Valladon["Sklep z bronią. August Evans"] Nietypowa klientela

Wielki rozległe miasto, skupisko ludzi, jak i innych ras. To miejsce odwiedza wiele istot, istot niebezpiecznych, magicznych ale także przyjaznych. Znajdziesz tu towary z całego świata, skarby i tajemnicze artefakty. Jeśli czegoś potrzebujesz znajdziesz to tutaj
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Demon zupełnie nie brał do siebie wilczych spojrzeń Doriana. Nie oczekiwał sympatii od mężczyzny. Nawet rozumiał postrzeganie go jako intruza. Było to całkiem logiczne i akceptowalne, nawet jeżeli Lucien marzył o miejscu, w którym byłby traktowany inaczej... Tak naprawdę to postępowanie Rakel było anomalią, która go tak oczarowała. Rozsądek z kolei był u nich chyba rodzinny. Dziewczyna raczej zwykle świeciła jego przykładem. Dorian zapowiadał się podobnie, więc szanował spokój bruneta, a i jego kąśliwe uwagi nie drażniły Lu, który nie przekomarzał się a jedynie odpowiadał spokojnie.
        - Całe szczęście dla Rakel, nie będzie musiała się tyle martwić - odezwał się pogodnie do Evansa, jednocześnie przyglądając się psu. Bestia nawet chwili nie zastanawiała się nim podeszła do mężczyzny, ładując mu łeb na kolana.
        - Po prostu umiem obserwować - odpowiedział na drwiące pytanie z nieustannie pogodną miną, po chwili odnajdując dziewczynę wzrokiem. Uśmiechnął się trochę weselej na jej fuknięcie.
        - Mówiłem? - zapytał wyraźnie rozbawiony, spoglądając z Rakel na Doriana i znów na brunetkę.
        - Teraz już na pewno będzie ono obce - dodał żartując wesoło, naprawdę zamierzając wyciągać dziewczynę na naukę w każdej wolnej chwili. Brunetka była nie tylko pracowita, ale i entuzjastycznie nastawiona na zdobywanie wiedzy, co niezmiernie uprzyjemniało pracę z nią. Gdyby nie zależało jej na nauce, demon nawet nie próbowałby jej zachęcać, szkoda byłoby jego czasu. Słysząc komendę oznajmiającą wyjście, skinął dziewczynie głową i odepchnął się od blatu zmierzając do drzwi.

        Szedł obok dziewczyny, manewrując między tłoczącymi się ludźmi, co jakiś czas rozglądając się, gdy dostrzegał ciekawsze stragany. W głowie miał już plan, czego potrzebował i zamierzał wykorzystać czas zakupów na uzupełnienie potrzebnych przyborów.
Na zadane znienacka pytanie, początkowo odpowiedział tylko przytakując z łagodnym uśmiechem. Rakel jednak widocznie czuła się niekomfortowo, czym skłoniła nemorianina do chociaż minimalnie obszerniejszych wyjaśnień.
        - Na pewno się nie nudzę - odparł pogodnie. - Podoba mi się twój świat - dodatkowo uzupełnił łagodnie, przyglądając się jak dziewczyna wybierała warzywa. Mógłby jeszcze dodać, że ani nie miał konkretnego celu, ani nie miał dokąd iść, ale zamilkł nim wypowiedział coś niepotrzebnego.
Wędrował u boku sprzedawczyni, szybko prawie zmuszając ją do oddania przynajmniej części zakupów. Chciał dziewczynie pomóc chociaż w tak prosty sposób i nawet nie brał pod uwagę braku zgody na wsparcie. Nie godziło się, by miała nieść torby, gdy on przechadzałby się wokół jak zwiedzający, nawet jeśli częściowo nim był. Rutyna Rakel była prawie jak wakacje od jego rzeczywistości, a wszystko chociaż niby tak proste, dla Lu było nowością. Co prawda był już na targu, ale takie pełne zakupy, a tym bardziej targowanie się, było nieznaną ciekawostką. Przez chwilę słuchał osobliwej dyskusji, ale wtedy coś innego przykuło uwagę nemorianina. Szepnął dziewczynie, że na moment się oddala i zniknął przy innym kramie. Na koniec oboje mieli to czego szukali i mogli wracać do sklepu.

        Swój tobołek zostawił na podłodze w sklepie, resztę zaniósł do kuchni, razem z Rakel. Gdy jednak chciał się ulokować przy swoim blacie, dziewczyna zaczęła go wyganiać. Patrzył na nią nierozumnym wzrokiem raczej opornie kierując się do wyjścia.
        - A pies ma specjalne względy i zostaje? - droczył się jeszcze na odchodne, chociaż posłusznie zszedł na dół.
Z rozmawianiem sprawa wyglądała trochę trudniej. Lucien nie należał do zbyt gadatliwych, co było raczej łagodnym określeniem. Dorian też chyba nie palił się do dysputy. Zerknął tylko na demona spode łba i wrócił do papierów.
        - Znikam na trochę. - Nie mając nic innego do czynienia, Lu kurtuazyjnie uprzedził swoje wyjście, chociaż mężczyzna nie wydawał się zainteresowany. Demon jednak uznał, że dopełnił minimum grzeczności, sięgnął po swój pakunek i tak jak powiedział, tak uczynił… zniknął by wykonać pilniejsze obowiązki niż wspólne milczenie z młodym Evansem. Dopiero wtedy brunet uniósł głowę znad ksiąg, marszcząc brwi. Dupek naprawdę zniknął.
        Na rozlewisku rozwinął zakupy i przystąpił do rozstawiania osobliwego toru przeszkód dla Rakel. Wbił w ziemię cztery łuczywa w odległościach kroku od siebie. Pomiędzy nimi na wysokości przyszłego płomienia rozpostarł pasma cienkiego konopnego sznurka. Jeśli miał on być barierą, to naprzeciw płomieniom demon wybrał wyjątkowo mało ognioodporny materiał. Nemorianin miał jednak swój plan. W czasie prac, Onyx oczywiście wychynął z krzaków i teraz przyglądał się z zaciekawieniem swojemu panu wymyślającemu jakieś dziwne upstrzenia polany. O dziwo nie broił i nie przeszkadzał, a zwyczajnie dreptał zainteresowany, strzygąc uszami gdy Lu ponownie zniknął.
Nawet gdy wrócił, Dorian wciąż przeglądał papiery, opuszczając je tylko na moment by zafundować demonowi kolejne ze swoich spojrzeń. By nie stwarzać niezręcznej sytuacji, Lucien nie przerywał Evansowi zajęcia. W ciszy podszedł do lady, na której brzegu usiadł jak ostatnio sobie upodobał. Nie czuł się dość swobodnie by wtrącać się w nieswoje sprawy, zagadując mężczyznę. Właśnie więc groziła im dłuższa cisza, ale w ostatniej chwili Czarnulka uratowała sytuację, wzywając obu na obiad.
Posiłek pachniał przyjemnie. Aromat od jakiegoś czasu roznosił się w całym domu, ale dopiero teraz dostali pozwolenie na wejście na górę. Lucien stąpał w pewnej odległości za Dorianem, znowu nie chcąc się nadmiernie narzucać. Podobnie przy stole wybrał miejsce, które wyglądało na wolne i opuszczone.
Potem cicho podziękował Rakel za swoją porcję i spróbował gulaszu. Oczywiście nic nie poczuł, ale uśmiechnął się sympatycznie i skinął głową z aprobatą. Wciąż przecież pachniał przyjemnie.
        - To bardziej złożona kwestia - odparł szeptem, w przerwie między kęsami, by nie skłamać.

        Rodzinny obiad, ale w takiej prawdziwie rodzinnej atmosferze a nie jakiś bankiet pozorów, był kolejną miła chwilą spędzoną z dziewczyną. Posiłek jednak skończył się i należało ruszyć do pracy. Lucien podziękował składając sztućce na talerzu, który odłożył do zlewu. Uśmiechnął się do dziewczyny, wyciągając do niej rękę, ale zerknął na bruneta
        - Wrócimy wieczorem - uprzedził pogodnie, przyciągając dziewczynę do siebie.
Tym razem nie pojawili się na kamieniu, a pośród polany.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel jak zwykle najpierw upewniła się, czy wszyscy wszystko mają, nim zabrała się do jedzenia, a i wówczas zerkała na brata i demona, by zauważyć, gdyby nagle czegoś im zabrakło. I chociaż Dorian wcinał obiad z takim zapamiętaniem, jakby naprawdę go w tym szpitalu głodzili, Lucien raczej skubał jedzenie, chociaż nie wyglądał jakby mu nie smakowało. Jego odpowiedź wywołała w niej niemałą konsternację, gdyż pytanie zdawało jej się wręcz banalne i co tu dużo mówić, w większości przypadków retoryczne, chociaż ona naprawdę była ciekawa czy posiłek przypadł mu do gustu. Stwierdzenie więc, że „to złożona kwestia” nawet nie tyle ją zaniepokoiło, co po prostu zbiło z tropu. Nie bardzo wiedząc jak to skomentować skinęła tylko głową i wróciła do jedzenia.
        Gulasz wyszedł jej naprawdę smaczny! Oczywiście na pewno mógłby być lepszy, ale skąd miała o tym wiedzieć? Zamarynowane na szybko mięso mogłoby być bardziej miękkie, a sos rzeczywiście nieco mniej pikantny, ale dziewczynie wydawało się, że danie wyszło jej naprawdę dobre, a przecież nie miała w zwyczaju się przechwalać. Z zadowoleniem jednak stwierdziła, że lekcje Marlene, która za swoją życiową misję ustanowiła chyba uczynić z Rakel przykładną gospodynię domową, nie poszły w las.
        Przez moment w kuchni panowała przyjemna cisza, przerywana tylko szczękiem sztućców, nim Dorian pierwszy skończył jeść i rozparł się w krześle z wyrazem błogiego zadowolenia na twarzy.
        - Napiszę dzisiaj do mojego dowódcy – zaczął powoli, zerkając uważnie na siostrę, która na szczęście miała akurat pełną buzię i nie powinna mu przerwać. – Okres obowiązkowej służby już mi minął i może pozwolą mi zostać w domu – dokończył, a na widok miny Rakel uśmiechnął się nieznacznie. Dziewczyna wyraźnie chciała się odezwać, ale zdołała tylko pomachać widelcem, by nakłonić bruneta do kontynuowania wypowiedzi. – Nie wróciłem wcześniej, bo tam ciągle trwają jakieś walki, nic poważnego naprawdę, gówniane potyczki i spychanie się z miejsca na miejsce w nieskończoność, ale przez to nie mogłem się po prostu spakować i wyjechać. Teraz już tutaj jestem, może sytuacja będzie wyglądała inaczej – zakończył akurat gdy dziewczyna uporała się ze swoim kęsem.
        - Dorian, to byłoby wspaniałe! – rzuciła wyraźnie podekscytowana, ale mężczyzna westchnął i skinął ostrożnie głową.
        - Owszem, ale Rakel, nie nastawiaj się na nic, nie wiadomo czy coś z tego wyjdzie. Równie dobrze mogą kazać mi wracać, jak tylko zyskam zaświadczenie o zdolności do służby – dodał, spoglądając na nią uważnie, a dziewczyna gorliwie pokiwała głową, oczywiście już nastawiając się na to, że zatrzyma brata w domu. Nietrudno było się tego domyślić, więc Evans tylko uśmiechnął się blado, nie kontynuując tematu.
        - To Rand też powinien już wrócić? Wyjechaliście w tym samym czasie? – drążyła sprzedawczyni, a mężczyzna skrzywił się wyraźnie, prychając pod nosem.
        - Ta, ale o ile mój przełożony ma związane ręce przez sytuację, o tyle dowódca Randa to po prostu skończony gnój i sukinsyn z zamiłowania – stwierdził sucho, obserwując, jak dziewczyna oklapła nieco. – Zobaczymy młoda, nie martw się na zapas. Ale nic też nie obiecuję – zastrzegł ponownie, chociaż chyba pogodzony z faktem, że trochę narobił siostrze nadziei.

        Po obiedzie Rakel szybko zakrzątnęła się po kuchni, ale i tak nie zdążyła zabrać Lucienowi talerza, gdyż ten jak zawsze kulturalnie po sobie posprzątał. Dziwne, że podobne maniery nie przejawiały się, gdy chodziło o nienaruszanie prywatności, na przykład pojawiając się znienacka w czyjejś sypialni. Podziękowała jednak grzecznie za pomoc, spoglądając nagle na wyciągniętą rękę i od razu na Doriana, który obserwował siostrę i demona z niezmiennym surowym spokojem człowieka, który ma szczerze wywalone na wszystko do czasu, aż go nie trafi szlag. Brunetka nie bardzo wiedziała, co jeszcze może dodać, więc tylko uśmiechnęła się ciepło do brata i podeszła do Luciena, który objął ją krótko, po czym zniknęli. Evans westchnął cicho i przetarł twarz dłońmi.
        - Rewelacja.

        Rakel na początku lekko objęła nemorianina, nie czując się komfortowo w towarzystwie brata, ale gdy poczuła, że przeniesienie dobiegło końca, przywarła do mężczyzny mocniej, bojąc się, że znów wpadnie do wody. Tym razem jednak poczuła pod nogami stały grunt, ale nie w formie zdradliwego głazu. Pojawili się na środku polany i dziewczyna puściła Luciena, cofając się i rozglądając z ciekawością.
        Pierwsze, co spostrzegła, to cztery łuczywa wbite w ziemię i powiązane ze sobą konopnym sznurkiem. Przechyliła głowę zainteresowana, domyślając się, że to będzie kolejna jej lekcja i momentalnie zaimponowało jej, jaką pomysłowością wykazuje się demon, wymyślając dla niej coraz to nowe zadania. Może u siebie w krainie też był kimś w rodzaju nauczyciela? Zdawał się mieć nieskończone pokłady cierpliwości (których krańce chyba jednak wczoraj znalazła), wyjątkowe bogactwo doświadczeń i umiejętności, a teraz jak się okazało również kreatywności.
        Zaraz jej uwagę odwrócił tętent kopyt, słyszalnych nawet w wysokiej trawie, gdy umbris cwałował w ich stronę, zwalniając dopiero kawałek od nich, a zatrzymując się gwałtownie przed samą dziewczyną, której zaraz wepchnął pysk w szyję.
        - Cześć Onyx – z uśmiechem przywitała wierzchowca, który słysząc swoje imię w czarnej mowie parsknął z zadowoleniem, rozdmuchując na boki czarne loki i wywołując jeszcze większy chichot brunetki. Objęła ramionami natrętny koński pysk i poczochrała zwierza po uszach, zerkając znów na Luciena.
        - Co to za instalacja? – zapytała, wskazując spojrzeniem na wbite w ziemię łuczywa.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Znad swojego talerza przyglądał się rodzeństwu prawie niezauważalnie. Wszyscy troje byli wielce do siebie podobni, a jednocześnie tak różni. Gdy Rand odwiedził siostrę było spontanicznie i wręcz głośno. Dorian jako najstarszy z trójki nie tylko prezentował się jako najrozsądniejszy i najbardziej milczący, ale też sprawiał wrażenie najbardziej powściągliwego w okazywaniu uczuć. Mimo to jednak sposób w jaki próbował zapewnić Rakel, że nie będzie już sama w tym samym momencie starając się nie dać jej złudnej nadziei był wyjątkowo rozczulający. Nawet jego maniera z jaką spoglądał w stronę Luciena, czujnie i obojętnie zarazem, pewnie głównie dlatego by nie poirytować młodszej siostrzyczki. Bystre oczy mężczyzny znacznie lepiej mówiły to co Morgan paplał nieostrożnie. Dawały też znacznie lepszy efekt. Były rozsądnym i uczciwym męskim ostrzeżeniem. Podobne sygnały Lu rozumiał i akceptował. Jeszcze nie były idiotycznym wyzwaniem i nie prowokowały nemorianina, a jednocześnie nie unikały uśpionych gróźb. Nawet jeśli w praktyce podobne nie miałyby racji bytu ani szans na skuteczny efekt w sytuacji, w której człowiek próbowałby zastraszać demona, Asmodeus w tej formie je szanował.
        Mimo całego szacunku i radości z ponownego spotkania rodzeństwa, był tu w konkretnym celu. Tym razem nie obserwował w ciszy a stanowił pełnoprawnego uczestnika międzyludzkich interakcji, co wiązało się z zawłaszczeniem pewnej partii czasu sprzedawczyni.
Wziął dziewczynę w ramiona, ale miłym zaskoczeniem dla bruneta był moment, gdy dziewczyna poza wzrokiem brata przytuliła się do niego z własnej woli czy wciąż wystraszona nieustannie nowym doznaniem. Nieważne. Co dziwne zaczynał się przyzwyczajać do uczucia, które towarzyszyło mu w chwilach spędzanych z Rakel a szczególnie w momentach gdy Czarnulka traktowała go... sam nie wiedział jak a co gorsza zaczynał tęsknić za tym nienazwanym stanem.
        Niestety Rakel jak zawsze wymknęła się z objęć, czego demon nawet nie śmiał jej bronić i zaczęła rozglądać się po przygotowanej polanie. Prawie z zazdrością poczekał aż dziewczyna przywita konia, głaszcząc go wesoło i czochrając po uszach ku obustronnej radości. Dopiero po powitaniach doczekał się odrobiny uwagi i dopiero wtedy się odezwał.
        - To twoje najnowsze zadanie - odezwał się frontem stając do łuczyw.
        - Musisz podpalić jedną z pochodni i pilnować, by sznurek nie zajął się i nie podpalił kolejnych - wytłumaczył.
        - Na początek pierwsza z lewej, później będziemy zwiększać poziom trudności - dokończył rozsiadając się wygodnie na trawie.
Wbrew przemyśleniom Rakel, Lu nie miał nic wspólnego z nauczaniem. Często uczył innych by nie podskakiwali za wysoko i poznali swoje miejsce oraz granice umiejętności. Można wręcz pokusić się o stwierdzenie, że swojego czasu czynił to nader często. Wciąż jednak do mentora nawet się nie przybliżał. Czy był pomysłowy, ciężko stwierdzić. To jednak najlepiej oceniali postronni, będąc chyba najbardziej obiektywnymi. Lucien sam siebie by tak nie ocenił. Demony, które przyzywał, pewnie przyłożyłyby się do zdania zbrojmistrzyni. Według nich Asmodeus jawił się jako nader kreatywny w uprzykrzaniu im życia wymyślając zadania tudzież kary w przypadku ich nie wykonania. To zaś wiązało się ze zdecydowanie odmienną dziedziną od edukowania młodzieży. Lucien przede wszystkim był wysoko urodzonym szlachcicem, władcą ziemskim i dziedzicem. Musiał umieć nie tylko zmagać się z rozmaitymi sytuacjami, ale też trzymać innych w ryzach, radzić sobie z jednostkami buntującymi się oraz recydywistami. Oczywiście nie osobiście. Od brudnych prac były odpowiednie do tego ręce. On je jednak prowadził i nadzorował ich prace. Nieraz trzymał piecze nad wymiarem kary i nie rzadko był przy torturach, które sam wcześniej zlecał. Tak więc w pewnych dziedzinach Lu potrafił być brutalnie wręcz pomysłowy.
Połączenie łuczyw łatwopalnym sznurkiem stwarzając wyzwanie dla dziewczyny - która z łatwością podpalała wszystko ale już z gaszeniem lub przynajmniej trzymaniem ognia w ryzach miała spore problemy - patrząc z boku, śmiało można było podciągnąć pod rodzaj tortur.
        - Śmiało - ponaglił, nim gwizdnął na konia. Cichym głosem wydał wcześniej nie słyszaną Rakel komendę, wskazując ziemię palcem i umbris posłusznie legł na trawie. Ułożył szyję i łeb na murawie, zlegając prawie jak pies, a w tym czasie Lu tylko odrobinę musiał się przesunąć by potraktować tułów piekielnego koniska jak oparcie. Gdy już wsparł plecy, skrzyżował ramiona na piersi i czekał efektów, bo jak na razie dziewczyna sprawiała wrażenie zainteresowanej wszystkim tylko nie podpalaniem łuczywa.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Gdy Rakel już oswoiła się z piekielnym wierzchowcem zdawała się już wcale go nie lękać i nawet natarczywe trącanie łbem w próbie wymuszenia dalszych pieszczot kwitowała jedynie cichym śmiechem. Nazwanie dziewczyny nieustraszoną byłoby przesadą, jako że najgorsze z czym miała styczność to uroki własnego miasta, ale wciąż pozostawała odważna i gdy już się z czymś zapoznała, przyjmowała to jako element świata z ciekawością i otwartym umysłem.
        Wiedziała jednak kiedy jest czas na zabawę, a kiedy na pracę i po czułych powitaniach z Onyxem przełożyła uwagę na swoje nowe zadanie. Wiedziała bowiem, że będzie musiała zmierzyć się z tą konstrukcją, czymkolwiek ona była, chociaż nie wiedziała jeszcze jak. Pytanie było więc retoryczne i pozwoliło jej na chwilę zwłoki, by mogła spróbować domyślić się charakteru próby. Nie doszła jednak do żadnych konstruktywnych wniosków i dopiero słowa Luciena wyjaśniły jej, co dokładnie ma zrobić.
        - Chyba żartujesz – westchnęła, spoglądając na demona, jednak i te słowa były bardziej wyrazem ekspresji, niż autentycznym pytaniem. Mężczyzna nawet gdy zdarzało mu się zażartować nie wyglądał na kogoś, kto jest do tego zdolny. Spoglądała jeszcze chwilę na niego, gdy rozsiadał się wygodnie na trawie, opierając bokiem o piekielnego wierzchowca, po czym posłusznie obróciła się w stronę łuczyw, plecami do Luciena.
        Uważnie przyjrzała się wszystkim czterem pochodniom, prychając cicho pod nosem, by mężczyzna nie usłyszał. Przywiązał sznurek konopny do drewna, które ma podpalić i powiedział „nie podpal sznurka”. Bardzo śmieszne. Naprawdę, boki zrywać. Rakel odetchnęła cicho, rozluźniając spięte ramiona i po chwili jedną myślą podpaliła pierwszą pochodnię. Ta buchnęła soczystym płomieniem, który, jak się można było tego spodziewać, radośnie pomknął po sznurku w stronę drugiej pochodni.
        - Cholera – syknęła dziewczyna i odruchowo machnęła dłonią w stronę konstrukcji, postępując krok do przodu.
        Zdziwiona zatrzymała się gwałtownie, gdy ogień zgasł w momencie, pozostawiając tylko lekko dymiące się łuczywo i przerwany sznurek, zwisający smętnie z sąsiadujących pochodni, jednej lekko oczernionej, drugiej jeszcze nietkniętej. Hm. Zgasiła całkiem szybko. Żeby jeszcze tylko wiedziała, jak to zrobiła. Przezornie nawet nie obejrzała się na Luciena, niespecjalnie spiesząc się do oglądania surowej twarzy, sama wiedziała, by próbować dalej.
        Nie bardzo wiedziała, jak się do tego zabrać, a gdy się na czymś nie znała, a musiała to zrobić, czyniła to po swojemu. Wciąż obrócona do demona plecami nie przejmowała się, że zobaczy jego powątpiewające spojrzenie, i mogła wyobrazić sobie, że jest sama. Spokojnie usiadła na trawie, krzyżując przed sobą nogi i zamykając oczy lekko wysunęła przed siebie dłonie, jakby dotykała szyby. A dokładniej, tak jak zawsze siedziała przed swoim piekarnikiem. Sytuacja podobna… podgrzać jedną rzecz, nie „podgrzewając” przypadkiem niczego w kuchni, a w tym wypadku tego nieszczęsnego sznurka.
        Łuczywo zadymiło się lekko i zaczęło czernieć, a tańczący na nim blady płomień ledwo było widać, gdy znikał w strukturze drewna. Rakel otworzyła oczy, czując jak ogień ucieka jej, niby woda sącząca się z utworzonej przez dłonie miseczki. Nieważne jak kurczowo zaciśnie się palce, ciecz i tak znajdzie sobie jakąś drogę na zewnątrz. Dla brunetki podobnie było z ogniem. Nawet gdy po części go kontrolowała, nie pozwalając się rozprzestrzenić, ciepło wydostawało się niewielkimi szparami, a nie było potrzeba go wiele, by zacząć zwęglać sznurek, uwiązany do płonącego drewna, na los! A jednak najgorsze co się z nim stało to lekkie zbrązowienie, wciąż był cały i nie rozprzestrzeniał ognia, który nieco odważniej zapłonął na pochodni.
        W tym momencie dziewczyna zawahała się, czy nie ugasić płomienia i nie poczekać na dalsze instrukcje, ale tak cieszyła się z postępu, że nie chciała go zmarnować. Ostrożnie rozsunęła uniesione wciąż przed sobą dłonie, lewą wciąż utrzymując niewielki płomień na drugiej pochodni, a prawą zaczynając podgrzewać kolejną, zachowując jednocześnie nienaruszony sznurek między nimi. Nie wiedziała, czy o to dokładnie chodziło Lucienowi, ale zafascynowana chciała zobaczyć, czy jej się to uda i jakie to będzie uczucie, kontrolować te dwa płomienie, jednocześnie nie pozwalając rozejść im się na pierwszą ani kolejną część sznurka.
        Po krótkiej chwili wszystkie pozostałe trzy pochodnie płonęły nieśmiało, połączone lekko nadpalonym z każdej strony, ale wciąż całym sznurkiem. Przed nimi siedziała zadowolona handlarka, nieco spięta, ale wyraźnie kontrolując swoje dzieło, chociaż raczej na zasadzie ciągłego trzymania pochodni na wodzy niczym niepokornego konia niż tylko pilnowania, by płomień się nie rozprzestrzenił.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Demon faktycznie nie żartował, a Rakel słusznie domyślała się, że typem żartownisia to on nie był. Należało robić postępy i nawet jeśli rozpuszczanie płomieni po okolicy było zabawne, relaksujące po latach ciągłego wstrzymywania się - bo nawet nie kontroli - i na swój sposób kształcące, należało wejść o szczebelek wyżej na drabinę umiejętności.
        Wytrzymał spojrzenie dziewczyny odwzajemniając je, ale nie odezwał się kolejnym słowem. Tak samo jak Lucien nie należał do dowcipnisi, tak nie widział powodów by się powtarzać. Zdążył już zaś zaobserwować, że brunetka potrafiła reagować dość ekspresyjnie, szczególnie w stresujących ją sytuacjach, a do tych spontanicznych reakcji bardzo często należało początkowe niedowierzanie, które należało przeczekać. Zamiast więc ponownie zachęcać nieplanowaną uczennicę, zwyczajnie zasiadł na ziemi na tyle wygodnie na ile udało mu się dopasować otoczenie do siebie, w postaci użycia umbrisa jako oparcia, i przyglądał się Rakel w ciszy oczekując działań.
        Nie łudził się by dziewczynie ćwiczenie wyszło za pierwszym razem, ale czekał jakichkolwiek czynności, które z czasem prowadziły do sukcesu. Dlatego właśnie pęknięcie pierwszego sznurka nie zaskoczyło demona, który cały czas nie odezwał się słowem niewzruszenie patrząc. Nie tylko nie chciał, ale i nie powinien ciągle prowadzić dziewczyny za rękę, pomógł jej zacząć, objaśnił podstawy, teraz z wieloma rzeczami musiała sama dojść do porządku gdy przecież używała daru na poziomie intuicyjnym. Mógł ją nauczyć zaklęć, tak jak zdradził ratunkowe słowo mocy, ale nie potrafił wpływać na jej odbiór magii i korzystanie z niej wykraczające poza umysł.
        Dlatego właśnie nie ingerował w sposób w jaki Rakel próbowała osiągnąć swój cel. Mogła stanąć na rękach albo podskakiwać, grunt by zaczęła uzyskiwać efekty. Niepowodzenie zbrojmistrzyni odbiło się od spokoju nemorianina, tak samo jak jej sukces. Asmodeus nie drgnął nawet o palec, chociaż szybkie postępy Czarnulki przyjemnie zaskoczyły bruneta, a samodzielne zwiększanie trudności spotkały się z jego aprobatą, chociaż niemą.
        Dopiero gdy już trzy pochodnie płonęły względnie spokojnym płomieniem nie pochłaniając przy tej okazji łączącego ich sznurka, demon wstał i podszedł cicho do brunetki.
        - Bardzo dobrze - pochwalił cicho i oszczędnie. Niestety w okazywaniu zadowolenia Lu był równie wylewny jak w udzielaniu wyjaśnień i prawie tak jak w przypadku żartowania.
Bezgłośnie podszedł do reszty kupionego sznurka i z nim wrócił do Rakel i łuczyw. Przywiązał świeżą linkę do zgaszonej pochodni i nie przejmując się ogniem przywiązał jego drugi koniec.
        - Pilnuj by ci się nie wymknął - podrażnił się lekko ze skupioną brunetką, co było jedyną większą interakcją od rozpoczęcia ćwiczenia i cofnął się o krok ze skrzyżowanymi ramionami znowu pozostawiając wszystko w rękach dziewczyny. Gdy uznał, że wystarczająco panuje nad płomieniami, oddalił się na moment w kierunku schowanego na polanie ekwipunku. Wyciągnął lutnię i wrócił na miejsce strojąc instrument.
        - A teraz dwie skrajne poproszę - odezwał się nemorianin, delikatnie trącając struny, zaczynając grać jak gdyby nigdy nic. Wygrywanie melodii w zupełności nie przeszkadzało jednak w obserwowaniu dziewczyny, gdy palce same odnajdywały właściwe miejsce.
        Pierwsze pobrzmiewające nuty nie pozostały bez odzewu i bardzo szybko ściągnęły wieczorne słuchaczki. Nimfy rozparły się wygodnie na kamieniach, to całkiem wychodząc z wody, to opierając główki na ułożonych na głazach rękach, a wszystkie jak jedna z zaciekawieniem przyglądały się dość nietypowej formie koncertu lub też z oburzeniem, zależnie od reprezentowanego frontu. Każda zaś na swój własny sposób i w osobistym tempie oraz stopniu zaangażowania wodziła wzrokiem od Luciena do dziewczyny i odwrotnie, chwilowo po cichu lub też podśmiewając się pod nosem. Oczywiście w przeciwieństwie do mężczyzny, nie wytrzymały zbyt długo w milczeniu.
        - Jakie nudy, co też ten demon wymyślił, lepiej z nami się pobaw - rzuciła jedna z tych bardziej przyjaznych naturianek, podpływając jak najbliżej Rakel.
        - Lu, nie znęcaj się nad dziewczątkiem, lepiej skup się na graniu - mówiła inna, wabiąc nemorianina wyciągniętymi ramionami.
        - Ona ma rację, przecież to gorsze niż zimna kąpiel - dodała kolejna, gdy w tle mniej przyjazne siostry prychały niezadowolone.
Lucien nic sobie nie robił z towarzystwa. Grał dalej prawie zupełnie nie patrząc na struny ani gryf lutni, pionowymi źrenicami pilnując teraz nie tylko dziewczyny, ale co jakiś czas i nimf by nie wpadł im żaden nierozsądny pomysł do głowy. Gdyby nie muzyka można by w ogóle zapomnieć o obecności bruneta, który cierpliwie milczał, odzywając się jedynie w niezbędnych momentach.
        - Lewa środkowa i prawa zewnętrzna - padło, ubarwiając graną balladę.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Lucien poruszał się zdecydowanie zbyt cicho i skupiona na utrzymaniu płomieni w ryzach Rakel zorientowała się, że za nią stoi dopiero, gdy usłyszała nad sobą pochwałę. Zaskoczenie odbiło się na moment w drżeniu płomienia, ale dziewczyna nie odwracała spojrzenia od swojego zadania i jedynie skinęła głową z lekkim uśmiechem. Oszczędne słowa jej nie przeszkadzały, gdy zakładała szczerość komentarza, więc z zadowoleniem przyjęła aprobatę, nie przerywając ćwiczenia i jedynie próbowała nasłuchiwać za krążącym mężczyznę. Po chwili jednak wrócił w zasięg jej wzroku i zbrojmistrzyni na moment oderwała spojrzenie od płomieni, by śledzić ruchy nauczyciela, który na powrót łączył sznurkiem pierwszą pochodnię z pozostałymi, najwyraźniej włączając ją ponownie do gry. Z zainteresowaniem obserwowała, jak płomienie muskają jego palce, nie robiąc mu żadnej krzywdy, bo wcześniej widziała to jedynie u siebie, a wtedy zazwyczaj oznaczało to, że straciła nad ogniem kontrolę i miała ważniejsze rzeczy na głowie niż podziwianie ewenementu. Uśmiechnęła się nieco weselej na zaczepkę i skinęła głową. Chwilowo w pełni panowała nad stworzonym przez siebie ciągiem ognia i sznurek wciąż pozostawał bezpieczny. Gdy już wyczuła punkty zapalne, mogła nad nimi panować, najtrudniejsze było ich odnalezienie na samym początku. Sznurek pozostawał nietknięty, chociaż pokusę puszczenia po nim ognia mogła porównać do uczucia, gdy człowiek zatrzymał się nagle podczas zjeżdżania po poręczy schodów. Odpuszczenie sobie i zjechanie w dół, a w tym wypadku puszczenie ognia luzem, kusiło i pozostawienie sznurka w spokoju było teraz zwykłym opieraniem się pokusie.
        Demon znów zniknął jej z oczu i Rakel powoli zaczęła czuć się pewniej, a pochodnie zapłonęły nieco jaśniej, gdy nieznacznie popuściła wodzy. Usłyszała polecenie jednocześnie z pierwszymi dźwiękami melodii wygrywanej na lutni. Przez chwilę się wahała, ale w końcu zerknęła krótko przez ramię, spoglądając na siedzącego wygodnie nemorianina, który najwyraźniej postanowił w międzyczasie w ten sposób zabijać nudę. Mężczyzna nie patrzył jednak na struny tylko na nią, więc odwróciła się w końcu, wracając do pracy. Chwila zawahania środkowych płomieni i pochodnie zgasły. Skrajna prawa wciąż się paliła, a teraz dodatkowo Rakel odpaliła kolejną, pierwszą z lewej. Teraz jednak dzieliła uwagę pomiędzy swoje zadanie, a wygrywaną melodię, co jeszcze nie odbiło się na jej magii.
        - Jesteś szermierzem, magiem i muzykiem? – odezwała się nagle, nie odwracając jednak w stronę Luciena, by zupełnie się nie rozproszyć.
        Jego umiejętności walki były właściwie pierwszą rzeczą, jakiej się o mężczyźnie dowiedziała i wystarczyło jej jedno spojrzenie na jego broń. Nawet jeśli strojna i ewidentnie reprezentacyjna, była wystarczająco wymagająca w obsłudze, by nie mógł nosić jej ktoś kto ledwie macha rapierem. Na ten temat opinię wyrobiła więc sobie szybko i tajemnicą nie było, że również dzięki temu zapałała do bruneta sympatią.
        Magia była zaskoczeniem, chociaż pewnie i tak mniejszym, niż dla kogoś, kto nie miał z nią nigdy do czynienia. Rakel po prostu pierwszy raz spotkała kogoś, kto tak swobodnie nią władał, a na dodatek tym samym arkanem, co ona. Muzyki jednak nie spodziewała się w ogóle. Nie znała żadnego artysty, nie licząc Jeremy’ego, którego o dziwo włączyła do tej grupy. Początkowo brała go jedynie za rzemieślnika, ale widząc jego dzieło na drzwiach do jej sklepu obdarowała go w myślach artystycznym talentem. Poza tym jednak nie dało się ukryć, że osoby kreatywne i twórcze raczej nie zaglądały do sklepu z bronią, a wszystkich znajomych poznawała właśnie w ten sposób lub przez braci, ale i wśród ich towarzyszy trudno było o muzyka. Tak więc pomijając obecne czasem w karczmach zespoły i samozwańczych skrzypków, którzy w środku nocy na ulicach znęcali się nad słuchem biednych mieszkańców, z muzyką rzadko miała styczność, z ciekawością więc nasłuchiwała melancholijnej raczej melodii.
        I tak oto, podczas gdy ona męczyła się z utrzymaniem w płomieniach konopnego sznurka w stanie względnie nienaruszonym, Lucien trącał beztrosko struny lutni, szybko ściągając towarzystwo. Nimfy zdradził plusk, na który Rakel niemal zastrzygła uchem, pomna ostatniej nieplanowanej kąpieli, a później ciche chichoty, które nieco wybiły z rytmu dziewczynę. Ze swoją magią czuła się jednak coraz pewniej i zerkała co jakiś czas na przybyłe naturianki, gdy kilka podpłynęło do niej z boku.
        - Trochę nudne, ale potrzebne. – Uśmiechnęła się lekko, spoglądając wciąż niepewnie na kobietę, która wsparła się na dłoniach o jeden z głazów i wychynęła z wody, zaglądając zbrojmistrzyni przez ramię.
        - Wygląda bezsensownie.
        - To po to, bym umiała kontrolować ogień – wyjaśniała cicho Rakel, a nimfa przechyliła głowę.
        - I nie lała nam płomieniami po wodzie?
        - Tak… przepraszam za to, nie wiedziałam, że tam mieszkacie.
        - Nie szkodzi. Tylko nie rób tego więcej. – Białowłosa uśmiechnęła się wspaniałomyślnie, jednak w jej głosie pobrzmiewało wyraźne zadowolenie, gdy spoglądała na koleżanki, które w międzyczasie nagabywały Luciena. Wtedy wyszła z wody i podeszła do Rakel, siadając koło niej i przyglądając się dziewczynie z coraz większym zainteresowaniem.
        Zbrojmistrzyni z kolei w tym momencie prawie spaliła polanę. Szybko odwróciła wzrok spostrzegając, że jedynym odzieniem dosiadającej się do niej kobiety są długie, białe włosy, które sięgały jej niemal do kolan, w ten sposób zakrywając co bardziej newralgiczne miejsca, czym ta zdawała się w ogóle nie przejmować. Matko kochana…
        W międzyczasie padło kolejne polecenie. Rakel na moment zajęła się ostrożnym zamienianiem płonących pochodni i starała się nie zwracać uwagi na bijącą dziwnym blaskiem skóry nimfy, która niezmiennie zainteresowana obserwowała ruchy jej dłoni.
        - Lorien!
        Wezwana nimfa obróciła się gwałtownie, zerkając przez ramię na jedną z towarzyszek, która spoglądała na nią karcąco, chwilę później wyrzucając z siebie potok słów w nieznanym sprzedawczyni dialekcie. Po tonie głosu nietrudno było się jednak domyślić, że siedząca koło niej kobieta właśnie została zrugana, prawdopodobnie za nadmierne spoufalanie się z dziewczyną. Niezrażona jednak odszczeknęła coś w szeleszczącym języku i ostentacyjnie pogładziła brunetkę po głowie, długimi palcami przeczesując czarne loki.
        - Nawet rozmawiać zabraniają, nudzę się! – zawołała we wspólnej mowie, wyjątkowo urażonym głosem, a dyskutująca z nią wcześniej naturianka prychnęła w złości i chlapnęła wodą, niknąc pod jej powierzchnia. Lorien natomiast uśmiechnęła się triumfalnie, zwracając na powrót do ludzkiej dziewczyny.
        – Poczeszę ci włosy, dobrze? Są takie ładne, ciemne – nuciła, a Rakel spięła się, wyraźnie niepewna, a przede wszystkim nieprzyzwyczajona do takiego spoufalania się z zupełnie obcymi osobami. Nie mówiąc już o tak specyficznej istocie, która na dodatek siedziała tu zupełnie nago! Jej reakcja chyba była dość czytelna, bo Lorien zachichotała wyraźnie rozbawiona, ale i tak nieustannie przeczesywała jej włosy, mimo braku wyraźnej zgody, a po chwili zabrała sobie jedno pasmo, plotąc na nim cienki warkoczyk od czubka głowy dziewczyny.
        O dziwo, sznurek nadal pozostał nietknięty.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Wieczór powoli ustąpił miejsca nocy. Ciemnogranatowe niebo rozświetlały miliony lśniących gwiazd. Demon gotów był przysiąc, że nigdzie nie były one tak widoczne jak właśnie tutaj. Wraz z mijającymi porami roku obraz na niebie się zmieniał, ale misterność wzoru, jego tajemniczość zawsze pozostawały równie intensywne. Cóż mogło kryć się po drugiej stronie? Czy spomiędzy gwiazdy przyglądali im się bogowie? Czy może był to jedynie piękny dodatek do nieboskłonu niebędący niczym więcej niż biżuterią jego kreacji… Niezależnie zaś od prawdziwej natury konstelacji, które podziwiał, czy ich stwórca świadom był ich piękna. Czy z premedytacją skomponował to arcydzieło? Czy może podobna doskonałość przeszła zupełnie bez echa…
Wiatr szumiał cicho, tuląc rozlewisko i jego dziennych mieszkańców do snu. W listkach drzew oraz źdźbłach traw odbijało się srebrzyste światło i ciepła poświata z płonących pochodni. Spokój gwiazd lśnił migotliwymi refleksami w płynącej wodzie. W swym życiu widział wiele, ale czegoś równie pięknego jak rozlewisko wraz z ubarwiającymi je niepojętymi zjawiskami do tej pory nie uświadczył.
Jednak ani piękne widoki, ani gra na instrumencie nie rozpraszały nemorianina. Jego zielone oczy połyskiwały nieludzko, gdy obserwował ruchy i poczynania dziewczyny oraz oceniał jej postępy.
Rakel szło wyjątkowo wręcz poprawnie. Chociaż początki były trudne, gdy już odnalazła równowagę, utrzymywała płomienie w ryzach prawidłowo zmieniając pochodnie i chociaż sznurka nie można było nazwać nietkniętym, nie płonął. Przyjdzie czas na naukę precyzji, wpierw należało opanować podstawy, zupełnie jak w szermierce.
Trochę zaskoczyło Luciena pytanie o jego osobę, ale nie przerwał gry i z łagodnym spojrzeniem zaczął odpowiadać.
        - Szermierzem jestem - potwierdził z niezmąconym spokojem. To była chyba jedyna rzecz jakiej był pewien. Ile razy by się nie wahał nad celem swej egzystencji i nie zastanawiał kim tak naprawdę był, rapier zawsze był jednoznaczną i niezmienną odpowiedzią.
        - Magiem już nie - sprostował, powoli przechodząc do dalszych wyjaśnień. - Władanie magią jest dla nas podstawową umiejętnością jak pisanie i czytanie. Każdy ma swoje mocniejsze i słabsze dziedziny, ale nie znajdziesz nemorianina nie znającego magicznych sztuk - wytłumaczył dziewczynie.
        - Muzykiem również nie jestem - dodał z lekkim uśmiechem. - Lubię grać, sprawia mi to przyjemność i pozwala zebrać myśli. Muzyka jest wyjątkową rzeczą, potrafi wyrażać uczucia lepiej niż słowa, a nie może kłamać - mówił z lekką melancholią. Kiedy ostatnio podzielił się z kimś czymś tak osobistym jak sentyment do muzyki… odpowiedź była nieprzeciętnie brutalna, nigdy. Nawet nie wiedział czy Rakel zrozumie jego sentyment, a mimo wszystko nie zbył jej półsłówkami jak zwykł czynić na co dzień wobec całego świata.
        - Poza tym potrafi być sprzymierzeńcem w rozpraszaniu i testowaniu skupienia młodych piromanek - zażartował, zagrywając szybką wariację by przejść do następnej melodii.
        Nimfy jak zwykle kaprysiły, chociaż znacznie mniej bezczelnie niż ostatnio. Ostrzeżenie najwyraźniej nie poszło w las. Nieprzyjazne naturianki ograniczały się do słuchania lutni i niezadowolonego, ale niegroźnego prychania. Te bardziej otwarte i ciekawskie, ośmieliły się lekko i teraz zaczynały interesować się dziewczyną.
        - Jak widać są jeszcze lepsze rozpraszacze - dodał rozbawiony, gdy Lorien wyszła z wody. Zignorował powabne widowisko. Choć estetyczne, nie miało do zaoferowania niczego nowego. Tak więc nawet przez moment nie wodził wzrokiem za jedwabistymi jasnymi włosami, które swoimi mokrymi pasmami oplatały kształtne ciało naturianki. Znacznie bardziej był zainteresowany obserwowaniem reakcji Czarnulki. Dziewczyna nie zdołała ukryć zaskoczenia, ale chociaż płomienie zadrżały i zamigotały, dziewczyna utrzymała je pod kontrolą. Piękna naturianka bawiła się w fryzjera bezczelnie naruszając strefę osobistą Rakel i kończyła właśnie kolejny warkoczyk, gdy demon dał dziewczynie kolejne zadanie.
        - Zgaś wszystko, a potem zapal od nowa. Najpierw po kolei. Jak się uda, znów zgaś łuczywa i podpal wszystkie razem, oczywiście nie naruszając sznurków - wyjaśnił. Lucien nie zamierzał pozwolić brunetce spocząć na laurach i zadowoleniu z jednego dobrze wykonanego ćwiczenia, jedynie utrzymując pochodnie w ustalonej równowadze. Chciał możliwie jak najefektywniej wykorzystać czas na polanie oraz jednocześnie sprawdzić wytrzymałość dziewczyny. Jej rezerwy, co w przyszłości mogło przydać się do kolejnych lekcji. Podpalanie rozlewiska było mało miarodajnym testem. To było jak chluśnięcie wodą z wiadra. Woda uderzała nagle i szybko znikała kończąc się gwałtownie. Teraz tak jakby upuszczali ciecz cienką stróżką, pytanie więc było jaką pojemność magiczną miała niewyszkolona istotka jaką była zbrojmistrzyni.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel Evans była istotą wyjątkowo twardo stąpającą po ziemi i chociaż wcale nie była niewrażliwa na piękno otaczającego ją świata, to raczej nie szukała specjalnie jego przejawów w każdym elemencie przyrody. Więc chociaż czarny atłas nocnego nieba, poprzetykany punktowym blaskiem gwiazd, był jej zdaniem wyjątkowo piękny, podobnie jak wiszący jeszcze nisko księżyc, teraz nadejście nocy zauważyła dopiero gdy ciemność zamazała kontury drzew na skraju lasu, który widziała za pochodniami. To one bowiem kradły teraz całą jej uwagę i dziewczyna przez większość czasu nie spuszczała z ognia oczu. Nie dlatego, że musiała utrzymywać kontakt wzrokowy, by kontrolować płomienie, ale dlatego, że lubiła w ogień patrzeć, od zawsze. Dlatego krótkie zdania wymieniała z Lucienem bardziej na ślepo, obracając na niego spojrzenie dopiero, gdy usłyszała muzykę.
        Zapadający zmrok zaś ukazywał nieludzkie oblicze demona. I nie chodziło tu o znęcanie się nad dziewczyną, każąc jej zanurzyć w płomieniach sznurek, nie paląc go jednak. Chodziło o błyszczące w ciemności oczy, nie jak u nocnego zwierzęcia, ale odbijające drobny blask i przypominające o naturze mężczyzny. To były te momenty, w których Rakel przypominała sobie, że jej nowy znajomy był demonem z Otchłani i większość ludzi stanowczo odradzałaby jej wieczorne przechadzki w odludne miejsca, los wiedział gdzie położone, z jej bratem na czele. Dziewczynie jednak niezmiennie nie robiła różnicy rasa jej towarzysza, który z zabójczymi istotami, przed którymi próbował ją ostrzegać Morgan, miała niewiele wspólnego. Nie to by uznawała nemorianina za niegroźnego turystę, bo wiszącą w powietrzu groźbę wyczuła już podczas kłótni, która przecież była jedynie wymianą poglądów, ale po prostu nie wydawało jej się, by brunet chciał ją uprowadzić, zabić i posiekać na kawałki, czy inne cuda, jakie roiły się w głowie przewrażliwionemu metalurgowi. Dziewczyna traktowała więc Luciena z nie większą ostrożnością niż jakiegokolwiek innego nowo poznanego mężczyznę, nie bojąc się jednak dać wynieść na jakieś nieznane rozlewisko. Nie zabił i nie posiekał za pierwszym razem, to teraz chyba też nie zamierza. A to jak wiele ona może mu zrobić mieczem i ogniem już sobie wyjaśnili.
        Uśmiechem skomentowała więc potwierdzenie szermierczych umiejętności, które wywoływały ciekawość dziewczyny odkąd się poznali, a słysząc, że demon nie uznaje siebie za maga przechyliła lekko głowę, słuchając zaciekawiona. W pierwszej chwili pomyślała, że w takim razie prędzej powinna pobierać od mężczyzny nauki szermierki, nie władania nad magią, ale po pierwsze nikt jej właściwie o zdanie nie zapytał, po drugie sama nie odważyłaby się nigdy przebierać dowolnie w oferowanej pomocy, a po trzecie szermierkę by jedynie doskonaliła, a nieokiełznane posługiwanie się magią mogło w końcu doprowadzić do niebezpiecznej sytuacji i naprawdę trzeba było coś z tym w końcu zrobić. Osobną sprawą zaś był fakt, że właśnie okazało się jak dramatycznie jej umiejętności odbiegają od „podstawowego” poziomu i dziewczyna odruchowo miast oklapnąć zrezygnowana, właśnie zawzięła się na nowo, gdy trącono jej ambicję, i jeszcze bardziej skupiła na zadaniu. „Jak czytanie i pisanie, że też naprawdę…”, mruczała w myślach trzymając płonące pochodnie w garści, jednak pamiętając, jak kiepsko zaczęła. Na muzyce się zaś nie znała i chociaż wydawało jej się, że poziom prezentowany przez Luciena można już nazwać co najmniej wyszkolonym, to zaraz też przypomniała sobie, jak nazwał własne posługiwanie się magią „podstawową umiejętnością”. Przez to również w przypadku czegoś tak błahego, jak muzyka, ich nazewnictwo opanowanej zdolności mogło się znacznie różnić.
        - Ładnie grasz – powiedziała więc tylko, nie zagłębiając się już w to, jak muzyka może oddawać uczucia. Rakel miała problem by wyrazić je słowami, a co dopiero czymkolwiek innym, zwłaszcza tak niedookreślonym. A spokojne, wcale nie wesołe nuty wygrywane przez Luciena naprawdę przypadły jej do gustu i nie rozpraszały wcale, jak sądził demon, który jeszcze nieco złośliwie poparł swoje słowa szybko wygraną wariacją.
        - Gdyby muzyka mogła mnie rozproszyć, Lucien, Valladon już dawno stanąłby w płomieniach – powiedziała wesoło, chociaż nie było jej specjalnie do śmiechu. Naprawdę robiła co w jej mocy, by kontrolować swoją magię i robiła to doskonale przez większość swojego życia. Drobny incydent na jarmarku dość fortunnie wydarzył się na oczach jej potencjalnego nauczyciela, ale ona wciąż nie była zachwycona tą publiczną wpadką, nawet jeśli dzięki temu zyskała wreszcie rzeczywiste perspektywy na opanowanie swojego daru.
        W istocie jednak, istniały lepsze rozpraszacze. Jak chociażby naga nimfa, która najpierw „niewinnie” przysiadła u jej boku, spoglądając na poczynania dziewczyny i usiłując wykrzesać z siebie zainteresowanie zadaniem brunetki. Szybko jednak się znudziła i zaczęła testować cierpliwość ludzkiej handlarki, bawiąc się jej włosami, na co Rakel reagowała niezmiennym spięciem ramion i ukradkowymi spojrzeniami, które jednocześnie rzucała naturiance i próbowała udawać, że wcale się nie przejmuje.
        - Bardzo śmieszne – mruknęła, zerkając na Luciena przez ramię, nim Lorien z karcącym cmoknięciem pociągnęła jej głowę za warkoczyk do siebie.
        - Nie rozpraszaj się – zachichotała, a Rakel teraz ją obrzuciła surowym spojrzeniem, nim wzrok opadł jej niżej i szybko odwróciła głowę na płonące pochodnie, ku głośnemu rozbawieniu nimfy, wciąż bawiącej się jej włosami. Zostawiła kilka drobnych warkoczyków z boku głowy i teraz po prostu przeplatała palce między czarnymi lokami.
        - Uh, idź sobie. – Evans odsunęła głowę, a gdy Lorien zaśmiała się znowu, obrzuciła ją twardym spojrzeniem.
        - Ale ja się nudzę!
        - Idź poprzeszkadzaj Lucienowi – fuknęła, dopiero teraz chyba trafiając do białowłosej, która obrzuciła demona czujnym spojrzeniem, po czym wstała, ruszając wesoło jego stronę. Rakel odetchnęła ukradkiem z ulgą i skupiła się na następnym poleceniu.
        Wyjątkowo bez problemu udało jej się zgasić wszystko za jednym zamachem, prawdopodobnie przez to, że była już trochę zmęczona. Kolejne zapalanie pochodni również obyło się bez wypadków. Rakel znała już przedmioty, na których pracowała, na dobre wyłączając spoza nich sznurek i manipulowanie nimi przychodziło jej z (zaskakującą dla niektórych) łatwością. Spokojnie więc wypełniała nałożone zadania, nie dając po sobie znać zmęczenia.

        U Evansów zaś było o wiele weselej, niż można by przypuszczać. Raptem kilka chwil po tym, jak Rakel zniknęła z tym demonem, diabli wiedzą gdzie, do sklepu załomotał Morgan. Panom wystarczyło dać tyle godzin, co butelek wódki i ochrypłe ryki śmiechu zaczęły wstrząsać ścianami kamienicy, a Dorian był pewien, że puściły mu szwy na boku. W końcu jednak uspokoili się nieco i rozwaleni na krzesłach w kuchni gadali o wszystkim i o niczym, jak tylko starzy przyjaciele potrafią.
        - Jedziesz na targi do Fargoth? - zapytał Morgan, zmieniając temat, a Evans wywrócił oczami.
        - Postawię nogę poza Valladonem i mój dowódca potraktuje to jako dezercję – mruknął, spoglądając na przyjaciela lekko przymrużonymi oczami. Dorian nawet pijany w sztok wyglądał trzeźwiej niż nie jeden abstynent.
        - To może młoda pojedzie? – kowal już lekko bełkotał, stąd pewnie głupie pomysły i zupełne niezrozumienie raczej jednoznacznej mimiki kumpla.
        - Nie.
        - Czemu nie?
        - Do Fargoth? Zgadnij.
        - No przecież pojedzie ze mną.
        - Co to zmienia? – Spokojny ton głosu Doriana nawet nie obudził podejrzeń kowala, który przełknął czystą drwinę bez mrugnięcia okiem.
        - No ze mną będzie bezpieczna! - Grubas prawie bił się w pierś. - Daj spokój Evans, to dla was dobra okazja.
        - Wiem Morgan, ale to podróż przez pół środkowej Alaranii, odpuść.
        - Chociaż ją zapytam.
        - Ani mi się waż – mruknął Dorian, dolewając koledze, by w końcu przestał pieprzyć.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Lucien nie był zbyt spontanicznym stworzeniem. Chociaż jeśli zostałby spytany o ostatnie dni, pewnie poza standardowym nie udzieleniem odpowiedzi, w zaciszu umysłu uznałby swoje postępowanie za całkiem żywiołowe i nieplanowane. Tak samo nie był gadułą, a rozmawiał z Rakel wyjątkowo chętnie. Czuł się przy dziewczynie dość bezpiecznie by nie ważyć każdego słowa i jego możliwych konsekwencji. Właśnie dlatego siedział zrelaksowany i brzdąkał, nie przerywając nawet na moment, czy rozmawiał, czy jedynie przyglądał się Czarnulce.
        - Dziękuję. - Ciche słowa zgrały się z wygrywaną melodią. Oszczędna odpowiedź była znacznie większą interakcją od tradycyjnych zachowań demona prezentowanych wśród swoich. Normalnie nawet słowem nie zaszczyciłby pochwały. Przy dziewczynie zaś nie tylko się odezwał, lecz nawet niewielki uśmiech pojawił się na ustach nemorianina, chociaż był on bardziej wywołany późniejszym komentarzem niż komplementem. Pytanie czy Valladon zawdzięczał istnienie zwyczajnej muzycznej ignorancji, zbyt małej sympatii wobec tej dziedziny sztuki, czy może tak wspaniałej samokontroli. Ostatni argument był raczej mało prawdopodobny. Był świadkiem jednej wpadki, jednej sam zapobiegł, a był tutaj raptem tchnienie.
Drwin oczywiście zaniechał, zostawiając je wypowiedzianymi jedynie we własnych myślach. W zamian kontynuował przyglądanie się naturiance dręczącej dziewczynę. Wodna boginka była natarczywa i nieustępliwa, ale brunetka okazała się nie mniej wytrwałą, a może i mało zabawną w swoim spokoju, gdyż udało jej się odesłać nimfę, a w zasadzie naszczuć ją z powrotem na szlachcica.
        - Ładnie tak nasyłać na mnie nimfę? - Lucien bardziej stwierdził niż zapytał, niby w upominającym tonie, ale przebijało się w nim rozbawienie. Mimo żartobliwego oburzenia nemorianin ani myślał się ruszyć. Lorien zbliżała się płynącym krokiem, Lucien grał, ale najbardziej zainteresowanym okazał się być Onyx. Od pierwszego kroku jaki nimfa postawiła w na swej drodze w kierunku demona, czerwone ślepia o pionowych źrenicach towarzyszyły jej każdemu ruchowi. Przez dłuższy czas naturianka nawet nie dostrzegała zainteresowania wierzchowca. Beztrosko zbliżała się do Luciena, zwalniając dopiero gdy umbrisowi przestało wystarczać obserwowanie a zapragnął większej interakcji. Bestia podniosła głowę i wyciągnęła długą szyję węsząc intensywnie. Blondynka zatrzymała się z ledwie tłumionym piśnięciem o niecałe dwa łokcie od zębatego zagrożenia. Do pewnego momentu można byłoby uważać, że Onyx był nią zainteresowany w podobny sposób jak wcześniej Rakel. Złudzenia jednak prysły gdy długi gadopodobny jęzor oblizał smukły pysk, a czarny stwór zamlaskał wymownie.
        Umbris tego jeszcze nie jadł, a najwyraźniej chęć miał wielką. Pech chciał, że podobne rzadkie rarytasy były zawsze poza jego zasięgiem, kryjąc się w paskudnej wodzie. A tym razem przysmak nie tylko spacerował sobie swobodnie, ale sam planował wejść do pyska, prawie… Gdyby nie Asmodeus opierający się o koński grzbiet, bestia z pewnością rzuciłaby się na polowanie. Zwierz jednak nie śmiał zignorować rozkazu i dalej pełnił rolę oparcia na całe szczęście dla nimfy, która lekko obruszona, zaczęła okrążać umbrisa, szukając bezpieczniejszego miejsca pod ochroną nemorianina. Ograniczenie kopytnego łowcy sprowadzało się jedynie do jego leżenia. Lorien dryfowała na bok, ale za nią uparcie podążał łeb pełen zębów. Giętka smukła szyja stanowczo za bardzo mu to ułatwiał, a demon w pełni świadomie zupełnie nie utrudniał, nawet palcem nie ruszając by piekielny koń przestał terroryzować nimfę. Grał jakby zupełnie nie widział kręcącej się wokół powabnej istotki i drapieżnego wzroku umbrisa, śledzącego jej kroki. Więcej, można by przysiąc, że na zazwyczaj niewzruszonym obliczu Luciena, pojawił się złośliwy uśmieszek.
Niewiele brakowało by Lorien stanęła tupiąc nóżką, bo właśnie gromiła wzrokiem bruneta, którego oczy kryły się częściowo pod rzęsami, częściowo pod długimi włosami spadającymi na twarz. Lecz jej oburzenie nie zdążyło eskalować do podobnego poziomu. Ledwie wydęła kształtne usta niczym rozzłoszczona mała dziewczynka, a grana melodia się skończyła. Lu wstał magicznie odsyłając lutnię na miejsce i nie poświęcając naturiance uwagi, ruszył w stronę Rakel kończącej ostatnie zadane ćwiczenie. Pewnie naturianka wykorzystałaby tę chwilę, by dorwać demona w swoje szpony, gdyby właśnie nie zmykała w kierunku wody. Uwolniony z komendy umbris nie marnował nawet chwili, skoro pan nie zakazywał polowania. Złapać smakowitości, niepocieszony, nie zdążył. Pomrukując głęboko, stanął w bezpiecznej odległości od rozlewającej się rzeki i kropel rozchlapywanej przez nimfy wody, które starały się przepłoszyć paskudnego agresora.

        - Wystarczy - odezwał się łagodnie, stając nad dziewczyną i wyciągając rękę by jak zwykle pomóc jej wstać. Oparł dłonie na ramionach brunetki, ale nie przytulił jej od razu, znikając jak zazwyczaj. Spojrzał w wielobarwne oczy, uśmiechając się delikatnie. Wystarczyło Czarnulkę oswoić z jej własnym darem. Pokazać iż nie musi obawiać się ognia. Dać miejsce, w którym bez konsekwencji mogła przetestować swoje możliwości. Gdy znikł cały stres, Rakel nagle czyniła błyskawiczne postępy. Teraz wszystko należało do zbrojmistrzyni. Pokazał jej drogę, ale ćwiczyć musiała sama a on powoli przestawał być niezbędnym.
        - Dobrze sobie radzisz - wyszeptał obejmując dziewczynę w pasie. Ledwie skończył, a znaleźli się w ciemnym pokoju, oczywiście w zakazanej (ale tylko dla samotnego pojawiania się) sypialni. Wcześniejsza libacja chyba zakończyła się pełnym sukcesem, gdyż z sąsiednich pomieszczeń nie dochodziły już żadne głosy ani śmiechy.
        - Jeszcze lekcja, może dwie i w ogóle nie będziesz mnie potrzebować - odezwał się cicho we włosy dziewczyny, opierając o nie twarz. W zasadzie już można by uznać, że nie był dłużej potrzebny. Była to niezmiernie smutna myśl. Dopiero zaczynał poznawać Rakel i jej świat, a już należałoby odchodzić.
        - Teraz i tak większość będzie w twoich rękach - dokończył odsuwając się powoli. Odgarnął kosmyk włosów za ucho dziewczyny i z łagodnym uśmiechem zniknął.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel zerknęła przez ramię na nemorianina, gdy muzyka ucichła, ale nie przerwała zadania, nawet widząc, że mężczyzna idzie w jej kierunku. Spodziewała się kolejnego utrudnienia, więc tym bardziej skupiła się na pochodniach przed sobą. Był to jednak koniec ćwiczeń i dziewczyna potaknęła, rzucając ostatnim spojrzeniem na łuczywa. Jednym ruchem dłoni podpaliła całą konstrukcję, razem z tym cholernym sznurkiem, który będzie jej się chyba śnił dzisiaj po nocy. Teraz wystarczyło, by na chwilę skąpał się w ogniu i posypał na ziemię w dymiących strzępkach, a Rakel ugasiła pochodnie.
        - Oddam ci sznurek, mam chyba nawet w domu jedną szpulę, ale normalnie już musiałam! – zaśmiała się wesoło, przyjmując pomocną dłoń i wstając.
        Uśmiechała się szeroko, poważniejąc tylko trochę, gdy mężczyzna oparł dłonie na jej ramionach, ale kąciki ust wciąż wyginały usta w zadowoleniu, odwzajemniając przyjazny grymas demona. Pochwałę widocznie doceniła, ale zdążyła tylko skinąć w podziękowaniu, nim świat rozmył się wokół niej, a po chwili była znów we własnym domu.
        Lucien przytulał ją, opierając jeszcze twarz na jej głowie i szepcząc do ucha, ale nie odpowiedziała, nie mając właściwie nic mądrego do powiedzenia. Z jednej strony zupełnie rozmijali się w opiniach, bo zdaniem Rakel ona nigdy go nie potrzebowała w pełnym tego słowa znaczeniu. Nawet jeśli zdarzały jej się magiczne wpadki to były niegroźne dla niej i otoczenia, a na pewno nie aż tak, by określać pomoc demona niezbędną. Z drugiej jednak strony jej braki w edukacji były tak rozpaczliwe, że jej skromnym zdaniem Lucien mógłby spędzić tu rok i wciąż mieć co jej przekazywać. Powiedzenie jednak na głos o tym pierwszym aspekcie byłoby niegrzeczne i z pewnością źle odebrane, co najmniej tak, jakby była niewdzięczna i nie doceniała jego pomocy, a przecież tak nie było! Druga opinia natomiast zabrzmiałaby, jej zdaniem, wręcz odstręczająco w swojej nachalności.
        Osobną sprawą był fakt, że podobna bliskość, jaką serwował jej brunet, w oczach kogokolwiek innego była co najmniej znacząca, podczas gdy Rakel sama już nie wiedziała, czy to coś złego, czy nie. Pogubiła się zupełnie, zwłaszcza że konieczność obejmowania podczas teleportacji dość szybko przełamała lody w kontakcie fizycznym i teraz ciężko jej było ocenić fakty obiektywnie, o konwenansach nie mówiąc. Jeśli dołożyć fakt, że zbrojmistrzyni też specjalnie „przytulaśną” osobą nigdy nie była, podobne sytuacje były dla niej bardziej nietypowe niż powinny. Tylko bracia mogli liczyć na jej spontaniczność, poza nimi raczej nikogo nie przytulała, nawet koleżanki trzymając na dystans, do czego te zdążyły się już przyzwyczaić i nie polowały na Rakel z rozpostartymi ramionami. Wciąż jednak nie mogła się przemóc, by też objąć Luciena, nie licząc momentu, gdy wpadli do wody. Rakel była dziwna i nie było to nic nowego, musiała się po prostu oswoić i mało komu udało się tego momentu doczekać. W jej mniemaniu, w stosunku do nemorianina i tak zachowywała się wyjątkowo swobodnie.
        - Lucien, wiesz, że nie musisz mnie uczyć, żebyśmy mogli się spotykać? Mam na myśli… spędzać razem czas. To znaczy bardzo się cieszę na te lekcje, naprawdę, nie chcę tylko żebyś myślał, że tylko o to mi chodzi.
        Późna pora naturalnie wywoływała cichsze mówienie, ale też Rakel była coraz mniej pewna swoich słów. Bogowie nieistniejący, jakim cudem każde kolejne zdanie było coraz bardziej niezręczne? Delikatne odgarnięcie kosmyka włosów za ucho też specjalnie nie pomagało.
        - Chcę tylko powiedzieć, że jesteś tu mile widziany, niezależnie od tego, czy przyjdziesz mnie uczyć, czy nie – powiedziała w końcu, spoglądając na odsuwającego się od niej demona.
        Zniknął tak nagle, że aż zamrugała, przekonana, że wzrok płata jej figle. Naprawdę jednak została sama w sypialni i westchnęła, gdy w tym samym momencie rozległo się drapanie w drzwi. Wpuściła psa do środka, samej wyglądając na korytarz i nasłuchując. Dorian nigdy nie chrapał, więc po tym nie miała szans zorientować się czy śpi. Zaszła tylko na palcach do kuchni, a widząc pozostawione tam pobojowisko pokręciła z rozbawieniem głową. Zanim się położyła posprzątała więc jeszcze pomieszczenie. Puste butelki w zatrważającej ilości powkładała do wiklinowego kosza do wyniesienia, wytarła blaty i zamiotła podłogę, po której walały się resztki jakichś przekąsek. Nie wątpiła, że Dorian zająłby się tym rano, ale nie lubiła kłaść się, jak w domu był bałagan, a zajęło jej to przecież tylko chwilę. Dopiero później poszła spać.

        Przyzwyczajony przez lata organizm budził się o tej samej porze, więc Rakel, która ostatnio notorycznie zarywała nocki, wciąż chodziła niewyspana. Na jej dzienną rutynę wpływało to jednak tylko zwolnionym poruszaniem się i częstszym ziewaniem, gdy otwierała okno, ścieliła łóżko i zniknęła w łazience. Mimo wczesnej pory upał był dzisiaj okropny, więc mokre włosy przyjemnie chłodziły szyję i plecy, nawet kosztem lekko przemoczonej koszulki. Wyschnie raz dwa. Póki co jednak, dziewczyna wciąż snuła się zaspana, ostatecznie kierując się do kuchni i zamiast śniadania robiąc dwie kawy. Luciena co prawda nie było, ale sądząc po ilości opróżnionego wczoraj szkła, ciepły napój przyda się Dorianowi, a i jej chyba wejdzie w nawyk picie kawy, jeśli dalej będzie prowadziła taki tryb życia. Z dwoma kubkami zeszła na dół i postawiła je na ladzie, koło czarnowłosej głowy, spoczywającej na splecionych ramionach.
        - Ciężki wieczór? – zapytała z uśmiechem, idąc otworzyć okiennice i drzwi, wypuszczając przy okazji Sierżanta na zewnątrz. Widziała, że Dorian zdążył zamieść sklep, ale chyba nie starczyło mu sił na nic więcej.
        - Morgan wpadł – wychrypiał brunet, podnosząc głowę, jakby to wszystko tłumaczyło. Brzmiał jakby ktoś mu z gardła drut kolczasty niedawno wyjął. – A ty o której wróciłaś? Nie słyszałem cię. – Oczy może miał podkrążone, ale spojrzenie wciąż bystre, próbujące teraz przyszpilić dziewczynę, która nagle zrobiła się jeszcze bardziej zajęta.
        - Późno. Lucien mnie odstawił prosto do domu, dlatego nie słyszałeś, że wracam – „wcale nie dlatego, że był środek nocy”, dopowiedziała już w myślach. – Pij kawę – mruknęła, wracając do lady i opierając się o nią przygarnęła własny kubek.
        - Uhm, dzięki. I za ogarnięcie kuchni.
        - Nie ma sprawy – odpowiedziała z uśmiechem, spoglądając na brata. – Ogoliłbyś się… - dorzuciła, a ten mruknął coś pod nosem, drapiąc po kilkudniowym zaroście.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Twarz demona rozjaśnił uśmiech tym rzadszy, iż mężczyzna wydawał się nie tylko zadowolony, ale i szczerze rozbawiony. W porównaniu z innymi pewnie byłby to bardzo skromny wyraz radości, ale u powściągliwego Luciena wyraźnie odróżniał się od jego zwykłej prezencji. Nemorianina rozbawiła między innymi deklaracja zwrotu sznurka, jakby mógł mu się do czegoś przydać. Kupiony był tylko i wyłącznie na potrzeby edukacji piromanki. Poza jej lekcjami nie posiadał żadnej wartości. A powtarzanie wciąż tych samych ćwiczeń nie zawsze miało sens. W szermierce, owszem, pomagało osiągnąć perfekcję. W tym wypadku nie widział takiej potrzeby. W przypadku nauki Rakel, Asmodeus dochodził do wniosku, że im rozmaitsze wyzwania stawiał dziewczynie, im bardziej skomplikowane, tym lepiej mógł wspomóc Czarnulkę w kontroli własnego daru. Sznurek już nie był potrzebny, a przynajmniej nie na tych pochodniach.
Bawiła go również niehamowana wesołość Rakel, która wreszcie mogła zniszczyć znienawidzoną barierę. Zupełnie jak narowisty źrebak, który wreszcie znów wyrwał się spod kiełzna.
Tak jak zbrojmistrzyni nie przestawała się uśmiechać gdy do niej podszedł, tak samo Lu wciąż się uśmiechał, gdy zabierał dziewczynę z rozlewiska.
        Czy tamtego dnia przeznaczenie zaprowadziło go na próg sklepu z bronią, nie wiedział. Skąd dokładnie wziął się pomysł zastąpienia rapiera? Przecież tak naprawdę nigdy nie był gotów zniszczyć misternego dzieła z bestiami, choć przez chwilę rozważał podobną opcję. Zupełnie jakby los chciał by trafił do drzwi Evansów. Jeśli tak, powinien losowi podziękować. Chwile spędzone z brunetką na zawsze miały pozostać w pamięci demona, nawet jeżeli miały się niedługo skończyć. Do Luciena wciąż nie docierało by momenty przepełnione emocjami, których wcześniej nie doświadczał, mogły nie tylko być prawdziwe, ale że mogły trwać dłużej. Jego myśli jak zawsze pełne wątpliwości i słowa podszyte skrywaną melancholią, przerwał głos dziewczyny.
Demon początkowo spojrzał głęboko w wielobarwne oczy próbując odszukać się w nich skrywanego podstępu i kłamstwa, po chwili jednak przechylił głowę gubiąc się w plączących się deklaracjach dziewczyny. Czarne włosy opadły na jedno z ramion mężczyzny, a wolnymi kosmykami, na czujne oczy o pionowych źrenicach, gdy Lu próbował zrozumieć co Rakel starała się przekazać. Przez długi czas nie pojmował zupełnie do czego Czarnulka piła. Ona miała chyba nie mniejsze problemy z ubraniem własnych myśli, gdyż demon zastanawiał się coraz mocniej, a dziewczyna coraz bardziej kręciła, mówiąc coraz ciszej. Wreszcie dotarła do sedna, a stojący już o krok dalej Lucien spojrzał na nią łagodnie.
        - Nawet nie wiesz jak wiele to dla mnie znaczy - odparł ledwie słyszalnym szeptem. Gdyby nie późna pora, głos mężczyzny zniknąłby wśród wieczornych dźwięków miasta. Ledwie wymówił ostatnie słowo, a jego sylwetka rozpłynęła się w ciemności jakby zupełnie nie istniała.
        Nie zjawił się jednak na rozlewisku. W tej chwili potrzebował spokoju i ciszy. Potrzebował chociaż kilku chwil dla siebie, by dać myślom ochłonąć i wrócić do normalnego porządku. Z biegiem lat uzbierał kilka sekretnych kryjówek, do których mógł uciekać przed rzeczywistością. Szerokie zakole rzeki z wodospadem było najbliższe jego sercu, ale teraz potrzebował bardziej ascetycznej samotni. Osamotniony, ociosany ostrym wiatrem wierch, nadawał się doskonale. Wąska grań, na której każdy krok mógł zakończyć się tragicznie, na którą dostępu nie miały nawet górskie kozice, gdzie za jedyne towarzystwo miał rozgwieżdżone niebo i wiatr bezlitośnie smagający skórę. Gdzie śnieg nie topniał nigdy, a wicher swoim gwizdem ostrzegał zbyt pewnych siebie, zbłąkanych wędrowców.
Brunet wolnymi niedbałymi ruchami związał włosy w supeł i zdjął koszulę, zamiast jednak odkładać ją w śnieg, materiał zwyczajnie zniknął z rąk mężczyzny. Lucien powoli odchylił głowę i z zamkniętymi oczami, głęboko odetchnął mroźnym górskim powietrzem. Przy jego twarzy wykwitły białe smugu pary. Stał tak przez kilka uderzeń serca niczym nieruchomy cień. Gdy powieki wreszcie odsłoniły morskie oczy, w obu dłoniach nemorianina, swobodnie zwisających u jego boków, znajdowała się broń. Nie wybrał jednej klingi, choć reguły walki były jasno sprecyzowane, czyniąc rapier bronią używaną pojedynczo. Nieznacznie uniósł obie z nich, przyglądając się rękojeściom. Bestia i płomienie, jego prawdziwa natura ujęta w tak prosty i jednoznaczny sposób, czy trzeba było więcej słów... Tylko walka nie budziła wątpliwości. W niej nie było miejsca na wahanie i kłębiące się pytania, tego właśnie potrzebował.
        Do tej pory wszystkie poczynania demona były niespieszne i nonszalanckie. Wtedy jednak demon gwałtownym szarpnięciem wzniósł wyżej obie ręce, równie ostro zatrzymując je na wysokości swoich łokci. Szybki ruch częściowo wysunął ostrza z pochew. W tej samej chwili, dłonie demona błyskawicznie zamknęły się na rękojeściach, dobywając rapierów, które jasnymi smugami zakreśliły przecinające się łuki, nim osłony zdążyły wylądować w śniegu. Został tylko on, broń, zdradliwe podłoże i własny cień za przeciwnika. Sytuacja piękna w swej prostocie i klarowności. Luźne kosmyki szybko wymknęły się z niedbałego uczesania, co jakiś czas przysłaniając skupione, ani ludzkie, ani nawet zwierzęce oczy.

        Rankiem zjawił się w sklepie, chociaż nie był pewien czy powinien. Może już nawet nie dla dobra dziewczyny, ale własnego, powinien zakończyć tę znajomość i nauki. Podobne decyzje niestety nie były równie proste jak szermierka. Skończył materializując się bezpośrednio we wnętrzu, tuż przy drzwiach. Piekielna bestia nie nadbiegła, za to trafił wprost na rodzinne poranne zgromadzenie. Zawadiacką manierą trącił dzwonek i podszedł do domowników, których oczy mogły ujrzeć nikogo innego jak znajomego demona w prawie zapiętej koszuli, z prawie związanymi włosami i torbą ciepłych bułeczek, który skinął głową na przywitanie.
Lucien uśmiechnął się delikatnie, podając zbrojmistrzyni pakunek, a jego wzrok wędrował niespiesznie od brunetki idącej po trzeci kubek kawy, do jej brata. Gdy dziewczyna wróciła, napar odebrał obiema rękami, mrużąc przy tym oczy z wyraźną przyjemnością, ale zaraz spoważniał i zerknął w kierunku młodego Evansa.
        - Dorian jest chory, czy mu się pogorszyło? Bo bardzo źle wygląda - zauważył zupełnie nie przejmując się, że mężczyzna siedział zaraz obok i wszystko słyszał. Ani trochę nie wyczuwając potrzeby wyhamowania, Lucien oparł się swoją manierą o blat i obserwował rodzeństwo znad rantu kubka, gdy raczył się zapachem świeżej kawy.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Trącone przez dłoń demona dzwoneczki nad drzwiami rozbrzmiały wesoło, do wtóru już nie tak wesołego jęknięcia Doriana, który zmarszczył brwi z niezadowoleniem. Drzwi na oścież otwarte, a ten dzwoni, śmieszek jeden. Nie powiedział jednak słowa, zatapiając usta w kawie, a chmurne spojrzenie w przybyszu.
        - Lucien, witaj! – Na szczęście Rakel uśmiechała się za dwoje. – O, dziękujemy, już ci robię kawę – powiedziała z rozbrajającą swobodą, odbierając od niego pakunek z ciepłymi bułeczkami i pobiegła na górę.
        Przez moment istniało ryzyko, że panowie znów zostaną sami, skazani na rozmowę, do której żaden się nie palił, lub dzwoniącą w uszach ciszę (tą Dorian powitałby z otwartymi ramionami), ale po chwili w drzwiach pojawił się klient. Evans płynnie się wyprostował, wychodząc zza lady, wciąż jednak najwyraźniej uśmiech zarezerwowany miał tylko dla rodziny i przyjaciół. W sklepie z bronią nie pojawiali się jednak ludzie, których trzeba urzekać aparycją. Mężczyzna cichym, szorstkim głosem objaśniał przez chwilę zakres asortymentu, a podróżny wpatrywał się w niego z zainteresowaniem, okazjonalnie przytakując. Po chwili poprosił o jeszcze chwilę do namysłu i Dorian z oszczędnym skinięciem pozostawił go przy blacie z nożami. Cofnął się pod ladę akurat w momencie, w którym z góry wróciła Rakel, nieco wolniej, jako że w jednej ręce niosła kubek z kawą, której cynamonowy aromat ponownie rozszedł się po sklepie, a w drugiej talerz z bułeczkami.
        - Dzień dobry – przywitała się z klientem, przybierając na twarz nieco bardziej profesjonalny wyraz i tylko Luciena obdarzyła ulotnym uśmiechem, podając mu kubek. – Proszę.
        Talerz z bułeczkami postawiła na ladzie, a z Dorianem zdążyła wymienić przyciszonym tonem dwa zdania, dotyczące klienta, gdy odezwał się nemorianin, zwracając na siebie uwagę obojga rodzeństwa. Rakel nim zdążyła się powstrzymać parsknęła cichym śmiechem, za to Evans przeniósł na Luciena pobłażliwe spojrzenie.
        - Dorian wczoraj zachlał i zdycha, ale słuch wciąż ma doskonały – mruknął z obojętnością w oczach i głosie, ale siostra zerknęła na niego z rozbawieniem, umiejąc dostrzec subtelną nutkę humoru zazwyczaj umykającą innym. I też tylko jej dostało się nieco łagodniejsze spojrzenie i nieznacznie uniesiony jeden kącik ust.
        Zaraz jednak podniosła barwne oczy, wyczuwając na sobie czyjś wzrok. Przybysz zerkał na nich ukradkiem, a ona odruchowo wyprostowała się, już odstawiając kubek z kawą na ladę, gdy poczuła ciężką dłoń Doriana na ramieniu. Evans minął ją, podchodząc do klienta i pogrążając się z nim w dalszej rozmowie, gdy ten upatrzył już sobie kilka rzeczy i teraz potrzebował doradztwa. Rakel przez chwilę obserwowała ukradkiem brata, zapominając już jak to jest, gdy w sklepie pracuje ktoś poza nią. Gdy Evansowie byli jeszcze w komplecie, jako dziewczynka tylko pomagała w najdrobniejszych pracach, a wszelkie transakcje obserwowała z poziomu lady, wykukując na kręcących się po sklepie klientów. Czasem udało jej się urozmaicić zamiatanie i inne porządki segregacją broni czy nawet oczyszczeniem piór na lotki, ale zazwyczaj była tylko obserwatorem, jak teraz. Oparta o ladę na łokciach trzymała kubek z kawą w obu dłoniach i zza krawędzi kurtyny czarnych włosów spoglądała na Doriana. Dopiero po chwili przeniosła wzrok na Luciena, uśmiechając się do niego miło.
        - Jak sprawuje się rapier? – zapytała, ciekawa wrażeń mężczyzny. Sam nic nie mówił, ale chyba przetestował już broń, poza pierwszą oceną, jeszcze w sklepie.

        Dorian zaś znów czuł się jak w domu. Przyjemna rozmowa z przybyłym mężczyzną rozciągnęła się nieco poza zwykłe uprzejmości związane z zakupem i brunet stał jeszcze przez chwilę w drzwiach, wsparty o framugę i ze splecionymi na piersi ramionami wymieniał uwagi z podróżnym, który dosiadał już konia. Syn Augusta był najmniej rozmowny w całej rodzinie, ale nigdy nie pogardził wieściami ze świata, a z takimi zawsze przybywali wędrowcy. Po raz kolejny też usłyszał o odbywających się niedługo w Fargoth targach i odruchowo zerknął w stronę siostry, która jak zwykle czujna wręcz nadstawiła ucha. W końcu jednak się pożegnali i przybysz wzbogacony o nowy sztylet odjechał w stronę bram miasta, a Evans wrócił do środka. Przelotnym spojrzeniem obdarzył skrzydło otwartych na oścież drzwi, powodując natychmiastowe opuszczenie wzroku przez siostrę, co powiedziało mu zdecydowanie więcej niż chciałby wiedzieć. Stoicki spokój rzadko jednak opuszczał bruneta i teraz również zadowolił się niepewnym spojrzeniem siostry w swoją stronę, gdy odkładał niewielki mieszek z monetami do kasetki znajdującej się pod ladą. Nic nie powiedział, zerkając tylko na widoczny fragment złotego łańcuszka na szyi dziewczyny, którego reszta ginęła pod koszulką. Rakel przez moment wyglądała na niepewną, ale ciekawość jak zwykle wygrała.
        - Ten facet wspominał o targach, wiesz coś więcej? – zapytała niewinnie. O ile w zakresie miejskich plotek dotyczących tego, kto z kim i dlaczego, zbrojmistrzyni zawsze wręcz raziła koleżanki błogą nieświadomością, którą traktowały jako osobistą urazę, o tyle za każdym razem, gdy padało hasło „targi zbrojeniowe”, spojrzenie jej bystrzało. Również tym razem, więc Dorian nie dał nabrać się na tą buzię aniołka.
        - Nie – mruknął bezlitośnie, a Rakel na moment porzuciła pozory, mrużąc podejrzliwie oczy.
        - Wspominał, że w tym roku są w Fargoth – wytknęła bratu kłamstwo.
        - No to co się pytasz, jak wszystko podsłuchałaś?
        - Nie podsłuchałam, tylko usłyszałam – odparła dumnie, po czym przechyliła lekko głowę i utkwiła spojrzenie w pustym już kubku, którym obracała lekko, na co Dorian westchnął. „Oho, zaczyna się…”, pomyślał obserwując znajome zjawisko. Dziewczyna urosła i dojrzała, ale bywały sytuacje gdy wyglądała jakby znów miała dziesięć lat i próbowała przekonać go do czegoś, co pewnie ich obojga wpędzi w tarapaty. Widok nastrajałby melancholijnie, gdyby nie wróżył uciążliwości.
        – Morgan jedzie? – zapytała, wciąż niewinnym tonem.
        - Nie wiem.
        - No Doriaaan! – zajęczała już otwarcie, szarpiąc brata za rękaw koszulki.
        - No co młoda? A nawet jak jedzie, to co?
        - To jadę z nim – stwierdziła z zadowolonym uśmiechem, jakby wszystko zostało już postanowione.
        - To się okaże – prychnął Evans i odepchnął się od lady, kierując w stronę zaplecza. Popracuje trochę w ciszy, bełtów i strzał dorobi, a przy okazji uwolni się od natrętnej małolaty. Poza tym właśnie nadchodził kolejny argument. – Wiedźma na horyzoncie – mruknął Dorian na odchodne, widząc że Rakel już za nim drepcze, a akurat w tej samej chwili na progu stanęła Widząca. Drzwi zamknęły się dziewczynie przed nosem i Rakel fuknęła z niezadowoleniem, wracając do lady.
        - Dzień dobry, Meve.
        - Cześć Czarnulko. Witaj demonie. Cześć bezczelny gburze za drzwiami – mruknęła babcina nie podnosząc nawet głosu i tylko spojrzenie kierując w stronę zaplecza, po czym parsknęła pod nosem na gest Evansa w swoją stronę. Świadom umiejętności kobiety brunet „pozdrowił ją” z zamkniętego pomieszczenia.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Poranna wizyta w sklepie wraz z zakupionym śniadaniem powoli zaczynała przypominać regularny rytuał. Nemorianin nie czekając na zaproszenie ulokował się przy ladzie, opierając się o nią zupełnie jakby znajdował się u siebie. Wcześniejsze niezadowolenie czy może martyrologia jakie przebiegło po i tak zgorzkniałej twarzy Evansa nie umknęło uwadze demona, ale ten wyraźnie nie poczuwał się do skruchy, raczej prezentując swobodne samozadowolenie z bliżej nieokreślonych powodów, do których mogły należeć zarówno ciepłe powitanie Czarnulki, komiczne cierpienie Doriana, jak i zwyczajnie sama egzystencja. Jednym słowem idący z godnością i lekkością, czy dziarsko moszczący się przy kontuarze Lucien stanowił ciekawy, prawie złośliwy kontrast dla chmurnego żołnierza.
        Z ciepłym uśmiechem odprowadził Rakel pomykającą na górę, po czym rozejrzał się po sklepie, krótko przyglądając się mężczyźnie zatopionemu we własnej kawie. Milczenie zazwyczaj, dla większości osób stawało się niezręczne, ale tym dwóm panom najwyraźniej nie przeszkadzało w najmniejszym stopniu. Pewnie cieszyliby się dłużej ciszą, gdyby nie klient, który zajął Doriana aż do powrotu dziewczyny. Lucien dodatkowego zajęcia nie potrzebował. Obserwowanie kolejnego poznanego człowieka w jego naturalnym środowisku było wystarczająco absorbujące. Napar odebrał dziękując z uśmiechem, milknąc na kolejną chwilę podczas której rodzeństwo rozmawiało o pracy.
        Gdy Rakel podśmiewała się pod nosem, pobłażliwy wzrok Evansa napotkał spokojny uśmiech demona, który jak każde zachowanie szlachcica, trudno było jednoznacznie zinterpretować.
        - To dobrze, że nie doskwierają ci problemy ze słuchem - odparł spoglądając znad swojego kubka. Łatwo można było doszukiwać się złośliwości w wypowiedzi bruneta, która w połączeniu z nienaganną miną niewiniątka wydawała się jeszcze bardziej prawdopodobną. Tymczasem Lucien kontynuował zgłębianie ludzkiej natury, kierując wypowiedź do kawy i chyba obojga rozmówców. - Zupełnie nie pojmuję dlaczego postępujecie w ten sposób. Tracicie kontrolę nad własnym ciałem, pojęcie rzeczywistości, a potem jeszcze chorujecie. Zupełnie jak kowal - podsumował z dozą niesmaku gdy tylko temat sięgnął metalurga, na koniec popijając łyk kawy, który zdążyła odrobinę ostygnąć.
Nemorianin nie rozumiał wielu ludzkich zachowań, ale doprowadzanie siebie do stanu równie żałosnego jaki prezentował rzemieślnik w dniu, w którym demon miał wątpliwą przyjemność go poznać, znajdowało się na szczycie tej listy. Jeszcze gdyby podobnie bezużyteczne czyny zostawiali na czasy gdy nie byli potrzebni. Ale kowal moczymorda chełpił się mianem opiekuna i strażnika, jednocześnie padając niczym kłoda jeszcze zanim wybiła połowa jego troskliwej zmiany, o jej końcu nawet nie mówiąc. Asmodeus nawet nie próbował ukrywać wzgardy dla podobnego zachowania. Zmianę tematu powitał z powracającym łagodnym uśmiechem.
        - Do tej pory bez zarzutu, chociaż prawdziwego chrztu nie przeszedł - odpowiedział pogodnie, pomijając myśl, że lepiej by tak pozostało. Aktualnie ciężko było o dobry pojedynek. Takowy zazwyczaj wiązał się z mało przyjemną otoczką zarówno przed jak i po walce, nie raz ciągnął za sobą nieprzyjemne konsekwencje chociażby w postaci zawiści i pragnienia zemsty. Satysfakcja z wygranej (często znikoma lub żadna) zazwyczaj nie była warta późniejszych powikłań.

        Kończył pić kawę, chociaż starał się jak najdłużej cieszyć jej aromatem, podczas gdy Dorian żegnał się z klientem. W tym czasie demon zyskał kolejną ciekawą sytuację do oglądania. Powoli wodził wzrokiem od wyraźnie zaintrygowanej Rakel, do Evansa oglądającego drzwi nieco zbyt czujnie jak na zwykłe drzwi i ponownie do dziewczyny uciekającej wzrokiem, która szybko się pozbierała wracając do chyba interesującego ją tematu.
        Rodzeństwo było zabawne w przekomarzaniu się, niby oboje dorośli, a jednak przypominali szczeniaki podgryzające nawzajem swoje łapy. Przedstawienie niestety urwało się przed jego zakończeniem, gdy młodzieniec oznajmił nadejście Meve i swoją ewakuację. Zamiast wypatrywać zielarki, która miała do pokonania jeszcze kilka jardów, Lu spojrzeniem odprowadził mężczyznę na zaplecze, jednocześnie zadając frapujące go pytanie.
        - Czy w waszym społeczeństwie kobieta podlega mężczyźnie? - zapytał zaciekawiony, zerkając w różnobarwne oczy w momencie gdy Widząca przestępowała próg. To była kolejna niezbyt jasna kwestia. Dlaczego Rakel próbowała pytać brata o zgodę? Przecież długi czas żyła sama. Nikt wtedy nie martwił się czy mogła i czy powinna odpowiadać za siebie, a teraz nagle gdy brat wrócił, próbował opiekować się siostrą, która przez ten czas chciała czy nie, musiała wydorośleć i opieki już nie potrzebowała. Ludzie byli komicznymi stworzeniami. Zupełnie nielogicznymi i może dlatego właśnie tak fascynującymi. Tak jak był prawie pewien, że zazwyczaj milczący i powściągliwy brat kazałby mu się nie wtrącać w nie swoje sprawy, tak ciekaw był stanowiska brunetki. Jeżeli w tym regionie świata panował typowy patriarchat - nie było sprawy, rozumiał podobny układ sił. Ale wtedy dziewczyna nie powinna zarządzać sklepem. Tu właśnie w pojęciu nemorianina elementy przestawały do siebie pasować. Niestety moment, w którym oczekiwał rozwiania przynajmniej części niewiadomych, czarownica wybrała sobie na odwiedziny.
        - Dzień dobry babciu. - Skłonił się z lekką przesadą, nie hamując się z uszczypliwym określeniem zielarki.
        - Skoro już tu jesteś, możesz się na coś przydać - dodał bezczelnie. - Chciałem użyć Doriana, ale skoro wpadłaś w odwiedziny, Rakel, spróbuj odczytać Meve - odezwał się wręcz beztrosko, z pewną melancholią spoglądając na dno kubka. Same fusy, aż żal. Odstawił naczynie na ladę, skrzyżował ręce i z wyczekiwaniem obserwował obie niewiasty.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Dorian wciąż próbował ustalić czy demon jest dla niego do zniesienia. Złośliwe przytyki puszczał mimo uszu, uznając je za niegroźne i za swojego rodzaju rozrywkę dla relaksującego się umysłu. Facet był przynajmniej inteligentny, chociaż sam nie wiedział czy to dobrze, że młoda nie szlaja się z jakimś przygłupem czy źle, bo większe jest ryzyko, że da się omotać. Nigdy nie była powierzchowna, więc nie martwił się, że ślepo poleci na pięknisia, a bardziej o to całe władanie nad ogniem. Z jednej strony cieszył się, że w końcu to zaczyna kontrolować, z drugiej nie podobało mu się, do czego może prowadzić znajomość z samozwańczym nauczycielem. Znał swoją siostrę niby ponad połowę jej życia, jednak umknęło mu te kilka ostatnich lat, gdy w człowieku ostatecznie kształtuje się osobowość, nie wiedział więc nawet tak naprawdę jak Rakel może się zachować. Dokładnych przyczyn swoich zmartwień wskazać nie umiał, spychając to szybko pod ogólnie rozumianą braterską intuicję, która jak wiadomo była nieomylna, bezbłędna i niesprawiedliwie niedoceniana.
        Evans uśmiechnął się krzywo pod nosem, słysząc analizy bruneta dotyczące zarówno swojego aktualnego stanu, jak i chyba ogółem doświadczeń z wstawionymi lub totalnie pijanymi ludźmi. Zwłaszcza, gdy wyciągnięto na światło dzienne szlachetną, acz nie dla każdego strawną osobę Morgana Browna.
        - Widać nasza rasa ma jeszcze przed tobą swoje tajemnice – parsknął pogardliwie, a ton głosu kłócił się z wypowiedzianymi słowami, które odpowiednio zaintonowane mogłyby brzmieć nawet melancholijnie. Jednak, jako że Dorian z melodramatyzmem miał wspólnego tyle, co kowal z subtelnością, wygłosił swą kpinę głosem ochrypłym i wyraźnie wskazującym na to jak głęboko w dupie ma refleksje demona na temat upijania się w sztok. Lucien wyglądał na takiego, któremu by się to przydało swoją drogą, wszak wódka oczyszcza ciało i umysł, każdy to wie.
        Rakel dla odmiany milczała jak grób, do rozmowy się nie wtrącając, gdyż zarówno jej słaba głowa, jak i przedstawienie, które ostatnio w tym względzie dała, jasno świadczyły o tym, jak niewielkie ma pojęcie o temacie. W kuchni miała gdzieś schowaną butelkę wina, w razie gdyby Nina postanowiła wpaść na plotki, ale wyglądało to zazwyczaj tak, że brunetka sama sączyła cały wieczór swój kieliszek, pozwalając przyjaciółce pochłonąć resztę.
        Zamiast tego więc skupiła się na Lucienie, gdyż pytanie o rapier było zarówno grzecznościowym zainteresowaniem znajomej, jak i profesjonalną ciekawością sprzedawcy. Uzyskana odpowiedź najwyraźniej w pełni ją usatysfakcjonowała, bo dziewczyna uśmiechnęła się z zadowoleniem i skinęła lekko głową.
        - Bardzo mnie to cieszy. Mam też nadzieję, że do prawdziwego chrztu nie dojdzie zbyt szybko – dodała, zdając sobie sprawę, że wymagałoby to oblania ostrza krwią przeciwnika.
        Później pochłonęły ją przekomrzanki z Dorianem, które dla postronnego obserwatora były zabawne, dla bruneta męczące, a dla niej samej lekko irytujące, a jednak ciut zabawne. Trochę obawiała się ujawnienia dokładnych okoliczności, w jakich powstał pomysł na wzór na drzwiach, co nadal ją krępowało, ale teraz niemal całkowicie przejęta była wyjazdem do Fargoth, który już planowała w swojej głowie; rada, że ma z kim zostawić tym razem sklep. Morgan średnio dbał o swój warsztat, bo chociaż dla niego samego był niezwykle cenny, to wiedział, że dla innych nie jest zbyt interesujący, jako że większość cennych w nim rzeczy była jeszcze w częściach, nie nadając się do użytku. On sam dbał o swoje miejsce pracy bardziej niż o mieszkanie i był przywiązany do swoich narzędzi, ale ewentualni rabusie szukaliby tylko broni lub elementów uzbrojenia, których nie miał w zapasie, wszystko robiąc na zamówienie. Rakel z drugiej strony nie wyobrażała sobie zostawić sklepu niepilnowanego na kilka tygodni, gdy przepełniony był orężem stanowiącym jej cały majątek i źródło zarobku jednocześnie. Nie byłoby oczywiście problemem poprosić kogoś o opiekę nad kramem w tym czasie, zwłaszcza gdy miało się znajomych w straży, jednak zbrojmistrzyni nie miała zwyczaju przerzucać na innych swoich problemów. Nie było możliwości, by bezpiecznie opuścić mieszkanie, więc tego nie robiła. Poza tym nawet gdyby nikt jej okradł to wszystko, co zarobiłaby podczas targów wyrównałoby tylko stratę, jaką by poniosła, gdyby sklep był zamknięty przez tak długi czas. Tematu więc zazwyczaj w ogóle nie było. Teraz jednak, gdy Dorian był na miejscu, jedno z nich mogło zostać w sklepie, a drugie pojechać na zjazd. Nie miała zamiaru przepuścić tej okazji.
        Tyle słyszała o tych targach! Sprzedawcy i wytwórcy broni z całej Alaranii zjeżdżali się do jednego miasta, by spotkać się, rozmawiać, handlować, wymieniać wiedzą i doświadczeniem. Tym różnili się od innych kupców, że nie bronili swoich tajemnic za wszelką cenę, ale dzielili się nimi, wymieniali sekretami i szerzyli wiedzę, by udoskonalać ukochane przez nich rzemiosło. Rakel od zawsze pragnęła wziąć udział w czymś takim i była gotowa nawet wyruszyć w podróż poza rodzinne miasto, którego granic przecież nigdy nie opuszczała na dłużej. Przejęta możliwością ziszczenia tych marzeń martwiła się tylko czy uda jej się namówić brata, by to on został w sklepie, a ona pojechała, odruchowo sądząc, że jeśli on również chciałby wybrać się do Fargoth, ma do tego większe prawo, jako starszy, bardziej doświadczony i, teraz już, jako głowa rodziny. Pogrążona w tych właśnie myślach, polowała na brata, nie zauważając zbliżającej się Meve i odwracając się w stronę sklepu dopiero, gdy zamknięto jej drzwi przed nosem.
        Na pytanie Luciena odpowiedziała zaś ostrym spojrzeniem przepełnionym zupełnym brakiem zrozumienia, ale też przebijającym spod niego niezadowoleniem. Chciała zapytać skąd to nagłe zainteresowanie, nim skrzywiła lekko usta orientując się, że nie wypada odpowiadać pytaniem na pytanie.
        – Owszem, niemal w całej Alaranii panuje patriarchalizm w mniejszym lub większym stopniu. Jeśli jednak chodzi o poszczególne jednostki, to kobieta mężczyźnie podlega na tyle, na ile sobie pozwoli – stwierdziła dobitnie, chociaż wciąż spokojnym głosem. Trudno było jednak nie domyślić się, jakie ona sama miała stanowisko w tej sprawie.
        - Witaj Meve. – Uśmiechnęła się jednak lekko, gdy staruszka pojawiła się w sklepie.
        Stukot laski urwał się gwałtownie, gdy Widząca zatrzymała spojrzenie na bijącym kpiarskie pokłony Lucienie. Na jego słowa tylko uśmiechnęła się łagodnie, co w jej wykonaniu wyglądało, jak prawdziwie krwiożerczy grymas.
        - Po pierwsze: nie będzie mnie babcią nazywał demon, mający dobrze ponad pięćset lat na karku – zaczęła spokojnie, realizując swoją groźbę i szerszym uśmiechem komentując otwierające się w zdziwieniu usta Rakel, która spojrzała pytająco na Luciena. – Po drugie: gdybym chciała, żeby Czarnulka umiała czytać aury to bym ją tego nauczyła – dodała spokojnie, a zszokowane spojrzenie zbrojmistrzyni wróciło do staruszki.
        - No wiesz! Masz coś przede mną do ukrycia?
        - Bardzo wiele, kochanieńka.
        Dziewczyna prychnęła i łypnęła na Meve, skupiając się nad wyraz szybko. Jednak mimo że od razu przypomniała sobie wszystkie wskazówki nemorianina, nie dostrzegła nic. A właściwie inaczej – zobaczyła… poczuła mur. Wysoki, ceglany, pokryty bluszczem, tak podpowiadała wyobraźnia. Czuła magię, ale nic poza tym. Żadnych kolorów i dźwięków, jak u Luciena. A przynajmniej tak jej się zdawało, gdy zamrugała szybko, spoglądając niepewnie na staruszkę i demona. Ten przez chwilę spoglądał w kubek, a gdy podniósł na nią oczy, pokręciła przecząco głową, przyznając się do porażki.
        - Nie zerkaj tak na niego Czarnulko, on też nic nie zobaczy. Nie mam w zwyczaju świecić przed każdym swoją aurą niczym dziewka w burdelu swoimi wdziękami. Złośliwie cię podpuszcza – zaśmiała się i wznowiła spacer po sklepie, mijając ich i zajmując ze stęknięciem miejsce na stołku, by znów podnieść na Rakel pokryte bielmem, a jednak czujne i bystre oczy. – Słyszałam, że za parę dni wyrusza karawana do Fargoth na targi. Jedziesz ty czy gbur?
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Demon dla odmiany miał wyjątkowo pozytywną opinię o wiecznie niezadowolonym starszym bracie, który według niego zwyczajnie był daleki od sztuczności. Poważna twarz nie była ugrzecznioną maską. Dorian nie wyglądał na kogoś skłonnego do fałszywych komplementów i umizgów. W zasadzie nie wyglądał na kogoś w ogóle zdolnego do prawienia komplementów. Prezentował się jako mężczyzna o jasno sprecyzowanych celach i silnej woli. W oczach nemorianina, stanowił idealny obraz powściągliwości i rozsądku, podczas gdy inni powierzchownie oceniali go gburem. Oczywiście poza piciem w nadmiarze... Chociaż może to charakteryzowało wszystkich mężczyzn ludzkiego gatunku... Z bliska poznał co prawda dopiero plugawego kowala, cieślę recydywistę i teraz starszego brata Rakel, młodszego nie wliczał gdyż z grzeczności opuścił rodzinne spotkanie nim wyrobił sobie opinie obejmującą coś ponad podobieństwo do Czarnulki.
Oczywistym więc było, że wciąż uczył się ich rasy, powoli dodając do informacji brak refleksji i zdolności uczenia się na błędach. Większość gatunków, nawet aroganccy do granic nemorianie, starali się nie powielać bolesnych pomyłek. A ludzie… a przynajmniej mężczyźni, prawdopodobnie wszyscy, chociaż to należało jeszcze zweryfikować, brnęli w nie nie tylko nagminnie i notorycznie, ale wręcz regularnie, wystarczyło postawić im dzban wina lub o zgrozo piwa. Co to był w ogóle za trunek. Cuchnął gorzej niż żebracy. Ten swąd bił jedynie aromat zaprawionych nim ochlapusów.
Dla odmiany z Rakel przebijał podobny rozsądek, ale w mniej skażonym, a bardziej niewinnym wydaniu. Uśmiechnął się łagodnie w jej kierunku, subtelnie skinąwszy głową. Bez żadnych wyjaśnień doskonale pojmowała istotę rzeczy.
Może było go już trochę mniej gdy chodziło o rzeczone targi. To właśnie z obserwacji podchodów do starszego brata wynikło pytanie Luciena.
        Czym rozzłościł dziewczynę, nie wiedział. Może to impas w jakim się znajdowała, tak poirytował brunetkę. Jak zwykło się mawiać, prawda bywała bolesna i nikt nie lubił poruszania niewygodnych tematów, a tym bardziej przyznawania spostrzegawczej osobie racji. Lucien przechylił głowę, próbując w pełni zrozumieć przekaz, gdyż równie dobrze ciskające gromy spojrzenie mogło wiązać się z jakimś uchybieniem z jego strony. Potem jednak usłyszał potwierdzenie. Zawoalowane i nieco pokrętne jak na Rakel, ale jednak bardziej potwierdzenie niż zaprzeczenie.
Niby dziewczyna dawała do zrozumienia, że wolność miał ten, czy może ta, która potrafiła o nią walczyć, lecz jednocześnie wciąż ograniczał ją patriarchalny ustrój. Bardziej zgłębić interesującego go tematu, nie zdążył z powodu widzącej jak zawsze zjawiającej się nie w porę.
        Niespiesznie odwrócił głowę, by powitać wieszczkę. Groźbą złożoną kilka dni wstecz nie przejął się zupełnie. Nie dlatego iż nie wierzył. Bardziej wiązało się to z dość oczywistą prawdą - żadna wiedźma nie powinna myśleć by mogła mu rozkazywać. Sam nie miał nic do ukrycia, a na pewno nie krył wieku. Gdyby nagle zaprzestał żartów, Meve gotowa była uznać jakoby miała go w szachu. Niedorzeczność.
        Uśmiech jaki na mgnienie rozciągnął usta demona, był ładniejszym odbiciem grymasu znachorki i drapieżny byłoby chyba najlepszym jego określeniem. Zniknął on równie gwałtownie jak się pojawił, gdy kątem oka dostrzegł szok Rakel. W jej stronę zwrócił się z prawie bezbronną miną, którą dziewczyna powoli powinna już poznawać. Odpowie na wszystkie jej pytania, ale później, nie w towarzystwie. Zaraz potem wrócił wzrokiem do staruchy, ale ruchy demona był wolne, wyjątkowo oszczędne i zdecydowanie nieludzkie.
Znachorkę dla odmiany powitało bezczelne spojrzenie z góry. By było ciekawiej, jakimś cudem Asmodeus potrafiłby patrzeć z góry, nawet na wyższych od siebie.
        - Trzymałaś ją w całkowitej ignorancji dla jej rzekomego dobra, którym tak często lubią wymawiać się butne stworzenia, z czystego egoizmu, czy może ze strachu? - chłodny głos odpowiadał lodowatemu spojrzeniu jakim uraczył znachorkę. Manipulanci nigdy nie budzili szacunku szlachcica.
        Domyślał się, że dziewczyna spróbuje swoich sił, była ambitna, a chyba najlepszym motywatorem dla niej, było zastrzeżenie “nie dasz rady”. Na wzrok szukający wsparcia i chyba potwierdzenia, odpowiedział przymknięciem powiek. "Ladacznica w burdelu, urocze określenie, ale o dziewczynę nie zamierzała się zatroszczyć" - pomyślał, chociaż bezpieczny przed wzrokiem widzącej, akurat tych myśli wcale nie kryłby za wszelką cenę.
        - Nie podpuszczam - odparł szorstko, zwracając się głównie do Meve, to dla niej zarezerwowany był ton szlachcica, ale i Rakel miała okazję poznać intencję nemorianina.
        - Uczę, dzisiaj akurat o tym jak pozory mogą mylić. Gdy znajdę łgarza, znów nie omieszkam użyć go jako pomocy edukacyjnej. - Widząca nie została bezpośrednio wskazana, można było jednak gdybać czy i jej Lucien nie miał na myśli wspominając o kłamcach.
Późniejsze pytanie mącicielki okazało się być całkiem trafnym i nawiązującym do wcześniejszych rozważań Lu. Dorian chyba nie pałał energią do wyjazdu, zaś w opinii bruneta wciąż się nie nadawał do długiej podróży. A Rakel… Dziewczynie aż oczy się świeciły na samo słowo “targi”, czy jednak będzie dość harda by walczyć o swoje pragnienia. Zaciekawione zielone oczy spojrzały na zbrojmistrzynię, na chwilę przestając gardzić znachorką.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel spoważniała nieco, nie do końca zadowolona z obrotu rozmowy. Nie wiedziała, jak istotną lub może nawet podstawową częścią władania magią jest odczytywanie aur, więc nie miała zamiaru robić Meve żadnych wyrzutów, że się z nią tą wiedzą nie podzieliła (jak gdyby w ogóle mogła jej zwrócić skutecznie uwagę), ale miała chyba lekkie pretensje o premedytację, z jaką wieszczka zachowała to dla siebie. Przecież skoro i tak swoją własną aurę może przed nią ukryć, jeśli zechce, to dlaczego miałaby umyślnie ukrywać przed dziewczyną tą zdolność? Sama kiedyś mówiła, że nie może jej pomóc z ogniem, ale z tymi całymi emanacjami najwyraźniej mogła, tylko nie chciała.
        - Nie miej do mnie żalu Czarnulko. Masz wyjątkowy dar przyciągania do siebie ludzi, ale nie myśl, że moja sympatia wystarczy, by spełniać wszystkie twoje zachcianki – powiedziała Meve, przenosząc spojrzenie znów na dziewczynę. Ta drgnęła zaskoczona i skinęła karnie głową.
        - Niczego od ciebie nie oczekuję, po prostu mnie zaskoczyłaś – odparła niechętnie i chyba tylko po części prawdziwie, jednak była zbyt speszona słowami sąsiadki, by pokusić się na choćby słowo więcej. Do zaglądania jej do głowy przez Meve już się przyzwyczaiła, ale to nie znaczyło, że uczucie przestało być nieprzyjemne.
        Poza tym przecież nigdy od nikogo niczego nie chciała, całe życie radziła sobie sama i ostatnie, co można jej zarzucić, to nadmierne poleganie na pomocy czy dobroci innych. A przynajmniej w takim przekonaniu o sobie trwała, raczej pewna własnej samodzielności. Teraz jednak zwątpiła, w obawie, że rzeczywiście nadużywała pomocy Meve, nawet jeśli ta z własnej woli przychodziła jej pomagać, bo kto wie? Może zwyczajnie staruszka uznała, że bez jej obecności dziewczyna zwyczajnie sobie sama nie da rady? Nie podobała jej się ta myśl, nawet bardzo, jednak ciążyła na tyle, by zamknąć brunetce usta… na chwilę, bo zaraz rozdziawiła je niekulturalnie, spoglądając na Luciena, który odezwał się do Meve w taki sposób, jak chyba jeszcze nikt w tym mieście, a też sam oschły ton głosu był na tyle niespodziewany, by zwrócić uwagę zbrojmistrzyni. Oczywiście zaraz przywołała własną mimikę do porządku, strzelając czujnym wzrokiem w stronę Widzącej, która niezmiennie rozbawiona rozsiadała się na swoim miejscu i tylko mrożące krew w żyłach spojrzenie zdradzało jej niezadowolenie. Zwyczajnie nie lubiła, jak ktoś się jej przeciwstawiał, a w tym mieście zwyczajnie od tego odwykła.
        - Chyba nie myślisz demonie, że będę ci się tłumaczyć z moich pobudek? – zapytała spokojnie, wyraźnie nie czując się w żaden sposób odsłonięta czy zagrożona i chyba nawet nie dbając o odpowiedź.
        Rakel zaś chyba nawet gdyby miała odwagę na rzucenie odruchowego „Lucien!”, mającego przywołać demona do porządku, w tej chwili była zbyt zaskoczona, by to zrobić, ale też… nieco zaintrygowana torem, jaki obrała rozmowa i zwyczajnie chciała wiedzieć jak się skończy; tym samym więc nie przerywała, krążąc tylko pozornie obojętnym spojrzeniem od bruneta do staruszki, w duchu robiąc własne zakłady.
        Widząca spojrzała na Luciena z dołu, siedząc na niewielkim taboreciku i swoją skromną postawą jeszcze bardziej niż zwykle przypominała niedołężną, wiekową staruszkę. Jednak zasnute bielmem oczy błyszczały siłą i mądrością sugerującą, że widoczna powłoka jest tylko przybraną maską i wyjrzenie zza niej wcale nie jest tak trudne, by w razie konieczności pokazać swój prawdziwy potencjał. Nagle jednak jej wzrok opadł na zamknięte drzwi do zaplecza, które dosłownie po uderzeniu serca otworzyły się, gdy Dorian postanowił wrócić do towarzystwa. Stanął na moment w progu, wycierając w ścierkę ubrudzone od smaru ręce, a gdy w tym samym momencie w wejściu do sklepu pojawił się mężczyzna w średnim wieku, wyraźnie pretendujący do miana następnego klienta, brunet skinął tylko na niego głową, spoglądając na siostrę.
        - Obsłużysz? – zapytał, gestem ukazując brudne wciąż dłonie, a Rakel skinęła entuzjastycznie i chyba chętnie opuściła towarzystwo, w którym atmosferę można było już kroić nożem. Zamiast tego uśmiechnęła się wesoło do szpakowatego mężczyzny, który wskazywał dłonią na kusze, rozpoczynając wypytywanie. Dopiero wtedy Dorian przeniósł ciężkie spojrzenie na Luciena i Meve.
        - Jakiś problem? – zapytał beztrosko, ale nawet największy optymista nie potraktowałby pytania, jako przejaw chęci do niesienia pomocy. Evans wyraźnie upewniał się jedynie, czy nie szykuje mu się magiczna burda w sklepie. Co więcej nie dało się ocenić, komu w tej sytuacji by kibicował i czy zwyczajnie nie kazał w siebie ciskać gromami na ulicy, a nie w pomieszczeniu.
        - Żaden – Meve rozciągnęła usta w uśmiechu, prezentując swoje braki w uzębieniu. – Zastanawiamy się właśnie, kto pojedzie do Fargoth.
        - Odbiło wam wszystkim z tymi targami – sarknął brunet, odrzucając w końcu ścierkę pod ladę, idealnie w przeznaczony na nią koszyk.
        Spojrzeniem na moment odnalazł siostrę, która jak zwykle zaskakiwała klienta swoją wiedzą i kompetencją. Dorian chyba nawet uśmiechnął się lekko pod nosem, ale równie dobrze mógłby to być grymas niezadowolenia, gdy wrócił znów spojrzeniem do Meve i Luciena.
        - Pewnie młoda – mruknął w końcu niechętnie, opierając się plecami o ladę i splatając na piersi szerokie ramiona.
        - Nie martwisz się o nią? – starowina zaczęła już bujać w zadowoleniu zwisającymi ze stołka nogami, nie ulegając oczywiście surowemu spojrzeniu Doriana i tylko uśmiechając się bardziej upiornie.
        - Durne pytanie, postaraj się bardziej – stwierdził zirytowany, a Widząca cmoknęła.
        - Grzeczniej chłopcze…
        - Meve, przyszłaś po coś konkretnego, czy tylko siać ferment? – przerwał jej, nieco już zmęczony chyba towarzystwem, przez które tylko mocniej łupało go we łbie. - Nie mam dzisiaj ani głowy do tego, ani czasu na pierdoły, wiec mów co chcesz i spadaj – westchnął w końcu Evans, chyba nieco za głośno, bo Rakel rzuciła na nich kontrolnym spojrzeniem przez ramię, ale zaraz wróciła uwagą do klienta, który powoli zaczynał tłumaczyć, czego jeszcze będzie potrzebował. Trafił im się dobry klient!
        Staruszka zaś przestała się w końcu uśmiechać, marszcząc kapryśnie nos. Z hukiem laski zsunęła się z taboretu i podeszła do Doriana, spoglądając na niego wyczekująco. Brunet powstrzymał westchnięcie i posłusznie przychylił się do niej.
        - Może nie mam dostępu do twojej głowy chłopcze, ale niedocenianie mnie jest błędem, który może cię drogo kosztować – powiedziała cicho, tonem przeznaczonym raczej tylko dla Evansa. Groźba jednak nie wywołała nawet drgnięcia na jego twarzy, gdy bez mrugnięcia spojrzał na kobiecinę.
        - Jeśli tylko będziesz chciała wiedzieć, co myślę, wystarczy że zapytasz – warknął, dopiero tonem zdradzając się ze swoim uniesieniem.
        - Trafię do drzwi – stwierdziła usatysfakcjonowana Meve, kierując się do wyjścia i po drodze machając na pożegnanie Rakel, która niepewnie odwzajemniła gest, spoglądając na brata i napotykając jego chmurne spojrzenie, które niemal przykryło już cieniem barwne tęczówki. Zmusił się jednak do puszczenia oka do siostry, która rozliczała się już z klientem i gdy tylko ten opuścił sklep, podeszła szybko do obu mężczyzn, spoglądając pytająco to na jednego, to na drugiego.
        - Co się stało?
        - Nic, Meve znowu mąci – mruknął gniewnie Evans, drapiąc się po zaroście na szczęce.
        - Mi pomagała zawsze… - niepewnie wtrąciła Rakel. Nigdy nie usprawiedliwiała staruszki, zdając sobie sprawę, jak skomplikowaną jest osobą i że zwyczajnie miała szczęście, będąc w kręgu osób, o które Widząca dba; chciała tylko zwrócić bratu uwagę na to, że jednak trochę jej zawdzięcza. I musiało to do niego dotrzeć, bo skinął głową.
        - Wiem Rakel, dlatego w ogóle toleruję jej obecność. Ale ta starucha…
        - No już, już, byłeś dzielny – zaśmiała się i wspięła na palce, by pocałować brata w policzek. Ten tylko mruknął pod nosem w niezadowoleniu, ku złośliwemu rozbawieniu brunetki. – Korzystaj z siostrzanych czułości, bo jak pojadę to będziesz skazany tylko na Sierżanta, a on daje oślinione buziaki – stwierdziła z satysfakcją, wywołując prychnięcie mężczyzny. Pieprzone targi.
        - Jak tam niby pojedziesz? Karawana już wyruszyła.
        - Kupię konia – dziewczyna momentalnie odbiła piłeczkę, a Dorian po raz pierwszy wyglądał na autentycznie zaskoczonego, spoglądając na nią z uniesionymi brwiami, nim znów przybrał poważną minę, gdy coś do niego dotarło.
        – Ty nie planujesz tego od dziś, prawda? – zapytał zrezygnowany, a Rakel wyszczerzyła się w uśmiechu i pokręciła przecząco głową, aż podskoczyły czarne loki. – Świetnie…
        - Nie wiedziałam tylko, gdzie będą w tym roku, ale chyba podświadomie szykowałam się na dalszą podróż. Mam nowe drzwi i okiennice, więc sklep byłby bezpieczny, poza tym część broni wzięłabym ze sobą. Teraz oczywiście nie muszę, skoro ty zostaniesz – stwierdziła pogodnie, ale czujnie obserwując reakcje brata.
        Ten jednak chyba pogodził się z losem (a Rakel była przekonana, że jeśli o Doriana chodzi to ten, z czasem, byłby w stanie pogodzić się nawet z rzeką lawy płynącą przez mieszkanie), bo tylko przymknął z westchnieniem oczy. Okazało się jednak, że nie wszystko przyjmował z beznamiętnym spokojem, bo ciemne spojrzenie spoczęło na demonie w momencie, w którym Rakel beztrosko zapytała:
        - Lucien, chcesz jechać na targi zbrojeniowe do Fargoth?
Zablokowany

Wróć do „Valladon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości