiaduje w tawernie "Rima'Sehet", dwie ulice dalej, poznacie po czerwonych dachówkach i sześciu najemnikach pilnujących wejścia... - Widać można załatwić wszystko bez zbędnego rozlewu krwi...
- Dziękuję za informację - odparła, odwracając się i zabierając ze stołu swój hełm. - Poderżnąć mu gardło - ... ale nie wtedy, gdy ona jest na posterunku. Rzuciła im jeszcze po mieszku złota w ramach wynagrodzenia za pomoc w wytropieniu tej mendy oraz tę drobną asystę, a raczej pokazówkę - zawsze wywiązywała się z umów finansowych. Resztę zabawy zachowa dla siebie...

***

- Ślicznotko, chyba pomyliłaś wejścia, kurewki wchodzą przez zaplecze - rzucił jeden z sześciu "wesołków", wywołując tym samym śmiech reszty. Skórzane zbroje, miecze przy pasie i... to tyle, zwykłe mięso, którego pełno na tym świecie, idealne by przyozdobić chodnik własną krwią, a to wszystko przy pełni księżyca. Przechodniów praktycznie zero, straży też nie widać, nie będzie im miał kto przeszkadzać...

- Witamy w Rima'Sehet, czym mogę służyć? - rzuciła osoba odpowiedzialna za... no witanie tych, którzy przeszli selekcję. Nawet biedaczek nie wie, że ich przednia ochrona przestała istnieć, najpewniej mają jakieś problemy z gardłami i niedoborem krwi.
- Zejściem mi z oczu - odparła beznamiętnie, olewając kolejnego bezwartościowego człowieka. Szybko udała się wgłąb sali, wypatrując swego celu, wiedziała jak cwaniaczek wygląda...
- Demetrius z Valos zwany Zgniłkiem, jakiż ten świat jest mały - rzuciła w jego kierunku, krzyżując ręce. - Stęskniłam się za twoją paskudną mordą. - Mierzyła go wzrokiem, a w tym czasie kilkunaście innych osobistości z tego grona trzymało już ręce na rękojeściach. Chyba nie polubili wampirzycy...
- Nie masz szans - powiedział, lecz bez większej pewności w głosie.

***

Stosunkowo spokojna dzielnica przeżywała właśnie drobną burdę w karczmie... Ravette przywaliła jednemu, a ten niefortunnie poleciał na drugiego, czego skutkiem było rozlane piwo trzeciego oraz zniszczony instrument czwartego... reakcja łańcuchowa! Wszędzie tylko truchło, krew i flaki... nadgorliwcy w lokalu, ot co! Chaos i marność!
- Dziękuję za wieloletnią służbę - rzuciła ironicznie, przebijając Demetriusa szablą na wylot. Chwilę później wyszła przez zaplecze, groteskowo siadając na ławce nieopodal i obserwując, jak to straż miejska zechce zaprowadzić ponownie porządek.
Awatar użytkownika
Nocturnus
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nocturnus »

Valladon, duże, piękne i stare miasto. Może właśnie dlatego ludzie cenią sobie tu spokój, spokój zakłócany… no właśnie…

Straż prędko wtargnęła do środka. Mały oddział w ilości sześciu mężczyzn wtargnął do środka, dwóch zostało przy wejściu do Rima'Sehet czujnie odwracając się co chwilę w kierunku drzwi, czekając chyba na wieści z tawerny. Ravette miała na nich dobry widok, noc, choć jeszcze młoda gwarantowała mieszkańcom romantyczny nastrój. Niebo, czyste jak tafla szkła raczyło wzrok sznurami pięknie lśniących gwiazd. Po kilku chwilach od całej awantury pojawili się pierwsi gapie, jednak późna pora sprawiała, że nie był to liczny tłum, raczej zwykłe zbiegowisko, które po paru słowach wymienionych ze stojącymi na warcie strażnikami stopniał zaledwie do paru osób. Wśród nich była jakaś wyjątkowo głośna kobieta, nie dająca przetłumaczyć sobie, że nie wejdzie do knajpy za żadne skarby świata, przynajmniej nie w najbliższym czasie. Nie trzeba było długo się zastanawiać, by dojść do jedynego słusznego wniosku – to pewnie żona kogoś z bywalców. Po tonie i języku jakim się posługiwała, większość przestałaby dziwić się dlaczego małżonek noce woli spędzać jak najdalej od jej towarzystwa. Proza życia. Proza życia śmiertelników, egzystencji różniącej się wiele od tej prowadzonej przez istoty nocy… takie jak na przykład Ravette. Jej losy usłane były zapewne dróżkami ciał rozmaitych stworzeń, które miały pecha stać na jej drodze. Drapieżnik taki jak ona, znajdował się na szczycie łańcucha pokarmowego, niżej stali śmiertelnicy będący jej bardziej tylko rozgarniętym od zwierząt pożywieniem. Niemniej nawet, jeśli cały las czmycha w podskokach przed wilkiem, zdarzają się też psy, które odważnie bronią trzódki owiec przed wilczymi kłami. Te psy to łowcy wampirów, a kareta, która właśnie zajechała pod karczmę należała właśnie do nich.

Ravette widziała, jak kryty lśniącym lakierowanym na czarno drewnem wóz hamuje przed drzwiami oberży. Ze środka wyszła dwójka odzianych w długie skórzane płaszcze sylwetek. Czujne oko w mig rozpoznałoby, że niższa sylwetka należy do kobiety, zdradzały to spojrzenia strażników, którzy już po kilku słowach rozstąpili się wpuszczając parę do środka. Nie wyglądali nadmiernie podejrzanie, poza faktem, że ich ubiór skrojony był wprost idealnie, świadcząc o wielkiej klasie rzemieślników, którzy przyłożyli do tego swe dłonie. To co rozwiewało jednak wątpliwości to duże, zaostrzone kołki, odznaczające pod ciasnym materiałem, a które trudno pomylić z czymkolwiek innym, zwłaszcza, że mężczyzna posiadał dodatkowy bandolet z poupychanymi raźno palami wystającymi zza pazuchy.

Świat mimo wszystko jest mały, jak długo Ravette sądziła, że jej czyny pozostaną niezauważone? A może to tylko paranoja? Może przejeżdżali tędy przypadkiem? Dlaczego mieliby ją śledzić? Jak to możliwe, że wpadli na jej trop? To wszystko wydawało się niedorzeczne. Niedorzeczna nie była za to karoca, której stangret z typową apatią wypisaną na twarzy właśnie poił konie. Czy jej pojawienie się świadczyło o czymś czego młoda jeszcze pijawka się nie spodziewała, czy może wszystko było tylko intrygującym zbiegiem okoliczności?

Rozmyślania nad tym przerwało pojawienie się przy niej sporego czarnego kota. Usiadł na bruku kilka kroków przed jej stopami przyglądając się właśnie jej osobie, tak jakby była jedyną godną uwagi postacią w okolicy. Duży, choć dość chudy kot o mizernie zapadniętym brzuchu, gapił się natrętnie jeszcze kilka chwil, po czym obrócił łepek w kierunku karety sycząc tak głośno, jakby wóz był zagrażającym mu ogromnym wężem. Nerwowe ruchy ogona nie wskazywały na to, by zwierzak darzył pojazd wielką sympatią. Po chwili odwrócił spojrzenie dużych zielonych oczu na wampirzycę, podniósł tyłek i ruszył ku niej wdzięcznym krokiem, wskakując na ławkę kompletnie nie zrażony naturą istoty, która od dłuższej chwili obserwowała dzieło swoich rąk. Jej szpada wciąż pamiętała krew Demetriusa, jednak nawet zapach krwi nie odstraszał kociska, które z typową dla swojego gatunku nonszalancją uderzyło łapą w udo wampirzycy. Nim ta zdążyłaby przepędzić zwierzę, to było już na poręczy ławki, wybitnie denerwująco lokując spojrzenie seledynowych tęczówek prosto na oczach Ravette. Dziwne, lecz kot sprawiał wrażenie, jakby chciał jej coś powiedzieć. Zeskoczył z krawędzi i obejrzał się za siebie, to na pijawkę, to znów sycząc na karocę. Zwierzak ostrzegał wampirzycę przed niebezpieczeństwem, co więcej wszystko wskazywało na to, że nie spocznie, dopóki szanowna dama nie podniesie z ławki swego tyłka idąc za jego śladem.
Awatar użytkownika
Ravette
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Starożytny Wampir
Profesje:

Post autor: Ravette »

Ravette powinna pogratulować przybyszom wyczucia czasu, którego zapewne nabrali za sprawą eliminacji "jej" rasy. Dwójka łowców wampirów, jeśli sądzić po część ich uzbrojenia, doskonale widocznego z większej odległości dla kogoś mającego lepszy niż ludzki wzrok. Kobieta nigdy nie czuła jakiejś odrazy dla osobników parających się tym fachem, szczerze mówiąc to nawet była im wdzięczna. Większość krwiopijców to ujma na honorze prawdziwych wąpierzy, zwykłe gówno starające się skryć pod sobą prawdziwe perły, nic niewarte śmiecie niezasługujące na ty, by choćby i stąpać na równi z psami. Większość przemienionych dzieci nocy budziły w niej odrazę, taka słabość... taka żałość... i jeszcze ich ta udawana duma połączona z brakiem fundamentalnych umiejętności i wiedzy, aż czasem chce się oczyścić własną rasę z pospólstwa, jednak czasu mało, a jest wiele innych i ważniejszych spraw do załatwienia. Dobrze więc, że są na tym świecie specjaliści, a przynajmniej taką miała nadzieję, że jest ich trochę, którzy zajmują się tą sprawą. Oby mieli też wystarczająco oleju w głowie by nie rzucać się na coś bardziej wyrafinowanego, to może źle wpłynąć na interesy oraz pobliskie zabudowania, chociaż zabawa powinna być przednia.

"A ty co, malutki kociaczku?" Wampirzyca przyjrzała się zwierzakowi, który postępował dziwnie, jak na swój sposób. Nie żeby doszukiwała się na siłę większej logiki w postępowaniu futrzaków, lecz akurat ten zachowywał się strasznie nieschematycznie. "O co ci chodzi?" Aż dałaby jeszcze ze cztery głowy by zaspokoić swą ciekawość, a ta w tej chwili była większa dla sierściucha aniżeli miejscu niedawnego sporu, drobnego interesu ze względu na zdradę, która nigdy nie uchodzi płazem. "Przekonamy się"

Jak to głupio musiało wyglądać z brzegu, wielka wojowniczka, masowa morderczyni, diabeł... dużo tych określeń na nią już wymyślono, a idzie za byle dachowcem bo ten zachowuje się niezrozumiale... "Ech..." Przy okazji zdaje się też nie pałać miłością do środka transportu łowców wampirów, czyżby ci mieli za mało kocimiętki?
Awatar użytkownika
Nocturnus
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nocturnus »

W momencie gdy wampirzyca ruszyła się z miejsca kot zamruczał przeciągle i ruszył długą ulicą trzymając się blisko ściany starej kamienicy. Zwierzę raz za razem oglądało się za Ravette, sprawdzając czy pijawka nie zgubiła drogi. Kocisko zwinnie przeszło przez boczną uliczkę i już po drugiej stronie skierowało swe łapy w dół drogi biegnącej przy starej gorzelni, dalej zaś meandrując pomiędzy rozmaitymi warsztatami rzemieślników. Kot zerknął na szyld rzeźnika sprzedającego mięso w zbitej z desek szopie. Świnie tłoczyły się przy korytach odgrodzone od ulicy długimi sztachetami, brodząc w śmierdzącym błocie na samą myśl o dobraniu się do co lepszych resztek pożywienia. Zapijaczony rzeźnik, oparty o ścianę średniej wielkości chlewu trzymał butelkę podłego alkoholu w brudnej dłoni, przyglądając się kaprawymi oczami maszerującej za kotem wampirzycy. Dla niego noc dopiero się rozpoczęła, kto wie, może do rana zdąży wytrzeźwieć.

Kocisko minęło zakład rzeźnika i popędziło ku domom mieszkalnym zbitym ciasno w jedną wielką masę połączonych ze sobą drewnianych pudeł krytych sczerniałą przez laty strzechą. Ravette minęła spaloną ruderę - w której przed dwoma laty, zimą spłonęła cała rodzina, a po której pozostały tylko grubsze, zwęglone kikuty - widząc w dole chaty pasterzy. Kot jednak kluczył między uliczkami nie idąc w kierunku chat, lecz drogą wiodącą na spory cmentarz, który lata świetności miał dawno za sobą. Wraz ze śmiercią ostatniego szlachcica, pragnącego by jego mecenat zapewniał nekropoli godny wizerunek, miejsce to popadło w niełaskę sił natury. Nagrobki pozarastane wysoką trawą, działania hien cmentarnych oraz plotki, jakoby nocami straszyły tu duchy do społu z grasującymi szajkami bandytów, odżegnywały okolicznych mieszkańców Valladonu od późnego odwiedzania swych zmarłych przodków. Poruszanie się po cmentarzu w ciemnościach nie należało wcale do łatwych, gwieździsta noc zapewniała jednak wystarczającą ilość światła, by nie potykać się co krok o rozsadzające glebę korzenie sędziwych wiązów.

Czarnofutre zwierzę pomknęło dziarsko pomiędzy kilkudziesięcioletnimi grobowcami niknąc łatwo z oczy Ravette. Pora, jak też wysoka roślinność rosnąca dziko na zaniedbanych mogiłach uniemożliwiała znalezienie kocura. Wampirzyca nie była jednak sama, kilkanaście kroków za nią stał olbrzymi pies zdający się tak potwornym, jakoby pochodzącym z nocnego koszmaru. Bestia o przekrwionych ślepiach obnażała swe monstrualnie wielkie zębiska kapiąc z pyska śliną wsiąkającą w cmentarną ziemię. Brytan rozmiarami przerastał nawet dzikie wilki, gdyby nie kształt pyska, z daleka mógłby być wzięty za osła.

Nagle po prawej stronie Ravette, zamruczał jej przewodnik. Siedział na wysokim grobowcu obok tajemniczo owiniętej w czarne sukno postaci. Luźne ubranie maskowało kształty budowy istoty, która wyglądała z tej perspektywy na całkiem niedużą. Skrzyżowane nogi, na których siedziała w obszernym odzieniu odejmowały jej wzrostu na tyle, by móc wziąć ją po prostu za bezdomnego żebraka żyjącego gdzieś pośród zmarłych, chowającego swą twarz w głębokim kapturze. Kot podszedł bliżej nieznajomego zadzierając wysoko głowę. Wtem kraniec sukna odsłonił dwa, długie pazury trzymające za ogon nieżywego szczura – nagroda najwyraźniej spodobała się kocisku, bowiem prędko złapał ją w łapy przygniatając do zimnej marmurowej krypty bawiąc się truchłem jak zabawką.

- Nie jesteś stąd, prawda? – zapytał nieznajomy, głosem całkiem zwyczajnym, nie posiadającym wielce charakterystycznej maniery. Był niski, męski i tyle też dało się odgadnąć.
Awatar użytkownika
Ravette
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Starożytny Wampir
Profesje:

Post autor: Ravette »

Wampirzyca w czasie "wędrówki" za kotem nie raczyła nawet skorzystać z tak świetnej oferty, jaką była obserwacja nocnego życia w Valladonie. Doprawdy widok zapitego rzeźnika to taka urokliwa rzecz... aż powinna wyrwać język temu, kto wymyślił taką nazwę dla tej profesji. "Rzeźnik", hah! Co on mógł wiedzieć o prawdziwej rzezi? Zarżnięcie kilku świń lub cielaków pod to podchodziło? Nonsens! Ktoś tu najwidoczniej nie widział naprawdę walnej bitwy i tego, co też mogło się stać z jeńcami, gdy okazało się, że ich użyteczność jest równa zeru, a dowództwo przeciwnika uparcie nie chce przyznać się do porażki. Pod Caedir'em otrzymali dzięki temu prawdziwy pokaz, a raczej bardzo piękną a zarazem oświetloną noc, a że opału nie było wystarczająco na ogniska, posłużyli do tego ich właśni ludzie. To było największe ognisko w tamtym regionie, a smród palonych ciał wręcz nieziemski. Łaskawie warunki kapitulacji pozwoliła im podpisać... akurat tam gdzie wiatr nie ubarwiał tego wzniosłego wydarzenia. Taka drobna różnica między rzeziami, ot co.

"Przyjemne psisko." Skomentowała w myślach miłą istotę, która "dawno snu nie zaznała", bo oczy to miał przekrwione pięknie, bardzo to się rzucało... w oczy. Już teraz wyobrażała sobie, co by było, gdyby wpuścić kilka takich do przepełnionej celi. Cudowna muzyka złożona z agonalnych krzyków tych, którzy mieli to nieliche szczęście paść ofiarami jako pierwsi oraz odgłosami przerażenia pozostałych gapiów. Bardzo skuteczny argument potrafiący rozwiązać cudze języki, to pewne. Aż będzie musiała rozważyć zakup tego typu stadka i wynajem kogoś, kto zająłby się wesolutkimi pociechami każdego psychopaty, tudzież psychopatki.

- Zdefiniuj stąd, bo ostatnimi czasy miasta i zamki padają jak muchy, a granice są niezwykle podatne na przesunięcia - odparła tajemniczemu jegomościowi w kapturze, w każdym razie znającemu się na "tresurze" zwierzaków z rodziny kotowatych... w zasadzie to dachowców, ewentualnie jeszcze tego śliniącego się nadmiernie przerośniętego kundla. - Z resztą, co ci do tego, hę? Ewidencję prowadzisz w chwilach wolnych od szczurzej tresury? - Dodała po chwili, robiąc dwa kroki naprzód, zaś w ciemnościach cmentarza dało się jedynie zauważyć dwa drobniutkie, czerwone punkty zdające się delikatnie mienić szkarłatem, oczy wampirzycy zupełnie niepasującej do tutejszej "kultury"...
Awatar użytkownika
Nocturnus
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nocturnus »

- Kiedy sprawdzałem ostatnimi czasy, wciąż miały się nieźle – odparł mając zapewne na myśli kształt granic. … - I nie wydaje mi się by prędko miało się to zmienić… chociaż marzyć nikt nie zabroni. – dopowiedział nie przesuwając się nawet na milimetr, wyciągnął za to dłoń i podrapał kocura za uchem. Po ruchach szat okrywających jego sylwetkę można było wnioskować, że bardziej od wampirzycy interesuje go teraz zwierzę bawiące się szczurem. – Nie jesteś tak stara by pamiętać to… i owo Ravette, nawet jeśli bardzo byś tego chciała. Skąd do cholery wiedział kim była? Machające ogonem kocisko widać nie miało zbytniej ochoty na głaskanie, z tego samego powodu postać poruszyła głową znów zdając się patrzeć bardziej na wampirzycę. - Oczywiście mogę tylko zgadywać, bowiem gdybyś pamiętała choćby upadek Maurii wiedziałabyś o pewnych, zapomnianych już nieco zwyczajach. Głos rozmówcy stał się bardziej skoczny, wręcz radosny, prawdę mówiąc nic nie wskazywało na to by osobnik miał prędko zamilknąć. - Powstały dawno temu, w pewnych określonych celach, lecz współcześnie często zapomina się o tym… i owym, przyznasz sama, te szaleńcze tępo, wszyscy śpieszący się to tu, to tam… czas, czas, czas… Zapewne trudno jest dowiedzieć się o tym… i owym, trudno wygospodarować krztę tego cennego zasobu, będąc przecież nieśmiertelnym i mając tyle spraw na głowie, tyle istotnych rzeczy… kto teraz pamiętałby o tym by powiadomić o swoim przybyciu, spytać jak się sprawy mają, czy nikomu nie przeszkadzało by wpadnięcie na kieliszek… wina? – zapytał retorycznie a z każdym płynącym słowem, pomimo wręcz egzaltowanej gościnności w powietrzu wyczuć można było zbliżający się odór trupiego jadu. - Nikt nie ma na to czasu… a potem dzieją się problemy. Postać uderzyła dłońmi skrytymi w długich rękawach w kolana pocierając je tak jakby nieco się zasiedziała i właśnie miała zamiar rozprostować kości. Jednak nic podobnego nie nastąpiło, a nieznajomy odchylił się nieco do tyłu przestając się wiercić i znów zamierając bardziej podobny nagrobnej rzeźbie.

- Nie przejmuj się, zapewne miałaś bardzo, ale to bardzo ważne powody… rozumiem to, dlatego postanowiłem przywitać się pierwszy… Ravette. Ptaszki lubią ćwierkać, a ja lubię słuchać ich śpiewu… Niemniej, odpowiadająć na twoje pytanie, tak – w rzeczy samej prowadzę ewidencję, ponieważ ostatnio wszyscy zdają się nie mieć chwili lub dwóch i wpaść na pogawędkę. Zapominają o tradycjach, prawach… i obowiązkach – to ostatnie słowo rozbrzmiało w powietrzu jak grom z pełną stanowczością, mając chyba dobitnie uwypuklić stanowisko postaci. - Nieznajomość prawa nie zwalnia jednak z przestrzegania go… pół biedy ja… ale są też inni, ufam już ich widziałaś i uwierz mi na słowo, Ravette - zjawi się tu ich jeszcze więcej, a ostatnim czego chciałbym być świadkiem, to doroczny zjazd łowców właśnie w mojej kuchni. Nieszczęsnym zbiegiem okoliczności mordowanie ludzi w mojej spiżarni budzi uwagę, sam nie wiem jak to się dzieje… doprawdy zachodzę w głowę… Dlatego tak cieszę się, że postanowiłaś pomóc mi w rozwiązaniu tego problemu. Nie wiem jeszcze jak tego dokonasz, ale już cieszę się na samą myśl o odzyskaniu spokoju. Doprawdy, dziękuję… kamień… z serca. Kończące zdanie słowo zabrzmiało dziwacznie pusto, tak jakby nie padło z ust rozmówcy, a wydusił je z siebie sam wiatr. Na swój sposób bezczelność tajemniczej istoty nie miała sobie równych, z drugiej strony jego pewność siebie mogła zbijać z tropu nawet tych „nietykalnych”. Ciekawe co zamierzała odpowiedzieć mu wmanewrowana w poradzenie sobie z problemem łowców wampirów Ravette, ale chyba wprost czekał na jakiekolwiek jej słowo. Prawdę mówiąc można było odnieść wrażenie, że sposobność konwersacji jest dla niego ważniejsza niż sam jej sens. Prowokował, wiedział o tym on, musiała też wiedzieć ona, pytanie nie czy połknie haczyk, lecz jak daleko będzie go mieć w gardle.
Awatar użytkownika
Ravette
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Starożytny Wampir
Profesje:

Post autor: Ravette »

Wampirzyca tylko skrzyżowała ręce, opierając swój ciężar na prawej nodze, i gdyby tylko miała za sobą jakąkolwiek ścianę, to z pewnością by się o nią oparła. "Ten wieczór zaczyna się robić coraz to bardziej interesujący." Nie codziennie jest dane spotkać na cmentarzu kogoś podobnego do szpiega, jeśli zgeneralizować rolę osobnika znajdującego się przed nią. Nie mogła odmówić mu niezgorszego doinformowania, w końcu ona nie pochodziła z Alaranii i była tu... przejazdem. Zwykła, aktualnie niewadząca nikomu krwiopijczyni, a tutaj taka niespodzianka. Gdyby wiedziała, wzięłaby ze sobą coś do pisania autografów i toporek do odrąbania łba, o ile to pierwsze to tylko dodatek, to z tym drugim czasem lepiej się nie rozstawać. Niby miała szablę, ale to już nie to samo, pod względem wizualnym.
- Najwidoczniej doszło tu do dezinformacji, bo ostatnio południowy zachód staje się bardziej imperialny i mniej bezpański, szarpany przez kilkoro wodzów i samozwańcze państewko, choć nie powiem, że źle zarządzanego - stwierdzała jedynie fakty, choć zapewne mało który mieszkaniec z tych stron przykładał do tego jakąkolwiek wagę, w końcu to nie na ich podwórku dokonywano inwazji, jeszcze. Mawiają "nie znasz dnia ani godziny... " Słowa odnośnie własnego wieku pominęła jedynie milczeniem, ale nie zwykłym, a tym z serii tych wymowniejszych. Towarzyszyła temu chwilowa cisza niemalże w całym mieście, jak gdyby nawet siły wyższe, jeśli ktoś w nie wierzył, zaniemówiły. Brakowało jedynie rechotu żab...
- Z naszej dwójki to nie ja jestem zapominalską. Najstarszym zwyczajem jest podanie imienia rozmówcy, a moje już znasz - odparła, po czym uniosła delikatnie brew, niczym badaczka podważająca tezę jakiegoś mniej utalentowanego naukowca, opowiadającymi głupotki.

"Na przenajsłodszy terror i pancernik floty północnej!" Ktoś tu chyba pomylił ją z łowczynią nagród, czy jak kto woli, najemniczką. Widać nie poszło mu najlepiej ze zbieraniem informacji skoro myli te pojęcia z wojskową. Jedni mordują dla pieniędzy gdzie chcą, bo sami wybierają fuchę, drudzy "bardziej konkretniej." Dowódca każe skakać, trep pyta jak wysoko.
- To twoje podwórko, ja stąd tylko sprzątam zagraniczne brudy. Masz problem to wynajmij kilku mieczników, może oni rozwiążą TWÓJ burdel. Chyba, że boisz się kilku palantów z kołkami, dziadku? - Jeśli ktoś słyszał kiedykolwiek o wampirzej solidarności to ewidentnie miał problemy ze słuchem. Skoro sam naraził się paru miłośnikom srebra, niech sam sobie z nimi radzi. A jeśli tacy będą mieli wąty do niej o skasowanie cwaniaczka i jego towarzyszy, a warto nadmienić że to typy spod ciemnej gwiazdy... no cóż, za idiotyzm się płaci, czasem krwią.
- Tak więc przestań pierdolić, podnieś zad i weź się do roboty. Kto wie, może ci ktoś za to podziękuje.
Zablokowany

Wróć do „Valladon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości