Równiny Andurii[Trakt Ku Górom Druidów] Za co warto walczyć!

Wielka równina ciągnąca się przez setki kilometrów. Z wyrastającym na środku miastem Valladon. Wielkim osiedlem ludzi. Pełna tajemnic, zamieszkana przez dzikie zwierzęta i niebezpieczne potwory, usiana niezwykłymi ziołami i lasami.
Awatar użytkownika
Dinitris
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 62
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dinitris »

        Obrana przez nią metoda motywacyjna przyniosła natychmiastowy skutek. Gdy tylko Slade się poruszył, odchyliła skrzydło służące za parasol tworząc ostry kąt, po którym spłynęła zebrana na błonie deszczówka. Mruknęła coś pod nosem sama wstając z nagrzanej własnym ciepłem ziemi. Najpierw rozciągnęła zastałe kości wywołując głuche chrupanie dochodzące z kręgosłupa podczas akcji wyginania grzbietu i wypinania w górę zada, co przypominało trochę przeciąganie się gigantycznego kota. Ziewnęła przy tym potężnie, wydobywając z krtani pomruk swoją intensywnością płoszący wszystkie ptaki z drzew w promieniu kilku skoków. Jej uzębienie choć niezbyt przydatne w walce wywierało ogromne wrażenie, a sam rozmiar eksponowanej paszczy dostarczał wystarczająco dużo powodów do szacunku wobec tego stworzenia.
        Smoki nie muszą tak pilnować porannej toalety jak inne stworzenia, ale to wcale nie znaczyło, że są brudasami. Wręcz przeciwnie - trudno spotkać Dinitris z brudnymi łuskami, czy niewyczesaną grzywą. Co chyba najbardziej zrozumiałe, skrzydła wymagały jednak najwięcej uwagi ze względu na stosunkowo dużą rozpiętość, ale z tym także sobie radziła. Znała parę trików powiązanych bezpośrednio z umiejętnością przemiany i jeśli Slade'owi dopisze szczęście, kiedyś mu wyjawi tą tajemnicę.
        A jeśli już mowa o przemianie, to Dinitris postanowiła nie zmieniać swej formy i o tym właśnie chciała z nim porozmawiać.
        Ruszyła za nim i utrzymywała te wolne, bardzo wolne tempo jakie narzucił jej mały człowieczek, ale nie tylko dlatego - przejście przez las średniego smoka wymagało od niej trochę gimnastyki. Co jakiś czas wystawiała głowę znad koron drzew i sprawdzała kierunek i odległość do końca lasu i tym samym trudnego labiryntu. Kiedy wyszli na otwarty teren wysunęła język i zasmakowała świeżego powietrza analizując jego zapachy z dużo większą precyzją niż używając nosa. Syknęła coś do siebie i zrównała się ze Sladem mniej więcej na wysokości przednich łap. Polana przed nimi nie miała ścieżek ani wyznaczonych traktów, była dzika, najeżona głazami i miejscami przecinana wąskimi strumyczkami. Z jednego z nich smoczyca się napiła. Kiedy uniosła głowę i popatrzyła na Slade'a widać było w jej oczach, że coś ją trapiło.
        - Slade? - zagadnęła łowcę swoim telepatycznym głosem. - Słyszałeś o jeźdźcach smoków? - zapytała. Pytanie było jak najbardziej nieprzypadkowe. Wiązało się z małym "interesem" smoczycy.
        - Wiesz o czym mówię? Smok i elf lub człowiek, a nawet czasami krasnolud. Powiązani tak zwanym Splotem Dusz. Czytałam o czymś takim. I zastanawiam się, czy zgodziłbyś się, żebym pozostała w tej formie.
Temat był dla niej okropnie trudny, bo wiązał się z przyznaniem się do kłopotliwej sytuacji w jakiej się znajdowała, a jej ego było twarde jak stal. Nawet twardsze. Nigdy nie okazywała słabości, dlatego tak trudno jej było prosić kogokolwiek o pomoc.
        - Zmierzam do tego, że... jak wy to nazywacie, dzikie smoki są raczej niemile widziane w waszym świecie, ale z jakiegoś powodu smok, który służy człowiekowi albo elfowi za wierzchowca jest przyjmowany wręcz po królewsku. Podobno jeźdźcy smoków wymarli i chyba rozumiem dlaczego. To zawiła historia. Bardzo niebezpieczne dzieje smoków doprowadzające je prawie do wymarcia, ale to już nie o to chodzi.
Potrzepała szyją rozrzucając dookoła srebrzyste krople wody. Część włosów pod ciężarem wilgoci opadło jej na kark zasłaniając złotą powłokę i jednocześnie odsłaniając mniejsze kolce ukryte w grzebieniu.
        - Męczy mnie chowanie się w ciele kogoś kim nie jestem. Pomyśl, jakie korzyści przyniosłaby ci renoma jeźdźca smoka. Dla mnie oznaczałoby to mniej problemów z nadgorliwymi łowcami, a tobie profity płynące z legendy smoczych jeźdźców.
Obserwowała jego reakcję na tę niecodzienną propozycję.
Awatar użytkownika
Slade
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Slade »

- Tak mnie wołają - potwierdził, słysząc swoje imię. Skorzystał z napotkanych strumyków, dokładnie obmywając twarz z całodziennej drogi. Najchętniej zanurzyłby tam całą głowę, jednak płytkość wody i usiane ostrymi kamieniami dno skutecznie go zniechęciły.
- Słyszałem. Choć żadnego nie widziałem. W ogóle żaden nie był widziany przez ostatnie kilkaset lat.
Nawet chyba wiedział dlaczego. Pakt między smokami a innymi rasami, głównie ludźmi, tworzony był, by zyskać moc. Gdzieś tam zawijał się też temat jednoczenia przeciw wspólnemu wrogowi, jednak większość była po prostu chętna na prawie darmową potęgę. Większość ludzi kulała wtedy z magią, było to więc rozsądnym posunięciem. Lecz przestało. Ludzie i elfy stawali się coraz potężniejsi, władając coraz silniejszymi żywiołami. Nagle smoki przestały być im potrzebne, a Ideał świetlanego rycerza smoka odszedł w niepamięć.
- To... Nie jest dobrym pomysłem - powiedział po chwili wahania. Zatrzymał się, przyglądając drodze przed sobą. Rozumiał jej stronę; sam stykał się w życiu z kryzysem niebycia tym, kim chciał być. Z przerażeniem złamanych obietnic, zaufania. Nawet z powolnym uświadamianiem sobie, że na końcu podróży to on mógł być "tym złym".
- Nie mogę ci z tym pomóc - powiedział cicho, choć był pewien, że Dinitris i tak go usłyszy. - Wiem, że to byłby pokaz. Ale to różni się od przechwalania w karczmie ile to się zabiło wampirów. Nie mogę tego zrobić. - Spuścił wzrok. Gdy go podniósł, spojrzenie miał zimne jak szczyty Fellarionu. - Z wielu powodów.
Ruszył ponownie przede siebie szybkim marszem, z zacięciem zaciskając usta.
Awatar użytkownika
Dinitris
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 62
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dinitris »

        Spojrzenie pary błyszczących złotem oczu spoczywające na najemniku było ciężkie do zniesienia. I nie było to takie spojrzenie jak to pierwsze, którym uraczyła go zaraz po przemianie. Teraz patrzyła na niego jak nauczyciel wyczekujący rozwinięcia tezy koliarowego Mifreusza o stanach skupienia mektoplazmy. Wierciła wzrokiem dziurę w jego czaszce dobierając się do odpowiedzi na krótkie pytanie: "dlaczego?". Lecz z każdym biciem serca docierało do niej, że być może wolałaby nie poznać odpowiedzi.
        Po tej rozmowie zagościła między nimi cisza. Dinitris nie uległa pokusie i nie poruszała już więcej tego tematu. Z wielką niechęcią, zostając trochę z tyłu, zmieniła się za plecami Slade'a w piękną, górską elfkę, którą poznał w lesie i dalej już wędrowała z nim pod tą postacią.
        Jedno trzeba było przyznać, smoki potrafią milczeć kiedy trzeba. Dinitris miała tą dobrą cechę, że była wyjątkowo cicha. I właściwie nie miała zamiaru rozpoczynać rozmowy. Krótkie polecenia Slade'a wykonywała bez zbędnego komentarza. To przerwa, to zmiana kierunku, albo po prostu zwykłe gesty - wystarczyły. Porzuciwszy temat smoczych jeźdźców zaczęła znowu rozmyślać o złocie i metodach jego magazynowania. Pomyślała, że na jednym ze zboczy jest całkiem obiecująca jaskinia o nieskończonym labiryncie korytarzy, jaką miała kilkanaście lat temu okazję znaleźć i wstępnie zbadać. Ale gdzieś w jej głowie zatrzepotała nieśmiała myśl o zainwestowaniu skarbu w jakąś działalność. Czasy smoków powoli się kończyły. Świat się kurczył, smoki musiały się ukrywać albo dostosować... Warknęła cicho pod nosem.
        "To jest niesprawiedliwe. Daliśmy im wiedzę, magię, litościwie pozwoliliśmy im egzystować. Walczyliśmy w ich obronie. I jak się nam odwdzięczają?!" Przykuła wzrok do pleców Slade'a i wiszącej na nich metalowej kuszy. Spojrzenie to nie było przyjazne. Ani trochę. W tej jednej chwili, w przypływie żalu i złości, miała ochotę mordować. Już dawno dusiła w sobie ten gniew i może nadeszła pora żeby dać mu ujście i pozwolić się na kimś wyżyć.
        Jedno było pewne - Dinitris nie będzie stała bezczynnie w cieniu i oglądała zagładę własnej rasy. Gdzieś w niej miotał się prawdziwy potwór. Bestia zdolna do strasznych rzeczy. Slade, biedny głupiec, nigdy nie powinien jej tak do końca zaufać, gdyż ta, z pozoru łagodna smoczyca, była w istocie bezwzględną gadziną gotową na wszystko byleby osiągnąć własny cel.

        Do pokonania mieli jeszcze jedno wzgórze, a za nim usytuowany był cel ich podróży. Dinitris nie pytała o szczegóły ich misji. Zadowoliłaby się tylko najpotrzebniejszymi wskazówkami. Jej elfie lico nie zdradzało żadnych emocji i było wręcz lodowato obojętne. Wszystko przez trud zapanowania nad złością wywołaną ostatnimi wewnętrznymi rozterkami, o których uzewnętrznieniu wolałaby nie myśleć. Cienka suknia wysokiej elfki powiewała na wietrze szarpana przez silne porywiste wiatry ze wschodu, a choć podmuchy były dość mocne ani razu się im nie poddała, ani też nie uskarżała się na spadającą temperaturę, co akurat było dobre zważywszy na pochodzenie, które insynuowała w tej formie. Niemniej dla wygody i uciszenia łopotania chwyciła w garście brzegi szarego płaszcza i naciągnęła go z przodu szczelnie odcinając drogę wiatru do jego wnętrza.
Awatar użytkownika
Slade
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Slade »

        Oparł nogę o wystający ze wzgórza kamień, przyglądając się wiosce rozciągającej się dokładnie naprzeciwko. Dopiero teraz zrozumiał, w jak wielkim dole się znajdowali.
        Pole przed ich oczami było pagórkowate, jednak kompletnie ogołocone z drzew. Gęstwina zaczynała się dopiero kilka mil przed nimi. A między drzewami dało się zauważyć w końcu pierwsze ludzkie zabudowania. Slade zerknął na stojącą obok niego Sar... To znaczy Dinitris, wpatrującą się pusto w drogę przed nimi. Starała się tego po sobie nie okazać, jednak kryła w sobie wściekłość, założył, że na niego. Podczas podróży niemal nieustannie dostawał instynktownych dreszczy. Przechodząc obok strumieni zobaczył w ich odbiciach powód - wlepione w siebie mordercze spojrzenie elfki, w którą przeobraziła się smoczyca.
        Westchnął cicho. Nie miał ochoty tłumaczyć się ze swojej decyzji. Przynajmniej nie teraz.
        - Zejdźmy z gościńca. Jak za długo będziemy tu stać, potraktują nas za wrogów.
        Ruszył przed siebie, mrucząc pod nosem jakąś melodię.

        Mieszkańcy wioski Dornwich starali się najwyraźniej wykorzystać do maksimum daną im przestrzeń. Na wiekowych sosnach, sięgających w pniu nawet do kilkunastu sążni, pobudowali okrągłe platformy, na których osadzono dziesiątki chat, mostów linowych i latarni. Był dopiero późny ranek, większość świateł została już zgaszona, przez co gdyby nie krzątający się dookoła ludzie można by uznać to za miasto duchów.
        Główna droga pięła się przed nimi powoli do góry, z przylegającymi do jej boków budynkami. Widział zakłady rzemieślnicze, wykonujące szeroki wachlarz narzędzi, lecz także oręża. Niedaleko na prawo stała mała chata z powystawianymi w beczkach łukami i strzałami. Slade zanotował, by udać się tam w wolnej chwili, po czym złapał za kark przebiegającego obok chłystka.
        - Mały, kieruj nas do najbliższego szefa wioski - burknął, obracając chłopaka w swoją stronę.
        - Sołtysa nie ma, dziadku - odparł mu szczeniak, wyrywając się z uścisku, nie uciekając jednak. "Życie w pobliżu gór hodowało odważnych ludzi", pomyślał.
        - Dziadku? - Zmrużył oczy, postanowił mu to jednak puścić płazem. - A kiedy wróci?
        - Jak skończą się łowy.
        - Kiedy to się stanie?
        - Jak upolują dzika.
        - Jakiego dzika?
        - Takiego dzikiego.
        Slade odetchnął, zrozumiawszy, że dzieciak się z nim bawi.
        - Głupie pytania, głupie odpowiedzi - uznał, po czym rzucił smarkowi posrebrzaną monetę. - A macie tu gdzieś jakiś przybytek, gdzie możemy poczekać na tego waszego łowcę knurów?
        - Ano tam.
Slade podążył za wskazaniem palca chłopaka, zwracając uwagę na jeden z szerszych budynków przy głównej drodze. Budowla o ścianach z drewna i słomianym dachu pokrytym twardą strzechą jako jeden z niewielu miał szeroki ganek w kształcie platformy, do której prowadziły strome schodki.
        - Trzeba będzie poczekać - mruknął, odwracając się do Dinitris. Odtrącił rękę bujającą się w pobliżu jego sakiewki, rzucając smarkaczowi spojrzenie, po którym tamten uciekł z piskiem.
        - Nie znam tej okolicy, szybciej więc będzie rozmówić się z miastowymi i/albo rozmówić się z zarządcą.
Awatar użytkownika
Dinitris
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 62
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dinitris »

        Może i miała mord w oczach, ale nie podniosłaby ręki na Slave'a, bo nie był niczemu winny. Nawet nie miała do niego żalu, że jej odmówił pomocy, bo tak naprawdę tego się spodziewała. Choć to zupełnie inny temat, gdyby nawet miał coś dla niej znaczyć, nie miała zamiaru naciskać w żaden sposób na swoją korzyść. Korzyścią była tylko dobrowolna współpraca, a Slade był trochę inny od niej. Był... Zwykłym człowiekiem. Nigdy jej nie zrozumie.
        Wchodząc do wioski przyglądała się z ciekawością dziwnemu typowi zabudowań. Nie zauważyła żadnych oznak niebezpieczeństwa ani też zbytniego zainteresowania ich pojawieniem się na placu między domostwami. Naciągnęła na głowę zielony kaptur chcąc w jakiś sposób poczuć się niewidoczna, gdyż wciąż goiła psychiczne rany po wygnaniu z poprzedniej - podobnej do tej - osady. Gdzieś podświadomie uzbroiła się w ostrożność i nieufność, które skrzętnie ukryła pod maską obojętności.
        Najbardziej ze wszystkiego zaskoczyła ją postawa podrostka złapanego na spytki przez Slave'a. Chłopak miał tupet i był wyjątkowo pyskaty. Oczy elfki, choć z pozoru łagodnie patrzyły na dzieciaka, przebijały go na wylot chłodnym ostrzeżeniem. Pomagać najemnikowi nie zamierzała, ale gdyby zaszła potrzeba, mogłaby go odpowiednio zmusić do współpracy i mężczyzna nie musiałby wydawać niepotrzebnie srebrnych monet. A jeśli już o nich mowa - moneta, która powędrowała do kieszeni w spodniach chłopaka, w chwili kiedy pazerne rączki próbowały dostać się po większy zarobek, w niespodziewany i niewyjaśniony sposób wypadła na zewnątrz wraz z jedną dodatkową i pofrunęła do ręki Dinitris stojącej za jego plecami.
        "Zanim zacznie się pyskować, należy wiedzieć do kogo można", z tą złotą myślą pożegnała chłopaka odprowadzając go przyjaznym uśmiechem. Ani myślała oddać Slade'owi monety, nawet jeśli widział jej sztuczkę. Od początku uważała, że ta sytuacja to jego wina i nieprawidłowe podejście do szczeniaków. Gdyby ten podrostek trafił na Dinitris, to już miałby poważne problemy ze zdrowiem. Młodzików należy trzymać krótko i nauczyć szacunku do starszych i przede wszystkim silniejszych.
        - Wyczuwam pieczeń i gorzałkę - odpowiedziała Slade'owi niespodziewanie. - Tam jest gospoda. - Wskazała mu ruchem głowy drogę zakręcającą za zabudowania. Skąd to wiedziała? Smoczy węch potrafił naprawdę zaskoczyć.
        - W gospodzie znajdziesz odpowiedzi na swoje pytania.
        Co miała na myśli? No przecież nie wykluła się wczoraj! Bywała w takich miejscach nie raz, choć głównie po to, żeby spróbować gorzały. Wytwarzany przez ludzi i krasnoludy alkohol posmakował jej tak bardzo, że kiedyś nawet trochę z nim przesadziła i poczuła lekkie mrowienie na policzkach. Najlepiej wychodziły jej konkurencje w piciu do upadłego. Oczywiście nigdy nie upadła, a korzyścią z wygranej były darmowe kufle piwa.
        Podążyła w tamtą stronę, zwężającą się uliczką, poprowadziła Slade'a prosto pod próg "Dzikiego dzika". Zbieg okoliczności? Elfka popatrzyła na swojego kompana. Nie czując absolutnie żadnej potrzeby oczekiwania aż mężczyzna otworzy ciężkie, sosnowe drzwi i przepuści ją, wystąpiła do przodu i pchnęła drzwi z lekkością wywołującą zawrót głowy. Pchnęła je bowiem zaledwie opuszkami palców. Ciepły podmuch owiał ich twarze nęcąc wonią pieczonego mięsa. Dinitris przestąpiła próg wejścia krokiem prawdziwej damy. Błyszczące wewnętrznym blaskiem oczy wędrowały od kąta do kąta. W środku było bardzo dużo ludzi. Większość była zbyt zajęta podkręcaniem żywiołowych dyskusji, żeby nawet spojrzeć na nowo przybyłych. Dinitris stanęła w połowie drogi do lady i rozglądała się za jakimś wolnym stolikiem. Jej ostro zakończone uszy wyłapywały pojedyncze frazy: "patrz, elf", "jacyś nowi", "taką to bym...". Skutecznie je zignorowała, ale już zapamiętała komu poprzestawiać wnętrzności jeśli się do niej zbliży. Poczekała teraz na ruch Slade'a. W końcu to jego środowisko naturalne - tak przynajmniej myślała.
Awatar użytkownika
Slade
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Slade »

        Zadarł głowę, przypatrując się szyldowi gospody. Wymienił znaczące spojrzenie z Dinitris, po czym ruszył za nią do środka przybytku.
         Wnętrze nie różniło się od innych tego rodzaju, jakie miał okazję zwiedzić. Smoczyca, niczym pani na włościach, wyfrunęła na tych swoich długich elfich nogach do przodu, wyglądając jednak na zbitą z tropu brakiem większego zainteresowania wokół jej osoby. Najwyraźniej miejscowi byli przyzwyczajeni do widoku niecodziennych podróżnych. Zmarszczył brwi. Więc nie byli pierwsi w poszukiwaniu skarbu...
        Wzruszył ramionami w odpowiedzi na spojrzenie Din, po czym przeszedł się między kilkoma stolikami. Dziwiąc się, że nie udało mu się nikogo potrącić ani plecakiem ani kuszą, dostrzegł w końcu kilku miejscowych, zajętych grą w karty w przyrożnym stoliku. Grali chyba w Batalię. Ciekawa gra o podłożu strategicznym, jednak jak większość karcianek głównie opierająca się na losowości. I podatna na oszustwa.
        - Nie potrzebujecie piątego sprawdzającego? - zagadnął, przysuwając się nieco. Siedzący najbardziej na lewo wąsacz oglądnął go od stóp do głów, jednak najwyraźniej nie zauważył nic podejrzanego, zaprosił go więc ruchem głowy do stołu. Przywilej wyglądania jak przeciętny Alarańczyk. Mimo że w jego żyłach mogła płynąć zgoła inna krew...

        - Cholerny psi parch - mruknął pod nosem, kładąc karty wierzchem na stół. Rozegrali siedemnaście rund, a tylko trzy nie skończyły się całkowitym osuszeniem jego puli.
        - Chyba masz zły dzień, piesku... rysiu... czy czym tam jesteś - zaśmiał się Rad, klepiąc Irlana po ramieniu.
        - Wilku, wypraszam sobie - sapnął Slade, krzyżując ręce na piersi. - I to taki, który upieprzy ci rękę przy samej dupie, jeśli nie będziesz trzymał jej dostatecznie blisko siebie.
        Towarzystwo przy stoliku zarechotało.
        - To kiedy ten wasz sołtys wraca? Mam do niego sprawę - zaczął, rozglądając się za jakimś nieukochanym kuflem piwa.
        - Zazwyczaj polują tylko do zmroku - odpowiedział Teft, siedzący po jego prawej stronie. - Nie ma sensu ganiać za zwierzyną po ciemku, szczególnie, jak wyruszają w ośmiu lub więcej.
        - Mają w tym jakiś większy powód?
        -Oprócz mięsa i przetrzebiania rozrastającego się stada? Chyba nie. To też taki nasz lokalny sport. Nie ma tu za wiele rozrywek oprócz corocznego ścigania się w jeździe na kłodach po zboczu.
        -To... - Slade zawahał się. - ...Brzmi całkiem ciekawie. Możecie coś więcej o tym opowiedzieć.
        - Kiedy indziej, wilczurku - sapnął rozbawiony Rad. Jego ręka ponownie zbliżała się do ramienia Irlana, jednak napotykając wymierzone w siebie spojrzenie cofnął dłoń, lekko speszony.
        - No nic. Zostaje czekać - mruknął, wzrokiem szukając Dinitris.
        - Choć jakby na to spojrzeć, to wychodzą na polowania o wiele częściej od czasu tamtego elfa.
        Slade wyszczerzył się w duchu. Złapali haczyk.
        - Elfa? - zagadnął uprzejmie, niezobowiązująco.
        - Tia. Przybył tu taki fircyk, ubrany w fikuśną zbroję i drący japę o jakimś tam skarbie w górach. Machał nam przed nosami jakąś mapą, która, fakt, miała tam jakieś pokrycie w rzeczywistym przebiegu drogi górskiej, ale była taka jakaś... wiesz jaka.
        Nie bardzo wiedząc co odpowiedzieć, skinął lekko głową. Zaczął ponownie bawić się w przerzucanie monety między palcami.
        - W każdym bądź razie wyruszył niedługo później, a słuch po nim zaginął.
        - Opcje są dwie. Albo znalazł ten swój skarb i uciekł drugą stroną kanionu, albo leży gdzieś pod śniegiem.
        - Jak miałby przejść drugą stroną - zaprzeczył Teft. - Skoro tamta strona stoi zawalona od przeszło pięciu lat?
         Przy stoliku numer sześć zaległa cisza, jako że nikt nie znajdywał żadnego wyjaśnienia.
        - Pokój więc jego duszy. Nieważne jakim dupkiem był za życia.
        Skromny toast został wzniesiony, po czym ponownie zaległa cisza. Nikt nie miał na razie ochoty grać dalej.
        - A co z tą jego mapą? - zapytał Slade.
        - Chyba dalej jest u sołtysa. Z nim w sumie fircyk najwięcej rozmawiał. Możliwe, że nasi traperzy - ci co łażą bez przerwy po górach, przeprowadzając ludzi lub robiąc zwiad - wiedzą coś więcej.
        Slade odetchnął, odchylając się do tyłu na krześle. Zostało teraz podzielić się nowinami ze smoczycą.
Awatar użytkownika
Dinitris
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 62
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dinitris »

        Czy zależało jej na przykuwaniu uwagi na sobie - to raczej nietrafny wniosek. Bardziej chodziło o jej czuły wzrok i węch, które w tej karczmie były wręcz bombardowane bodźcami. Slade miał ogromne szczęście, że nie czuł tego całego smrodu, którym latami nasiąkały drewniane ściany gospody. W miejscach takich jak to smoczyca traciła koncentrację i stawała się trochę spięta. Przynajmniej do czasu, kiedy ktoś nie postawił jej pierwszej kolejki.
        Odprowadziła Slade'a wzrokiem zapamiętując stolik, przy którym zaczepił trzech jegomości grających w karty. Słyszała ich rozmowę nawet z tej, dość sporej, odległości kilkunastu kroków pomimo gwaru i tymczasowych przeszkód jakie się między nimi przesuwały. Zanim zdała sobie sprawę, że zbyt długo gapi się w tamtą stronę stojąc jak posąg na środku tawerny, jakiś nieznajomy, niski gość podszedł do jej prawicy i pociągnął ją dwukrotnie za rękaw. Elfka zwróciła na niego uwagę zniżając kąt prawie do podłogi. Ech. To był krasnolud. Wyglądał dość typowo. Miał długą, zaplecioną w warkoczyki rudawą brodę, okulary na nosie i - o dziwo - zamiast topora dwa kufle piwa w obu dłoniach.
        - Pomyślałem, że skoro twój towarzysz zajął się hazardem może zechcesz zwilżyć gardło miodowym piwem.
        Dinitris aż uniosła brwi ze zdziwienia.
        - Miodowym? - zapytała, ale zanim padłą oczywista odpowiedź wzięła prezent od krasnoluda. Ten pokiwał głową.
        - Taa. Najlepszym na zachodzie. Warzonym według pilnie strzeżonego przepisu. Staramy się z bratem rozszerzyć działalność i wyjść poza lokalne tawerny. Sądzę, nieskromnie, że podbijemy nim cały świat, przynajmniej ten kobiecy.
        Elfka nie mogła powstrzymać zainteresowania jego planami. Zanim spróbowała trunku przeszli razem do położonego przy przeciwległej ścianie długiego stołu, przy którym zasiadało trzech innych krasnoludów. Na widok górskiej elfki zwrócili ku sobie pytające spojrzenia.
        - Karl, kto to jest? - zapytał Girhm, najstarszy ze wszystkich. Sądząc po jego ubiorze można było podejrzewać, że pełnił rolę ochrony. Szczególne wrażenie robił jego pozłacany młot najeżony drobnymi kolcami. Na napierśniku widniał symbol klejnotu Andararu, który kojarzyła. Było to niewielkie królestwo na południu. Niewielkie, ale bardzo bogate. Dinitris zapamiętała opowieści o Andarar nie bez powodu. Wiedziała dobrze, że jego mieszkańcy maczali swoje krótkie palce w zbrodni, która miała miejsce w jej jaskini. Jakiż to był niefortunny zbieg okoliczności, że ci sami mieszkańcy kręcili się akurat tutaj.
        - Jak to kto? Toż to nasz gość - odparł oburzony krasnolud, wyjątkowo i przez to podejrzanie miły dla elfki. Odsunął drewniane krzesło po dżentelmeńsku zapraszając ją do stołu. Dinitris bez wahania skorzystała z oferty i prędko, zanim reszta niziołków zaprotestowała, usiadła i położyła swój kufel na stole. Czuła na sobie niepewne spojrzenia, ale żeby przerwać ciszę odezwała się do Karla.
        - Co was tu sprowadza? Jesteście daleko od domu.
        - Jeździmy po Andurii i promujemy nasze piwo. Chcemy podpisać kilka umów i rozszerzyć rynek zbytu - odpowiedział Karl obracając kufel w objęciach rąk. - Ja jestem Karl, tamten to Girhm, Sorat, Marrin i Gimli.
        Choć towarzystwo elfki niezbyt im odpowiadało, każdy po wymienieniu swojego imienia wstawał i dostojnie kłaniał się elfce. Dinitris postanowiła przedstawić się swoim nowym kumplom i z premedytacją zabić czas ich towarzystwem. Przy okazji częstując się ich - jak się okazało - znakomitym piwnym wynalazkiem. Mieli jego przy sobie całą małą beczułkę, którą na bieżąco opróżniali. Stopniowo atmosfera się rozluźniała i przekonali się do Dinitris, ale mimo jej prób uzyskania jakiś informacji o rzekomym skarbie w górach, okazali się mało przydatni, bowiem nic o nim nie wiedzieli.
        Karl pozwolił sobie na małą poufałość wobec kobiety przesiadając się obok niej, na co Dinitris mu pozwoliła uśmiechając się do niego... uwodzicielsko? W głębi duszy drwiła z niego i jego żałosnych podchodów. Jednak bezduszna nie była i nie chciała, żeby ten robił sobie jakieś nadzieje. Poczuła, że sytuacja wymyka się powoli spod jej kontroli, kiedy jej podchmielony "zalotnik" w trakcie ogólnego rozweselenia podsycanego przez wyszukane dowcipy, podniósł rękę i położył ją na dłoni elfki spoczywającej na blacie stołu. Dinitris zareagowała jak oparzona i wstała natychmiast jednocześnie równie szybko spoważniała, a potem lekkim krokiem odeszła od czwórki pozostawiając niedopite piwo i złamane serce podchmielonego krasnoluda. Wyszukała wzrokiem Slade'a, a ten nadal był pochłonięty rozmową z miejscowymi.
        - Idę się przewietrzyć - posłała mu mentalną wiadomość urywając natychmiast kontakt z najemnikiem.
Wyszła przez te same drzwi, przez które weszli. Wzięła orzeźwiający wdech świeżego, chłodnego górskiego powietrza. Przeszła kilka kroków dalej i nieopacznie wyszła spomiędzy zabudowań. Wiatr przyniósł jej wyraźną woń deszczu ze śniegiem wymieszanego z kojącą barwą igliwia i rześkością bystrego strumienia. Popatrzyła wprost przed siebie, gdzie szlakiem wiodącym ku przeznaczeniu gór wyłoniła się spod ciężkich chmur posępna kamienna ściana, mętna od mgieł i brudna od mroku. Przez moment wróciła myślami do Slade'a. Czy najemnik zabierze swój skarb i odejdzie? Na co mu ten skarb? Z rozmyślań wybiła ją alarmująca nowina przyniesiona jej wraz z lekkim podmuchem wiatru. Skierowała bystry wzrok na gościniec rozciągający się przed jej stopami. Myśliwi wracali z łowów.
Awatar użytkownika
Slade
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Slade »

        Przymknął oczy, czując w głowie dotknięcie umysłu Dinitris. Otworzył ślepia i rozejrzał się po sali, jednak już jej nigdzie nie było. Westchnął, po czym wrócił do kart.
        Mając już wszystkie informację ograł przeciwników do zera, zgarniając w kilku rundach całość ich pól jak i akt własności jakiegoś domku na prerii. Uśmiechając się zjadliwie podziękował wszystkim i ruszył do wyjścia, zostawiając za sobą pełne uczucia zdrady spojrzenia.
         Odetchnął, przyglądając się wydychanej przez niego parze. "Zima się zbliża", pomyślał. Nie zauważył na podwórzu obecności smoczycy, zaczął więc rozglądać się za jakimiś znakami. Deski ganku nic w sobie nie zawierały, jednak przy ich końcu, tam, gdzie zaczynała się ziemia, zauważył odciski stóp. Nie były one jedyne, oczywiście, jednak stopy elfki odróżniały się od reszty tym, że były niezwykle delikatne. Stopy Dinitris jedynie lekko zarysowały swój kształt, zostawiając mocniejsze ślady przy samych kostkach. Widząc wzór i pewien rodzaj kierunku, ruszył jej tropem.
         Nie zaszedłszy daleko zauważył smukłą postać kobiety lasu, stojącą pośród wybitego buciorami traktu. Podszedł do niej swoim cichym krokiem, po czym stanął obok i w milczeniu podążył za jej wzrokiem, skupiającym się nad pochylającymi się nad nimi szczytami gór.
        - Zadziwiające, prawda? - zapytał cicho, dalej zamiatając obraz wyżyn oczami. - Jak coś tak starożytnego i w zasadzie przerażającego może być jednocześnie tak urzekające.
        Odwrócił wzrok, zerkając w tym samym kierunku co ona. Grupka ludzi powoli wyłaniała się z gęstwiny, niosąc pal z przewieszonym przez niego dzikiem. Sześciu mężczyzn musiało go podtrzymywać.
        - Ty jesteś Lancaster? - zapytał go prowadzący ich mężczyzna, gdy podeszli trochę bliżej. Był niższy od Slade'a, jednak o wiele bardziej barczysty. Nie dziwota, zerkając na potężny łuk przewieszony przez jego plecy. Na oko policzył, że przy tej długości i nienaturalnie grubej cięciwie, musiał mieć naciąg powyżej dwóch cetnarów. Potworna siła jak na łuk.
        - Ty jesteś wkurzający? - odparł, mrużąc podejrzliwie oczy.
        - Tak. Willy uprzedził, że powiesz coś dokładnie takiego - odparł mu sołtys, wyciągając rękę i szczerząc się od ucha do ucha. - Ron Swanson, zarządca Dornwich. Zapraszam do mojego domu. Mamy trochę do obgadania.



Dom Swansona był jednym z największych budynków w wiosce, jednak wyposażenie było nadzwyczaj skromne. Główne pomieszczenie, gdzie umiejscowiony był też kamienny kominek, posiadało zaledwie kilka obitych skórą foteli, dywan z futra niedźwiedzia i drewniany stół pod ścianą, zarzucony porozwalanymi łowieckimi akcesoriami, jak łęczyska, cięciwy, bele skóry i strzały. Mnóstwo, mnóstwo strzał.
Właściciel poprowadził ich jednak dalej do mniejszego pokoju, wyglądającego na gabinet.
        - Proszę, siadajcie. - Wskazał im fotele naprzeciwko swojego. Slade skwapliwie skorzystał z okazji, stawiając kuszę obok nóg.
        - Rozumiem, że też przybywasz po ten mityczny górski skarb, co? - zapytał Ron, opierając ręce o biurko.
        - Tak. Choć pytanie niepotrzebne, skoro Willy już się z tobą kontaktował - zauważył Slade.
        - Prawda. Mówił jednak, że będziesz tu sam - odparł sołtys, uśmiechając się szeroko. Slade uniósł brew. Widział w życiu wiele uśmiechów. Ten należał do najbardziej nieszczerych. Musiał uważać, jakimi informacjami dzieli się z tym człowiekiem. Nie był przekonany, że jest złą osobą. Coś jednak było na rzeczy.
        - Kim więc jest ta piękna dama? - zapytał Ron.
        - To jest... - zaczął. Co miał mu właściwie powiedzieć?
Awatar użytkownika
Dinitris
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 62
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dinitris »

        Łatwo nie było wymyślić na poczekaniu jakąś bajkę i to brzmiącą wiarygodnie. Skoro już Slade zrzucił na jej barki ten niewygodny temat po krótkim wpatrywaniu się w oczy sołtysa, w jej głowie uformowała się całkiem ciekawa historyjka.
        - Sareth jestem - przedstawiła się wykonując lekki ukłon głową. - Legendarny skarb budzi wśród Rady Czarodziejów wiele niepewności, także niepokoju związanego z jego niepewnym składem. Oddelegowano mnie, abym znalazła najemnika ze srebrną kuszą i ruszyła z nim jako obserwator i na bieżąco raportowała postępy z wyprawy.
        Kłamstwo nie szło jej najlepiej, ale rzeczywiście miała już styczność z czarodziejami i jakby to powiedzieć... Niezbyt przepadała za tą instytucją. Szczególnie po tym jak próbowano w podstępny sposób nałożyć na nią zaklęcie śledzące. Odkrycie tego zamiaru przekreśliło do reszty jakąkolwiek możliwość współpracy ze zgromadzeniem zdrajców.
        - Można wiedzieć, co ukrywa przed nami Rada Czarodziejów? Skoro zaangażowali się aż tak bardzo, że podsyłają nam czarodziejkę? - zapytał dość podejrzliwie, ale wciąż uprzejmie.
        - Rada Cometrus ma swoje powody skoro mnie tu wysłała. Niestety nie otrzymałam żadnych wiadomości i wiem o tym skarbie tyle co wy, a może i nawet mniej. Tak to właśnie działa. Rada zbiera informacje, a nie je rozdaje, aby ta wiedza nie rozprzestrzeniała się w niekontrolowany sposób.
        Tu akurat Dinitris mówiła prawdę. Rzuciła okiem na mocny łuk sołtysa. Ten z zadowoleniem zauważył jej ruch gałek ocznych i zagadnął zmieniając temat.
        - Nazywam go Gromem. Chcesz obejrzeć? - zapytał podnosząc się z siedzenia. Okrążył stół i podał niebywale ciężki łuk wątłej elfce. Dinitris nie bardzo interesowały ludzkie bronie, ale nie odmówiła zaproszenia do obejrzenia tej, której jeszcze nigdy nie widziała na oczy. Rzeczywiście, był "trochę" cięższy, ale nawet dla osób postronnych, wyglądała tak jakby nic dla niej nie ważył. Obróciła go w dłoni wstając z krzesła. Musiała sobie przypomnieć jak ludzie postępowali z takimi narzędziami. Wyprostowała jedną rękę trzymającą za majdan, a palce drugiej ręki zaczepiły za grubą, wykonaną z kilku warstw cięciwę i naciągnęła ją aż do policzka. Łęczysko aż zatrzeszczało w proteście, kiedy ugięła je aż do granic możliwości. Elfka, odznaczająca się nadludzką siłą nawet bez wysiłku utrzymała tę pozycję wyobrażając sobie moc posiadacza tej broni. Na szczęście nie przyszło jej do głowy puszczać napiętej cięciwy bez strzały i płynnie zwolniła jej napięcie, a potem oddała łuk w ręce sołtysa.
        Sołtys wyglądał jakby stracił wątek, kiedy odbierał z delikatnych rączek elfki swoją wyraźnie nadwyrężoną oręż. Obejrzał ją - to znaczy elfkę-czarodziejkę - jakby stała przed nim jakaś podejrzana hybryda. Dinitris chyba niechcący zachwiała jego zaufaniem.
        Usiadła z powrotem na krześle i spojrzała na Slade'a. Widziała w jego oczach konsternację i wzruszyła ramionami.
        - Co się stało? - zapytała go mentalnie zauważywszy, że w gabinecie zaległa niespodziewana cisza.
Awatar użytkownika
Slade
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Slade »

         Zebrał szczękę z podłogi, na spółkę z Swansonem. Ron obrócił się do niego, pytając wzrokowo, czy on też chce wypróbować łuk. Slade pośpiesznie zaprzeczył ręką. Dość atrakcji jak na dziś.
        - To skoro... um, przedstawianie mamy za sobą - sołtys przerwał w końcu ciszę, odkładając z troską łuk na stół za nim. Slade spojrzał na wyraźnie zbitą z tropu Dinitris, kiwając jej rozbawiony głową.
        - Nie jesteście pierwszymi, którzy wyruszają na poszukiwania - zaczął, łącząc dłonie przed twarzą. - Ci przed wami dzielą się na dwa typy. Ci, którzy nie wracają lub ci, którzy wracają z niczym. Powtarzam to już każdemu - ten skarb to prawdopodobnie tylko legenda, stworzona by dać zarobić traperom na przeprowadzaniu podróżnych. Jedyne co tam znajdziecie to śmierć - powtórzył. - Choć, szczerze, dopóki to nie dotyczy mojej wioski, to nie za bardzo mnie to interesuje. Dzięki kontraktowi z Gildią Poszukiwaczy mogę wam zapewnić niejakie wsparcie, choć więcej go będzie logistycznego niż materialnego. Nie jesteśmy w końcu organizacją charytatywną.
        - Brzmi rozsądnie - mruknął Slade, kiwając głową. - Kto był ostatnim, który tu przybył?
        - Elf. Nazywał się chyba Llanall.
        Slade zwiesił głowę. Znał tego poszukiwacza. Często byli razem w zespołach interwencyjnych, gdy pokazywały się pilne zlecenia. Gildia była w końcu też fabryką najemników. Szkoda było słyszeć, że i on w końcu poległ. Świat powoli zaczynał przypominać ciągle rozrastający się cmentarz.
        - Będziecie potrzebować przewodnika? - zapytał sołtys.
        - Nie. Wystarczy mapa, choćby prowizoryczna. Choć zamieniłbym słowo z którymś z traperów, jeśli jest taka możliwość. Potem chcę nas wyposażyć. Jakieś futra, haki i inne sprawy.
        - Służę pomocą. - Ron ukłonił się, lekko się uśmiechając. Slade ponownie tego wieczora poczuł ciarki na ten widok.


        Wciąż brakowało kilku godzin do południa, gdy Slade odszedł na stronę z jednym z przewodników. Zapytał go o podstawowe rzeczy - stan dróg, odległości do kolejnych postojów, a także gdzie się one kończą. Rzecz jasna nie pokazał mu kartki, którą przekazał mu Willy - do niej dostęp mieli tylko poszukiwacze jak Slade. No i Dinitris w tym wypadku. Mężczyzna udzielał mu jasnych, choć dość zwięzłych odpowiedzi - Slade musiał szczegółowo konstruować pytania. Ludzie gór zazwyczaj byli dość zimni w obyciu, choć nie dziwił się temu - większość życia spędzali na samotnych podróżach, tak jak Irlan. To dość mocno kierunkowało charakter, w większości przypadków. Gdy skończył z informacjami podszedł do samotnej postaci elfki.
        - To powinno wystarczyć - podsumował, zerkając przez ramię na trapera. - Przy dość żwawym marszu wykute w skale jaskinie, które zostały przygotowane na schrony przeciwśnieżycowe, zdarzają się mniej więcej co dzień drogi. Co się tego tyczy... - Podszedł na tyle blisko, że ich ciała niemal się stykały.
        - Musisz uważać ze swoją smoczą formą - powiedział cicho, rozglądając się ostrożnie za postronnymi słuchaczami. - Ponoć są to wrażliwe góry. Nieodpowiednio głośny dźwięk albo mocniejszy trzepot skrzydeł może nam ściągnąć lawinę na głowy. Niektóre ścieżki są też na tyle wąskie, że twoje ciało może się tam nie zmieścić. Choć pewnie znajdziemy tereny, gdzie będziesz w stanie rozprostować skrzydła. Trakty są na tyle rzadko uczęszczane, że nie będzie raczej problemu z postronnymi obserwatorami.
         Po tych słowach odsunął się do tyłu, rzucając spojrzenie na drogę górską.
        - Bliżej samych gór jest punkt zaopatrzenia przewodników. Możemy tam kupić rzeczy na przeprawę. Idziemy? To chyba już ostatni moment na załatwienie jakichkolwiek spraw.
Awatar użytkownika
Dinitris
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 62
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dinitris »

        Nauczona polegać wyłącznie na sobie pozostawała w cieniu przygotowań do wyprawy. Tak naprawdę pierwszy raz miała okazję spojrzeć na to wszystko z innej - tej ludzkiej - perspektywy. To było pouczające doświadczenie. Patrzyła z założonym rękoma jak Slade rozmawia z traperem. Niby odległość dawała im namiastkę prywatności, ale i tak wszystko słyszała. Czekała aż skończą myśląc jednocześnie nad drogą do przebycia. Slade przyłapał ją ze wzrokiem wzniesionym ku górskiemu krajobrazowi. Tam na górze warunki były fatalne. Stąd wyczuwała wilgotny dotyk chłodu. Gdyby miała coś doradzić najemnikowi, to zaproponowałaby przełożenie podróży na parę dni zanim nie przejdzie burza. Jej to było obojętne, ale on... no cóż. Ludzie i elfy stamtąd nie wracają i chyba nie bez powodu. Slade był na tyle pewnym siebie wojownikiem, że nawet nie próbowała mu tego wyperswadować.
        Gdy mężczyzna zbliżył się do niej, obróciła do niego głowę i skinęła mu, ale i tak wiedziała swoje. Żaden człowiek nie jest przygotowany na to co ich tam czeka i jeśli będzie chciał stamtąd wrócić żyw, będzie musiał zawierzyć swoje życie właśnie jej.
        - Mam nadzieję, że mapa jest prawdziwa. Inaczej wrócę tu i znowu zasmakuję w ludzkim mięsie - zagroziła ponuro. Slade mógł wierzyć lub nie, ale Dinitris była zdolna do takich rzeczy. Najbardziej wśród ludzi nienawidziła kłamstwa. Oszuści byli jak wirus - zarażali innych, zdradzali i burzyli porządek w świecie.
        - Nie ufam temu zarządcy. Z nim jest coś nie tak - mówiła nie odrywając wzroku od gór. - Czasami dziwię się jak możesz żyć wśród tego wszystkiego...? - pomyślała głośno dopiero teraz odwracając oczy ku stojącemu obok niej mężczyźnie. To właściwie było pytanie retoryczne, bardziej stwierdzenie, że świat wciąż ją zadziwia. I przez przypadek (albo i nie) rzuciła Slade'owi komplement uważając, że jest inny.
        Jeszcze raz popatrzyła na jego bagaż. Wyglądał jak przeciążony mul, ale nawet jej przez myśl nie przeszło żeby mu pomagać. Choć miał dużo na sobie, to głównie futro sprawiało, że wyglądał tak ociężale. Wiedziała, że najemnik musiał wziąć tyle bagażu, aby przetrwać trudny klimat. Elfka przy niej wyglądała co najmniej dziwnie. Ubrana zdecydowanie za lekko, jedynie w cienką suknię i wcale nie grubszy płaszcz z kapturem. Do tego była bosa. Gdyby ktoś na nią spojrzał, wzdrygnąłby się z zimna na ten obrazek. Mogła sobie wyczarować trochę więcej łachmanów, lecz byłoby to zwykłym marnotrawieniem czasu, gdyż nie robiło to jej najmniejszej różnicy. Ogólnie było jej ciepło i wiele jeszcze brakowało jej do zmarznięcia.

        Wyruszyli razem w nieznaną drogę ku niezbadanym górom. Z początku było łatwo. Mapa prowadziła ich przy strumieniu przez co nie musieli się bać o zgubienie kursu. Ścieżka, choć z wieloma przeszkodami, prowadziła ich w miarę szybko do samego podnóża gór. Momentami wychodzące słońce ożywiało ponurą okolicę. Podczas jednego z tych rozbłysków Dinitris w przypływie dobrego nastroju wspięła się na jedną z wyższych sosen i z gałęzi rzuciła okiem na malowniczy krajobraz. Widziała srebrzystą nić potoku snującą się pośród drzew i skał i ginącą gdzieś między nimi, mniej więcej tam gdzie zaczynają się wyższe partie gór. Słyszała łoskot jakiegoś wodospadu i szum świerków niczym jednostajny łoskot morskiej fali podczas sztormu.
Awatar użytkownika
Slade
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Slade »

         Porównanie do muła było sporym wyolbrzymieniem, choć miało swoje podstawy. Slade i tak postanowił się wyposażyć ekonomicznie. Jedna lina przewleczona przez tors, kilka par haków do wspinaczki, a także zasuszone owoce i wołowina, które powinny przetrwać długą podróż. Zastanawiał się nad zabraniem siekiery, jednak po chwili namysłu zrezygnował z tego pomysłu. W górach i tak nie było za dużo drzew, a drwa powinny być w jaskiniach na zbadanych szlakach. Założył kaptur płaszcza, spakował do plecaka jeszcze kilka drobiazgów po czym dogonił Dinitris, która postanowiła wypruć do przodu.
        - Cholerne elfickie długie nogi - mruknął, truchtając w górę drogi.

        - Jeszcze ci zaszkodzi - sapnął, zrównując się ze smoczycą. Uzupełnił swoje siły Drugim Oddechem, pozbywając się zadyszki i zmęczenia. - Drzazgi w żołądku i te sprawy.
        - Ja też nie. Coś ukrywa... jednak nie wiem jeszcze co. - Zamyślił się, idąc chwilę w milczeniu. Podniósł jednak wzrok na słowa Din.
        - Po czasie idzie się przyzwyczaić - stwierdził. - Najgorzej jest na początku. Gdy jednak uczysz się podążać własną drogą - która często jest samotna - i nie zawierzać słowom innym, wtedy jest prościej.
         Zamknął usta, nie wiedząc co jeszcze dodać. Zamiast tego zaczął powoli mruczeć kolejną ze swoich melodii.

Długą część trasy przebywali w milczeniu. Cisza nie była niczym niezwykłym - podróże zwykle składały się z małej liczby rozmów. W końcu - o czym można bez przerwy rozmawiać? Irlan skupiał się na stawianiu kolejnych kroków, jednak nie dało się przy tym nie zerkać na mijane przez nich widoki. Choć na nizinach gościła jeszcze późna jesień, to tu wkraczali w krainy wiecznych śniegów. Białe zbocza niekiedy łagodnie, innym razem śmiertelnie stromo opadały w dół z szerokich szczytów, które przygniatały swoimi rozmiarami. Trakt prowadzący na szczyty w tych okolicach usłany był z obu stron drzewami, cienie drzew co chwilę więc opadały na ich twarze, w miarę jak pokonywali kolejne mile.
        Slade spojrzał na idącą obok Dinitris, jednak elfki nie było w miejscu, w którym ją ostatnio widział. Wtem szelest drzewa zwrócił jego uwagę. Spojrzawszy na szczyt sosny ujrzał smoczycę wyglądającą na krajobraz przed nimi, widocznie upajając się tym widokiem.
        Przystanął spoglądając w górę. Mimo swojego ożywienia wyglądała tam o wiele spokojniej niż na ziemi obok niego. Musiało jej brakować otwartych przestrzeni i wiatru, prześlizgującego się miedzy błoną skrzydeł.
        Westchnął. Chyba naprawdę jej zależało na tym, by móc pokazywać się w swojej naturalnej formie. Będzie musiał nad tym pomyśleć. Ale może nie teraz.
        Uznając, że szybciej niż on nadrobi odległość ruszył dalej, jedynie kontrolnie zerkając na postać prześlizgującej się między drzewami Din.

        Spojrzał na mapę, będącą ręcznym rysunkiem jednego z przewodników. Przedstawiała ona główny szlak, którym jeszcze podążali, a także wszelkie zbadane odnogi. Nałożył na to obraz z kartki, którą trzymał przy sobie. To miejsce nie widniało na kupionej mapie. Podejrzewał, że wejście tam nie było oczywiste. Przynajmniej nie na tyle, by zauważyli go mieszkający tu od urodzenia przewodnicy.
        Zastanawiał się jak to się stało. Może droga tam była magiczna? W takim wypadku dobrze, że zabrał ze sobą Dinitris. Jeśli to nie będzie to... Cóż. Wszystko przed nimi.
        Znaleźli się w końcu przy źródle osobliwego szumu, towarzyszącego im od jakiegoś czasu. Potok spływający z gór przeistaczał się tutaj w istny wodospad, którego kaskady opadały z niemałym hukiem w utworzone w tym miejscu bajoro. Woda stąd nie zostawała tu jednak na długo - osiągając pewien poziom przelewała się i umykała w dół drogi, ginąc gdzieś w oddali jako srebrna nitka przeszywająca wyżyny.
        - Możemy tu uzupełnić wodę i chwilę odpocząć - zaproponował, przenosząc wzrok na smoczycę.
Awatar użytkownika
Dinitris
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 62
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dinitris »

        Zastanawiała się gdzie właściwie zmierzają. Slade nie wyjawił jej zbyt wielu szczegółów wyprawy, lecz dawała mu kredyt zaufania i nie dopytywała o mapę. Z drugiej strony ukradkiem zaglądała mu przez ramię na ten zwitek papieru z naszkicowanymi jakimiś dziwnymi znakami. Nigdy nie używała map i nie miała pojęcia jak je odczytywać, bo wystarczyło kilka uderzeń skrzydłami i miała najlepszą mapę ziemi jak okiem sięgnąć. Na poziomie gruntu sytuacja była zupełnie inna.
        Zgodziła się z najemnikiem na krótki postój - bo odpoczynku jako-takiego nie potrzebowała. Popatrzyła na szumiącą kaskadę potoku, obok której się zatrzymali. Podeszła do jego brzegu przyglądając się spiętrzonej wodzie. W końcu przeskoczyła na dalej wysunięty głaz i rozłożyła ręce łapiąc równowagę na śliskim od wody kamieniu. Kiedy osiągnęła spokój, przykucnęła i zamoczyła w wodzie lewą dłoń. Nabrała nią trochę wody i napiła się z niej. Lodowaty łyk dodawał energii i wyostrzał znużone długą podróżą zmysły. Ponadto smak wody z górskiego potoku był niepowtarzalny! Pomyślała, że to dobre miejsce na małą, orzeźwiającą kąpiel, skoro Slade będzie odpoczywał.
        Niewiele myśląc ściągnęła swoją odzież. Najpierw przerzuciła przez wodę płaszcz, który wylądował na brzegu, potem podciągnęła suknię do góry i przełożyła ją przez głowę, a następnie wyrzuciła ją tym samym ruchem na brzeg. I całkiem nago wskoczyła do spienionego, lodowatego potoku w miejscu, gdzie nurt był dość słaby, a woda dość głęboka, aby w niej się zanurzyć po szyję. Z początku nie było aż tak przyjemnie, jak zawsze, gdy temperatura zmienia się tak nagle. W jej przypadku był to skok prawie w skrajność, ale gdy pierwszy szok minął, wynurzyła głowę i odkaszlnęła przecierając oczy. Kąpiel w ludzkiej skórze dostarczał jej zupełnie nowych doznań. Zdecydowanie szybciej się wychładzała przez brak grubej powłoki z łuską, ale musiałaby się kąpać w tej wodzie przez pół dnia, żeby solidnie zmarzła. Niemniej zawsze imponowała jej wrażliwość ludzkiej skóry na dotyk. Odczuwała każdy prąd muskający jej ciało, łaskotanie bąbelków prześlizgujących się po plecach, szczególnie zabawne były doznania płynące z przesypywania żwiru między palcami u stóp, kiedy stąpała po dnie.
        Podeszła do brzegu i zwróciła wzrok na Slade'a. Oparła skrzyżowane ramiona o głaz na brzegu i złożyła na nich brodę. Jej wyraźne oczy powiodły po jego sylwetce, a potem skupiły się na gęstwinie za jego plecami. Wydawało się jej, że coś tam dostrzegła. Slade coś do niej mówił, ale zignorowała to zupełnie skupiona na czymś czającym się za najemnikiem.
        "Ostrzec go, czy popatrzeć?" A może ten doświadczony wojownik wiedział, że są obserwowani? Niestety, Dinitris nie wyczuwała zapachu tej istoty, bo wiatr wiał w przeciwną stronę. Gdyby była sama, pewnie polazłaby na spotkanie z intruzem, ale skoro nie była... Niech człowiek idzie.
        - Mamy gościa - powiedziała uśmiechając się zupełnie niestosownie do powagi sytuacji, bo jakoś tak... beztrosko. - To znaczy, ty masz, bo jest najbliżej ciebie. Za tobą.
        Już bardziej mu tego ułatwić nie mogła. No chyba, że pobiegłaby tam z gołymi pośladkami, ale... nie chciało się jej wychodzić z wody tym bardziej, że mogła sobie popatrzeć jak Slade radzi sobie w akcji. W razie potrzeby zawsze mogła go wesprzeć magicznie, ale wątpiła, żeby to było konieczne. Zapewne to był tylko jakiś niedźwiedź, albo pantera... No bo co innego mogło grasować w tym surowym środowisku? Smok? Jeszcze jeden?
Awatar użytkownika
Slade
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Slade »

        Korzystając z okazji zrzucił z siebie plecak i położył kuszę obok niego, po czym przyklęknął przed krystalicznie czystą wodą. Niewiele myśląc pochylił się i zanurzył w niej twarz, po czym całą głowę, aż lodowata woda dotknęła niemal jego barków. Na chwilę zamarł w tej pozycji, lekko otwierając oczy, by woda wymyła potencjalny pył, którego pełno było w powietrzu, a w efekcie również na jego twarzy. Mógłby tak jeszcze trochę posiedzieć na bezdechu - miał nienaturalnie pojemne płuca - jednak jego uwagę zwrócił wygłuszony chlupot. Podniósł się, a woda przez chwilę zamazała obraz przed jego oczyma. Potrząsnął czupryną, zaczesując palcami mokre włosy do tyłu tylko po to, by wyjść na spotkanie wpatrzonemu w niego spojrzeniu elfki, która delikatnie opierała się o brzeg stawiku przed nim. Nie hamując wzroku obejrzał ją od głów do... Cóż, wszystkiego co wystawało ponad taflę wody. Nie to, że dolna część nie była widoczna przez przezroczystą wodę. Załamanie światła robiło jednak swoje.
         Lśniące, blade ciało o kobiecych, jednak niezwykle smukłych kształtach, z wodą ozdabiającą skórę przeróżnymi wzorami - tak mu się objawiając przypominała wodną nimfę, stworzenie, które na swoje legowiska obierało zarówno stawy, rzeki, jak i odpowiednio duże zbiorniki wodne. Nie spotykało się ich za często na morzu - to był teren syren. Chyba niespecjalnie się lubiły, z tego co zapamiętał.
         Widział w swoim życiu przynajmniej kilka nagich kobiecych ciał, więc kolejne nie zdołało go onieśmielić. W całej jednak postaci, pod którą kryła się smoczyca, tkwiło coś niezwykle uwodzącego. "Musiała poświęcić wiele czasu na stworzenie tak zaawansowanej iluzji", pomyślał.
         Słysząc słowa Din obrócił się na pięcie, błyskawicznie łapiąc za kuszę i ustawiając się w pozycji do strzału. Bełt jak zwykle był już na miejscu; konstrukcja kuszy była na tyle zaawansowana, że pozwalała mu zablokować mechanizm jedną przekładnią, którą w tej chwili zdjął, przyglądając się gęstwinie za nią. Zaległa cisza pomogła mu w obserwacji, jako że usłyszał z oddali jakby... krzyk?
        Krzaki przed nimi zaczęły się wściekle trząść, jakby coś w nich utkwiło i próbowało się wydostać. Irlan spiął mięśnie, gotów zarówno strzelić jak i rzucić się do ucieczki. Osobiście wolał to pierwsze, jako że miał za sobą kobietę. Wprawdzie kobietę nie potrzebującą jego pomocy, ale jednak kobietę. Cholerna szlachetność.
        Przygotował broń. Już zaczął rozważać strzał ostrzegawczy w pierś, gdy nagle z gęstwiny wyłonił się.....
        - JA PIERDOLEEEEE!!!
         Wielki brunatny niedźwiedź wybiegł na polanę przy stawię krzycząc wniebogłosy, po czym całkowicie ignorując dwójkę podróżnych przebiegł na drogę, uciekając gdzie pieprz rośnie.
        Slade skamieniały ze zdumienia obserwował oddalający się tył niedźwiedzia, w pewien sposób zbity z tropu.
        - To... - zaczął, jednak nie był w stanie dokończyć, gdy nagle z gęstwiny ze stukotem wybiegł szkielet.
        Gwoli ścisłości - Slade widywał chodzące szkielety. Nawet bardzo dużo, najczęściej w lochach, ale też na powierzchni. Nie byłby to dla niego niezwykły widok.
        Ale ten szkielet miał dynię ze świecącą ze środka łuną zamiast głowy.
         Automatycznie pociągnął za spust. Bełt poszybował przed siebie, przelatując między nagimi żebrami szkieleta, nawet go nie drasnąwszy. Jednak chwilę później nieumarły pomknął do tyłu, jakby uderzony obuchem, i zderzył się z najbliższym drzewem, rozsypując kości na wszystkie strony i rozbijając dynię. Tak, niewidzialny, magiczny pocisk doleciał.
         Ramiona Slade'a nie traciły czasu - błyskawicznym ruchem naciągnęły korbę i nastawiły kolejny bełt na łęczysko. Ostrożnym krokiem łowca podszedł do szczątek nieumarłego, ze szczególną ciekawością przyglądając się dyni, na której boku wydziergano twarz niczym z najczarniejszych koszmarów. Wzdrygnął się, gdy z wnętrza dobiegł ich głos.
        - Strzeżcie się lochu Al'Ghula. Pan Nieumarłych nie będzie miał litości dla nikogo z żywych, kto postanowi zakłócić jego spoczynek! Strzeżcie się! STRZEEEE-
         Głos urwał się z chwilą, gdy na dynię opadł ciężki bucior Lancastera.
        - Cholerne duchy - mruknął niewzruszony, wycierając nasiona dyni o trawę. Obrócił się w stronę Dinitris.
        - Rozumiesz coś z tego? - zapytał. Wyjął mapę gildii z kieszeni i ją rozłożył. Ścieżka dalej prowadziła ich na północ, gdzie została zakończona wielkim, stereotypowym krzyżykiem. Chociaż...
        Slade przypatrzył się kierunkowi, z którego przybiegł zarówno niedźwiedź, jak i, najwyraźniej, goniący go dyniarz. Obrócił mapę i ponownie do niej zajrzał.
        - Jeśli ten kierunek by się zgadzał, to... - mruczał, marszcząc brwi. - To ta plama, którą wziąłem za ślad po kapuśniaku... To byłoby Dornwich. W takim razie... - urwał, przerzucając wzrok to na góry, to na las, a w końcu na Din.
        - Możliwe... że nasz cel jest w tamtym kierunku - powiedział niepewnie.
Awatar użytkownika
Dinitris
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 62
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dinitris »

        Pracując nad swoją elfią formą włożyła w nią wiele z siebie. To znaczy: zadbała, aby odzwierciedlała jej naturalne piękno, dzikość i elegancję. To nie była iluzja - jak sądził Slade. To było prawdziwe ciało, z krwi i kości, tylko z nieco innymi cechami, takimi jak siła albo wytrzymałość. Wewnątrz pracowały takie same organy jak u innego człowieka. Na tym jednak koniec podobieństw. Wszystko inne było... inne.
        Na przykład zupełny brak wstydu przed nagością. I ciężko sobie wyobrazić, żeby istota jej pokroju go odczuwała. Dla niej ubiór był tylko kolejnym aspektem praktycznym zmierzającym głównie do wmieszania się w tłum.
        Nie widziała nic złego w swoim ludzkim ciele, nic czego każdy człowiek już by nie widział. Nawet Slade zachowywał się przy niej swobodnie, nawet w tej sytuacji. Oczywiście zauważyła jego zerkanie na jej pośladki majaczące pod wodą, ale nie odebrała tego jako coś innego niż zwykłą ciekawość. Gdyby on paradował bez ubrań, to też by na niego popatrzyła, aczkolwiek nie miał niczego, czego już nie widziała. Gdyby miała taką okazję, mogłaby jedynie ocenić, czy jej się podoba ogólnie jako samiec albo nie. Na pewno nie rozpatrywała by tego z perspektywy seksualności, aczkolwiek w pewnym stopniu błąkając się po Aralanii już tak długo jako elfka, zaczęła się powoli przekonywać do tej fizjonomii zauważając pewne atuty kobiet i mężczyzn, które ośmieliłaby się nazwać atrakcyjnymi.

        Dla Dinitris obojętne było, czy będzie walczyć z gołym tyłkiem, czy ubrana w pełną zbroję. Dla Śmierci to obojętne w czym poległ wojownik. Jeśli zaszłaby potrzeba, mogła zmienić się w ogromnego smoka i wspomóc Slade'a. Na szczęście niedźwiedź go nie stratował, ale to, że ominął najemnika było co najmniej zaskakujące. Jednak największą ulgę u Dinitris wywołał fakt, że miś skręcił przed nią i pobiegł w dół potoku zamiast używać jej jak kładki. Gdyby tego nie zrobił, to mieliby dzisiaj na deser świeży pasztet z niedźwiedzia.
        Ale gdy z krzaków wyszarpał się ludzki szkielet z dynią zamiast głowy, to prawie... się zaśmiała. Takiego dziwactwa jeszcze nie widziała i była niesamowicie ciekawa co to jest. Upiór był niegroźny. Nie miał broni, ani niczego czym mógłby zaciukać Slade'a. No chyba, że by mu pestką w oko splunął.

        Patrzyła z zapartym tchem, jak wojownik rozprawia się z dyniowym potworem. A gdy już było względnie bezpiecznie, uratowana niewiasta wyszła z wody, aby mu pogratulować. Położyła rękę na ramieniu zdyszanego mężczyzny i mijając go podeszła do zabójczej dyni. Nic jednak nie zdradzało jej wewnętrznego uśmiechu "podziwu" dla jego odwagi. Domyślała się, że wiele wojowników miałaby pełne spodnie stolca po takiej niespodziance, ale Slade nie pachniał niczym podejrzanym. Nawet moczu nie popuścił. Była pod wrażeniem i to dobrze wróżyło całej wyprawie.

        - Zabrzmiało to jak zaproszenie - odmruknęła na jego pytanie.
        Podeszła bliżej i przykucnęła przed kościotrupem. Z ciekawością przyjrzała się jego kościom. Obejrzała dokładnie całe szczątki, od czubka dyni aż po paliczki. Wiele w życiu widziała i jakoś nie bardzo przestraszyła się nędznej sztuczki nieznanego czarodzieja. Takie triki może i działały na bojaźliwych wieśniaków, a może i nawet co mniej doświadczonych myśliwych, ale na smoczycę nie zrobiło to najmniejszego wrażenia.
        - Aż trudno nie skorzystać z tego zaproszenia - pomyślała na głos wstając i wracając do potoku gdzie leżała jej suknia. Kątem oka zerknęła na mapę, którą już znała i miała w pamięci każdy jej szczegół. Sęk w tym, że nie umiała jej jeszcze rozszyfrować.
        - To oznacza, że ktoś tam na nas czeka - mówiła zrzucając płaszcz i ubierając suknię przez głowę. - Ten ktoś zna się na magii i potrafi ożywiać przedmioty - nie przerywając, gdy już suknia zakryła jej ciało, nałożyła na siebie płaszcz i poprawiła długie włosy wyciągając je na wierzch.
        Podeszła do Slade'a. Była jeszcze mokra, włosy ociekały jej wodą, na bladej twarzy mieniły się kryształowe kropelki. Mimo iż przed chwilą kąpała się w lodowatej wodzie, jej skóra miała normalną temperaturę, a sama elfka nie zdradzała żadnych oznak zmarznięcia.
        - A to z kolei oznacza, że ten ktoś już wie, że ma gości - minęła go i popatrzyła na drogę wspinającą się w górę.
        - Nie powinniśmy zwlekać. Jeśli mogę ci coś doradzić, to na drugi raz nie niszcz czyiś zabawek. To strasznie niegrzeczne ze strony gości.
        Dinitris znała czarodziejów, czarnoksiężników i koniecznie chciała poznać tego Al'Ghula. Dopóki nikt jej nie atakował, to była nastawiona neutralnie do każdej strony magii - zarówno tej złej jak i dobrej. Ale szczególnie interesowała ją ta ciemna strona mocy.
        Obróciła głowę na najemnika wciąż czekając na jego decyzję. Jeśli wolał jeszcze odpoczywać, to nie będzie oponowała.
Awatar użytkownika
Slade
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Slade »

        Potrząsnął głową. Dinitris miała ciekawą definicję zaproszenia.
        - Hmpf. Niegrzecznie odprawić kogoś, kto zadał sobie tyle trudu - mruknął, kątem oka obserwując ubierającą się Din. Nie zadała sobie trudu, by się osuszyć przed założeniem ubrań, przez co teraz cienki materiał przykleił się ciasno do jej mokrej skóry, prawdopodobnie bardziej rozpalając wyobraźnię niż jej nagie ciało. Taka nielogiczność.
        - Nikt w wiosce się nawet nie zająknął o tych... - zamilkł, nie bardzo wiedząc jak nazwać tę chodzącą abstrakcję. -...stworach. Jesteśmy jeszcze dość nisko, ciężko, by ktokolwiek ich wcześniej nie spotkał. Jest to więc albo całkowita nowość dla wszystkich, albo... - Spojrzał pochmurnie na smoczycę. Ich podejrzenia co do sołtysa mogły nagle znaleźć podstawy.
        - Masz rację. Trzeba ruszać - przytaknął, zabierając plecak. Kuszę postanowił trzymać w dłoniach, na wszelki wypadek.
        - Jeśli tylko kolejne nie będą na mnie dziko szarżować, mogę iść z nimi nawet na piwo - prychnął. Starał się odwrócić uwagę od pewnych okolic Dinitris, które gwałtownie zareagowały na zimno; jak zresztą każde ciało. Przykucnął przy rozprutej przez biegnących ścieżce w krzakach. Kości pozbawione mięsa były o wiele lżejsze od człowieka, powinny więc zostawiać jeszcze lżejsze ślady niż żyjący. Były jednak o wiele bardziej szpiczaste, zostawiając na ziemi wgłębienia po kostkach stóp. Miał trop.
        Pociągnął nosem, niczym pies złapawszy trop.
        - Ślady są dosyć wyraźne, możemy więc nimi podążać. Prowadzą głównie przez las, więc nie będziemy specjalnie widoczni. Tyle że... - zaciął się, zerkając na jej stopy. - Nie rozbijesz sobie tej całkiem imponującej iluzji na niepewnej leśnej ścieżce?
Zablokowany

Wróć do „Równiny Andurii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości