Strona 1 z 3

[Trakt Ku Górom Druidów] Za co warto walczyć!

: Wto Wrz 25, 2018 12:38 am
autor: Slade
        Rozprostował kości, rzucając na stertę ostatnie dzisiaj kłody drewna. Przezornie zabrał ze sobą siekierkę, kupioną u ulicznego straganiarza. Przyznał, że była ona wielkim zaskoczeniem - wytrzymała cały dzień od jej kupienia.
        Rzucił z prychnięciem ułamany drążek w jasne płomienie. Umiejscowienie obozu było przypadkowe - światło płomieni sięgało kilku staj małej polany, którą wypatrzył z drogi, gdy słońce powoli zaczęło chować się za horyzontem. Złapany na drodze przez mrok musiał improwizować, uczepił się więc pierwszego pomysłu, który zapalił mu się pod kopułą. Mając dość dobry wzrok, także w ciemności, wyjął z plecaka kilka przenośnych sideł i pułapek i rozstawił je gęsto dookoła polany, przykrywając wszystko szczelną warstwą listowia i mchu. Stworzył na szybko z cienkiej nitki małą siatkę, łączącą każdą pułapkę ze sobą. Nie zakładał, że kogoś one unieruchomią - liczył, że w chwili zamyślenia da mu to czas na reakcję.
        Slade rozstawił ognisko w odległości trzech stóp od szerokiego pnia dębu, przy którym obecnie siedział, opierając się plecami o względnie gładką korę. Pozwalało mu to ogrzać nogi, jednocześnie mając blisko do dorzucania drwa przygasającemu płomieniowi. Słyszał o podróżnych noszących magmowy kamień w plecakach - magiczny przedmiot, który przez niebywale długi czas zatrzymywał w sobie ciepło, którego wadą była jednak astronomiczna cena. Beznadziejny patent na drogi Alaranii, gdy dookoła była masa podpałki na ognisko, sprawując się lepiej dopiero w kilkudniowych podróżach po podziemnych lochach w poszukiwaniu skarbów. Slade jednak zazwyczaj stosował się do wymyślonej przez siebie taktyki - jeśli nic nie znajdziesz do pełnego dnia, zawróć i szukaj gdzie indziej; Jeśli znajdziesz, pakuj ile wlezie i bierz nogi za pas nim zbudzisz strażnika. Strach pomyśleć, ile razy ta powściągliwość uratowała całe wyprawy jego drużyny.
        Uśmiechnął się słabo. Drużyna. Banda pokrak i dziwaków. Mimo to, czuł się dobrze w ich kompanii; jakby na przekór swojej naturze. Romero, ich lider, zapytał go kiedyś:
- Czy wilki nie są zwierzętami stadnymi? Czy nie w tym tkwi ich siła - zorganizowanym ataku?
- To prawda. Stało się truizmem, że wilki najskuteczniejsze są w grupie - potwierdził wtedy. - Problem tkwi jednak w tym, że wtedy każdy ma coś do stracenia. Są w tym bardzo podobne do ludzi. Przyjęło się, że te, które nie nadążają bądź nie pasują są usuwane z grupy, a będąc same, zazwyczaj umierają młodo. - Podniósł wzrok, błyskając ślepiami na rycerza. - Bój się więc starych w profesji, w której umiera się młodo.
Dokładnie to wtedy powiedział. Nie pamiętał czemu miał ochotę ubrać to w tak agresywny ton. Wtedy chyba wszystko mu przeszkadzało. Zawiedzione ambicje. Ordynarna praca. Zmuszenie do kooperowania z innymi by przeżyć. Zbyt późno zauważył, że zaczyna się przyzwyczajać.
Pogładził w zamyśleniu korpus trzymanej na kolanach kuszy, jak zwykle nabitej. Kolejny żal w sercu. Rozmowa z duchem bardki niczego nie ułatwiła. Jednak potrzebował tego. Jak każdy, miał swoją słabostkę.
A ty, czy ty, już rozumiesz też?
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć.
Po tym co się tu działo każdy chyba wie.
Pod drzewem dziś
to wszystko zacznie się.

Cisza, która zaległa po jego wymruczanej melodii, przerywana była jedynie cichym trzaskiem płomieni.

Re: [Trakt Ku Górom Druidów] Za co warto walczyć!

: Wto Wrz 25, 2018 8:33 pm
autor: Dinitris
Chciałaby odpocząć, trochę pomedytować co w jej przypadku oznaczało po prostu się przespać. Jej krok stawał się coraz wolniejszy, a rozstawanie się bosych stóp z ziemią sprawiało jej coraz większą trudność. Nic więc dziwnego, że wybrała niewielki zagajnik jako odpowiedni na schronienie. Zamierzała tam spędzić trochę czasu, zregenerować siły i zrobić porządek w głowie. Ostatnia awantura w osadzie odbiła się mocno na jej psychice. Kto by pomyślał, że nazwą ją wiedźmą za małe czary normalnie ułatwiające życie. Czy nie widzieli jej szpiczastych uszu? Nikomu nie przyszło do głowy, że elfy rodzą się uzdolnione magicznie, a wiele ich wyrobów wykuto czarami, a rycerze walczący w ich obronie noszą zbroje wzmocnione potężnymi runami układającymi się w zaklęcia w elfickim i starodawnym języku? Co za prymitywny lud! Na ich ogromne szczęście Dinitris nie zechciała zrównać ich wioski z ziemią, gdyż od dawna pracowała nad zgubieniem pościgu łowców chcących odrąbać jej smoczy łeb. Niepotrzebna masakra mogłaby ich ponownie naprowadzić na jej trop, a może nawet przeoczony i zostawiony przy życiu świadek zdradziłby jej kobiecy wygląd, a to byłoby co najmniej kłopotliwe. Wypracowanie nowego wyglądu wymagałoby u niej wielu tygodni pracy magicznej.
To nie tylko zwykły kamuflaż, to zwykła przemiana, niosąca ze sobą wiele korzyści i niedogodności z jakimi mierzą się prawdziwi elfowie. Wiele jednak cech pozostaje niezmienionych. Takich jak na przykład bardzo czuły węch, który z odległości prawie dwóch stai wyczuł słaby zapach dymu. Nie była najlepsza w tropieniu, dlatego tylko dzięki ogromnemu szczęściu zauważyła ślady buciorów odbitych na nieco miększym podłożu. Przykucnęła przy śladzie i niczym dzikie zwierzę zbliżyła twarz do błota węsząc i analizując zapachy. To był samiec, jeden, nie wyczuwała ziół ani magii, a zatem to był człowiek...
W tym momencie powinna obrać przeciwny kierunek, bowiem samotni wędrownicy byli groźni, bo zazwyczaj parali się dość niebezpiecznymi profesjami. Zazwyczaj to byli samotni łowcy głów, banici, wygnańcy. Same podejrzane typy. Nie miałaby skrupułów zgnieść czaszkę niejednemu napotkanemu łachudrze. Postanowiła zatem ominąć prawdopodobne miejsce przebywania tegoż osobnika z daleka i to była właściwie dobra decyzja. Podniosła się z klęczek i skręciła na wschód zbaczając na chwilę z pierwotnego kursu. Na jakiś czas nawet zapomniała o znużeniu, a jej zmysły były teraz skupione w kierunku skąd wiatr niósł ku niej delikatną woń spalanej dębowej kory.
Ogień w palenisku był zbyt słaby, aby dostrzegła jego łunę, lecz była przeświadczona, że wie dokładnie w którym miejscu znajduje się obóz mężczyzny. Cicho przesuwała się płynnie po leśnej ściółce tak, że sama była pod wrażeniem swoich umiejętności. Doceniła lekkość i grację z jaką się poruszały te prastare istoty.
Zadowolona z siebie, przekonana, że minęła niebezpieczeństwo, przyspieszyła krok. Raptem nadepnęła na coś, co od razu wydało się jej czymś nienaturalnym. Całkiem nieopacznie uruchomiła jakiś błyskawiczny mechanizm, który wyjawił swe blaszane zębiska spod pokrywy liści i - niczym zwierzęce szczęki - dwie ostro zakończone obręcze chwyciły ją za nogę głęboko rozcinając skórę powyżej kostki. Dinitris rozpaczliwie ratowała się przed upadkiem i chwyciła wiszącej jej nad głową gałęzi, ale ta nie była najlepszym przyjacielem, bo pękła posyłając elfkę na ziemię z gałęzią w rękach. Teraz dopiero poczuła ból i teraz dopiero srogo zaklęła w pradawnym języku rzucając okrutne klątwy na tego, kto tu zastawił pułapkę, nie oszczędzając jego potomków i potomków jego potomków i tak aż to dziewiątego pokolenia.

Re: [Trakt Ku Górom Druidów] Za co warto walczyć!

: Wto Wrz 25, 2018 9:51 pm
autor: Slade
        Zakrztusił się dymem z fajki, słysząc wściekły okrzyk bólu, poprzedzony dźwiękiem uruchamianej pułapki. Na ile zdołał się przysłuchać - jako że krzyki skutecznie starały mu się to utrudnić - była to chyba pułapka na niedźwiedzie. A złapana osoba z całą pewnością nie brzmiała jak miś.
        Wciąż starając się wypluć niezamierzenie nabrany do płuc dym zerwał się na nogi, przyciskając oparcie kuszy do pachwiny. Przykleił się do pnia drzewa, obserwując las dookoła siebie. Nie zauważył nigdzie ruchu, poza oczywistym targaniem gałęzi przez wiatr, postanowił więc tymczasowo założyć, że nikt go nie otacza. Wyszedł więc w końcu zza pnia, zagłębiając się w nieoświetlony gąszcz.
        Podróż nie trwała długo, okupiona widokiem złapanej w pułapkę... elfki. Nie przypominała ona leśnych elfów, u których się wychował, nie miała też ciemnej skóry elfów nocy. Górska elfka.
         Zarechotał pod nosem. Nie sądził, że ktoś złapie się AKURAT na tę konkretną pułapkę. W kontakcie z istotami rozumnymi uważał ją zwykle za odwrócenie uwagi od prawdziwych, ukrytych sideł.
        Zmarszczył brwi, unosząc kuszę do oczu. No właśnie. Nie pamiętał, by ktokolwiek wpadł w ten rodzaj pułapki. A szczególnie nie spodziewał się tego po przedstawicielce rasy elfiej, posiadającej tak wyczulony wzrok. Jedna z jego brwi powędrowała ku górze. Czuł wewnętrzną niechęć do stawiania się naprzeciwko swojej moralnie niemal rodaczki, jednak lata w terenie nauczyły go nie ufać nikomu, nawet sobie. A szczególnie sobie.
        Musiał jednak odczuć uznanie, że sidła na niedźwiedzie nie złamały jej nogi; miały w końcu przyskrzynić trzy razy większego od niego miśka. Musiała być ulepiona z twardszej gliny niż wyglądała.
        Przeklinając pod nosem swoją lekkomyślność, opuścił kuszę, podchodząc bliżej.
        - Nie muszę ci chyba mówić, że podejrzanie jest krążyć wokół samotnego człowieka w nocy? - zapytał, powoli przyklękając obok półleżącej kobiety. Zauważył trzymaną w dłoniach gałąź. Zastanowił się, czy przypadkiem to nie do zdzielenia go w łeb, obserwował więc patyk z należytą mu uwagą. Wyjął szybkim ruchem nóż zza pasa, nachylając się nad elfką.
        - Amae Irlan - przedstawił się po elficku, podejrzliwie mrużąc oczy. Czuł w kościach, że coś tu nie gra. Jak go jednak uczył mentor: " Nim osądzisz, poznaj więcej szczegółów".
        - Ar lasa mala revas. Zwracam ci twoją wolność - dodał, wsadzając ostrze noża w mechanizm, zwalniając uścisk sideł.

Re: [Trakt Ku Górom Druidów] Za co warto walczyć!

: Pią Wrz 28, 2018 12:21 am
autor: Dinitris
Gdyby miała dość czasu na skupienie się, co wcale nie było łatwe z nogą w sidle, to bez problemu uwolniłaby się sama i uleczyłaby tę nogę, lecz los podsunął jej lepsze rozwiązanie zsyłając jej jednocześnie kata i - jak się potem okazało - wybawiciela.
Była skora z początku udusić go własnoręcznie, co zresztą właściwie powinna zrobić od razu, gdy się do niej tak ufnie zbliżył. Oceniła go dość surowo, zarówno jego wygląd, co głupotę, o zapachu już nie wspominając. Nie omieszkała mu się odgryźć z iście elficką elegancją:
- Innir te nile fathram unes on. Mnamann poe thirth, sei gaire. Sihtri aie? - W jej oczach zabłysła niebezpieczna iskierka, gdy w elfickim języku oświadczyła, że jeśli nie zamierza jej upiec na rożnie, to niech jej pomoże i ją uwolni.
Obserwowała kuszę, którą przytaszczył ze sobą. Niezłe cacko. Elfce bardzo się spodobała ta broń i jak wydedukowała - zapewne miała dużą wartość. Musiała jednak skupić uwagę na mężczyźnie majstrującym przy mechanizmie wnyk, bo miała teraz doskonałą okazję go zabić. Zrobiłaby to bez mrugnięcia okiem, gdyby spróbował ją dotknąć, ale na szczęście dla tego egzemplarza, ten trzymał łapska przy sobie.
- Mae Sareth - przedstawiła się fałszywym imieniem elfki, które wymyśliła na poczekaniu.
- Naane - podziękowała z ulgą, gdy uwolnił jej nogę i wstała niepewnie. Przemyślała sytuację i bardzo szybko wyleczyła rany przykładając obie dłonie do nich i używając magii. Spod jej palców zaświeciło blado-czerwone światło wchłaniane przez skórę i skupiające je na przerwanych tkankach. Cały zabieg trwał kilka sekund, a ona pozwoliła człowiekowi być tego świadkiem. Po wszystkim obejrzała nogę z lewej i prawej, zupełnie przypadkiem tuż przed nosem obcego faceta i zupełnie się tym nie przejmując nawet, kiedy zauważyła jego wścibski wzrok na sobie.
- Coś nie tak? - zapytała we wspólnej mowie zauważając jego badawcze spojrzenie. Uznała, że raczej nie stanowi dla niej zagrożenia, więc postanowiła spróbować się wprosić mu do towarzystwa.
- Zwykle omijam nieznajomych w środku lasu i to po zmroku. Ale potrzebuję odpoczynku. Mogę się z tobą przespać?
Zwykła propozycja z perspektywy Dinitris nie miała żadnych niestosownych podtekstów, ale brak jej było finezji i wyczucia w języku, który był dla niej prosty i zwięzły, nie wzbogacony w niepotrzebne podteksty.

Re: [Trakt Ku Górom Druidów] Za co warto walczyć!

: Pią Wrz 28, 2018 2:30 pm
autor: Slade
        Dobrze było usłyszeć znajomy język, nawet jeśli insynuował jego chęć do przyrządzenia elfki w panierce na ostro. Uśmiechnął się krzywo na tę myśl. W torbie, jeśli dobrze pamiętał, miał jedynie trochę ciasta, z którego mógłby upiec podpłomyk. "Mięso w jadłospisie byłoby ciekawym dodatkiem", przemknęło mu przez myśl.
        - Aie, aie - odparł jednak, zatrzymując swoje pokrętne rozważania dla siebie.
         Odchylił się do tyłu, przysiadając na piętach. Kiwnął lekko głową na jej podziękowanie, jednak zanim zdążył coś powiedzieć, z jej dłoni wypłynął jakby płynny blask, którego łuna mieniła się od głębokiej czerwieni w centrum do bladego różu na końcach. Pod wpływem tego dotyku skóra na jej zranionej nodze najpierw cała się zaczerwieniła, zasklepiając rany, po czym powróciła do normalnego, bladego koloru. Nie omieszkała się z tym afiszować, praktycznie kręcąc mu stopą przed nosem. On jednak, niewzruszony, podążał za jej ruchami jedynie ruchem swoich oczu. Na koniec, w odpowiedzi na pytanie, rzucił Sareth zblazowane spojrzenie, chcąc zachęcić ją, by do tego jeszcze zatańczyła. Potrząsnął jednak głową, wstając i podnosząc kuszę z ziemi.
        - Nie, raczej nie. Chwilowo - dodał, jednak nim zdążył kontynuować został wytrącony z rezonu jej pytaniem. Odwrócił twarz w stronę pobliskiego ogniska, z roztargnieniem drapiąc wolną ręką pokrywający się nagle różanym odcieniem nos, szczerząc się jak idiota. Z jego gardła wydobył się dudniący, jakby odległy chichot. Cieszył się, że jest tak ciemno; może elfka nie dojrzy jego zawstydzenia w tym mroku.
        - Zabawnie prowadzisz rozmowę. Ale skoro nalegasz, to zapraszam - powiedział w końcu, wykonując zachęcający gest w stronę nikłej łuny ognia między drzewami.


        Wskazał swojej nowej towarzyszce miejsce przy ogniu, które wcześniej względnie oczyścił z wystających kamieni i gałęzi. Planował w tamtym miejscu położyć się, by jakoś dotrwać do ranka, jednak miejsce przy dębie było równie dobre; przynajmniej plecy miał jakkolwiek chronione. Ognisko cienko przędło, dorzucił więc trochę drewien do kopczyka, zostawiając jednak kilka garści gorącego popiołu na boku. Wyjął z torby zwinięte w kulkę ciasto, rozpłaszczył je w miarę możliwości między dłońmi, po czym rozłożył płasko na żarze, pozwalając mu się lekko wypiekać. Podniósł porzuconą wcześniej fajkę, otrzepał z piachu, ponownie nabił i zapalił, tym razem zaciągając się w prawidłowy sposób. Kuszę trzymał dalej pod ręką, gotów w ułamku sekundy złapać za spust i wystrzelić. Znajomość z nieznajomą wydawała mu się interesująca, lecz była dość krótka - na tyle, by dalej nie wiedział, czego się po niej spodziewać. Był jednak pod wrażeniem jej zdolności do leczenia się. Przypominało mu to inną osobę, która kiedyś również posiadała ten talent.
         Chyba głównie przez to dawał jej w tym momencie taki kredyt zaufania. Śledził Sareth wzrokiem, przyglądając się, co robi.
        - Nie chcę być wścibski, ale zapytam: gdzie zmierzasz? Schodzisz z gór, czy dopiero wychodzisz im na spotkanie? - powiedział, zerkając kontrolnie na piekący się chlebek.

Re: [Trakt Ku Górom Druidów] Za co warto walczyć!

: Sob Wrz 29, 2018 11:04 am
autor: Dinitris
        Noce były już zdecydowanie chłodniejsze niż w lecie, a nad ranem pojawiały się lokalne przymrozki, które zwiastowały nadejście tej z dawna oczekiwanej, białej pory roku. Wszędzie wokół można było dostrzec powolne i te bardziej gorączkowe przygotowania do zimy. Jednym z najłatwiej dostrzegalnych symptomów było ograniczenie aktywności zwierzyny. Okres ten nie pozostawał obojętny nawet dla Dinitris. To nie był przez nią najgoręcej wyczekiwany moment w ciągu Pełnego Przebiegu. Chociaż nie przesypiała zimy jak niedźwiedzie, odczuwała wtedy ogromne osłabienie i niechęć do wszystkiego. Zamieniała się wtedy w potulne stworzonko, które najchętniej nie ruszałoby się miesiącami z ciepłej norki, gdyby nie głód i przymus rozprostowania kończyn. Właśnie dlatego wybierała się w góry na poszukiwanie bezpiecznego schronienia, aby przeczekać w nim chłodne dni. To nie pierwszy raz, kiedy migrowała do Gór Druidów. Było to względnie najbezpieczniejsze pasmo górskie w całej Aralanii, a przynajmniej takie o którego istnieniu wiedziała.
        Drwiące spojrzenie mężczyzny obdarzyła łagodnym uśmiechem, zważywszy na to, że tak się składało, że trafił kulą w płot, bowiem była z niej raczej mizerna tancerka. Czasami żałowała, że nie potrafiła podstawowych czynności takich jakie posiadały w swej kulturze ludzie i elfy. Tym najbardziej nie pasowała do elfów i wyróżniała się spośród nich dosadnością i nieokrzesaniem. Co wcale nie oznaczało, że tego nie dostrzegała. W tym przypadku była jak najbardziej dobrze obeznaną, ale bezkrytyczną egoistką uważającą, że nadmiar manier najbardziej ogranicza rasę ludzką.
        Rozejrzała się badawczo po jego obozowisku i wybrała najbardziej uprzątnięte miejsce przy ognisku, które było wcześniej przygotowane przez Slade'a dla niego. Podwinęła suknię i usiadła przed ogniem bardzo blisko wątłego płomyka, ale najchętniej to by do niego weszła. Dawno już nie grzała się przy żółtych płomieniach i choć ten był wyjątkowo biedny, doceniła jego słabe ciepło wyciągając ku niemu jasne dłonie by rozgrzać palce. Mogłaby pomóc mężczyźnie przy rozpalaniu, ale Slade sam się zreflektował i zaczął dorzucać drwa, aż drobne iskierki rozsypały się na jej suknię, o dziwo nie naruszając jej powierzchni. Strzepnęła je z materiału i przesunęła się do tyłu zerkając przy okazji na broń Slade'a. Widziała ją już kiedyś w akcji. To znaczy akurat nie tą, ale ten rodzaj miotacza bełtów. Poznała jego siłę, można rzec, na własnej skórze.
        Z przywołanych wspomnień wybudziło ją pytanie mężczyzny i wtedy zauważyła jego wzrok na sobie. Nie spodziewała się rozmowy z nim, bo w końcu poprosiła tylko o miejsce w obozowisku. Zamrugała wpatrując się w jego surową twarz. Jej wahanie nie było bezpodstawne, bowiem wyjątkowo źle jej szło kłamanie. To kolejna z umiejętności, której nie posiadała.
        - Na spotkanie górom. A ty? - zapytała chcąc jak najszybciej zmienić front rozpoczętej rozmowy. - Jesteś łowcą, najemnikiem? - dodała nurtującą ją kwestię.
        Nie pierwszy raz spotykała w podróży wojowników, najemników i łowców. Czasami nawet całe gromady, a raz kiedyś niewielką armię. Pojawienie się łowców tak blisko gór byłoby wyjątkowo niepokojące dla niej, bo musiałaby mocno przemyśleć swoje plany jeszcze raz i zastanowić się, czy warto podejmować ryzyko. Niestety wszystkich parających się tą profesją traktowała na równi jako zagrożenie. Taką ostrożność miała zaszczepioną w genach i jak dotąd nie miała powodu do zmiany zdania.

Re: [Trakt Ku Górom Druidów] Za co warto walczyć!

: Sob Wrz 29, 2018 5:29 pm
autor: Slade
        Zamrugał, słysząc odbite pytanie. Zmarszczył brwi, jeżąc się jak przygotowujący się do skoku drapieżnik i zapytał:
        - A co, masz w pobliżu jakąś zwierzynę do ukrycia? - zapytał złowrogim głosem, stukając palcami swój "Bełtomiot". Utrzymywał przez chwilę to spojrzenie, po czym odchylił się do tyłu ze śmiechem, widząc powagę w jej oczach. Kiepski żart, acz wciąż dla niego zabawny.
        - Hm... Co mnie zdradziło? Kusza łowiecka? Czy wojskowa brygandyna? - wymruczał bardziej do siebie niż Sareth, jednak rzucił jej połyskujące humorem spojrzenie. - Nie mylisz się jednak, elfko. Parałem się i jednym i drugim w życiu. Częściej tym drugim, jak o tym pomyśleć.
         Oprócz trzymania ślamazarnie dymiącej fajki w zębach dodał do tego przerzucanie między kostkami prawej ręki złotawej monety, tracąc chwilowo zainteresowanie kuszą. Zastanawiał się, jak by tu odpowiedzieć na pytanie Sareth. Nie czuł cię komfortowo z dzieleniem się informacjami o swoim zleceniu z kimkolwiek nie należącym do Gildii Podróżników, z kilku powodów przynajmniej. Po pierwsze, koniec końców obowiązywała jakaś tajemnica zawodowa. Chociaż gdy ostatnio wspomniał o niej na zebraniu nie znalazł się chyba nikt, kto by nie parsknął przy tym śmiechem, oblewając przy okazji blat mieszaniną smarków i piwa; spotkania te nigdy nie obywały się bez kilku beczek ale. A po drugie, chyba najważniejsze, nie uśmiechała mu się konkurencja i jakiś burzowy wyścig szczurów.
         Zmrużył oczy, gdy chłodny, wczesnozimowy wiatr przebiegł przez jego obóz, przynosząc zapowiedź bliskich śniegów. Z drugiej strony jakaś pomoc zawsze mogła się przydać. Nie wiedział za bardzo czego mógł się spodziewać na drodze do tego-co-tygryski-lubią-najbardziej, a perspektywa powrotu do domu przed śniegami była kusząca. Uśmiechnął się słabo. Dom. Czy takie coś dla niego istnieje?
        - A, niech stracę - zdecydował w końcu, gasząc fajkę i chowając ją za pazuchę. Otulił się ciaśniej wilczym futrem, zerkając na jej cienką suknię. - Nie jest ci przypadkiem w niej zimno? W każdym bądź razie - odchrząknął. - Od kilku dni niestrudzenie przysuwam się coraz bliżej stóp gór. Mam informację, że jakieś pół dnia drogi stąd znajduje się mała wioska, głównie zamieszkana przez lokalnych drwali. Mało mnie obchodzą sami mieszkańcy - poza oczywistą możliwością dostania się pod strzechę na noc na zatrzepotanie rzęsami - a bardziej to, co znajduje się wewnątrz wąwozu tej właśnie wioski. A, jeśli wierzyć pogłosce, jest tam tego dużo. Dużo i błyszcząco - dodał, znacząco kiwając głową na obracaną w dłoni monetę. Obracał ją jeszcze przez chwilę, po czym schował w zaciśniętej pięści.
        Z zadowoleniem spostrzegł, że podpłomyk zdążył lekko spuchnąć i się zarumienić, czym prędzej więc złapał go przez kawałek materiału wyciągnięty z torby. Grube na szerokość kciuka ciasto rozsiewało wokół siebie woń, do której określenie "aromatyczna" nie do końca pasowało. Jednak zapach świeżego niby chlebka dla głodnego żołądka był niczym wonna ambrozja. Przełamał placek na pół, łapiąc jedną rękawicą, drugą, w chustce, wyciągając w stronę Sareth. Nie miał tego dużo, ale życie już go nauczyło, jak ubogie w ciepłe jedzenie może być życie w drodze.
        - To jak, zainteresowana wskoczyć na ten wóz ze mną? - zapytał, nawiązując do poprzedniej opowieści. - Skoro i tak zmierzamy w tym samym kierunku, to oboje skorzystamy z osłaniania pleców.

Re: [Trakt Ku Górom Druidów] Za co warto walczyć!

: Sob Wrz 29, 2018 9:18 pm
autor: Dinitris
        Niepewność wystąpiła na jej twarz, gdy odpowiedział na jej pytanie tak srogim głosem, że aż poczuła dreszcz na plecach. Zwątpiła w swój kamuflaż i wystraszyła się, że została w jakiś przebiegły sposób zdemaskowana. Za nic miała zagrożenie ze strony mężczyzny, ale zaskoczyło ją jego nieszczęśliwie trafione pytanie. Gdy Slade odsunął się do tyłu i prawie wybuchnął śmiechem dostrzegłszy jej zdziwienie w oczach, poczuła się niezwykle głupio. Podirytowana miała ochotę chwycić w dłoń garść żaru i wepchnąć mu ją do gardła. Jak ten prymityw śmiał z niej tak żartować?
        Próbując trzymać nerwy na wodzy udała, że poprawienie gałązki w ognisku jest teraz ważniejsze niż gapienie się na niego. Odpowiedź Slade'a potwierdziła jej przypuszczenia i poczuła się trochę zawiedziona. A jednak łowca. Gałązka nie wytrzymała napięcia i złamała się w nadpalonej części jak na złość, bo z pozostałym końcem w dłoni nie dosięgała już ognia.
        - Właściwie wszystko na raz. Nie wyobrażam sobie, żeby pomylono cię z rybakiem.
        Ups. Dinitris rzuciła pierwszym w życiu żartem. Przynajmniej śmiesznym dla niej. Uniosła głowę, kiedy kątem oka wychwyciła słaby błysk po jego stronie. Och, a jakże. Złoto aż odbiło się w jej oczach, kiedy skupiła wzrok w monecie tańczącej na dłoni mężczyzny. Złoto działało na nią jak feromon. Przyciągało ją, upajało i sprawiało, że zmieniała się w przekupną gadzinę. Do dzisiaj nie udało się jej znaleźć łotrów, którzy ograbili jej jaskinię ze wszystkich skarbów zbieranych namiętnie przez setki lat. Miała pewne podejrzenia, ale oprócz poszlak - żadnych dowodów. Od tamtej pory nie udało się jej zgromadzić nowego, ale tylko dlatego, że nie znalazła dla niego odpowiedniego skarbca.
        Slade przykuł jej uwagę. Elfka patrzyła na niego z zainteresowaniem, bowiem zauważyła jego jakieś wewnętrzne wahanie, zamyślenie, być może walkę z samym sobą. Objawiało się to w jego oczach wędrujących od złotej monety do jej osoby i z powrotem i tak parę razy, aż wreszcie zwyciężyła któraś ze stron i przemówił - na co czekała. Ze skupieniem wymalowanym na twarzy.
        No dobrze - wioska, mieszkańcy i coś błyszczącego. Jak się domyślała, chodziło o jakiś skarb. Elfka zauważyła, że nadto skupia się na jego opowieści, wszak elfom nie przystoi kraść. Zreflektowała się, że łowca zastawił na nią sidła i chciał ją zdemaskować. Gdyby spróbowała się do niego przyłączyć, zdradziłaby się. Ale gdyby odpuściła temat, po prostu go ignorując, straciłaby okazję na łatwy zysk. Jej smocza natura wygrywała w takich przypadkach nad rozsądkiem.
        - Och, a ja myślałam, że zmierzasz w góry jak inni, żeby zabić mieszkającego tam smoka - odpowiedziała grając zaskoczoną. Chciała poznać jego reakcję. "Zabicie smoka to tak jakby rozrywka takich jak on. Nieważne, czy dla smoczego skarbu, czy dla trofeum", pomyślała.
Popatrzyła niepewnie na pieczywo. Nie jadała wyrobów mącznych. Nie pasował jej ich zapach, smak, a właściwie to czego brakowało jej w nich, czyli smaku i zapachu. Pokręciła głową i uśmiechnęła się w podzięce. Wtem mężczyzna zaproponował jej coś co wprawiło ją w osłupienie. Teraz to ona prawie nie wybuchła śmiechem. Zdusiła go w sobie, uwalniając tylko przymilny uśmiech.
        - Nigdy nikt nie zaproponował mi udziału w rozboju... - Popatrzyła na niego spode łba, jakby go karciła za tą niemoralną propozycję. Miała ogromną zagwozdkę. Wejść świadomie w tę pułapkę, czy zostawić go i pójść w swoją stronę. Ale ten skarb kusił. Nawet jeśli to mrzonka.
        - Mogłabym zaryzykować, tylko pytanie jest, czy ty jesteś gotowy na współpracę ze smokiem? - zaryzykowała. Niezauważalnie przybiła magią jego kuszę do ziemi. Musiałby posiadać siłę smoka lub użyć zaklęcia rozpraszającego, żeby ją ruszyć z ziemi. Ataku ze strony Slade'a wcale się nie obawiała. W końcu co słaby człowiek mógł jej zrobić w pojedynkę? Zasypać ją sidłami? Aż zarechotała wewnętrznie na tą myśl. Na usta elfki wpełzł tajemniczy uśmiech zmieniający jej lico w niemal drapieżne.

Re: [Trakt Ku Górom Druidów] Za co warto walczyć!

: Sob Wrz 29, 2018 10:25 pm
autor: Slade
        Wzruszył ramionami, chowając drugą połowę podpłomyka. Wyjął z buta nóż, odkrawając sobie kawałki swojej porcji i pakując do ust.
        - Smok? Pierwsze słyszę - mruknął, żując wciąż ciepłe ciasto. - To znaczy, raz próbowałem. Nawet udało mi się strącić gada z nieba. Potem się jednak okazało, że była to wiwerna. - Uśmiechnął się markotnie, nieobecnymi oczami przeglądając wspomnienia. - Muszę przyznać, że, w przeciwieństwie do mojej drużyny, ulżyło mi, gdy nie okazał się smokiem. Podstawowa różnica między tymi dwoma, to inteligencja. - Zerknął w jej stronę. Wydawała się skupiona, postanowił więc kontynuować. - Smoki to ponoć inteligentne istoty, czasem nawet bardziej od nas. Wiwerny to drapieżniki. Najczęściej nic więcej.
        - Nie zrozum mnie jednak źle. Nie powaliłbym żadnego z tych stworzeń bez naprawdę dobrego powodu. Widząc tyle zniszczenia co ja zaczyna się wątpić przy każdym pociągnięciu spustu - wyznał, żując w ustach bardziej słowa niż chleb. - Ta istota, ta wiwerna, wyszła dalece poza swój rejon polowań. Nikt nie miał problemu do kiedy zabijała przyleśne dziki czy jelenie. Gdy jednak znajdowaliśmy kolejną osmaloną ogniem wioskę...
         Przerwał, odkładając na bok niedokończoną porcję. Odechciało mu się od tych słów jeść.
        - Gdyby za te zniszczenia odpowiadał smok, jego też bym ścigał.
        Oparł się wygodniej, przypatrując jaśniejszym już niż wcześniej płomykom oblizującym kłody drewna. Sporo rzeczy się zmieniło. Inne czasy. Inni ludzie. Inny Slade. Mijała już ekscytacja każdym zabiciem. Zamiast tego zaczynał liczyć ilu zabił, by potem zastanawiać się wieczorami, ilu tak naprawdę musiało umrzeć. Od takiego myślenia można było oszaleć.
        - Nie słyszałem jednak o smoku, o którym mówisz - powiedział w końcu, przerywając ciszę. - Po drodze nie widziałem żadnych zleceń na latających, widocznie więc nikomu się nie naprzykrza. Mi to tam na rękę. - Zmrużył oczy. - Walka z nimi to mordęga, nie zawsze opłacalna.
        Obserwował zmieniający się wyraz jej twarzy, czekając na odpowiedź. Nagła agresja w jego stronę zaskoczyła go, jednak nie zdziwiła. Może w końcu przypomniała sobie, że to koniec końców jego pułapka ją złapała. Nie czuł jednak z tego powodów wyrzutów sumienia. Skoro została obdarzona elfimi cechami, mogła się lepiej rozglądać. Co znowu przypomniało mu o jego podejrzeniach. Zerknął w stronę kuszy. Była na szczęście na miejscu, ponownie więc spojrzał na elfkę. Nóż leniwie krążył między jego palcami, choć ruchy zaczynały jakby falować, w miarę jak zaczynał czuć niepokój obecną sytuacją.
        - Jaki tam rozbój. Nikt z żywych raczej tego skarbu nie pilnuje, jak dla mnie jest więc całkiem bezpański - żachnął się, jednak umilkł, a obracający się do tego czasu nóż w jego dłoni zatrzymał się gwałtownie.
        ...Smok?
        Nagle fragmenty układanki zaskoczyły na swoje miejsce, tworząc szybki ciąg skojarzeń w umyśle Irlana. Zrozumiał czemu Sareth wlazła w pułapkę nawet się jej nie spodziewając; w przestworzach nie ma przecież sideł. Jasnym stało się też, czemu nagle się nastroszyła, gdy rozmowa zeszła na polowanie na smoki. Instynkt samozachowawczy. Zmierzył elfkę-nie-elfkę badawczym spojrzeniem, zastanawiając się, co dalej. W razie ataku miał kuszę, z odrobiną szczęścia przeprowadziłby tę samą sztuczkę, co z wiwerną - strzeli bez celowania. Jeśli jednak nie dotarłby do niej dość szybko, zawsze zostawał mu nóż i sejmitar przy boku. Musiałby znaleźć jednak jakieś odwrócenie uwagi... Pomysł zapalił się w jego głowie niczym iskierka. Nie urodził się wczoraj, a na tym świecie nie zamierzał zostać tylko do dziś. Co jednak, jeśli to nie wystarczy?
        - Widzisz, tak myślałem że z tobą jest coś nie tak - stwierdził, ponownie biorąc się za skubanie ciasta. - Więc to cały czas ukrywałaś, huh? Jesteś smokiem? - Uśmiechnął się, szczerząc zęby jak wilk. - Ktoś na ciebie poluje?

Re: [Trakt Ku Górom Druidów] Za co warto walczyć!

: Sob Wrz 29, 2018 11:57 pm
autor: Dinitris
        Cały czas obserwowała jego reakcję i tak naprawdę spodziewała się raczej śmiechu, niedowierzania, oskarżenia jej o szaleństwo. Dlatego tym bardziej uzbroiła się w ostrożność. Slade miał głowę na karku i zachował się nad wyraz spokojnie, ale smocze oczy wychwyciły to, co niedostrzegalne. Niektórzy przypisują smokom nadzwyczajne umiejętności, takie jak czytanie w myślach. Owszem, Dinitris umiała porozumiewać się telepatycznie, lecz nie robiła tego przez zwykłą ostrożność i chęć pozostawienia swoich myśli tylko dla siebie. Jednakże aura Slade'a wyraźnie się wzmocniła, co odkryła z bajeczną łatwością. Zwiastowało to niepotrzebną przemoc, dlatego wspaniałomyślnie przerwała to, do czego zmierzał wojownik.
        - Żadna z tych zabawek cię nie uratuje jeśli nie porzucisz tych myśli. Mogłam cię zabić w dowolnym momencie, ale tego nie zrobiłam, bo nie stanowisz dla mnie zagrożenia. Pod tym względem bardzo siebie przypominamy.
        Westchnęła głośno i wstała z siadu, kiedy zaczął zadawać jej pytania. Nie były zbyt wyszukane, ale na początek mogły mu wystarczyć. Zdradziła mu swój największy sekret i miała nadzieję, że go w ten sposób nie zabiła. Szkoda by było tego wyjątkowo dobrze zapowiadającego się wojownika, bo takich, których nie cieszy zabijanie, to już nie ze świecą, ale z pochodnią szukać.
        - Wielu jest takich co muszą się ukrywać... - zaczęła i zrobiła kilka kroków w bok rozglądając się jakby coś odmierzała. Jak łatwo Slade mógł się domyślić, zachowanie elfki zmierzało ku jednej czynności. Jej skóra i całe ubranie rozjaśniało delikatnym światłem.
        Jeśli Slade szukał dobrego momentu na atak, to ta chwila była jedyną, gdy była praktycznie bezbronna. Ale przemiana była procesem tak widowiskowym, że trudno było wpaść na pomysł, aby go tak okrutnie przerwać. To co się wydarzyło dalej miało utkwić na długo w pamięci mężczyzny. Rozrastająca się bezkształtna forma światła wypełniła małe przestrzenie między drzewami, a tam gdzie się nie mieściła, odchylała grube, wierzbowe pnie jakby były to tylko kruche kłosa trawy. Dinitris nie była gigantem, ale we względnie gęstym lesie wydawała się wręcz ogromna.
        Do tego, gdy już zyskała swój prawdziwy wygląd podeszła bliżej Slade'a i zawiesiła nad nim swój gadzi łeb, który był tak duży jak on sam.
        - Może zacznijmy od nowa. Jestem Dinitris.
Jej długi ogon z płomienną kitą wypełzł spomiędzy drzew, a na jego włosiu wisiało co? Nic innego jak kolejna pułapka Slade'a. Zabawnie popatrzyła na lichą "spinkę" na ogonie, a potem na łowcę wzrokiem nie potrzebującym komentarza.
        - Moje gratulacje, łowco. Jednej nocy upolowałeś elfkę i smoka.
        Mogła sobie poradzić z tymi blaszkami, lecz wyręczyłaby tym głównego winnego, więc położyła ogon pod stopami Slade'a i zaczekała aż zabierze swoją własność.

Re: [Trakt Ku Górom Druidów] Za co warto walczyć!

: Nie Wrz 30, 2018 8:11 pm
autor: Slade
        Przeczucie go nie zawiodło.
        Wstał z opóźnieniem względem Sareth, gdyż trącił butem kuszę. Poczuł, jakby z całej siły zasunął palcem stopy o framugę drzwi. Co do...? To jej sprawka?
        Nie czekając dłużej skoczył na nogi, stając bokiem do elfki i ogniska, które ich dzieliło. Złapał nóż ostrzem do tyłu, przygarbiony obserwując jej każdy ruch. "Krąży wokół obozu jak drapieżnik", zauważył. Przeklął w myślach. Miał bardzo małe pole manewru, szczególnie między tymi drzewami. Liczył, że jeśli zdecyduje się na atak, to gałęzie choć trochę ograniczą jej ruch.
        Bardziej w tej chwili martwiła go jednak ta nieszczęsna kusza. Jego obecnie największy atut, przywiązany jakąś smoczą klątwą do ziemi. Przypomniał sobie o czymś, co mogło mu teraz pomóc. Wystarczyłoby, że...
        Drgnął, przypominając sobie jej niedawne słowa.
         "Żadna z tych zabawek cię nie uratuje, jeśli nie porzucisz tych myśli".
        Czyżby czytała w jego myślach? W takim razie nie był w żaden sposób się ochronić. Chyba że...
        Dalej nie spuszczając wzroku z Sareth, skupił wszystkie swoje myśli na ciepłym wspomnieniu, które ostało się niczym samotny sopel w wiosennej porze. Starając się o tym nie myśleć sięgnął do tylnej kieszeni płaszcza, wyjmując bardzo małą, niewiele większą od jego kciuka buteleczkę, chowając ją między palcami.
        Klimat się jednak zmienił. Elfka zwolniła, a jej postać zaczęła migotać. Kiedyś gdzieś czytał o metamorfozach - istotach zdolnych na życzenie zmieniać postać. Zastanawiał się, czy każdy smok ma tę umiejętność. Wydawała się przez sekundę rozproszona, Slade nie zamierzał więc zmarnować tej okazji. Z całej siły rzucił Rozbijacz Aury w kuszę, po czym poderwał nogą Kruczy Pazur do swojej ręki.
        Buteleczka migoczącego płynu stanowiła jedną z wciąż eksperymentalnych sztuczek w arsenale Slade'a. Stworzył ją przypadkiem, łącząc magiczny odpowiednik zmywacza do paznokci ze sproszkowanymi kościami drakona.
        Lepiej nie pytać skąd to wziął.
        Mikstura wydawała się oddziaływać na magiczną aurę oblanego nią, jednak starczającą na zaledwie kilka sekund. Nie powodowała też żadnych powikłań, może poza śmierdzącymi ubraniami. Dla zaklęć fizycznych, jak na przykład klątwy, sprawa miała się zgoła inaczej. Ku satysfakcji Slade'a - poparta dodatkowo dzisiejszym eksperymentem - zdawała się niszczyć niektóre magiczne obciążenia, często sprawiając, że dany obiekt stawał się całkiem ordynarny.
        Złapał pewnie rękojeść kuszy, po czym wysunął się krok do przodu, stając twarzą w twarz z szeroką gadzią twarzą przed sobą. Wilk naprzeciwko Smoka. Księżyc i Słońce.
        Nie ugiął się pod niemal hipnotyzującym spojrzeniem. Większość ludzi, jeśli nie padłaby z miejsca trupem, odczułaby przeszywający ich od samych korzeni przerażający strach, naturalny przy spotkaniu czegoś tak ogromnego i niebezpiecznego. Irlan jednak stał twardo. Ciężko było szczerze przestraszyć człowieka nie mającego nic do stracenia. Kusza pozostawała w jego dłoni, jednak zwrócona bełtem ku ziemi. Uniósł lekko brew.
        - Już nie Sareth, tak? Niech i tak będzie. Slade. Slade Irlan Lancaster - odpowiedział, nie mrugnąwszy. Mimo dość niefortunnie zapowiadającego się spotkania, czuł pewien respekt przed smokiem, pomieszany z podziwem. W przeciwieństwie do ilustracji widzianych w księgach, jej ciało wydawało się nienaturalnie długie i wąskie, gdyż oczekiwał raczej zbitego, ogromnego smoka. Różniła się od nich także innymi cechami. Płowe włosy, lub raczej sierść, pokrywająca czubek głowy i kark, do tego fantazyjnie wygięte do tyłu rogi i wręcz artystyczne ubarwienie lśniących łusek, każda odbijająca blask płomieni w tylko sobie znanym kierunku. Krótko mówiąc była...piękna. Na swój pokrętny gadzi sposób.
        Odsunął się o krok do tyłu, chowając nóż i opierając kuszę o ramię. Spojrzał na podsunięty mu przed nos ogon. Tak. Druga pułapka na niedźwiedzie. Jak wiele tego żelastwa dzisiaj rozłożył...?
        - Ja tylko rozłożyłem sidła. Elfka i smok same w nie wlazły - skwitował, zwalniając uchwyt szczęk pułapki. - Choć definitywnie wpiszę to sobie do osiągnięć - dodał, szczerząc zęby. Zmrużył oczy, ponownie spoglądając w oczy Dinitris. Instynkt dalej alarmował go o niebezpiecznej sytuacji, jednak Slade zaczynał czuć, że to tylko przeczucie, ostrzone przez lata pozostawania w zbrojnych konfliktach. Niepewnie zbliżył się ponownie do smoczycy, unosząc wolną rękę. Zerkał cały czas kontrolnie w jej oczy, po czym lekko położył rękę na czubku jej nozdrzy, lekko zsuwając rękę po niebieskawych łuskach. Ludzki odruch - chęć dotknięcia tego, co interesujące.
        - Nie mam ambicji cię zranić - prawie że szepnął, cofając rękę. - A moja oferta jest wciąż aktualna.

Re: [Trakt Ku Górom Druidów] Za co warto walczyć!

: Pon Paź 01, 2018 6:06 pm
autor: Dinitris
        Jak świat długi i szeroki smoków było naprawdę dużo rodzai. Ich obecność zawsze wywoływała ten sam zachwyt nad ich potęgą i niszczycielskimi zdolnościami. Rzadko, bardzo rzadko, ktokolwiek patrzył na nie przez pryzmat źródła mądrości i wiedzy historycznej. A świat człowieka nadal żył przeświadczony, że te okrutne gady przebywają wyłącznie w niegościnnych górach. Tymczasem mało kto pomyślał, że smoki żyją czasem jak zwykli ludzie, budując domy, zakładając rodziny i pracując jak każdy śmiertelnik. To jedna z tajemnic, w której się solidaryzują.
        Dinitris nigdy nie pokazałaby Slade'owi swojej prawdziwej formy, gdyby nie wewnętrzny głos, który podpowiadał jej: czas zmienić historię. Gdy zobaczyła jego reakcję, gwałtowne i rozpaczliwe chwytanie się każdej broni, którą miał akurat pod ręką, stwierdziła smutno, że po raz kolejny zawiodła się na ludziach. Widziała to wielokrotnie oczami swoich przodków, ale jeszcze nigdy swoimi. Pomimo żalu, wymierzonego wyłącznie do siebie, była gotowa zrobić coś, do czego sam ją zmusi. Gdy nadszedł kres przemiany została postawiona w bardzo trudnej sytuacji, a jej przenikliwe spojrzenie mądrych oczu przeszywało na wskroś ciało i duszę wojownika. Jego ruchy były zdecydowane, ale nie nieprzemyślane. Właściwie wszystko co zrobił, robił po to, aby zagwarantować sobie bezpieczeństwo. Slade nie był wyjątkiem, postrzegał ją jako potencjalną bestię gotową zabić go dla jakiejś chorej satysfakcji.
        Ale dała mu szansę. Dużą rolę w podjęciu tej decyzji miała kusza, którą oswobodził od jej zaklęcia, ale teraz wymierzonej ku ziemi. Zamrugała wolno, kiedy uwolnił jej ogon z wnyków. Obserwowała go gadzimi oczami z takim zainteresowaniem, jakby pierwszy raz w życiu widziała człowieka. Takie tylko sprawiała wrażenie. Bardzo ją interesował, bo widziała w nim coś co jej umknęło z początku, ale musiała to jeszcze przemyśleć. Może to przez raczej jej słabe doświadczenie z najemnikami.
        To jak na nią patrzył, zaskoczyło ją. Gdy wykonał krok w jej stronę poczuła się trochę zaniepokojona i miała ochotę zrobić krok w tył. Nie znała jego zamiarów dopóki mężczyzna nie wyciągnął ręki ku jej pyskowi. Pojęcia nie miała co chciał zrobić, dopóki nie ułożył palców na jej nosie. Choć już analizowała jego zapach, teraz poczuła go znacznie wyraźniej, a słaby dotyk na wrażliwej skórze między nozdrzami obudził w niej raczej tą łagodniejszą naturę. Patrzyła w zwierciadła jego oczu bez mrugnięcia okiem i.. o zgrozo... chyba polubiła tego głupca.
        Zastanawiała się co mu odpowiedzieć, choć decyzję już podjęła na jego korzyść. Był szalony i jeśli za nim podąży zmieni się wszystko co do tej pory myślała o ludziach.
        - Jeśli mówisz prawdę... To masz moje wsparcie - to właściwie najodpowiedniejsza odpowiedź na jaką było ją stać. Miała wobec niego wiele wątpliwości, ale udało mu się ją przekonać do siebie. Czy mu ufa? Tego nie mogła jeszcze teraz powiedzieć, ale miał w sobie "to coś", co ją w nim uwodziło. Oby to nie była wyłącznie żądza złota.

Re: [Trakt Ku Górom Druidów] Za co warto walczyć!

: Pon Paź 01, 2018 11:46 pm
autor: Slade
        Przyglądając się jej paszczy zastanawiał się, jak mu odpowie. Szczęka gadów nie była naturalnie stworzona do ich języka. Jego rozważania przerwał głos w jego głowie. Ciężko mu było go umiejscowić, bo dochodził z ...wszędzie. Nie miał jednak wątpliwości, że pochodził od smoczycy.
        Przytaknął na jej słowa. Zadarł głowę, starając się dojrzeć jakiś czysty skrawek nieba. Gęstwina liści skutecznie zasłaniała jego wzrok, nie był więc w stanie powiedzieć, ile czas minęło. Do świtu było jednak jeszcze daleko. A skoro zaczął bratać się ze smokami, wypadałoby jakoś to wszystko zorganizować.
        Gdy wyrwał się z zamyślenia zauważył, że wszystko nagle pociemniało. Ognisko, przy którym niedawno siedział ledwo się teraz tliło, najpewniej kopnięte w pośpiechu, gdy dopadał wcześniej bliżej Dinitris. Rozrzucony żar przez chwilę jeszcze płonął jasno, jednak odcięty od grupowego ciepła zaczął powoli gasnąć.
         Odwrócił się do smoczycy plecami. Zawarli przed chwilą swego rodzaju pakt, starał się więc przyzwyczaić do myśli, że od teraz nie będzie ona nieznajomą, lecz stałą towarzyszką podróży. Cóż, przynajmniej dopóki nie znajdą skarbu. Co potem, to potem. Mając to na uwadze podszedł do gasnących światełek. Przyklęknął, stawiając obok kuszę. Złapał odrobinę najjaśniejszego żaru w obie ręce, parząc lekko przy tym dłonie, jako że rękawice Slade'a nie posiadały palców. Z pokorną troską dmuchnął delikatnie, pozwalając, by jego oddech rozgrzewał małe żarki. Robił to do momentu, gdy spomiędzy jego dłoni uniosła się cienka smużka dymu, ulatująca ku bezkresnemu niebu przykrytemu gęstą taflą gałęzi. Postawił popiół z żarem w miejscu ogniska, po czym nasypał na niego trochę liści. Gdy jego oczom pojawił się mały płomień, dorzucił gałęzi, a potem grubszego drewna. Ogień, choć nie tak agresywnie jak niedawno, ponownie spowił okolicę w ciepłym, jednak bardziej pomarańczowym świetle.
        - Do świtu zostało jeszcze sporo czasu. Tak przynajmniej myślę - powiedział, wstając i otrzepując ręce o spodnie. - Jakakolwiek wyprawa nas nie czeka, może poczekać do rana. Dobrze będzie się wyspać przed podróżą.
         Przeszedł kilka kroków do szerokiego pnia dębu. Zimny podmuch wiatru z północy ponownie wkroczył między drzewa, owiewając jego postać. Zadrżał lekko na tę gwałtowną zmianę temperatury, po czym usiadł - ponownie - opierając plecy o skrawek drzewa, jedną nogę prostując tak, by prawie dotykała ogniska, drugą zaś opierając pod kątem o ziemię. Otulił się bardziej futrem, krzyżując ręce na piersi. Mruknął coś o "cholernych górskich śniegach", a chwilę później jego powieki powoli starały się na siłę ukryć oczy, wpatrujące się w tańczące płomyki na kłodach.

Re: [Trakt Ku Górom Druidów] Za co warto walczyć!

: Wto Paź 02, 2018 1:54 pm
autor: Dinitris
        Dinitris wolała używać telepatii do rozmów między ludźmi, ale potrafiła też płynnie rozmawiać tradycyjnie, lecz nie mogła wtedy pozbyć się niezbyt przyjemnego dla ludzkich uszu syczenia i charczenia. Reasumując: ładniej "brzmiała" jej telepatyczna myśl niż głos. Brzmiała wtedy bardziej "kobieco". Z niejakim rozbawieniem po raz kolejny obserwowała to samo roztargnienie w reakcji człowieka na cudzy głos w głowie. Slade nie był w tym przypadku wyjątkiem, ale była pewna, że szybko się do tego przyzwyczai, a może nawet doceni jego ogromne walory.
        Gdy człowiek zajął się ponownym rozpalaniem ogniska, rozejrzała się jeszcze raz po obozowisku i podjęła decyzję o pozostaniu już w tej formie, jako że miejsca przy dębie było wystarczająco dużo dla smoka i dla człowieka w liczbie jednoosobowej. Wolała położyć się z dala od ogniska, żeby go nie zdmuchnąć oddechem albo przypadkiem go nie zdusić którąś częścią ciała. Odsunęła się od Slade'a i jego płomyczka i uprzątnęła swoje legowisko z trawy i gałęzi pustosząc teren do gołej gleby. Ubiła ją łapami, następnie pochyliła nad nią głowę i wzięła głęboki oddech. Zaczerpnięte powietrze wydostające się z jej gardzieli, zmieniło się w niebieskawo-fioletowy płomień zderzający się pod ciśnieniem z surową ziemią w mgnieniu oka odparowując z niej wodę i pozostałe organizmy. Ciągły huk jaki wydawał palący strumień ognia był z początku ogłuszający, ale z każdą upływającą sekundą stawał się nawet całkiem znośnym szumem. Kwestią dobroczynną tego zabiegu było z pewnością nagłe ocieplenie okolicy. Kiedy Dinitris skończyła nagrzewać ziemię położyła się na niej w pozycji zwiniętej i łypnęła oczami na patrzącego na nią Slade'a. Nie miała nic przeciwko jego towarzystwu i "małej" pomocy z ogrzewaniem. Mógł to potraktować jako rewanż, bo w końcu to on jako pierwszy zaproponował jej miejsce przy ognisku. Gdyby postanowił się do niej przysiąść, pewnie nie miałaby nic przeciwko.

        Noc była bardzo chłodna i pełna nowości, do których musiała przywyknąć. Chociaż weszła do lasu, żeby się przespać, tej nocy nie udało się jej zmrużyć oka. Leżała z zamkniętymi oczami, ale nie spała. Nasłuchiwała odgłosów, oddechów i ruchów we śnie Slade'a, dalekiego pohukiwania sów i innych mieszkańców lasu. Niełatwo by ją było tej nocy podejść, bo chociaż jej myśli krążyły wokół zagadkowego skarbu i związanej z nim osoby jej towarzysza, to i tak jej zmysły były instynktownie wytężone i w jakiś niezrozumiały sposób poczuwała się w obowiązku czuwania nad słabym człowiekiem. Gdyby sama siebie teraz widziała, pewnie zareagowałaby z dezaprobatą, ale gdzieś we wnętrzu przeczuwała, że potrzebuje jakiejś odmiany. Bardzo trudne było życie w ciągłym ukryciu. Skarb, choć to bardzo ważny powód, mógł być tylko małym drobiazgiem z całości zysku.

        Niebo powoli zmieniało swój kolor z ciemnego granatu na ciemnoszare. Pewnie przywitałaby ich jasno-pomarańczowa łuna na wschodzie, ale niebo zasnuły nagromadzone nad ich głowami ciężkie chmury zwiastujące rychłą zmianę aury na tę bardziej wilgotną. Dinitris leżała w bezruchu patrząc w górę. Dawała człowiekowi czas, żeby sam się obudził, ale była prawie pewna, że zaraz zrobią to za nią zimne krople z chmur. Aby temu zapobiec rozłożyła cicho jedno ze skrzydeł i ustawiła je nad śpiącym człowiekiem i odpowiednio obniżając osłoniła go od wiatru i ewentualnych kropel zimnego deszczu.
        Ale nawet smocza cierpliwość miała swój kres. Drobny deszczyk zraszał całą dolinę i nagromadzone większe krople kapały na jej skrzydło, pod którym smacznie spał mały człowieczek. W głowie Dinitris układało się parę wersji szatańskich planów na jego wybudzenie, lecz górę wziął rozsądek. Wystraszony mógł zrobić sobie krzywdę - na przykład, gdyby zamroczony nie przypomniał sobie o wczorajszym "pakcie" i spróbował ją zaatakować. Mokry z kolei mógłby przemarznąć, także wylanie na niego zgromadzonej we fałdzie błony deszczówki również odpadało. Sięgnęła więc po nieco łagodniejszą metodę i zbliżyła do niego swój wielki pysk i koniuszkiem mokrego języka zwilżyła mu prawe ucho.

Re: [Trakt Ku Górom Druidów] Za co warto walczyć!

: Wto Paź 02, 2018 7:36 pm
autor: Slade
        Westchnął niezauważalnie, otwierając jedno oko. Wyciszenie przez sen przychodziło dość ciężko, szczególnie z ryczącym ogniem wydobywającym się z gardzieli smoka. Przewrócił oczami, podnosząc się z pozycji półleżącej, krzywiąc się kilka razy od podmuchu gorącego powietrza. Starając się nie zwracać na to uwagi posadził sobie kuszę na kolanach, sięgając drugą ręką do plecaka, by wyciągnąć buteleczki i jakąś ścierkę. Delikatnie naprężył ramiona kuszy, po czym ściągnął z nich linkę. Odkorkował pierwszą buteleczkę z czerwone szkła, kropiąc jej zawartością korpus, a następnie dokładnie go czyszcząc. Kusza, o czym łatwo było zapomnieć, została wykonana z metalicznego surowca, a nie jak większość - drewna, metalem jedynie wzmacnianego. Nie znalazł jeszcze nikogo zdolnego wytłumaczyć z czego dokładnie jest ten oręż, ale przynajmniej znalazł odpowiedni olej, którym mógł go konserwować. Nie był pewien, czy jest to potrzebne; Kruczy Pazur wydawał się pozostawać w nienaruszonym stanie, mimo wielu okazji zabrudzenia, otarcia bądź przygrzmocenia nim komuś niczym obuchem. Nawet linka do naciągania była oryginalna. Jej rdzeń był wykonany ze srebrzystego, rozciągliwego włókna, które - mimo prób - nie chciało się poddać nawet ostrzu noża. Jedyne co z nim robił, to owijanie po całej długości wyprawionymi ścięgnami zwierząt, smarując całość od czasu do czasu.
        Mimo to powtarzał tę czynność co kilka dni. Choćby po to, by móc zająć ręce w wieczory jak te.
        Skończywszy oporządzać broń ponownie napiął ramionami, a zwalniana linka wydała przyjemny dźwięk napinania, w miarę jak obracał powoli korbą przy uchwycie na rękę. Zadowolony ze swojej pracy odłożył kuszę w czyste miejsce, pozwalając jej schnąć do rana. Zauważył, że smoczyca zdążyła do tego czasu już się usadowić, wpatrując w niego swoje pionowo źrenicowe oczy. Uznając to za znak sam oparł się wygodniej, powoli zapadając w wyczekiwany sen.
         Sny, jak to sny, nie oszczędzały go. Przewijały mu przed oczyma rolkę wspomnień, zwracając uwagę na trywialne szczegóły, w żaden sposób ze sobą nie powiązane. Chwilę później w oddali zobaczył błysk rudawych loków, ciągnących się za posturą odzianej w fioleto....
        Otworzył oczy. Źrenicom zajęło sporo czasu, by przyzwyczaić się do szarawego światła padającego na pień drzewa. Przez sen musiał instynktownie przytulić plecy do ciepłej łuny z ogniska, podkładając sobie ramię pod głowę. Leżał nieruchomo, patrząc niewidzącym wzrokiem w przestrzeń poza granicą świata widzialnego. Przypominał sobie kolejne wspomnienia kolejnych dni i decyzje, które sprowadziły go dokładnie w miejsce, w którym przebywał. Jego głowę nie zaprzątała choćby jedna zbędna myśl, nawet ta o oddychaniu. Pierwszy poważny wdech po przebudzeniu przyszedł równo z odgłosem mlaśnięcia i uczuciem czegoś mokrego w okolicy jego ucha.
        Drgnął, podnosząc się na rękach. Od szybkiego ruchu zakręciło mu się w głowie, otrząsnął się jednak i postarał skupić wzrok przed sobą. Powoli z bladego światła poranka wyłoniła się przed nim postać smoczycy. Potarł brodę, otrzepując z niej drobinki piachu. Wstał chwiejnie, na nowo przyzwyczajając się do chodzenia po przespanej nocy, po czym potężnie się przeciągnął, słysząc chrobotanie każdej kości w jego ciele.
        - Dobry poranek - wymamrotał. Zdecydowanie nie był rannym ptaszkiem. Gdy wyruszą w trasę, będzie musiał znaleźć jakiś strumyk, by choć trochę się przebudzić. Lecz, obowiązki najpierw.
        Zerknął na niebo, zasłonięte ciężkimi chmurami.
        - Niedługo się zbieramy - oznajmił, rozglądając się na boki. - Tylko załatwię jeszcze jedną rzecz.
        Porwał plecak spod ogniska, po czym zagłębił się w gęstwinę. Jego "sprawa" nie trwała długo, gdyż po kilkunastu minutach wrócił, z o wiele bardziej wypchanym plecakiem niż gdy wychodził. Co kilkanaście kroków dało się słyszeć z jego okolicy ciche brzęczenie.
        - Nie ma na co tracić czasu - powiedział, łapiąc kuszę i przerzucając przez ramię, obok plecaka. - Ruszajmy w drogę. Może dojdziemy do celu do południa.
        Powiedziawszy to skierował kroki w stronę traktu, kontynuując swoją wczorajszą drogę. Z taką różnicą, że teraz zerkał co chwilę przez ramię na swoją nową towarzyszkę. Zastanawiał się, jaką formę przybierze na czas wspólnej podróży.

Re: [Trakt Ku Górom Druidów] Za co warto walczyć!

: Wto Paź 02, 2018 9:02 pm
autor: Dinitris
        Obrana przez nią metoda motywacyjna przyniosła natychmiastowy skutek. Gdy tylko Slade się poruszył, odchyliła skrzydło służące za parasol tworząc ostry kąt, po którym spłynęła zebrana na błonie deszczówka. Mruknęła coś pod nosem sama wstając z nagrzanej własnym ciepłem ziemi. Najpierw rozciągnęła zastałe kości wywołując głuche chrupanie dochodzące z kręgosłupa podczas akcji wyginania grzbietu i wypinania w górę zada, co przypominało trochę przeciąganie się gigantycznego kota. Ziewnęła przy tym potężnie, wydobywając z krtani pomruk swoją intensywnością płoszący wszystkie ptaki z drzew w promieniu kilku skoków. Jej uzębienie choć niezbyt przydatne w walce wywierało ogromne wrażenie, a sam rozmiar eksponowanej paszczy dostarczał wystarczająco dużo powodów do szacunku wobec tego stworzenia.
        Smoki nie muszą tak pilnować porannej toalety jak inne stworzenia, ale to wcale nie znaczyło, że są brudasami. Wręcz przeciwnie - trudno spotkać Dinitris z brudnymi łuskami, czy niewyczesaną grzywą. Co chyba najbardziej zrozumiałe, skrzydła wymagały jednak najwięcej uwagi ze względu na stosunkowo dużą rozpiętość, ale z tym także sobie radziła. Znała parę trików powiązanych bezpośrednio z umiejętnością przemiany i jeśli Slade'owi dopisze szczęście, kiedyś mu wyjawi tą tajemnicę.
        A jeśli już mowa o przemianie, to Dinitris postanowiła nie zmieniać swej formy i o tym właśnie chciała z nim porozmawiać.
        Ruszyła za nim i utrzymywała te wolne, bardzo wolne tempo jakie narzucił jej mały człowieczek, ale nie tylko dlatego - przejście przez las średniego smoka wymagało od niej trochę gimnastyki. Co jakiś czas wystawiała głowę znad koron drzew i sprawdzała kierunek i odległość do końca lasu i tym samym trudnego labiryntu. Kiedy wyszli na otwarty teren wysunęła język i zasmakowała świeżego powietrza analizując jego zapachy z dużo większą precyzją niż używając nosa. Syknęła coś do siebie i zrównała się ze Sladem mniej więcej na wysokości przednich łap. Polana przed nimi nie miała ścieżek ani wyznaczonych traktów, była dzika, najeżona głazami i miejscami przecinana wąskimi strumyczkami. Z jednego z nich smoczyca się napiła. Kiedy uniosła głowę i popatrzyła na Slade'a widać było w jej oczach, że coś ją trapiło.
        - Slade? - zagadnęła łowcę swoim telepatycznym głosem. - Słyszałeś o jeźdźcach smoków? - zapytała. Pytanie było jak najbardziej nieprzypadkowe. Wiązało się z małym "interesem" smoczycy.
        - Wiesz o czym mówię? Smok i elf lub człowiek, a nawet czasami krasnolud. Powiązani tak zwanym Splotem Dusz. Czytałam o czymś takim. I zastanawiam się, czy zgodziłbyś się, żebym pozostała w tej formie.
Temat był dla niej okropnie trudny, bo wiązał się z przyznaniem się do kłopotliwej sytuacji w jakiej się znajdowała, a jej ego było twarde jak stal. Nawet twardsze. Nigdy nie okazywała słabości, dlatego tak trudno jej było prosić kogokolwiek o pomoc.
        - Zmierzam do tego, że... jak wy to nazywacie, dzikie smoki są raczej niemile widziane w waszym świecie, ale z jakiegoś powodu smok, który służy człowiekowi albo elfowi za wierzchowca jest przyjmowany wręcz po królewsku. Podobno jeźdźcy smoków wymarli i chyba rozumiem dlaczego. To zawiła historia. Bardzo niebezpieczne dzieje smoków doprowadzające je prawie do wymarcia, ale to już nie o to chodzi.
Potrzepała szyją rozrzucając dookoła srebrzyste krople wody. Część włosów pod ciężarem wilgoci opadło jej na kark zasłaniając złotą powłokę i jednocześnie odsłaniając mniejsze kolce ukryte w grzebieniu.
        - Męczy mnie chowanie się w ciele kogoś kim nie jestem. Pomyśl, jakie korzyści przyniosłaby ci renoma jeźdźca smoka. Dla mnie oznaczałoby to mniej problemów z nadgorliwymi łowcami, a tobie profity płynące z legendy smoczych jeźdźców.
Obserwowała jego reakcję na tę niecodzienną propozycję.